[WFRP 2.0] Tajemnice Schuten

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

[WFRP 2.0] Tajemnice Schuten

Post autor: Acid »

A więc zaczynamy :). Co do zasad: posty w trzeciej osobie, długie na 5 stron być nie muszą, ważne by ciekawe i treściwe. Czas na odpisanie – tydzień. Przed postem imię postaci, pogrubioną czcionką, avatar (jeśli ktoś ma :-P). Dialogi między postaciami (jeśli jakieś dłuższe) najlepiej rozegrać przez komunikatory (GG, AQQ, Jabber, whatever...) – oszczędzi nam to przestojów w sesji.
Tekst piszemy tak, - dialogi tak, "myśli tak", a poza sesją [tak].

Miłej gry i dobrej zabawy! :D

* * *


TAJEMNICE SCHUTEN

Schuten, 24 Kaldezeit 2524 KI, karczma „Bomberstrauch”, dwa dzwony do pory obiadowej...

Augustus Hargrimmson wszedł z wielką łopatą do sali otrzepując kubrak i długą, zaplecioną w dwa warkocze brodę ze śniegu. Trzasnął drzwiami i przemierzając salę mruczał coś do siebie pod nosem. Chyba nie był zbyt zadowolony z aury panującej za oknem, zwłaszcza że śnieg sypał od rana i co chwila musiał odśnieżać brukowaną dróżkę prowadzącą do jego gospody.

Rozejrzał się po pomieszczeniu i poprawiło mu to nieco nastrój. W sali gościło bowiem wielu mieszkańców miasta i kilku przyjezdnych, którzy zjawili się w mieścinie niedawno. A to oznaczało niezły zarobek.

- Hej, Augustus, nie denerwuj się tak. – z rozmyślań wyrwał khazada głos jakiegoś mężczyzny. Należał do Fiodora Enestanga, jak się zdążyliście przekonać - miejscowego lekarza. - Według moich obliczeń i pomiarów, niedługo powinna przyjść odwilż.
- Prędzej uwierzę że w dolinie Fastega leży zakopany skarb, niż w twoje astronomiczne obliczenia, doktorze. - krasnolud spojrzał na szczupłego, odzianego w bogate szaty mężczyznę. - Ulryk nie jest litościwy w tym roku...
- Przekonasz się, Augustusie. - zapewnił go lekarz uśmiechając się tajemniczo.

Krasnolud wzruszył ramionami i ruszył za szynk, przy którym siedzieli Kurt i Andre – miejscowe nieroby i obiboki. Były najemnik zawsze się zastanawiał, skąd oni mają pieniądze na codzienne picie, od rana do wieczora. Pewnie mieli na sumieniu jakieś ciemne sprawki, choć w sumie nie interesowało go to za bardzo, ważne że płacili. Spojrzał za okno i skrzywił się od razu - znowu szalała śnieżyca.

* * *

Herbert von Richter zszedł powoli po schodach z pięterka gdzie był jego pokój i zasiadł przy jednym ze stolików w głównej sali. Pozdrowił siedzącego nieopodal elfa Amarina i jego siostrę po czym zajął się przeglądaniem karty dań. Wczoraj rozwalił łeb jednemu z tubylców, którzy dobierali się do madame Rozali - jak się rycerz dowiedział kobiety prowadzącej jedyny burdel w mieście.

- Herr Richter! - miły, ciepły damski głos wyrwał go z rozmyślań. Mężczyzna odwrócił głowę i ujrzał efektowną blondynkę w kwiecie wieku, która uśmiechała się do niego. To była właśnie madame Rozala. - Zechce mi pan towarzyszyć przy śniadaniu? Winnam jestem panu podziękowanie i oczywiście wyborny posiłek.

Młody jeszcze spał, więc czemu by nie zrelaksować się w towarzystwie pięknej kobiety?

* * *

Farnoth był tego dnia w nienajlepszym nastroju. Pech chciał że wczoraj znalazł się w centrum bitki jaka miała miejsce między podstarzałym rycerzyną który zawitał niedawno do miasta, a tym tępym osiłkiem Andreasem i elf wyłapał przypadkowo kuflem w głowę. Fioletowy, nabrzmiały pagórek na czole niezbyt pasował do bladej karnacji skóry rzecznika rodu na co elf psioczył cały ranek, przykładając sobie lód do czoła. W końcu przy stoliku pojawił się Josef Gerig, tutejszy potentat i właściciel większości zabudowań w Schuten.

- Widzę, że zabawa wczoraj była przednia, Herr Farnoth. – czarnowłosy, przystojny jak na swój wiek mężczyzna uśmiechnął się krzywo wskazując wzrokiem siniaka na czole elfa. - Chyba odkąd pan u nas gości nie zdarzyło się jeszcze, żeby dostał po głowie... Niestety, jak pan wie w każdej części Imperium zdarzają się idioci, którzy patrzą tylko żeby komuś rozbić nos, tudzież nabić guza... Może kolejkę na poprawę nastroju? – mężczyzna gestem dłoni przywołał młodą dziewkę z karafką i dwoma szklanicami, które po chwili napełniły się ciemnoczerwonym płynem. - Zdrówko! - Gerig uśmiechnął się szeroko ukazując białe, równe zęby i zamoczył usta w trunku. Od początku twojej 'kariery' w tym miasteczku wyglądał ci na człowieka, który niewieloma sprawami się w życiu przejmuje.

* * *

To był już siódmy dzień dla Aurelion i Amarina w tej małej mieścinie, umiejscowionej na drodze do Erengardu, między Beeckerhoven i Norden. W sumie nie nudzili się tutaj zbytnio zajęci własnymi sprawami, a przede wszystkim własnym towarzystwem. Zajmowali wspólną izbę w karczmie u Hargrimmsona i chyba nie zamierzali wyjechać w najbliższych dniach, zwłaszcza, że Amarin poznał niedawno podstarzałego rycerza Herberta z którym rozmawiał od czasu do czasu, a Aurelion zaangażowała się w pomoc tutejszemu lekarzowi, Fabianowi Enestangowi. Stolik dalej siedziało dwóch podpitych typków, którzy zachowywali się dosyć głośno i co chwila zerkali na Aurelion rzucając pod nosem jakieś, zapewne sprośne, dowcipy i wybuchając gromkim śmiechem. Tylko głupiec by nie zauważył, że najpewniej rozmawiają o elfiej czarodziejce...

[W pierwszym poście standardowo opiszcie wygląd swoich bohaterów, avatar przed imieniem postaci mile widziany.]
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [WFRP 2.0] Tajemnice Schuten

Post autor: Vibe »

Obrazek

Marco Orlandoni

Co za noc! Już dawno nie bawił się tak dobrze w towarzystwie miejscowej dziewki, ba!, stwierdził nawet że była lepsza niż te miastowe, z którymi miał do czynienia jeszcze niedawno, w Erengardzie. I wyglądała nawet na zadbaną, może trypla nie złapie. Nieważne zresztą... Marco omiótł leniwym wzrokiem salę i skupił się na szklance miejscowego wina – było nawet niezłe, zresztą, dla niego to i tak nie miało żadnego znaczenia – dobre czy nie, miało 'ryć beret' jak to mawiali w najgorszych spelunach w Altdorfie i jak do tej pory spisywało się nienajgorzej. Siedząc tak nad szklanką taniego winiacza rozmyślał trochę o swojej ojczyźnie – obiecał swojemu bratu, Luce, że dostarczy mu najszybciej jak się da papiery własnościowe jednej z fabryk w Talabheim. Cóż... trochę się zeszło, ale chyba starszy Orlandoni tego nie kupi... A zwłaszcza jego żonka, która chyba nie za bardzo go lubiła. A co tam, te parę tygodni zwłoki jeszcze nikogo nie zabiło... Poza tym tileańczyk już sobie wymyślił dobrą historyjkę o zwierzoludziach, choć brat raczej w to nie uwierzy. Ale może jego żona?

Dla tych, co siedzieli w głównej sali mógł wyglądać co najmniej na zamożnego kupca. Skrojone na miarę czarne spodnie idealnie komponowały się z bogato wykończonym kubrakiem koloru kawy z mlekiem. Ubioru dopełniała biała koszula, a także miecz o dość finezyjnie wyrzeźbionej głowni i pistolet za pasem, który nieco mącił wizerunek 'bogatego kupca'. Na dwóch palcach każdej ręki świeciły złote sygnety i obrączki, a bystre oczy śledziły co się dzieje w sali. Mężczyzna był wysoki i przystojny, może nie atletycznej budowy, ale dość barczysty. Właśnie dopijał swój trunek, gdy jego uszu doszły niewybredne żarty i porykiwania bandy chłystków, którzy najwyraźniej za dużo już mieli w czubie i za cel obrali sobie elfkę siedzącą ze swoim pobratymcem stolik obok.

Marco wstał od stołu, wziął ze sobą szklanicę, na dnie której pływało jeszcze trochę ciemnoczerwonego alkoholu i podszedł do stolika zajmowanego przez podpitych mężczyzn.

- Panowie wybaczą, ale słyszałem co mówicie o tej zacnej damie siedzącej przy tamtym stoliku.
- wskazał wzrokiem na elfkę. - Nie godzi się, żeby jakieś prostaki, co srają pod siebie i wycierają dupska słomą, bo nie stać ich na nic więcej, obrażali przedstawicielkę Wysokiego Rodu. Macie ją przeprosić. I to natychmiast! - do tej pory mówił spokojnie, kładąc nacisk jedynie na ostatnie słowo.

Grupka pijaczków wybuchła śmiechem, po czym jeden z nich wstał i spojrzał na tileańczyka.

- Nie twoja sprawa, bucu... I spierdalaj stąd, zanim dostaniesz w tą swoją piękną mordę...

Marco uśmiechnął się delikatnie, po czym znienacka chlusnął mężczyźnie prosto w twarz resztką wina. Przy stoliku zawrzało, pozostali zaczęli podnosić się z miejsca. Mężczyzna w jednej chwili dobył swego pistoletu i wycelował w najbliższego.

- Nawet nie próbujcie, bo mózg waszego kolesia będziecie zbierać po całej knajpie. A teraz grzecznie przeprosicie tamtą panią. - widząc, że nie wiedzą, co mają zrobić, Marco wrzasnął. - No jazda!

Kto wie, może taki ruch jeszcze mu się opłaci? Od razu mu się przypomniało jak papa Orlandoni mówił kiedyś, że on i Luca to najwięksi cwaniacy w Luccini. Pewnie miał rację...

Gram z Wami, cieszycie się? :P
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Tajemnice Schuten

Post autor: Serge »

Obrazek Obrazek

Aurelion & Amarin

Siedzenie na tym wygwizdowie powoli nudziło Amarina i gdyby nie to, że Auri zaangażowała się w pomoc miejscowemu lekarzowi, to zwadźca już dawno zmienił by otoczenie na jakieś ciekawsze. I może nawet cieplejsze. Zima ledwo co nadeszła, a już dała się ostro we znaki – Ulryk nie był w tym roku łaskawy dla ludu Imperium. Ale gdzie siostra Amarina, tam i on – obiecał jej już dawno, że nigdy się nie rozstaną i zamierzał dotrzymać słowa. Poza tym to nie była tylko obietnica; raczej połączenie dusz... Elf wiedział że bez siebie nie będą w stanie normalnie egzystować... Już nie...

Gestem dłoni pozdrowił doświadczonego rycerza Herberta, którego poznał kilka dni temu w tejże karczmie. Zwadźca chwalił sobie tę znajomość – zwykle wieczorami, gdy Auri szła spać, elf schodził do sali i przy flaszce wina rozprawiał z rycerzem na różne tematy; począwszy od religii, poprzez stoczone walki a skończywszy na sytuacji w Imperium i krajach ościennych. Amarin cenił sobie inteligentnych rozmówców, a rycerz był na tyle ekscentrycznym reprezentantem człowieczej rasy, że zaskarbił sobie uznanie elfa.

Amarin rozmyślając o czymś beknął soczyście przy stole, za co siostrzyczka skarciła go ostrym spojrzeniem. Uśmiechnął się do niej szeroko i pogładził dłonią po policzku. Była taka delikatna, taka wspaniała. Kochał ją jak nikogo na tym świecie.

- Auri, nie sądzisz, że pora by się stąd ruszyć? Może odwiedzilibyśmy Tileę? Mam w Miragliano kilku znajomych, mogliby nas ugościć. - założył dłonie za głową bujając się na krześle. - Wiem, pomagasz miejscowemu doktorkowi, ale ile tak można? Chyba nie będziesz tutaj siedzieć w nieskończoność... - rozejrzał się po sali. - Swoją drogą marne perspektywy jak dla tak utalentowanej czarodziejki jak ty, Słonko. - uśmiechnął się zawadiacko, a w jego oczach dostrzegła tajemnicze iskierki.

- Podoba mi się tutaj, a przy obecnym stanie dróg nie ma co myśleć o wyjeździe. - zauważyła rzeczowo elfka. - Ale jeśli ci się tutaj nudzi, możemy pomyśleć nad zmianą otoczenia. Lubię biel. - spojrzała na zacinający za oknem śnieg - jednak to lekka przesada.Z miłą chęcią zmienię otoczenie na...

Przerwała, gdy śmiech kilku mężczyzn zagłuszył jej słowa. Spojrzała się w ich stronę wymownie, jednak nie zrobiło to na podejrzanych typkach najmniejszego wrażenia. Spuściła wzrok i wbiła go w swój kielich. Miała nadzieję, że Amarin nie weźmie się za robienie porządków.

Zwadźca przysłuchiwał się słowom siostry, gdy spokój w sali został zmącony przez bandę jakichś podpitych typków, którzy najwyraźniej żartowali z Auri w niewybredny sposób. Amarin zmarszczył brwi i zacisnął zęby podnosząc się do pionu. Na prawym przedramieniu poczuł ddelikatną dłoń siostry.

- Daj spokój, Ami, nie są tego warci... - jej oczy były tak spokojne, że w elfie wezbrała jeszcze większa furia. Nie zamierzał pozwolić by jacyś brudni ludzie naśmiewali się z jego siostry.

- Nikt nie będzie cię obrażał... Póki żyję, nie pozwolę... - powiedział zimno, a Aurelion wiedziała, co oznacza jego wzrok. Zbyt dobrze znała to spojrzenie.

Elf zabrał z sobą krzesło na którym siedział i skierował się w stronę stolika zajmowanego przez podpitych typków. Już miał rzucić jakąś celną ripostę by rozpocząć awanturę i dać im nauczkę, gdy wtrącił się ten człowiek... Na oko elfa wyglądał na południowca, a ci znani byli z gorącego temperamentu, zwłaszcz jeśli chodzi o kobiety.

- A teraz grzecznie przeprosicie tamtą panią. – mężczyzna odziany w bogate szaty był bardzo stanowczy, zwłaszcza że miał jeden podstawowy atut w dłoni: pistolet - No jazda!
- Nie słyszycie co mówi?!! - warknął Amarin włączając się w spór. - Albo przeprosicie moją siostrę, albo doktor Enestang będzie miał bardzo dużo pracy tego popołudnia... - na potwierdzenie tych słów podrzucił sobie w dłoni krzesło bez żadnego wysiłku jakby było zrobione ze styropianu. W aprobacie skinął głową południowcowi – obaj mogli narobić niezłego zamieszania. A zapowiadał się spokojny poranek przy gorącej jajecznicy...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Zablokowany