[WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: the_weird_one »

Raethis

Siedząc, oparł lekko wysunięty podbródek na dłoni lewej ręki opartej łokciem o blat, przysłuchując się im. Widać było po samym entuzjazmie elfa, co sądzi o tym wszystkim.
Słowa kapłana w ogóle zignorował. W roztargnieniu zebrał długie, kruczoczarne włosy (z powodu których zapewne pomylono go z Mavado i z powodu których wespół z byle drapieżnymi rysami twarzy pospół z ignorancją ludzi mylony będzie z każdym rozpoznanym mrocznym elfem w całym starym świecie) z lewej strony głowy za ucho, spoglądając w pustkę, gdzieś pomiędzy ścianą a oknem i pogrążając się we własnych rozważaniach, jak i oceniając tych klaunów. Wierzyli jej bezkrytycznie, ledwie zostawiając sobie furtkę oznaczoną ,,jeżeli mówisz prawdę".

Człowiek, który zarzekał się, że walczył w stolicy... Kislevu? Chyba tak. Z Chaosem, wydawał się konkretny. Pomijając oczywiście fakt jego wiary w słowa elfki. Nawet ograniczonej.

Raethis przez moment zastanawiał się, czy to nie dowcip stulecia, jednak zachowanie Saili nie pozostawiało wątpliwości - ona wierzyły w to co mówi, nie zważając na wszystko. Rozpoznała pył, którym go odurzono... oczywiście, roślinny. Profesor. Zapewne zapomniała o wszystkim co halucynogenne, nie tylko roślinach. Albo o alkoholu. Albo o nieczystym dowcipie.
Nie można było wykluczyć oczywiście że ma rację. Ale to tylko furtka zapewniające względne bezpieczeństwo. Uważał to jednak za żałosne i zamierzał udowodnić jej, że się myli. Wiedział nawet jak. Przy odrobinie szczęścia ośmieszy tę bandę idiotów.

Potem ten starszy człowiek podszedł do elfki, wypowiadając swoje zdanie. Z miejsca wzbudził respekt elfa - wiekiem, a więc doświadczeniem. Także po nawet twarzy i jego stanie widać, bło, iż jest zaprawiony także w walce. Mówił konkretnie. Ważył idealnie słowa. I zapewne bł honorowy do bólu. Tak, to był człowiek względem którego Raethis mógłby się odważyć zastosowania zwrotu ,,szacunek"...

Może i zabawi się ich kosztem. Oszczędzi mu to z resztą czasu zanim zajmie się Mavado. Ciekaw był, czym zajęty był Druchii w tej chwili. Zapewne posłał kogoś by na niego czekał w jego własnym pokoju, tu na górze. Może nie. Chłopcy będący na tyle zdolni by się zakraść niezauważeni, nie na tyle by go zabić. Może tak, może nie. W najgorszym wypadku przyjdą, gdy jego już dawno nie będzie.
Bardzo by nie chciał przegapić jakichkolwiek pachołków Mav mógł przysłać. Choć nie znał jego metod dobrze, możliwe że Druchii nie stosuje takich metod.

Na razie zbędzie ich na moment by udać się do swych pomieszczeń. Zagra w jej grę, chociaż ona jeszcze nie wie że to gra. Dobrze.

- Z takimi sojusznikami sługom zła nie może się powieść, pani profesor... - zaczął, nie zmieniając pozycji. Tak, coraz lepiej. Przedstawi się im, nawet będą mogli zweryfikować jej osobę. Uwierzą jej na pewno. Ludzie - zapalczywi, opanowani, naiwni, nieufni, rwący się do boju, ze strachu przed walką, chcący wierzyć w idealistyczne bzdury pokroju hasła dobro na co dzień omijając moralność z daleka. Więcej w nich chaosu od ich przeciwników. Niech pokładają zaufanie w tytuły. Wstał i podszedł, mówiąc ściszonym głosem.

- Niniejszym chciałbym zebrać kilka drobiazgów z mojego pokoju, przebrać się, podobne banały. Obawiam się, że ktoś mógłby mnie obrobić, zatem prosiłbym o zezwolenie na kulturalne oddalenie się na moment... - to powiedziawszy skłonił się nieco z sarkastycznym uśmieszkiem i nie czekając na jej słowa udał na górę, w stronę swojego pokoju.

Gdy był już dalej, na schodach, zbliżając się do swojego pokoju położył dłoń na sztylecie, z przyzwyczajenia. Wierzył, że jest wystarczająco szybki, jednak wartościowych nawyków lepiej się nie oduczać.
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WH-Freestyle] W Sercu Inwazji

Post autor: Serge »

Dzień wcześniej, uliczki Talabheim, po zmroku...
Obrazek Mavado przemierzał z wolna pustoszejące uliczki Talabheim i rozmyślał o tym, co przyniesie z sobą niedaleka przyszłość. Ba! Chełpił się tym, co stanie się z tą żałosną garstką ludzi, którzy zamieszkując to portowe miasto przekonają się wkrótce co to znaczy prawdziwe piętno Chaosu. A on jest tą częścią całej układanki, która dokłada lwią część roboty, by wszystko grało jak należy. Tzeentch musiał być zadowolony ze swego sługi, skoro Mavado nie napotkał niemal żadnego oporu ze strony tych, z którymi paktował w celu osłabienia obrony miasta. Choć paktował to chyba za dużo powiedziane – szantażował, zabijał, okaleczał, gwałcił... Taaaak, to było to, co druchii uwielbiał i w czym był prawdziwym mistrzem.

Wieczór wchodził w fazę, gdy nawet ci, którzy gardzili snem załatwiali swe sprawy za drzwiami, więc białowłosy postanowił odwiedzić jedną ze swoich ulubionych karczm w Talagaad, do której byle kto się nie zapuszczał, a przynajmniej nie po zmroku. Prawomyślny lud miał swoje gospody i tawerny, a także chroniące ich tyłki szeregi żłonierzy Ottona Hildenbergha. Nawet najbardziej chciwi i żądni przygód mieszkańcy czy przyjezdni, woleli odwiedzać mniej ponure miejsca rozrywki: „Czerwonego Niedźwiedzia”, „Pojmanego Bandytę”, „Sforę i Ofiarę”, „Złego Psa” czy nawet „Kostuchę”. Tam, gdzie udawał się Mavado, „Tawerna Stancheka” to było siedlisko zła, gdzie ściągały najgorsze szumowiny podziemia Talabheim, a także ci, których rola była może mniej oczywista, ale dokonania równie wątpliwe.

Z pewnością nie była to pora, kiedy Mavado mógł spodziewać się, że zostanie zaczepiony przez żebraczkę. Najpierw usłyszał w ciemności jej zawodzące szlochanie, a potem dobiegł go odgłos powłóczenia nogami. W mdłym blasku latarni dostrzegł jej postać.
- Proszę, miły panie, proszę, podaruj monetę biednej matce. Grosz dla biednej matki i jej dziecka. - nie była stara, choć brudne łachmany i wynędzniała twarz dodawały jej wiele lat. Dziecko, tak owinięte w szmaty, że przypominało bezkształtny tobołek, ssało pierś, z twarzą nakrytą jej szalem.
- Panie, nie skąp grosza na pomoc matce i jej choremu maleństwu...
Jej blada twarz wydała się zabójcy znajoma, ale nie mógł sobie przypomnieć, gdzie ją spotkał.
- Dlaczego żebrzesz w nocy, gdy nie ma ludzi na ulicy? – mruknął szturchając ją palcem.
- W dzień niknę w tłumie. Poza tym straż nie chce mnie widzieć na ulicach. - jęknęła. - Strażnicy nie mają litości nad biedną matką i jej synem. - otaczał ją ciężki odór. Nie tyle nędzy, co kostnicy.

Mavado zmarszczył brwi i ściągnął usta. Choć jego palce trafiły na drobną monetę, nagły kaprys pchnął go, by powierzyć w jej wychudzone ręce trochę złota. To pozwoli kupić jej żywność i odzienie na jakiś czas. Pochyliła się nad nim i wyszeptała.
- Niech Pan Zmian roztoczy nad tobą skrzydła swej opieki, panie. - błogosławiła go, ściskając kurczowo monetę, jakby chciała ją zmiażdżyć. Szybko przesunęła się obok niego i po chwili słyszał tylko znikające w ciemnościach nucenie żebraczki.

Nie obejrzał się za nią, tylko uśmiechnął dziko pod nosem i ruszył dalej spoglądając w niebo. Mniejszy z księżyców pokazywał niemal północ. Druchii rzucił jakąś obelgę i przyspieszył kroku – był już spóźniony, a ci, z którymi miał się spotkał, nie lubili długo czekać. Wychodząc zza rogu wpadł na jakiegoś mężczyznę. Śmierdziało od niego wódą i chyba był już nieźle wstawiony. Pewnie wracał z jakiejś balangi.
- Ty stać na drodze Niedźwiedzia, Niedźwiedź cię zmiażdżyć. - warknął tamten. Był potężnie zbudowany i Mav wyczuł ostry obcy akcent. Biedaczek pochodził chyba z Kislevu.
- Nie mam na to czasu. - rzucił cicho Mavado.

Kislevita po raz pierwszy ujrzał zimne oczy obcego. Nie zdążył nawet krzyknąć gdy sztylet, którego nie dojrzał, rozdarł mu gardło.

* * *

Następnego dnia rano, dwóch miejscowych szczurołapów schodząc do kanałów odkryło leżące w szambie zwłoki Niedźwiedzia. Kislevita miał zdziwioną minę i gardło rozprute od ucha do ucha....

Tym sposobem pożegnaliśmy postać Alucarda :P.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Zablokowany