[WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

[WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: Serge »

Prolog
Obrazek Noc już na dobre rozpoztarła swój czarny całun nad miastem i całą okolicą. Pełzające nisko płomyki latarni rzucały posępne światło na mroczne uliczki Talabheim. Otulony w płaszcz wysoki mężczyzna pokręcił nieznacznie głową ocienioną kapturem i maską rozglądając się po okolicy, po czym przeskoczył niezbyt wysoki mur nie czyniąc przy tym najmniejszego hałasu. Z oddali dochodziły go odgłosy kłócących się pijaczków i ujadanie psa, jednak to nie było nic nowego na niebezpiecznych, pustoszejących po zmroku ulicach Talabheim i nieznajomy dobrze o tym wiedział.

Mężczyzna pochylając się nieco dopadł do ściany budynku, zarzucił linę z hakiem na dach, po czym z szybkością i gracją przypominającą kota wdrapał się na górę, wskakując do środka przez uchylone okno. Zamarł na moment, sprawdzając swoje położenie, po czym udał się przed siebie mijając kilkoro drzwi. W końcu, będąc pewnym swego celu wpadł do pomieszczenia, barykadując drzwi od środka. Zrobił to niczym duch.

W mroku nikle rozjaśniającym chorobliwym światłem większego z księżyców leżał na łóżku pyzaty, jowialny mężczyzna pogrążony we śnie. Frederick Drexler – tutejszy urzędniczyna i architekt, który podlegał samemu księciowi... Tak jak mówił Hroth, mógł się przydać. Nieznajomy bezszelestnie obszedł całe pomieszczenie, otwierając sobie okno, po czym wyciągnął zza pasa długi sztylet i przystawił jego ubabrane jakąś zieloną mazią ostrze do gardła mężczyzny.

Soczysty plask zmącił ciszę nocy i śpiący otworzył oczy, z przerażeniem patrząc na siedzącego na nim mężczyznę. Odziany w Czerń czuł jak ofiara pod nim dygocze ze strachu i czuł z tego powodu ogromną satysfakcję – zwykle tak było, gdy chodziło o tych spasionych urzędników, co tylko mieleć jęzorem potrafili na wiecach wyborczych. Obrońców prawilności, upartych przeciwników Chaosu. Mavado nie lubił ich najbardziej.

- K..kim jesteś? Czego chcesz? - wycedził mężczyzna w łóżku.
- To kim jestem nie ma znaczenia. - rzucił melodyjnym, głębokim głosem Druchii. Mężczyzna pod nim zaczął się szamotać, jednak Mavado uspokoił go szybkim ciosem w twarz i zatkał usta odzianą w rękawice dłonią. - Jeszcze raz to zrobisz, a umrzesz w męczarniach. To samo jeśli krzykniesz. Ostrze pokryte jest trucizną z czarnej mandragory, wiesz co to znaczy?

Grubas w łóżku pokręcił głową wytrzeszczając oczy.
- To znaczy, że jak cię tym choćby zatnę, to wysrasz swoje wnętrzności. Śmierć nie będzie piękna i spokojna. Rozumiemy się? - Frederick skinął mu głową. - Obiecujesz że będziesz cicho? - urzędnik powtórzył czynność, a Mavado zdjął dłoń z jego ust.
- Cz-cz-czego chcesz... Po co tu jesteś? - rzucił mężcyzna.
- Jestem tutaj, bo jesteś wybrańcem Fredericku. - powiedział Mavado patrząc mu w oczy. Ostrze wciąż przylegało do jego szyi. - Moi pracodawcy wybrali cię do ważnej misji.
- Misji? Nie rozumiem.
- Taaak... misji obalenia władzy w Talabheim. Lord Tzeentch będzie ci wdzięczny i sowicie cię za to wynagrodzi.
- Tzeentch? - Frederick zmarszczył brwi i splunął w zamaskowaną twarz asasyna. - Nigdy, wolę zginąć niż służyć Chaosowi!
Mavado uderzył go w twarz i zacisnął drugą dłoń na jego szyi, tak, że Drexler zrobił się siny i z ledwością łapał powetrze próbując się oswobodzić.
- Wiedziałem, że nie będziesz chciał współpracować. Myślisz, że tutaj chodzi tylko o ciebie? Wszyscy jesteście tacy bohaterscy psia mać. - druchii podniósł głos, jednak nie na tyle by ktoś mógł go usłyszeć. - Myślisz, że żartuję? Robisz ze mnie idiotę?

Szybkim ruchem zabójca sięgnął do woreczka przy pasie i wyciągnął z niego małe zawiniątko. Rzucił je Drexlerowi, a ten z głupkowatą miną odwinął je w momencie, gdy Mavado zapalił świeczkę. W wątłym świetle kaganka Frederick zobaczył obciętego, zakrwawionego palca ze złotym sygnetem przedstawiającym insygnia „AD”.
- Na Sigmara... to palec mojej córki Angeliki... - urzędnik zakrył usta grubą dłonią a do jego oczu napłynęły łzy.
- Sigmar nie ma z tym nic wspólnego, Drexler. - zabójca usiadł przed nim. - To moja sprawka.
- Ty skurwy... - urzędnik poderwał się z łóżka.
- Spokojnie, Drexler. - Mavado pewnym ruchem przystawił nóż z powrotem do gardła mężczyzny. - Albo będziesz współpracował, albo codziennie będziesz dostawał kolejne części swojej kochanej córeczki i sam ją sobie zmontujesz. A trzeba przyznać że niezła z niej dupa i szkoda by było poćwiartować takie ciałko. No ale jak będę musiał, to się nie zawaham. - Mavado mówił tak, jakby chodziło o krojenie chleba na kanapki. - Więc jak będzie? Chyba że jutro chcesz dostać jej słodki język?

Urzędnik z bólem i gniewem spojrzał na Mavado, po czym popatrzył na obciętego palca trzymanego na dłoniach.
- Dobrze... zrobię co zechcesz, tylko nie krzywdź mojej córki... - zaszlochał.
- No, wreszcie mówisz z sensem, Fred... Mogę ci mówić Fred, nie? - Mavado zarechotał.
- Mów jak chcesz, dla mnie najważniejsza jest córka. - wycedził Drexler.
- Spokojnie, wróci do ciebie w jednym kawałku, gdy tylko wykonasz dla nas pewne zadanie... No, prawie w jednym, ten palec musiał cię przekonać do współpracy... Ale nie martw się, ponoć w Nuln jest dobry lekarz co niejedno już przyszył. Doktor Frank N. Stein czy jakoś tak... - druchii przednio się bawił.
- Co to za zadanie?
- Jutro otrzymasz od posłańca list z instrukcjami, co do dalszej naszej owocnej współpracy. Spisz się dobrze, a zyskasz coś więcej niż tylko córkę. - powiedział zabójca. - Lord Tzeentch jest szczodry dla swych najwierniejszych pomocników. Mam swoich ludzi wszędzie więc nie próbuj grać na czas, bo zabijemy twoją kochaną córeczkę, a potem dobiorę się do twojej żony i najmłodszej latorośli. Isabella? - na twarzy Drexlera wykwitł grymas złości. - Chyba nie chciałbyś widzieć jak gwałcę twoją trzyletnią córkę, prawda?
- Ty chory sukinsynu, zabiję cię!
- Nie sądzę. - rzucił spokojnie Mavado obracając nóż w dłoni. - I nie kłopocz się z przesłuchiwaniem posłańca, chłopak nie będzie miał zielonego pojęcia o naszej dzisiejszej rozmowie, a dokument jaki otrzymasz będzie zdradzał twoją jawną przynależność do Chaosu, więc odradzam wizytę u strażników miejskich. Jeśli się nie sprawisz, będziesz przeciągał i odwlekał robotę, to będziesz przeklinał moje imię przez wieki w królestwie Morra. Zrozumieliśmy się, czy chcesz jutro dostać kolejną część ciała Angeliki? - jednooki druchii spojrzał w oczy urzędnika.
- Rozumiemy się, zrobię co każesz. - Frederick złapał się za resztki włosów i pokręcił głową. - Tylko oddajcie mi córkę... - załkał.
- Wszystko w swoim czasie, najpierw praca, potem płaca. Czekaj na instrukcje i pamiętaj, że nie żartuję. Jeśli spierdolisz robotę, zginiesz nie tylko ty.

To powiedziawszy, Mavado zdzielił Drexlera rękojeścią sztyletu w twarz, po czym wyskoczył przez okno, prosto w noc. Dobrą chwilę trwało nim oszołomiony urzędnik zebrał się z łóżka, zbiegł na dół i wyszedł przed dom wołając ochronę i straż. Mavado natomiast zwinnie przeskoczył mur, trafiając wprost na zaskoczonego mężczyznę.

- Co się dzieje? Masz kłopoty? - spytał nieznajomy
- Ja? Raczej ty... Dobranoc!
Nim mężczyzna zdążył zareagować, zabójca dmuchnął w otwartą dłoń i biały proszek rozniósł się po twarzy nieznajomego wbijając w nozdrza. Chwilę później poczuł, jak widok staje się rozmyty, a nogi uginają się pod nim. Stracił przytomność.

Minuty później, z dachu pobliskiego budynku Mavado obserwował jak straż miejska zabiera ze sobą skutego mężczyznę, a urzędnik Drexler krzyczy w niebogłosy, by ten oddał jego córkę. Zabójca uśmiechnął się do siebie, po czym powoli skrył w mrokach nocy. To był dopiero początek. Początek końca Talabheim...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: Ouzaru »

Klacz o pięknej czarnej sierści gnała ulicami ile sił w kopytach. Mijała domy, karczmy i niewielkie sklepiki. W końcu Elfka na jej grzbiecie dostrzegła gospodę, w której nadal paliło się światło. Nie czekając na zaproszenie do środka, zeskoczyła z konia i z impetem wbiegła do głównej sali. Zdziwiony i zmęczony karczmarz jedynie zmarszczył gniewnie brwi, widząc kolejnego zbłąkanego podróżnika i na wszelki wypadek odwrócił się plecami do drzwi. A nuż odziana w czarny płaszcz postać nie zauważy go i sobie pójdzie? Miał już dość jak na dzisiaj...

Kozak ze swoim rodakiem od jakiś dwóch godzin zbierali się do wyjścia i tak jak czarodziej miał już wyraźnie dosyć picia, tak drugi mężczyzna wlewał w siebie alkohol strumieniami i nadal trzymał się nieźle. Męcząc towarzysza kolejnymi opowieściami sprawił, że przystojny mężczyzna jeszcze nie odpłynął w objęcia snu, choć coraz mniej mu do tego brakowało.

- Karczmarzu! Obudź wszystkich! Chaos w mieście!!! - zawołała postać w czarnym płaszczu. Miała delikatny, kobiecy głos.
- Hmm? Oszalałaś?! Jest trzecia w nocy! Kim jesteś i czego chcesz? - warknął w odpowiedzi.

Spod kaptura niebezpiecznie zabłysły zielone oczy. Kobieta wyjęła dwie spinki, dzięki którym kaptur był mocno przytwierdzony do włosów i nie zsuwał jej się w czasie jazdy. Szybkim energicznym ruchem odrzuciła go do tyłu ukazując karczmarzowi i mężczyznom z Kislevu najpiękniejsze oblicze, jakie w życiu widzieli. Spod płaszcza wyjęła długi warkocz ciemno rudych włosów. Nie spuszczając morderczego wzroku z oberżysty, odrzuciła płaszcz z ramion ukazując mu swe uzbrojenie, strój zwiadowcy-wojownika oraz magiczne amulety.
Przy jej lewym udzie wisiał miecz w pochwie z łuski Zielonego Smoka, przy prawym zaś czarna pochwa z sejmitarem. Ubranie miała bardzo dobrej jakości, koszulę ciemną, bawełnianą; spodnie czarne, skórzane. Pas posiadał wiele kieszeni i przywiązanych do niego sakiewek.

Jednak tym, co najbardziej intrygowało w jej wyglądzie, była twarz i uszy. Sergei dostrzegł na czole Elfki znamię przypominające tatuaż w kształcie diademu, który tworzyły łodygi, kwiaty i liście białej lilii. Widziany tylko przez magów i kapłanów, był symbolem naznaczenia przez Vidagg - demona potocznie nazywanego Żywiołakiem Życia. Natomiast cała małżowina uszna kobiety była pokryta niewielkimi, różnokolorowymi odłamkami kryształów oraz szlachetnych i półszlachetnych kamieni. Jej dobrze zbudowane, świetnie umięśnione i wspaniale wysportowane ciało charakteryzowało profesjonalistkę, którą była w każdym calu. Rzuciła karczmarzowi spojrzenie wyrażające nieodpartą chęć torturowania go i postąpiła krok do przodu.

- Nie oszalałam i jeśli nie chcesz stracić całego dobytku swego życia, radzę ci obudzić gości... - syknęła, kładąc dłoń na rękojeści miecza. - LUDZIE!!! WSTAWAJCIE!!! CHAOS PANOSZY SIĘ W MIEŚCIE, JESTEŚCIE W NIEBEZPIECZEŃSTWIE!!!

Krzyki Elfki obudziły i zaalarmowały nie tylko gości w karczmie, ale także strażników, którzy akurat przechodzili niedaleko. Nie patyczkując się, szybko wbiegli przez drzwi i obezwładnili rzucającą się kobietę.
- Za zakłócanie porządku spędzisz noc w areszcie - mruknął jeden ze strażników i siłą zaczął wyciągać ją z karczmy.
- Nie dajcie się omamić! - zawołała do Kislevczyków. - Bądźcie ostrożni! Wrócę tu jutro...! Musimy się przygotować do obrony miasta!



Raethis

Od jakiegoś czasu pomagał i współpracował z Mavado. Był to okrutny, bezwzględny i wręcz obrzydliwy Druchii, który nie cofnął się nigdy przed niczym, by osiągnąć swój cel. Elf wiedział jedno - Mav był mistrzem w swym brutalnym fachu i ciężko by komukolwiek było go pokonać. Więc kiedy "poprosił" o spotkanie, Raethis nie mógł mu odmówić. Pojawił się zgodnie z obietnicą pod domem jakiegoś urzędasa, był odziany w czarny strój zabójcy i czekał...

W końcu zaalarmowały go krzyki dochodzące zza muru i już miał uciekać, gdy tuż przed nim pojawił się Mavado.
- Co się dzieje? Masz kłopoty? - spytał Elf.
- Ja? Raczej ty... Dobranoc!
Nim mężczyzna zdążył zareagować, zabójca dmuchnął w otwartą dłoń i biały proszek rozniósł się po twarzy Elfa wbijając w nozdrza. Chwilę później poczuł, jak widok staje się rozmyty, a nogi uginają się pod nim. Stracił przytomność.

Gdy ją na nowo odzyskał, był w jakiejś małej i śmierdzącej celi, a obok niego stała nieznajoma Elfka, wykrzykująca bluzgi pod adresem strażników. Głowa mu pękała i miał ochotę skręcić jej kark, byleby się tylko zamknęła...



Hejka! Witamy na sesji! :D Nie mamy zamiaru nikomu nic narzucać, więc sami możecie zadecydować, czy aktualnie przebywaliście w owej gospodzie czy nie (poza Acidem i Alucardem, których to bohaterowie pojawiają się we wstępie). Dajcie znać w rekrutacji, czy chcecie się tam zebrać i poznać, czy wolicie wejść w trakcie sesji z kolejnymi upami.
Acha, nie musicie zmieniać czcionki przy dialogach...
Pozdrawiamy i czekamy na odpisy :)

Ouz&Serge :mrgreen:
Obrazek
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: Acid »

Obrazek

Sergei Vasiliev

Do Talabheim dotarł kilka dni temu i nie znał miasta zbyt dobrze, niespecjalnie zresztą mu zależało na zwiedzaniu go. To i tak nie było to, co monumentalny, piękny Kislev w którym się wychował. Wynajął na parę dni pokój w karczmie, w której obecnie przebywali i chyba by się totalnie zanudził, gdyby nie rodak, którego poznał podczas małej burdy dwa dni temu. Niedźwiedź, bo tak mu było, okazał się dobrym kompanem z którym czarodziej spędzał większość czasu, mimo że obaj różnili się nieco wykonywanym zawodem i mieli trochę inne podejście do życia. Ale nadal byli Kislevczykami, synami Ursuna! A co za tym idzie potrafili znaleźć wspólny język! Nie tylko przy wódce.

Czarodziej Lodu miał mocną głowę, w końcu wyniósł to z dziada pradziada. Jednak to, co reprezentował sobą Niedźwiedź biło na głowę wszystkie prawa natury z jakimi się spotkał do tej pory. Ten facet potrafił pić i pić i pić i pić. I pić... TAKIEGO łba to Sergei nie miał, pewnie za długo przebywał w Kolegium Lodu i powoli 'dziadział' na stare lata.

Wieczór kończył się deszczem dudniącym miarowo o szyby gospody „Pod skrzydłem gryfa” w której synowie Ursuna się zatrzymali. 'Utriennij dożd’, diewiczij gniew i pliaska staroj baby – szto rosa na woschodie sołnca*', jak mawia się w Kislevie. Sergei nie miał nic przeciwko takiej pogodzie, ba! Cieszył się, gdy nie było za dużo słońca, wtedy czuł się w pełni sił... Magia Tła wprost rozsadzała jego trzewia podczas śnieżnej bądź deszczowej zawieruchy.

- Co tam w naszym narodzie słychać, komrad? Dawno nie odwiedzałem naszej mateczki, chyba czas żeby skierować się w tamte strony. - Vasiliev uśmiechnął się delikatnie i uniósł kieliszek pełen kislevickiej wódki w górę. Stuknęli się mrucząc pod nosem jakiś toast i po chwili czarodziej opróżnił zawartość naczynia. Pamiętał, że kiedyś alkohol wywoływał w nim niekontrolowane wybuchy mocy, jednak teraz potrafił nad tym panować. Inaczej zmroził by pewnie cały ten zajazd po pijaku. - Gdzie się teraz wybierasz, zuchu? Pewnie za zarobkiem?

Czarodziej cenił sobie ludzi czynu, a Niedźwiedź z pewnością takim był. Mimo że prostolinijny, dało się z nim porozmawiać i czuć szczerość z jaką okazywał swe emocje. W czasach obłudy i zakłamania takie postawy były na wagę złota.

Wypijali kolejną kolejkę, gdy drzwi karczmy otworzyły się wpuszczając chłodne, jesienne powietrze i do środka wpadła rozhisteryzowana elfka krzycząca coś o Chaosie w mieście. Czarodziej przyjrzał jej się z uwagę – nie dość, że była piękna, to jeszcze naznaczona przez Vidagg – mag Lodu czytał swego czasu o tym żywiołaku życia w starych księgach swego mistrza i był pod wrażeniem spotkania żyjącego potwierdzenia tej teorii. Mag podniósł się, jednak chwilę później kobieta została pochwycona przez strażników miejskich. Sergei nie mógł walczyć z przedstawicielami tutejszej władzy, więc opadł na krzesło i marnym wzrokiem przyglądał się, jak stróże prawa wyprowadzają dziewczynę.

- Nie dajcie się omamić! - zawołała patrząc na Kislevczyków. - Bądźcie ostrożni! Wrócę tu jutro...! Musimy się przygotować do obrony miasta!

Nie odezwał się. Musiał to wszystko przemyśleć... Chaos w mieście? Mógł być potrzebny... Mógł pomóc, zakładając, że to co mówiła dziewczyna było prawdą. Gdy drzwi zamknęły się z hukiem, spojrzał na kompana.

- Co o tym sądzisz, Niedźwiedziu? Myślisz, że miała rację? Chaos trawi Talabheim? - przetarł twarz. - Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam poczekać na nią do jutra i dowiedzieć się szczegółów... A jeśli straż jej nie zwolni, to przejść się na posterunek i porozmawiać z nią na miejscu...

Czuł się zaintrygowany całą tą sytuacją i miał nadzieję, że to nie są tylko mżonki. Pamiętał jak walczył z Chaosem w Praag, podczas Burzy. Jeśli mógł się tutaj przydać, zamierzał to zrobić.


* przysł. Deszcz ranny, płacz panny i taniec baby niedługo trwają.
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
necron1501
Mat
Mat
Posty: 448
Rejestracja: poniedziałek, 4 lutego 2008, 17:42
Numer GG: 10328396

Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: necron1501 »

Marcus

Marcus już od dłuższego czasu kierował się w stronę Talabheim. Słyszał o tym mieście wiele podczas swej krótkiej i podróży i stwierdził, że tam może zacząć na nowo kształtować swoje życie. Miasto gdzie można ukryć wszystko, gdzie można rozpocząć życie na nowo. Mijał tabory kupców podróżujących w stronę innych miast i placówek. Miejsc zysku. Lecz kierował się w stronę Talabheim też z innego powodu. Chciał zgłosić to co widział w wiosce(tu informacja dla innych, znalazł wymordowaną wioskę, i usłyszał rozmowę sługusów, którzy mówili że ich pan ma zamiar wykorzystać zwłoki). Może zainteresują się tym magowie, lub nie, któż wie?

Po parunastu dniach dotarł zmęczony do okolic bram miasta. Dzięki niech będą Sigmarowi, nie spotkał na swej drodze żadnych przygód. Teraz zatrzymał się na wzgórzu i taksował wzrokiem miasto. Musiał co chwilę odgarniać coraz to bujniejsze brązowe włosy. "Zarosłem" pomyślał z irytacją Marcus, kierując się do bramy. Miał nadzieję, że strażnicy nie będą sprawiać problemów kapłanowi Sigmara. "Dzięki niech będą Młotodzieżrcy, że nadal szarzy ludzie czują przed kapłanami respekt." Łuk bramy rzucał przeciągły cień na Marcusa który przechodził przez bramę. Żar lał się z nieba, ludzie uciekali pod drzewa w poszukiwaniu cienia. Marcus czuł pot ściekający pod tuniką ze znakiem Sigmara. Już dawno ściągną z siebie zbroję i pelerynę kapłanów. Były zbyt niewygodne. "Muszę poszukać miejsca na nocleg, oraz porządnie zjeść". Skierowal swe kroki do najbliższej karczmy.
Wchodząc Zwrócił uwagę tutejszych biesiadników, chłopów i bóg wie jeszcze kogo. Nie przejmując sie spojrzeniami podszedł do karczmarza.
-Czy są wolne pokoje?-zapytał Marcus nie siląc się na uprzejmości. Zapach jedzenia przypomniał mu, kiedy miał coś innego niż prowiant w ustach. Karczmarz otaksował go wzrokiem, zatrzymując swój wzrok na symbolach Młotodzierżcy.
-Jak dla ciebie... 20 miedziaków za noc-powiedział karczmarz. Marcus nie znający sie w ogóle na tutejszych cenach, cenie waluty itp. Od razu przystał na warunki. Podał odliczoną kwotę i skierował swe kroki do wskazanego pokoju.

Pokój wyglądał tak jak sobie wyobrażał karczemne pokoje: Zwyczajne łóżko, stół, fotel, szafa i mała komódka. nagle usłyszał stukanie do drzwi. Jako że stał obok drzwi, otworzył. Zobaczył młodziutką służkę i dwóch drabów, ktorzy trzymali balę. Ci nie czekając na zaproszenie weszli do pokoju postawili balę i szybko wyszli. Natomiast służka została.
-Tutaj jest bala abyś mógł się umyć, tutaj mam mydło i lusterko oraz żyletkę. Zaraz przyniosą wodę- powiedziała szybko postawiła przedmioty na komódce po czym szybko wyszła. Rzeczywiście w następnej chwili weszli służący którzy nalali wodę do bali, po czym szybko wyszli. Marcus najpierw zamknął pokój a następnie zaczął doprowadzać się do porządku...

3 godziny później :D

Marcus zszedł na dół aby zjeść posiłek. Ledwo siadł przy jednym z wolnych stolików, niedaleko Kislevczyków. Nie zdążył niczego zamówić, ponieważ wpadła młoda elfka do karczmy. Była jedną z ładniejszych elfek jakichkolwiek widział, mimo że przez zakon trochę się ich przewinęło, czasem w poszukiwaniu schronienia, czasem aby się pomodlić. "Chaos pod nosem magów... Niesłychane. Ale cóż zostanę może pomogę. Czyżby to był początek mej historii?" Pomyślał Marcus zajmując się jedzeniem.

Trochę przy długo :D
ObrazekObrazek
ObrazekObrazek
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: MarcusdeBlack »

Obrazek

Herbert von Richter

Richter przystanął widząc uliczki Talabheim, był blisko domu i zastanowił się przez chwilę czy nie przedłużyć drogi i udać się do Sturgrachtu, ale widząc jak Martin męczy się z końmi zaraz odrzucił tą myśl. Może później, on sam już nie miał tyle wigoru co kiedyś, więc pewnie te kilka dodatkowych dni dałoby się mu we znaki.
- Dobra chłopcze, odpoczniemy tu kilka dni. - rzucił do chłopaka, ten tylko kiwnął głową i uniknął zębisk Bułata, koń hrabiego był wrednym osobnikiem, tylko Richter miał na niego wpływ.
- To miasto skrywa wiele, pamiętasz jak ci o nim mówiłem? - spytał sucho swego sługę, nie odwracając wzroku od pędzących ludzi.
- Uważaj w co włazisz? - odparł pytająco i szarpnął za wodze upartego konia, Martin wolałby by rumak Grafa, zachowywał się jak jego Zefir. Wspomniany koń, stał i tępo spoglądał na płaszcz Herberta. Nie był to koń bojowy, strasznie ospały i uległy.
- Otóż to, otóż to. - odpowiedział rycerz, był dziś w dobrym nastroju i Martin wolałby by w takim pozostał. - Można się tu wpakować w nie lada kłopoty, chłopcze. No, ale nie guzdraj się z tymi końmi, idziemy.

Stary rycerz bezczelnie zaczął się rozpychać w tłumie, dając miejsce dla sługi i wierzchowców. Pomimo podeszłego już wieku, rycerz ten przewyższał wzrostem i krzepą niejednego młodziana. W przepychaniu się pomagał fakt że Richter był w pełnym rynsztunku, zbroja płytowa dawała ludziom znać, że lepiej z nim nie zadzierać, w końcu nie każdego stać na taki rynsztunek. I owszem, mężczyzna nie był 'każdym'.
Członek Czarnych Panter, mruknął widząc szyld gospody, koślawy podpis oznajmiał "Pod Skrzydłem Gryfa". Spojrzał na młodzieńca i dał mu znać, by sie zajął końmi i ekwipunkiem. Chłopak tylko kiwnął niechętnie na zgodę, ale piorunujący wzrok szlachcica nie tolerował sprzeciwów.

Hrabia wszedł do gospody i rzucił wzrokiem po komnacie, miejscowe pijaczki dogorywały jeszcze, przeklinając ból głowy. Rycerz wodził jakiś czas po obecnych, niewielu o tej porze było bywalców. Spojrzał kpiąco na właściciela tegoż miejsca i rzucił w jego stronę - Na tym szyldzie, to raczej kurczak jest namalowany, a nie gryf.
Mężczyzna burknął coś, ale widząc jak zbrojny się do niego zbliża, splunął na stół i zaczął wycierać ladę. - Co dla miłościwego? - spytał trochę wrogo po chwili.
- Piwa daj, tylko coś lepszego niż masz pod ladą i przypadkiem tam nie naszczaj! - odpowiedział gromko. - Już wiem jakie to z was są mściwe typki. - dodał zimno i zaczął wiercić go wzrokiem.
Wąsacz poszedł na zaplecze i przyniósł zaraz dzban pełen piwa, miał strasznie niemrawą minę. W tym samym momencie do gospody wszedł Martin, z różnymi tobołkami. Widząc hrabiego przy szynku, zaraz podszedł i nalał mu piwa do kufla.
Herbert kiwnął głowa z uznaniem i wręczył karczmarzowi zapłatę, 25 sztuk złota.
- To za piwo i dwa pokoje, żebyś się przypadkiem nie zesrał ze szczęścia.
Wąsacz przytaknął trochę za szybko i zaczął coś mamrotać o przeprosinach.
Kiedy odszedł od Grafa, Richter spojrzał na młodego Bauera. Podstarzały rycerz zawsze kojarzył się chłopakowi z wielkim drapieżnym kotem. Grzywa posiwiałych już gdzieniegdzie włosów, bujny zarost i bystry wzrok, nielicząc może bielma na lewym oku. Był jak dzika bestia, podobno na polu walki, można się było o tym przekonać, nawet w niektórych kręgach zyskał miano 'Obłąkańca - Wahnsinn'.
- Dziś ci dam spokój, idź i odpocznij sobie. - chłopak mrugnął, hrabia dał mu wolne.
- O-oczywiście. - przytaknął i zatargał tobołki na górę.

Hrabia w niedługim czasie także postanowił się położyć, udał się do pokoju i musiał chłopaka obudzić, w końcu jakoś to żelastwo musiał zdjąć. Po paru chwilach Richter stał już ubrany w swoje zwykłe ubranie, ciemnoszary kaftan i spodnie oraz czarny płaszcz.
Odesłał sługę i zasnął snem sprawiedliwych. Obudził się w nocy, nie dziwota w końcu spał w ciągu dnia.
Ale tu chodziło jeszcze pewne krzykliwe - LUDZIE!!! WSTAWAJCIE!!! CHAOS PANOSZY SIĘ W MIEŚCIE, JESTEŚCIE W NIEBEZPIECZEŃSTWIE!!!
Powlókł się natychmiast z łóżka, zszedł w koszuli i spodniach po schodach, w ręku dzierżył miecz półtoraręczny. W gospodzie nie było żadnego chaosu, tylko jakaś urodziwa elfka, wyprowadzana przez straż. Stuknął mieczem o podłogę, kiedy straż wyszła razem z wichrzycielką, zostawiając kilka zdziwionych gąb. - Nachlana elfka, tegoż jeszcze żem nie widział. - mruknął do nikogo konkretnie. Widząc jak Martin złazi po schodach, machnął na niego dłonią na znak, by wracał na górę.

Z potarganą grzywą przysiadł się do lady i odłożył miecz. - Daj coś mocniejszego, teraz to już żadna możliwość by zasnąć. - rzucił do karczmarza już spokojnie. Zmarszczki na twarzy poruszyły mu się na twarzy, dając znać że stary się nad czymś zastanawia. Miał dostojną twarz, a do prostego stroju miał tylko dwie ozdoby, srebrną obrączkę u lewej dłoni i amulet z tegoż materiału przedstawiający ryczącą panterę.
Ostatnio zmieniony środa, 22 lipca 2009, 13:33 przez MarcusdeBlack, łącznie zmieniany 3 razy.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: the_weird_one »

Raethis

Raethis odruchowo rozejrzał się po celi. Zastanawiał się przez chwilę, co przygotował dla niego psychopatyczny Druchii, nie czuł się jednak zagrożony. Był w więzieniu a nie w trumnie. Samo to już budziło pewną nadzieję. Dawało poczucie, że był potencjalnym pionkiem, nie zaś wrogiem.

- Pół tonu ciszej, jeżeli wolno mi prosić... - poprosił nieznajomą spokojnie, ściszonym głosem. Jeżeli miał zebrać myśli, musiał wyeliminować albo jej wrzaski, albo ból głowy.
- O, obudziłeś się - zauważyła, popisując się niezwykłą spostrzegawczością. - Ktoś cię ładnie urządził.
Elf podniósł się do pozycji siedzącej, opierając się na łokciu. Zlustrował ją wzrokiem aby określić, czy nie ma żadnego związku z Mavem. Odrzuciwszy taką możliwość spojrzął na okno by ocenić, jaka jest pora dnia.
- Przepraszam za egoistyczne podejście do całkiem egzystencjonalnego problemu współdzielenia celi, tak, wiem, że marny ze mnie kompan uwięzienia, ale zdajesz sobie sprawę mniej więcej ile czasu byłem nieprzytomny?
- Nie jestem pewna, ale będzie tego ponad siedem godzin, które ja już tutaj jestem. Zależy, o której cię zgarnęli. Już po dziesiątej - odpowiedziała, nie patrząc na niego. Wystawiła obie dłonie przez kraty i usiłowała pochwycić strażnika, który przechodził obok. - Chcę rozmawiać z naczelnikiem!!!

Strażnik burknął coś pod nosem i uderzył pałką w kratę, niedaleko jej dłoni. Elfka odskoczyła szybko, bluzgając w Mrocznej Mowie.

Starając się ukryć zaniepokojonie językiem stosowanym przez kobietę opadł z powrotem na podłogę wpatrując się w sufit. Przez grzeczność rozmawiał w tym samym czasie gdy rozmyślał.
Ci często osadzani w więzieniach uczyli się tego szybko.

- Jesteś niewinna? Jakiś protest? W zasadzie za co tutaj wylądowałaś?
- Nie no, winna... Chociaż to nie jest jakaś taka straszna wina... Próbowałam powiadomić ludność Talabheim o zagrożeniu i mnie przymknęli za zakłócanie porządku. A ty? - zerknęła w jego stronę.
- Ja... - zastanawiał się przez chwilę. - Jeszcze nie wiem, ale niedługo mi powiedzą.
- No ale chyba coś zrobiłeś? Od tak sobie nikogo nie zamykają - stwierdziła i puściła do niego oczko. Podeszła bliżej i powąchała powietrze. - Myślałam, że cię ogłuszyli, ale to ktoś cię uśpił. Poznaję tę mieszankę, kurewsko mocne. Boli cię łeb, nie?
- Tak, zgadłaś... - wciąż starał się być uprzejmy, choć irytowało go to, zwłaszcza wspomniawszy jej krzyki. Wciąż jednak patrzył na sufit zatopiony w myślach. - Jak już powiedziano, ktoś mnie urządził i bynajmniej nie byli to dbający o bezpieczeństwo społeczeństwa strażnicy...
- Ja wychodzę koło południa. Jeśli chcesz, możesz iść ze mną, tylko nie ma nic za darmo...

Intrygujące. Ktoś tutaj chciał zrobić z niego desperata, godzącego się na każdą nadzieję. Może nawet powinien zdecydować się na błagalny ton. Albo przynajmniej udawać zainteresowanego i nie zważającego na konsekwencje.
Skierował na nią spojrzenie i szybko podniósł się do pionu.

- Co masz na myśli? W jaki sposób miałbym opuścić ten uroczy lokal, udając się z tobą?
- To proste, w południe będą ustalać kaucję, a ja będę mogła nas wykupić - odpowiedziała. - Skoro nie zrobiłeś nic złego, to nie powinno być z tym problemów. Chyba że jednak masz coś na sumieniu, hm?

Elf z trudem maskował uśmiech, jednak stwierdził, że to dobra okazja. Nie będzie nic winny, bez względu na to jaką cenę ustalić mogła za chwilę elfka. Natomiast problemem mogło być to, iż rzeczywiście będzie musiała uwierzyć w jego niewinność...

- Nie, jestem niewinny. Ostatnie co pamiętam to elf... jakiś elf w czarnym stroju, który otumanił mine tym świństwem... które tak zachwalasz. Ale mniejsza z tym, o tym mogę opowiedzieć później. Zatem z czystym sumieniem stwierdzam, że jestem niewinny. A teraz interesuje mnie cześc twojej wypowiedzi pod tytułem ,,nie ma nic za darmo"...
- Och, to nic takiego... - Uśmiechnęła się lekko. - Niedługo miasto zostanie zaatakowane, więc przyda mi się ktoś, kto powiadomi o tym jak największą ilość osób. Mnie nikt nie wierzy...
- Zaatakowane, powiadasz... Pozwolisz że przez czystą, nienaznaczoną cieniem strachu czy nutką frustacji ciekawość zapytam: przez kogo? Nie żebym miał jakąś dobrą renomę czy reputację do utracenia w kręgach, w których się obracam... Ale pierwsze słyszę, a zazwyczaj jestem dobrze poinformowany. - mężczyzna przekrzywił głowę zastanawiając się, w jakiej grze pionkiem ma się stać teraz. - Żadna armia raczej nie maszeruje na Talabheim...?
- Maszerują i to nawet dwie... - westchnęła. - Chaos i nekromanci podpisali dziś w nocy pakt i mają wspólnie zaatakować miasto.

Zmierzył ją wzrokiem zastanawiając się, co to za żart alby czy przypadkiem może jeszcze nie zdążyła wytrzeźwieć. Co najśmieszniejsze, wydawała się zupełnie przytomna. A w mieście są ponoć przytułki dla umysłowo chorych.

- Czy wystarczy, jeżeli ci pomogę, bez względu na to, czy sam w to wierzę czy nie? Wybacz, ale renoma niewielu wystarczy, aby zaspokoić niedowierzanie ludzi... a jak zdajesz sobie sprawę, jesteśmy w ludzkim mieście.
- Nie musisz mi wierzyć - prychnęła. - Nawet moja przyjaciółka się na mnie wypięła, żeby sobie nie nadszarpnąć reputacji.

Zwiesiła głowę i zamyśliła się.

- Ja wiem, że to brzmi niedorzecznie, sama bym sobie nie uwierzyła. Ale byłam świadkiem tego i wiem, co widziałam!
- Jak sobie życzysz. Ale abstrahując od faktu, czy to prawda czy nie, - zaczął wstając - nie wiem, czy nie przeceniasz rodzaju ludzkiego co do ich zdolności wiary. Nie wierzą w swoich bogów, a ty chcesz, aby uwierzyli słowom pary obcych, także sobie, elfów. Tak na początek aby zakończyć kaleczenie ceremoniału prosiłbym o zdradzenie mi swojego imienia...
- Hmm... Nie mogę ci odmówić racji. Jestem Saila, a ty? - zapytała, podając mu rękę.

Przez ułamek sekundy zastanawiał się nad swoim imieniem, rozważając coś. Głównie zależało to od tego, czy zamierzał wypełnić umowę. Ale dodatkowe znajomości mu się przydadzą, tak dla odmiany. Jeżeli Mav go wykorzystał, koniecznie będzie musiał dowiedzieć się, kto wciąż go popiera.

- Raethis... Na imię mam Raethis. Bardzo mi miło, mimo okoliczności. - podał rękę w odpowiedzi.
- Ważysz słowa jak truciznę... - skomentowała, uśmiechając się dziwnie. - Nie za dużo, żeby nie zabić, ale też nie za mało, by pozostawić po sobie ślad i osłabić. Mi też miło ciebie poznać.
- Zatem, skoro mamy jeszcze trochę czasu... - odsunął się, nie odwzajemniając uśmiechu. - Jaki masz plan? Nie wydajesz się osobą, którą słowa przypadkowo spotkanego, enigmatycznego elfa o przeroście ego, nawet posiadające poświatę inteligencji... momentami, zdolne byłyby powstrzymać...?
- Plan mam taki, żeby ostrzec ludzi i przygotować ich na atak. Myślę, że wykorzystam moje zasoby i znajomości, by nająć jakiś wojowników, opowiem o wszystkim elfom w mieście i wystawimy patrole...
- Dobrze... czas zadać nieco bolesne pytanie. Jesteś pewna, że opowiedzenie tego wszystkim elfom w mieście przyniesie skutek? Patrole z najemników są możliwe, ale kosztowne. Musiałabyś być bardzo bogata... - stwierdził, przyglądając się uważniej strojowi kobiety i jej samej, oceniając jej zamożność, urodę, maniery.
- Nie martw się, towarzyszu - odparła, uśmiechając się krzywo. - Jestem bogatsza niż myślisz... - powiedziała z takim przekonaniem i pewnością w głosie, że musiał jej uwierzyć... chociaż nie był pewien, czy chciał.
- To dobrze, bo mam niejasne wrażenie, iż nie chciałbym tego opłacać...

- Eee... Pani profesor... - strażnik przerwał im, spoglądając na Sailę zakłopotanym wzrokiem. - Naczelnik panią prosi do siebie...
- No! W końcu! - prychnęła Elfka i puściła oczko do współlokatora.
Raethis onownie przekrzywiając głowę spojrzał znów na elfkę.
- ...profesor?
- Wykładam na uniwersytecie o roślinach - wyjaśniła, wzruszając lekko ramionami. - Do później, wrócę po ciebie niebawem.
Pomachała mu i poszła za strażnikiem, najpewniej wykłócać się z naczelnikiem aresztu o zwolnienie za kaucją.

- Nawet nie wiesz, z kim się zadajesz... - odpowiedział, uśmiechając się gdy już zniknęła. Niniejszym przyśpieszył opóźnienie więzienia. Nie traktował serio jej zdania, zastanawiał się raczej, co mogło ją skłonić do wydawania takiego zdania... I dlaczego Mav go wystawił. Nie miał zamiaru wypełniać tej bzdurnej umowy o ile nie miałby sobie zrobić naprawdę niezwykłych wrogów. Na razie jednak pewien irytujący Druchii pozostawał zmartwieniem.
Oczywiście Raethis podejrzewał, że Mavado chce zrzucić winę na niego. Podejrzenia i tak byłyby bardzo krótkotrwałe, najprawdopodobniej ktoś pomylił go z samym Druchii. Wówczas obydwaj byli podobnie ubrani, obydwaj mieli długie, kruczoczarne włosy i obydwaj byli elfami. Na tym jednak podobieństwa się kończyły.
Mavado miał jedno oko. Raethis, dosyć myląco biorąc pod uwagę który z nich był mrocznym elfem, miał ostrzejsze, bardziej drapieżne rysy. Jednak tak niewiele szczegółów pozwalało ich rozróżnić.
Jednak pojawiła się szybsza droga... a on być może odnajdzie i skłoni do wyjaśnień Druchii szybciej, niż ten mógłby podejrzewać. Nie zamierzał w ogóle pomagać tej elfce. Zamiast tego planował najpierw skierować kroki do pewnej karczmy...
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: Serge »

Gdzieś pod Talabheim

Obrazek

Heskit

Heskit z dumą dokonywał przeglądu oddziałów inżynierów spaczenia. Przyglądał się zespołowi miotaczy spaczo-ognia, którzy sprawdzali swoją ciężką i niebezpieczną broń z dokładnością dobrze wyćwiczonych skaveńskich inżynierów. Mniejszy z dwóch skavenów przepięknie łomotał w lufę kluczem do nakrętek sprawdzając, czy jest odpowiednio wypełniona, podczas gdy drugi trzymał przez cały czas jej niebezpieczny wylot skierowany ku sufiotowi – na wszelki wypadek.

Grupy spoconych niewolników odpoczywały przez chwilę, dysząc ciężko z wywieszonymi językami od długiej, wyczerpującej pracy. Pracowali długo i pięknie, aby przygotować drogę dla misji, jaką mieli wykonać. Spędzili wiele godzin wywabiając straż kanałową jak najdalej od tego miejsca, oraz całe dni pracy z łomami wyciszonymi przez szmaty. Teraz wszystkie rampy były na miejscu, a skaveni w gotowości do przedarcia się na powierzchnię i wyrojenia do wnętrza człowieczej nory.

Heskit oceniał ich pracę sprawnym okiem zawodowca. Podczas dni nauki jako czeladnik, nadzorował budowę rusztowań wokół wielkich okrętów bojowych skavenów. Rusztowań, które niezwykle rzadko zawalały się zabijając wszystkich poniżej, jak przypominał sobie z dumą Heskit. To był jeden z cudów wybudowanych przez jego norę. Cóż, jego koledzy inżynierowie będą mieli kolejne powody do zachwytu, bo dni człowieczego miasta Talabheim były policzone. W końcu Heskit stanie się posiadaczem wszystkich najpyszniejszych sekretów rasy człowieka. A wówczas udoskonali je po tysiąckroć.

- Ruszać się, ruszać! Szybciej-szybciej! - syknął skaven. - Wkrótce miasto człowieka będzie nasze! - chronometr Heskita zadzwonił dziesięć razy, a skaven omiótł całą jaskinię wzrokiem, po czym udał się na spotkanie z Szarym Prorokiem Azgadem. Stary skaven nie lubił spóźnialskich...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: Ouzaru »

Raethis

Został w celi sam, jeszcze przez jakiś czas słyszał kroki odchodzącego strażnika i trajkoczącej Elfki. Pokręcił głową i uśmiechnął się do siebie nieznacznie - w końcu się od niej uwolnił i mógł w spokoju zająć się swoimi myślami. Po jakiejś godzinie minął mu ból głowy, a po kolejnej zaczęło się nudzić. Tuż przed południem wrzucili do jego celi jakiegoś śmierdzącego szczynami pijaczka. Starszy mężczyzna wyglądał na o wiele starszego, niż był w rzeczywistości i cuchnęło od niego tak, że Raethis zaczął tęsknić za Sailą.
- A ty... He he he... Lepiej stąd uciekaj, słuchaj starego Marka... - stwierdził pijak, przyglądając mu się z dziwnym błyskiem w oku. Przy każdym słowie śmierdzący oddech docierał do nozdrzy elfa powodując u niego mdłości.
- To znaczy? - zapytał unosząc jedną brew do góry i dyskretnie zasłaniając nos dłonią.
- Jesteś taki śliczny... He he he... Wiesz co mam na myśli? Zaopiekują się tobą - rechotał mężczyzna, irytując Raethisa.
Elf nie zdążył nic odpowiedzieć, gdy strażnik z łoskotem otworzył drzwi do celi. Obrzucił więźniów ostrym spojrzeniem i chrząknął.
- Ty jesteś Raethis? - zapytał. W odpowiedzi elf skinął głową. - Dobra, wyłaź, jesteś wolny - mruknął wyraźnie niezadowolony.

Nie czekając dłużej, wyminął strażnika i opuścił areszt. Było południe, a on miał jakąś sprawę do załatwienia.

* * *


Zajęło jej trochę czasu, nim z aresztu poszła do tej karczmy, co w niej wczoraj narobiła nieco hałasu. Problem był w tym, że nie za bardzo pamiętała, która to była i musiała się zdać na wadliwą pamięć swej klaczy. W końcu jednak dotarła i odetchnęła z ulgą, widząc znajomy szyld. Dziarsko weszła do środka, nie przejmując się zbytnio pogardliwym spojrzeniem, jakie rzucił jej gospodarz.
- Tak jak mówiłam, wróciłam! - oznajmiła, siadając na ladzie.
- Cholera - mruknął karczmarz, krzywiąc się i zniknął na zapleczu.

- Słuchajcie! - zawołała, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych. - Chaos i nekromanci postanowili zaatakować miasto! Zapłacę dwadzieścia złotych krążków każdemu, kto zgodzi się mi pomóc zorganizować obronę. - Wyjęła z sakiewki złotą monetę i podniosła do góry. W oczach kilku bywalców pojawił się blask zachłanności i łatwego zysku. Szybko też zapadła cisza. - Plan jest prosty, wystawimy patrole, które będą pilnować porządku w mieście i raportować mi, kiedy tylko zdarzy się coś dziwnego. Spróbuję porozmawiać z tutejszą władzą, strażą i wojskiem. Jeśli macie jakieś znajomości, to pociągnijcie za wszystkie sznurki, by tylko jak najszybciej powiadomić mieszkańców o zagrożeniu!
Minę miała zaciętą i wyglądała na jak najbardziej trzeźwą. Drzwi do karczmy otworzyły się, a w nich pojawił się dość zaskoczony widokiem Saili Elf.
- O, Raethis! Cieszę się, że mnie znalazłeś - zwróciła się do niego dziewczyna i zeskoczyła z lady, by stanąć koło niego. - Właśnie przedstawiałam wszystkim mój plan. Masz coś do dodania?
Obrazek
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: Acid »

Sergei

Musiał przyznać, że się nie wyspał, ale nie było to żadną nowością w tej karczmie. Pokój bowiem zajmował obok wybitnego bawidamka, który robił dobrze pannom w potrzebie. Robił może i dobrze, ale dlaczego musiał wynająć pokój tuż obok Kislevity? I chociaż mógł je jakoś uciszyć, gdy tak krzyczały w chwilach największej ekscytacji.

Z bólem głowy Sergei zszedł powoli na dół i zasiadł przy szynku. Rumiany karczmarz uśmiechał się szeroko polerując kufle. Czarodziej zastanawiał się, dlaczego mu tak wesoło.
- Ciężka noc, Herr Vasiliev?
- Da. – odparł Magister Lodu. Łeb mu pękał i nie był pewien czy to od wódki wypitej wczoraj z Niedźwiedziem, czy od niewyspania. – Nie możesz przenieść tego spod ósemki gdzieś indziej? Strasznie hałasuje w nocy, spać nie można…
-Vestela Orlandoniego? – skojarzył karczmarz. – Niestety, przyjacielu, wszystkie pokoje mam już zajęte, będziesz się musiał przemęczyć. Módl się do swoich bogów żeby ten łamacz kobiecych serc szybko wyjechał.
- Просто красиво ... [1] – mruknął po kislevsku czarodziej i zmrużył oczy. – Daj mi szklankę wody, gospodarzu i jakieś ciepłe śniadanie.
- Robi się, Herr Vasiliev. – powiedział karczmarz i zniknął po chwili na zapleczu.

Sergei natomiast powolnym krokiem ruszył przez salę i zasiadł przy stole w kącie. Zajrzał do plecaka wyjmując z niego mały mieszek i wsypał jego zieloną, sproszkowaną zawartość do szklanki pełnej wody przyniesionej przez karczmarza.
- Jakieś zioła? – spytał zaciekawiony gospodarz.
- Da, uśmierzają ból głowy. – Vasiliev uśmiechnął się na siłę.

Chwilę później na stół wjechały naleśniki z serem i dzban kompotu z wiśni. Czarodziej Lodu zajadał spokojnie rozglądając się po pomieszczeniu. W kominku leniwie płonęło ognisko a jakiś ludzki minstrel próbował grać romantyczną balladę. Niewielu go słuchało. Kilka chwil później drzwi otworzyły się i do środka wpadła ta sama dziewczyna, którą wczorajszego wieczora zgarnęła straż miejska za zakłócanie porządku. Najwyraźniej nie zamierzała odpuścić.

- Słuchajcie! - zawołała, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych. - Chaos i nekromanci postanowili zaatakować miasto! Zapłacę dwadzieścia złotych krążków każdemu, kto zgodzi się mi pomóc zorganizować obronę. Plan jest prosty, wystawimy patrole, które będą pilnować porządku w mieście i raportować mi, kiedy tylko zdarzy się coś dziwnego. Spróbuję porozmawiać z tutejszą władzą, strażą i wojskiem. Jeśli macie jakieś znajomości, to pociągnijcie za wszystkie sznurki, by tylko jak najszybciej powiadomić mieszkańców o zagrożeniu!

- A skąd wiesz, że zaatakują? – odezwał się Vasiliev przerywając posiłek. Mimo że mówił idealnym reikspielem dało się wyczuć w jego głosie kislevski akcent. – Skąd masz takie informacje? Bo skądś mieć musisz, prawda? Walczyłem z Chaosem w Praag podczas Burzy i mogę się przydać, ale jeśli nie będę znał szczegółów, palcem nie kiwnę. – czarodziej wrócił do naleśników z uwagą przyglądając się elfce.

Jeśli mówiła prawdę, mogło być naprawdę ciekawie. Póki co jednak Sergei oczekiwał jakiś detali i Informacji. Bo ‘na słowo’ tej dziewczynie wierzyć nie zamierzał, tym bardziej marnować swojego cennego czasu.


[1] - Po prostu pięknie…
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
necron1501
Mat
Mat
Posty: 448
Rejestracja: poniedziałek, 4 lutego 2008, 17:42
Numer GG: 10328396

Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: necron1501 »

Marcus

Marcus mimo tego, ze ma pokój obok strasznie hałaśliwego sąsiada, nigdy nie spał tak dobrze. Nigdy nie spał w tak wygodnym łóżku. W zakonie jak i podczas drogi albo spał na ziemi albo na nie wygodnej pryczy. Natomiast tu rozpływał się na łóżku. Lecz stwierdziwszy, że nie ma co dłużej się rozpływać zszedł na dół, aby zjeść śniadanie.

Podszedł do karczmarza odrazu prosząc o śniadanie. Nie słuchając odpowiedzi karczmarza zaczął szukać wzrokiem jakiegoś wolnego miejsca. Od razu jego wzrok padł na Kislevczyka, który siedział w rogu. Skierował tam swoje kroki w celu dosiądnięcia się do niego i wypytanie go o jego kraj. Zawsze chciał tam pojechać. Wtem wpadła elfka z zeszłego wieczoru. Ledwo weszła zaczęła mówić:

- Słuchajcie! - zawołała, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych. - Chaos i nekromanci postanowili zaatakować miasto! Zapłacę dwadzieścia złotych krążków każdemu, kto zgodzi się mi pomóc zorganizować obronę. Plan jest prosty, wystawimy patrole, które będą pilnować porządku w mieście i raportować mi, kiedy tylko zdarzy się coś dziwnego. Spróbuję porozmawiać z tutejszą władzą, strażą i wojskiem. Jeśli macie jakieś znajomości, to pociągnijcie za wszystkie sznurki, by tylko jak najszybciej powiadomić mieszkańców o zagrożeniu!

Zaraz po tym padło pytanie od Kislevczyka:

- A skąd wiesz, że zaatakują? Skąd masz takie informacje? Bo skądś mieć musisz, prawda? Walczyłem z Chaosem w Praag podczas Burzy i mogę się przydać, ale jeśli nie będę znał szczegółów, palcem nie kiwnę.

-Popieram i dodam pytanie od siebie. Jeśli rzucasz takie oskarżenia musisz mieć pewność, albo nie zachwianą w to wiarę. Czy wiesz może kiedy mają zamiar zaatakować?-
zapytał Marcus, jednocześnie kiwając z uznaniem Kislevczykowi.
ObrazekObrazek
ObrazekObrazek
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: MarcusdeBlack »

Richter

Piwo o trzeciej rano nie było najlepszym pomysłem, kiedy trzeci raz umoczył swe brązowe, acz posiwiałe wąsy w trunku, zrobił się czerwony na twarzy i poczuł mrowiący ból w dłoni. - Do cholery. - warknął do siebie. Może i był silniejszy od młodzieniaszków, ale niestety podeszły wiek dawał o sobie znać na inne sposoby. Od dłuższego czasu toczył bój z procesem starzenia, ale batalia ta i tak była już przesądzona, był już dobrze po pięćdziesiątce. Był świadom że niewielu, miało przywilej dożyć jego wieku.

Złapał się za przegub, palce dłoni były ociężałe i nie chciały współpracować. Nie pierwszy raz, sięgnął lewą dłonią do mieszka i zapłacił za trunek. Spiorunował wzrokiem jakiegoś gapiącego się pijaczynę i zabrawszy miecz udał się na górę, do swojego pokoju. Nie miał zamiaru spać, musiał się odprężyć. Uderzył mieczem o drzwi prowadzące do pokoju młodego Bauera, ktoś w sąsiednim pokoju wydał wściekły jęk, hrabia się tym nie przejął zbytnio. W drzwiach ukazał się młodzian z bladą twarzą, czekał na słowa swego pana. - Przynieś mi te cholerne zioła od Alfgena. - co by nie mówić, cyrulik którego wymienił znał swój fach, zioła zawsze uśmierzały niedowład, w mniejszym lub większym stopniu.

Gdy chłopak zajmował się ziołami, musiał je jeszcze zaparzy co oczywiste, podstarzały rycerz udał się do swego pokoju. Sięgnął do tobołków po swoją fajkę. Drewniana z metalowymi elementami, była ozdobiona wzorem jakiegoś kwiatu. Usiadł wreszcie na łóżku i zaciągnął się gorzkim dymem.
Uspokoił się trochę, już nie był tak czerwony jak na dole. Dziwnym trafem jego myśli zaczęły krążyć wokół szalejącej elfki, czy może raczej tego co wykrzykiwała.

Martin wszedł do pokoju, zostawił kubek ziół na stole i czekał na to co powie mu Graf. Ten jednak, nadal rozważał możliwość ataku ze strony chaosu, rany po niedawnym konflikcie dopiero się goiły, atak w tym momencie byłby idealny. A może..to tylko brednie? Nie! Richter wątpił w to. Nikt lekko nie żartuje o ataku mrocznych sił, przynajmniej nikt przy zdrowych myślach.

- Trzeba pogadać sobie z tą panną... - zamilkł widząc Martina, który cierpliwie czekał. Hrabia pogładził się po wąsie i odłożył fajkę. - Dobra chłopcze, chyba w coś wleziemy jednak. - rzucił przytaczając poranną rozmowę. Spojrzał na niebo za oknem, miasto się budziło.

- Masz tu kilka monet i połaź po mieście, posłuchaj o czym ludzie gadają. - to mówiąc rzucił chłopakowi mały mieszek, zabrzęczał lekko. - Masz sztylet na wszelki wypadek? - spytał chłopaka, on odparł kiwnięciem i poklepał się po bucie. Stary numer, ale niezawodny. Kiedy młodzieniec już był w progu, Herbert rzucił jeszcze wesoło w jego stronę. - Tylko nie wydaj wszystkiego w burdelu. - chłopak zrobił się czerwony i szybkim krokiem wyszedł z pokoju słysząc jeszcze gromki śmiech starego szlachcica.

Richter mimowolnie zasnął, obudziło go dopiero pukanie w drzwi. - Wejść! - krzyknął wstając. To była służka, przyniosła miskę z wodą. Zostawiła ja i służalczo się ulotniła. Szlachcic przemył swe ciało i twarz, przebrał się, zamknął pokój i zszedł ponownie już na dół. Na dole przysiadł przy jednym ze stolików i czekał aż dziewka służebna przyniesie jadło. Pajda chleba, gomółka sera i kawał baleronu. Do tego jakiś cienkusz udający wino.
Skończył posiłek i czekał na powrót swego sługi.
Ale pierwsza pojawiła się panna ludzie-wstawajcie.
- Tak jak mówiłam, wróciłam! - oznajmiła, była trzeźwa i pełna wigoru.
Karczmarzow ulotnił się niczym smród po fasoli.

Elfka wygłosiła poważną przemowę, przy okazji grając na chciwości maluczkich. W ten sposób, może zwabi jakichś durni i oszustów, a na pewno nie obrońców miasta.
W drzwiach pojawił się kolejny długouchy, najwyraźniej znajomek tejże elfki.
- O, Raethis! Cieszę się, że mnie znalazłeś. - zwróciła się do niego dziewczyna i zeskoczyła z lady, by stanąć koło niego. - Właśnie przedstawiałam wszystkim mój plan. Masz coś do dodania?

Ale pierwszy odezwał się kislevczyk.
- A skąd wiesz, że zaatakują? Skąd masz takie informacje? Bo skądś mieć musisz, prawda? Walczyłem z Chaosem w Praag podczas Burzy i mogę się przydać, ale jeśli nie będę znał szczegółów, palcem nie kiwnę.

-Popieram i dodam pytanie od siebie. Jeśli rzucasz takie oskarżenia musisz mieć pewność, albo nie zachwianą w to wiarę. Czy wiesz może kiedy mają zamiar zaatakować? - zapytał Marcus, jednocześnie kiwając z uznaniem Kislevczykowi.

- Ja także coś rzeknę! - warknął. - Zamiast tu świecić złotem przed chamstwem, i to jeszcze za ich zasrany obowiązek, no chyba że chcą spier****ć przed chaosem. - w oczach miał zimne jezioro zniesmaczenia. - Przestań z głodnymi kawałkami i wytłumacz się skąd twoje domysły! Podaj z łaski swej choć swe imię, bo na razie jesteś w moich oczach bezimienną wichrzycielką, kto wie może i wariatką! - skończył purpurowiejąc na twarzy.
Ostatnio zmieniony sobota, 25 lipca 2009, 20:37 przez MarcusdeBlack, łącznie zmieniany 4 razy.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: the_weird_one »

Raethis

Po wypuszczeniu i obrzuceniu pogardliwymi spojrzeniami wszystkich mijanych udał się prosto do karczmy w której był chwilowo zakwaterowany. Zakwaterował się tuż przed zgłoszeniem się u Mavado, przeczuwając kłopoty choć całkiem innej natury. Tak czy siak istniała duża szansa że jego rzeczy są jeszcze w pokoju. Nie było tego wiele, codzienny dobytek i konkretniejsza broń od niewielkiego puginału który zabrał zawczasu ze sobą.

Właśnie otworzył drzwi do karczmy gdy ujrzał i usłyszał Sailę.

- O, Raethis! Cieszę się, że mnie znalazłeś. - zwróciła się do niego dziewczyna i zeskoczyła z lady, by stanąć koło niego. - Właśnie przedstawiałam wszystkim mój plan. Masz coś do dodania?
- Ja... - zaczął cicho, zdezorinetowany. Na szczęście Kislevczyk wyręczył go i przerwał zadając pytanie. I pozostałych dwóch mężczyzn, każdy z resztą wyglądający na sensownego człowieka.
- A skąd wiesz, że zaatakują? Skąd masz takie informacje? Bo skądś mieć musisz, prawda? Walczyłem z Chaosem w Praag podczas Burzy i mogę się przydać, ale jeśli nie będę znał szczegółów, palcem nie kiwnę.
-Popieram i dodam pytanie od siebie. Jeśli rzucasz takie oskarżenia musisz mieć pewność, albo nie zachwianą w to wiarę. Czy wiesz może kiedy mają zamiar zaatakować?
- Ja także coś rzeknę! Zamiast tu świecić złotem przed chamstwem, i to jeszcze za ich zasrany obowiązek, no chyba że chcą spier****ć przed chaosem. Przestań z głodnymi kawałkami i wytłumacz się skąd twoje domysły! Podaj z łaski swej choć swe imię, bo na razie jesteś w moich oczach bezimienną wichrzycielką, kto wie może i wariatką!

Nie krył rozbawienia, podchodząc nie do lady, a do najbliższego wejściu stołu i zasiadając na krześle.

- Już popełniłaś błąd, obawiam się. Współpraca z ludźmi nie jest najlepszym rozwiązaniem, dzielą się oni bowiem na dwie grupy: - ignorując wszystkich zgromadzonych przemówił do elfki - tych, którym nie można ufać i tych, którzy ci nie zaufają. Przemyśl inne możliwości. - zakończył, rozglądając się za gospodarzem...
Ostatnio zmieniony sobota, 25 lipca 2009, 21:33 przez the_weird_one, łącznie zmieniany 1 raz.
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: Ouzaru »

Zaraz po wejściu elfa do karczmy i zabraniu przez niego głosu, drzwi otworzyły się ponownie. Wszedł jakiś wysoki mężczyzna, który skrupulatnie ukrywał swe oblicze w cieniu kaptura. Obrzucił elfkę chłodnym spojrzeniem, kierując swe kroki do kąta izby. Usiadł tam i przyglądał się jej z jakimś nieprzyjemnym blaskiem w oczach. Kiedy uchwyciła to spojrzenie, widać było, że poczuła się nieswojo.

- Zaraz, chwileczkę, nie wszyscy na raz - powiedziała, uśmiechając się lekko. - Zacznijmy od początku... Nazywam się Saila Ta'lha. Skąd wiem, że zaatakują? Bo przypadkowo podsłuchałam rozmowę między demonologami i nekromantami. Podpisali umowę, że każda ze stron wystawi armię i wspólnie zaatakują Talabheim. Kiedy do tego dojdzie, tego niestety nie wiem. Była mowa o tym, że w chwili podpisania paktu dwie armie połączą się i razem ruszą na miasto. Jeszcze przed zawarciem umowa była ważna i nierozerwalna, więc chyba planowali to od dawna. Mam przeczucie, że atak nastąpi niedługo, dlatego musimy jak najszybciej zacząć działać i organizować obronę miasta!

Zerknęła w stronę poznanego w areszcie elfa i westchnęła cicho. Widać było, że jest dość uprzedzony. Ona zdawała się chyba lubić ludzi i w nich wierzyć, było to dość dziwne. Może jednak nie była zdrowa na umyśle?

- Możliwe, że popełniłam błąd, ale zrobię wszystko, żeby przeżyć i uratować jak najwięcej istnień. Jesteście ze mną czy nie? - zapytała, marszcząc brwi i przyglądając się zebranym, a w szczególności tym, którzy zadawali pytania.

[Post krótki, nie sądziłam, że tak szybko odpiszecie o_O Acid, z tym Vestelem to mnie normalnie powaliłeś! :D Przydałaby się sesja, na której Serge mógłby nim zagrać ^^]
Obrazek
necron1501
Mat
Mat
Posty: 448
Rejestracja: poniedziałek, 4 lutego 2008, 17:42
Numer GG: 10328396

Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: necron1501 »

Marcus

- No cóż, jakbyśmy nie byli zainteresowani, to byśmy się nie odzywali. Ale pozostaje pytani. Nawet jeśli ja, szanowny Kislevczyk i ten oto szanowny rycerz czarnych panter i twój znajomek elf, to i tak jest nas trochę mało. Czy byłaś już w wieży magów? Ich to powinno najbardziej zainteresować. Lecz, na razie możesz na mnie liczyć, nie ze względu na pieniądze. Tak jak powiedzial szanowny rycerz, wielu mogłaś tym obrazić. Uważaj na to.- zakończył przemowę Marcus patrząc wyczekując odpowiedzi Kislevczyka. Mimo że w magii był słaby czuł coś na kształt aury, która tworzyła się wokół niego. Stary rycerz mimo wieku, sprawiał wrażenie człowieka gotowego na wszystko. Miał nadzieję, że ta dwójka się zdecyduje. Z takim można zajść daleko. Natomiast elfowi nie ufał. Nie jest uprzedzony co do innych ras, ale sprawiał wrażenie osoby, która odejdzie kiedy tylko będzie okazja.
-Sailo drugie pytanie: czy masz poparcie swojej rasy?-zapytał po raz drugi elfkę.
-Co do ciebie elfie, mimo pozorów ludzie nie naiwni. W ciemno nie pójdziemy. Więc lepiej uważaj na słowa jeśli chcesz nadal wypowiadać swoje zdanie-zakończył Marcus, kierując swe kroki w stronę stolika Kislevczyka.
-Mogę się dosiąść?-zapytał. Ludzie przyglądali się zaciekawieni sytuacji na sali.
ObrazekObrazek
ObrazekObrazek
TurekBW
Szczur Lądowy
Posty: 6
Rejestracja: sobota, 11 lipca 2009, 14:48
Numer GG: 0

Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: TurekBW »

Gustav

Były strażnik dróg wstał dosyć wcześnie i zszedł do głównej izby aby zamówić jakieś śniadanie oraz napitek.
Gustav, bo tak się zwał były stróż prawa był niski ale krępy, jego ubiór nosił znamiona wielu dni spędzonych na szlaku ale nadal był porządny i elegancki, za pasem miał wetknięte dwa pistolety a przy boku rapier z obłękowym koszem, spoglądając na niego trudno było nie zauważyć sporej blizny na policzku, pamiątce po bliższym zapoznaniu się z pewnym woźnica a dokładniej jego nabijaną ćwiekami rękawica podczas jednej z akcji.
- Daj mi coś do jedzenia.- powiedział do karczmarza dając mu odpowiednią należność oraz napiwek, po czym rozejrzał się za wolnym miejscem w izbie.
Usiadł przy wolnym stolę czekając na zamówione posiłek naglę jego uwagę zwróciła elfka dziarsko wchodząca do karczmy i zaczęła coś gadać o Nekromantach i Chaosie którzy chcą opanować miasto, zaczęła tez machać złotą monetą oznajmiając że każdy kto do niej się przyłączy dostanie dwadzieścia „złotych krążków”, potem kilku zgromadzonych zalało ja potokiem pytań.
- Zaraz, chwileczkę, nie wszyscy na raz - powiedziała, uśmiechając się lekko. - Zacznijmy od początku... Nazywam się Saila Ta'lha. Skąd wiem, że zaatakują? Bo przypadkowo podsłuchałam rozmowę między demonologami i nekromantami. Podpisali umowę, że każda ze stron wystawi armię i wspólnie zaatakują Talabheim. Kiedy do tego dojdzie, tego niestety nie wiem. Była mowa o tym, że w chwili podpisania paktu dwie armie połączą się i razem ruszą na miasto. Jeszcze przed zawarciem umowa była ważna i nierozerwalna, więc chyba planowali to od dawna. Mam przeczucie, że atak nastąpi niedługo, dlatego musimy jak najszybciej zacząć działać i organizować obronę miasta!
Wysłuchując wyjaśnień elfki nie zauważył nawet kiedy karczmarz podał mu śniadanie, Gustav przypomniał sobie czasy gdy walczył w lasach ze zwierzoludzmi oraz widok kolegów którzy zginęli w tych potyczkach.
- Swego czasu gdy służyłem w straży dróg stoczyłem kilka potyczek z mutantami w lasach i poległo w nich kilku moich dobrych kolegów, jeśli twoje przypuszczenia okażą się prawdziwe to pomogę. - Mimo że Gustav był w Hochlandzie wyjęty spod prawa i uznany za banitę nadal pamiętał czasy służby w straży.
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: Acid »

Sergei

Kislevczyk spokojnie konsumował posiłek przysłuchując się słowom elfki. Mówiła całkiem sensownie i czarodziej nie czuł, żeby kłamała. Chwilę później głos zabrał jakiś mężczyzna wyglądający na kapłana, a Vasiliev wciąż nie zabierał głosu, chcąc wysłuchać wszystkie możliwe strony i propozycje. W końcu nieznajomy podszedł do jego stolika i zapytał:

- Mogę się dosiąść?

- Ależ oczywiście, miejsca jest wystarczająco dużo.
– gestem dłoni czarodziej Lodu zaprosił mężczyznę do towarzystwa przy stoliku. - Jak cię zwą, mężu? Jam jest Sergei Vasiliev, Magister Lodu z Kislevu. - czarodziej skinął mu głową. Moment później obaj usłyszeli kolejnego gościa karczmy, który zabrał głos.

- Swego czasu gdy służyłem w straży dróg stoczyłem kilka potyczek z mutantami w lasach i poległo w nich kilku moich dobrych kolegów, jeśli twoje przypuszczenia okażą się prawdziwe to pomogę.


- Na mnie i moją laskę też możesz liczyć, Pani. - rzucił przez salę Sergei. - Jeśli tylko twoje przypuszczenia i przeczucia okażą się prawdą zrobię wszystko, by pomóc. Precz z Chaosem! - krzyknął, co wzbudziło aplauz wśród gości gospody.
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: MarcusdeBlack »

Richter

Kiedy skończył bluzgać, czerwieniąc się przy tym i plując na podłogę przed sobą. Zamilkł, a kolory na twarzy powoli powracały do normy, specyfik Alfgena był naprawdę przydatny. Słysząc słowa elfa, a potem kapłana, który był w oczach rycerza, dosyć dziwnym osobnikiem... ale kapłan to kapłan, szacunek mu się należy, odkaszlnął i mruknął pod nosem.
- Niektórzy ludzie są naiwni. - skąd mogli wiedzieć czy ta cała Saila mówiła prawdę, słowa nic nie kosztują, równi dobrze 'zło' może czyhać na inne miasto, a to est tylko wybieg. Pokiwał głową, tyle roboty? Te świry rzadko mają taką cierpliwość.
Kapłan był przekonany że elfka mówiła prawdę, podstarzały rycerz pogładził się po wąsie i wyjął swoją fajkę. Kolejny mężczyzna postanowił złożyć swój honor u stóp 'obrończyni'.

- Swego czasu gdy służyłem w straży dróg stoczyłem kilka potyczek z mutantami w lasach i poległo w nich kilku moich dobrych kolegów, jeśli twoje przypuszczenia okażą się prawdziwe to pomogę. - rzekł z werwą, co zaimponowało szlachcicowi. Herbert zapalił gorzki tytoń znajdujący się w fajce i zaciągnął się dymem.

- Na mnie i moją laskę też możesz liczyć, Pani. - rzucił przez salę Sergei. - Jeśli tylko twoje przypuszczenia i przeczucia okażą się prawdą zrobię wszystko, by pomóc. Precz z Chaosem! - kislevczyk krzyknął, a kilku bywalców zawtórowało mu głośnym aplauzem. Rycerz Czarnych Panter wypuścił tylko dym z ust i wstał.

Spojrzał na bandę, którą tworzyli, tylko Ci trzej co się odezwali wyglądali na 'godnych', reszta bawiła się tylko przedstawieniem, które rozgrywało się na ich oczach. Spojrzał wreszcie na elfy, w zdrowym oku dostrzec można były wzgardę zmieszaną z obłędem, ale tylko przez chwile.

- Nie wiem czy można ci ufać. - rzekł powoli podchodząc w jej stronę. - Ale jeśli to co prawisz jest prawdą, wiedz że ja zrobię wszystko co w mej mocy by zwalczyć plugawe siły, o których wspomniałaś. - widać było że specjalnie nie rzekł 'Pomogę ci..' - Przyrzekam na honor szlachcica, rycerza i mieszkańca Imperium! - wymówił z siłą i dumą kiedy stanął u jej boku. - A tych którzy wezmą choć miedziaka od tej elfki i zwieją gdzie pieprz rośnie, z przyjemnością wytropię i zabiję! - ryknął na koniec, a co słabsi lekko drgnęli. - I bynajmniej nie będzie to powolna śmierć! - dodał gniewnie i spojrzał znów na Saile, spojrzenie miał zimne i mrożące. Widać było że nie lubił kłamców i trudno zaskarbić sobie jego zaufanie.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Zablokowany