DragonLance: Początek Legendy

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

DragonLance: Początek Legendy

Post autor: Blue Spirit »

Obrazek DragonLance
Lasem maszerowało dziewięciu względnie groźnie wyglądających wędrowców. Szli dość szybko przedzierając się przez zarośla, w większości paprocie i wysokie trawy. Od czasu do czasu zatrzymywali się by zbadać kierunek i ruszali dalej, przeskakując wyboje, przechodząc przez rykowiska, zagłębiając się coraz bardziej w dzicz. Drzewa spoglądały na nich z góry, czuli się mali w ich wspaniałym obliczu. Byli bezbronni wobec natury.
Nawet kender odczuwał coś na wzór strachu.
Szli.
Obrazek Niektórzy z nich po jakimś czasie zaczęli zwalniać, zostawać w tyle. Ktoś z mieczami na plecach odwrócił się, ponaglił. Osoby na końcu przyspieszyły kroku, z czego jedna ubrana była w szatę a druga była bardzo niska. W środku szedł rycerz, jego zbroja połyskiwała w ostatnich promieniach słońca. Rycerz ów nosił zbroję z dobrze widocznym herbem solamnijskim, lecz nie miał wąsów jak większość przedstawicieli jego profesji rycerza...
Wkrótce wysokie paprocie ustąpiły miejsca typowemu wyobrażeniu lasu iglastego. Pojawiło się zasnute igliwiem podłoże, strzeliste, gęsto stojące sosny, cierniste zarośla, pokrzywy. Niebo zasnuło się chmurami, zaczęło siąpić. Chuderlawa postać w pelerynie zaniosła się cichym kaszlem, niska lekko zakasłała. Dwie panie idące gdzieś pośrodku pochodu wymieniały się jedynie sobie znanymi informacjami, wysoki mężczyzna milczał.
Wkrótce las zagęścił się. Pojawiły się trudne do sforsowania rowy, krzaczory i przede wszystkim komary. Gryzły one niemiłosiernie. Nieważne jak dużo zabili ich podróżnicy, ich liczba trwożliwie narastała.
Obrazek Wkrótce musieli uznać iż trzeba się zatrzymać i przeczekać gdzieś noc, która zaskoczyła ich równie niespodzianie co propozycja rzucona przez mężczyznę z dwoma mieczami. To on zaproponował postój.
Półelf z wyglądu idący za nimi nie wyglądał na zmęczonego. Niska postać - a był nią kender - już bardziej wyglądał na zmożonego długą podróżą, lecz wciąż był skory do rozmów. Rycerz milczał.

Jak się to stało? Jak powstała drużyna? Dzieje o niej opowiadał dziadek codziennie, ba, nawet parę razy na dzień, jeśli przyjeżdżała do niego wnuczka. Dziadek siadał wówczas przy kominku, brał dziateczki na kolana i opowiadał. A czynił to bardzo pięknie.

***

To było... Daj mi się zastanowić, Lydio... Tak, czterdzieści osiem lat temu. Wówczas posłyszałem o owych bohaterach... którzy odmienili Legendę.
- O czym mówiła Legenda?
- Jak to o czym? - zdenerwował się dziadek - Powinnaś znać ją doskonale! To Legenda o Smoczej Lancy i o Dobrych Smokach, które odeszły od nas... dawno, dawno temu.
- Czy kiedyś powrócą?
- Smoki? Jestem tego przekonany jak jutrzejszego wschodu słońca, dziecko. Pytanie brzmi jednak: Czy będą to smoki ładu czy raczej...
- Zła - dokończyła szeptem dziewczynka - A co się stało w tej legendzie?
- Drużyna... Lancy, jak ją później nazwano... Pewnego razu spotkała się w gospodzie. Ostatnim Domu. Nie byli tam sami dobrzy bohaterowie... ale o tym przekonasz się w dalszej części Legendy. W gospodzie owej stało się oto tak:

***

Byli podróżnikami, wygnańcami i ściganymi skazańcami. Byli samotni, żądzy złota i klejnotów. Liczyła się dla nich przygoda, liczyli na łupy i walkę. I stało się tak że pewnego dnia ośmiu takich wygnańców spotkało się w gospodzie Ostatnim Domu w Solace. Z miejsca uznali że podróżować będą razem. W poszukiwaniu szczęścia, jakby rzekł stereotyp.

***

- Co to jest stereotyp?
- Nie przerywaj tylko słuchaj uważnie.
- Mhm...

***

A zatem ruszyli. Był wśród nich wysoki wojownik, była jaszczurza poczwara, był kender, czarodziej i półelf. Były dwie kobiety i mężczyzna o dwóch ostrzach. Rycerz Solamnijski.
Na początku wędrowali bez celu. Byli wysłannikami wiatru i jego jedynymi wcieleniami. Żyli tak jak chcieli. Mimo to byli sobi obcy. Bardzo obcy.


Tymczasem Korghar Vor De Mon siedział w swej wieży, otoczony posępnymi sługami i czekał. Jego wysłannicy, czterej mordercy w czarnych szatach, mieli przynieść mu pewien przedmiot skradziony niedawno przez mędrców z Haven. Był to bardzo ważny przedmiot. Vor De Mon drżał z gniewu który przepełniał go w stopniu równym z nienawiścią którą czuł do złodziei.
Czekał.
Ale nikt nie nadchodził, to też Władca Ciemności powstał idąc wolnym krokiem w stronę zwierciadła.
- Gdzie są? - zapytał zimnym, posępnym tonem.
Na powierzchni szkła, na krótką chwilę wykwitł obraz. Obraz mnicha w białej szacie biegnącego na oślep przez las otoczony mrokiem nocy. Ów mnich trzymał w dłoni zawiniątko. Własność Vor De Mona.
Zaryczał z bezsilnej złości i rąbnął czarną pięścią w zwierciadło, tłukąc je na miliony srebrzystych kawałków. Wrzasnął ponownie, jego głos odbił się od ścian jego zamczyska, rozbrzmiał po całym królestwie. Gruchnął grzmot, błysnęła błyskawica rozświetlając niebo zasnute ciężkimi, czarnymi chmurami, które widział zza gotyckich, wyposażonych w kraty okien. Lunął deszcz.

Obrazek Początek Legendy

- Znów pada - powiedział posępnie kender. Tym razem rozpadało się na dobre; a na domiar złego zaczęła się burza.
Skulili się wokół niedużego ogniska w gąszczu. Czekali aż burza przejdzie bo nijak, nie mogli podróżować w takim stanie.
I wtedy, półelf, leżący najdalej ognia, coś usłyszał. Szmer i ciężki oddech. Coś biegło w ich stronę dudniąc buciorami i zachaczając o gałęzie. Walnął grzmot.
- DUUUUCH - wrzasnął kender.
W chaszczach stała zjawa - biała zjawa. Mnich w białej szacie, obecnie brudnej, trzymając w ręku dziwne zawiniątko.
- Gonią mie! - krzyknął trwożliwie. Wszedł w źródło światła i kender przekonał się że nie jest to zjawa, a mędrzec z Haven. - Błagam, pomóżcie mi!
Po chwili Saya trąciła mężczyznę z dwoma mieczami i nakazała mu nasłuchiwać. Ten rzucił to samo polecenie do półelfa który nieraz pokazał im swój świetny słuch. Podobnie uczyniła Wilga i jaszczur. Rycerz stał gdzieś z boku, w jego dłoni błyszczał miecz.
Po chwili usłyszeli szybkie kroki w deszczu i w chaszczach. Kroki czterech ludzi.
- Mordercy - jęknął mędrzec z Haven

opiszcie zachowania postaci w grupie, jak było przed tą akcją. Porozgrywajcie dialogi. Nie zapominać o opisach wyglądu. Potem zareagujcie na obecną sytuację. Pamiętajcie o zdrowym rozsądku. Co do ew ucieczki - nie ma sensu wiać pojedyńczo, drzewa, chaszcze i leszczyna są zbyt gęste.


Zeedytowałem posta, bo dołączył do nas rycerz odgrywany przez Siriona ;).
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: DragonLance: Początek Legendy

Post autor: MarcusdeBlack »

Sebastian
Obrazek

Podróż dawała mu się we znaki, z całej drużyny był chyba najsłabszy fizycznie. Szczupły mierzący niecały metr siedemdziesiąt o rzadko spotykanej jasnej cerze. Zmarszczki na twarzy dodawały mu lat, a srebrnobiałe włosy tylko pogłębiały wrażenie że mag jest stary. Była to jednak ułuda, czarodziej nie mógł mieć więcej niż czterdzieści lat. Jednak to nie było w nim najbardziej osobliwe, ponieważ najdziwniejsze były jego oczy jaśniejące bladym fioletem. Pytania na ten temat zbywał szybko, acz uprzejmie mówiąc "Przypominają mi o czymś ważnym, o czymś co pozwoliło mi inaczej spojrzeć na świat.'
Sebastian mimo swej słabości, podążą za drużyną z wielką determinacją. Jest osobą uprzejmą i troskliwa, zdaję się być życzliwy niczym 'święty mąż'. W czasie wspólnej wędrówki, stronił od alkoholu, jakby złożył jakieś śluby. Dba w ten sposób o nie zmącony umysł. Rzadko on rozpoczyna rozmowę, a żartów z jego ust bohaterowie nie usłyszeli.

***

Mag czerwieni spokojnie przyjął opady deszczu, trochę zaniepokoił się burzą, ale wiedział że na razie nic im nie grozi. Zakrył głowę kapturem od ciemnoczerwonego płaszcza. Szata w podobnym kolorze z drobnymi niedrogimi wykończeniami, zmokła prawie całkowicie. Towarzysz pół-krwi elf, szybko spostrzegł dogodne miejsce na schronienie przed deszczem. Kropelki deszczu ledwo przedzierały się przez korony drzew. Czarodziej przysiadł kawałek od przygotowywanego ogniska i zdjął kaptur. Na twarzy malował mu się spokojny uśmiech.
Położył na ziemi swój plecak i wytarł swoją kuszę, jedyna broń jaką ze sobą nosił, lekka i troszkę już sponiewierana, jak na razie nie miał okazji z niej skorzystać.

Kiedy ognisko już płonęło i grzało delikatnie z gąszczu wyłonił się jakiś mężczyzna.
Kender z paniką krzyknął że to duch, lecz był to żaden duch. Tylko jakiś uciekinier, mędrzec sądząc po szatrach.
- Mordercy! - jęknął mędrzec. A kroki w głuszy, potwierdziły jego słowa.
Czarodziej staną przy najbliższym wojowniku i zaczął inkantować zaklęcie przyspieszenia ruchów. On na niewiele by się teraz zdał, ale silne ramie powinno pomóc bez problemów.

[Nie to nie jest wielki 'R', litości!]
Ostatnio zmieniony czwartek, 9 lipca 2009, 21:46 przez MarcusdeBlack, łącznie zmieniany 1 raz.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Magnus
Szczur Lądowy
Posty: 4
Rejestracja: środa, 22 października 2008, 18:15
Numer GG: 6985799

Re: DragonLance: Początek Legendy

Post autor: Magnus »

Karan

Obrazek

Podczas podróży milczał i obserwował, nasłuchiwał. Ze strzępków rozmów zbierał informacje. Sam trud podróży nie przeszkadzał mu zbytnio, nie po tym przez co przeszedł. Choć jego gadzi pysk pomagał ukrywać uczucia i intencje, wtedy nawet tego nie potrzebował, sama monotonia podróży stępiła jego uczucia.
Szedł z tyłu, choć to nie on szedł na samym tyle. Być może nie był lubiany i było to uczycie w pełni odwzajemnione, ale nie miał zamiaru całkowicie izolować się od grupy tych żałosnych istot.

***

Nie był zachwycony gdy zaczęło padać, nie przeszkadzało mu to, jednak chodzenie w mokrej szacie która miała kilka warstw nie należało do przyjemnych. Zatem gdy tylko się zatrzymali schował się pod jednym z drzew, choć w części chroniąc się przed deszczem.
Nie interesowało go co zrobią inni, bardziej przejmował się stanem szat które szybko zlustrował w poszukiwaniu uszkodzeń.

Potem to usłyszał, jakby ktoś przedzierał się przez zarośla. Mniej więcej w tym samy czasie gdy reszta także zaczęła nasłuchiwać.
- Mordercy! – jęknął mędrzec.
Na widok jego białych szat jego źrenice zwężyły się znacznie, a to co przypominało czerwoną grzywę z drobnych kolców na jego karku i głowie, lekko zadrżało.
- Powiedzcie, że nie będziemy go ratować! – wysyczał z odrazą której nawet nie maskował.
Domyślał się, że i tak spróbują. Więc stanął z założonymi rękoma, pokazując swoje dłonie, uzbrojone w lekko zakrzywione pazury, a także pokazując więcej złotych łusek, które pokrywały jego ciało.
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: DragonLance: Początek Legendy

Post autor: Ant »

Sorun

Obrazek

Podróż go denerwowała. Nie była dla niego zbyt męcząca. Był dość sprawny fizycznie. Męczące wydawało mu się tylko tempo podróży. Według niego pozostali się wlekli, chociaż sam szedł na samym końcu. Stronił od grupy. Biła wręcz od niego niechęć do pozostałych. Rzadko kiedy się odzywał. Częściej ruszał lekko ustami, jakby mówił coś sam do siebie. Wydawało się to dziwne jak na około trzydziestoletniego mężczyznę. Przy wzroście ponad siedmiu stóp, wyglądało to wręcz komicznie. Na lewym oku nosił opaskę, jaką stanowił kawałek czarnego materiału.

***

Olbrzym nie przejmował się deszczem. Nie przeszkadzał mu wcale. Patrzył tylko na uciekających przed deszczem kompanów. Jednak stało się coś co mogło zdziwić resztę. Pomógł przy rozpalaniu ogniska. Jak na razie wydawał się być jedynie nieobecnym członkiem drużyny. Po rozpaleniu ognia usiadł pod drzewem, zostawiając plecak w suchym miejscu i zajął się ostrzeniem dziwnej broni, stanowiącej połączenie broni drzewcowej i sejmitara.

Sielankę zakłócił wydzierający się mnich.
'- On może wiedzieć coś ciekawego. Sprawdź go. -' odezwał się znajomy głos w głowie Soruna
Wojownik odłożył swoje zajęcie na później i wstał powoli. Zbliżył się do mędrca. Położył mu rękę na ramieniu.
- A jak my też jesteśmy mordercami, a to jest pułapka? - powiedział poważnie. Jego wypowiedź zakończył uśmiech.
Sprawdzał jego reakcję.
- Żartowałem. - wyszczerzył zęby.
Nie było raczej mowy o rozmowie z nadbiegającymi. Przygotował się więc na najgorsze. Chciał wykorzystać mnicha jako żywą tarczę.
Obrazek
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: DragonLance: Początek Legendy

Post autor: WinterWolf »

Wilga

[obrazka nie będzie,o! Rysowanie Wilgi zajęłoby mi zbyt dużo czasu, a w Internecie po prostu niczego odpowiedniego nie znalazłam...]


Młoda półelfia bardka lubiła podróże. Zawsze dostarczały jej one odpowiedniego tematu do jakiejś nowej pieśni. Szkoda tylko, że pogoda tak bardzo nie dopisywała. Westchnęła cicho. Nie lubiła gdy robiło się zimno. Jej yarting również tego nie lubił. Drewniane pudło rezonacyjne kiepsko znosiło takie gwałtowne zamoczenia. Dobrze, że bardka tak dbała o swoje instrumenty...

W końcu się zatrzymali. Wreszcie odpoczynek. Dziewczyna zajęła się pomaganiem przy ognisku. Nie chciała bardziej zmarznąć, musiała więc się ruszać póki płomienie nie zaczęły dawać przyjemnego ciepełka.

W migotliwym świetle ogniska wyraźnie było widać, że Wilga jest niewysoka i raczej drobnej budowy, szczupła. Miała długie, spływające kaskadami kruczoczarne włosy i jaskrawo zielone wpadające w żółć - w odpowiednim oświetleniu - oczy. Włosów nigdy nie wiązała. Wydawały się jej nie przeszkadzać czy to w walce czy to w grze na swoim ukochanym instrumencie – yartingu. Ubrana była zwyczajnie, raczej praktycznie niż widowiskowo. Tłumaczyła to zawsze tym, że w podróży liczy się głównie wygoda. Miała na sobie wąskie spodnie z mocnego materiału w ciemnobrązowym kolorze, wysokie do kolan buty jeździeckie z miękkiej, czarnej skóry, czarny skórzany pas ze srebrną klamrą, którym spina spodnie oraz cięższy pas na broń i białą, lnianą, miękką koszulę oraz ciepły skórzany kubraczek wyłożony od wewnątrz i przy kołnierzu mięciutkim futerkiem. Kubraczek był o ton jaśniejszy od spodni. Poza tym nosiła też długi ciemnozielony płaszcz podróżny chroniący ją przed chłodem i wilgocią w czasie długich wędrówek. Na serdecznych palcach obu rąk miała srebrne obrączki, a w uszach po trzy zgrabne, misterne kolczyki kółeczka. Na plecak nosiła swój instrument muzyczny, który tak uwielbiała. Yarting tkwił tam bezpiecznie schowany w pokrowcu. U pasa dziewczyna nosiła długi miecz o wąskiej głowni. Rzadko stawała do boju, ale nawet tak pokojowo nastawiona osoba jak ona, tak przyjazna i wrażliwa osóbka musiała się czasem przed czymś bronić... Przy pasku, prócz miecza, półelfka trzymała także niewielki flecik poprzeczny.

Przygotowująca się do odpoczynku Wilga nagle usłyszała niepokojący odgłos. Inni również zrobili się czujniejsi. Bardka nastawiła uszu niespokojnie kładąc dłoń na głowicy Pieśniarza. Gdy z gęstwiny wypadł ten zdyszany, przerażony mędrzec. Odruchowo, wprawnym ruchem tancerza wydobyła miecz z pochwy przy pasie. Dało się słychać głębokie westchnienie. Wilga delikatnie odłożyła swój yarting i swoje tobołki tak by nie przeszkadzały w potencjalnym boju i przygotowała się na potencjalne starcie. Na delikatnej, młodej buzi widać było zupełnie jej nie pasujące zacięcie. Czego owi mordercy mogą chcieć od tego mędrca? Skąd oni się wzięli?
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Sirion
Marynarz
Marynarz
Posty: 293
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 19:47
Numer GG: 11883875
Lokalizacja: Warszawa

Re: DragonLance: Początek Legendy

Post autor: Sirion »

Athjeari Hilderath

Obrazek

Młody rycerz w milczeniu podążał wraz ze swoimi nowymi towarzyszami. Jego starannie wypolerowana zbroja płytowa odbijała promienie słoneczne. Za plecami umocowana była solidna, stalowa pawęż natomiast do pasa przytroczony został długi miecz kunsztownej roboty. Pomimo tony żelaza jaką dźwigał ze sobą rycerz, jego towarzysze nie usłyszeli z jego ust nawet słowa narzekania na ten temat. Co innego trasa wędrówki. Athjeari co chwila krzywił się, gdy jakaś gałąź trafiała go w głowę. Wysoka trawa też nie ułatwiała i tak trudnej wędrówki. Sam rycerz był bardzo wysoki jak na człowieka i bardzo szczupły. Miał starannie wystrzyżone blond włosy i niebieskie oczy. Jego postawa emanowała opanowaniem i dziwnym wewnętrznym spokojem. Przez cały okres wędrówki nie stronił od rozmów z towarzyszami i musiał przyznać, że większość przypadła mu do gustu. Jedynie aurak wzbudzał w nim pewne wątpliwości... Niezbyt wierzył, żeby jakikolwiek smokowiec mógł mieć dobre intencje, a ten okaz nie wyglądał mu na wyjątek. Mimo iż był jego towarzyszem, Athjeari postanowił zwracać na niego baczną uwagę. Ten cały "Karan" będzie musiał zapracować na jego uznanie.

***

Rycerz nie zwrócił szczególnej uwagi na deszcz. Przyzwyczajony był do trudnych warunków. Jednak mimo wszystko wolał słoneczną pogodę. Udało mu się jednak znaleźć schronienie pod jednym z drzew. W milczeniu usiadł i zajął się czyszczeniem swojego ekwipunku. Przedzieranie się przez gąszcze niezbyt mu służyło, a Athjeari wchodził z założenia, iż stan uzbrojenia świadczy o dyscyplinie żołnierza.

Wtem dostrzegł jakiegoś mężczyznę wyłaniającego się z gąszczu. Część jego towarzyszy zdążyła już zareagować, więc błyskawicznie dobył miecza i tarczy przyjmując postawę obronną. Gotów był przyjąć wszystko co zjawi się zza zarośli.
“Better to fight for something, than live for nothing”

General George S. Patton

Fortis cadere, cedere non potest
Zablokowany