[Hegemonia] Płomień idei

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Phoven
Bosman
Bosman
Posty: 1691
Rejestracja: piątek, 21 lipca 2006, 16:39

[Hegemonia] Płomień idei

Post autor: Phoven »

Budził się.
Niosąc nowe idee, technologie i metody.
Żniwa były bardziej obfite, medycyna świętowała triumfy, odbudowano stare trakty i mosty, nowe budowle dumnie pięły się ku niebu, umiejętność czytania i pisania przestała być zarezerwowana dla elit intelektualnych, nowe wynalazki rewolucjonizowały wszystkie dziedziny życia.
Wzbudził nadzieję.
Budził się.
Niosąc klęski i wojny jakich nie widział jeszcze świat.
Niegdyś ginęły setki, czasem tysiące – teraz giną setki tysięcy. Jedynymi wynalazkami interesującymi władców stały się nowe bronie zdolne zabijać jeszcze skuteczniej. A zabijano na potęgę z powodu religii, ideologii, polityki, koligacji rodzinnych – zabijano bo ktoś miał kaprys. Ambicje rządzących były tak wielkie, że trzeba było je zaspokoić morzem krwi.
Wzbudził strach.


Przez okiennice do komnaty wpadały, jakby zmęczone, promienie słoneczne. Źrenice wielkiego księcia początkowo odmawiały współpracy, lecz po kilku chwilach przegrały walkę z nieustępliwym światłem. Norbert Otto z wolna powstał, rozprostował ramiona i obrócił się w kierunku śpiącej małżonki. Byli ze sobą ledwie nieco ponad miesiąc lecz władca coraz częściej sam się przekonywał o fakcie, że ją kocha. Mimo, ze małżeństwo było całkowicie polityczne – więcej, stanowiło ukoronowanie dyplomatycznego majstersztyku – to jego świeżo poślubiona małżonka okazała się być nawet piękniejsza niż na przesłanym portrecie i na dodatek doskonale odpowiadająca Norbertowi charakterem. Oczywiście książe zdawał sobie sprawę, że może być to jedynie zwyczajne zauroczenie, faktem było jednak odesłanie wszystkich niegdyś bliskich władcy dam dworu do zamków prowincjonalnych Rządców.
Norbert stwierdził ostatecznie, że na dumanie będzie miał jeszcze sporo czasu. Dwa tygodnie temu rozesłał zaproszenia do rodziny cesarskiej, wszystkich niezależnych książąt i potężniejszych duchownych na potrójne świętowanie- swoich oficjalnych zaślubin z Anną, wstąpienia na tron i inkorporacji Cynadu, wyspy będącej ojczyzną żony. Niedługo trzeba będzie się spodziewać odpowiedzi. Norbert wiedział, ze jeśli odpowiednio to rozegra pozycja ukochanego Sorvelandu ulegnie znacznemu wzmocnieniu. Ostatecznie ubrany zszedł pod obstawą swojej straży przybocznej by posilić się jak co tydzień wraz ze swoimi ministrami. W niedużej, acz bogato przystrojonej sali zasiadali już wszyscy (prócz jednego wolnego miejsca zarezerwowanego dla nowego biskupa – mającego przybyć dopiero na uroczystości zaślubin), wstrzymując się oczywiście od jedzenia aż do czasu nadejścia władcy. Zasiadając w centralnym miejscu wielkiej drewnianej ławy powitał swych doradców, wysłuchał standardowych zapewnień lojalności i przeszedł do rzeczy.

Lało się piwo, lał się miód. Cały dwór świętował kolejne zwycięstwo w wojnie z pogranicznymi plemionami. Do potyczek dochodziło wprawdzie regularnie, jednakże Kamienni wyznawali zasadę, ze każde zwycięstwo nalezy porządnie oblać. O ile oczywiście nie zagrozi to ewentualnej obronie. Tej nocy nikt jakoś nie spodziewał się jednak szturmu na niezdobytą stolice więc pito bez umiaru. Karl II Osterling, książę Niederschlesien miał jednak na ten temat własne, dość zgodne z prawdą zdanie. A prawda była taka, że większość biesiadników gotowa była wytrzezwieć w ułamku sekundy i przystąpić do szlachtowania kazdego kto chciałby sie im przeciwstawić. Ci spośród biesiadujących którzy nie byliby w stanie dokonac podobnego wyczynu byli cudzoziemcami i Joahimem Kepelsem we własnej osobie, wiecznie zalanym i roześmianym biskupem. Księcia w tej chwili bardziej nurtowali jednak co oczywiste właśnie owi cudzoziemcy. Prócz dwóch podróżujących rycerzy z dalekiej Ideriady byli to posłańcy od władcy Sorvelandu zapraszającego Karla ze świtą na swój własny ślub. Od początku swojego panowania młody Osterling chciał zbliżyć się nieco do wielkiej dyplomacji rozgrywanej pomiedzy udzielnymi władcami cesarstwa. To byłby akurat dobry moment na wkroczenie do gry. Najpierw trzeba jednak rozeznać sie w obecnych sprawach państwa, ostatnie trzy tygodnie spędził bowiem na pograniczu doglądając walk z barbarzyńcami. Przegryzając dziczyznę kawałkiem potęznego bochna pieczywa Karl spoglądał na bawiących się doradców. O dziwo przy stole zasiadał nawet Ludwik, choć nie próbował nawet udawać, że dobrze się bawi – jak zwykle myślał zapewne o swych wydatkach, mytach i podatkach.
Władca zastanawiał się czy będzie to dobry moment na omówienie paru kluczowych spraw.

Genadiusz przeglądał dokumenty wydane mu przez Euklidesa Fokasa już od dobrych dwóch godzin. Pergaminów było całe mnóstwo aczkolwiek wszystkie dotyczyły tego samego. Otóż podskarbi ostatnimi dniami stale pracował nad gruntowną reformą celną zakładającą generalnie obniżenie ceł i myt dla kilku wybranych heldońskich hanz kupieckich. Za sprawą wzajemnych zależności stowarzyszenia te zmuszone byłby do stałej rywalizacji wewnątrz kraju i współpracy poza jego granicami. Żeby było jeszcze ciekawiej Rhinotmetos postanowił wtrącić się do projektu i poprosił bazyleusa o audiencje. Władca nie miał wprawdzie pojęcia czego może chcieć od przywileju handlowego szef tajnych służb, lecz ciekawiło go to niezmiernie. Trzeba było przyznać bowiem, że jeśli Filhippos zainteresował się jakims projektem na tyle by prosić władce o osobistą audiencje korzyści były nadzwyczaj wymierne. Gdy Genadiusz ostatecznie stwierdził, iż zaznajomił się z postanowieniami przywileju nakazał wezwać przed swoje oblicze szpiega. Jako, ze nigdy nie było wiadomo gdzie dokładnie znajduje się Filhippos postanowił skrócić sobie czas przez ponowne przeczytanie zaproszenia na ślub Norberta Otto z Gunnervaldów. Po prawdzie nie udzielił nawet audiencji posłańcowi wiązącemu ów list więc do końca nie był pewien o co może chodzic.
Gdy mistrz szpiegów nareszcie przybył, bazyleus udzielił mu z wejścia prawo głosu, które Filhippos ochoczo wykorzystał.
- Wasza wysokość jak mniemam zaznajomił się już podstawowymi założeniami akt złożonych przez Euklidesa. Zatem przejdę od razu do rzeczy. - Beznosy człowieczek, choć niepozorny, niezauważalnie wymuszał zachowanie skupienia podczas swoich przemów. - Plan zakłada dopuszczenie obcych kupców do naszych hanz przy respektowaniu treści przywileju przez określone państwo. Jedno z księstw Atosu, Spoleno ma obsadzoną przez moich agentów całą radę kupiecką. Gdybyśmy przekonali księcia Spoleno by podpisał traktat zyskalibyśmy monopol w północnej części Atosu dzięki któremu od hegemonii handlowej w południowym Cesarstwie dzieliłby nas zaledwie krok. Nie wspominam już nawet o tym, że w takiej sytuacji można by zaaranżować zamach stanu w Spoleno i przejęcie władzy przez oligarchię kupiecką – to znaczy przez nas, bazyleusie. Inkorporacja tych ziem w dłuższym przedziale czasu równiez wchodzi w grę.

Uroczysta audiencja właśnie dobiegała końca. Posłowie z Sorvelandu zapewniali o dozgonnej przyjaźni pomiędzy obydwoma władcami i zapraszali na ślub nowego wielkiego księcia. Henryk nudził się niemiłosiernie sztywna etykietą kontaktów dypolomatycznych. Gdy ostatecznie audiencja dobiegła końca z ulgą zaprosił do siebie wszystkich swych doradców. Rozgrywki polityczne, intrygi i modernizacja królestwa? Jak najbardziej! Byle tylko bez obecności bezwartościowych nudziarzy których jedyną rolą jest robienie dobrego wrażenia. Polityka oznacza zdecydowane działanie. I on je Cyranei da. Gdy komnatę opuścili wszyscy prócz króla i rady królewskiej rozpoczeły się obrady.

Biskup Falkenhausen podniósł ręce do góry szepcąc tradycyjne mantry i litanie. Cała katedra, z Franciszkiem IV na czele powstała z miejsc. Po kilku chwilach ogień na głównym ołtarzu rozpalił się samoistnie i wszyscy zaczeli recytować modlitwę końcową.

Łącz mnie z Kreatorem.
Bo jego jest moc.
Łącz mnie ze Sferami.
Bo ich jest potęga.
Łacz mnie z Prorokami.
Bo ich jest chwała
Łącz mnie ze Świątynią.
Bo jej jest prawda.


Ostatnia zwrotka została dodana niecałe półtora wieku temu. Na całe szczęście mało kto o tym pamiętał więc biskup błogosławiąc wiernych zakończył nabożeństwo.
Władca wraz ze świtą wyszedł pierwszy wśród kłaniających się szlachciców i najważniejszych patrycjuszy. Cały orszak ruszył aż do letniego pałacu władcy gdzie wielki książe miał nadzieje odpocząć i omówić ze swymi doradcami sprawy najbliższej polityki panstwa. A do omówienia było naprawdę wiele – od wczorajszego przybycia posłów z Sorvelandu, przez działania handlowe na niepokojącej aktywności piratów na północnych morzach kończąc.

Ussurianie rzadko kiedy robili kłopoty. Inna sprawa, że jak już robili to płoneło pół kraju. Na całe szczęście książe Mihaił wiedział jak trzymac w ryzach swoich poddanych. Jako, że z północy z rzadka jedynie atakowały pojedyncze plemiona władca dawał milczące pozwolenie na pomniejsze rajdy łupieżcze do kniaziostw Irkacji i Zalszczy. Co oczywiste miejscowi kniaziowie rekompensowali się dokładnie tym samym najeżdżając na pogranicze. W taki sposób trzej poddani cesarza prowadzili ze sobą wojnę mimo formalnych zapewnień o wiecznej przyjazni i stosunku lennego kniaziostw wobec Lademonu.
I to właśnie Ussurianie doprowadzili przed oblicze księcia cudzoziemców, przedstawiających się jako posłów z dalekiego Sorvelandu. O ile pamiętał książe to właśnie z tamtych okolic pochodził Leonard. O ile oczywiście można to w ten sposób określić. Mihaił mimo, że wcale inteligentny wiedze geograficzną na temat odległych krain miał raczej skąpą – Sorveland był na dalekim południu, Quirm również – wszystko grało. Przyjmując tradycyjne podarunki książe stwierdził, że Norbet Otto zawsze był mu bratem (inna sprawa, że mało co o nim słyszał, prócz tego, ze niedawno wstąpił na tron) i poinformował posłów, że ostatecznej odpowiedzi na temat swego przybycia udzieli nazajutrz.
Sam ślub z pewnością stanie sie ważnym wydarzeniem politycznym, Mihaiła bardziej jednak zainteresowały wieści jakie posłancy przywiezli podczas przedzierania się przez Domenę Cesarską – stary tyran nie pokazywał się już nawet publicznie. Ksiażę mógł dac głowę, że ta żmija arcyksiąże Julian już przejmuje władzę. Trzeba podjąć zdecydowane działania.
Drzewiec
Marynarz
Marynarz
Posty: 247
Rejestracja: środa, 24 stycznia 2007, 19:44
Numer GG: 9008864

Re: [Hegemonia] Płomień idei

Post autor: Drzewiec »

Henryk V Cyranejczyk

- Ja również pragnę wyrazić nadzieję na dozgonną przyjaźń między naszymi królestwami. To dla mnie wielki zaszczyt być zaproszonym na tak wspaniałą uroczystość, jaką jest ślub zacnego Norberta Otto. Będzie dla mnie wielką przyjemnością odwiedzenie Waszego pięknego kraju... - słowa wylewały się z ust Henryka niemal bez konsultacji z mózgiem. Wystarczająco dużo czasu spędził na ćwiczeniach, by wiedzieć co powiedzieć w każdej sytuacji i nawet się nie skrzywić.
Tak naprawdę to cała sytuacja budziła jego szczerą pogardę. Tak naprawdę nie podobała mu się wizja wizyty u jakiegoś małego królewiczka z niedawno powstałego królestwa, tak naprawdę to tylko czekał aż ci cholerni posłowie wyjdą z tej cholernej sali i zostawią go samego.
Nie był brzydki, na przyjęciach robił dobre wrażenie, potrafił całkiem nieźle tańczyć. Ale ta cała etykieta dyplomatyczna od zawsze była dla niego najciemniejszą stroną władzy. "Nie na tym polega polityka" - myślał. "Polityka to rozmowy w cztery oczy, to strategiczne decyzje podejmowane w zaciszu gabinetu, to tajne narady. A nie jakieś pieprzone skłanianie się przed mendami z południa i setki słów bez żadnej treści".
- ... ja również się cieszę i liczę na nasze rychłe spotkanie w Soverlandzie. Proszę o przekazanie wyrazów ogromnego szczęścia Waszemu panu. Żegnajcie!
No, wreszcie. Dwóch posłów z Soverlandu skłoniło się po raz ostatni, Henryk zademonstrował swój wymuszony uśmiech numer cztery i z radością obserwował jak zacni panowie wychodzą z komnaty królewskiej.
- Niepokoi mnie ten Soverland, swoją drogą - rzucił Henryk, niby to do siebie, a tak naprawdę to do stojących kilka metrów dalej, ustawionych w równym rządku doradców i ministrów. - Młody kraj i mało kto się z nim liczy, ale ten ich królewicz nieźle sobie radzi. Małżeństwo - przyznam, majstersztyk. Gdyby tylko mi się udało takie załatwić... - westchnął cicho, jednak po chwili na jego twarzy nie było śladu zadumy. Henryk odwrócił się do ministrów i rzekł:
- Przejdźmy więc dalej i zróbmy wreszcie coś pożytecznego.

Cała rada ministrów wraz z królem przeszła z głównej części komnaty do ukrytej za potężnymi drzwiami sali. Było to pomieszczenie w którym regularnie odbywały się narady rządu. Gdy wrota się zamknęły wszyscy usiedli przy ogromnym, okrągłym stole. Henryk zajął piękne, podwyższone krzesło głowy państwa i odezwał się jako pierwszy:
-Witam was, moi drodzy; cieszę się, że wszyscy jesteście- powiedział z uśmiechem, który szybko mógł się przeistoczyć w coś innego. -Naturalnie mamy do omówienia wiele spraw. Po pierwsze: Thomasie, jak wyglądają sprawy ze skarbem państwa? Wiem, że nie jest tak źle, ale potrzebujemy naprawdę dużych kwot, by móc zrealizować nasz program skoku technologicznego - Henryk zwrócił się tu do niskiego, chudego i wyglądającego przy wielkim stole nieco żałośnie ministra.
- Bernard, jak idzie szkolenie nowych oddziałów? Richard, co z flotą? Wiesz, jak zależy mi na jej błyskawicznej modernizacji. No i wreszcie - kiedy dostanę raporty wywiadu, Anno? Coś ostatnio wszystko się opóźnia, wcale mi się to nie podoba... Chcę wiedzieć wszystko o tym, co dzieje się z naszym kochanym cesarzem, poza tym proszę o raport na temat Sorvelandu. Muszę wiedzieć dokąd mnie zapraszają- wyrzucał z siebie kolejne pytania i uwagi Henryk.
- W przyszłym tygodniu chciałbym dostać raporty o wszelkich wynalazkach, jakie powstają w granicach mojego królestwa. Czekam na rozwiązania, które mogą pomóc Cyranei w rozwoju - czy to militarnym, czy gospodarczym... Więc ruszcie się w końcu i zrozumcie, że nie możemy przespać tego czasu! Mamy wiele do ugrania... Prawda, Anno? - król uśmiechnął się do pani minister i uniósł się lekko na krześle.
- Z mojej strony to chyba wszystko. Teraz wasza kolej... Ach, jeszcze jedno, zacznijcie poszukiwania kogoś, kto mógłby mi służyć jako sekretarz. Macie dużo pracy, przydałaby się osoba, która pośredniczyłaby między resortami i pomogłaby w ustalaniu planu dnia... i z tymi pieprzonymi delegacjami. Dwór królewski to nie burdel, mamy tu mieć porządek!
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Hegemonia] Płomień idei

Post autor: Jabberwocky »

Karl II Osterling

Był zadowolony, nawet więcej, szczęśliwy, pacyfikacje plemion na zachodzie przeszyły bezproblemowo, straty po stronie jego ludzi były minimalne, nowo ufundowane oddziały wykazały się karnością i umiejętnościami, jakich w innych krajach oczekiwano by u weteranów, a teraz jeszcze to, zaproszenie na ślub Sorvelandczyka, na ślub na który przybyć powinna większość liczących się możnych, oczywiście, miał informacje od szpiegów, znał plotki, ale jednak nic nie zastąpi bezpośredniej oceny, nie była to jednak wiadomość całkowicie niespodziewana, informacje z całego niemal kontynentu sprawnie spływały na jego dwór, miesiąc to aż nadto by zrozumieć, że do ślubu Norberta Otto ze szlachcianką z Cynadu dojdzie, a że kraj tamtego był stosunkowo młody, niemal pewne było zaproszenie władców ze starszych rodów, mimo to Karl nie zdecydował się jeszcze, czy osobiście ruszy na ślub, czy też wyśle kogoś w zastępstwie.

Rozejrzał się po komnacie, spojrzał na skarbnika, będzie trzeba sprawdzić jego sprawozdania z ostatnich tygodni, był pewien iż tamten, mimo nieobecności władcy, pisał je i składał obok jego łóżka, tak jak robił co tydzień od dobrych pięćdziesięciu lat, co nie znaczy, że jego ojciec kiedykolwiek je czytał, Karl robił to zawsze. Spojrzał następnie na głównego inżyniera, Antoniusa Heina, kolejne raporty, budowa dróg, rozbudowa kopalń i manufaktur czyli to co stanowiło główny cel i zmartwienie władcy od momentu koronowania, jego przodkowie nie martwili się takimi sprawami, jeśli tylko dało się wymaszerować do walki to drogi były dla nich wystarczające, nikt jakoś nie pomyślał, że kupcy nie dysponują kilkoma setkami twardych górali, zdolnych przenieść przez góry choćby i tuzin katapult, państwo na tym traciło, a młody Osterling nie przywykł by tracić cokolwiek. Właśnie, handel, musi wypytać Stirla o postępy w umowach z sąsiadami, był ciekaw kto aktualnie kupuje większość eksportowanej rudy, stali i broni, lepiej jest wiedzieć kto z sąsiadów najmocniej się zbroi. Przepił do swoich oficerów, wzniósł toast za garnizony zachodnie, potem za północne, wschodnie i południowe, tego w końcu od niego oczekiwano, nie zamierzał zawieść przybyszów, wujostwo w postaci Eduarda i Nathalie zdążyło już owinąć ich sobie wokół palca, nic dziwnego, dwie ostoje kultury cesarskiej w takim miejscu musiały budzić cieplejsze uczucia u południowców, „Taak” pomyślał, z rycerzami porozmawia jeszcze na uczcie, ich ojczyzna graniczyła ze Srovelandem, może wypaplają przypadkiem coś interesującego, rozejrzał się jeszcze w poszukiwaniu Balthasara, władca marionetek, przywódca całej sieci szpiegowskiej Karla spokojnie zamiatał korytarz, rola pałacowego sługi była naprawdę dobrym pomyłem, Osterling wiedział, że jego raportu wysłucha jeszcze dziś, szpieg był zbyt nieufny, by cokolwiek naprawdę ważnego zapisywać, na szczęście bogowie pobłogosławili go niespotykaną u ludzi pamięcią.

- No panowie, wznieśmy toast za naszych szlachetnych gości - Dłoń trzymająca duży kufel wystrzeliła w górę - Panowie rycerze, zapraszam bliżej, ciekawym jakie wieści przynosicie z południa w nasze zimne góry - rzucił z uśmiechem, był ciekaw co mogą mu powiedzieć, później przyjmie delegację Sorvelandu, chciał dowiedzieć się szczegółów na temat ślubu, choćby tego kto został zaproszony i kiedy ma się on odbyć, musiał wiedzieć czy zdąży uruchomić szpiegów na dworach innych władców i dowiedzieć się więcej na temat gości i ich świt.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Tevery Best
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1271
Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
Numer GG: 10455731
Lokalizacja: Radzymin

Re: [Hegemonia] Płomień idei

Post autor: Tevery Best »

Genadiusz VI Młody

Dokumenty. Handel. Kupiectwo. Cyferki i literki. Dziesiątki cyferek, literek, wykresów i czort jeden wie, czego jeszcze. Przeciętny człowiek dostawał od nich szału. Według tej klasyfikacji Euklides Fokas na pewno nie był kimś takim, wręcz przeciwnie. Choć od pospolitości daleki był również i jego pan, to jakoś nieszczególnie lubił te kramarskie prawidła. Ale czytał, czytał uważnie, i dostrzegał wyraźne korzyści. Zawsze go zastanawiało, jakim cudem jeden kupiec może chcieć obniżyć myta i cła innym kupcom, nie tego spodziewał się, kiedy... ach, "nominował" Euklidesa. Tym niemniej, takie właśnie czynności podejmował jego podskarbi. Cóż, ostatnie, co mu zostało, to... nie podpisać przywileju. Na razie. Skoro zainteresował się nim Obciętonosy, to coś musiało w tym śmierdzieć. Albo pachnieć tak cudnie, że uwolnienie tego zapachu za wcześnie ściągnęłoby kłopoty.

Zaproszenie, bla bla, Norbert Otto, bla bla. Że też jeszcze jacyś imbecyle dają się nabierać na tę całą fetę z małżeństwem. Co jak co, ale Genadiusz wiedział swoje w tym względzie i nie zamierzał żenić się powtórnie. I kto to w ogóle jest, ten Otto? Sorveland to banda parweniuszy, którzy może i mogliby stać się groźni - bazyleus nie miał w tym momencie pewności, postanowił zapytać się potem biskupa Anatola - ale cierpieli na to, na co wszystkie młode księstwa. Władca sięgnął po mapę i rozwinął ją na stole. Całkiem spory teren...

Drzwi otworzyły się i wszedł Filhippos. Genadiusz skinął głową i strażnicy opuścili salę, a szef szpiegów zaczął mówić. I mówił rzeczy całkiem słuszne. Spoleno... Bazyleus spojrzał bez słowa na mapę. Jak przystało na tamten rejon, państwo nie było zbyt wielkie, ale za to było blisko. W razie czego można było wmaszerować dziesięcioma tysiącami wojska i zmiażdżyć ich w walnej bitwie.

- Widzisz, Filhippie - odezwał się po chwili zastanowienia bazyleus - Ty masz nawet rację. Ale nie za bardzo widzę, dlaczego ich książę miałby wprowadzić u siebie ten przywilej, skoro w perspektywie nie zyskuje zbyt wiele jawnie, a niejawnie sporo traci, o czym na szczęście nie wie. Twój plan jest dobry, ale ja potrzebuję argumentów, które go przekonają. Potrzebuję, żebyś wydostał o nim trochę informacji, najlepiej takich, o których on wolałby zapomnieć. Jeżeli masz mi coś jeszcze do powiedzenia, najlepiej o tym całym Spoleno, mów. Za pół godziny mam spotkanie z biskupem sekretarzem Karolem Albertem, a on mógłby nie chcieć cię oglądać. Bo widzisz, zaprosili mnie na jakiś ślub do Sorvelandu, a on chyba nie przesłał mi całości zaproszenia - nie ma tutaj nic o straży przybocznej ani listy gości, a gdyby tam był ten spoleńczyk, wtedy miałbym okazję szybko wyłożyć mu mój punkt widzenia.
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Hegemonia] Płomień idei

Post autor: Ant »

Norbert Otto Gunnervald

- Przynajmniej nie musimy zachowywać żadnych dziwnych reguł póki ten biskupina się nie pojawi. Ale nie o tym jak to z nim będzie to się okaże później. W każdym razie... - wzniósł kielich, powstał - Pragnę wznieść toast za pamięć mojego zmarłego ojca, Markusa! -
Gdy już wszyscy opróżnili naczynia, usiadł.
- Jedzmy więc! - Powiedział sięgając po kawał pieczonego mięsa.

- Hieronimie! Zajmij się dobraniem odpowiednich ludzi na stanowiska w Cynadzie. Urządź podczas uroczystości turniej rycerski i jarmark. Niech każdy ma okazję do świętowania! Wiem, że to nagnie stan skarbca, ale jestem pewien że to się szybko zwróci. Jak idą przygotowania do uroczystości? Czy wszystko będzie gotowe na czas? Co do sytuacji państwa... Czy są jakieś niepokoje? Jakieś większe problemy? Ktoś się skarży? Ktoś się buntuje? -

- Magnusie. Mam dla Ciebie parę zadań. Zbierz szybko najlepszych architektów w państwiie. Niech zaczną projektować uniwersytet. Będziesz odpowiedzialny za jego budowę. Zbierz odpowiednich ludzi, znajdź właściwy teren pod budowę, najlepiej w stolicy lub okolicach. Napisz do największych wynalazców i myślicieli Sorvelandu, czy nie chcieliby, oczywiście za sowitym wynagrodzeniem, uczyć na uniwersytecie, gdy już powstanie. Aha! Ogłoś, że każdy wynalazek, który w jakiś sposób będzie praktyczny, będzie odpowiednio wynagrodzony, a jeżeli twórca zobowiąże się prowadzić dalsze badania, które będą miały jakieś wymierne skutki, będzie zwolniony z podatku. Jeżeli Ci się uda, to również ogłoś, po za granicami Sorvelandu, że poszukujemy wielkich umysłów tego świata, do pracy w odpowiednich warunkach i zarobkach. Postaraj się to zrobić tak, by władcy innych państw nie mieli o to najmniejszych pretensji, a najlepiej, gdyby w ogóle się nie dowiedzieli. -

- Co do Ciebie Olafie... Może niebawem spełni się Twoje marzenie o wojnie. Ale najpierw mamy trzeba odpowiednio się tym zająć. Sprawdź stan zbrojowni i statków. Chodzi o to, aby każdy był idealnie zaopatrzony. Ilu mamy konnych gotowych stanąć do walki natychmiast? Zbrojownia powinna być gotowa na to, aby każdy zbrojny w razie walki dostał przydział broni ręcznej, łuku, oraz dziesięciu strzał. Statki powinny być gotowe do wypłynięcia z pełną załogą. Oczywiście zrób to tak, by wywiady innych państw jak najmniej się dowiedziały. Przygotuj wyszkolony oddział do obrony Cynadu. Prześlij go tam, wraz z czterema okrętami wojennymi. Jestem niemal pewien, że niebawem znajdzie się ktoś, kto będzie chciał podbić tę wyspę. Zapewne podczas uroczystości, będzie okazja do ataku i ktoś zachce się wzbogacić. Trzeba temu zapobiec. Punktualnie w południe widzimy się w sali treningowej. -

- Angusie, czy dotarły już odpowiedzi na zaproszenia? Jak ma się sytuacja na granicach państwa? Z kim jesteśmy aktualnie bez kontaktów dyplomatycznych? Znajdź odpowiedzialnych ludzi, którzy mogliby być dyspozycyjni na tyle, aby w razie mojego rozkazu pojechali na teren innego państwa i załatwili sprawy w moim imieniu. Zajmij się też, by Ideriadyjskie psy, nie narzucili zbyt wielkich podatków, za przepłynięcie naszej floty. Zawrzyj z nimi jakiś sojusz, obiecaj im coś. Znasz się na tym dobrze. Zrób co trzeba. A właśnie... Ilu wpływowych ludzi z Ideriady dostało zaproszenia? -

Norbert wysłuchiwał słów swych doradców. Wiedział, że mało komu mógł zaufać bardziej, jak zgromadzonym na tej sali. Wiedział również, że doradcy są najlepsi w swych dziedzinach. Trudno było znaleźć lepszych ludzi, na te stanowiska...
Ostatnio zmieniony piątek, 15 maja 2009, 13:12 przez Ant, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
Lich
Szczur Lądowy
Posty: 5
Rejestracja: sobota, 2 maja 2009, 23:03
Numer GG: 4037707

Re: [Hegemonia] Płomień idei

Post autor: Lich »

Franciszek IV Bayreuth

Franciszek uwielbiał przebywać w swoim letnim pałacu. Trudno powiedzieć, co było w nim najbardziej pociągające - lekka, harmonijna architektura, malowniczy widok na sieć drobnych wysepek, mieniący się kolorami ogród? Cokolwiek to było, pociągało Starego Franza daleko bardziej, niż kolejny dzień rutynowego administrowania. Skinął ręką w ten szczególny sposób znany każdemu, kto przebywał dłużej w pałacu. Wszyscy doradcy zrozumieli, że powinni się rozejść i zająć swoimi sprawami.

Prawie wszyscy.

Johann, chciałbym zobaczyć się z Tobą w altanie. - zakomendował łagodnie monarcha.

Obaj mężczyźni zasiedli w drobnym białym budyneczku na krańcu ogrodu.

Kiedy Falkenhausen myślał, że nikt nie zauważy, iż powtarza tezy Grosseteste'a, zastanowiłem się nad twoją sugestią. - zaczął monarcha - Chyba miałeś rację, będę musiał zdzierżyć zabawy w dwór i politykę tych dzieciaków. Zbyt dużo osób tam się zbierze, nie mogę sobie pozwolić na spuszczenie ich z oczu. Zwłaszcza w tak niespokojnych czasach, jak dzisiejsze.

Właśnie, niespokojnych. Niepokoją mnie ostatnie raporty o wzmożeniu aktywności piratów na północy. Wydaje mi się, że to coś więcej, niż przebudzenie ze snu zimowego. Na razie poślijcie tam drugą flotę, niech ich trochę postraszy. Niemniej, potwierdza to moje obawy o zbytnim nadwyrężeniu zasobów armii podczas ostatniej wojny. Przyjrzymy się księgom rachunkowym i utniemy komuś finansowanie, potrzeba nam więcej, więcej okrętów.

Przy okazji, skoro mówimy o północy, dowiedzieliście się już co w końcu dzieje się w tym Spoleno? Połowa portów w tym kraju o tym plotkuje, musimy wiedzieć dokładnie, w czym rzecz. Wiem, że zawsze to powtarzam, ale mam złe obawy.

Ach, bądź jeszcze tak miły i upewnij się, że Maksymilian przygotuje raporty na temat postępu budowy Uniwersytetu Draussenburgskiego i odpowiedzi posłów Tyriańskich. Potrzebujemy tych umów handlowych.

Ale, dość już z tą polityką, nie po to odwlokłem całe te obrady... Zwołamy wszystkich na wieczór. Będziesz tak miły i przedstawisz to wszystko ze szczegółami. Nie będę Ci już w tym przeszkadzał, tylko powiedz, doszedł może twoich rąk nowy tom poematów von Arndta?..
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Hegemonia] Płomień idei

Post autor: BlindKitty »

Książę Mihaił Mikołajewicz przyglądał się zaproszeniu, odprawiwszy posłów do ich komnat w zamczysku zwanym Trójzębem - ze względu na trzy wysokie, górujące nad miastem wieże. Postanowił wezwać swojego namiestnika, Ambrożego, żeby zaznajomić się z bliższym informacjami na temat południowych części cesarstwa. Nie prowadził dotąd, podobnie jak jego poprzednicy, przesadnie rozwiniętej polityki zagranicznej, nie miał więc też zbyt dobrej orientacji w tego typu kwestiach. Na szczęście jednak na ogół uczył się szybko.

W oczekiwaniu na Ambrożego skinął na Stiopę Czornego, który pełnił obowiązki książęcego nauczyciela szermierki oraz kapitana gwardii pałacowej, do której należeli żołnierze pierwszego pułku wojsk książęcych, zwanych Złotymi Lwami.
- Kiedy skończę rozmawiać z namiestnikiem, weźmiesz jego, młodego Mazepę i wysokiego sędziego. Pójdziecie do koszar Złotych Lwów i porozmawiacie po kolei z każdym. Ty wybierzesz z nich co dziesiątego, czyli dwie setki, z tych którzy walczą najlepiej. Potem Ambroży, Wiktor i Józef wybiorą spośród nich co czwartego, który wykazuje się niezachwianą lojanością w stosunku do mojej osoby. Wiem że wszystkie Złote Lwy są mi wierne, ale potrzebuję pięćdziesięciu najwierniejszych i najlepszych. Będą oni stanowili ochronę osobistą dla mnie, mojej żony i dziecka. Ach, i oczywiście Iwan ma zatrudnić na ich miejsce nowych, ta pięćdziesiątka będzie stanowiła nowy, osobny oddzialik, którego będziesz dowódcą, stary druhu. Dla Złotych Lwów będzie trzeba znaleźć kogoś innego. Mam nadzieję że nie będziesz miał nic przeciwko zmianie swojego stanowiska?
Wysłuchawszy Stiopy, Mihaił przyjął Ambrożego i zaczął go wypytywać o południe. W końcu podjął decyzję, którą miał ogłosić nazajutrz posłom - postanowił mianowicie, iż pojedzie na południe na ślub. Niestety, ponieważ jego żona jest w ciąży a podróż do Soverlandu jest długa i męcząca, pozostanie ona w domu. Nie można przecież narażać na szwank jej i dziecka.

Po zakończeniu tych dwóch pilnych spraw książę usiadł do lektury książek o południowych krajach. Chciał się o nich czegoś dowiedzieć, zanim wyruszy w tamtą stronę. Zwłaszcza że niewiele spraw wymagło teraz jego pilnej uwagi, w księstwie ostatnio było raczej spokojnie. Mając jednak trudności w skupieniu się na książkach, stwierdził że nie na wiele się to zda i wyruszył do swojej młodej żony. Wprawdzie była już w ciąży, ale trochę treningu przecież na pewno mu nie zaszkodzi na przyszłość, jedno dziecko to wszak niewiele.
Uśmiechnął się pod nosem, ciekaw jak poradzi sobie z tym władyka Soverlandu...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Phoven
Bosman
Bosman
Posty: 1691
Rejestracja: piątek, 21 lipca 2006, 16:39

Re: [Hegemonia] Płomień idei

Post autor: Phoven »

Obaj rycerze mieli kruczoczarne włosy, śniadą karnację i zadziwiająco białe uzębienie. Karlowi doniesiono, że już pierwszego wieczora jedna ze służek wyjątkowo długo została w pokoju gościnnym – i specjalnie go to nie zdziwiło.W porównaniu do brodatych i masywnych mieszkańców Niederschlesien zdecydowanie się wyróżniali. Delegacja Sorvelandu biesiadowała na drugim końcu sali więc władca mówił głośno i bez konspiracji – prędzej Ludwik zacząłby śpiewać sprośne piosenki niż posłowie zdołali cokolwiek podsłuchać wśród ogólnego rozgardiaszu.
Pierwszy odpowiedział człowiek przedstawiający się jako baron Pedro y Tornes, starszy z dwójki Ideriadów.
- Wasza wysokość, pochodzimy z dalekiej Ideriady rządzonego obecnie przez Jego Królewską Mość Emanuela IV i Chwalebne Kortezy... – Przez kilka minut przybysz opowiadał o olśniewających wybrzeżach, wspaniałym winie i pięknych kobietach będących chlubą jego kraju. Mimo, że były to opowieści zasadniczo o niczym, żaden z słuchaczy nie przerywał, trzeba było oddać Pedrowi talent do opowiadania historii, choćby nawet najbardziej błahych. Po jakimś czasie opowieść przejął drugi z przybyszów zwiący się Ramonem Juanem z Algrevet. Tym razem, Karl słuchał z większym skupieniem, mimo, że młodszy z rycerzy zdawał się byc lekko onieśmielony i stremowany doborowym, acz nieco nieokrzesanym towarzystwem. Ramon Juan mówił bowiem o nowym rodzaju broni, niespotykanym dotąd w granicach Niederschlesien.
- Ów samopał wynaleziony przez słynnego Santiago Arquebois różni się od rusznic spotykanych w różnych częściach cesarstwa. O ile tamte służyć mogą co najwyżej odprawianiu krotochwil – samopał Arquebois'ego to śmiercionośna broń. Wiem, że to może wydać się waszym jegomościom śmieszne ale ja uważam, że to będzie przyszłość działań wojennych. - młody szlachcic speszył się nieco drwiącymi uśmieszkami zebranych postanowił jednak kontynuować - Choć oczywiście nie może być to jedyna broń dla jakiegokolwiek oddziału gdyż samopał ładuje się tak długo, że bitwa mogłaby się już skończyć gdy strzelcy gotowi byliby nareszcie do oddania kolejnej salwy – to jednak z odległości kilkuset stóp jest w stanie położyć trupem szarżującego jeźdzca w pełnej zbroi płytowej. - Tym razem już nikt się nie uśmiechał.
Karl jednak słuchał tylko uśmiechając się lekko, nie mógł przecie zdradzić się przed przybyszami, słyszał już trochę o próbach wykorzystania czarnego prochu w walce, “Mimo wszystko to będzie raczej broń moich wnuków niż moja” pomyślał. Czas przejść jednak do konkretów. - A jak tam panowie w waszym wspaniałym kraju sprawy się układają, spokojnie aby? Młodego sąsiada macie - wychylił lekko kufel w stronę delegacji Sorvelandu - Problemów z nim nie ma? Może komuś moi woje by się przydali, tam na południu - mówił wesoło, starał się sprawić by uwierzyli iż chodzi mu jedynie o możliwość zarobku.
Władca momentalnie pojął, ze atmosfera zgestniala a obaj rycerze rzucili niechętne spojrzenia delegacji soverlandzkiej.
- Wasza wysokość, Cynad od zarania czasu był ziemią czysto Ideriadzką - władca powstrzymał się od komentarza, ze coś takiego jak niepodległa Ideriada powstała ledwie nieco ponad wiek temu - Tymczasem to książątko rości sobie do niego prawo poprzez malzenstwo z córką jakiegoś tam samozwańczego władyki.
- To czemu wojsk swoich tam nie rzucicie, toż to wy a nie oni macie dostęp do morza jak pamiętam mapy. - zapytał - Zanim tamci mogli by zorganizować cokolwiek by obronić wyspę, wasza flota zmiotła by tamtejszych władyków w mgnieniu oka - Nawet granica lądowa nie taka znów rozległa by przebić się szybko mogli.
- To już problem podziału władzy w Ideriadzie. - żachnął niechętnie Pedro - O ile ukochany król chciałby słusznie pokarać bękarta za niecne czyny, to Kortezy zaślepione soverlandzkim złotem odmawiają jakiejkolwiek interwencji. Choć.. - rycerz zawachał się lekko - może gdybyśmy mieli silnego sojusznika odzyskalibyśmy słusznie należące się nam ziemie? Oczywiscie nie mówie tu w imieniu mego władcy, nie zaprzeczam jednak, że moglibyśmy wrócić do ojczyzny i przekazać od waszej wysokości... pozdrowienia.
- Ha, kto wie, Kamienni walczyli już wszędzie - mruknął Karl - Ale nie bądźmy pochopni - powiedział, notując jednocześnie w głowie, by uzyskać od Balthasara wszelkie informacje o możliwościach i politycznych stosunkach Ideriady z sąsiadami, na co komu nielubiany i słaby sojusznik - Zastanowię się nad waszą propozycją - powiedział nieco ciszej - a moich ludzi wynająć możecie również zgodnie ze zwyczajem - dodał już głośniej - Jednak nie martwcie się dziś takimi sprawami panowie, pijcie, jedźcie i bawcie się - Przepił do nich, “Więcej od nich raczej się nie dowiem, ale to była ciekawa rozmowa, rozpad władzy i problemy z sąsiadem, ciekawe...” pomyślał.
Wstał raźnie z siedziska, poklepał kilku druhów po ramieniu, roześmiał się z paru celnych żartów i ruszył do ławy zajmowanej przez Soverlandczyków.
- Wasza wysokość, jesteśmy zaszczyceni - rzekł na powitanie najbardziej bogato ubrany z posłów, o ile Karl pamiętał był to hrabia ze śmiesznie długim nazwiskiem.
- A witam szlachetnych posłów na mojej ziemi - skinął lekko głową - Prześlijcie swemu władcy najlepsze życzenia z okazji ślubu, kiedy to właściwie, i gdzie, odbyć się ma ceremonia? Ciekawym czy zdążę na czas z podarkiem dla waszego władcy - Mówił zagryzając mięsem nabitym na nóż, “A czy tym podarkiem będzie armia dla niego czy przeciw niemu.... czas pokaże”; uśmiechnął się w myślach, nauczył się już maskować częściowo emocje, nie warto odkrywać swoich myśli przed przeciwnikiem.
Słuchał ich słów jednym uchem, interesowały go tylko daty “Bogowie, mówi niczym przekupka zachwalająca towar na targu, ciekawe. Czyli to tak powinien zachowywać się nowoczesny południowy polityk?” myślał z niechęcią, z ust nie schodził mu jednak przyjazny uśmiech. - A kogo jeszcze zaprosił twój władca pośle? I jaki mam gwarant, że nikt nie napadnie na moją osobę w czasie wizyty w waszym kraju? Moi woje walczyli wszędzie, więc i wszędzie znajdzie się ktoś kto jest mi wrogi - Powiedział z udawanym smutkiem, władca jednej z najpotężniejszych i najlepiej wyszkolonych armii na kontynencie - Muszę więc wiedzieć kogo tam mogę spotkać, nim udam się tam osobiście.
- Wysłaliśmy zaproszenia do wszystkich możnych cesarstwa. Choć jesli mam być szczery przed waszą wysokością to nie spodziewamy się zbyt ciepłego przyjęcia od duchowieństwa Domeny i arcyksiążąt. Co innego władcy udzielnych prowincji - utrzymujemy z nimi dość poprawne stosunki, a ów ślub będzie wydarzeniem cementującym przyjaźń pomiędzy wszystkimi książętami. Jeśli chodzi o ochronę to jeżeli wasza wysokość nie chciałby zbytnio irytować niektórych władców wspaniałymi wojami waszej wysokości - jesteśmy w stanie zapewnić pełną ochronę. Choćby miało to oznaczać całą armię pilnującej dzień i noc życia i zdrowia waszej wysokości.
“Ha, czyli jednak”. Na dwór mogli przybyć wszyscy ważniejsi władcy na kontynencie, starym capem ukrytym w głębiach pałacu cesarskiego się nie martwił, on i tak nie miał już wielkiej władzy, za to możliwość utworzenia nowych sojuszy i informacje z pierwszej ręki.... wiedział ze nikt nie będzie mówił prawdy, ale z wielu kłamstw może uda się wyciągnąć coś wartościowego, o swoją ochronę się nie martwił, setka czy dwie Kamiennych da radę każdemu przeciwnikowi. - Szlachetni panowie, sądzę, że w moich odwiedzinach na dworze waszego pana przeszkodzić będzie mógł tylko sam Kreator - zaśmiał się - Możecie przekazać swemu panu że może oczekiwać mojego przybycia - wzniósł kolejny toast, tym razem za pomyślność swojej córki.
Pili jeszcze za małżonkę Osterlinga - Catherine, przyjaźń ideriadzko-niederschlesienską (posłowie pili wyjątkowo mało entuzjastycznie) i soverlandzko-niederschlesienską (rycerze odpłacili się dokładnie tym samym), kolejne zwycięstwa, piwowarów i za tuzin Kamiennych którzy odznaczyli się niebywałą odwagą podczas ostatnich walk. Ostatecznie jeszcze wypito kilka razy za władce i całe towarzystwo doszło ostatecznie do etapu śpiewania sprośnych piosenek lekko przychrypniętymi głosami. Wyjątek stanowili oczywiście goście, śpiący od jakiegoś czasu w mało estetycznej brei.
“Jutro się za wszystko zabiorę, jutro, oj jutro”

Gdy Filhippos się uśmiechał jego twarz przedstawiała jeszcze bardziej groteskowe oblicze niż zazwyczaj. Mimo to Genadiusz nie pozwolił sobie na wyrażenie dezaprobaty z tego faktu – cenił bowiem Rhinotmetosa jako odpowiedniego człowieka na odpowiednim miejscu.
- Bazyleusie, mam dwie koncepcje na realizację naszych planów. Pierwsza zakłada dopuszczenie samego księcia Spoleno, Giotto von Haisenberga jako podmiotu – myślę, że władca tak biednego kraiku nie poskąpi z dodatkowego strumienia pieniędzy. Problem jest niestety taki, że stracimy część zysków generowanych przez nasze kompanie i wzmocnimy samo Spoleno – a tego przecież nie chcemy. Druga koncepcja jest bardziej subtelna, aczkolwiek dużo trudniejsza w realizacji. Jak dobrze wasza wysokość wie na wybrzeżu spoleńskim utrzymuje się niezależne, Wolne Miasto Rujevnik - relikt dawnych czasów, jakich zresztą wiele w całym Atosie. Powszechnie znanym faktem jest to, że w mieście władzę od kilku miesięcy sprawuje fanatyczny zakonnik Terianno. Tam teraz codziennie giną ludzie w pokazowych procesach, cały dawny patrycjat został wymordowany lub zmuszony do opuszczenia miasta. Silny władca wykorzystałby ten fakt do obsadzenia siłą Rady Miejskiej swoimi poplecznikami, a nawet do aneksji Rujevniku. Giotto jednak cały swój wysiłek wykorzystuje do umocnienia władzy w własnym kraju, niepewnym zresztą jak cholera. Mój plan polega więc na tym by w zamian za przyjęcie przywileju zaoferować Spoleno pomoc militarną w uzyskaniu kontroli militarnej na miastem szalonego braciszka. Problem jest niestety taki, że Terianno ma silne plecy wśród hierarchów Świątynni, nie wiem szczerze mówiąc z jakiego powodu. - Jeśli Filhippos czegoś nie wiedział rzeczywiście musiała być to silnie strzeżona informacja – Więc zanim uzgodnilibyśmy interwencję należałoby uzyskać przyzwolenie duchowieństwa.
- Mhm, mhm. Rozumiem - Genadiusz poskubał brodę przez moment. - Bardzo mi się podoba ten drugi wariant. Ale martwią mnie te tajemnicze plecy braciszka. Z drugiej strony, wiesz, jaka jest różnica między fanatycznym prawowiernym a fanatycznym heretykiem?
- Domyślam się, że różnica polega na odpowiednio cięższej kabzie paru hierarchów. - uśmiechnął się szpieg - Ewentualnie odpowiednio cichym zabójcy.
- Dobra odpowiedź, choć zaakceptowałbym też "około trzech miesięcy", "opinia publiczna" oraz "niewielka". Musimy postawić na to, żeby klecha przekroczył cienką granicę między "nami" a "nimi". Chcę też wiedzieć, którzy konkretnie hierarchowie popierają tego maniaka. Porozmawiam też z biskupem, czy nie można znaleźć jakiegoś mocnego haka w doktrynie Terianna.
- Zgodnie z życzeniem waszej wysokości. - szpieg skłonił się lekko - Choć szczerze mówiąc myślę, że najmocniejszym hakiem będą ludzie którym świętobliwy braciszek wyrządził sporą krzywdę.
- Ci ludzie mogą go zabić. Mogą nam podać niestworzone historie o nim. W razie czego jednak i tak wszystko się rozbije o kryjącą go górę. Mimo to odszukaj ich. Nie powinno to potrwać zbyt długo.
Ledwie Rhinotmetos wyszedł, w drzwiach pojawił się biskup. Znając jednak Filhipposa hierarcha nawet go nie zauważył.
- Ojcze Karolu. - Genadiusz pozdrowił wchodzącego duchownego. - Miło mi cię tu zobaczyć, są bowiem sprawy, które musimy omówić.
Duchowny skłonił sie w sposób odpowiedni swojej godności. Trzeba było mu przyznać, że pod względem odpowiedniej etykiety nikt mu nie dorównywał
- Wasza wysokość wie, że jestem zawsze na usługi waszej wysokości jako pokorny sługa Kreatora.
- Mam tego świadomość i cieszy mnie to. Mam kilka pytań - bazyleus poprawił się na fotelu i odgarnął swoje najnowsze dzieło - "Księcia", po czym wyciągnął kartkę zapisaną nierównymi literami odręcznego pisma. - Pierwsze brzmi: cóż możesz mi powiedzieć o księstwie Spoleno?
Biskup nawet podczas poufnych rozmów nie zapominał o pozorach bycia dobrodusznym pasterzem swych owieczek. Zatem nim zaczął mówić do rzeczy pochwalił bogobojnych mieszkańców tego uroczego (tzn. biednego) i malowniczego (tzn. słabego) księstewka.
- Ale domyślam się, że wasza wysokość chciałby dowiedzieć się nieco o panujacych tam zasadach. Giotto von Haisenberg, tamtejszy władca to człowiek raczej słabej woli utrzymujący się jednak na swymi tronie dzięki temu, że jest na rękę rywalizującym rodom możnym. Mimo to - ambicji mu nie można odmówić, podjął już nawet pare prób wzmocnienia władzy. Wszystkie jednak tak żałosne, że możni nawet nie wybrali sobie nowego władcy zadowalając się nowymi przywilejami. Jeśli chodzi o sytuacje gospodarczą Spoleno to mimo dość dogodnego położenia i bogatej ziemi księstwo jest raczej biedne. Większość majątku posiada bowiem kilku głównych właścicieli latyfundiów, zwolnionych z wszelkich podatków. Skarb więc świeci pustkami a kraj trzyma się jedynie dzięki temu, że możni nie chcą ubijać złotej kury.
- A zatem niesprawiedliwość jest rażąca. Rozumiem bowiem, że ci ludzie nie zasłużyli sobie na zyskanie pozycji, w której mogą wykorzystywać tak swego księcia, jak i poddanych. Martwi mnie to - odpowiedział bazyleus z prześmiewczym uśmiechem na twarzy. - To, ojcze, jest pierwsza sprawa. Druga to - znajdujące się w Spoleno Wolne Miasto Rujevnik. No i jego faktyczny władca. Domyślacie się, o kim mówię, prawda?
Biskup podniósł brew, ocenił błyskawicznie sytuacje i odrzekł powoli:
- Chodzi Ci, bazyleusie o świętego Terianno z Rujevniku?
- Tak, o niego. I jego pozycję wśród wspólnoty duszpasterzy Świątyni. A także o to, co czyni w swoim państwie.
Anatol postanowił zaryzykować i stwierdził:
- Zawsze uważałem, że wiarę należy szerzyć za pomocą słowa, nie miecza. - Tak, zdecydowanie stary biskup był urodzonym politykiem - I, że metody Terianno są zbyt brutalne, ocierające się wręcz o fałsz.
- Opinie zostawmy na później - odparł bazyleus, tym razem uśmiechając się szczerze. - Na razie potrzebne mi fakty. Na pewno część spośród hierarchów go popiera, inaczej nie pozwoliliby mu zwalczać herezji tak drastycznymi metodami, prawda? Interesuje mnie, dlaczego tak na niego zważają i baczą, oraz kto najbardziej ceni sobie jego sposoby toczenia boju z niedowiarkami.
- Trudno mi o tym ocenić na ile te informacje są prawdziwe ale mówi się w kuluarach, że ów brat ma poparcie samego patriarchy świętego miasta Tridonium, z jakiego powodu - niestety nie wiem. Jakkolwiek wszelkie delegacje patrycjuszy z Rujevniku zawsze były odprawiane z kwitkiem spod patriarszego dworu. - biskup zawachał się na moment - Mówiąc szczerze to on ich zwyczajnie wyrzucał, paru chłopków służebnych przypłaciło to nawet życiem.
- Rozumiem. A więc, skoro szczerze, to szczerze. Wielebny ojcze, sam mówiłeś, że Terianno działa na pograniczu prawdy i fałszu, jeśli chodzi o metody. A metody zawsze odpowiadają celom. Powiedz mi zatem, czy są pewne... wzbudzające
wątpliwość elementy jego doktryny?
Nawet po tym starym politycznym wydze było widać, że cieszy się z przypływu szczerości władcy.
- Wątpliwości może znaleść sie całe mnóstwo - nie zdziwi chyba waszej wysokości jeśli powiem, że według szanownych patrycjuszy Wolnego Miasta Terianno zamęczył na śmierć kilkunastu szlachetnie urodzonych pod zarzutem herezji. Oczywiscie nie musze dodawać, że niesłusznie.
- Dobrze. Zostawmy już tę sprawę. Jest bowiem jeszcze jedna. Czy wraz z zaproszeniem, które otrzymaliśmy z Soverlandu, przyszła lista zaproszonych gości?
- A więc nie było dokładnej listy. Nic to, obędziemy się. Więc, kolejna kwestia. Sam Soverland. Potrzebuję podstawowych wiadomości o tym terenie... Sam ojciec rozumie, wypada coś o nich wiedzieć, skoro się tam jedzie.
Tym razem biskup nie bawił się już w mdłe rozprawianie nad zacnością mieszkańców Soverlandu.
- Sama monarchia powstała około dwustu lat temu - od początku jako część składowa cesarstwa. Od tego czasu niemal stale powiększała swoje terytorium, zazwyczaj u boku samego cesarza. Dziś ma potencjał liczącego się gracza politycznego, myślę, że dalsze jego niedocenianie jest nie tylko mało rozważne, ale też niebezpieczne. Szczególnie pod rządami młodego księcia, ze swoich źródeł wiem, że to on we własnej osobie zaaranżował tą całą zabawę z przyłączeniem kawałka skał gdzieś na południu. Fakt faktem, ze ten kawałek skał jest strategicznie położonym ośrodkiem handlowo-militarnym, do którego zgłasza pretensje Ideriada.
- Rozumiem. Dziękuję ci bardzo, wielebny ojcze. Możesz odejść, niech łaska Kreatora oświetla twoje ścieżki. Ja mam jeszcze sporo pracy. Byłbym zobowiązany, gdybyś kazał nadać do Soverlandu odpowiedź, że osobiście stawię się na uroczystości.
Bazyleus rozluźnił się i rozciagnął na siedzisku. Na dziś miał zdecydowanie dość, trzeba będzie się położyć, odpocząć. Może odwiedzi jeszcze łaźnie i wezmie na prawdziwię długą kąpiel? Słońce już powoli zachodziło za horyzontem mieniąc sie na tafli morza wszystkimi odcieniami czerwieni.
Zaszło słońce.
By powrócić następnego, pracowitego dnia.


- Cóż, wasza wysokość. - odparł powoli de Craan – Jeśli rzeczywiście potrzebne będą duże ilości pieniędzy to nie obedzie się bez podwyżki podatków. Ze swojej strony mógłbym zaproponować początkowo podwyżkę ceł, przy jednoczesnym zawarciu lukratywnych kontraktów na import żelaza – jeśli wszystko się odpowiednio rozegra kupcy nie tylko nie będą rozzłoszczeni ale wręcz uradowani możliwością dodatkowego zarobku.Ponadto proponowałbym waszej wysokości by poszukać innych źródeł rudy żelaza. Póki co ściągamy jej większość z południowych krańcow Domeny. Tymczasem polityka cenowa większości możnychjest taka, że moglibyśmy z zyskiem importować żelazo z księstwek Atosu i Soverlandu a w przypadku większego zapotrzebowania - z Niederschlesien i Nordbreugen.
Henryk wysłuchał swojego ministra z uwagą i gdy widać ostatecznie było, że Thomas skończył oddał głos generałowi Lageu.
- Wasza miłość – rzekł dziarsko stary wojskowy – Oddziały oczywiście zwarte i gotowe lecz miałbym drobną propozycję. Obecnie mobilizacja wszystkich sił moze trwać nawet miesiąc. Jest to wina przede wszystkim mało skutecznego systemu organizacji poboru. Dlatego też proszę o dodatkowe fundusze na budowę punktów werbunkowych rozsianych w całej Cyranei. By żaden z możnowładców nie uzyskał niebezpiecznie dużego wplywu na taki punkt, będą one obejmowały teren panowania kilku równych możnych. Dodatkowo planuje rozmieścić je w miejscach łatwych i sprawnych do obrony – w przyszłości moglibyśmy również w tych miejscach postawić królewskie twierdze.
Cóż, jak zwykle by uzyskać porządany efekt potrzebne były coraz to większe ilości pieniędzy. Ciekawe tylko skąd je brać. Król zamyślił sie i dał znak Tellerowi by przemówił.
- Wasza wysokość – kończymy właśnie budowę dziesiątej karaki. Myślę, że przy utrzymaniu takiego tempa już w przyszłym roku moglibyśmy pokusić się o poważniejszą akcje wymierzoną w tych przeklętych piratów. - definicja piratów na dworze Cyranejskim zazwyczaj obejmowała również wszystkich władyków Wschodnich Wysp - Po prawdzie tylko sam cesarz i podobno ideriadzcy królowie mają potężniejszą flotę od naszej – jednak jak wasza wysokość wie w przypadku gdyby większość piratów by się ze sobą skumała zyskaliby nad nami przewagę liczebną – co w przypadku ewentualnej wygranej pozostawiłoby cały kraj na ich pastwę przez następnych kilkanaście lat. - Henryk mimowolnie wzdrygnął się wyobrażając sobie taką możliwość. Nadszedł w końcu czas by wypowiedziała się Anna Merox. To zadziwiające, że kobieta mająca nieco ponad lat czterdzieści wyglądała na niecałe trzydzieści. Ale to i tak nie mogło równać się z tym, że Anna zachowywała się jak dyplomata i szpieg z doświadczeniem blisko stuletnim.
- Wasza królewska wysokość – zaczęła – Soverland powstał blisko dwa wieki temu jako jeden z wielu małych państw buforowych na które nalegała Ideriada - oczywiście dla uzyskania własnej, już wtedy obmyślanej niezależności od Lademonu. Z biegiem czasu zaczeli wchłaniać pozostałe księstewka – na własną rękę lub razem z cesarzem. Z racji sporej zależności od cesarza niektórzy kronikarze uznawali Soverland wręcz za część składową Domeny. Samo państwo zaczęło zyskiwać na wartości od czasów niedawno zmarłego władcy, imię wyleciało mi z pamięci. - uśmiechneła się z zakłopotaniem – W każdym razie obecny, niedawno koronowany książe to prawdziwy lis. Dzięki przyłączeniu Cynadu patowa dotychczas sytuacja pomiędzy nimi a Ideriadą przechyliła się na korzyć Soverlandu. Nie mogę nie wspomnieć również o tym, że chyba przegapiliśmy moment w którym książe zaczął grać poważną rolę. O ile dobrze wiem połowa hanz kupieckich w Cesarstwie ma choć jednego udziałowca z Soverlandu. Sam książe należy zaś do najbogatszych ludzi w całym cesarstwie. Z całym szacunkiem, wasza wysokość – ale myślę, że jest bogatszy nawet od waszej wysokości.- by nie doprowadzić do zirytowania swego władcy podjeła natychmaist nowy temat – Jesli chodzi o tego sekretarza – to myślę, ze będę miała kogoś absolutnie odpowiedniego.

Wysłuchawszy zapewnień o spokoju w państwie, bezproblemowym werbowaniu wojsk i przygotowaniach do święta Norbert Otto wysłuchał przemowy na temat najbardziej absorbującej go teraz sprawy – Ideriady.
- Wasza wysokość zapewne wie – Angus zawsze wolał założyć, że jego władca i tak wie o tym co zamierza mu powiedzieć – w królestwie Ideriady mamy spory konflikt o władzę pomiędzy królem Emanuelem IV a Kortezami, zebraniem ważniejszej szlachty ideriadzkiej. Król znany jest z mało przychylnego stosunku do osoby waszej królewskiej mości – Norbert dobrze wiedział, że oznaczało to jego wizerunek nakreślony w mniej lub bardziej wyszukanych przekleństwach. - Niedawna inkorporacja Cynadu co oczywista również nie przysporzyła nam życzliwości w jego oczach. Mówi się nawet o częściowej mobilizacji. Mielibyśmy zresztą prawdopodobnie już teraz wojnę gdyby nie postawa Kortezów. Nie ma co ukrywać, że chodzi głównie o powiązania gospodarcze pomiędzy naszymi krajami z których ideriadzcy grandowie odnoszą gigantyczne zyski. Z tego też powodu Ideriada prędko nie podwyższy nam progów celnych za przepływanie przez ichnie cieśniny. Zwyczajnie boją się wojny celnej bardziej nawet bardziej niż normalnej wojny. Niestety nie jestem w stanie przewidzieć jak długo Kortezy pozostaną nieugięte – myślę jednak, że powinniśmy zacząć działać by trwało to jak najdłużej.
Cisza trwała krótko gdyż Olaf oparłszy ramiona o ławę zapytał cicho.
- Wasza wysokość, o co dokładnie chodzi z tą wojną?

Morze w tym miejscu wyglądało jak gdyby zalało pasmo górskie – wszystkie wyspy wyglądału spod tafli wody niczym górskie szczyty. Oczywiście trzeba by założyć, że szczyty gór pełne są rajskiej przyrody i złocistego piasku na wybrzeżach.Widok z pałacowej altany zapierał bowiem dech w piersiach – setki mniejszych i większych wysep mieniły się ponad horyzont. Franciszek często cieszył oczy tym pięknym widokiem, szczególnie po pracowitym dniu.
Johann Stieler nie zwracał jednak uwagi na piękno krajobrazu pochłonięty sprawami wagi państwowej – tzn. rozmowie z Wielkim Księciem.
- Akcja drugiej floty na północy może być niestety jedynie ograniczona do działań czysto defensywnych. Od czasów ostatniej wojny nasza flota nadal jest mocno nadwyrężona. I prócz ochrony szlaków handlowych nie możemy zrobić nic bardziej... aktywnego. Jeśli chodzi o Spoleno niestety nie mam nic konkretnego – prócz wiadomej wszystkim informacji o rzeziach jakich dokonuje jakiś fanatyk w ichniej enklawie – Rujevniku. I to jest właśnie ciekawe bowiem tamtejszy władca nie próbuje nawet udawać, że reaguje. Niestety – wszystkie informacje jakie mam pochodzą od naszych kompanii handlowych z tamtego rejonu. Nasza siatka szpiegowska w Spoleno ogranicza się do jednego oficera łącznikowego – czyli mówiąc szczerze, do niczego.
Franciszek zasępił się.
- Mamy określony konkretniej region, w którym działają piraci? Trzeba nam wysłać posłów do kilku państewek w tym regionie, z pewnością sami nas poproszą, żebyśmy pozbyli się piratów z ich okolic. Ściągniemy z nich w zamian informacje, umowę czy dwie... Ach, chyba że ktoś najął kaprów. Ale o tym też musimy wiedzieć, jest na to tylko jedna odpowiedź.
- Zastanawiam się... Nie, nie możemy wykorzystać Tyru do brudnej roboty, za dużo sobie pomyślą i w dłuższej perspektywie... Nieważne, po prostu trzeba będzie przyspieszyć rozbudowę floty, zaprzęgniemy do tego Grimma, kiedy tylko pokaże się na wieczornym zebraniu.
Monarcha machnął ręką i odwrócił głowę, wpatrując się w bezkresną sieć wysepek majaczących na horyzoncie.
- A skoro ten temat mamy z głowy, przed wyjazdem przydałby mi się raport o wszystkich co ważniejszych gościach tego żeniącego się chłopca.

Książę Mihaił spędził bite dwie godziny na przeglądaniu informacji o południu cesarstwa. Szczerze mówiąc nie dowiedział się niczego konkretnego. Oczywiście – Ambroży poinformował go jaka jest sytuacja Soverlandu – że państwo mimo, iż bogate nie cieszy się specjalnym szacunkiem sąsiadów. Książe dowiedział się również o narastającym konflikcie z jeszcze bardziej odległym królestwem Ideriady. Niestety – trzeba było przyznać, że akurat informacji miał wyjątkowo niewiele. Niestety władcy Scytii jakoś nigdy nie przywiązywali uwagi do szczegółowej wiedzy na temat niuansów polityki wielkiego świata. I niestety to na jego barkach będzie spoczywała rola kogoś kto to zmieni. Jak zwykle.
Scytia oczywiście była potężna, jej wojska mógł rozgromić chyba tylko sam cesarz. Do tego dochodziła żyzna ziemia i twardzi ludzie. Niestety żaden z tych atutów nie wpływał na intrygi polityki zagranicznej. Ta bowiem niestety do niedawna ogarniczała się do grożenia wojną. Teraz po prawdzie wymieniano braterskie zapewnienia przyjazni pomiedzy władcami jednak nadal Scytia była trochę na uboczu polityki cesarstwa. Na szczęście zawsze można przekłuć swoją słabośc w wielki atut. Im bardziej cię nie doceniają tym łatwiej jest ich zgnieść.
Co tam jednak polityka – Aleksandra nie może czekać.
Oczywiście nie można było jej teraz zabrać w daleką podróż, jednakże książe miał przecież spory tabun przyjaciółek gotowych na umilanie wolnego czasu swojego władcy. Dodając, że wyruszali na dalekie, gorące południe Mihaił mógł być pewien, że kiedy polityka zbytnio go znuży zawsze będzie mógł się trochę odprężyć.
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Hegemonia] Płomień idei

Post autor: Ant »

Norbert Otto Gunnervald

Wysłuchując doradców skończył jeść.
- A więc po kolei! - wstał - Olaf! Przygotuj sprzęt do treningu. Ja tymczasem zajmę się resztą. Ty Angusie zajmij się dalszymi przygotowaniami, jak sprowadzaj z Ideriady to czego potrzeba. Poślij do wszystkich, którzy odpowiedzą na zaproszenia, konnego przewodnika, który nie pozwoli na zgubienie się gości na naszych drogach. Sporządź również raport dotyczący naszych sąsiadów. Byle szybko! Dowiedz się, którzy byliby skorzy do sojuszu... - mówił chodząc po sali.
- Wyjdźcie! - zwrócił się do straży przybocznej. Gdy ostatni z nich zamknął za sobą drzwi mówił dalej, ściszonym głosem.
- ...Szczególnie militarnego. Najważniejsze są Rousse i Księstwa Atosu. Przydałaby się też informacja o tym, czy Domena Cesarska jest do nas nastawiona przyjaźnie. Gdy to już zrobisz. Przedstaw go mi i Olafowi. Wraz z rozpoczęciem świętowania zablokuj przepływ ideriadyjskich towarów przez naszą granicę. Niech osłabną trochę ekonomicznie. -
- Znajdźcie zaufanych ludzi. Trzeba się zająć skutecznym zdobywaniem informacji, jednocześnie zmniejszając przepływ naszych. Współpracując z Olafem wyszkolcie szpiegów, oraz osoby, które będą tropić i zabijać pijawki szukające informacji od nas. Wydaje mi się, że wszystkie księstwa dookoła wiedzą o każdym moim kroku. Trzeba tego zaprzestać, a mój ojciec miał to gdzieś. Czasy się jednak zmieniły. Nie można już polegać na mieczu i ludziach. Trzeba jeszcze mieć informacje. -
- Magnusie roześlij informacje o jarmarku, a Ty Angus o turnieju rycerskim. Zaś ty Hieronimie zadbaj o to, aby w dniu uroczystości nie zabrakło żołnierzy w mieście. Porozmawiaj o tym z Olafem. Obawiam się, że ilość ludzi spowoduje, że nie będzie spokoju. Ktoś na pewno zechce kantować, kraść lub bić się. Lepiej temu zapobiec. Zbierz też od artystów część należną dla władzy. Niech ich dzieła przydadzą się na coś. Damy je jako podarunki gościom. Może wymieni się coś w sale balowej lub pokoju rozmów. -
- Dziękuję! To wszystko. Zdajcie mi wieczorem relację nad postępem waszych prac. -

- Każ osiodłać najlepsze konie. Zaraz po walce z Olafem, przejedziemy się po księstwie, muszę Ci je końcu pokazać, w całym jego pięknie. - wyszeptał Annie na ucho, po czym pocałował ją i wyszedł z sali. Przeszedł długim korytarzem, którego zdobiły portrety wszystkich władców Sorvelandu od czasu założenia państwa. Zszedł na parter. Tam stał kolejny długi korytarz, tym razem zamiast obrazów, ściany zdobiły drzwi do jednego z wielu pokoi zamku. Na końcu korytarza, za wielkimi drewnianymi drzwiami, okutymi stalą, mieściła się książęca sala treningowa. Na ścianach wisiały tarcze, z podczepionym orężem. Salę oświetlały tylko dwa okna i świece stojące w ściennych świecznikach. Były jednak zgaszone. Czekał już tam na niego Olaf. Ubrany był w zbroję kolczą. Na ławce pod ścianą czekała zbroja książęca. Po chwili, gdy drzwi były już zamknięte na zasuwę od środka, a Norbert przywdział już zbroję zaczął się trening. Obaj byli uzbrojeni w miecze i tarcze. Po chwili rozpoczęła się przyjacielska walka.

- Olafie, to Ty nauczyłeś mnie walczyć. Doradzałeś memu ojcu Markusowi. Zawsze namawiałeś go do walki z ideriadyjskimi psami. Nie słuchał Cię i teraz rządzą na morzach. Wiesz, że ufam Ci jak mało komu. - Stwierdził atakując. Widać było, że obaj mężczyźni byli wprawni w boju. Ciosy blokowane przez tarcze skutecznie tłumiły jego słowa. O to właśnie chodziło młodemu Władcy.
- Chcę teraz abyś mi doradził, czy mój plan jest dobry. - Po perfekcyjnej fincie Olafa, Norbert przeszedł do obrony.
- Mów tylko wtedy, gdy walczymy. Ściany mogą mieć uszy. Planuję zaatakować Ideriadę. - po kontrwypadzie, znów przeszedł do ataku.
- I to w najmniej spodziewanym przez nich momencie, podczas uroczystości. Chcę podpisać sojusz militarny z Atosyńczykami i Rousse'ami, by pomogli tuż po naszym święcie przejąć kontrolę nad Ideriadą. Trzeba tylko podpisać z nimi sojusze. I to jak najszybciej. Obiecamy im trochę terenów nadmorskich. Na pewno się zgodzą. Atos nie ma dostępu do morza, a Rousse ma go zbyt mało, by jakkolwiek się liczyć. Chcę to uczynić bez mobilizacji armii. Wiesz jak? To proste! Uzbroisz naszą całą armię. Znajdź czterech najwyższych rangą żołnierzy. Jednego zostaw do pilnowania stolicy, co z resztą zaraz Ci powiem. Uzbroimy wszystkich żołnierzy... Niby dla bezpieczeństwa i żeby pokazać naszą potęgę. Czwarta ich część zostanie tutaj i na granicach. Z reszty zrobimy konnych i podzielimy na trzy części. Do nich przydzielisz Dwie uderzą z zachodu, a jedna od wschodu, przez ten mały kawałek granicy tuż przy Atosie. Powiesz... że mało wojsk? Widzisz przyjacielu... - mówił z coraz dłuższymi przerwami na oddech. Walka jednak nie zwalniała tempa. Ciągła wymiana ciosów. Żadna ze stron nie wydawała się zwyciężać w pojedynku.
- Mój ojciec był geniuszem! Pomysł, by każdy dorosły mężczyzna odbywał przeszkolenie wojskowe, a kobieta uczyła się jak pomóc rannemu w walce, nie miał sobie równych. Puścimy przodem konnych posłańców, którzy będą nawoływać chłopów w wioskach, by wsparli nasze wojska, z zamian za to, że da się im część łupów wojennych i zwolni się ich na czas walki od pracy. Jednak nie można pozwolić, aby wszyscy poszli i nikt nie pracował. Niech więc maksymalnie na wojnę pójdzie połowa ludności wojskowej. Na każdych dziesięciu mężów, jedna kobieta, by w razie ran ich opatrzyć, a i strawy nagotować. Pozbędziemy się wtedy problemów z brakiem jedzenia dla żołnierzy, bo chłopi zawsze nawet na najkrótszą podróż biorą mnóstwo jedzenia, choćby po to, by pokazać, że jednak mimo, niskiej warstwy społecznej nie są biedni. Taka już ich mentalność. Oczywiście będą musieli się sami uzbroić. Ale chłopi mają potencjał. Krzepę mają, broń też się znajdzie. Każdy z nich ma pewnie siekierę, czy widły. Łuki też się pewnie znajdą. A i może sokolnicy. Kto wie jakie niedoceniane skarby militarne może kryć wieś? Tych, co się sprawdzą można wcielić do armii. Wracając do tematu. Chodzi o to, by przeprowadzić atak, szybciej niż Emanuel zdoła zebrać armię. Jestem pewien, że ma u nas szpiegów, więc pewnie będzie wiedział o tym, jeżeli zaczniemy mobilizację. Kto wie... Może ideriacki szczur siedzi w naszej armii, albo na dworze. Jeżeli nie będzie mobilizacji, Emanuel pewnie nie zacznie się zbroić. A kiedy zacznie będzie już za późno. Nie powinien otrzymać pomocy, bo większość możnych będzie wtedy tutaj. - Ostatnie wyrazy z trudem wysapał, jednak na jego twarzy oprócz potu gościł pełny dumy uśmiech.
- Przerwijmy na chwilę bracie! - mężczyźni opuścili oręż.
Po chwili, gdy już Norbert odpoczął kontynuowali walkę.
- Teraz pora, abyś Ty się zmęczył, mówiąc podczas ataku. Co sądzisz o tym pomyśle? - rzucił, gdy znów słowa były zagłuszane przez głuchy hałas mieczy uderzających o tarcze.
Obrazek
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
Tevery Best
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1271
Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
Numer GG: 10455731
Lokalizacja: Radzymin

Re: [Hegemonia] Płomień idei

Post autor: Tevery Best »

Genadiusz
Biskup wyszedł. Sprawy były załatwione. Nadszedł czas na odpoczynek. Strażnik przy drzwiach podrapał się po zadku, myśląc, że bazyleus nie patrzy, ale się mylił. Ludzie mający broń przyciągali uwagę władcy, a każdy ich ruch był jak magnes dla jego oczu. Ale w tym przypadku zagrożenia nie było, chyba, żeby ktoś opracował metodę wprawienia w drgania atomów tak, aby fala rozbiła mózg władcy, i na dodatek poznał metodę uruchamiania tejże fali za pomocą skrobania swędzących punktów na zadku gwardzisty.*

Genadiusz wstał i podszedł do okna swojego gabinetu. Wysoki Dom był ufortyfikowanym kompleksem pałacowym, tedy znajdowały się w nim również koszary bazylejskiej gwardii. Mała grupa jej żołnierzy ćwiczyła właśnie na dziedzińcu tychże koszar manewry w szyku. To byli dobrzy żołnierze, setnik nie musiał za często rzucać mięsem. Mantracholos czerpał pewną przyjemność z obserwowania, jak na zawołanie wykonują kolejne rozkazy. Wiedział, że w razie czego wykonaliby te same rozkazy na polu bitwy, bez szemrania i opóźniania. Zrobiliby to, bo od tego zależało ich życie - za wolno manewrująca formacja to formacja trupów. Po kilku minutach jednak władca zamknął okiennice. Za oknem i tak się powoli ściemniało. Ruszył na dół, do łaźni.

Godzinę później, czysty już i przebrany, siedział przy biurku. "Książę" czekał na dokończenie kolejnego rozdziału. Było to jeszcze jedno dzieło filozoficzne bazyleusa, tym razem traktujące o tym, na czym naprawdę się znał - o rządzeniu. Zamierzał je wydać, oczywiście pod pseudonimem i oczywiście nie teraz. Najpierw musiał poczekać na spokojniejsze czasy.

"Mniej boją się ludzie krzywdzić kogoś, kto budzi miłość, niż tego, który budzi strach. Albowiem miłość jest trzymana węzłem zobowiązań, który ludzie, ponieważ są nikczemni, zrywają, skoro tylko nadarzy się sposobność osobistej korzyści, natomiast strach jest oparty na obawie kary; ten więc nie zawiedzie nigdy. Niemniej jednak książę powinien budzić strach w taki sposób, by jeżeli już nie może pozyskać miłości, uniknął przynajmniej nienawiści: można bowiem bardzo dobrze budzić strach, a nie być znienawidzonym, co zawsze osiągnie książę, powściągając się od mienia swoich obywateli i poddanych i od ich niewiast. Gdy zaś będzie zmuszonym nastawać na krew czyjąkolwiek, niech to czyni tam, gdzie jest dostateczne usprawiedliwienie i wyraźna przyczyna, lecz przede wszystkim niech powstrzymuje się od cudzego mienia, gdyż ludzie prędzej puszczą w niepamięć śmierć ojca niż stratę ojcowizny."**

Następnego dnia bazyleus leniwie wyszedł z łoża około dziesiątej rano. Umył się i odział. Po godzinie był znów w gabinecie, gotów przyjmować delegacje i odbywać spotkania. Przejrzał papiery, w szczególności plan dnia - praktycznie pusty. Napisał list do Temistoklesa Monomachosa, który przebywał w Akrabach, w którym domagał się raportu o stanie floty. I w zasadzie to tyle, jeśli chodzi o zajęcia... Zapytał gwardzistę, czy nikt nie domagał się audiencji.

*Wiele lat później miało się okazać, że istnieje skończone prawdopodobieństwo, że tak się stanie, jednak jest ono nadzwyczaj małe. W momencie jednak, kiedy ma miejsce akcja, Genadiusz nie miał prawa o tym wiedzieć, podobnie jak zresztą nikt inny na świecie.
**Oczywiście jest to cytat z "Księcia" Machiavellego w tłumaczeniu Czesława Nanke. Podobny chwyt jeszcze kilka razy zastosuję.
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Hegemonia] Płomień idei

Post autor: Jabberwocky »

Karl II Osterling

Zbudził się o świcie, był tym typem człowieka dla którego kac jest stanem nieznanym, mógł pić do trzeciej nad ranem, wstać o szóstej i działać z pełną sprawnością, wstał cicho by nie budzić żony, ubrał się i zebrał raporty finansowe ze stolika obok łóżka, wyszedł z pokoju i witając skinieniem głowy kilkoro napotkanych sług pałacowych przeszedł do gabinetu, czekali tam na niego Rudolf Kepler, Antonius Hein i Albreht Stirl, wiedzieli że władca będzie chciał się z nimi spotkać po kilkutygodniowej nieobecności.

- Rudolfie, przygotuj setkę Kamiennych, wybierz najlepszych z kompanii Granit i Marmur, z tego co pamiętam walczyli na południu, więc znają nieco tamte tereny, dostarcz mi też informacje o stanie garnizonów na południu i wschodzie, całkiem możliwe, że będzie trzeba przemieścić tam część, chcę wiedzieć czy zdołają ich zakwaterować i wykarmić - usiadł za wielkim dębowym stołem, nalał sobie wina i wypił łyk - Antoniusie, jak idzie budowa traktów górskich? Mam nadzieję, że budowa przebiega bez zakłóceń, no i kiedy skończycie manufakturę i hutę w Braunfels? Mało kto chce kupić samą rudę, musimy wydajniej przetwarzać nasze bogactwa, inaczej nasze znaczenie na rynku broni zmniejszy się znacznie, czy nie tak Albrehtcie? - zapytał lekko zirytowany władca, bynajmniej nie umiejętnościami swoich doradców, myślał o wszystkich szansach które zmarnowali jego przodkowie - Jak tam się mają nasi kupcy? Chcę wiedzieć gdzie odpływają wyroby naszych płatnerzy i zbrojmistrzów, kiedy już skończymy nasze małe spotkanie, chciałbym także abyś przeszedł się do skarbca, i wybrał nieco śmiecia, nazbieranego przez naszych wojowników, w czasie ich kampanii poza krajem, nazbierało się tego tyle... - powiedział tonem jasno dającym do zrozumienia, co sądzi o skłonności przodków do zbierania pamiątek, w stylu dziesięciometrowych rzeźb z Tyru czy niewielkich łodzi, nie miał zamiaru teraz tego ze sobą taszczyć, ale pozbędzie się przynajmniej pomniejszych śmieci - Możesz zabrać te kościane posążki z północnych wysp, dodaj też coś od naszych wykonawców, naszyjniki czy pierścienie, mały pokaz umiejętności naszych jubilerów nie zaszkodzi. - Drzwi do komnaty otworzyły się cicho, niewysoki, lekko zgarbiony sprzątacz wszedł spokojnie do środka, zamkną drzwi - Ach, wreszcie jesteś, czekałem na ciebie Balthasarze - Tamten wyprostował sie i ukłonił lekko.
- Do twoich usług, panie.
-Potrzebuję informacji o możliwościach Ideriady, zarówno militarnych jak i handlowych, oraz ich stosunkach z sąsiadami, musimy też porozmawiać z teściem, czy w wypadku akcji militarnej przeciw Sorvelandowi lub Ideriadzie pomoże, a przynajmniej nie będzie przeszkadzał, innymi słowy trzeba dowiedzieć się co na to Królestwo Gascoi, dziadyga zbytnio trzęsie portkami by sprzeciwić się ich woli, nie muszę chyba dodawać, że powinieneś zmienić ich nastawienie na bardziej pozytywne nam, jeśli zajdzie taka potrzeba - Mistrz szpiegów ukłonił się lekko, chciał już ruszyć do swoich, niemałych przecież, obowiązków - Czekaj, to nie wszystko, musimy upewnić się że plemiona zachodnie będą miały dostatecznie wiele problemów by nie mieć czasu na atakowanie naszych granic, myślę, że w powinno wystarczyć wprowadzenie na dwory co ważniejszych dzikusów naszych ludzi, niech obiecują pomoc militarną, sypną nieco złota, i napuszczają jednych na drugich, można od czasu do czasu naprawdę pomóc, przynajmniej nowi żołnierze wyrobią się nieco w walce. - Spojrzał na swoich doradców, przynajmniej na część pytań powinni być w stanie odpowiedzieć już teraz.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Lich
Szczur Lądowy
Posty: 5
Rejestracja: sobota, 2 maja 2009, 23:03
Numer GG: 4037707

Re: [Hegemonia] Płomień idei

Post autor: Lich »

Franciszek IV Bayreuth

Po odprawieniu Stielera, Stary Franz pozostał w altanie dumając nad sztuką, światem i polityką. Dopiero zachodzące słońce i goniąca je bryza wygoniły go z budyneczku. Powracał do pałacu spokojnym, powolnym krokiem, nie spiesząc się wcale na zebranie gabinetu, na którym Stieler będzie powtarzał wszystko od początku. Monarcha przechadzał się wzdłuż kwiecistych alejek do momentu, w którym ponownie ujrzał morze. Zachodzące słońce rozpościerało wokół wysepek zapierającą dech w piersiach krwawą łunę.

To przez te nieszczęsne kraiki, myślał gorzko Franciszek, przez chaos i słabość tysiąca z nich, z których żadna nie mogłaby stanowić nawet prowincji. Nic dziwnego, że zalęgają się tam piraci.

Cóż to za paradoks, wyspy te są bezwartościowe, lecz po zebraniu w całość, byłyby wszystkim, stanowiłyby całe morze. Na Kreatora, mógłbym podbić każdą z nich po kolei, czemu tu jeszcze siedzę?

Spokojnie, bądź racjonalny. Nie ma celu w rozdrabnianiu i roztrwanianiu reszty floty. Zresztą, mogliby się w końcu zjednoczyć - przeciw nam, co byłoby przewrotną ironią losu. Może... Można by skupić ich w jakimś Związku Morskim, zwłaszcza jeśli postraszyć by ich Tyrem, czy paroma ambitnymi podrostkami z kontynentu.

Tak, to miało by szanse powodzenia. Kotzau z Adolfem byliby w stanie sprzedać im potem ich własne matki. A w moich rękach znajdowałby się cały transport na morzu.


Franciszek przyspieszył kroku. Nie mógł doczekać się spotkania z doradcami.
Drzewiec
Marynarz
Marynarz
Posty: 247
Rejestracja: środa, 24 stycznia 2007, 19:44
Numer GG: 9008864

Re: [Hegemonia] Płomień idei

Post autor: Drzewiec »

Henryk V

-Thomas, z tymi cłami to naprawdę dobry pomysł - powiedział król Cyranei, podnosząc się z siedziska. Często w czasie narad ze współpracownikami zdarzało mu się wstawać z miejsca i krążyć dookoła stołu, zatrzymując się przy konkretnych ministrach. Teraz swoje oczy skierował ku Thomasowi de Craanowi - geniuszowi ekonomicznemu, który, jak większość największych mózgów tego świata, na geniusza absolutnie nie wyglądał. - Myślałem ostatnio o zakupie rudy żelaza. Potrzebujemy jej dużo, a dostawy z południa są nieracjonalnie drogie. Jeśli więc znajdziemy tańszego dostawcę, a jednocześnie podwyższymy cła, korzyści powinny być widoczne. Zarówno dla budżetu, jak i armii - rzekł Henryk, na chwilę przymykając oczy. -Zbliżają się ciężkie czasy, a jeśli wybuchnie jakikolwiek konflikt, ceny wszystkiego co związane z wojskiem skoczą do góry. Jutro, najpóźniej w południe, chcę mieć na swoim biurku zestawienie obecnych wydatków na żelazo z przewidywanymi cenami importu z Atosu, Niederschlesien i Nordbreugen. Wybierzmy najkorzystniejszych dostawców, zredagujmy ofertę, a szczegóły będzie można omówić na tym... bleh... balu w Soverlandzie (swoją drogą, wspominałem, że chciałbym, abyś tam ze mną pojechał?). Jak wszystko będzie jasne to umów mnie z przedstawicielami najważniejszych hanz kupieckich, na audiencjach wytłumaczymy im naszą decyzję o podwyższeniu ceł - powiedział Henryk i zwrócił się do Bernarda Lageu.
-Oczywiście, że stworzenie takich posterunków to świetny pomysł... Ile ich potrzebujesz?
-Siedem, wasza miłość - odrzekł stary generał, po czym dodał przewidywany koszt całej operacji. Henryk lekko pobladł.
- Humm... Cóż, wiem, że żadna moneta przekazana w twoje ręce nie będzie zmarnowaną, ale póki co nie jestem w stanie sfinansować organizacji wszystkich takich punktów... Na razie otrzymasz ode mnie pieniądze na cztery posterunki. Jeden ma się znajdować na polach przed Alnadą (tak aby był gotowy bronić stolicy), drugi niedaleko południowo-zachodniej granicy, trzeci na północy kraju, czwarty umieść gdzieś przy Fragii. Wybierz jednak miejsca mądrze, by w razie potrzeby skierowania dużej części wojska w jeden region było możliwe dość szybkie zgrupowanie armii. Liczę na ciebie i obdarzam cię moim pełnym zaufaniem. Chcę, aby w momencie, gdy będzie potrzebne zmobilizowanie oddziałów, wszystko działało bez zarzutu!
- Jeśli zaś chodzi o flotę, to nie mam zastrzeżeń, drogi Richardzie. Pracujcie dokładnie, a nadejdzie dzień, w którym rozpieprzymy tych wszystkich piratów - uśmiechnął się do współpracowników Henryk, po czym ponownie usiadł na swoim krześle.
-Jeśli to już wszystko, możecie się rozejść. Na dziś macie wolne, ale jutro od rana zbierać się do pracy! Dziękuję wam za rozmowę, do jutra... - powiedział i wskazał na drzwi. Po kilku sekundach dodał: - Anno, ty zostań jeszcze na chwilkę... dzięki.
Gdy Henryk i pani Merox zostali sam na sam, władca westchnął głęboko i wskazał swojej minister krzesło. Ta nie usiadła jednak a zapytała:
- O co chodzi, wasza królewska mość?
- Możemy w końcu być na "ty"?
- Oczywiście, wasza miłość.
- Ech... No tak, Anno. Mam kilka spraw, o których nie powinno się rozmawiać przed całym gabinetem - powiedział Henryk, kiwając lekko głową. - Po pierwsze: rozumiem, że zadbasz o mój... to znaczy nasz wyjazd do Soverlandu? Mogą się tam zdarzyć różne nieprzewidziane rzeczy, dlatego wolałbym mieć cię u boku. Chciałbym mieć tam swoją osobistą ochronę, bo... trochę nie ufam temu ich Norbertowi. Nie wiem w zasadzie czemu. To chyba intuicja - odchrząknął król, zdając sobie sprawę, że kierowanie się przeczuciami nie jest na jego stanowisku wskazane. - Po drugie, z tego co wiem, to aneksja Cynadu bardzo zaostrzyła nastroje na linii Soverland-Ideriada. Nie wiem, jak to się skończy, ale może lepiej zająć w tym sporze stanowisko? Chyba rozumiesz, o czym myślę... Król Ideriady ma córkę w wieku odpowiednim do mariażu. Potrzebuję małżonki do przedłużenia rodu, a taki ożenek ostrzegłby Norberta, żeby w razie konfliktu z Ideriadą nie czuł się zbyt pewnie. Poza tym to doskonały pretekst do ewentualnej interwencji zbrojnej. Co o tym sądzisz?
- No i wreszcie, myślę, że powinniśmy wysunąć propozycje sojuszu wobec księstw Atosu i Niederschlesien. Sojusz i umowa handlowa dałyby nam pewność, że nikt nie odetnie od nas dostaw żelaza... A prawdziwi sojusznicy są w tych czasach na wagę zdrowia... zresztą sama wiesz o tym najlepiej.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Hegemonia] Płomień idei

Post autor: BlindKitty »

Książę Mihaił Mikołajewicz spełniwszy małżeński obowiązek usiadł na skraju łoża i zadumany spojrzał przez okno na rozległe równiny Scytii.
Cały świat pracował nad nowymi metodami upraw. Już od czasu jego pradziadka książęta zdawali sobie sprawę z tego że w końcu, krok po kroku, przyrost zbiorów w Cesarstwie wyprzedni przyrost ludności i eksport zboża ze Scytii, dotąd tak dochodowy, powoli przestanie się opłacać.
Ale z drugiej strony, przecież Scytia ma potencjał. Tutejsza ziemia po pierwsze była w stanie wykarmić nieprzeliczone tabuny koni, a tutejsi rzemieślnicy mogli przecież przerabiać wielkie ilości rudy. Och, gdyby okazało się że pod Parsami są nieprzebrane złoża żelaza i węgla... No, ale trzeba porzucić takie głupie marzenia. Ułożył się do snu u boku swojej ślubnej małżonki, z czułością gładząc jej brzuch.

Rankiem, w oczekiwaniu na efekty pracy Stiopy nad Złotymi Lwami, wezwał Leonarda.
- Mój drogi Leonardzie - powitał go - mam do ciebie dwa pytania. Po pierwsze, czy nie brakuje ci niczego do prowadzenia twoich badań i prac? No i po drugie, czy masz jakieś nowe, intrygujące pomysły którymi chciałbyś się ze mną podzielić? - wiedział, że to drugie pytanie zapewni mu przynajmniej dwie godziny interesującego słuchowiska, Leonard był bowiem niezwykłym gadułą i o każdym swoim pomyśle opowiadał długo i treściwie. Na przygotowanej wcześniej tabliczce pokrytej woskiem Mihaił notował dwa czy trzy zdania na temat każdego z nich; zwykle sam wyłapywał te co ciekawsze, ale nie było to dla niego wcale tak oczywiste, dlatego zawsze pozwalał Ambrożemu zapoznać się z nimi, na wypadek gdyby sam coś przegapił.

Skończywszy wysłuchiwać Leonarda, pozwolił mu wrócić w spokoju do pracy, po czym przywołał do siebie posłów z Sorvelandu, zapewniając ich iż pojawi się na ślubie ich władcy ze skromną gwardią honorwą oraz garstką doradców i być może kilkoma znaczniejszymi dostojnikami ze swego kraju. Niewątpliwie uciewszy ich tą wieścią, spytał jeszcze kiedy będzie musiał wyruszyć, żeby na czas dotrzeć na miejsce - wolałby się przecież nie spóźnić - i poprosił ich żeby wieczorem wybrali się wraz z nim na konną przejażdżkę, by obejrzeć jego kraj, a opowiedzieć o własnym.

Ostatnia rzecz, jaką miał dziś do załatwienia, o ile o niczym nie zapomniał. Wezwał posłów i napisawszy list do władcy Nordbreugen zaproponował mu umowę handlową - chciał kupować od północnego państwa żelazo, miedź i inne metale, węgiel oraz surowce, i chciał zapewnić tamtejszego władcę iż jest skłonny importować od niego dużą część wydobycia; proponował więc negocjaje w kwestii cen i ewentualnie ceł i innych obciążeń podatkowych. Miał zamiar wciągnąć Nordbreugen na orbitę Scytii i związać je mocniej ze swoim księstem, niż Cesarstwem. W przyszłości chciał dokonać... A zresztą, po cóż nadmiernie wybiegać wzrokiem w przyszłość? Na razie należy podpisać z nimi ustalenia handlowe. A gdyby udało się zapewnić stabilne dostawy z tamtego kierunku, można byłoby zmniejszyć uzależnienie od innych, odleglejszych źródeł surowców.

Na razie jednak zanosiło się na przejażdżkę z Sorvelandczykami, chyba że doradcy wrócą już z koszar Złotych Lwów; ale na to zbytnio nie liczył.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Phoven
Bosman
Bosman
Posty: 1691
Rejestracja: piątek, 21 lipca 2006, 16:39

Re: [Hegemonia] Płomień idei

Post autor: Phoven »

Olafowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. W ułamku sekundy natarł na Norberta, który jednak oczekując ciosu z łatwością sparował cięcie. Teraz nie było króla i poddanego, byli dwaj fechmistrze. Oczywiście, walka była czysto treningowa, głownie obu mieczy były zaś stępione. Nie można w końcu ryzykować nieszczęśliwego wypadku z koronowaną głową w roli głównej.
- Wasza wysokość - Olaf zamarkował tuż na lewe ramię władcy krótkie pchnięcie by natychmiast po jego zbiciu przejść do parady, broniąc się przed kilkoma szybkimi, nieco nieskładnymi ciosami Norberta – sam wie jak bardzo zależało mi by pokarać tych przeklętych bękartów okupujących bezprawnie nasze południowe ziemie. - finta Olafa pozwoliła na oddanie ledwo co sparowanego ciosu w podbrzusze – Lecz nie możemy iść na wojnę jedynie z okrzykiem na ustach i sztandarem w dłoniach.
Minister sapnął lekko i zrobił krok w tył. Zwiedziony tym Norbert runął na swego przeciwnika z impetem. Ostrze napotkało jednak tylko powietrze, Olaf zaś nie próżnując ciął po piersi swego władcy. Siła ciosu była jednak zbyt mała, odległość zaś na tyle duża, że sztych miecza musnął ledwie kolczugę.
- Pierwsza sprawa to problem taborów i zaopatrzenia. Uważam, że jeśli kmiecie sami będą mieli zapewnić sobie zapewnić prowiant mobilizacja wydłuży się przynajmniej o tydzień, może nawet dwa. Co więcej prędkość marszu w wypadku wojska w przypadku gdy każdy żołnierz będzie musiał taszczyć ze sobą jednocześnie tobołki z jedzeniem przeciągnie się tak, ze nie ma co nawet marzyć o elemencie zaskoczenia. No i właśnie – marszu a nie jazdy. Nie tylko nie mamy odpowiedniej ilości koni by stworzyć tak gigantyczną lekką kawalerie a ponadto większość chłopstwa absolutnie nie potrafi walczyć na koniu. Nasze wyszkolenie oczywiście zakładało jazdę konną i podstawę walki. O jakimkolwiek drylu bojowym czy wyczuciu taktyki nie może być jednak mowy.
Przy co drugim słowie dochodziło do zwarcia kończącego się zazwyczaj metalicznym odgłosem uderzenia miecza o tarczę lub miecz przeciwnika.
- Wasza wysokość, twoje słowo jest oczywiście ostateczne lecz radziłbym jednak nieco zmodyfikować plan uderzenia. W innym przypadku niedługo po przekroczeniu granicy nasze hordy potrafiącego się bić acz nie posiadającego żadnego doświadczenia bojowego chamstwa zostaną starte przez szarżę ideriadzkich grandów.
Monolog doradcy zakończył się jego szybkim młyńcem przyblokowanym jednak z łatwością przez księcia.
Obaj przeciwnicy przez chwilę sie do siebie nie odzywali, sapiąc tylko i ocierając pot z czoła.
Ta walka nie została rozstrzygnięta.

Ostatnie parę dni Genadiusza upłynęło nadzwyczaj szybko. Przygotowania do wyruszenia w podróż zajmowały cały dwór. Co oczywiste bowiem prócz samego władcy ruszała cała obstawa z mnóstwem nieużytecznych idiotów na których składał się dwór. Właściwie jedyną interesującą rzeczą był raport Temistoklesa odnośnie stanu heldońskiej floty. Składało się na nią osiem galer wojennych służących głównie ochrony mórz wewnętrznych państwa przed coraz bardziej zuchwałymi piratami. W przeciwieństwie do innych możnych posiadających prywatną flotę Heldończycy nie korzystali z karak, zadowalając się tańszymi, choć wolniejszymi galerami. Na małych basenach pośród wysp i wysepek Heledonii rewelacyjnie spełniały powierzone im zadania. Na pełnym morzu ich skuteczność byłaby zapewne mniejsza – ale przecież poddani bazyleusa nie walczyli na oceanie od bardzo dawna.
Do osobnych wozów trafiły prezenty dla książecej pary. Norbert Otto otrzyma znakomite dzieło sławnego starożytnego filozofa Epiktesa traktujące o właściwej definicji szczęścia, zaś jego małżonka piękną rubinową, oprawioną złotem kolie. Prezenty wartościowe lecz jednocześnie nie nadwyrężające budżetu – w sam raz na książęcy ślub.
Zatem trzeba będzie już ruszać. Do Sorvelandu drogi wprawdzie całkiem dobre (jak na standardy prowincji) lecz droga daleka. O, tak – będzie na prawdę dużo czasu by pisać Księcia.

Karl Osterling słuchał. Zawsze słuchał uważnie, nawet gdy dawał do zrozumienia, że tego nie robi. W tej chwili nie miało to oczywiście najmniejszego sensu więc ze skupieniem wpatrywał się w szarozielone oczy Balthasara odpowiadającego na pytania księcia.
- Wasza wysokość, w Ideriadzie od niemal dekady trwa cichy konflikt o władzę rzutujący na całą ich politykę. I tak – z powodu ambicji Emanuela IV są silnie skonfliktowani z Sorvelandem, mam wrażenie, ze wojna jest tylko kwestią czasu jeśli władca Ideriady zdobędzie przewagę wewnątrz państwa. Jednocześnie poprzez polityke handlową Kortezów Ideriada ma najsilniejsze powiązania gospodarczo-handlowe właśnie z Sorvelandem. Tak więc w przypadku dominacji Kortezów możliwe jest całkowite uzależnienie Ideriady od swojego północnego sąsiada w sferze gospodarczej.
Wszyscy doradcy wpatrywali się w milczeniu w mistrza szpiegów. Gdy cisza trwała już trochę zbyt długo odezwał się książe.
- A jak wygląda nasz stan informacji o ich wojsku?
- Trudno mówić by którakolwiek ze stron miała przewagę militarną. Wojsko Sorvelandzkie jest znacznie większe, składa się z wyszkolonych w walce chłopów. W porównaniu do grandów Ideriadzkich przewaga jest ponad czterokrotna.Kłopot jest jednak w tym, że żołnierze Ideriadzcy do stare psy wojny, zahartowane w walkach z piratami i podczas prywatnych wojen, zwanych w ich jezyku vendettami, które wydają się być główną atrakcją grandów zaraz po polowaniu. Dodatkowo obawiam się, że coraz lepiej idzie im z okiełznaniem prochu. Nie chodzi tu tylko samopały Arquebois'ego ale również o wielkie bombardy...
- Balthasarze, choć wydaje mi się to niemożliwe – prychnął władca – nie wiesz o czym mówisz. Bombardy miały stanowić przełom już pół wieku temu. Nawet mój ojciec, który przecież nigdy nie interesował się techniką zakupił jedną taką machinę prochową. I co? I leży ona gdzieś wśród rzeźb Tyriańskich i dzieł mistrzów z Tridonium. Bo w porównaniu do balisty jest ona nie tylko skrajnie niepraktyczna i powolna ale na dodatek diabelnie droga.
Mistrz szpiegów nie spuścił wzroku i odpowiedział cicho.
- Wasza wysokość, to było wiele dekad temu. Dziś bombardy wprawdzie nadal przegrywają pojedynek z balistami na polu walki ale nie na morzu. Bo właśnie jesli chodzi o flotę to mam informacje, że Ideriadowie nie dość, ze zrezygnowali z galer, nie dość, że ich flota ustępuje tylko Lademońskiej to jeszcze zrezygnowali z małych balist na pokładzie swych okrętów. O ile mój informator się nie myli są one uzbrojone po sześć bombard dla każdego...
- Ile?! - Karl przerwał po raz kolejny – Przecież jedna salwa z tych dział musi kosztować majątek.
- Mówiłem przecież – uśmiechnął się doradca – że udoskonalili metodę produkcji prochu. Oczywiście nadal nie jest to tania zabawa, ale zdecydowanie możliwa do zrealizowania. W związku z tym sądze, że w przypadku wybuchu wojny wypadki na lądzie są niemożliwe do prorokowania, lecz na morzu... - zapauzował na parę sekund i ostatecznie rzekł – Cynad powinien upaść w przeciągu miesiąca. O ile Gunnervald nie szykuje tam na nich jakiejś niespodzianki oczywiście.
Reszta doradców nie była w stanie na żywo udzielić aż tak dokładnych informacji. Oczywiście – trakty sie budowały, infrastruktura powoli zaczynała przypominać tą z Domeny, powstawały pierwsze manufaktury. Tyle, że to wszystko kosztowało spore pieniądze, naprawdę spore – na całe szczęście akurat Karl na brak pieniędzy nie musiał chwilowo narzekać.

Gdy Franciszek wszedł wszyscy zebrani podniesli się z siedzisk. Narada połączona była z wieczerzą na której biesiadować prawo mieli tylko najblizsi monarsze dworzanie. Po złożeniu życzeń pomyślności i zapewnień lojalności wszyscy rozsiedli się i rozpoczęto naradę. Oraz, co oczywiste – spożywanie pysznych owoców morza zapiekanych z wołowiną.
-Moi drodzy, nie powinno być zaskoczeniem dla nikogo z nas, że Cesarstwo czekają ciężkie czasy. Coraz większe ambicje i coraz słabsza władza zwierzchnia nieuchronnie prowadzić muszą do rozerwania Lademonu od środka. Nie sądzę, byśmy na dzień dzisiejszy byli w stanie odwrócić te procesy, dlatego najroztropniejszym zdaje mi się przygotować na najgorsze ewentualności, tak by niezależnie od wymysłów nieroztropnych kontynentalnych władyków utrzymać spokój chociażby w granicach Rotschein. Dlatego też, w ciągu najbliższych dni mam zamiar się udać na dwór Sorvelandzki, jako że będę miał tam możliwość zrewidować stanowiska wszystkich najważniejszych prowincji. I ich głów, bo doskonale wiemy jak często to państwa służą monarchom, a nie monarchowie państwom. Oesterhauch, mam nadzieję że Johann przekazał Ci prośbę o raport dotyczący obecnych na rzeczonym ślubie władców? Tak? Świetnie, ale zajmiemy się tym na końcu, wszak do wyjazdu jeszcze trochę czasu. Najważniejszą ze spraw, od której musimy zacząć, to chaos u wrót Rotschein. Chaos spowodowany słabnięciem Lademonu. Doszło mych uszu, że na północy zalęgły się niepokojące ilości wszelkiej maści kaprów. Powinno nam to uzmysłowić, że na dzień dzisiejszy na morzach jesteśmy kolosem na glinianych nogach. Maksymilianie, chciałbym wzmóc patrole na kontrolowanych przez nas szlakach handlowych i możliwie zapewnić eskortę zrzeszonym kupcom. Nie krzyw się, wiem że na to zadanie nie starczyłoby wszystkich okrętów Lademonu. Niemniej, musimy robić co w naszej mocy. Dlatego też musimy przywrócić Rotscheińskiej flocie dawną świetność. Stieler z pewnością prosił Cięo wykonanie stosownych raportów, jaki przewidywałbyś program rozbudowy sił morskich - i jak byś go wyceniał?
- Wasza wysokość. - odrzekł od razu doradca - Nasza flota wojenna obecnie liczy osiem galer wojennych i dziewiątke sprawnych karak. By samodzielnie rzucić na kolana te morskie psy musielibyśmy zainwestować w chociaż drugie tyle karak. By wybudować je wszystkie w przeciągu następnych pięciu lat musielibysmy nieco zacisnąć pasa. Nie ma mowy o deficycie ale na kosztowną wojnę lub stratę dużej ilości gotówki nie bedziemy mogli sobie pozwolić.
- Tak też zrobimy, pozwolimy bić się innym, mamy nieco innych sfer, na które możemy wpływać. Flota ma zostać poszerzona, jako że jest elementarna dla kwestii obronności pańśtwa i zabezpieczania naszych stref wpływów. Jednak jak wszyscy wiemy, piractwo nie jest jedynie kwestią ilości masztów. To ścierwo zalęgło się tam dlatego, że nie było tam nikogo, kto byłby w stanie go upilnować. I tu dochodzimy do kolejnej, może nie mniej ważnej kwestii, północnych wysp. Miriady drobnych, bezwartościowych państewek. Każde z osobna nie jest w stanie niczego osiągnąć poza samym bytem; wyobraźcie sobie jednak, że ustanowiłyby całość, czyż nie byłyby wtedy siłą, z którą nawet my musielibyśmy się liczyć? Nikomu jeszcze nie przyszło do głowy położyć na nich rąk - i tu, w inicjatywie tkwi nasza szansa. Żaden z tych narodków nie byłby w stanie znieść naszej inwazji, jednak nie podniesiemy ręki do uderzenia. Nie możemy sobie pozwolić na wykrwawianie naszej floty, ani na to, by w w przedziwnej ironii losu nie zjednoczyły się z nami, a przeciw nam. Dlatego zagłaszczemy je na śmierć przyjazną dłonią: paradoksalnie chaos na morzu nam sprzyja. Założylibyśmy rodzaj związku morskiego, zrzeszając wyspy. Ofiarowalibyśmy członkom korzystne porozumienia handlowe, wspólne działania w zakresie obrony szlaków handlowych, et cetera. Połączylibyśmy je siecią korzystnych dwustronnych umów, które w dłuższej perspektywie uzależnią je od nas. Maksymilianie, Adolfie, chciałbym wiedzieć co zwłaszcza wy sądzicie o tym pomyśle i czy macie coś do dodania.
Pierwszy odezwał się szef kancelarii dyplomatycznej odpowiadajac głebokim, mocnym głosem.
- Wasza wysokość, pomysł jest bardzo dobry w założeniach lecz nie jestem pewien czy zdołalibyśmy przekonać odpowiednia ilość tamtejszych władyków. Jeśli już - sprzymierzylibysmy się z jedną tamtejszych frakcji skupiających przyjaznie do siebie nastawionych książątek i napuscilibysmy ich na państwa typowo pirackie oraz te wyspy które nie bedą chciały się podporządkować Związkowi.
Problem w zasadzie jest jeden - Toretena. Ta przeklęta skała jest siedliskiem największych sukinsynów na tym świecie. Na pewno nie wstąpią do Związku, zaś zdobycie tamtejszej twierdzy tradycyjnymi metodami jest właściwie niemożliwe. Gdybyśmy jakimś sposobem przejeli jednak tą wyspę - droga do założenia silnego Związku Morskiego stałaby otworem.
- Słusznie, słusznie. W zasadzie na początku mogłoby to być nam na rękę, moglibyśmy straszyć niepewnych Toreteną tak, jak Tyrem i piratami. Niemniej, trzeba będzie przemyśleć kwestię tej wyspy. Na kolejne spotkanie przygotujecie mi wszystko, co wiemy o tej wyspie i nią rządzącymi. A Twoim zdaniem, Maksymilianie?
Patrycjusz zamyślił się chwilę, podrapał po krótkiej bródce i rzekł.
- Podobnie jak Adolf myślę, że to czy uda nam się zrealizować nasze cele zależy od kontrolowania lub chociaż neutralizacji Torteny. Na wieść o tworzeniu się Związku Morskiego te psy zapewne rozpoczeły by działania odwetowe terroryzując sympatyzujących z nami władyków. Nie wspominam już nawet o tym, że co drugi statek handlowy pod naszą banderą który zostaje złupiony jest ofiarą właśnie Torteńczyków. Jeśli już ten problem zostałby rozwiązany zawiązalibyśmy z początku luźny związek państw z nami zaprzyjaznionymi, pozniej przekształcając Związek w unie celną. Wtedy od inkorporacji tych ziem dzielił by nas tylko jeden krok.
- Dziękuję. Adolfie, przygotujecie co trzeba, do wdrożenia Związku w życie, lecz póki co nie wykonamy żadnego ruchu, dopóki nie przemyślimy dokładnie kwestii Torteny. Chcę mieć na stole wszystko co wiemy o Tortenie i trzymających nad nią władzę. Dostarczycie mi to jeszcze przed wyjazdem, razem z papierami o gościach dworu Sorvelandzkiego. Teraz, zająć się możemy mniej naglącymi sprawami. Maksymilianie, jaki jest stan postępów powstawania uniwersytetu?
- Ściągneliśmy najlepszych mistrzów architektów z Tridonium i samego Tytusa de Ovienne z Gascoi by nasz uniwersytet stanowił przykład wspaniałości całego Rotschein. Poświęcając takie pieniądze jak obecnie już za dekadę powinniśmy mieć gotowy budynek uniwersytecki. Problemem pozostaje póki co to kto powinien tam uczyć...
Przemowę przerwał mu Falkenhausen cichym, acz stanowczym głosem.
- Wydaje mi się oczywiste, że kadrę profesorską powinni stanowić duchowni. Mamy niemal siedem wieków doświadczenia za sobą, uniwersytet byłby zatem odpowiednikiem wyższych kolegiów kapłańskich. Tyle, że dla osób świeckich.
- Z przykrością muszę stwierdzić - powiedział Franciszek z kąśliwym uśmiechem - że jego ekscelencja Falkenhausen ma tym razem nieco racji. Kościół Kreatora od wieków strzeże pism i dorobku Cesarstwa. Głupotą byłoby go odrzucać. Dlatego z radością powitamy uczonych w piśmie w progach Uniwersytetu. Niemniej, sądzę że powierzanie go w całości kadrom kościelnym mogłoby godzić we... Wszechstronność i dynamikę dyskursów tam podejmowanych. Więc zaprosimy, i stosownie zachęcimy, uczonych świeckich. Wśród ciągłych przepychanek o katedry w Palangium, na pewno znajdziemy kogoś godnego stanowiska, który z chęcią przeniesie się na bezpieczną, spokojną, dobrze opłacającą wyspę. Możemy rozdzielić ich po połowie. Albo nie - monarcha znowu się uśmiechnął - jeśli którzyś okażą się ciekawsi.
Odczekawszy chwilę by upewnić się, że żaden z doradców nie ma mu już nic do dodania Franciszek rozprostował ramiona i powiedział.
- Cóż, moi drodzy, zdaje mi się, że to wszystkie istotne sprawy, które mieliśmy dzisiaj poruszyć. Jeśli nikt nie ma nic do dodania, czas zakończyć wieczerzę. Ach, ze względu na mój rychły wyjazd, chciałbym dostać te raporty, o które prosiłem jak najszybciej.

- Wasza miłość – Henryk przewrócił oczami do góry, pewnych nawyków Anny nigdy nie zmieni – wyjazd do Sorvelandu będzie oczywiście dokładnie monitorowany przez moich ludzi. Jeśli dodatkowo brać pod uwagę wojskową obstawę naszego rycerstwa nie powinno ci nic grozić, wasza wysokość.
Anna pogładziła swe ciemnoblond włosy, usiadła w końcu na krześle i zaczeła mówić.
- Córka Emanuela, Isabel była brana pod uwagę w moich planach znalezienia odpowiedniej małżonki dla waszej wysokości. Nie kryje jednak, ze była jedną z mniej prawdopodobnych opcji. W normalnych warunkach jedyna dojrzała – co, jak wiedział Henryk w przypadku polityki dynastycznej oznaczało dziewczynę powyżej dwunastego roku życia – córka króla niezależnego państwa byłaby zbyt łakomym kąskiem. Oczywiście Ideriada ma jeszcze dwóch książąt krwi więc nie mielibysmy szczególnych szans na dziedziczenie, jednak prestiż wynikający z takiego przedsięwziecia byłby nie do przecenienia. Tyle, że to nie są normalne warunki. Myślę, że w tak napiętej sytuacji ręka Isabel będzie kosztowała “jedynie” gwarancje bezpieczeństwa na wypadek konfliktu z ich północnym sąsiadem. Oczywiscie mówie tu o zdecydowanym wspomozeniu sojusznika siłą militarną. Kłopot jest jednak w tym – Anna westchneła – że nie mamy obecnie jak przeprowadzić naszych wojsk do granicy Sorvelandu. Domena z pewnością nie zgodzi się na przemarsz wojsk mający pomóc innemu, suwerennemu państwu w walce przeciw jednej z prowincji Lademonu. A bez pewności, ze staniemy w jego obronie Emanuel raczej nie będzie chętny by oddać nam swoją córkę. To znaczy, oddać waszej wysokości.

Leonard zawsze był interesującym towarzyszem rozmów dla Michaiła. Mimo, że władca łapał się na tym, ze często nie rozumie o czym tak naprawdę on mówił (podobnie do większości ludzi na świecie) to w rozmowach z Leonardem zawsze miało się wrażenie obcowania z sacrum. Sacrum intelektu.
Tym razem Leonard rozwodził się nad projektem latającej machiny zdolnej przenosić człowieka z dwóch krańcowych punktów Scytii w przeciągu kilkunastu godzin.Właściwie jedynym problemem tej maszynerii był fakt, że człowiek powinien być około tysiąca razy bardziej wytrzymały i silniejszy by ją obsługiwać. Mimo, że wynalazca był tego od początku świadomy zrobił kilkanaście dokładnych szkiców pełnych notatek zapisanych w nieznanym nikomu alfabecie. Następny przedstawiony projekt był choć znacznie mniej kreatywny, znacznie bardziej przydatny – Leonard opracował projekt młyna który miast mielić ziarno wspomagałby garncarzy, kowali oraz stolarzy. Michaił już teraz widział w myślach jak bardzo może to usprawnić działanie manufaktur powstałych w Scytii dopiero przed kilkunastoma laty. Trzeba to będzie zapamietac, byc może już niedługo Scytia stanie się wzorem do naśladowania dla całego cesarstwa? Leonardo był ostatnio nadzwyczaj płodny, więc książe zapoznał się jeszcze z paroma projektami, żaden jednak nie przykuł jego większej uwagi.Gdy wyliczanka nareszcie się zakończyła Mihaił zamierzał pożegnać się i wezwać Sorvelandzkich posłów, Leonardo sam zadał pytanie
- Mój panie, chodzą wśród służby słuchy, że wybierasz się w podróż na południe. Czy zezwoliłbyś mi ze sobą pojechać?
Na samym początku Mihaił nic nie odpowiedział, tak zaskoczyła go prosba Leonarda. Kilka sekund później chciał mu odmówić, miał bowiem wrażenie, ze geniusz zechce mu się wymknąć z dworu w pobliżu swoich rdzennych ziem. Ostatecznie stwierdził jednak, że gdyby Leonardo chciał uciec to i tak by to zrobił, powiedział więc:
- Jeśli tego rzeczywiście chcesz, możesz jechać wraz z mym orszakiem.
Większość poddanych rzuciłaby się w tym momencie do stóp księcia i zaczeła mu gorąco dziękowac za ten przywilej. Leonardo nie był jednak większością poddanych.
- Ah, dziękuje, mój panie. Ale teraz, jeśli pozwolisz, udam się do swojej pracowni – Mihaił sam nie wiedział dlaczego pozwala na tak dużo temu człowiekowi. Pewnie inaczej się nie dało.
Wieczorem, w towarzystwie kilku przybocznych ruszył wraz z posłami na krótką przejazdzkę. Słońce wisiało jeszcze nad horyzontem jednak wprawny obserwator mgł już zauważyć tlące się płomyki gwiazd na granatowym niebie.
Książe jechał stępa, przyglądając się uważnie posłom; nie wiedział jak wygląda sprawa z tradycjami jeździeckimi w Sorvelandzie, więc chciał wybadać czy czują się pewnie w siodle.
- Jak się naszym miłym gościom podoba okolica? - spytał z uśmiechem, podnoszącym jego cienkie, długie wąsy.
Sorvelandzczycy z pewnością nie mieli tyle fantazji jezdzieckiej co większość Scytyjczyków z Ussurianami na czele. Jechali jednak pewnie i swobodnie, jakby nie było to jednak szlachta przyzwyczajona do siodła.
- Przepiękna, na prawdę przepiękna - dyplomacie nie mrugneła nawet odrobine powieka - Bezkresny step, falujące pola pszenicy i gigantyczne rzeki - gdyby nie nasza misja zostalibyśmy na kilka dni po to tylko by podziwiac piekno tego kraju.
Książe przyspieszył delikatnie, do kłusu. Chętnie by się przejechał galopem, ale to nie licowało z godnością dyplomatycznej przejażdżki, więc powstrzymał się przed tym.
- Cieszę się że nasz kraj wydaje się waszmościom piękny. Spodziewam się iż wasz mojemu nie ustępuje ani o krok, zapewne jednak wygląda inaczej; czy mógłby słówko usłyszeć o nim, by wiedzieć czego mogę się spodziewać?
- Niemal cały kraj pokryty jest bezkresnymi puszczami ciągnącymi się od bogatych w rudy gór na północy po wspaniałe morze na południu. Klimat mamy znacznie cieplejszy niż na tej wspaniałej ziemi.
Opowiadając w podobnym tonie przez kilkanaście minut Mihaił słuchał cierpliwie majac nadzieje wyłuskac ważniejsze informacje. W końcu się doczekał.
- ... ojciec obecnie nam panującego władcy wprowadził obowiązek szkolenia wojskowego dla każdego wolnego mieszkańca księstwa, dlatego też choć elity armii sa oczywiście szlacheckie bazujemy na pospolitym ruszeniu ogromnych mas chłopskich zahartowanych w bitce. To mi zresztą przypomina pewną zabawną anegdotkę... - nie dowiedział sie już większej ilości konkretów. Choć dyplomata wyjawił o kilka słów za dużo to jednak wynikało to z braku doświadczenia a nie braku talentu. Mihaił miał wrażenie, że identycznie przedstawia się sprawa z tym całym Sorvelandem.
Tevery Best
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1271
Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
Numer GG: 10455731
Lokalizacja: Radzymin

Re: [Hegemonia] Płomień idei

Post autor: Tevery Best »

Genadiusz
- Jak wrócimy, trzeba będzie zająć się tą flotą - powiedział bazyleus, kiedy przejeżdżali przez zwodzony most i opuszczali Spargarten, stolicę Heldonii. Fokas tylko kiwnął głową. Wiedział, że to do niego, a nie do biskupa Karola skierowane było ostatnie zdanie. - Będę ją chciał rozbudować. Musisz się spotkać z Temistoklesem i omówić koszty. Ale tym się zajmiemy dużo, dużo później... - wyciągnął spod siedzenia butelkę wina i nalał sobie pół kielicha. Za oknem widział jednego z jeźdźców obstawy - zawodowca. W sumie eskorta wynosiła czterdzieści osób, w tym pięciu osobistych gwardzistów bazyleusa i najwyższych oficjeli, pięciu konnych rycerzy z wyróżniających się szlacheckich rodów, z czego dwóch było szpiegami Rhinotmetosa ("Przy okazji przyjęcia przyjrzą się trochę miastu, pałacowi, nie będziemy im od razu nakazywać kradzieży czy morderstw" - zapewniał go szpieg, chociaż w jego żargonie "przyjrzą się" mogło równie dobrze oznaczać narysowanie kompletnego planu miasta i kompleksu mieszkalnego władcy), oraz dziesięciu agentów tajnej policji poprzebieranych w wojskowe mundury. Resztę stanowili konni z regularnej armii. Nikt nie mógł powiedzieć, że Genadiusz nie dba o swoje bezpieczeństwo. Konwój liczył sobie w sumie pięć wozów - jeden dla podskarbiego (żeby bazyleus wiedział, ile może zaoferować), jeden dla sekretarza (żeby wiedział, komu), jeden dla samego bazyleusa (który i tak często w nim trzymał dwóch pozostałych, bo samotna jazda jest nudna jak wszyscy diabli) i dwa na dary dla państwa młodych. Euklides z biskupem grali w szachy na zamocowanym do drzwi powozu składanym blacie, na nim ustawili szachownicę, wymalowaną przemyślnie wewnątrz pudełka z bierkami, tak, że jego ścianki utrudniały teraz spadanie figur z planszy. Władca w skupieniu przyglądał się partii. Początkowo wygrywał Fokas, który z łatwością zajął centrum i zabrał się za rozbiórkę linii obrony białych. Kolejnymi kombinacjami stopniowo rozmontowywał biskupią defensywę, samemu też jednak ponosił straty. Po przeszło godzinie gry wydawało się, że wygra... A wtedy Karol użył biednego, samotnego piona i zbił w przelocie maszerującego po hetmańskie laury pionka, nadto zamykając drogę ucieczki króla czarnych. Pat. Fascynujące.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Hegemonia] Płomień idei

Post autor: BlindKitty »

Wróciwszy z przejażdżki z posłami, książe Mihaił wspiął się do sypialni i usiadł na krawędzi łóżka. Jego droga małżonka już spała, postanowił jej więc nie przeszkadzać i skupić się na tym, co jest do zrobienia następnego dnia. Uświadomił sobie na przykład że dopiero jutro zdoła napisać list do władcy Nordbreugen, konna wycieczka pochłonęła bowiem zbyt wiele czasu.

Następny dzień wypełniły głównie przygotowania do wyjazdu. W ich trakcie książe, poza napisaniem listu i pchnięciem posłańca na północ, wezwał do siebie jeszcze Stiopę.
- Przywołałem cię by zadać pytanie - jakie są postępy w wybieraniu ludzi spośród Złotych Lwów do mojej osobistej ochrony? Wkrótce będziemy musieli wyruszyć, by na czas dotrzeć na ślub, a chciałbym zabrać ze sobą tylko niewielką liczbę najlepszych ludzi; po cóż mamy ogłaszczać wszem i wobec, jak potężna jest nasza armia?

Miał nadzieję że załatwiwszy te dwie sprawy, resztę przygotowań będzie mógł poświęcić służbie i zająć się swoją piękną Aleksandrą, której zaletą dla młodego Mihaiła z pewnością był fakt, że zasadniczo zawsze była chętna oddawać się wraz z nim miłosnym igraszkom. W końcu, w drodze na ślub i z powrotem będzie musiał zajmować się tylko tą nudną polityką, a nie nią, niestety...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Zablokowany