[Marvel RPG] Amazing X-Men

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

[Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Acid »

Na wstępie trochę zasad:
- przed każdym postem w przygodzie piszemy pogrubioną czcionką imię postaci. Avatar w pierwszym poście na górze, by każdy wiedział mniej więcej, jak postać innego Gracza wygląda,
- dialogi piszemy jak komu wygodniej, więc czy będą kursywą, czy normalnie, mnie to bynajmniej nie przeszkadza,
- piszemy w trzeciej osobie liczby pojedynczej czasu przeszłego,
- w przygodzie mogą występować wulgaryzmy, ale wyłącznie w wypowiedziach bohaterów. Bez przesady jednak – co za dużo, to i… wiadomo.
- post Gracza powinien się pojawić w ciągu 5 dni od napisania mojego.
- dwie nie zgłoszone przez Gracza nieobecności = zakończenie wspólnej zabawy.
- dbamy o poprawność ortograficzną, interpunkcyjną, składniową i estetyczną postów. Jestem pedantem jeśli o to chodzi, więc lepiej dwa razy przepuścić tekst przez Worda, niż wrzucić post naszpikowany „bykami”.
- świat kreowany przeze mnie może w wielkim, bądź niewielkim stopniu odbiegać od czyichś wyobrażeń o uniwersum Marvela. Nie jest to powód, by cokolwiek z tym robić, bądź kłócić się z MG,
- pozwalam na kreowanie otaczającej rzeczywistości w dopuszczalnych i nie ingerujących w przygodę granicach,
- każdy ma prawo, a nawet powinność komentowania przygody w dziale „komentarze”,
- mile widziane wspólne posty z dialogami przez GG,
- MG ma zawsze rację :)

* * *

„Największym powodem do chwały nie jest to, że nigdy nie upadamy, ale to, że potrafimy się po upadku podnieść.”
- Konfucjusz

Amazing X-Men
Występują: Shadowdeath, Grim, Democritus, Ghettoblasta, Dreamer

Episode I: The New Stage of Life
Obrazek Xavier’s Institute for Gifted Youngsters, 1407 Graymalkin Lane, Westchester

Minęło już pół roku, odkąd Erik Lensherr, znany bardziej jako Magneto, sformował nowy oddział X-Men, złożony z młodych, niedoświadczonych ludzi. Charles Francis Xavier zginął, ale idea, która towarzyszyła mu przez całe życie, miała być kontynuowana przez piątkę nowych studentów, którzy świadomie zgodzili się nosić stylizowane „X” na piersi. Do Instytutu dla Uzdolnionej Młodzieży przybyli w różnych odstępach czasu, jednak łączyło ich jedno. Wszyscy byli mutantami.

Magneto zajął się nimi, jak na dobrego mentora przystało – dał im schronienie i możliwości. Możliwości rozwoju własnych zdolności, a także zainteresowań w wielkiej rezydencji położonej w Westchester, w stanie Nowy Jork, w sercu wspaniałych lasów. Młodzi mutanci mieli wyznaczonych nauczycieli, którzy dbali o ich ciągły rozwój – był więc Beast, Bishop, Emma Frost, Psylocke, Stacy X, Monet i kilku innych, z którymi codzienne zajęcia były czymś nowym i pozwalały uwolnić pokłady talentu, drzemiące w tych ludziach. Ćwiczenia w Danger Room, wykłady i treningi były dla piątki nowych X-Men na porządku dziennym. Oprócz nabycia nowych umiejętności, pozwalały mutantom zżyć się ze sobą, uczyły współpracy niczym jeden organizm. Tego właśnie życzył sobie Magneto. Tak właśnie pracowali.

Lucas Bishop już od dłuższego czasu patrzył przez szybę na wyższym poziomie Danger Room’u jak Nowi X-Men walczą z holograficznymi Acolytes. Dzisiejszą scenerią były ruiny w Genoshy. Obok niego, na fotelu za konsoletą, siedział Jean-Paul Beaubier, bardziej znany jako Northstar. Białowłosy spojrzał na czarnoskórego mężczyznę odrywając na chwilę wzrok od walczących na dole.

- Mam zwiększyć tempo, Luc? – spytał.
- Zostaw jak jest. – mruknął. – Dzisiaj muszę mieć ich świeżych, Erik zlecił im pierwsze zadanie.
- No proszę, po sześciu miesiącach wreszcie podjął taką decyzję. – zagwizdał Jean. – Coś poważnego?
- Nie sądzę, a przynajmniej stracą dziewictwo w terenie. – rzucił Bishop patrząc jak Ghettoblasta uderza plazmą w Chrome’a. – Dobra, wyłącz, starczy na dzisiaj. Czas mnie goni.
- Robi się, szefie. – Northstar przejechał palcami po konsolecie, po czym holograficzne obrazy zniknęły, przywracając surowy, futurystyczny obraz Danger Room. Po chwili Jean odezwał się przez mikrofon. – Wszyscy X-Men proszeni na górę.

Niektórzy z was skrzywili się nieco, inni wymienili jakieś uwagi. Chwilę później staliście wszyscy w pokoju, z którego prowadziło się ćwiczenia bojowe. W fotelu siedział już Bishop, Northstar, jak to miał w zwyczaju, zniknął gdzieś szybciej niż się dało zauważyć.
- Nieźle się spisaliście tam na dole. – zaczął. – Inna sprawa, że Northstar zaserwował wam dzisiaj niski poziom ćwiczeń. Ale tak miało być, bo dostaliście zadanie od samego szefa, a ja jako wasz dobry duszek… - uśmiechnął się paskudnie, widząc podniecenie ale i szok wypisany na waszych twarzach. – polecę z wami. Chodźcie za mną.
- Co to za zadanie? – zapytała Shadowdeath.
- Emma odkryła w Szkocji słaby sygnał obecności mutanta, więc Big Boss zadecydował, że mamy lecieć w okolice North Berwick i to sprawdzić. – Bishop wyprowadził młodych mutantów z sali, prowadząc ich dalej korytarzem. - Sam niestety nie może do nas dołączyć, gdyż ma jakieś sprawy do załatwienia w Kanadzie, więc ja będę nadzorował wasze działania w terenie. Przy okazji zobaczymy, czego zdążyliście się już nauczyć. – uśmiechnął się krzywo, patrząc na was przez przyciemniane okulary. – Erik jest szczególnie zadowolony z postępów, jakie poczynili Jessica, Ryan i Jason, więc mam nadzieję, że po tej akcji będę mógł napisać pozytywny raport. Póki co, moim zastępcą polowym na miejscu zostaje Shadowdeath, a jej zastępcą Ghettoblasta. Gdyby coś mi się stało, macie wykonywać rozkazy jej, a potem jego. – poinstruował wszystkich, wprowadzając was do przestronnego pokoju na pierwszym pod-poziomie piwnicy.

Pomieszczenie było niemal puste, jedynie po środku stały szerokie ławy, a na wieszakach, w specjalnie przygotowanych wnękach w ścianie wisiały czarne uniformy z żółtymi literami „X” na piersi i ramionach obu rękawów. Na pierwszy rzut oka widać było, że wykonane są z jakiegoś specjalnego materiału i że z pewnością zdadzą swój egzamin. Pokój wyglądał na swoistą szatnię.

– To wasze nowe kombinezony bojowe i w tym będziecie lecieć na akcję. Połączenie vibranium z kevlarem da wam należytą ochronę w różnych warunkach i sytuacjach. Reed Richards podesłał dzisiaj ich ulepszone wersje, więc ty, Jessico, już nie będziesz musiała chować się po krzakach, gdy powrócisz do własnej postaci. Macie pół godziny na szybki prysznic, a potem w uniformach stawiacie się w hangarze. Jason, dzisiaj jesteś drugim pilotem, zobaczymy jak się będziesz sprawował poza symulatorem. Jakieś pytania? Bo się spieszę. – spojrzał po was zakładając ręce na piersi.
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Ouzaru »

Shadowdeath

Obrazek

Przez ostatnie pół roku siedziała w Instytucie – grzecznie biorąc udział w lekcjach, treningach, nudnych zajęciach i podpadając Emmie. Starsza Mutantka jakoś nie mogła zrozumieć i przyjąć do wiadomości, że Shadow wychodziła i wchodziła kiedy chciała, a po powrocie z takiego wypadu na miasto zwykle niosła pod pachą coś „nie swojego”. Z kolei młoda kobieta nie rozumiała, dlaczego nagle w jej życiu pojawiły się jakieś nakazy, zakazy i zasady, których trzeba było przestrzegać. Oczywiście panna Frost wszelkimi sposobami usiłowała wybić Jessice z głowy kradzieże, jednak na nic to się zdało. Skończyło się nawet na kilku groźbach, że zostanie wyrzucona z Instytutu, jednak Shadow nic sobie z tego nie robiła. Dobrze wiedziała, że Magneto jej się nie pozbędzie, a gdyby jednak tak zrobił, bez problemu by sobie poradziła. Sama, bez ich pomocy. Znowu.

Zajmowała pokój na końcu korytarza, gdzie nikt jej nie przeszkadzał i nie zawracał głowy. Był urządzony tak samo, jak wszystkich innych, może z tą różnicą, że był zawalony kradzionym sprzętem. Tak więc Shadowdeath miała własnego laptopa, aparat cyfrowy, trzy najnowsze telefony, zestaw kina domowego ze średniej wielkości plazmowym telewizorem, mini wieżę. Niejednokrotnie Jason do niej wpadał, by puścić dziewczynie swoje najnowsze produkcje i delektować się krystalicznie czystym dźwiękiem. Ją to niespecjalnie interesowało, ale Magneto kazał być miłym, to się chociaż starała. Chłopak był nawet całkiem sympatyczny, tylko gadał tyle, że aż uszy bolały. Przy tym ciągle się uśmiechał i Jess zaczynała już podejrzewać, iż było to efektem jakiejś operacji plastycznej. W przeciwieństwie do niego, ona raczej rzadko okazywała zadowolenie.

Cały pokój dziewczyny powyklejany był zdjęciami – Jess na tle Wieży Eiffla, Disneylandu, Statuy Wolności, z kolekcją ogromnych i kolorowych pluszaków… Na kilku pozowała razem z jakimś wyższym od niej o głowę przystojnym mężczyzną, który na oko mógł mieć z trzy dychy. Czasami tylko on był na zdjęciach – w krótkich spodenkach, z obcisłą koszulką na ramiączkach, która opinała jego rozbudowane mięśnie. Zazwyczaj stał w jakimś parku, a ciemne okulary zasłaniały mu oczy. Na twarzy mężczyzny zawsze gościł szelmowski lub zalotny uśmiech. Jason raz w swojej manii gadulstwa zapytał, gdzie się podział ten przystojniaczek ze zdjęć, a Jess w odpowiedzi wywaliła go z pokoju. Drugi raz tego tematu nie podejmował.

Kolejnym elementem wystroju siedziby dziewczyny były dwa zsunięte ze sobą fotele, na których Shadow zwykle spała. Jakoś ogromne łóżko, gdy się leżało w nim samej, nie było dobrym miejscem na zasypianie. Przez kilka pierwszych nocy po prostu przekręcała się z jednego boku na drugi, w końcu wyciągnęła się na fotelach. I tak było do dzisiaj.

Dzień wypełniały jej różne zajęcia. Magneto zauważył, że lubiła kombinować i zawsze znajdowała wyjście z sytuacji, więc sprowadził Cycka (jak w myślach nazywała Scotta), by uczył ją taktyki oraz strategii. Lekcje były fajne, tylko czasami wykładowca ją wkurzał, kiedy za bardzo utrudniał zadania.
- A teraz taki przykład. Twoja drużyna wpadła w pułapkę. Jest pięciu uzbrojonych kolesi, jeden trzyma nóż przy gardle twojego kolegi i grozi, że jeśli któreś z was się ruszy lub użyje mocy, to go zabije. Co robisz?
- Korzystam ze zdolności Dreamera, niech faceta odepchnie od zakładnika lub pozbawi przytomności.
- A jeśli to Dreamer jest zakładnikiem?
- Jak wyżej. Co za różnica?
- A jeśli jest nieprzytomny?
- Wrr.. Korzystam z mocy Jasona, żeby strzelił.
- Okey. A jeśli ten koleś to mutant, który jest niewrażliwy na taki atak? Albo jest na tyle szybki, że go unika?
- Czy ty zawsze musisz mi utrudniać, Scott? – zapytała.
- A chcesz się czegoś nauczyć? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Jess przymknęła na chwilę oczy i rozluźniła się, wyglądało na to, iż zastanawia się nad problemem. W pewnym momencie Scott poczuł, jak jego krzesło unosi się do góry i nim zdążył zareagować, wyrżnął plecami o podłogę. Przez chwilę widział, jak coś przypominającego czarną mackę trzyma nogi krzesła w górze, jednak zaraz rozwiało się to w czarny dym.
- Takie rozwiązanie pasuje, Scott? – zapytała, wstając ze swojego miejsca.
- To chyba było coś nowego? – zauważył, rozcierając głowę.
- Mam jeszcze kilka sztuczek w zanadrzu. Wierz mi, że w wolnym czasie nie czytam komiksów – odparła.
- Zgłoszę Magneto o twoich postępach, a teraz już możesz wracać do siebie, Jess.
- No jak tam sobie chcesz. Narka.

Gdy Danger Room był wolny, często trenowała ze swoim holograficznym instruktorem lub Psylocke, jeśli ta akurat miała wolną chwilę. Ciężko było znaleźć trenera Wu-Shu, zwłaszcza że Jess była już na dość zaawansowanym poziomie. Na szczęście Betsy okazała się godnym przeciwnikiem, a treningi pod jej okiem kończyły się zawsze bolącymi zakwasami i kolorowymi siniakami.

W samotności, zwykle popołudniu, Shadow ćwiczyła swoje moce lub – wpatrując się z zdjęcia – wspominała stare dobre czasy. Nocami wybierała się na miasto, a z samego rana miała kolejną rozmowę na dywaniku u Emmy. Czasami też wysłała swojej koleżance, Ike, jakiegoś maila. Zdarzały się jej również wypady z Dreamerem, którego – na polecenie Magneto – wzięła „pod swoje skrzydła”, gdy ten przybył do Instytutu. Z początku była mocno niezadowolona z tego faktu, jednak dość szybko się przekonała do nowego towarzysza. Miała tylko nadzieję, że za często nie grzebał w jej myślach. Gdyby się dowiedziała, iż coś takiego zrobił, zapewne miałby nieźle przechlapane.

* * *

- Nieźle się spisaliście tam na dole. – pochwalił ich Bishop. – Inna sprawa, że Northstar zaserwował wam dzisiaj niski poziom ćwiczeń. Ale tak miało być, bo dostaliście zadanie od samego szefa, a ja jako wasz dobry duszek… - uśmiechnął się paskudnie, a ona dobrze znała ten uśmiech, który nie zapowiadał nic dobrego. – polecę z wami. Chodźcie za mną.
- Co to za zadanie? – zapytała.
- Emma odkryła w Szkocji słaby sygnał obecności mutanta, więc Big Boss zadecydował, że mamy lecieć w okolice North Berwick i to sprawdzić. – Bishop wyprowadził młodych mutantów z sali, prowadząc ich dalej korytarzem. – Sam niestety nie może do nas dołączyć, gdyż ma jakieś sprawy do załatwienia w Kanadzie, więc ja będę nadzorował wasze działania w terenie. Przy okazji zobaczymy, czego zdążyliście się już nauczyć. – uśmiechnął się krzywo, patrząc na młodych mutantów przez przyciemniane okulary. – Erik jest szczególnie zadowolony z postępów, jakie poczynili Jessica, Ryan i Jason, więc mam nadzieję, że po tej akcji będę mógł napisać pozytywny raport. Póki co, moim zastępcą polowym na miejscu zostaje Shadowdeath, a jej zastępcą Ghettoblasta. Gdyby coś mi się stało, macie wykonywać rozkazy jej, a potem jego. – poinstruował wszystkich.
- Mnie? – zdziwiła się dziewczyna. – Więc po to były te zajęcia z Cyckiem? Sorry, ja się nie nadaję i nie chcę brać odpowiedzialności za tę bandę panienek – mruknęła. – Przecież nikt się nie będzie mnie słuchał.
- Decyzja została podjęta i nie podlega dyskusjom. Już twoja w tym głowa, żeby cię słuchali, gdyby coś się działo – odpowiedział Bishop, stukając palcem w znaczek „X” na jej piersi. Jess zmarszczyła lekko brwi, jednak nic więcej nie dodała.
Poszli dalej, na dolne poziomy i mężczyzna przydzielił im nowe stroje.
– To wasze nowe kombinezony bojowe i w tym będziecie lecieć na akcję. Połączenie vibranium z kevlarem da wam należytą ochronę w różnych warunkach i sytuacjach. Reed Richards podesłał dzisiaj ich ulepszone wersje, więc ty, Jessico, już nie będziesz musiała chować się po krzakach, gdy powrócisz do własnej postaci. Macie pół godziny na szybki prysznic, a potem w uniformach stawiacie się w hangarze. Jason, dzisiaj jesteś drugim pilotem, zobaczymy jak się będziesz sprawował poza symulatorem. Jakieś pytania? Bo się spieszę.

Nie czekała na zaproszenie, tylko zmieniła swą postać w dym. Jak zwykle ubrania, które miała na sobie, po prostu przeleciały przez nią i upadły na chłodną posadzkę. Dziewczyna wysunęła czarne kłęby dymu przed siebie, zdjęła strój z wieszaka i wleciała do niego, po chwili pojawiając się w swej zwykłej postaci. Wyglądała całkiem nieźle – szczupła, czarnowłosa i lekko opalona piersiasta młoda kobieta robiła niezłe wrażenie na kolegach. Niebieskie oczy przyglądały się dziwnemu materiałowi. Jess zmieniła swoje ramię w dym, a strój zareagował natychmiast, czyniąc to samo. Zaskoczona przemieniła całe swoje ciało, po czym wróciła do dawnej postaci i nadal była w ubraniu.
- Wow! Zajebiste! – zawołała podekscytowana.
- Do bani, już nie będzie fajnych widoków – któryś z kolegów mruknął pod nosem, ale nie była pewna, który. Zapewne Jason, on zwykle ją wkurzał gapieniem się na jej tyłek. Postanowiła to zignorować.
- Jak dla mnie, wszystko spoko. Dobrze by było dowiedzieć się o pogodę, ponoć w Szkocji jest ona… w kratkę.


To ja się zgłaszam na pokładzie! Dzięki za info na mailu i szybką odpowiedź na dialog, Kwasiu :)
Obrazek
Evandril
Mat
Mat
Posty: 559
Rejestracja: sobota, 8 lipca 2006, 16:28
Numer GG: 19487109
Lokalizacja: Łódź

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Evandril »

Obrazek

Jason Williams

Kiedy po raz pierwszy do jego domu zawitał siwowłosy mężczyzna który przedstawił się jako Erik Lensherr wraz ze swoją świtą dziwnie ubranych koleżków, Jason myślał że to jakiś żart bądź sen. Magneto jednak zaprosił go do wspólnoty, która nazywała się Instytut dla Uzdolnionej Młodzieży i zrzeszała mutantów, takich jak on. Bez wahania zgodził się, zwłaszcza, że był człowiekiem dla którego nieobce były nowe przygody, a który przede wszystkim stawiał na rozwój. Tym oto sposobem stał się członkiem nowej, dopiero formowanej przez Magneto drużyny. To było niemal pięć miesięcy wcześniej.

Dla otwartego, pełnego pomysłów człowieka z wiecznie pozytywnym nastawieniem do życia nie było trudno zaklimatyzować się w nowym otoczeniu, zwłaszcza, że tak naprawdę niewiele się zmieniło, jeśli chodzi o warunki mieszkalne. Przed przeniesieniem do Instytutu mieszkał bowiem w podobnym, wielkim domu na przedmieściach Nowego Jorku. Początkowo Jasonowi brakowało bardzo jego studia nagraniowego, jednak po długich negocjacjach i błaganiach, Erik zgodził się na przeniesienie sprzętu do Instytutu. Miesiąc wystarczył, by zamienić stary, niepotrzebny nikomu pokój na pierwszym pod-poziomie piwnicy na małe studio nagraniowe, w którym można było nawet rejestrować wokale.

Mimo ogólno panującej miłej, rodzinnej atmosfery, Williams przekonał się, że Instytut to także ciężka praca na treningach, a także poszerzanie horyzontów. Szczególnie Lucas Bishop upodobał go sobie do roli pilota wielkiego odrzutowca, którymi onegdaj latali ”starzy” X-Men. Podczas treningów Blackbird robił na chłopaku niesamowite wrażenie, a wszystkie te przyciski, monitory i manetki tylko dopingowały go do rozwoju i pracy. W szkole poznał także kilku nowych znajomych – niektórym działał na nerwy swoim gadulstwem (Jessica), z innymi mógł pogadać i pośmigać po mieście w formie parcour (Chang), a z pozostałymi utrzymywał po prostu dobre kontakty. Jeśli tylko nie ćwiczył, czy to w Danger Room, na siłowni, czy kickboxing, oddawał się pracy studyjnej i nauce. Ewentualnie wkurzaniu Jessici, zwłaszcza jeśli chodzi o zdjęcia wiszące u niej w pokoju. W tym był dobry, a i łapał lepszą kondycję, gdy goniła go po Instytucie rzucając najróżniejszymi epitetami.

Kolejny dzień mijał jak zawsze. Zaczęło się od ćwiczeń w Danger Room – dzisiaj mieli się zmierzyć z jakimiś Acolytes. Jean-Paul mówił, że kiedyś to była jakaś bojówka Magneto czy coś w ten deseń, jednak Jason nie przejmował się tym zbytnio. Kolejni faceci w rajtuzach i dziwnymi znaczkami na cyckach. Ostatnio to była normalka. Gdy zaczęli się dopiero rozgrzewać, z głośników wybrzmiał głos Northstara.
- Wszyscy X-Men proszeni na górę.
- Cholera, że też teraz musiał skończyć jak kopałem dupsko tego świecącego jak żarówa. – rzucił niezadowolony Jason. – Ciekawe co tym razem. Może zapomniałaś założyć majtki, Jess i nasz ticzer je znalazł. – Ghettoblasta poruszał seksownie brwiami, jednak widząc minę dziewczyny, doskoczył do Changa.
- Hej, stary. – zagaił do Chińczyka. - Chciałem ci tylko powiedzieć, że przy wczorajszym wyścigu przez park dałem ci fory. Wiesz, taki element humorystyczny z mojej strony. Poza tym nie wiedziałem, że tam będzie drzewo. Musimy to powtórzyć. Może jutro w Washington Park? – zapytał Changa. – Tym razem polegniesz, ziom.

Chwilę później byli już na górze – przywitał ich wyluzowany jak zwykle Bishop. Mówił coś o pierwszym zadaniu.W drodze przez korytarz Ghetto nie słuchał za bardzo, bo szeptał o czymś z Ryan’em. Gdy doszli na miejsce i Bishop wyznaczył dowódców, wtedy odezwała się Jessica.
- Mnie? – zdziwiła się dziewczyna. – Więc po to były te zajęcia z Cyckiem? Sorry, ja się nie nadaję i nie chcę brać odpowiedzialności za tę bandę panienek – mruknęła. – Przecież nikt się nie będzie mnie słuchał.
- Jakbyś nie wiedziała, skarbie, to jesteś jedyną panienką w tej ekipie, więc mów za siebie. Bo widzisz… - Jason uśmiechnął się szeroko. – Każdy w tym pokoju ma siusiaka oprócz ciebie, więc to jasno nam wszystko precyzuje, no nie?
Jeszcze chciał coś dodać, ale Bishop wszedł mu w słowo, pokazując nowe uniformy.
- Przecież ja w tym będę wyglądał, jakbym szedł na pogrzeb. – skomentował Jason. – Dobrze, że mnie znajomi nie zobaczą, bo bym się pewnie już w klubie nie pokazał. – zaświecił idealnym uzębieniem.
Jessica nie czekając na nic „wpełzła” w kostium, co Williams skwitował szybkim:
- Do bani, już nie będzie fajnych widoków.
- Jakieś pytania? Bo się spieszę. – mruknął ich nauczyciel.
- Jedno. Zdążymy przed wieczorem? Bo w TV lecie mecz Knicks’ów i z Ryan’em nie chcielibyśmy przegapić. Wiesz, Luc, Eddy Curry wraca do gry po kontuzji… - rzucił Jason uśmiechając się rozbrajająco.
"Trzymaj się swych zasad! To jedyne co Ci pozostało w świecie Chaosu."
Darlar
Marynarz
Marynarz
Posty: 229
Rejestracja: poniedziałek, 8 września 2008, 12:37
Numer GG: 8299547
Lokalizacja: Warszawa

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Darlar »

Obrazek

Ryan Hall

Nowy Jork
Pół roku wcześniej....


Chłopak opuścił mury ponurego aresztu i rozejrzał się na boki. Podłoga była jak pod psem, a od domu Victorii dzieliła go połowa wielomilionowego miasta. Westchnął więc cicho i zarzucił sobie na ramię jedyną rzecz jaką miał przy sobie podczas aresztowania, wypchany różnymi głupotami plecak. Zastanawiał się czy tłuc się komunikacją, czy zadzwonić do siostry by przysłała po niego swoich opiekunów. Wybrał pierwszą opcję i z wolna ruszył w stronę pobliskiej ulicy.
- Nie ma to jak smak wolności, prawda paniczu Hall? Nazywam się Erik Lensherr.
Mutant zerknął w stronę właściciela owego włosu. Siwowłosy, charyzmatycznie wyglądający stał na jego drodze, w odatku wystrojony w niezwykle elegancki garnitur, buty i płaszcz jakby dopiero co wracał z wesela własnej córki. Hall wyminął go z kwaśnym uśmiechem.
- Słyszałem... wpłacił pan za mnie kaucję...
- I z chęcią doprowadzę tą sprawę do końca... Znam pewnego adwokata, który ma nadzwyczajny dar do przekonywania ławy przysięgłych, w dodatku jest moim dłużnikiem.
- Skąd oni cię wzięli? Z UNICEF'u?
- Powiedzmy, że jestem filantropem....
- I zaprosisz mnie do domu jak MJ? Bardzo zabawne... wybacz, ale wybieram się do meksyku. Podszkolę sobie hiszpański.
- A jeśli jako alternatywę tej uroczej wycieczki zaproponuję ci pobyt w miejscu do którego trafili Victor i Laura?
Ryan zdawał sobie sprawę, że mężczyzna cały czas kroczy za nim. Kiedy usłyszał imiona dwójki swoich znajomych przystanął w miejscu. Namyślał się jedynie kilka sekund i odwrócił się w stronę stojącego za nim semity.
- Wykrakałem... Serio taki dobry ten adwokat?
Mężczyzna skomentował jego pytanie lekkim, szczerym uśmiechem....

----------------
Teraz...

Młody mutant spokojnie przemierzał korytarze instytutu z dłońmi wciśniętymi w głąb swoich przudużych kieszeni osadzonych w równie przydużych jeansowych spodniach i opuszczał pomieszczenie w którym pozostawili Northstara. Towarzyszące mu po drodze szepty Jasona kwitował cichymi ziewnięciami i lekkimi kiwnięciami swojej łepetyni, najwyraźniej nie był w najlepszym nastroju do rozmowy. Czuł się trochę jak rozpruty worek ziemniaków, od kilku dni nie palił marihuany i miał wrażenie jakby jego samopoczucie przeistoczyło się w pustynię. Nie był ani zły, ani wesoły, najzwyczajniej w świecie nie robiłby nic tylko przespał cały dzień. Kiedy już znaleźli się w sali podszedł do szafki oznaczonej swoim nazwiskiem i zdjął z niej górną część swojego kostiumu. Ocenił go krytycznie, unosząc przy tym lekko swoje brwi i zarzucił go sobie na ramię, potem to samo zrobił ze spodniami i pasem a buty chwycił w prawą dłoń. Westchnął smętnie i poprawiając daszek swojej czapeczki obrócił się w stronę swoich towarzyszy.

- Gadacie jak Marines na lasujących mózgi filmach wojennych klasy B. Śmichy chichy przed akcją, a potem wszyscy umierają. Darujcie sobie te żarty bo w życiu pewnie też przynoszą pecha...

Burknął z wyraźnym niezadowoleniem i do tego tak mrukliwie, że nie był pewien czy dobrze go zrozumieli, potem popatrzył na brodatego czarnucha o posturze Shwarceneggera. Miał pewność, że Bishop wyjawi im szczegóły misji już podczas lotu, jednak jego ciekawska natura niedawała mu spokoju tak więc wolał spróbować wyciągnąć jakieś dodatkowe informacje już w tej chwili.

- Panie Bishop... wie pan coś więcej o tym mutancie? Co jest tak właściwie celem naszej misji? Chcemy go zwerbować? Czy po prostu się z nim zapoznać?

Rzuciwszy owe pytanie wyraźniejszym tonem niż poprzedzającą je prośbę do swoich kolegów, zaczął powoli dreptać w stronę pryszniców, na tyle ospale by po drodze dosłyszeć jeszcze odpowiedź nauczyciela. Zastanawiał się czy wybór Jessici na liderkę był dobrym pomysłem, już teraz zaczynały się z tego powodu szowinistyczne docinki. Jego niebieskie oczy zawiesiły się na chwilę na postaci dziewczyny, miał wrażenie, że niepotrzebnie się martwił, powinna dać sobie radę, w każdym razie on nie będzie jej niczego utrudniał.
Przez myśl przemknęło mu jeszcze jedno pytanie, nauczyciel wspominał coś o zagranicznej wizycie Magneto na północy. Chłopak uśmiechnął się pod nosem, jakby nie było Kanada była teoretyczną ojczyzną dosyć bliskiej mu osoby, żałował, że bliskiej jedynie w psychicznym, a w dodatku jednostronnym znaczeniu tego słowa. Humor znów nieco mu się pogorszył jak zwykle na myśl o takich sprawach. Zanim Bishop zdążył jeszcze odpowiedzieć przystanął i dodał.

- Wizyta szefa w Kanadzie ma coś wspólnego z panem Loganem?
O o
/¯_____________________________________
| IMMA FIRIN' MAH LAZOR!!! BLAAAAAAAH!!!
\_¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯
Alien
Kok
Kok
Posty: 1304
Rejestracja: środa, 25 lutego 2009, 16:48
Numer GG: 28552833
Lokalizacja: Police

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Alien »

MV5BMTIzNDEwODY2OV5BMl5BanBnXkFtZTcwNzEzNTY3MQ@@__V1__SX266_SY400_.jpg
Peter Harbour ( Deamer)
Ostatni miesiąc męczył się w tym uniwersytecie pod czujnym okiem Emmy Frost. Ta ..ekhm... pani kazała mu zaczynać telepatię od podstaw. Ale przedtem jeszcze musiał opowiedzieć jej wszystko co do tej pory osiągnął tą mocą. Cholernie uparta nauczycielka.
Dreamer starał się nie czytać myśli innych X-man. No chyba że emocje z nich dosłownie wylatywały. A było parę takich sytuacji. Miał nadzieję że Magneto się o tym nie dowie. Bo zanim został X-man obiecał nie czytać myśli innych mutantów z tej szkoły.
Ile ta misja będzie trwała?= pomyślał Dreamer. Miał plany na dzisiaj , a tu wyjeżdżają mu z "misją". Najchętniej w ogóle nie brałby w niej udziału. Dzisiaj miał ustalony trening szermierki. Mogę mieć kłopoty z trenerem- pomyślał. I taka była prawda. To może być już czwarty raz pod rząd kiedy się spóźnia na trening. A nauczyciel już był wściekły. Niedługo miały odbyć się zawody ,a Peter coraz częściej się spóźniał i na treningach szło mu słabiej. Trzeba będzie potrenować po nocach. Może jednak zdołam jakoś utrzymać ten poziom.
W danger room dawał z siebie wszystko. Jak zwykle zresztą. Jednak dzisiaj wydawało mu się że nie chcą ich przemęczać. Ciekawe , czemu?- pomyślał wtedy jeszcze lekko zdziwiony Dreamer. Miał ochotę wejść pod prysznic i się utopić.
Teraz już wiedział o co chodzi. Mieli pójść na pierwszą misję. Akurat dzisiaj. Pech to pech. A może robili to specjalnie? Sposób manipulacji? W każdym razie zaczynali działać mu na nerwy. Były dni kiedy był gotowy rozerwać ich na kawałki.
Bishop objaśnił im wszystko. Miał lecieć z nimi. Bo czego się spodziewać? Że Magneto puści ich sam? Tym zajebistym odrzutowcem? Byłoby zajebiście.
Shadowdeath została jego zastępcą. Ciekawe jak sobie poradzi? Ghettoblasta miał być drugim zastępcą. Ciekawy , naprawdę ciekawy dobór.
Kiedy otrzymali nowe stroje , Shadowdeath przenikła w swój kombinezon. Troszkę szkoda, że dostali te nowe kostiumy
- Do bani, już nie będzie fajnych widoków – któryś z kolegów mruknął pod nosem. Dreamer w pełni się z nim zgadzał.
Peter wziął swój kostium i szybko przekonał się że jest co najmniej.... dziwny. Jak chyba wszystko w tej szkole.
-Połączenie vibranium z kevlarem da wam należytą ochronę w różnych warunkach i sytuacjach- tłumaczył im Bishop.
- Jakich sytuacjach?- zapytał go Peter- Obroni mnie przed złością Shadow?
Ryan spytał jeszcze się coś o tym mutancie, ale Peter już tego nie słyszał. Szybkim ruchem szedł pod prysznic.
- Może jeszcze zdąże coś zjeść- mruknął pod nosem idąc w kierunku łazienki.

tak wiem że post jest cholernie krótki ale obiecuję się rozkręcić.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
00088888000
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: BlindKitty »

Grim

Obrazek

Kiedy pozostali tu przybywali, Grim był już na miejscu. Stał na trawniku, boso, uderzając miarowo pięściami powietrze lub kopiąc palik wbity w ziemię i owinięty matą. I liczył.
Gdyby ktoś znał chiński, i podszedł na tyle blisko żeby usłyszeć jak Grim mruczy od czasu do czasu, usłyszałby, że odzywa się, żeby ułatwić sobie liczenie, co sto uderzeń. Jednocześnie wystawiając kościany wypustek na ręce czy nodze.
Kończył przy dziesięciu takich.

Ciężko byłoby komukolwiek powiedzieć, że czuł się tutaj na miejscu. Z drugiej strony, nikt chyba też nie stwierdziłby niczego przeciwnego - w ogóle po tych sześciu miesiącach spędzonych w Instytucie, wszyscy wiedzieli właściwie tylko tyle, że na Grima można liczyć właściwie w każdej sytuacji.
Były dwa wyjątki. Jessica, której Grim chyba nie lubił, choć przy jego wylewności ciężko było to naprawdę stwierdzić; w zasadzie jedyne co było pewne, to że zawsze skromnie odwracał głowę, kiedy wylatawała w formie dymu ze swojego ubrania. I Ghettoblasta, z którymi polubili się natychmiast po pierwszym spotkaniu, choć kompletnie nikt - włącznie z nimi - nie miał pojęcia dlaczego. Dopiero po paru dniach zresztą porozumieli się, że obaj uprawiają le parcour. Porozumieli się to zresztą duże słowo - Jason zauważył Changa jak ten ostatni wyskakuje ze swojego okna na piętrze i ląduje z charakterystycznym przewrotem.

Przez te miesiące, kiedy tylko nie biegali po całym mieście we dwóch, ścigając się i wspólnie opracowywując trasy, Chang głównie ćwiczył i uczył się, to drugie pod okiem Beast'a. I z przyjemnością przyjmował wyzwania rzucane mu przez kogokolwiek, kto chciał sprawdzić czy jest dobry we wschodnich sztukach walki. Choć ćwiczącego po sześć godzin dziennie od siódmego roku życia Grima niełatwo byłoby pokonać.

***

Przyjrzał się z góry na dół nowemu kostiumowi, przez chwilę pomiął twardy materiał w palcach, spróbował go lekko rozciągnąć. Dłuższą chwilę rozważał, po czym, wysłuchawszy wszystkich, kiwnął głową Jasonowi.
- Zobaczymy kto wygra - uśmiechnął się lekko i poszedł się przebrać, po czym zaczął wykonywać co bardziej skomplikowane ciosy i krótkie układy, sprawdzając, czy kombinezon będzie dobrze sprawował się w walce. Nie zwracał uwagi na pozostałych. Wysłuchał tego co Bishop miał im do przekazania i nie uważał za stosowne wdawać się w zbędne rozmowy w takiej chwili.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Acid »

- Jak dla mnie, wszystko spoko. Dobrze by było dowiedzieć się o pogodę, ponoć w Szkocji jest ona… w kratkę.
- Nie w takich warunkach i sytuacjach podróżowałem, więc pogoda jest naszym najmniejszym zmartwieniem. – odparł Jessice.
Jason po chwili wyjechał z pytaniem o powrót. Bishop plasnął otwartą dłonią w czoło krzywiąc się nieco.
- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wrócimy przed wieczorynką, Williams, więc nie musisz się tym przejmować. – uśmiechnął się paskudnie.
Ryan na szczęście zadawał bardziej rzeczowe pytania, związane z samym zadaniem, co najwyraźniej ucieszyło Lucasa.
- Emma odkryła słaby sygnał na wybrzeżu nieopodal rzeczonego North Berwick, gdzieś w okolicach zamku Tantallon. Nasza misja polega na tym, by dowiedzieć się, co to za mutant i zwerbować go, jeśli to będzie możliwe. Sygnał jest słaby, więc możliwe, że to była pierwsza manifestacja zdolności jednego z nas. – powiedział czarnoskóry olbrzym. – A co do Kanady, nie znam szczegółów, w każdym razie na pewno wyjazd Erika nie jest związany z Loganem. Inaczej bym o tym wiedział…
Przejechał dłonią po zaroście i zmarszczył brwi. Widząc, że nie macie więcej pytań, rzekł.
- Dobra, skoro to wszystko, uciekać pod prysznice i widzimy się za pół godziny w wyznaczonym miejscu.

Po tych słowach Bishop odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku, z którego przyszliście. Nie czekaliście, aż zniknie wam z pola widzenia, zabierając uniformy i kierując się w stronę pryszniców. Chwilę później Jessica odbiła od was, ruszając w kierunku damskich kabin, reszta z was skręciła w lewo, znajdując się po chwili w sterylnej sali z natryskami. Gorący opar wypełnił obie sale, gdy uwijaliście się pod prysznicami, by wyrobić się na umówione z Bishopem spotkanie.

* * *

Wszyscy dotarliście niemal w tym samym czasie, wyjątkiem był Jason, który wskoczył do hangaru niczym burza, dopinając lewego buta i omal się przy tym wywracając. Lucas stał już przy ogromnej, czarnej maszynie zwanej Blackbird w pełnym rynsztunku. Akurat robił przegląd uzbrojenia, gdy was spostrzegł.
Obrazek Gdy stanęliście jak na zbiórce, Bishop wręczył każdemu z was zestaw słuchawkowy.
- Załóżcie od razu, chcę mieć z wami cały czas kontakt, w razie gdyby coś poszło nie tak. – rzucił. – I bez żadnych usprawiedliwień, czy pierdół w stylu „ale ja w tym będę źle wyglądał/wyglądała”. To już nie jest Danger Room i zabawa. To wasz chrzest poza Instytutem. Oby przebiegł pomyślnie i bez przeszkód.

Wykonaliście polecenie, a następnie posłusznie weszliście na pokład samolotu X-Men. Trzeba przyznać, że maszyna robiła na was niesamowite wrażenie. Nie dość, że była wręcz ogromna, to od środka przypominała jakiś futurystyczny X-Wing rodem z filmów George’a Lucasa. Wszędzie pełno było elektronicznego sprzętu, monitorów, przycisków i innych skomplikowanych pokręteł, a całość tworzyła piorunujący obraz.

Bishop wraz z Ghettoblasta zajęli miejsca pilotów, pozostali rozsiedli się za nimi po obu stronach wąskiego przejścia rozdzielającego od siebie ekskluzywne fotele. Niektórzy z was widzieli, jak Bishop wraz z Jasonem robią coś za konsoletą wielkiego samolotu, jednak żadne, prócz zapewne pilota i jego pomocnika nie wiedziało, po co to wszystko. Chwilę później poczuliście przyjemne mrowienie w trzewiach, gdy silniki zostały odpalone i zaczęły nabierać mocy. W końcu Blackbird poruszył się, tak jak i główna brama hangaru, która otwierając się powoli wpuściła do pomieszczenia trochę słonecznego światła.

- Trzymać się, lecimy. – rzucił Bishop i pociągnął szeroką manetkę do siebie.

Rozległ się spory hałas, a czarny samolot z niewiarygodną szybkością wyleciał z hangaru rozcinając chmury przed sobą i wgniatając was w fotele. Chwilę później wzbił się wysoko, a wy podziwialiście niesamowite widoki, jakie rozpościerały się kilkaset kilometrów pod wami.
Obrazek * * *

Przez kilka kolejnych godzin nie działo się nic szczególnego. Bishop na pewien czas zrezygnował z pilotowania, oddając stery w ręce Jasona i obserwując jego poczynania. Ghettoblasta radził sobie coraz lepiej z ciężką maszyną, co bardzo cieszyło Lucasa. Pozostali pogrążyli się w rozmowie, by po czterech godzinach lotu dojrzeć wreszcie wybrzeża Szkocji.

Blackbird przecinał fale Morza Północnego schodząc coraz niżej i przygotowując się powoli do lądowania nieopodal zamku Tantallon . Niestety, najwyraźniej ktoś na lądzie sobie tego nie życzył i powitał was sześcioma wystrzelonymi w kierunku samolotu ognistymi kulami.
Obrazek - Niech to szlag! – warknął Bishop podrywając samolot w górę i próbując lawirować między wystrzeliwanymi z coraz większą szybkością pociskami. – To pułapka! Ktoś nas wystawił!

Za chwilę stało się coś gorszego. Bishop wraz z Ghettoblasta nie wykonali w odpowiedniej chwili manewru i Blackbird został trafiony w górną część kadłuba. Powstała w ten sposób dziura w jednej chwili wyssała na zewnątrz fotel z wciąż przypiętym do niego Changiem. Jedynym powodem, dla którego chłopak wciąż żył był fakt, że szerokie, ciężkie pasy zaczepiły się o zadrę w dziurze, powstałą po uderzeniu. Kwestią czasu było jednak, aż te puszczą.

- Pomóżcie mu do cholery! – warknął Bishop, dostrzegając że Grim został wyssany na zewnątrz. – Jason, ty zostajesz tutaj, będę cię potrzebował na fotelu drugiego pilota!
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Ouzaru »

Jessica „Shadowdeath” Lee

Choć starała się wykrzesać z siebie trochę entuzjazmu, zupełnie jej się to nie udawało. Zahaczyła o pokój, by wysłać swojej przyjaciółce maila, że wylatuje na misję i może jej jakiś czas nie być, po czym zwinęła jedno ze zdjęć i udała się do hangaru. Po zaopatrzeniu się w zestawy słuchawkowe, wsiedli na pokład odrzutowca i po chwili wystartowali. Odwróciła głowę, wtulając się w twardą i zimną szybę, by zatopić spojrzenie w niknącym w oddali mieście. Przebili się przez warstwę chmur, a Jess przypomniała się ogromna, niemal półmetrowa wata cukrowa w Disneylandzie. Uśmiechnęła się do siebie krzywo i przysnęła na jakiś czas. Obudził ją huk.

Zerwała się, prostując w siedzeniu i rozejrzała zdezorientowana na boki. Blackbird był atakowany, a Chang „zwisał” z dziury w kadłubie i wyglądało na to, że zaraz go stracą. Nie mogła na to pozwolić.
- Pomóżcie mu do cholery! – warknął Bishop, dostrzegając, że Grim został wyssany na zewnątrz. – Jason, ty zostajesz tutaj, będę cię potrzebował na fotelu drugiego pilota!
Nie czekając na dalsze rozkazy, odpięła pasy i klepnęła Dreamera w ramię.
- Chodź, Peter, będziesz mi potrzebny.
Trzymając się fotela, by samej też przy okazji nie wylecieć, wysłała gęstą, czarną chmurę na pasy przytrzymujące Chińczyka. Otoczyła je całe, po czym zacisnęła dłoń w pięść i mocno trzymała, utwardzając dodatkowo.
- Dobra, przez jakiś czas nie powinny puścić, ale musimy się spieszyć! – krzyknęła do Petera. Hałas był nieznośny, a podmuchy wiatru targały jej włosami, przesłaniając co chwilę dziewczynie widok. – Skoncentruj się na fotelu i postaraj się go wciągnąć powoli, okej? – zapytała. – Wiem, że to trochę ciężkie dla ciebie, dlatego ci pomogę. Będziemy go wciągać razem, powinno się udać. Tylko się skoncentruj! Pomyśl, że to ćwiczenia…
Odetchnęła głęboko, sama musiała siebie przekonać i uspokoić wystraszone serce. Otoczyła fotel dodatkową, utwardzoną warstwą dymu i zaczęła to delikatnie ciągnąć w swoją stronę. Było to dla niej dużo za ciężkie, by była w stanie w ogóle ruszyć z miejsca, ale razem z Dreamerem powinna dać sobie radę. A w każdym razie spróbuje. Poza tym chciała dać chłopakowi znać, że sama też coś robi i razem sobie poradzą, choć jej starania póki co szły na marne.
- Niech nikt mi się nie waży ciągnąć za pasy! Nie chcemy ich urwać! – krzyknęła na wszelki wypadek. – Ryan, jesteś silny, jak możesz, to nas przytrzymaj. Tylko uważaj na siebie! – poprosiła, starając się nie zdekoncentrować.
Obrazek
Alien
Kok
Kok
Posty: 1304
Rejestracja: środa, 25 lutego 2009, 16:48
Numer GG: 28552833
Lokalizacja: Police

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Alien »

Dreamer
Kiedy Bishop rozdał im zestawy słuchowe Peter tylko się skrzywił. Kolejne śmieci do noszenia. Co oni sobie wyobrażają? Że za tydzień cała drużyna będzie nosiła parę kurtek, dwa komputery ( i 400 km przedłużacza) pięć plecaków i składaną wyrzutnię rakiet?
Sam Blackbird zrobił na nim ogromne wrażenie. Odrzutowiec był niesamowiecie wyposażony i uzbrojony. Ten cholerny uniewersytet był niesamowity. Widać że nie brakowało im pieniędzy.
W środku było jeszcze bardziej niesamowicie, wydawał się większy niż na zewnątrz. Ghettoblasta i Bishop zasiedli za sterami mówiąc do siebie coś czego Dreamer w ogóle nie rozumiał. I nie obchodziło go to. Najważnieszy był w tym momencie lot tym cudeńkiem. I szybki powrót z misiji.
- Trzymać się, lecimy- powiedział Bishop.
Słysząc tą informację Peter wyjął z kieszeni mp3, wygodnie rozłożył się na siedzeniu i włączył muzykę. Czarny samolot z niewiarygodną prędkością ruszył do przodu wylaując z hangaru. Szybko wzbijali się na wysokość.
Dreamer obejrzał się na nową szefową. Ta już spokojnie drzemała. Peter bardzo chciał wziąść z niej przykład , ale nawet nie myślał usnąć na tej wysokości. I to w takim momencie.

****
Nagle usłyszał głos Bishop'a. Szybko zdjął słuchawki i wyprostował się na siedzeniu. Dzięki tej reakcji zdążył usłuszeć końcówkę zdania:
-...pułapka! Ktoś nas wystawił!
- CO!? - krzyknął prostując się.
W tym samym momenice w odrzutowiec coś zdrowo walnęło. Dreamer z powrotem upadł na siedzenie kątem oka widząc jak Changa wsysa przez wyrwaną dziurę.
- Pomóżcie mu do cholery!- warknął Bishop.
Dreamer zerwał się z siedzenia i skupił się na Changu.
- Dobra, przez jakiś czas nie powinny puścić, ale musimy się spieszyć! – krzyknęła Shadowdeath.
Ale już tego nie słuchał. Za pomocą mocy telekinezy chciał sprowadzić Changa zpowrotem na w miarę bezpieczną podłogę odrzutowca.
00088888000
Evandril
Mat
Mat
Posty: 559
Rejestracja: sobota, 8 lipca 2006, 16:28
Numer GG: 19487109
Lokalizacja: Łódź

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Evandril »

Ghettoblasta

Na zbiórkę w hangarze dotarł jako ostatni, ze względu na telefon od Masta Tea, jednego z underground’owych nowojorskich raperów. Koleś pytał o bity, jakie Jason miał przygotować na przyszły tydzień i trochę im się zeszło, jak to zwykle bywa, gdy gadają z sobą osoby o podobnym podejściu do konkretnego tematu. Po szybkim prysznicu wcisnął się w swój kombinezon i biegiem ruszył na umówione spotkanie z nauczycielem.

Bishop już na nich czekał, ubrany w swój strój bojowy. Rozdał wszystkim zestawy słuchawkowe, przez które mogli się porozumiewać, a Ghetto już miał coś dorzucić od siebie, gdy usłyszał tekst o tym, by komentarze zachować dla siebie. No cóż, nie to nie, następnym razem może będzie okazja.

Wnętrze Blackbird’a zrobiło na chłopaku kolosalne wrażenie. Do tej pory ćwiczył jedynie na symulatorze, który, mimo iż był niemal idealną kopią „Czarnego Ptaka”, to po głębszym przyjrzeniu się, Jason doszedł do wniosku że na kokpicie znajduje się kilka rzeczy, które widzi pierwszy raz w życiu. Nic to, z pewnością wszystko zdąży wyjść w praniu, a on nie był typem, który trząsł portkami przed nowymi wyzwaniami. Rozsiadł się wygodnie w fotelu drugiego pilota, zapiął pasy i potarł o siebie dłonie uśmiechając się szeroko.

- Podekscytowany, nie? – zapytał Bishop posyłając mu krzywy uśmiech.
- Bardziej niż przy oglądaniu pornosów na RedTube’ie. – wyrzucił z radością w głosie Ghettoblasta kładąc dłonie na dwóch manetkach.

Lucas jedynie roześmiał się gromko, po czym odezwał się do pozostałych i puścił w ruch potężną maszynę. Trzewia zawibrowały miło, gdy samolot nabierał prędkości i chwilę potem wypadł z hangaru niczym koń wyścigowy z boksu. Jason aż krzyknął sobie z radości, gdy osiągali coraz wyższe wysokości zmierzając do Szkocji.

* * *

Kolejne godziny lotu przebiegały spokojnie, a gdy byli nad Atlantykiem, na pewien czas Ghettoblasta przejął stery, prowadząc samolot bez pomocy Bishopa, który jedynie doglądał, jak chłopak radzi sobie z Ptaszkiem. A szło mu bardzo dobrze; instruowany przez Lucasa, wykonywał jego polecenia. Trzydzieści stopni w lewo, czterdzieści w prawo – mimo piekielnej wagi samolotu, Jason miał wrażenie że to cacko prowadzi się niczym dobry, sportowy wóz.

Problemy zaczęły się dopiero, gdy byli blisko celu. Widząc w oddali zamek, zaczęli schodzić coraz niżej. Nagle obok nich przeleciała jedna ognista kula, potem druga. Ktoś do nich strzelał!
- Niech to szlag! A miało być tak pięknie! – rzucił śledząc wzrokiem kolejne pociski. Pierwszy raz widział coś takiego na żywo, co gorsza, był tego uczestnikiem!

Razem z Bishopem starali się unikać ostrzału jak tylko mogli, ale w końcu jeden ich dopadł odrywając górną część kadłuba. Najgorsze, że Chang znalazł się poza samolotem!
- Ratujcie Grima!! – krzyknął Jason do pozostałych, widząc jakie zamieszanie panuje na tyłach. Szybko jednak powrócił do obserwacji terenu przed nimi próbując unikać wraz z pierwszym pilotem wysyłanych w ich kierunku ognistych kul.
- Jeszcze trochę, Ptaszku, jeszcze trochę. – mruknął do siebie ciągnąc za manetkę. Tym razem uśmiech na jego twarzy zastąpiło skupienie. Miał nadzieję, że uda im się dolecieć na wyspę w jednym kawałku i że pozostali X-Men uratują jego najlepszego kumpla z Instytutu.
"Trzymaj się swych zasad! To jedyne co Ci pozostało w świecie Chaosu."
Darlar
Marynarz
Marynarz
Posty: 229
Rejestracja: poniedziałek, 8 września 2008, 12:37
Numer GG: 8299547
Lokalizacja: Warszawa

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Darlar »

Obrazek

Ryan Hall

Obmycie się zajęło Ryanowi dosłownie kilka minut, zimna woda otryskując jego ciało otrzeźwiła jego umysł i postawiła jego ciało na nogi. Kiedy już wyłączył natrysk wzdrygnął się mocno i skierował w stronę ławeczki na której zostawił swoje odzienie. Po nałożeniu bielizny i t-shirtu zaczął wciskać na siebie swój kostium. Tak jak kiedyś sobie wymażył, był wyposażony w żółty, przeczepiony przy biodrach obcisły pas z dodatkowymi kieszonkami, i coś na kształt szelek, które zapewniały dodatkowe kieszonki przy jego barkach. Wychodząc spod prysznica zaglądał do środka, tak jak podejrzewał, znajdowały się w nich drobne kawałeczki, różnorakich przydatnych materiałów.

--------------

Atak na samolot wyraźnie go zaskoczył. Chłopak zdążył jedynie unieść brwi kiedy samolot zmienił kąt lotu i unikając pocisku, przez krótką chwilkę leciał praktycznie przechylony na lewy bok. Pech chciał, że akurat w tym momencie Ryan sączył Colę z małej, pół litrowej buteleczki i część napoju pod wpływem ciążenia, zamiast do jego ust poleciała w bok, wprost na szybę. W duszy cieszył się, że nie spotkało to jego nowego stroju. Nie cierpił lepić się w tego typu specyfikach. Chwilę później stało się coś jeszcze gorszego, poszycie kadłuba zostało rozerwane a Grim został wyssany na zewnątrz samolotu. Ryan nie mógł zrozumieć jakim cudem jego fotel utrzymał się na zwykłym pasie.

- Bez paniki!!! To tylko awaria!!!

Krzyknął do pozostałych kiedy ci zaczęli już planować całą akcję ratunkową. Ryan wyszczerzył zęby, ni to z radochy, ni to z nerwów, i otworzył jedną ze swoich kieszonek, przysłaniał ją przy tył dłonią by nic z niej nie wyleciało. Jego rękawiczki sięgały tylko do kostek przy jego palcach co zapewniałomu zdolność absorpcji bez ich uprzedniego zdejmowania. Ryan dotknął utkwionego w kieszonce kamyczka opuszkiem palca i uśmiechnął się złośliwie.

- W chinach jest takich półtora miliarda i wszyscy wyglądają tak samo!!! Mam nadzieję, że Ghetto tego nie widział!!! Kupimy mu nowego i nawet się nie zczai!!!

Miał nadzieję, że ta głupia uwaga wyjęta rodem z serialu obyczajowego w którym najmłodszy członek rodziny zgubił psa pocieszy część ekipy, po chwili jednak stwierdził,że ma to głęboko w dupie. Jego ciało od palców w zwyż zaczęło przybierać krystaliczną formę, czemu towarzyszyła przesuwająca się cieniutka linia utworzona jak gdyby z białego światła. Po chwili linia zniknęła pod materiałem ubrania by wyłonić się spod jego kołnierzyka i przejechać wzwyż jego twarzy. Ryan uśmiechnął się i pstrykając palcem od spodu w daszek swojej czapeczki wyrzucił ją pod sufit, następnie wyssało ją na zewnątrz. Gdyby chłopak był żigolakiem wyglądałby teraz jak najdroższa dziwka świata. Jego załamujące światło ciało połyskiwało we wszystkich kierunkach pozostając w swej diamentowej formie, był to najtwardszy rodzaj kamienia o jakim Ryan słyszał i w razie katastrofy wolał mieć zabezpieczenie.

- Blondi!!! Jak mam cię przytrzymać!!! Jak się odepnę to mnie wyssie na zewnątrz!!! Ghetto! Zmniejsz ten cholerny pułap i wystrzel wszystko co mamy!!! Może się uspokoją i dadzą nam wylądować!!! Zabij skurwysynów!!!

Wykrzyczał po czym wziął głęboki wdech i wbił palce lewej, diamentowej dłoni z całej siły w fotel, potem drugą dłonią odpiął swoje pasy. Trzymając się czego się da starał się dociągnąć swój pas do fotela Shadowdeath, przepleść go z jej pasami i trzymając mocno w dłoni sprawić by w razie, gdyby chciały się zerwać, natraiły na silniejszy opór, który być może je wtedy utrzyma.
O o
/¯_____________________________________
| IMMA FIRIN' MAH LAZOR!!! BLAAAAAAAH!!!
\_¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: BlindKitty »

Grim

W czasie lotu siedział z zamkniętymi oczami, na przemian napinając i rozluźniając wszystkie partie mięśni. Taki trening, nazywany strechingiem, był do przeprowadzenia nawet w warunkach lotu i zapiętych pasów, a on nie lubił marnować czasu. Niekiedy wtrącał nawet jakieś - typowe dla siebie - pojedyńcze słowa, a rzadko nawet krótkie zdania, do toczącej się rozmowy.

Jego umysł zaprzątał problem wilka i lisa, postawiony przed nim przez Beasta przed wyjazdem. Jeśli zając, który jest w stanie rozwinąć prędkość v1, znajdując się w odległości l od lasu, zauważa wilka w odległości x, znajdującego się na prostej prostopadłej do lasu przechodzącej przez zająca, to jaka jest największa prędkość v2 którą może rozwinąć wilk, żeby zając miał szansę ucieczki?

Bez kartki papieru jednak trudno było prowadzić niezbędne obliczenia. Grim doszedł już do - jak sądził, poprawnego - wzoru, kiedy nagle Blackbird zanurkował gwałtownie. Zerknąwszy na zewnątrz, ujrzał cztery kule płomieni przecinające niebo. Pewnie gdzieś poza polem widzenia było ich więcej, bo Bishop wcale nie rezygnował z manewrów unikowych.

Jeszcze żeby tak miał przy nich więcej talentu, pomyślał Grim, kiedy nagle coś gruchnęło i kawał poszycia ich maszyny wyrwało. Co jeszcze nie byłoby może aż tak wielkim problemem, gdyby nie fakt, że mocowania jego fotela nie wytrzymały nagłego skoku ciśnienia i po sekundzie, zanim zdążył wymyślić sensowny sposób przeciwdziałania, wiatr kąsał już jego twarz, podczas gdy fotel trzymał się pasami na poszarpanej blasze poszycia. Zaczął się zastanawiać, czy - w razie upadku - umie pływać. W sumie nigdy nie próbował, kto wie, co by się okazało? Tymczasem wolał jednak tego nie sprawdzać, więc zagiął palce i pokrył dłonie kośćmi, by uniknąć ich pokaleczenia, po czym z całej siły chwycił się poszycia, pomagając pozostałym wciągnąć się do środka. Ryk wiatru zagłuszał wszystkie głosy dochodzące z wnętrza, miał więc nadzieję, że nie oczekują od niego żadnych innych działań.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Acid »

Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Obniżyć pułap było łatwiej powiedzieć niż zrobić, zwłaszcza gdy ogniste pociski nadlatywały z olbrzymią prędkością z każdej strony i na każdej wysokości. Lawirowanie między nimi nie ułatwiało roboty trójce X-Men, którzy mieli zgoła inny problem. Uratować swojego towarzysza.

Shadowdeath zaczęła działać jako pierwsza wydając polecenia pozostałym. Sama wytworzyła smugę dymu, którą oplotła pas, by nie uległ rozerwaniu, dając mu tym samym dodatkowe usztywnienie i wzmocnienie, gdy zamieniła gaz w ciało stałe. W tym samym czasie Dreamer koncentrował się na sprowadzeniu Grima z powrotem do środka, a Democritus zabezpieczał dwójkę X-Men w dodatkowy sposób, pozwalając im pracować. I o ile Ryan radził sobie znakomicie, nie tracąc przy tym głowy, o tyle z Peter’em było nieco gorzej. Nie mógł się skoncentrować i nie wiadomo było, czy jest to spowodowane wydarzeniami, które miały miejsce, czy po prostu stresem i niepokojem. To już nie były ćwiczenia i sala treningowa…

Jessica napinała swe mięśnie do granic wytrzymałości próbując nie pozwolić rozszczepić się cząsteczkom skumulowanego dymu, z których zbudowała dodatkowe zabezpieczenie dla pasa. Dreamer w końcu się odblokował i zaczął działać. Chwilę później widzieliście, jak pas który utrzymywał Grima na zewnątrz poruszył się i zwijał w waszym kierunku.

Tymczasem w kokpicie Blackbird’a obaj piloci robili co mogli, by omijać ostrzał. Tam było naprawdę gorąco. Bishop zmniejszył nieco prędkość, wykonując różne dziwne zwroty między nadlatującymi ognistymi kulami. Trzęsło całym odrzutowcem, na szczęście tam, gdzie trwała akcja ratunkowa Changa, Democritus zdążył wszystkich odpowiednio zabezpieczyć, by można się było skupić na podstawowym zadaniu.

Dreamer dawał z siebie wszystko i pocił się przy tym niesamowicie, próbując ściągnąć Grima do środka. Pas przesuwał się wolno, w końcu jednak, dzięki zdolnościom Petera i pomocy samego Changa, nabrał pewnej prędkości i po kilku nerwowych minutach udało się wciągnąć Chińczyka do środka. Wszyscy odetchnęli z ulgą, ale tylko chwilowo.

To nie był koniec kłopotów. Nagle Blackbird’em mocno zatrzęsło, posyłając Jessicę wprost w ramiona Ryan’a. Czuliście, jak samolot obniża lot z niesamowitą szybkością. Chwilę później wiedzieliście dlaczego.
- Straciliśmy lewe skrzydło! – krzyknął Bishop. - Oba układy sterowania lotem wysiadły, nie mamy podwozia! Trzymać się tam z tyłu czego tylko możecie! To nie będzie miękkie lądowanie!

Wykonaliście polecenie, choć trzymać się nie było za bardzo czego. Każdy z was przylgnął do ściany i fotela przygotowując się na spotkanie z twardym podłożem. Blackbird z każdą chwilą dramatycznie obniżał lot i pewnym było, że zdąży się rozbić na klifie, a nie na skałach poniżej, co było jednak wątłym pocieszeniem.

Bishop wraz z Ghettoblasta robili co mogli, by jakoś zniwelować skutki tego, co zaraz miało nastąpić, jednak z grawitacją nie potrafili wygrać. Samolot runął ciężko na wyspę robiąc przy tym sporo hałasu.
Obrazek Blackbird odbił się z hukiem od twardej ziemi, po czym przetoczył jeszcze kilkanaście metrów. Słychać było dźwięk wgniatanych blach, urywanych kabli, ścinanych mniejszych drzewek. Zatrzymał się dopiero nieopodal zamku Tantallon, wyrzucając was na zewnątrz.

Zapanowała niczym nie zmącona cisza.

Dopiero po kilku dobrych chwilach zaczęliście zbierać się na powrót przy rozbitym odrzutowcu nadchodząc z różnych stron. Dziękowaliście w duchu Forge’owi, że tak wspaniale „umocnił” ten samolot, pozwalając wam wyjść niemal bez szwanku z takiego uderzenia. Peter miał wielkiego guza na czole, a Grim kilka rozcięć na prawym policzku. Bez uszczerbku na zdrowiu wyszedł natomiast Ryan, którego diamentowa forma zapewniła mu dostanie się na wyspę w jednym kawałku. Jessica po chwili wróciła ze swojej gazowej formy do ciała stałego i także nie było po niej nic widać, poza potwornym wyczerpaniem. Ghettoblasta i Bishop podczas lądowania zostali wyrzuceni przez okno i o ile zamroczony Jason miał kilka zadrapań na twarzy i krwawił z nosa zbierając się leniwie z ziemi, to Bishop wyglądał znacznie gorzej. Leżał kilka metrów od Blackbird’a i się nie ruszał.

Jessica i Ryan dopadli do niego jako pierwsi, odkrywając straszną prawdę… Lucas Bishop nie oddychał!
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Ouzaru »

Jessie

Czekała do ostatniej chwili ze zmianą w dym, by czasem jej gdzieś po drodze nie wywiało bądź rozwiało. Nie było czasu cieszyć się z udanej akcji ratunkowej, świętować będą później w Instytucie. O ile wrócą. Teraz mieli zgoła inne problemy na głowie.

- Peter! Jason! Chodźcie tu szybko, Lucas nie oddycha! – zawołała kolegów. – Chang, przynieś apteczkę ze schowka!
Nie czekała, aż dobiegną. Szybko rozpięła mężczyźnie kombinezon i przystawiła ucho do jego klatki piersiowej. Skupiła się, ale nie usłyszała, by serce biło. Ryan sprawdził tętno na szyi Bishopa i pokręcił przecząco głową.
- Cholera – mruknęła dziewczyna. – Znasz się na pierwszej pomocy, więc zacznij mu robić sztuczne oddychanie. Peter pomoże ci z masażem serca, chyba jest silniejszy ode mnie. Jason, dla ciebie mam specjalne zadanie…
Kiedy towarzysze zajęli się reanimacją nieprzytomnego Bishopa, Jessica szybko zagadała to czarnoskórego kolegi.
- Pamiętasz, jak mnie dwa dni temu kopnąłeś prądem, że aż mi cała ręka zdrętwiała? Powiedziałeś, że czasami tak masz, kiedy cię energia przepełnia… Byłbyś w stanie zrobić to samo, ale mocniej? Pytam tak na wszelki wypadek, gdyby chłopakom nie udało się postawić Lucasa na nogi. No chyba że Chang znajdzie jakiś zestaw do reanimacji, ale nie przypominam sobie, by jakiś był na wyposażeniu.

Czekając, aż Chang przeszuka odrzutowiec w poszukiwaniu apteczki, sama poszła do nieprzytomnego i zamieniła się z Peterem. Skoro każdy wiedział, co robić, telepata był potrzebny do czegoś innego.
- Spróbuj się skontaktować z Emmą. Wiem, że to daleko, ale może akurat wyłapie sygnał od ciebie? Powinna nas chyba jakoś monitorować i zauważyć, że coś się stało Lucasowi.
Miała nadzieję, że pomogą opiekunowi. Ktokolwiek ich zestrzelił, zapewne nadal był w pobliżu, a to oznaczało, iż ciągle byli w niebezpieczeństwie. Rozglądała się na boki, jakby w oczekiwaniu na dalszy atak, ale przynajmniej chwilowo mieli spokój.

[Krótko, bo chciałeś szybko :P Dzięki za informacje na mailu, były przydatne :* Jakbym coś pominęła, urwij mi głowę :P]
Obrazek
Evandril
Mat
Mat
Posty: 559
Rejestracja: sobota, 8 lipca 2006, 16:28
Numer GG: 19487109
Lokalizacja: Łódź

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Evandril »

Ghettoblasta

Nie miał nawet czasu, by zwrócić uwagę na to, czy z Grimem rzeczywiście wszystko okej, gdy zaczęli awaryjnie lądować. Chwilę później wszystko potoczyło się szybciej, niż w koszmarnym śnie. Mimo iż starał się z całych sił, by udało się wylądować na tyle bezpiecznie, na ile było można, stało się inaczej.

Uderzenie, hałas pękających szyb, huk wgniatanych blach Blackbird’a. To jedyne co pamiętał, nim na chwilę stracił przytomność. Na chwilę? A może to nie była chwila i tylko mu się tak wydawało? Gdy się ocknął, leżąc w jakichś krzakach, doszły do niego nawoływania Shadowdeath. Sprawdził, czy może ruszać nogami i rękami – wszystko grało, może nawet nic nie zwichnął. Wyglądało na to, że wzmocnione kombinezony zaczynały zdawać egzamin wcześniej, niż się spodziewał. Aż się dziwił, że wszystkie członki miał nadal w jednym kawałku i na miejscu. Próbował się podnieść, ale pierwsza próba zakończyła się fiaskiem.

W głowie wirowało mu jakby się nieźle nawalił, w uszach dzwoniło, a przed oczami widział białe gwiazdki. Przez dłuższą chwilę ciężko oddychał zbierając się w sobie. Po kilku kolejnych próbach udało mu się podnieść, ale udane poderwanie do pionu zakończył solidnym pawiem puszczonym w krzaki. Przetarł twarz, a krew na rękawicy utwierdziła go w przekonaniu, że jednak całkiem bezawaryjnie nie wyszedł z tej eskapady. Ruszył powoli w kierunku towarzyszy mrużąc oczy. Było mu niedobrze.

Gdy był w pobliżu Jessici i Ryana, dostrzegł leżącego nieruchomo Bishopa; wyglądało na to, że mężczyzna miał mniej szczęścia niż Jason. Shadow już coś wykrzykiwała, ale Ghettoblasta wciąż oszołomiony wyłapywał co drugie słowo. Dopiero gdy powtórzyła dwa razy, dotarło do niego, o co jej chodziło.

- Dobra, jakby co, postaram się zrobić co w mojej mocy, ale nie wiem czy się uda… - rzucił. – Jak widzisz nie jestem w zbyt dobrej formie. Ale dam z siebie wszystko.

Po tych słowach przysiadł obok i czekał, aż będzie do czegoś przydatny zbierając siły. Nie znał się na pierwszej pomocy, więc nie mieszał się w pomoc Bishop’owi. Musiał jak najszybciej dojść do siebie, zwłaszcza, że ten kto do nich strzelał wciąż mógł się czaić w pobliżu.
"Trzymaj się swych zasad! To jedyne co Ci pozostało w świecie Chaosu."
Alien
Kok
Kok
Posty: 1304
Rejestracja: środa, 25 lutego 2009, 16:48
Numer GG: 28552833
Lokalizacja: Police

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Alien »

Dreamer
Ledwo zdołał wciągnąć kolegę na pokład odrzutowca kiedy ten cholernie mocno się zatrząsł i zaczął spadać.
Kiedy walnął o ziemię Peterowi zdawało się że to już koniec. Ale jak szybko sobie przypomniał Force na szczęście umocnił ten samolot. Przetoczyli się jeszcze kawałek zanim odrzutowiec stracił pęd. Dreamer nie potrafił stwierdzić ile.
"Chyba nic się nikomu nie stało"- pomyślał Peter zbierając się z ziemi. Jednak jak szybko się zorientował- był w błędzie.
- Peter! Jason! Chodźcie tu szybko, Lucas nie oddycha! – zawołała Shadowdeath.
Peter lekko się zataczając szedł w kierunku Bishop'a.
- Co się stało?- zapytał lekko zamroczony.
Shadowdeath mówiła coś o masażu serca.. I chyba powiedziała jego imię. Tak zmysły zaczęły powoli wracać do normy. I mózg był chyba cały , guz na czole nie był poważny. Peter ukląkł przy Lucasie i pomógł mu w masażu serca. Co jakiś czas patrzył na Jessie która wydawała kolejne polecenia. Zaczął już rozumieć czemu to właśnie ona była zastępcą szefa. A może i szefem?- pomyślał Peter robiąc masaż serca Lucasowi.

Po chwili Shadowdeath podeszła do niego.
- Spróbuj się skontaktować z Emmą. Wiem, że to daleko, ale może akurat wyłapie sygnał od ciebie? Powinna nas chyba jakoś monitorować i zauważyć, że coś się stało Lucasowi.
- Może. Pewnie masz rację- mruknął Peter.
Usiadł opierając sie o samolot i próbował nawiązać kontakt z telepatką.
00088888000
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: BlindKitty »

Grim

Wdech-wydech. Wdech-wydech.
Fotel powoli, ale skutecznie wrócił do wnętrza odrzutowca. I wydawałoby się, że jest już całkiem nieźle, gdyby nie to, że nagle samolot znowu oberwał. I to tym razem dużo poważniej - utrata skrzydła to raczej nic przyjemnego.
Chwycił się jakiejś wystającej rurki i objął ją silnie. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie wzmocnić chwytu kościaną kostrukcją, ale zrezygnował z tego, gdy samolot gruchnął o ziemię. I tak było za późno.

Coś szarpało, rwało, odpadało, jakieś drzewka padały na ziemię. Rzuciło nim o ścianę, rozerwaną przy 'lądowaniu'. Poczuł ostre kawałki metalu szarpiące policzek, a Blackbird się zatrzymał. Wyplątał się ze zdezelowanego samolotu, rozglądając się i oceniając okolicę i stan załogi.
Ten ostatni okazał się nienajlepszy, zwłaszcza jeśli chodzi o Bishopa. Brzydula wysłała go po apteczkę do samolotu, więc bez szemrania ruszył wykonać polecenie - w końcu chwilowo to ona tu dowodziła, nawet jeśli mogło mu się to nie podobać. Wszedł do wraku i stwierdził, że apteczka jest zablokowana jakimś kawałkiem ułamanej blachy, odgiął ją z powrotem i wymontował całą stalową skrzynkę z dużym, czerwonym krzyżem.

- Proszę - podał skrzynkę Jessice, przyglądając się Bishopowi. W sumie nie znał się na pierwszej pomocy, więc wolał nie przeszkadzać.
- Mogę się przydać do czegoś jeszcze?
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Zablokowany