[Warhammer 2.0] R6

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
klarkash_ton
Majtek
Majtek
Posty: 78
Rejestracja: piątek, 21 listopada 2008, 08:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Lemuria

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: klarkash_ton »

Chwilę po tym jak Lothar skończył mówić usłyszeliście kroki dobiegające z korytarza. Każdy z was bez namysłu sięgnął po broń. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadło dwóch zbirów uzbrojonych w miecze. Wprawdzie kaganek zapalony przez Anthony'ego rzucał nikłe światło jednak było go dosyć byście mogli nie mogli ich pomylić ze zwykłymi oprychami, jakich dziesiątki każdego dnia włóczyły się po ulicach biedniejszych dzielnic Middenheim. Tym tutaj bliżej było do zawodowych żołnierzy. Zarówno ubiór - brązowe płaszcze i spodnie tego samego koloru, jak i chroniące ich kaftany były w idealnym stanie. To samo tyczyło się ich uzbrojenia. Każdy z nich nosił na twarzy kolekcje blizn równie imponującą jak ta u Joahima.

Szczęśliwie dla was ich umiejętności nie dorównały klasą rynsztunkowi. Anthony przebił pierwszego z napastników swoją szablą zanim ten zdążył zablokować cios. Niecałą sekundę później sztylet rzucony przez Ulricha utkwił w gardle drugiego zbira. Kiedy ten zwalił się na ziemię młody podbiegł do niego, wyszarpnął ostrze z jego ciała, pieczętując tym samym jego śmierć po czym wybiegł na korytarz.

-Panowie, sądząc po odgłosach na dole jest ich znacznie więcej. Musimy znaleźć inne wyjście.

Kell otworzył okno i krzyknął do pozostałych:

-Szybko - uciekniemy tędy. Najpierw jednak trzeba będzie zablokować wejście do pokoju. Przesuńcie łózka pod drzwi. Minie trochę czasu zanim uda im się sforsować barykadę. W tym czasie przebiegniemy po dachu do bocznej alejki a stamtąd w długą.

Zatarasowanie wejścia do pokoju zajęło wam kilka sekund. Skończyliście w samą porę by nie wpuścić do środka kolejnych kilku drabów. Jeden po drugim wyszliście na dach. Kiedy tamtym wreszcie udało się sforsować drzwi wy zeskakiwaliście na ulicę. Biegiem ruszyliście przed siebie. Gdy dotarliście do wylotu uliczki drogę zastąpiło wam zastąpiło wam czterech drabów podobnych do tych, których położyliście trupem w pokoju. Szybki rzut oka za siebie wystarczył by się przekonać, że tamta droga ucieczki również została zablokowana. Trzech ludzi uzbrojonych w miecze biegło w waszym kierunku. Podobnie jak ci z przodu zatrzymali się kilka metrów przed wami, jakby na coś czekali.

-Proszę, proszę. Minęło ładnych parę lat od czasu gdy ostatni raz widziałem jakiegoś braciszka. Nie skończyło się to dla niego zbyt dobrze i tak też będzie z wami.

Olbrzym, do którego należał tubalny głos wyszedł zza rogu i stanął za pozostałymi zbirami. Mierzył grubo ponad dwa metry wzrostu I sylwetką przypominał niedźwiedzia. Ubrany był w czarny płaszcz z kapturem, który skrywał teraz jego twarz. W lewej ręce dzierżył miecz o ząbkowanym ostrzu. Rozmiar tego oręża wykluczał by zwykły człowiek mógłby się nim posługiwać inaczej niż przy pomocy obu ramion.

-Załatwcie ich szybko - rzucił do podkomendnych.

Znaleźliście się w sytuacji bez wyjścia. Z przodu czekał na was olbrzym i jego czterech pomocników. Z tyłu czaiła się trójka zbirów w każdej chwili gotowych ruszyć do ataku. Na waszą korzyść działał fakt, iż uliczka, ze względu na małą szerokość uniemożliwiała napastnikom pełne wykorzystanie przewagi liczebnej. Wszystko wskazywało na to, że będziecie musieli mądrze rozegrać to starcie jeśli macie ujść z życiem.
There is no system but GNU, and Linux is one of its kernels
Zajx
Majtek
Majtek
Posty: 104
Rejestracja: sobota, 16 lutego 2008, 11:52
Numer GG: 2532797
Lokalizacja: Czarnobyl

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: Zajx »

Felix

Wszyscy byli trochę spięci, a on nawet bardzo. Przez chwile zanurzył się w wspomnienia z wojny gangów, wszędzie czuło się zagrożenie, cały czas trzeba było być ostrożnym"Wtedy bynajmniej wiedzieliśmy z kim walczymy, a tu kulty chaosu... czasami widywałem co potrafią zrobić jeśli wiedzą, iż znasz tożsamość jednego z ich członków. K***a myślałem, że w służbie państwa będę miał wygodniejsze życie, lub choć wygodniejsze od tego w gangu...". Kiedy do pokoju wpadli bandyci Felix poczuł przerażenie, "Czy nasz wróg jest tak potężny by działać otwarcie??" Młodzieniec zobaczył jak Anthony przebił jednego z nich, bez namysłu rzucił nożem w drugiego. Szczęśliwym trafem rzucanie nożami było jedną z ulubionych zabaw w gangach, Felix robił to często czasami nawet po pijaku, ostrze powędrowało wprost do celu. Krótki rekonesans na korytarzu nie przyniósł dobrych wieści raczej te oczywiste. Było ich więcej trzeba uciekać.

Pędząc opustoszałymi uliczkami modlił się aby nie wpadli w zasadzkę, Sigmar jednak wolał poddać go próbie. Wąska uliczka oba wyjścia zablokowane. Ironiczny uśmiech pojawił się ja jego twarzy już wiedział jak czuli się ci których Ręka wybrała na swój cel "Jak bydło na ubój... Czy to jakaś pokuta za to co robiłem!?... Poczuć się jak ofiara... Sigmarze, Randalu pomóżcie zobaczyć świt, a ty Morze poczekaj jeszcze na mnie". U Feliksa wiara objawiała się zawsze gdy miał tarapaty na razie żył więc ta strategia wydawała się dobra. Z jednej strony czterech i ktoś z zdecydowanie za dużym mieczem, z drugiej tylko trzech ale mogło dobiec więcej.
-Panowie ja bym spróbował się przebić i uciekać dalej zanim wezmą łuki. Lotarze, Antchony atakujcie my postaramy zatrzymać tamtych do puki przejście nie będzie wolne!!!
Kurde ale się wyrwał wiedział, że tak najłatwiej mu zginąć ale wzięła go jakaś grupowa odpowiedzialność tak najwięcej nich przeżyje. Miał nadzieje, że towarzysze nie będą się za bardzo rozwodzić nad tym planem.

Ustawił się tak jak powiedział, pałkę trzymał w drugiej dłoni nóż był już gotowy by raz na zawsze pożegnać się z właścicielem"Tak paczcie na to ostrze wbije się w pierwszego który podejdzie, może przez to zyskamy trochę czasu.".
Czekał....
Wole umrzeć jak mężczyzna(tudzież szaleniec) niżeli żyć jako tchórz.
Odwaga nie polega na braku strachu, lecz jego pokonywaniu. Rozwaga nie polega na dowadze.
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: mone0 »

Lothar

Rycerz spodziewał się takiego obrotu sytuacji, ale nie sądził, że atak nastąpi tak szybko - prędzej w nocy, gdy wszystkich zmorzyłby sen. "Nie doceniłem naszego przeciwnika, ta pomyłka może kosztować utratę zdrowia lub życia." Jego towarzysze zareagowali bardzo szybko na wtargnięcie napastników - tamci byli bez szans. Próba zaskoczenia spełzła na niczym co dało im szansę na natychmiastową ucieczkę.

Wszystko było by pięknie, gdyby nie zlekceważyli przeciwnika po raz wtóry. Wróg zastawił zmyślna pułapkę w wąskiej uliczce mrocznego Middenheim. Tym razem Lothar nie chciał żadnych niespodzianek jego zmysł taktyczny podpowiadał, że wcale nie są w sytuacji bez wyjścia. Szybko rzucił okiem na ciasną uliczkę w poszukiwaniu okien i czającego się w nich jakiegoś niebezpieczeństwa. Przestrzeń pomiędzy budynkami była na tyle wąska by przeciwnicy mogli ich okrążyć i w ten sposób uzyskać przewagę, w dodatku największy z nich - dowódca nie miał zamiaru włączać się do walki w pierwszej fazie.

Oponenci wyglądali na starych weteranów, którzy stoczyli nie jeden wygrany pojedynek. Z całą pewnością byli przygotowani na poświęcenie swojego życia dla sprawy. Rycerz liczył na to, że ranni wycofają się i nie będą sprawiać problemów. Na myśl o morderstwie z zimną krwią przeszły po nim dreszcze - "Jeśli będę zmuszony." Druga myśl była bardziej optymistyczna - "Lepiej nie zostawiać świadków, ale przesłuchać jednego z nich by się przydało."

Taktykę walki miał opracowaną do perfekcji. Nieznany przeciwnik, to nie znane umiejętności jego walki. Lothar postawił zasłonę, szeroko stanął na ugiętych nogach, bokiem do zbira, lekko wychylony do przodu by zmniejszyć swoje pole trafienia [Pozycja obronna]. Gdy tylko oceni szybkość reakcji, siłę i możliwości przeciwnika przejdzie do kontrataku. Zgrabnie zamarkowany cios w brzuch [Finta] i szybka zmiana kierunku ataku w dłoń trzymającą oręż powinna wykluczyć pierwszego napastnika z walki.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: Jabberwocky »

Joahim Kell

Patrzył przez sekundę na dwa trupy leżące w pokoju, wrogowie działali szybko, sprawnie i głupio, głupio, głupio! „Idioci" pomyślał z pogardą Czemu nie zaatakowali w nocy? Kiedy wszyscy by już spali, i to do tego dwójkami a nie we czterech? Szybko przerwał swoje rozważania, nie było na to czasu, zarzucił na ramię kuszę i chwycił swój ulubiony nóż, szukał drogi wyjścia, po schodach rozbrzmiewały kroki, zapewne kolejni zabójcy, a nie mogli się przecież opierać do rana, to była izba w karczmie, nie twierdza, otworzył okno.
-Szybko, uciekniemy tędy. - Powiedział - Najpierw jednak trzeba będzie zablokować wejście do pokoju. Przesuńcie łózka pod drzwi. Minie trochę czasu zanim uda im się sforsować barykadę. W tym czasie przebiegniemy po dachu do bocznej alejki a stamtąd w długą. - Dodał jeszcze po czym ruszył przez okno na dach.

***

Znaleźli się w wąskiej alejce, zapewne były gorsze miejsca w których mogli się znaleźć, ale biorąc pod uwagę kolejnych przeciwników sytuacja i tak nie przedstawiała się różowo.
-Proszę, proszę. Minęło ładnych parę lat od czasu gdy ostatni raz widziałem jakiegoś braciszka. Nie skończyło się to dla niego zbyt dobrze i tak też będzie z wami. - Głos rozległ się z jednego końca alejki, po chwili wyłonił się też jego właściciel, potężny wojownik ubrany i uzbrojony tak, iż mógł umknąć uwadze wyłącznie strażników ślepych lub martwych, co ciekawsze, najwyraźniej wiedział kim są.
-Załatwcie ich szybko - rzucił do podkomendnych.
Kell nie potrzebował więcej zachęty, wiedział że to nie jest walka w której można pozwolić sobie na kompromisy, słyszał jakieś sugestie rzucone przez Ulricha, coś o wycofywaniu się.
- Musimy przebić się na główną ulicę, do ludzi, tam będzie im ciężej nas dopaść i wybić, raczej nie mają całego miasta po swojej stronie co? - rzucił do towarzyszy, wycelował kuszę w zbira z drugiej linii i wystrzelił, przeładował i wystrzelił, strzelał tak długo jak mógł, jeśli któryś z tych kultystów, jak zaczął już myśleć o swych wrogach, podejdzie zbyt blisko Joahim po prostu zarzuci kuszę na plecy i nadzieje go na nóż lub własną, osłoniętą metalem pięść, tymczasowo miał nadzieję iż zajmie się nimi Lothar a plecy osłonią mu Anthony i Ulrich, oby tylko wrogowie nie mieli kusz....
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
klarkash_ton
Majtek
Majtek
Posty: 78
Rejestracja: piątek, 21 listopada 2008, 08:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Lemuria

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: klarkash_ton »

Uliczka obok oberży

Wszystko poszło nie tak jak powinno... Początkowo nawet sprzyjało wam szczęście. Młody posłał nóż w kierunku jednego ze zbirów stojących z przodu. Ostrze ze świstem przecięło dzielącą was przestrzeń i utkwiło w oku napastnika. Ten wrzeszcząc zwalił się na ziemię, gdzie jego ciałem przez krótką chwilę wstrząsały konwulsje nim wreszcie oddało ducha. W tym czasie Joahim ustrzelił kolejnego zbira z kuszy. Bełt przebił klatkę piersiową napastnika na wysokości serca. Drab był martwy zanim upadł na bruk. W tym czasie reszta przeciwników nie ruszyła się nawet o centymetr z zajmowanych pozycji z wyjątkiem ich przywódcy, który nie czekając na dalszy rozwój wypadków opuścił uliczkę.

Wtedy los się od was odwrócił. Po niecałej sekundzie, która wydała się wam wiecznością jeden ze zbirów podchodzących do was od tyłu rzucił wam pod nogi niewielkich rozmiarów kulkę. Usłyszeliście dźwięk, jaki zwykle towarzyszy rozbijaniu glinianych naczyń. Powietrze wokół was momentalnie wypełnił szary dym o zapachu przypominającym siarkę. Wasze oczy wypełniły się łzami, oddychanie przychodziło z trudem a ręce i nogi zaczęły drętwieć. Zarówno z przodu jak i z tyłu wasi przeciwnicy podwoili swoje szeregi. Nie byliście pewni czy jest to efekt zaburzeń wzroku, który z każdą chwilą tracił na ostrości, czy też ściągnęli posiłki. Po chwili broń wyleciała wam z rąk a wy padliście na kolana nie przywiązując najmniejszej uwagi do otaczających was zbirów. Ból palący żywym ogniem wasze płuca był jedyną rzeczą, o której byliście w stanie myśleć.

Kiedy wasi przeciwnicy zaczęli zbliżać się do was by dokończyć robotę usłyszeliście ryk, który przyprawił was o dreszcze. Dostrzegliście nagle jak ciało jednego z nich, a właściwie to co z niego zostało, przelatuje nad wami i grupą drabów broniących dostępu do głównej ulicy by wylądować kilka metrów dalej.

-Co to jest do cholery - wyszeptał jeden ze zbirów.

Spojrzeliście w kierunku, z którego poleciał zewłok. Tam pośród sterty zmasakrowanych ciał stał niemal trzymetrowy stwór porośnięty ciemnym futrem. Z powodu stale pogarszającego się wzroku nie byliście w stanie określić zbyt wielu szczegółów jego wyglądu poza jarzącymi się na zielono ślepiami. Ostatnią rzeczą jaką zapamiętaliście zanim opadła was ciemność był widok bestii szarżującej z niezwykłą jak na jej rozmiary prędkością na waszych adwersarzy.

Antykwariat Ulricha Denofsena

Kiedy pierwsi z was odzyskali przytomność ich oczom ukazał się niewielkich rozmiarów pokoik bez okien, którego jedyne wyposażenie stanowił niewielkich rozmiarów stolik, na którym ustawiono lampę oliwną. Obok niego leżała sterta pakunków, które wyglądały jak wasz bagaż pozostawiony w oberży. Pokój musiał być zlokalizowany na poddaszu jakiegoś budynku ponieważ z lewej strony sufit opadał pod kątem. Minął kwadrans nim reszta się obudziła. Poza bólem głowy i mdłościami najwyraźniej nic wam nie dolegało. Po jakimś czasie drzwi otworzyły się i do środka wszedł Ropke. Widząc, że wszyscy byliście już na nogach zawołał:

-Doktorze, obudzili się.

Chwilę później do pokoju wszedł wysoki mężczyzna w wieku około 20-25 lat. Był niezwykle szczupły i mimo młodego wieku kompletnie łysy. Miał na sobie czarny kubrak i spodnie tego samego koloru. Waszą uwagę przykuła twarz młodzieńca, jej niezwykle ostre rysy i długa blizna na lewym policzku. Jego skóra miała nieco żółtawy odcień przywodzący na myśl kartkę pergaminu. Na haczykowatym nosie tkwiły okrągłe okulary, zza których spoglądała na was para dużych, przenikliwych i nieco przekrwionych oczu w kolorze ciemnego błękitu. Sięgnął do torby, którą miał przy sobie i wyjął z niej cztery fiolki zawierające zielonkawą ciecz. Podał jedną każdemu z was po czym powiedział głosem o wiele za niskim niż można by się spodziewać u kogoś o jego posturze:

-Wypijcie to, powinno pomóc na ból głowy. Dobrze, że kapitan w miarę szybko wyciągnął was stamtąd. Jeszcze kilka minut przebywania w abisyńskiej chmurze i następny miesiąc spędzilibyście w łóżkach.
-Jakiej chmurze? -
spytał Anthony.
-Tak nazywa się broń, którą was potraktowano. To jest trzeci raz kiedy mam okazję podziwiać rezultaty jej działania. Mieliście szczęście. Rok temu jeden z agentów o najwyraźniej słabym sercu przez ten specyfik pożegnał się z życiem. Z mojej strony to wszystko, jeśli będę potrzebny jestem na dole.

To mówiąc medyk wyszedł zostawiając was samych z waszym zwierzchnikiem.

-Tej nocy chciałem spotkać się z wami. Będąc w okolicy usłyszałem rumor dobiegający z oberży i po dotarciu na miejsce pospieszyłem wam z pomocą. W tej chwili znajdujecie się na poddaszu w antykwariacie, gdzie zanieśli was moi ludzie. Rano będziecie musieli znaleźć sobie nowe lokum. Ci, którzy was zaatakowali wymordowali wszystkich, których zastali w oberży. W celu zatarcia śladów musieliśmy podpalić to miejsce. Wasze rzeczy są tu, w kącie. Konie czekają w alejce obok antykwariatu. Przez te kilka godzin jakie zostały do świtu nic nie powinno im się stać. Chciałem się z wami spotkać ponieważ udało mi się ustalić kilka szczegółów na temat ludzi wynajętych przez Hauptmanna. Grupa liczy sześć osób. Pięciu z nich to najemnicy nie mający pojęcia prowadzeniu śledztwa. Pewnie zostali zatrudnieni w charakterze pomocników szóstego członka zespołu, którym jest Gerhard Falkenhorst. Ten człowiek od prawie trzydziestu lat jest łowcą czarownic. Jego skuteczność idzie w parze z fanatyzmem. Chodzą słuchy, że wiele spośród osób, które posłał na stos nie miały nic wspólnego z kultami chaosu. A że ma spore wpływy wśród przedstawicieli kultu Ulryka w tym mieście musicie za wszelką cenę unikać spotkania z nim.

[Joahim]

Na sam dźwięk nazwiska Falkenhorst zagotowałeś się w środku. ”Ostatnie czego nam teraz trzeba to ten śmieć i jego pomagierzy biegający po ulicach Middenheim”. Wróciły wspomnienia sprzed kilku lat kiedy to spotkałeś tego człowieka i ze względu na zbliżone zainteresowania postanowiłeś przystać na jakiś czas do jego grupy. W pewnej wiosce dwa dni drogi na północ od Talabheim odkryliście kult oddający cześć jednemu z bogów chaosu. Wytropienie wszystkich jego wyznawców zajęło wam dwa dni. Kiedy zapłonęły stosy Falkenhorst wszedł do jednej z chat i po kilku minutach wywlókł stamtąd dziewczynkę, w wieku około 6 lat. Pamiętałeś, że podczas śledztwa jeden z chłopów oskarżył ją o czary, jednak nikt inny nie potwierdził jego zeznań. Dziecko wprawdzie sprawiało wrażenie nieco rozkojarzonego jednak nie nosiło na ciele żadnych śladów oddziaływania niszczycielskich potęg. Łowca rzucił ci ją pod nogi po czym z tryumfalnym uśmiechem oświadczył:

-Małej suce wydawało się, że zdoła wywieść nas w pole. Przed chwilą widziałem przez okno jak jedna z jej zabawek unosi się w powietrzu. Ten kmiot miał rację mówiąc, że gówniara para się czarami - w czasie gdy to mówił mała skuliła się na ziemi ze strachu.
-Moment, przecież żadnych jej związków z kultem się nie dokopaliśmy. Poza tym z tego co mi wiadomo to takie dziecko należałoby odstawić do jednego z kolegiów.
-Oszalałeś?! Mało nam odmieńców?!
-Tak w ogóle to gdzie są jej rodzice?
-Nimi już się zająłem -
powiedział wskazując z uśmiechem na chatę.
-Nie spłodzą już więcej plugawych bękartów. A co do ciebie ty mała dziwko...

Zanim zdążyłeś zareagować Falkenhorst przebił dzieciaka mieczem. Nie było w twoim życiu wielu momentów kiedy byłeś równie wściekły co wtedy. Rzuciłeś się na niego, wytrąciłeś broń z ręki i zacząłeś okładać pięściami. Prawdopodobnie zakończyłbyś żywot łowcy gdyby nie jego pomocnicy. Ściągnęli cię z Falkenhorsta, pobili do nieprzytomności i zostawili obolałego pośród dogasających stosów.

[wszyscy]

-Jest jeszcze jedna sprawa - dodał Ropke po czym rzucił na stół pierścień kształtem przypominający węża.

Obrazek[/url]
-Kilka takich błyskotek znaleźliśmy przy ciałach ludzi, którzy zaatakowali was w oberży.

To wystarczyło byście uświadomili sobie powagę sytuacji. Choć widzieliście go na własne oczy po raz pierwszy w życiu, dobrze wiedzieliście kto nosił przy sobie takie pierścienie. Rodzina - organizacja o historii równie długiej jak Bractwo, podobno wywodząca się z Tilei. Mimo iż obie grupy walczyły ze sobą od kilkuset lat o wpływy w Imperium i poza jego granicami nikt w Bractwie nie wiedział, kto stał na jej czele ani czyim interesom służyła. W trakcie szkolenia wasi nauczyciele zbywali milczeniem większość pytań na temat Rodziny i jej działalności w kraju. Wśród wyższych stopniem agentów Bractwa stanowiła ona temat tabu. Wśród rekrutów krążyła na jej temat masa opowieści, z których większość zapewne nie miała zbyt wiele wspólnego z prawdą.

-Myślę, że na wasz trop wpadli podczas włamania. Z niewiadomych dla mnie przyczyn musieli obserwować rezydencję. Kiedy opuściliście posiadłość podążyli za wami i postanowili pozbyć się was najszybciej jak to możliwe. Akcja została zaplanowana naprędce i dzięki temu jeszcze żyjecie. Od tej pory będziecie musieli zachować zdwojoną ostrożność. Dowódca tego oddziału uciekł i z pewnością przekaże swoim zwierzchnikom wszystko czego się o was dowiedział. To tylko kwestia czasu zanim znowu was znajdą a ja nie zawsze będę w pobliżu.
-Co dalej ze śledztwem? -
spytał Lothar - wygląda na to, że Rodzina stoi za morderstwem.
-Nie wydaje mi się. Początkowo też sądziłem, że to oni odpowiadają za śmierć Elizy Hauptmann. Ze względu na działalność polityczną jej ojca, zmierzającą do rozszerzenia wpływów kultu Sigmara (a co za tym idzie - władzy Imperatora) na ziemiach północnych, taki wniosek może nasuwać się od razu. Jednak nie wszystkie elementy tej układanki pasują do siebie. Po pierwsze - z tego co mi wiadomo, organizacja ta w chwili obecnej jest w stanie wojny z przedstawicielami ulrykańskiego kleru - bezpośredniego beneficjenta sytuacji, w której Hauptmann załamałby się po śmierci córki. W ciągu ostatnich dziesięciu lat agenci Rodziny podjęli kilka prób infiltracji kultu, z których wszystkie zakończyły się niepowodzeniem. W większości wypadków agenci kończyli na stosie gdzie wysłał ich trybunał kapłański na podstawie dowodów, które były tak tajne, że nie widzieli ich nawet oskarżeni. W ramach odwetu siepacze Rodziny zasztyletowali kilkunastu kapłanów. Możliwe że podczas burzy chaosu z ich ręki zginęło znacznie więcej sług Pana Zimy. Nie chce mi się wierzyć, żeby poprzez swoją działalność chcieli wzmacniać przeciwnika. Po drugie - Hauptmann był zwolennikiem zwiększenia roli stanu kupieckiego w zarządzaniu miastem. Walczył o to równie mocno jak o wzrost wpływów kultu Młotodzierżcy. W całym Imperium Rodzina posiada wielu popleczników wśród przedstawicieli tej grupy zawodowej, w każdym razie o wiele więcej niż wśród szlachty. Wobec tego, jeśli śmierć Elizy miała podłoże polityczne, to stoi za tym ktoś, kogo interesy nie pokrywają się z interesami Rodziny. Na razie musicie sprawdzić wszystkie tropy jakimi dysponujecie. Skoro doktor jest na miejscu możecie od razu uzgodnić z nim kiedy i jak zbadacie ciało Elizy. Czeka na was w tym samym pokoju, w którym spotkaliśmy się po raz pierwszy.


[wszelkie pytania do medyka standardowo na gg]
There is no system but GNU, and Linux is one of its kernels
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: Jabberwocky »

Joahim Kell

Walka się zaczęła, z ich inicjatywy co było dobre, dziwne było tylko to, że przeciwnicy zupełnie nie przejęli się stratami w swoich szeregach, stali niczym posągi, jedynie ich przywódca wycofał się szybko, może to i lepiej, wydawał się najgroźniejszy z całej grupy, wtedy Joahim usłyszał jak coś rozbija się na ziemi pod ich nogami, nieznany mu pył czy gaz zaczął się unosić z miejsca, gdzie leżały szczątki niewielkiego, glinianego pojemnika, łowca wampirów wstrzymał oddech i próbował strzelić jeszcze raz, jednak powietrze było już skażone, ciało zaczęło drętwieć i opadać z sił, po chwili klęczał już przed czekającymi spokojnie przeciwnikami.

-Co to jest do cholery - wyszeptał jeden z nich gdy noc rozdarł potężny ryk, po chwili ciało jednego z przeciwników przeleciało nad głowami agentów, ostatkiem sił Kell podniósł głowę, poprzez opary paraliżującej substancji ujrzał potężną postać, rzuciła się na zbirów....

***

Ocknął się, nie otwierał jednak jeszcze oczu, wąchał powietrze, delikatnie starał się zbadać na czym leży, nasłuchiwał, lezął na czymś drewnianym, czuć było oliwę spalaną w lampie a pomieszczenie było najwyraźniej puste, w końcu Joahim zaryzykował i otworzył oczy, rzeczywiście, w pokoju był tylko niewielki stolik na którym stałą lampa i stos plecaków, należących najwyraźniej do nich, walcząc z mdłościami, łowca wampirów wybrał ze stosu swoje rzeczy, cóż, najwyraźniej byli w jednej z kryjówek bractwa, tyle dobrego, jego poruszenia musiały zostać zauważone, drzwi otworzyły się a do pomieszczenia wszedł Ropke.
- Doktorze, obudzili się
- Witam panie kapitanie - Mruknął Joahim wykonując niemrawy salut - Ciekawa noc, nieprawdaż?
Do pokoju wszedł kolejny agent bractwa, podszedł do grupy i rozdał niewielkie fiolki pełne czegoś zielonego, z tego co Kell zrozumiał miało to pomóc na ból głowy, wypił z wdzięcznością, rzeczywiście, po chwili myśli zaczęły się rozjaśniać a ból ustępować, usłyszał też nazwę paskudztwa którym ich potraktowano, „Abisyńska chmura” pomyślał, „Będzie trzeba kiedyś coś takiego zdobyć, może być przydatne”, po chwili medyk opuścił pomieszczenie, Ropke stanął przed nimi i zaczął swą przemowę.

-Tej nocy chciałem spotkać się z wami. Będąc w okolicy usłyszałem rumor dobiegający z oberży i po dotarciu na miejsce pospieszyłem wam z pomocą. W tej chwili znajdujecie się na poddaszu w antykwariacie, gdzie zanieśli was moi ludzie. Rano będziecie musieli znaleźć sobie nowe lokum. Ci, którzy was zaatakowali wymordowali wszystkich, których zastali w oberży. W celu zatarcia śladów musieliśmy podpalić to miejsce. Wasze rzeczy są tu, w kącie. Konie czekają w alejce obok antykwariatu. Przez te kilka godzin jakie zostały do świtu nic nie powinno im się stać. Chciałem się z wami spotkać ponieważ udało mi się ustalić kilka szczegółów na temat ludzi wynajętych przez Hauptmanna. Grupa liczy sześć osób. Pięciu z nich to najemnicy nie mający pojęcia prowadzeniu śledztwa. Pewnie zostali zatrudnieni w charakterze pomocników szóstego członka zespołu, którym jest Gerhard Falkenhorst. Ten człowiek od prawie trzydziestu lat jest łowcą czarownic. Jego skuteczność idzie w parze z fanatyzmem. Chodzą słuchy, że wiele spośród osób, które posłał na stos nie miały nic wspólnego z kultami chaosu. A że ma spore wpływy wśród przedstawicieli kultu Ulryka w tym mieście musicie za wszelką cenę unikać spotkania z nim.

- Falkenhorst - Mruknął cicho Joahim, miał w związku z nim kiepskie wspomnienia, mieli swoje sprzeczki, łowca wiedźm był momentami nieco.... porywczy, i pamiętliwy, na pewno do dziś nie pogodził się z obiciem mordy, jakie sprawił mu Kell w obecności jego podkomendnych lata temu, będzie chciał się zemścić jeśli się spotkają, a choć dziś lepiej już rozumiał akcje tamtego i zasadniczo się z nimi zgadzał, to mimo to lepiej będzie go unikać, tak na wszelki wypadek.

- Jest jeszcze jedna sprawa - dodał Ropke po czym rzucił na stół pierścień kształtem przypominający węża, Joahim spojrzał na znalezisko, jak każdy w placówce Bractwa słyszał plotki na temat Rodziny -Kilka takich błyskotek znaleźliśmy przy ciałach ludzi, którzy zaatakowali was w oberży. - Po chwili Ropke rozpoczął kolejną tyradę.
- ....Skoro doktor jest na miejscu możecie od razu uzgodnić z nim kiedy i jak zbadacie ciało Elizy. Czeka na was w tym samym pokoju, w którym spotkaliśmy się po raz pierwszy. - To było rozsądne, Kell skinął głową kapitanowi i przeszedł do pokoju medykusa, tamten zajmował się sobie tylko znanymi przyrządami, podniósł głowę gdy Joahim wszedł do pokoju, wskazał dłonią wolne krzesło.
- Pan Kell nieprawdaż? No, to jaką pan ma do mnie sprawę? - Zapytał oglądając z uwagą niewielki nożyk.
- Po pierwsze, ta broń którą nas potraktowano, abisyńska chmura, można się jakoś przed nią obronić? - Zapytał, to było ważne, ta zabawka byłą zbyt skuteczna by przeciwnicy szybko z niej zrezygnowali.
- Cóż... dostaje się do organizmu poprzez drogi oddechowe, należy więc postępować tak jak w wypadku zwykłego dymu, osłonić twarz wilgotną szmatką, wystarczy zmoczyć ją wodą, nie da to oczywiście całkowitej ochrony ale tak po prawdzie nic poza magią jej nie da. - Skończył oględziny nożyków.
- Taa, musi nam to wystarczyć - Mruknął łowca wampirów - Druga sprawa, ile mamy jeszcze czasu nim zwłoki przestaną nadawać się do badań? Dzień?
- Och, nie jest tak źle, choć oczywiście im szybciej tym lepiej - Powiedział tamten - Jest zimno, na szczęście nie będziecie też musieli się włamywać do ogrodów Morra, mamy pewne informacje o jednym z kapłanów, człowiek ten bardzo lubi dzieci, rozumie pan o czym mówię - Mruknął zniesmaczony - My nie wydajemy go przełożonym, a on od czasu do czasu nam pomaga.
- Dobrze, jeszcze tylko jedna sprawa, badał pan tych którzy nas zaatakowali?
- Dosyć pobieżnie ale tak, i od razu mogę powiedzieć iż nie znalazłem na ich ciałach znamion chaosu - Powiedział medyk.
- Cóż, to by było na tyle z mojej strony - Kell skiną lekko głową i ustąpił miejsca kolejnemu agentowi, ruszył pod ścianę sprawdzić swój ekwipunek.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Zajx
Majtek
Majtek
Posty: 104
Rejestracja: sobota, 16 lutego 2008, 11:52
Numer GG: 2532797
Lokalizacja: Czarnobyl

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: Zajx »

FELIX

Gdy futrzane cielsko pojawiło się między kępami dymu Feliks myślał że to jakiś magiczny plugawy stwór wyrwał się z kieratu ich napastników. Zastanawiał się czy lepiej zginąć w chmurze gazu czy rozszarpanym przez tą bestię, jak wielkie było zaskoczenie młodzieńca gdy obudził się o dziwo żywy! Z powodu złego samopoczucia leżał i słuchał co kapitan ma do powiedzenia "Niesamowite to on był tym stworem nie myślałem, że wilkołaki są aż tak potężne... Ciekawe czy umie kontrolować swą przemianę... i czy to boli... i czy dało by się w jakiś bezpieczny sposób zyskać takie umiejętności" Gdy usłyszał, że Rodzina jest zamieszana w tą sprawę uświadomił sobie, iż skończył w kolejnej wojnie gangów tylko na wyższym szczeblu. Zmarnowany chłopak postanowił zamknąć gębę i posłuchać co ludzie o trzeźwiejszym umyśle niż on mają do powiedzenia. Wieści, które usłyszeli nie były pozytywne. Więc to nie kultyści no i mamy problem, a do tego łowca czarownic zatrudniony do szukania morderców... z takiego to nic nie wyciśniesz i oszukać ciężko.
- Niech pan doktor zda nam sprawozdanie na temat ciała panienki gdy tylko będzie coś wiadomo i ta zielona substancja też przydało by się siedzieć co to i u kogo można kupić. Ja muszę się dozbroić nie wiedziałem, że będę wystawiony na taką ilość spotkań z przytomnymi przeciwnikami.
Po czym poszedł z powrotem do kapitana.
-Panie kapitanie mam takie pytanko czy w ramach wyposażenia do misji dało by mi się załatwić pas z nożami do rzucania, wie pan wczoraj swoim jednym dwóch powalić mi się udało.-Powiedział to z wyrazem zadowolenia na twarzy- A jeżeli by można jeszcze poprosić o zbroje skórzaną pełniejszą niżeli mój kaftan? No i ma pałka raczej jest do ogłuszania przeciwników niż do przebijania ich na wylot jakiś miecz dla mnie może by się znalazł.
Wykonuje test Przekonywania a jeżeli się na coś zgodzi to jeszcze targowania. Jeśli nie to kupie gdzieś w mieście.
Zwrócił się do towarzyszy.
-Panowie mamy kolejny trop spróbujmy dotrzeć do Gerharda Falkenhorst'a i jego grupy.
Wole umrzeć jak mężczyzna(tudzież szaleniec) niżeli żyć jako tchórz.
Odwaga nie polega na braku strachu, lecz jego pokonywaniu. Rozwaga nie polega na dowadze.
klarkash_ton
Majtek
Majtek
Posty: 78
Rejestracja: piątek, 21 listopada 2008, 08:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Lemuria

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: klarkash_ton »

[Jeśli chodzi o kwestie organizacyjne to jak pewnie wyczytaliście w rekrutacji nastąpiła zmiana planów. Seba nie opuszcza szeregów drużyny, przez czas niezbędny mu na uporządkowanie spraw osobistych Anthony podobnie jak Lothar zostanie BN'em]

Pokój spotkań w antykwariacie

Kiedy Joahim skończył wypytywać medyka młody postanowił skorzystać z okazji i dowiedzieć się kilku rzeczy od doktora Junga:

-Niech pan doktor zda nam sprawozdanie na temat ciała panienki gdy tylko będzie coś wiadomo i ta zielona substancja też przydało by się siedzieć co to i u kogo można kupić.
-Jeżeli pyta pan o tą ciecz w butelce, która była w waszym ekwipunku to jest to bez wątpienia aeformium - można łatwo poznać po zapachu zbliżonym do rozmarynu. Substancję tą wytwarza się z kilku ziół rosnących w okolicach Middenheim. Jest stosowana jako środek dezynfekujący. Można się w nią zaopatrzyć u każdego alchemika lub wykonać samodzielnie co jest stosunkowo proste. Jeśli idzie o zwłoki Elizy Hauptmann to jeszcze nie miałem okazji ich badać. Proponuję, żebyśmy zajęli się tym wspólnie następnej nocy. W ciągu dnia będę miał dość czasu by zaaranżować nam wejście na teren Morrsparku i poczynić niezbędne przygotowania do sekcji.


Następnie Ulrich podszedł do kapitana i z wyrazem zadowolenia na twarzy powiedział

-Panie kapitanie mam takie pytanko czy w ramach wyposażenia do misji dało by mi się załatwić pas z nożami do rzucania, wie pan wczoraj swoim jednym dwóch powalić mi się udało. A jeżeli by można jeszcze poprosić o zbroje skórzaną pełniejszą niżeli mój kaftan? No i ma pałka raczej jest do ogłuszania przeciwników niż do przebijania ich na wylot jakiś miecz dla mnie może by się znalazł.
-O zbroję i miecz możesz spytać Denofsena. W trzyma w piwnicy antykwariatu niewielki zapas sprzętu na wypadek gdyby któremuś z agentów działających w mieście potrzebny był pancerz lub dodatkowy oręż. W noże do rzucania będziesz musiał zaopatrzyć się w mieście. Niedaleko mieszka człowiek nazwiskiem Hekler, o którym wiem, że zarabia na życie wyrabiając broń na tutejszych gangów. Niewykluczone, że ma coś takiego na składzie. Będziesz tylko musiał przekonać go, że może ci zaufać.


To mówiąc Ropke pożegnał się z wami i opuścił antykwariat. Chwilę później medyk poszedł w jego ślady. Zostaliście sami. Wtedy chłopak zwrócił się do pozostałych z propozycją dalszego działania

-Panowie mamy kolejny trop spróbujmy dotrzeć do Gerharda Falkenhorst'a i jego grupy.

Lothar spojrzał krzywo na młokosa po czym odrzekł:

-Młodzieńcze nie wiem czyś w ciągu ostatnich kilku godzin słuch postradał czy po prostu nie słuchałeś tego co mówił kapitan ale człowiek o którym mówisz jest fanatykiem i do tego ma wpływy wśród kapłanów Ulryka. Jak myślisz co zrobi gdy dowie się o tym, że interesuje nas śmierć Hauptmannówny? Nie wiem jak ty ale ja nie mam zamiaru skończyć w więzieniu lub co gorsza na stosie. Jak już mowa o Elizie to skoro mamy chwilę czasu nie zaszkodziłoby przejrzeć jej dziennik.

Kilkudziesięciostronicowy tomik oprawiony w brązową skórę zawierał głównie opis codziennych zajęć dziewczyny i jej przemyślenia na różne tematy. Znalazło się jednak kilka wpisów, które mogły mieć znaczenie dla sprawy. Pierwszy z nich pochodził sprzed półtora miesiąca i opisywał spotkanie panienki z jakimś mężczyzną.

4 Kaldzeit 2527 KI

Dziś na przyjęciu u Kochów poznałam intrygującego człowieka. Erich mi go przedstawił. Swoją drogą, ciekawe skąd wojskowy może znać takich ludzi. Na bankiet zaprosił go chyba ojciec Herberta lub jeden z jego wspólników. To niesamowite, że pomimo takiej różnicy wieku doskonale mi się z nim rozmawiało. Herbert krzywo na nas patrzył ale on jest zazdrosny o każdego mężczyznę, który zbliży się do mnie na odległość mniejszą niż metr. Ciekawe skąd on pochodzi? Wprawdzie nazwisko ma imperialne jednak po sposobie w jaki mówi wnoszę, że musiał urodzić się poza granicami kraju. Będę musiała go o to zapytać przy następnej okazji a ta nadarzy się niedługo. Bertold Kartz, jeden ze wspólników papy wyprawia za tydzień przyjęcie z okazji zaręczyn jego najstarszej córki (tak na marginesie - nie wiem czy jej kawaler jest ślepy czy zdesperowany, przecież Klara jest brzydka jak noc). Mój nowo poznany towarzysz powiedział, że też tam będzie.

(…)

23 Kaldzeit 2527 KI

Wczoraj wieczorem spotkaliśmy się po raz pierwszy. Gdyby tylko papa mnie tam zobaczył... Miło z ich strony, że znając jego zaślepienie wiarą w Młotodzierżcę zechcieli mnie przyjąć w swoje szeregi. Przez te dwa tygodnie od kiedy się znamy mój przyjaciel otworzył mi oczy na wiele spraw. Całe szczęście, że nikt w domu o nim nie wie. Gdyby się to się wydało papa pewnie wywiózłby mnie z miasta. Los pozostałych byłby zapewne o wiele gorszy.

(…)

6 Ulriczeit 2527 KI

Dziś po południu Erich i Herbert odwiedzili ojca. Pewnie chcieli uzgodnić kilka spraw związanych z zaręczynami. Kiedy na chwilę zostaliśmy sami Erich wręczył mi kopertę zawierającą wiadomość od naszego przyjaciela. Nie mogąc się doczekać co też ona zawiera popędziłam do swojego pokoju. Niesamowite! Z tego co wyczytałam Mistrz zadecydował, że w czasie następnego spotkania dane mi będzie przystąpić do wewnętrznego kręgu, i to po tak krótkim czasie.

Po ukończeniu lektury dziennika udaliście się na spoczynek.

17 Ulriczeit 2527 KI

Kiedy obudził was antykwariusz na zewnątrz było już jasno. Sądząc po gwarze dobiegającym z ulicy był środek dnia.

-Jakiś czas temu przyszedł posłaniec od doktora Junga. Miałem przekazać, że doktor będzie na was czekał w nocy obok wrót do Morrsparku. Stamtąd udacie się do mauzoleum rodziny Hauptmann, gdzie zbadacie zwłoki.

Przed opuszczeniem antykwariatu młody zwrócił się do Denofsena z prośbą o wydanie sprzętu. Starzec zniknął na moment na zapleczu po czym wrócił z krótkim mieczem i skórzaną kurtę. W pierwszej kolejności za namową Ulricha udaliście się na poszukiwanie domu człowieka, o którym wspomniał mu Ropke. Po kilkunastu minutach wypytywania dotarliście do jego domu jednak właściciela nie było na miejscu a według jednego z sąsiadów miał wrócić dopiero nazajutrz. Następnie zajęliście się poszukiwaniem nowego lokum. Wasz wybór padł na zajazd ”Trzy Dęby” położony w południowej części Ostwaldu, nieopodal bram miasta. Przybytek nie prezentował się wprawdzie zbyt okazale jednak niska cena przesądziła o jego wyborze.

Morrspark

Wieczorem, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami ruszyliście w stronę Morrsparku. Słońce już dawno skryło się za horyzontem jednak oba księżyce zapewniały dość światła byście mogli spokojnie wędrować. Śnieg chrzęścił wam pod stopami gdy przemierzaliście ulice miasta białego wilka a siarczysty mróz przenikał was do szpiku kości. Na miejscu, tuż obok bramy, czekał na was Ulrich Jung oraz gruby starzec ubrany w czarne szaty noszone przez kapłanów Pana Snów. Doktor skinął wam głową na powitanie po czym chwycił pokaźnych rozmiarów torbę, która dotychczas spoczywała u jego stóp i ruszył wraz z morrytą w głąb cmentarza. Wy podążyliście za nim. Klucząc pomiędzy dziesiątkami nagrobków po kilku minutach dotarliście do części nekropolii zarezerwowanej dla najbogatszych mieszkańców Middenheim. Tam zaś stało mauzoleum rodziny Hauptmann.

-Na szczęście nie tylko rodziny zmarłych mają klucze do grobowców - wychrypiał staruch - w przeciwnym wypadku nie starczyło by nam nocy na sforsowanie tych drzwi.

Kiedy w końcu znaleźliście się wewnątrz grobowca doktor zapalił dwie lampy oliwne i ułożył je na posadzce w odległości 2 metrów jedna od drugiej. Następnie sięgnął do torby i wyjął z niej pokaźnych rozmiarów białą płachtę, którą rozłożył pomiędzy lampami.

-Starcze, który sarkofag?
-Ten w rogu - odrzekł morryta.


Jung wyjął z torby łom, podszedł do grobowca i podważył wieko. Obserwując jego poczynania doszliście do wniosku, że pewnie nie robi tego po raz pierwszy.

-Dobrze, teraz będę potrzebował waszej pomocy. Musicie zdjąć pokrywę i ułożyć ją na ziemi. Tylko ostrożnie. Kiedy skończymy trzeba będzie umieścić ciało z powrotem w sarkofagu i zatrzeć wszelkie ślady naszej obecności tutaj. Wieko ma pozostać nienaruszone.

Lothar, Joahim i Anthony wykonali polecenie medyka. Kiedy grobowiec stanął otworem pomieszczenie wypełnił smród rozkładającego się ciała. Młody zakrztusił się i przez chwilę wyglądało jakby miał zwymiotować.

-Dobrze, teraz wyjmijcie ciało z sarkofagu i ułóżcie je na płachcie.

W nikłym świetle latarni obrzuciliście wzrokiem ciało Elizy. Gdy żyła musiała być dziewczyną niezwykłej urody. Była ubrana w czerwoną suknię a wokół szyi miała obwiązany szal.

-Wiecie coś o tym jak zginęła? - spytał medyk.
-Służący, który ją znalazł twierdził, że leżała rozebrana na łóżku i miała sporej wielkości ranę z tyłu głowy. W komnacie panował półmrok więc nic więcej nie udało mu się zaobserwować.

Jung obrócił ciało dziewczyny twarzą do ziemi i rozciął jej szal - rzeczywiście miała w tym miejscu ranę.

-Morderca wyciął jej kawałek mózgu. Sądząc po przebiegu nacięcia mogę stwierdzić, że nie jest to robota zwykłego zbira. Ktoś kto to zrobił jest lub był lekarzem albo w inny sposób posiadł wiedzę niezbędną do przeprowadzania zabiegów chirurgicznych. Zwróćcie uwagę na brzegi rany - nie ma nawet śladu nadszarpnięć. Doskonała robota. Jeżeli ten ktoś był w stanie wykonać taki zabieg po ciemku to musi być naprawdę dobry w swoim fachu. Pora spojrzeć na resztę ciała.

To mówiąc medyk usunął ubranie. Waszym oczom ukazał się niesamowity widok. Ciało Elizy niemal na całej powierzchni pokryte było symbolami, jakich nigdy wcześniej nie widzieliście. Odruchowo spojrzeliście na pierścienie ale te nie wskazywały najmniejszych śladów magii.

Obrazek[/url]
-Wiecie ile czasu minęło od momentu gdy po raz ostatni widziano ją żywą a chwilą znalezienia zwłok?
-Według służącego, którego przesłuchiwaliśmy kwadrans, może nieco dłużej -
odparł Lothar.
-Wobec tego na waszym miejscu miałbym się na baczności jeżeli dane wam będzie kiedyś spotkać się twarzą w twarz z tym, kto to zrobił. Ktoś kto potrafi w ciągu kilkunastu minut przeprowadzić taki zabieg i wymalować prawie całe ciało ofiary musi być równie szybki w walce. Jedna rzecz mnie zastanawia. Nie dostrzegłem na jej ciele żadnych śladów, które świadczyłyby o tym, że stawiała opór. Gdybym badał ją dzień czy dwa po śmierci mógłbym sprawdzić czy nie zaaplikowano jej jakiejś trucizny lub narkotyku. Teraz jednak jest na to za późno. Poza tym nie możemy wykluczyć użycia magii. To tłumaczyłoby szybkość działania mordercy i brak oporu ze strony ofiary. To wszystko z mojej strony, jeżeli chcecie mogę sprawdzić stan jej narządów wewnętrznych. Mogłoby to rzucić nieco więcej światła na okoliczności morderstwa choć po tylu dniach jest to mało prawdopodobne..
-Myślę, że mamy dość tropów. Proponuję zatrzeć ślady i jak najszybciej opuścić to miejsce -
zaproponował Lothar.

Pozostali nie sprzeciwili się, więc najszybciej jak się dało przywróciliście mauzoleum do poprzedniego stanu i opuściliście Morrspark. Przy jego wrotach doktor pożegnał się z wami i podobnie jak kapłan ruszył w swoją stronę. W czwórkę ruszyliście w stronę zajazdu. Mając w pamięci wydarzenia poprzedniej nocy po drodze wypatrywaliście oznak zasadzki jednak tym razem szczęście wam dopisało. W ”Trzech dębach” sen przyszedł szybko. Gdy rano zasiedliście do śniadania Anthony zabrał głos:

-Panowie, wczorajszego dnia przybyło nam sporo poszlak i możemy posunąć to śledztwo w kilku kierunkach. Co wy o tym sądzicie?
Ostatnio zmieniony czwartek, 16 lipca 2009, 19:54 przez klarkash_ton, łącznie zmieniany 1 raz.
There is no system but GNU, and Linux is one of its kernels
Zajx
Majtek
Majtek
Posty: 104
Rejestracja: sobota, 16 lutego 2008, 11:52
Numer GG: 2532797
Lokalizacja: Czarnobyl

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: Zajx »

Felix

"Więc ten płyn użyty był do zakonserwowania zwłok?... może podczas sekcji wyjaśni się coś więcej."
-Panowie mamy kolejny trop spróbujmy dotrzeć do Gerharda Falkenhorst'a i jego grupy.

Lothar spojrzał krzywo na młokosa po czym odrzekł:

-Młodzieńcze nie wiem czyś w ciągu ostatnich kilku godzin słuch postradał czy po prostu nie słuchałeś tego co mówił kapitan ale człowiek o którym mówisz jest fanatykiem i do tego ma wpływy wśród kapłanów Ulryka. Jak myślisz co zrobi gdy dowie się o tym, że interesuje nas śmierć Hauptmannówny? Nie wiem jak ty ale ja nie mam zamiaru skończyć w więzieniu lub co gorsza na stosie. Jak już mowa o Elizie to skoro mamy chwilę czasu nie zaszkodziłoby przejrzeć jej dziennik.

Chłopak zwiesił głowę rzeczywiście palnął głupotę, nawet jeśli chodziło mu o porwanie i torturowanie jednego z nich to zapewne sprowadziło by to więcej kłopotów niżeli pożytku.

Po przeczytaniu dziennika dręczyła go chęć porwania Ericha i dokładnego przepytania go o wszystko. Wiedział jednak, iż jeśli jest w jakimś tajemniczym bractwie to jego kompani szybko zorientują się o jego zniknięciu. śledzenie go wydawało się zbyt długim procesem a jednak lepszym wyjściem niżeli włamanie. Postanowił podzielić się swym zamysłem z kompanami.

Rankiem Felix jak najszybciej poszedł po nowe uzbrojenie, niezwykle ważnym stało się zdobycie tych noży do rzucania. Znalezienie domu Heklera nie było trudnym zadaniem, niestety nie zastali właściciela. "Szkoda ale bynajmniej ma zbroję i miecz." Przez resztę wolnego dnia młody postanowił popytać się jeszcze kilku kowali o te noże do rzucania. Wieczorem jak wszyscy udał się do Morrsparku.. Felix nigdy nie lubił nawet przypominać sobie o takich miejscach, stanowiły symbol nieuniknionego, nie to było coś więcej niż symbol to niczym "żywy pomnik naszego losu". Zaśmiał się sam do siebie to określenie jakoś wyraźnie dodawało komizmu śmierci, o której chłopak nie chciał sobie za często przypominać. Szkoda, że posiadali klucz od grobowca z chęcią spróbował by swoich sił z tym zamkiem. "Widać, że nasz przewodnik wie co robi". Dobry humor znikł kiedy otworzono sarkofag dziewczyny, smród śmierci dotarł do nozdrzy Felixa prawie zwymiotował. Obrócił głowę i starał się nie patrzeć jednak coś powodowało, iż często oglądał się patrząc co robią kompani. Spojrzał również na ranę przyszło mu namyśl, że morderca użył tego zielonego płynu by w jakiś sposób dostać niezniszczony kawałek mózgu. Spytał się doktora czy to możliwe. Kiedy dostrzegli dziwne znaki nalegał by zostały odrysowane na jakimś pergaminie, sądził że jakiś magik czy coś w tym stylu potrafił by pomóc w identyfikacji co to.

Rankiem przy śniadaniu Anthony zapytał:
-Panowie, wczorajszego dnia przybyło nam sporo poszlak i możemy posunąć to śledztwo w kilku kierunkach. Co wy o tym sądzicie?
-Dowiedzmy się o tym obrazku i dziwnych znakach na ciele tej biednej dziewczyny, dzięki temu możemy się przekonać z kim mniej więcej walczymy i jaką taktykę należy obrać. Bo osobiście kusi mnie to porwanie o którym wam mówiłem.
Wole umrzeć jak mężczyzna(tudzież szaleniec) niżeli żyć jako tchórz.
Odwaga nie polega na braku strachu, lecz jego pokonywaniu. Rozwaga nie polega na dowadze.
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: Jabberwocky »

Joahim Kell

Słuchał z uwagą słów medyka kiedy ten mówił o znalezionej substancji.
- Łatwy do zdobycia i całkowicie legalny środek dezynfekujący... - mruknął - zawsze sądziłem, że spirytus i opalanie narzędzi całkowicie wystarcza, zgaduję, że z tego korzystają bogatsi medycy, czyli zapewne ktoś mógł już badać zwłoki, z lub bez wiedzy Hauptmana.


-Panowie mamy kolejny trop spróbujmy dotrzeć do Gerharda Falkenhorst'a i jego grupy. - Powiedział Ulrich
Lothar spojrzał krzywo na młokosa po czym odrzekł:
- Młodzieńcze nie wiem czyś w ciągu ostatnich kilku godzin słuch postradał czy po prostu nie słuchałeś tego co mówił kapitan ale człowiek o którym mówisz jest fanatykiem i do tego ma wpływy wśród kapłanów Ulryka. Jak myślisz co zrobi gdy dowie się o tym, że interesuje nas śmierć Hauptmannówny? Nie wiem jak ty ale ja nie mam zamiaru skończyć w więzieniu lub co gorsza na stosie. Jak już mowa o Elizie to skoro mamy chwilę czasu nie zaszkodziłoby przejrzeć jej dziennik.
- Taaak, powinniśmy unikać tego człowieka, poznałem go kiedyś, i choć teraz zasadniczo zgadzam się z nim w większości kwestii to ma on do mnie pewien.... uraz, cóż, muszę bardziej uważać na ulicach - powiedział Kell

Czytali pamiętnik, słowa w nim zawarte jasno wskazywały na to, iż młoda i głupia dziewczyna szukała dreszczyku emocji w jakiejś, najpewniej wyklętej przez Sigmarytów, organizacji, czy był to kult chaosu czy też stworzony wokoło wampira nie było do końca jasne, oczywiście istniała też możliwość, iż dziennik jest zwyczajną podpuchą i ma tylko na celu pomieszanie im tropów, dziwne było, że ciągle znajdował się w pokoju, przecież ojciec szukał by takich śladów po córce, nieprawdaż? Joahim podzielił się swoimi przemyśleniami z resztą grupy.

***

Szli przez Ogrody Morra, miło było się znaleźć w znajomym miejscu, Morrsparki były zazwyczaj podobne do siebie, zeszli do krypt szlachty, Kell pomógł zdjąć pokrywę sarkofagu i zajrzał do środka, takie widoki nie robiły na nim wrażenia, od dziecka zajmował się zmarłymi, Eliza, a może raczej to, co jeszcze z niej zostało, miała na sobie szal, jednak na szyi nie było typowego wampirzego ukąszenia, Joahim był nieco zawiedziony, sprawdził jeszcze nadgarstki, słyszał kiedyś iż ponoć niektórzy kultyści tak karmili swych wampirzych panów, tam też jednak nie było ran, najwyraźniej jego teoria upadła, cóż, trzeba więc zabrać się za to co jest, wzruszył lekko ramionami, chciał poprosić kapłana o coś do pisania i pergamin by odrysować znaki ale Ulrich go uprzedził, poprosił więc doktora by ten sprawdził jeszcze wątrobę zmarłej, była zbyt młoda by zniszczył ją alkohol, jednak nie zauważył nic podejrzanego.

***

Rankiem przy śniadaniu Anthony zapytał:
- Panowie, wczorajszego dnia przybyło nam sporo poszlak i możemy posunąć to śledztwo w kilku kierunkach. Co wy o tym sądzicie?
- Dowiedzmy się o tym obrazku i dziwnych znakach na ciele tej biednej dziewczyny, dzięki temu możemy się przekonać z kim mniej więcej walczymy i jaką taktykę należy obrać. Bo osobiście kusi mnie to porwanie o którym wam mówiłem. -
Powiedział Ulrich.
- Rozpoznanie przeciwnika to podstawa, to przyznaję - skiną Ulrichowi głową - tyle, że trzeba się jeszcze dowiedzieć kto może nam po cichu takie rzeczy sprawdzić, nie wiem jak wy, ale moje ciało kiepsko reaguje na palenie na stosie - parsknął - trzeba najpierw sprawdzić czy Bractwo nie da rady tego zrobić.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
klarkash_ton
Majtek
Majtek
Posty: 78
Rejestracja: piątek, 21 listopada 2008, 08:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Lemuria

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: klarkash_ton »

[sory za poślizg z pisaniem tego upa ale ostatnio miałem trochę spraw na głowie]

Antykwariat

Joahim podzielił się swoimi wątpliwościami dotyczącymi autentyczności z resztą grupy.

-Faktycznie, nie możemy wykluczyć, że pamiętnik to fałszywka - odparł Anthony - w takim wypadku zabójstwo Elizy miało charakter polityczny, tak jak Bractwo podejrzewało na samym początku. Jest też inna możliwość. Kult lub inna tajna organizacja, do której należała dziewczyna istnieje naprawdę. Być może jakieś inne stowarzyszenie, które z nim walczy chciało poprzez zamordowanie Hauptmannówny zwrócić uwagę władz miasta na jego działalność choć sposób, w jaki dokonano morderstwa niezbyt pasuje mi do tej wersji wydarzeń. W zasadzie to przy tak skromnym materiale, jakim w chwili obecnej dysponujemy nie można wykluczyć nawet walk pomiędzy różnymi frakcjami tej samej organizacji.
-Tak czy owak kilka szczegółów z dziennika przydałoby się sprawdzić -
wtrącił Lothar - chodzi głównie o tego Ericha. Z treści pamiętnika wynika, że ten jegomość znał narzeczonego Elizy, który zgodnie z tym co zeznał Heine również zmarł niedawno. Można by sprawdzić, czy ktoś mu w tym nie pomógł. Kolejna sprawa - mężczyzna, którego Eliza poznała na przyjęciu. Może coś wiedzieć na temat jej śmierci. Sęk w tym, że będą problemy z ustaleniem jego tożsamości. Ojciec Herberta, Helmut Koch jeśli dobrze zapamiętałem jego imię jest według służącego prawnikiem. I myślę, że dość majętnym. W przeciwnym wypadku jego syn nie starałby się o rękę córki jednego z najbogatszych kupców w Middenheim. Nie sądzę byśmy mieli problem z ustaleniem tego, gdzie mieszka. Może uda się z nim porozmawiać.
-Można by przekupić kogoś z jego służby. Powinni pamiętać przynajmniej niektórych spośród gości, którzy byli na tamtym przyjęciu. Przy odrobinie szczęścia, jeśli ten jegomość często bywał w domu Kochów może uda się ustalić jak się nazywa. Na razie wiemy o nim tylko tyle, że ma imperialne nazwisko ale mówi jak cudzoziemiec.


Morrspark

Na szczęście dla was medyk miał przy sobie kilka kartek pergaminu i przybory do pisania. Odrysował symbole odkryte na ciele Elizy starając się zachować możliwie największą zgodność z oryginałem. Korzystając z okazji Anthony, który najlepiej z was zapamiętał wygląd tajemniczej postaci, której podobiznę odkryliście w komnacie Hauptmannówny, nakreślił na kartce jej wizerunek [tak przy okazji - dobrze by było, gdyby niektórzy z Was w wolnej chwili zamiast uganiać się po mieście np. za nożami do rzucania zaopatrzyli się w przybory do pisania, to już drugi i zapewniam Was, że nie ostatni raz kiedy się Wam przydadzą]. Papiery schował młody.

Rozdział 2. - Po nitce do kłębka

Zajazd ”Trzy Dęby”, 18 Ulriczeit 2527 KI

Przy śniadaniu, w czasie gdy dyskutowaliście między sobą na temat dalszych losów śledztwa usłyszeliście interesującą rozmowę.

Obrazek[/url]
Przy sąsiednim stoliku siedział otyły mężczyzna ubrany w szarą kurtkę i brązowe spodnie. Sądząc po stanie jego odzienia wiodło mu się gorzej niż większości mieszkańców dzielnicy Ostwald, którą trudno było uznać za zamożną. Jego wiek oceniliście na czterdzieści lat. Był niemal całkiem łysy, twarz miał owalną o łagodnych rysach, pod nosem niezbyt dokładnie przystrzyżone wąsy a małe oczka tępo wpatrywały się w postawiony na stole kufel. Po dłuższej chwili milczenia jegomość zwrócił się ochrypłym głosem do karczmarza:

-Heinz szybciej z tym żarciem bo zaraz tu zdechnę z głodu!

Karczmarz, niski i chudy człek nieco starszy od tamtego niezbyt się przejął słowami grubasa.

-Spokojnie Otto, Gerta zaraz przyniesie twoją kaszę. A tak swoją drogą to można wiedzieć dlaczego ostatnimi czasy tak często do nas zaglądasz? Nie, żeby mi to przeszkadzało ale do tej pory bywałeś u nas kilka razy w roku a tu proszę drugi raz w miesiącu.
-A bo robota mi się trafiła. Wczoraj sprzątałem z chłopakami gruzy po jakiejś oberży co to spłonęła poprzedniego dnia.
-Tak, Logermensch, coś o tym słyszałem. Ludziska na targu mówili, że właściciel po pijaku zaprószył ogień. A poprzednim razem to też gruzy sprzątałeś? Bo nie słyszałem, żeby ostatnio coś jeszcze się spaliło.
-Nie, wtedy razem z bratem robiliśmy w nocy mały remont w Czerwonym Księżycu. Żebyś ty widział jak to w środku wygląda. Normalnie jak burdel, to znaczy nie żebym kiedyś był w jakimś ale słyszało się to i owo. Wszystko obite skórą, pełno obrazów na ścianach, wszędzie wiszą czerwone zasłony z takimi fikuśnymi frędzelkami złotego koloru. Zresztą jeden taki frędzel wziąłem sobie na pamiątkę. Następnego dnia próbowałem go sprzedać w lombardzie ale stary Pfandlieher powiedział, że jest gówno wart i kazał mi spieprzać.
-A po jaką cholerę wzywali was w środku nocy?
-Było tak - siedzę sobie w domu, jest wieczór, nagle słyszę jak ktoś dobija się do drzwi. Pytam czego a po drugiej stronie odzywa się Johan Glaube, ten z którym byłem tu ostatnim razem. Od czasu do czasu ja i Udo robimy dla niego. Mówi, że na gwałt potrzebuje dwóch chłopa do szybkiej roboty we Freiburgu. Mówię mu, że jutro podejdziemy a on do mnie, żebym się zbierał bo mamy iść teraz. Zabrałem narzędzia i wyszliśmy. Po drodze zaszliśmy do Uda. Na miejscu okazało się, że trzeba naprawić kilka pierdół, w sumie to co zwykle po jakimś większym mordobiciu.
-Ej coś kręcisz, z tego co słyszałem to w Czerwonym nie ma awantur. Siedzi tam kilku takich, co to dbają, żeby gościom nic głupiego do głowy nie przyszło. Tak swoją drogą tutaj też by się przydali. Miesiąc temu rozpieprzyli mi połowę sali.
-Daj mi skończyć, żadnej awantury w lokalu nie było, w każdym razie kiedy my tam dotarliśmy. Zresztą cały interes jest na parterze a my te pierdółki robiliśmy na korytarzu na drugim piętrze. Teraz najlepsze - jak tam wchodziliśmy ochroniarze wynosili na tyły dwa toboły zawinięte w prześcieradła, na których były czerwone plamy, może od krwi.
-Trupy?
-A cholera ich wie. Jakoś nie miałem ochoty się o to dopytywać. Dobra idź już po tą kaszę -
odrzekł grubas, gdy zauważył, że przysłuchujecie się ich rozmowie .

[Odnośnie znaków - zgodnie z tym co ustalił na samym początku Ropke co trzy dni spotykacie się z nim by meldować o postępach w śledztwie. Dzień spotkania wypada dziś (w południe), więc będziecie mieli okazję wypytać go o symbole i co tam jeszcze chcecie.]
There is no system but GNU, and Linux is one of its kernels
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: Jabberwocky »

Joahim Kell

Siedział w karczmie i spożywał śniadanie, myślał nad tym co ostatnio zdołali odkryć, mieli cały pęk tropów, wiele domysłów, kilka poszlak i żadnych dowodów czyjejkolwiek winy, „Trochę nam to zajmie” pomyślał.
Słuchał opowieści grubasa, „Morderstwa, a przynajmniej trupy, w luksusowej karczmie, ciekawe...”.
- Powinniśmy się rozdzielić - Powiedział do towarzyszy - Mamy zbyt wiele tropów i domysłów, by sprawdzać je całą grupą, zresztą, pojedynczo będziemy zwracać mniej uwagi - Tłumaczył - Ja postaram się zajrzeć do Ogrodów Morra, dopytam się o śmierć narzeczonego Elizy, sprawdzę również tego prawnika, ojca zamordowanego, co tam ludzie o nim mówią, gdzie mieszka, może odwiedzę go później i zadam kilka pytań. O Ericha lepiej nie pytać, jeśli jest w to zamieszany mogło by to zwrócić jego uwagę. - Cmokną lekko - Nie będę wam rozkazywał, wierzę w wasze umiejętności - Wstał i poprawił szaty - Tak na marginesie - Dodał jeszcze szeptem - Może warto by sprawdzić o czym mówił tamten facet, morderstwa w takich miejscach są raczej rzadkością, tym bardziej bójki ze śmiertelnym skutkiem.

***

Szedł spokojnie przez ulice miasta białego wilka, nie rozglądał się, starał się trzymać tłumu, nie chciał rzucać się w oczy, po drodze do Morrsparku wyszukał tylko niewielki kram z artykułami piśmienniczymi, kupił kilka niewielkich zwojów pergaminu umieszczonych w tubach, oraz niewielką paczkę węgielków do pisania, już dwa razy były, i zapewne jeszcze nie raz będą, potrzebne. Ruszył w kierunku Ogrodów Morra, miał zamiar odnaleźć znajomego kapłana, wypytać go o śmierć Herberta, jak, kiedy i czy ktoś, a jeśli tak to kto, badał jego zwłoki, to interesowało Kella najbardziej, później miał zamiar popytać delikatnie o Helmut'a Koch'a „Najlepiej udawać klienta” pomyślał, to mogło wypalić, ale nim zajmie się samym prawnikiem warto by dowiedzieć się czegoś o nim samym, ot, pokrąży po okolicy, zajrzy do bogatszych knajpek, pożali się barmanom jak to oszukać go chce rodzina przy podziale spadku po babuni, może któryś zna Koch'a, da namiary i powie coś o nim samym.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
klarkash_ton
Majtek
Majtek
Posty: 78
Rejestracja: piątek, 21 listopada 2008, 08:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Lemuria

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: klarkash_ton »

Zajazd ”Trzy Dęby”

Po tym jak grubas zamilkł pierwszy odezwał się Kell.

- Powinniśmy się rozdzielić - powiedział do towarzyszy - mamy zbyt wiele tropów i domysłów, by sprawdzać je całą grupą, zresztą, pojedynczo będziemy zwracać mniej uwagi - tłumaczył - ja postaram się zajrzeć do Ogrodów Morra, dopytam się o śmierć narzeczonego Elizy, sprawdzę również tego prawnika, ojca zamordowanego, co tam ludzie o nim mówią, gdzie mieszka, może odwiedzę go później i zadam kilka pytań. O Ericha lepiej nie pytać, jeśli jest w to zamieszany mogło by to zwrócić jego uwagę - cmokną lekko - nie będę wam rozkazywał, wierzę w wasze umiejętności - wstał i poprawił szaty - tak na marginesie - dodał jeszcze szeptem - może warto by sprawdzić o czym mówił tamten facet, morderstwa w takich miejscach są raczej rzadkością, tym bardziej bójki ze śmiertelnym skutkiem.
-Dobra -
odparł Lothar - Ja i Anthony podejdziemy do antykwariatu. Dziś i tak ktoś z nas musiałby się spotkać z kapitanem. Poinformujemy go jak mają się sprawy ze śledztwem i spytamy czy Bractwo współpracuje z kimś kto mógłby coś wiedzieć o symbolach, które znaleźliśmy. Jeżeli wyrobisz się z tą swoją wycieczką na cmentarz tam się spotkamy i uzgodnimy co robić dalej. Jeśli nie zdążysz, widzimy się tutaj wieczorem.
-Ja zostanę tutaj i pogadam z tym gościem. Możliwe, że kosztem postawienia mu kilku kolejek uda mi się dowiedzieć czegoś więcej na temat zajścia w tamtym lokalu. Byłbym zapomniał trzymajcie te papiery.


Anthony zabrał rysunki i razem z Lotharem opuścili zajazd. Chwilę później Kell poszedł w ich ślady

[Joahim]

Po zakupieniu przyborów do pisania ruszyłeś w stronę Morrsparku. Wprawdzie nie znałeś nazwiska kapłana, który wczoraj umożliwił wam wejście do mauzoleum jednak dość dobrze zapamiętałeś jego twarz, toteż nie spodziewałeś się większych trudności w znalezieniu go. Po dotarciu na miejsce i wypytaniu kilku miejscowych kleryków dowiedziałeś się, że ojciec Cadfael, bo tak się nazywał, razem z kilkoma robotnikami porządkował część Ogrodów wykorzystywaną przez bogatszych mieszkańców Middenheim. Podążyłeś we wskazanym ci kierunku.

Kapłan nie wyglądał na zachwyconego twoją wizytą. W chwili gdy dotarłeś na miejsce nadzorował pracę kilku mężczyzn doprowadzających do porządku zaniedbany grobowiec. W świetle dziennym wydał ci się znacznie starszy niż w nocy. Wyglądał na jakieś 70 lat. Był łysy, miał podkrążone oczy i długą bliznę ciągnącą się przez prawą połowę twarzy. Wziął cię na stronę po czym spytał:

-Czego tu szukasz - w jego głosie dało się odczuć irytację - przecież wczoraj wszystko obejrzeliście.
-Jestem tu w innej sprawie. Mówi ci coś nazwisko Koch?
-Owszem, jak każdemu w tym mieście. Zakładam, że chodzi ci o tych prawników. Od kilku pokoleń prowadzą w mieście kancelarię ”Koch i wspólnicy”. O ile mi wiadomo na czele rodziny stoi obecnie Helmut Koch. Jakiś czas temu pochowaliśmy jego syna.
-Nie wiesz przypadkiem gdzie on mieszka?
-Nie. Jego kancelaria na pewno mieści się gdzieś w dzielnicy kupieckiej.
-Jaka była przyczyna śmierci młodego Kocha? Czy ktoś badał jego zwłoki?
-Hmm... Nie wiem panie jakie wrażenie odniosłeś podczas ostatniej wizyty w tym miejscu ale na ogół nie pozwalamy medykom na włóczenie się po cmentarzu i zakłócanie spokoju zmarłych. Gdyby moi przełożeni dowiedzieli się o tym co tu wczoraj robiliśmy ja zostałbym wydalony ze wspólnoty a wami zainteresowaliby się łowcy czarownic. Wracając do twoich pytań, zwłoki nie były badane. Nie znam również przyczyny jego śmierci, chociaż jak kilka dni temu byłem na targu robiąc zakupy dla świątyni słyszałem jak dwaj handlarze gawędzili na ten temat. Podobno młodzieniec został zasztyletowany w jakiejś karczmie ale nie wiem ile w tym prawdy.
-To wszystko co chciałem wiedzieć. Bywaj starcze.


Po opuszczeniu Morrsparku udałeś się do Nordgarten. Miałeś nadzieję, że w którymś z lokali uda ci się znaleźć kogoś, kto zna Helmuta Kocha i będzie w stanie coś o nim opowiedzieć. W pierwszych dwóch karczmach udało ci się jedynie ustalić, że kancelaria Kocha mieściła się w dzielnicy kupieckiej przy Aldenstrasse 5. Ludzie, których wypytywałeś byli lekko zdziwieni, że ktoś w takim stroju szuka usług jednego z najdroższych prawników w mieście. Kiedy opuszczałeś trzeci lokal drogę zastąpił ci rosły młodzian. Musiał mieć nieco ponad 20 lat. Jego ubiór - ciemnoczerwone skórzane spodnie, biała koszula i fioletowa kamizelka, na której złotymi nićmi wyhaftowano jakiś herb, wskazywały na szlacheckie pochodzenie. Miał pociągłą, nieco bladą twarz, z której wpatrywały się w ciebie duże brązowe oczy. Nosił starannie przystrzyżone wąsy. Sięgające do ramion czarne włosy splatał w warkocz.

-Nazywam się Siegfried Halle i jestem przyjacielem rodziny Koch. Przed chwilą byłem w ”Nadziei”, gdzie jakiś czas temu ktoś wypytywał o starego Helmuta. Pasujesz do rysopisu jaki podał karczmarz. Masz minutę, żeby powiedzieć czego od nich chcesz. Potem wzywam straż.
There is no system but GNU, and Linux is one of its kernels
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: Jabberwocky »

Joahim Kell

Ku zdziwieniu łowcy wampirów nikt nie oponował jego pomysłom. Nie czekając więc na protesty ruszył na ulice Middenheim. Szybko zrobił potrzebne zakupy, obserwował uważniej niż zwykle otoczenie, łowca wiedźm mógł być wszędzie, a na pewno nie ucieszy się na widok Kella.

Rozmowa z kapłanem Morra nie dała tak wiele informacji jak miał nadzieję, mimo to czegoś się dowiedział, Koch zginął w karczmie. Łatwo było się domyślić iż nie chodzi o byle jaką karczmę, a w jednej z tych drogich zginęły ostatnio dwie osoby. „Trzeba to sprawdzić” zanotował sobie w pamięci.

Poszukiwania w knajpach okazały się nieco gorszym pomysłem niż początkowo sadził. „Trzeba było wysłać tu Ulricha” Pomyślał „Lepiej sobie radzi z ludźmi” jednak zgodnie z zasadą, że jeśli powiedziało się A to trzeba powiedzieć też B, kontynuował swoje niewielkie dochodzenie.

-Nazywam się Siegfried Halle i jestem przyjacielem rodziny Koch. - Drogę łowcy wampirów zastąpił młody człowiek w czerwieni - Przed chwilą byłem w ”Nadziei”, gdzie jakiś czas temu ktoś wypytywał o starego Helmuta. Pasujesz do rysopisu jaki podał karczmarz. Masz minutę, żeby powiedzieć czego od nich chcesz. Potem wzywam straż.
Joahim spojrzał zimno na młodzieńca, nie lubił gdy mu grożono, zlustrował chłopaka od góry do dołu, coś zaświtało mu w głowie.
- Halle... - Mruknął - Jesteś pisarzem tak? - Zapytał - Cóż, jeśli chodzi o pana Kocha to mam dla niego pewną propozycję, jaką, tego dowie się tylko on. O tym czy zdecyduje, że warto ci o tym mówić, to już wyłącznie jego sprawa. - Powiedział Joahim - I nie unoś się mi tutaj młodziaku. Możliwe, że z tobą też będę chciał porozmawiać, ale na pewno nie na środku ulicy. - Rozejrzał się dookoła - Możliwe, że łączą nas pewne wspólne interesy. Czy mi uwierzysz czy nie to już twoja sprawa. Ale na pewno nie zaszkodzi ci jeśli mnie wysłuchasz.

Młodzieniec spojrzał na ciebie spode łba po czym rzekł:
-Wyszczekany jesteś jak na takiego łachmytę. Można wiedzieć skąd wiesz czym się zajmuję? Kancelarii mojego przyjaciela starczy zleceń na najbliższe dwa lata. W tym mieście jest może dwadzieścia osób które nie muszą czekać kilku tygodni aby się z nim spotkać. Ktoś taki jak ty może co najwyżej pomarzyć o rozmowie w cztery oczy z Helmutem Kochem. Jeśli chcesz porozmawiać z nim o czymkolwiek będziesz potrzebował albo wysoko postawionych przyjaciół albo mnóstwa pieniędzy a ty nie wyglądasz mi ani na jedno ani na drugie. Jak masz sprawę do Kocha to mów teraz o co ci chodzi. Jeśli uznam, że stary Helmut może być zainteresowany tym co masz do powiedzenia zaaranżuję spotkanie. Jeśli boisz się rozmawiać o tym na ulicy to możemy wrócić do lokalu. Mam tu lożę zarezerwowaną przez cały tydzień. Możemy tam porozmawiać bez zwracania niczyjej uwagi. A tak przy okazji jestem trochę starszy niż wyglądam i nie lubię jak ktoś nazywa mnie młodzikiem.

- A ja nie lubię kiedy ktoś mi grozi - Powiedział Kell - Wiem sporo. I mogę zaoferować sporo, ale ulica to nie miejsce na takie rozmowy, prowadź więc, o ile jesteś pewien tamtego miejsca.

Wrócili do wnętrza lokalu. Halle zaprowadził ich do mniejszej sali podzielonej na loże, z których każda była niewielkim pomieszczeniem wyposażonym w rozstawione wzdłuż ścian trzy sofy, pomiędzy którymi znajdował się niewielki stolik. Halle zamknął drzwi po czym zwrócił się do Kella:
-Mów jaką sprawę masz do starego Kocha.
Joahim nim usiadł obszedł pomieszczenie, sprawdzał ściany, nasłuchiwał. Uznał w końcu, że pomieszczenie jest wystarczająco odosobnione od reszty karczmy i usiadł naprzeciw Hallego.
- Reprezentuję pewną.... Organizację, możliwe jest, że pan Koch, a może i nawet pan, możecie nam pomóc w rozwiązaniu kilku kwestii. Teraz nie będziemy się w nie zagłębiać, przynajmniej tak długo jak nie będzie to absolutnie niezbędne. - Kaszlnął lekko i kontynuował - Sądzę że możemy pomóc pańskiemu przyjacielowi, panu Kochowi, w odnalezieniu człowieka bądź grupy, odpowiedzialnej za śmierć jego syna a pańskiego przyjaciela, Herberta Kocha.

Halle zadumał się.
-Herbert... Był dla mnie jak młodszy brat. Miał przed sobą całe życie. A w zasadzie miałby gdyby nie Eliza. Wszystko przez tą małą dziwkę. Pieprzyła się z kim tylko się dało. Połowa obsady Czerwonego Księżyca mogłaby opowiedzieć jak ta gówniara radziła sobie w łóżku. Pewnie zginął z ręki któregoś z jej kochasi albo tych pomyleńców, z którymi związała się jakiś czas temu.

„Pomyleńców?” pomyślał Kell „No proszę, zaczyna robić się klarowniej” potrząsną lekko głową.
- Jest możliwe, że ludzie których szukamy są również odpowiedzialni za śmierć Herberta, i z pewnością nie należy ich lekceważyć - Mówił - Nie mogę zdradzić wiele, nie bez zgody moich przełożonych, mam nadzieję, że pan rozumie - Joahim rozłożył ręce w geście bezradności - Pomoc nam będzie pomocą również dla pana i pana Kocha. Sądzę iż najlepiej było by zorganizować spotkanie między panami a moimi towarzyszami i mną.

- Również odpowiedzialnych za śmierć Herberta? Właściwie to kogo szukacie, jeśli można wiedzieć? Powiem tak. Stary Helmut raczej nie będzie chciał rozmawiać o śmierci Herberta. Fakt, że jeden z jego synów został zabity w lokalu o wątpliwej reputacji nie przysłużyłby się dobrze jego interesom. Jeśli jednak interesują was okoliczności śmierci Herberta to pewnie i tak wcześniej czy później doszlibyście do tego kiedy, gdzie i jak zginął. Mógłbym zorganizować spotkanie chociaż wątpię czy stary będzie w stanie rzucić więcej światła na okoliczności śmierci Herberta.

- O kogo nam konkretnie chodzi tego zdradzić jeszcze nie mogę - Pokręcił głową - Jeśli spotkanie z ojcem Herberta jest takim problemem wystarczy nam spotkanie z panem, potrzebujemy informacji które pan może posiadać, możemy panu za nie zapłacić. - Spojrzał na Hallego - Ale wątpię by potrzebował pan gotówki, jednak może pan dopomóc nam w ujęciu, i najpewniej zlikwidowaniu, ludzi odpowiedzialnych za śmierć pańskiego przyjaciela. - Rozejrzał się po pomieszczeniu - wstępne spotkanie, wraz z kilkoma moimi współpracownikami, możemy zorganizować choćby tu, dziś w nocy. Zapewne dowie się pan więcej i łatwiej będzie przekonać pana Kocha do udzielenie nam pomocy.

-Na pewno nie tutaj. Jestem osobą z towarzystwa i nie mogę sobie pozwolić na przebywanie przez dłuższy czas w otoczeniu ludzi takich jak ty, bez obrazy. Moglibyśmy porozmawiać w miejscu wyznaczonym przez was. Faktem jest, że Herbert był moim przyjacielem i fakt, że od czasu jego śmierci nikt nie kiwnął palcem by znaleźć sprawcę działa mi na nerwy. W sumie nie wiem czy przypadkiem to stary Koch nie ukręcił łba sprawie, ze względu na fakt, że taki rozgłos wokół jego rodziny mógłby mu przeszkodzić w pewnej transakcji, pewności nie mam. Co do okoliczności śmierci to obawiam się, że nie będę w stanie wam pomóc. Nie było mnie tam i wszystko co wiem opiera się na plotkach.

Kell kiwał głową ze zrozumieniem.
- Dobrze więc, jest pan osobą w miarę znaną więc nie powinniśmy mieć problemu z odnalezieniem pana. Jeśli nie wie pan gdzie możemy się spotkać bez obaw o szpiegowanie to my poszukamy odpowiedniego miejsca i damy panu znać gdzie i kiedy, jesli ma pan jakiś pomysł, proszę mówić teraz.
- Gdzie mieszkacie?
Kell zamyślił się, już jedną kryjówkę spalili, po drugiej szefostwo może być wściekłe.... Jednak tak będzie chyba najszybciej.
- Zajazd „Trzy dęby” - Rzucił łowca wampirów
- Dobrze, wobec tego widzimy się jutro wieczorem trzech dębach . wcześniej postaram sie porozmawiać z Helmutem, może mimo wszystko uda się nakłonić go do spotkania.
Joahim skinął lekko głową.
- Dziękuję za chęć do współpracy - Powiedział - Zatem do zobaczenia jutro, szanowny panie - Skłonił się lekko i opuścił salę, musiał poinformować towarzyszy o spotkaniu.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
klarkash_ton
Majtek
Majtek
Posty: 78
Rejestracja: piątek, 21 listopada 2008, 08:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Lemuria

Re: [Warhammer 2.0] R6

Post autor: klarkash_ton »

Z przyczyn osobistych zamykam sesję. Proszę o przeniesienie tematu do archiwum.
There is no system but GNU, and Linux is one of its kernels
Zablokowany