[Wampir: Requiem] Taniec ze śmiercią

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Wampir: Requiem] Taniec ze śmiercią

Post autor: Epyon »

Dwayne Lee

Dwayne po dwóch krótkich susach i jednym mrugnięciu oka normalnego człowieka był już w środku walki. Miał gdzieś prawnika, którego wampirzy stwórca obdarzył nieprzyjemną aparycją. Być może dał mu jakieś inne talenty, którymi będzie się mógł teraz wykazać.
Wymierzył silne uderzenie prosto w szczękę w stronę trzeciego z bandy, a ten z impetem zwalił się na piątego. Dwayne dopadł jednego z nich i zaczął okładać do nieprzytomności. Sprawiało mu to przyjemność, był niczym Bestia, która kierowała się jedynie żądzą głodu i przemocy.
Obrazek
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [Wampir: Requiem] Taniec ze śmiercią

Post autor: MarcusdeBlack »

Maxwell

Podchód niczym szczur niewiele dał, zarówno Jester, jak i Lee byli już w morderczym żywiole. Po prawniczej naturze pozostał już tylko ślad, brzydal był zagubiony w tym wszystkim, ale widząc tańczącą krew, coś w nim ryknęło. Zadrżał jakby stał w centrum trzęsienia ziemi.
Obrzydliwa morda chłoptasia, mignęła kilka razy ofierze Dwayne'a. Jego nowe kły nie zmieniły pozycji, już nigdy nie zmienią, jedyne co mogły to irytująco-rozkosznie swędzieć. Tak jak teraz, gdy wbijaj swoje badylowate szpony, w pierś tego, który nadział się jako pierwszy. Chichoczący Nosferatu, mógł przysiąc że coś brzydkiego, nielicząc jego samego, ukazało się ofierze jego bestialstwa. Coś z najgorszych koszmarów.
Z łatwością przyciągnął do siebie konającego bandit wannabe i począł ucztować na jego krwi. Smakowity szkarłat, pełny, cudowny, sycący. Tak!
Nic innego się nie liczyło.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Wampir: Requiem] Taniec ze śmiercią

Post autor: Seth »

Angielscy Crips operowali głównie na terenie Londynu, i stanowili tam znaczącą przestępczą organizację. Fachowo, nazywano ich Cripsetem, bo dzielili się na wiele innych, mniejszych setów – takich jak Westminster Crip Families, których kilku członków miało pecha spotkać naszych antybohaterów na ich własnym terenie. Charakterystycznym znakiem gangu był niebieski kolor ich ubrań, oraz buty firmy British Knight. Jester już kilka razy zetknął się z członkami Cripsetu, ponieważ byli oni zawziętymi rywalami Big Lo.

To było jak w gangsterskim filmie. Może z wyjątkiem pokracznego, paskudnego potwora paraliżującego swoją aparycją przeciwników. Białaskowi opadł kaptur, ukazując jego przerażoną twarz gdy Dwayne z Maxwellem zrobili z niego kanapkę. Obok tłucze się butelka, rozbita na głowie wysokiego murzyna. Krew cieknie mu z czoła, a on sam stoi w miejscu jakby resetował mu się mózg. Babylona chwyta dwóch czarnuchów, ciągnąc go pod ścianę, ale ten czuje jak coś strasznego się w nim budzi na widok czerwonej cieczy. Szepty które słyszy w podświadomości zmieniają się w ryki. Ciosem głową odpycha jednego oprawcę, a do drugiego podskakuje Lee wymierzając najcelniejszy lewy sierpowy w swoim nie-życiu. Bandyta zatacza się w tył i uderza głową o ścianę, padając zaraz na ziemię.
- Dwayne! – Ryczy Maxwell, odrywając się od swego – ciepłego jeszcze – posiłku. Lee odwraca się, akurat w porę by uratować się od wielkiego noża wbitego w kręgosłup. Miast tego, ostrze wbija się głęboko w jego splot słoneczny. Paraliżujący ból przenika ciało wampira, a ten instynktownie się... dusi? Jester rzuca się w przód, lecz cios wymierzony od innego gangstera zaskakuje go, i Mekhet traci równowagę - a wraz z nią grunt pod nogami.

Samolubny Maxwell dalej ucztował, woląc zaspokoić własne pragnienie niż pomóc tamtej dwójce. Oczywiście, gdy tylko skończy to włączy się do walki pełen siły i wigoru. Jeszcze tylko jeden łyk słodkiego nektaru... może dwa. Oczy drapieżcy obracają się nagle! Z ziemi podnosi się jeden z murzynów i krzycząc głośno zaczyna biec w kierunku ulicy.

Księżyc w pełni, hip-hopowy kawałek lecący gdzieś w tle i zimne powietrze bijące ich po twarzach obserwowały walkę głodnych bestii ze śmiertelnymi przestępcami.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Requiem] Taniec ze śmiercią

Post autor: BlindKitty »

Ziemia nagle znika spod nóg, ale Jester reaguje instynktownie - ramię nad głowę, lądowanie na przedramieniu, rzuca się w przód, przetacza i nagle znów stoi na nogach, o krok dalej. Ćwiczenia przynoszą efekt.
Ale coś wewnątrz rwie się do każdej kropli czerwonej cieczy jaka chlapie dookoła!
Ktoś ucieka. Świadek, ryzyko. Krew, krew, krew, zapach krwi. Gdyby nie ta kobietka, z której zdążył skorzystać, już dawno piłby krew któregoś z czarnuchów, wie o tym doskonale. Ale teraz to wypił pozwala myśleć choć odrobinę racjonalnie.
Więc świeży trup rzuca się za uciekającym, żeby ten nie ściągnął nikogo więcej do zaułka. Sprint, każdym włóknem umysłu próbuje zmusić ciało do większego wysiłku; nigdy nie uczył się naprawdę biegać, oby to co potrafi wystarczyło.
Rzuca się do przodu, wyciągając ręce przed siebie. Złapać uciekającego za uda! Wreszcie przydaje się na coś oglądanie rugby, taki chwyt zatrzyma każdego, a jak murzyn wyrżnie szczęką o glebę, to wystarczy złapać go za głowę i jeszcze ze dwa razy dla pewności walnąć nim o beton.

Life's not fair, but I break the rules, so I don't care.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [Wampir: Requiem] Taniec ze śmiercią

Post autor: MarcusdeBlack »

Maxwell
Najedzony szczur to sprytny szczur? Możliwe, ale nie w tym momencie. Andrew w ekstazie oglądał brudny zaułek, czuł się tak jak młody bóg. Nic go nie obchodziło, nawet ten cholerny mazgaj co się niedawno podniósł. Daleko nie pobiegł, jeden z wampirów rzucił się na niego z furią, który to był? Maxwella to nie obchodziło.
Siedział i wsłuchiwał się w płynący po jego ciele nektar życia.
Wstał i spojrzał na ciemne niebo i czuł się wreszcie kimś ważnym. Nieważne ciało, nieważny umysł. Ważna była tylko kreeeeew.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Wampir: Requiem] Taniec ze śmiercią

Post autor: Epyon »

Dwayne Lee

Ból?
Czy tylko mu się wydawało?

Ręką złapał nóż za rękojeść i po prostu wyrwał go ze swojego splotu słonecznego. Spodziewał się fontanny krwi, ale nic takiego nie miało miejsca. Rzucił się nożem na Cripsa i wbił mu go prosto w oko, co ostatecznie wyeliminowało go z gry. Następnie przeskoczył obok niego i wbił mu zęby w szyję spijając krew.

'Nareszcie'
Obrazek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Wampir: Requiem] Taniec ze śmiercią

Post autor: Seth »

- Och, Boże, Boże... – Skomlał śmiertelnik biegnąc wzdłuż ściany. Nie oglądał się za siebie. Błąd, który przypłacił życiem.

Jester ostrożnym krokiem wraca na miejsce walki, widząc swoich towarzyszy ucztujących na ludzkich przestępcach. Ciemna ciecz leje się po ich ubraniach, rozlewa się wszędzie naokoło. Spijają życiowe soki przeciwników z łapczywością z jaką pisklę pożera swoją pierwszą dżdżownicę. Babylon spogląda w górę, na ściany kamienicy. Wcześniej zapalone światła nagle zgasły, i mógł przysiąc że przynajmniej raz ktoś zerknął na burdę w przejściu.

Ktoś potrącił go, sprawiając że Mekhet instynktownie syknął. To Kinslay, idący w kierunku Maxwella. Wyciąga swoją chudą, trupią dłoń i odrywa pijawkę od ofiary.
- Puść go, kundlu. Jest już suchy. – Mówi wasz mentor chłodnym, beznamiętnym głosem. Wyglądał na znudzonego, jakby scena walki nie była dla niego niczym nowym. Widząc brutalną siłę z jaką Rupert poderwał Andrew, Daeva Dwayne bierze ostatni łyk krwi i zostawia zimne ciało śmiertelnika na ziemi. Starszy odwraca się ku ulicy, a blask księżyca oświetla jego przeraźliwie białą twarz. Wykrzywia ją w nienaturalnie szerokim, groteskowym uśmiechu.
- Proszę, proszę, prawdziwe z was bestie. Kto by pomyślał? – Zarechotał Kinslay, widząc jak Dwayne wyciera rękawami krew z twarzy a następnie lubieżnie je oblizuje. Lee zamarł, kierując na niego swoje oczy, w których malowały się uczucia przerażenia i fascynacji – a blask księżyca oświetlał jego trupie oblicze...

Musieliście stamtąd szybko odejść, i tak uczyniliście. Jak się okazało, Kinslay wiedział o grupie Westminster Crip Families którzy się tam znajdą tej nocy. Ciała ukryliście w kontenerze na śmieci, uprzednio wydrapując cegłą na pobliskiej ścianie inicjały wrogiego gangu. Dzięki wiedzy Jestera i częściowo Dwayne’a o półświatku, grupa młodych krwiopijców mogła uniknąć wielu niepotrzebnych kłopotów.

Spacerując po Westminsterze nocą, zatoczyliście kółko i z powrotem wylądowaliście na cmentarzu w którym nastąpiło wasze przebudzenie. Całą drogę Rupert milczał, a na każde pytanie dotyczące waszego stanu odmawiał odpowiedzi, twierdząc że na wszystko przyjdzie czas. Podczas gdy grupa spacerowała blisko ciemnych zaułków, z dala od przechodniów i samochodów, Andrew zmuszony był skradać się w ciemnościach. Gdy dotarliście na miejsce, minę miał co najmniej zirytowaną, myśląc zapewne że nie usłyszał jakiegoś ważnego zdania, które zaspokoiłoby jego ciekawość.

Gęsta mgła unosiła się pomiędzy kryptami i nagrobkami, i tylko otaczające cmentarz światła miasta stanowiły naturalne drogowskazy. Ziemia była wilgotna, a powietrze chłodne. Zatrzymaliście się przy największej, i prawdopodobnie najstarszej z krypt.
- Wampiryzm to coś, co musicie poznać żeby być w stanie zachować resztki waszego Ja. Im bardziej będziecie pozwalać by głód przejął kontrolę nad waszymi czynami, czy furia przyćmiewała rozum... tym bardziej zatracicie się w bestii, którą się staliście. Pomyślcie nad tym czego się dzisiaj nauczyliście, i wyciągnijcie właściwie wnioski. – Rupert zaczął mówić niespodziewanie, i żaden z was nie ważył się mu przerwać. Wydawał się wam dziwnie magiczny, jakbyście spotkali jednorożca. Wampir wyjął wielki klucz w kształcie czaszki z kieszeni płaszcza i otworzył kryptę, zapraszając grupę do środka.
- Spotkamy się następnej nocy.

Londyn, City of Westminster, noc z 15 na 16 października 2004 roku.

Obrazy poprzedniej nocy migotały ci przed oczyma podczas snu. Morderstwa z premedytacją, atakowanie nie tylko po to by zabić człowieka, ale również by pożywiać się jego krwią. Płynność ciosów, ich siła, uparta walka aż do zamierzonego skutku. Pełne strachu twarze śmiertelników i głodne spojrzenia twoje i twoich towarzyszy. Nie myślałeś wtedy o tym kim byli ci ludzie, jaką mieli historię, jakich znajomych i jakie rodziny – łaknienie krwi musiało zostać zaspokojone. Coś się w tobie budziło, coś co nawet ciebie wpędzało w obłęd. To wszystko działo się tak szybko. Przemieniony w wampira, marzenie każdego spragnionego przygody człowieka, tymczasem ty nie znalazłeś nawet chwili na ekscytację nowym nie-życiem. Szepty narastają, czujesz znajomy głód. Znowu będziesz musiał zabić. I nie możesz się doczekać. Niech te szepty wreszcie umilkną! Zaraz! Trzeba ugasić pragnienie! Teraz to już nie są szepty, teraz to ryk! To ty ryczysz na całe gardło!

Oczy otwierają się gwałtownie, ludzkim odruchem bierzesz łyk powietrza. Przekręcasz głowę w bok. Choć ciemność ogarniała kryptę, czułeś obecność dwójki twoich kamratów. Wilgoć przepełniała powietrze, a po zakurzonej podłodze biegał szczur. Z początku myślałeś że to niedawno zaszło słońce, ale zaraz coś innego nawiedziło twoje myśli. Wyczuwałeś coś, czego nie potrafiłeś nazwać... obecność czegoś, co sprawiało że twoje zmysły wyostrzały się, przygotowując na niebezpieczeństwo.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Requiem] Taniec ze śmiercią

Post autor: BlindKitty »

Wyszczerzył zęby, podnosząc głową. Obudził go ryk któregoś z towarzyszy, głodnych i zdenerwowanych. Miał ochotę warknąć na nich, żeby się zamknęli... Ale zrezygnował.
Sam też był piekielnie głodny.
I na dodatek coś było nie tak, choć Jester na początku nie potrafił powiedzieć co. Wstał, próbując przebić wzrokiem otaczające ich ciemności i wsłuchując się we wszelkie dźwięki. Zacisnął dłonie w pięści, choć wiedział że ich nie użyje - irracjonalny strach przed połamaniem palców był silniejszy od każdego innego uczucia. Szczur na podłodze. Ha, chłopaki będą miały wyżerkę. Grymas na jego twarzy zapewne mógłby przypomniać uśmiech, gdyby mocno się uprzeć...
Ruszył w stronę wejścia. Ktoś pewnie czeka po drugiej stronie. Oby po drugiej stronie.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [Wampir: Requiem] Taniec ze śmiercią

Post autor: MarcusdeBlack »

Delikatne syknięcie i deszcz karmazynowych kropel. Błogi stan, błogi smak. Ciemność.

Maxwell zaryczał obłędnie nie mogąc znieść chaotycznych pisków i szeptów, miał dosyć tego! Otworzył oczy czując na sobie wzrok podstępnych ścian. Ni był tu sam, o nie. Widział sylwetki podobnym jemu, ale wcale, a wcale ich nie poznawał. Zresztą jego uwagę od otaczającego go świata skutecznie odwrócił narastający głód. Głód? Nadal był nie nasycony, ciągle chciał więcej, ale...
Coś tu nie grało, nie chodziło wcale o tych 'innych', którzy dochodzili do siebie równie słabo jak on sam. Nie. Coś czaiło się w mroku, gotowe bez żadnego problemu pozbyć się nowo powstałego Nosferatu. Cisza zdawała się negować fakt niebezpieczeństwa, ale to była jedynie słodka iluzja.

Wampir czekał w milczeniu, słuchając szczurzych popiskiwań. Miał ochotę złapać jednego i wycisnąć jak cytrynę...
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Wampir: Requiem] Taniec ze śmiercią

Post autor: Seth »

Jedna sekunda, druga. Piąta, szósta. Sekundy mijały niczym krople krwi powoli wyciekające ze świeżych zwłok. Ciemność, choć naturalna dla krypty wydawała się czymś magicznym, zesłanym by osłonić potwory nocy przed wzrokiem żywych. W powietrzu zaczął się unosić duszący zapach kurzu, poruszonego przez nieporadne kroki Jestera. Doszedł do wyjścia, przykładając ucho do wrót. Nawet nie wzdrygnął się gdy poczuł obok poruszenie. Jedynie drapieżne oczy błyskawicznie się poruszyły, spostrzegając Dwayne’a – równie gotowego na niebezpieczeństwa jak i on.

Klik. Ktoś naciska na klamkę, i nim któryś z wampirów jest w stanie zareagować...
- Spaliście dobrze, pisklaki?

Godzinę później.

- Kurewsko piękny widok! – Wykrzyknął Kinslay, rozkładając ręce na boki i podnosząc głowę do góry. Wiatr trzaskał jego białym płaszczem i rozwiewał włosy w chaotyczną masę. Stał on na krawędzi dachu wielkiego wieżowca korporacji Sony. Dostanie się tu w całej grupie wymagało lekkiego wysiłku i ciągłego uśmiechania się do ochroniarzy i recepcjonistek. Za każdym razem gdy któryś z cieciów chciał przeszukać olbrzymią torbę podróżną, Rupert Kinslay uśmiechał się do niego tajemniczo, po czym śmiertelnik ledwo pamiętał jak ma na imię. W torbie, oczywiście, podróżował Maxwell. Nie wiedzieć czemu, wasz mentor chciał abyście udali się tej nocy na ten, jeden z najwyższych szczytów Londynu.
- Jedno zdjęcie twego paskudnego ryja trafi do Internetu, i cała rasa wampirów dostanie po dupie. – Dwayne wydawał się być dalej upojony krwią, nie dając po sobie ani trochę poznać jego szoku nową sytuacją w jakiej znalazł się każdy z młodych krwiopijców.

Księżyc wyglądał niczym z bajki, otoczony gwieździstymi punkcikami skutecznie przysłanianymi przez zadymione niebo metropolii. Rupert podszedł do grupy, której członkowie zdawali się cierpieć z głodu. Ludzkie kolory już całkowicie opuściły twarze Jestera, Dwayne’a i Andrew zostawiając trupio-blade odcienie w swoim miejscu. Starszy krwiopijca spojrzał po trójce swoich uczniów pustym, obojętnym wzrokiem. Skórzana kurtka pana Lee była podarta już w kilku miejscach, ubranie Babylona poplamione było krwią, a Maxwell... śmierdział nieczystościami.
- Wy paskudne sukinsyny. – Zaśmiał się Kinslay, odsłaniając idealnie białe kły. Adresaci tego zdania milczeli, rzucając liderowi głodne, rozwścieczone spojrzenia. Tymczasem on sam odszedł kawałek i gestem ręki przywołał resztę. Po drugiej stronie od wejścia na dach leżała torba, podobna do tej którą przybył tu Nosferatu. Rupert skrzyżował ręce na piersi i ruchem głowy nakazał by drużyna zapoznała się z dostarczonym ekwipunkiem.

Gdzieś na dole zabrzmiały odgłosy syren.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [Wampir: Requiem] Taniec ze śmiercią

Post autor: MarcusdeBlack »

Maxwell

The night is still
and the frost it bites my face
I wear my silence like a mask
and murmur like a ghost
Trick or Treat
Trick or Treat


Spojrzał wymownie na Kinslaya i zamruczał coś niezrozumiale. Widać było że coraz bardziej nie podobało mu się to gówno. Ze szczytu spadł na same dno, ciągłe upokorzenia, ciągłe upokorzenia...
Wygramoli się do końca z torby, czy raczej worka, warto zaznaczyć że śmierdzącego worka i podszedł do zawiniątka, które był 'dla' niego. Zawartość nie wyglądała zachęcająco. Oprócz kilku przydatnych rzeczy, liny i jakichś szmat, nic innego tam nie znalazł. Wampir nie mógł uwierzyć że tylko po to ich tu przytargał, choć dokładnie to tylko Nosferatu był 'przytargany', ale Andrew widział to trochę inaczej. Spojrzał na biały garnitur mentora i na to co On miał nosić. Szara bluza z kapturem, czarny podkoszulek i jakieś wytarte spodnie, bodajże z sztruksu. I on to miał nosić!? W torbie była jeszcze para wyświechtanych czarno-czerwonych 'adidasów', bynajmniej firmy Adidas.
- I to.. - zaczął ostro, ale we wzroku starszego wampira, było coś takiego że od razu zmienił ton. - I to mam włożyć na siebie? Teraz? - spytał pokornie, lecz jadowicie.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Requiem] Taniec ze śmiercią

Post autor: BlindKitty »

Uważnie przyglądał się Kinslayowi w czasie ich dość upierdliwej podróży w górę. Koleś potrafił wiele, zdecydowanie więcej, niż powinien, żeby Jester czuł się bezpiecznie.
Czy potrafi sprawić żebym i ja stracił pamięć? A jeśli tak... To czego już nie pamiętam? I co jeszcze zapomnę?

W końcu jednak dotarli na dach. Z gardła wampira odruchowo wyrwał się długi, upiorny, straszliwy śmiech. Już czuł że uwielbia to miejsce. I pewnie jeszcze nie raz i nie dwa zdarzy mu się trafić na najwyższe szczyty Londynu.
No bo co tu wiele mówić... Zaczynał się przyzwyczajać.
Kinslay pokazał im torbę, Jester z ciekawością podszedł więc do niej. Starał się opanowywać głód, nakładać mu jakieś ograniczenia. Miał wrażenie że taki trening z czasem się przyda. W końcu, gdyby w głodzie rzucał się na wszystko, co żyje, na pewno szybko skończyłoby się to tragedią. Jego tragedią.
W torbie była wielka lina, czarna tuba na mapy z ciemnoczerwoną obwódką i ciuchy. Babylon przyjrzał się temu co miał na sobie i bez dłuższych deliberacji zrzucił swoją starą, wyświechtaną, burą marynarkę i resztę niepasujących do niej, choć równie zniszczonych ciuchów - i wciągnął ciemnoszare bokserki, które jako jedyne w zestawie wyglądały na nowe, poliestrową, czarną koszulę z olbrzymimi, płonącymi czaszkami z przodu i z tyłu, nieco wytarte, czarne dżinsy i luźną, rozpinaną, szarą bluzę ze znaczkiem jakiejś akcji o przeciwdziałaniu bezdomności czy czemuś tam.
Pomachał tubą, trzymając ją przy uchu, jak dzieciak, chcący na słuch dowiedzieć się, jaki dostał prezent. Coś stukało w środku, choć cicho, otworzył więc i z wyrazem dziecięcego zachwytu na twarzy wydobył katanę z wygrawerowanym na ostrzu napisem.
- Nie wiem o co ci chodzi, Maxwell, mi tam nasze nowe ciuchy nawet odpowiadają - stwierdził, chowając miecz. Oczy błyszczały mu z podniecenia, jakby chciał natychmiast go przetestować...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Wampir: Requiem] Taniec ze śmiercią

Post autor: Seth »

- Mam dla was zadanie. Potraktujcie to jako trening, pisklaki i nie lekceważcie sobie niebezpieczeństwa. – Zaczął Kinslay, swoim obojętnym, beznamiętnym tonem. Poświata księżyca padała na jego twarz, nadając jej trupich kolorów.
- Póki Książe nie zdecyduje inaczej, będziecie moimi asystentami. A zajmuję się utrzymywaniem Maskarady... czy któryś z was, nędzne pachołki, wie już do czego zmierzam? – Milczeli, jedynie Dwayne podniósł rękę.
- Coś tam jest... coś, co zagraża tajemnicy wampirów. I chcesz żebyśmy to odzyskali. – Na te słowa mentor wyszczerzył kły. Dziwne uczucie graniczące z wściekłością i strachem zalało wasze umysły.
- Jednak nie jesteś zupełnie bezużyteczny. Owszem, cztery piętra niżej znajduje się pokój z czarną teczką, na której jest kartka z pewnym nazwiskiem. Moim nazwiskiem. Zawartość teczki jest nieistotna, wy musicie ją tylko odzy-.
- Nie mogliśmy tam po prostu wejść w drodze tutaj? – Przerwał starszemu Lee. Ten spojrzał się na niego jak na upośledzonego, po czym roześmiał się teatralnie.
- Nie, imbecylu. Jak zaznaczyłem, jest to trening. Poza tym, chcę żeby wyglądało to na włamanie. Dlatego użyjecie liny i „otworzycie” jedno z okien aby tam wejść. Weźcie sobie jakieś fanty na pamiątkę, porozwalajcie papiery, potłuczcie coś. O tej godzinie całe piętro powinno być opustoszałe, więc nawet takie wypierdki jak wy dadzą sobie radę.

Andrew rzucił spojrzenie ku linie. Nie wyglądała na stabilną, a z doświadczenia wiedział że szyby w takim wieżowcu jak ten nie będzie łatwo wybić. Miał także dziwne przeczucie że hałas ściągnie ochronę, a plan ucieczki obejmowałby zwiedzenie wszystkich kilkudziesięciu pięter wieżowca. Jester milczał, choć w jego martwych oczach tliła się iskra podekscytowania. Biedny kretyn, zdawał się cieszyć faktem zesłania na pewne unicestwienie... w razie porażki.
- Nie uważasz że to lekka przesada, wysyłać nas na taką misję? Czemu sam tego nie zrobisz? – Męczył pytaniami Dwayne, przykucając przy torbie i przebierając w ubraniach.
- Och, nie martwcie się. Jeśli nie podołacie, ktoś będzie musiał posprzątać cały bałagan. Jednak nie myślcie że puszczam was bez waszych nadnaturalnych umiejętności! – Zakpił wampir, bawiąc się swoimi białymi włosami, targanymi przez chłodny wicher.
- Kiedykolwiek tego zapragniecie, skupcie swoje zmysły. Poczujcie siłę waszej krwi, miast oddawać się zewowi głodu, spróbujcie ujarzmić kryjącą się w was potęgę. Vitae niesie moc, wystarczy tylko odrobina silnej woli by ją uzewnętrznić. Wasze muskuły, wasz umysł – wszystko czego wampirza krew może dotknąć będzie przez nią przepełnione tą potęgą.

Znowu nastało milczenie, przerywane jedynie wyciem syren gdzieś na dole przepaści. Spojrzeliście po sobie, nie wiedząc co myśleć. I gdy odwróciliście wzrok ku miejscu, gdzie przed chwilą stał wasz mentor... jego już nie było. Nastał czas by działać.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [Wampir: Requiem] Taniec ze śmiercią

Post autor: MarcusdeBlack »

Maxwell

Słuchał i słuchał, a nic nie rozumiał. To znaczy rozumiał słowa i to co przedstawiały, ale nie sens. To było bezsensu, już lepiej jakby ich od razu zabił. "Zabił", śmiechu warte, to już im nie zagrażało, w końcu JUŻ nie żyli. Martwe wyświechtane kukiełki, a przynajmniej jedna z nich.

Nossie niechętnie począł się przebierac w 'cudowne' ubrania zostawione im przez 'mistrza'. Ale co innego mu pozostawało zrobić po zniknięciu wyżej wymienionego? No, co? Usłuchać i wykonać. Ex-prawnik zaczynał przyjmować do wiadomości że nie jest już grubą rybą, stał się płotką, choć określenie nie-marunistyczne było lepsze, szczur. Tak, był szczurem. Cholernym, wadliwym roznosicielem brudów i chorób! Na wszystkie świętości!

Andrew zazgrzytał niesmacznie zębami, lub raczej krzywymi popękanymi kłami, śmiejącymi nazywać się zębami. Stał ubrany w jakieś gówniane ciuchy, odruchowo zmniejszył kaptur, zasłaniając na tyle ile to możliwe twarz, pysk, ale nie na tyle by nic nie widzieć. Jego oczy niezdrowo łypały na wszystko. Był zły, znowu. Tak trudno było zapomnieć. Tak trudno było się z tym wszystkim pogodzić. Miał ochotę wyjść tą samą drogą, która tu weszli, zabijając przy tym każdy worek mięsa na jaki by trafił. Może by się udało, nie mogło być tu wielu ludzi, ale...Kamery, zdjęcia i cholera wie co tam jeszcze zarejestrowałoby to i jego. A wampiry chronią swego sekretu "Utrzymanie Maskarady", długo by się nie ukrył. Zresztą gdzie i po co?
Po nic.

- Róbmy co mamy zrobić. - mruknął zajmując się liną. - Normalnie szyby nie wyp******my, bo włączy się alarm i po przeklętej maskaradzie. - gadał spokojnie i ponuro, jak nie on. - Potrzeba 'finezji'. - dodał akcentując ostatnie słowo, specjalnie dla Dwayne'a. Nie czekając na komentarz poszukał miejsca gdzie mógłby przymocować linę, tak by zdołał opuścić się na odpowiednią wysokość. Przy okazji wychylił się za krawędź dachu, a nuż jakieś okno jest otwarte, a jeśli nie...miał 'prezenty' od 'mistrza'
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Requiem] Taniec ze śmiercią

Post autor: BlindKitty »

Jester słuchał uważnie, przechylając głowę na bok i wpatrując się w Kinslaya zaciekawionym wzrokiem. Kiedy ten skończył, podszedł do krawędzi i spojrzał w dół, z równie autentycznym zainteresowaniem. Swiat wydawał się bardziej interesujący, odkąd... Odkąd się zmienił.

Pomógł Maxwellowi przywiązać gdzieś linę - na ogół na dachach nie ma z tym trudności - i poczekał, aż ten opuści się w dół. W sumie sam wolałby zejść na dół i wejść do pokoju, zwyczajnie wysadzając czy wykopując drzwi, potem ukraść co tylko trzeba ukraść i uciec przez okno, tamtędy wyrzucając linę. A przy okazji demolując i kradnąc co wpadnie w ręce, żeby upozorować napadan w celu odzyskania czegoś zupełnie innego, niż karteczka z nazwiskiem.

Skąd w ogóle to gówno w wieżowcu zwykłej firmy?

- I jak, brzydalu? Widzisz tam coś sensownego?
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Wampir: Requiem] Taniec ze śmiercią

Post autor: Seth »

Wiatr bił w twoje policzki. Obwiązując się szczelnie liną czułeś że jedynie malutki krok dzieli cię od olbrzymiej przepaści. Stojąc na malutkim murku stanowiącym granicę dachu, spojrzałeś w dół. Coś ścisnęło cię w żołądku, widząc setki, tysiące małych, kolorowych kropek poruszających się nieustannie tam na dole. Strach? Nie, to coś innego. Kogoś kto przezwyciężył śmierć trudno jest wystraszyć. Zachwiałeś się, spoglądając gwałtownie za siebie. To co cię ogarniało, to lęk przed przerwaniem pięknej pieśni nieśmiertelności... nim byłeś jej w stanie dobrze zasmakować.
- Ja idę drugi, Jester. Mam nadzieję że umiesz wiązać liny, harcerzyku. – Syknął Dwayne, kończący się ubierać. Jego ubiór nie był bardzo gustowny, co musiało ranić jego narcystyczne ego. Stare, niebieskie dresowe spodnie z podrobionym znakiem marki tworzyły wyjątkowo niedopasowaną mieszankę z brązowym swetrem z wizerunkiem Świętego Mikołaja.

Cel znajdował się cztery piętra niżej. Wydawało się niewiele, ale liny mogło nie starczyć. Wyglądała też na starą i zużytą, więc jakiekolwiek gwałtowne ruchy byłyby nie wskazane. Obserwując dalej, Maxwell zauważył że okna były wielkości przeciętnego człowieka, zarówno wszerz jak i wzdłuż. Z zewnątrz nie dało się ich otworzyć... z podobnych szkieł zbudowana była siedziba kancelarii jego ojca. Jednak w zestawie wytrychów który otrzymał od Kinslaya odkrył też mały nożyk, idealny do cięcia szkła. Resztę trzeba będzie improwizować. Nie ma to jak spontaniczne włamania.

Bardzo prawdopodobne że lina zdoła wytrzymać ciężar jedynie jednej osoby na raz. Andrew czuł dziwne swędzenie z tyłu głowy, jakby skądś znał to miejsce, ale malujący się pod nim krajobraz nocnego Westminsteru skutecznie go rozpraszał. Dwayne spojrzał się na Jestera, widocznie nie wiedząc co ma robić. A Jester? Jester nie miał na kogo spojrzeć.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [Wampir: Requiem] Taniec ze śmiercią

Post autor: MarcusdeBlack »

Maxwell

- K****! - zaklął pod nosem, nieporadnie wiążąc linę. Zbyt cienką by zapewniała bezpieczeństwo, zbyt grubą by zapewniała wygodę. Czego się spodziewał? Że będzie fajnie od początku? Że najpierw pójdzie jeden z nich spadnie, pozostała dwójka się pośmieje i pójdą sobie do domciu?
Nie.
Spodziewał się...Większego dramatyzmu. Nie jakiś zwykły rabunek robiący za przykrywkę dla misji o jakąś "Maaaaskaaaaradę". To było nawet komiczne, gdyby nie była tak tragiczne. Pognębiony brzydal myślący o czymś na wzór estetyki nie-życia. Też coś!

Zryw, wampir był coraz niżej. Zryw, wampir był coraz bliżej. Zryw, wampir tańczył na linie.

- Do cholery! Trzymaj tę linę normalnie bydlaku! - warknął na Dwayne'a, który z uśmiechem kiwał lekko starą liną. - Słyszysz mnie! - nossie syczał gniewnie. Nie mógł pozwolić sobie na orzeźwiający krzyk, na wydarcie się na tego bałwana. Szkoda, na pewno by się lepiej poczuł. O wiele lepiej.
- Nie panikuj gargulku. - Deava odparł niewinnie i wzruszył ramionami. Andrew czuł że jeśli coś się nie uda, to przez tego gościa.
Wziął w pazury 'narzędzia' od 'mentora' i sięgnął po nożyk. Ostrze miał gładkie i pokryte chyba cienką warstwą diamentowej powłoczki, wystarczająca by ciąć szyby. Musnął nim po szkle i zaraz przyparł do szyby. Nie wiele widział, ale skoro nic się nie ruszało wewnątrz (i było ciemno), uznał że droga wolna.
- Nie wiele. Pusty pokój. - rzucił szkliwie do Jestera. W sumie tak naprawdę nie wiedział na które piętro patrzy. Wolał sobie tym nie zaprzątać głowy, niech ta dwójka myśli nad takimi szczegółami. Zresztą niżej już nie dało się opuścić sznura. Sznura i szczura, zabawna myśl!
Pyknął ostrzem jeszcze raz w szybę, przyłożył do niej wolną rękę i przejechał nożykiem formując okrąg (tak po prawdzie to trochę jajowaty, ale nieważne). Cięcia poszły gładko, powinien jeszcze prysnąć na to ciekłym azotem, by z łatwością dało się szybę wypchnąć. No i brakowało przyssawek. Mógł co prawda pchnąć szkło już wtedy, ale zapewne skończyłoby się stłuczonym szkłem.
Ale czy miał wybór? Oczywiście że nie. Zrobił więc to co było nierozsądne i zaraz przy akompaniamencie szkła, znalazł się w budynku. Rozejrzał się po pomieszczeniu i czekał na Mekheta i Deavę.
Czuł kłopoty.
Ostatnio zmieniony piątek, 8 stycznia 2010, 15:02 przez MarcusdeBlack, łącznie zmieniany 1 raz.
Zablokowany