[Warhammer 2.0] R6

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
klarkash_ton
Majtek
Majtek
Posty: 78
Rejestracja: piątek, 21 listopada 2008, 08:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Lemuria

[Warhammer 2.0] R6

Post autor: klarkash_ton »

Zanim zaczniemy kilka uwag natury technicznej:

1. obowiązuje Was narracja w trzeciej osobie liczby pojedynczej;
2. przed umieszczeniem posta na forum sprawdzacie go pod kątem zgodności z zasadami ortografii i interpunkcji;
3. posta zaczynacie od pisanego boldem imienia swojej postaci;
4. dialogi piszecie kursywą;
5. myśli ”kursywą i w cudzysłowie”;
6. [tak piszecie wszystko poza sesją];
7. termin odpowiedzi wynosi 7 dni od chwili zamieszczenia przeze mnie upka;
8. jeżeli nie możecie odpisać w terminie piszcie o tym w temacie z rekrutacją;
9. tam również będą poruszane wszelkie kwestie dotyczące organizacji naszej zabawy, dlatego dobrze by było gdybyście tam czasem zaglądali;

To chyba tyle jeśli chodzi o stronę formalną. Życzę wszystkim uczestnikom dobrej zabawy.

WARHAMMER – R6

Rozdział 1. - Pewnej nocy w Middenheim

Middenheim - Altquartier, 15 Ulriczeit 2527 KI

Rozkaz brzmiał: ”Stawić się za 5 dni w Middenheim pod wskazanym adresem”. Poza nazwiskiem i kilkoma szczegółami dotyczącymi oficera, któremu mieliście podlegać nic więcej nie chcieli wam powiedzieć. To miał być pierwszy raz kiedy mieliście pracować razem. Od czasu do czasu widywaliście się na korytarzach centrum szkoleń Bractwa, jednak jak do tej pory nie było okazji by poznać się bliżej. Wasza podróż do miasta również temu nie sprzyjała. Ze względów bezpieczeństwa musieliście bowiem udać się tam różnymi drogami. Gdy przemierzywszy zasypane śniegiem ulice Middenheim dotarliście na miejsce waszym oczom ukazał się:

Antykwariat Ulricha Denofsena

Lokal mieścił się w centrum dzielnicy Altquartier zamieszkiwanej przez biedniejszą część ludności miasta. Dziwna przykrywka, zważywszy na fakt, że nikt kto mieszkał w najbliższej okolicy tego przybytku nie mógłby sobie pozwolić na zakup czegokolwiek z jego asortymentu. Gdy jeden po drugim wchodziliście do środka, wychudzony starzec siedzący za kontuarem prowadził was poprzez zaplecze do piwnicy budynku. Tam zaś znajdował się mały pokoik, którego jedyne wyposażenie stanowił stół oraz kilka krzeseł. Stary świecznik ustawiony na stole, rzucał światło tak słabe, że nie pozwalało ono dojrzeć co znajdowało się w rogach pomieszczenia. Kiedy wszyscy znaleźliście się w środku starzec powiedział:

-Proszę usiąść, Pan Ropke będzie tu lada moment - po czym zamknął drzwi.

Czekaliście jakieś 15 minut. Kiedy co bardziej niecierpliwi zaczęli się zastanawiać się nad opuszczeniem antykwariatu człowiek, który sądząc po opisie miał prowadzić waszą grupę wyłonił się nagle z rogu pokoju i przysiadł się do was.

-Wygląda na to, że jesteśmy w komplecie.

Helmut Ropke był wysokim, potężnie zbudowanym mężczyzną w wieku około czterdziestu lat. Nosił długie blond włosy związane rzemieniem w warkocz a twarz porastał mu kilkudniowy zarost. Jego poorana bliznami twarz i szaroniebieskie oczy, w które mało kto odważyłby się spojrzeć, znamionowały człowieka o wielkim harcie ducha. Ubierał się skromnie - brązowe spodnie i sięgający niemal do ziemi płaszcz tego samego koloru miały najlepsze lata za sobą. Skórzany kaftan nosił ślady wielokrotnego łatania. Jedna rzecz wyróżniała tego mężczyznę z tłumu w znacznie większym stopniu niż jego powierzchowność. Helmut Ropke był wilkołakiem. Wprawdzie doszły was słuchy o tym, że w szeregach Bractwa służyło kilku zmiennokształtnych jednak do tej pory nie przeszło wam przez myśl, iż będzie wam dane współpracować z jednym z nich.

-Nazywam się Helmut Ropke i podczas tej misji odpowiadacie przede mną na za swoją działalność na rzecz Bractwa. Będziemy się tu spotykać raz na trzy dni o tej porze co dziś. W czasie tych spotkań będziecie mi meldować o poczynionych postępach. Na czas pobytu w Middenheim zatrzymacie się w położonej niedaleko stąd oberży ”Logermensch”. Wynająłem wam dwa pokoje na okres trzech tygodni. Przez ten czas powinniście się uporać z zadaniem. Zapewne w centrum nie powiedzieli wam niczego konkretnego na temat misji? W przypadku niektórych zadań jest to normalna praktyka i powinniście do niej przywyknąć. Otóż tydzień temu w dzielnicy Grafsmund doszło do morderstwa. Ofiarą była Eliza Hauptman, jedyne dziecko Sigfrieda Hauptmana - najbogatszego w mieście handlarza zbożem. Normalnie Bractwo nie interesuje się takimi sprawami. Jednak w tym konkretnym wypadku będziemy musieli postąpić inaczej. Otóż herr Huaptman jest osobą zaangażowaną w obronę interesów religii Sigmara na terenie Middenlandu. W ciągu ostatnich kilkunastu lat dzięki jego pieniądzom i wpływom kult Młotodzierżcy znacząco umocnił tu swoją pozycję. Rada uważa, że ktokolwiek stoi za zabójstwem jego córki, zrobił to ze względu na działalność polityczną ojca. Waszym zadaniem będzie odnalezienie i likwidacja sprawcy. Proponuję zacząć od sprawdzenia miejsca zbrodni. Wieczorem w oberży spotkacie się z człowiekiem o nazwisku Heine. Pracuje jako służący w rezydencji, w której mieszka Hauptman. Pomoże dostać się do środka i odpowie na wasze pytania. Zbadanie zwłok dziewczyny też mogłoby pomóc. Z tym będzie trochę trudniej bo dwa dni temu została pochowana. Mój kontakt w gildii medyków powie wam jak się do tego zabrać. Jak będziecie na miejscu pytajcie o Ulricha Junga. Z mojej strony to wszystko. Przy wyjściu antykwariusz wyda wam sprzęt i wskaże drogę do oberży. Powodzenia.

Mówiąc to wyszedł zostawiając was samych w pokoju.

[Aby tradycji stało się zadość w swoim pierwszym poście opisujecie wygląd Waszych bohaterów (tak jak widzą Was inni). Jakiś dialog celem bliższego poznania się również byłby wskazany.]
Ostatnio zmieniony czwartek, 25 czerwca 2009, 03:18 przez klarkash_ton, łącznie zmieniany 1 raz.
There is no system but GNU, and Linux is one of its kernels
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: mone0 »

Lothar

"Middenheim, znowu w Middenheim" - myśli mężczyzny o kruczoczarnych doskonale przystrzyżonych włosach kłębiły się w głowie.
Był lekko rozdrażniony, że został tu wysłany, ale rozkaz to rozkaz. Siedział naprężony jak struna w gotowości do podniesienia się natychmiast z miejsca. Nie zwracał uwagi na antykwariusza, nie interesował go, co innego reszta towarzystwa, w końcu miał z nimi współpracować. Szmaragdowo-zielone oczy błyszczały w świetle świec wyłapując szczegóły zachowania przybyszów. Wygląd był najmniej ważny, najważniejsze są gesty, ton głosu - to przykuwało największą uwagę.
Gdy Helmut Ropke przedstawił sytuację na twarzy Lothara pojawił się grymas niezadowolenia, który został podkreślony poprzez jednoczesne wykrzywienie się blizny biegnącej od prawej strony szyi po sam czubek brody. Wyglądała okropnie, niezwykle szeroka i długa, niewątpliwie rana, którą otrzymał mogła być śmiertelna, jednakże tak się nie stało i dzięki temu siedział tu razem z resztą. "Sprawdzić kto zabił jakąś mieszczkę, dobre sobie i potrzebnych do tego jest czterech ludzi - Ropke, coś kręcisz."U nasady szyi wisiał srebrny wisiorek w kształcie młota, co w Middenheim nie było popularne. Niezwykłym był jego ubiór dokładnie dopasowana zbroja płytowa, a na niej herb z purpurowo-granatowymi pasami ze skrzyżowanymi mieczami. Całkiem niespodziewane było to, że tak odziany człowiek poruszał się po Starym kwartale samotnie, a mimo to dotarł punktualnie na spotkanie. Po zakończeniu przemowy i wyjściu Ropkego dla formalności przedstawił się:
- Khee..Jest..Khee.m Loth..Khee..ar Godt.Khee..richt - słowa zabrzmiały złowrogo przez to, że zostały niemalże wycharczane. Wziął głęboki wdech i kontynuował teraz już w miarę swobodnie:
- Mamy 2, dwuosobowe pokoje. Które z was zamierza współdzielić jeden ze mną? - Wypowiedział to na jednym wdechu, po czym złapał kilka mniejszych łyków powietrza.
Nie oczekiwał jakiejś entuzjastycznej odpowiedzi, nie po tych ludziach..."Jeszcze nie przyszedł czas by osądzać pozory."
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: Jabberwocky »

Joahim Kell

Łowca poruszał się szybkim, równym krokiem, wysoki, choć lekko zgarbiony, odziany w brudne szaty w nieokreślonym, ciemnym kolorze, zdawał się być jednym z mieszkańców biednej dzielnicy, nie zatrzymywał się dopóki nie dotarł do swojego celu, spojrzał na szyld, napis nad drzwiami głosił.

Antykwariat Ulricha Denofsena

Ruszył na tyły budynku, sprawdził tylne drzwi, zamknięte, okna, zamknięte, rozejrzał się dookoła, nie zauważył nikogo w pobliżu, wspiął się szybko na dach i cicho podszedł do niewielkiego okienka na piętrze, było otwarte, „Nieostrożni” pomyślał, bezszelestnie wślizgnął się do środka budynku.
Spokojnie zszedł po schodach na parter, właściciel nawet go nie zauważył, Joahim zdjął kaptur okrywający dotąd jego głowę, blizny na twarzy, połamany nos, poszarpane lewe ucho, wyglądał niczym typowy knajpiany zbir, jeden z tych którzy wszczynają burdy dla samej radości dania komuś w mordę, jednak każdy kto spojrzał w jego zielonkawe, pozbawione wszelkich emocji, oczy wiedział już, że to inny typ człowieka, ten który walczy aby zabić, nigdy dla zabawy, podszedł cicho do sprzedawcy, położył dłoń na jego ramieniu.
- Pan Denofsen? Kazano mi się tu stawić. - powiedział cichym, lecz wyraźnym głosem.

Zeszli do piwnic antykwariatu, czekał tam już jeden z agentów, Kell kojarzył go z siedziby Bractwa, nie rozmawiali dotąd, ale twarz tamtego wyróżniała się dostatecznie by zostać zapamiętaną, Joahim zdjął szaty i położył je na oparciu krzesła, bez okrywającego go materiału łowca wampirów wydawał się być chorobliwie chudy i blady, jasną cerę podkreślała jeszcze czarna kolczuga i ciemna skórznia, Kell oparł się o ścianę, zamarł, czekał, nie widać było po nim emocji czy zbędnych ruchów, stał tylko, niczym rzeźba stworzona przez artystę z wyjątkowo kiepskim poczuciem tego co piękne.

Kolejni agenci zjawiali się w komnacie, oczy Kell trzymał co prawda zamknięte, ale słyszał ich kroki, oddechy, słuchał ich głosów, oceniał, podrapał się spokojnie po ściętych na krótko, słomianych włosach, nic więcej, bez zbędnych gestów, czekał.
W końcu zjawił się Ropke, Joahim słuchał jego słów z uwagą, nie zastanawiał się specjalnie po co Bractwo wysłało kogoś o jego umiejętnościach do tej sprawy, zapewne był powód, nie musiał go znać, dostał rozkaz, a skoro zgodził się dla Bractwa pracować miał zamiar go wypełnić, niezależne czy było to polowanie na wampiry czy sprzątanie stajni, skrzywił się jednak lekko na wiadomość o rozkopywaniu grobów, miał nadzieję, że Morr wybaczy mu ten czyn, zresztą, kto wie, może kapłani udzielą im pozwolenia.
Po chwili zostali sami, teraz dopiero rozejrzał się po pomieszczeniu, był ciekaw z kim przyszło mu pracować.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Zajx
Majtek
Majtek
Posty: 104
Rejestracja: sobota, 16 lutego 2008, 11:52
Numer GG: 2532797
Lokalizacja: Czarnobyl

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: Zajx »

Feliks


-Middenhiem!!! Wreszcie na miejscu!!!-. Chłopak wykrzyknął to pełną piersią jednak jak najbardziej do siebie, z widoczną ekscytacją rozglądał się po budynkach. "Ciekawe czy to prawda, iż wyznawcy Ulryka nie mogą uciekać się do podstępu i oszustwa. Oj tak, to by było ciekawe" Feliks jeszcze nigdy tak naprawdę nie opuścił Altdorfu , więc smakował nowe miasto. Nawykiem oceniał zabezpieczenia poszczególnych budynków, po chwili znać było biedniejszą dzielnice miasta. Szybko odnalazł budynek w którym miał się stawić, ślinka namyśl mu pociekła gdy pomyślał o zyskach z antykwariatów. Szyderczy uśmiech rozciągnął się na jego twarzy, ponieważ kątem oka zauważył niedomknięte okno. "Mam nadzieje, że znalazłem się w porządnej organizacji i gdybym jednak spróbował wejść przezeń do sklepu od razu lub po uprzednim schwytaniu i przesłuchaniu został bym zabity czy coś..." Mimo pokusy sprawdzenia tego faktu uznał, że raz na czas można wejść przez drzwi, w końcu teraz znajdował się w służbie u samego Imperatora. Zapukał i naraz ktoś wykrzyknął OTWARTE NIE WIDAĆ!. Gdy wszedł życie dostarczyło mu odrobiny radości. Gdy powiedział kto go przysłał zadziwiona mina właściciela była warta najmniej szylinga. Z drugiej strony nie trudno się dziwić, widok szesnastoletniego chudzielca musiał mijać się z wizerunkiem typowych agentów. Już na szkoleni dowiedział się, że rzadko w szeregi organizacji trafiają tak młodzi ludzie. A w dodatku Feliks wyglądał niepozornie i niegroźnie. Miał koło metra siedemdziesięciu wzrostu, jego ciemne włosy sięgały do ramion i były związane z tyłu rzemieniem. Grzywka częściowo przysłaniała oczy tak niebieskie jak u noworodka, niestety praktycznie zawsze w słońcu zmrużone. Chłopak miał bladą karnację, widać że nie często przebywał na słońcu. Sprawiał wrażenie sympatycznego lekkoducha, któremu to ino młode dziewki w głowie.
Zniecierpliwiony zapytał -Dzieńdoberek, można by tak tu się gdzieś rozgościć??
Stary wskazał by podążył za nim. Zaprowadzony został do ciemnego pomieszczenia, jego oczy odczuły ulgę. Nie był pierwszym, ale też nie ostatnim po drodze minął kogoś kto wydawał mu się znajomy, pewnie członek ekipy. Wygodnie rozłożył się na krześle, rozważył nawet wywalenie buciorów na stół, aczkolwiek przypomniał sobie o psiej niespodziance na podeszwie.
- Witam. -z nieukrywaną ekscytacja badał wzrokiem nowych towarzyszy. "Łał w tej płytówce to się na pewno w tłum wmiesza, czarne skórznie też zbytnio się w oczy nie rzucają, ech ciekawe co powiedzą jak im by taki gówniarz doradzać zaczął?" Gdy już całe towarzystwo się zebrało pozostało tylko czekać na kogoś kto im wyjaśni poco tyle zachodu. Gdy Ropke ukazał się Felix wzdrygał się trochę, aczkolwiek starał się by nie było tego po nim widać tak samo jak tego, iż cały czas się na niego gapi. Gdy byli już sami facet w płytówce zaproponował dzielenie pokoju. Feliksowi przypadł ten pomysł do głowy."Może będę miał z nim trochę luzu ten przy ścianie wygląda jakby nie spał po nocach, poza tym mogę udawać jego giermka jeśli by dali mi jakie lepsze ubranko ."
-Jeśli szukasz kompana do pokoju, to jestem chętny. Widać, iż jesteś doświadczonym człowiekiem więc może czegoś się do ciebie nauczę, A i me pytanie, jak waćpanów zwać i czy dla potrzeb tej misji imiona inne przybrać należy? Zresztą nieważne mówcie mi Ulrich, chyba się właściciel nie obrazi, żeśmy imiennikami zostali.
Wole umrzeć jak mężczyzna(tudzież szaleniec) niżeli żyć jako tchórz.
Odwaga nie polega na braku strachu, lecz jego pokonywaniu. Rozwaga nie polega na dowadze.
SebaSamurai
Majtek
Majtek
Posty: 120
Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: SebaSamurai »

Anthony Surehand

Masywna skała Urlicberg jak zawsze przytłaczała swym ogromem. Miasto wzniesione na niej wyglądało potężnie i groźnie. Po pokonaniu długiej rampy, człowiek wszedł do miasta przez zachodnią bramę. Wtopił się w tłum, opłacił podatek i nie wzbudzając niczyich podejrzeń ruszył w kierunku Altquartier. Zapach Starej Ćwiarty przypominał mu najwcześniejsze wspomnienia z dzieciństwa. Przystanął na chwilę i zamknął oczy. Zimne północne powietrze niosło ze sobą zapach stęchlizny i rynsztoku, zupełnie jak dzielnica dokowa w Marienburgu, gdzie mieszkał z rodzicami zanim nie wynieśli się do Talabeclandu.
Mijał stragany przekupek, i żebraków, których nie było tu wcale mniej niż w stolicy. Pogoda dopisywała, więc zdjął kaptur i odchylił prawą połę płaszcza. Jego siwy ogier pokornie podążał za nim. Człowiek zatrzymał się przy jednym ze straganów i kupił cukrową babę - tutejszy przysmak. Połowę zjadł sam, a drugą połowę podał swojemu koniowi. Siwek najpierw dobrze obwąchał co pan mu podaje na wyciągniętej dłoni a następnie smyrnął jęzorem i słodka masa zniknęła w jego pysku. Jeszcze przez chwilę poruszał chrapami po pustej już rękawicy człowieka, a następnie wierzgnął energicznie głową jakby chciał podziękować.
- Mądre zwierzę. - powiedziała kramarka uśmiechając się. - Widać, że przywiązany. Z daleka Panie do nas przybywacie?
- Bardzo mądre i bardzo przywiązane. - podróżny spojrzał w oczy zwierzęcia. - I jak widać smakują mu tutejsze przysmaki. - uśmiechnął się zalotnie do kramarki, aż ta oblała się rumieńcem. - Powiedzcie mi, gdzie znajdę antykwariat Ulricha Denofsena? Mam do sprzedania kilka staroci, może starczy na wikt i nocleg.
Speszona kramarka uniosła w górę powieki i spojrzała na podróżnego.
- W starej dzielnicy jest tylko jeden antykwariusz, więc na pewno o niego chodzi, chyba że mowa o kimś innym. Do tego naszego trafi pan bardzo łatwo, wystarczy dojść do starego rynku. To kamienica po prawej stronie od gospody Pod Skulonym lub Skundlonym Snotlingiem - chyba sam karczmarz nawet nie wie jaka jest nazwa, bo szyld od lat jest nieczytelny, ale wszyscy fani naszej Altquartier Snotballschaft znają ją doskonale i tak na nią mówią właśnie. - wyrzuciła z siebie niemal jednym tchem.
- Dziękuję. - nieznajomy puścił jej oko i zarzuciwszy kaptur ruszył we wskazanym kierunku. Po chwili stał już obok gospody. Przywiązał konia i poprawił swój ekwipunek. Rzucił pół szylinga siedzącemu na schodach wyrostkowi z obietnicą drugiego pół, jeśli przypilnuje jego konia i wszedł do kamienicy.
Kiedy zasiadł przy stole zamknął na chwilę oczy, aby szybciej przyzwyczaić wzrok do panującego półmroku. Przyglądał się pozostałym. Oni też mu się przyglądali. W ich głowach pojawiały się pytania... "Czy pamiętam go z centrum Bractwa? Czy już go wcześniej widziałem?" Anthony wyglądał bardzo przeciętnie. Był średniego wzrostu, około trzydziestu lat. Jego włosy mysiego koloru, posklejanymi kosmykami, swobodnie opadały na ramiona. Na twarzy nie miał żadnych znaków szczególnych, żadnych blizn, jedynie krótki zarost wkoło ust i na brodzie. Nosił skórzane odzienie - spodnie i kurtę przepasaną, szerokim pasem. Całą postać skrywał szeroki płaszcz z kapturem, który także niczym się nie wyróżniał. Po prostu pan NIKT. Jedyne co odróżniało go od zwykłych mieszkańców Imperium, to to, że nie nosił miecza. Zamiast tego u jego lewego biodra zwisała zakrzywiona szabla podobna do tych, jakie przywozili kupcy podróżujący do dalekiej Arabii.
Kiedy Ropke opuścił pomieszczenie, Anthony rzucił okiem na pozostałych. Chciał jako pierwszy się przedstawić, ale wyprzedził go osobnik zamknięty w zbroi płytowej.
- Khee..Jest..Khee.m Loth..Khee..ar Godt.Khee..richt - słowa zabrzmiały złowrogo przez to, że zostały niemalże wycharczane.
Anthony był przerażony. Już sam strój jego przyszłego kompana wzbudzał niepokój, a co dopiero rzężący w gardle głos.
- Mamy 2, dwuosobowe pokoje. Które z was zamierza współdzielić jeden ze mną? - Anthony wiedział, że musi odpowiedzieć i to natychmiast.
- Jestem Anthony Surehand. W takim razie zajmę drugi pokój i obojętne mi który z was do mnie dołączy. Wiąże nas zadanie, a nie przyjaźń. - spojrzał po pozostałych omijając wzrokiem tego, który przedstawił się jako Lothar.
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: mone0 »

Lothar

Było ich w sumie czterech, ni mniej ni więcej. Lothar wyglądał przy nich dość dziwnie w nienagannie utrzymanej zbroi. Pozostała trójka po części pasowała do niego, nie pod względem zachowania, a motywacji. Jeden z nich, ten, którego twarz wyglądała na podobnie doświadczoną w bojach jak jego własna nie odezwał. "Cóż za brak manier!" - jego myśli podążyły dalej w tym kierunku, chciał go sprowokować:
- Gdzie...ż żeś się wycho...wał psi synu?! Ja kalaka, a językiem posłużyć się umiem! Tylko nie myśl sobie, że będę się z tobą próbował. Naucz się trochę ogłady, gdyś jest wśród ludzi. - "Ciekawe, czy to wyprowadzi cię z równowagi?"
Nie czekał na jego odpowiedź, lecz przygotował się na odparcie jakiegoś ataku fizycznego ze strony nieznajomego.
Widział wcześniej, że obserwuje otoczenie tak jak i on. Był ciekawy co mu w głowie siedzi. Czy to opanowanie to tylko taka zewnętrzna skorupa, którą da się rozbić tak błahymi słowy.
Młody chciał zaskarbić sobie Godtrichta, co nie do końca mu się udało, gdyż zbyt słabo go znał. Takie gładkie słówka, które miały go połechtać nie robiły na nim wrażenia, lecz spowodowały, iż ocenił Ulricha jako drobnego cwaniaczka mogącego przysporzyć dużą ilość kłopotów. Szybko jednak przystał na jego propozycję skinieniem głowy. "Mały będę musiał mieć cię na oku."
Ostatni z nich, niejaki Anthony wydawał się spokojny do czasu, gdy Lothar odezwał się do wszystkich. Zauważył lekkie wzdrygnięcie się, gdy Godtricht kończył wypowiadać swoje pytania. Zadowoliło go jedynie stwierdzenie Surehanda, że nie są przyjaciółmi, a misja jest najważniejsza. "Ten człowiek wie co mówi, lecz jest trochę bojaźliwy."

Lothar odezwał się ponownie:
- Nie czekajcie na mnie, mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. - oznajmił, tym razem, gdy mówił "chrypa" była mniej dokuczliwa, przez to, że rozruszał nieużywane od pewnego czasu struny głosowe.

Spokojnie udał się do północnej dzielnicy miasta Nordgarten, by odwołać swą rezerwację w hotelu "Nadzieja", której właściciele są dobrze znani Lotharowi. Po przybyciu na miejsce, okazałego dwupiętrowego budynku pożegnał się serdecznie z Rudolfem i Sigrid Bufflerami, by poinformować o niespodziewanym wyjeździe. Sigger - łaciata klacz czekała na niego w stajni niedaleko głównego budynku. Godtricht sprawdził czy pozostawione przez niego rzeczy znajdują się w dalszym ciągu na miejscu, gdyż znał naturę Bufflerów. Po upewnieniu się, że ich śliskie ręce ominęły jego juki ruszył w kierunku oberży "Logermench".
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: Jabberwocky »

Joahim Kell

„Weteran, gówniarz, rozsądny dzieciak” Myślał Kell obserwując pozostałych „Ciekawe jak długo pożyją” gdyby ktoś wiedział o czym Kell myśli, z łatwością by wywnioskował, że ten który przedstawił się jako Ulrich nie ma w jego opinii wielkich szans na przeżycie, „Zobaczymy, obym się mylił” nie lubił tracić kompanów, tak często się to działo.
- Gdzie...ż żeś się wycho...wał psi synu?! Ja kalaka, a językiem posłużyć się umiem! Tylko nie myśl sobie, że będę się z tobą próbował. Naucz się trochę ogłady, gdyś jest wśród ludzi. - Ten który zwał się Lotharem najwyraźniej łatwo się irytował, tak jakby imiona były ważne..
- Wychowałem się w świątyni Morra, tam nauczyli mnie iż lepiej milczeć niż mleć na darmo ozorem, i jak na razie jestem niemal pewny iż moja matka była ludzkiej krwi, choć może, panie, w twojej rodzinie bywało inaczej - Kell mówił spokojnie, choć widać było, że chce się odgryźć za słowa tamtego - Nazywam się Joahim Kell, a jeśli chcesz wiedzieć, panie, to wśród ludzi bywam nader często, tylko są oni niestety mało skłonni do pogaduszek, no, może poza jednym, młodym i głupim, wampierzem, ale dla niego nie skończyły się one dobrze - Lekki uśmiech, pierwsza emocja jaką można było zauważyć na twarzy łowcy od jego przybycia. - O ile mi wiadomo mamy pracować razem, nie potrzeba mi wiedzieć kim jesteście tak długo jak będziecie dobrze wykonywać swoje zadanie, nie oczekuję też niczego innego od was, będę szanował was tylko tak jak zasłużycie sobie na to swoimi czynami. - W jego głosie nie było pogardy czy niechęci, po prostu stwierdzał fakt.
Młody dołączył się do pokoju wojownika, on ma więc zamieszkać z tym Anthonym, nie miał nic przeciwko, tamten wyglądał na rozsądnego, założył swoje szaty, maskujące zbroję i broń, podszedł do Surehanda.
- Spotkamy się w pokoju - mruknął, chciał jeszcze obejrzeć miasto nocą, zawsze lepiej jest poznać teren działań, był tu tylko raz, a i to przejazdem - Nie mam pewności kiedy wrócę - dodał jeszcze i cicho wymknął się z piwnicy, ruszył na ulice Middenheim.
Ostatnio zmieniony wtorek, 14 kwietnia 2009, 23:00 przez Jabberwocky, łącznie zmieniany 1 raz.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
klarkash_ton
Majtek
Majtek
Posty: 78
Rejestracja: piątek, 21 listopada 2008, 08:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Lemuria

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: klarkash_ton »

[To nie jest właściwy update - ten wyślę w weekend (jeżeli się wyrobię, co jest mało prawdopodobne) albo w poniedziałek. Do tego czasu możecie kontynuować rozmowę, podejść do oberży czy co tam chcecie. Zamieszczam ten post, żebyśmy mieli z głowy kwestie związane z ekwipunkiem.]

Zostaliście we dwóch. Patrzyliście na siebie a w waszych głowach aż kotłowało się od pytań. Pytań zarówno o misję (bo co do tego, że nie macie do czynienia ze zwykłym morderstwem nie było wątpliwości - takimi sprawami Bractwo się nie zajmuje) jak i o towarzyszy. Każdy z was chciał wiedzieć więcej o pozostałych - nikt nie lubi nadstawiać karku w otoczeniu ludzi, których nie zna. Chwilę po tym jak Lothar i Joahim opuścili pokój do środka wszedł antykwariusz. Miał ze sobą cztery worki niewielkich rozmiarów, które położył na stole.

-Zgodnie z poleceniem pana Ropke przygotowałem dla panów sprzęt. Każdy z pakunków zawiera standardowe wyposażenie polowe jakie mają przy sobie agenci podczas misji w miastach.[w środku macie to co było opisane w drugiej części prologu, w ilościach takich jak tam podano] Ponieważ panowie Godricht i Kell najwyraźniej zapomnieli, że przy wyjściu należy pobrać sprzęt byłoby wskazane by ktoś z was zabrał ich paczki i wręczył im je przy najbliższym spotkaniu. Gwoli przypomnienia - od tej chwili ponosicie pełną odpowiedzialność za powierzone wam przedmioty. Ich uszkodzenie, nieuzasadnione użycie lub przekazanie w jakikolwiek sposób osobom trzecim będzie traktowane jak przestępstwo godzące w bezpieczeństwo Imperium. Zapewne wiecie jak w Bractwie każe się takie przewinienia. Na waszym miejscu uważałbym gdzie pozostawiacie ekwipunek. Oberża, w której was zameldowaliśmy nie ma wprawdzie najgorszej reputacji ale pan Katzer, jej właściciel nie współpracuje z Bractwem. A lokale w tej części miasta słyną z tego, że ich właściciele miewają lepkie ręce.
There is no system but GNU, and Linux is one of its kernels
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: Jabberwocky »

Joahim Kell

Joahim opuścił antykwariat frontowymi drzwiami, nie zakładał kaptura, to mogło by tylko zwrócić na niego uwagę, ruszył spokojnym krokiem poprzez wąskie uliczki Middenheim, chciał zobaczyć miasto i zdobyć jedną czy druga rzecz, nic ważnego, ale zawsze lepiej się zabezpieczyć niż później żałować. Spokojnym krokiem opuścił dzielnicę biedoty, ręce schował w rękawach szaty, wyglądał niczym zubożały pielgrzym, nie wyróżniał się w świętym mieście, setki przybywały by zobaczyć miasto Ulryka, prosić o błogosławieństwa i pomoc kapłanów Białego wilka, łatwo było ukryć się wśród tłumów nowoprzybyłych.

Kell zajrzał na rynek, stosunkowo mały, jeśli widziało się wcześniej ogromne targi Altdorfu czy Nuln, ale skała Ulryka skutecznie ograniczała rozrost miasta, od dawna nie było tu już wolnej przestrzeni, łowca wampirów spokojnie przeglądał zawartość straganów, kupił kilka ząbków czosnku i nieco soli, schował niewielkie zakupy w głębiach szaty, ruszył dalej.

Spokojnie spacerował, nie śpieszył się, chciał poznać ulice Middenheim, tak dobrze jak to było tylko możliwe w tak krótkim okresie czasu, kto wie czy kiedyś nie będzie musiał szybko dostać się na drugi koniec miasta, wtedy ta wiedza może okazać się bardzo pomocna. Dotarł do dzielnicy świątynnej, a w zasadzie dzielnicy jednej świątyni i grupy wyrośniętych kapliczek, od razu widać było które z bóstw trzyma żelazną ręką serca i dusze mieszkańców, potężna wiątynia Ulryka, białego wilka, pana zimy i bitwy, górowała nad wszystkimi okolicznymi budynkami, pielgrzymi ciągnęli nieprzerwanym strumieniem do kaplicy, by zobaczyć święty płomień i wysłuchać kazań Ar-Ulryka, Kell nie zwracał jednak większej uwagi na majestatyczny budynek, miast tego skierował się do niewielkiej, pozbawionej zbędnych ozdób, świątyńki, nad prowadzącym do niej portalem wyryto kruki.

- Witaj kapłanie - Joahim skłonił się lekko przed starym człowiekiem ubranym w czarne szaty.
- Witaj i ty przybyszu, jeśli chcesz pochować jednego ze swoich bliskich musisz udać się niestety do kaplicy u podnóża góry, tu mamy zbyt mało miejsca by chować każdego, te krypty przeznaczone są wyłącznie dla członków rodów szlacheckich - Kapłan mówił spokojnie - Jedyne co mogę ci tu zaoferować to błogosławieństwo i modlitwa za zmarłych..
- Prosiłbym tylko o garść świętej ziemi z ogrodów Morra, wiele podróżuję i nie zawsze mogę oddać ciało przyjaciela do poświęconej ziemi, lepiej mieć ją ze sobą .
- Oczywiście, nie będzie z tym problemu - kapłan podszedł do skrzynki w rogu kaplicy, otworzył pokrywę i przesypał garstkę czarnej ziemi ze środka do małego płóciennego woreczka. - Proszę synu, oby Morr sprowadził na ciebie spokojny sen.
Jakim skiną w podziękowaniu głową, wychodząc wrzucił kilka miedziaków do skrzynki na datki.

Zadowolony myślał, co jeszcze powinien zrobić, po drugiej stronie ulicy stary człowiek, opowiadał przechodniom historię o powstaniu Faustschlag i Middenheim.
-… I wtedy Ulryk otrzymał od brata swego, Talla, pana łowów, ziemię na której stoi nasze wspaniałe miasto, pan nasz, Ulryk, chwalmy imię jego po wieki, wzniósł swą potężną pięść i uderzył w czubek góry, tak by wierni mu wyznawcy mogli zamieszkać na jego świętej ziemi! - Dziadyga opowiadał z zapałem, wokoło zgromadziła się mała grupka pielgrzymów - Na ziemi tej zamieszkali przodkowie każdego prawdziwego syna i córki Ulryka, Teutegonowie! U zarania Imperium, gdy nasz wybawiciel Sigma opuścił już krainy ludzi, Arcykapłan Ulryka otrzymał od naszego pana wizję, wizję i zadanie! - starzec gestykulował zamaszyście - Zadanie zbudowania najwspanialszego domu naszego pana! Pokazał mu Ulryk Faustschlag, swoją świętą górę, a wierni spełnili swoje zadanie, stworzyli świątynię którą tu widzicie, utworzyli podwaliny wiecznego miasta w którym przyszło nam żyć! - do starca podeszła dwójka strażników.
- Ech, Gerthart, ile razy mam ci powtarzać, kapłani zabronili ci prowadzić kazania na własną rękę, zmiataj stąd zanim będę musiał zabrać cię do celi - Strażnik mówił zmęczonym głosem, najwyraźniej sytuacja wielokrotnie już się powtarzała.
- Aj Hans, jak to tak? Przecie dobre słowo Ulryka głoszę - Tamten miał minę zbitego psa.
- Dobra, dobra, masz tu kilka miedziaków i idź głosić je do karczmy, w innej części miasta - Strażnik najwyraźniej nie miał sił na sprzeczki ze starcem. - A wy jeśli chcecie posłuchać historii o Ulryku i naszym mieście idźcie do świątyni, tam kapłani odpowiedzą na wasze pytania i wysłuchają waszych próśb.

Joahim ruszył wreszcie do oberży, w której mieli zamieszkać, wypytawszy o drogę strażnika z łatwością odnalazł budynek, nie był okazały, „I dobrze” pomyślał, nie pasował by raczej do bogatych karczm, takich w jakich bywali bogacze, wszedł do środka.
Pierwsze co do niego dotarło to zapach, niemal identyczny dla wszystkich tego typu obiektów na świecie, stare piwo, przypalone mięso, coś nieokreślonego i niepokojąco organicznego, w izbie nie było wielu gości, kilka osób sączyło piwo lub łapczywie pożerało solidne porcje mięsa z czymś co było chyba kapustą, Kell podszedł do oberżysty.
- Chleb, kubek przegotowanej wody i to, co jedzą tamci - wskazał na jeden ze stolików, postanowił nie wspominać jeszcze o zarezerwowanym pokoju, poczeka na innych, nie śpieszył się.
Czekał jedząc, nie było to nawet tak paskudne jak sądził, smak nieokreślonego mięsa był skutecznie zabijany przez kapustę i długie gotowanie, lekko znudzony obserwował klientów, czekał na resztę grupy i tego o którym mówił Ropke, służącego Heine.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Zajx
Majtek
Majtek
Posty: 104
Rejestracja: sobota, 16 lutego 2008, 11:52
Numer GG: 2532797
Lokalizacja: Czarnobyl

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: Zajx »

Feliks który przedstawił się jako Ulrich

ANTYKWARIAT

Młodzieńca bardzo rozbawiła próba sprowokowania tego posępnego przybysza przez wiekowego rycerza, zaśmiał się a raczej parsknął krótką salwą śmiechu. "Oj może on nie taki spróchniały jak myślałem, aczkolwiek durnym trza być by kogoś takiego prowokować." Żałował, że ci mężczyźni tak szybko wyszli, chciał im zadać parę pytań. Nie mając nic lepszego do roboty zagadał do pozostałego towarzysza.
-Wiem, że nie leży ci w interesie się z pouchwalać ale powiedz mi jaką masz specjalność? Ja zajmuje się... nie wiem jak to teraz nazwać ale przed wstąpieniem tu były to włamania.- po czym szybko dodał -Chyba powinniśmy wiedzieć w jakich dziedzinach możemy na siebie liczyć.
Gdy antykwariusz wniósł ich wyposażenie i powiedział, że tamtych dwóch nie raczyło go zabrać postanowił jak najszybciej wziąć za ster sytuacje i wykorzystać ją tak by nie musiał tego dźwigać jako najmłodszy.
-Ależ nierozsądnym by było dawać ekwipunek trzech jednemu. Ja i kolega jesteśmy w różnych pokojach, więc każdy powinien zabrać przedmioty swojego współlokatora. Tak bezpieczniej będzie je przetransportować i łatwiej ukryć wśród bagażu. - Zwrócił twarz w stronę Anthonego. - Chyba nie ma potrzeby wychodzić w odstępach czasowych skoro mieszkamy w tej samej tawernie. Po czym zaczął pakować zawartość worki do swojego tobołka, wpadł w lepszy humor i zaczął podgwizdywać pod nosem jaką sprośniejszą piosenkę. Wychodząc podziękował właścicielowi i zapytał się o jakąś dobrą radę na pobyt w mieście.

KARCZMA

Do oberży szedł okrężną drogą obserwując okolice. Bacznie trzymał pieczę też nad bagażem jako, że nie chciał obrywać za cudzy ekwipunek. Do celu dotarł dość szybko, wszedł do pokoju i przeszukał go starając się przemyśleć jak tu najlepiej rzeczy swe zabezpieczyć przed niepowołanymi rękoma. Przy okazji założył pierścień na palec, zamknął pokój i poszedł zamówić piwo i siąść tak by posłuchać rozmów pijących. Istniała możliwość dowiedzenia się z nich czegoś ciekawego o Middenhiem. I tak czekał aż reszta jego kompani dotrze do celu. Siedząc zauważył jednego z swoich kompanów"Najwyraźniej przeoczyłem jego obecność, mam nadzieję porozmawiać z nim i nareszcie dowiedzieć się z kim przyszło mi dzielić los." Feliks wstał i zawołał do swojego kompana po czym dosiadł się do niego.
-Przepraszam wcześniej nie dosłyszałem twego imienia, czy byłbyś łaskaw je powtórzyć? Oprócz tego przyjacielu powiedz mi w jakich sprawach nasza grupa może liczyć na twą nieocenioną pomoc-z nieśmiałością dodał jeszcze-Wydajesz się strasznie posępny, czy mogę spytać czemu... Oczywiście jeśli cię to nie uraża.
Wole umrzeć jak mężczyzna(tudzież szaleniec) niżeli żyć jako tchórz.
Odwaga nie polega na braku strachu, lecz jego pokonywaniu. Rozwaga nie polega na dowadze.
SebaSamurai
Majtek
Majtek
Posty: 120
Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: SebaSamurai »

Anthony

W powietrzu zawisło coś złowrogiego. Zebrani przez jakiś czas mierzyli się wzrokiem, niczym cyrkowi zapaśnicy na moment przed rozpoczęciem walki. Doszło do małej pyskówki. Anthony nie miał ochoty brać udziału w tych słownych utarczkach tym bardziej, że groziło to podzieleniem grupy na dwa zwalczające się obozy, a to byłoby jednoznaczne z niepowodzeniem misji.
Młody wyszczekany szczeniak, zgłosił się na ochotnika do pokoju z Lotharem. Surehand ucieszył się, że będzie zmuszony wysłuchać to uporczywe charczenie jedynie za dnia. Szybko jednak zrzedła mu mina, gdy okazało się, że jego współlokator jest wyznawcą Morra. Sadząc po stroju, w najlepszym wypadku mógł być fanatykiem szerzącym wiarę niekoniecznie za pomocą słowa bożego... w nieco gorszym, mógł być łowcą czarownic. Anthony zawsze obawiał się skrajności i unikał osób, dla których staniały tylko dwa kolory - czarny lub biały. Jak dziś, pamiętał wioskę w Talabeclandzie, której sołtys został oskarżony o paranie się ciemną magią demoniczną. Kiedy tamtędy przejeżdżał, nic nie wskazywałoby na to, że ta wioska różni się czymkolwiek od setek jej podobnych. No może poza tym, że w wiosce więcej było stosów niż chałup. Wiatr, który ganiał pomiędzy walącymi się pustymi domami gwizdał smutną pieśń o śmierci. Tablica zostawiona przez łowców czarownic mówiła o tym, że demony opętały mieszkańców, ale święty ogień ich oczyścił i wyzwolił dusze. W zajeździe kilka mil dalej, Anthony usłyszał nieco inną historię o tym, jak to nieszczęśliwie zakochana dziewka doniosła jakoby sołtys, który odrzucił jej amory służył demonom. Dziewka została wygnana z wioski przez mieszkańców, ale wkrótce wróciła w towarzystwie 6 łowców. Mieszkańcy stanęli w obronie sołtysa. Dlatego właśnie we wiosce zamiast jednego, jest 28 stosów. Kiedy wiedźmołapy połapali się, że to intryga stosy już płonęły. Dziewkę potem powiesili na pobliskim drzewie.
"Póki co stoimy po tej samej stronie" - pomyślał patrząc na pooraną bliznami twarz Kella. Nim się spostrzegł został sam z młokosem, który zarzucił go kolejnymi pytaniami.
-Wiem, że nie leży ci w interesie się z pouchwalać ale powiedz mi jaką masz specjalność? Ja zajmuje się... nie wiem jak to teraz nazwać ale przed wstąpieniem tu były to włamania.- po czym szybko dodał -Chyba powinniśmy wiedzieć w jakich dziedzinach możemy na siebie liczyć.
Anthony spojrzał na niego z politowaniem.
Mam propozycję. Jeśli już musisz tyle gadać i nie potrafisz trzymać języka na wodzy, to raczej mów - zajmuję się dostawaniem do miejsc ogólnie niedostępnych. Ręczę ci, że w ten sposób dłużej będziemy oddychali świeżym powietrzem i... w ogóle dłużej będziemy oddychali.
Młodzian chyba jednak nie do końca rozumiał o co chodzi Anthonemu. Zrobił zdziwioną minę, jakby ktoś przemawiał do niego po Kitajsku, a nie reikspielem. "A może to tylko taka gra?" - przebiegło mu przez myśl. W tej chwili antykwariusz wniósł ich ekwipunek. Młody znów zaczął mielić jęzorem nie bacząc na to co przed chwilą usłyszał. "Ten wyznawca Morra, to chyba z całej tej trójki najmniejsze zło" - pomyślał. Wziął dwa tobołki i w milczeniu wyszedł za rozweselonym młokosem. "Udaje, nie ma innej mozliwości. Bractwo nie wysłałoby na ważną misję gówniarza, który myśli, że życie to wieczna zabawa". Anthony uśmiechnął się z przekąsem i zmrużył oczy, gdy słońce świecące nad Miastem Ulryka zaświeciło mu prosto w twarz.
Drogę do karczmy pokonali szybko. Anthony delektował się ogromem miasta i ogromną ilością ludzi. Chociaż sam wychowywał się w małym miasteczku, a potem także w puszczy, to jednak miasto było tym co grało w jego duszy. Ten rwetes i harmider to było coś niesamowitego. Sam będąc raczej małomówny i spokojny czuł się w nim jak zmarzlak w gorącej kąpieli. Trochę szczypie na początku, ale potem jest cudownie.
Kiedy weszli do środka od razu zobaczył siedzącego przy jednym ze stołów Joahima. Kiedy Młody Ulrich pobiegł do swojego pokoju Anthony zamówił przy barze dzban piwa i dwa kufle. Tak zaopatrzony przysiadł się do Kella. Bez słowa nalał sobie oraz towarzyszowi. Patrząc prosto w oczy wyznawcy Morra podsunął kubek.
- Jutro już może nie być okazji. Bractwo na pewno nie bez powodu wysłało do tego zadania taką ekipę. Czuję w kościach, że to nie będzie łatwe zadanie, co więcej w śmierć tej dziewczyny mogą być zamieszane osoby z kręgów magicznych. Mam dla Ciebie ekwipunek przydziałowy. Joahim milczał, ale to nie przeszkadzało Anthonemu. Mimo to postanowił przerwać to milczenie.
- Znasz to miasto, czy jesteś tu pierwszy raz? Ja w Middenheim dotąd nie byłem, chociaż widziałem już kilka większych cyrków w Imperium. - Surehand uśmiechnął się pokazując rząd równych, choć nieco żółtych zębów.
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: Jabberwocky »

Joahim Kell

-Przepraszam wcześniej nie dosłyszałem twego imienia, czy byłbyś łaskaw je powtórzyć? Oprócz tego przyjacielu powiedz mi w jakich sprawach nasza grupa może liczyć na twą nieocenioną pomoc - z nieśmiałością dodał jeszcze - Wydajesz się strasznie posępny, czy mogę spytać czemu... Oczywiście jeśli cię to nie uraża. - Młody przybył jako pierwszy i dosiadł się do niego, pech...
„I zjedz tu w spokoju” westchną w myślach „chyba jednak jakaś wiedza się im należy, może przynajmniej później będzie spokój”, odłożył drewnianą łyżkę do miski, spojrzał na Ulricha.
- Zwę się Joahim Kell, zasadniczo jestem łowcą nagród, specjalizuję się w łowach na tych którzy sprzeciwiają się woli Morra, mam nadzieję, że nie muszę tłumaczyć co mam na myśli - Spojrzał na tamtego, a Ulrich przekonał się, że mimo braku zauważalnych emocji bije od łowcy niechęć, zdawał się mówić „Obyś nie był tak głupi jak się wydaje” - Mówię to co myślę i postępuję z godnie z tym co mówię, wierz mi dzieciaku, nie obchodzi mnie twój wiek, ale zachowanie doprowadza mnie do... irytacji. Obyś był tak dobry w swoim fachu jak wygadany - Wypił łyk wody. - Posępny... - Prychnął - Patrzysz na mnie przez pryzmat siebie, widzę że nie doświadczyłeś wiele w życiu, a jeśli nawet to niewiele z tego wyciągnąłeś.... - wrócił do jedzenia, najwyraźniej nie miał ochoty na kontynuowanie rozmowy, a może był po prostu głodny.

Po chwili do stolika dosiadł się kolejny agent, Anthony, w rękach miał kufle i dzban.
- Jutro już może nie być okazji. Bractwo na pewno nie bez powodu wysłało do tego zadania taką ekipę. Czuję w kościach, że to nie będzie łatwe zadanie, co więcej w śmierć tej dziewczyny mogą być zamieszane osoby z kręgów magicznych. Mam dla Ciebie ekwipunek przydziałowy. - powiedział stawiając na blacie piwo, Kell spojrzał i pokręcił głową.
- Nie pijam alkoholu, zagłusza umysł - Mrukną - wypij za mnie jeśli ochota, albo zostaw dla Lothara, powinien się niedługo pojawić, on nie wyglądał na takiego który odmówi - spojrzał na torbę którą tamten przed nim postawił - Zapomniałem - mrukną, mimo ekspresyjnych emocji jakie przejawiał łowca, Anthony mógłby przysiąc że tamten jest poirytowany, najwyraźniej nie tolerował błędów, zwłaszcza u siebie. - Dziękuję. - powiedział, wepchnął do ust resztę zawartości miski.
- Znasz to miasto, czy jesteś tu pierwszy raz? Ja w Middenheim dotąd nie byłem, chociaż widziałem już kilka większych cyrków w Imperium. - Zapytał uśmiechnięty agent, najwyraźniej nie lubił ciszy, albo jak większość, miał problemy ze zrozumieniem, że to nie ludzie się liczą a cel, cel i to jak zostanie osiągnięty, najwyraźniej chciał się zaprzyjaźnić, Joahim westchnął lekko.
- Nie, nie znam, choć staram się poznać, byłem tu tylko raz, przejazdem, jeśli będzie na to czas postaram się poznać ulice tak dobrze jak to możliwe, lepiej wiedzieć gdzie biec kiedy będzie trzeba. - powiedział.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
klarkash_ton
Majtek
Majtek
Posty: 78
Rejestracja: piątek, 21 listopada 2008, 08:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Lemuria

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: klarkash_ton »

[Up miał być później ale miałem wolny wieczór więc wysyłam teraz.]

Z zewnątrz lokal nie prezentował się zbyt okazale choć w porównaniu z sąsiednimi domami sprawiał o niebo lepsze wrażenie. Niektóre z nich zostały częściowo zburzone, reszta była albo opuszczona albo służyła za schronienie wszelkiej maści włóczęgom. Piętrowy budynek zbudowano z drewna, budulca powszechnie spotykanego w biedniejszych dzielnicach. Część frontowej ściany sprawiała wrażenie znacznie młodszej niż dolna połowa. Zapewne lokal ucierpiał w czasie oblężenia miasta podczas Burzy Chaosu. Drewniany szyld, który lekko kołysał się na wietrze przedstawiał sylwetkę mężczyzny, który w jednej dłoni trzymał kilof a w drugiej kufel pieniącego się piwa.

W środku oberża ”Logermensch” wyglądała całkiem przyzwoicie biorąc pod uwagę jej lokalizację. Wnętrze wprawdzie nie świeciło przepychem ale było widać, że właściciel przybytku dba zarówno o stan budynku jak i o czystość. Z kominka rozchodziło się na salę przyjemne ciepło a w powietrzu unosił się zapach gotowanego mięsa. Na środku izby rozstawiono pięć stołów z czego trzy były w tej chwili zajęte, po prawej stronie znajdował się kontuar. Gruby niski mężczyzna w wieku około 50 lat, zapewne właściciel tego przybytku, stał za nim czyszcząc naczynia. Wy usadowiliście się przy stole w rogu pomieszczenia. Siedzieliście tam przez godzinę gdy zjawił się Lothar. Z chęcią przyjął zaproponowane mu piwo. Minęła kolejna godzina a człowiek z którym byliście umówieni się nie pojawiał. W końcu drzwi wejściowe oberży otworzyły się wpuszczając do środka zimne powietrze z dworu. Stanął w nich młody mężczyzna, który najpierw rozejrzał się po sali po czym zamknął za sobą drzwi i z pewnym wahaniem podszedł do waszego stolika.

-Jestem Edward Heine. To was przysłał kapitan Ropke?

Heine musiał mieć nie więcej niż dwadzieścia lat. Był wysoki i niezwykle chudy co w połączeniu z faktem, iż chodził lekko zgarbiony sprawiało, że wyglądał dość pokracznie. Ubranie, które miał na sobie - brązowe spodnie, koszula i kamizelka tego samego koloru - było zadbane. Pewnie w tym stroju wykonywał swoją pracę. Okrywał się płaszczem z wyszytym herbem - dwoma snopami zboża skrzyżowanymi na tarczy. Wyraz malujący się na jego pociągłej twarzy był mieszaniną wstydu, zniecierpliwienia i strachu. To wrażenie pogłębiały jeszcze jego oczy. Duże, można by rzec wyłupiaste, w kolorze ciemnego błękitu. Były mocno przekrwione. Ich właściciel ostatnimi czasy musiał mieć kłopoty ze snem. Krótko przystrzyżone blond włosy zaczesywał w przedziałek. Kiedy przysiadł się do was zauważyliście, że dłonie lekko mu drżą.

-Tak przysłał nas ”kapitan”- odpowiedział Anthony.
-Więc wiecie, że służę u herr Hauptmana w nowym domu. Kapitan Ropke mówił, że będziecie chcieli wejść do rezydencji.
-Niewykluczone.
-Normalnie wejść mogą tylko zaproszeni goście ale może coś wymyślimy.
-Ropke wspominał, że możesz nam udzielić odpowiedzi na kilka pytań.


Heine zawahał się przez chwilę. Podrapał się po haczykowatym nosie po czym odrzekł:

-Oczywiście, co chcecie wiedzieć?

[Panowie - tak naprawdę dopiero teraz zaczyna się zabawa. To czy uda Wam się zakończyć śledztwo (a w sumie to czy Wasi bohaterowie to śledztwo przeżyją) zależy tylko i wyłącznie od tego jak sprawnie będzie Wam szło zdobywanie informacji i wiązanie ich ze sobą. Wobec tego oczekuję, że zalejecie teraz Waszego pierwszego świadka gradem sensownych pytań a po uzyskaniu odpowiedzi będziecie wiedzieć, gdzie dalej skierować swoje kroki. Moje sesje (przynajmniej te w realu) przypominają nieco układanki - warunkiem zwycięstwa jest dopasowanie do siebie poszczególnych elementów. Mam nadzieję, że powiedzie się Wam ta sztuka.]
There is no system but GNU, and Linux is one of its kernels
Zajx
Majtek
Majtek
Posty: 104
Rejestracja: sobota, 16 lutego 2008, 11:52
Numer GG: 2532797
Lokalizacja: Czarnobyl

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: Zajx »

Feliks

Anthony spojrzał na niego z politowaniem.
-Mam propozycję. Jeśli już musisz tyle gadać i nie potrafisz trzymać języka na wodzy, to raczej mów - zajmuję się dostawaniem do miejsc ogólnie niedostępnych. Ręczę ci, że w ten sposób dłużej będziemy oddychali świeżym powietrzem i... w ogóle dłużej będziemy oddychali.
Feliks respektował ludzi którzy zawsze zachowywali się jak w boju, te lakoniczne odpowiedzi a szczególnie dość szorstki ton odpowiedzi idealnie pasowały do takiego człowieka. "Dobrze mieć takiego przy boku, mimo to nie raz widziałem w Ręce jak jakiemuś nazbyt ambitnemu żołnierzowi mieszały się zmysły i zaczynał postępować nielogicznie i szorstko w kontaktach z innymi. Mam nadzieję, iż ten tu zna umiar, cóż poddajmy go próbie. Obym nie przedobrzył." Zrobił niewinną minę, zwiesił głowę i dodał od siebie ostatnie słówko.
-Nie chciałem się narzucać w domu mówiono mi, 'Tylko od innych nauczysz się prawdziwej mądrości i dowiesz się co ludzie chcą k...'- chyba się za bardzo rozpędził. Mina Anthonego zdradziła, że przyznaje chłopcu rację. Jednak może chciał dodać coś od siebie, Feliks czekał. Ale wnioskując z tego co mówił to jest nas dwoje do jednego zamka.

Gdy znajdowali się już przy stoliku w karczmie bez słowa wysłuchał wszystkiego co zostało powiedziane. "Krell raczej nie będzie mnie traktował pobłażliwiej, kolejny typ służbisty i w dodatku nie pijący. Bynajmniej sługą Mora nie wypada posyłać mu nastoletnich za gadulstwo" Roześmiał się w sobie, ale szybko stłumił to w sobie, ktoś przecie mógł coś dostrzec. Zwrot Mówię to co myślę i postępuję z godnie z tym co mówię... był niepokojący, chłopak chciał by te słowa nie były tak dosłowne jak mimika łowcy gdy do niego przemawiał. Postanowił wypić to piwo i poczekać na okazję by jeszcze o coś zapytać."Oczywiście przydało by się ustalić kto się będzie czym zajmował, czy hierarchię w grupie, by nie było nieporozumień, ale co tam oni wolą milczeć. Tęsknię za Ręką nie wszyscy się tam lubiliśmy ale bynajmniej wiedziałeś kto i kiedy może ci pomóc, jeśli była większa akcja to nigdy nie dawali nam wszystkich z tego samego szczebla."
Gdy Lothar dołączył do stolika znów rozpromieniał."Ten który tak zawzięcie próbował wyprowadzić Kela z równowagi, może jesteśmy do siebie troszkę podobni."
-Nareszcie przybyłeś rycerzu, pozostaje nam czekać na kogoś od herr Hauptmana.- pogłaskał się po brzuchu -Zapach kapusty z mięsem przypomniał mi jak dawno nie miałem niczego w ustach, a i po piwie robię się głodniejszy. Może któremu z panów w ramach przyjacielskiego gestu ofiarować takie danie, jak widać Joahim może nie pochwalił dania ale i nie ma zniesmaczonej miny.-Gdy już dania były na stole w tymi słowy zwrócił się do Lothara : "Wyglądasz na doświadczonego woja żałuję, że z twym głosem nie wszystko w porządku, z wielką chęcią dowiedział bym się czegoś więcej na temat Burzy Chaosu. Ma wiedza jest znikoma, w tym okresie w Altdorfie wyznawcy plugawych bóstw zaczęli poważnie naprzykrzać się mieszkańcom. Kiedy tak poznaje się sekrety cudzego domu można znaleźć rzeczy, których widok sam przekonuje się byś go opuścił." - z całych sił próbował wciągnąć towarzyszy w rozmowę, jeśli się nie będą dogadywać równie dobrze teraz mógłby wrócić do stolicy przedstawić się i poprosić o ścięcie.

-Jestem Edward Heine. To was przysłał kapitan Ropke?
"Wygląda poczciwie pomyślał Już miał odpowiedzieć gdy zorientował się, że już ktoś mówił.

-Tak przysłał nas ”kapitan”- odpowiedział Anthony.
-Więc wiecie, że służę u herr Hauptmana w nowym domu. Kapitan Ropke mówił, że będziecie chcieli wejść do rezydencji.
-Niewykluczone.
-Normalnie wejść mogą tylko zaproszeni goście ale może coś wymyślimy.
-Ropke wspominał, że możesz nam udzielić odpowiedzi na kilka pytań.

Heine zawahał się przez chwilę. Podrapał się po haczykowatym nosie po czym odrzekł:
-Oczywiście, co chcecie wiedzieć?
-Jeśli mógłbyś powiedzieć nam dokładnie gdzie i o jakiej porze doszło do zbrodni, co panienka miała wtedy robić i czy ktoś miał z nią przebywać?- nie poczekał na odpowiedz - Mógłbyś jeszcze opisać jak panienka została znaleziona, przez kogo, i opisać zwłoki jeśli widziałeś? - "Chyba za dużo pytań w jednym ciągu. poniosło mnie."- -Jeśli mam cokolwiek powtórzyć mów śmiało z odpowiedziami się nie śpiesz, masz moje słowo jeden z nas cię odprowadzi jeśli zbyt późno skończymy. A jeśli tu by było zbyt dużo ludzi, z radością udostępnię swój pokój. Wybacz że od tego nie zacząłem, poniósł mnie młodzieńczy temperament. "Na chwałę imperatora kto to by pomyślał, że wszystkie me występki a nawet te skrytobójcze czyny zostaną teraz spożytkowane w słusznej sprawie."- Od Feliksa wręcz biło fakt, iż to był jego żywioł. Co prawda nie lubił zabijać aczkolwiek planowanie akcji zawsze był dla niego świetną okazją do wykazania swej przydatności. Sam akt odebrania czyjegoś życia budził go z snu, że to dalej tylko zabawa.


Pogrubiłem ten fragmęt bo wydaje mi się, iż nie wszyscy go zauważyli.
Ostatnio zmieniony wtorek, 21 kwietnia 2009, 12:29 przez Zajx, łącznie zmieniany 1 raz.
Wole umrzeć jak mężczyzna(tudzież szaleniec) niżeli żyć jako tchórz.
Odwaga nie polega na braku strachu, lecz jego pokonywaniu. Rozwaga nie polega na dowadze.
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: mone0 »

Lothar

Oberża

Młody w dalszym ciągu próbował zaznajomić się z Godtrichtem. Nie było to dobrym pomysłem, ponieważ zmęczony był kilkudniową podróżą z Altdorfu do Middenheim. Znienawidzonego przez niego poniekąd - Miasta Białego Wilka.
- Nie masz czegoś lepszego do roboty? - odezwał się tak by zabrzmiało to groźnie, choć w rzeczywistości, tak nie myślał.
Skinął tylko głową w podzięce z piwo - skądinąd nie najlepszej jakości, jak to bywało na północy. Gorzki smak złotego trunku wykrzywił mu wargi w grymasie niezadowolenia. Podniósł kufel w geście toastu i wypił jednym haustem nie chcąc przełykać wiele razy "sikacza".
Na pytanie o posiłek parsknął śmiechem.
- Kapusta, to dobre dla pospólstwa.
- Karczmarzu kawał pieczonej wieprzowiny i bochen chleba dla mnie i towarzyszy.
- To chłopcze może być twój ostatni posiłek więc zjedz coś porządnego miast zapychać bebechy kapustą. Zostaniesz trafiony w brzuch i co? Puścisz takiego kapuścianego bąka, że nawet największy śmierdziel w okolicy da dyla!
- Pierwszy raz lekko się uśmiechnął, by po chwili znów jego oblicze przybrało kształt kamienia.
W trakcie posiłku Ulrich znów zaczął gadać. Lothar ignorował jego pytania, póki nie skończył swojego kawałka mięsa.
- Posłuchaj chłopcze, nie brałem żadnego, ale to żadnego udziału w walkach podczas Burzy Chaosu, nie to było mi pisane - i na tym zakończmy ten temat. Lekkie poirytowanie wdarło się do wnętrza duszy Lothara. "Kontroluj swoje zachowanie, pamiętaj emocje czynią cię słabym."

Rozmowa z Heine

Młody mężczyzna wyglądał na roztrzęsionego, może zaniepokojonego. "Czego się obawiasz chłoptasiu?"
- Twój Pan wie, że tu jesteś? - zapytał chrypliwym głosem, po tym jak odpowiedział na pytania Ulricha, ciągnąc powoli dalej:
- On nie zdaje sobie sprawy co zrobiłeś, prawda? I dobrze niech to nie wyjdzie. - Lothar igrał z nim, wiedział, że w jakiś sposób Ropke nakłonił go do współpracy, a na pewno nie były to pieniądze, prędzej szantaż. Lęk wydawał się rzeczywisty...
- Czego się tak obawiasz hę? Pewnie obwiniają po części ciebie za śmierć dziewczyny? Kim ona była dla ciebie? Tylko córką Pana a może kimś więcej? - Godtricht starał się dowiedzieć czegoś o relacjach wewnątrz domu, ale może nie o to chodziło?
Czekał z niecierpliwością na odpowiedzi starając się wyłapać najdrobniejszy gest, reakcję w czasie odpowiedzi na nie do końca przyjemne pytania. W głowie rysował mu się plan, jak dostać się do rezydencji Hauptmanów nie wzbudzając podejrzeń.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: Jabberwocky »

Joahim Kell

Słuchał słów towarzyszy, nie był specjalistą od przesłuchań, w zasadzie znał się tylko na takich, po których przesłuchiwany miewał koszmary przez długie lata, ale nawet on zauważył błędy w ich postępowaniu, zbyt wiele pytań z jednej strony, paskudne podejście z drugiej, to mogło tylko zestresować sługę, sprawić iż zacznie mieszać informacje, a to już niedobrze, trzeba działać.
-Spokojnie dobry człowieku - powiedział, starał się uśmiechnąć, niestety uśmiech w jego wykonaniu nigdy nie dawał właściwych efektów, mimo to starał się jak tylko potrafił - Usiądź, napij się, pomyśl zanim zaczniesz mówić, nie śpiesz się - Przynajmniej głos Kella brzmiał znośnie.
Nalał tamtemu piwa do kufla, podsunął mięso, pilnował się by nie przepytać tamtego, tak jak miewał w zwyczaju, z podejrzanymi o ukrywanie przestępców, zawsze zaczynał wtedy od przyjacielskiego wbicia noża w dłoń, niestety tym razem sprawa była nieco inna.
- No, powiedz nam co chcemy wiedzieć, jeśli się spiszesz i pomożesz nam w pracy... kto wie? Może dostaniesz dodatkową nagrodę, pomagamy tym którzy pomagają nam - Mówił spokojnie, jednak nie tak jak wcześniej, w sposób wyprany z emocji, tym razem mówił niczym kapłan w świątyni Morra, pocieszający człowieka w żałobie, jego głos mówił: „Nie martw się, wszystko się ułoży, wystarczy nieco dobrej woli z twojej strony”.
- Powiedz mi, czy istniały jakiekolwiek podejrzenia, że coś się może zdarzyć? Ktoś obserwował posiadłość? Dostawaliście pogróżki? Czy działo się cokolwiek podejrzanego? Może panienka zmieniła ostatnimi czasy zwyczaje? Poznała nowych ludzi? - Pytał - Namyśl się nim odpowiesz, nie chcemy byś cokolwiek pomylił, to by tylko zaszkodziło w naszym śledztwie, twój pan z pewnością by sobie tego nie życzył, prawda?
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
SebaSamurai
Majtek
Majtek
Posty: 120
Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: SebaSamurai »

Anthony Surehand

Rozmowa wyraźnie się nie kleiła. "Ta misja dla nas wszystkich jest chyba jakąś karą, a nie wyróżnieniem" - pomyślał. "Dlaczego Kell odmówił zaproponowanego mu trunku? Raczej nie dlatego, że to najpodlejsze szczyny ze Starej Ćwiarty. A może faktycznie taki przezorny...?" Anthony spojrzał na swój pierścień. "Mam nadzieję, że raczej nam się nie przyda... żadna z jego funkcji" Po kolejnej godzinie mierzenia się wzrokiem i prób odczytywania swoich myśli, do gospody wszedł ten, na którego czekali.
-Jestem Edward Heine. To was przysłał kapitan Ropke?
-Tak przysłał nas ”kapitan”- odpowiedział Anthony.
-Więc wiecie, że służę u herr Hauptmana w nowym domu. Kapitan Ropke mówił, że będziecie chcieli wejść do rezydencji.
-Niewykluczone.
-Normalnie wejść mogą tylko zaproszeni goście ale może coś wymyślimy.
-Ropke wspominał, że możesz nam udzielić odpowiedzi na kilka pytań.
Fala pytań zalała młodziana. Anthony milczał, zdając sobie sprawę, że jeśli wszyscy w czwórkę naskoczą na służącego, to nic z niego sensownego nie wycisną - był już wystarczająco przestraszony. Oczywiście pierwszy osaczył go młokos Urlich. Anthony nawet nie był w stanie spamiętać wszystkich pytań. Na szczęście sytuację rozładował Kell. To co mówił wprowadzało pewien spokój. Anthony spojrzał na sługę i odniósł wrażenie, że ten jakby odetchnął z ulgą. Kell wzbudził jego zaufanie. Coś jednak sprawiło, że łucznikowi znów przeszedł po plecach ten nieprzyjemny dreszcz.
- (...)pomagamy tym którzy pomagają nam. Surehand znów przed oczami zobaczył stosy i ciało młodej dziewczyny kołyszące się na wietrze. "Nie, to tylko maska. Kell doskonale gra swoją rolę. To zimny profesjonał, a nie dobry przyjaciel. Możesz mu ufać, ale on na pewno nie zaufa tobie. Hehehe, lepiej składnie odpowiadaj na pytania człowieku, bo jak nie to Kell zajrzy do twojej duszy i sprawdzi czym zgrzeszyłeś przeciw jego panu. A zgrzeszyłeś na pewno. Każdy grzeszy." Anthony stłumił w sobie chęć uśmiechu, ale jego oczy zabłyszczały z podniecenia.
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
Zablokowany