[Autorski-Apo] Sunrise

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

[Autorski-Apo] Sunrise

Post autor: Szasza »

Rozdział pierwszy:
Nieznane
Nie był wytworem światów i słońc, które świecą w teleskopach i na
fotograficznych płytach naszych obserwatoriów. Nie był to powiew
niebios, których ruchy i wymiary nasi astronomowie obliczają albo
też uważają, że są zbyt nieogarnione, aby je można było obliczyć.
Był to po prostu kolor z przestworzy [...]
H.P.Lovecraft - "Kolor z przestworzy"

Nowy York - Manhattan
2.12.2009r
15.36 czasu miejscowego


Nagminne ostatnimi czasy problemy z internetem i wszelkimi bazami danych, spowodowane nieprzebranym naporem danych, mrówczo tworzonym przez niespokojną ludzką masę, zmusiły lwią część Nowojorczyków do osobistego uregulowania rachunków. Sprawa, choć nie tak dawno temu- jeszcze na porządku dziennym, dziś doprowadzała rozpieszczonych luksusem internetowych płatności i pewnych przelewów bankowych ludzi do szewskiej pasji.
W takiej właśnie sprawie do jednego z bezimiennych biurowców na Manhattanie wybrało się pokaźne stadko petentów, a wśród niego czterech, zupełnie obcych sobie mężczyzn. Chociaż, mogli tytułować się wyjątkowymi, to powody ich przybycia były równie prozaiczne, co tych wszystkich bliźniaczo podobnych agentów ubezpieczeniowych, robotników, kobiet, których wygląd nie zachęcał do wyłażenia ze skóry w nadziei na numer telefonu i wszystkich innych, osób, które w ich wizji świata były co najwyżej "czwartoplanowe".
Dzień rozpoczął się już dawno i zrobił to nieszczególnie widowiskowo. Ot. Wycie budzika, jeszcze przed wschodem słońca, poranna toaleta i wyjście do urzędu. Przedarcie się przez miejską dżunglę. Potem stanie w ciągnących się w nieskończoność kolejkach przy akompaniamencie narzekań i kakofonii syren policyjnych, strażackich, bądź należących do pogotowia ratowniczego, która przez ostatnie dni nie cichła na ulicy.
Ludzie o słabych łokciach i silnej empatii mogli obejrzeć wschód słońca, południe i wciąż móc doczekać się jego zachodu.
Mieliście nieliche szczęście. Chociaż przekroczyliście progi urzędu około dziesiątej, co narażało was na kpiny ze strony najwytrwalszych kolejkowiczów, to uwinęliście się bardzo sprawnie. Zwiedziliście większość pięter biurowca i mieliście okazję ujrzeć wszelkie wariacje na temat archetypu wnerwionego urzędnika o przekrwionych oczach, aż w końcu odgłos czterech prawie jednocześnie opadających pieczątek, odprawił was z biurokratycznego piekła do... no cóż, każdy widział koniec swojej tułaczki gdzie indziej.
Jednocześnie weszliście do windy. Wskazówka była na czternastce. Wraz, z obniżaniem się wskazywanej wartości, przez oświetlane jedną lampką, chłodne, surowe wnętrze windy przewijały się kolejne twarze. Fakt, że wasza obecność pozostawała niezmienna, wyrażał więcej, niż słowa. Chociaż się nie znaliście i woleliście nie poznawać, wiedzieliście, że każdy z waszej czwórki jest szczęśliwcem, który w końcu opuścił to kłębowisko frustracji. Wasze usta zdobyły się na cień uśmiechu. Ot, prosta ludzka reakcja na współdzielone szczęście. Jedyną nie uśmiechającą się osobą, był gruby, starszy jegomość w brzydkiej, niebieskiej marynarce. Jego cięzkie sapanie zagłuszało bezpłciową muzykę, lejącą się z windowego głośnika, a zapach jego potu, zagłuszał wszelkie inne zapachy. Trzymał teczkę i nosił grube okulary, co w połączeniu z tuszą wskazywało na pracę przy biurku.
Zjeżdżaliście, być może układając plan zagadania i wspólnego umówienia się na piwo, aż nagle, pomiędzy wskaźnikową szóstką, a piątką stało się coś nieoczekiwanego. Wszystkie urządzenia elektryczne zwariowały. Wskaźnik windy wystrzelił, lampa rozbłysła oślepiającym blaskiem, telefony komórkowe i odtwarzacze mp3/4 w waszych kieszeniach nagrzały się do co najmniej niekomfortowej temperatury. Starszy mężczyzna wrzasnął z bólu, po czym złapał się za pierś, skulił się targany konwulsjami. Pluł krwią, i rzęził przez chwilę, by w końcu wyzionąć ducha. Chwilę później zgasło jedyne światło, a szarpnięcie oznajmiło, że winda zatrzymała się nadprogramowo.
Staliście w ciemnym, ciasnym pomieszczeniu, zawieszonym kilkanaście metrów nad z podłożem, mając trupa u stóp. Sytuacja prosiła się o natychmiastowe działanie.
Obrazek
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: [Autorski-Apo] Sunrise

Post autor: Blue Spirit »

Obrazek

George Skyblade
Wszystko się zmienia. Nadchodzi noc i nadchodzi dzień. Nadchodzi słońce i nadchodzi deszcz. Pory roku mijają, zastępują je nowe, lecz krąg cały czas się zaciska. Wobec nas. Człowieka. Słuchajmy słów Bożych i bierzmy z nich naukę. Tak uczył mnie On i tak ja nauczę słuchać go Was. Oto ja jestem nowym Dawcą Słowa - tu Skyblade przerwał podnosząc strzelbę. Tłum zaszemrał, tysiące wiernych wymieniło niepokojące spojrzenia między sobą. - I powiadam wam... - oparł strzelbę o ramię - Że odtąt rozwalę każdego jebanego sukinsyna który spróbuje przeciwstawić się nauce Boga.
Tłum zaszmerał ponownie.
- Well... Amen to that - rzekł i zeskoczył z podium zabierając biblię i kielich z niedopitym winem.
Gdy wszedł na parafię, cisnął naczynie razem z biblią gdzieś w kąt i podszedł do biurka. Łyknął tęgo ze stojącej tam butelki jasnego wina, zakasłał i splunął za siebie.
Wciąż widział ten obraz. Dom kuzynów, nieświadome dzieci, mąż okrutnik i skatowana Sophie... Sophie...
Spojrzał na swoje poorane zmarszczkami dłonie. Kochał się w Sophie, kochał się od zawsze. A ona poszła... z tym brutalem, pijakiem, Clintem Huggiem. Ile by dał by rozwalić go jeszcze raz... albo jeszcze dwa razy...
Wypowiedział wojnę. George Skyblade. Wojnę złu. Głosił słowo boże rozwalając wszystkich skurwysynów w mieście. Jak dawniej... Gdy był jeszcze młody. Tylko że wtedy polował na kaczki. Nie na ludzi...


***

George stał w windzie i przyglądał się ponuro swoim przypadkowym, jak mu się zdawało, towarzyszom "podróży". Jego oczy łypały na każdego z osobna by w końcu zatrzymać się na tłustym, ubranym w diablo niemodną i obleśną niebieską marynarkę. Zmierzył go wzrokiem. Mocniej ścisnął biblię którą trzymał w dłoniach. Zauważył jak rozbiegany wzrok tłuściocha spoczął na jego licznych bransoletach na lewym nadgarstku. George był fanem bransolet. Zwykle takich jakie nosi się w afryce. Kły, takie tam. Ostatnio zresztą nie miał dużo czasu na rozrywki bądź przyjemności. Uśmiechnął się lekko, mięśnie twarzy ledwo odpowiedziały na wezwanie, uniosły się odsłaniając w miarę czyste zęby.
Były kaznodzieja z roztargnieniem poprawił kapelusz z małym rondem, modny gdzieś w 76', i wyciągnął paczkę papierosów z wewnętrznej kieszeni starej, tweedowej marynarki. Po chwili jednak, spostrzegł zakaz powieszony na sąsiedniej ścianie. Żadnego ognia. Z grymasem na ustach schował papierosy z powrotem.
Tłusty najwyraźniej źle się tu czuł, pocił się. George obserwował go z mieszaniną frustracji i współczucia, ale po chwili ich miejsce zajęło zupełnie inne uczucie: nagłe zaniepokojenie.
Winda stanęła. Pogasły światła, tłuścioch wydał z siebie krótki kwik i padł martwy. Komórka Skyblade'a oszalała, rozgrzała się, można by powiedzieć - do czerwoności, i wyłączyła; co zasygnalizowała krótkim motywem z 300. Zapadła ciemność.
George chrząknął lekko dając pozostałym znak gdzie się znajduje
- Myślę, panowie - powiedział nieco ochrypłym głosem - że wpadliśmy w niezłe gówno.
Zastanowił się trochę czy nie użyć zapalniczki i nie rozświetlić trochę ciemności, mimo zakazu.
- Co wy na to żebym zapalił zapalniczkę? - zadał pytanie w ciemność i poczekał na odpowiedź z dłonią w kieszeni.

Jeśli ktoś chcesz, jestem chętny na dialog.
Aha - Szasza, fajny wstęp. Ciekawy ;)
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
Bielik
Mat
Mat
Posty: 594
Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
Numer GG: 5800256
Lokalizacja: GOP

Re: [Autorski-Apo] Sunrise

Post autor: Bielik »

David Evans

Taak... Nareszcie. Nie mam całego dnia na wystawanie w kolejkach - pomyślał David słysząc upragniony odgłos pieczętowania jakiegoś kolejnego bezwartościowego papierka, który zapewniał mu cudownie wolny dzień. Okazało się, że nie jest jedynym sczęśliwcem, którego biurokratyczne męki skończyły się w tej chwili. Cała czwórka szczęśliwców ruszyła w stronę windy, która miała być ostatnim etapem ich wizyty w biurowcu. Charakterystyczny odgłos podjeżdżającej kabiny wywołał na twarzy Davida lekki uśmiech. Niezwłocznie po otwarciu się drzwi zajął miejsce w rogu. Chwilę później winda ruszyła w dół. Mimochodem zauważył, że na twarzach pozostałych trzech osób widać było wyraz ulgi po zakończeniu tego uciążliwego zajęcia. Powoli mijał czas i kolejne piętra, aż wkońcu zamknęły się drzwi po dotarciu na szóste piętro.
Delikatne szarpnięcie i winda jedzie w dół. Wskazówka leniwie wędróje w stronę piątki. Gdy nagle w połowie swej drogi... Szarpnięcie... Winda się zatrzymuje, a światło gaśnie. Mężczyzna w marynarce pada i zaczyna rzęzić i...
-Aaa... Cholera moja noga! - powiedział z irytacją wyrywając za smycz z kieszeni telefon który dziwnym sposobem stał się gorący.
- Co wy na to żebym zapalił zapalniczkę? - po chwili padło z ciemności.
Taak. Przydało by się trochę światła. Ten koleś w marynarce... Trzeba mu pomóc. A na ślepo nic nie zrobimy - rzucił w stronę z której napłynął głos.
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"
necron1501
Mat
Mat
Posty: 448
Rejestracja: poniedziałek, 4 lutego 2008, 17:42
Numer GG: 10328396

Re: [Autorski-Apo] Sunrise

Post autor: necron1501 »

Alexander Kirislev

Z radością opuścił kolejkę, i halę na której przyjmowali ludzi. Nienawidził tłoku. Odgarnął włosy z oczu i skierował swe kroki do windy. Zauważył że jest jeszcze 3 innych szczęśliwców opuszczających kolejkę i to miejsce. Winda przyjechał w sposób dość cichy, wpuszczając pasażerów. Spokojnie przejeżdża kolejne piętra gdy między 6 a 5, zatrzymuje się i pada światło. grubszy meżczyzna w niebieskiej marynarce pocił się obficie i nagle padł.
Z rogu padło pytanie:- Co wy na to żebym zapalił zapalniczkę?- i zaraz potem odpowiedź z przeciwnego rogu:
-Taak. Przydało by się trochę światła. Ten koleś w marynarce... Trzeba mu pomóc. A na ślepo nic nie zrobimy -
-Jeśli byś mógł to zapal, przyda się trochę światła-rzucił w ciemność. "Zawał czy klaustrofobia? Ale taki człowiek nie powinien jeździć windą!"
ObrazekObrazek
ObrazekObrazek
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [Autorski-Apo] Sunrise

Post autor: MarcusdeBlack »

Obrazek
Jack Reynolds

Biedny Jackie, nie miała żadnej roboty od czasu gdy zaczęło się to szaleństwo, co za tym idzie nie miał czym zapłacić Rachel za czynsz. Już drugi miesiąc. Nie żeby 'ona' nie miała kasy, ale taki był w końcu układ.
Leżąc na łóżku, marzył o jeszcze kilku chwilach snu, ale rytmiczne PIPI-PIPI! robiło wszystko by mu na to nie pozwolić. Zdecydowanie nie był to budzik, tylko mała czarna komórka, sadystycznie położona obok jego głowy. Bez entuzjazmu chwycił za telefon i mimowolnie się podniósł do pozycji półleżącej.
- Słucham.. - mruknął ospale, ale silny acz melodyjny głos przywrócił go natychmiast do pełni zmysłów. To była Rache, niezadowolona Rache.
- Jackie nie mów mi że jeszcze śpisz? Jest ósma rano!
- Już nie śpię, już nie śpię? - zaczął się tłumaczyć. - Jak tam w pracy? - spróbowała zmienić temat, na marne.
- Jack nie wykręcaj się, zostawiłam ci pieniądze na stoliku w kuchni, rusz tyłek i zapłać za czynsz. - powiedziała już spokojniej.
- Och, okay... - potwierdził i wyszedł z pokoju.
- I możesz przy okazji wpaść do biura, w końcu to twoje miejsce 'Pracy'. - zaakcentowała ostatnie słowo, z jakichś przyczyn zawsze musiała mu o tym wspomnieć, ciekawe z jakich? Jack uśmiechnął się i stojąc już w kuchni zaczął przyrządzać sobie śniadanie, ciągle słuchając 'pani domu'.
- Acha nie czekaj na mnie z kolacją, jestem umówiona z Philipem. - dodała z nieskrywanym szczęściem.
Reynolds zaczął mamrotać niezrozumiale, wolał przerwać teraz tą rozmowę bo zaraz usłyszy 'Phil jest taki.., Ostatnio Phill..., a wiesz że Phill ma...'.
- Wiesz Rache, lepiej żebym przestał gadać i wziął się do roboty, prawda? - spytał niewinnie.
- W takim razie, cześć Jack. - pożegnała się, a on tylko przytaknął.

Umył się, ubrał, zjadł kilka naleśników i wyszedł z domu Rachel, pamiętając o wszystkim.
Samochód Rachel stał w samotności, od kiedy jego 'kumpela' chodzi z 'Phiiilem', Jackie może częściej z niego korzystać. Miał prawko, ale samochodu jakoś nigdy nie kupił. Wsiadł do wozu i ruszył w stronę budynku urzędasów i biurokratów. Jak on ich nie cierpiał.

***

W sterylnie urządzonym budynku, gdzie ściany były białe niczym koszula wyprana w 'Vanish'u', a ilość miejsc siedzących byłą ograniczona do minimum, Jack ze złością wpatrywał się w mężczyznę, który byłby idealnym materiałem na mordercę. Nijakie rysy, ziemista cera i ten niezdrowy uśmiech, nie pasujący do znudzonych oczu.
- Musi pan mieć zaświadczenie że jest pan uprawniony do wpłaty należnej kwoty. - wyrecytował ludzki-ziemniak.

- Przydało by mi się i inne zaświadczenie! - warknął w stronę urzędnika.
Miał dziś zły dzień, nie żeby inne były nad wyraz szczęśliwe, ale dzisiaj jakby cały jego niefart rzucił mu się do gardła. Czekał dobrą godzinę, aż trafi do tej kasy tortury. A w samochodzie spostrzegł że zapomniał swego kapelusza, miedziano blond włosy były wolne i rozczochrane. Jak zawsze zresztą, tak samo jak jego średni zarost.

- Jakie? - spytał urzędnik. Miał puste spojrzenie, jakby robił to całe swoje życie, może tak było.

- Na pielenie urzędowego ogródka. - mruknął zmęczony detektyw. W jego zielonych oczach zakorzeniła się rezygnacja.

- Co proszę? - spytał dziwnie entuzjastycznie facet o ziemistej cerze. Czyżby coś go ożywiło?

- Przyjmiesz pan tą wpłatę czy nie? - Jackie wpadł na pomysł. - Bo zostawię tu tą kasę i pójdę na skargę do twojego tłustego szefa!

- Ekhmm, no dobrze! Proszę podpisać tu i tu. - facet nie sprawiał już problemów, taki marny blef, a się udał. Będąc już przy windzie poprawił swój płaszcz, ciemno szary, widać było że nie robi za nowość, a raczej za stary rekwizyt z którym trudno się rozstać.

Wsiadł do windy i zaraz pożałował, wlazło za nim jeszcze cztery osoby. Gdyby to były chociaż jakieś ładne i smukłe urzędniczki. Pompatyczne, ale o ostrej urodzie. Ale nie! Czterech facetów, w dodatku jeden 'z problemem z tuszą', mówienie grubas byłoby eufemizmem, więc nazwijmy to ogólnikowo. Miał ochotę wyjść, niestety za późno, DYŃ-DYŃ i metalowe drzwi się zamknęły. Nie mając wyboru, rozpiął górne guziki od białej koszuli i czekał na koniec 'jazdy'.

Oprócz 'faceta z nadwagą', w windzie by jakiś klecha. Ksiądz! Kurna, oby nie zaczął tu cytować biblii! Jego brat-ksiądz miał to w zwyczaju, nie wiedział jak z innymi 'koloratkowcami'. Jackie skrzywił się nieznacznie, a zmarszczki w kącikach ust i oczu lekko drgnęły, nie był stary ale wczesne zmarszczki w jego zawodzie to norma. Reynolds po za tym wyglądał na zdrowego mężczyznę w wieku trzydziestu najwyżej lat. Miał średni wzrost, metr siedemdziesiąt z hakiem, a pod płaszczem skrywał smukła i zwinną sylwetkę, poruszał się spokojnie i z rozwagą. Można rzec że walcząc z nim nie liczyła się siła, no przynajmniej jego siła, bo na siłacza nie wyglądał.

Pewnie by sobie z chęcią wyrobił zdanie o reszcie, ale winda czknęła i zatrzymała się nagle. Tłuścioch, trzeba wybaczyć ten epitet, ale szkoda w takim momencie eufemizmów, zaczął się krztusić własną krwią. Wskaźniki windy zaczęły szaleć, a Jack poczuł ciepło w kieszeni płaszcza, komórka zaczęła odgrywać losowe dzwonki i nagrzewać się niemiłosiernie, aż wreszcie z trzaskiem i dymem zgasła. Tak samo jak światło w windzie.

- Co wy na to żebym zapalił zapalniczkę?
- Taak. Przydało by się trochę światła. Ten koleś w marynarce... Trzeba mu pomóc. A na ślepo nic nie zrobimy
- Jeśli byś mógł to zapal, przyda się trochę światła.

Usłyszał kilka różnych głosów, w tej ciemności nie umiałby przyporządkować słów do twarzy, ale zgadywał kto mówi, po kierunkach wypowiedzi. Schylił się i namacał szyję grubego. Z przeszkolenia w policji na temat pierwszej pomocy, pamiętał skrawki rzeczy. Ale na zdrowy rozum nie mogła to być hiperwentylacja, czy nagły spadek ciśnienia, reszta też by to poczuła.
- No dobra latarniku zaświeć tu. - rzekł kpiąco w stronę kaznodziei, Jackie też miał zapalniczkę, ale nie będzie przecież podsuwał płomienia poszkodowanemu do twarzy.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: [Autorski-Apo] Sunrise

Post autor: Blue Spirit »

Obrazek
George Skyblade
Kaznodzieja wyjął z kieszeni zapalniczkę, pstryknął, ciemność rozświetlił niewielki płomyk.
-No dobra latarniku zaświeć tu.
Nie odpowiedział, rozglądając się po windzie. W nikłym świetle zapalniczki zerknął na twarze towarzyszy a dopiero potem pochylił się nad grubym, badając jednak nie szyję a raczej puls. Niczego nie wyczuł.
- Trup - stwierdził. Po chwili poświecił tam gdzie polecił mężczyzna o kpiącym głosie. Długie, ciemnobrązowe włosy opadły byłemu kaznodziei na oczy. W duchu nieco się bawił myślami kpiaka. Zapewne myślał że zaraz będzie odprawiał tu jakieś modły...
- No dobra - powiedział pocierając się po podsiwiałym zaroście. Czterdzieści siedem lat zabijał łotrów... Ale w takiej sytuacji nie znalazł się przenigdy - Jestem George Skyblade i wygląda na to że tu trochę posiedzimy.
Odwrócił się od kpiaka i zwrócił do pozostałych, tych których twarze wciąż ukrywał mrok.
Po chwili skupił wzrok ponownie na badającym teraz szyję grubasa, mężczyzną.
- Czy tobie też padła komórka albo coś elektronicznego? - jego ciemne oczy błyszczały w ciemności, w ich tęczówkach odbijał się blask ognia z zapalniczki - Bo moja kompletnie zwariowała. Jakieś duże wyładowanie elektryczne, czy coś... Co sądzisz?
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
necron1501
Mat
Mat
Posty: 448
Rejestracja: poniedziałek, 4 lutego 2008, 17:42
Numer GG: 10328396

Re: [Autorski-Apo] Sunrise

Post autor: necron1501 »

Alexander Kirilsev

Ciemność została rozświetlona przez migotliwy płomień zapalniczki. Od razu ksiądz jak można było zauważyć po ubiorze jak i zgryźliwy blondyn pochylili się nad grubciem. Zaczęli próbować złapać puls przez szyję, lecz jak widać nie wyszło.
-Panowie rozumiem wasz zapał, ale wątpię, aby któryś z was był lekarzem i potrafił wyczuć puls z szyi. Zakładam, że żaden z was nie ma lusterka, więc lepiej będzie jak przyłożycie ucho do jego ust i sprawdzicie czy oddycha, jak nie, to będzie trzeba zastosować pierwsza pomoc-powiedział Alexander, taksując ludzi w windzie. Blondyn który nie pała entuzjazmem do księży, ksiądz który nie przypomina w niczym księdza i raczej normalny z wyglądu człowiek(sorry bielik nie wiem jak cię opisać :D).

PS poza sesją: Nie że coś ale naprawdę wątpię aby człowiek nie zajmujący się medycyną zdołał znaleźć puls przez tętnice na szyi.(informacje po obozie, gdzie mieliśmy pierwszą pomoc).
Pytanie do graczy czy wszyscy jesteście amerykanami lub anglikami? Bo wszyscy porozumiewamy się bez problemu, a tu taki może być psikus... Rozumiem że wszyscy mieszkają w USA, ale może się tak zdarzyć.
ObrazekObrazek
ObrazekObrazek
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Autorski-Apo] Sunrise

Post autor: Szasza »

...
Machając rękami, by zyskać rozeznanie w sytuacji, dotykaliście nawzajem swoich dłoni i zimnych, dziwnie naelektryzowanych ścian, zawieszonej windy.
Fakt współdzielenia ciasnej, nieoświetlonej klatki z osobą najwyraźniej martwą, wywołał natychmiastowy odzew.
Pierwsze, co postanowiono, to odnaleźć jakiekolwiek źródło światła. Nie było bardziej niezawodnego i nieelektronicznego urządzenia, niż zapalniczka.
Kaznodzieja ze zręcznością wieloletniego palacza, wyciągnął z kieszeni to niezwykle przydatne urządzenie i odpalił za pierwszym podejściem. Był to fakt wart wymienienia, gdyż może z powodu spoconych od nerwów rąk, bądź złośliwego duszka mieszkającego w ich wnętrzu , zapalniczki miały tendencje do testowania cierpliwości i zasobu przekleństw posiadacza, gdy okazywały się najbardziej potrzebne.
Światło przysunięto do leżącego na podłodze. Mimo, że niezbyt pokaźnych rozmiarów, płomień odbijając sie od metalowego wnętrza windy i lśniącej plamy krwi rozlanej po podłożu, dał wam komfort nie tylko rozróżniania nie tylko własnych kończyn, ale wzajemnego rozpoznawania twarzy.
Po pochyleniu się nad leżącym, spojrzeniu w jego wytrzeszczone, nieruchome oczy oraz twarz jednocześnie bladą i posiniałą, sprawdzenie pulsu stało się formalnością. Był ledwie wyczuwalny, aż w końcu ścichł do stopnia, który można bez wahania nazwać śmiercią kliniczną, a przynajmniej zatrzymaniem akcji serca.
Plama rozlanej przez niego krwi wykraczała poza światło zapalniczki i dawała o sobie znać z pod waszych butów.
Cisza, która zapanowała, wzbogaciła was o wiedzę, że winda bez odgłosów pracy silnika i tej irytującej muzyczki jest świetnym punktem do nasłuchwiania.
Mimo, że ściany wydawały się grube, to szyb windy świetnie niósł wszelkie odgłosy. Docierało do was wyraźnie wszystko, co działo się na piętrze piątym i szóstym. Jednocześnie docierały do was stłumione dźwięki z dalszych pięter.
Słyszeliście z początku kroki i szmery, które stopniowo zmieniały się biegi i podniesione głosy, by w końcu zamienić się w huki, i krzyki - bardziej agresywne, niż żałosne. Te dźwięki nie były szczególnie niepokojące, bo ich pochodzenie było jasne. Gorsze były te niewyraźne nieokreślone odgłosy, co rusz wychwytywane w kakofonii odgłosów ludzkich. Niektóre z pogranicza bzyczenia i tępego huku, inne niepokojąco przywodzące na myśl ludzkie tkanki. Najbardziej niepokojący był jednak pochodzący głęboko z dołu odgłos, przywodzący na myśl przesypujące się rumowisko, spadające nieprzerwanym strumieniem kamienie, czy przyspieszone stokrotnie odgłosy budowy.
Nie mieliście pojęcia, co ten odgłos oznacza, ale na pewno na dole działo się coś poważniejszego.
Bliższy, metaliczny huk na szóstym piętrze, który poniósł się szybem, sprowadził wasze przemyślenia z powrotem na ziemię. Wciąż znajdowaliście się w windzie, która nijak nie poruszała się, a jegomość u waszych stóp nie był wcale mniej martwy, bądź umierający niż wcześniej.
Uwagi pozasesyjne piszemy czcionką pogrubioną.
Obrazek
Bielik
Mat
Mat
Posty: 594
Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
Numer GG: 5800256
Lokalizacja: GOP

Re: [Autorski-Apo] Sunrise

Post autor: Bielik »

David Evans

Nie możemy tu siedzieć wieczność - rzucił słysząc dziwne odgłosy z zewnątrz -Musimy znaleźć sposób żeby wyjść z tej windy. Bo najwidoczniej sama nas nie wypuści - w ostatnich słowach dało się wyczuć odrobinę ironii, a jego zmrużone oczy, których zielony kolor ledwie udawało rozpoznać się w ciemnościach, nie musiał oznaczać oślepienia nagłym światłem zapalniczki.
-Jak to zwykle w filmach bywa windy mają na suficie klapy. Moża ta też ma.- powiedział po chwili i zadarł głowę do góry starając się dostrzec coś w migotliwym świetle zapalniczki.
- Cholerne włosy. Akurat teraz muszą mi wpadać do oczu - mruknął odgarniając swoje blond włosy na bok. Chwilę później wydało mu się, że coś zobaczył. Przekroczył ciało i spróbował namacać to coś. Nie sprawiło mu to szczególnej trudności z powodu jego wysokości, ale czy naprawdę coś tam było?
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [Autorski-Apo] Sunrise

Post autor: MarcusdeBlack »

Jack Reynolds

Coraz mniej mu się to podobało, widząc w ciemności twarz faceta w kapeluszu, Jack już nie był tak pewny czy gość był księdzem. W windzie zrobiło się duszno, tak tylko by coś rzec zwrócił się Skyblade'a.
- Czy tobie też padła komórka albo coś elektronicznego? - będzie miał trudność z jej wymianą w salonie, jeśli w ogóle. Podrapał się po brodzie i dodał. - Bo moja kompletnie zwariowała. Jakieś duże wyładowanie elektryczne, czy coś... - przerwał, inny gość miał coś do powiedzenia.

- Panowie rozumiem wasz zapał, ale wątpię, aby któryś z was był lekarzem i potrafił wyczuć puls z szyi. Zakładam, że żaden z was nie ma lusterka, więc lepiej będzie jak przyłożycie ucho do jego ust i sprawdzicie czy oddycha, jak nie, to będzie trzeba zastosować pierwsza pomoc. - miał całkowitą rację, jednak musiał nie zwrócić uwagi na moment, kiedy siwy jegomość, George, sprawdzał już denatowi puls.

- Spokojnie. Nasz kapelan już wybadał... chorego. - zaryzykował stwierdzenie, ludzie nie padają od tak, z drugiej strony komórki nie psują się bez powodu, chociaż pewien znajomy Jackie'go, fan teorii spiskowych uważa inaczej.

Nie podobał mu się fakt że siedzi w windzie z jakimiś dziwnymi typami i trupem. Reynolds przyciągał dziwactwa i niefart jak magnes, przynajmniej w jego przeświadczeniu. Na dodatek zaczynał się pocić, zmierzwił włosy i wsłuchał się w świat poza windą. Najwyraźniej coś co wywołało awarię, doprowadziło do swoistej paniki na zewnątrz, stłumione krzyki i odgłosy szalenie tupiących stóp. Miał szczęście w nieszczęściu że trafił tu, gdyby nie, mógłby zostać stratowany przez jednolitą masę tłumu. Gdzieś przeczytał że intelekt tłumu jest równy IQ, najgłupszej osoby w grupie podzielony przez liczbę uczestników tego 'szału'.
Napad, byłby najrozsądniejszym rozwiązaniem, kupa ludzi płacących gotówką za czynsz, prąd, gaz itp., w sumie okazja jak się patrzy. Nie pasował tylko ten szum, nie dudnienie pod nimi, jakby coś się z gracją powolutku waliło. Ładunki wybuchowe nie wchodziły w grę, coś by usłyszeli....

Facet w jednym z rogów się niecierpliwił, w sumie nie dziwne, ale Jackie wolał nie pokazywać po sobie tego.
Klapki w windach? Powinny być, ale czy ktoś przewidział że taka winda stanie i nie ruszy. Ano przewidział, z podziwem spojrzał na odkrycie jegomościa. Reynolds ułożył dłoń w profilaktyczny podest, nie chciał mieć brudnych buciorów w rękach, ale warto było dla możności ucieczki.
- Teraz spróbuj. - rzekł swym łagodnym, ale troszkę mrukliwym tonem.

[Chodzi o to by się David wspiął po podeście z dłoni, zrozumiałe prawda?]
Ostatnio zmieniony piątek, 31 lipca 2009, 21:29 przez MarcusdeBlack, łącznie zmieniany 1 raz.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Bielik
Mat
Mat
Posty: 594
Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
Numer GG: 5800256
Lokalizacja: GOP

Re: [Autorski-Apo] Sunrise

Post autor: Bielik »

David Evans

- Dzięki - powiedział korzystając z zaoferowanej pomocy. Szybko się podniósł i w miarę możliwości starał się jak najsprawniej otworzyć klapę. Nie chciał nadużywać dobroci w takiej sytuacji. Dlaczego? Sam nie wiem-pomyślał. Chyba niespodziewane sytuacje tak na mnie działają - ciągnał swoją myśl, a kąciki jego ust nieznacznie powędrowały do góry.
Klapa po chwili ustąpiła i David wyrobionym na skałkach ruchem poderwał się i wspiął na szczyt kabiny. Chwilę poświęcił na rozejrzenie się po "okolicy" jednak słabe światło dochodzące z kabiny potęgowało jedynie mrok na zewnątrz.
-Dobra ludzie wychodźcie. Może wy coś dostrzeżecie. - powiedział nachylając się nad otworem i wyciągając rękę do środka, aby pomóc następnym.
Jedno tylko nie dawało mu spokoju. Ten dziwny odgłos. Coś się niszczy lub buduje. Jedno i drugie w tej okolicy jest niemożliwe, a on jest zamknięty w ciasnym szybie.
-Nie podoba mi się to... - mruknął tak, że jedynie on sam to dosłyszał.
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: [Autorski-Apo] Sunrise

Post autor: Blue Spirit »

George Skyblade
Po krótkiej wymianie zdań, Jack (uznałem że zdradził swoje imię, jak coś to poprawię)
i David wykonali małą akcję która pozwoliła temu drugiemu wspiąć się na "dach" windy. George stał niedaleko, obserwował jednak całą akcję z boku. Jegomość w niebieskiej marynarce przestał go interesować, gdy z góry dobiegł jakiś krzyk:
- Dobra ludzie wychodźcie. Może wy coś dostrzeżecie.
George chrząknął lekko i podszedł pod klapę. Schował biblię w kieszeń swojej marynarki i podskoczył chwytając się wewnętrznych krawędzi przejścia. Mięśnie miał nie te co kiedyś, jednak wytężywszy wszystkie siły, wgramolił się na górę kląc przy tym jednak, co niemiara.
Gdy stanął wreszcie na lekko chyboczącym się dachu, znajdowawszy się w zamkniętym szybie, Skyblade przypomniał sobie po raz ostatni śmierć śmiesznego jegomościa. Budziła w nim niepokój, cholera wie dlaczego. Sądził jednak w duchu że owa śmierć ma coś wspólnego z oszalałą komórką...
Rozglądnął się, lata fachu księdza-rangera nauczyły go rozróźniać kształty in the darkness.
Miał nadzieję że wyćwiczone oczy pomogą mu w tej nieco niepokojącej sytuacji...

z góry sry za jakość posta... ale jak wspominałem teraz mam baaardzo mało dostępny net... Przez 9 dni jednak, nie 12. A to oznacza że do dyspozycji "zabijanie za krótkie posty" będę szybciej niż 15 :P
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
necron1501
Mat
Mat
Posty: 448
Rejestracja: poniedziałek, 4 lutego 2008, 17:42
Numer GG: 10328396

Re: [Autorski-Apo] Sunrise

Post autor: necron1501 »

Alexander Kirislev

Alexander przyjrzał się staraniom dwóch mężczyzn, którzy otworzyli klapę. Najpierw wdrapał się pomysłodawca następnie, gość, który podstawił "krzesełko", następnie ksiądz. Podszedł do klapy i jednym sprawnym ruchem podciągnął się na górę. Jak można było się spodziewać, nic nie było widać.
-Może mógłbyś zapalić zapalniczkę?-powiedział mniej więcej w stronę księdza.
-Co wy na to abyśmy się sobie przedstawili? Łatwiej będzie do siebie mówić, zamiast wołać"ej ty". Jestem Alexander Kirislev, Rosjanin. A wy?-zapytał i od razu się przedstawił, czekając na odpowiedź reszty.
Czekając na słowa pozostałych mężczyzn, rozejrzał się mniej więcej po okolicy. Mimo ciemności można było zauważyć, że znajdują się pomiędzy 6 a piątym, mniej więcej w połowie. Bardziej jednak niepokoiły go dźwięki z pięter. Całkowity chaos, mógł spowodować bardzo późne uruchomienie światła i prądu.
ObrazekObrazek
ObrazekObrazek
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Autorski-Apo] Sunrise

Post autor: Szasza »

...

Wszyscy bez większych problemów dostaliście się na dach windy. Pierwsze, co zauważyliście, to fakt że swobodniej można tu było oddychać. Rozwiał się zarówno zapach potu, jak i metaliczny odór krwi.
Co prawda, odgłosy ludzkie zdążyły stracić na sile, ale ten niepokojący odgłos przebieranego rumowiska nie tylko, nie cichł, ale zdawał się zbliżać, niosąc się upiornym echem, po szybie windy. Odkryliście w nim kolejną nutę, którą był odgłos naprężonego, trzeszczącego materiału. Zamiast pasujących, do odgłosu wstrząsów, czuliście powolne, choć chaotyczne falowanie.
Szyb nie był lepiej oświetlony niż jej wnętrze, więc po chwili znów sięgnęliście, po niezawodną pomoc zapalniczki.
W mdłym świetle płomyka, ledwie przebijającym się smolistą ciemność niczym nie oświetlonego szybu, znów ujrzeliście swoje twarze i kilka szczegółów obecnej sytuacji.
Na środku dachu znajdowało się wielgachne pudło silnika, z wystającym z niego kołowrotem i dwoma, grubymi na dwa palce stalowymi linami. Na pudle widniała jadowicie żółta tabliczka przedstawiająca graficznie piorun. Obok mechanizmu znajdowała się duża metalowa dźwignia.
Niewiele nad wami odbijały światło gładkie, metalowe drzwi, wypuszczające pasażerów windy na szóste piętro. Wyżej, na przeciwległej ścianie, lśniła jakaś szklana gablota. Były delikatnie wgięte od solidnego uderzenia. Za wami znajdowała się metalowa, wąska drabinka, wiodąca zarówno w górę, jak i w dół.
Z prawej, od drzwi dobiegał do was powiew pustki - uczucie, które instynkt przypisuje staniu nad krawędzią bardzo głębokiej przepaści. Postanowiliście zbadać to zjawisko. Okazało się, że znajdujecie się w podwójnym szybie, co było można wcześniej wydedukować, po ilości drzwi. Jedyne, co was oddzielało, od sąsiedniego, to metalowe prostowniki, zapobiegające ocieraniu się kabin, pozostawiając przy tym spore okienko dla samobójców. Widok sznura drugiej windy, uświadomił wam, że jest ona pod wami. Nie starczyło wam światła, ani odwagi, by sprawdzić jak daleko.
Samo opuszczenie tego miejsca zdawało się nie być perspektywą odległą. Znacznie bardziej zastanawiające było to, co możecie ujrzeć poza, pustą klatką szybu.
Alien - Wchodzisz przy następnym upie :smile:
Nesquel - Odpis wciąż niezły.
Obrazek
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [Autorski-Apo] Sunrise

Post autor: MarcusdeBlack »

Jack

Po kilku głębszych oddechach wszyscy znaleźli się na windzie, w każdym razie na jej dachu. Miejsce to nie przyprawiało o pozytywne myśli, upadek na dół to smutna ewentualność, szczególnie ten moment, gdy rozpaćkujesz się na samym dnie.
Detektyw westchnął cicho, to nawet mogła by być śmieszna sytuacja, wróciłby do domu i powiedziałby swojej współlokatorce "Hej, sorry że tak długo, ale utknąłem z czterema facetami w windzie! A przy okazji jeden sobie umarł." , ale to nie było śmieszne. To było niepokojące.

Jeden z jegomości przedstawił się i zaproponował, by inny zrobili to samo. W sumie głupio gadać to 'Hej, ty!.
- Jack jestem, - zaczął i zlustrował wszystkich wzrokiem. - a dalsze uprzejmości może zostawimy na później. - to mówiąc podszedł, niechętnie, do krawędzi dachu i spojrzał na bliźniaczą windę. I wtedy niepokojące odgłosy nasiliły się, czy może zmieniły nutę, na bardziej brutalną. Zgrzyt metalu? Ciśnienie? Ale tu? To bez sensu. Co to było? Jackie nie lubił pytań bez odpowiedzi. Ale odpowiedzi na te pytania, bał się.

Wyjął z kieszeni, swoją zapalniczkę, malutki metalowy prostokąt na gaz, prezent od Rachel oraz paczkę papierosów. Zapalił jednego z nich, wpierw upewniwszy się że nie czuć ulatniającego się gazu bądź czegoś takiego. Zaciągnął się dymem i zaczął się zastanawiać.
- Jak myślicie dało, by się tam doskoczyć?Czy może macie inne pomysły? - coś jeszcze? przeszło mu przez myśl. Ta dźwignia to jakieś wyście, bo łażenie po kablu to już mnij rozsądny pomysł.
- Chociaż może najpierw skorzystamy z tej dźwigni, to chyba najmniej samobójczy pomysł. - dodał po kilku wdechach.
Czekał na jakiekolwiek sprzeciwy, w razie ich braku miał zamiar użyć tejże wajchy.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: [Autorski-Apo] Sunrise

Post autor: Blue Spirit »

Obrazek

George Skyblade
kaznodzieja rozejrzał się ze zdziwieniem. Podczas życia przeszedł wiele rzeczy, widział dużo, słyszał dużo i robił dużo. Ale takiej, kurwa, sytuacji jeszcze nie miał, jak Boga kochał.
Jak na prawdziwego księdza przystało, zaklął iście po książęcu, a następnie zwrócił się do reszty
- Jestem... Skyblade. Mówcie mi Skyblade. George Skyblade, jeśli o ścisłość chodzi, ale chyba możemy zostawić te bzdurne imię - spojrzał po wszystkich.
- Jak myślicie dało, by się tam doskoczyć? Czy może macie inne pomysły?
- Skacz - odparł ksiądz na słowa Jacka - Ja stąpam twardo po ziemi, nie lubię wysokości. Ale to chyba jedyny sposób... - z nieudawaną złością obserwował jak tamten zapilił papierosa.
- Jak nie zgasisz - pogroził - Zacznę cytować tą jebaną biblię!
Po tych słowach, nie oczekując na odpowiedź, podszedł do krawędzi jak najbliżej się dało. Spojrzał na linę drugiej windy na razie ignorując niepokojący odgłos osuwania się... czegoś. To "osuwanie" mogło
zagrozić ich życiu, jednak siedzenie tutaj i słuchanie nie wydawało się być dobrym pomysłem. Trzeba było działać, i kaznodzieja miał nadzieję że reszta czuje to samo co on.
- A doskoczysz? - zapytał nie odwracając się w stronę Jacka - Bo jak nie, to wydaje mi się że powinieneś się pomodlić...
Schował kapelusz jako niepotrzebny i ściągnął marynarkę zostając w ciemnych spodniach i w białej koszuli. Na szyi widniał łańcuszek z krzyżem i drugi - z murzyńskim bożkiem, Taturaem. Taturaem miał strzec właścicieli przed złymi mocami. Skyblade nigdy nie ufał temu murzyńskiemu kretyństwu, ale jakoś nigdy nie zdjął bożka. No - jak dotąd cięgle żył, co nie?
Zmrużył ciemne oczy, potarł się po pooranym zmarszczkami poliku. Był stary. Ale był też silny.
- Wybacz nam nasze grzechy... - szeptał cicho ściskając w ręce biblię. Zakończył modlitwę słowami - I niech pierdolec weźmie tych skurwieli przez których tu tkwimy.
Skacz. - odwrócił się do Jacka. - Skacz. Amen to that.
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
Bielik
Mat
Mat
Posty: 594
Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
Numer GG: 5800256
Lokalizacja: GOP

Re: [Autorski-Apo] Sunrise

Post autor: Bielik »

David Evans

Huh..? Nazywam się David Evans i... cholera Jack! Proszę zgaś tą fajkę, albo zobaczysz co jadłem na śniadanie... Na swoim ubraniu...- mówiąc to wpatrywał się w żarzący się punkcik wiszący przed twarzą Jacka- Nie patrz tak na mnie. Później będzie czas na tłumaczenia.
Staracjąc się ominąć jak największym łukiem zapalonego papierosa David podszedł do krawędzi szybu i delikatnie się wychylił.
-Jeśli podoba Ci się rola królika doświadczalnego to skacz. - odpowiedział na pytanie, które padło chwilę przedtem z ust Jacka. Chwilę potem dodał:
-Błogosławieństwo już masz - poczym zrobił krok do tyłu. -Lepiej tak nie stać na krawędzi w takim hmm... niebezpiecznej sytuacji- ta myśl coś mu uświadomiła. Do poprzednich odgłosów doszedł kolejny i wcale mu się nie podobał. Coś jak naprężony metal? To spostrzeżenie dało mu motywację do działania.
-Chociaż może najpierw skorzystamy z tej dźwigni, to chyba najmniej samobójczy pomysł.
-Mam dziwne podejrzenie, że zwolniła by ona hamulec, a to jest jeszcze 6 pięter. Wolę nie myśleć co by z nas zostało po takim upadku. Ale sprawdź może się mylę. - mówiąc to przyglądał się drzwiom na szóstym piętrze i starał się ocenić odległość jaka go od nich dzieli. Może była by szansa dostać się do nich i otworzyć je od zewnątrz. Ale dopóki nie miał pewności nie dzielił się swymi podejrzeniami.
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"
Zablokowany