[Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Tevery Best
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1271
Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
Numer GG: 10455731
Lokalizacja: Radzymin

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Tevery Best »

William James lord Wayfare

Coś tu jest nie tak. Langford jest tajemniczym człowiekiem, ale jeżeli odkrył ziemie, gdzie mieszkają takie zwierzęta, to czemu tego nie ogłosił? Nie chce sławy? Więc po co trzyma to w domu, gdzie każdy jego gość może to zobaczyć? Z troski o gatunki? To czemu do nich strzela? Bo nikt by mu nie uwierzył? Tak jak ja, na ten przykład?

To musi być jakaś mistyfikacja. Potwór z Loch Ness? Przecież on nie istnieje! Jestem dość zbulwersowany, ale nie daję po sobie tego poznać. Nawet powieka mi nie drgnie.

- Bardzo ciekawe. - odpowiadam kamerdynerowi. - Wspaniała kolekcja. Jestem pewien, że pan domu będzie miał mi wiele do opowiedzenia, kiedy już wróci.

Szwendam się trochę po pokoju, przyglądam się z bliska eksponatom. Nie jestem przy tym zbyt nachalny, ale tak naprawdę szukam dowodów na to, że jest to - bądź nie jest - szwindel, mówiąc kolokwialnie. Następnie - niezależnie od wyników oględzin - zwracam się do kamerdynera, aby zaprowadził mnie na moje kwatery. Chciałbym je zobaczyć.
Madagaskar
Szczur Lądowy
Posty: 14
Rejestracja: środa, 17 czerwca 2009, 19:01
Numer GG: 0

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Madagaskar »

Izaak Steinbaum
- Aj waj, dużo tego, nie wiem czy starczy czasu na wszystko. O której Lord zamierza wrócić?
- Prawdopodobnie będzie wieczorem - odpowiedział kamerdyner.
- Doskonale. Zaprowadź mnie w takim razie do laboratorium, wielce ciekawym metod naukowych, które stosuje się w tym kraju - "i jak dużo pieniędzy można na nich zarobić" dodaję w myślach. Idę za kamerdynerem.
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Ant »

Sir Thomas Tell

Nieudolne próby udawanie kogoś innego nie za bardzo wychodziły kamerdynerowi. Na szczęście w porę zmienił temat. Gdyby mówił tak jeszcze przez chwile uśmiech zmieniłby się w szczery śmiech.
- Bardzo dobry pomysł. Potrzebujemy tylko małego wsparcia. Ta machina mimo wszystko trochę waży. Przydałby się jakiś wóz... -
Obrazek
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
Danai
Tawerniana Smoczyca
Tawerniana Smoczyca
Posty: 318
Rejestracja: sobota, 14 sierpnia 2004, 23:00
Kontakt:

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Danai »

Kerowyn Egan

Śmieszy mnie nieco to, jak starszy pan się wyraża. Pewnie gdyby nie wpojony szacunek dla siwej głowy parsknęłabym mu śmiechem w twarz. Miałam chyba zamiar coś jeszcze powiedzieć, ale kiedy usłyszę o kuchni wszystko inne ulatuje mi z głowy.

Szybkim krokiem, głośno stukając podkutymi butami po posadzce przechodzę przez hall. Mijając dziwacznie ubranego faceta uśmiecham się szeroko, i rzucam wesołe

Fajne patrzałki!

Potem zatrzymuję się, skonsternowana, bo nie mam pojęcia w którą stronę do kuchni. Odwracam się by zapytać o drogę kamerdynera...
I'm not a bitch. I just have low bullshit tollerance.
''Μῆνιν ἄειδε, θεά...''
www.smoczej.blogspot.com
FatMan
Majtek
Majtek
Posty: 135
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 11:50
Numer GG: 0
Lokalizacja: Antwerpia

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: FatMan »

Baron Dr. Otto Heinrich von Frohmann
Uśmiecham się do dziewczyny - Ach, ja, moje... "patrzałki" - z wysiłkiem powtarzam to dziwaczne słowo - Sam je skonstruowałem. Można się spytać co fraulein tu robi?
Tori
Bosman
Bosman
Posty: 1759
Rejestracja: piątek, 17 lutego 2006, 15:05
Numer GG: 7524209
Lokalizacja: Gliwice

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Tori »

Goetz-XZ1

Sto wiorst nie droga, sto rubli nie pieniądz, sto gram nie wódka. Zaciągnąłem z rosyjska, spoglądając przyjaźnie w oczy odźwiernego. Miło jest mi słyszeć, iż Sir Langford traktuje mnie, niczym, zum beispiel, brata, tudzież like brata ciotecznego. A przy okazji, panie, co tam słychać w polityce? Czekam, aż ktoś poprowadzi mnie do chlebodawcy "in spe". Po przekroczeniu progu domostwa staram się nie wychylać za nadto, wycieram obuwie i delikatnie strząsam z siebie wodę. Rozglądam się w okół po domostwie i staram się wyrobić zdanie na temat gustu i charakteru właściciela, aby wiedzieć jak poprowadzić rozmowę.
Od dziś płacę Eurogąbkami.
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Brzoza »

Sir Thomas Tell
Nie zdążyłeś dokończyć zdania, kiedy usłyszałeś dźwięk skobla odbijający się po ścianach zamku, a następnie przeraźliwy skrzyp zawiasów i uderzenie wrót o ścianę. Na dziedziniec powoli wjechał dziwny pojazd. Dyszał, dmuchał, czadził i parował, wydawał dźwięki które zwykły chłop uznac mógłby za piekielne. Czymkolwiek był, nie był automobilem, tym bardziej dorożką. Jego koła połączone były dziwnymi płaskimi łańcuchami, w sumie to miałeś świadomość jak się taki patent nazywa. To były najzwyczajniejsze gąsienice. Przód pojazdu był budą dla kierowcy i pasażera, a reszta była platformą na której zamontowany był solidny dźwig. Nie ma co. Langford potrafił zawsze zaskoczyć najświeższą nowinką techniczną. Wsiadłeś do pojazdu. Kierowcą był młody chłopak rudawy z twarzą pełną piegów. Zauważyłeś że na nogach ma białe spodnie z czerwonymi lampasami. Widocznie lokaje Langforda wykonują nie tylko swój kwatermistzowy obowiązek ale i służą jako robotnicy, kierowcy. Maszyna ruszyła wydając z siebie masę jęczących dźwięków, zupełnie jakby jakiś przedwieczny olbrzym wziął gigantyczny kawał blachy i wyginał go jak ścierę do podłogi. Kiedy dojechaliście do szosy okazało się że pojazdu nie ma. A udeptana trawa i rozorana ziemia wskazywały na to że ktoś podciągnął maszynę na drogę i zabrał ze sobą. Źle. Jeszcze przypadkiem stracisz klienta za niedbalstwo. Młody lokaj zaświecił latarnią na drogę. Duża ilość śladów kopyt i głębokie bruzdy po kołach wiozących prawdopodobnie coś ciężkiego.

Goetz-XZ1
Na Twoje mechaniczne oko, Langford musiał być obrzydliwie bogaty, dokładnie tak jak o nim mawiano. Kimkolwiek był, miał pieniędzy wystarczająco dużo by korytarze jego zamku przystrojone były najnowszymi i klasycznymi dziełami sztuki z różnych okresów z całego świata. Lokaj prowadził Cię korytarzami, Ku Twojemu wielkiemu zdziwieniu zauważyłeś nad jednymi z szerokich drzwi ostatnia wieczerzę Leonarda da Vinci wmontowaną w ścianę. Ale to nie koniec. Ilość dzieł sztuki, o światowej sławie dziwiła Cię z każdą chwilą co raz bardziej. W końcu, wprowadzono Cię do komnaty na której drzwiach napisane było “sala egipska. Wypchana zabytkami przywiezionymi z Egiptu, kupionymi prawdopodobnie często na lewo, bądź po cichu rozgrabionymi z jeszcze nie odnalezionych grobowców. Każdy mebel, każda figura, każdy przedmiot lśnił się złotem. Komnata była duża, jednak ilość zabytków upchana zupełnie jak w magazynie, z kilkoma przechodnimi ścieżkami pomniejszała zupełnie metraż pomieszczenia. Pod ścianą w szklanych skrzyniach leżały dwie mumie. Wydały Ci się nienaturalnie białe. Z kolei na jednej z lektyk siedział spokojnie jakiś staruszek o krótkich zakręconych ku górze wąsach. Był zaczesany elegancko ze środka na boki i jego żółtawe ślepia poprzez przymrużone pomarszczone powieki i okrągłe okulary patrzył się na Ciebie wesoło. Nie można mu było odmówić skromnego, lecz eleganckiego oraz zadbanego ubrania.
-Witam hmm..- chrząknął zupełnie jakby miał się odezwać pełną nazwą, zacząć od “panie” czy po prostu powiedzieć Goetz - panie maszyno. Powiem szczerze, że od czasu jak Scotland Yard wytropił Pana w okolicach kanału La Manche, modliłem się żeby przyjechał Pan właśnie do mnie. Dodam również, że dołożyłem starań, by ten trop zgubiono. Z resztą nie pierwszy raz. Bo sprawa polega na tym, że jest pan poszukiwany, bynajmniej nie tylko przez Niemców, ale również Cara, Cesarza Austro-Węgierskiego, Francuskiego Króla, poszukiwała Pana nawet Hiszpania no i oczywiście Imperium Brytyjskie. Szczerze powiedziawszy, uniknął Pan pochwycenia tylko z jednego powodu. Konflikt interesów. Można powiedzieć że wyglądało to jak teatralna komedia. Kiedy Niemcy już pana miały, Francuzi dawali im po łapach. Kiedy Francuzi się mieli do Pana dobrać, nagle nadchodzili agenci Ochrany i dawali w łapska francuzom. Kiedy Ruski mieli położyć na Tobie łapy, przychodzili Brytyjczycy i dawali po łapach Ruskom. I tak dalej. Musze przyznać, że jest pan zagadką dla wszystkich i posiadanie takiego robota, może być bardzo opłacalne dla właściciela. Dlatego cieszę się że Pan tu jest i sam tu przybył. Czy zgodziłby się Pan na to, by jeden z moich mechaników obejrzał Pana, żeby sprawdzić cóż takiego sprawia że można powiedzieć o Panu jako o myślącej i świadomej swego istnienia istocie? Ba, może posiada pan i nawet duszę?! HA! Ciekawe cóż by powiedział na to papież!

Izaak Steinbaum
Kamerdyner skłonił się i ceremonialnym gestem pokazał kierunek, po czym zaprowadził Cię przez labirynt cichych korytarzy i pomieszczeń, pełnych dzieł sztuki z całego świata. Musiałes przyznać sobie w duchu, że nie ma na świecie Żyda który by bogactwem i świetnością dorównał Sir Langfordowi. W końcu doszliście do wąskich kręconych schodków prowadzących prawdopodobnie na wieżę. Droga na górę dłużyła się, ale w końcu wspięliście się. Wielkie pomieszczenie wyłożone było czerwonym dywanem, przez co nawet ponure i surowe laboratorium wydawało się bardzo zdobne. Przeszedłes się wzdłuż rzędu półek sięgających na wysokość jednego piętra. Pełne były organów różnych zwierząt, co ciekawe nawet tych legendarnych. W jednym ze słojów zobaczyłeś coś podobnego do marchewki. Podpisane było “róg jednorożca”. Na przeciwległej ścianę nie było już organów, ale surowce. Za niektóre surowce, za niewielką część tego co posiadał tu Langford biedna angielska rodzina pracująca w powiedzmy fabryce sztruksu mogłaby się utrzymywać, przy nie podnoszeniu swojego standardu życia, przez nie przymierzając, 20 lat. Pod ścianą w wielkim kilkumetrowym kotle, pełnym gwizdków wypuszczających nadmiar pary, było coś czego wcześniej nie widziałeś, ani nawet nie słyszałeś o tym. Tłoczonymi literami przykręconymi do kotła napisane było “Flab, uwaga substancja niebezpieczna“. Przez niewielki bulaj kotła wychodziło jasne zielone światło. Na środku laboratorium stało pełno rurek, butli i blub wykręcających się na różne strony, łączących, rozdzielających i plączących się. Nad drzwiami wejściowymi powieszono gigantyczny układ pierwiastków chemicznych według Dmitrija Mendelejewa. Przy wejściu do pomieszczenia, zauważyłeś jeszcze jedne drzwi. Przez półmrok dostrzegłeś korytarzyk i schody w górę.

William James lord Wayfare
Przyglądanie eksponatom nic Ci nie dało. Albo to naprawdę dobra mistyfikacja, albo eksponaty są prawdziwe. Kiedy spojrzałeś na kamerdynera, ten wyglądał na bardzo rozbawionego, choć jego twarz nie poruszyła się ani o cal. Znasz Ty już taki sposób braku okazywania rozbawienia czy innych uczuć. Gdyby kamerdyner był zwykłym parobkiem, a nie renomowanym dyplomowanym sługą z rodziny o głębokich korzeniach kamerdynerskich, pewnie śmiałby Ci się w twarz. Ale dobry kamerdyner trzyma mimikę na wodzy. Kiedy poprosiłeś go o zaprowadzenie do komnat ukłonił lekko głowę i delikatnym gestem dłoni pokazał drzwi. Przeszedłeś pierwszy oczywiście. Następnie poszliście poprzez zawijasy korytarzy do komnat. Komnata, jak to komnata. Łoże z baldachimem, biurko, duża szafa o wielu szufladach, śliczny dywan przedstawiający szlachecką scenę rodzajową, głowa dzika nad kominkiem i obraz przedstawiający Indochiny, mający bambusową ramę. Ot, komnata zwyczajna.
Kamerdyner się ukłonił i pożegnał, mówiąc żebyś się czuł jak u siebie w domu, i przestrzegł że zawsze ktoś będzie w okolicy drzwi wejściowych. Ostatecznie w bawialni, bibliotece lub jadalni są sznury za które wystarczy pociągnąć, a pojawi się ktoś ze służby.

Brian Gunn
Wesoły gentleman poweselał jeszcze bardziej.
-Och, tak się składa ze właśnie Sir Alfred Langford jest moim pracodawcą. Z przyjemnością pomógłbym w dostaniu się do jego posiadłości, jednak w pojeździe jest tylko jedno miejsce - dla kierowcy. Naprawdę, gdybym tylko mógł zabrać kogoś ze sobą, zabrałbym, lecz w tym wypadku to technicznie niemożliwe.
Dostarczyciel rozłożył ręce. Cóż, wygląda na to że nie zdążysz, albo zaczniesz kombinować i uda Ci się dojechać na czas.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Zablokowany