[Heroic fantasy] La Grande Bataille

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Seth »

„Jednooki” Achmed

Sosny, jego ulubiony rodzaj drzew. Sam nie wiedział czemu, po prostu czuł do nich większą sympatię niż do takich dębów. Wyjrzał daleko przed siebie gdzie między drzewami czekał jego oponent. Gładząc czule rękojeść swego sejmitara uśmiechnął się do siebie. Przypomniała mu się pewna historia którą zasłyszał w jednej oberży, gdzieś na wschodniej granicy królestwa. Była to chłopska opowieść o dwójce stworów nocy – wampyrów – które toczyły zażarty bój w okolicznym lesie przez równo cztery dni i cztery noce, a potężne korony drzew osłaniały te potwory przed błogosławionymi promieniami słońca. Czy spotka go równie epicki pojedynek?

Rozprostował się, rozciągając wszystkie kończyny. Wykonał na oślep kilka podstawowych ciosów, starając się na nowo wyczuć ciężar swojej broni. Dobrze znał ścieżkę wojownika – ciało, dusza i technika. By zdobyć siłę potrzebną mu do walki musiał na nowo rozbudzić swoje stare kości i rozgrzać mięśnie. Ducha walki posiadał już w sobie, tą niezachwianą pewność ruchów i determinację do skrzywdzenia swego wroga. Technika była efektem kulminacyjnym dwóch poprzednich wartości, gdyż siła fizyczna pozwalała mu walczyć, a siła ducha dawała mu wolę. Obejrzał posturę Bronna Czarnego, i kiwnął mu lekko głową nie dbając czy przeciwnik dostrzegł gest czy nie.

Achmed unosi broń do poziomu, po chwili chowając ją do pochwy. Dobywa swego krótkiego miecza. W tej walce zda się na szybkie, sieczne ciosy. Będzie musiał zdać się na częste uniki i doskoki między ciosami Bronna. Wróg nie był obciążony zbroją ale jego broń nie wydawała się szybka. Tu mógł zdobyć przewagę.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: BlindKitty »

Soleil vs Thoros

Gdy ostrze zderzyło się ze Słońcem, Soleil poczuł nagle podmuch gorąca bijącego z miecza. Jego cios wystrzelił w stronę łokcia czerwonego kapłana...
...Ten jednak zamiast chwycić cios, przełożył rękę tuż nad buławą i chwycił słonecznego człowieka za nadgarstek, ciągnąc go dalej w kierunku jego ruchu i podstawiając mu szybkim ruchem nogę!
Każda sytuacja ma swoje zalety. Na przykład fakt, że upadając Soleil ze względu na kierunek swojego ruchu przewracał się na lewą stronę. Nie próbując nawet wyrwać się z uścisku, wykorzystał całą swoją masę i energię zmierzającego ku ziemi ciała w jednym, morderczym niczym wściekły kot pustynny ciosie. Zostawiając za sobą miecz głowica Sol Invictus pomknęła ukośnie wprost w kierunku niczym nieosłoniętego karku czerwonego kapłana.
Ułamek sekundy dzielił Słońce od zmiażdżenia karku Myryjczyka, ten jednak rzucił się nagle w dół, tak żeby zanurkować pod pędzącą kulą żelaza... I żeby opadający błyskawicznym sztychem miecz wbić w trzewia zmierzającego na spotkanie gruntu Soleila.
Wciąż lecąc w kierunku ziemi, w desperackiej próbie uniknięcia bolesnej śmierci kapłan Bliźniaczych Bóstw, używając pędu, jaki nadał mu ostatni, chybiony, cios obrócił się dookoła własnej osi. Wzmocniona zamachem prawej ręki siła obrotu pozwoliła mu uwolnić nadgarstek z mocarnego chwytu Myryjczyka. Rozżarzone ostrze minęło Soleila tak blisko, że pomiędzy klingę a kapłana nie zmieściłby się nawet skrawek najprzedniejszego wschodniego jedwabiu. Gorąco osmaliło skórzaną lekką zbroją zdobioną srebrem i złotem, a w stronę Thorosa, prosto i niechybnie w splot słoneczny, poleciał wymierzony łokciem cios.
Zrozumiał nagle. Ostrze Thorosa jaśniało bardziej z każdym kolejnym ciosem sparowanym przez jego bliźniacze buławy, tak jakby każde niepowodzenie mocniej i potężniej rozpalało ogień jego zaciekłości; podpowiedział mu to swąd spalonej skóry który uniósł się z kamizelki owianej zielonkawym płomieniem. Cios łokciem nie doszedł celu, trafił jednak kapłana w żebra, odrzucając go w bok i powalając na ziemię. Obydwaj odtoczyli się od siebie, Soleil jednak o ułamek sekundy za późno przypomniał sobie o tym że walczą na wzgórzu i poturlał się szybko w dół zbocza, podczas gdy jego przeciwnik zatrzymał się z chrzęstem na jakimś pniu, blisko szczytu wzgórza.
Poderwał się najszybciej jak potrafił. Można powiedzieć, że w tym starciu zaliczyli remis, Thoros zyskał przewagę wysokości, Soleil zdołał uderzyć. Co prawda łokieć to nie buława, ale stawiał klejnoty ze smoczego skarbca przeciw miedziakom, że Myryjczykowi nie przypadła do gustu taka pieszczota. Nie zastanawiał się nad tym, musiał szybko poprawić swoją pozycję. Ruszył w górę wzgórza, buławy trzymał nisko. Do dziś pamiętał karła wojownika, którego kiedyś spotkał i jego okrzyk bojowy „Twoje kolana będą moje!”. Cóż, przy odrobinie szczęście Thoros też pożegna się ze swoimi kolanami. Soleil wyczekał na cios i rzucił się na ukos do przodu na szczupaka z zamiarem uczynienia z Czerwonego Kapłana kaleki.
Łysy kapłan ruszył w dół, lekko skulony, jakby bolały go żebra. Wzniósł miecz do ciosu i runął w dół... Po sekundzie Soleil zorientował się że dziwnie nierówno, jakby chciał go obejść od prawej. I gdy tylko zbliżył się do wyznawczy Bliźniaczych Bóstw skoczył nagle w górę i odciął wiszącą nad swym rywalem gałąź, która spadając stanęła w płomieniach.
Szybki przewrót przez bark wyniósł Soleila poza zasięg rażenia płonącego pocisku. A przy okazji odwrócił pozycję, tym razem to Thoros był niżej. Promienie Słońca padły na żelazne tatuaże na ciele jego wyznawcy. Linie żywego złota zajarzyły się jego blaskiem, zdały się ożyć i wić jak kłębowisko węży. Kapłan nie czekał ani sekundy. Nim jeszcze Thoros wylądował pewnie na nogach, on już stał. Nim jeszcze Thoros zdążył się obrócić, on był tuż za nim. Złoty dysk na buławie odbijał padające nań promienie słońca, spadając z siłą lawiny wprost na wojownika z Myr.
Czerwone szaty kapłana zafurkotały wokół nóg, gdy złapał urękawiczoną dłonią pień i odbił się od niego, wychodząc poza zasięg miażdżącego ciosu. Sięgnął jednak ostrzem do słonecznej buławy rywala, a bronie zadźwięczały przy spotkaniu, sypiąc iskrami. Thoros wylądował o krok niżej niż stał teraz Soleil, był jednak osłonięty dość grubym pniem drzewa, obok którego leżała płonąca gałąź.

Crokhan vs Aerion

Barbarzyńca rzucił się do przodu, gwałtownie jak fala przypływu... Lecz mniej niepowstrzymanie, bo ciężka pięść paladyna zmierzająca w stronę jego żołądka zmusiła go do zatrzymania ruchu.
Publiczność ryknęła, gdy Crokhan odchylił się do tyłu, o włos unikając ciosu i oddalając się na krok od Aeriona, ciął płasko mieczem; siła ataku wyprowadzanego jedną ręką była za mała by przełamać zastawę bożego bojownika, i ostrza jedynie brzęknęły głośno, Aerion zaś cofnął się o pół kroku, wychodząc poza zasięg chwytu swojego rywala.

Hozu vs ser Gregor

Góra podpalił pochodnie od drugiej, podanej przez giermka, i odkrzyknął:
- Gotów! - po czym spiął konia ostrogami i runął na przeciwnika, wielka góra mięsa i żelaza, w lewej ręce trzymając pochodnię i lejce, a w prawej dzierżąc swój ogromny miecz, wzniesiony do ciosu.

Jednooki vs sir Bronn

Sir Bronn uśmiechnął się paskudnie, potrząsając czarnymi włosami ściągniętymi w kitkę. W prawej ręce trzymał korbacz o gładkiej kuli, połyskujący stalą. Był brzydki i nierówny, pokryty wgłębieniami i zadrapaniami. Wyglądało na to że jest często i intensywnie używany. Otaksował wzrokiem starego Maura i jego uśmiech nieco zelżał. Wyglądało na to że znał opowieści o Jednookim...
Ruszył powoli w stronę przeciwnika, czekając aż ten skończy rozgrzewkę.
Achmed jakby łaskawie obdarzył Bronna momentalnym spojrzeniem, lecz nie zaprzestał swoich cwiczeń. Czekał aż wróg będzie wystarczająco blisko by można było widziec czerń jego oczu. Wtedy jego postawa się zmieniła. Ciało było rozluźnione, wzrok skupiony na otoczeniu bardziej niż na wrogu. Jeśli wokół będą jakieś nierówności w ziemi, będzie można je wykorzystac by zachwiac równowagą Czarnego.

Czekał na pierwszy ruch.
Bronn zaatakował nagle, szybko, uderzając korbaczem pionowo z góry, wywołując jęk zgromadzonej na trybunach publiczności.
Unik, lecz nie uskok. Korbacze mają to do siebie że są powolne, ale łatwo taki rozchuśtac. Jednooki dopiero teraz uskakuje do przodu, celując swym ostrzem w ramię wroga.
Błyskawiczny ruch lewej ręki zbija cios miecza, wrac z tym ruchem rycerz przechyla się w prawo, przesuwając rękę wzdłuż trzonka korbacza aż do połączenia z łańcuchem, tak żeby jak najłatwiej było mu go rozkręcić. Jednooki zauważa, że za pas przy prawym biodrze sir Czarny ma jeszcze buzdygan, zapewne na wypadek utraty broni.
To był trudny wybór, a na podjęcie go miał ułamek sekundy. Próbowac rozbroic przeciwnika, czy może uniknąc nadchodzącego ciosu? To byłaby chańba umrzec w pierwszej walce. Wygraj pierwszą bitwę, wygrasz pierwszą wojnę - tak mówili na dworze króla.

Jednooki uskoczył do tyłu, uważnie obserwując ruchy przeciwnika.
Runął na swojego rywala, szybkim pociągnięciem kuli korbacza uderzając od prawej i wznosząc lewą rękę w gotowości do wyprowadzenia ciosu pięścią. Poruszał się płynnie i z gracją, rzadką u rycerzy a spotykaną raczej u najemników
Uskoczył nisko w prawo, modląc się do Allaha by wiek nie odebrał mu szybkości i by zdążył przed kulą. Mieczyk przygotowany był na szybkie cięcie w okolicach kolana Bronna.
Poczuł podmuch powietrza we włosach splecionych w szare dready, gdy cios minął go o ułamek cala, wydawało się jednak że zaskoczył przeciwnika, który spodziewał się raczej uskoku w tył i teraz na moment stracił jakby równowagę.
Ciął bez litości i gdy porywał się na równe nogi, lewą ręka wydobył sztylet z buta i rynsztokowym sposobem ruszył atakiem w kark wroga.
Sir Bronn szarpnął desperacko nogą w górę i ostrze brzęknęło jedynie o nagolennik. Stojąc na jednej nodze runął w tył, uderzając na odlew owiniętą łańcuchem lewą ręką. Niemal zdołał odbić atak sztyletem, ostrze jednak skaleczyło go w ramię. Upadając na plecy upuścił korbacz, odbił się jednak od jakiegoś pnia i stanął na równe nogi, niezwykle zwinnym ruchem dobywając buzdyganu. Oddychał niespokojnie.
- Kazał bym ci się poddac, ale jako żeś tępy cep... - Jednooki złapał oddech, przyjmując defensywną postawę.
- ...to pewnikiem wybierzesz śmierc.

Czekał, nie dlatego że był zbyt stary by pędzic pierwszy na wroga. Czekał bo był już stary i wiedział że szał zaślepia. Kątem oka obserwował otoczenie.
Czarny rycerz krwawił. Niezbyt obficie, sztylet to nie miecz i rana nie była zbyt głęboka, ale jednak krwawił. A to oznaczało, że słabnie z czasem o wiele szybciej niż jego przeciwnik. Musiał atakować, ruszył więc do przodu, teraz już o wiele ostrożniej. Uderzył najpierw buzdyganem, ukośnie, celując w bark, i z minimalnym opóźnieniem lewą ręką, pięścią prosto w zęby.
Uskok w bok. Ale nie w przeciwny, prosto w ramię przeciwnika. Chciał się rzucic na niego, złapac i pozbawic równowagi. Nie próbował atakowac bronią, to by tylko opóźniło jego ruchy. Jeśli w porę przytuli białego brata to uniknie zarówno jego maczugi jak i pięści.
Wyglądało na to że tym razem nie dał się zaskoczyć, jednak plan Maura spełnił swoje zadanie - ich ciała zderzyły się, nim ciosy doszły celu, rycerz jednak stał już nisko na nogach, stabilny i trudny do przewrócenia, gotów siłować się z Jednookim.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Jabberwocky »

Aerion

Wreszcie! Teraz zacznie się walka! Pamiętając słowa martwych mistrzów zakonnych Aerion przyjął błyskawicznie postawę długiego ogona, miecz z tyłu, trzymany wyprostowanymi dłońmi, lewa noga z tyłu, sztycht lekko zahaczał o ziemię...
Spokojnie zrobił krok w bok, to wolniej to nieco szybciej okrążał przeciwnika, starał się by jego lewy naramiennik ochraniał go przed możliwymi ciosami, szykował się do ataku, lewa-prawa, lewa-prawa, stopy przemieszczały się spokojnie, widział jak przeciwnik obserwuje jego ruch, lewa-prawa, prawa-lewa, skok!
Paladyn wyskoczył wzburzając mieczem tuman pyłu, smuga piasku ciągnęła się za migbłystalnym ostrzem, ledwo tłumiąc jego lśnienie, gdy te poszybowało w kierunku pasa przeciwnika, jeśli cios się powiedzie widownia zyska rzadką okazję zobaczenia rozdwajanego ciała.

Obrazek

[Avatar, dopiero teraz coś w miarę odpowiedniego znalazłem]
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Perzyn »

Czasem trzeba rozegrać sytuację na czas. Co prawda nie trafi to do pieśni bardów ani nie przyniesie sławy i chwały, ale za to jest skuteczne. Zresztą cmentarze są pełne takich, co chcieli, aby minstrele śpiewali o ich bohaterskich czynach.

Dlatego też Soleil spokojnie zszedł w bok, okrążając dzielący ich pień, wciąż pławiąc się w słonecznych promieniach. Czuł jak po prawej ręce rozchodzi się coraz potężniejsze ciepło, doskonale znał to uczucie. Z każdą sekundą nabierał sił. W blasku bijącym z żywego złota, niczym bluszcz oplatającego jego ramiona, nikt nie zauważył, że również z nogawek spodni sączy się światło.

Nagle wystrzelił do przodu, jeszcze nim Thoros mógł nadążyć z przejściem z defensywy do ofensywy. Płonąca gałąź, wyrzucona potężnym kopniakiem, pomknęła prosta ku twarzy Czerwonego Kapłana. A tuż za nią w krzyżowym uderzeniu dwie buławy z czarnej stali. Jak w naturze, zachodzącemu Słońcu, spadającemu z góry wprost na łysą głowę Myryjczyka, towarzyszył wschodzący księżyc, pędzący na sptkanie z wydatnym podbródkiem dzierżącego płomienny miecz kapłana.

Lewa stopa Soleila tkwiła mocno na ziemi a jego spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Thorosa. Bez najmniejszego ostrzeżenia, bez najmniejszej zmiany pozycji, do mknących w stronę głowy odzianego w czerwień woja buław, dołączyła w mocarnym, wymierzonym w kolano, kopniaku prawa stopa sługi Słońca i Księżyca!
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Ant »

Taiyu

Młodzian wiedział, że na razie nie ma szans z człowiekiem Górą w walce bezpośredniej. Jeden celny cios zapewne zakończyłby udział chłopaka w Turnieju. Musiał, więc wygrać z nim sposobem. Gregor robił to, co przewidział żółtoskóry. Czekał, aż gigant skróci dystans między nimi do około połowy. Wtedy Taiyu zawrócił i ruszył galopem przed siebie. Nie trwało to długo. Był pewien, że ser Gregor może cisnąć mieczem tak, by przygwoździć młodego wojownika do najbliższej ściany. Młodzian skręcił w lewo. Chciał, by wierzchowiec przeciwnika zmęczył się. Miałby wtedy znacznie zwiększone szanse. Był pewien, że obciążony koń Góry zmęczy się szybciej, niż przystosowany do długich galopów wierzchowiec Taiyu. Wiedział również, że póki nie zacznie wygrywać, jego taktyka nie będzie doceniona przez motłoch. Co oni mogą wiedzieć? Większość z nich nie wie czym jest prawdziwa walka. Nazwą go tchórzem, a gdy wygra bohaterem. Czemu w opowieściach wojennych tak mało mówi się o taktyce, a tak wiele o samych walkach. Nie doceniają kunsztu największych myślicieli. Przeciętny generał w myślach pospólstwa to wojak, który potrafi pokonać wielu rosłych wojowników, a nie ten, którego pomysły doprowadzą do zwycięstwa nawet najbardziej nieudolną armię. Może ta walka uzmysłowi choć trochę ludziom, że umysł góruje nad górą mięśni.

Wierzchowiec Taiyu galopował nieregularnym slalomem. Mógłby już wygrać tą walkę. Wystarczyłoby wyciągnąć łuk i ustrzelić, choć pewnie wytrzymałby kilka strzał przez zsunięciem się z siodła, giganta. Taiyu szkolił się już w takiej metodzie walki. Nie chciał jednak iść na łatwiznę. Chciał zmierzyć się z przeciwnikiem równym sobie. Ten pojedynek będzie właśnie takim za chwilę. Gdy wielka siła ser Gregora, będzie ograniczona przez zmęczenie. Na razie jednak szala zwycięstwa była po stronie Góry. W pewnym momencie znacznie przyspieszył, by w następnym gwałtownie zahamować. Tumany pyłu wzbiły się w powietrze. Płomień pochodni zniknął w pyłowej chmurze. Po krótkiej chwili znów się wyłonił. Zbliżał się do Góry ze znaczną prędkością. Coś się jednak zmieniło. Taiyu zamienił ręce. Szarżował na ser Gregora z bronią w lewej ręce. Jednak tuż przed ciosem skręcił w prawo, potem znów w lewo, by znaleźć się za jadącym Górą. Chciał podciąć jego koniowi tylne nogi, by następnie odbijając w prawo, podciąć również prawą przednią. W takich okolicznościach wygrana byłaby znacznie bliżej.
Obrazek
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Blue Spirit »

Crokhan odstąpił. Stanął prosto, otarł wierzchem dłoni spiechrznięte usta i opuścił miecz. Jego oczy uważnie obserwowały przeciwnika.
Aerion chciał go okrążyć. Wielki wojownik wiedział że nie warto próbować swoich sprytnych sztuczek, wiedział że czas na prawdziwe starcie. Nie lubiał długich walk. W dalszym ciągu obserwował paladyna, gdy ten powoli okrążał go starając się zajść go od tyłu. Pozwolił mu na to, udał że masuje sobie bolący - bądź co bądź - żołądek.
I wówczas, gdy Aerion znalazł się za plecami Crokhana i skoczył usiłując ciąć go w pas, Wojownik obrócił się gwałtownie, zasłonił się mieczem w niewiarygodnie trudnym do opanowania dwuręcznym bloku, ciął natychmiast, z przyklęku, mierząc w nogi przeciwnika.
Wiedział że może mu się nie udać - Aerion był zbyt szybki. Wiedział jednak że gdy ten sparuje ów cios, jego ciało znajdzie się niebezpiecznie blisko jego ciała, a głowa paladyna ze względu na to że był on niższy od Crokhana, znajdzie się na wyciągnięcie ręki.
Crokhan zamierzał chwycić paladyna za kark, i równocześnie przejechać mu ostrzem przez biodro.
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Szasza »

Ostrzoskrzydły

Może to kwestia padającego światła i odurzającej muzyki, ale wyryta na masce twarz demona zdwała wykrzywiać się w uśmiechu spragnionego krwi podniecenia.
Można było to porównać do drapieżnika, wyczekującego na błąd ofiary i upragniony, krwawy posiłek.
Posiadaczowi udało się na dobre wciągnąć asasyna w wir walki. Teraz wystarczyła już tylko jedna dobra okazja do wyciągnięcia ostrzy i skończenia sprawy dobrze przygotowanym cięciem. Walka tak naprawdę zawsze kończy się po jednym, celnym ciosie. Wcześniej wykonany atak był jedynie próbą. Ostrzoskrzydły energicznym, szybkim krążeniem ramion odzyskał kontrolę nad łańcuchami, przykucnął i wykonał salto w tył. Tak jak muzyka, tak na chwilę zwolniło bicie serca i zarazem świat, postrzegany oczyma wojownika. Przez ciągnącą się długo sekundę, istniały tylko jego ręce i łańcuchy, które należało przygotować do kolejnego zamachu. Gdy tylko stopy dotknęły ziemi, a dzwonki zadźwięczały, muzyka znów przyspieszyła, a razem z nią - akcja.
Przy lądowaniu wyprowadził kolejny atak bliźniaczymi hakami. Tym razem oba kawały ciężkiej stali symetrycznie poszybowały po ukosie. Ze świstem przecinając powietrze, zdawały się opadać na asasyna jak ramiona atakującego niedźwiedzia.
Lądując, wojownik po raz kolejny przykucnął, gotów do kolejnego skoku na przeciwnika, lub z dala od niego, wyczekując efektu kolejnego ataku.
Obrazek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: BlindKitty »

Soleil vs Thoros

Ubrany w czerwoną szatę kapłan czekał, uspokajając oddech. Patrzył na Soleila...
...I dzięki temu zaregował natychmiast, gdy tylko w powietrze pomknęła gałąź. Szybkie cięcie rozerwało ją na setki płonących drzazg, które zmieniły się w ognistą chmurę gdzieś z boku, z dala od walczących sług bożych. Jedna ręka sprowadziła miecz w dół, na spotkanie ze słabszym z ciosów, druga, w rękawicy, chwyciła spadającą z góry słoneczną buławę. Myryjczyk był jednak o ułamek sekundy zbyt wolny by uniknąć kopnięcia.
Stopa Thorosa szarpnęła się w tył, potężne kopnięcia jego przeciwnika jednak wylądowało na jego udzie, powodując jęk bólu. Trafiony jednak ani myślał się poddać - nie zmieniając pozycji, runął do przodu, trzymając w wyciągniętej ręce miecz, tak jakby tylko chciał dotknąć Soleila płazem ostrza.
Co jednak, jak uświadomił sobie zaatakowany, czując potężną falę gorąca, może wystarczyć!

Crokhan vs Aerion

Paladyn obchodził dookoła barbarzyńcę, zostawiajając za sobą w piasku ślad ciągniętego ostrza. Crokhan nie reagował, przymknąwszy oczy i wsłuchując się w rytm kroków paladyna.
Nagły atak!
Migotliwy błysk przebijający się przez uniesione w powietrze ziarenka pyły, w ciosie niemal zbyt szybkim, by był wyprowadzony przez człowieka, zmierza w stronę ciała barbarzyńcy!
Głośny brzęk szybkiego bloku. Crokhan czuje, jak fala bólu przelewa się po ramieniu, powodując drętwienie. Miecz ślizga się w zmartwiałych palcach, gdy paladyn odbija cios, teraz wolniejszy i słabszy niż jeszcze przed chwilą. Przeciwnicy znów znajdują się o krok od siebie, w zasięgu swoich ciosów, ale jeśli barbarzyńca nie zrobi czegoś natychmiast, zwycięstwo może być już nieosiągalne...

Taiyu vs ser Gregor

Plan Taiyu wydawał się wspaniały.

Problem pojawił się jednak już po chwili, gdy młodzieniec uświadomił sobie, że szranki są długie najwyżej na trzysta kroków, bo więcej nie potrzeba by koń mógł rozpędzić się do galopu, zaś wyjście poza ich teren oznacza przegraną. Co gorsza, uświadomił to sobie, bo znalazł się przeciągniętą między tyczkami taśmą na galopującym koniu. Plan wymagał lekkiej modyfikacji - jego wierzchowiec wrył się kopytami w ziemię natychmiast, ściągnięty przez jeźdźca, i zatrzymał się tuż przy granicy pola walki. Tymczasem jednak Góra i jego ogromny wierzchowiec znaleźli się o ledwie krok za nim, a rycerz ciął potężnie, po skosie - cios przed którym blyskawiczny unik wprawdzie uratował Taiyu, ale teraz ogier Góry był ledwie o krok od jego własnego konia, i próba ucieczki oznaczała cięcie w plecy. Jedno, ale w tym przypadku - jedno za dużo.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Jabberwocky »

Aerion

Tak! Nareszcie! Zwycięstwo było już tak blisko, paladyn wiedział że jego cios nie mógł przejść bez konsekwencji, barbarzyńca, nawet jeśli nieludzko twardy, musiał odczuć jego skutki, teraz Aerion miał szansę na zadanie ostatecznego ciosu, odbił się z lewej stopy w tył i, gdy tylko dotknął ziemi za sobą, wyskoczył do przodu z prawej nogi, miecz wzniósł nad głową, wyprowadzał podstawowe uderzenie ze świętej księgi Codex Wallerstein, chciał dobić przeciwnika, gdyby miał on krótszą broń paladyn mógłby teraz zginąć, jednak tamten nie miał szans wyprowadzić kontruderzenia potężnym dwuręcznym ostrzem jakie dzierżył....
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Blue Spirit »

paladyn wzniósł miecz nad głową, przygotowywując się do ostatecznego cięcia...
Lecz przez ten moment, gdy twarz Aeriona znalazła się między wzniesionym ramionami, Crokhan pojął że oto ma jedyną w swoim rodzaju szansę by przeżyć.
Barbarzyńcy nigdy nie uczono sprawiedliwej walki. Uczono go natomiast by wykorzystywać każdą okazję do pokonania przeciwnika, choćby była tak haniebna jak teraz...
Ale jeśli by mu się udało, byłoby po paladynie...
Crokhan nabrał w płuca maksymalną ilośc powietrza, i splunął paladynowi prosto w oczy, w zasadzie na chwilę go oślepiając.
Nie czekając na reakcję przeciwnika, postawił wszystko na jedną szalę. Wystrzelił do przodu w momencie gdy gęsta ślina wylądowała dokładnie w oczach przeciwnika, i uderzył go z całej siły w szczękę, gołą pięścią, ciosem silnym niczym troll.
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Heroic fantasy] La Grande Bataille

Post autor: Ant »

Taiyu

Są sytuacje, w których czas spowalnia wielokrotnie. Sytuacje, w których jednym całe życie przelatuje przed oczami w ciągu sekundy, a drugim tysiące myśli przelatuje przez głowę, by uniknąć śmierci. Taiyu stał się tym drugim. Niegdyś widział swe życie co kilka dni. Gdzie przed wyzionięciem ducha, ratował go odruch powodowany strachem. Przeżył tyle walk, że strach stawał się mu obcy. Nie został całkowicie wyeliminowany. Wśród wszystkich wojowników na tym turnieju, chłopak obawiał się tylko ser Gregora.

Teraz jego strach ponownie spojrzał mu w oczy. Jego urzeczywistnieniem był miecz Góry.
W głowie kotłowały mu się pomysły. Atak odpadał. Nawet jeśli wyprzedziłby giganta, jego miecz i tak, by zabił młodego wojownika. Blok również nie zdawał się być dobrym pomysłem. Taiyu, był silny, lecz lekki. Siła ciosu wielkoluda na pewno zrzuciłaby go z siodła. Być może nawet po za teren walki. Zawrócenie? To była pewna śmierć. Poluzowanie siodła mogłoby dać mu szanse na przeżycie. Nie zdążyłby, a nawet gdyby... Poparzyłby konia pochodnią i ten zacząłby biec, wykraczając po za arenę. Czekanie na śmierć... Taiyu nie był szaleńcem. Sypnięcie piachem w twarz? Nawet jak piach do dotrze oczu olbrzyma to i tak to nic nie da. Próba odbicia ciosu techniką szybkich ciosów? Zbyt nieprzewidywalne. Po za tym, zapewne nieumyślne, uderzyłby piętą konia, ten by ruszył... I koniec walki, bez walki. Zmuszenie konia do skoku? Bez rozpędu, wyskoczyłby akurat na tyle, by Góra odciął mu nogi. Zeskoczenie z konia? A może lepiej wystawienie głowy na ostrze wielkiego miecza? Samobójczy pomysł. Wyskoczenie jak najwyżej? Był lekki, silny. To miało szanse podziałać.

Wyjął stopy ze strzemion, nasadził na nie pięty. Wbił ostrze naginaty z całej siły w ziemię. Zaparł się na niej obiema rękami, docisnął strzemiona, po czym wybił się jak mógł najmocniej...
Obrazek
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
Zablokowany