[DnD] Łowcy Przygód

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

[DnD] Łowcy Przygód

Post autor: Acid »

Dungeons and Dragons: Łowcy Przygód

Rok Burz z Piorunami (1374 Rachuby Doliny), miesiąca Flamerule, przypływu lata.
Początek drugiego dekadnia.


Był niemal południe. Nie szczędziliście koni, nie robiąc żadnych przerw, licząc iż dotrzecie do osady nim zapadnie zmierzch. Okolica porośnięta była przez nieliczne zagajniki, porastające niewielkie wzgórza. Po waszej prawej płynęła rzeka, której źródło znajdowało się w Grzmiących Wierchach, szeroko rozpościerających się przed wami.

Mieliście stąd zadowalający widok na okolice. Na północy, gdzie trakt powoli opadał w dół, znajdowała się osada Berwick. Dotarliście do niej, gdy słońce chyliło się powoli ku zachodowi. Szybko odnaleźliście jedyną jak się okazało karczmę „Pod Wesołym Kapucynem” w której postanowiliście odpocząć i coś zjeść.

Po sytym obiedzie który stanowił kluski z mięsem i zupa pomidorowa, do waszego stolika przysiadł się chudy, odziany w brązowe szaty młody mężczyzna. Wyjął zza pasa sakiewkę i potrząsnął nią na waszych oczach.
- Jest więcej złota i szlachetnych kamieni dla was, jeśli pójdziecie ze mną. Przyglądam się wam od kilku chwil i wyglądacie mi na zaprawionych w bojach. Matras, wioskowy czarodziej, właśnie takich ludzi szuka i pewnie chciałby z wami porozmawiać.

Nie mając lepszego zajęcia udaliście się z młodym wieśniakiem. Mężczyzna powiódł was do małej chaty na skraju wioski. Tam czekał na was gruby, łysy jegomość, który bez słów wprowadził was do środka, a potem do stołeczków wokół paleniska. Nie czekał ani nie odezwał się, byście usiedli ale stołki były najwidoczniej dla was przygotowane. Przez chwile patrzył w popiół, a potem podniósł wzrok i odezwał się.

- Nazywam się Matras jak już pewnie wiecie i mam problem. Prowadzę pewne badania do których potrzebuje całunu pogrzebowego, który ma co najmniej trzysta lat. Na naszym cmentarzu jest tylko jedna tak stara krypta, a teraz może być pilnowana przez agentów mojego rywala. Oczywiście oni czatują na mnie, a nie na was, więc nie powinniście mieć większych problemów z dostaniem się do środka. - głos mu nawet nie zadrżał, mówił powoli i spokojnie. - Jeśli wejdziecie do krypty rodziny Amorphis i przyniesiecie mi kawałek pogrzebowego całunu, dam każdemu z was po osiemdziesiąt sztuk złota. - przerwał na chwile. - A dodatkowo dostaniecie po diamencie. Jestem przekonany że jubiler z miasteczka kupi je od was po co najmniej pięćdziesiąt sztuk złota.

Matras poruszył pogrzebaczem palenisko.
- Cmentarz jest blisko, po drugiej stronie miasteczka, ale radzę się pośpieszyć. Nawet ja nie ryzykowałbym wyprawy tam po zmroku. Więc jak będzie?

W pierwszym poście standardowo opis postaci i nawiążcie jakiś dialog. Miłej zabawy! :P
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [DnD] Łowcy Przygód

Post autor: Serge »

Obrazek

Faravandel Mor'Sarel feat. Kitty

Podróżowali w czwórkę od kilku dni i wreszcie ta podróż miała dobiec końca, gdy w oddali ukazała im się mała wioska, która wg mapy nosiła nazwę Berwick. Tropiciel dobrze czuł się zarówno w siodle jak i pośród ludzi, więc jemu to wielkiej różnicy nie robiło, czy się tutaj zatrzymają czy ominą ją i pojadą dalej. Ale pozostałym chyba tak, zwłaszcza tej rudowłosej, która chyba niezbyt dobrze znosiła tę podróż. Może lepiej by znosiła, gdyby wczoraj tyle nie piła, ale elf nie zamierzał się w to wtrącać. Co prawda pili razem przez jakieś pół wieczoru, ale Faravandel zawsze wiedział, kiedy należy przestać, by rano dobrze się czuć. I tak się też czuł dzisiaj.

Przez całą drogę rozglądał się czujnie po okolicy, odziany w pełny rynsztunek. Jego kompani patrząc na niego widzieli wysokiego, dość dobrze zbudowanego mężczyznę w idealnie dopasowanym zdobionym napierśniku, lekkiej kolczudze i szkarłatnym płaszczu z kapturem spinanym złotą, zdobną klamrą. Twarz jeźdźca ukryta była pod chustą tej samej barwy, a bystre oczy dokładnie lustrowały otoczenie. Ubrania tropiciela dopełniały wysokie skórzane buty, a także pas z przytroczonym do boku mieczem. Drugi, krótszy miecz spoczywał na plecach, tak samo jak wspaniale wykonany łuk refleksyjny wraz z kołczanem pełnym strzał.
Obrazek Gdy w końcu dojechali do osady i odnaleźli jedyną jak się okazało karczmę w tej wiosce, elf zaprowadził swego konia do stajni, opłacając przy okazji chłopca stajennego by zwierzę miało świeżą paszę i wodę. Rozsiadł się wraz z towarzyszami przy stole, zrzucił kaptur na ramiona i zdjął chustę odsłaniając swe młode, przystojne oblicze.
Obrazek Ekwipunek powędrował pod ścianę, a czekając na strawę tropiciel obserwował to, co się dzieje w karczmie. Nie było zbyt wielu gości, było dość spokojnie, jedynie bard przygrywał jakąś piosnkę zajmując miejsce przy kominku. Widząc, że Kitty wyjmuje z torby butelkę alkoholu, tropiciel skrzywił się i pokiwał głową.

- Jeszcze ci mało, Rudowłosa? - spytał uśmiechając się delikatnie. - Wczoraj nie wypiłaś aby za dużo? Może poczekaj, aż na stół wjadą kluski, nie chcemy cię z Bacharusem eskortować zalaną do pokoju albo do stodoły tak jak ostatnio. Prawda, wojowniku? - spojrzał na siedzącego po przeciwnej stronie stołu mężczyznę i zawiesił swój wzrok znów na Kitty uśmiechając się zawadiacko.

- Kotku - spojrzała się na niego - jak nie mam kaca, to nie czuję, że żyję - odparła, uśmiechając się od ucha do ucha. - A teraz nie bądź baba i podaj mi swój kubek, to ci poleję...
Nalała sobie jakiejś mocnej wódki i rozsiadła się wygodnie, opierając nonszalancko o oparcie krzesła. Podniosła butelkę i pokazała zebranym, unosząc do góry jedną brew. Pytała się bezgłośnie "komu jeszcze polać?".

Trójka siedzących nieopodal krasnoludów uniosła swoje kubki w geście solidarności z kobietą, a elf wyjął swoją szklanicę i obsłużył się sam. Wziął dwa łyki i skrzywił się.
- Cholera, Kitty, jak ty to możesz pić w ciągu dnia... Chyba stado orków pędziło tę wódkę. Mówiłem ci, żebyś nie kupowała tego świństwa od tego śmierdzącego typa w Avarteen. Ja ci poleję coś dobrego. - uśmiechnął się szczerząc białe zęby i sięgnął do torby wyjmując ciemną, zakorkowaną butelkę. Otworzył ją szybko i po chwili szkarłatny płyn polał się do kubka Kitty, a także Leny i Bacharusa. - Z winnic mojego ojca, wino pierwszego gatunku. Nie wychylajcie od razu tylko... - nie skończył, gdy Kitty jednym chaustem wydoiła do dna mlaskając przy tym donośnie. - Smacznego... - Faravandel pokręcił głową uśmiechając się pod nosem. Ta kobieta była rozbrajająca.

- Te, Farav, to jest naprawdę niezły... soczek, nie obrażając twego tatki oczywiście. - Zaśmiała się i sięgnęła po swoją butelkę. - Mocne? No nie żartuj, chyba jesteś chłop z jajami, co? Wiesz, nie dałeś mi ostatnio sprawdzić, to pytam - dodała, puszczając do niego oczko i wlewając w siebie kolejną porcję alkoholu. Po chwili sięgnęła do torby i wyjęła talię kart. - Gramy? - zapytała niewinnie.

- A to chciałaś się ze mną kochać? Wystarczyło powiedzieć, naprawdę. - uśmiechnął się szeroko chowając butelkę z powrotem do torby. Gdy Kitty wyjęła talię kart, elf pokręcił głową. - Pytasz się czy gramy? Po tym jak ograłaś tamtych górników w tej osadzie... no jak jej tam... - popstrykał palcami. - no nieważne. W każdym razie po tym co widziałem wtedy, nie zamierzam uczestniczyć w żadnych grach hazardowych z tobą. Na to już mnie nie namówisz... - pochylił się ku niej i wyszeptał do ucha. - A ten seks to jeszcze aktualny? - puścił jej oczko i uśmiechnął się zawadiacko.

- Zależy, ile płacisz, oczywiście - odpowiedziała mu, słodko szepcząc do ucha każde słowo. - Chociaż... - przyjrzała mu się - ten jeden raz może być gratis. Wiesz tak na poprawę stosunków w drużynie. - Pokiwała głowę, zerkając na niego znad kubka.

- Może później? Kluski mi stygną. - powiedział i spojrzał smutnym wzrokiem w talerz z żarciem, by po chwili roześmiać się i puścić jej oczko.

- Jedz, jedz. - Pokiwała głową. - Musisz mieć dużo siły, a... bez urazy... taki trochę chuderlawy jesteś, nie? Wczoraj żeś szybko wymiękł z piciem.
Nie czekając na jego odpowiedź wzięła się za swoją porcję. Wciągnęła powietrze nosem, wdychając zapach parującego jedzenia i oblizała się. Pachniało wybornie, aż jej ślinka zaczynała cieknąć.

- W porównaniu z tobą, wiem ile mogę wypić. A ty zawsze pijesz żeby się skuć. Gdzie tu filozofia? Chyba że lubisz chodzić cały czas pijana. - elf uśmiechnął się i wpakował kolejną kluskę do ust.

- No gadasz tak, jakbyś w ogóle nie wiedział, co jest w życiu fajne - skwitowała, mierząc w niego widelcem z kluską. Pokiwała nim chwilę, jakby mu grożąc, po czym podsunęła mężczyźnie pod nos. - Powiedz "aaaa"...!
- „Beee”... -odparł.
- Gupek! - prychnęła, na siłę władowując mu kluskę do ust.

- Mon...dra się ... znalazła. - rzucił przeżuwając kluskę. Chwilę później nabił swoją na widelec razem z małym skwarkiem i podsunął rudej. - Teraz ty ode mnie bierzesz – kluska z niespodzianką. - uśmiechnął się do niej. Zupełnie zapomniał o towarzyszach przy stole rozmawiając z tą bezpośrednią kobietą.

- Oj, ja to bym chciała tę niespodziankę, co w spodniach masz! - rzuciła pewnie i uśmiechnęła się do niego, pożerając bezbronną kluseczkę. - Mniam... Wiesz, ponoć jak je z ręki, to już jest dobrze - stwierdziła i zastanowiła się nad tym stwierdzeniem.

- Spokojnie, Kotku, na wszystko przyjdzie czas. - puścił jej oczko. - Najpierw musisz wytrzeźwieć, nie będę cię brał po spożyciu.

- Dlaczego nie? - zapytała, rzucając mu zdziwione spojrzenie i zaglądając do swojego kubka. Nie zdążył jej odpowiedzieć, gdy przysiadł się jakiś chudy knypek i zaczął im dupę zawracać...



Wiem, Acid, miało być krótko i rzeczowo - ale Nam się z Żoną tak fajnie grało i pisało, że chyba nie masz nam tego za złe że takiego posta wymalowaliśmy, nie? :D
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [DnD] Łowcy Przygód

Post autor: Ouzaru »

Obrazek

Jechała w siodle, krzywiąc się uroczo do słońca i osłaniając swoje skacowane oblicze przed jego promieniami. Co jakiś czas łapała spojrzenia nowego towarzysza, łowcy, z którym piła poprzedniego wieczora. Wyglądało to tak, jakby się martwił jej stanem, ale chyba nie zdążył poznać kobiety za dobrze.
"Przywyknie" - przemknęło jej przez myśl i następnym razem, gdy na nią zerknął, uśmiechnęła się do niego łobuzersko.
- Co się tak gapisz, Kotku? - zawołała i podjechała bliżej. - Czyżbym ci wpadła w oko, Kochanie?
Pytając, wypięła dumnie piersi do przodu i posłała mu długie, intrygujące spojrzenie. Po chwili zaśmiała się, jakby ta prowokacja była jedynie niewinną zabawą.

- Wyglądasz, jakby cię stado ogrów wszamało i wypluło, „Kotku” - powiedział tropiciel patrząc na nią. - Jak zwykle przesadziłaś, ale to chyba normalne u ciebie, nie?. - Widząc, że wypięła się nienaturalnie w przód, uśmiechnął się szeroko. - I nie wypinaj się tak, bo jeszcze jakiś zwierz z krzaków wyskoczy i cię zgwałci. W sumie byłoby na co patrzeć, nie, Bacharus? - Posłał znaczące spojrzenie kapłanowi.

Kobieta zaśmiała się na to stwierdzenie. Ten zabawny łowca nawet się jej podobał, zastanawiała się, ile kasy miał przy sobie.
- Hehehe, Kochanie, nie wiedziałam, że lubisz takie rzeczy... Zwierz, mrrrau! - stwierdziła, śmiejąc się radośnie i po chwili cicho jęknęła, łapiąc się za głowę. - Pogadamy na miejscu, Kochanie. - Uśmiechnęła się do niego i poczekała, aż ją wyprzedzą. Wolała się wlec na końcu.

- A żebyś wiedziała, że pogadamy. - Skinął jej głową i uśmiechnął się delikatnie. - Mam nadzieję, że do tego czasu wytrzeźwiejesz na tyle, żeby nie gadać od rzeczy, Kitty - pokazał jej język i pośpieszył konia.
Przez chwilę patrzyła się za nim, uśmiechając radośnie, w końcu zwiesiła głowę i pozwoliła, by wierzchowiec ją prowadził za nimi. Na szczęście nie było już daleko do najbliższego postoju.

Kitty, jak ją nazywali aktualni towarzysze, była dość wysoka ja na kobietę i nieźle... zbudowana. Mówiąc wprost - miała czym oddychać i zapewne mogłaby się jeszcze podzielić z trzema dzierlatkami. Ubierała się przy tym w tak wyzywające i skąpe stroje, że aż towarzysze mieli problem, by się skupić na czymś innym (poza biustem), gdy z nią rozmawiali. Nie przedstawiła się im, stwierdziła jedynie, że mogą ją nazywać, jak wolą. A że sama do panów zwracała się per "Kotku", to elf nadał jej imię Kitty i póki co nieźle się przyjęło.

Pomacała się po sakiewce. Co z tego, że ostatnio udało jej się ładnie ograć kilku facetów, jak i tak większość wydała na wódkę? Westchnęła ciężko, wsłuchując się w człapanie konia i stukanie butelek w torbie. Już nie mogła się doczekać, aż napije się tego nowego wynalazku. Sprzedawca zapewniał ją, że "jest kurewsko mocne" i miała nadzieję, że jej nie oszukał. Miała ochotę znowu zalać się w trupa. Czyli jak zawsze.

* * *

W karczmie zamówiła sobie jedzenie, ale zanim pojawiło się na stoliku, już wzięła się za picie. Elf zdawał się być zaskoczony takim zachowaniem. Nie miała zamiaru mu niczego tłumaczyć, tylko polała trunek i wzięła się za leczenie pozostałości kaca. Została też poczęstowana przez niego jakimś sikaczem, który nazwał winem... "Ech, elfy... " Chwilę flirtowali, karmiąc się wzajemnie kluseczkami, gdy nagle przy ich stoliku pojawił się jakiś kmiotek i zaczął zawracać dupę strudzonym podróżnym. Kobieta jedynie westchnęła w duchu, gdy okazało się, że muszą gdzieś iść. Jednak brzęk monet w sakiewce był dla niej wystarczającym argumentem. Gwałtownie wstała, poprawiając pas i dopijając wódkę.
- No, nie wiem jak was, ale mnie taki argument przekonuje - stwierdziła, zerkając na sakiewkę. Niemal w podskokach wyszła za wieśniakiem.

Dotarli do małej chatki i wysłuchali jakiegoś kolesia. "Bogowie, co za paskudny spaślak" - pomyślała, krzywiąc się lekko.
- Spoko, Prosiaczku, ja to z chęcią dla ciebie zrobię - stwierdziła bez skrępowania i klepnęła go w plecy. - Mam nadzieję, że to jest tak łatwe i nieskomplikowane, jak mówisz, inaczej będę musiała się z tobą policzyć. Nie lubię, gdy ktoś mnie robi w konia, kapujesz? - zapytała, patrząc mu pewnie w oczy i odwróciła się do towarzyszy.
- To jak, Serdelki, idziemy?

- Moment, Koteczku... ja mam pytanie do naszego „pracodawcy”. - powiedział Faravandel. - Wspomniałeś, że masz konkurenta. Może byś powiedział nam o nim coś więcej? Z kim mamy do czynienia? Co to za typek? Ogółem wszystko. - wynagrodzenie było dobre, ale elf chciał się dowiedzieć w jaką robotę dokładnie się pakuje. - I co to za badania, które prowadzisz?

Czekając na odpowiedź, rozejrzał się po pomieszczeniu zwracając uwagę na wszystko, co mogłoby dać jakąś jasność, czym konkretnie zajmuje się czarodziej. Gdy się tak rozglądał, mignęło mu coś rudego na granicy wzroku i poczuł dłoń Kitty na swoim tyłku.
- Słoneczko, nie teraz - szepnął do niej. - Teraz idziemy do pracy, jak wrócimy z tego cmentarza to zajmiemy się przyjemnościami. - Mimo wszystko sam położył dłoń na jej tyłeczku. Był tak delikatny i mięciutki, że Faravandel wolał zostać tutaj z nią niż iść na jakiś pieprzony cmentarz. No ale pieniądze na drzewach nie rosną...

- Mhm, racja - odparła, a jej dłoń zaczęła się lekko zaciskać i prostować, jakby badając, czy zadek elfa jest dość miękki. "Może być" - pomyślała kobieta i na odchodnym uszczypnęła go.
Obrazek
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [DnD] Łowcy Przygód

Post autor: MarcusdeBlack »

Bacharus
Obrazek

Czysty przypadek sprawił że zyskał nowych towarzyszy, poznani na szlaku nieznajomi okazali się wyjątkowymi osobami. Niektóre nawet "bardziej" niż wyjątkowe. Uroda i charakter rudej, była to miła odmiana. Widać było że elfa najbardziej "polubiła", wedle powiedzenia kto się czubi ten się lubi.
Kitty jak ochrzcił ją Faravandel (Bacharus raczej myślał o niej jako "Mocny Wdech"), od razu przejrzała spokojną maskę kapłana. Mimo skupionej miny Genasi był lekkoduchem, nie trapił się jutrzejszym dniem, po co? Skoro mamy jeszcze "dziś".

Podróż nie dawała mu się we znaki tak bardzo, był typem wiecznego wędrowcy, nie umiejącego osiedlić się gdzieś na stałe. Ze spokojem wsłuchiwał się w szum wiatru, dla niego była to swoista melodia tworzona przez boginię. Tropiciel wyrwał go z tego stanu.
- I nie wypinaj się tak, bo jeszcze jakiś zwierz z krzaków wyskoczy i cię zgwałci. W sumie byłoby na co patrzeć, nie, Bacharus? - wojownik zaśmiał się na te słowa.
- Wy elfy naprawdę lubicie tylko patrzeć. - zażartował i poklepał towarzysza po plecach. - Ale racja to by było "coś".
Genasi przysłuchiwał się dalszym gadkom nie skrywając uśmiechu.

***

Po Wietrznym od razu można było domyśleć się jego pochodzenia, rozwiane zawadiacko długi srebrnobiałe włosy, jasno turkusowa skóra i oczy, czy raczej białka, bo nie posiadały one tęczówek, w kolorze błękitnym. Jego symetryczne oblicze posiadało egzotyczne piękno. Ciało miał pomalowane licznymi dziwnymi znakami, w kolorze ciemnego turkusu, zapewne o charakterze rytualnym, mając na uwadze to że każdego dnia wydawały się być inne.
Sylwetkę posiadał bardziej smukła i kruchą, niż prężną. Mimo to na plecach przewieszony wielki miecz świadczyć mógł o skrywane sile. Ostrze wykonane ze zwykłej stali, nie posiadało też żadnych znaków cechowych, jednak kapłan musiał o niego dbać, zważywszy na lśniącą powierzchnię metalu.
Podczas podróży nie widać było by nosił jakikolwiek pancerz oprócz szarobiałych karwaszy, biało niebieskiej togi odkrywającej tors i spodni o podobnym odcieniu. Całkiem nie pasujące do reszty ubrania były jego buty, wysokie z utwardzanej skóry i wyglądające na lekko starte.

***

Dojechawszy do Berwick od razu udali się do miejscowej karczmy. Usiedli przy pustym stoliku i czekali na świeże jadło. Kapłan miał na razie dosyć suchych racji. Wyjął z kieszeni mały amulet z mleczno białą chmurą pośrodku i zawiesił go sobie na szyję.
Obrazek Nigdy nie wiadomo, może spotka współwyznawcę w tym miejscu. Spojrzał na Kitty, która właśnie sięgała po wodę ognistą. Uśmiechnął się łagodnie jak miał w zwyczaju.

- Jeszcze ci mało, Rudowłosa? Wczoraj nie wypiłaś aby za dużo? Może poczekaj, aż na stół wjadą kluski, nie chcemy cię z Bacharusem eskortować zalaną do pokoju albo do stodoły tak jak ostatnio. Prawda, wojowniku? - elf spojrzał to na dziewczynę, to na Wietrznego, aż w końcu skupił wzrok na buntowniczce.

Wojownik-kapłan machnął to od niechcenia ręką. - Faravandelu nie przesadzaj. - genasi zwrócił się do tropiciela. - Nie ograniczaj jej. - dodał i puścił do niej oczko.

- Kotku, - spojrzała się na elfa.- jak nie mam kaca, to nie czuję, że żyję. - odparła, uśmiechając się od ucha do ucha. - A teraz nie bądź baba i podaj mi swój kubek, to ci poleję...

- Widzisz. - rzekł z uśmiechem Wietrzny. - Nie przejmuj się Kitty ja się z tobą napiję, nie ma nic gorszego jak martwić się na zapas. - podsunął jej swój kubek i łyknął na rozgrzewkę.

Dalsza rozmowa przebiegał już między "droczącymi". Nie chciał tego przyznać na głos, ale wino wydało mu się średnie, widocznie to trunek nie na jego usta. Zmierzwił włosy i co chwilę się cicho śmiał słuchając rozmowy "dwojga".

Przerwał te chwile pewien jegomość, paplający coś o zadaniu i jakimś magu. Oczywiście nie obyło się bez zaproponowania zapłaty.
- No, nie wiem jak was, ale mnie taki argument przekonuje. - stwierdziła Kitty, zerkając na pieniądze.
- I jak tu się spierać? - rzekł Wietrzny z fałszywą boleścią do reszty i ruszył za dziewczyną.

***

Dom wioskowego maga, nie wyglądał interesująco. Wydawał się strasznie duszny i stary. "Powiem Akadi, rzadko tu musi gościć.", podsumował w myślach przybytek Matrasa. Czarodziej wyglądał jeszcze mniej imponująco niż dom. Leciwy gruby mag.
Na wzmiankę o cmentarzu genasi, aż się skrzywił. Nienawidził duchoty i tej ciasnoty.
- To jak, Serdelki, idziemy? - zwróciła się do drużyny ruda.
- Moment, Koteczku... ja mam pytanie do naszego „pracodawcy”. - powiedział Faravandel. - Wspomniałeś, że masz konkurenta. Może byś powiedział nam o nim coś więcej? Z kim mamy do czynienia? Co to za typek? Ogółem wszystko. I co to za badania, które prowadzisz?
- Stare krypty. Duszne korytarze. Nie chcę narzekać, ale wcale mi się to nie podoba. - kapłan mruknął na głos. Zaraz jednak zmienił temat, widząc miny towarzyszy. - Właśnie co to za badania? - powtórzył pytanie elfa. Do czego mógł mu być potrzebny ten pył?
Ostatnio zmieniony wtorek, 30 czerwca 2009, 20:05 przez MarcusdeBlack, łącznie zmieniany 3 razy.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [DnD] Łowcy Przygód

Post autor: Acid »

Wszyscy

Matras usiadł w swoim starym fotelu, założył ręce na piersi i rzekł najspokojniej w świecie:
- Wybaczcie, moje badania są moją prywatną sprawą, ale jeśli musicie wiedzieć to dotyczą starych zwłok i czasu. Za to w krypcie możecie się tylko natknąć na agentów mojego rywala, nie wiem co potrafią ani kim są, wiem że na pewno tam są i czekają na mnie. - czarodziej westchnął. - Mój konkurent ma na imię Algol i jest czarnoksiężnikiem, a przynajmniej tak mi sie wydaje. I myślę właśnie że tacy ludzie jak wy powinni sobie poradzić bez problemu z tym zadaniem. - zakończył i przeczesał swe rzadkie włosy. Wyglądało na to, że mówi prawdę.

Faravandel
Spoiler: Zaznacz cały
Rozglądając się po pomieszczeniu nie zauważyłeś nic niezwykłego ani zdrożnego. Ot, zwykłe przedmioty, które każdy mag posiada w swojej pracowni.
Kitty
Spoiler: Zaznacz cały
Wierzysz mu - ten człowiek na pewno nie szykuje na was żadnej pułapki i chce byście wykonali dla niego tę misję.

[Odpowiedź na posty Serge'a, Ouzi i Marcusa. Mekow, czekamy na Ciebie – tak jak pisałem, to ma być szybka sesja, jakieś trzy odpisy tygodniowo albo i więcej jak się uda. Także spręż się, stary! :D]
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [DnD] Łowcy Przygód

Post autor: MarcusdeBlack »

Bacharus

"Starych zwłok i czasu, tak?" pomyślał Wietrzny. Całkiem prawdopodobne że chodzi mu o coś pokrewnego. Kapłan spojrzał na maga jakby go oceniał. Cały czas dręczył go fakt że będzie musiał siedzieć nie wiadomo ile pod ziemią. Podrapał się po brodzie i spytał maga uprzejmie, odpowiednio dobierając słowa.
- Nie wiem jak moi towarzysze, ale uważam że powinniśmy dostać coś w ramach zaliczki. Możliwe że, a raczej na pewno, że twój wróg każe Cię szpiegować. - Bacharus zrobił efektowną pauzę. - I kiedy nas spostrzeże przy tej krypcie, będzie wiedział że pracujemy dla Ciebie. - dodał z błogim wręcz spokojem. - Chodzi tu tylko o naszą sprawność. - spojrzał na resztę kompani. - Musimy się przecież jakoś przygotować, prawda? - spytał grubego.
Ostatnio zmieniony wtorek, 30 czerwca 2009, 11:08 przez MarcusdeBlack, łącznie zmieniany 1 raz.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [DnD] Łowcy Przygód

Post autor: Serge »

Faravandel

Tropiciel z zasępieniem na twarzy wysłuchał słów starego czarodzieja. Najwyraźniej nie chciał dzielić się z nimi wiedzą na temat tego, czym się obecnie zajmuje. Bo i który czarodziej chciał? Elf znał ich kilku, wszyscy chronili wyniki swych badań przed innymi bardziej niż własne życie. Ale kilka słów Matrasa zaniepokoiło tropiciela. Czarnoksiężnik? Badania zwłok i czasu? Toż to zakrawa pod nauki o nekromancji. Faravandel pokręcił głową, nie odezwał się jednak słowem. Gdy Bacharus podjął rozmowę, elf opuścił chatę czekając przed nią na pozostałych.

Gdy Kitty, Lena i Bacharus wyszli po kilku minutach, zbierało się na deszcz. Tropiciel, oswojony z lasem i pogodą potrafił bezbłędnie wyczuć aurę, a chmury, który nadciągały z północy nad złote pola znajdujące się za osadą, nie zwiastowały niczego dobrego.
Obrazek - I co sądzicie o tym wszystkim? - spytał przenosząc wzrok z nieba na kompanów. Gdy ruszyli, kontynuował. - Mi się ten cały Matras nie podoba. Nie myślcie, że mam coś do czarodziejów, ale ktoś kto zajmuje się badaniami zwłok i upływającego czasu nie może być normalny. Śmierdzi mi tu nekromancją. - rzucił ściszonym głosem. - Bacharus, ty jesteś kapłanem – co uważasz? Myślisz, że stary Matras może uprawiać zakazane praktyki? Moim zdaniem najpierw powinniśmy popytać w wiosce o tego czarodzieja i o tę rodzinę... Amorphis? Może ktoś z niej jeszcze żyje... - Faravandel zmarszczył brwi. - Myślę, że dobry rekonesans terenu nie zawadzi, jeśli mamy się zapuszczać na jakiś stary cmentarz. Co sądzicie? - popatrzył z ukosa na towarzyszy.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [DnD] Łowcy Przygód

Post autor: Mekow »

Lena

Od kilku tygodni Lena podróżowała swobodnie i nawet zaczynało jej się to podobać. Posiadanie tzw. "wolnej ręki" było to jednym z przywilejów bycia Paladynem - wcześniej to Zakon wysyłał ją na misje. Teraz Lena informowała ich o swoich poczynaniach, a nie czekała na rozkazy.
W jakiś sposób weszła w relacje z nowymi znajomymi i choć okazali się dość rozpustni, to pozostała w ich towarzystwie. Może kierowała się nadzieją, że wpłynie na nich jakoś pozytywnie, albo po prostu ich polubiła.

Lena była średniego wzrostu kobietą o długich blond włosach. Prawie zawsze ubrana była w pełną zbroję płytową i białą pelerynę, oraz pełny hełm całkowicie zakrywający jej twarz. Stroju dopełniały średniej wielkości torba na ramie, oraz mocny skórzany pas, przy którym umocowane były dwa miecze (jeden długi, jeden "zwykły") i spora sakiewka. Na nogach zaś miała obite metalem, porządne skórzane buty i niewysokim, ale szerokim obcasem.
Podczas ich wspólnej wędrówki oczywiście zdejmowała hełm (np. podczas posiłków), ukazując młodą, dość ładną twarz i długie, bujne blond włosy.

Nie zdziwiła się, gdy po dotarciu do osiedla, jej towarzysze postanowili udać się do karczmy. Po tym jak podano im zamówione jedzenie, Lena ponownie zaproponowała wspólną modlitwę w podzięce za otrzymane dary. Jak zwykle odpowiedziały jej dziwne spojrzenia, zupełnie jakby zobaczyli jakąś zjawę. Ponownie sama została z tym obowiązkiem i zanim zaczęła jeść pochyliła głowę i w myślach odmówiła odpowiednią modlitwę. Tak jak w ciągu kilku ostatnich dni zrobiła to nie tylko w swojej intencji, ale za wszystkich zasiadających przy stole.
Po tym jak zjedli, a właściwie już podczas jedzenia, jej towarzysze znowu zaczeli pić alkohol. Nie odpowiadało jej to, ale zdała już sobie sprawę, że nie przekona ich do porzucenie tego nałogu - zwłaszcza tej biednej kobiety, której bogowie nie poskąpili urody, ale najwidoczniej życie obeszło się z nią brutalnie.
Nie odmówiła jednak wina, którym poczęstował ich Faravandel. Innym jakoś nie smakowało i nie omieszkali wspomnieć o tym na głos - kolejny przykład braku dobrych zasad wychowania. Lena zaczerpnęła niewielki łyk, ale nie połknęła napoju, tylko przetrzymała go w ustach doszukując się smaku.
- Ja natomiast uważam, że to wino jest naprawdę dobre. - powiedziała szczerze.

Wtedy zjawił się wieśniak, który przekazał im wiadomość o możliwości zarobku. Złoto było tym, czego Lenie nigdy nie brakowało i nie uznała tego za odpowiedniej dla niej zachęty. Inni jednak natychmiast dali się skusić, a nie mogła ich opuścić. Zresztą zawsze przydadzą się dodatkowe monety do dyspozycji. Lena wiedziała, że dobrze je wykorzysta.

Gdy tylko opuścili karczmę, Lena zwinęła włosy i założyła hełm - miała w zwyczaju takie profilaktyczne działanie i do tej pory się to sprawdzało.
Na miejscu okazało się, że ich potencjalne zadanie budzi wiele kontrowersji. Nawet pozostali to zauważyli.
- Chwileczkę. Odnoszę wrażenie, że mówimy tu o naruszeniu i rabowaniu grobów? Toż to niedopuszczalne świętokractwo. - zastrzegła, ale jej głos był jak zwykle spokojny.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [DnD] Łowcy Przygód

Post autor: Acid »

Bacharus
Spoiler: Zaznacz cały
Przyglądając się dokładnie magowi, jego gestom, ruchom, przysłuchując się tonowi głosu, stwierdziłeś, że ten mężczyzna nie kłamie i chodzi mu jedynie o to, byście wykonali dla niego to zadanie.
W chacie

Gdy genasi skończył mówić, czarodziej skinął głową na młodzianina, który was tutaj przyprowadził, po czym ten sięgnął do małej szkatułki leżącej na stole i wyciągnął z niej pękatą sakiewkę. Podszedł do Bacharusa i wręczył mu ją.

- Tutaj macie dwadzieścia sztuk złota na najpotrzebniejsze wydatki, oczywiście potrącę to sobie z waszego wynagrodzenia. - zastrzegł i wziął głęboki wdech. - Wiem, że może być niebezpiecznie, ale z tego co widzę jesteście ludźmi czynu, którzy nie boją się byle krypty, prawda. - było to raczej stwierdzenie, niż pytanie. - A co do twojego pytania, panienko. - spojrzał na paladynkę. - tu nie chodzi o rabowanie grobów, jedynie o przyniesienie mi kawałka całunu, który pomoże mi w moich badaniach dla dobra ludzkości. Nie chcę żebyście przynieśli mi ciała, ani precjozów, które nieboszczycy mieli przy sobie gdy ich chowano. Zależy mi jedynie na tym całunie. To wszystko. - uśmiechnął się delikatnie. - A teraz wybaczcie, ale chciałbym popracować wraz z moim asystentem... mam pewne zaległości.

To stwierdzenie miało chyba oznaczać, że jego czas dla was w tym momencie się skończył. Faravandel oczekiwał na was przed chałupą czarodzieja, a wy patrząc na sakiewkę trzymaną przez kapłana, zastanawialiście się co dalej.

[Serge nie odpisuje do tego wątku, jako że jego postać stoi przed chatą. Jedynie po wyjściu możecie nawiązać z elfem dialog, zwłaszcza że Faravandel już coś zaproponował dwa posty wyżej.]
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [DnD] Łowcy Przygód

Post autor: MarcusdeBlack »

Bacharus, Kitty oraz Faravandel

- Oczywiście. - odparł spokojnie do maga. - Dzięki wielkie za zaufania panie Mitras, niech Akadi zsyła Ci jedynie pomyślne wiatry. - dodał zaraz i skłonił się lekko. Najwyraźniej gruby potrzebował tylko silnorękich, genasi uśmiechnął się do siebie. Wziął dziewczyny za ręce, dość nachalnie trzeba rzec i wyciągnął je na zewnątrz. - No, idziemy drogie panie. Musimy opracować plan działania. - mimo protestów nie zmienił uścisku, miał ręce silne i łagodne zarazem.

Kiedy już stanęli przed domem i dołączyli do elfa, Kitty jeszcze raz się szarpnęła, a kapłan tylko uniósł dłonie na znak pokoju.
- Hej, Kotku, mamy zaliczkę! - zawołała do towarzysza i uśmiechnęła się szeroko. - Ale będzie balanga!

Elf stał z założonymi rękoma przyglądając się ciemniejącym z każdą chwilą chmurom, gdy genasi wyprowadził obie kobiety z chaty czarodzieja. Kitty od razu przywitała go na swój sposób.

- Czyli jednak przyjęliście tę robotę. - uśmiechnął się do niej. - Ile dał nam tej zaliczki? Mam nadzieję, że nie kryje się pod tym jakieś 'drugie dno' - tropiciel wydawał się być zaniepokojony całą sytuacją, o czym opowiedział chwilę później.

- Wyluzuj, Stary! - westchnęła, kręcąc głową. - Robota jak robota. Klient płaci, klient wymaga, jak mnie zawsze mama uczyła. No a teraz nie marnujmy czasu, tylko chodźmy tam od razu, co? Myślę, że nie ma co się o tego tłuściocha pytać, załatwimy to szybko... Jeszcze mamy plany na wieczór, pamiętasz? - zapytała i szturchnęła tropiciela w bok.

Uspokoił się widząc poważną minę Faravandela, widać było że jego też trapił akapit o "zwłokach". Bacharus tylko podrapał się po głowie, czując na sobie jeszcze wzrok paladynki. - To nie do końca moja domena, są tu osoby o większej wiedzy w tej materii. - odparł wskazująca na blondynkę w zbroi. - Ale mnie osobiście nie wygląda na typa co lubi eksperymentować z nieumarłymi. Czuję że ten jego Algol może mieć takie zapędy. - spojrzał na towarzyszy i podrapał się po brodzie. - Ale zawsze można popytać o ta rodzinkę. Ja bym się nie martwił na zapas przyjacielu. Czuję ze bogini nam sprzyja.

- Dobra, jak tam sobie chcecie. - Faravandel rozłożył ręce. - Tylko żebym wam potem nie powiedział 'a nie mówiłem?'. Różne rzeczy w życiu robiłem, ale żeby łazić po jakichś jaskiniach z trupami... - zmarszczył brwi. - No ale zawsze musi być ten pierwszy raz, nie, ruda? - szturchnął ją w bok i puścił oczko.

Musiał przyznać że łażenie po zatęchłych kryptach nie wprawiało go w dobry humor. Skrzywił się. - Ja tam się niczego nie boję. - powiedział niczym dziecko. - Równie dobrze możemy ruszać teraz. - spojrzał ze spokojem na tropiciela. Kapłan był zmienny niczym bogini, której służył. - Siedem wiatrów jest z nami, już mówiłem podczas...

- No, i to jest chłop z jajami! Trochę niebieski, ale zawsze! - stwierdziła Kitty i klepnęła go mocno w plecy.

- Turkusowy. - zaznaczył poważnie i zaraz wybuchł śmiechem.

- Turkusowy, lazurowy... jeden chuj, wszystko to niebieski. - wzruszyła ramionami.

Elf przez chwilę przysłuchiwał się ich krótkiej wymianie zdań, po czym rzekł.
- No dobra, idziemy od razu, im szybciej załatwimy tę sprawę, tym lepiej. Pewnie i tak nikogo byśmy nie znaleźli z tej rodzinki na tym zadupiu. - spojrzał w niebo. Chmury przybrały ciemną, grafitową barwę.
- Będzie padać, pośpieszmy się. Zamierzacie kupić coś tutaj za te pieniądze? - spojrzał na nich z ukosa.

Genasi poprawił swój wielki miecz. - Drogich kadzideł tu nie będą mieli. - policzył jeszcze raz 'zaliczkę'.
- Równo na głowę. Po pięć sztuk złota. - uśmiechnął się widząc minę elfa. - No co? To tylko zaliczka. - nie tylko on dziwnie na niego patrzył.
- Kochana, - spojrzał na Lenę i dodał. - pomyśl o tych pieniądzach jak o datku na zbożny cel. - zwrócił się do paladynki. Ich pojęcie wiary bardzo się różniło.
- Dobra to ja jeszcze wrócę do karczmy po .. - na twarz kapnęła mu zimna kropla deszczu. Trochę farby ze znaków zaczęło się rozmazywać. Wyglądał teraz jak jakiś klaun. - No ja pójdę się wytrzeć. - udał nadąsanie.

- Czeeekaj, - odparła radośnie ruda. - idę z tobą! Muszę przecież kupić zaopatrzenie na wyprawę, tylko bogowie wiedzą, ile tam będziemy siedzieć. - To mówiąc poklepała po swojej torbie, a butelki radośnie zabrzęczały.

Tropiciel westchnął tylko, pokręcił głową i narzucił kaptur na głowę.
- Nie liczyłbym nawet na znalezienie tutaj jakiejś dobrej stali. - rzucił do Bacharusa. - Na takie zadupie kupcy chyba nie zaglądają. - rozejrzał się. - Weźmiemy co potrzebne z karczmy i ruszamy na ten cmentarz zanim zacznie się ściemniać. - podążył za pozostałymi mimo że coś mu tu śmierdziało i bynajmniej nie była to Kitty po przepiciu.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [DnD] Łowcy Przygód

Post autor: Mekow »

Lena

Obrazek

Lena miała ten sam, skromny problem od dawna. Dopóki nosiła na głowie hełm, budziła respekt i szacunek, a u przeciwników nawet strach. W momencie gdy odsłaniała swą twarz, zaczynała być traktowana jak bezbronna panienka, która nie ma kwalifikacji na wojownika, czy dowódcę. Ona jednak, w obu tych kwestiach miała odpowiednie kwalifikacje... Wiedziała jednak, że na szacunek trzeba zasłużyć, choć z drugiej strony bycie Paladynem zakonu powinno samo w sobie budzić pewien respek - wszak aby nim zostać trzeba się naprawdę wykazać i odbyć naprawdę długą drogę na ścierzkach wiedzy, szkolenia i doświadczenia.

Kilka dodatkowych monet zawsze się przyda. Może Lena odda je jakiemuś żebrakowi, albo złoży w ofierze w świątyni. Wiedziała jednak, że zawsze warto mieć ich więcej do dyspozycji, nawet o te nędznych kilka sztuk. Niestety plany jej towarzyszy co do ich części zaliczki nieco się różniły i Lena poczuła się w obowiązku, aby nimi pokierować.
- Alkohol nie będzie nam potrzebny. Przyda się za to źródło światła! Mam odpowiedni amulet, ale warto się jeszcze zaopatrzeć w latarnie albo pochodnie. Każdy z nas powinien coś mieć! A pochodnię trzymaną w lewej ręce można też wykożystać w walce. - powiedziała na początek, wzięła głębszy oddech i kontynuowała wypowiedź.
- Warto też mieć zapas wody i gotowe jedzenie, - rzekła - takie którego nie trzeba przyżądzać. - natychmiast wyjaśniła, że chodzi jej o suchy prowiant. Pomyślała tutaj o marchwi, kalafiorze, chlebie i jakichś owocach, ale o tym co kupi zdecyduje dopiero w gospodzie, gdy będzie wiedziała jaki ma wybór.

- Jeśli obawiacie się nieumarłych, to mam już z nimi spore doświadczenie. Sądzę, że nawet jeśli ich spotkamy, to damy sobie radę. - rzekła, aby dodać im otuchy, oraz choć trochę poprawić swój autorytet.
- Zresztą, mam odpowiedni amulet. - powiedziała po raz drugi.





Może kupi też jakiś rondelek, bo ktoś zapomniał napisać go w ekwipunku -_-"
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [DnD] Łowcy Przygód

Post autor: Acid »

Szybko uporaliście się z zakupami w osadzie i nie zostało wam więc nic innego jak udać się do krypty, w końcu pieniądze same piechotą nie chodzą. Szybko opuściliście więc Berwick i skierowaliście się w stronę cmentarza starą, leśną dróżką, która w połączeniu z ciemnymi, nisko wiszącymi deszczowymi chmurami sprawiała osobliwe, nieco niepokojące wrażenie.
Obrazek Droga na cmentarz nie była zbyt długa, towarzyszył wam jedynie szum sosnowego lasu i krople coraz mocniej padającego deszczu. W końcu dotarliście na miejsce i przyglądaliście się przez chwilę prowizorycznej bramie prowadzącej ku królestwu umarłych.
Obrazek Nie było problemem, by odnaleźć wasz cel. Omijając stare nagrobki, podążając wydeptaną ścieżką dotarliście w końcu na miejsce, a waszym oczom ukazała się zwalista, granitowa budowla pozbawioną okien. Granit był twardy, a dach z kamiennych płyt w dobrym stanie. Budynek był niski i musiał być co najmniej do połowy wkopany w ziemię. Była to jedyna krypta na cmentarzu; pozostałe miejsca grzebalne oznaczone zostały prostymi, nadgryzionymi zębem czasu tablicami. Na żelaznych drzwiach widniało słowo A M O R P H I S, napisane literami w archaicznym stylu. Rozejrzeliście się wokół – wyglądało na to, że na cmentarzu nie ma nikogo innego. Panowała przerażająca cisza.
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [DnD] Łowcy Przygód

Post autor: Ouzaru »

Faravandel & Kitty

- Lena, jak się dobrze schlejesz, to i strachu nie czujesz... a coś mi mówi, że ty nieźle portkami trzęsiesz pod tym całym pancerzem... a właśnie... Ty nosisz jakieś gatki? Bo ja nie i aż mnie boli na samą myśl, jak cię tam obciera.
Słysząc to, Faravandel przyjął bolesną minę, jakby jego też coś zabolało. Szturchnął Kitty w bok.
- Daj spokój, dziewczynie, ona tylko chce się na coś przydać.

Wysłuchała, co tropiciel ma do powiedzenia i pokręciła głową, patrząc się na dziewczę litościwym wzrokiem. Gdzie ona się uchowała? Gdyby elf nie był charakternym facetem, uznałaby, że mogą stanowić całkiem zgrabną parkę. Westchnęła, drapiąc się po karku.
- Alkohol nie jest potrzebny? - zapytała Leny raz jeszcze, chyba nie miała zamiaru odpuścić tego tematu. - Dziewczyno, ty jeszcze świata w ogóle nie znasz! Ale spokojnie, - poklepała ją po ramieniu, - jeszcze cię nauczymy... Nie, chłopaki?! - zawołała do towarzyszy i uśmiechnęła się radośnie.
- I naprawdę nie musisz nas uczyć dzieci robić, wiemy, jak się walczy - dodała, puszczając do niej oczko i odeszła z elfem kawałek. - Wiesz, długouchy, dziwna ona jest.

- No jak się chowała daleko od facetów to i dziwna pewnie.
- elf wzruszył ramionami. - Ja tam uważam, że te całe zakony rycerskie czy co oni tam mają to powinny inaczej funkcjonować. A tymczasem oni zamiast naprawdę się bawić i wyszaleć to hołdują zasadom 'służyć, chronić, matki bronić'. Dobrze że nie jestem paladynem. - Faravandel puścił oczko do Kitty. - Nie, Słonko?

- Oj, gdybyś był, to chyba bym cię nie lubiła
- odparła, uśmiechając się krzywo.
Poszli po zakupy i oczywiście, jak można się było spodziewać, Kitty upłynniła swoją gotówkę. Dosłownie. Przeglądając podejrzaną, wysokoprocentową zawartość butelek, zauważyła zamyślone spojrzenie Fara, który przyglądał się jej od jakiegoś czasu. Przekrzywiła głowę na bok i rzuciła mu pytające spojrzenie. - No co?
- Nic, a coś miało być? -
popatrzył na nią.
- Nie, nic - odpowiedziała i uśmiechnęła się lekko. - Załatwiłeś już swoje zakupy? Co kupiłeś?
- Nic, wszystko mam przy sobie... A raczej mój wierzchowiec to niesie. -
uśmiechnął się krzywo. - Pieniądze przydadzą się kiedy indziej. Ty jak widzę, zakupiłaś już odpowiednią ilość trunków...

Na jego stwierdzenie uśmiechnęła się szeroko i zarzuciła torbę na ramię. To chyba oznaczało "no pewnie, że tak". Wyszli z karczmy i razem z pozostałymi towarzyszami udali się w drogę na cmentarz. Pod bramą nie było zbyt przyjemnie, Kitty od razu pociągnęła solidnego łyka na poprawę samopoczucia i rozgrzanie. Pogoda nie sprzyjała, a ona nie miała na sobie nic ciepłego.
Obrazek
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [DnD] Łowcy Przygód

Post autor: MarcusdeBlack »

Bacharus

Stanął przy studni i zaczął powoli zmywać z siebie całą tą farbę. Wiedział że nie obrazi tym bogini, ale czuł się dziwnie usuwając te znaki przed końcem dnia. Nie składał żadnych ślubów na ten temat, tym bardziej dziwił się sobie samemu. Gdy skończył spojrzał na swe odbicie w krystalicznej wodzie. Bez farb mógł bez problemu udawać żywy posąg. Turkusowy posąg. Uśmiechnął się i wrócił do karczmy po swe rzeczy.

- Dobrze, pora już chyba ruszać. - rzekł do towarzyszy. - Nie marnujmy oddechów które zsyła nam bogini, czas się sprężyć! - dodał z entuzjazmem. Widać było że zabrał wszystkie swe rzeczy, wliczając w to dziwnie zapakowane ustrojstwo, które drużyna mogła sobaczyć podczas ich pierwszego spotkania. Czemu ustrojstwo, bo gdzieniegdzie z boku wystawały metalowe rurki i jakieś 'zawiasy', wszystko okryte wytrzymałym płótnem. Na pytanie 'Co to?' odpowiadał tylko, że to największy trybut dla bogini jaki spotkał.

Droga mijała mu spokojnie z radością powitał świeże leśne powietrze. Mógłby tak ciągle delektować się majestatem powietrza. Zanim zdąży rozmarzyć się na całość, doszli do cmentarza. - To chyba tu. - rzekł oczywiste. - Amorphis... - przeczytał napis na krypcie i podszedł do wejścia.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [DnD] Łowcy Przygód

Post autor: Mekow »

Lena

Po słowach bezimiennej kobiety nie od razu wiedziała co ma jej odpowiedzieć. Na jej szczęście Faravandel zabrał głos, dając jej chwilkę do namysłu.
- Nie boję się. - odpowiedziała spokojnym głosem. Było to całkowicie zgodne z prawdą, ale nawet gdyby miało się to zmienić, Lena wiedziała, że odwaga polega na przezwyciężeniu strachu, a nie nie-posiadaniu go. Tak czy inaczej, postanowiła iż jej czyny wyraźnie potwierdzą te słowa.
Rozmawiać o swojej bieliźnie nie miała zamiaru i nie podjęła się tego, pierwszy raz przydarzył jej się taki dziwny temat rozmowy... choć od czasu gdy poznała (choć nie z imienia) tą dziewczynę, było już ich kilka. Lena mogła się przynajmniej pocieszyć, że tym razem rozmowa szybko się zakończyła zaś hełm zamaskował wyraz jej twarzy - może był on zmieszany i zakłopotany, a może zdenerwowany - o tym wiedziała już tylko ona.

W przeciwieństwie do innych, Lena zaopatrzyła się w (jej zdaniem) nieco bardziej przydatne rzeczy. Suchy prowiant mógł być potrzebny na wypadek gdyby utknęli, albo z innych powodów musieli przedłużyć swoją misję. Pochodnia zaś mogła teoretycznie zdradzić ich pozycję, ale przynajmniej będą coś widzieć, a oprócz tego można będzie jej użyć jako broni.

Zostawiwszy konia pod opieką karczmarza, Lena ruszyła razem z innymi.
Zatrzymała się przed wejściem na cmentarz i spoglądając w niebo, odmówiła modlitwę za pochowanych tutaj ludzi.
Zaraz potem szybko dołączyła do innych i staneli przed wejściem do krypty. Przeżegnała się krzyżując ramiona na klacie i składając lekki skłon głową, a następnie ruszyła w stronę wejścia.
- Pójdę na przedzie. - powiedziała przy tym.
Chciała pójść pierwsza nie tylko dlatego, że czuła się najbardziej odpowiednia do tego stanowiska, czy dlatego, że trzymała w ręku zapaloną pochodnię - czyli (jak się jej zdawało) jedyne "zapalone" źródło światła, ale był to też pierwszy gest, aby pokazać, że nie boi się ewentualnych zagrożeń.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [DnD] Łowcy Przygód

Post autor: Serge »

Faravandel & Kitty

Tropiciel przez całą drogę na cmentarz uważnie przyglądał się okolicy. Las w połączeniu z ciemnymi chmurami nad nimi wydawał się posępniejszy niż zwykle. Far przy okazji zerkał od czasu do czasu na towarzyszy, którzy chyba również byli nieco zaniepokojeni tym krajobrazem.

Nie rozmawiając zbyt wiele dotarli w końcu na cmentarz. Stara brama nie zrobiła na nim najlepszego wrażenia, tak samo jak i wnętrze. Zapomniane przez czas nagrobki wystawały z ubitej ziemi, a wszędzie panowała nieziemska cisza – wyglądało na to, że są jedynymi gośćmi na tej poświęconej ziemi. Elf nigdy nie czuł się dobrze w takich miejscach; przypominały mu bowiem o ulotności i kruchości życia, a także o tym, że i on kiedyś spocznie w ziemi... Sam wielokrotnie stawiał czoła śmierci i przyznawał potem sam przed sobą, że nie chciałby tak młodo umierać.

Z rozmyślań wyrwały go słowa Kitty:
- Jesteśmy na miejscu, Kotku. - rzuciła do niego widząc, że nieco się zamyślił.
-Widzę. - rzucił Far bez przekonania i przyjrzał się budynkowi. - Krypta jak krypta, ciekaw jestem czy w środku też jest tak 'normalnie' jak tutaj. - rozejrzał się po okolicy. - Póki co nie widać sługusów tego całego Algola.

- Ja tam nie narzekam. - wtrąciła Kitty i wzięła elfa pod ramię. - Nie powiem, trochę tu... nieprzyjemnie. - wzdrygnęła się i sięgnęła do torby w wiadomym celu.

- Spokojnie, Kotek, wszystko będzie dobrze. - zapewnił ją Far. Widząc, że Kitty wyciągnęła butelkę, elf wyciągnął po nią dłoń. - Daj, napiję się też... Na rozluźnienie... - uśmiechnął się delikatnie, po czym wziął kilka łyków. Oddał rudej butelkę i zrobił szpetną minę. - Mocne...
- Pójdę na przedzie. - wtrąciła Lena.

- Ależ proszę, panie przodem. - Far wskazał jej dłonią drogę i uśmiechnął się krzywo.
Złodziejka spojrzała się na kobietę w zbroi i pokręciła zrezygnowana głową.
- Niech idzie - prychnęła i napiła się kilka solidnych łyków. Choć był to mocny trunek, jakoś nie było tego po niej widać. - Skarbie, jak tylko stąd wyjdziemy... - nie dokończyła, zawieszając głos i mrucząc cicho.

Far podniósł tylko prawą brew w górę nie komentując słów Kitty. Wyjął z plecaka swoją latarnię, która po chwili dawała delikatną poświatę, dobył miecza i ruszył za towarzyszami w mroczną otchłań krypty.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [DnD] Łowcy Przygód

Post autor: Acid »

Ze środka nie dobiegały żadne odgłosy, przysłowiowa grobowa cisza. Zaś ze śladów wynikało że do środka jakiś czas temu weszła jedna osoba. Zniknęliście w środku schodząc ostrożnie w dół po schodach i oświetlając sobie drogę latarniami i pochodniami.

Ciemne pomieszczenie w jakim się obecnie znajdowaliście było zasłane kurzem i oblepione pajęczynami. W powietrzu czuliście wilgoć, stęchliznę i jeszcze coś innego, ciężkiego do opisania. Dokładnie na przeciwko w alkowie stały rzędem rozpadające się szkielety, wszystkie w pionowej pozycji i odziane w zniszczone ubrania sprzed stuleci. W kurzu widać było ślady butów prowadzące ku ścianie po waszej lewej stronie, które urywają się półtora metra od ściany.

Żelazne drzwi do krypty zatrzasnęły się nagle z głośnym hukiem! Pięć szkieletów zaczęło się poruszać, ich stawy skrzypiały przy każdym kroku. Kierowały się powoli i mozolnie w waszą stronę, a w głębi ich pustych oczodołów tańczyły czerwone światełka.
Obrazek
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Zablokowany