[Neuroshima 1.5] IV GENERATION

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

[Neuroshima 1.5] IV GENERATION

Post autor: Blue Spirit »

Obrazek

***

Wstęp

Dzisiejszego dnia w wielkim hipermarkecie przypominającym raczej budowle typu Galaxy niż zwykłe markety, nikt nie robił zakupów. Może dlatego że nie było już czego kupować? Tysiące regałów leżących w nieładzie na niegdyś sterylnie czystej, kafelkowej podłodze. Stosy odpadków w kątach. Stare, przedwojenne jedzenie, grzyb i miliony przeróżnych śmieci, niegdyś wartych wiele pieniędzy.
Szczury, Degenraci przełażący pod łukami stworzonymi ze starych kolumienek niegdyś podtrzymujących konstrukcję zamszowego zacisza marketu, miejsca gdzie - kiedyś czysto i schludnie - stały meble do wystroju nowobogackich mieszkań i domów.
A na środku obrazu nędzy i rozpaczy leży skała. Wielometrowej, o średnicy parenastu metrów, żyjącej litej skały wbitej w sam środek marketu, gorącej niczym roztopiony ołów czy żelazo. Poprzecinanej żółtymi, ruchliwymi żyłkami.
IV Generation...



- Hm, hm
- Zamknij swoją chudą dupę, John i piszże szybciej!
- No piszę przecież. Już... Trzynastego dnia, dziennik Johna Eltona, Speca Dziedziny Maszyn i Mutantów Działu Zajmującego Się IV Generacją... Znaleźliśmy w końcu market, jest bardzo duży i wysoki, z dachem taki jest...
- Masz przeklęcie literacki język, John. Prawie jak mój syn.
- Jużci - John machnął lekceważąco ręką, pochylił się nad wymiętą kartką papieru - Żeby mieć syna trzeba mieć nie tylko po kolei w głowie.
Nikt nie zareagował, w pomieszczeniu dźwięczał jedynie skrzękliwy odgłos długopisu; John pisał zawile i rozlegle.
- ... W środku znaleźliśmy wielką skałę, coś jakgdyby meteor. Okoliczni degeneraci i łowcy mutantów nie sprawiali problemów, odeszli bezproblemu odbyło się to to...
- Dajże spokój, John i oddaj długopis!
- Poszedł jeden spec do tego meteorytu... Potem go miło wspominaliśmy. Bo widzicie, coś tam jest. Coś tam, kurwa, było od początku, czytaj; przed nami. Jakaś cywilizacja, bo ja wiem?
- Cywilizacja... daruj sobie...
Ale John sobie nie darował. Zignorował speca całkowicie, mruczał sam do siebie jeżdżąc po karcie niebieskim długopisem, kreśląc słowa niewiele warte w dzisiejszych czasach.
- Nasi ochroniarze, oni też za lekko nie mają. Teraz jesteśmy w namiocie, siedzimy w siódemkę: jest nas, speców, dziesięciu gdzieś. Ochroniarzy było piętnastu, zostało z dziesięciu, tyle ile nas. Paskudnie to wygląda. Boimy się wejść do tego cholernego supermarketu, normalnie! Po prostu, najnormalniej w świecie, mamy stracha. Kończę tą debatę prośbą o wsparcie, bo nie wejdziemy tam sami.
John złożył na karcie zamaszysty podpis.

- Ktoś jedzie! - krzyknął naraz jakiś głos dobiegający z zewnątrz. John i reszta zerwali się szybko i wybiegli z namiotu, niemało zdenerwowani. To wołał ochroniarz, pokazując gdzieś na wschód.
Sceneria nie była zachęcająca gdyby doszło do bitwy, John świetnie to widział. Byli na parkingu, na niewielkim wzgórzu. Betonowym parkingu, bez samochodów - zdmuchnął je Moloch, całkowicie. Poniżej wzniesienia, oddalony od niego o jakieś pięćdziesiąt metrów, stał market z którego dachu sterczał meteor. Dymiący czub meteora.
Natomiast dźwięk silnika - a był to dźwięk silnika właśnie, dobiegał ze wschodu. Jechał ku nim - ni mniej ni więcej - samochód osobowy Ochroniarze zbiegli się natychmiast, przegrupowali i wycelowali. Byli teraz gotowi na wszystko.


ROZDZIAŁ I
Pogrzebany
Obrazek Pędzili autostradą, wystraszeni, zdeterminowani, silni. Jakim cudem taka pokręcona kompanija znalazła się wewnątrz przytulnego - bądź co bądź - wnętrza samochodu osobowego? Ano, sposobem dosyć standardowym jak na dzisiejsze czasy.
Pył unosił się wtedy w powietrzu, tam na rynku. Grupa dobranych losowo ludzi spotkała się w tym samym miejscu i w tym samym czasie. Jeden z nich miał samochód, nie miał jednak benzyny. Ruszyli zatem do stacji benzynowej, zdala od zgiełku i wiecznego bazaru którym zapewne było miasteczko Felloship, jak zwykle pełne ludu handlującego gamblami - jak zwykle pełne przeróżnego ludzkiego śmiecia.
Stacja benzynowa była pusta, jednakże jeden z kompanów - bodajże gość o imieniu Jimmy, chyba, znalazł niewielką klapę w podłodze. Jak? Po zapachu. Doktorek szybko zrejestrował dziwny odór wydobywający się spod klapy - Tornado. Słyszał ktoś że wydziela ono zapach? Nieważne.
Squib - gościu nielubiany i widocznie z misissipi, otworzył klapę i dojrzał wąską drabinkę w niewielkim tuneliku prowadzącą pionowo w dół. Na zewnątrz wydobywały się kłęby ciemnej masy. Squib zszedł na dół. Jak się, zapewne, łatwo domyślić... odkrył złoże Tornada. Najwięksi twardziele - Dante i Sidney szybko wywlekli cztery ciężkie wory z narkotykiem i cała ich piątka załadowała towar do samochodu, chcąc opchnąć go na targu. I wtedy się zaczęła, cała ta paskudna historia.
Najpierw nadjechało Dark Visions - to ci dla których ćpanie było sensem życia. W głodzie rozegrała się dość szybka strzelanina, w której nie ucierpiał nikt prócz facetów z Visions - było ich tylko trzech.
Jednak sprawa się porządnie pokomplikowała. Bardzo szybko na ogonku kompanów pojawił się calutki gang; w poszukiwaniu straconego raju, co? Było groźnie, ale po dwóch dniach ucieczki udało się zbiec. Jechali jednak w dalszym ciągu na północ - na niebezpieczne tereny, uciekając. Narkotyk był w bagażniku, co poniektórzy z nich, a zwłaszcza fleczer i Squib uważali że najlepiej wywalić paskudztwo i znaleźć jakąś robotę w jakimś zajebistym miejscu. Nie dane im było jednak spełnić tego zamiaru. Następnego dnia wpadli. W chyba jeszcze głębsze niż dotychczas gówno.
- Stać, wysiąść z wozu! - rozległ się krzyk. Nie było sensu się szarpać, wysiedli z wozu a broń położyli w nogach. Paru wyglądających na prawdziwych twardzieli facetów szybko zabrało broń i skuło kompanów. Byli na jakimś zatęchłym parkingu gdzie jedynym metalowym elementem były stare barierki i latarnie. Ochroniarze - jak domyślił się Sid - przykuli ich do barierki właśnie. Na wszystkie pytania kompanów odpowiadali milczeniem. Przyjaciołom rzucili się w oczy również inni ludzie. Chyba spece bądź technicy, rozmawiający u wejścia do namiotu, jedynego namiotu w okolicy paruset kilometrów jak się im wydawało.
Po pewnym czasie spece poczęli kiwać głowami, a jeden z nich ruszył w stronę przyjaciół. Mieli dość czasu by się naradzić, może trzy minuty. Ochroniarze, choć czujni, stali dość daleko od nich i chyba bardziej ich wzrok i zainteresowanie przyciągał dziwny supermarket z jeszcze dziwniejszym dachem - a raczej z tym co z dachu sterczało...
Cóż? Life is brutal?
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
Tevery Best
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1271
Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
Numer GG: 10455731
Lokalizacja: Radzymin

Re: [Neuroshima 1.5] IV GENERATION

Post autor: Tevery Best »

Sidney Rotten
Obrazek

Sid stał i milczał. Wydawał się być całkowicie nieporuszony tym, co się działo wokół niego. Ale to tylko pozory. Początkowo zastanowiło go, dlaczego ci ludzie nie chcą się dobrać do ich Tornada, potem - co tu robią jacyś spece. To miejsce nie wróżyło nic dobrego. A on nadal miał jeszcze trochę bluesa z wczoraj.

Prawdę mówiąc nawet gorzej, tak się wczoraj obżarł nierafinowanego syfu, że dostał flashbacków. W tym momencie widział, jak nad miastem świeci słoneczko, zamiast cały czas napitalać jak to miało w zwyczaju po wojnie, a ulicą idzie dziewczyna w białej sukience i się do niego uśmiecha. Ładna. Ale on oczywiście nie uśmiechnął się w odpowiedzi, tylko przymknął oczy i pokręcił głową, żeby otrząsnąć się z efektów. Nie tylko dlatego, że była ona złudzeniem, i to dość oczywistym. Także dlatego, że był prawdziwym Brytolem z krwi i pieprzonej kości. Świadczyła o tym jego kamizelka, która na plecach miała Union Jacka, a nad nim napis "GOD SAVE THE QUEEN". Swoją drogą napis ten był umieszczony dość wysoko, bo Sid był prawie dwumetrowym dryblasem, a jeśli liczyć jego imponującego irokeza, to dwa metry spokojnie przekraczał. Ubrany był w swoją kamizelkę, pod nią miał czarną koszulkę z logo Dead Kennedys, oprócz tego dżinsy i desantówki.

Spec szedł tak, jakby chciał, a nie mógł. A Sida właśnie zaczynała swędzieć broda. Dlaczego tak jest zawsze w takich chwilach?
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [Neuroshima 1.5] IV GENERATION

Post autor: MarcusdeBlack »

Obrazek
Squib

Nie odzywał się, był cholernie wściekły na tych durni. Było to świństwo wywalić, ale niestety żyłka chciwości zwyciężyła rozsądek. Jedyny plus z tego całego cyrku, to to że się wreszcie wyspał, oni ćpali, a on pozwolił sobie zregenerować siły. Teraz musiał żałować że ich nie zaciukał, kiedy miał okazję.

Westchnął gorzko, ale zabrzmiało to raczej jak jakieś sykniecie. Upiorne sykniecie, zresztą Squib sam wyglądał jak upiór. Otulony w czerń i pasy, ubrany w podarty płaszczyk, wytarte i brudne spodnie i z arafatką w tym samym kolorze na głowie okrytej jakimś dziwnym materiałem. Warto jeszcze zauważyć maskę na ustach, gogle przez które trudno dostrzec jego oczy i cholernie dobre buty na stopach. Za takie warto zabić, na wysokiej cholewie i z utwardzanej skóry, sam Moloch wie skąd je wziął.
Do obrazka jeszcze warto dopisać że pochodził z okolic Missisipi, nie tylko się pocił niemiłosiernie, ale wydzielał specyficzny smród, który próżno opisywać słowami.

Widząc jednego z tych świrów, którzy ich przykuli do tej barierki, uśmiechnął się w duchu. To będzie ciekawe, tu nie był nietykalny, mechaników i elektryków, mieli tu od ch*ja, nikt nie przejmie się jego zdolnościami. Szkoda że zabrali mu Jackal'a, mógłby rozwalić łby swoim 'przyjaciołom'.

W dodatku, 'gospodarze' co chwilę gapili się na ten stary market, jakby w środku czkał na nich sam Bóg Maszyna. Całę to miejsce śmierdziało strachem. Squib się na tym znał. Wszyscy tu się czegoś panicznie bali, pomyślał widząc podchodzącego do nich speca. Czego od nich chcieli? Kiedy facet był jeszcze kawałek od nich, mechanik-rusznikarz mruknął suchym gardłowym głosem. - Ciekawe czego chcą te skurczybyki.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Neuroshima 1.5] IV GENERATION

Post autor: Szasza »

Obrazek

Dante Verwalter

Sprawdziła się główna prawda życiowa Dantego:
"Im więcej masz, w tym większe gówno prędzej, czy później wpadniesz".
Jak łatwo zgadnąć, to była pierwsza myśl, która przepłynęła przez jego umysł, kiedy zostali zatrzymani.
Nie miał nic przeciwko tornado. Sam nawet je zażywał i lubił świat, do którego go przenosiło. Zachowywał się tam beztrosko i nieprzewidywalnie, ale doskwierał mu lejący się zewsząd brak swobody i prawdziwej wolności. Dante doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie wytrzymałby zbyt długo w minionym świecie. I ten koniec, który przychodził zawsze w najlepszym momencie, zostawiając ćpuna z mętlikiem w głowie i tym cholernym przygnębieniem.
To właśnie ono mogło zagłuszało tego dnia dumę syna Appalachów. Gdy zatrzymali ich ochroniarze, nie przeszła mu przez myśl ani walka, ani nawet ucieczka. O ile to drugie rzadko było rozważaną opcją, to wybuchowy, unoszący się honorem Dante, mógłby w normalnym stanie nawet zacząć stawiać swoje warunki, wymachując wielgachną strzelbą.
Na szczęście to rozbrajające przygnębienie, doskonale załatało dziurę w jego rozsądku , wyręczając z tego obowiązku amunicję.
Mierzący około metra dziewięćdziesiąt, potężnie zbudowany facet oddał się w ręce ochroniarzy potulnie jak baranek. Ubrany w zmiętą przez drogę marynarkę w kolorze khaki, z rękawami podwiniętymi za łokcie, kremową koszulę, nonszalancko narzucony krawat, dopasowane jeansy i wygodne, skórzane buty, nawet będąc odprowadzanym jak byle bandzior, zachowywał klasę, jakiej mogłaby mu pozazdrościć każda osoba na zapomnianych przez wszystkich bogów bezdrożach ZSA. Szedł wyprostowany, zachowywał posłuszeństwo, choć nie dawał w żaden sposób odczuć prowadzącym go władzy nad nim.
Zastanawiająca w nim była jego czystość i schludność. Reszta ekipy wyrobiła w sobie zdanie, że ich towarzysz ma na swoim punkcie obsesje i być może byli blisko prawdy, ale on po prostu był zdania, że bez odpowiedniej prezencji, jest się niczym ponad tysiące szarych, nic nie znaczących gangerów, meliniarzy i ćpunów.
Wyglądał jak rozsądny gość, ale w głębi duszy czuł się kastratem. Powinien powitać cholerne szuje jakimś ostrym sarkazmem, a przed doprowadzeniem do barierki doprowadzić ich do stanu w którym chcieliby mu natłuc, ale nie mieli ku temu pretekstu. Niestety nie był to jego dzień.
Pierwszym postanowieniem, jakie wysnuł w związku z tym, było wychylenie przynajmniej jednego kufla piwa, dla przywrócenia równowagi we wszechświecie.
Cała sprawa była dość śmierdząca. Posterunkowi, jak wynikało z legend, rzadko się bali, a jeśli już, to musieli mieć czego. Atmosfera była bardziej napięta niż tuzin Hegemońców w barze. Szykowało się coś paskudnego, a Dantego zapewne wciągną w samo centrum tego. Miał nadzieję, że będzie to przynajmniej realne, fizyczne zagrożenie. O ile wielgachny, szponiasty mutant robił na nim nieszczególne wrażenie, to opcja zostania zabitym przez coś czego nazwa ma ponad dwanaście sylab i jest znana tylko jajogłowym, jeżyła mu włosy.
-Nie mam pojęcia. Przynajmniej nie wyglądają na wiec "Stowarzyszenia Przeciwników Tornado", ani Teksańców.
Odpowiedział na pytanie Squiba.
Obrazek
Drzewiec
Marynarz
Marynarz
Posty: 247
Rejestracja: środa, 24 stycznia 2007, 19:44
Numer GG: 9008864

Re: [Neuroshima 1.5] IV GENERATION

Post autor: Drzewiec »

Jimmy Foster
Obrazek

Było chyba oczywiste, że musieli wpaść. Prawo Murphy`ego mówi - jeśli coś może się nie udać, to się nie uda. Bezkarny przejazd przez kawałek Stanów z czterema workami Tornada w bagażniku nie mógł się udać.
W zasadzie Jimmy nie protestował przed braniem tego czarnego cholerstwa do wozu. Sam je w końcu wywąchał, a jako traper z Miami nie był święty - i choć gustował w alkoholu i kobietach, to czasem nie potrafił sobie odmówić Tornada. Nie, żeby był ćpunem, co to, to nie. Ale od czasu do czasu pigułka Tornada ze znajomymi... A poza tym, gdyby udało się dojechać bezpiecznie i sprzedać towar, mogliby się obłowić. Ale cóż - nie udało się.
Wiedział więc, że nie ma prawa robić wyrzutów towarzyszom. Wiedział, że nie ma miejsce stawiać oporu. Po prostu wyszedł z auta, rzucił skuwającemu go ochroniarzowi wyzywające spojrzenie i zlustrował otoczenie. Co to za market, tam, niedaleko? Czemu tak się na niego gapią? Dziwna sprawa. Ale zajmą się tym potem.

Jimmy Foster miał trochę powyżej 180 cm., kilkudniowy zarost i brzydką szramę na lewym policzku - pamiątkę po spotkaniu z niedźwiedziem. Solidnie zbudowany, opalony, z idealnie pasującym, brązowawym kapeluszem i strojem, który zdawał się krzyczeć "jestem traperem z Miami". Krzyczeć mógłby również jego karabin SKS, gdyby nie leżał kilka metrów dalej, przy samochodzie.

Byli już przykuci do barierki. Foster raz jeszcze rzucił spojrzenie na Squiba. O ile do jego przedziwnego, trochę upiornego wyglądu mógł się jeszcze przyzwyczaić, o tyle do zapachu średnio. Na szczęście jako myśliwy już niejedno gówno wąchał, więc Squiba też przetrzyma.
No i ten Brytol. Jeśli tak wygląda przeciętny Brytol, to Brytania musi być wesołym krajem.
-Ciekawe, ciekawe. Jajogłowi, pewnie z Posterunku i ich obstawa. Wszystko wygląda interesująco, coś mi się widzi, że mają tu większe problemy niż nasze tornado - mruknął Jimmy. -Choć mam wątpliwości, czy te większe problemy zwiastują nam coś dobrego...
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: [Neuroshima 1.5] IV GENERATION

Post autor: Alucard »

Obrazek EDDIE DEAN

-... Zwiastują nam coś dobrego...
-Hmmm... skoro jestesmy skuci, to są dwie opcje. Albo o cos nas podejrzewają, albo chcą nas do czegos wykorzystac. Tak i tak jestesmy w dupie...

Fleczer spoglądał na swoich towarzyszy z dołu. Zgarbione plecy i półtora metra wzrostu sprawiały, że czuł się jak dziecko w sklepie z filmami porno - mały i niepasujący do otoczenia. Od początku wiedział, że pakują się w gówno. Mówił im, żeby zachaczyc o jakies miasteczko, wyjebac tornado w cholere i chwycic jakąs robotę - ale nie, po co, przeciez mozna wpakowac sie w gówno życia...

Z samochodu schodził niechętnie. Wygodnie mu się siedział, a i skuwający go ludzie nie wyglądali zbyt wesoło. Do tego Ten supermarket... kiepska sprawa. Staruszek, na oko pięcdziesięcioletni miał na sobie zielonkawe bojówki, porządne wojskowe buty i czarny T-shirt z napisem "sex, drugs & rock'n'roll". PIęknie komponowało się to z długimi siwymi włosami i białą brodą. Cała jego postura jakby mówiła: "może i jestem stary, ale niejedna panienkę wprawiłbym jeszcze w podziw"... Podobno kobiety lubią starszych...

-Nie chce byc niemiły panowie-zwrócił się do ochroniarzy-ale byłoby miło, gdybyście powiedzieli mi, po cholerę wam tu fleczer? Bo skoro mnie już skóliscie kajdankami, to podejrzewam, że nie chodzi wam tylko o erotyczne zabawy, co? Skoro macie jakies plany wobec nas, to przynajmniej nam je zdradzcie!

W duszy modlił się, żeby ludzie z posterunku okazali się miłosnikami tornado. Oni by nie mieli problemów, gang by ich nie dopadł, a posterunek spojrzałby na nich przychylniej...
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: [Neuroshima 1.5] IV GENERATION

Post autor: Blue Spirit »

***
Spece naradzali się jeszcze może z dwie minuty, a ten który był w drodze do przyjaciół, znalazł się już przy nich.
Nagle rozległ się głos Eddiego - faceta co najmniej dziwnego. Ochroniarze stojący nieopodal zwrócili uwagę, obejrzeli się, paru zasyczało jednak reszta nie przerwała czynności jaką wykonywali wcześniej - szeptania między sobą niczym przekupki na jebanym psim targu w Vegas.
Cóż, sytuacja okiem 'przyjaciół' nie wydawała się pozytywna w najmniejszym nawet stopniu. Spec stojący przed nimi założył ręce na piersi a jego brodate oblicze, krótkie ciemne włosy i biały kitiel rodem z filmów House'a, mówiły same za siebie; drużyna miała kłopoty.
Spec chrząknął.
- Po pierwsze chciałbym dokładnie dowiedzieć się co wieziecie, dlaczego się tutaj znaleźliście i co zamierzaliście zrobić będąc tutaj.
Ochroniarze przestali szeptać, Squib wytężywszy wzrok, ujrzał jak jeden z mięśniaków - uzbrojony z nich najlepiej a ponadto ubrany w przedwojenny pancerz ochronny - wyciąga broń i powoli zmierza w stronę marketu.
Obrazek
Po chwili to samo ujrzała reszta.
Sidneyowi skończyły się wreszcie flashbacki, mimo to - rzecz to jasna jak słońce na przedwojennej pustyni - otrząsnął się z początkowego otępienia jako ostatni. Powoli przed kompanami wyrastały perspektywy speców i ochroniarzy przy wejściu do wielkiego budynku.
odkrycie
Spec wypytujący ich obejrzał się, rzucił okiem na drzwi supermarketu. Poruszały się one! Normalnie, kurwa, się poruszały! Jakby coś waliło w nie od wewnątrz! Spec dobył zza pasa glocka, jednak nie ruszył się ani na krok. Okręcił się jak fryga i spojrzał na drużynę. W tym samym momencie rozległ się warkot silnika. Silników, znaczy. Wielu. Do Dante'go i Jimmy'ego doszło to najszybciej - Dark Visions!
- Mam nadzieję że nie macie z tym nic wspólnego! - warknął Spec pochylając się do nich, z pistoletem wycelowanym w oddalone o jakieś pięćdziesiąt metrów drzwi marketu do którego zmierzał już nie jeden ochroniarz a wszyscy. - Gadać szybko!
Warkot narastał, spece szepcący na boku szybko wbiegli do namiotu stojącego nieopodal.
Zapowiada się - przemknęło drużynie przez głowy - Niezła zabawa...
Tylko Sidney niemrawo zerknął na ich samochód - stojący parenaście metrów dalej. A potem pomyślał o Dark Visions. A potem jęknął niesłyszalnie.
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
Tevery Best
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1271
Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
Numer GG: 10455731
Lokalizacja: Radzymin

Re: [Neuroshima 1.5] IV GENERATION

Post autor: Tevery Best »

Sid
Denerwował go ten spec. A jeszcze bardziej blues. Ale normalna koordynacja ruchów wracała szybko. Natomiast pozbycie się doktorka wydawało się trudniejszym i bardziej czasochłonnym procesem. I kilka razy bardziej wkurwiającym.

Oczywiście, choćby i gniew wewnątrz bulgotał jak obiad przeciętnego Szczura na ognisku, to angielska flegma Rottena utrzymywała go pod kontrolą. Łowca powściągnął się i rozejrzał dookoła. Pancerz ochroniarza dawał do zrozumienia, że albo to bardzo szczęśliwi rabusie, albo porządna organizacja - te mniej porządne zawsze się rozlatywały, zanim zdobywały taki sprzęt. Posterunek? Tutaj? Sugestia "kolegów" wydawała się wątpliwa, ale mniejsza.

Nagle ryknęły silniki. W ciągle jeszcze nieco skacowanej głowie Sida rozbrzmiało to echem. Paskudztwo. I jeżeli to Visions - co przyszło mu do głowy dopiero po chwili - to szykuje się tu niezła rozróba. Co najmniej na dwie strony, jeżeli naukowcy nie trzymają strony gangerów (ale na to nie wyglądało, bo tak na ogół robią tylko inni członkowie gangu). Jeżeli doliczyć tych gości, których najwyraźniej osaczyli w markecie - trzy strony. A jeżeli przy tym badacze obrócą się przeciwko przyjezdnym - cztery.

Choć, oczywiście, żeby zostać stroną, trzeba byłoby się najpierw uwolnić. Kurde ferenc.

Jajogłowy miał najpewniej możliwość ich uwolnienia, tylko trzeba go było przekonać. W obliczu zbliżającej się rozróby wydawało się to proste. Sid odezwał się pierwszy z całej grupy. - Jeżeli zastanawiasz się, co wieziemy, to racz odwrócić zad i przeszukać samochód. Nie ukryliśmy tego za dobrze, a śmierdzi ostro. Przynajmniej tak twierdzi kolega tam. Jeżeli pytasz, dlaczego tu jesteśmy, i co planowaliśmy zrobić, odpowiem: jechaliśmy w pytę daleko stąd i było nam po drodze, a tu planowaliśmy olać mieścinę ciepłym strumieniem. Jeśli masz jakieś jeszcze pytania, to lepiej się streszczaj, a jak nie, to nas odepnij. Chyba że reszta ma coś do dodania?
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: [Neuroshima 1.5] IV GENERATION

Post autor: Alucard »

EDDIE DEAN

Spojrzał na brytola i uśmiechnął się.
-Mądrze gada. Wiecie, zachowujecie się jak totalni kretyni. Pytacie co mamy w samochodzie stojąc niemalże obok niego, pytacie, czemu tu przyjechalismy, chociaz sami nas zatrzymaliscie. W dodatku chcecie wiedziec, czy mamy cos wspólnego z tymi tam- wskazał głową kierunek, z którego dochodził ryk maszyn- chociaz wiecie, ze w sytuacji kiedy wy nam robicie wała, my nie odpowiemy. A przynajmniej ja

Fleczer uśmiechnął się podle.
-Otóż wieziemy wyrzutnie rakiet, ierowalismy sie do starego kumpla- molocha, bo umówilismy sie na Hirołsy a tutejsze miejsce było nam po drodze...- Cmoknał z zadowoleniem, ciesząc się ze swoich co najwyżej przecietnych dowcipów. Był wkurzony. Chocby dlatego, że wrogów ma juz na całym kontynencie, a teraz widocznie napatoczyli sie nowi...

OK. Nowi wrogowie zabija dla nich (miał nadzieje) starych wrogów. Tak czy siak szykował się niezly rozpierdol. Spojrzał niepewnie na drzwi marketu.
-Co to kurwa jest?-Zmarszczył brwi-Ej... w sumie to co wy w ogóle robicie na tym zadupiu? Z tym sprzetem powiniscie kopac dupsko naszemu metalowemu znajomemu na północy a nie robic zakupy...
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [Neuroshima 1.5] IV GENERATION

Post autor: MarcusdeBlack »

Squib

Ciekawa sytuacja, jak jasna cholera! Spojrzał na Sida, gość był jeszcze 'po'. Mechanik może nie był tak wysoki jak on, czy Dante, ale przecież nie wzrost robił mężczyznę. I mimo że domorosłemu rusznikarzowi bliżej było do fleczera, wiedział jak o siebie zadbać i jak załatwić wszy, pragnące go ukąsić. A teraz te pierdoły z Posterunku chciały go ugryźć. Ryk silników i debilne krzyki, oznajmiły że nie tylko oni. Czyżby starzy Dark Visions się pojawili, będzie w takim razie ostro.

...Chyba że reszta ma coś do dodania? - dodał Rotten, kończąc swoją przemowę. Nieźle blondasie, ale oni chyba tego nie kupią. Mają świra, ale głupi nie są. Ale pies ich..
Mechanik spojrzała na to czym ich skuli, gówniana robota, kilka minut i po sprawie, ale potem musiałby zżyć się z kulą w czole. A to już było niedopuszczalne.

Eddie go rozbawił, stary miał ikrę. No i najmniej go wkurzał z tego całego towarzystwa. Miał też rację, goście się bawili, byli jak dzieci we mgle. Co to było w markecie? Gówno go to obchodziło. Ale miał lepszy problem teraz. Tamci się okopią, czy coś, a ich zostawią jako żywe cele. Nieruchome cele. Squib zlustrował obóz jeszcze raz, coś mu tu cały czas nie grało. Acha, no tak...

- Strasznie mało macie ludzi. - rzucił swym przeciągłym gardłowym głosem. - Wasze cipkowate tyłki, zawsze mają dziesięciokrotną obstawę. - zauważył i spojrzał na speca. - Coś czuje że Visionsi, skopią wam tyłek. Chyba że oddacie nam broń. - dodał wskazując na swego shotguna. - My wam pomożemy teraz, a potem sobie pojedziemy w siną dal. Szkoda by wasz mózgownice stały się krwawą miazgą, pod butami tych z drani. - zakończył, spokojnie kiwając głową na boki.
Niezła oferta, Squib od rana miął ochotę kogoś ustrzelić, a teraz nadążyła się świetna okazja. Może nawet komuś niechcący strzeli w plecy, tak trochę...
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Drzewiec
Marynarz
Marynarz
Posty: 247
Rejestracja: środa, 24 stycznia 2007, 19:44
Numer GG: 9008864

Re: [Neuroshima 1.5] IV GENERATION

Post autor: Drzewiec »

Jimmy

Foster ze spokojem obserwował sytuację, choć na dźwięk silników - nie miał wątpliwości, że dużej liczby silników - zagryzł lekko wargi. Zrobił szybkie podsumowanie - są przykuci do barierki, obok nich tłumek ochroniarzy, w markecie wyraźnie sytuacja nie wyglądała dobrze, a Dark Visions jadą odebrać im cztery worki Tornada, które mieli w samochodzie. Pomyślał, że gorzej być nie może, po czym zaswędział go nos, udowadniając, że jednak może.

Spodobała mu się jednak reakcja drużyny. Każda okazja do pokpienia sobie z jajogłowych w białych kitlach i ich durnych przydupasów jest dobra. Każda może być bowiem ostatnią.

-Hmm... Dark Visions. Czy nie mamy z tym nic wspólnego? Ależ oczywiście, robimy tu imprezę i zaprosiliśmy rodzinkę, przyłączycie się? - rzucił Jimmy do Speca próbującego być groźnym. - Oczywiście bardzo chętnie podyskutowalibyśmy dalej, ale coś mi się wydaje, że nie mamy czasu. Więc widzę dwa wyjścia: albo nadal będziecie wymachiwać tymi lśniącymi pukaweczkami i udawać groźnych, po czym wszyscy zostaniemy pozbawieni kończyn i jeszcze kilku innych dość ważnych... hmm... urządzeń - tu mrugnął oczyma do Squiba - albo odkujecie nas, my pomożemy wam w obronie, po czym, tak jak kolega wspominał, odjedziemy sobie nie robiąc nikomu problemów. Bo naprawdę macie większe problemy niż my.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Neuroshima 1.5] IV GENERATION

Post autor: Szasza »

Dante

Musiał jak najszybciej pozbyć się tego boleśnie przygnębiającego uczucia. Potrzebował jakiejś akcji, trochę świszczącego ołowiu, albo przynajmniej wieczora przy piwie.
Podobno dobrym i akceptowanym przez kościół sposobem rozjaśnienia słoneczka na niebie była tabliczka czekolady. Tylko gdzie on znajdzie ją na takim zadupiu? Obejrzał się na supermarket i właśnie doszło do niego, że odpowiedź na to pytanie była tak blisko.
Dante właśnie wyznaczył sobie cel tego dnia - pierwszy raz w życiu spróbować przedwojennych słodyczy. Dość trafnie podsumowywało to jego podejście do świata. Nie planował niczego, żył chwilą i był w gruncie rzeczy wyrośniętym dzieciakiem, którego nie obchodziły sprawy, które napuszonym naukowcom z posterunku, czy natchnionym klechom z Salt Lake spędzały sen z powiek. Zaraz zaraz...
Jego idiotyczną psychologiczną autodiagnozę i dziecinne plany przerwała przebijająca się przez głupiego jasia, wywołanego wycofującym się z organizmu tornado świadomość.
Stał przykuty do barierki jak byle bandzior z tą osobliwą menażerią, z którą jechał wcześniej samochodem i ćpał rzeczone świństwo. No ładnie... Rozejrzał się dokładnie po obozie, by ostatecznie stwierdzić, że sami spece w białych kitlach i ich ochroniarze w lśniących pancerzach bojowych, też brodzą po kostki w gównie. Walenie od środka w drzwi... Wprawne oko myśliwego, oceniło wyczyniane szkody na robotę ponad półtonowego pupilka. Dante i z takimi miewał przyjemność, ale fakt przykucia do barierki, czynił go w tym momencie bezużytecznym. Czym innym był szacunek, dla potencjalnego przeciwnika, czym innym strach bycia bezbronnym wobec niego.
I ten pancerzyk jednego z ochroniarzy...
Kozackie precjozo i na pewno przydatne, ale gdyby paradował w tym poza posterunkiem, to skończyłby z poderżniętym przez sen gardłem, a jego własność dostałaby się w ręce jakiegoś bogatego gangera. ZSA było tak pragmatyczne, że rycerze w lśniących zbrojach, nie mieli w nim miejsca bytu. Spojrzał na horyzont. Coś majaczyło na nim niewyraźnie. Lata doświadczeń, w kwestii poszukiwania niewyraźnych kształtów i strzelania do nich nauczyły Dantego nie ignorowania ich. Wytężył wzrok i słuch. Jego uszy uderzył warkot silników. Przyzwyczajenie wyciągnięte z ostatnich dni, spędzonych na ucieczce przed tym warkotem zmaterializowało się w umyśle mężczyzny w postaci dwóch słów: "Dark Visions" O ile kajdany wcześniej były niekomfortowe, to teraz paliły go żywym ogniem. Musiał jak najszybciej przywdziać kamizelkę i chwycić w dłoń swojego wiernego jak pies Mossberga.
Nie jego jednego. Cały freakshow zaczął się przekrzykiwać w coraz bardziej wyszukanych obelgach i naleganiach, by biedny kujonik, któremu zostawiono klucz, w końcu ich uwolnił.
Sprawa była jak najbardziej słuszna, ale środki dość nieeleganckie. Przykuci do barierek twardziele, przekrzykiwali się jak wsiowi handlarze na cotygodniowym targu.
Pierwsze skojarzenie : ujadające psy.
Ich podejście do dyplomacji było na prawdę osobliwe. Gdyby Dante znalazł się w sytuacji jajogłowego, to miałby dylemat, czy pobić ich i połknąć na ich oczach klucz, czy po prostu powybijać ich zaczynając od najbardziej elokwentnego.
Na szczęście nie miał klucza. A i nie była to pora na gdybanie. Gdy wywołane harmidrem chlapanie w głowie łowcy nagród wzrosło do poziomu krytycznego, postanowił to przerwać.
Oparł się wygodnie o barierkę i zaklaskał w dłonie dość pokracznie, przez wzgląd na kajdany. Przynajmniej zwrócił na siebie uwagę.
-Brawo panowie, ale przejdźmy może do rzeczy...-Zaczął ironicznym tonem, po czym zwrócił się do naukowca, patrząc mu śmiało w oczy.
Zaczął mówić w swój dość specyficzny sposób.
-Jak można wywnioskować z tego... występu przed chwilą, wypadałoby zacząć naszą znajomośc od rozkucia nas. Wbrew pozorom...- to wymówił z naciskiem, spoglądając po "ekipie"-...można się z nami dogadać po ludzku, czego nie powiem o nich.-Wskazał głową na nadjeżdżających gangerów.-To chłopcy z Dark Visions. Są tak napizgani, że strzał, czy dwa w łeb nie robią im różnicy i wściekli jak pieprzone trutnie. Radzę ci rozkuj nas, póki mamy w sobie tyle dobrej woli, by nadstawić za ciebie karku i schowaj się w swojej dziurze, bo zaraz zrobi się gorąco.
Oprócz dość charakterystycznego, języka, którego używał Verwalter jr, rzucał się w oczy sposób w który mówił. W równym tempie, bez szczególnych emocji, jakby nie do końca świadomie i poważnie.
Obrazek
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: [Neuroshima 1.5] IV GENERATION

Post autor: Blue Spirit »

Teraz to już poszło szybko.
Spec szybko wysłuchał słów skutych, jego twarz aż poczerwieniała ze złości. Dopiero słowa Dante'go przywiodły go nieco do rozumu. Rzucił się do kajadanek, szukając w kitlu kluczy...
Fleczer Eddie był pierwszy. Spec dopadł do niego, w dłoni błyszczał mu mały kluczyk. Dante szarpnął się jeszcze raz, Sid doszedł do siebie po bluesie, jęknął cicho gdy kajdany puściły. Spec spojrzał na Squiba, ale ten nie patrzył na niego.
Patrzył na drzwi marketu.
Opancerzony ochroniarz był już przy drzwiach, chciał je wyważyć, lecz - rzecz przezabawna - ktoś od wewnątrz go ubiegł. W efekcie drzwi wyważone z zawiasów jebnęły prosto w ochroniarza odrzucając go na dobre trzy metry. Spec rozkuwający ich odwrócił się, a oni również skupili wzrok na drzwiach... a raczej na tym co teraz w nich stało.
A było to... no, spokojnie dwutonowe, opancerzone jak puszka metalowe cielsko ze świńską głową i małymi ruchliwymi oczkami. Całe monstrum poruszało się powoli a na jego zbroję składały się płyty stali przeplatane dziwnymi, płonącymi jasnoczerwoną barwą i ruchliwymi jak żywe - żyłkami. Żyłki owe oplatały również ryj potwora.
Twardy Sid zmrużył jedynie oczy, reszta zgodnie je zamknęła. O Squibie nie wspominając, rzecz jasna. Ten patrzył na to bez cienia wstrętu.
Żelazne monstrum podeszło do strażnika a każde uderzenie jego stóp - nazwijmy rzecz po imieniu - wywoływało małe trzęsienie ziemi. Ochroniarz, ma się rozumieć, z rykiem wyładował w niego całą zawartość swojej broni, ale mechaniczna kurwa nawet nie zwolniła. Nagle ogromne ramię sięgnęło do przodu i chwyciło ochroniarza za hełm, podniosło... i po prostu go zgniotło, w dłoni, jak zwykłą gąbkę.
Kawałki plastyku zmieszane z krwią, mięsem i mózgiem osiadły teraz na karku ochroniarza - który to ochroniarz padł na ziemię jak szmaciana lalka. Na nic się zdał pancerz. Na nic broń.
- IV generacja - wyszeptał spec cofając się.
- Może byłbyś łaskaw nas odkuć, debilu? - rzucił ktoś z drużyny. Ale spec nie odpowiedział.
- Dlaczego nie słychać motorów?
I wtedy trzasnęło. Na oko z trzydziestu karabinów. Spec zadrgał, niereguralna siła pocisków uderzających w ciało nie pozwoliła mu upaść, podrygiwał w powietrzu jeszcze z dwadzieścia sekund.
Uwolnieni patrzyli bezwiednie. Skuci szarpali się zaciekle.
Dark Visions.
Czarni.
Demony.
Chodzące maszkary, powoli szły od strony ciężarówki, ich oczy były mętne, byli głodni, zataczali się. Na szczęście drużyny, ruszyli w stronę grupki ochroniarzy, nie robiąc krzywdy kompanom. Dante, uwolniony na samym końcu, jako pierwszy zdał sobie sprawę z tego że muszą znaleźć klucz! Klucz przy ciele speca!
Dwadzieścia metrów od nich rozpoczęła się masakra. Jakiś z Visions, nie zważając na trzeszczące kałachy, podskoczył do jakiegoś ochroniarza, przyłożył pistolet do głowy i strzelił. Czerep trzasnął, kawałki głowy prysnęły na wszystkie strony, a okrwawiony Vision zwalił się na ziemię sikając krwią...
Żelazne monstrum... Żelazne monstrum ruszyło bardzo powoli. Szło... w stronę dużego namiotu speców. Jakby coś wyczuwało.

Skomentować można to tylko w jeden sposób: Gdyby ktoś sądził że po zwykłej jeździe trafią na taką rozróbę...
To ten ktoś...
Już dawno by się zabił.

***
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Neuroshima 1.5] IV GENERATION

Post autor: Szasza »

Dante

Lubił jasne sytuacje. Ta była jaśniejsza od słońca, zalewającego oczy oślepiającym blaskiem o treści: masz prze*****e!
Nie była to może najprzyjemniejsza z możliwych jasności, ale skupiając sie na pozytywach, nie był już skuty. Z drugiej strony byli napizgani i ogarnięcii bojowym szałem Dark Visions, trup kujona, i dwutonowa krowa rozrzucająca bebechy posterunkowych. Ach moloch... gdyby był człowiekiem, takie dzieła można by usprawiedliwić kompleksem małego... wzrostu, ale ze względu na jego istotę, działanie mechanicznego oprawcy pozostawało zagadką spędzającą sen z powiek posterunkowcom. Ogólnie budowa półmetalowego prosiaka, hasającego po polu widzenia, wydawała się dążyć do faktu, że unieszkodliwić go można jedynie dużą ilością ołowiu zaaplikowaną w łeb. Dantemu przed oczami stanęła jego ukochana strzelba.
Był wolny Z tego tytułu mógł wziąć się za sprawę swojej ucieczki z tego miejsca.
Opcja: "Wiej w stronę słońca" odpadała, ponieważ Dark Visions byli z założenia gangiem motocyklowym, więc zbyt daleko by nie uciekł, nim padłby z roztrzaskaną głową pośrodku pustyni. Bezimienny trup - kilka leżących wśród białych, pozbawionych tożsamości kości, gambli. Dante nie miał zamiaru tak skończył. Jego ambicją życiową, było zostać po śmierci pochowanym i zapamiętanym.
Mrugnął kilka razy i przekręcił głowę, by jako tako ogarnąć rozciągający się przed nim burdel.
OK.
Dark Visions biją posterunkowych. Posterunkowi: Visions i świniaka. Świniak po prostu bije i nie patrzy kogo.
Wyklarował się dość prosty plan: Najpierw wybić tylu Visions ilu się da, a potem czmychnąć na ich motocyklach.
Proste rozwiązania były najlepsze. Jakoś nie odczuwał w sobie wystarczająco dużo sympatii, do gospodarzy, by pomóc im z ich problemami.
Od niechcenia i nie licząc się z efektem nakazał towarzyszom gestem, by podążali za nim, po czym zaczął przekradać się do współnego wozu, nisko schylony, próbując wykorzystać rozgrywający się chaos do przejścia w miarę niezauważonym.
W przypadku niepowodzenia...
No cóż, zawsze zostawały pięści.
Obrazek
Zablokowany