[Marvel RPG] Amazing X-Men

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: the_weird_one »

Alastair

Obrazek

Dwóch młodych mężczyzn zatrzymało się na łagodnym zboczu jednej z gór oglądając szczyt Cairn Toul. Al zdjął plecak i wyciągnął ze środka butelkę koniaku. Rzucił okiem na starszego kuzyna, który poprawił czapkę obserwując krajobraz, ubrany też w lekką kurtkę. Mogło nie być to bardzo wysoko, lato jednak w Szkocji się tak naprawdę kończyło, a na szczytach w północnej części Wysp wiatr był nieraz lodowaty.
Alastair podał kuzynowi butelkę, który spokojnie z niezmienną, kamienną miną zdjął rękawice, poprawił okulary i dopiero upił łyk odebrawszy trunek.
- Jutro wyjeżdzasz? - zapytał lakonicznie.
- Masz skłonność do pytania o rzeczy powtarzane bez końca, Ken. - mutant odebrał butelkę i sam upił. Ubrany był jedynie z odpowiedni strój do dłuższych wędrówek i lekki sweter. Nie zwykł czuć zimna i uważał zbędne ubrania za niewygodne.
- Szkoda, że ojciec nie zdąży wrócić zanim nie wyjedziesz. Ciotka i tak wolałąby abyś był tu dłużej niż tydzień. - stwierdził Kenneth.
- Wiesz, może i chciałbym, ale mam pewne zajęcia, tak. Z resztą, w każdej chwili mogę być potrzebny... albo przydatny. - uśmiechnął się.
- Mówisz o tym instytucie, tak? W sumie nie zabierzesz czegoś w tamtą stronę? O niczym nie zapomniałeś?
- Wziąłbym Whisky, ale nie chce mi się rozmawiać o tym z celnikami. Zabieram tylko redbusha dla znajomej z grupy.
Kenneth, nie zmieniając wyrazu twarzy ani poważnego spojrzenia zmierzył zza okularów wzrokiem młodszego kuzyna.
- Podrywasz laskę na czerwonokrzew?
- Słucham? - niemal zakrztusił się pitym alkoholem Alastair.
- Nic, nic. To by do Ciebie pasowało.
- Masz skrzywione poczucie humoru. - odparł Al, podając butelkę.
- No tak, w Ameryce w tym instytucie musi być cała masa pięknych panienek. Umówiłbyś mnie z jakąś gdybym przyjechał? Jestem po studiach i mam masę wolnego czasu.
-Chyba wolałbym abyś nie przyjeżdżał.
- To tylko dodatkowa motywacja. - zakończył Kenneth, dopijając resztę z butelki. Zapadłą na chwilę cisza zanim zakręcając butelkę, ze wzrokiem jak zwykle skierowanym nie na rozmówcę.
- Skoro wyjeżdzasz, mogę Cię o coś zapytać?
- Tak, jasne. - uśmiechnął się Al.
- Gdzie byłeś podczas tej katastrofy na Manhattanie? - starszy z dwóch kuzynów schował pustą butelkę do własnego plecaka.
- W Nowym Jorku. - odparł nagle spochmurniały Alastair, dając kuzynowi do zrozumienia, że nie o wszystko można pytać, nie mając ochoty ani na barwne opisy, ani na mijanie się z prawdą.
- Jak sobie chcesz. W każdym razie jeżeli nie podrywasz tej dziewczyny dla której bierzesz redbusha, opowiedz jej o mnie kilka słów. I podziękuj temu Jasonowi o którym mówiłeś, gdy już rzeczywiście naprawią Ci twarz, za to że nie będę musiał ścierpieć twojej okaleczonej facjaty.
Po tak długim czasie Al zdołał się śmiać nawet z tego tematu. z Kennethem mógł pożartować, gorzej wyglądała rozmowa z matką i przedstawienia mało prawdopodobnego przypadku oparzenia o nagrzaną blaszkę w kuchni. Cóż. Ważne aby była jakakolwiek wersja...
W sumie dobrze, że ojciec akurat pracował. Całe szczęście. A odpoczynek w rodzinnej Szkocji, najpierw weekend w rodzinnym mieście a potem wyjazd z kuzynem w góry działał bardzo odświeżająco, naprawiająco, odnawiająco... i tak dalej. Po powrocie zaś z chęcią pójdzie napić się z Jasonem i z przyjemnością zaprosi do tego Zacka. I może już uspokojonego Grima. Może udałoby się też poznać lepiej nieśmiałego szklarza-artystę wirtuoza, choć wyglądało na to że przynajmniej uczuciowo rozwiązał problem osamotnienia i wyalienowania.
I może nie będzie rozdrażniony podczas rozmów z panną van der Berg. I napije się redbusha z Ike. Może Jessica, o ile sprawa małżeństwa się już uspokoiła, znowu zarządzi jakiś wspólny wieczór grupy, do diaska, nawet z podstarzałym Gambitem. Nie przepadał za nim, to prawda, ale nie darzył go taką nienawiścią jak Zack czy Jason. Miło by było, gdyby i to się uspokoiło, ale to już nie jego sprawa...
Wszystko wyglądało pozytywnie i z przyjemnością wróci.
I może nie będzie się bał Belli.

Westchnął, wziął przepisaną mu przez pana McCoya tabletkę potasową na poły z nostalgią patrząc na Szkocję, a na poły nie mogąc się już doczekać nawet bardziej niż powrotu na wykłady powrotu do Instytutu.
Ciekaw był, jak wiele z grupowego życia X-Me go ominęło.

- - -

Taksówka zatrzymała się przed instytutem krótko po dwudziestej. Chłopak zapłacił, uwzględniając jak zwykle okrągły napiwek i wysiadł w jeansach i skórzanej kurtce, z torbą podróżną przewieszoną przez ramię. Ogarnął emanujący spokojem teren instytutu i ruszył żwawym krokiem do posiadłości.
- - -

W środku ruszył do swojego pokoju, wewnątrz na szybko rzucił torbę na łóżko, wypakował kosmetyczkę i ręcznik i ruszył czym prędzej męskiej toalety. Zamierzał szybko ogarnąć swój wygląd i być może jeszcze zabalować tej nocy. Zależy, z kim będzie mu dane porozmawiać, poza tym chętnie dowie się, co miało miejsce w instytucie przez ostatni tydzień.
Podszedł do lustra przyglądając się swojej twarzy, po czym wyjął z kosmetyczki brzytwę. Stwierdził, że najpierw się ogoli i zastanawiał, dlaczego nie zrobił tego przez cały ten czas od poparzenia - z zarośniętą połową twarzy musiał wyglądać naprawdę zabawnie. Przy niecodziennych proporcjach dziesięciu minut na golenie i trzech na prysznic wyszedł w spodniach zmierzając do siebie by się przebrać i zastanowić, kogo zapytać o chęć wspólnego spędzenia wieczoru.
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Mr.Zeth »

Poker Night!
Staring Alastair, Jason, Jessica, Remy and Zack

Zack siedział na łóżku po turecku z gitarą i grał, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Chłopak wstał, odstawił gitarę i otworzył.
Pierwsza do pokoju weszła Jessica, niosąc talerz z kanapkami, zaraz za nią pojawił się Gambit, Jason i Alastair, którego zaprosił Ghetto. Chłopcy mieli ze sobą jakieś pufy do siedzenia, a także butelki z piciem.
- O, więcej luda - rzucił Zack. - No dobra, każdy wie na jakiej zasadzie będziemy grać? - zapytał. - Siadajcie tak w ogóle, tylko zostawcie mi jakiś fotel...
Dziewczyna zajęła miejsce między Jasonem i Remym, co chyba nikogo nie zdziwiło i wzięła się za pałaszowanie kanapek.
- Możesz wyjaśnić, chętnie posłuchamy - skinęła głową gospodarzowi.
Zack skinął głową. - Każdy ma szklanicę... - pokazał coś w rodzaju szklanki, ale wyglądało na to, ze ma pojemność około litra. Miał takich parę w barku.
- Napełnia się ją czymkolwiek pitnym, lecz przez wzgląd na stan Jess nie możemy użyć alkoholu. Zamiast kasy używamy po prostu naszego napoju. Możemy umówić się na "łyki" lub będziemy słomkami przenosić napoje do pięćdziesiatek - wskazał kilkanaście pięćdziesieciomililitrowych szklanek stojących w barku.
- Kto pierwszy straci cały napój będzie musiał... - Zack sięgnął do jednej z szafek i wyciągnął małą butlę ciśnieniową z ustnikiem. Wziął z niej potężny wdech. - ...zaśpiewać Star Sprangled Banner na helu - powiedział cieniuteńkim głosem. - Wszystkie zwrotki - zaznaczył.
- Dwie rzeczy. Po pierwsze jest nas piątka - zagadnął Al, siadając wygodnie - po drugie, z przyjemnością poznałbym lyrics.
- Ok, chyba zasady są dość jasne. Myślę, że nie ma co przelewać, bo jeszcze narozlewamy. Łyki będą wygodniejsze - stwierdził Jason.
- To jeszcze mi powiedzcie, czy daleko macie do łazienki, bo to strasznie dużo picia... - westchnęła Jessica.
- Jak ktoś naleje mi na dywan to wypieprzę przez okno - zastrzegł Zack. - Ubikację mamy jakieś trzydzieści metrów od drzwi mojego pokoju - wzruszył ramionami.
- Zaraz, to może jednak umówmy się na łyki? Przywiozłem z kraju Whisky i żal aby się marnowała, co więcej tylko Jess jest w stanie błogosławionym... chyba, że chciałabyś abyśmy się z Tobą solidaryzowali, co uczynimy bez mrugnięcia okiem. - zapytał Al.
- To dobry pomysł, żeby Jess piła soczek, a my napijemy się czegoś mocniejszego. - Gambit uśmiechnął się zawadiacko. - W końcu jesteśmy prawdziwymi facetami, czyż nie? - spojrzał na swoich kolegów od pokera.
- Mhm, ja nie mam nic przeciwko - skinęła głową. - Już powoli się przyzwyczajam do zdrowego trybu życia - uśmiechnęła się. - Tylko mi potem nie śpiewajcie, bo dziecko zestresujecie...
- Lejesz miód na moje serce, Remy.
- Jason uśmiechnął się szeroko i sięgnął do torby, z którą przyszedł, wyciągając z niej 0,7 szkockiej whisky Whyte & Mackay, którą ostatnio pił z Dylanem. - Nic tak nie zbliża facetów, jak butelka dobrej szkockiej... i piękna kobieta. - rzucił, chyląc czoła przed Jess. - Prawda, Gambit?
- Nie gadaj tyle, tylko polewaj.
- Remy uśmiechnął się szeroko i podsunął szklanicę. - To za co pijemy panowie? Za przeszłość, która nie jest już ważna? Za nasze dziecko? Za nasze zdrowie? Za nas wszystkich? - Cajun uniósł nadal puste naczynie w górę, by coś symbolizowało.
Jay odkręcił czarną nakrętkę i polał bursztynowy napój do szklanic patrząc na Remy'ego i Jess.
- Za was, zdrowie waszego dziecka i wszystko, co najlepsze. - uniósł szklankę w górę.
Jessie jedynie uśmiechnęła się do przyjaciela wdzięczna, że potrafi się dobrze zachować. Była dumna i z niego i z Gambita, którzy najwidoczniej zakopali gdzieś topór wojenny.
Zack wzruszył ramionami. - Za zdrowie dzieciaka przede wszystkim - stwierdził, podsuwając szklanicę do polania.
- I to jest dobry toast - rzucił Gambit, przyjmując kolejkę whisky. Chwilę później czwórka mężczyzn wychyliła do dna, czując jak alkohol ogrzewa ich ciała.
- Powiedzcie... - zagaił Jay odkładając szklankę. - Wybraliście już imię dla dzieciaczka? Bo chyba jeszcze nie wiadomo, czy to dziewczynka czy chłopiec, nie?
- A może weźmiemy się za grę?
- zaproponowała Jessie. - Bo zaraz z pokera zrobi się nam babski wieczór i zaczniecie gadać o pieluszkach - rzuciła, uśmiechając się krzywo. Chciała coś jeszcze dodać, ale Gambit wszedł jej w słowo.
- Jeśli będzie chłopiec, to Jean-Luc. - spojrzał na Jasona. - A jak dziewczynka, to Ann-Marie. Bądź Sophie... Nadal myślimy z Jess... Póki co jednak zajmijmy się grą. - uśmiechnął się Remy. - Zack, rozdawaj.
- Powiedzcie... jak już się urodzi, zamierzacie się wyprowadzić z Instytutu czy pozostać? - zagadnął szczerze ciekawy Al.
Zack dobył talię. - Czyli lejemy Jess alkoholu, bo ona ze swojej szklanicy pić nie będzie, a my bierzemy jakieś soki? - zapytał.
- A to się pije z obcej szklanki? Nie lepiej, jak każdy ze swojej, kiedy przegra? Chyba nawet wyjdzie na jedno, z tym że osoba, która wygrywa, nie będzie biegać do łazienki - zaproponowała dziewczyna.
- Może być. Więc chcesz ten koktajl, Jess? - zapytał Zack. Podał Jasonowi karty do potasowania.
- Poproszę - dziewczyna uśmiechnęła się do Zacka, jednym uchem słuchając, co panowie gadają. - Ale jak będzie za dobry, to zacznę specjalnie przegrywać - zaśmiała się.
- Z chęcią usłyszę jak śpiewasz hymn USA na helu - mruknął Zack. - Chcesz jakiś konkretny smak, czy mam cię zaskoczyć? - zapytał.
- Zaryzykuję, lubię wszystkie owoce. Póki co...
- Z mojej szklanki na pewno się nie napije, homme.
- Gambit spojrzał na Zacka. - Niech sączy soczek od siebie. Chyba łatwo można nagiąć zasady twojej gry, nie? Kto przegra, niech napije się ze swojej szklanki... Wyjdziemy na to samo.
- Z mojej szklanki też nie pije.
- Jason przejął karty od Zacka. - Nie ma co narażać Jess... Remy mimo wszystko ma rację. - z trudem to przyznał przy kolegach z drużyny.
- Jay, czy mówię jakoś niewyraźnie od kiedy wróciłem ze Szkocji? Znowu nie można mnie zrozumieć przez akcent? - zagadnął przyjaciela na uboczu, choć i tak wyraźnie było słychać.
- A mówiłeś coś do mnie ziom? - Jay uniósł prawą brew w górę.
- W zasadzie wydaje mi się, że pytałem o coś Jess i pana Lebeau, ale chyba rzeczywiście niewyraźnie mówię. No nic, dzięki. - upił mimo zasad, z uniesioną jedyną pozostałą mu brwią.
- Pytałeś o coś? - Jessie nie kryła zaskoczenia. - Wybacz, zapewne nam umknęło. Mógłbyś powtórzyć, Al? - poprosiła.
Jason polał następną kolejkę whisky do szklanic. Pomijając oczywiście Jess.
- Wybacz, zrobiłem się trochę niecierpliwy i nieokrzesany, ale takim trzeba być w moim kraju. - Al odsunął od butelki szklankę. - Dzięki, Jason. Pytałem, co zamierzacie zrobić jak już dziecko się urodzi... czy wychowywać je w instytucie, czy przeprowadzić się do jakiejś bliższej lub dalszej gustownej okolicy. Podejrzewam, że większość grupy jest tym zainteresowana, w końcu nam przewodzisz, Jess.
Zack zrobił koktajl i postawił go przed Jess. Miał ciemnoszare zabarwienie.
- Jeśli ci nie posmakuje to mogę zrobić inny. Nie znam twoich preferencji, Jess - stwierdził.
- Panowie w pokera możemy grać max w 4, przypomnę, nim się zagalopujesz z rozdawaniem, Jason
- Ja tu przyszedłem ledwie i zbyt późno, więc mogę pierwszy pauzować
. - wtrącił Al.
- Jeszcze nie podjęliśmy decyzji, bo jest ona dość trudna. Z jednej strony by się chciało poświęcić całą uwagę rodzinie, z drugiej to przecież wy także jesteście moją rodziną. Remy chce odejść ze swojej drużyny X-Treme, więc ja zapewne w końcu też uczynię to samo - Jessica westchnęła ciężko i wypiła łyk koktajlu. - Ej, to jest pyszne! Kocham wiśnie i czekoladę! Jak wypiję wszystko, to przegram? Nieuczciwa zagrywka - pokiwała palcem.
- To naleje ci do drugiej szklanicy soku? - zapytał Zack, oglądając karty.
- To dobra myśl - dziewczyna uśmiechnęła się wesoło i wzięła za oglądanie kart, uważnie obserwując kolegów. Gambit jak zwykle nie dawał nic po sobie poznać, był mistrzem pokerowej twarzy.
- Słyszałem, że miałaś odejść z Instytutu razem z Remy'm. - powiedział Jason, robiąc pokerową minę gdy patrzył na karty. - Wiesz, Nadine dużo gada... Ale z tego co wiem, tutaj jest świetne zaplecze medyczne... No i Elixir... i Nwankwo, ten Indianin który odwala kawał dobrej pracy z Ike.
- Nie wiem, kto ci to mówił, ale nie odejdziemy z Instytutu.
- powiedział Remy. - Przynajmniej nie do czasu, gdy Jess nie zapanuje nad nowymi mocami, a ciąża nie będzie stabilna. Choć nie sądzę, by moja żona w ogóle chciała stąd zniknąć, prawda, cherie? - spojrzał w stronę blondynki i położył dłoń na jej dłoni.
Jess odparła po chwili milczenia - Wolę zostać - przyznała się. - Nawet Erik chce, żebyśmy tu zostali. To dość trudny temat, więc może go zmieńmy? Mogę zaproponować kolejny toast? Za Jasona, który wczoraj dostał propozycję kontraktu z wytwórnią płytową - uśmiechnęła się szeroko. - Nasz kolega odnosi sukcesy, cieszmy się razem z nim - cmoknęła chłopaka w policzek.
- Nie ma się czym chwalić, to dopiero początek drogi - Jason uśmiechnął się do wszystkich i uniósł szklankę pełną whisky. - Niemniej dziękuję Jessie za wiarę we mnie, mam nadzieję, że nikogo nie zawiodę. - powiedział zupełnie na luzie.
Jessica poklepała Jasona po ramieniu i stuknęła się z nim swoją szklanką.
- Za wiarę w siebie? - zaproponował Zack, unosząc szklanę.
- Gratuluję sukcesu, stary. Nie wiedziałem że jesteś tak nieśmiały. - powiedział z szerokim uśmiechem Al i zwrócił się do Zacka - Może za pewność siebie?
- Wiarę w siebie mam wklepaną w krew od początku, Zacky.
- puścił mu oczko.
- Tak jak i ja, mon ami. - Gambit posłał im szeroki uśmiech. - Wasze zdrowie, homme.
- Jedno wiąże się z drugim
- odparł Zack. - Może być - uniósł szklanę. - I za zdolność klepania krwi - dodał, usłyszawszy uwagę Jasona.
- Póki co więcej gadacie i pijecie, niż gracie - Jessica wtrąciła się, zerkając na Gambita. Pierwszy raz widziała, by był taki rozgadany przy pokerze.
Gambit się nie starał. Nawet się nie spieszył. Nawet nie zwracał uwagi na to, co dzieje się przy stole. To miał być miły wieczór, więc takim zamierzał go uczynić. Bez przekrętów, krzywych akcji i nieciekawych dla oponentów rozdań. Dzisiaj zamierzał się bawić kosztem innych.
- Jak się czujesz, kochanie? - spytał, uśmiechnięty jakby wygrał właśnie milion w Black Jacka.
- Hmm? Dobrze - odpowiedziała. - Ten koktajl jest świetny, może spróbuj? Czekolada, wiśnie... mówię ci, pychotka! - podstawiła mu szklankę pod nos, nie zwracając zbytniej uwagi
- Nie, dziękuję. - uniósł dłoń. - Myślę, że bardziej będzie smakować naszemu dziecku. - spojrzał na towarzyszy przy stole. - No co jest, homme? Grajmy, grajmy! Wieczór nam ucieka. - spojrzał w karty.
Rada męża była świetnym pretekstem, żeby szybko wypić koktajl do końca i zrobić słodką minę do Zacka, by zrobił drugi napój.
Zack westchnął. - Dobra, wymieńcie karty jeśli chcecie, ja zrobię drugą porcję dla Jess... - powiedział.
Wieczór minął w przyjaznej atmosferze. Po tym jak Jason drugi raz śpiewał hymn USA Remy zdecydował się odprowadzić żonę do pokoju. Sam wkrótce wrócił i wtedy gra rozkręciła się na dobre. Posypały się dowcipy i polał ocean alkoholu. Koło północy Zack i Remy odśpiewali Star Sprangled Banner po francusku i na helu, po czym Gambit poszedł zobaczyć co słychać u Jess.
Gra trwała do rana. I każdy zaśpiewał Star Sprangled Banner co najmniej dwa razy i wkrótce kartka ze słowami, którą wydrukował Zack przestał być potrzebna - wszyscy już znali hymn na pamięć.
Około szóstej nad ranem każdy poszedł do siebie. Zack przed snem jeszcze uprzątnął szybko pokój i zdołał nawet pójść pod prysznic. Potem pozostało mu już tylko zatkać sobie uszy stoperami, wychlać prewencyjnie pół litra kefiru i iść w kimę...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Acid »

Chapter IV: Beginning at the End

Poker Night w pokoju Zacka udał się wybornie. Uczniowie, którzy zebrali się przy kartach mogli przekonać się, że Gambit potrafi być normalnym, wyluzowanym mężczyzną na poziomie. A w każdym razie takie sprawiał wrażenie. Zack jednak nie miał czasu się nad tym zastanawiać, gdyż po Instytucie zaczęły krążyć dziwne plotki o tym, że choć spędza dużo czasu z dziewczynami i jest ich przyjacielem, to niezbyt one go interesują. I choć niejednokrotnie jakaś próbowała go poderwać, to odprawiał ją z kwitkiem. Nie minęły dwa dni, jak dostał ksywkę "chłopak Northstara".

Po obiadowy wypad Ike, Jessie i Jasona do zoo również okazał się strzałem w dziesiątkę. Początkowo całą trójkę miał zawieźć do miasta Remy, ale niestety został wezwany przez Storm i młodzi mutanci pojechali jedynie w swoim towarzystwie. Radość i przemiła atmosfera trwała również wtedy, gdy odwiedzili znajomą pizzerię i zamówili największy z możliwych placków. W końcu Jessica musiała teraz dużo jeść.

Bella wciąż ciężko trenowała pod okiem Emmy, jednak nadal nie przynosiło to większych efektów, co bardzo martwiło White Queen. Frost zwracała jej uwagę na to, że zbyt wieloma rzeczami się przejmuje i nie może się skupić na najważniejszym celu. Wcześniej umówione spotkanie z Jayem nie doszło do skutku, gdyż chłopak po prostu nie przyszedł po pannę Adams i unikał jej towarzystwa tak jak i Jessica. To musiało jeszcze bardziej zwracać uwagę Belli, że coś jest nie tak. I to bynajmniej nie z otoczeniem.

Adam zachowywał się jakby był nieobecny i to nie tylko myślami, ale i ciałem. Praktycznie nie ruszał się z pokoju swojego bądź Jennifer i wyglądało na to, że oboje zaszyli się w swoim małym świecie nie udzielając się w życiu Instytutu.

Alastair też nie próżnował wylewając litry potu na treningach w Danger Roomie i na siłowni. Ostatnimi czasy również zaczęła się koło niego kręcić młoda Azjatka z drugiej grupy, z którą miał okazję zamienić kilka słów już wcześniej.
Obrazek Nazywała się Hisako Ichiki i ze słuchów jakie krążyły po Instytucie wynikało, że niebawem miała zasilić drużynę Blue. Póki co jednak poświęcała sporo czasu Szkotowi i ponoć nawet zaprosiła go na wypad do kina.

Jessice zaczęła udzielać się ciąża. Codziennie rano miała niesamowite nudności, musiała częściej biegać do łazienki i czasami oddawała zjedzone przed momentem posiłki. Chciała jakieś leki od Elixira na swoje niedogodności, jednak Josh stwierdził, że na coś takiego nie ma lekarstwa, a biorąc cokolwiek mogłaby zaszkodzić dziecku. Pozostawało się męczyć. Gambit trochę się tym martwił, ale Elixir go uspokoił, że wszystko minie w ciągu dwóch do czterech miesięcy i że tak naprawdę to dopiero początek. Cajun nie był z ostatniej wiadomości zbyt zadowolony, a już najmniej zadowolona była sama Jessica.

Grim natomiast, po ostatnim okresie dziwnego zwątpienia i wahania, znów zaczął pojawiać się na zajęciach i uczestniczyć w życiu szkoły. Za opuszczenie kilku treningów Psylocke dawała Chińczykowi nieco w kość, jednak ogólnie wyszło mu to na zdrowie.

Eva zaczęła dostawać anonimowe liściki miłosne, ekskluzywne czekoladki i kwiaty. Wszystko zawsze wypachnione było rzucającą na kolana wodą kolońską – dziewczyna wiedziała, że nie była ona z najwyższej półki, ale zapach był porywający.


* * *

Wszyscy dobrze pamiętali Husk, która zginęła walcząc za sprawę X-Men w Peru, gdy bomby spadły niczym grad pozbawiając Paige życia. W tym momencie jej dwóch braci i siostra stali pośrodku Fort Stevens Park w Waszyngtonie siejąc w okolicy spustoszenie, którego nie powstydziłby się sam Nur. Niektórych z was to wcale nie dziwiło, wszak swego czasu nawet do Instytutu dochodziły informacje, że rodzeństwo gdzieś zniknęło i tylko kwestią czasu było, gdy pojawią się znowu. Teraz wyszli na światło dzienne, rujnując park w Waszyngtonie. Wśród tego co zarejestrowały kamery dostrzegliście Cannonballa, Icarusa i Amazon. Oglądaliście najnowsze wiadomości na wielkiej plazmie w salonie. Oprócz was, zebrała się grupa nauczycieli i sama Emma Frost.

- Kieruje nimi zemsta. – powiedziała White Queen, patrząc na blondynkę, która przypominała jej Husk. – Stracili siostrę i teraz próbują się zemścić. Zagłuszyć ból.
- Ból czy nie, dosyć gadania. – mruknął Bishop. – X-Men Gold lecą do Waszyngtonu. Za kwadrans widzę was przy Blackbirdzie. W pełnym rynsztunku i gotowych do wykonania zadania. Eva również. – popatrzył na czarnowłosą dziewczynę. – Jessica chce żebyś zobaczyła, jak wyglądają zadania X-Men. Bez jej wyraźnego rozkazu masz się nie mieszać w walkę. Gambit leci z nami, Shadow nie walczy jeśli przyjdzie co do czego.

* * *

Waszyngton, później…

- A więc rodzina Guthrie w końcu wyszła spod parasola. – mruknął Bishop, trzymając palec na spuście swego karabinu plazmowego. – Co się stało? Chcecie pomścić siostrę, która walczyła za naszą sprawę?
- Za mało wiesz, by się w to wtrącać, Bishop. – powiedział Cannonball zupełnie spokojnie. – Wiedzieliśmy, że w końcu przybędziecie, dlatego ta cała szopka.
- Szopką nazywasz zniszczenie niemal całego parku, chłoptasiu? – warknął Lucas.
- Coś musiało was tu ściągnąć. – powiedziała beznamiętnie Amazon. Postawna blondynka zlustrowała otoczenie. – Nie ma Magneto? A więc gdzie ta przyjemność? Będziemy musieli się bić z drużyną B? Liczyliśmy na coś lepszego z waszej strony. – uśmiechnęła się ponuro.
- Zaraz wam pokażę drużynę B!! – krzyknął Bishop i przeładował karabin celując w Amazon.
- Pod warunkiem, że ci na to pozwolę! – wycedziła, niemal natychmiastowo zmieniając wymiary swojego ciała i rosnąc na co najmniej pięć metrów.
Kirika, która poleciała z wami, wysunęła pazury zerkając w kierunku Amazon.
- Straciliście dopiero jedną siostrę… co powiedzą twoi bracia gdy kolejna będzie lizać grunt?
- Nie waż się mówić o Paige! – Amazon, powiększona do niebotycznych rozmiarów uderzyła swą wielką kataną w podłoże wywołują niewielkie trzęsienie ziemi. – To wy, X-Men, posłaliście ją na śmierć!!

Wyglądało na to, że nie pozostawili wam wyboru i należało się z nimi zmierzyć.
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Evandril
Mat
Mat
Posty: 559
Rejestracja: sobota, 8 lipca 2006, 16:28
Numer GG: 19487109
Lokalizacja: Łódź

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Evandril »

Jay

Kolejny dzień przyniósł sesję nagraniową rapera z undergroundu w studiu Jaya – Young Hornet’a. Młody, czarnoskóry muzyk zarejestrował wokale na swój najnowszy nielegal, a Jasonowi do kieszeni wpadło kolejne ‘sianko’. Gdy po pracy Jay wrócił do swego pokoju, czekał na niego piękny miś-maskotka.
Obrazek Był też krótki liścik i szybko okazało się, że prezent jest od Jessici. „Zawsze w ciebie wierzyłam, Jay. Gratuluję kontraktu, przyjacielu. Jess”. Chłopakowi było niezmierni miło i aż uśmiechnął się do siedzących na łóżku szmacianek. Kilka godzin później, po obiedzie, zgodnie z tym, jak się umawiali, Ike, Jess i Jay wybrali się do zoo.

Początkowo Jay był nieco rozkojarzony, Shadow dostała mdłości, ale ogólnie czas upłynął bardzo miło i radośnie. Rozmawiali o przeróżnych sprawach i wczesnym wieczorem wrócili do Instytutu w dobrych nastrojach. Jason świadomie nie pojawił się o umówionej porze u Belli. Po tym, co usłyszał od Jessici, nie zamierzał zadawać się z panną Adams, która wyglądała na całkiem sprawną manipulatorkę i aktorkę. W sumie chłopak nawet nie podejrzewał, że może obgadywać go za jego plecami, zwłaszcza, że wcześniej wszystko było między nimi okej. No ale jak widać pozory mylą.

Kolejny dzień spędził na tym, co zwykle – studio, siłownia, treningi. Jakoś ostatnio polubił samotność i prócz małych wyjątków w postaci Dylana, Jessie i Ike, nie ciągnęło go do ludzi. Zresztą, nawet nie miał na to czasu. Pokerowy wieczór u Zacka wspominał jednak bardzo przyjemnie, zwłaszcza śpiewanie hymnu na helu. Przyznał sam przed sobą, że nie mógł się doczekać kolejnego wypadu do chłopaka… Kto wie, może Poker Night 2 odbędzie się w poszerzonym składzie? Pewnego razu pogadał też z Adamem, ale był to raczej krótki dialog.

Sielanka nie trwała zbyt długo. Wreszcie wszystkie karty odkryło rodzeństwo Guthrie, które, jak wyjaśniła Emma, pragnęło zemsty za śmierć siostry. Jason przyglądał się wszystkiemu z zainteresowaniem, przyjmując polecenia od Bishopa. Chłopak nie czekając, skierował się do szatni, by przywdziać kombinezon z X na piersi. To co miało się wydarzyć potem, było już jedną wielką zagadką…

* * *

Gdy dolecieli na miejsce, przywitało ich trio Guthrie’ch. Ghetto standardowo zamierzał zastosować się do rozkazów wydanych przez Jessicę, jednocześnie mając oczy i uszy szeroko otwarte. Gdyby zdarzyło się, że któryś z towarzyszy sobie nie radzi, miał zamiar wspomóc go w walce. Skupiony i wyluzowany oczekiwał na rozkazy Shadowdeath.
"Trzymaj się swych zasad! To jedyne co Ci pozostało w świecie Chaosu."
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Mr.Zeth »

Zack:

Collision zaczął co jakiś czas odwiedzać Beasta. Zainteresowało go zjawisko fal elektromagnetycznych i drobnych zmian ciśnienia związanych z drganiami w przestrzeni. W toku jego "badań" pojawiały sieco jakiś czas pytania, na które odpowiedzi znał właśnie Beast. Zack planował nauczyć się rozróżniać jedne fale od drugich i ewentualnie odczytywać lub zakłócać je. Nawiedził też White Queen by pytać o naturę telepatii. Żywił nadzieję, że zdolności telepatyczne też nauczy się wykrywać i identyfikować. Uznał, że to wyzwanie na miarę jego ambicji i zaczął dążyć do realizacji celu.

Ksywką "chłopak Northstara" nie przejął się w najmniejszym stopniu. Ewentualnych natarczywców mieszał z błotem i jechał do momentu aż przestanie być to zabawne, lub załatwiał zmniejszeniem ciśnienia w okolicy krocza, co powodowało, że pacjent się moczył. Dywagacje na temat tego, że jest rzekomo homoseksualistą to nie była dla niego pierwszyzna. Nawet jego druga dziewczyna często śmiała się przy różnych okazjach, że Zack jest gejem i robi dla niej wyjątek.

Podjął również próbę socjalizacji Evy, ale stwierdził dość szybko, że tę dziewczynę życie już ukształtowało na tyle, że potrzeba by tu zawodowego psychiatry, a nie amatora. Dalej jednak utrzymywał z nią jako-taki kontakt. Mimo zdecydowanych ostrzeżeń Jessici zdecydował zaryzykować i zapoznać się nieco lepiej z Bellą.

W wolnym czasie dalej imprezował jak wcześniej, oraz opracowywał kolejne utwory. Uczył się powoli śpiewać poszczególne kawałki, zapraszając te bardziej obdarowane słuchem muzycznym przyjaciółki by były my wsparciem pod względem krytyki i korekty.

Gdy okazało się, że to nieszczęsne rodzeństwo robi rozwałkę w Waszyngtonie Zack tylko westchnął. "Niektórzy po prostu nie uczą się na błędach innych" pomyślał, kierując się do przebieralni. Uzupełnił szybko zapas batonów w kieszonkach i był gotów do drogi. Po głowie chodziły mu słowa White Queen. Zagłuszyć ból? What the fuck? Za kogo ta banda debili się uważa?
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men

Post autor: Mekow »

Adam

Jennifer bardzo się cieszyła z wygranej. Nie tylko mogła pójść posłuchać na żywo jednej ze swoich ulubionych kapeli, ale i miała kogo zabrać ze sobą.
Oczywiście zanim się tam wybrali uprzedzili dyrekcję, aby nie mieć kłopotów. Wyspali się porządnie na zapas i wyszykowali się odpowiednio wcześniej. Adam dostał specyficzne wytyczne odnośnie stroju i choć nie przepadał aż tak za czarnym ubraniem, to tym razem stanowiło ono większość jego odzienia.
Tego dnia spotkali się wczesnym popołudniem. Adam oczywiście traktował sprawę poważnie - ubrał się tak jak oczekiwała od niego... jego dziewczyna(?), ale przyniósł zupełnie nie pasujący do tego stroju bukiet kwiatów. Snowflake niezwłocznie schowała je do wazonu - jednego z jego wcześniejszych prezentów od Adama. Następnie wzięli jeden z samochodów i pojechali do Nowego Yorku na koncert.
Na biletach znajdował się adres klubu "Dark Edge", a ponieważ imprezowicze sprawdzili wcześniej jego położenie na mapie, nie mieli problemów z odnalezieniem odpowiedniego miejsca.
Szyld klubu był duży i dzięki odpowiedniemu oświetleniu jak najbardziej widoczny.
Obrazek Ochrona odznaczyła się wysoką klasą i uprzejmością, choć sami z siebie wyglądali raczej na zawodowych zapaśników.
Adam i Jennifer weszli do środka, gdzie już od razu odczuli odpowiednią atmosferę czekającej na nich wspaniałej imprezy. Było jeszcze trochę czasu, ale zebrał się już całkiem niezły tłumek.
Korzystając z zapewne ostatnich chwil ciszy, Adam i Jennifer zamienili ze sobą kilka słów, podczas których Jen dała mu do zrozumienia jak bardzo cieszy się, że tu z nim jest. Mimo dziwnego uczucia jakie wywoływało w nim to miejsce i on oczywiście nie omieszkał zdradzić swojego zadowolenia... wszak był z Nią i tylko to się teraz liczyło.
Krótko potem rozpoczął się szalony koncert...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Adam początkowo nie bardzo wiedział jak się zachować. Wszyscy, zarówno fani, jak i zespół na scenie, wyglądali jakoś tak... mroczno. Bywały chwile, że chłopak czuł się jak na pogrzebie urządzonym w stylu zwariowanej stypy, albo co gorsza zjeździe czarnoksiężników i wiedźm. Oczywiście fakt, że Jen znakomicie się bawiła znacznie poprawiał mu nastrój. Piwo również wpływało na niego pozytywnie. Już po około godzinie przestał zwracać uwagę na rzeczy takie jak tłok, duchota i nietypowe towarzystwo. Oraz oczywiście to, że praktycznie nic nie słyszał. Muzyka grała, wokalista śpiewał i wszyscy dobrze się bawili dopingując zawodowych muzyków.
Adam słyszał ich już wcześniej, gdy w pokoju Jennnifer słuchali muzyki z jej kolekcji płyt, ale na żywo prezentowało się to znacznie lepiej. Obecność samych artystów i efekty specjalne zaprezentowane na scenie, dodawały do muzyki niesamowity efekt wizualny, którego nie odczuło by się nawet oglądając teledysk w TV.
Adam w pełni zrozumiał jak bardzo Jennifer cieszyła się, że tu jest i jak najbardziej podzielał jej uczucia.
Tańczyli, pili piwo i nawet troszkę porozmawiali... Ale przede wszystkim delektowali się wieczorem - zarówno koncertem i swoją wzajemną obecnością.
Adam bawił się jak nigdy w życiu...

Po koncercie nie omieszkał postarać się o plakat z autografami kapeli. Początkowo organizatorzy nie kwapili się z pomocą, ale sto dolców przekazane odpowiedniej osobie, załatwiło im krótką wizytę z "muzykami"... na tyle krótką, że osobiście widzieli jak podpisują plakat, który Adam wręczył Jennifer.
Obrazek SnowFlake, uważając oczywiście, aby nie pognieść cennego podarunku, rzuciła mu się na szyję przytulając się do niego całym ciałem.
- Dziękuję. - powiedziała mu cicho do ucha, a ton jej głosu sprawił, że Adam miał wrażenie jakby co najmniej uratował jej życie.
Nic nie odpowiedział tylko przytulił się do Niej. Oboje czuli się wówczas wspaniale, bezpiecznie i blisko tej drugiej osoby. Z pewnością były to uczucia miłosne.
Niestety nie mogli tak stać wiecznie i już po kilkunastu minutach musieli wyjść. Adam wypił tej nocy chyba pięć piw, ale prawie już przetrzeźwiał i zasadniczo dobrze się trzymał, więc bez przeszkód mógł poprowadzić, nie martwiąc się zbytnio o przekroczenie dopuszczalnej dawki alkoholu w krwi kierowcy.

Gdy bez trudu wrócili do instytutu, Adam oczywiście odprowadził Jennifer pod drzwi jej pokoju. Plakat bezpiecznie spoczywał w specjalnej tekturowej tubie, którą dostali w klubie. Oboje bawili się tego dnia naprawdę znakomicie, ale nadszedł czas udać się na spoczynek.
Wtedy to Jennifer zaskoczyła go całkowicie przywierając do niego swymi ustami i łącząc się z nim w namiętnym pocałunku. Oczywiście zarówno On, jak i Ona nie mieli w tym specjalnie wprawy i troszeczkę... trochę się zaślinili. Oczywiście oboje nie zwrócili na to uwagi i delektowali się pocałunkiem przez chwilę, która ciągnęła się w nieskończoność. Oboje bardzo się ekscytowali swym pierwszym tego rodzaju przeżyciem.
W końcu Jennifer zniknęła za drzwiami, a Adam stał tam zamroczony jeszcze przez dobrych kilka chwil. Sam nie wiedział co o tym myśleć... i nic już nie myślał. Tanecznym krokiem udał się do swojego pokoju, gdzie dość szybko zrzucił z siebie ubranie, narzucił piżamę i położył się do łóżka. Był zmęczony, ale jakoś nie mógł zasnąć - myśli mu nie pozwoliły. Wziął skarpetkę jako formę zabezpieczenia przed pobrudzeniem, włożył ręce w spodnie od piżamy i... zrobił to, co zrobił by każdy normalny facet w jego sytuacji emocjonalnej.

Następnego dnia spotkał Jennifer w porze obiadu, nie dalej jak godzinę po tym jak oboje powrócili z krainy snów. Zjedli wspólne śniadanie, składające się z sałatki owocowej, którą Adam sam przygotował i nadzwyczaj żywo rozmawiali wspominając wczorajszy koncert.
Później Adam nie omieszkał oczywiście oprawić jej plakatu w jasnobłękitną szklaną antyramę.

W ciągu kolejnych dni większość czasu spędzali razem. Albo u niej, albo u niego - w zależności od tego kto pierwszy kogo odwiedził.
Układało im się jak najlepiej.



Pewnego dnia, gdy Adam wracał do siebie po spotkaniu ze SnowFlake, na korytarzu zatrzymała go Xerox.
- Cześć Adasiu, chodź no na chwilę. - powiedziała specjalistka od plotek łapiąc go za rękaw koszuli i odciągając na bok korytarza.
Zdziwiony nieco chłopak nie miał specjalnie wyboru. Nie wiedział o co chodzi, więc nie widział powodu, aby się sprzeciwiać.
- Słuchaj Adasiu, bo ty pewnie nic nie wiesz. Jessica zaszła w ciążę i robimy z tej okazji zrzutę na coś fajnego dla niej. Po dwie dychy. - powiedziała.
- Aha. - powiedział nieco zaskoczony Adam. Nie sądził, że osoby w ich wieku mogą już zachodzić w ciążę, do tego przecież trzeba... tylko Jessica była nieco starsza od niego - Oczywiście, już daję. - dodał wyciągając portfel.
- A jak tam między tobą, a Jennifer? Co ostatnio robiliście. - Nadine zbierała informacje.
- Dobrze, poszliśmy sobie na koncert. Fajnie było. - powiedział wyciągając z portfela 20$ i podając je dziewczynie.
- Ale wy jeszcze nie teges? - zagadała chcąc się czegoś dowiedzieć - Bo może zrobię od razu dwie zrzutki? - sprowokowała go.
- Nie nie, nie trzeba. My nie... - wymsknęło mu się zanim zrozumiał o czym mówi. Przerwał czerwieniąc się na twarzy, zaś Xerox wyszczerzyła się w szczerym uśmiechu.
- Już nie stresuj się tak. - powiedziała, choć wcale go to nie uspokoiło. - Dopiszę Cię do listy. Aaadaaaś - powiedziała zapisując zdrobniale jego imię na liście osób, które dokonały zrzutki. Było już ich tam co najmniej kilkanaście.
- Wolę Adam. - wybąknął cicho chłopak.
Dziewczyna spojrzała na niego z uśmiechem. - Kilka osób słyszało, jak na cały głos Jennifer nazywa cię Adasiem. Właściwie od tamtego dnia nim jesteś... Adasiu!
Chłopak poczerwieniał jeszcze bardziej. - Ale... ja nie chcę. - wymamrotał.
Dziewczyna zaśmiała się przez moment. - Wszystko zależy ode mnie. Jak mi się zachce, to wszyscy będą cię nazywać siuśmajtek. - oznajmiła z powagą w głosie i uśmiechnęła się szyderczo.
Adam stał przez moment z otwartymi ustami i z niedowierzaniem wpatrywał się w rozmówczynię. Nie wiedział co powiedzieć.
- Wcale nie muszę tego robić, powiesz mi kilka rzeczy i wszystko będzie git. - powiedziała szybko.
Adam natychmiast doszedł do wniosku, że musi ją przekupić, aby nie zszargała jego reputacji - przekupić informacjami... i tak właśnie zrobił.
Xerox nie była natarczywa i nie wyciągała z niego czegoś, czego nie powiedział sam z siebie... o nim samym i jego relacjach z Jennifer. Początkowa groźba miała mu tylko rozwiązać język.
Powiedział, że siedząc w swoim pokoju zajmuje się pracą - robi na specjalne zamówienie różne szklane produkty, że nieźle na tym zarabia, tylko niektórzy jego klienci oczekują papierów do spraw podatkowych, a on nie zarejestrował swojej działalności. Że z Jennifer miło spędzają czas, siedząc u niego gdzie Jen może postukać na perkusji, lub u niej gdzie słuchają wspólnie muzyki. Nie rozmawiali jeszcze o swoich wzajemnych uczuciach i nie powiedzieli sobie, że chcą być razem, ale najwyraźniej są parą... tylko sobie tego nie powiedzieli.
Nadine potrafiła zagadać i wyciągnęła od Adama jeszcze kilka ciekawych informacji. Ciągnięty za język Adam zdradził też, że pojechali razem na koncert, a jak wracali to sam prowadził samochód, choć był po paru piwach.
Oraz, że raz poszli razem pobiegać... o 1:00 w nocy... podczas ulewy.
Adam uważał na to co mówi, i mimo iż był dość zestresowany podczas rozmowy, nie zdradził niczego o co Jennifer mogła by się gniewać.
Pod koniec rozmowy dodał jeszcze, że oprócz zrzutkowego prezentu podrzuci Jessice jakiś wazonik. Bo uważa, ze to będzie bardziej osobiste. Xerox nie miała nic przeciwko, podziękowała za informacje, które już przeanalizowała z zamiarem rozpowiedzenia wszystkiego co usłyszała ciekawego... i dodania tego, czego się domyślała.

Jennifer, albo o niczym się nie dowiedziała, albo niczym się nie przejęła. Wszak Adam nie zdradził żadnych zakazanych tajemnic.


Adam & Zack
Nie było to jedyne przypadkowe spotkanie, na korytarzu - miejscu, gdzie nikt zbyt długo nie przebywał, ale gdzie można było każdego spotkać.
- Yo Adam! - Zack krzyknął przez pół korytarza. - Jest sprawa!
Chłopak zatrzymał się i powoli odwrócił, aby zobaczyć kto go zawołał. Nie rozpoznał głosu, ale twarz była mu znajoma.
- Cześć Zack. - powiedział cicho, gdy kolega go dogonił.
- No słuchaj... jest sprawa. Słyszałem, ze ponoć grasz na perkusji - Zack przeszedł od razu do rzeczy, podając Adamowi rękę na powitanie.
Adam podrapał się nerwowo po głowie. Musiał przyznać, że Xerox nie traciła czasu.
- No. Tak trochę. - odpowiedział niemrawo witając się jak należy.
- Lubisz rocka? - zapytał Zack.
Chłopak zastanowił się przez chwilę. - Chyba go nie poznałem. Który to? - spytał.
Zack westchnął. - O gatunek muzyki mi chodzi... - mruknął. - Robimy małą sobotnią imprezkę. Planowałem coś zagrać na gitarze, ale jak sie dowiedziałem, że grasz na perkusji to stwierdziłem, że warto by było cię w to wciągnąć
- Aaaa jasne. - odpowiedział Adam lekko się czerwieniąc. Spojrzał na swoje buty i zagadał. - A kto może przyjść? - zapytał cicho.
- Twoja dziewczyna obowiązkowo - odparł Zack. - Pamiętaj, by dać mi znać, żebyś sam perkusji nei taszczył do salonu. Przydałoby sieteżcos poćwiczyć. Masz wyciszony pokój? I weź patrz na rozmówcę, snujesz się po Instytucie jak cień, na żadnej imprezie cie nie ma... Więcej luzu dude!
Adam uśmiechnął się lekko i spojrzał na Zacka.
- Spoko, dzięki... No mam ciszę. Mogę zrobić w 5 minut, bo to szklane... Możemy poćwiczyć. U mnie.
- Świetnie. Masz czas... powieeedzmy - Zack rzucił okiem na zegarek. - Za godzinę?
- Ok. To akurat ogarnę pokój.
- A ja coś wtrząchnę. Spróbujemy zagrać coś klasycznego. Może Metallica, czy coś... dobra, wpadnę z gitarą i wzmacniaczem za godzinę.
Zack machnął Adamowi ręka i ruszył sprężystym krokiem w stronę stołówki. Glassmaker natomiast poszedł do swojego pokoju i uprzątnął go lekko, na przyjęcie gościa. Skórki od bananów, pomarańczy i innych owoców wylądowały w szklanej nieprzezroczystej puszcze na śmieci organiczne, a używane ciuchy na najniższej półce szafy z lustrzanymi drzwiami, to oczywiście wystarczyło - wszak nie był bałaganiarzem. Wyciszył okno, aby później zostały mu tylko drzwi.

O ustalonej porze... Zack przyszedł z gitarą i wzmacniaczem w rękach. Zapukał do drzwi i zaraz potem Adam otworzył zapraszając go do środka.
Pokój Adama był urządzony bardzo oryginalnie. Przez moment Zackowi zdawało się, że znalazł się wewnątrz ogromnego akwarium, w którym ktoś urządził wystawę szklanych arcydzieł. Ściany i podłoga miały dorobioną z kolorowego szkła wewnętrzną ściankę, a nawet sufit był zaopatrzony w dodatkową, nieomal czarną taflę szkła. Oprócz tego meble zrobione były ze szkła, a na licznych gablotach ustawione były oryginalne szklane naczynia.
Wszystko to prezentowało się znakomicie w odbijającym się od nieomal wszystkiego wielobarwnym świetle, które zaglądało do pokoju przez kolorowy witraż. Widać było, że Glassmaker połączył swoją pasję z posiadaną mocą.
Oczywiście stała tam też jego perkusja.
- Holy hell, świetny pokój - mruknął Zack, kiwając głową. - No dobra. Trzeba wybrać co zagramy. Proponuję jakieś maksymalnie pięć utworów... w końcu trzeba też pogadać z ludźmi, napić się...
- Pogadać ? - zdziwił się Adam, zupełnie jakby przeraziła go sama myśl.
- Tak, pogadać... - Zack spojrzał an Adama. - Przez unikanie ludzi i alienowanie się nie poprawisz ani swoich zdolności komunikacji, ani stosunków z reszta ekipy. Problemów nie rozwiązuje się uciekaniem... ale o tym później. Na razie zajmijmy się muzyką, mam parę propozycji.... - Zack wyciągnął z tylnej kieszeni parę płyt CD. - Masz jakiś odtwarzacz?
Adam nie wiedział co odpowiedzieć na jego stwierdzenie, które zawierało sobie wiele prawdy. Na szczęście odłożyli to na dzień "świętego Nigdy", więc mogli się zająć muzyką. Adam oczywiście miał sprzęt grający. Gdy Zack odpalał płytę, On uszczelnił drzwi za pomocą swoich mocy i wspólnie zaczęli ustalać repertuar na sobotnią imprezę.
Zack ogólnie proponował utwory, które potrafi zaśpiewać, żeby nie robić czysto instrumentalnych. Potem przećwiczyli te utwory i jak się okazało szło im całkiem dobrze - zasadniczo nie było się czego wstydzić.
Po kilku godzinach Adam i Zack byli zgodni co do wyboru utworów. W sobotę miał zabrzmieć Hero Nicklebacka, Acidofilia i Damned Diamonds Acid Drinkersów, Nothing Else Matters Metalliki, Serenity Godmsacka i Aerials SoaD'a. Inne utwory pójdą na następny ogień jeśli ludziom się spodoba.
Oczywiście za sugestią Adama miało zabrzmieć też coś co preferowała jego dziewczyna.

Adam & Jason
Do soboty było jeszcze trochę czasu. Jeszcze tego samego dnia, wieczorem, gdy Adam wracał ze spotkania z Jennifer, spotkał na korytarzu innego kolegę. Oczywiście nie miał nic przeciwko, ale naprawdę wolałby spotykać ludzi w normalnych okolicznościach, a nie tak przypadkiem.
Jason akurat wracał spod prysznica. Przed chwilą dał czadu na siłowni i był w naprawdę dobrym nastroju. Zauważył idącego korytarzem Adama.
- Siema, co tam słychać u ciebie? Ostatnio coś cię w ogóle nie widać nigdzie... Już myślałem, że się wyprowadziłeś z Instytutu. - uśmiechnął się do blondynka
Ten spojrzał, aby zobaczyć z kim rozmawia. - Cześć Jason. - przywitał się, ale nie miał pojęcia co odpowiedzieć na słowa chłopaka. - U mnie dobrze. A u Ciebie? - powiedział cicho po chwili.
- U mnie też w porządku, coraz lepiej. - odrzekł. - Słyszałem, że chodzisz z tą dziewczyną z Blue... jak ma na imię? Jennifer? - zapytał.
- Tak. Snowflake. Jennifer. - odpowiedział, a Jason dostrzegł, ze chłopak stoi dość sztywno... jakoś tak, prawie na baczność.
- Okej, to mam nadzieję, że wam się będzie układać. - uśmiechnął się Jason i klepnął Adama w ramię. - Do zobaczenia, trzymaj się i pozdrów ukochaną. - puścił mu oczko.
- Dzięki... W sobotę, jest impreza. W salonie. Wiesz już? - zagadał jeszcze. Nie chciał wyjść na niemowę... znowu.
- Nie, nie słyszałem... ostatnio słabo uczestniczę w życiu naszej grupy. A kto organizuje? Kto będzie? - zapytał Jay.
- Nooo. Nie wiem. - powiedział Adam, patrząc zdziwiony na rozmówcę, nie dowiedział się takich szczegółów. - Ja i Zack gramy... Chyba wszyscy są zaproszeni. - dodał po chwili.
- Okej, to zajrzę na chwilę... może jak nie będzie tych, na których mam uczulenie, to zostanę na dłużej. - powiedział do chłopaka. - A teraz wybacz, spieszy mi się trochę.
- Jasne. - odpowiedział Adam, zastanawiając się na które osoby Jason może mieć alergię... i jak można mieć uczulenie od osoby.
Zaraz potem chłopcy pożegnali się krótko i rozeszli się do swoich pokoi.


Potem mogli spokojnie przygotowywać się do imprezy, w czym oczywiście nikt nie ośmielał się im przeszkodzić...
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Zablokowany