[Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Sciass
Marynarz
Marynarz
Posty: 261
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 19:37
Numer GG: 7066798

Re: [Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Post autor: Sciass »

(Złamie wyjątkowo zasadę jednego posta. W imię ciągłości.)

Kane

Wampir ugryzł się w wargę. Przypuszczał że tak to się skończy. Zawsze tak było gdy kogoś niedoceniał lub pomijał z jakiś względów. Mając grubo ponad sto lat na karku jeszcze się nie nauczył pokornie ignorować takiego podejścia z swojej strony. Cóż, za głupotę trzeba płacić.

Zanim się odezwał do strażnicy wszedł jeszcze jeden żołnierz... Zaraz! Nie żołnierz... Ted!

Szybko odwrócił się do, na oko, pół-elfki. Rudzielec był nawet atrakcyjny gdyby nie ta ilość żelastwa zawieszone na nim oraz te kilka siniaków.

- Wybaczy mi Pani moje zuchwalstwo, skierowałem się do obecnego to żołnierza i nie poświęciłem uwagi Pani, najmocniej przepraszam. Zmuszony jednak jestem nie spełnić pani polecenia. – Zignorował rozkaz pół-elfki.

Kane nie zbliżał się już bardziej, nie chciał denerwować towarzystwa. Spojrzał na resztę „swoich”. Nie mogą tu zostać ani chwil dłużej, Gwido zaraz wróci, wiedźmin się wykrwawi… Muszą coś zrobić. Znów spojrzał na postawnego żołnierza. Zapadła głucha cisza.

Alpowi przyszedł do głowy chory pomysł, jednak, wbrew pozorom, niegłupi. Żołnierz był dość silny, na oko było widać. Mógł się im przydać. Wampir sięgnął do swojej torby, którą wciąż miał przewieszoną przez plecy. Coś wyciągnął.

Chwilę później rzucił w stronę najemnika to co wyciągnął z plecaka, złoty kielich. Sibard zręcznym ruchem chwycił przedmiot i dokonał fachowej oceny wartości.
- Ładna błyskotka - zamyślił się chwilę - No dobra... Zaciekawiłeś mnie. Przedstaw swoją ofertę.

Kane'a ucieszył rozwój sytuacji.
- Mamy do zaoferowania więcej takich... błyskotek, myślę że spokojnie przekroczą one wartość twojego wynagrodzenia.... - Uśmiech nie schodził z twarzy Kane'a
- Potrzebujemy dodatkowych rąk aby ponieść rannych, cholernie byś się nam przydał. – Rzucił jeszcze.

Najemnik przyjrzał się bliżej więźniowi.
- A co zrobicie jeśli odmówię? Musieliście również przewidzieć taką sytuację...

- Nic. Jeśli stawisz opór nie będziemy mieli wyjścia i spróbujemy cię zabić - Zaśmiał się Kane.
- Albo tylko okaleczyć - Dodał Alp po chwili namysłu

Sibard uśmiechnął się mimowolnie. W zasadzie... propozycja była bardzo interesująca.
- Skoro tak stawiasz sytuację... Zresztą i tak miałem już dość tych amatorów. A z wami przynajmniej na nudę nie będę doskwierał. No... dopóki nie zajebią nas tamci, psie syny… Oni łatwo nie odpuszczą... Ale macie jakiś plan, tak?
Kane był bardziej niż zadowolony z rozwoju wydarzeń.
- W drodze ci mniej-więcej powiemy. Teraz musimy się zwijać. Pozostała tylko jedna kwestia. – Odwrócił się do rudzielca.

Zanim coś powiedział odezwał się Learwen. To trochę zaskoczyło Kane’a.

Wampir spojrzał na pół-elfkę, wyglądała na niebezpieczną ale nie ma teraz specjalnego wyboru, liczył z resztą na poparcie Teda i innych.
Tobie Pani, również składam propozycje przyłączenia się z wstępną zaliczką, oczywiście. Możesz odmówić. - Uśmiechnął się Alp, wyciągnął drugi złoty puchar na potwierdzenie swoich słów - …Ale… jeśli nie pozwolisz nam odejść… to upierdolę ci tą piękną główkę do samych ramion - Głos Alpa nadal był ujmująco miły. Groźba, mimo słaniania się Alpa, była całkiem wiarygodna, przy sporej dozie szczęścia. Tylko ona mogła o tym nie wiedzieć. Poza tym pozostawała jeszcze „oferta” Learwena. Jak nie wampir to Learwen ją ukatrupi, jak nie wiedźmin to Kane to zrobi. Dodatkowo, na schodach wciąż stała Baern, gotowa do strzału, co zaprezentowała lotką wbitą pod nogami półelfki. Akcji swoich towarzysz nie komentował. Mówiły same za siebie.

Poza tym mieli jeszcze jeden, ostatni, atut w rękawie, obecność Teda. Tamci go nie widzieli.
Obrazek
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Post autor: Ouzaru »

Darla

"Cholerny mutant"
- zerknęła na unoszącego miecz wiedźmina i zmarszczyła brwi. Nie lubiła ich, choć w sumie ten był pierwszym, którego spotkała. Może jako pół elfka powinna być bardziej tolerancyjna, ale nie była. Następnie driada wbiła strzałę tuż przed jej nogami i wspomniała coś o strzale ostrzegawczym. Ona ją chciała nastraszyć? Kobieta ledwo się powstrzymała, żeby nie parsknąć śmiechem.

I wydarzyło się coś, na co czekała od dawna. Została złożona strażnikowi i jej bardzo ciekawa oferta, której naprawdę nie mogła odrzucić. Przyglądała się kielichowi, uśmiechając się do niego jak urzeczona. Potem zerknęła na mężczyznę, który mówił w sposób dziwny i mało zrozumiały jak na jej gust. Był nawet... Przyjrzała się jego twarzy i uśmiechnęła lekko. Był nawet przystojny. Wzięła kielich i nic sobie nie robiąc z gróźb, puściła do niego oczko.

- No, to skoro jesteście pełni sił i chęci do walki, to może się stąd ruszycie? Chyba że wolicie poczekać na powrót zbrojnych? - zapytała, wymownie zerkając w stronę, w którą odjechali. Uniosła do góry jedną brew i spojrzała się na strażnika stojącego obok niej. W sumie nie dziwiła się, że postanowił zmienić obóz.

Niewiele ją obchodził jakiś medalion czy grupka rannych wojowników. Mało też obchodziły Darlę jej 'obowiązki' i to, co rozkazał tamten skurwiel. Chciała tylko dopaść go i poderżnąć gardło, wtedy poczułaby się lepiej.

Nie czekając na reakcję zebranych, odwróciła się i skierowała w stronę wyjścia. Oni woleli gadać, ona działać. A w tej chwili miała ogromną ochotę opuścić to miejsce i odejść jak najdalej. Wszystkie mięśnie miała napięte, a uszy niemalże postawione, żeby być gotową na ewentualne ataki w plecy. W dłoni nadal trzymała ostrze, które mogła ze śmiertelną precyzją posłać komuś w krtań.

- I nie jestem żadną panią, na imię mam Darla - rzuciła do swojej nowej kompanii.

[Uff... musiałam trochę edytować, bo jednocześnie wrzuciliśmy posta ;) Mam nadzieję, że nie narobiłam zamieszania?]
Obrazek
Alien
Kok
Kok
Posty: 1304
Rejestracja: środa, 25 lutego 2009, 16:48
Numer GG: 28552833
Lokalizacja: Police

Re: [Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Post autor: Alien »

Radcliffe
Kane przekupił pół-elfkę i żołnierza. Był naprawdę niezły w te klocki. I ta jego elokwencja...
Ważne było jedno : jakoś uda im się stąd wyjść. Może nawet wyjdą cali. Podziwiał driadę że mimo kawałku bełtu w brzuchu i sporej ilości krwii stała dalej , a nawet zdołała naciągnać łuk i z niego wystrzelić. Widocznie driady uczono w brookilonie tego czego nie uczyli w akademi. Ta pół-elfka pragnęła zemsty było to widać. Kane tylko potwierdził ją w tym przekonaniu. Ciekawe ile miała lat? Radcliffe nie potrafił ocenić jej wieku. Równie dobrze mogła mieć dwadzieścia jak i sto lat. Ta raczej nie zdradzi. Nie pchnie nożem podczas snu.
Z żołnierzem była gorsza sprawa. Jak sam powiedział był najemnikiem. Jeśli ktoś zaproponowałby mu więcej niż Kane pewnie bez problemu spróbował by ich wyeliminować. I coś chodziło mu cały czas po głowie. Kto był tym pierdolonym wampirem? Może Bluedeath go okłamał? Chciał zasiać ziarnko niepewności? Learwen mógłby pewnie zgadnąć kto jest tym wampirem. Z tego co wiedział jego wiedźmiński amulet drgałby jak szalony kiedy w promieniu 10-20 metrów znalazłby się jakiś wampir.
Nagle wpadł na całkiem niezły pomysł. Kiedy by uciekli Bluedeath napewno zacząłby ich gonić. A gdyby tak powstrzymać go na jakiś czas?
- Musimy podpalić strażnicę!- powiedział na głos- W ten sposób opóźnimy pogoń! Przy odrobinie farta pomyślą że się spaliliśmy żywcem!
00088888000
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Post autor: Ouzaru »

Darla

- Musimy podpalić strażnicę!
- powiedział na głos mężczyzna, na którego wcześniej jakoś nie zwróciła uwagi. - W ten sposób opóźnimy pogoń! Przy odrobinie farta pomyślą, że się spaliliśmy żywcem!
Stanęła jak wryta i palnęła się otwartą dłonią w czoło.
- Ogień ich zaalarmuje, a dym będzie widoczny nawet z odległości kilku kilometrów i nim zdążymy odejść, będziemy mieć pościg na karku... - mruknęła do niego. - Zyskamy więcej czasu, jeśli wymkniemy się stąd teraz i po cichu - dodała.
Wkurzało ją to całe gadanie, jakby nie mogli się po prostu ruszyć i odejść stąd. Spojrzała na łuczniczkę. Driada nie wyglądała na zbyt silną, zapewne będzie ich tylko spowalniać. Przy odrobinie szczęścia wykrwawi się i zdechnie gdzieś po drodze, im szybciej tym lepiej. Wiedźmin... Słyszała o tych ich miksturach i jeśli wierzyć plotkom, to zapewne niebawem jego rana zagoi się i zostanie mu po niej jedynie kolejna blizna do kolekcji. A reszta? Wyglądali na zmęczonych, ona sama była cholernie obolała, ale lata morderczych treningów nauczyły ją ignorować siniaki, rany i złamania. Trzymała się prosto, dumnie i nawet lekki grymas nie przemykał przez jej niewzruszoną twarz.
Obrazek
Sciass
Marynarz
Marynarz
Posty: 261
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 19:37
Numer GG: 7066798

Re: [Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Post autor: Sciass »

Kane

Przyjęli jego oferte. To już coś.
- Darla, miło mi. - Ukłonił się lekko, zrobiła na nim wrażenie. - Zwą mnie Kane. A teraz Darujmy sobie te grzeczności i spieprzajmy stąd ile sił w kulasach. Pomogę iść Braen. Ty... - Zastanowił się chwile.- Jak cię wołają, wojowniku?
- Sibard Ironshield, do usług - najemnik skłonił lekko głowę.
- Więc, Sibardzie, pomóż temu oto Learwenowi w ucieczce - Alp wskazał wiedźmina.
Alp przypomniał o sobie o czymś, podbiegł do ściany i złapał swój płaszcz i kapelusz. Od razu się przebrał.
- Chodźmy. Porozmawiamy później, w bezpiecznym miejscu. - Zawołał. Bezmyślną sugestie Radcliffea zignorował.

Chcąc uniknąć niepotrzebnego rozlewu krwi rzucił jeszcze. - Za wami stoi nasz druh, Teddevelien. Wolałbym uniknąć ofiar gdyby któreś z was go niezauważyło.
Obrazek
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: [Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Post autor: Blue Spirit »

ROZDZIAŁ II
Droga bez Powrotu

WSZYSCY

Dziadek przysiadł na zydlu, nogi wyciągnął przed siebie i przeciągnął się, przy którym to przeciągnięciu wszystkie kości zatrzeszczały mu tak głośno, że barman stojący za ladą upuścił na ziemię kufel.
- Ja żem osobiście widział tych chłopów idących w stronę Wielkich Puszcz, przechodzących Keadwen. Zatrzymali się nawet tu, w tej gospodzie.
Słuchający go ludzie zaszemrali, z ciekawością nadstawiając ucha.
- Jeden z nich, wysoki, jakgdyby taki troche niebieski, siadł o tam, w tamtym kącie i rozpoczął rozmowę z innym chłopem. Zacząłem słuchać...

***

- Gwido - Bluedeath zabębnił palcami po blacie. - Dostaliśmy rozkaz rozprawienia się ze strażnicą. Przesiaduje tam ten kurwiel, Oxra chyba. Był jakiś czas z nami, ale teraz ktoś musiał go tam przekupić.
- Naprawdę? Oxra nie wyglądał mi na takiego.
- A jednak - Bluedeath rozparł się w krześle - Weź do pomocy tą sukę, Darlę, com ją capnął pare dni temu. Daj dwa gramy fisstechu, uspokoi się. I weź tego Sibarda Ironshielda.
- Dobrze.
- Pamiętaj. Zabij wszystkich. Ciała spal. Strażnicę zresztą też.
- Tak jest, panie Bluedeath.

***

- Potem - zamlaskał staruszek - Pojechali gdzieś w stronę granicy Kaedwen. Tą Darlę to ja sam, na własne oczy widziałem. Skatowana była okrutnie, powiadam wam.
Potem Cała zgraja zatrzymała się w Ytartar. w Ostatnim Domu.


***

- Gwido pojechał przodem, zabrał dużo ludzi - powiedział Bluedeath, przyglądając się jak dwóch jego ludzi kopie dół do którego zaraz zostaną wrzucone zwłoki Beorenna, olbrzyma z Ostatniego Domu. Opierał się. Nie chciał przepuścić. Głupiec.
- A od Legendarnych są już nowe rozkazy. Chodzi o niejaki amulet, jeden z siedemnastu, ważny ponoć okrutnie. Xedilian wyraźnie zaznaczył że zależy mu tylko na nim, że Kaer Morhen już zajęte, a Oxra nie odważy się pójść do Siedliszcza w obawie przed śmiercią.
Bluedeath wciąż gadał sam do siebie, patrząc jak w dole lądują zakrwawione zwłoki.
- Musimy założyć obóz blisko strażnicy i wysłać swoich ludzi do Gwida. Żeby kurwy nie zgubiły amuletu! Zresztą ciekawe czemu on ważny taki - charknął i splunął do dołu. - Może więcej dostanę za niego na pchlim targu

***

- Wiem jedynie że potem ów Gwido sam do nich przydreptał, ponoć gdy walka w strażnicy była już niemal zakończona. A potem Gwido cofnął się zostawiając z dziwną drużyną która miała posiadać amulet, dwóch szpiegów, a konkretnie Ironshielda i Darlę. - staruszek wpatrzył się w ogień. - A potem drużyna owa wymaszerowała ze strażnicy. Gdzie, nie wiem. I wiedzieć nie chcę.
Staruszek jeszcze bardziej się rozłożył, kości strzyknęły mu potężnie, i zasnął.



Musieli iść.
Kane wiedział o tym, wiedział od samego początku. Biorąc ze sobą amulet skazali się na przeznaczenie, które ciążyłoby na nich do samego końca.
Musieli udać się do Kaer Morhen, Wiedźmińskiego Siedliszcza, i zabić Legendarnych bądź wynegocjować coś w zamian za cenny amulet.
Gdy Darla ruszyła ku drzwiom, on i driada poszli w jej ślady. Za nimi ruszył Laerwen, wciąż słaby, lecz nieco pokrzepiony swoim - ostatnim zresztą - eliksirem na zrost mięśni, potem wyszedł Radcliffe, nieco speszony wiedzą pół elfki, Ted i Sibard Ironshield, który przed wyjściem uważnie obejrzał strażnicę rzucając spojrzenia na ciała swoich niedoszłych kompanów.
Na dworze jaśniało powoli, łuna wschodu pojawiła się niespodzianie znad wierzchołków drzew, mgła znikła, zostawiając po sobie jedynie skrzące się miliardem kropel wody pajęczyny i pnie drzew.
Znaczyło to że nie spali od dwóch dni! Wszyscy odczuwali to zmęczenie, a w szczególności Baernn.
Driada nie narzekała jednak, szła, podtrzymywana nieco przez Kane'a. Musieli jak najszybciej oddalić się od strażnicy, bo Gwido mógł wrócić w każdej chwili, ze schwytanym Vilgefortzem.
Vilgefortz... to mówiło coś Radcliffe'owi. Był kiedyś na wyspie Thanedd, widział ojca Młodszego. Nie tak dawno zresztą. Ba, niecałe dwa lata temu!
Wiedział do czego zdolni byli ludzie jego pokroju. Na razie nie dzielił się jednak tymi informacjami z drużyną...
Darla znała szlaki, znała każdy pień i każdy krzak. Wyszli z nią na czele i skierowali się ku ścianie lasu. Pół elfka prowadziła ich głębiej w las, bardziej w stronę Kaer Morhen niż Kaedwen.
Szła szparko krocząc między paprociami, nie czekając na drużynę która radziła sobie coraz gorzej, nawet mimo pomocy Sibarda, milczącego przystojniaka.
Ironshield nie wiedział do końca co sądzi o kompanii, był jednak zaintrygowany propozycją tego jegomościa o imieniu Kane. Pomagał wiedźminowi, który jednak był albo zbyt dumny, albo po prostu nie tak zmęczony, gdyż odtrącał jego ręke i szedł o własnych nogach.
Nie dziwił się jednak za bardzo. W końcu to wiedźmin.
Musieli jak najszybciej zwiększyć dystans od strażnicy. Tfu, wróć. Natychmiast musieli to zrobić.

Wkrótce dotarli na niewielką polankę, otoczoną pierścieniem świerków i wielkich, mających zapewnie wiele tysięcy lat dębów, porośniętych zielonym mchem.
Tam Darla zmuszona była zarządzić niewielki odpoczynek. Mogła uciec bez słowa, widziała jednak jak Ten dziwny jegomość i wiedźmin walczyli. A ten Ted również wyglądał na niesłabego. No i ten milczący Sibard...
Drużyna zwaliła się na trawę, jedni powoli i z opanowaniem jak Kane i Ted, inni rzucili się na nią, jak Ted i nie mający przecież okazji do zmęczenia Radcliffe.
Driada usiadła powoli, opierając się o pień sosny. Była zmęczona. Słaba. Miała nadzieje że Darla nie ucieknie... była im potrzebna. Pomyślała że może Sibard będzie umiał wyciągnąć kawałek grotu tkwiący w jej ciele. Rozsądek podpowiadał jej by zapytała się o to jego.
Teraz należało ustalić co poczną. Czy Darla zostawi ich? Przed nimi była puszcza, za nimi pożoga i śmierć.
Co zrobią? Wszyscy siedzą na trawie, jedynie Darla i Sibard stoją. Wiedźmin już nie jęczy, rana powoli się goi. Driada milczy w cierpieniu. Ted w spokoju "liże rany". Radcliffe napawa się wolnością.
Co zrobią?


ponownie przepraszam za niewielką ilość tekstu, ale jak już wspominałem dość ciężko u mnie z czasem (choć nie tragicznie) Jak już wszystko ucichnie (pod koniec kwietnia) posty będą dłuższe i bardziej wyczerpujące ;)
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

Re: [Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Post autor: Brzoza »

Baernn
Kiedy weszli w las Driada momentalnie poczuła się lepiej. Nie była to pradawna puszcza Brokilon, jednak bliskość nieokiełznanej natury dawała jej siłę. W drodze puściła się Kane'a i szła o własnych siłach. Półelfka prowadziła dobrymi scieżkami, bezpiecznymi. Lasy Keadweńskie dla Driady nie były nowością, jednak nigdy nie zapuszczała sie tak daleko na północ. Nawet gdyby Darla uciekła, drużyna by nie zginęła, w końcu był tu ktoś kto znał język lasu, kto czuł go i wdychał go całą sobą. Las był sprzymierzeńcem.

W końcu zatrzymali się. Driada usiadła pod jednym z dębów, wtuliła się w mech, zupełnie nie niszcząc go ani nie przygniatając. Zupełnie jakby nic nie ważyła. Mech był bardzo wygodny i zachęcał wprost do krótkiej drzemki, driada jednak odpchnęła chęć snu i z ta samą co zawsze miną, która nie mówi nic powiedziała:
-Dh'oine - Baernn machneła ręką w stronę nowego kompana, tego najemnika - Santath, nikt tu chyba na leczeni sie nie zna, może Ty będziesz umiał roghnaigh en eireaball. Nie mam ochoty spedzic reszty zycia z kawałkiem metalu w boku.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Sciass
Marynarz
Marynarz
Posty: 261
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 19:37
Numer GG: 7066798

Re: [Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Post autor: Sciass »

Kane

Kane nie znał się na leczeniu. Mogł, co prawda, wyrwać po chamsku tą nieszczęsną "strzałe" z ciała Braen ale spowodowołby więcej szkody niż pożytku. Może ten najemnik....

- Sibard, jesteś w stanie jej pomóc? - Spytał Ironshielda - W jej ciele ugrzązł odłamek strzały. - Sprecyzował Alp. (Nie wnikajmy skąd wie że to odłamek, nie pamietam czy było mówione)

Wampir nie był w żaden sposób pomocny przy Braen więc siadł pod drzewem napawając się chwilą wypoczynku. Coś go naszło... Odrwócił głowę w kierunku Darly.

- Mogę spytać co robiłaś z ta bandą która nas ściga? Motyw Sibarda rozumiem, ty jednak nie wyglądasz na najemnika. Raczej na niewłaściwą osobe w niewłaściwym miejscu.... - Uśmiechnął się po "swojemu"' Kane.
Obrazek
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Post autor: Ouzaru »

Darla

Szła szybko, nie zatrzymywała się i nie oglądała za siebie. Kupili sobie usługi zabójczyni a nie przewodniczki, tak więc nie miała zamiaru się nad nimi rozczulać. Kierowała się instynktem, który poprowadził ją szlakami wprost na bezpieczną, osłoniętą polanę. Przetarła skronie. Nie pierwszy raz zdarzyło się, że doszła do celu, nie zastanawiając się nad tym i nie szukając drogi w pamięci. Schowała nóż za pas i stanęła w cieniu drzewa, opierając się o nie plecami.
"Jak mnie oblezą mrówki, to się wkurwię" - przemknęło Darli przez myśl, więc co jakiś czas zerkała na ramiona.

- Mogę spytać co robiłaś z ta bandą która nas ściga? Motyw Sibarda rozumiem, ty jednak nie wyglądasz na najemnika. Raczej na niewłaściwą osobę w niewłaściwym miejscu... - Kane zapytał swoim miłym głosem i uśmiechnął się jakoś dziwnie do Darli.

Odwróciła na chwilę głowę i albo się zastanawiała, albo zignorowała pytanie. Cisza przedłużała się, kiedy w końcu Darla postanowiła się odezwać.
- Zapytać możesz, choć zwykle nie udzielam takich informacji - odpowiedziała, odwracając twarz w jego stronę i spoglądając mu prosto w oczy spojrzeniem pewnej siebie kobiety. - Niewłaściwa osoba, - skinęła głową - niewłaściwe miejsce, - skinęła ponownie - i niewłaściwy czas - zakończyła, wzruszając ramionami. - Jak się już pewnie domyśliłeś, zawodowo zajmuję się pozbawianiem ludzi życia, a Gwido postanowił zrobić użytek z moich umiejętności - wyjaśniła, nie wdając się w szczegóły. Jej zielone oczy twardo spoglądały na rozmówcę i nie zdradzały żadnych uczuć czy emocji.

Na chwilę odwróciła wzrok i strzepnęła z barku mrówkę, nie robiąc jej większej krzywdy. - A dokładnej to chodziło mu o odzyskanie jakiegoś medalionu? Amuletu? Chuj mnie to wtedy obchodziło, złodziejem nie jestem - prychnęła, zdradzając urażoną dumę i zdejmując kolejne stworzonko z ramienia. - Cholerne drzewo, pierdolone mrówki... - mruknęła pod nosem i otrzepując się, odeszła kawałek od drzewa. Poruszała się z gracją, stąpając lekko i niemal bezszelestnie. W jej krokach dało się jednak zauważyć jakąś wymuszoną sztywność, zapewne związaną z pokaźną kolekcją siniaków. Kobieta zerknęła na wiedźmina i ponownie przeniosła spojrzenie na Kane'a.
- A wy? - zapytała. - Bez urazy, ale taka z was zbieranina, że bardziej pasowalibyście do kolorowego jarmarku i cyrku. A razem z pół elfką to tworzycie już przepiękny widok... - stwierdziła, a jej oczy na chwilę rozjaśniły się blaskiem rozbawienia.

Zapowiadało się, że postój potrwa dłużej, więc mogła zamienić parę słów z Kane'em i resztą bandy. Dawno z nikim nie rozmawiała, była to miła odmiana po podrzynaniu ludziom gardeł. Miła? Nie, właściwie było to Darli obojętne. Zamyśliła się, posępniejąc i zamilkła. Zamarła w bezruchu niczym posąg i tylko wiatr poruszający jej wiśniowymi włosami odróżniał ją od kawałka zimnej skały.
Obrazek
Alien
Kok
Kok
Posty: 1304
Rejestracja: środa, 25 lutego 2009, 16:48
Numer GG: 28552833
Lokalizacja: Police

Re: [Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Post autor: Alien »

Radlciffe
Zaskoczyło go to że się zatrzymują. Przecież dopiero co chcieli wiać przez siebie. Ale rozumiał ich Baernn ledwo się trzymała na nogach. A właściwie wcale się nie trzymała. Nie znał się dobrze na leczeniu. To nie była dziedzina magii którą się zajmował. Ale spróbować zawsze można. Rzucił na ziemię swoje rzeczy. Zdjął płaszcz i podkasał rękawy aby mu nie przeszkadzały. Kane rozmawiał z pół elfką i tym żołnierzem: Sibardem chyba. Czy ten żołnierz zna się na leczeniu? Wygląda na takiego co woli ruszać mieczem niż głową. Ale wygląd może mylić.

- Może ja bym spróbował pomóc Baernn ? - zaproponował- znam się troszeczkę na magi leczniczej.

Z tymi słowami poszedł w kierunku Baernn. Nie wyglądała za dobrze. - Ty durniu- pomyślał- gdybyś ty miał kawałek strzały w brzuchu też byś nie wyglądał za dobrze.
00088888000
Sciass
Marynarz
Marynarz
Posty: 261
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 19:37
Numer GG: 7066798

Re: [Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Post autor: Sciass »

Kane

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak kolorowa - Uśmiechnął się do siebie. Był zadowolony że żyje, ramie szczypało ale to był naprawdę pikuś z w porównaniu z tym co miało ich czekać. Kontynuował - ...Zaraz wrócimy do tej kwestii... - Odpowiedział Darli na jej pytanie (a właściwie nie odpowiedział) i odwrócił sie do maga.
- Radcliffe, jakim, do jasnej cholery, cudem żeś sobie tak wlazł do tej strażnicy... te oprychy nic sobie z ciebie nie robiły... dogadałeś się z nimi? - Alp doszedł do sedna swojej wypowiedzi
Obrazek
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: [Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Post autor: Matt_92 »

Laerwen

Wiedźmin rozejrzał się wokół, badając powoli teren na którym się znajdowali, wyszukując potencjalne niebezpieczeństwa oraz strategię obrony na wypadek ataku.
Ramię było prawie całkowicie wyleczone, ale zużył prawie wszystkie swoje mikstury lecznicze. A teraz trzeba było jeszcze pomóc Baernn.
Usiadł przy dziewczynie, odpiął swoje oba miecze z pasów i położył je obok siebie. Zaczął przeczesywać zakamarki plecaka, mając nadzieję, że znajdzie jeszcze coś co pomogłoby dziewczynie.
-Mógłbym spróbować cię połatać, ale raczej nie tu. Potrzebowałbym środków, bandaży i takich tam. No i mikstur. A żeby zrobić mikstury musiałbym mieć aparaturę wędruję tylko z plecakiem.- mówił, szukając czegoś przydatnego. -Najłatwiej byłoby pójść do Kaer Morhen i poprosić wiedźminów o pomoc, ale teraz po inwazji, raczej nie mamy co liczyć na pomoc.
Spojrzał na Radcliffe'a, który właśnie zaoferował się do pomocy.
-Myślisz że dasz radę?- zapytał go, zmieniając Baernn opatrunek. Nie żeby w to nie wierzył, jednak jeśli mag miał jakieś wątpliwości, wolał się o tym przekonać. Wstał i podszedł do niego.
-Ja tak naprawdę zrobiłem co mogłem.- szepnął, mając nadzieję że ranna nie usłyszy. -Nie wymyślę nic lepszego poza nowym opatrunkiem albo kilkoma leśnymi ziołami. Radziłbym dalszą wędrówkę do Kaer Morhen, może tam znalazłbym coś co by pomogło.
A d'yaebl aep arse!
Sirion
Marynarz
Marynarz
Posty: 293
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 19:47
Numer GG: 11883875
Lokalizacja: Warszawa

Re: [Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Post autor: Sirion »

Sibard

Wędrówka niezbyt zmęczyła Sibarda - nie takie odległości już pokonywał w swojej karierze najemnika. Nie był również ranny jak większość jego nowych towarzyszy. A co do nowej kompanii - uznawał ją za dziwne zbiorowisko... Mag, driada, wiedźmin, półelfka i dwójka podejrzanych facetów... Nie wróżyło to bezpiecznej podróży....
"Ale przynajmniej szykuje się niezła zabawa..." - aż uśmiechnął się na myśl o żołnierzach, których wyślą Legendarni ich tropem. Wielu znał i widział ich w akcji. I zawsze podświadomi marzył, aby móc się z nimi zmierzyć... Chciał ocenić swoją wartość i umiejętności. A łaskawy los dał mu wreszcie taką szansę.
"Czas stawić czoła przeznaczeniu i zmierzyć się ze śmiercią!" - Poprawił miecz i kuszę na plecach.
Od początku nie żałował swojej decyzji o przyłączeniu się do drużyny. Wyznawał zasadę "nie czyny, lecz słowa świadczą o człowieku". A nowi towarzysze wystarczająca mu już zaimponowali. Szczególnie Wiedźmin swoją upartością i dumą. Sibard sam również nie skorzystał by z pomocy. Nieźle trzymała się też driada mimo poważnej rany.
-Dh'oine - Powiedziała w kierunku najemnika - Santath, nikt tu chyba na leczeniu się nie zna, może Ty będziesz umiał roghnaigh en eireaball. Nie mam ochoty spędzić reszty życia z kawałkiem metalu w boku.
- Sibard, jesteś w stanie jej pomóc? - Zadał mu pytanie ten dziwny facet, Kane - W jej ciele ugrzązł odłamek strzały.
Sibard podszedł do driady i obejrzał ranę.
- Hmm... Czegoś się tam nauczyłem kiedyś... Powinienem dać radę coś z tym zrobić... Sądzę że nie ma powodu nadwyrężać sił maga... I tak jest już wykończony, a rana nie jest tak poważna na jaką wygląda...
“Better to fight for something, than live for nothing”

General George S. Patton

Fortis cadere, cedere non potest
Sciass
Marynarz
Marynarz
Posty: 261
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 19:37
Numer GG: 7066798

Re: [Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Post autor: Sciass »

Kane I Radcliffe (sesja wymaga aby ktoś to wstawił)

- Radcliffe, jakim, do jasnej cholery, cudem żeś sobie tak wlazł do tej strażnicy... te oprychy nic sobie z ciebie nie robiły... dogadałeś się z nimi? - Alp doszedł do sedna swojej wypowiedzi.

- W pewnym sensie tak, Kane- powiedział po namyśle Radcliffe - Ale z tego co rozumiem Bluedeath nie żyje więc umowa jest już nie aktualna... W naszej drużynie jest wampir. Tak powiedział Bluedeath. Nie wiem czy to prawda. Mógł kłamać aby napuścić nas na siebie. To też jest możliwe. Ale na bogów jeśli wiesz coś o tym to powiedz mi gdyż jestem tej kwesti niezmiernie ciekaw!

Kane chwile się zastanowił nad słowami Radcliffe'a - Co ci zaoferował owy... Bluedeath? - Alp przypomniał sobie że dostał drugi sygnał od Teda w którym uprzedzał go zgonie owego Bluedeath'a.

- Zaproponował mi abym się dowiedział kim jest ów wampir. W zamian mnie nie zabił kiedy byłem złapany przez jego siły. - powiedział Radcliffe z goryczą ponieważ cały czas bolało go to że tak łatwo dał się złapać- A więc Kane: wiesz kim jest ten wampir?

- Strzał w dziesiątke - Westchnął na głos wampir. Nie ma co dalej się ukrywać... i tak się dowiedzą a tak przynajmniej kryć się nie będe... o ile go nie zabiją... -pomyślał. Kane bawił się źdzbłem trawy które trzymał w palcach. Nie patrzył bezpośrednio na Radcliffea. W Końcu odpowiedział. - Tak... wiem kto nim jest... a konkretnie ja nim jestem - Westchnął. Dalej bawił się źdzbłem.

- Ty? - zdziwił się Radcliffe. Aż do tego momentu był pewien że Bluedeath go okłamał - Kto o tym wie?

- Teraz już wszyscy, wcześniej nikt. - Drzewo piło go trochę w plecy. Zmienił trochę pozycje.

- Teraz już wszyscy - spojrzał lekko z ukosa na półelfkę i żołnierza Bluedeath'a. Że tak k**wa się wszystko komplikuje - pomyślał - Ciekawe czy Legendarni dalej czatują w Kaer Morhen? Ciekawe co z Vilgefortzem młodszym? Czy on ma taką samą moc jak ojciec?

- Uprzedzając piekło jakie się tu zaraz rozpęta... mogę wiedzieć na jaką cholere im ten wampir potrzebny? - Grzcznie spytał Kane.

- Napomknęli coś o komnatach gdzie zwykły człowiek szybko zginie, a wampir ma szanse wynieść to czego chcą. Szczegółow nie znam. Może chodzi o coś z tymi przeklętymi amuletami? Mogę tylko zgadywać. Ale jak dla mnie to coś cholernie niebezpiecznego. Coś o czym taki mag jak ja nie ma pojęcia. Chociaż jeśli robią to w Kaer Morhen to może chodzi im o coś w związku z kręgiem żywiołow. Kiedyś od kogoś o nim słyszałem...

Kane dalej siedział pod drzewem, wyrzucił źdźbło w trawę, znudziło mu się. Teraz owijał sobie wokół palca łańcuszek na którym dyndał srebny kruk. Czekał na reakcje reszty. Radcliffe dumał, nie zwracał uwagi na kompanów zatopiony w przemyśleniach dotyczących tego czego się właśnie dowiedział.
Ostatnio zmieniony sobota, 18 kwietnia 2009, 11:27 przez Sciass, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Post autor: the_weird_one »

Teddevelien

Przesunął dłonią po swej ,o wiele smuklejszej od zwykłej ludzkiej, twarzy. Pulsujący ból w skroniach powoli mijał, a mimo że wędrówka go męczyła, krwawienie i reszta objawów nadużycia jego specyficznych zdolności minęła. Wstał i usiadł na najbliższym powalonym konarze, nieopodal byłego podwładnego Gwido i Darli. Gdy ten pierwszy odszedł na bok włączyć się w dyskusję z praktycznie całą resztą, zaczął się zastanawiać nad tym, kiedy Kane go zaczepi. Ważne, iż tylko jeden wiedział, iż nie jest chamem i prostakiem zarabiającym na życie oszustwami i mieczem. Utrzymywanie takiej opinii zmniejszało ryzyko. Teraz pytanie brzmiało, jak długo to potrwa.

Spojrzał na rozmawiających. Usłyszał niegłupie pytanie szablisty. Domyślał się już odpowiedzi, zapewne Bluedeath wykorzystał praktykę będącą dorobkiem jemu podobnych. Ciekaw był jednak odpowiedzi Radcliffe'a, zarówno ponieważ ten nie wiedział o śmierci przywódcy najemników jak i zastanawiające było, czy zdecyduje się kłamać. I jakie byłyby wtedy jego motywy. Oraz czy domysły ćwierćkrwi elfa był prawidłowe...

Głos Kane'a przypomniał mu o jeszcze jednej sprawie... Ocenie Gwida. Gwido był na pewno sprytniejszy od Bluedeatha, może nie posiadał takiego autorytetu, ale widocznie był elokwentny, może nawet wykształcony, i przede wszystkim chytry. I nie ukrywał tego. I z jakichś powodów pozwolił im uciec. Dlaczego? Będzie musiał to rozpatrzyć wespół z Radcliffe'em. Gdy ten już nie będzie zajęty.

Zaczesał nieco potargane od początku dnia kruczoczarne włosy z powrotem do tyłu. W zamyśleniu spojrzał nieobecnym wzrokiem na pół elfkę, analizując jej rolę tutaj. Była bita, co sam widział, nie wyglądała na kontrolowaną, nienawidziła tej bandy. Ją także pozostawiłaby uciekła. Jaka była jej rola?

Gdy zorientował się, że kobieta widzi jego wzrok, zapytał natychmiast wracając do wyuczonej maniery:

- Co ino dziewka? Co oni mogli od ciebie chcieć? Widać, że hardaś insza od wiekrytych kobieta, i że psy jebane w rzyć mogły cię bić dla zaspokojenia własnej sadystycznej chuci, ale po coś ty im była? Jeno żreć musiałaś, a i w zasadzieś cała...

Najwidoczniej kobieta chciała odpowiedzieć, kiedy przerwał rozmowę im i wszystkim innym nieco podniesionym głosem Kane...

- Tak... wiem kto nim jest... a konkretnie ja nim jestem.

Teddevelien przyjął informację spokojnie, bardziej zainteresowany późniejszą analizą. A potem spojrzał Kane'owi prosto w oczy.

Był z nim już raz, sam na sam, widział jego siłę. W baszcie ten nie był nawet raniony. Tak ochoczo wyszeł do chłopów. Narażał się, próbując własnym ciałem osłonić wiedźmina, abstrahując od faktu iż nie bło potrzeby.

Teddeveliena na dosyć histeryczny sposób rozśmieszył fakt, iż poza więźniem był z wampirem sam na sam.

Posiadał pewną przewagę nad większością tu zgromadzonych, poza Radcliffe'em oczywiście - posiadał dosyć rozbudowaną wiedzę, także w tej kwestii. W przeciwieństwie do wiedźmina był też bardziej wyprany z pogardy, mniej okazujący strach czy choćby protekcjonalizm. Był gotów poczekać na reakcję innych, zanim sam zacznie osądzać sytuację.

Tylko na wszelki wypadek, jedną dłoń zacisnął na owiniętym wokół pasa łańcuchu.
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
Sirion
Marynarz
Marynarz
Posty: 293
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 19:47
Numer GG: 11883875
Lokalizacja: Warszawa

Re: [Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Post autor: Sirion »

Sibard

Sibard długo dumał nad tym co usłyszał. W końcu odezwał się do Kane'a.
- Mi to nie robi różnicy - Uśmiechnął się - A z resztą... I tak wydawałeś mi się dziwny. Teraz już przynajmniej wiem dlaczego. To tłumaczy również twoje nieprzeciętne umiejętności... Jestem pod wrażeniem. Teraz przynajmniej wiem, że mogę Ci zaufać.
Chciał wrócić już do przerwanej czynności. Lecz w ostatniej chwili się odwrócił.
- I nie martw się - Uśmiechnął się i chwycił za miecz wiszący za plecami - Moja w tym głowa, aby te skurwysyny Cię nie dorwały.
“Better to fight for something, than live for nothing”

General George S. Patton

Fortis cadere, cedere non potest
Alien
Kok
Kok
Posty: 1304
Rejestracja: środa, 25 lutego 2009, 16:48
Numer GG: 28552833
Lokalizacja: Police

Re: [Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Post autor: Alien »

Radcliffe
Zdziwiło go że najemnik zdecydował się spróbować pomóc Baernn. Sam pewnie bardziej by jej zaszkodził niż pomógł. Z magi leczniczej znał tylko czary mogące uśmierzyć ból i zasklepić powierzchowne rany.
- Sibardzie jeśli wyjmiesz jej kawałek strzały to spróbuje załatać jej skórę. Jest tylko jeden problem. Może zacząć krwawić wewnętrzenie gdy krew nie będzie miała skąd wyjść. Więc wolałbym tego nie robić jeśli nie muszę. Jeśli się pogorszy zrobię co mogę- wygłosił krótką mowe do Sibarda. Potem powoli obrócił się w kierunku Baernn:
- Mogę cię znieczulić. Nie będziesz czuła bólu podczas "zabiegu". Nie chcę tego robić bez twojej zgody. Więc jak?
00088888000
Zablokowany