[Wiedźmin] ...LEGENDARNI...

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Sciass
Marynarz
Marynarz
Posty: 261
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 19:37
Numer GG: 7066798

Re: <Wiedźmin> ...LEGENDARNI...

Post autor: Sciass »

Kane

Wampir wytarł ostrze o koszule jednego z niby-chłopów. Wygrali. Martwiło go tylko trochę to że nie udało się żadnego z adwersaży utrzymać przy życiu gdy podszedł do nich Teddevelien z nieprzytomnym jeńcem. Alp był pod wrażeniem.

-Świetnie, panie Teddevelien - ucieszył się Kane - Jest pan dużo zręczniejszy ode mnie skoro udało się go panu nie zabić w trakcie walki a tylko ogłuszyć.
Teraz czekało ich przesłuchanie jeńca. Wygląda na to że spędzą więcej czasu niż planowali w tej strażnicy....
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 30 marca 2009, 21:10 przez Sciass, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: <Wiedźmin> ...LEGENDARNI...

Post autor: Matt_92 »

Laerwen

-Ujdzie w tłoku- rzekł wiedźmin, przyglądając się chłopom, których posłał w zaświaty. -Nie licząc tego kawałka metalu w mojej ręce, to nawet nieźle. Zna się któryś z Was na opatrywaniu ran?- zapytał i wsunął swój oburęczny miecz do pochwy. Następnie podszedł do porzuconej w trakcie walki broni, złapał miecz i wsunął go do pochwy przy pasie.
Syknął z bólu- grot wbił się wyjątkowo paskudnie i choć w trakcie walki nie czuł bólu, teraz rana zaczęła dokuczać, uniemożliwiała wszelkie ruchy ręką.
-Kolejna blizna do kolekcji- mruknął, po czym popatrzył na towarzyszy. -Czy ktoś jeszcze jest ranny?
A d'yaebl aep arse!
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

Re: <Wiedźmin> ...LEGENDARNI...

Post autor: Brzoza »

Baernn
Driada obróciła się i spojrzała sie beznamiętnie na Oxrę. Nawet jej oczy nie zdradzały żadnych emocji. W rzeczywistości denerwowało ją to, że ktoś mógłby ją uznać za kogoś znającego się na leczeniu na dodatek magicznym. Oczywiście, znała pewne zioła i znała pewne mchy, owoce, liście, nektary, grzyby, korzenie i kwiaty, które możnaby wymieszać i wygnieść na leczniczą papkę. Jednak wszystkich ważnych skadników do leczniczej mieszanki nie można było znaleźć nigdzie poza Brokilonem. Nie wiedziała również jak takie specyfiki mogą działać na ludzi.
- Ne m'esse sarlain beanna, Tu cuir i gceart tien ceist a d'yaebl aep arse, blath. - odpowiedziała nieco ironicznie, bedąc zdenerwowana i zapominając w ogóle, że ktoś może nie znać starszej mowy. W końcu dodała wciąż z irytacją:
- Vatt'ghern en aithním míochaine.
Taka była prawda. Jedyną osobą która mogał się tutaj jakkolwiek znac na jakichkolwiek miksturach i lekach, mógł być Wiedźmin. Baernn nie wiedziała dobrze czym zajmuje się Kain i Ted, więc nie mogła ich polecić jak cyrulików. Odwróciła się i wyszła na zewnątrz.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: <Wiedźmin> ...LEGENDARNI...

Post autor: Blue Spirit »

Radcliffe
Gdy adept przekroczył drzwi, lekki wietrzyk musnął mu twarz. Odetchnął głęboko.
Zobaczył idących ku nim Kane, Laerwena i Teda, z której trójki on właśnie taskał nieprzytomnego chłopa. Wiedźmin krwawił z rany na ramieniu, krwawił obficie. Radcliffe otarł twarz rękawem. Czuł się znacznie lepiej. Rana przestawała piec, słońce, które niespodzianie wyszło zza chmur, ucieszyło go.
Dużo leżało tam trupów, sporo broni. Radcliffe odwrócił się by przepuścić Kane'a i resztę, i wtedy zderzył się z driadą.

Baernn
Po swojej wyszukanej mowie, driada stwierdziała że wyjdzie na dwór. Podeszła do drzwi, zostawiając Oxrę samego.
-Mag - jak powiedział szpieg - Nie czekał na panią, sam wyszedł na dwór. Chyba lepiej mu. Waszej mowy nich dziwki cholernej, zrozumieć nie mogę, ale pojmuję sens.
Driada również wyszła. Słonko grzało, szare niebo znikło, odsłaniając czysty błękit. Wiał lekki wietrzyk, sosny i świerki kołysały się ukajająco. Coś zaszeleściło głośno pod ścianą lasu, ale mógł to być dzik, bądź zwabiony zapachem krwi wilk.
Baernn widziała idących w trójkę jej kompanów i stojącego adepta. Mag wyglądał znacznie lepiej, w oku błyszczała mu teraz iskierka młodzieńczego zapału. Był dość przystojny, dobrze zbudowany... i zdawał się być dość potężny. Emanowała z niego wręcz energia.
Trójka kompanów była już dość blisko. Radcliffe odwrócił się by ich przepuścić, i wpadł na driadę.
Poczuła przez chwilę ciepło jego ciała, spojrzała mu blisko w oczy... i nagle...

- Czym Jest medium? - zapytał młodszy Legendarny.
- Nie wiem. - odparł czerwonooki. - Ważne że dzięki temu wiem gdzie znajduje się amulet.
- Nie warto tam iść. - powiedział starszy Legendarny - Oni sami przyjdą.
- Może i tak...


Rzeczywistość wróciła tak szybko jak znikła. Baernn chrząknęła.


Laerwen, Kane, Ted
Szli ramię w ramię w stronę strażnicy, nie było jednak, być może, ich zamiarem do niej wchodzić. Dojrzała ich jednak driada Baernn i Radcliffe.
Bezwładne ciało chłopa było dość ciężkie, chłop ważył chyba tyle ile mały koń.
Miał słomiane włosy, i jasny zarost. Ubrany był podobnie jak pozostali, w długą koszulę i brudne galoty.
Wiedźmina cholernie bolało ramię. Kane musiał je opatrzyć, Radcliffe musiał pomóc. Laerwen bał się że może dojść do zakażenia, do gangreny...

sorry że tak krótko, ale teraz właśnie daję wam największe pole do popisu
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
Alien
Kok
Kok
Posty: 1304
Rejestracja: środa, 25 lutego 2009, 16:48
Numer GG: 28552833
Lokalizacja: Police

Re: <Wiedźmin> ...LEGENDARNI...

Post autor: Alien »

Radcliffe
Wyczuł że coś się zmieniło w driadzie. Może kiedyś będzie czas o tym porozmawiać. Teraz wiedźmin. Podszedł do niego patrząć na ranę. Jeśli to powierzchowne rozcięcie to załatwi to w sekundę. Jeśli grot rozkawałkował kość... to będzie nie wesoło.
- Zdejmij koszulę- polecił wiedźminowi.- Fiu fiu.
Rana nie wyglądała ciekawie. Dziwne że wiedźmin jeszcze stał na nogach. Grot przeciął koszulę, skórę, mięso. Zatrzymał się na kości. Palcami lekko otworzył ranę. Usłyszał pękanie zaschnętej krwii, ale z rany nic nie leciało. Krwiotok węwnętrzny? Raczej nie. Na pewno nie to nie było uderzenie. To było rozcięcie. Więc co z krwią? Nagle zrozumiał. Za wiedźminem był lekki ślad krwii. Spojrzał na wiedźmina z podziwem w oczach.
- Ma ktoś igłę i nitkę? Trzeba będzie zszyć- powiedział donośnym głosem.
Sięgnał na ramię w kierunku swojej torby z lekami. Zdziwił się. Nie było żadnej torby.
- WIdział ktoś moją torbę?
Miał w niej bagienny mech. Silen właściwości znieczulające. W sam raz na szycie.
- Ted mógłbyś poszukać...?- powiedział w kierunku ćwierć elfa. - Driado poszukasz igły i nitki? A ty Kane pomożesz mi potem oczyścić ranę i trzymać wiedźmina.
00088888000
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: <Wiedźmin> ...LEGENDARNI...

Post autor: the_weird_one »

Kane, Laerwen i Teddevelien

Widząc wychodzącego do nich maga zwolnił. Zaczął się zastanawiać nad swoim planem. Na pewno nie ukryje tego przed magiem driadą. Przynajmniej Oxra o niczym się nie dowie. Teddevelien zatrzymał się i westchnął przeciągle, wpatrując się w wejście do strażnicy. Podszedł szybko do maga wypatrując, czy aby Oxra nie upewni się zbyt wcześnie co do wyniku.
- Wiecie panowie, jest jedna kwestyja w której moglibyście mnie zaufać. A konkretnie nie ufać Oxrze. Nie wiedział, że mamy więźnia. Ten sukinsyn jest agentem królewskim choć nie wyciągnięcie tego z niego żelaznymi szczypcami. Wiedźminie, poszedłbyś upewnić się że według niego gonimy jakiegoś posrańca co wstał i dał nogę? I że ci ręka nie odpadnie? Wespół z tobą, magu? - zapytał wpatrując się w ranę wiedźmina. - Ja i imć Kane moglibyśmy się w tym czasie zająć... rozmową... i dowiedzieć... co warto a czego nie warto rozpowiadać.

Kane spojrzał na Radcliffa.

Wiedźmin spojrzał na Teda i uśmiechnął się paskudnie.
- No jasne, przecież ten więzień właśnie tam ucieka, a wy go gonicie. Swoją drogą, też nie ufam Oxrze. Wrócę do strażnicy i przekonam go, że pobiegliście za uciekinierem, a ja ranny wycofałem się z walki. - rzekł, po czym cicho syknął. - Ręka mi nie odpadnie, nie bójcie się. Ale opatrunek by się przydał. I ktoś musi mi wyciągnąć grot z ręki.

- Wybacz, magu ale musimy oddalić się na chwile, nie mogę ci pomóc teraz. Później wyjaśnimy. - rzucił Kane do Radcliffe'a.

I odeszli z Teddevelienem prędko w las, zabierając jeńca.
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

Re: <Wiedźmin> ...LEGENDARNI...

Post autor: Brzoza »

Baernn
Driada zakrztusiła się własną śliną. Cokolwiek widziała, było to czymś na tyle dziwnym, że nie chciała sie tym dzielić z nikim. Nie lubiła się dzielic własnymi przemysleniami z kimkolwiek. Nie zaufałaby nikomu, chyba jednej z sióstr. Jednak przeczyła jakimkolwiek przekonaniom własnej rasy, więc nie mogła wrócic do Brokilonu. Otrząsneła się i spojrzała w krzaki. Niczego tam nie było, jednak warto sprawdzić.
- Ted mógłbyś poszukać...?- powiedział czarodziej w kierunku ćwierć elfa. - Driado poszukasz igły i nitki? A ty Kane pomożesz mi potem oczyścić ranę i trzymać wiedźmina.
Dziewczyna podniosła brwi słysząc, że jeszcze ktoś wie o jej prawdziwym pochodzeniu. Milcząc zdjęła z ramienia plecak, kucnęła i zaczęła grzebać w nim za jakims ubraniem które możnaby rozpruć, nie czując przy tym utraty. Nie miała zbyt dużo ubrań, więc sie zastanawiała. Miała ze sobą delikatną i lekką sukienkę zrobioną z liści klonu i bluszczu. Sukienka była bardzo skąpa i driada zwykła zakładać ją rzadko, zwłaszcza w towarzystwie mężczyzn. Ludzkich mężczyzn. Do niedawna nosiła ją często, była przydatna kiedy Bearnn zajmowała się przeprowadzaniem Wiewiórek przez lasy na granicy Keadwen i Aedrinu. Odłożyła ją do torby. Pomiędzy ciuchami zaplątała się drewniana manierka na wodę. Była toporna w swoim wykonaniu, lecz była naturalna. Driada czuła że drzewo nie zostało ścięte lecz odnalezione już przewrócone. W lnianym woreczku leżaly kamienne groty strzał oraz łabędzie, gęsie oraz indycze pióra. Baernn miała robić strzały. W końcu przerzucając plecak znalazła brudny i zniszczony kawał lnianej koszuli którym kiedyś tamowała sobie ranę od upływu krwi, po przegranej borucie w karczmie.
- Trzymaj, D'hoine. Ess maith nitki, a igłę sobie sam znajdź - powiedziała mieszając słowa i podała koszulę- N'me ess tedd.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: <Wiedźmin> ...LEGENDARNI...

Post autor: Blue Spirit »

Laerwen
Gdy chciał już ruszyć do strażnicy, driada złapała go za rękę, i wcisnęła, niemal przemocą, starą lnianą koszulę.
Oxra siedział przy stole, gryzł paznokcie w zamyśleniu. Vilvik i Taxo siedzieli przy nim, jeden drzemał a drugi po po prostu siedział bez ruchu, wpatrując się tępo w przestrzeń.
- O! - zawołał szpieg zauważywszy wiedźmina wchodzącego do strażnicy. - Jesteście nareszcie! I jak, gra wszystko?

Radcliffe
Był nieco speszony, wiedźmin orzekł że nie ma czasu. Adept popatrzył za nim, jak ten znikał w wejściu do strażnicy. Zapadło nieco kłopotliwe milczenie. Baernn przegryzała wargi.
Po chwili Ted zmierzył Radcliffe'a przeciągłym spojrzeniem, i rzekł:
-Wybacz, magu ale musimy oddalić się na chwile, nie mogę ci pomóc teraz. Później wyjaśnimy
I wraz z tym drugim jegomościem, Kane'm ruszyli w kierunku lasu, wraz z jeńcem...

Kane i Ted
-Wybacz, magu ale musimy oddalić się na chwile, nie mogę ci pomóc teraz. Później wyjaśnimy
Chłop wciąż był nieprzytomny. Ruszyli w stronę lasu. W pewnym momencie Kane odwrócił się, i dostrzegł driadę idącą również w las, ale nieco dalej, przy krzakach jeżyn, gdzie niedawno schwytali jeńca. Może chciała sprawdzić coś co ją zaniepokoiło.
W końcu dotarli na niewielką polankę otoczoną pachnącymi żywicą sosnami.
Idealne miejsce na przesłuchanie.
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

Re: <Wiedźmin> ...LEGENDARNI...

Post autor: Brzoza »

Podeszła pod las. Wychowała się w nim i tu czuła sie najlepiej. Choć wszystkie lasy wyłączając Brokilon nie były już dzikimi puszczami, były zniszczone i podporządkowane, Baernn lubiła w nich przebywać. Tam zawsze czuła się najbezpieczniej, oddychała, potrafiła się uśmiechać. Rozumiała drzewa, często były lepszymi partnerami do rozmów niż jakikolwiek kompan. Dlatego też wyczuła że coś się w nim kryje.

Baernn doszła do czterech, ułożonych w linii prostej świerków, choinek, bardzo dobrze ją maskujących.
Kryjąc się wśród ich gałęzi, podeszła nieco bliżej. Czuła niemal bijące serce, pod jej stopą nie strzeliła żadna
gałązka, nie zaszeleścił żaden liść. Początkowe świerki okazały się zagajnikiem. Śpiewały ptaki, jeż zaszeleścił po zasłanym
igliwiem podłożu. Baernn zaniepokoiła się...
Obozowisko. Zobaczyła obozowisko z dogasającym ogniskiem. Leżały tam pozostawione w pośpiechu garnki, para jasnozielonych
portek. I co najważniejsze, około dwudziestu pozostawionych śpiworów. Wyglądało to jakgdyby duża grupa ludzi zerwała się nagle ze snu, i pognała w las. Na podłożu było wiele odcisków stóp.

Przeklnęła do samej siebie. Była wystawiona. Czerwona sukienka nie była zbyt dobrym pomysłem. Jej siostry bez problemu zobaczyłyby ją ze stu metrów w lesie i w nocy. "Teraz i tak wszyscy wiedzą kim jestem" - pomyślała. Zerwała z siebie czerwony materiał i bezgłośnie odskoczyła do tyłu. Była naga. Jej ciało zupełnie inaczej zareagowało na las. Ludzkie ubranie tłumiło asymilację z naturą. Wyciągnęła z wciąż wiszącego przy pasie kołczanu strzałę. Kucnęła napinając łuk. Tu mógł ktoś być jeszcze przed chwilą, lub wciąż jest. Nasłuchiwała, choć miała świadomość że obozowisko to należało do tych chłopów których wyrżnęli wcześniej.

Zamarła z napiętym łukiem, jej ciało było sprężone, gotowe zarówno do walki jak i do ucieczki...
Gdzieś zastukał dzięcioł.
Cisza.
Driada powoli rozglądnęła się na boki, badając otoczenie. Cisza.
Po chwili, niespodzianie, promienie słoneczne zreflektowały nagle jakiś błyszczący przedmiot leżący wśród stosu porozrzucanych, chłopskich ubrań. Był to nieduży zwój pergaminu, wsunięty w sporą metalową tubę. Driada wyjęła go, rozwinęła. Nie ulegało wątpliwości, że były to rozkazy.

Iść ze słońcem dwa dni musicie, następnie ucha ku wschodowi odwrócić i dalej traktem. Natkniecie na strażnicę się, gdzie nasza zguba się znajduje. Jeśli problemy jakieś by były, wyślijcie impuls za pomocą Meda Vilgefortza Młodszego. On potrafi, magiem jest ichnim. Astmę ma, poznacie który to.
żywię nadzieję że, mówiąc składniej, nie zawalicie.
Wasz pracodawca, Xedilian


Driada zmarszczyła czoło i spojrzała w górę. Jednak nikogo tu nie było. Wygrzebała z torby lekką sukienkę z Brokilonu i odziała się w nią. Mimo jasnej skóry wciąż była driadą, a wtym wdzianku mogła bez problemu chować się w głuszy bez problemu. Schowała pergamin do torby i rozejrzała się po opuszczonym obozowisku. Może będą jakieś pieniądze. Zawsze warto jest mieć kilka tych brzęczących i błyszczących krążków, zwłaszcza jak się jest w pobliżu miasta. Może zostawili jakieś ślady. W którą stronę poszli. Nie musiało byc ich tyle ile cała druzyna pozabijała. Mogło byc ich więcej.

Przejrzała szybko porzucone gnieniegdzie torby i juki.
Znalazł siedemnaście złotych, choć obecnie już raczej żółtych monet, dwie pary cuchnących skarpetek, i niewielki lusterko ozodobione srebrną oprawą. Przyjrzała się swojemu odbiciu przez chwilę...
Ślady były nowe, Baernn wydawało się że pochodzą sprzed mniej niż trzech godzin. Jeden trop niósł w las. A raczej wiele tropów, konkretniej około dwudziestu. Parę innych śladów znalazła Baernn idących w stronę strażnicy. Prawdopodobnie był to trop obecnych trupów.
Zamyśliła się... prawdopodobnie zaalarmowani chłopi uciekli donieść o swojej porażce swemu panu...
Ale było coś jeszcze. Ten zwój... te rozkazy. Interesujące.
Intryga.
Może warto sprawdzić co z owym jeńcem schwytanym przez Teda... bo nie ulegało wątpliwości że był to jeniec. Pomyłka była wykluczona...

Wróciła do obozu, budząc nieco zdziwienie towarzyszy zmianą stroju. Zabrała Wiedźmina na bok, i powiedziała:
-Vatt'gehrn, Ci chłopi to zasadzka - pokazała zwój - ja bym uważała na naszym miejscu.

Sry za literówki etc ale mnie sie spać chceeeargh na stojąco zasypiam.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Sciass
Marynarz
Marynarz
Posty: 261
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 19:37
Numer GG: 7066798

Re: <Wiedźmin> ...LEGENDARNI...

Post autor: Sciass »

Gdy jeniec upadł na trawę, budził się. Jego oczy powoli otworzyły się, spoczęły wpierw na Kane'a a chwilę później na Tedzie.
- Kim... jesteście - wysapał rozcierając guza wielkości grzyba, na jego czole
- Tymi których próbowaliście zabić podstępem- spokojnie odpowiedział Kane.
Teddevelien spojrzał na Kane'a i pokręcił głową z uśmiechem.
- Tu zarzynane prosiaki, lewy chłopie. Te coście ponabijać na bełty chcieli. A raczej którym za to szelągiem sypnięto.-Skomentował Ted.
Orzechowe oczy Kane świdrowały chłopa.
- Miłoby było gdybyś powiedział nam komu zależy abyśmy szybko zeszli z tego padołu łez i krwi - kontynuował.
- k**wa wasza mać - chłop splunął za siebie. - k**wa wasza mać - powtórzył. - Jesteśmy tu bo tak nam kazali i sypnęli złotem. Nic więcej nas nie obchodziło.
Teddevelien nie przestawał się uśmiechać. Dostrzegał tu podwójną korzyść. Prostacki zabijaka-włóczęga miał po raz kolejny udowodnić swoją niekomptencję. Zaś były szpieg miał zdobyć kolejną informację o swoich nowych towarzyszach.
- Umicie ino zmusić tego kundla coby wszystek wypiszczał, panie Kane?
Chłop odwrócił wzrok, udawał że nie słyszy. Umysłem szukał jednak rozpaczliwie jakiegoś impulsu magicznego... czegokolwiek co mogło mu pomóc. Nic nie wyczuł.
- Coś się znajdzie... - Kane zniżył się do siedzącego chłopa - Naprawdę nic nie wiecie? -Grzecznie spytał Kane.
- Wiemy tylko - Chłop charknął - Żeście skurwysyny są i tyle... że jeślim zginę to z gębą zamkniętą.
Mówił, ale kolanka trzęsły mu się że hej, co naturalnie nie uszło uwadze Kane'a.
- Może zginiecie, może nie... może was tylko okaleczę... może spowoduje długą i bolesną śmierć - Kane spokojnie wymieniał możliwości - A może po prostu powiesz wszystko co wiesz a my cię zostawimy w spokoju... względnym... – Dokończył.
- Powiem wam jedynie to, że pracodawcą naszym jest Xedilian Wielki. Nic więcej wiedzieć nie musicie, cholery! Zostawcie mnie w spokoju...
Nagle tknięty dziwnym impulsem, chłop, zacharczał i warknął:
- Nie mam go panie, nie mam...
Było to zastanawiające. O ile Kane i Ted wiedzieli, odpowiadać normalnie na telepatycznie potrafią tylko magowie...
- Czego nie masz?! - Kane syknął w strone jeńca. Złapał go za rękę którą ścisnął na tyle by złamać kilka kości.
Chłop ryknął z bólu, szarpnął się.
- AMULETU! - zawył. - AMULETU CZERWONEGO WĘŻA, JEDNEGO Z SIEDEMNASTU!

- Nie, stój! Puść go i słuchaj! - Teddevelien próbował chwycić Kane'a za nadgarstek, jednak ze zdziwieniem zobaczył że mężczyzna bezproblemowo wykonał ruch ręką mimo chwytu.

- Jednak. Tego można było się spodziewać - Kane posmutniał, nie zwrócił uwagi że zmiażdżył ręke jęńcowi ani na to że Ted wszystko widział.

- Przestań! Pozwól mi działać, Kane! Puśćże go, chrobroręki! Szybko! - Teddevelien puścił rękę mężczyzny obserwując reakcję chłopa.
Kane puścił chłopa, nie spojrzał na Teda. Pozwolił Tedowi działać.
Teddevelien cofnął się o krok, kiwając głową z aprobatą, widząc że fałszywy chłop został puszczony. Odetchnął głęboko. Po raz pierwszy od półtora roku miał skorzystać ze swojego wyszkolenia. Zamknął oczy i wyciągnął drżącą rękę w kierunku chłopa, koncentrując się w milczeniu.
Ted wyczuł impuls... a po chwili już miał obraz, dość wyraźny jak na pierwszy raz od pół roku...
Widział niewysokiego mężczyznę siedzącego w starym drewnianym tronie, z twarzą skrytą w mroku.
- Czy nasza zguba odnaleziona?
- Nie ma informacji od Vilgefortza Młodszego, panie... ma astmę, może coś mu się stało... - wyjąkał Legendarny, klęcząc przed tronem.
- Muszę mieć amulet. Nie interesuje mnie ta przekupka, Oxra. Chcę amulet, Rivendill!
- W porządku. Raz jeszcze wyślę impuls panie...
- Czekam...
Twarz Legendarnego stężała z wysiłku.
Ted poczuł. Poczuł obcą mackę impulsu idącą w jego stronę... Legendarny wziął go za owego Vilgefortza Młodszego...

- Jak tam, Vilgefortz? - rozległ się głos w głowie Teda
- Nie wszystko jeszcze stracone, panie... To nie wiedźmin... mam szansę...
- Odzyskaj amulet, głupcze! - rozległ się głos. - Oxra nie da rady, jak chcesz wystaw go, gówno mnie to obchodzi... Mistrz chce amulet!
- Tak zrobię panie! Ci tutaj to głupcy, chyba uda mi się uciec... Jeżeli tylko jeszcze porozmawiam z Oxrą, powiem mu... Zdobędziemy amulet!
- Pamiętaj... liczy się tylko on... Ta cała sieć intryg... nie rozumiem Xediliana, najpierw wysyła szpiega, a chwilę potem batalion przebranych renegatów z przybocznej armii Kaedweńskiej...
- Za-zapamiętam panie... Jedynie ich mag, jeden z nich tu jest magiem, może być groźny dla naszych planów, ale nie jest dość podejrzliwy! Oxra jest bezpieczny, a ja ucieknę im!
- Świetnie... zabierz amulet i idź do Kaer Morhen... są tu już wszyscy Legendarni, ale uważaj by z Oxry nie wycisnęli tajemnicy o broni przeciw nam... źle by było gdyby wiedzieli jak z nami walczyć, czyż nie?
- T-tak mój panie... wiemy o tym, dobrze nas poinstruowano...
- To dobrze... Mistrz się ucieszy. Żegnam - Impuls znikł, prawie tak szybko jak nadszedł.

- k**wa - powiedział chłop. - Nie jest magiem, ale lepiej niż by nim był...

Teddevelien obejrzał się nieprzytomnie po otoczeniu. Chwiał się ledwie stojąc, ręka wyciągnięta ku chłopu z lekkiego drżenia wpadłą w międzyczasie w spazmatyczne drgawki. Przejechał palcem po wardze i zdał sobie sprawę, że z nosa nie poleciały mu nawet strużki krwi, tylko jej większe wypływy, zbierając się nad ustami i nadając mu makabryczny wygląd. Poza tym czuł smak popiołu w ustach i suchość.
Tak się kończą próby wykrycia impulsu bez przygotowania. Żeby nie wspomnieć o telepatii.

Rzucił okiem na Kane'a z trudem stojąc w miejscu, analizując rozmowę.

- No ładnie - widok zakrwawionego Teda nieco zdziwił Kane’a, wampir podał mu kawałek materiału w który mógł się wytrzeć.

Teddevelien spojrzał na chłopa badawczo, zastanawiając się, czy teraz będzie równie nierozmowny co przedtem. Wycierając twarz podanym kawałkiem materiału wyciągnął sztylet z cholewy. Całość dłużyła się mieszańcowi, toteż postanowił przyśpieszyć to korzystając z dwóch wymienionych argumentów.

Chłop ujrzawszy puginał, zaskowyczał.

- Wiesz już, że wiem, kiedy będziesz ściemniał. - zaczął Ted bez zwyczajowej maniery prostactwa, słowa formułował wyraziście i składnie - I choćbym miał cię wypatroszyć, dowiem się co to za broń. Z resztą mów szybko, bo jeszcze się rozmyślę i tobie elegancko wykreślę czerwony łuk na szyi i poprowadzę bardziej elegancki dyskurs z twoim ,,kolegą".

- Niech was wszystkich diabli - chłop splunął. - Niech was wszystkich poskręca... Legendarni są prawie niepokonani... z jednym ale. Powiem wam... pod warunkiem że dacie mi osobiście rozchlastać Oxrie gardło... Bo to on w zasadzie spierdolił sprawę... Zgadzasz się?

Kane'a nie obchodziły takie układy, nie uznawał ich zresztą, interesowała go informacja na temat tej broni którą miał do przekazania chłop… jednak wiedział że nic tu po nim w tej chwili, nie był specjalistą od przesłuchań - Zrób z nim co uznasz za stosowne, mam dość na dzisiaj - Wampir westchnął i skierował się wolnym krokiem w stronę strażnicy. Był zmęczony. Na odchodne krzyknął - Później nam opowiesz czy czegoś się dowiedziałeś.

- Oczywiście. Ale to kosztowny warunek. Sam musisz spełnić mój. – odpowiedział Teddevelien gdy Kane oddalił się na znaczniejszą odległość, wyjmując zakończony hakami łańcuch, którym był oplatany kilkakrotnie w pasie. W cholerstwie ciężko się chodziło, ale nikt o nim nie wiedział. Pozwolił chłopu dojrzeć zadziory na obydwu końcach i domyślić się, do czego służy.

- k**wa mać! - zawył chłop. Wiedział co to jest... - Z Legendarnymi walczyć można tylko za pomocą Księżycowego Miecza... NIE ŚCIEMNIAM - ryknął, gdy Ted uśmiechnął się ironicznie. - Ja wiem, że to jak bajka brzmi, ale prawda to... Księżycowy Miecz, cholerstwo zasrane, to tak naprawdę przeklęcie nasączony magią i wiedźmińskimi runami miecz, zdolny rozpłatać nawet smoka!

Ted uśmiechnął się szerzej.
- Jak wygląda ten miecz? Ach i jeszcze dwie rzeczy - łańcuch... sam wiesz. Jeżeli zaś chodzi o drugi warunek... pokażesz mi jak kontaktować się z twoimi uroczymi pracodawcami. To ci na rękę - jeżeli będę ich zwodził, będziesz miał czas uciec. I nie wracałbym do nich na twoim miejscu, podwładny mistrza z którym rozmawiałem nie wydawał się ani szczególnie wdzięczny, ani wybaczający. Zwłaszcza że amuletu nie dostaniesz.

- Dobrze - niewiadomo po raz który, chłop splunął. - Dobrze. A więc miecz schowany jest w komnacie Xediliana. Można się tam wkraść od strony północnej, przez stare piwnice! Miecz jest piękny... Kontaktować się można... przez pewne lusterko... zostało w naszym obozie, skąd część naszych chłopów uciekła z powrotem do Kaedwen.

- Dobra. A teraz chodź ze mną. Wejdziemy, wiedźmin zabije pomocników, rozbroimy Oxrę i wypełnimy twoją część umowy. Gdyby nie to że jestem tym, kim jestem, już byś nie żył. Możesz czuć się szczęściarzem. Wstawaj, pójdziesz ze mną. W zasadzie przede mną.

- Dobrze... - chłop wstał. - Dobrze - powtórzył. - Niech się dzieje co chce…
Obrazek
Alien
Kok
Kok
Posty: 1304
Rejestracja: środa, 25 lutego 2009, 16:48
Numer GG: 28552833
Lokalizacja: Police

Re: <Wiedźmin> ...LEGENDARNI...

Post autor: Alien »

Radcliffe
Pierdolić wszytko. I wszytkich. Ale mu się kompania trafiła nie ma co. Wiedźmin i ta Braenn, Kane i Ted.
Dziwacy jakich mało. Ale mu Radcliffowi zależało tylko na jednym. Na osławionych wiedźmińskich mutagenach. Za mutageny mógłby żyć długo bez jakichkolwiek zajęć. Później zostałby szpiegiem. Nie tanim szpiegiem. Nilffgaard dużo płaci swoim szpiegom. Wiedział to. Nieraz jedyny co było w myślach jego ofiar były pieniądze. Praktycznie Nilffgaard wygrał już wojnę. Bo wojnę wygrywa się pieniędzmi. Cesarscy je mają a Nordlingowie nie. Położył się w kącie i przykrył płaszczem. To był długi dzień. Usłyszał krzyki chłopa torturowanego przez Kane'a i Teda:
- AMULETU! - zawył. - AMULETU CZERWONEGO WĘŻA, JEDNEGO Z SIEDEMNASTU!
Zignorował je. Zaczynał się przyzwyczajać do krzyków boleści. Praktycznie kiedy ich nie słyszał był zaniepokojony. Krzyki oznaczały że jego kompania działa.
00088888000
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: <Wiedźmin> ...LEGENDARNI...

Post autor: Matt_92 »

Laerwen

-Dzięki, przyda się.
- rzekł wiedźmin do Baernn, gdy ta podała mu koszulę. Poszedł do strażnicy, wszedł do środka. Zajrzał do swojego plecaka, wygrzebał jakąś miksturę, po czym wypił. Usiadł na stole, wyciągnął nóż. Rozpruł koszulę, po czym stanowczym ruchem wyrwał grot z ręki- mikstura zadziałała dobrze, nie krzyknął, tylko cicho syknął z bólu. Szybko założył opatrunek.
Dopiero teraz zwrócił uwagę na Orxę.
-Tak, wszystko gra. Tylko ja zostałem ranny, w dodatku niezbyt ciężko. Dałem sobie radę.- powiedział, po czym skończył wiązać supeł przy "bandażu", następnie przetrząsnął zawartość plecaka, żeby zobaczyć czy nic nie zniknęło.
Amulet zostawiony przez niego na stole zniknął.
-Tamci dwaj pobiegli za ostatnim z chłopów, który zaczął uciekać. Dobiją go i wrócą.- mruknął, patrząc w pustą przestrzeń na stole. Na pewno go tu zostawił...
Do strażnicy weszła Baernn. Zabrała Wiedźmina na bok, i powiedziała:
-Vatt'gehrn, Ci chłopi to zasadzka - pokazała zwój - ja bym uważała na naszym miejscu.
-Tak, mi też tu zbyt wiele się nie podoba. Ktoś zabija wszystkich wiedźminów, dalej przychodzimy my zastajemy Orxę i jego kompanów. A po chwili wpada tu kilku chłopów z załadowanymi kuszami- co oznacza, że wiedzieli czego się spodziewać.- szepnął do niej, przyglądając się jej uważnie, rzucając ukradkowe spojrzenia na Orxę.
Przysunął się nieco bliżej, oparł rękę o ścianę obok, z boku pewnie wyglądało to tak jakby się do niej dobierał. Pochylił się nad jej uchem.
-Nie ufam im. Ten zwój też jest dziwny. Ktoś wiedział wcześniej, że tu przyjdziemy. Reszta musi wiedzieć. I związany jest z tym amulet. Bo o niego chyba w tym wszystkim chodzi. Przed chwilą leżał na stole, a teraz zniknął.
-Ładna sukienka.- powiedział głośno, mając nadzieję, że blef się uda, a Orxa i jego kompani nie będą niczego podejrzewali.

(poprawiłem posta, bo jak mi Nesquel napisał na gg- amulet zniknął)
A d'yaebl aep arse!
Blue Spirit
Bombardier
Bombardier
Posty: 895
Rejestracja: niedziela, 15 lutego 2009, 17:50
Numer GG: 0

Re: <Wiedźmin> ...LEGENDARNI...

Post autor: Blue Spirit »

Baernn
Nieco spóźniła się z ostrzeżeniem, bo gdy kończyła mówić, do strażnicy wpadł już Kane, a niedługo potem Ted, prowadząc schwytanego chłopa. Driada była nieco zdziwiona zaistniałą sytuacją. Spojrzała na Radcliffe'a, który zwinął się w kłębek pod ścianą i spał w najlepsze, widziała też wiedźmina robiącego sobie opatrunek ze szmat które sama mu podarowała.
Ciekawa była ileż prawdy wyciągnęli od jeńca...

Laerwen
gdy chciał spojrzeć czy amulet wciąż znajduje się na stole, zamarł nagle. Nie było go! Szybko rozejrzał się dookoła... Nie ma!
Oxra... wydedukował. Oxra musi coś wiedzieć, był tu przez cały czas.
Szpieg siedział pochylony nad stołem. Był jakgdyby niezainteresowany wydarzeniami wokół. Sprawiał wrażenie obojętnego. Pozornie.
Uwadze wiedźmina nie uszło to, że coś wibrowało w kieszeni Oxry...

Radcliffe
Spał.
co mogę ci więcej napisać? Niech odpoczywa

Kane i Ted
Kane przyszedł pierwszy, dość szybko przekroczył za nim próg Ted z chłopem. Weszli do strażnicy, rozglądnęli się, szukając wzrokiem Oxry.
- To on! - wrzasnął chłop. - To ta szelma, ta cholera!
Oxra wyglądał jakby go piorun pierdolnął. Spadł z krzesła, potoczył się po podłodze. Wówczas coś wypadło mu z kieszeni... Wiedźmin rozszerzył źrenice i dostrzegł to pierwszy.
To był amulet Czerwonego Węża
Obrazek

to dalej ja, tylko mi kochany baziu ksywkę zmienił :D
Sciass
Marynarz
Marynarz
Posty: 261
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 19:37
Numer GG: 7066798

Re: <Wiedźmin> ...LEGENDARNI...

Post autor: Sciass »

Kane
Widok wypadającego amuletu nie zdziwił Kane'a, wystarczało to czego się nasłuchał od jeńca. Chłop chciał rozchlastać szpiegowi gardło, znali się, znaczy że Oxra od początku szpiegował i nie wykonał zadania. Wysłali na nich szpiega i grupe pacyfikacyjną, ktoś się nieźle namęczył aby zdobyc amulet.
Zaskakująco szybkim krokiem podszedł do Oxry przyłożył mu lekkim kopniakiem w żebra, na tyle lekkim by trwale nie uszkodzić meżczyzny i na tyle mocnym aby się odrobine przeturlał. Podniósł amulet, schował z powrotem do sakwy w której go wcześniej nosił. Znów podszedł do leżącego Oxry, tym razem z wyciągniętą szpadą. Przystawił ją do gardła szpiega.
- Nie uznaje waszych układów - Mruknął - Ale... ten pomiot przyda się nam jeszcze. - Dokończył. Szpady nie schował. Jasna cholera, ale mam dziką ochote na jabłko po takim wku**iającym dniu, westchnął w duchu. Zawsze zachowywał spokój, nawet w skrajnych przypadka ale dziesiejszy dzień doprowadzał go do szału.
Ostatnio zmieniony czwartek, 2 kwietnia 2009, 13:49 przez Sciass, łącznie zmieniany 2 razy.
Obrazek
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

Re: <Wiedźmin> ...LEGENDARNI...

Post autor: Brzoza »

Baernn
Baernn odwróciła się w kierunku Oxry, widząc jak sprowadzają go do parteru. Nie lubiła go jakoś wcale, wydawał się jej być jednym z tych ludzi, którzy pozjadali wszystkie rozumy. Olała go i odwróciła się spowrotem do Wiedźmina.
Wiedźminowi nie udało się sprowokować driady do jakiejkolwiek reakcji na komplement. Rozwinęła zwój i przeczytała po cichu w stronę Wiedźmina:
-Iść ze słońcem dwa dni musicie, następnie ucha ku wschodowi odwrócić i dalej traktem. Natkniecie na strażnicę się, gdzie nasza zguba się znajduje. Jeśli problemy jakieś by były, wyślijcie impuls za pomocą Meda Vilgefortza Młodszego. On potrafi, magiem jest ichnim. Astmę ma, poznacie który to. Żywię nadzieję że, mówiąc składniej, nie zawalicie. Wasz pracodawca, Xedilian - skończyła i schowała na dno. - Kilkaset metrów dalej rozbito tu obóz, ne dealramh a bheith obóz chłopskich uchodźców, ach en míleata. Musieli koczować en woed dłużej niż się wydaje. Rozumiecie coś? Jeżeli en woed caemm Scoia'tael m'esse ceisem o ludzi podróżujących lasem, jednak... jednak mogą nic nie wiedzieć... Z resztą w lesie powinnam znaleźć jakąś abhaill, ale nie myśl,
Umilkła na chwilę:
- Co się dziadło jak mnie nie było?
Driada była zdenerwowana na siebie, i byłt o widać kiedy mówiła. Naturalnie jak wszyscy ściagała usta i napinała twarz patrząc gdzieś daleko, czasem zerkając sobie na buty, zupełnie jakby nie wiedziała co ze sobą zrobić. Przybyła tu zobaczyć Kear Morhen, a wyprawa okazała sie trudniejsza niż sądziła, nawet wtedy kiedy natrafili na pierwsze trudności.
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 6 kwietnia 2009, 23:40 przez Brzoza, łącznie zmieniany 1 raz.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Alien
Kok
Kok
Posty: 1304
Rejestracja: środa, 25 lutego 2009, 16:48
Numer GG: 28552833
Lokalizacja: Police

Re: <Wiedźmin> ...LEGENDARNI...

Post autor: Alien »

Radcliffe
Śnił. Śniły mu się czasy kiedy był w akademii. Lekcje sztarszej mowy. Wszystkie lekcje. Nagle zobaczył siebie w lesie. Zobaczył też postać z zielonymi błyszczącymi spod kaptura. Legendarny. Błysnęło ostrze nie wiedomo kiedy dobyte. Potem huk. I sufit strażnicy.
- To on!! - krzyknał ktoś. Usłyszał kolejne przęklęstwa i huki. Otał z czoła pot, i wstanął. Zobaczył Kane'a, Braenn ,Larwena i Teda z chłopem jakimś i Oxrą. Pewnie chłop był jeszcze tym którego torturowali. Dziwne że jeszcze żyje, ale pewnie jest jeszcze potrzebny. Ciekawe czy z nowu będą zabijali. Pewnie tak. Nie mógł im pomóc. Magia była zbyt męcząca aby zabijać nią co chwilę. Nagle przyszedł mu do głowy pomysł. Nie myślać o swojej hassie wybiegł przed strażnicę. Zobaczył trupy i zaczął się rozglądać z jakimś mieczem.
00088888000
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: <Wiedźmin> ...LEGENDARNI...

Post autor: Matt_92 »

Laerwen

-Myślałem, że ktoś popilnuje amuletu, gdy będziemy walczyli. I nie myliłem się, ale nie myślałem, że to TY Oxra wyciągniesz po niego łapę.- powiedział wiedźmin, przypatrując się szpiegowi. Gdy Kane się na niego rzucił, wiedźmin tylko przyglądał się obojętnie, nawet nie wstał z krzesła.
-Czy możesz mi wytłumaczyć, o co tu chodzi, do cholery?- syknął, wstał i przysunął się do niego, oparł dłoń na rękojeści swojego miecza. -W Kaer Morhen wszyscy wiedźmini zabici, idąc tu spotykamy ciebie i twoich ludzi, a następnie kilku chłopów, którzy okazują się być nasłanymi na ciebie, czy też na nas zabójcami. Odkrywamy obóz, łapiemy więźnia, a gdy ten zostaje wciągnięty do strażnicy, ty reagujesz jakbyś zobaczył smoka. Jak to jest, że boisz się zwykłego chłopa?
Też wyciągnął miecz. Spoglądał to na Oxrę, to na Kane'a. Przyłożył ostrze niżej- do podbrzusza mężczyzny.
-A teraz powiesz nam, WSZYSTKO co wiesz o tym amulecie, chłopach i masakrze wiedźminów. I o tym kim naprawdę jesteś i dla kogo tak naprawdę pracujesz.
A d'yaebl aep arse!
Zablokowany