[Warhammer] W sadzie śmiertelnego piękna

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

[Warhammer] W sadzie śmiertelnego piękna

Post autor: Serge »

Obrazek Ciężkie, grafitowe chmury wisiały nisko nad prowincją Hochlandu, zapowiadając rzęsisty deszcz. O tej porze roku mało kto zapuszczał się na te usiane gęstymi lasami, poprzecinane licznymi rzeczkami i strumykami ziemie. Pomijając oczywiście hochlandzkich łówców i myśliwych, dla których Ulriczeit był miesiącem idealnym na polowania i obcowanie z dziką naturą tej krainy. Mgły, deszcze, zmieniająca się jak w kalejdoskopie pogoda mogły wabić zarobkiem jedynie najtwardszych poszukiwaczy przygód, nie wspominając o rdzennych mieszkańcach, którzy do takiej pogody i surowości własnych ziem byli przyzwyczajeni. Wioski i miasta oddalone były od siebie o co najmniej kilkadziesiąt kilometrów, więc niektórzy z przyjezdnych byli tym niemal zaniepokojeni, choć kraina sama w sobie kryła sporo oryginalnych i ciekawych miejsc, o których nie rozmawiało się zwykle przy porannym śniadaniu.

Jedną z takich osobliwości był położony nad Wilczym Strumieniem niewielki zamek, otoczony zewsząd jedynie lasami, równinami a także leżącymi w oddali Białymi Wzgórzami, idealnie komponującymi się z tą sędziwą budowlą. Mimo niewątpliwych kilku setek lat na karku, budynek wciąż posiadał szyby w oknach, a przed zwiedzaniem go przez przypadkowych podróżnych skutecznie chroniły wysokie mury a także mocna, stalowa brama i kilka solidnych łańcuchów spiętych mosiężną kłódką. Legendy krążące wśród mieszkańców najbliżej leżącej wioski Hovelhoff mówiły, że onegdaj zamek był schronieniem jednego z wampirzych lordów z Sylvanii, który w końcu został odkryty i pokonany przez samego Magnusa Pobożnego.

Na pytania o historię starego zamczyska, chłopi z Hovelhoff wzruszali jedynie ramionami lub strachliwie zamykali drzwi i okiennice, jakby obawiając się zemsty jakiejś straszliwej istoty... Nieliczni jedynie porzucali kurtynę milczenia mówiąc o tym, że nie raz widzieli, jak w zamku na wzgórzu ostatnie z okien wieży płonęło w Godzinę Duchów żywym światłem. Inni zaś twierdzili, że słyszeli krzyki ludzi jako żywo odzieranych ze skóry. Najbardziej nieprawdopodobne historie mówiły, że wampirzy władca powrócił i planuje atak na całe Imperium jako zemstę za upokorzenie sprzed wieków. Ale kto by wierzył strachliwym wieśniakom?

Takie wieści dało się słyszeć nie tylko w Hovelhoff, ale i kilku mniejszych osadach rozsianych niedaleko zamku. Plotki rozchodziły się po okolicy w szybkim tempie, a leżący nad Wilczym Strumieniem zamek zdobył reputację nawiedzonego przez siły nieczyste. Wampiry? Smoki? Chaos? Magia? Wiele ciekawostek, często wyssanych z palca, można się było dowiedzieć o tej starej budowli w okolicy. Nic nie jest jednak wieczne i prawda, choćby najgorsza, w końcu wychodzi na jaw. Tak było i w tym przypadku...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [Warhammer] W sadzie śmiertelnego piękna

Post autor: Ouzaru »

Obrazek

Zimny, porywisty wiatr targał włosami kobiety, gdy przedzierała się przez wysokie trawy. Listopadowa aura należała do jej ulubionych, już miała całe łydki i uda mokre od wilgotnej roślinności. Zapewne w myślach przeklinała pogodę i to, że akurat teraz musiała tędy iść. W oddali za sobą słyszała poszczekiwania psów oraz nawoływanie kilku ludzi, co tylko bardziej ją zmobilizowało. Przyspieszyła. Jej buty co chwilę grzęzły w błocie i nim się obejrzała, miała wilgotne stopy. Pomyślała, że teraz pewnie się rozchoruje i na potwierdzenie swych obaw pociągnęła kilka razy nosem.

- Widzę ją! Tam jest! - zawołał ktoś.
- Pięknie - syknęła pod nosem. Otuliła się szczelniej płaszczem, wymacała dłonią rękojeść krótkiego miecza i zaczęła biec. Drobne krople posypały się z nieba wprost na jej twarz. Niezdarnym ruchem dłoni wytarła je, lecz chwilę potem znów miała mokre oblicze. Prychnęła coś o cholernej pogodzie i paskudnym Hochlandzie, jednak szum kropel uderzających o liście drzew zagłuszył jej głos. Wbiegła między nie, mając nadzieję, że w ten sposób zgubi lub opóźni pościg. W szaleńszym tempie przedzierała się przez wysokie zarośla, przeskakiwała wystające korzenie, mijała porośnięte wilgotnym teraz mchem kamienie i ślizgała się na mokrych liściach. Zerknęła do góry. Drzewa w większości prezentowały posępne kikuty, które nie chroniły jej przed deszczem.

Zaraz! Więc skąd ten szum? Przystanęła na chwilę, rozglądając się dookoła i to, co w pierwszej chwili wydawało się niską, ciemną burzową chmurą, okazało się być chmarą... czegoś. Kobieta z krzykiem pochyliła się, gdy stado przerośniętych kruków z wrzawą przeleciało nad jej głową, niemal nie tratując.
- Uff, miałam szczęście, że na mnie nie narobiły - szepnęła pod nosem, odetchnąwszy z ulgą.
Pościg jednak nie dawał jej chwili odpoczynku i zaraz pobiegła dalej. Już ledwo łapała oddech, bolesna kolka kuła ją w bok, a nogi zrobiły się sztywne i ciężkie, odmawiając właścicielce posłuszeństwa.
"To już po mnie" - pomyślała i krzyknęła, gdy nagle świat odwrócił się do góry nogami.

Wylądowała twardo na twarzy, aż ją zmroczyło na chwilę. Jakoś wyplątała stopę z korzenia i przeszła do pozycji raczkującej.
- Kto tam jest? - męski głos nie brzmiał zbyt przyjaźnie, aż się skuliła w sobie.
- Eee... - zaczęła odpowiadać, ale nie mogła wymyślić nic sensownego. Miły zapach pieczonego królika wypełnił jej nozdrza i postanowiła się skierować w jego stronę. Minęła duży głaz i zaraz za nim dostrzegła jakiegoś wojownika z pochodnią w ręku. Stał za ogniskiem, nad którym skwierczały dwa smakowite króliki.

- Mam ją! - usłyszała jakiś metr za swoimi plecami. Poderwała się na nogi i czym prędzej weszła do obozowiska nieznajomego. Nie zauważyła jednak zwalonego pnia... i wpadła na wojownika z pochodnią.
Obrazek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] W sadzie śmiertelnego piękna

Post autor: Serge »

Obrazek

Pogoda od rana była paskudna i mógł się spodziewać, że przyjdzie mu nocować wśród ostępów tego zapomnianego chyba przez samych bogów lasu. Gospodarz karczmy „Złota Gęś” leżącej przy trasie do Bergsburga ostrzegał go, że deszcz z pewnością popada jeszcze kilka dni, zanim nadejdzie Czas Ulryka i chwycą mrozy. No cóż, trzeba przyznać, że nie branie spostrzeżeń rdzennych hochlandczyków pod uwagę było co najmniej niepoważne, jeśli nie powiedzieć głupie. Bo teraz właśnie Siegfried i jego bojowy rumak znajdowali się pod gołym niebem, pośród nieznanego lądu i nieciekawych okoliczności. Na szczęście Sigmar był dla niego łaskawy i udało mu się pośród bliźniaczo rosnących drzew skonstruować z gałęzi prowizoryczny dach nad głową i rozpalić ognisko.

Blondwłosy skrzywił się sardonicznie, gdy odkrył że chleb i ser zakupione rano w „Złotej Gęsi” zamokły od deszczu. „Trzeba było to jakoś lepiej zabezpieczyć...”, pomyślał wyrzucając zepsutą żywność w krzaki. Zdjął kirys i nogawice by nie robić zbyt dużo niepotrzebnego hałasu i dobył osadzonej w tulei przy koniu włóczni. Chwilę później ruszył na polowanie – w końcu trzeba było coś zjeść... Zastanawiał się tylko,czy pamięta jeszcze nauki ojca odnośnie przetrwania w dziczy. Gestem dłoni nakazał zostać Flambertowi, po czym najciszej jak umiał ruszył w las. Wytrawnym łowcą z pewnością nie był, jednak na efekty nie przyszło czekać mu długo – po kilku minutach wrócił do 'obozu' z dwoma wielkimi królikami i wrzucił je na prowizoryczny ruszt. Opiekając je nad ogniem zerknął do plecaka siegając po przyprawy ciotki Hildy z Altdorfu; może nie było ich wiele ale dla urozmaicenia i podkreślenia smaku z pewnością wystarczyły. Deszcz przybrał na sile, gdy mięso uwalniało wspaniałe zapachy, które roznosiły się po okolicy. Rycerz miał tylko nadzieję, że nie zwabi w ten sposób jakiegoś dzikiego zwierza, bądź czegoś gorszego – z doświadczenia wiedział że lasy takie jak ten nie były zbyt bezpieczne dla podróżujących bez asysty.

Właśnie doprawiał mięso, gdy usłyszał dziwny szelest w krzakach. Poderwał się na nogi i dobył swego finezyjnie wykonanego miecza. Przez chwilę nie słyszał nic prócz bicia swego serca, po czym charakterystyczny dźwięk powtórzył się. Rycerz chwycił jakąś grubą gałąź leżącą obok ogniska i zrobił z niej pochodnię. Z uniesionym w górę mieczem przeszedł kilka kroków i najpierw wydawało mu się, że coś usłyszał, a potem jakaś drobna istota wpadła na niego niemal go przewracając. Przyświecił pochodnią i dostrzegł ładną, ale dość zmęczoną twarzyczkę rudowłosej nieznajomej.

- Na Sigmara, mogłem cię zabić, kobieto! - na jego twarzy malował się gniew i zdziwienie. - Co ty robisz w lesie o tej porze! Jesteś ranna? Wszystko w porządku? - widząc, że trzęsie się z zimna, skinął głową na ognisko. - Chodź, ogrzejesz się i wszystko mi opowiesz.

W blasku pochodni mogła dostrzec wysokiego, świetnie zbudowanego mężczyznę w błękitnej tunice z czerwonym gryfem wyszytym na klatce piersiowej. Jego opadające na ramiona blond włosy były całkiem mokre, a przystojne oblicze przecinała szeroka blizna biegnąca od podbródka przez prawe oko aż do czoła. W jego spojrzeniu można było dostrzec coś dziwnego... jakby jakąś szaleńczą iskrę.

- Dalej, zaraz ją dorwiemy... - ich uszu dobiegł jakiś głos z oddali.

Blondwłosy spojrzał najpierw na kobietę, potem zacisnął mocniej dłoń na rękojeści miecza i wpatrywał się w ciemność przed nimi.
- Chcesz mi coś powiedzieć? - spytał a ton jego głosu nie brzmiał zbyt przyjemnie. - Ktoś cię ściga?
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [Warhammer] W sadzie śmiertelnego piękna

Post autor: Ouzaru »

Podniosła spojrzenie na nieznajomego wojownika i stwierdziła, że nie patrzy na nią zbyt przychylnym wzrokiem. Wzdrygnęła się widząc jego lodowate oczy. Nerwowym ruchem odgarnęła mokre włosy, które przykleiły się jej do twarzy i uśmiechnęła się niepewnie, szczękając zębami.
- To raczej długa historia, widzisz, nie zrobiłam nic złego... - zaczęła, ale szybko zamilkła. Mężczyzna chciał chyba usłyszeć pełne wyjaśnienie, zanim zadecyduje, czy jej pomóc, czy ją oddać w ręce pościgu. Westchnęła. - Zatrzymałam się w karczmie "Złota Gęś", wynajęłam pokój, odpoczęłam trochę i poszłam na dół, żeby coś zjeść. Potknęłam się na schodach, wpadłam na dziewkę, która na tacy niosła kilka kufli z piwem. Straciła równowagę i upadła na stolik zajmowany przez krasnoludów. Jeden z nich się poderwał i potrącił elfa, który dobijał targu z jakimś kupcem. No... a chwilę później rozpętało się prawdziwe piekło i nim się obejrzała, cała karczma walczyła. Potem miałam mały wypadek z ogniem i jednemu krasnoludowi podpaliła się broda, dlatego mnie ścigają. Ale przysięgam, że to było niechcący!

To, o czym mówiła kobieta wydawało się wręcz nieprawdopodobne, a Siegfried mimo okoliczności roześmiał się gromko. Gdy w końcu uwolnił z siebie cały entuzjazm, spojrzał na nią podejrzliwie i rzucił.
- Na pewno tak było? Bo jeśli mnie okłamujesz, to gotów jestem oddać im ciebie za bochen chleba i kawałek sera... - mruknął. - Jak ci właściwie na imię?
- Lorna
- odpowiedziała cicho. - Ale mów na mnie Rikki. I nie kłamię - westchnęła. - To długa historia i proszę, nie oddawaj mnie im - powiedziała błagalnym głosem i złapała się mocno mężczyzny. Zerknęła w stronę swojego pościgu.

- Siegfried von Schlieffen, rycerz w służbie Sigmara, choć pewnie teraz nic na to nie wskazuje... - przedstawił się i skinął jej głową marszcząc brwi. Na swój sposób wierzył tej kobiecie, choć oczywiście do zaufania było jeszcze daleko. - Nie wydam cię, ale jeśli nie powiedziałaś mi prawdy...

Nie dokończył, gdyż z krzaków naprzeciwko wybiegło najpierw dwóch zziajanych krasnoludów, a za nimi kilku mężczyzn z widłami, siekierami i prowizorycznymi włóczniami wystruganymi z drewna. Najwyraźniej byli zdziwieni tym, że w tej dziczy zastali kogoś więcej niż dziką zwierzynę i uciekającą dziewczynę. Jeden z khazadów – rumiany blondyn o wydatnym brzuchu miał osmaloną do połowy brodę i był mocno zdenerwowany. Gestykulując wielkimi dłońmi mruczał coś do swojego pobratymca dając mu do zrozumienia, że ma coś z tym zrobić. Długobrody, aczkolwiek chyba młody wiekiem krasnolud, wystąpił naprzód i wskazał grubym paluchem na rudowłosą.

- Ona pójdzie z nami, spaliła mojemu kuzynowi brodę! - warknął unosząc swój młot. - Musi ponieść karę!

- Od zawsze ceniłem sobie honor i odwagę waszego ludu, krasnoludzie, ale tym razem myślę, że przesadzacie
- powiedział Sieg. - Nawet jeśli ta oto niewiasta dopuściła się tego haniebnego wedle waszej rasy czynu – odpuśćcie. Jako rycerz na służbie Sigmara i ten, który walczył z Archaonem w czasie Burzy Chaosu, wierzę jej i sądzę, że wszystko było dziełem przypadku i najzwyklejszym zbiegiem okoliczności. Nie wydam tej kobiety w wasze ręce! – rzucił pewnie i jakby na potwierdzenie tych słów chwycił Lornę za ramię i schował za siebie. - Jeśli chcecie ją zabrać, możecie to zrobić, ale jedynie przez uczciwy, rycerski pojedynek. Taki nakazuje mi mój honor i kodeks. - Zacisnął dłoń na rękojeści miecza.

Skonsternowani mężczyźni wymienili między sobą spojrzenia, w końcu poszkodowany khazad splunął i machnął ręką. Burknął coś pod nosem do swojego kuzyna i wycofali się razem z towarzyszącymi im podpitymi chłopami. Lorna odetchnęła z ulgą.
- Dziękuję, bałam się, że mnie żywcem obedrą ze skóry, wykąpią we wrzącej oliwie, a potem nakarmią mną głodne psy... - powiedziała i widząc dziwne spojrzenie rycerza, szybko dodała: - No tak mówili, a znając moje szczęście, to pewnie sama bym do tego kotła z oliwą wpadła... Więc mówiłeś, że mogę ci przez chwilę potowarzyszyć, tak? - zapytała słodko, trzepocząc rzęsami i utkwiła w postawnym mężczyźnie błagalne spojrzenie. Musiała przyznać, że miał takie fajne, ciepłe ognisko.
Obrazek
Zablokowany