[Heroic fantasy] La Grande Bataille

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

[Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: BlindKitty »

Najpierw zasady obowiązujące podczas turnieju:

1. Pojedynki rozgrywane są systemem jeden na jednego, na określonym terenie wyznaczonym prez Króla. Za przegranego uznaje się tego kto umarł, stracił przytomność, poddał się uderzając trzy razy dłonią o ziemię i rzucając broń lub jest ranny tak poważnie, że nie ma nadziei na zwycięstwo. Ranni są magicznie leczeni pomiędzy walkami - martwi zaś wskrzeszani. Rozgrywki toczą się systemem pucharowym - przegrany odpada.

2. Każdy ma prawo stawić się do walki konno lub pieszo, z dowolnym zapasem broni i opancerzenia, tak długo jak wszystko co bierze ze sobą niesie osobiście lub ma w jukach przy pierwszym koniu. Ma prawo również wziąć ze sobą dowolną ilość zapasowych koni, te jednak mogą mieć na sobie tylko siodło; nie może również wziąć do pomocy kogokolwiek, a jeśli konie oddalą się poza wyznaczony teren, nie może z nich skorzystać.

3. Do dobrego tonu należy ustalenie przed walką, czy pojedynek będzie odbywał się konno czy pieszo, a jeśli konno - czy (i ile) zapasowych wierzchowców można wziąć ze sobą. Nie jest zobowiązujące, ani nawet ustalenie to nie musi się powieść, na ogół jednak podejmowane są starania o dojście do porozumienia. Ponadto można oczywiście podjąć wówczas dowolne inne ustalenia - ograniczenie liczby czy też rodzaju broni, na przykład. Często w starciach dwóch szlachetnych rycerzy podejmuje się zobowiązanie, że żaden z walczących nie weźmie ze sobą sztyletu ani innej równie łatwej do ukrycia broni; damy kochają szlachetnych i dzielnych wojaków. (Wszelkie tego typu ustalenia powinny się dokonać na gg i zostać wspomniane w pierwszym poście pojedynkowym).

Wątpliwości proszę wyjaśniać w temacie rekrutacyjnym. Pierwsze posty pozostawię wam na razie na opisanie postaci - sympatia publiczności czasem może się przydać, więc tu też warto się postarać.

***

Na zwoju ogłoszono pierwsze pary turniejowe i miejsca ich pojedynków. Każdy z was odszukał siebie i swojego przeciwnika...

Soleil stanie przeciwko Thorosowi z Myr na zalesionym wzgórzu.

Crokhan stanie przeciwko Aerionowi na ubitej ziemi.

Kalam stanie przeciwko Ostroskrzydłemu na płaskiej łące.

Taiyo Hozu stanie przeciwko ser Gregorowi Cleaganowi na ubitej ziemi.

Jednooki stanie przeciwko sir Bronnowi Czarnemu w sosnowym zagajniku.

Niech rozpocznie się bój!
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Blue Spirit »

Crokhan powoli, bardzo powoli wszedł w miejsce wyznaczone mu przez króla, bębniąc po ziemi ciężkimi buciorami. Był spokojny, jego oczy nie wyrażały żadnych uczuć, na jego czole nie wykwitła nawet jedna jedyna kropla potu.
Broda zapleciona w warkoczyki zafalowała gdy powiał lekki podmuch wiatru... zwiastujący śmierć. Lecz czyją? Jego czy wroga? Nie wiedział. Czuł szacunek do śmierci, lecz zamierzał walczyć do ostatniego tchnienia. Zabić albo zostać zabitym.
Wzbudzał grozę. Dlaczego? Przecież jego twarz nie zdradzała uczuć, ręce miał rozluźnione, miecz leżał obok niego na ziemi...
Właśnie ta obojętność wzbudzała taki strach. Rybie, nic nie wyrażające oczy... potężne grające pod zbroją muskuły...
- Miej mnie w opiece. - rzekł nagle pochyliwszy głowę.
Włosy opadły mu na czoło. Ponownie dmuchnął wiatr.
- Liczy się tylko walka.
Powoli podniósł miecz z ziemi, chwycił go oburącz, wywinął krótkiego młyńca nad głową. Dotknął ostrza. Było ostre. Ostre jak cholera.
Poprawił ułożenie zbroi - nie mogła spowalniać go w czasie ruchu. Nikt z żyjących dotąd ludzi, ni innych humanoidów nie zdołał przebić się przez jego obronę, przez jego wyuczone riposty i kontraktaki. Ale gdy chciał był szybki. Bardzo szybki.
Splunął na swoje dłonie, mocno chwycił rękojeść.
Zobaczymy czy owy pyszny i mający się za Boga paladyn faktycznie jest taki twardy!
Nie bał się śmierci... zamierzał zakończyć tę walkę szybko i bezlitośnie. Czy dopomoże mu jego Bóg?
Zamarł w pozycji szermierczej. Czekał.
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Jabberwocky »

Aerion

Kurz wzbijał się pod uderzeniami pancernych butów, Aerion wkroczył powoli na plac boju, za nim rozlegały sie pokrzykiwania chłopstwa, zyskał nieco sławy przez lata.
- Kto dopuścił tu tego szaleńca!?
- Psi synu, tyś spalił wieś mego kuzyna!
- Wypierdek martwego Boga, twój pan jest martwy, da Bóg i ty tak skończysz!
Nikt jednak nie miał odwagi, by wyjść naprzeciw potężnego rycerza, ten nie zwracał zresztą uwagi na krzyki, wiedział co ma dziś zrobić, ma zwyciężyć! Nic nie powinno opóźnić jego misji.

Jego przeciwnik stał już na polu bitwy, potężny, ubrany niczym wojownik z północy, był chyba nawet większy od palladyna, Aerion wszedł na środek przyszłego placu boju, zdjął z pleców miecz, wbił w ziemię jego potężne ostrze, oparł dłonie na jelcu i pochylił głowę, długie złociste włosy zakryły twarz, jego usta poruszały się lekko wznosząc słowa modlitwy. Zdawało się, że nie zwracał uwagi na przeciwnika, były to tylko pozory, cały czas obserwował reakcje tamtego, ruchy, gesty, nawet mimikę, bo jak nauczano go w domu Pana „Tak jak ON, przybywając do pierwotnego chaosu tego świata, zbadał go nim przekształcać go zaczął, tak i ty poznasz swego wroga nim ruszysz na niego!”, poczuł nieco zadowolenia, tamten nie był nowicjuszem, umiał się maskować, nie pokazywał po sobie tego co myślał... Może wreszcie pojawiło się wyzwanie godnie Migbystalnego ostrza.

Powstał po chwili, odpiął klamry, obszytego złotem, białego płaszcza i rzucił go na skrzynie obok areny, słońce odbijało się od płyt zbroi, mithril i złoto lśniły tak mocno, iż ludzie stojący w pobliży musieli przymrużyć oczy, Aerion spojrzał na człowieka zwanego Crokhanem, dwa lodowe odłamki napotkały beznamiętne spojrzenie tamtego, palladyn wiedział już, że żaden z nich nie zrezygnuje dopóki będzie w stanie walczyć, chwycił lekko miecz, jedną dłonią pochwycił rękojeść, drugą złapał za ricasso, wyprostowany stał naprzeciw przeciwnika.
- Niech się zacznie. - Powiedział bez cienia lęku, był ręką Boga, nie miał wątpliwości, nigdy!
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Perzyn »

Wzgórze mimo nazwy nie było zbyt zalesione. W końcu za wiele drzew przeszkadzałoby widzom w oglądaniu pojedynku.

Thoros z Myr jeszcze się nie pojawił, gdy Soleil dotarł na miejsce. Choć nigdy nie zabiegał o sławę i rozgłos, jego pojawienie się sprawiło, że na trybunach zapadła cisza, niemalże porównywalna z tą jaką pamiętał ze Świątyni. Szedł spokojnym odmierzonym przez równe oddechy krokiem. Nie spieszył się. Słyszał o swoim przeciwniku to i owo, zapowiadała się interesująca walka.

Wreszcie dotarł na znajdującej się na samym środku pola boju polany. Z nieba sączył się słoneczny żar. Kapłan zwrócił twarz do Słońca, zdawał się wręcz pławić w jego płomieniach. Jego włosy zdawały się lśnić a linie srebra i złota poruszać leniwie po ciele. Widać je było doskonale, krzyżujące się, wygięte w niezrozumiałym dla nikogo wzorze, na twarzy i odsłoniętych ramionach. A wzór na wzmacnianym skórzanym kubraku pasował do nich idealnie.

Sol Invictus i Luna Aeterna spoczywały spokojnie przy pasie, niemal niewidoczne na tle czarnych spodni z lnu. Wreszcie także i Czerwony Kapłan przybył na arenę. Soleil odwrócił się do niego i przez moment ci, co widzieli jego twarz mogliby przysiąc, że w jego prawym oczodole znajduje się słońce identyczne z tym, w które się przed chwilą wpatrywał. Obaj uczestnicy dobyli broni szykując się do boju. Soleil uśmiechnął się. On nie przyszedł tu walczyć. On przyszedł wygrać.
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Ant »

Taiyu Hozu

Zaraz po ogłoszeniu par, żółtoskóry wojownik oddał konia do stajni. Kazał się nim dobrze zajmować, a w zamian dał z góry podwójną zapłatę. Potem zaczął szukać olbrzyma, za którym stał do zapisów na turniej. Nie zajęło mu to zbyt długo. Bez problemów zauważył go jak, ze sporym trudem, starał się wejść do jednej z karczm. Już po chwili dosiadł się do Chodzącej Góry.
- Witaj zacny panie! Mamy walczyć na najbliższym pojedynku. Jestem Taiyu. Taiyu Hozu. Mogę się dosiąść? - powiedział ochoczo, choć stan w którym się znajdował się wskazywał na to, by miał w sobie chociażby odrobinę energii. Jego głos był bardzo donośny. Dało się usłyszeć, że kiedyś dowodził. Jego akcent ewidentnie wskazywał na to, że mało miał styku z tym językiem.
Gregor Cleagan spojrzał na niego z pogardą, jednak skinął głową w wyrazie aprobaty.
- Karczmarz! Daj nam najlepszą strawę, jaką potrafisz przyrządzić. Do tego odkorkuj najlepsze wina jakie posiadasz i polej wszystkim! Zapowiada się walka wielkich wojowników! - Karczmarz skinął głową i poszedł na zaplecze. Cleagan pokręcił tylko głową z zażenowania.
- Widzę, że jesteś nieprzeciętnym człowiekiem. Ja również takim jestem. Pragnę przez to, aby nasz pojedynek również taki był. Nie chcę by był jak wszystkie i tylko dawał szanse na dalszą walkę w turnieju, ale czymś co stanie się wielkim widowiskiem. Czymś co będą pamiętać i wspominać wszyscy je oglądający przez wiele lat, a nawet wieków. Planuję, aby walka odbyła się późnym wieczorem, tuż przed nocą, tak by światło ledwie pozwalało nas dojrzeć. Pojedynek powinien rządzić się własnymi zasadami. Proponuje,by pojedynek odbył się konno i pieszo. Pokażmy co potrafimy! Myślę o tym, abyśmy dzierżyli w dłoniach pochodnie. Jedynym warunkiem zwycięstwa, byłoby zgaszenie pochodni przeciwnika. Kto spadnie z konia, ten nie może już walczyć konno. Wyobraź sobie! Dwa płomienie tańczące po arenie. Publiczność wiwatująca. Nagle jeden płomień przygasa. Publiczność wstrzymuje oddech. Okazuje się, że jeden strącił drugiego z siodła. Pochodnia jednak nie gaśnie. Publiczność wiwatuje. Walka trwa dalej. Nagle jedna pochodnia gaśnie. Obserwatorzy ponownie zamierają w oczekiwaniu na ogłoszenie werdyktu. Zwycięzca będzie faworytem tłumu po tej walce. Co sądzisz o tym drogi przeciwniku? Pasuje?-
Obrazek
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Szasza »

Ostrzoskrzydły

Przed walką długo medytował. Rozmawiał ze swoimi duchami opiekuńczymi, ale w tych obcych stronach były cichsze i niepewne. On był pewny. Został wysłany jako najlepszy wojownik na usługach Panującego rodu i nie musiał polegać na duchach. "Dobry wojownik zwycięża wroga dzięki swoim umiejętnościom - owocowi niezłomności i uporu w ćwiczeniach, chartu ducha i żelaznej dyscypliny, a nie dzięki łutowi szczęścia."- Te słowa Ostrzoskrzydły usłyszał po raz pierwszy w wieku bodajże siedmiu lat, kiedy jeszcze zwano go innym imieniem. Towarzyszyły mu w każdej walce, w której wziął udział. Był dobrym wojownikiem. Musiał nim być dla swojego ludu. Nieważne kto miał za chwilę stanąć przed nim, tancerz musiał zwyciężyć. Jego honor to honor Królestwa.
Wyszedł na spotkanie przeciwnika. Stąpał stopami owiniętymi skórzanym pasem z niezwykłą lekkością. Żaden z zawieszonych na kruczoczarnych warkoczykach dzwonków nie wydawał z siebie dźwięku. "Skrzydła" wciąż miał zawieszone na plecach. Słyszał szmery gapiów. W blasku słońca jego złotawe, wyrzeźbione niczym najdokładniejszy, antyczny posąg ciało lśniło nie słabiej niż wypolerowane ostrza. Masywne, metalowe karwasze, nagolenniki oraz jego złowieszcza maska pozostały bezpołyskliwia. Świeżo namalowane czerwoną farbą wzory wyglądały na demonicznym obliczu jak gwiazdy w oceanie czerni. Podniosły się szepty zmieszanych widzów. Zdążył się już do nich przyzwyczaić w tym dziwnym, obcym kraju.
Z gracją ukłonił się przed przeciwnikiem. Przywodził mu co prawda na myśl napotkanych w lesie bandytów. Był jednak schludniejszy i zapewne nie bez powodu stał przed nim na tej arenie. Należało go sprawdzić
Wyciągnął swoje amulety opiekuńcze, a zarazem jedynych muzyków na jakich mógł sobie pozwolić: swój Wiatr i Skałę. Bliźniacze kamyki, będące Skałą wyskoczyły z jego ręki na stojący za areną bęben, a unoszony na wymyślnym latawcu flet, w którym zamknięto rodzimego ducha wiatru, wzniósł się wysoko nad pole nadchodzącej walki. Dźwięk obojga był donośny, a wojownik mógł go wyłowić nawet z pośród mrowiu podobnych.
Kamyki wystukiwały szybki rytm. Flet wył wysoko i rytmicznie. Tancerz Ostrzy zaczął rozkręcać swoje łańcuchy, tanecznymi krokami i podskokami skracając dystans do przeciwnika. Dzwonki idealnie zgrały się z muzyką pozostałych dwóch instrumentów.
Trzeba było sprawdzić, co potrafi oponent. Ostrzoskrzydły wcale nie miał zamiaru zaczynać delikatnie. Masywne haki i ciągnące się za nimi łańcuchy wypełniły łąkę, czyniąc ją ciasną. Wojownik kręcił nimi z wielką finezją i zręcznością.

Czy tylko ja mam wrażenie, że piszę zbyt długie odpowiedzi?
Obrazek
Ojciec Mróz
Marynarz
Marynarz
Posty: 249
Rejestracja: wtorek, 8 kwietnia 2008, 12:31
Numer GG: 2363991
Lokalizacja: Skądinąd

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Ojciec Mróz »

Kalam Mekhar

Ciemnoskóry, potężnie zbudowany mężczyzna wyszedł na arenę. Pod podeszwami mokasynów czuł wyraźnie miękkość trawy. Cieszył się, że walczyć przyszło nie samym rankiem, kiedy ruchy mogła utrudniać śliska rosa zalegająca na źdźbłach. Muskularne ciało wojownika okrywała gruba, czarna skórznia, spod kurtki wystawał skraj kolczugi, splecionej z bardzo drobnych oczek. Ręce trzymał spokojnie wzdłuż ciała, z dłońmi odzianymi w rękawiczki. Wiatr rozwiewał jego ciemne, kręcone włosy. Swoimi niesamowitymi, lodowato-błękitnymi oczyma obserwował taniec swojego przeciwnika. Nie robił on na nim szczególnego wrażenia, a dziwna muzyka, towarzysząca pląsom zamaskowanego wojownika nawet mu się podobała. Zastanawiał się, jak zabrzmią te dźwięki, kiedy już wbije swoje noże w serce tancerza. Spokojnym, powolnym ruchem wydobył z pochew tkwiących pod pachami oba długie noże kethra, zagięte ku dołowi i rozszerzające się na szczycie głowni. W słońcu błysnęła zwykła, stalowa klinga. Matowa czerń drugiej zdawała się pochłaniać promienie słoneczne, które lśniły tylko leciutko na złotych drobinkach tkwiących w ostrzu. Zastygł na chwilę w bezruchu, wyłapując rytm, w jakim poruszał się jego przeciwnik, rozszyfrowując wszelkie regularności w tańcu łańcuchów ...

http://img24.imageshack.us/my.php?image ... aine69.jpg
za cholerę nie umiem wstawić tej grafiki więc ją tylko linkuję
DUB W NOSIE !

Sprawozdania z Drugich Międzynarodowych Warsztatów na Temat Nagich Myszy
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Szasza »

Ostrzoskrzydły

Łańcuchy rozchulały się na dobre. Skocznej muzyce dzwonków, bębnów i fletu towarzyszyło nieprzerwane wycie rozpędzonego metalu. Każdy zamach łańcuchem, płynnie przechodził w kolejny. Ruchy wojownika były tak wspaniale, wyćwiczone, że aż zdawały się być naturalne i niewymuszone. Tancerz jakby mimochodem wykonywał kolejne skoki, kroki i ataki swoją bronią.
Mimo, że wykonywał bardzo skompikowane ruchy i akrobacje, oczy jego wciąż były zwrócone na odzianego w czerń przeciwnika. Ten zatrzymał się, by wczuć się w jego ruchy i zapewne znaleźć dogodny moment do szarży.
"Niedoczekanie."- Prychnął pod nosem wojownik i po trzech tanecznych krokach, wykonanych w celu zyskania pędu, wykonał długi skok na flankę przeciwnika. Lewy łańcuch poszybował na asasyna z góry z wielką prędkością. Prawy łańcuch wykonał potężny, poziomy zamach na wysokości jego żeber.
Obrazek
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Blue Spirit »

Crokhan uważnie obserwował swojego przeciwnika.
Może być ciężko. Każdy z nas ma równe szanse...
Wojownik ryknął nagle, niespodzianie. Aerion aż podskoczył. Nie był tchórzliwy, było to jedynie zaskoczenie. Crokhan uśmiechnął się lekko, jego poorane bliznami oblicze wykrzywiło się strasznie...
I nagle wyprysnął do przodu, niczym lampart skaczący na antylopę, wzniósł miecz do ciosu, w pędzie świat rozmazał mu się przed oczyma... oprócz jego wroga. Z jego ust wydobył się saloot dla przeciwnika i Crokhan wpadł na niego usiłując ciąć go w lewą rękę, prostym, wręcz prostackim cięciem lecz wykonanym z niesamowitą precyzją i szybkością. Wiedział że nie ma sensu próbować ciąć w pierś bądź próbować pozbawić Aeriona głowy... to by było zbyt proste, wiedział że paladyn był przygotowany na tego typu zagrywki...
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Jabberwocky »

Aerion

Przeciwnik ryknął niczym rozjuszony niedźwiedź, ruszył wreszcie na paladyna, gdyby wiedział co go spotka.... Aerion, pamiętając lekcje mistrza Liechtenauera, ustawił się w pozycji wołu, prawa stopa z przodu, miecz po lewej, tak by jelec znajdował się przed twarzą, kciuk ustawiony nieco niżej, teraz z łatwością mógł blokować i atakować. Crokhan błyskawicznie doskoczył do boskiego wybrańca, ten spokojnie opuścił miecz, tak by ostrze tamtego zsunęło się gładko po głowni i uderzyło o ziemię, miał zamiar przejść jednocześnie do postawy bliskiej i wyprowadzić paskudne cięcie od dołu, prosto w wystawiony teraz na atak tułów przeciwnika.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: BlindKitty »

Soleil vs Thoros

Thoros dobył miecza. Gdy tylko ostrze opuściło bezpieczne, skórzane schronienie, natychmiast wybuchło zielonkawym, tańczącym płomieniem. Czerwony kapłan uśmiechnął się do srebrnozłotego przeciwnika i ruszył powoli w jego stronę, czekając aż ten dobędzie broni.
Soleil chwycił buławy w ręce. Ruszył szybkim energicznym krokiem pragnąc szybko przejść do zwarcia. Nie krążył, nie kombinował. Proste rozwiązania są najlepsze. Uderzył szybko, prawą ręką na odlew w twarz i z ułamkiem sekundy opóźnienia lewą. Podstępnie, w biodro, z dołu do góry.
Miecz szczęknął o buławę, blokując uderzenie w twarz. Soleil uśmiechnął się, wiedząc że czerwony kapłan nie zdąży dość szybko opuścić miecza... Gdy nagle cios jego lewej ręki zatrzymał się w miejscu z cichym zgrzytem. Rzucił okiem w dół - Thoros trzymał jego broń w otwartej, lewej dłoni, osłoniętej czerwoną rękawicą z kolczugi. Zatrzymał cios, który powinien wypchnąć mu kości przedramienia przez łokieć. Myryjczyk odwzajemnił uśmiech i odskoczył do tyłu, odpchając się od broni przeciwnika, po czym zawirował mieczem nad głową. Czekał na kolejny atak...
Soleil skinął z szacunkiem głową. Docenił siłę przeciwnika a jednocześnie pożałował jego głupoty. Powinien był zaatakować, gdy miał okazję. Kapłan Słońca skoczył do przodu, uderzył oburącz z góry z siłą zdolną rozłupać smoczą czaszkę. Ciekaw był jak kapłan poradzi sobie ze spadającymi na barki buławami.
Czerwona szata Myryjczyka zafurkotała, gdy nagle skrócił dystans jednym, pewnym krokiem, doskakując do przeciwnika i wyprowadzając potężny cios lewą ręką prosto w brzuch, niemal bez zamachu - ich twarze znajdowały się teraz może o cal od siebie, co jednak sprawiło że cios Soleila trafił w pustkę, a kapłan zdołał dotknąć barków przeciwnika jedynie łokciami.
Nie zraził się drobnym niepowodzeniem. Oparł szybko dłonie na barkach Thorosa i nie dając czasu na kontrę płonącym mieczem podciągnął kolana tak by połamać przeciwnikowi szczękę, albo przynajmniej nieco mu ją naruszyć. Nie czekał na efekt ciosu, zamiast tego padł plecami na ziemię i najszybciej jak potrafił, a poruszał się szybko, przeszedł do dziwnego półprzysiadu połączonego z obustronnym atakiem na kolana odzianego w czerwień wojownika. Gdzieś w tyle umysłu przemknęła mu myśl, że to praktyczny kolor. Na czerwonym plamy z krwi aż tak nie rzucają się w oczy.
Uderzenie w brzuch wypchnęło powietrze z płuc Kapłana Słońca, ale nie było niczym więcej niż drobną niedogodnością, podczas gdy potężne uderzenie w szczękę Thorosa mogło mu zaszkodzić dużo poważniej - a ów zdawał sobie z tego sprawę i szarpnął gwałtownie głową do tyłu, płynnie przechodząc w salto w tył, by wyciągnąć nogi poza zasięg uderzenia straszliwych buław Soleila. Stanął na nogach o krok od przeciwnika i natychmiast zaatakował, tnąc z góry na dół, oburącz.
Zadziałał automatyzm odruchów. Wciąż klęcząc na jednym kolanie Soleil skrzyżował swoją broń nad głową, by przyjąć uderzenie na obie ręce. Żar owionął go, gdy oręż obu kapłanów się zderzył. Thoros był silny i napierał całym ciężarem swojego ciała, Kapłan Bliźniaczych Bóstw poczuł jak ręce powoli uginają się. Zacisnął zęby i złote linie na jego ramionach przez ułamek chwili zajaśniały światłem, jakby biły z nich słoneczne promienie. Odparł Thorosa i skoczył na nogi, gotów do obrony przed kolejnym ciosem.
Czerwony kapłan odsunął się i natychmiast wrócił do pozycji, atakując błyskawicznie z prawej i natychmiast po tym z lewej, dwoma szybkimi, bliźniaczymi cięciami.
Soleil skontrował cięcia kapłana, symetrycznymi ruchami prawej ręki, wykorzystał siłę z odbicia pierwszego cięcia, by zdążyć odbić drugie. Czyż nie jest marnotrawstwem rezygnowanie z darów, jakimi szczodrze, choć często nieświadomie, obdarza nas przeciwnik? Równocześnie przełamał ofensywę Myryjczyka, w sposób niekonwencjonalny wykorzystując buławę dzierżoną w lewej ręce. Pchnął szybko i pewnie, celując prosto w odsłoniętą szyję swego przeciwnika.
I znów dziwna, czerwona rękawica Thorosa powstrzymała go przed śmiercią. Kolczuga zachrzęszczała, gdy przyjął na otwartą dłoń uderzenie księżycowej, czy też może słonecznej buławy na chwilę przed tym, jak owo miało zmiażdżyć jego krtań. Odepchnął broń słonecznego kapłana w bok i znów zasypał przeciwnika gradem szybkich, niezbyt potężnych uderzeń.

Crokhan vs Aerion

Tłum zawył, gdy dwóch potężnych przeciwników ruszyło ku sobie. Ostrze Crokhana przecięło powietrze i brzęknęło, natykając się na miecz paladyna. Z cichym zgrzytem ześlizgnęło się po klindze i dotknęło koniuszkiem ziemi w tej samej chwili, w której jego właściciel skręcił całe ciało z chrupnięciem przeskakującej w kręgosłupie chrząstki, żeby uniknąć mściwego cięcia przeciwnika; Aerion, nieco zaskoczony jeszcze szybkością przeciwnika, przez ten manewr chybił, a teraz obydwaj znajdowali się w kontakcie tak bliskim, że ich dwuręczne miecze nagle stały się nieporęcznie długimi kawałami ciężkiego żelastwa...

Kalam vs Ostroskrzydły

Rytm.
Nie, wróć. Rytmy.
A może jednak jeden? Kalam zagryzł zęby. Rozpoznanie tej cholernej muzyki było równie łatwe, jak złapanie mgły. Wiedział, że jakiś rytm musi kryć się w tych dźwiękach, i że jakoś wiąże się z ruchami tancerza, ale za każdym razem gdy na mgnienie wydawało mu się że już go rozpoznał, nagle rozmywał się i zniknał, przechodząc w nierytmiczne brzęczenie...
A zanim powrócił znów, asasyn zorientował się że czas na obronę.

Hozu vs ser Gregor

Góra która chodzi pojawił się w szrankach na pół godziny przed umówionym terminem, ubrany w ciemnoczerwoną, grubą zbroję płytową, na olbrzymim rumaku, który i tak wyglądał pod nim jak kucyk, ze swoim straszliwym, sześciostopowym mieczem i długą, grubą pochodnią, na razie jednak nie zapaloną. Przejeżdżał przed widzami, budząc okrzyki zachwytu i przerażenia, pyszniąc się czerwonym płaszczem z wyszytym złotym lwem. Hełm trzymał pod pachą, w oczekiwaniu na swojego rywala.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Blue Spirit »

Crokhan widział wykrzywione wargi paladyna, czuł jego oddech, czuł każdy mięsień swojego ciała. Zaczęli obracać się wokół siebie jakgdyby stworzyli jedność, piorunując się spojrzeniami.
Paladyn był cholernie szybki. Crokhan lekko się zaniepokoił, wiedział że mają równe szanse. Ale on miał większą masę ciała...
Odepchnął przeciwnika potężnym ciosem biodra, lecz zamiast uskoczyć, wypadł do przodu i spróbował, polegając na swojej sile i zręczności, uderzyć paladyna głową prosto w twarz przeciwnika.... go by to przecież nie zabolało a paladynowi prysła by czaszka...
Nie zapomniał jednak o mieczu, w czasie szarży miał go ciągle w prawej ręce, gotowy do sparowania bądź kontrowania ataków Aeriona
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Ant »

Taiyu

Gregor zgodził się na warunki pojedynku, tylko pod warunkiem, że wygraną będzie można osiągnąć przez standardowy sposób. Taiyu przystał na jego warunki. Po tym, jak się zgodził, Góra wyszedł.
Gdy Taiyu zjadł obiad wyglądał jakby podróż nie odbiła na nim żadnego piętna. Obciążniki wydawały się przestać mu ciążyć. Udał się potem do stajni. Odebrał stamtąd swego wierzchowca. Potem udał się do depozytu. Pozostawił tam zbędną broń i obciążniki. Zostawił sobie tylko naginatę i miecz. Następnie wyjechał z miasta. Jego koń wydawał się być niesamowicie szybki. Biegł niezwykle lekko. W połączeniu z umięśnionymi nogami, wydawało się, że mógłby bez problemu wskoczyć na niejeden budynek.

Znalazł polanę w odludnym miejscu niedaleko miasta. Przywdział tam zbroję. Była ona czarno czerwona. Na hełmie lśniły złote zdobienia. Jednak zbroje miała parę wyraźnych rys. Na piersi widniało kilka glębokich śladów po cięciach. Podobne było na hełmie. Dziwnym trafem pasowało do blizny na twarzy Taiyu. Przez dłuższą chwilę medytował. Potem rozpoczął rozgrzewkę. Jego ruchy były lekkie i zaplanowane, przypominały taniec. Niemalże, ponieważ nie miały jakiegokolwiek rytmu. Jego nauczyciel mawiał, że rytm w walce potrafi zdradzić bardziej niż zdrajca ze sztyletem stojący tuż obok. Następnie zaczął trening z bronią. Ruchy jego broni były szybkie i płynne. Oręż wydawał się wydłużać podczas cięć. W pewnym momencie przestał i znów zaczął medytację. Skończył, gdy zaczęło się już ściemniać. Szybko spakował się i ruszył ponownie w kierunku miasta.

Pojawił się punktualnie. Wydawało się, że po jego ciele latają małe pioruny. Trzymał lejce i pochodnię lewą ręką. Z kolei w prawej trzymał naginatę, opierając ją o ramię. Broń wydawała się być dłuższa od miecza Grerora. Przy pasie trzymał miecz. Pioruny, które latały po jego ciele przechodziły na broń. W jego oczach nie było strachu. Były pełne spokoju. Jakby ta jedna walka nie różniła się od wielu, które dotychczas stoczył. Miał doświadczenie w pojedynkowaniu się. Jednak przeciwnik tego wzrostu, był swoistym wyzwaniem. Walczył już z człowiekiem podobnego wzrostu. To była najdłuższa walka w jego życiu. Przez dłuższy czas nikt nie wygrywał. Każdy cios był idealnie wymierzony. Gdyby nie bloki, walka skończyłaby się po pierwszym ciosie. Dopiero po pewnym czasie, szala zwycięstwa poruszyła się. Przeciwnik Taiyu, zmęczył się. Wtedy wykorzystał okazję. Seria ciosów tak szybkich, że sam Taiyu, nie potrafił ich opanować szybko obaliła przeciwnika. Naginata, którą dzierżył teraz młodzieniec, była trofeum po tamtej walce. Inną pamiątką, była blizna na jego twarzy. Grad ciosów, jakim pokonał przeciwnika, to technika, którą opanowała jego rodzina. Problem w tym, że takie ataki są strasznie chaotyczne i wyczerpujące. Taiyu jednak był gotów użyć wszelkich sposobów, by pokonać człowieka Górę. Podpalił pochodnię.
- Gotów? - zapytał donośnym głosem.

Obrazek
Obrazek
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Jabberwocky »

Aerion

Crokhan nacierał, dzięki stosunkowo lekkiej zbroi zdołał uskoczyć przed cięciem palladyna, uderzył biodrem by odrzucić Aeriona, lecz miast następnie odskoczyć znów rzucił się do ataku... nierozsądnie, kolczuga mogła ochronić go przed cięciem, ale w starciu z pięściami, osłanianymi przez pancerne płyty, nie mogła wiele pomóc. Aerion chwycił swój miecz lewą dłonią, nawet jedną ręką powinien być w stanie zmienić trajektorię wrogiego ostrza, o ile tamten z niego skorzysta, paladyn zrobił krok w tył, tak by lewa noga i ręka z mieczem znajdowały się przed nim, kiedy przeciwnik znalazł się dostatecznie blisko, pancerna pięść Aeriona wystrzeliła do przodu, nie celował nawet dokładnie, chciał tylko odrzucić i może oszołomić nieco przeciwnika, nie widział wielkiego honoru z zatłuczenia wroga pięściami, chciał prawdziwego pojedynku, nie czegoś co przypominało karczmienną burdę.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Blue Spirit »

Widząc lecącą w jego kierunku pięść, olbrzymi wojownik odchylił się do tyłu jak targana podmuchem wiatru trzcina. Znał już technikę paladynem, wolał uskakiwać i wprowadzać kontry. Nie było sensu próbować dążyć do szybkiego starcia, paladyna należało zamęczyć lub zaskoczyć. Crokhan rzucił się w bok układając miecz poziomo przed ciałem paladyna, zamierzał przejechać mu mieczem przez pierś i natychmiast dokończyć zdradzieckim chwytem za włosy, której paladyn miał niebezpiecznie długie.
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Perzyn »

Cięcie. Unik. Cięcie. Unik. Soleil za każdym razem oszczędnym, niemal leniwym ruchem usuwał się sprzed płonącego ostrza. Na trybunach dookoła panowała pełna napięcia cisza, nie słychać było nawet tradycyjnych przy takiej okazji okrzyków obwieszczających zakłady. Zresztą nawet najbardziej podrzędny bukmacher widząc dotychczasowy przebieg pojedynku odmówiłby ustalenia jakiegoś stosunku szans. A nie upłynęła przecież nawet minuta od kiedy zaczęli!

Czerwony Kapłan ciął po raz kolejny, ale tym razem Soleil zamiast o włos uniknąć śmierci, zdecydowanym krokiem skrócił dystans, zbaczając jednocześnie nieco na lewo. Specjalnie podszedł bliżej, w zwarciu buława okazywała się praktyczniejsza od długiego miecza. No i biorąc pod uwagę co planował, Myryjczyk będzie się musiał wykazać naprawdę wielkim kunsztem żeby się skutecznie obronić.

Na trawę pod stopami walczących posypały się skry, gdy miecz Thorosa zderzył się z czarną, ozdobioną złotym dyskiem Słońca buławą. Równocześnie druga, na której głowicy lśnił odbitym blaskiem srebrzysty sierp Księżyca, niczym atakująca żmija wystrzeliła w stronę łokcia wojownika odzianego w szkarłat. Białe, równe zęby księżycowego kapłana były odsłonięte w szerokim uśmiechu. Od samego początku liczył się z tym, że Myryjczyk złapie ten cios, podobnie jak już dwakroć uczynił. A wtedy Soleil zmiażdży mu bark uderzając z prawej do lewej...
Ojciec Mróz
Marynarz
Marynarz
Posty: 249
Rejestracja: wtorek, 8 kwietnia 2008, 12:31
Numer GG: 2363991
Lokalizacja: Skądinąd

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Ojciec Mróz »

Kalam Mekhar

Arytmiczność ruchów przeciwnika i towarzyszącej im muzyki nie ułatwiały sprawy ciemnoskóremu zabójcy. Kalam wiedział, że taniec zamaskowanego wojownika musi mieć jakieś regularności, ale nie było mu dane ich w tej chwili wyłapać. Widząc, że jego przeciwnik szykuje się do ataku, w tej samej chwili, w której łańcuchy z sykiem ruszyły przecinając przestrzeń między walczącymi, błyskawicznym ruchem rzucił się w przód, wykonując przewrót przez ramię. Liczył na to, że skok pozwoli mu na prześlizgnięcie się pod łańcuchami, skrócenie dystansu do przeciwnika i próbę uderzenia nożami ...
DUB W NOSIE !

Sprawozdania z Drugich Międzynarodowych Warsztatów na Temat Nagich Myszy
Zablokowany