[DnD:FR] Kuźnia Gniewu

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

[DnD:FR] Kuźnia Gniewu

Post autor: Serge »

Obrazek KUŹNIA GNIEWU

Blasingdell, Cormanthor, 25 dzień Flamerule, 1372 Rok Dzikiej Magii

Legenda o Durgeddinie Czarnym była dobrze znana w okolicy. W każdym z małych, rozproszonych miasteczek, przez które przejeżdżaliście, słyszeliście opowieści o wspaniałych skarbach skrytych w dawno zaginionych skarbcach krasnoludów i o bezlitosnej wojnie między krasnoludami i orkami, która toczyła się sto lat temu.

Durgeddin był mistrzem kowalskim, który wykuwał miecze o niezrównanej jakości i sile. Przed stuleciami jego dom zajęli orkowie, toteż poprowadził on pozostałych przy życiu członków swojego klanu do nowego miejsca w górach na północy miasta Blasingdell, gdzie w nieodgadnionej głuszy założył małą, ukrytą twierdzę.

Ze swej tajemnej siedziby przez dziesięciolecia mścił się na orkach, aż pewnego dnia wrogowie odkryli fortecę i zaatakowali. Durgeddin i jego pobratymcy zginęli, a zwycięskie hordy zagarnęły wiele bogactw. Dochodziły was jednak głosy, że najgłębiej i najlepiej ukryte skarbce i zbrojownie ostały się z grabieży i że część niepowtarzalnych ostrzy i magicznych przedmiotów Durgeddina wciąż czeka w ciemności na śmiałków, którzy odważą rościć sobie do nich prawo.

Przybyliście do Blasingdell, małego górniczego miasteczka na północnej granicy, aby sprawdzić, czy jest w tych opowieściach choćby ziarno prawdy. Mapa, którą w sobie tylko znany sposób zdobyła Kurai wskazywała, że stara krasnoludzka twierdza leży trzy dni drogi marszu na północ od miasta. Za granicami Blasingdell mogliście dostrzec ciemne, gęsto zalesione wzgórza.
Obrazek Szybko udało wam się zlokalizować jedyną i jak się okazało wyglądającą o wiele zbyt okazale jak na takie miasteczko gospodę. Prowadziła ją bardzo życzliwa półelfka Sarel Ar'Thayn wraz z córką, a wy nocowaliście tutaj już trzecią noc przygotowując się do drogi. Jeśli Kurai miała rację, odnajdziecie tam bogactwo, o jakim mogliście tylko pomarzyć.

Cały dzień słońce dawało się mocno we znaki i dopiero zmierzch przyniósł nieco orzeźwiającego, północnego wiatru. Okazało się, że miejscowy szlachcic bierze niebawem ślub i z tej okazji postanowił wyprawić wieczór rozbratu ze stanem kawalerskim właśnie u Sarel. Dostawiono stoły, zapalono pochodnie i ognisko, które płonęło na środku miasteczka. Podano jedzenie. Zaproszony był każdy, zabronione też były wszelkie waśnie, spory i przytyki. I znając kary, jakie potrafiono wymierzać za łamanie świętych zakazów - każdy starał się panować nad sobą.

Jedni jedli, a sami przekonaliście się, że dania serwowane przez Sarel i jej córkę są bardzo smaczne. Inny pili i opowiadali sobie sprośne historyjki. Karczma pękała w szwach i co chwila ktoś wznosił jakieś toasty za młodą parę. Nie byliście gorsi i po dobrych kilku godzinach wszelakie trunki radośnie krążyły w żyłach poprawiając wam i tak dobry już nastrój. No bo czy mógł być zły, skoro ta półdrowka miała przy sobie mapę prowadzącą zapewne do niezmierzonych skarbów?
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: [DnD:FR] Kuźnia Gniewu

Post autor: Blue Spirit »

Obrazek
Agloval Van den Borke
Podczas biesady zaręczynowej rycerz jadł i pił umiarkowanie, bez pośpiechu i z wyczuciem. Grzecznie usługiwał przechodzącym damom i sączył piwo w pełnym godności milczeniu. Jego kompanii nie mogli wiedzieć cóż czai się pod jego długimi falowanymi włosami, pod jego twardą powłoką gdzie w środku był miękki i pełen sprzecznych uczuć. W jego błękitnych oczach igrał ogień buchający z kominka, na jego dość ostrych kościach policzkowych grały cienie rzucane przez pochodnie. Napierśnik błyszczał, kolczuga ciążyła na nim okrutnie, lecz zbroję zdejmował jedynie do snu. Dyscyplina, odpowiadał gdy pytano. Ale nie pytano.
Nigdy.
Spojrzał na kompanów, ale nie wyczytał z ich twarzy niczego co mogłoby pomóc mu wybrać sobie przyjaciół bądź choćby towarzyszy do podróży. Jego wzrok w końcu padł na paladyna, pochodzącego widocznie z podobnego miejsca co on.
Jak brzmi twe imię?- zapytał zwracając się do owego paladyna. O ile poznał już swoich obecnych "podróżników", domyślał się że zapewne niebawem wyruszą. Wiedział również kto ma mapę i kto ich poprowadzi. Rzecz jasna nie myślał w tej sprawie o sobie.
On sam pragnął zdobyć złoto i sławę. W duchu często się za to karcił, lecz de facto ciągle tego pożądał. Miał nadzieję na przygodę a później spokojne życie u boku jakiejś pięknej damy z dobrego domu.
Z rozrzewieniem postukał palcami w kufel.
Obyśmy wyruszyli jak najszybciej, pomyślał. Być może przyjdzie mu zginąć... Jak należy.
Wzdrygnął się. Mimowolnie powrócił myślami do swej siostry i ojca, szybko jednak skarcił się, przypomniał sam sobie że miał o tym nie myśleć.
Czekał na odpowiedź paladyna. Tak czy siak, cieszył się na myśl o długiej i trudnej podróży która pozwoli mu... pozwoli mu zapomnieć.
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [DnD:FR] Kuźnia Gniewu

Post autor: Ouzaru »

Kurai Kurenai ("Ciemny Szkarłat")

Obrazek

Młoda elfka, pół krwi Drowka, siedziała przy jednym ze stołów otoczona przedziwną zgrają. Ściągnęła te osoby do siebie obietnicą szybkiego zysku. Spojrzała się na nich i uśmiechnęła lekko do siebie.
- Jak już wcześniej wspomniałam, posiadam mapę do zaginionej twierdzy, w której to ukrytych skarbcach nadal jest masa niesamowitych, niewyobrażalnych wręcz cudów - powiedziała przyciszonym głosem i na chwilę zamilkła, gdy jakaś młoda kobieta postawiła na ich stole dwa dzbany wina. - Plan jest prosty. Idziemy tam, szukamy, włamujemy się, bierzemy co potrzeba i wracamy. Mi zależy jedynie na jednej rzeczy, reszta łupów byłaby między was do podziału. To jak? Chyba nikt się nie wycofuje? - zapytała i omiotła ich zielonym spojrzeniem zaciekawionych oczu.

Rudowłosa elfka miała ciemną karnację, zdradzającą jej mroczną krew oraz niesamowicie zielone oczy, w których można by się było utopić. Głębokie, spokojne spojrzenie, w którego blasku co jakiś czas tańczyły zadziorne, figlarne i ciekawskie ogniki. Była bardzo młoda, wydawała się mieć jakieś dwadzieścia lat i zapewne dopiero co wyleciała z gniazda rodziców. Miała na sobie niezniszczone podróżą ubranie oraz idealnie zachowaną broń, którą na czas wesela zostawiła w wynajętym pokoju. Długi płaszcz z kapturem, jasną koszulę, ciemne spodnie i ciemną kamizelkę. Do tego wysokie buty.
Choć była hybrydą, nikt nie mógł odmówić jej delikatnej urody młodej kobiety.


Zamyśliła się na chwilę i dotknęła dłonią broszki, ukrytej po wewnętrznej stronie kamizelki. Był to jej pierwszy wypad do Świata Ponad i nie czuła się jeszcze gotowa na to wszystko, ale liczyła, że ojciec wiedział, co czyni... Szczerze mu dziękowała za zaufanie, które w niej pokładał i obiecywała, że na pewno go nie zawiedzie. Trochę się obawiała tych wszystkich osób. Ojciec uprzedzał ją, by nie ufała nikomu, bo ich pomoc i przyjaźń mogą być jedynie pozorami. Istota taka jak ona winna jest wystrzegać się wszelkich sytuacji, gdzie wystawi się innym na atak.
- Jesteś w połowie Drowem - tłumaczył. - Nie zaakceptują cię ani elfy ze Świata Ponad, ani te z Podmroku. Jestem obrazą dla obu tych ras, anomalią, obrzydliwym, plugawym śmieciem, który powinien zginąć... - mówił spokojnym, pozbawionym większych emocji głosem. - Musisz być na to przygotowana, że u żadnego elfa nie znajdziesz pomocy, jedynie sztylet, który ukróci twe życie. Dla reszty będziesz kimś zwykłym, opaloną dziewczyną ze szpiczastymi uszami i tylko z takimi nawiązuj kontakt. Nigdy nie zdradzaj swego pochodzenia. Musisz żyć, Kurai, jesteś mi potrzebna.
- Siyo, Ilharn.

Uśmiechnął się lekko i pogładził ją po policzku. Wpatrywała się w niego z miłością i ufnością, jak pierwszego dnia, gdy ją przygarnął.
- Usstan ssinssrigg dos, ussta ssin'urn dalharil... - szepnął i pocałował małą w czoło.
Obrazek
Sciass
Marynarz
Marynarz
Posty: 261
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 19:37
Numer GG: 7066798

Re: [DnD:FR] Kuźnia Gniewu

Post autor: Sciass »

Eren & Kurai

Obrazek

Przy stole siedział dziwny osobnik. Jego wygląd wyraźnie zdradzał pozasferyczne pochodzenie. Żółto-złote oczy z pionowymi źrenicami.... Małe, sterczące do góry różki. No i oczywiście ogon, zakończony haczykiem/szpikulcem czasami dający o sobie znać cichymi furknięciami smagnięć. Włosy diablęcia zaczesane na stercząco do tyłu były rudo-brązowe, z przewagą czwerwieni. Charakteryzują go również przydługawe uszy, jednak nie tak długie jak elfie, z założonymi kilkoma kolczykami. Odziany był zaś w kaftan z dużą ilością kieszeni, rzemieni, zapięć oraz kilkoma żelaznymi bolcami na prawym ramieniu, skierowanymi do góry, zwyczajne spodnie oraz buty o wysokich cholewach. Normalnie nosił by jeszcze skórzane rękawiczki, te jednak wolał zdjąć gdy zasiadał do posiłku. Co dokładniejsi obserwatorzy mogli zauważyć brak u Erena lewego palca serdecznego...


Eren siedział tuż obok młodej kobiety która doprowadziła ich do tego miejsca. Co mu strzeliło do głowy żeby się na to pisać... nieważne... Skoro już tu jest.... to z przyjemnością obejrzałby te cuda. Nie patrzył na pół-drowkę. Częstował się poszczególnymi potrawami. Nie wykazywał przy tym specjalnie manier. Bez ciamkania i siorbania również się nie obyło. Gdy napełnił już jako-tako brzuch zdecydował odpowiedzieć. Wytarł twarz chusteczką. Uśmiechnął się szelmowsko.
- No, kochanieńka.... skoro już tu jesteśmy to szkoda byłoby nie wykonać żadnego ruchu w stronę tych "cudów", nieprawdaż?

- Kochanieńka? - elfka zakrztusiła się sokiem i spojrzała na Erena zdziwiona. - Przy odrobinie szczęścia, wspomaganego waszym doświadczeniem i moją mapą, w ciągu kilku dni nieźle się wzbogacicie i to małym kosztem. Logika tutaj przemawia za tym, by iść - odpowiedziała, uśmiechając się uroczo.

- Co, staram się być uprzejmy... - Diabełek się ofuknął i udał że strzela focha. Mimo luźnej atmosfery odruchowo lewa ręka zjechała do sztyletu. Ostrożności nigdy za wiele....
- Zgadza się, szkoda byłoby nie spróbować. Jednak wiesz że moją specjalnością nie jest wojaczka tylko coś innego. - Czymś zadziwiony sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej małą fiolkę.
- To nie twoje? Sam nie wiem jak się to tu znalazło.... - Twarz diabelstwa wyrażała najszczerszą niewinność.

Dziewczyna uniosła brwi ku górze i uchyliła lekko usta w pełnym zdziwienia wyrazie twarzy.
- Eee... Tak... Jak ty to zrobiłeś?! - zapytała, nie kryjąc swojego zaskoczenia.

- Wiesz że sam nie wiem.... czasem mi się tak robi...., cholercia - Eren zarumieniony drapał się prawą ręką w tył głowy jednocześnie przygryzał ostrymi zębami język w nieco komiczny sposób.

- Pewnie fiolka sama wskoczyła ci do torby, nie? - zapytała, śmiejąc się i wzięła ją ostrożnie z rąk rogatego chłopaka. Nie byłoby im tak do śmiechu, gdyby ta zabójcza trucizna przypadkowo dostała się do jedzenia... Kurai delikatnie owinęła ją płótnem i schowała do swojego plecaka.

- A to możliwe? Och! - Diabełek teraz ewidentnie strugał idiotę. Trzeba jednak przyznać że całkiem zręcznie.

- Ty chyba nawet nie musisz udawać, że jesteś niespełna rozumu, co? - zapytała, uśmiechając się półgębkiem. Dolała sobie do kubka soku i sięgnęła po kawałek szarlotki.

- Oj, przestań.... - Znów się ofuknął. Zauważył że drowica brała tylko lekkie jedzenie a tym bardziej picie. Przyszedł mu do głowy ciekawy plan.... Warunkiem było tylko to czy ona ma mocną głowę. Ale jeśli piła jak jadła to nie musiał się przejmować.

Przez chwilę milczeli i słuchali wypowiedzi innych. Dziewczyna znów opróżniła kubek.
Eren sięgnał po pierwszy lepszy trunek na stole. Traf chciał że natrafił na miód pitny.
- A może tak czegoś mocniejszego? - Zaoferował się.

- Eee... Wiesz, zwykle nie piję... - zaczęła, gdy przy głównym stole ktoś zaczął wznosić toast za pana młodego. Miód pitny chcąc nie chcąc znalazł się w jej naczyniu, a elfka z cichym westchnięciem wypiła. Trochę nią trząchnęło, ale ogólnie nie było takie złe.

- Dawaj, dawaj... za młodą parę.... - Szelmowski uśmiech nadawał Erenowi nieco potwornego charakteru. Z tyłu było słychać głośne furknięcie jego ogona.
- Obraziłabyś ich nie wypijając toastu... bądź dwóch.... - Sam również sięgnął po naczynie.

- Em... No dobra, skoro tak - westchnęła ciężko.
Już po trzecim toaście zrobiła się bardziej wesoła i sama nawet zaczęła podstawiać towarzyszowi kubek, by jej polewał.
- Zabawne, im więcej się wypije, tym mniej czypie... Jest coraz ciaplejsze i słodsze... - Słowa zaczynały jej się lekko plątać, a na twarzy pojawił się zabawny rumieniec.

- Dajesz dalej! Za młodych! I za przyszłego ich potomka! Może już jest w drodze.... kto ich tam wie - Zaśmiał się. Na jego twarzy również pojawił się rumieniec. Lekki. Nie mógł się nawet porównywać do tego który miała Kurai. Polewał dalej. Polał również towarzyszom, temu gburowatemu rycerzowi też.

Nie minęło dużo czasu, gdy dziewczyna miała trudności z mówieniem i podnoszeniem kubka. Stał się nagle jakiś taki ciężki i w ogóle... Raz po raz młoda ziewała i przecierała twarz oraz oczy dłońmi.

- Tobie chyba starczy na dziś.... *hik!*.... Zaprowadzić do pokoju? - Erena również morzyło ale miał jeszcze siły na swój żart. Wszystko szło zgodnie z planem.

Kurai z trudem kiwnęła głową i niewiele brakowało, a zwaliłaby się przy tym pod stół.
- Ocho, panience to chyba już wystarczy - stwierdził któryś z towarzyszy, nawet nie wiedziała kto. Czuła się bardzo senna i tylko z pomocą chłopaka była w stanie się podnieść z krzesła. Z chodzeniem było już trudniej.

Eren zarechotał. Wziął dziewczynę, przerzucił jej lewe ramie przez szyje i w ten sposób zwolna zaciągnął ją do jej pokoju. Z bliżej nieokreślonej przyczyny wyciągnął klucz do jej pokoju z swojej kieszeni na piersi... musiał się tam znaleźć razem z fiolką....zapewne..... Otworzył pokój.

- Umm... cięki... - stwierdziła, puszczając się go i robiąc kilka chwiejnych kroków w stronę łóżka. Jakimś cudem udało jej się do niego zatoczyć i padła na posłanie. Kurczowo złapała się pościeli, tak kołysało, że bała się zlecieć na podłogę. - Dopra *hik!* noc...

- Czekaj, pomogę Ci. - Erenowi żal się zrobiło dziewczęcia. Poza tym, jego plan nie wypaliłby gdyby opuścił pomieszczenie teraz.
Machnęła ręką, odganiając go i zaraz tego pożałowała, gdy z głuchym łoskotem zwaliła się na podłogę. Potem pamiętała tylko tyle, że podniósł ją i położył na łóżku...

Z jego pomocą dziewcze ułożyło się na sporym, dwuosobowym wyrze. Eren zamknął drzwi. Na klucz. Po cichu zabrał się do pracy.
Narobił w pokoju sporego bajzlu. Porozrzucał część rzeczy z szafek.
Zmemłał futro leżące na podłodze. Zdjął z dziewczyny część rzeczy. Tak samo z siebie. Eren został tylko w spodniach. Ona zaś w bieliźnie. Rzeczy rzucił na wspólną doszczętnie zmemłaną kupe.

Położył się koło niej i delikatnie przytulił. Plan działał. Zobaczymy co będzie rano - Pomyślał z uśmiechem. Coś mu mówiło że tego pożałuje....




Zapomniałem napisać o takim szczególiku w karcie jak widzenie w ciemności...
Ostatnio zmieniony środa, 24 czerwca 2009, 18:22 przez Sciass, łącznie zmieniany 2 razy.
Obrazek
Sirion
Marynarz
Marynarz
Posty: 293
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 19:47
Numer GG: 11883875
Lokalizacja: Warszawa

Re: [DnD:FR] Kuźnia Gniewu

Post autor: Sirion »

Seriandil

Obrazek

Młody wysoki i szczupły paladyn siedział wraz z nowymi towarzyszami przy jednym ze stołów w karczmie. W przeciwieństwie do kufli większości zgromadzonych, jego kufel z piwem był prawie pełny, gdyż jego właściciel był pochłonięty na chwilę obecną zupełnie czymś innym. Seriandil siedział oparty w krześle i szkicował (jego zdaniem) całkiem ładną sylwetkę elfiej panny rozlewającej wino i piwo zgromadzonym biesiadnikom. W milczeniu i skupieniu obserwował jak z gracją przemyka między gośćmi i próbował oddać ją w pełni w swoim rysunku. Po wielu minutach spędzonych nad kartką papieru mógł wreszcie ujrzeć rezultat swojej pracy. Elfka była całkiem podobna do jej rzeczywistego pierwowzoru i napełniła Seriandila czymś w rodzaju samozadowolenia. Szkic spodobał mu się tak bardzo, iż postanowił go zachować i dołączyć do specjalnych rysunków, narysowanych podczas podróży. Znajdowała się tam całkiem pokaźna kolekcja budynków, ludzi, zwierząt i krajobrazów - słowem wszystkiego co zainspirowało i pobudziło wyobraźnie młodego rycerza. Na razie jednak szkic wylądował zwinięty na stole, natomiast paladyn zainteresował się wreszcie swoim kuflem piwa.

Spod starannie wystrzyżonych blond włosów średniej długości, komnatę obserwowały niezwykłe, nieludzkie wręcz szafirowe oczy, ujawniające niebiańskie korzenie mężczyzny. Mimo iż w karczmie nie groziło im raczej niebezpieczeństwo, wciąż miał założoną na siebie swoją złoto-niebieską zbroją kolczą. W przeciwieństwie do cięższych typów pancerzy nie krępowała aż tak bardzo ruchów a lata treningów sprawiły, że Seriandil czuł się w niej całkiem swobodnie i można by pokusić się nawet o stwierdzenie że była całkiem wygodna. O krzesło oparty został ukryty w pochwie miecz, normalnie przytroczony do pasa rycerza. W swoim pokoju zostawił jedynie srebrną pawęż (którą zawsze nosił uwieszoną za plecami) i swoje prywatne rzeczy. Powoli pił, nieco już zwietrzałe, piwo delektując się jego smakiem. Wyznawał zasadę "Pić, aby się napić, a nie wypić". Każdy kto miał po raz pierwszy okazję spotkać się z paladynem zwracał uwagę na jego opanowanie i spokój, z jakim zabierał się do wykonywania większości czynności.

Aasimar po raz kolejny przyjrzał się towarzyszom. W wąsatym rycerzu widział potencjalną pokrewną duszę i wsparcie podczas walki. Widział że barbarzyńca też raczej nie odpuści w razie ewentualnego starcia. Miał wątpliwości jednak co do pół-drowki i diabelstwa. Nie wyglądali na zbyt tęgich fizycznie, ale wiedział że pozory mylą i nie zawsze zwycięża ten teoretycznie silniejszy. Poza tym zapewne posiadali umiejętności, które przy eksploracji starej twierdzy mogą okazać się bardzo przydatne. Durgeddin i jego twierdza... Wieści o niesamowitych skarbach złożonych głęboko w niedostępnych i zapomnianych krasnoludzkich zbrojowniach od dawien dawna krążyły po okolicznych terenach. Każdy poszukiwacz pragnął je zdobyć, ale to oni mieli ku temu okazję. Jednak... Paladyn wcale nie pożądał tych bogactw. Owszem zapewne zabrał by co nieco, aby uzyskać środki niezbędne do normalnego przeżycia kilku tygodni może nawet miesięcy. Lecz w tym przypadku kierowała nim bardziej wrodzona ciekawość i żądza przygód, miał nadzieje że w jego zbiorze rysunków pojawi się kilka nowych ciekawych szkiców a notatki zrobione podczas podróży zostaną uznane za godne zainteresowania przez grono skrybów, zajmujących się spisywaniem historii krain. Większe bogactwo go na razie nie pociągało, gdyż w większości wypadków sprowadzało na swojego właściciela nieszczęścia i niepotrzebne problemy. Poza tym Seriandil nie myślał o stabilizacji i osiedleniu się gdzieś na stałe. Przynajmniej na razie.

- Jak brzmi twe imię?
Pytanie rycerza wyrwało go z zamyślenia. Seriandil powoli odwrócił ku jemu głowę i uśmiechnął się.
- Mnie pytasz przyjacielu? Nazywam się Seriandil, paladyn i sługa Torma. A jak... - Urwał pytanie, gdyż w tej chwili lekko podpite już diabelstwo podało jemu i jego towarzyszowi miodu pitnego, w sposób co najmniej nieokrzesany i niezdarny. Obserwował potem w milczeniu jak diabelstwo upija się wraz z pół-drowką. Na efekty nie trzeba było długo czekać, zaczerwienione i uśmiechnięte twarze mówiły same za siebie. Niedługo potem oboje wyruszyli w stronę pokoju, albo raczej diabelstwo wyruszyło natomiast drowka podążyła z nim oparta na jego ramieniu. Paladyn natomiast wrócił do swojego kufla z miodem pitnym.
“Better to fight for something, than live for nothing”

General George S. Patton

Fortis cadere, cedere non potest
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [DnD:FR] Kuźnia Gniewu

Post autor: MarcusdeBlack »

Vaelar Czarny Lew

Obrazek

Postawny mężczyzna obserwował ludzi siedzących z nim przy stole. Próbował poznać ich ruchy, ocenić ich zachowanie, ich czujność.
Jeśli to z nimi ma przelewać krew, musi być pewien że nie uciekną na widok pierwszego niebezpieczeństwa. Jak on nie cierpiał tchórzy. Dobrze dla ich głów jeśli się nimi nie okażą.
Mruknął niesłyszalnie, nawet atmosfera przyjęcia, nie pozwoliła mu się rozluźnić.
Jego mięśnie, zdawały się być ciągle napięte, ale było to tylko jego uczucie. Silne ramiona dla postronnego wzroku wyglądały spokojnie, mimo licznych blizn, starych blizn i dziwnych tatuaży. Cięcia i wzory układały się w dzikie wzory i tylko właściciel mógł znać ich pierwotny wygląd i znaczenie. Część z nich przysłaniały karwasze z wytartej już skóry, serie znaków wiły się na obu rękach od łokcia, aż zapewne do nadgarstka.
Tors okrywała mu skórznia, liczne poprawki i dziury którymi nikt się na razie nie zajął, wskazują na liczne potyczki przeżyte przez tegoż osobnika. Przy pasie zwisał przypięty specjalnie, łapacz snów, potargany, miejscami rozpruty, lecz nadal cały.
Jego twarz dla kontrastu reszty ciała, ze znoszonymi butami włącznie, była idealnie wyrzeźbiona. Wyglądał na trzydziestkę, ale doświadczenia go postarzały. Oblicze jakby jakiegoś posągu, ostre rysy, wysokie policzki i równo przycięty zarost, a jego ciemnozielone oczy pełne inteligencji drapieżnika. Włosy o ziemistym kolorze, długie i prost, opadały mu na jego futrzany płaszcz. Ciepły kawałek futra, wyglądał na zerwany z niedźwiedzia, trudno było jednak dokładni orzec bo brunatne kudły gdzieniegdzie sklejała zaschnięta krew.

Mocarz wpasowywał się idealnie w to osobliwe towarzystwo. Dziwna elfka zrobiła na nim spore wrażenie, jej propozycja była kusząca (tak samo jak ona), ale zaimponowało mu jej przygotowanie do sprawy. Podejrzewał że nie chodzi jej tylko o świecidełka, ale nie przejmował się tym zbytnio, więcej dla niego. Nie pytał o jej skórę, bo dla barbarzyńcy, nie było znaczenia jaki ma się kolor tego czy tamtego, ważne jakiego się miało ducha, ducha walki rzecz jasna.
Dwaj rycerze nie zrobili na nim natomiast żadnego, jak na razie wrażenia, nie chciał na nich wieszać psów, ale jego doświadczenia z takimi typkami nie były godne. Stary wyglądał na wygę, więc może chociaż on wykaże się odwagą. Młody natomiast, był osobliwością, dziwnie się czuł w jego towarzystwie. Jeszcze fakt że, coś bazgrolił przy stole, nie wyglądał na maga, a sądził że tylko oni bawią się w takie rzeczy.
Wiele widział, przynajmniej tak uważał, młody wojownik był dziwny, ale ten trefniś z rogami i ogonem, cóż to jest? Jakaś elfia pomyłka? Uśmiechnął się cynicznie. Do tego nie wyglądał na siłacza, co on chciał z nimi zdziałać.

W czasie oceny swych towarzyszy, zajadał się darmowym jedzeniem, aż dziw że tylko z powodu "ślubu", wyrzucają tyle pieniędzy, ale skoro to tradycja, to nie chciał się sprzeciwiać. Napił się piwa, polubił ten trunek. Uśmiechnął się do służki, roznoszącej trunek. Odwzajemniła uśmiech i przyniosła nowy dzban, akurat bo rogacz, rozpijał ich przewodniczkę. Vaelara rozbawił ten widok, trochę nie spodobała mu sie nachalność rudego. - Sam sobie naleję. - skarcił go, ale najwyraźniej nie zwracał on, uwagi na wojownika. Elfka i złotooki, rozmawiali i stawali się coraz to radośniejsi. Widząc zwinne sztuczki mężczyzny, Vaelar wolał pilnować od teraz swych rzeczy, a złodziejaszek powinien dbać o swe łapy, bo je może stracić. Kiedy kobieta nie mogła już zapanować nad swoją bezwładnością. Rudzielec udał się z nią na górę, Lew już wiedział po co.

Został w towarzystwie dwóch zbrojnych. Poprawił swój miecz, pochwy nadal nie zmienił, była stara i zniszczona. Który to z kolei oręż, czym on nie władał. Spojrzał na broń młodego, piękny miecz, przynajmniej na tle jego własnego. Ekwipunek drugiego także świecił przykładem, barbarzyńca był ciekaw czy tak samo dobrze nim władają.
Lekko podpity już wojownik, zaczął myśleć na głos.
- Umiesz chociaż tym władać? - spytał sucho, wskazując ma miecz Tormity.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [DnD:FR] Kuźnia Gniewu

Post autor: Serge »

Zabawa od początku aż do samego końca była niezwykle intensywna i wesoła, zwłaszcza że alkohol lał się litrami. Wszędzie słychać było dźwięki szklanic uderzanych o siebie a także radosne pokrzykiwania podpitego towarzystwa. Nieliczne wybuchy złości i agresji, które pojawiały się u niektórych, szybko tłumili inni biesiadnicy nowymi toastami, lub kręcąca się tu i ówdzie kapłanka, która bardzo uważała, by przestrzegano obowiązku i nakazu dobrej zabawy. Co mimo wszystko nie było trudne w tym dniu, w którym nawet najbardziej nieśmiali odnajdywali swoje chwile w tańcu czy piciu i żartach jeśli na taniec byli zbyt nieporadni.

* * *

Poranek po takich imprezach zawsze był ciężki. Przede wszystkim też późny, gdyż większość miała zamiar obudzić się, wraz ze swoją głową, w której najpewniej szalało będzie stado najgorszych demonów, dopiero późnym popołudniem. Po to by coś zjeść, wypić wiadro wody i usnąć ponownie. Lub ewentualnie zapić kaca nową ilością alkoholu bądź wydalić zawartość żołądka, nieważne w jaki sposób. Ale nie wy, wy nie mogliście mieć takich planów, chcąc udać się wraz z Kurai na tę wyprawę. Wyprawę, która mogła odmienić wasze życie, albo przynajmniej zapewnić zabawę na kilka najbliższych dni.

Zbieraliście się w głównej sali powoli. Pierwszy przy stole pojawił się Vealar, rześki i dziarski mimo alkoholu wypitego poprzedniego wieczora. Z tego co się dowiedzieliście, barbarzyńca nie nocował w karczmie, jeno gdzieś w stodole zabawiając się z córką miejscowego szewca, więc pewnie dlatego miał taki dobry nastrój. Kolejny przy stole pojawił się równie zadowolony co Czarny Lew Eren, a także Agloval z Seriandilem. Rycerz obudził się skonsternowany w objęciach paladyna i tylko bogowie mogli wiedzieć, cóż obaj wyprawiali w nocy 'po spożyciu'. I jacyś tacy mało rozmowni byli...

Ostatnia pojawiła się trzymając za głowę Kurai, która najwyraźniej wypiła najwięcej i nie była z tego powodu zbytnio zadowolona. A może nie tylko z tego? Patrząc na półdrowkę można było dojść do wniosku, że nie tylko o zatrucie alkoholowe tutaj chodziło, zwłaszcza że Eren chichotał pod nosem, gdy schodziła po schodach...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: [DnD:FR] Kuźnia Gniewu

Post autor: Blue Spirit »

Agloval Van den Borke
Rycerz zszedł na dół trzymając się za głowę. Jak to możliwe że się spił mimo iż wypił jedynie jeden kufel piwa? Bóg wie (albo MG :| ) co było w tym alkoholu...
Niezbyt zadowoliła go wiadomość że dziwnym zbiegiem okoliczności trafił w objęcia paladyna. Miał ochotę strzelić go w pysk, skopać i napluć, ale niestety -
zabraniał mu tego zrobić cholerny kodeks.
Zamówił jajecznicę siadając do jej spożycia jak najdalej od paladyna się dało. Tam zabrał się do jedzenia, jadł szybko ale i z wyczuciem. Uśmiechnął się do dziewki
roznoszącej zimną wodę, łyknął zdrowo i - mimo iż wybitnie było to nie na miejscu - chlusnął sobie w twarz. Woda nieco go otrzeźwiła.
Paladyn siedział gdzieś dalej. Agloval znów poczuł przemożną chęć nabicia go na pal, ale szybko ją zdusił. Zdecydował raczej zwrócić się do Kurai - tej która miała mapę-
też dziwnym zbiegiem okoliczności. Całokształt niezbyt się mu podobał. Miał gdzieś wyruszyć z podejrzanym paladynem, łotrzykiem który w najlepszym wypadku nie przypadł mu
do gustu i z mocarzem... niewartym zaufania, przynajmniej na razie. Agloval wkurzył się nie na żarty i zaczął pochłaniać jajecznicę w nietypowym dla niego, szybkim tempie.
Gdy skończył odpiął pas z mieczem - a było to piękne ostrze o szerokiej głowni, długim jelcu i przystosowanej do obu rąk, rękojeści, oplecionej srebrnym łańcuchem.
Duch.
Tak nazwał ów miecz... Na cześć jego barwy. Była ona jasnosrebrna, z odcieniem zieleni. Rycerz dobył broni i pomacał ostrze. Było ostre. Jak cholera.
Szybko odpędził myśl o odcięciu głowy paladyna i nabicia jej na płot, a zamiast tego powstał w poszukiwaniu Kurai. Zobaczył ją wreszcie, trzymała się za głowę. Widocznie nad nią również
ciążył kac. Oberwała jednak mocniej od niego, choć on nie do końca był do tego przyzwyczajony.
Podszedł.
- Mógłbym zobaczyć tą mapę? - zapytał pocierając się po nieogolonych polikach - Wybacz pani że cię nachodzę, ale chciałbym wiedzieć gdzie, którędy i kiedy idziemy...
Wiedział że jest zmęczona i przede wszystkim bolała ją głowa, ale sądząc po uosobieniu tych... kompanów, będzie w stanie rozmawiać.
- A tak w ogóle - dodał po chwili z nieukrywaną złością - Co ja tu robię? Nie przybyłem tu by pić i taplać się w błocie towarzyskim, niczym byle prosiak!
Spojrzał protensjonalnie na łotrzyka, barbarzyńcę wyglądającego na niedźwiedzia, pedałkowatego paladyna i wreszcie na nią. Ukazała się wówczas jego mroczna strona. Po chwili dojrzał to, więc szybko dodał:
- Rzecz jasna pragnę iść z wami, lecz chciałbym wyruszyć w miarę szybko. Uzgodnić wszystkie kwestie. Chyba z tobą przyjdzie mi to uczynić bo widzę iż posiadasz mapę

no trochę wkurzył mnie up, ale chyba każdego by zdenerwował... To i masz, Agloval się już nigdy nie odezwie do paladyna :P
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
Sciass
Marynarz
Marynarz
Posty: 261
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 19:37
Numer GG: 7066798

Re: [DnD:FR] Kuźnia Gniewu

Post autor: Sciass »

Eren & Kurai

Ranek. Eren leżał teraz na prawym boku. Kurai na lewym. Byli wobec siebie odwróceni plecami. Ogon Erena znów zaczął żyć własnym życiem i jego czubek powędrował przed twarz Kurai. Grot ogona delikatnie skubał ją w nos.

Dziewczyna przetarła twarz, odganiając od siebie intruza. Ogon jednak ponowił swoje dokuczanie i w końcu Kurai kichnęła, budząc się.
- Xsa ol... - zaklęła pod nosem, po chwili dodając do tego coś na temat głowy i kaca.

Eren obudził się na kichnięcie. Zlustrował miejsce z niepokojem. Przypomniał sobie co tu robi. Uśmiechnął się do siebie.
- Widzę że dzika kotka wreszcie się obudziła....

- Ummm...? - mruknęła zbolałym głosem, łapiąc się za głowę. Uchyliła jedno oko.

- Niczego nie pamiętasz, prawda? - Odsunął się trochę na wypadek ataku. Jednakowoż patrząc na jej stan diabełek doszedł do wniosku że nie ma co liczyć na jakiś straszny wybuch agresji. Jego również dopadła kacowa migrena, czuł się jednak całkiem nieźle. Przynajmniej w porównaniu ze zbolałą Kurai.

Pokręciła przecząco głową i od razu tego pożałowała. Cały świat zawirował jej przed oczami... Wzmocniło to nudności.
- O czym ty.. mówisz? - zapytała. - Byle cicho...

- Wczoraj czułaś się dużo lepiej.... - Powiedział Eren udając że nie wia skąd wynika stan Kurai - Na tyle lepiej że nie pozwoliłaś mi wyjść z tego pokoju. Rzuciłaś się na mnie......
- Zachowywałaś się jak prawdziwe zwierze - Dodał z podziwem.

Kurai odwróciła się błyskawicznie w jego stronę i od razu opadła głową na poduszkę. Jęknęła cicho, w duchu płacząc, że tyle wypiła.
- Ale... ja nie wiem, o czym ty mówisz - powiedziała z trudem.

- Sama spójrz na ten barłóg, wytarmosiłaś mnie tam równo. Potem zaś zaciągnęłaś na to wyro, nadzwyczaj wygodne, musze nadmienić - Skończył Eren kontemplując łóżko.

- To... eee... Xsa ol... - jęknęła. - Nie mów nic więcej. Xsa ol, xsa ol, xsa ol... Idź, bo ci wpierdolę... - burknęła.

- Obawiam się że nie zdołasz w tym stanie. - Eren z bólem podniósł się z łóżka. - W każdym razie do następnego razu, kochanie. Ciau! - Rzucił na koniec przekręcając kluczyk w drzwiach Eren. Przedtem zebrał z podłogi swoje rzeczy.

- Następnego... nie będzie - odparła i zwlokła się z łóżka. Jej żołądek potrzebował chwilę wytchnienia od tego całego strawionego alkoholu, który tam ciągle zalegał. Przez chwilę walczyła z kołdrą, w końcu wstała i zauważyła, że jest w samej bieliźnie. - EREN!

Diabelstwo udało się do swojego pokoju. Na wszelki wypadek zamknął drzwi na klucz. Wolał przeczekać pijacki napad szału. Żart się udał. Jednak trochę przeholował.

Ubrała się i z trudem zlazła na dół. Wertowała swoje wspomnienia, ale ostatnie, co pamiętała, to było... jak spadła na podłogę, a on jej pomógł się położyć na łóżku.
- O, nie... - jęknęła. - Straciłam dziewictwo i nawet tego nie pamiętam...
Zrobiła zbolałą minę i usiadła przy stoliku. Położyła głowę, chowając ją między ramionami. Gdy tylko zamknęła oczy, pożałowała tego. Chwilę później była za karczmą, pozbywając się resztki szarlotki i miodu pitnego. W życiu się tak okropnie nie czuła.
Obrazek
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [DnD:FR] Kuźnia Gniewu

Post autor: Ouzaru »

Kurai

Wróciła do stolika, naciągnęła kaptur na głowę i starała się odpłynąć myślami jak najdalej od bólu i nudności. Nie mogła w to uwierzyć, w to co mówił Eren. No ale wszystkie dowody wskazywały na to, że powiedział prawdę.
"Ojciec mnie zabije" - pomyślała. - "A jego wypatroszy..." - dodała w myślach, uśmiechając się perfidnie.

- Mógłbym zobaczyć tę mapę? - zapytał jeden z towarzyszy, wyrywając ją z zamyślenia. - Wybacz, pani, że cię nachodzę, ale chciałbym wiedzieć gdzie, którędy i kiedy idziemy...
Wiedział, że jest zmęczona i przede wszystkim bolała ją głowa, ale sądząc po uosobieniu tych... kompanów, będzie w stanie rozmawiać. Niewiele się pomylił. Mogła mówić, ale nie miała ochoty, gdyż męczyły ją potworne nudności. Cisza przedłużała się, a Kurai nawet nie zdołała podnieść głowy, żeby na niego spojrzeć.

- A tak w ogóle - dodał po chwili z nieukrywaną złością - Co ja tu robię? Nie przybyłem tu, by pić i taplać się w błocie towarzyskim, niczym byle prosiak!
Spojrzał pretensjonalnie na łotrzyka, barbarzyńcę wyglądającego na niedźwiedzia, pedałkowatego paladyna i wreszcie na nią, lekko skrzywioną. Każde głośne słowo bolało jak uderzenie młotem. Mężczyzna nieco chyba się opamiętał i szybko dodał:
- Rzecz jasna pragnę iść z wami, lecz chciałbym wyruszyć w miarę szybko. Uzgodnić wszystkie kwestie. Chyba z tobą przyjdzie mi to uczynić, bo widzę, iż posiadasz mapę.

- Możemy iść nawet dzisiaj, tylko błagam, nie mów tak głośno...
- poprosiła zbolałym głosem. - To najgorsza noc i najgorszy poranek w moim życiu... - jęknęła. Zerknęła na Erena i ukryła twarz w dłoniach. Nawet nie miała siły go zabić. Choć z tego co mówił, to była jej wina.
- Słuchaj, Duży, wspólne picie i zabawa pomagają się zżyć drużynie... Czasami chyba aż za bardzo - dodała z wyraźnym żalem i obrzydzeniem w głosie. Ponownie położyła głowę i chyba nie miała ochoty dalej rozmawiać. Wyjęła tylko mapę z kieszeni i położyła przed sobą.
Obrazek
Sciass
Marynarz
Marynarz
Posty: 261
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 19:37
Numer GG: 7066798

Re: [DnD:FR] Kuźnia Gniewu

Post autor: Sciass »

Eren (i dalej Kurai, znowu ;D)

Gdy diabelstwo stwierdziło że teren jest czysty udało się na dół. Wszyscy wyglądali na ciężko skacowanych, wyjąwszy jego samego. Picie tygodniami w samotności nadało mu pewien immunitet. Święci mężowie rzucali sobie wzajemnie dzikie, złowrogie spojrzenia. Coś się tu kroiło. Nieważne.

Zjawiła się Kurai. Wyglądała jeszcze gorzej niż nad ranem. Chyba dotarł do niej jego żart. Uśmiechnął się. Od razu zrobiło mu się dziewczęcia żal. Zabawił się jej kosztem. Perfidnie. Gdy wyciągnęła mapę podszedł do grupy. Ciągle się nie odzywał. Nie chciał jej niepotrzebnie stresować. Zamówił śniadanie za parę miedziaków które zwinął kiedyś jednemu najemnikowi… Zwał się chyba Sibard…. Eren nie pamiętał.

- Zechcesz się poczęstować? – Spytał się Drowki

Eren dostał wreszcie to co zamówił. Na stół wjechał wielki omlet. Co najmniej z 6 jaj. Diabelstwo miało wilczy apetyt.
- No, nie naburmuszaj się, zjedz coś, pomoże Ci.... - Eren dalej walczył z wiatrakami które sam sobie ustawił przed nosem.
- Odejdź - warknęła. - W nocy się dość ciebie naoglądałam.

- Spadaj i nie denerwuj mnie... Chyba że chcesz posmakować tej trucizny, którą mi zwędziłeś? - zapytała i błysnęła niebezpiecznym spojrzeniem na niego. Chwilę później zapach omletu do niej doleciał i poczuła, jak nudności wracają. Szybko poderwała się, trzymając za żołądek i udała na tyły karczmy...

- Trudno. Zjem sam. - Beznamiętnie zabrał się za spożywanie omleta Eren. Po paru gryzach docenił smak tutejszej kuchni.

Wróciła akurat wtedy, gdy diablę skończyło śniadanie. Rzuciła mu tylko mordercze spojrzenie i usiadła jak najdalej od niego. Widać było, że drużyna się świetnie zgrała. Elfka nie chciała mieć nic do czynienia z Erenem, rycerz i paladyn fukali na siebie i tylko barbarzyńca był tego poranka zadowolony.
Obrazek
Sirion
Marynarz
Marynarz
Posty: 293
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 19:47
Numer GG: 11883875
Lokalizacja: Warszawa

Re: [DnD:FR] Kuźnia Gniewu

Post autor: Sirion »

Seriandil

Paladyn siedział w milczeniu pochylony nad kuflem piwa. Starał się nie okazywać żadnych emocji, lecz w jego umyśle przewijały się obrazy o których wolał zapomnieć... Obawiał się jednak że wspomnienie dzisiejszego poranka odcisną piętno w jego umyśle na bardzo długo... Jakim cudem troszkę miodu pitnego mogło sprawić, że straci poczucie świadomości? Miał szczerą nadzieję, że do niczego nie doszło... Do tego ten ból głowy i suszenie w gardle... Zastanawiał się nad jednym: "Czy wczorajsza zabawa była tego warta?". Zawsze jednak zadawał sobie to pytanie po libacjach i zawsze dochodził do jednego wniosku: "W sumie tak...".

Czuł na sobie palące wręcz spojrzenie Aglovala. Kątem oka dostrzegł jak rycerz łypie na niego znad swojego talerza z jajecznicą.
"To chyba skomplikuje nieco moje relacje z rycerzem..." - Pomyślał - "Będzie to trzeba prędzej czy później wyjaśnić. Jednak jeszcze nie teraz. Widzę, że jeszcze nie ochłonął. W sumie mu się nie dziwię... Też wolałbym o tym zapomnieć..." - Skrzywił się na wspomnienie poranka.

Widok posilającego się rycerza przypomniał mu o fakcie, że jeszcze nic nie jadł dzisiejszego poranka. Gestem dłoni wezwał więc dziewkę służebną i poprosił o porcję wieprzowiny i dolewkę piwa. Wiedział, że na miód piwny szybko nie spojrzy... Gdy wreszcie doniesiono mu danie zabrał się do niego z niemałym entuzjazmem. W trakcie jedzenia zwrócił uwagę na to iż rycerz wstaje od stołu i znowu rzuca mu złowrogie i gniewne spojrzenia. "Hmm... Chyba na razie lepiej do niego nie podchodzić... Coś mi się zdaje że jest gorzej niż myślałem". Nie chciał zwady z towarzyszem, ale jeśli go sprowokuje będzie się bronić. Na razie jednak miał już umówiony pojedynek. Jeżeli rycerz chce się sprawdzić, niech na razie poczeka. Zwrócił swoją uwagę na Vaelara. Czarny Lew wyglądał na człowieka wprawionego w dziwnie dobry nastrój, czemu, jeśli wierzyć pogłoskom, trudno się było dziwić. W każdym bądź razienie było żadnych śladów po wczorajszej libacji. "To Ci dopiero twardy zawodnik..." - Pomyślał z podziwem. Nie można było powiedzieć tego samego o Kurai. Z nich wszystkich to chyba ona najbardziej odczuła wczorajszą zabawę. Dokładniejszego przebiegu nocy nie chciało mu się ustalać, miał swoje problemy... Jednak spojrzenia rzucane w stronę Erena, dawały sporo do myślenia...

Gdy skończył się posilać usiadł bliżej Kurai (zachowując bezpieczny dystans od rycerza) i czekał na dalszy rozwój wydarzeń.
“Better to fight for something, than live for nothing”

General George S. Patton

Fortis cadere, cedere non potest
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [DnD:FR] Kuźnia Gniewu

Post autor: MarcusdeBlack »

Vaelar Czarny Lew oraz Seriandil
Obrazek

Paladyn odwrócił głowę w stronę barbarzyńcy i uśmiechnął się.
- Coś tam potrafię. Nie jest to jeszcze poziom mistrzowski, ale uważam, że źle nie
jest.
- Jego uśmiech poszerzył się.

Lew mruknął pod nosem. - Coś tam potrafisz? - spytał nieco jadowicie. Widać było że nie hamuje już swych słów. - Zdołasz to poprzeć czynami, rycerzyku? - dodał nie zmieniając tonu.

W szafirowych oczach Seriandila pojawił się błysk.
- Czy to wyzwanie?

Lew zaśmiał się chrapliwie, przez chwilę jego oczy świeciły się dzikim blaskiem. - Tak. - rzekł lakonicznie i zaraz wlał w siebie resztę trunku. Czekał spokojnie na odzew paladyna.

Rycerz spokojnym wzrokiem ocenił sylwetkę wojownika. Jego umięśnione ciało i wiele blizn świadczyło o tym, że na pewno nie jest nowicjuszem. Raczej starym wyjadaczem. W każdym bądź razie nie zamierzał się ugiąć.
- W takim razie przyjmuje je.- Jego twarz przybrała drapieżny wyraz - Powiedz tylko kiedy...

- Jutro.- barbarzyńca przerwał mu beznamiętnie. - Przeż nie będziemy łamać "tradycji". - nalał sobie jeszcze trunku, trochę rozlał na stół i upił spory łyk. - Po śniadaniu. A teraz..- odwrócił wzrok w stronę jakiejś dzierlatki, miała ładną okrągłą i już nieco zarumienioną twarz. Wojownik wstał bez słowa i podszedł do dziewczyny.

***

Rankiem Lew czuł się nieźle, mocna głowa się przydaje. Spojrzał na śpiąca dziewczynę, wyglądała teraz tak spokojnie, że aż zachciało mu się śmiać. W nocy nie była tak spokojna. Pożądanie, grało wtedy pierwsze skrzypce. Miała łagodne ciało i jasne włosy, kontrastujące z jego własnym. Chwile nocnych przyjemności wprawiły go w świetny humor. Teraz był gotów do drogi jak najbardziej.
Ubrał się i wyszedł ze stodoły, zostawiając dziewkę bez słowa pożegnania, nie pierwsza nie ostatnia, łania. Podszedł do studni i przemył twarz zimną wodą. Spojrzał jeszcze na swe lico i ruszył do karczmy.

W sali nie było jeszcze nikogo z współtowarzyszy, nie bacząc na to zaczął pochłaniać ciepłe jajka, nie szczędząc przy tym miodu. Wolałby coś pożywniejszego, ale widać "cywilizowani", wolą takie coś. Zjadł i nadal nie nasycony polecił Sarel by dała mu nieco wczorajszej jagnięciny, lepsze to niż takie nic.
Kiedy był w połowie jedzenia nowego dania, akurat zjawił się złodziejaszek, niedługo potem dołączyli rycerze i wymemłana elfka. Sądząc po śmiechach Erena, można się było domyślić wczorajszej relacji pomiędzy nim, a kobietą. Spojrzał ponuro na przewodniczkę, powoli tracił do niej szacunek.

Skończył danie i przysłuchiwał się towarzyszą, słowa Agloval zniechęciły barbarzyńcę do niego, choć może nie słowa, a ton i spojrzenie. - A tak w ogóle. Co ja tu robię? Nie przybyłem tu by pić i taplać się w błocie towarzyskim, niczym byle prosiak! - rzekł oskarżycielsko zdenerwowany wojownik.

- Wolna wola! - rzekł stanowczo Vaelar, sięgając odruchowo po broń. - Coś ci się nie podoba? - dodał równie gniewnie co de Borke. Miał ochotę sprawić mu nauczkę.

Weteran rzekł nie wzgardliwie jak przewidział Lew, lecz z dziwnym wyrzutem i tylko to uratowało go przed gniewem dzikiego wędrowca. - Rzecz jasna pragnę iść z wami, lecz chciałbym wyruszyć w miarę szybko. - mocarz usiadł na zydlu, nadal świdrując rycerza wzrokiem. Miał ochotę wbić mu te słowa w gardło.
Agloval zaczął domagać się wyjaśnień i terminu podróży od "Szkarłatu". Vaelar poczerwieniał na twarzy, miał ochotę mu przywalić w twarz. Wstał i ruszył w stronę wąsacza. - Zaraz się.. - nie dokończył. Seriandil spokojnie przypomniał mu o tym że już ma "jeden" pojedynek w planach. Barbarzyńca spojrzał na niego zimno i przytaknął. Ruszył w stronę swego pokoju mówiąc do reszty. - Bądźcie gotowi, jak mamy ruszać to niedługo. - trudno orzec ile to niedługo miało trwać biorąc pod uwagę umówiony trening. Nawet nie spojrzał na mapę Kurai.

***

Kiedy obaj wojownicy się przygotowali, spotkali się na polu za karczmą, nie do końca ubita ziemia, nie przeszkadzała barbarzyńcy, świetne miejsce na krótką utarczkę.
Lew machnął mieczem młynka w powietrzu dla rozluźnienia mięśni, skrzywił się na widok spokoju ze strony Seriandila. Rycerz tylko uderzył mieczem o swoją tarczę i uśmiechnął się lekko.
- Gotowy? – Zwrócił się spokojnie do barbarzyńcy.
- Dobra. - rzekł do Paladyna i ruszył bez dalszych ostrzeżeń na niego. Cięcie na wysokości ramion zostało zablokowane srebrną tarczą, na jej powierzchni nie pojawiła się żadna rysa. Krzyżowiec z kontrował nachalny atak Uthgardczyka, uderzając płazem w jego ramie. Miał to być honorowy pojedynek i w pojęciu aasimara miał takim pozostać, nawet mimo gierek mocarza. Poirytowany Lew odskoczył nie robiąc sobie nic z ciosu, odskoczył tylko i znów ruszył na młodzieńca. Szafirooki z trudem uchylił się przed tak nagłym atakiem, ale nie tracąc koncentracji uderzył Lwa tarczą w twarz. Zaskoczony wojownik przetarł krwawiący nos i się uśmiechnął.

- Nieźle! Widać że jednak sprawny z ciebie wojownik. - spojrzał na Seriandila z nieskrywanym szacunkiem, widać było że nie wielu taki zaszczyt z jego strony zyskało. Aasimar przyjął pochwały lekkim skinieniem głowy.

Vaelar zaczął robić koło wokół oponenta i napiął mięśnie w okolicy swych tatuaży.
- Ale twoje ruchy wydają się zbyt skrępowane, ograniczasz sam siebie. - skończył długą jak na niego wypowiedź i wykonał kolejną szarżę. Ku zdziwieniu niebianina, ten zamiast zamachnąć się jak wcześniej, naparł na niego cały swym masywnym ciałem, przewracając paladyna bez większej trudności. Seriandil wylądował zaskoczony na ziemi nie wiedząc zupełnie co przed chwilą się stało.
Barbarzyńca spojrzał na leżącego towarzysza, jego twarz nic nie wyrażała. Pojedynek się zakończył. Splunął krwią gdzieś na bok i wyciągnął rękę w stronę planokrwistego.
"Sprawny jak na takiego fircyka.", podsumował kompana w myślach. Pomógł mu wstać i odszedł bez słowa. Natomiast paladyn wciąż zastanawiał się nad dokładnym sensem jego słów.
Walka zakończyła się tak szybko jak się zaczęła. Czarny Lew zdołał ochłonąć i na razie nie miał ochoty drażnić się z towarzyszami, na razie.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [DnD:FR] Kuźnia Gniewu

Post autor: Serge »

W końcu zebraliście się do drogi i wyruszyliście zabierając z sobą racje żywności podarowane wam przez córkę Sarel. Opuszczaliście Blasingdell bez żalu, niektórzy z was nawet z radością, zważywszy na bolącą głowę i kocioł w żołądku.

Droga prowadziła łagodnymi serpentynami do położonej kilkaset metrów niżej doliny. Podziwialiście widoki a zewsząd otaczały was szarobiałe szczyty. Dolina była długa i szeroka, cała zajęta przez łąki i pola. Jej środkiem płynęło kilka łączących się i rozwidlających strumieni. Nikły poniżej w świerkowych lasach.

Już pierwsze godziny jazdy zaczęły dawać się we znaki. Słońce paliło niesamowicie, nawet cień nie dawał otuchy – było po prostu duszno i gorąco. Kurai ukrywała twarz pod kapturem, Agloval i Seriandil pozbyli się części blach, które nagrzały się do temperatury, przy której spokojnie można było smażyć jajka. Po dwóch godzinach zjechaliście w dolinę i dalsze dwie podążali wśród łąk i wypasanych przez górali stad owiec. Zatrzymaliście się na noc w jakiejś wiosce. Zjedliście wieczerzę złożoną z baraniny i owczego sera.

* * *

Nazajutrz wyruszyliście od razu po śniadaniu. Było jeszcze sporo przed południem. Dolina skręcała na północny wschód i trakt opuszczał ją przecinając wysoki masyw. Góry były nagie, gdzieniegdzie tylko upstrzone kępkami roślinności, jakby usypane z piasku i żwiru. Jedynie na stokach doliny rosły szare świerki. Wyżej już tylko kosodrzewiny i piargi. Hen w górze, pośród skał, widzieliście przełęcz między dwoma garbami.
Obrazek Droga wiła się między szczytami i nie widzieliście już doliny. Dwie godziny po południu przekroczyliście szczytowy punkt przełęczy. Słonce prażyło nieubłaganie. Po lewej i prawej wznosiły się majestatyczne, gęsto zalesione wzgórza.

Byliście tego popołudnia jedynymi wędrowcami na szlaku. Towarzyszyło wam tylko stadko kozic. Żal było patrzeć na marne resztki jakie pozostały z dawnej krasnoludzkiej drogi. Porozrzucane tu i ówdzie starożytne kamienie bardziej utrudniały niż ułatwiały drogę. Następne godziny na ogół zjeżdżaliście w dół i nagie lub porośnięte krótką trawą skały ustąpiły miejsca rzadkiej roślinności. Pojawiły się strumienie. Dotarliście do miejsca gdzie piętro kosodrzewiny przechodziło w piętro lasu. Trakt to schodził, to piął się serpentynami wśród krzewów, drzew i skał. Późnym popołudniem gościniec pogrążył się w cieniu – słońce skryło się za skalistym zboczem po prawej. Po lewej, osłonięta przez drzewa, ziała coraz bardziej stroma przepaść. Od przodu zaczął dochodzić huk wodospadu. Trakt dochodził do ostrego klina wbitego w górę, w miejscu gdzie wypływał z niej strumień.

Kurai wyciągnęła mapę i oceniała wasze położenie. Z miejsca, gdzie staliście, widzieliście wysokie, strome wzgórze, na którego szczycie widniał wielki głaz.

- To Kamienny Kieł. - powiedziała półdrowka. - Jesteśmy już blisko.

Rozejrzeliście się i waszą uwagę zwróciła jedna rzecz. Z niewidocznego punktu wysoko na zboczu wznosiło się wąskie pasmo dymu. Oprócz tego dostrzegliście stromą, wąską ścieżkę lub szlak, który wił się po zboczu wzniesienia.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: [DnD:FR] Kuźnia Gniewu

Post autor: Blue Spirit »

Obrazek
Agloval Van den Borke
Rycerz zauważył reakcję barbarzyńcy, nim ten zdołał podnieść się z krzesła. Miecz błysnął w ręku Aglovala i ten zamarł w pozycji szermierczej, gotów do walki. Jednak nie nadeszła ona, rycerz opanował się, rzucił słowa do Kurai, wysłuchał odpowiedzi i westchnął w duchu. Mimo iż nie bał się starcia, nie chciałby zmierzyć się z barbarzyńcą gdyby nie okazało się to konieczne. W myślach zarejestrował sobie jednak że Valear jest u niego pod sztorcem i że może spodziewać się od tamtego sztyletu w swojej szyi na którymś z prawdopodobnych postoi - jeśli wyruszą faktycznie razem.
Mroczna część rycerza wzywała go do boju, ale jasna zabraniała mu go. Posłuchał się drugiej. Po słowach Kurai odwrócił się wolno do barbarzyńcy, opuścił zaciśnięte pięści, rozluźnił je i rzekł cicho:
- Pokornie przepraszam, za słowa które wyleciały mi z ust mimo woli. Jednakże - tu zrobił krótką pauzę - Alkohol to rzecz niedobra w nadmiarze i czasem szkodzi zdrowiu psychicznemu.
Odwrócił się od towarzyszy i usiadł samotnie w kącie. Położył ostrze na kolanach, w jego oczach błyskały groźne ogniki. Ułożył miecz w ten sposób, że gdyby barbarzyńca chciał skoczyć na niego, bądź zbliżył by się z jawnym zamiarem walki, mógł błyskawicznie sparować cios i - brońcie bogowie - przebić przeciwnika ostrzem.
Powoli, dłużej niż trwają wszystkie modlitwy paladynów, wrócił mu rozsądek, spokój i silna, niezachwiana wiara w honor i w ostrze.

***

Podczas drogi uważnie przyglądał się barbarzyńcy i paladynowi. Chłód i wściekłość wobec Seriandila powoli mu przechodziły. Na jednym z postoi, gdy słońce dawało się im mocno we znaki, postanowił to skończyć.
- Musimy to załatwić - rzekł siadając obok niego - To co wydarzyło się tamtej nocy, nieważne co, to przeszłość. Nie mogę powiedzieć że mnie obchodzicie jak bracia - zerknął na resztę drużyny - Ale wygląda na to że będziemy musieli współpracować, być może długo - przemawiając rycerz starał się do siebie zwołać wszystkich towarzyszy by go słyszeli i mogli zareagować - Jeśli chodzi o mnie, wydaje mi się że możemy być nawet zgraną... paczką. Nawet ty - wskazał głową barbarzyńcę - Możesz starać się nie pluć mi w twarz za każdym razem gdy mnie dostrzeżesz. Jeśli chcesz, możemy to potem załatwić, ty i ja. Prawdopodobnie wygrasz gdyż jesteś większy, silniejszy i... - tu zmierzył go wzrokiem - Zapewne bardziej doświadczony mimo nauk które otrzymałem. Ale mimo to stanąłbym ci naprzeciw, gdyż uważam siebie za - przynajmniej cząstkowo - godnego ciebie przeciwnika i mam nadzieję na zwycięstwo!
Zdanie do barbarzyńcy przemówił w taki sposób, że tamten nie wiedział dokładnie czy to komplement. Agloval robił to celowo. Ciekaw był jak zareaguje reszta.
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [DnD:FR] Kuźnia Gniewu

Post autor: MarcusdeBlack »

Lew
Obrazek

Upał dawał się we znaki mocarzowi, może nawet bardziej niż innym. Wolał mieć na twarz chłodny powiew i śnieg pod stopami. Pocił się jak niedźwiedź którego mógł przypominać. Na twarzy malowało mu się ponure niezadowolenie, tylko to ukazywało jego nastrój, bo od chwili wyruszenia nie odezwał się do towarzyszy wcale. Miał dosyć bezowocnych dyskusji, szczególnie z starym. Milczał nawet w czasie postoju w mijanej wsi. Po wieczerzy udał się w ustronne miejsce za domami. Z mieczem w lewej i toporkiem w prawej, wykonywał liczne bojowe ruchy. Napięte mięśnie grały wedle jego woli, ciosy w niewidzialnego wroga były dzikie i zamaszyste, czasem wręcz szalone. Zmęczone ciało przemył zimną wodą z miejscowej studni i położył się do snu, łapacz snów uchronił go po raz kolejny przed niespokojnym snem, tak przynajmniej uważał.

Kolejny dzień podróży był tak samo uporczywy, słońce nie opuszczało ich ani na moment. Nie miał siły przysłuchiwać się swym towarzyszom, pozwalał swym myślą błądzić bezwładnie. Zważał tylko na wyboistą drogę, kamienne płyty tu i ówdzie zdawały się mówić - odejdźcie, ale żaden z podróżników się tym nie przejął.

U podnóża jednego ze wzniesień znaleźli się blisko celu, "Ciemny Szkarłat" kazała wstrzymać konie i wskazała na jedno ze wzgórz.
- To Kamienny Kieł. - oznajmiła elfka. Jednak barbarzyńcę bardziej ucieszył widok strumienia.
Rozejrzał się i odparł krótko. - Zróbmy tu postój. - poprawił plecak i zatrzymał się. Rycerz miał zamiar coś rzec, początkowo zmęczony Lew miał zamiar go wyminąć, ale po prawdzie ciekaw był czego może chcieć ten wąsacz. Zaczął najpierw coś gadać do paladyna, nie bardzo Uthardczyk wiedział o co mu chodziło, no ale to pewnie sprawy takich "rycerzyków". Potem natomiast zwrócił się do mocarza, kiedy skończył, Vaelar tylko mruknął i puścił wodze. Podszedł do weterana i bez pardonu klepnął go w plecy, po wojskowemu "Jest hardy, a to już coś.", pomyślał Czarny Lew.
- Kiedy chcesz. - odpowiedział na przemowę towarzysza. - A na razie chronisz moje plecy. - dokończył, a w myślach dodał" Albo łeb przetracę."
Uznał że temat skończony i podszedł do strumienia się ochłodzić.

[Nesquel. Uznałem że chodzi Ci, o TEN postój. Mistrzu na razie tyle, jakby co dodam coś później, jak reszta doda odpisy.]
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Sciass
Marynarz
Marynarz
Posty: 261
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 19:37
Numer GG: 7066798

Re: [DnD:FR] Kuźnia Gniewu

Post autor: Sciass »

Eren & Seriandil
potem
Eren & Kurai

Paladyn podszedł w stronę łotrzyka.
- Mogę Cię prosić na słówko? Chciałbym się czegoś dowiedzieć...

Eren wstał znad swojej pracy. Zabierał się właśnie za ciąg dalszy swojej drewnianej figurki. Nie lubił gdy przerywało mu się pracę. Schował specjalny nożyk który wykorzystywał do tej czynności.
- Czego potrzebujecie, mości Paladynie - Syknął. Ogon niebezpiecznie smagnął powietrze.

- Seriandil, po prostu Seriandil - Uśmiechnął się - Nie lubię żadnych tytułów tego typu... Ale wracając do sprawy. Chodzi mi o to co zaszło między naszą przewodniczką a tobą...

- Ciekawyście, pa.... Seriandilu... poprztykaliśmy się... ot co... krzywdy jej nie wyrządziłem jeśli o to Ci chodzi - Odpowiedział beznamiętnym tonem Eren.

- O nic Cię nie posądzam... Potrafię poznać się na zamysłach ludzi, i zauważyłem, że coś jest nie tak. Kiedy ona rzuca na Ciebie gromy i wręcz zabija spojrzeniem, Ty wydajesz się czymś... Jakby to ująć? Hmm... Rozbawiony...

- Och, to nic takiego... ona te gromy rzuca.... niezasłużenie..... a może zasłużenie...., zależy jak na to spojrzeć - Eren poskrobał się palcem orękawiczkowanej prawej ręki w brodę..... Uśmiechnął się. Mało przyjemnie.

Seriandil roześmiał się.
- Jesteś zagadkowym diabelstwem mój przyjacielu... A jak według Ciebie ja mam na to patrzeć?

- Nie przejmować się i nie wciskać nosa między drzwi.... przyjacielu - Uśmiechnął się uroczo.
- Ja to załatwię.... jakoś....

Paladyn spojrzał na niego nieufnie.
- Rozumiem... W każdym bądź razie, postaraj się to załatwić dość szybko... To źle wpływa na resztę...

- Więc nie przerywaj mi pracy - Warknęło Diabelstwo. Wyciągnął drewnianą figurkę nad którą pracował. Przypominała kształtem siedzącego wilka. Brakowało jej jeszcze sporo fragmentów.

Seriandil spojrzał na niego i oddalił się bez słowa


Po rozmowie z natrętnym krewniakiem (w końcu również pozasferowiec, to do czegoś zobowiązuje) Eren postanowił naprawić swój błąd. Gdy wreszcie po utarczywej walce z materiałem dokończył figurkę udał się do Kurai.

Akurat stała z boku, lustrując mapę i spoglądając na dym unoszący się w oddali. Marszczyła przy tym lekko brwi i zasłaniała dłonią oczy przed słońcem.

Eren powoli zbliżył się się do drowicy. Gdy stanął w odpowiednim dystansie odezwał się.
- Pani Kurai. Chciałem Cię, o Pani, przeprosić za swoje wcześniejsze zachowanie i w ramach tychże przeprosin podarować Ci tą oto figurkę. - Zadeklamował, trochę jak dziecko, Eren. Wyciągnął przed siebie ręce w których trzymał małą drewnianą figurkę siedzącego wilka. Figurka była prosta, miała jednak w sobie jakiś niezaprzeczalny urok.

- Mówiłeś, że to ja się na ciebie rzuciłam, więc nie masz za co przepraszać. No chyba że skłamałeś? - zapytała i coś niebezpiecznego błysnęło w jej zielonych oczach.

- Zgadza się.... Khem... Zabawiłem się pani kosztem, zainscenizowałem to.... tam na górze. - Eren nie pozwolił sobie nawet na błyśnięcie rozbawienia w swojej twarzy. Wiedział czym to groziło.

- Zabawiłeś? Zainscenizowałeś? - zapytała, jakby nie rozumiejąc i odłożyła na chwilę mapę. - Znaczy, że NIC nie było?

- Nie. Nic. Nie rzuciła się pani na mnie a ja nie zrobiłbym nigdy nic wbrew pani woli. - Wciąż ściskał figurkę. Szkoda mu jej było. Nigdy nikomu nie oddawał swoich figurek. To miał być pierwszy raz. Miał być.... Spodziewając się jej reakcji Eren nie dożyje dnia jutrzejszego.

- CO!?!? - Kurai zrobiła ogromne oczy i doskoczyła do łotrzyka. - Czyli NIC nie zaszło?! JAK mogłeś tak zrobić?! Wiesz, jak ja się czułam?! Jak zwykła SZMATA, która nawet nie pamięta swojego pierwszego razu! - elfka krzyczała, mocno gestykulując i widać było, że za moment wybuchnie. Zacisnęła dłoń w pięść, zamachnęła się, ale nie uderzyła. Przetarła skronie. - Zejdź mi z oczu... - mruknęła, całkowicie dobita tym wszystkim. Tyle ją to nerwów kosztowało, a okazało się tylko jakimś głupim pomysłem.

- Jeszcze raz przepraszam. - Zawahał się. Mimo wszystko pozostawił przed nią figurkę. Z średnio zadowoloną miną zostawił drowkę swoim myślom. I tak nie było najgorzej, mimo to zaczął żałować doboru słów jakiego użył. Miało to jednak swoje dobre strony. Po jej wybuchu poznał nieco jej charakter.... Przechodząc koło paladyna rzucił krótkie - I co, zadowolony?


Nieco niechętnie, ale wzięła wyciosanego z drewna wilka. Czuła się dziwnie. Z jednej strony zła, z drugiej jakby jej ulżyło.
"Ha, jednak nie jestem zwykłą dziwką i dupodajką!" - pomyślała, zadowolona z siebie. - Dobra, ludzie i nie tylko ludzie! - zawołała, żeby ją wszyscy usłyszeli. - Chyba nie ma po co się tutaj zatrzymywać. Tam dalej widzę dym, może to oznaczać albo kłopoty, albo dach nad głową i ciepły posiłek. tak czy inaczej uważam, że powinniśmy iść dalej.
Skrzywiła się lekko, gdy od tarczy paladyna odbił się promień słońca i poraził ją w oczy. Od razu rozbolała ją głowa...
Obrazek
Zablokowany