[Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

[Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Brzoza »

1. Piszemy w pierwszej osobie, zakładam ze nie jest to całkowicie PBF, a bardziej zblizone ma byc to do sesji, czyli mówimy co robimy.
2. Zaczynamy od wytłuszczonego imienia,
3. Dialogi piszemy kursywą.

PS. na razie trzy odpisy, piszę ciągle resztę.
Obrazek Baron Dr. Otto Heinrich von Frohmann
Spędziłeś dwa dni w stolicy Imperium u starego znajomego jeszcze ze studiów, który wykłada aktualnie na Londyńskim Uniwersytecie. Powspominaliście dawne czasy oraz wymieniliście się nowościami, poobgadywaliście znajomych inżynierów, najadłeś się do woli zamorskich specjałów, o które w rodzinnym kraju ciężko i zauważyłeś że goni Cię czas. Znajomy z przyjemnością użyczył Ci swój nowoczesny automobil wraz z kierowcą, zapakowałeś manele i ruszyłeś. Było dosyć wcześnie, mgła snuła się po polach utrudniając widoczność. Zauważyłeś jednak że wjechaliście do jakiegoś miasteczka, a kierowca zwolnił. Przez całą drogę, pomimo pełnej wiedzy na ten temat, zachwycałeś się techniczną stroną samochodu, pytałeś ciągle kierowcę o sposób działania tego cuda współczesnej techniki i relaksowałeś się eleganckim wykończeniem wnętrza. I nagle samochód zaczął wjeżdżać pod górkę. Szofer oznajmił że jesteście już na miejscu. I znów przypomniałeś sobie o tym, że Langford kilka lat temu złożył Ci propozycję pracy, jednak odmówiłeś, dla większej swobody działania. Dzisiaj sam jedziesz, aby zaoferować mu swoją pomoc. Mgła się jakby nieco zaczęła rozwiewać, bo zauważyłeś że na szczycie góry stoi wielkie kamienne zamczysko. Koła stuknęły o drewnianą zwodzoną bramę i wjechaliście na dziedziniec. Na dziedzińcu stał już kamerdyner, chudy i nieco szpakowaty mężczyzna starannie zaczesany na boczek, w nieco znoszonym, ale całkiem eleganckim fraku. Zanim kierowca pozostawił Cię tutaj, pomógł Ci wypakować bagaże, które z miejsca zostały zabrane do środka przez dwóch młodych lokajów. Lokaj zaprosił Cię do środka.
- Witam Pana, Baronie von Frohmann, gratulacje, jest pan pierwszym gościem dzisiejszego dnia. Niestety nie mógł Pana przyjąć Sir Langford, gdyż jest w tym momencie w Edynburgu, spotyka się właśnie z związkiem zawodowym szkockich kopaczy. Wie Pan, Ci socjaliści są wszędzie. Sir Langford przyjedzie dopiero popołudniu. W tym czasie może Pan się rozgościć. Jest Pan głodny, śpiący, może chce się Pan napić najprzedniejszego whisky jakie mamy? Och, już wiem. Z pewnością ciekawi Pana tutejszy warsztat, maszynownia i oczywiście garaż.

Kerowyn "Kerry" Egan
Przyjechałaś do Hardwood przed południem, pytając się ludzi bez problemu dowiedziałaś się gdzie jest Belmond Road. Przebijając się przez zabielone ulice małomiasteczkowej miejscowości dotarłaś do drogi wiodącej ku posiadłości Langfordów. Droga szła ku górze, jednak ściana mleka zasłaniała skutecznie widok na szczyt. Im wyżej szłaś krętą drogą tym mgła się rozrzedzała. W końcu Twoim oczom ukazało się wielkie kamienne zamczysko, które mogło pamiętać czasy pogromów katolickich biskupów. Rezydencja godna plotek, które przez całą drogę słyszałaś o Alfredzie Langfordzie - o tym że w swym zamku organizuje wielkie orgie, że zawiązał swe życie z szatanem podpisując cyrograf, że swoje bogactwo zawdzięcza obcej cywilizacji mieszkającej gdzies pośród gwiazd, że robotnicy w jego afrykańskich kopalniach diamentów to Chińczycy urodzeni w Algerii, uczeni przez całe swe życie do pracy w Nigerii i drążący tunele w Afryce Południowej. Słyszałaś też, że należy do niego jedna trzecia ziemii Imperium Brytyjskiego oraz to że zaraz po Królowej Wiktorii jest najbogatszą osobą w państwie, przez co królowa siedzi mu w kieszeni, bo przynajmniej jedna piąta podatków idących do skarbu zjednoczonego królestwa to podatki pochodzące od Langforda. Słyszałaś tez o tym że Langford zbudował fabrykę w której tworzy się roboty, by budowały roboty, że posiada własną armię genialnie wyszkoloną oraz mogącą bez problemu stanąć jak równy z równym z najlepszymi jednostkami brytyjskimi, francuskimi, niemieckimi czy amerykańskimi. Słyszałaś że Alfred Langford tak naprawdę jest nieśmiertelny, ponieważ znalazł na dalekiej północy, tam gdzie woda się staje lodem, napój nieśmiertelności, dzięki czemu jego sława i bogactwo trwać będzie dłużej niż sama Brytania.
Ostatecznie, przeszłaś przez zwodzoną bramę, która zaskrzypiała pod twoimi stopami. Zamek zdawał się stać nie tylko na wysokiej górze, ale i na wyłomie skalnym, przez co posiadał naturalną fosę w postaci przepaści ze wszystkich stron. Weszłaś na dziedziniec i usłyszałaś dźwięk obcasów uderzających o posadzkę. Na wewnętrznym rzędzie arkad ktoś się poruszył. Po chwili zszedł po schodkach na brukowana powierzchnię i podszedł już w drodze się kłaniając, zupełnie jakby się bardzo spieszył. Był to najwidoczniej kamerdyner, który pstryknięciem palców przywołał dwóch lokajów, którzy pojawili się zza Ciebie zupełnie jakby znikąd i odjuczyli Cię, zabierając Twoje rzeczy do środka.
-Witam Pannę Bardzo. Rozumiem że Panna przyjechała w sprawie ogłoszenia, które Sir Alfred rozesłal po świecie? Jakie jest Panny miano?

William James lord Wayfare
Jechałeś prosto z Londynu wynajętą dorożką. Mgła która rano nie pozwalała widzieć nawet na metr już nieco opadła, dzięki czemu przyglądałeś się przez okienko krajobrazowi za nim i rozmyślałeś o Alfredzie Langfordzie. Wyprawa Cię w jakiś sposób fascynowała, na ale oczywiście, bez egzaltowania się nią. W jakiś sposób ciekawiła Cie również sama postać Lanforda, który kazał się nazywać per “sir” choć Królowa, niech bóg ją błogosławi!, nigdy nie nadała jemu czy jego rodzinie tego zaszczytnego tytułu. Szczerze powiedziawszy, Królowa była i jest zazdrosna o jego potęgę, która nie jest może tak wielka jak potęga Królowej i jej państwa, ale ma ona świadomość że człowiek ten może zagrozić jej i całemu Imperium. Plotki o tym że duży procent podatków trafiających do brytyjskiego skarbu pochodzi z podatku ściąganego od Alfreda Langforda była prawdą. I na tym znajomość jego osoby się kończyła tak naprawdę. Nikt na dobrą sprawę nie wiedział skąd ten człowiek się wziął, nagle zwyczajnie pojawił się wraz ze swoim bogactwem, zaczynając od jednej manufaktury, która prędko przekształciła się w fabrykę, która zaczęła otwierać swoje filie na całym świecie. Możliwe że ten człowiek naprawdę sprzedał duszę diabłu… Nie, to zbyt irracjonalne, drogi Lordzie Williamie Jamesie - pomyślałeś sobie.
W tym momencie usłyszałeś parsknięcie koni i szarpnięcie całej dorożki. Ruszyła w górę po wyboistej i krętej drodze. Wychyliłeś głowę za okno i poprzez rozrzedzoną mgłę dostrzegłeś kontur wielkiego zamku, na oko bardzo starego. Teraz przypomniało Ci się, ze czytałeś o tym że zamek należał do Królowej, która hipotekę oddała jednemu z Lordów, za ‘przysługi’, a ten od razu sprzedał ziemię wraz z zadbanymi murami komuś, kto zapłacił bardzo dużo. Lecz, nie wiedziałeś że to właśnie ten zamek.
Podkowy stuknęły o drewniany mostek-bramę zwodzoną i wjechałeś na obszerny dziedziniec otoczony arkadami. Przyznałeś sobie w duchu, że zamek prezentował się doskonale i nawet poczułeś pewną zazdrość o snobizm i prestiż Langforda, ale uświadomiłeś sobie że to Ty, a nie on ma tytuł szlachecki i poczułeś się lepiej. Dorożkarz zeskoczył i otworzył Ci drzwiczki. Rozprostowałeś kości. I spojrzałeś na niebo. Szara i bezbarwna pogoda rozmywała światło, przez co nawet nie mogłeś rozczytać która to już godzina. Ale wyglądało na to że tea-time jeszcze przed Tobą.
-nawet nie zauważyłeś kiedy po schodach prowadzących na arkady zeszli lokaje i wypakowali z dorożki bagaże i zabrali do komnat. A naprzeciwko Ciebie stanął wysublimowany kamerdyner, szpakowaty, w nieco zniszczonym fraku, ale fraku prezentującym się niezwykle elegancko.
- Witam Lordzie Wayfare, Sir Alfred Langford oczekiwał że zjawi się dzisiaj właśnie Pan, lecz niestety - kamerdyner złożył ręce - Sir Langford jest w tym momencie w Edynburgu i rozmawia ze Szkockim związkiem kopaczy. Wie Pan, Sir, Ci okropni socjaliści - robotnicy strajkują. Na włości Langfrodów przyjechał już Baron von Frohmann (z pewnością czytał Pan o nim w gazetach) oraz pewna zdolna Panna - Kerowyn Egan. W tym momencie zajmują się swoimi sprawami, ale może chce Pan obejrzeć swoją komnatę, zdrzemnąć się lub posilić się? Och, wiem. Z pewnością będzie Pan chciał zobaczyć kolekcję trofeów Sir Langforda.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
FatMan
Majtek
Majtek
Posty: 135
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 11:50
Numer GG: 0
Lokalizacja: Antwerpia

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: FatMan »

Baron Dr. Otto Heinrich von Frohmann
Uśmiecham się przjaźnie do lokaja, poprawiam kapelusz i mówię (z moim ciężkim akcentem), rozglądając się po hallu wejściowym - Ach, ja, droga była wybitnie wygodna, ja. Nie jestem specjalnie zmęczony, choć, jeśli można to chciałbym, by został mi pokazany mój pokój, bitte. Chciałbym jedynie go zobaczyć, po czym miło by było zobaczyć warsztat Herr Langforda. Jestem ciekaw, może ma jakieś nowinki techniczne, których jeszcze nie widziałem, a może dam radę coś ulepszyć albo rozbudować? Ach, noch ein Ding, jeszcze jedno, ja, poprosiłbym uprzejmie szklankę wody. Alkoholu oczywiście chętnie się później napiję, ja, ale póki co, jeśli mam zamiar pracować, lepiej utrzymać moją Kopf wolną od wpływu alkoholu, ja. - gdy zostanie mi pokazany pokój proszę o pięć minut, rozkładam moje rzeczy, po czym sprawdzam, czy mój kufer z moimi wspaniałymi wynalazkami jest dobrze zamknięty - jako, że nie do końca wiedziałem, co się na tę wyprawę przyda to wziąłem wynalazków od groma i ciut ciut, wszystko co się mogło przydać. Z kieszeni wyciągam moje DunkelBrille, które zakładam na czoło, a z moich bagaży wyciągam jeszcze mały kuferek, gdzie mam mój rewolwer i dziesiątki różnych rodzajów nabojów do niego. Sprawdzam czy on również jest w najlepszym porządku, po czym szczelnie zamykam i wychodzę z pokoju. Na oczy zakładam moje DunkelBrille, poprawiam wizję i idę za lokajem do warsztatu.
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Brzoza »

Izaak Steinbaum
Aj waj, nie lubisz mgły. We mgle wszystko wydaje się takie dziwne. Żyjesz już swoje dwieście dwanaście lat, a pogoda wciąż Cię zaskakuje, ba nawet próbowałeś ją kiedyś zrozumieć, ale niestety plany zrozumienia i okiełznania jej spaliły na panewce. Od rana mgła już niemalże opadła, i bardzo dobrze. Zacząłeś się zastanawiać cóż to za zlecenie ma do wykonania ten cały Sir Langford. Przeczucie wyrobione przez dwa stulecia Cię nie myliło, to jest grubsza sprawa, masz do tego nosa - dużego, dobrego nosa. Ten Langford, to niemalże codziennie w gazetach opisywany jest, w niektórych opiewany a w niektórych opluwany - w sumie - zrobiłeś niewielkie badania nad jego reputacją i osobą. Medialna wojna chyba była związana z kompanią handlową Alfreda Langforda i jego przeciwnikami. Każdy płacił róznym gazetom i osobom by pisały to co oni chcą. Cokolwiek to by miało znaczyć, chodziło o pieniądze. A jak ktoś ma pieniądze, w końcu musi się znaleźć ktoś kto je dostanie, bo w końcu nieśmiertelność nieśmiertelnością, ale za coś żyć trzeba, a jeżeli udział w ciekawej wyprawie ma przynieść również korzyści finansowe, to, hm, czemu nie? Dorożka wjechała do jakieś miejscowości. Wyglądała na bardzo zadbaną i bogatą. Daleko na uboczu pośród gór zobaczyłeś sylwetkę zamku górującego nad miastem. O tak. To idealne miejsce dla właściciela niemalże połowy Imperium Brytyjskiego, jak mawiają ludzie. Ponad swymi włościami, na wzgórzu, w obronnej twierdzy, z grubymi murami… Tak… Dorożka wjechała na wyboistą i krętą drogę prowadząca ku bramie zamczyska. Koła uderzyły o zwodzony most i byłeś już na dziedzińcu. Przywitał Cię poważny kamerdyner ubrany w elegancki frak. Gdyby nie był taki sztywny, mógłbyś przysiąc że jest Żydem.
-Witam Szanownego Pana… Właśnie, jakie jest pańskie miano? Przepraszam, nie jest Pan przypadkiem starozakonnym?

Sir Thomas Tell
W cokolwiek wsiadłeś by przyjechać do posiadłości Langfordów nie było to bezpieczne, ale wyglądało chociaż fajnie. Zbudowana z orgii rur parowa maszyneria na trzech stalowych odnóżach zepsuła się kilkanaście mil od Hardwood, a zaczynało po woli się ściemniać. Zostawiłeś ją, obiecując sobie ż jeszcze po nią wrócisz. Słyszałeś nowiny że do Londynu przyjechał kilka dni temu Baron Dr. Von Fohrmann, genialny wynalazca z którym miałeś przez jakiś czas listowny kontakt. Miałeś nawet przyjechać i przetestować kilka jego wynalazków, ale cóż. Testowałeś właśnie wtedy kilka pojazdów bojowych dla Imperialnych Wojsk, a oni płacili lepiej, więc cóż. W sumie Alfreda Langforda również poznałeś przy okazji testowania nowej techniki. Ten człowiek bardzo dużo inwestował w technikę, co ciekawe nie dzieląc się nią z żadnym państwem, choć podobno chodziły słuchy że sprzedawał nowoczesną broń indyjskim partyzantom o wolność. Ale mówiono również że zbudował fabrykę robotów by budowały roboty, więc cóż. Cokolwiek mówiono o tym człowieku, przynajmniej dziewięćdziesiąt procent wiadomości na jego temat nie była prawdą, lecz z drugiej strony przynajmniej w połowie z plotek było ziarnko prawdy. Szybko złapałeś jakiegoś wieśniaka wiozącego słomę, który zaczął Ci opowiadać że niedaleko w posiadłości Langforda ma się dzisiaj odbyć szatańska orgia, gdzie czarownice będą oddawać się diabłom, a diabły Langfordowi, a jego rodzina będzie w tym czynnie uczestniczyć również, świętokradcy. I że córka tego sukinsyna Langforda, - Rose, to całkiem ładna młódka, zgrabna i śliczna, głos ładny ma i włos, ale bankowo to jedna z tych przebrzydłych czarownic i pewnie ona temu wszystkiemu przewodzi, kurwa jedna. Kiedy podjechaliście do Belmond Road, wieśniak splunął w stronę zamczyska Langfordów, życzył im pójścia do stu diabłów i powiedział że już ma dość tych straszliwych hałasów roznoszących się po okolicy. Ale kiedy oznajmiłeś mu że wysiadasz i wypakowałeś kufer, wieśniak spojrzał się na Ciebie z gniewem i odjechał czym prędzej przeżegnujac się jedną ręką. Kufer z manelami nie wydawał się tak bardzo ciężki. Dociągnąłeś go do bramy-mostu zwodzonego, gdzie wzięło go już dwóch lokajów. Na wjeździe, w miejscu gdzie opada żelazna krata stał już kamerdyner. Nie wyglądałby na zmęczonego, gdyby nie to że miał nieco podkrążone oczy.
-Witam, Sir Thomasie Tell. Zapraszam do środka. Z pewnością jest Pan zmęczony podróżą. [.i]-pokazał dłonią dziedziniec zamku, na którym jesteś już trzeci raz, ciekawość Cię paliła jak jest w środku, bo nigdy tam nie byłeś. - Jak mniemam jest Pan tutaj z powodu ogłoszenia. Jest już Baron Von Foremann, Lord Wayfare, Izaak Steinbaum oraz Panna Kerowyn Egan. Nie wiem sam, czy jeszcze kogoś oczekiwać, ale Pańska obecność mnie nieco zdziwiła. Chciałby pan coś zjeść, napić się? A może chciałby pan zobaczyć swoją komnatę? Och no i tak - niestety nie może Pana jeszcze psując Sir Langford - nie wrócił jeszcze z Edynburga - wie Pan, strajki tych socjalistów.


Goetz-XZ1 opcjonalnie zakładając że Tori go będzie mógł wziąć
Doszedłeś do zamku pod osłoną wieczoru. Po mgle która towarzyszyła przez cały dzień twojej wędrówce nie było już śladu. O Alfredzie Langfordzie udało Ci się podczas wyprawy tutaj z Europy usłyszeć najróżniejsze rzeczy. We Francji słyszałeś o nim całkiem dobre rzeczy. Mówiono że to czyrak Imperium Brytyjskiego, że to całkiem dobrze że Wielka Brytania ma takiego zdradzieckiego raka, bo gdyby wszystko należało do Królowej, Imperium by było zbyt silne, z resztą jest. Mówiono że imperium siedzi mu w kieszeni, ze jego podatki to znaczna część dochodu państwa. Jednak najbardziej zainteresował Cię fakt że usłyszałeś w porcie rozmowę dwóch dżentelmenów, jednego który wrócił właśnie z Afryki, a drugiego który miał się tam wybierać. Rozmawiali o Sir Langfordzie. Mówili że w Afryce zbudowano fabrykę sygnowana jego imieniem, która produkuje roboty, które produkują roboty. Podobno wyprodukowane sztuki pakowane są na statki i wywożone są gdzieś. Nie wiadomo gdzie. Ale też usłyszałeś plotkę że to fabryka w której maszyny produkują zbroje dla ludzi. Lecz zbroje? W dzisiejszych czasach? Innym razem, w poczekalni na pociąg usłyszałeś że wydobycie rudy żelaza dla całego Imperium, wraz z koloniami wzrosło trzykrotnie od czasu kiedy zajął się i tym Sir Langford. I z wyliczeń jedynie 10% jego wydobycia idzie na sprzedaż i produkcję, A reszta jest prawdopodobnie składowana gdzieś na przyszłość. W Plymouth w poczekalni na pociąg usłyszałeś rozmowę dwóch Policjantów o tym że Scotland Yard od wielu lat szuka haka na Langforda, że królowa temu człowiekowi nie ufa i że ma wrażenie że on coś knuje, że się zbroi i podobno od wielu lat próbują go inwigilować. Bezskutecznie, bo dobiera bardzo lojalnych ludzi, a jeżeli nie są, giną bez śladu, lub nagle wyjeżdżają na wyprawę do kolonii. Wszystko to i to co znalazłeś w gazetach, nie powiedziało Ci w końcu nic. Bo ludzie często go potrafili chwalić za gospodarność i niesienie chwały imperium, za możliwość dobrej pracy. I w końcu jesteś. Kręta droga pod górę i most zwodzony. Następnie okazały wielki dziedziniec. Z jednych drzwi wychodzących na dziedziniec wyskoczyło dwóch lokajów do niesienia toreb, którzy ze zdumieniem odkryli że Ty nie masz żadnej, a jedynie mały plecak. Z tych samych drzwi wyszedł kamerdyner.
-Och, cóż za niespodzianka - złożył z radością ręce - cóż za niespodzianka! Sir Alfred nie potrafił powiedzieć czy Pańskie pojawienie się na Wyspach nie było związane z jego ogłoszeniem, ale jak widzimy, tak dokładnie tak. Och przepraszam, proszę wejść panie Goetz. Jak podróż?

Baron Dr. Otto Heinrich von Frohmann
Jeden z młodych lokajów zaprowadził Cię do garażu, bardzo duże i przestronnego, w którym głownie stały dorożki i automobile. Ale twoją uwagę przykuł jeden z pojazdów najbardziej niestandardowy ze wszystkich. Wyglądał jak wielka delikatna szklana kula o wnętrzu pełnym zębatek. Podziękowałeś lokajowi a ten poszedł po wodę. Otworzyłeś to i okazalo się że jest to pojazd jednoosobowy. Wsiadłeś i przyjrzałeś się z zaciekawieniem. Wszystkie patenty użyte do budowy tej maszyny znałeś już, jednak były one idalnie wyważone i użyte. nacisnałeś jedną wajchę i posunąłeś się do przodu. Teraz zrozumiałeś. boki kuli wyciete kopulasto pełniły rolę kół, a specjalne osie z obciażeniem na wewnętrzną część wszystko stabilizowały. Brilliant!, jakby mieli powiedzieć Anglicy. Az poczułeś że musisz coś zmontować. Ze szklanką zimnej wody, lokaj poprowadził Cię do loszku, który niegdyś musiał być kotłowniąi magazynem na węgiel. Wielka dziura na wsyp koksu zamieniona została na wyjazd i rampę na dziedziniec. A zamiast węgla czy torfu, wszedzie było pełno blach i róznych części. Wyglądało to tak jakby ktos posprzątał specjalnie na Twój przyjazd.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
FatMan
Majtek
Majtek
Posty: 135
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 11:50
Numer GG: 0
Lokalizacja: Antwerpia

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: FatMan »

Baron Dr. Otto Heinrich von Frohmann
Zacieram dłonie, biorę od lokaja szklankę wody, po czym odsyłam go z uśmiechem i podziękowaniem. Przeglądam powoli części i narzędzia jakie dano mi do użytku, zastanawiając się, co mógłbym zmontować, najlepiej coś co przydałoby się nam podczas wyprawy. Oczywiście! Na pewno przyda nam się jakiś sprzęt wspinaczkowy! Zabieram się natychmiast do roboty. Podłączam do silnego skórzanego pasa miniaturowy silniczek, który łączę z wysokociśnieniową komorą, którą lokuję w okolicy sprzączki. Dodatkowo montuję szpulę silnej linki stalowej do której przyczepiam kotwiczkę. Łączymy wszystko razem i voilà! Silnik wypełnia komorę sprężoną parą lub powietrzem, które wykorzystywane jest do wystrzelenia kotwiczki z liną. Później silnik wykorzystywany jest do ściągnięcia liny z powrotem (jednocześnie wciągając użytkownika do góry lub pomagając mu wejść) a para wytworzona podczas tego procesu wykorzystywana jest to ponownego napełnienia komory ciśnieniowej! Jak już wykonam to cudo techniki to wracam do hallu z nim, zobaczyć czy może Langford już jest.
Danai
Tawerniana Smoczyca
Tawerniana Smoczyca
Posty: 318
Rejestracja: sobota, 14 sierpnia 2004, 23:00
Kontakt:

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Danai »

Kerowyn

Wchodzę na dziedziniec, zachwycona widokiem - nigdy jeszcze w życiu nie widziałam czegoś tak...ogromnego. Z ust wyrywa mi się westchnienie, ale ruch na arkadach odwraca moją uwagę od potężnej budowli. Potem nagle pojawiają się lokaje wyrywający mi MOJE rzeczy z rąk. Prycham na nich z niezadowoleniem. Co to za obyczaje, damnuair! Ale z drugiej - wolno-ć Langerhaus'ku w swoim zamczysku, nie? Byle mi nie ruszali przypraw, bo się kłaki posypią! Patrzę się na sztywny, wykrochmalone kołnierzyki służby, zastanawiając się czy rzeczywiście są tak niewygodne, na jakie wyglądają, ale zanim zdążę rozstrzygnąć tę palącą kwestię rozmyślania przerywa mi głos kamerdynera:

-Witam Pannę Bardzo. Rozumiem że Panna przyjechała w sprawie ogłoszenia, które Sir Alfred rozesłał po świecie? Jakie jest Panny miano?

Śmiesznie coś gada. Dziwny jakiś, ale co tam...

Nazywam się Kerowyn Egan i mam zamiar być kucharzem tej wyprawy. odpowiadam, uśmiechając się promiennie.
I'm not a bitch. I just have low bullshit tollerance.
''Μῆνιν ἄειδε, θεά...''
www.smoczej.blogspot.com
Madagaskar
Szczur Lądowy
Posty: 14
Rejestracja: środa, 17 czerwca 2009, 19:01
Numer GG: 0

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Madagaskar »

Izaak Steinbaum
Ciekawy kraj, ta Anglia. Jestem tu zaledwie kilkanaście miesięcy, a już czuję że średnio tu pasuję. Wszędzie gadają po angielsku, żłopią herbatę i grają w krykieta, a ja nienawidzę wszystkich trzech rzeczy. No i ta mgła. Aj waj, nie lubię jej. Cóż, ale wyzyskiem i pracą Żydzi się bogacą, a to w końcu imperium, nad którym nie zachodzi słońce, a Langford wydaje się człowiekiem, który jest w stanie zapłacić za moje usługi.
- Witam pana - uśmiecham się do kamerdynera zdejmując na chwilę cylinder. - Owszem, jestem Żydem, jeżeli pana to interesuje. Ale mamy już XIX wiek, kogo obchodzą tak błache sprawy jak religia? - pytam retorycznie i dodaję z flamandzkim akcentem - Tam, skąd pochodzę, ludzie zwykli się przedstawiać zanim zapytali o imię drugą osobę. Ale cóż, co kraj to obyczaj, jestem Izaak Steinbaum. Przybyłem w sprawie wyprawy organizowanej przez lorda Langforda.
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Ant »

Sir Thomas Tell

Droga zmęczyła mnie trochę. Nienawidziłem, gdy jakiś sprzęt się psuł podczas podróży. Zawsze trzeba było znaleźć alternatywny środek transportu. Tym razem nie było tak źle. Chociaż ten wieśniak był dość denerwujący. Ach ta tłuszcza! Boją się nowości! Nie wiadomo dlaczego. Chociaż to z tymi czarami może być ciekawe... Fajerwerki w ogrodzie?
Lokaje jak zawsze rzucili się na kuferek. Nie zdążyłem im powiedzieć, że nie potrzebuję pomocy, a oni już go wzięli... Bywa... Langford pewnie dużo im płaci za takie przyjmowanie gości...
- Witaj! - Mijając kamerdynera, poklepałem go po ramieniu.
- Nie tak oficjalnie! Nie widzimy się po raz pierwszy! Powiem Ci, że mimo paru problemów z dojazdem, podróż nie była zbyt męcząca. Trzeba tylko gdzieś ściągnąć machinę, którą starałem tu dojechać. A właśnie... Tutejsi wieśniacy są chyba trochę nieufni wobec Sir Langforda. Przydałoby się na nich uważać. -
- Pewnie pojawi się jeszcze parę amatorów zabawy. Chętnie napiłbym się dobrej whisky i poznał resztę śmiałków. Komnatę zobaczę wieczorem. Na miejscu Alfreda rozpędziłbym ich jakimś ciekawym urządzeniem. Dałoby się zrobić coś z kupą złomu leżącą kilka mil stąd? -
Obrazek
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
Tevery Best
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1271
Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
Numer GG: 10455731
Lokalizacja: Radzymin

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Tevery Best »

William James lord Wayfare
Cóż, Langford na pewno potrafi zrobić dobry użytek ze swoich pieniędzy. Takie zamczysko to świetny wybór... Na pewno jest tu miejsce na wszystko, co tylko gospodarz sobie zamarzy. Cóż, z drugiej strony jest tylko bogatym burżujem, nie lordem. Chociaż ma ambicje i pewnie marzy o tym, by to zmienić.

Drzwiczki otworzyły się i wyszedłem z dorożki. Moja sztywna, wyprostowana postawa od razu dawała do zrozumienia, że jestem uprzejmym, dobrze wychowanym i dumnym ze swojego statusu członkiem gentry. Sięgnąłem po swoją zwykłą laskę (to znaczy tą bez bagnetu i sztucera). Pogoda nie zachęcała do spacerów, ale sprawdzenie jej trwało na tyle długo, żeby lokaje zdążyli przybiec po bagaż. Pewnie ten tajemniczy Langford dobrze im płaci... to tłumaczyłoby też, dlaczego - tak naprawdę - niewiele wiadomo o nim i o jego działaniach. Pewnie też trzyma ich krótko, a na pewno umie wychować. Tak naprawdę pracodawca często ma większe zasługi wobec pracobiorcy, niż na odwrót.

Także kamerdyner od razu ruszył do mnie i zaczął - bardzo uprzejmie, bardzo, to się chwali! - tłumaczyć sytuację. Parszywi socjaliści, banda wandali, a robią z siebie reprezentantów niższych klas... Tak naprawdę trzeba zacząć do nich strzelać, podobno tak się robi w Rosji i działa to nadzwyczaj dobrze. Z drugiej strony, państwo carów nie jest zbyt uprzemysłowione... No cóż, ten kamerdyner ma rację. Na razie z chęcią obejrzę te trofea. - Proszę prowadzić do tej kolekcji - zdawkowo rzuciłem słudze Langforda, po czym ruszyłem za nim.
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Brzoza »

Brian Gunn
Podróż z Afryki była dosyć długa i męcząca. Musiałeś wrócić poprzez stepy i puszcze do Suakinu, a następnie poprzez kanał sueski dopłynąć z kością słoniową do Kairu. Stamtąd statek płynął do Walii. Podróż trwała długo, jednak kiedy wysiadłeś w Cardiff i poczułeś zapach znajomego lądu poczułeś się lepiej. Dostałeś część swojej forsy za towar i ruszyłeś na spotkanie z Langfordem. Podczas drogi do Hardwood przypominałeś sobie co widziałeś w Afryce i co słyszałeś co mogło dać Ci jakąś wskazówkę na temat Langforda. Raz zapuściłeś się na samotną wyprawę w głąb dżungli i natrafiłeś na wielką fabrykę. Nie miałeś pojęcia co produkuje. Do teraz tak naprawdę go nie masz. Prawdę powiedziawszy, nie dane Ci było zobaczyć czegokolwiek więcej prócz orgii rur wydających miliardy metalicznych uderzeń, pnących się w górę niczym bluszcz owijający się wokół starego budynku, które chowały się pod dachem monumentalnych tropikalnych drzew. I wtedy ktoś uderzył Cię w głowę na tyle mocno że straciłeś przytomność. Razem z całym ekwipunkiem znalazło Cię angielskie wojsko które właśnie podróżowało od fortu do fortu. Znaleźli Cię przynajmniej trzydzieści mil od miejsca, które zobaczyłeś. Potem popytałeś się w kilku miejscowościach co też mogłeś widzieć. Niektórzy mówili że musiałeś mieć omamy, a inni że to jedna z tych tajemniczych budowli Langforda. Langforda, czyli człowieka, któremu podobno zazdrościła majątku sama królowa. Mówiono że nawet dziewięćdziesiąt procent podatków które trafiają do skarbu królestwa przechodziło przez konta i skarbce Langforda. O tym że człowiek ten posiadał kopalnie złota i kamieni szlachetnych na calutkim świecie słyszałeś już wcześniej, więc nie było to dla Ciebie zaskoczeniem. Ale zaskoczeniem było dla Ciebie to że niektórzy mówili że człowiek ten zawarł pakt z samym Lucyferem i podpisał cyrograf krwią, aby zaprzedać duszę za bogactwo. No, niektórzy mówili że za nieśmiertelność, że człowiek ten nie znalazł się o dobrym czasie w dobrym miejscu tyle razy żeby być bogaty, ale że wiedział gdzie i kiedy się pojawić, że wszystko zaplanował już kilkaset lat wstecz. Co było prawdą, nie miałeś pojęcia. Ale zauważyłeś że jest już popołudnie, a Ty jesteś dopiero w połowie drogi do celu, to nie rokowało dobrze. Wyglądało na to że potrzebujesz . Jako że doskwierał Ci głód po całym dniu, a marynarskie sucharki Ci się kończyły, wysiadłeś na jednym z postojów by posilić się. I wtedy zobaczyłeś coś czego nie widziałeś jeszcze w życiu. Mianowicie, pod jedną z kawiarni stał zachwycający bicykl. Ale nie byle jaki bicykl. Koła, jedno większe, a drugie mniejsze były bardzo szerokie, a nie dośc to połączone były ze sobą czymś w rodzaju płaskiego łańcucha. Widełki które oba koła łączyły były rurami które prowadziły do niewielkiego kociołka za siedzeniem kierowcy. Za którym również widziałeś dwa błyszczące dyszle. Na koronę królowej! Chyba za długo siedziałeś w Afryce, skoro nie widziałeś nigdy na oczy takiego cudactwa. Zaciekawiony stanąłeś obok błyszczącej maszyny i zacząłeś się jej przyglądać dokładniej. Zdążyłeś zauważyć na kierownicy przykręconą niewielką tabliczkę ze zdobna literką “L” kiedy usłyszałeś:
-Niezłe cudo, co? - Odwróciłeś się. W drzwiach kawiarni stał przedziwnie ubrany człowiek. Na oczach miał gogle, zupełnie takie jak niektórzy kierowcy sterowców, balonów czy bardzo rzadkich aeroplanów. A prócz tego, wyglądał na zwykłego gentlemana z melonikiem na głowie.

Paul Villon
Dorożka podskakiwała sztywno pod nierówną drogą. Wyglądało na to że resory kabiny pasażerskiej były już ostro spaczone. Dorożkarz musiał o tym wiedzieć, skoro jechał bardzo powoli, na tyle wolno żeby konie mogły spokojnie sobie parskać, a nawet spoglądać na boki, pomimo przysłon na oczy. Nie denerwowało Cię to specjalnie. Mgła która utrzymywała się od rana spowijała okolicę, co prawda słabiej niż o brzasku, ale wciąż kładła się na pola tworząc swoiste morze dymu. Zastanawiałeś się kim mógł być Langford. Z pewnością nie był to jeden z gentry, nie słyszałeś nigdy o tym, żeby Langford dostał od królowej jakiekolwiek przywileje czy tytuły. Z pewnością mogłeś stwierdzić, że to człowiek, który był owiany legendą, tajemnicą własnego bogactwa. Ludzie lubią tajemnice, wiesz o tym najlepiej, w końcu właśnie z odkrywania nieprawdziwych tajemnic się utrzymujesz. Langford jest również znienawidzony przez lud, własnie z powodu swego bogactwa. Bo tak, tajemnice tajemnicami, ale bogactwo to władza, a władza niesie ze sobą wrogów. Mówią że sama królowa mu zazdrości wpływów, znajomości, szczecią w inwestowaniu. Mówią że Alfred Langford może wystawić równą armię Królowej, a nawet wygrać. Słyszałeś o nim tak niestworzone rzeczy, że przy kontraście z tymi wiarygodnymi, mogłeś zwątpić we wszystko co mówią ludzie. Znając życie ten Langford sam rozsyła o sobie nieprawdziwe plotki. Przez ten czas, kiedy goni królową własnym bogactwem i wpływami zdążył się już nauczyć że dezinformacja to potężna broń. Sprytna bestia. Późnym popołudniem, kiedy już każdy porządny angol spije swoją popołudniową herbatkę zajechałeś pod górę na szczycie której zobaczyłeś zamczysko. Właśnie wtedy, kiedy konie skręciły na kamienistą i krętą drogę prowadzącą do bramy zamkowej, poczułeś się słabo. Wyjrzałeś przez jedno okienko kabiny i przez drugie. Przez krótka chwilę poczułeś się tak jakbyś miał zwymiotować. Całe wzgórze roiło się od cieni. Gigantyczny tłum cieni ogarniał zamek zupełnie tak jakby go oblegała jakaś pradawna armia. Kabina stała się dla Ciebie za duszna, zupełnie brakowało Ci powietrza, w końcu zachłysnąłeś się niczym, jakby coś wpadło Ci do gardła i stanęło tam, nie pozwalając Ci oddychać.
Koła dorożki stuknęły o zwodzony most. Odetchnąłeś i otarłeś pot z twarzy. Sam nie wiesz, czy to budowla, czy coś w warowni Langfordów jest przetrzymywane czy też sama osoba Langforda ściąga w te okolicę tyle zabłąkanych dusz. Zabłąkanych tak długo że wydają się być obłąkane w swej statyczności. Zwyczajnie - stoją i nic więcej, no oczywiście prócz tego że tworzą coś w rodzaju pierścienia, który potrafi być dla posiadaczy pewnych umiejętności dosyć uciążliwy… Drzwiczki otworzyły się wpuszczając świeże powietrze. Niepewnie wyszedłeś z karety na dziedziniec zamku. Żadnego śladu dusz, to niepodobne do starego angielskiego zamczyska, zwłaszcza że w jego okolicach było tego pełno. Z zastanowień wyrwał Cię spokojny i jednostajny głos kamerdynera.
- Good afternoon. Pan… hmm… - kamerdyner przyjrzał się Tobie na tyle długo i na tyle szybko że zauważyłeś że bagaż został zabrany przez dwóch lokajów - Pan Paul Villon. Coż, nie zaprzeczę że Sir Alfred spodziewał się Pana dzisiaj, przynajmniej figuruje Pańska osoba na liście którą kazano mi się nauczyć. Pańskie bagaże zostały zabrane do komnaty. Niestety, Sir Alfreda niestety nie ma - jest w Edynburgu, rozmawia ze związkami zawodowymi. W tym czasie proszę się rozgościć. Nie zechciałby się Pan czegoś napić, bądź zjeść coś po tak długiej podróży? A może chciałby Pan obejrzeć zbiór ksiąg które zebrał Pan Langford oraz jego rodzina w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat?

Albrecht Vess
Pamiętasz pierwszą zmiankę w gazecie o nim. Pamiętasz, kiedy otworzył pierwszą fabrykę z przekształconej manufaktury. Pamiętasz, kiedy pisano o nim w gazetach jako o zwykłym przedsiębiorcy, a nie jako o drugim władcy Imperium. Dobrze wiesz, że taka renoma jest mocno przesadzona, w końcu to królowa jest królową. W końcu to ona trzyma jedna trzecia świata za pysk. Ale w legendach jest zawsze nieco prawdy. Więc kimkolwiek był Langford i czegokolwiek o nim nie mówiono, miałeś go poznać. Przypłynąłeś tu z Bremy jednym z najnowocześniejszych statków pasażerskich. Rejs trwał dwa dni. Mijaliście wielkie transportowce płynące do obu Ameryk, Chin, Indii i Afryki. Przynajmniej jedna trzecia statków płynących pod brytyjską banderą miała również wybite na burcie wielkie “L”. Po niebie sunęły wielkie sterowce przysłaniające słońce i księżyc. Mogłeś się wybrać sterowcem, szybciej, ale drożej. Tak też, wylądowałeś w Londynie, w dzielnicy portowej. Zakupiłeś gazetę na rogu jednej z ulic i dowiedziałeś się że Alfred Langford ma problemy ze szkockimi związkami zawodowymi , które tydzień temu ogłosiły strajk. Następnie wynająłeś jakaś dorożkę która w dwie godzinki Cię dowiozłaby do Hardwood. Droga nie była monotonna, tak się złożyło że tą samą dorożką jechała jakaś dama, zmierzająca po swoje długi u jednego ze sklepikarzy kolonialnych w Hardwood. Strasznie lżyła na Langforda i jego miejscowość. Opowiadała wiele rzeczy które słyszałeś już miliardy razy. To ciekawe że ludzie opowiadają po miliard razy to samo i za każdym razem przeinaczają historię o kawalątek. To ciekawe jak bardzo lubią się powtarzać i wymyślać świat, tak by widzieć go wygodniej. To wynika z próżności czy wiecznej niedojrzałości? A może z jednego i drugiego? Ale co tam, przyzwyczaiłeś się już. Mówiła o tym że Królowa zazdrości mu majątku, choć sama ma większy, że do skarbca imperialnego wpływa z podatków Langforda przynajmniej 20% całości. Że ten stary kacap Langford, pewnie zaprzedał własną duszę diabłu żeby być bogatym. I tego typu inne historyjki, które możesz usłyszeć w każdym zakątku europy końca XIX wieku. W końcu, Dorożka zajechała do Hardwood. Kobieta wysiadła, nie patrząc Ci się na twarz ani nie żegnając się. A konie ruszyły dalej. Koła stuknęły o kamienistą drogę prowadzącą na wzgórze stojące na uboczu miasteczka. Poczułeś się nieco niepewnie. Wyjrzałeś przez okno. Na szczycie stał staroświecki zamek, na Twoje oko, pamiętający jeszcze Kanuta Wielkiego, chociażby same fundamenty, lub rozplanowanie.
Woźnica upewnił Cię że to tutaj. Zrozumiałeś więc od razu dlaczego tak mało wiadomo o Langfordzie. Cwaniak zyje w odosobnieniu, a na dodatek pewnie sam każe roznosić kłamliwe plotki na swój temat.
Dorożka zatrzymała się na dziedzińcu. Otworzono Ci drzwiczki i wyszedłeś. Bagaże zostały rozładowane i wzięte przez lokajów. Dorożka odjechała pozostawiając Cię na dziedzińcu wraz z kamerdynerem.
-Witam na zamku Langfordów. Jakie jest pana miano?

Odpis dla reszty jutro, z bardzo sie, cholera rozpisałem.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Swift
Pomywacz
Posty: 26
Rejestracja: niedziela, 8 marca 2009, 18:36
Numer GG: 0

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Swift »

Albrecht Vess

Nonszalanckim gestem poprawiam rękawiczki, strzepuje niewidzialny pyłek z rękawa i opierając się na laseczce mówię:
-Albrecht de Vess. Pan Langford jest na włościach?- Oglądam dziedziniec. Dobry gust ma ten Langford, niemal antyczny zamek, położony w odosobnieniu. Czego więcej chcieć? Pieniędzy i długiego życia? Jak dotąd ma wszystko. Ciekawe kto jeszcze odpowie na jego wezwanie? Sądząc po plotkach które rozsiewa, powinno się tu stawić pół kraju. Szykuje się ciekawa wyprawa.
-Prowadź na salony.
Ostatnio zmieniony wtorek, 27 października 2009, 00:32 przez Swift, łącznie zmieniany 1 raz.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Szasza »

Paul Villon


Monotonia jazdy skutecznie sprowadzała sen. Zaczęło go przerywać rosnące napięcie, które ostatecznie urosło do kształtu duszącej mieszaniny rozpaczy, przygnębienia zazwyczaj towarzyszącego zjawom, a wreszcie tego statycznego szaleństwa. To zabawne jak wiele uczuć można nazwać, będąc medium. Sama sprawa wymagała zbadania, ale nie w tej chwili.
Po kilku mniej lub bardziej udanych próbach złapania tchu w gęstszej od londyńskiego smogu, atmosferze wywołanej natłokiem duchów, znów opieram się o wygodne siedzenie dorożki. Puls wrócił do stałej wartości na moście zwodzonym. Opuszczam duszne wnętrze dorożki i biorę łyk rześkiego powietrza z zewnątrz.
Kolejna dziwna rzecz: Takie stare zamczysko, a ani jednej zbłąkanej duszy. Czyżby coś odpychało je, tworząc z nich ten osobliwy mur na zewnątrz?
Słucham kamerdynera i odwzajemniam powitanie lekkim ukłonem.
-Phi! "Związki zawodowe"! Są mi winni nogę...-Parsknąłem. Nie mogłem się powstrzymać. Gestem dłoni zbyłem pytające spojrzenie sługi.
-Zaprowadź mnie do biblioteki. Chętnie zapoznam się z kolekcją Pana Langforda. Jeśli to nie kłopot, to chętnie bym się napił czegoś ciepłego.
W moim głosie zabrzmiała autentyczna nuta szacunku, gdy wymawiałem imię przyszłego pracodawcy. Nigdy nie pałałem miłością do bogaczy, ale on wzbudzał podziw oraz coś z pogranicza lęku przepychem swojej siedziby, swoim ekscentryzmem i krążącymi na jego temat pogłoskami. Autentycznie rozweseliła mnie opcja wykorzystania nowonabytej zdolności jaką jest czytanie. W towarzystwie cichego, nieprzerwanego zgrzytu mechanizmów w nodze i jednostajnego stukania laski, ruszyłem w stronę biblioteki.
Obrazek
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Plomiennoluski »

Brian Gunn

Te pogłoski muszą być zdecydowanie przesadzone, Langford może i miał bajecznie ogromne bogactwo oraz ogromne wpływy. Nie zmieniało to faktu że od czasu rozrostu imperium i odkrycia Ameryk wielu ludzi znacznie się wzbogaciło, nie wspominając już o starych rodzinach, które po prostu miały gotówkę, którą mogły w odpowiednim momencie zainwestować i pomnożyć ja po tysiąckroć. Sam przecież teraz ulokowałem niemałą sumkę w banku po kolejnej wyprawie po kość i dofinansowałem lekko rodzinną destylarnie a i z tymi plotkami co do sprzedawania duszy za nieśmiertelność czy bogactwo to też tylko pewnie głupie ludzi gadanie. Przed oczami stanął mi obraz Hinduskiego znachora sprzed przeszło trzydziestu lat. Tok moich myśli wywołanych zapewne ciężkim angielskim bekonem przerwał widok cudacznego bicykla. Podszedłem do dziwnego urządzenia przyjrzeć się temu nowemu wynalazkowi. Nabiłem fajkę i odpaliłem zapalniczką, której rzadki zmniejszony okaz udało mi się kiedyś zdobyć i rzuciłem myśli na nowe wody myśli technicznej. Do stu beczek zgniłej wołowiny, chyba następny, razem jak wrócę z Afryki nie będę wiedział nawet jak się załatwić w toalecie.
-Niezłe cudo, co? - moje rozmyślania bardzo szybko przerwał jakiś jegomość.
- Aye. - nie mogłem się nie zgodzić. - Na czarnym lądzie pewnie kupiłoby się niemałe plemię za ten egzemplarz, ale co to właściwie jest? - podrapałem się cybuchem po brodzie czekając na jakieś wyjaśnienie od nieznajomego.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Brzoza »

Baron Dr. Otto Heinrich von Frohmann
Spędziłeś w warsztacie przynajmniej dwie godziny zanim wszystko wyglądało tak jak chciałeś. Miałeś niemałe problemy ze znalezieniem potrzebnych materiałów w stercie części leżących w całym warsztacie. Problem był też ze znalezieniem odpowiednich narzędzi, które rozsiane były w nieładzie po pomieszczeniu. Niektóre były nieźle zużyte, co przysporzyło jeszcze więcej kłopotów. Ale w końcu wyciągnik wyglądał na sprawny. Pozostało go tylko przetestować… Tylko gdzie? Razem z maszynką wyszedłeś na hol i przez okno zauważyłeś że na dziedzińcu zamku pojawił się nowy gość. Była to jakaś ruda kobieta która rozmawiała właśnie z kamerdynerem. Ten z kolei gestem zaprosił ją do środka. Po chwili otworzyły się, a kobieta weszła.

Kerowyn
-Och przepraszam Panią, jestem tylko skromnym sługą Sir Alberta. Jestem Shawn Evans, kamerdyner rodziny Langfordów. Dzisiaj moja praca ma polegać na witaniu gości, więc jeżeli Pani w czymś uchybiłem to przepraszam. Mój chlebodawca sporządził dosyć długą listę potencjalnych ludzi, którzy mogą się dziś pojawić w sprawie ogłoszenia… - przez cały czas kamerdyner stał bardzo sztywno i mówił bardzo wyraźnie z lekkim walijskim akcentem. - Ale niestety, Pani się nie spodziewał. Ale wykwalifikowany szef kuchni z pewnością przydałby się na wyprawę. Zapraszam więc do środka.
Kamerdyner wykonał ceremonialny gest ręką ku bramie prowadzącej do domu.
-Niestety, Pana Langforda nie ma teraz w domu, jest w Edynburgu, rozmawia ze związkami zawodowymi. W tym czasie proszę się rozgościć. Mogę pokazać Pani pani komnatę. Albo skoro jest Pani kucharką, mogłaby pani zobaczyć naszą nowoczesną kuchnię lub też spiżarnie pełną przypraw z całego świata. -kamerdyner elegancko otworzył Ci jedno skrzydło drzwi i weszłaś. Na holu stoi jakiś mężczyzna ubrany bardzo elegancko z lekkim zarostem wokół ust i z dziwnymi goglami na czole które prezentują się dosyć osobliwie, jest w nich pełno zębatek i zdobień.

William James lord Wayfare
Przechodząc przez komnaty zamku zdziwiło Cię to że w zamku jest tak cicho. Ściany musiały być grube, a ściany włożone grubo gobelinami i obrazami, skoro nie słyszałeś niczego więcej prócz dźwięku stóp i ocierania się materiału spodni. Kamerdyner otworzył jedne z drzwi i wszedłeś do czegoś co równie dobrze mogło być salą tronową. Długa i szeroka hala poprzecinana kolumnami, gdzie na podłodze leżał ciągnący się przez całą salę czerwony dywan zdobiony złotą nicią. Całą przeciwległą ścianę zakrywał wielki gobelin przedstawiający patrona wszystkich Anglików - świętego Jerzego zabijającego smoka. Poczułeś że coś z łamigłówki jaką stanowił Langford zostało odkryte - Alfred Langford mógł być patriotą, co znaczy że nie musiał dla Imperium być takim zagrożeniem, jakim chciały go widzieć gazety, ludzie i sama Królowa. Pomieszczenie było słabo oświetlone, ale nie przeszkadzało to w oglądaniu powypychanych zwierząt oraz łbów powieszonych na ścianach. Niektóre były zwykłe, ale okazałe. Każdy porządny myśliwy zauważyłby że to okazy szczególnie piękne. Ale szybko przestałeś się na nich skupiać bo na pierwszy plan wyszły trofea zwierząt uznanych za wymarłe, chyba. Na postumencie stała gromadka wypchanych Dodo wyglądającymi zupełnie tak jakby miały zaraz się poruszyć, na ścianie z kolei wisiał łeb włochatego mamuta, następnie łeb tygrysa szablo zębnego świecącego swoimi szablami, na przeciwległej ścianie w gablocie zauważyłeś niesamowicie olbrzymi okaz motyla i ważki, mogły mieć nawet z pięć metrów szerokości każdy. Twoją uwagę przykuło zwłaszcza bardzo szerokie poroże renifera ustawionego na samym środku pomieszczenia, na dodatek było ono podwieszone. Było ono na tyle wielkie, że ciężko było tego renifera zmieścić gdziekolwiek indziej. Mogło mieć nawet siedem metrów rozpiętości. Zacząłeś się zastanawiać w jaki sposób tak niewielki renifer mógł się poruszac przy tak wielkim porożu ale zauważyłeś na ścianie całkiem dużą o rybę o głowie w kształcie młotka, po czym twój wzrok popłynął wyżej i dostrzegłeś w końcu gigantyczny szkielet zwieszony z sufitu. Robił piorunujące wrażenie. Wielki tułów z czterema płetwami, zwężający się ogon i długa smukła szyja z niewielką czaszką na końcu.
-Nessie - usłyszałeś za sobą kamerdynera, który musiał wyczuć Twoje zdumienie. - To jest potwór z jeziora Loch Ness w Szkocji. Z pewnością Pan o nim słyszał. Z tego co Sir Langford mówił, takich stworów jest tam jeszcze przynajmniej z tuzin.

Izaak Steinbaum
-Przepraszam, jeżeli pana w czymś uraziłem. Nazywam się Caron Evans, jednak moje imię jest mało ważne, jestem jedynie kamerdynerem Sir Alfreda Langforda. W jego imieniu, witam Więc Pana. Niestety - Sir Langforda nie ma póki co w domu, jestem tu po to by pomóc panu spożytkować ten czas. Może chciałby pan napić się herbaty, lub poczytać jakąś książkę z kolekcji mojego chlebodawcy. - podeszliście do głównych drzwi, a kamerdyner otworzył Ci je. - Niestety, nie wiem czym się Pan tak naprawdę zajmuje, więc nie wiem co można Panu zaproponować. Mamy tutaj nowoczesny warsztat, dobrze wyposażoną bibliotekę, laboratorium, szklarnię i obserwatorium z najnowocześniejszym sprzętem. Czy coś Pana interesuje? A może chciałby pan zobaczyć swoją komnatę?

Sir Thomas Tell
-Przepraszam Sir Thomasie, ale mój osobisty kodeks zawodowy zabrania mi spoufalania się z ludźmi podczas godzin pracy, jednakże jeżeli wezmę kilka dni wolnego z przyjemnością wybiorę się do Szkocji, zapraszam wtedy na szklankę whiskey do mojego kuzyna mieszkającego w Glasgow. - odparł z wyraźnie walijskim akcentem. Wyglądało to tak jakby chciał się przełamać i być luźny, ale się jednak utrzymał w swej sztywnej pozie, a twarz pozostała wciąż kamienna. - Tymczasem, proponowałbym ściągnięcie maszyny z drogi. Wie pan - ludzie. Ludzie dziwnie potrafią patrzeć na nowości, ostatecznie ten kawal żelastwa może skończyć jako podkowy dla jakiegoś gburskiego konia.

Brian Gunn
Mężczyzna się uśmiechnął szeroko. Był to taki szczery uśmiech cwaniaka. Zszedł nonszalancko po stopniu. Stanął obok swego pojazdu sztywno na jednej lewej nodze, a drugą luźno zgietą wyciągnął do przodu. Zdjął gogle na szyję i tym samym ruchem zawiesił ramiona trzymając się za kołnierz fraka. Odetchnął i zamknął oczy z dumą.
-To, to jest… Sam nie wiem co. Zostało to przysłane do mojego pracodawcy od pewnego wynalazcy ze stanów zjednoczonych. Mam do dowieźć do niego. To prototyp, wiem jak to prowadzić, ale nie mam zielonego pojęcia jak to działa ani jak to się nazywa. Może hmm… Parowy Bicykl , Autobicykl albo Autocykl, Automobil jednośladowy? Nie, naprawdę, nie moja w tym głowa jak to nazwać. Jest o tyle wygodne że pokonuje niemalże każdą górkę bez problemu. No i jedzie szybciej niż większość koni. Nie wygląda na stabilny, łatwo się na nim wywrócić, ale może jeszcze uda się z nim coś jeszcze zrobić.

Paul Villon
Kamerdyner wprowadził Cię do środka. W zamku panowała cisza. Grube ściany i ilość dywanów, futer, gobelinów i obrazów skutecznie tłumiła wszelkie odgłosy dochodzące z wnętrza. Kamerdyner pokazał Ci również gdzie jest twoja komnata. Zamek był naprawdę wielki - pomyślałeś że bez problemu można się w nim zgubić. Zeszliście kilka pięter w dół, wydawało Ci się że schodzicie do lochu. W końcu kamerdyner otworzył z trudem niskie zbrojone drzwi, które skrzypnęły okropnie. Pochyliłeś się i wszedłeś do środka. Otworzyłeś szeroko oczy. Pomieszczenie które właśnie przyszło Ci zobaczyć zatykało dech, ale w zupełnie w inny sposób niż chmara duchów, o której niemalże zapomniałeś. Pomieszczenie miało przynajmniej pięć pieter. Było na planie wielkiej tuby, na której dnie stałeś. Dach był oszklony, dzięki niemu i rzędowi okien od strony wschodniej w pomieszczeniu było jakieś światło. Przez geometryczny środek tuby przechodziły kręcone schody które na każdym piętrze odchodziły na boki. Wszędzie było dużo foteli, stolików i szafek z katalogami. I jeżeli książki pieły się aż do najwyższego piętra, sir Langford musiał zbierać je przez całe życie. Tak wielkiej biblioteki nie widziałeś jeszcze nigdzie.
-Zaraz przyniosę herbatę. - powiedział z ledwo słyszalnym rozbawieniem w głosie kamerdyner. Usłyszałeś tylko dźwięk podkutych eleganckich butów po schodkach wiodących ku korytarzom zamku.

Albrecht Vess
-Pan Albrecht de Vees? - zapytał się kamerdyner ze zdziwieniem w głosie, choć twarz nie zdradziła ani troszeczkę zdziwienia. - Cóż, Sir Langford się, szczerze powiedziawszy, Pana nie spodziewał. Niestety, Pana Langforda jeszcze nie ma. Jest w tym momencie w Edynburgu, rozmawia ze związkami zawodowymi. Ale proszę bardzo - kamerdyner podszedł do drzwi wejściowych i je otworzył przed Tobą. - Proszę się rozgościć. Pokazać Panu pańską komnatę? A może chciałby Pan się posilić, lub czegoś napić? A może chciałby pan zwiedzić Zamek? Mamy tutaj piękną szklarnię, garaż pełen nowinek technicznych, salę z trofeami, bibliotekę która nie ustępuje żadnej innej bibliotece… Niestety nie wiem co pana interesuje.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Swift
Pomywacz
Posty: 26
Rejestracja: niedziela, 8 marca 2009, 18:36
Numer GG: 0

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Swift »

Albrecht de Vess
-Szklarnia? Czyżby pan Langford tu jakieś rzadkie rośliny? Chętnie rzucę okiem. - Kiedy zaprowadzi mnie do szklarni podziwiam okazy zgromadzone przez Langforda.
FatMan
Majtek
Majtek
Posty: 135
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 11:50
Numer GG: 0
Lokalizacja: Antwerpia

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: FatMan »

Baron Dr. Otto Heinrich von Frohmann
Uchylam kapelusza do kobiety i z uśmiechem mówię - Dzień dobry, Fraulein, ich bin Dr. Otto von Frohmann
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Szasza »

Paul Villon

Jeszcze w trakcie drogi do biblioteki rzucam kamerdynerowi:
-Takie wielkie, stare zamczysko, a wewnątrz ani żywego ducha...- Następnie skupiam się na reakcji rozmówcy. Jeśli wie o czym mówię, wyczuję jego reakcję.
Po otwarciu niepozornych drzwi zaparło mi dech w piersiach. Przez me usta przepłynęło nieme, prostackie "o kur...". Tyle ksiąg... Nieraz bywałem w bibliotekach zarówno prywatnych, jak i publicznych, ale wątpliwe by wszystkie one razem wzięte miały tak pokaźny księgozbiór. Wszelkie próby zbagatelizowania bogactwa i potęgi Lanforda właśnie uciekły z podkulonym ogonem. Spojrzałem na odchodzącego kamerdynera i mimo woli na mej twarzy pojawił się uśmiech. Ten człowiek, nawet jako sługa w tym zamku był bogatszy niż niejeden z moich pracodawców.
Ruszam w stronę półki naprzeciwko mnie, chwytam w miarę cienką książkę, o przyciągającym wzrok tytule i rozsiadam się wygodnie w fotelu, prostując półmechaniczną nogę.
Obrazek
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Punk Parowy] Wyprawa Langforda

Post autor: Plomiennoluski »

Brian Gunn

Zaciągnąłem się spokojnie wybornym tytoniem podczas gdy tamten mówił o tym że tak naprawdę to ten bicykl prędzej przyprawi człowieka o szybką śmierć niż dowiezie na miejsce. Zastanawiałem się kto w okolicy mógł sobie pozwolić na prototyp czegoś co wymagało jeszcze aż tyle pracy żeby w ogóle zaczęło normalnie działać.
- Widzę że w okolicy aż roi się od lordów, którzy szastają pieniędzmi na wyprawy i wynalazki. Ja na przykład właśnie jadę do posiadłości Langforda, ale coś mi się zdaje że mogę nie zdążyć na dzisiaj, niestety jego posiadłość leży nieco od głównych traktów, jak to mają w zwyczaju stawiać je co bogatsi ludzie. - miałem nadzieję że znaczek na machinie i logika dobrze mnie prowadziły, jeśli nie, no cóż zawsze się znajdzie jakiś sposób na dotarcie na czas, a jak nie to zawsze mogę wrócić w rodzinne strony pomóc w rozbudowie gorzelni.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Zablokowany