<Jutro>::Lustrzany Książe::

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: <Jutro>::Lustrzany Książe::

Post autor: Szasza »

Eddie

Miał już wdać się w czarującą wymianę zdań z Henrym, ale Templariusze upomnieli się o jego uwagę. Zrobili to z precyzją snajperów i pompą kordonu policji.
Dokonał krótkiej oceny sytuacji.
Jeśli chcieli go wziąć żywcem, to ma szanse ucieczki, jeśli chcieli go martwego, już pewnie by nie żył. Snajper mógł zapewne postrzelić go w nogę, co dla runnera oznacza koniec kariery, ale na pewno nie będzie celował w jego głowę, serce, czy kręgosłup. Skoro Logan sprzedał ich Templariuszom, to na pewno wycisną z nich wszustkie soki, łącznie z publicznym procesem i takąż egzekucją.
Do Eddiego powoli dotarło w co tak na prawdę został wpakowany. Nie chodziło o zdradę, czy jakąś tam honorowo-sentymentalną sieczkę, ale o śmierć. O odgórnie ustaloną śmierć, której widmo wisiało mu nad głową. Jego uśmiech zrzedł.
Mógł teraz zrobić tylko to, na czym polegała praca Runnera.
*Run Eddie. Run!*
Rzucił się na ścianę i zaczął odbijać się od niej. Poruszał się bez ładu i rytmu, jak osoba, która narkotyki zapiła galonem alkoholu. Rzucał się, jak w ataku padaczki z jednej strony na drugą. To osobliwe widowisko miało na celu utrudnienie celowania koledze z karabinem snajperskim.
Runner skakał, wykonywał "gwiazdki" i susy w stronę najbliższego celu. Musiał znaleźć wyższe okno. Wspiąć się i wejść przez nie do budynku. Tam będzie miał z głowy snajpera.
Nagle przypomniał sobie, o fakcie trzymania odbezpieczonego Siga w dłoni. To rozwiązałoby, choć na chwilę, problem odwrócenia uwagi policji. Wypalił po pierwszych sylwetkach policjantów, wyłaniających się z radiowozów. Nie celował. Nie znosił zabijać niewinnych ludzi.
Policjanci byli w gruncie rzeczy ludźmi, którzy dla wcześniejszej emerytury nadstawiali karku dla reżimu. Co prawda Eddie gardził konformizmem, ale nie było on dla niego wystarczającym powodem, by zabijać.
Gdy jego trzynastu ołowianych przyjaciół skupiło na sobie uwagę funkcjonariuszy, strzelec zatknął broń za pas, a następnie wykorzystując cały swój impet, rzucił się na najbliższy gzyms/parapet/drabinkę pożarową, by wspiąć się po niej do budynku i wskoczyć do niego przez okno.
Obrazek
Alien
Kok
Kok
Posty: 1304
Rejestracja: środa, 25 lutego 2009, 16:48
Numer GG: 28552833
Lokalizacja: Police

Re: <Jutro>::Lustrzany Książe::

Post autor: Alien »

Henry
Kiedy zobaczył hamujący przed nim radiowóz instynktownie zrobił pierwszą rzecz jaka przyszła mu do głowy. Otworzył drzwiczki radiowozu i wyrzucił z nich kierowcę. Wskoczył do środka i strzelił z około 2 metrów w głowę drugiemu policjantowi. Nacisnął pedał gazu i ruszył przed siebie potrącając wszystkich możliwych policjantów po drodze. Kiedy oddalił się na bezpieczną odległość spojrzał na zastrzelonego policjanta. Większy kawałek głowy wypadł przez otwarte okno. Henry otarł twarz z kawałków mózgu.
- Gdzie by się tu zaszyć?- mruczał pod nosem.
Poszukał w kieszeni krótkofalówki. Jedną ręka prowadząc zaczął wzywać któregokolwiek runnera. Przycisnął krótkofalówkę głową do ramienia i włączył radio. Akurat leciał kawałek Snoopy Dog'a. Śpiewając pod nosem jechał w kierunku kryjówki runnerów. Jeśli ich dopadli była mała szansa, mała ale straszna że dopadli pozostałych runnerów.
- Pierdoleni templariusze- mruknął pod nosem.
00088888000
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: <Jutro>::Lustrzany Książe::

Post autor: Blue Spirit »

Jen
Łydka bolała, jednak wydawało się że strzał nie musnął nawet mięśnia, rozdarł tylko skórę, nic ponadto.
Samochód pędził, podskakiwał na nierównej drodze. Jechała do przodu - do celu.
Łudziłaby się jednak, gdyby sądziła że jej ucieczka nie wywoła żadnych gwałtownych ruchów ze strony drogówki. Po paru minutach jej obawy stały się nagle rzeczywistością. Na początku wydawało jej się że to jakaś czarna, ogromnych rozmiarów buda przewrócona na jezdnię, dopiero gdy zbliżyła się na jakieś pięćdziesiąt metrów dostrzegła że to wcale nie jest buda, tylko pierdolona barykada a na dodatek za nią zaczęły wyć syreny. Odwróciwszy się w siedzeniu zobaczyła siedem radiowozów pędzących w jej stronę na pełnym gazie. Johnn coś zamamrotał z siedzenia obok, rana dokuczała mu coraz bardziej, krew spływała po siedzeniu i zbierała się na dole, kłębiąc, kotłując i chlupiąc się, niczym czerwone wino.
Sytuacja była więcej niż zła. Barykada została obstawiona przez dwudziestu policjantów a wszyscy bez wyjątku byli opancerzeni i uzbrojeni w ciężkie karabiny.
Jen, do kar jakie nałożyła na tego skurwiela co ich w to wplątał, dodała wykastrowanie i grę w tenisa. Jajami skurwysyna.
Natomiast teren - tutaj nie było już tak tragicznie. Po obu stronach drogi stały barierki, później podłóżne dziury, najwyraźniej naprawiali rury. O wianiu samochodem nie było mowy, jednakże tamta dziura mogła ocalić jej życie...
Za dziurą zaczynały się już budynki. Gdyby tam dobiegła, skryła by się w ich cieniu.

Eddie
Podbiegł do budynku, odbił się, z lewej nogi, jak zwykle. Poleciał do góry, chwycił się najniższego parapetu, podciągnął. Złapał oparcie nogami, wystrzelił do góry chwytając się palcami kolejnego parapetu, tym razem jednak skoczył w bok - i słusznie, bo strzał snajperski gruchnął nie w niego a w parapet na którym dopiero co wisiał. Tynk posypał się na wszystkie strony, doniczka prysnęła, jej ceramiczne szczątki upadły z hukiem na czyiś balkon. Eddie parł dalej, przeciskał się między antenami, przechodził przez balkoniki. Huknął kolejny strzał, lecz po raz kolejny miał sporo szczęścia - był akurat przy dużym, otwartym na oścież oknie. Wcześniej oddał jeszcze parę strzałów ku policjantom, dwóch z nich trafił, mimo intencji. Domyślił się również że całkiem prawdopodobnym jest to iż obstawiono już budynek. No ale ten budynek był w końcu jednym z tysiąca... A do tego można było przemierzyć pół miasta skacząc jedynie po wieżowcach, stały przecież tak blisko siebie... Jeden skok i po sprawie!
Eddie wlazł do niedużego saloniku, z gustownie poorozstawianymi stoliczkami i diablo nie pasującym do wystroju telewizorem plazmowym, stojącym na starej, przedwojennej komódzce. Eddie dostrzegł drzwi na klatkę i ruszył ku nim, lecz gdy wyciągał rękę w stronę klamki, drzwi otwarły się same a do środka wskoczył... Runner.
Eddie widział już w życiu wielu Runnerów - tych wyglądających jak macho i tych wyglądających jak Woody Allen. Ten stojący przed nim runner, był po prostu zmyślnym stereotypem.
Nosił ciemne spodnie z dwoma paskami i biały t-shirt z naramiączkami, ze znakiem nike na lewej stronie klatki piersiowej. Runner miał też tatuaże na rękach, adidasy do biegania, żadnej broni. Miał dredy (jak każdy murzyn :lol: ) jednak murzynem wcale nie był. Przeciwnie był biały. Miał też cień zarost, młodziak. Posiadał jednak umięśnione ręce i wyglądał dość groźnie, świdrując Eddiego oczyma koloru morskiej wody.
- Ty jesteś jednym z Runnerów zmierzających do Fabryki? - zapytał groźnie. - Jeśli tak, natychmiast oddaj mi torbę. Albo policzymy się inaczej - tu napiął groźnie mięśnie.

Henry
Kiedy otoczyła ich policja, murzynowi kompletnie odbiło. Nie zważając na strzały padające w jego kierunku podobiegł do radiowozu, otworzył drzwi i chwycił kierowcę z fraki. Byłby go wyciągnął, gdyby tamten nie miał broni. A że miał, Henry dostał kulkę gdzieś w okolicy łokcia. Zasyczał, ale nie przerwał czynu - chwycił pałę za włosy i wyrzucił z wozu. Szybko zajął jego miejsce, przy czym dostał jeszcze raz, w kolano. Poczuł jak tryska mu rzepka, wydawało mu się że ta całkowicie mu się strzaskała. Dzielnie jednak nacisnął pedał gazu i rozpierdzielił policjantów wpadając w nich jak szerszeń w ul. Chciał strzelić drugiemu policjantowi w łeb, problem w tym że nikogo już tam nie było. Toteż odłożył pistolet i ruszył do przodu.
Strzały gęsto się za nim sypały, po chwili samochód gwałtownie zwolnił, zaszarpał się, zdriftował i zdachował. Henry krzycząc z wściekłości, pośród tryskającego szkła i kawałków plastyku, nacisnął pedał gazu. Nie wiadomo jakim cudem samochód ruszył do przodu, na dachu, ledwo dotykając lewymi kołami ziemi. Znowu huknęły strzały, a Henry użył całego swojego arsenału brzydkich słów. Na "ch" na "k" na "p" na "s"
Ryknął, zaczął napierdzielać w deskę rozdzielczą.
- Jedź, kurwa!
Koła które ledwo muskały ziemię, straciły oparcie, ale samochód przetoczył się na bok - Henry po chwili zorientował się dlaczego. Wpadł w okopy, długi tunel wykopany w piasku, gdzie naprawiano widocznie kanalizację. Wyszedł z samochodu - mógł chodzić, choć nie mógł opierać się za mocno na lewej nodze. Za sobą słyszał już pierwsze odgłosy syren. Może go miną...
Po chwili, patrząc dalej tym kanałem, zobaczył jak mu się wydawało - barykadę i samochód z Jen i Johnnem w środku - jak się domyślił. Ciekawy był co z tego wyjdzie, pomijając to czy za chwilę będzie trupem czy nie...


weird, uznałem że na razie nie ma sensu ciebie wprowadzać. Zaczekajmy aż gracze dostaną się do fabryki...
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: <Jutro>::Lustrzany Książe::

Post autor: Szasza »

Eddie

Eddie mógłby powiedzieć, że sprzyja mu szczęście, ale tego dnia zwyczajnie brzmiałoby to niedorzecznie, nawet po trafieniu szóstki w totka. Uciekał przed policją, z bombą w torbie i nie wiedział komu zależy na jej wybuchu. Skoro mieli wysadzić zapasy żywności, to całkiem możliwe, że miało to na celu zniechęcenie ludności NY do ich instytucji.
Tak, czy inaczej - żył i nie odniósł ran. I choć, to można by uznać za szczęście w nieszczęściu, to jako główny cel brzmiało dość żałośnie. Raz już próbował zatrzymać się i przemyśleć sprawę, ale nauczony doświadczeniem biegł przed siebie, błyskawicznie dosięgając drzwi. Te jednak, przeczuwając intencję Runnera otworzyły się. Wbiegł przez nie jego kolega po fachu.
Eddie spodziewał się choć odrobiny wyjaśnienia o co chodzi w tym całym bagnie. Rozmówca jednak tylko dodatkowo namieszał mu w głowie, bez ceregieli nakazując mu oddanie "przesyłki".
O ile sytuacja wcześniej mogła być śmierdząca, to teraz jej odór zwalał z nóg. Była przeciwko niemu policja, templariusze, Logan- Sprawca i wreszcie sami Runnerzy - zdawałoby się jego drużyna. Początkowo przeszło mu przez myśl oddać tą bombkę i mieć święty spokój. Był w końcu prostym chłopakiem i wolał nie mieszać się w ten cały polityczny absurd.
Pozostała jeszcze sprawa napotkanego runnera. Najwyraźniej go śledził. Dlaczego mu groził? Czyżby nie wiedział, kto zbiera większość zleceń dotyczących zamachów?
Lista przyczyn według Eddiego pisała się następująco:
-Był nowy (W takim razie, czemu to on ratuje świat przed bombą?)
-Był podstawiony (Zabić)
-Był uwikłany w całą tą szopkę z Logansprawcą (Zabić)
-Był odważny i zdeterminowany (ratował świat)
-Był pewien swoich racji (ratował świat)
-Też specjalizował się w zamachach (uciekać)
-Miał coś ważnego do przekazania Eddiemu
Eddie odskoczył do tyłu i wyjął zza pasa odbezpieczony (choć pusty) pistolet wycelował jednorącz w serce rozmówcy, podczas gdy drugą rękę trzymał w gotowości do odparcia ataku. Tak ugruntowując swoją pozycję, przemówił.

-Fachowa spinka, ale ja szukam odpowiedzi, więc jeśli nie masz mi niczego sensownego do powiedzenia, to zejdź mi z drogi. Spieszy mi się.

W razie oporu ze strony kontrahenta był skłonny natłuc mu rozładowanym pistoletem i pięściami, po czym udać na górę i kontynuować bieg do fabryki.
Obrazek
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: <Jutro>::Lustrzany Książe::

Post autor: WinterWolf »

Jen

- Cholera! - zaklęła przez zaciśnięte zęby. Była zła i nie zamierzała tego ukrywać. Złość i całkowicie ludzki strach napędzały jej ciało do nieludzkiego wysiłku olbrzymią dawką adrenaliny. Nie była mistrzem kierownicy, ale teraz od jej jazdy zależało między innymi jej życie. Barykada na drodze i pościg z tyłu wcale niczego nie ułatwiły. Jakim cudem te psie syny zdążyły rozstawić barykady? One tu musiały stać już wcześniej. I skąd do jasnej cholery policja ma ciężkie karabiny? Karabinki automatyczne by zrozumiała, ale karabiny to był przecież czysto wojskowy sprzęt... Nic w całej tej historyjce nie trzymało się kupy. Templariusze wydawali się wiedzieć więcej niż oni, Runnerzy. Jen ponownie zaklęła przez zaciśnięte z bólu i złości zęby.

Rzut okiem na sąsiednie siedzenie upewnił ją, że szalona jazda nie wpływa pozytywnie na zdrowie jej kumpla. Nawet jeśli uda jej się wyprowadzić tę skradzioną brykę w jakieś ustronne miejsce to sama bez wiedzy medycznej i sprzętu niewiele mu pomoże... Koleś zmarłby niemalże na bank. Potrzebował szybkiej pomocy, której ona mu na pewno nie zapewni... Bo i skąd? W głowie zakiełkowała jej myśl, że dla kompana najlepiej będzie jeśli od razu trafi do jakiegoś szpitala. Teoretycznie templariusze będą go chcieli żywego. Na wpół żywy Runner będzie wymagał więc bardzo fachowej opieki... O ile nie umrze za chwile z powodu upływu krwi...
- Zapnij pas! - rzuciła stanowczo, ale nie sprawdzała już czy to zrobił czy nie.

Rozejrzała się wokół. Te dziury przy drogach były jej jedyną szansą! Między budynkami, tam gdzie można było się wspiąć lub wbiec gdzieś, tam był jej żywioł. Jej teren. Dziewczyna wdusiła gaz do dechy. Miała w planach bardzo karkołomny manewr. Otworzyła drzwi samochodu, gwałtownie wdusiła hamulec i zakręciła kierownicą starając się ustawić wóz tak by było jej wygodniej wiać, żeby samochód stanowił dla niej osłonę przed ogniem z karabinów. Gdyby nie adrenalina, sama pewnie by się porzygała z nadmiaru wrażeń. Gdy samochód znalazł się odpowiednio blisko rowów Jen z niego wyskoczyła turlając się by wytracić prędkość. Wskoczyła do dołu by ten stanowił dla niej osłonę... Samochód po zwolnieniu hamulca mógł nawet dachować tym bardziej potrzebowała osłony. Nie czekając, gdy samochód siłą rozpędu pędził w ten czy inny sposób dalej, Runnerka pognała w stronę budynków, tam gdzie mogła znaleźć schronienie i osłonę przed templariuszami i cholernymi funkcjonariuszami policji czy innego śmiecia podległego Templariuszom. Później, gdy adrenalina opadnie i w jej ciele wróci normalne czucie będzie musiała sprawdzić jak poważne rany odniosła w czasie całej tej zabawy...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: <Jutro>::Lustrzany Książe::

Post autor: Blue Spirit »

Eddie
Obcy runner wciąż stał w drzwiach, nieruchomy, wysoki i milczący.
-Fachowa spinka, ale ja szukam odpowiedzi, więc jeśli nie masz mi niczego sensownego do powiedzenia, to zejdź mi z drogi. Spieszy mi się.
Runner poruszył się lekko, skrzywił wargi w brzydkim grymasie:
- Oddaj torbę - powoli zrobił krok w stronę Eddiego - Oddaj ją!
Nie czekając na odpowiedź, uniósł pięść w błyskawicznym prawym prostym, godząc w twarz Eddiego. Gdyby tamten nie zasłonił się, miałby teraz strzaskany nos. Ale tak... Odparował cios obcego lewą ręką i obaj zamarli w pozycji z której mogli zrobić wszystko. Runner nie przejmował się również pistoletem Eda. Dziwne to, ale wszystko wydawało się być w tej maszkaradzie zaplanowane. Tymczasem z dołu nadchodziły już krzyki policjantów i głuchy odgłos kroków na schodach. Eddie miał niewiele czasu. Wiedział o tym aż za dobrze.

Jen
Przesadziła rów długim susem i popędziła w stronę budynków, nie odwracając się. Usłyszała odgłosy strzałów, ale te szybko umilkły. Odruchowo spojrzała przez ramię - templariusze dopadli 'jej' samochodu i właśnie wyciągali z niego Johnna. Po chwili usłyszała odgłos wystrzału.
I wiedziała co to oznacza. Biegła dalej. Przewaga jaką zdobyła wystarczyła jej by dobiec do budynków - jednego bardzo dużego, z balkonikami i drugiego - małego trzypiętrowca. Za nimi znajdowały się kolejne wieżowce, perfect droga ucieczki.
Cóż, zastanawiać się chyba nie było nad czym...

***

Templariusz wywlekł Johnna z samochodu, rzucił coś do pozostałych by tamci biegli za Jenn. Sam natomiast miał zająć się Johnnem. Stanął nad nim a w jego ręku błysnął pistolet.

cóż, szczerze mówiąc, ten templariusz to the_weird_one :D Przyznaję że gdzieś zapodziałem jego kartę, dlatego tak skromnie cię wprowadzam. No ale daję też kilka radosnych perspektyw ;) może jednak go nie zastrzelisz, nowy graczu ;)
Aha i sry za krótki odpis ;) i długi okres czekania nań
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: <Jutro>::Lustrzany Książe::

Post autor: WinterWolf »

Jen

Zaklęła pod nosem biegnąc ile sił w nogach. Miała dziwne wrażenie, że uwolni się od tych psich synów dopiero po śmierci. Zgrzytnęła zębami, gdy pomyślała co stało się z jej towarzyszem. Z nią i tak nie miał szans na przeżycie, a tylko by ją spowalniał. A tak, ona miała jeszcze blady cień szansy wyjść z tego cało... Diabli niech porwą tych Templariuszy!

Jen w biegu przyjrzała się budynkom przed nią. Chciała wybrać taką drogę ucieczki, która da jej najwięcej połączeń z innymi budynkami. Interesowały ją kable po których będzie mogła zjechać na dachy niższych budynków, wysokie miejsca z których będzie mogła przeskoczyć, miejsca w których pozostanie osłonięta przed templariuszami. Znała swoje możliwości. Nie zamierzała się zabić.

Jeśli wysoki budynek miał wygodne połączenia z innymi wysokimi budynkami zamierzała to wykorzystać i wspiąć się po balkonach. Przy jej doświadczeniu i szybkości powinna szybko znaleźć się poza zasięgiem Templariuszy. Jeśli budynek nie oferował wygodnego połączenia wybrała bieg przez wąskie uliczki. Chciała dotrzeć do jak najlepiej znanego sobie rejonu by móc na swoich warunkach prowadzić zabawę w kotka i myszkę. A już na pewno nie znaleźć się na linii strzału z pistoletu...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: <Jutro>::Lustrzany Książe::

Post autor: Szasza »

Eddie

Zdecydowanie nie o taką odpowiedź mu chodziło. No cóż...
Po odparciu ciosu i przyjęciu pozycji bojowej westchnął tylko.
Nie było czasu na wyrzuty i gadki o zdradzonym zaufaniu. Można było sobie pozwolić chociażby o chwilę przemyślenia nad szopką w której najwyraźniej robił za Jezuska, ale jego uwaga bardziej była potrzebna mu tu na ziemi.
Ed uciekł się do swoich zdolności rzucania wymownych spojrzeń. Nie był w tym szczególnym mistrzem, ale trzy słowa, które jego oczy przekazały temu, kto stanął mu na drodze były aż nadto wyraźne.
"Sam tego chciałeś"
Możliwe, że spuszczenie głowy dodało czwarte słowo - "ch**u".
Nie byłby wtedy to efekt zamierzony lecz podświadomy, bo Eddie był z domu dobrze wychowany i nie zwykł kląć.
Sądząc po odgłosach, robiło się coraz ciekawiej, a na samotność nie było co narzekać. Nie żeby runner nie był towarzyskim typem, ale czas naglił, a jak telepatycznie wyczuł to jego oponent, magazynek był pusty.
Jako, że sytuacja aż prosiła się o szybką akcję, chłopak zaszarżował na drugiego runnera.
Postawił wszystko na jedną kartę. Rzucił się na niego nawet nie myśląc o jakimkolwiek bloku i na chwilę zapominając o nieprzyjemnościach, które mogły wiązać się z rozpłaszczonym na policzku nosem. Wykonał bliższą (trzymającą broń) ręką szybki cios, który mimo że mógł być sprawcą sporego sinika, robił jedynie miejsce na drugi - potężniejszy.
Następna pięść Eddiego runęła z impetem całego rozpędzonego ciała, na przeciwnika. Cios ledwie mieścił się w ciasnej klatce mieszkanka.
Jeśli ta niezwykle finezyjna taktyka poskutkowała, to Runnerowi odpowiedział przyjemny trzask uderzanego ciała. Nie miał czasu by się tym przejmować. Nie przerywał biegu.
Skierował się schodami klatki schodowej na górę. Wbiegał po nich potężnymi susami, podciągając się rękami na barierkach.
Obrazek
Zablokowany