2. Zaczynamy od wytłuszczonego imienia,
3. Dialogi piszemy kursywą.
PS. na razie trzy odpisy, piszę ciągle resztę.

Spędziłeś dwa dni w stolicy Imperium u starego znajomego jeszcze ze studiów, który wykłada aktualnie na Londyńskim Uniwersytecie. Powspominaliście dawne czasy oraz wymieniliście się nowościami, poobgadywaliście znajomych inżynierów, najadłeś się do woli zamorskich specjałów, o które w rodzinnym kraju ciężko i zauważyłeś że goni Cię czas. Znajomy z przyjemnością użyczył Ci swój nowoczesny automobil wraz z kierowcą, zapakowałeś manele i ruszyłeś. Było dosyć wcześnie, mgła snuła się po polach utrudniając widoczność. Zauważyłeś jednak że wjechaliście do jakiegoś miasteczka, a kierowca zwolnił. Przez całą drogę, pomimo pełnej wiedzy na ten temat, zachwycałeś się techniczną stroną samochodu, pytałeś ciągle kierowcę o sposób działania tego cuda współczesnej techniki i relaksowałeś się eleganckim wykończeniem wnętrza. I nagle samochód zaczął wjeżdżać pod górkę. Szofer oznajmił że jesteście już na miejscu. I znów przypomniałeś sobie o tym, że Langford kilka lat temu złożył Ci propozycję pracy, jednak odmówiłeś, dla większej swobody działania. Dzisiaj sam jedziesz, aby zaoferować mu swoją pomoc. Mgła się jakby nieco zaczęła rozwiewać, bo zauważyłeś że na szczycie góry stoi wielkie kamienne zamczysko. Koła stuknęły o drewnianą zwodzoną bramę i wjechaliście na dziedziniec. Na dziedzińcu stał już kamerdyner, chudy i nieco szpakowaty mężczyzna starannie zaczesany na boczek, w nieco znoszonym, ale całkiem eleganckim fraku. Zanim kierowca pozostawił Cię tutaj, pomógł Ci wypakować bagaże, które z miejsca zostały zabrane do środka przez dwóch młodych lokajów. Lokaj zaprosił Cię do środka.
- Witam Pana, Baronie von Frohmann, gratulacje, jest pan pierwszym gościem dzisiejszego dnia. Niestety nie mógł Pana przyjąć Sir Langford, gdyż jest w tym momencie w Edynburgu, spotyka się właśnie z związkiem zawodowym szkockich kopaczy. Wie Pan, Ci socjaliści są wszędzie. Sir Langford przyjedzie dopiero popołudniu. W tym czasie może Pan się rozgościć. Jest Pan głodny, śpiący, może chce się Pan napić najprzedniejszego whisky jakie mamy? Och, już wiem. Z pewnością ciekawi Pana tutejszy warsztat, maszynownia i oczywiście garaż.
Kerowyn "Kerry" Egan
Przyjechałaś do Hardwood przed południem, pytając się ludzi bez problemu dowiedziałaś się gdzie jest Belmond Road. Przebijając się przez zabielone ulice małomiasteczkowej miejscowości dotarłaś do drogi wiodącej ku posiadłości Langfordów. Droga szła ku górze, jednak ściana mleka zasłaniała skutecznie widok na szczyt. Im wyżej szłaś krętą drogą tym mgła się rozrzedzała. W końcu Twoim oczom ukazało się wielkie kamienne zamczysko, które mogło pamiętać czasy pogromów katolickich biskupów. Rezydencja godna plotek, które przez całą drogę słyszałaś o Alfredzie Langfordzie - o tym że w swym zamku organizuje wielkie orgie, że zawiązał swe życie z szatanem podpisując cyrograf, że swoje bogactwo zawdzięcza obcej cywilizacji mieszkającej gdzies pośród gwiazd, że robotnicy w jego afrykańskich kopalniach diamentów to Chińczycy urodzeni w Algerii, uczeni przez całe swe życie do pracy w Nigerii i drążący tunele w Afryce Południowej. Słyszałaś też, że należy do niego jedna trzecia ziemii Imperium Brytyjskiego oraz to że zaraz po Królowej Wiktorii jest najbogatszą osobą w państwie, przez co królowa siedzi mu w kieszeni, bo przynajmniej jedna piąta podatków idących do skarbu zjednoczonego królestwa to podatki pochodzące od Langforda. Słyszałaś tez o tym że Langford zbudował fabrykę w której tworzy się roboty, by budowały roboty, że posiada własną armię genialnie wyszkoloną oraz mogącą bez problemu stanąć jak równy z równym z najlepszymi jednostkami brytyjskimi, francuskimi, niemieckimi czy amerykańskimi. Słyszałaś że Alfred Langford tak naprawdę jest nieśmiertelny, ponieważ znalazł na dalekiej północy, tam gdzie woda się staje lodem, napój nieśmiertelności, dzięki czemu jego sława i bogactwo trwać będzie dłużej niż sama Brytania.
Ostatecznie, przeszłaś przez zwodzoną bramę, która zaskrzypiała pod twoimi stopami. Zamek zdawał się stać nie tylko na wysokiej górze, ale i na wyłomie skalnym, przez co posiadał naturalną fosę w postaci przepaści ze wszystkich stron. Weszłaś na dziedziniec i usłyszałaś dźwięk obcasów uderzających o posadzkę. Na wewnętrznym rzędzie arkad ktoś się poruszył. Po chwili zszedł po schodkach na brukowana powierzchnię i podszedł już w drodze się kłaniając, zupełnie jakby się bardzo spieszył. Był to najwidoczniej kamerdyner, który pstryknięciem palców przywołał dwóch lokajów, którzy pojawili się zza Ciebie zupełnie jakby znikąd i odjuczyli Cię, zabierając Twoje rzeczy do środka.
-Witam Pannę Bardzo. Rozumiem że Panna przyjechała w sprawie ogłoszenia, które Sir Alfred rozesłal po świecie? Jakie jest Panny miano?
William James lord Wayfare
Jechałeś prosto z Londynu wynajętą dorożką. Mgła która rano nie pozwalała widzieć nawet na metr już nieco opadła, dzięki czemu przyglądałeś się przez okienko krajobrazowi za nim i rozmyślałeś o Alfredzie Langfordzie. Wyprawa Cię w jakiś sposób fascynowała, na ale oczywiście, bez egzaltowania się nią. W jakiś sposób ciekawiła Cie również sama postać Lanforda, który kazał się nazywać per “sir” choć Królowa, niech bóg ją błogosławi!, nigdy nie nadała jemu czy jego rodzinie tego zaszczytnego tytułu. Szczerze powiedziawszy, Królowa była i jest zazdrosna o jego potęgę, która nie jest może tak wielka jak potęga Królowej i jej państwa, ale ma ona świadomość że człowiek ten może zagrozić jej i całemu Imperium. Plotki o tym że duży procent podatków trafiających do brytyjskiego skarbu pochodzi z podatku ściąganego od Alfreda Langforda była prawdą. I na tym znajomość jego osoby się kończyła tak naprawdę. Nikt na dobrą sprawę nie wiedział skąd ten człowiek się wziął, nagle zwyczajnie pojawił się wraz ze swoim bogactwem, zaczynając od jednej manufaktury, która prędko przekształciła się w fabrykę, która zaczęła otwierać swoje filie na całym świecie. Możliwe że ten człowiek naprawdę sprzedał duszę diabłu… Nie, to zbyt irracjonalne, drogi Lordzie Williamie Jamesie - pomyślałeś sobie.
W tym momencie usłyszałeś parsknięcie koni i szarpnięcie całej dorożki. Ruszyła w górę po wyboistej i krętej drodze. Wychyliłeś głowę za okno i poprzez rozrzedzoną mgłę dostrzegłeś kontur wielkiego zamku, na oko bardzo starego. Teraz przypomniało Ci się, ze czytałeś o tym że zamek należał do Królowej, która hipotekę oddała jednemu z Lordów, za ‘przysługi’, a ten od razu sprzedał ziemię wraz z zadbanymi murami komuś, kto zapłacił bardzo dużo. Lecz, nie wiedziałeś że to właśnie ten zamek.
Podkowy stuknęły o drewniany mostek-bramę zwodzoną i wjechałeś na obszerny dziedziniec otoczony arkadami. Przyznałeś sobie w duchu, że zamek prezentował się doskonale i nawet poczułeś pewną zazdrość o snobizm i prestiż Langforda, ale uświadomiłeś sobie że to Ty, a nie on ma tytuł szlachecki i poczułeś się lepiej. Dorożkarz zeskoczył i otworzył Ci drzwiczki. Rozprostowałeś kości. I spojrzałeś na niebo. Szara i bezbarwna pogoda rozmywała światło, przez co nawet nie mogłeś rozczytać która to już godzina. Ale wyglądało na to że tea-time jeszcze przed Tobą.
-nawet nie zauważyłeś kiedy po schodach prowadzących na arkady zeszli lokaje i wypakowali z dorożki bagaże i zabrali do komnat. A naprzeciwko Ciebie stanął wysublimowany kamerdyner, szpakowaty, w nieco zniszczonym fraku, ale fraku prezentującym się niezwykle elegancko.
- Witam Lordzie Wayfare, Sir Alfred Langford oczekiwał że zjawi się dzisiaj właśnie Pan, lecz niestety - kamerdyner złożył ręce - Sir Langford jest w tym momencie w Edynburgu i rozmawia ze Szkockim związkiem kopaczy. Wie Pan, Sir, Ci okropni socjaliści - robotnicy strajkują. Na włości Langfrodów przyjechał już Baron von Frohmann (z pewnością czytał Pan o nim w gazetach) oraz pewna zdolna Panna - Kerowyn Egan. W tym momencie zajmują się swoimi sprawami, ale może chce Pan obejrzeć swoją komnatę, zdrzemnąć się lub posilić się? Och, wiem. Z pewnością będzie Pan chciał zobaczyć kolekcję trofeów Sir Langforda.