[X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Enrike
Pomywacz
Posty: 47
Rejestracja: środa, 24 grudnia 2008, 09:37
Numer GG: 8487833

[X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: Enrike »

Grają (alfabetycznie):
BlindKitty – Dezba Anaba
Echo – Eva Hertz
MarcusdeBlack – Michael Griffith
Perzyn – Grzegorz Kozerski

Napisałbym coś, ale w sumie nie mam żadnych specjalnych zasad. Może piszcie pogrubione imię/nazwisko postaci na początku posta. Ja postaram się odpisywać 2-3 razy tygodniowo, ale jak już się zbierzecie do kupy, to postaram się na każdego poczekać.

Dezba Anaba
Grudzień roku 2010 należał do jednych z najzimniejszych w historii stanu Waszyngton. W północno-wschodnich hrabstwach temperatura dochodziła nawet do -43°C, na szczęście, na zachód od Gór Kaskadowych, nie spadała ona poniżej zera. Co w połączeniu z obfitymi opadami śniegu tworzyło nieprzyjemną ani w chodzeniu, ani w widoku szarą breję. Mimo trudności, udało ci się jednak dotrzeć do warsztatu Waltera Hicksa, mistrza kowalskiego. Był to pięćdziesięcioletni, siwiejący mężczyzna o starannie przystrzyżonej brodzie, pomarszczonej twarzy i okrągłych okularach w drucianej oprawie. Gdy wchodząc do środka odruchowo uchyliłeś głowę przechodząc przez drzwi, zastałeś Waltera i jego syna, Adama, którzy szykowali się do drogi. Adam był od ciebie kilka lat młodszy, po egzaminach miał rozpocząć studia informatyczne w Seattle. Uważa wasz zawód za nieprzydatny w dzisiejszych czasach, ale kocha ojca i podziwia twoje umiejętności łowieckie.
- Witaj, Dezbo. Jedziemy kupić stal do Seattle, dokończ to zlecenie dla pani Backus, uprzejmie proszę? - "spytał" zapinając zamek od kurtki. - Do zobaczenia za kilka godzin.
- Na razie, Dez - rzucił Adam wychodząc.
Przez okno zobaczyłeś jeszcze jak odjeżdżali starym czerwonym pickupem. Nie mając czasu do stracenia, przeszedłeś do pracowni i zająłeś się wykańczaniem ozdobnego płotu, który w przyszłości miał otaczać rezydencję rodziny Backusów. Nie minęły dwie godziny, gdy nagle usłyszałeś kroki w sąsiednim pomieszczeniu. Ktoś próbował się skradać, ale twój wyczulony słuch nie dał się zmylić.

Eva Hertz
Grudzień, ostatnie dni przed przerwą świąteczną. Jak co roku, tego dnia zima zaskoczyła kierowców. Na szczęście, miałaś gdzieś tych nieudaczników, skoro jechałaś metrem. Berlin to piękne miasto, cieszyłaś się jednak na myśl o zbliżającym się szybkimi krokami powrocie w rodzinne strony, o rodzicach i braciach, o wigilijnej kolacji, cieście bakaliowym i pieczonej gęsi. Przez chwilę nawet wydawało ci się, że czujesz zapach tej drugiej potrawy, którą matka szykowała jak mało kto. Dodatkowo, zapowiadało się że te święta będą obfitsze niż zwykle. W końcu, po długim okresie recesji, nadszedł czas prosperity: wskaźniki rynkowe poszły w górę i pieniądze napływają do winiarni szybciej i w większej ilości niż kiedykolwiek wcześniej. Tak przynajmniej wynikało z krótkiej telefonicznej pogawędki z Henrikiem, który miał cię odebrać z dworca w Moguncji i przywieźć do Mesenich.
Rozmyślania o rodzinie tak cię pochłonęły, że o mały włos, a zapomniałabyś wysiąść na swojej stacji. W ostatniej chwili wręcz wyskoczyłaś na stację metra. Szybko się ogarnęłaś i energicznym krokiem ruszyłaś ku schodom. Po krótkim spacerze ośnieżonymi ulicami Berlina, dotarłaś na teren liceum plastycznego. Wkrótce po przekroczeniu progu, dostałaś migreny. Nic specjalnie boleśnego, ale utrudniało koncentrację i ogólnie miałaś ochotę pozabijać wszystkich, którzy się do ciebie odzywali (czyli praktycznie każdego). Nie dałaś jednak tego po sobie poznać i spokojnie przygotowywałaś się na ostatnią lekcję: wychowanie fizyczne. Grałyście w siatkówkę, ból głowy nie ułatwiał zadania, przegrywałyście 16:15 w ostatnim secie i nie zapowiadało się na wygraną, gdyż właśnie serwowała najlepsza (oczywiście po tobie) siatkarka w szkole, Helga Morgendorffer. Nagle wszystko się wyciszyło, migrena na chwilę się nasiliła, ale wiedziałaś już gdzie poleci idealnie zaserwowana piłka. Twoja brawurowa obrona zapewniła drużynie punkt, a następne serwy dokończyły dzieła.
- Szlag! Jak ta zdzira to zrobiła?! - usłyszałaś rozdrażniony głos Helgi.

Grzegorz Kozerski
Grudzień. Zimno, mokro, brudno i zimno. Dodatkowo, od kilku dni męczył cię kaszel, na który nie pomagała ani gorąca herbata, ani żadne cudowne pigułki reklamowane w radiu, w telewizji, na billboardach. Ale ogólnie to czułeś się dobrze, nie było gorączki, kataru ani innych niepokojących objawów. Jechałeś sobie autobusem na wydział prawa i administracji przeglądając notatki z ćwiczeń z prawa cywilnego. Mimo, że już 8:13, nadal jest ciemno i przez okno dało się zobaczyć świecące się świąteczne lampki, które pewnie nawet nie są zdejmowane po sezonie. Nagle poczułeś jak ktoś się do ciebie przysiadł nie przejmując się zbytnio twoją osobą. Oczywiście. Wokół pełno wolnych miejsc, ale śmierdzący moczem żul musiał dosiąść się do ciebie. I tak wysiadałeś na następnym przystanku, więc stwierdziłeś, że jakoś wytrzymasz.
Gdy autobus się zatrzymał, jakoś udało ci się przecisnąć do wyjścia, nawet jacyś ludzie zbluzgali cię za to, że miałeś czelność wyjść zanim oni wsiedli. Ech, te bezbożne studenciaki, zero szacunku. Dowlokłeś się do wydziału. Bez większych trudności przetrwałeś ćwiczenia i zacząłeś iść w kierunku szatni, gdzie zostawiłeś odzienie wierzchnie. Po drodze zahaczyłeś jednak o ustronne miejsce, gdzie zaspokoiłeś swoje potrzeby filozoficzne. Tuż po spłukaniu wody, dopadł cię kolejny napad kaszlu. W końcu ustał. Spojrzałeś na dłoń, w której spoczywał... kłaczek?

Michael Grifftith
17:30, w końcu udało wam się dokończyć remont u tych snobów z przedmieść. Trzeba było drugi raz malować tę samą ścianę, bo pani domu zmieniło się zdanie na temat kolorów. Zamiast bananowego miał być cytrynowy. Nie żebyś widział różnice, ale przynajmniej kasa wpadła do kieszeni. Fachowiec James Croydon podwiózł ciebie i drugiego pomocnika, George'a, na przystanek metra, po czym ruszył w swoim kierunku. Wsiadłeś do pociągu i ruszyłeś w stronę domu. Obok ciebie jakiś siwy staruszek w kaszkiecie czytał bezpłatną gazetę i bluzgał pod nosem.
- Koniec recesji, rwa ich mać, to czemu nadal nie ma pracy, do diabła – fakt faktem, wskaźniki rynkowe nie odzwierciedlały rzeczywistości szarych mieszkańców Londynu, a zapewne i całego Zjednoczonego Królestwa. Sam fartownie złapałeś tę robotę tylko dlatego, że człowiek którego zastępowałeś złamał rękę spadając z drabiny. Wiedziałeś, że nie cieszyłeś się z jego wypadku, nawet go nie znałeś, tylko z okazji na zarobek, ale i tak źle się z tym czułeś. W końcu dojechałeś na swoją stację, spokojnie wysiadłeś z metra i udałeś się w kierunku wynajmowanej kawalerki. Nie był to najlepsza okolica, wokół pełno różnego rodzaju drobnych przestępców, od alfonsów, przez dilerów narkotyków, po zwykłych naciągaczy. Często dochodziło do napaści na emigrantów, szczególnie Arabów i Turków. Ale było tanio, ciepło, w miarę czysto i miałeś bieżącą wodę, prąd i gaz. Przechodząc przez przejście podziemnie, nagle drogę zagrodziło ci dwóch zakapturzonych osobników. Jeden był od ciebie trochę wyższy i masywniejszy, drugi nieco niższy. W dłoni tego drugiego błysnął nóż.
- Dawaj pieniądze – mruknął. W okolicy nikogo nie było.
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: Perzyn »

Grzegorz Kozerski

Spojrzał z przerażeniem na wyplutą kępkę włosów. A potem zamknął oczy i policzył w myślach do dziesięciu. Dwa głębokie wdechy i był już całkiem spokojny. Panika nigdy nie pomaga.

Wepchnął kłaczek do kieszeni i skierował się do szatni zastanawiając się nad całą sprawą. Próbował podejść do rzeczy logicznie.

Odebrał swoją raczej lekką skórzaną kurtkę. Nigdy specjalnie nie przejmował się zimnem. Ba, żartował nawet że ma naturalne futro. Przez cały czas obracał w myślach zaistniałą sytuację. Nie było wątpliwości, że przed chwilą wykrztusił kępkę włosów. Kolor nawet z grubsza zgadzał się z jego.

Pierwsze skojarzenie - kot. Ale kocie kłaki też nie generują się same z siebie, tylko z sierści która dostaje się zwierzęciu do gardła gdy się wylizuje. Zadrżał na wyobrażenie - on, prawie dwu metrowy chłopak o posturze zapaśnika wylizujący się niczym jakiś dachowiec. Żywa wyobraźnia może być zaiste przekleństwem.

Skoro odrzucamy wylizywanie się to co nam zostaje? Mógłby się nawdychać włosów unoszących się w powietrzu, ale to wymagałoby dłuższego przebywania w podrzędnym zakładzie fryzjerskim i przeciągu. Dostały się z jedzeniem? Włos w zupie to może i tak, ale nie cały kłak na boga! A więc co?

Próbował ugryźć zagadnienie z różnych stron, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Wciąż zamyślony wsiadł do autobusu i odruchowo wyjął książkę. Zbiór ustaw z prawa administracyjnego, w tym tygodniu ćwiczenia z admina wypadały mu w popołudniowym bloku zajęć. Otworzył na zaznaczonej stronie i zamarł z przerażeniem, gdy myśl dotychczas spychana w głąb umysłu wreszcie przebiła się do płata czołowego.


         USTAWA z dnia 23 kwietnia 2009
      Prawo o spisie powszechnym Homo Sapiens Superior
Echo
Szczur Lądowy
Posty: 16
Rejestracja: czwartek, 19 marca 2009, 19:28
Numer GG: 2946932

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: Echo »

Eva Hertz

Usłyszawszy dość nieprzyjemną uwagę, Eva zmrużyła lekko oczy.
Kurczę… Dlaczego akurat dzisiaj musiała ją tak nazwać? Przenikliwy ból w czaszce sprawiał, że czuła się jak bomba z opóźnionym zapłonem, a Helga na pewno nie była osobą, która chciałaby ją zdetonować.

- Nazywają to refleksem. – Odparła po chwili donośnym głosem, prawdopodobnie skupiając na nich uwagę całej sali. Ze złośliwym uśmieszkiem chwyciła za butelkę wody mineralnej, po czym odwróciła się w stronę rówieśniczki. Tak, te rozgrywki lubiła nawet bardziej, niż samą siatkówkę.
Lub też umiejętnościami, jak kto woli. W każdym razie czymś, co niestety jest niezbędne do gry, a czego niektórzy nie posiadają. Swoją drogą gratuluję świetnego serwu. Jestem pewna, że jeżeli jeszcze trochę potrenujesz, to będziesz prawie tak dobra jak reszta klasy. – Stwierdziła jadowicie słodkim głosem, niewinnie trzepocząc rzęsami.
Była ciekawa, jak dziewczyna zareaguje, o ile ta w ogóle postanowi coś powiedzieć. Jeżeli ma chociaż trochę oleju w głowie, da po prostu za wygraną. W końcu to ona była teraz ofiarą, przez którą jej drużyna przegrała.

Nie czekając na odpowiedź, Eva odwróciła się na pięcie do zawodniczek ze swojej połowy boiska. Na wszelki wypadek spoglądała jednak kątem oka na Helgę. A nuż ma akurat okres i postanowi rzucić w nią butem.

- Za to nam gratuluję wygranej. – Powiedziała ze szczerym uśmiechem, co w sumie rzadko jej się zdarzało. – Taki już jest sport, podium jest nieubłagane. Niektórzy niestety zawsze będą tylko drudzy. – Dodała jeszcze z teatralnym westchnieniem, po czym wzięła łyk wody.

Teraz wystarczy tylko upewnić się, że frajerka nie wymyśli nic głupiego i po przebraniu się można spokojnie wrócić do domu. Dłuższa drzemka powinna pomóc jej pozbyć się tej cholernej migreny. Normalnie poszłaby na zakupy, tam zawsze magicznie przechodziły jej wszystkie dolegliwości, ale w taką pogodę nawet ona będzie musiała spasować.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: BlindKitty »

Dezba Anaba

Olbrzymi Indianin powoli, spokojnie i precyzyjnie wyginał i uderzał metalowe pręty. Nigdy nie spieszył się z pracą, to nie było w stylu plemienia Navajo. Oni zawsze pracowali bez pośpiechu i sumiennie, i Dezba nie miał zamiaru tego zmieniać. Wiedział, że takie rozwiązanie jest słuszne, zwłaszcza w zawodzie, którego się podjął, w kowalstwie; nie bez powodu go wybrał.
No, trzeba uczciwie przyznać że jest to robota która pomagała mu również utrzymać się w formie fizycznej - jego potężne mięśnie wymagały ciągłego treningu, skoro miały pozostać równie silne jak dotychczas.

Nie miał pojęcia kto miałby zakradać się do warsztatu mistrza, zwłaszcza o takiej porze. Nie było tu nawet nic specjalnie cennego - przynajmniej jeśli mowa o rzeczach, które łatwo ukraść i sprzedać. Artystycznie gięte płoty czy balustrady to nie jest wymarzony łup dla złodzieja, tak samo jak nie jest nim inkustrowane ostrze do powieszenia na ścianie, zamówione przez jakiegoś nowobogackiego i niedawno wykonane przez starego Walthera.

Może jednak był to po prostu wyjątkowo głupi złodziej.
Dezba odłożył narzędzia i wsłuchał się przez chwilę w odgłos kroków, chcąc upewnić się gdzie jest skradający się, po czym ruszył w jego stronę, w ciszy. Nie brał żadnego uzbrojenia, w jego rękach łatwo mogło stać się zbyt niebezpieczne i poważnie uszkodzić napastnika - a ręce czy nogi zawsze wystarczą do obezwładnienia przeciwnika.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: MarcusdeBlack »

Michael Grifftith

Robota była dziś nad wyraz męcząca, nie dość że musiał słuchać tej upudrowanej pindy, to jeszcze grzało jak cholera. Do tego gość z którym musiał pracować był kompletnym milczkiem, rozumiał że wyglądał na bandziora, ale Mike naprawdę starał się być uprzejmy, a, do diabła z nimi. Jedyne z czego mógł się cieszyć , to, to że dostał wreszcie swoją płace. Zapłaci za czynsz, właściciel zaczął się już burzyć, ale Griffith się tym co prawda nie przejmował, bo stary, zawsze się denerwował.

Wróci na chatę, odpręży się przy jakimś filmie i oddali się myślami gdzieś indziej. Jeszcze przejdzie przez przejście podziemne, kilka przecznic i jest u siebie. Kiedy dwóch gości zagrodziło mu drogę, z początku pomyślał, jacyś głupi czy coś? Sam nie był święty i nieraz oskubał kilku gości, co prawda nigdy nikogo nie straszył nożem, ale było to dawno temu. Czy naprawdę tak dawno ? - zadał sobie pytanie.

Gdyby to on chciał oskubać ich, nawet by się nie pokazał, dodatkowo nie bawił by się w straszenie, a w ogóle wybrał by inną ofiarę. Dziki grymas pojawił się na jego twarzy, chciał jakoś wyładować tę całą frustrację, pokazał im swoje masywne dłonie, tatuaże, które je zdobiły lekko falowały, kiedy zginał palce w pięści. - Zły wybór sukinkoty! - ryknął w ich stronę. - Wynocha, bo mam dziś zły dzień i chętnie bym się wyładował! - Naprężył mięśnie czekając na atak, nie chciał się bić, ale skoro chodzą i skubią ludzi, to tylko zrobi innym przysługę.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Enrike
Pomywacz
Posty: 47
Rejestracja: środa, 24 grudnia 2008, 09:37
Numer GG: 8487833

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: Enrike »

Grzegorz Kozerski
Tak. "Ustawa rejestracyjna" jak ją powszechnie nazywano. W Polsce były do tej pory tylko dwa zauważone przypadki mutantów, w Warszawie, i w Poznaniu, ale ludzie z MSWiA i tak postanowili "profilaktycznie" zaradzić temu problemowi. Ustawa została przegłosowana niemal jednomyślnie, a prezydent Lech Kaczyński (wybrany w październiku na drugą kadencję) niemal natychmiast podpisał ustawę. Zastanawiałeś się nad całą sprawą patrząc w otwartą stronę z tekstem ustawy. W sumie to by była dość bezsensowna mutacja, plucie kłaczkami.
W końcu dotarłeś na swój przystanek i wychodząc ponownie zostałeś zbluzgany, tym razem jako bezbożny i bezczelny zarośnięty ćpun. Zamyślony dowlokłeś się do domu i wdrapałeś na trzecie piętro. W mieszkaniu oczywiście nikogo nie było, może to i lepiej. Postanowiłeś przebimbać resztę dnia, w końcu jutro tylko lektoraty, a do sesji egzaminacyjnej daleko. W lodówce znalazłeś ostałe się z wczoraj udka kurczaka. Podgrzałeś sobie dwa i zjadłeś z kromką chleba i ogórkiem. Zacząłeś czytać "Tako rzecze Zaratusztra" Nietzschego próbując przy okazji zapomnieć o dzisiejszym... incydencie. Leżałeś sobie na łóżku i czytałeś, gdy stwierdziłeś "dość", włożyłeś zakładkę i podniosłeś się... Tylko, że książka nadal była w twojej dłoni. Po bliższym oględzinach, zauważyłeś że trzyma się dzięki jakiejś swego rodzaju pajęczynie. Serce mocniej ci stuka i zaczynasz się denerwować.

Eva Hertz
W grupie zapanowała ogólna konsternacja, przez moment wyglądało na to, że nikt nie wiedział o co ci chodzi. Helga była nieco zmieszana całą sytuacją, ale ostatecznie spuściła wzrok i postanowiła się nie odzywać. Dziewczyny z twojej drużyny musiało to uspokoić, bo wyraźnie odetchnęły z ulgą. Sama też usłyszałaś kilka pochwał, m.in. "Dzięki za grę", "Świetna obrona", "Byłaś niesamowita" i takie tam, nic do czego nie zdążyłabyś przywyknąć przez te kilka miesięcy. Najgorsze i tak było to nieustanne łupanie w czaszce, który jeszcze bardziej dodatkowo nasilił się w szatni.
- Fuj, ale śmierdzę, spociłam się jak świnia - usłyszałaś czyjś głos, gdy wciągałaś przez głowę świeżą bluzkę.
- Ciekawe o co chodziło tam na boisku? - inny.
- W końcu do domu, wszamię sobie budyń - jeszcze inny.
Najgorsze było to, że nikt nie zdawał się na nie zwracać uwagi. A może to po prostu wymysł twojej wyobraźni "wspomagany" przez migrenę? Pospiesznie włożyłaś spocone ciuchy do torby i udałaś się na zewnątrz, razem z całą chmarą uczniów. Około szesnastej wsiadłaś do pociągu i zajęłaś wygodne miejsce siedzące. W czasie jazdy ból i głosy zaczęły się nasilać. "Fuj, ale od tego Turka wali kebabem", "... Fryderyk II Wielki 1740-86, Fryderyk Wilhelm II 1786-91 Szlag!", "Deutschland, Deutschland über alles..."
W końcu jednak wysiadłaś z metra i lekko się chwiejąc dotarłaś do mieszkania. Zamknęłaś za sobą drzwi i wyczerpana rzuciłaś się na łóżko. Nie byłaś w stanie zmrużyć oczu, miałaś wręcz wrażenie że oszalejesz. Nagle, usłyszałaś dzwonek do drzwi i delikatne pukanie doń.

Dezba Anaba
Słyszałeś jak włamywacz stawiał niepewne kroki i zbliżał się do drzwi, które prowadziły na schody na pierwsze piętro, gdzie stary Walter mieszkał z synem. Gdy już tam dotarł, dało się słyszeć szarpanie za klamkę i nieudane próby otworzenia drzwi.
- Do diabła - ściszony, wkurzony głos złodzieja nie wyróżniał się niczym szczególnym, to pewnie jeden z tutejszych, który widząc odjeżdżający samochód postanowił wzbogacić się cudzym kosztem. Włamywacz zaczął się denerwować, bo porzucił skradanie i w pośpiechu przerzucał różne przedmioty, chyba szukał czegoś, co ułatwiłoby mu wejście na górę. Gdy uklęknął przed szafką z starymi narzędziami (Walter był dość sentymentalny pod tym względem) i zaczął wyciągać młotki i szczypce, postanowiłeś ruszyć do akcji. Uchyliłeś drzwi i w ciszy podchodziłeś do niedoszłego przestępcy, gdy ten nagle wstał z zużytym młotkiem ciesielskim w ręce i odwrócił się. Widząc cię, natychmiast wyciągnął z kieszeni rewolwer i wycelował w ciebie.
- STÓJ GDZIE STOISZ, INDIAŃCU! - wrzasnął. Zatrzymałeś, wiedziałeś że nie zdążyłbyś doskoczyć do niego przed wystrzałem. Złodziej miał jakieś trzydzieści lat, był nieogolony i ubrany w jakieś łachmany. Musiał być już naprawdę zdesperowany, skoro postanowił zdobyć broń i dokonać aktu włamania. Zauważyłeś jak ręka trzymająca za broń zaczęła mu drżeć. - STÓJ MÓWIĘ!!! – nie wytrzymał i wystrzelił dwukrotnie. Huk rozniósł się po niewielkim pomieszczeniu. Poczułeś kłujący ból w klatce piersiowej i udzie. Zachwiałeś się, złapałeś kredensu i osunąłeś na ziemię.
- Chryste panie! - usłyszałeś. Napastnik wybiegł z pomieszczenia, a ty powoli się wykrwawiałeś. Wszelkie próby podniesienia się kończyły się fiaskiem z powodu rany w udzie. Powoli ogarniała cię ciemność...
- Dezba? Dezba! - usłyszałeś głos Adama Hicksa. - Co ci się stało?! - krzyknął. Otworzyłeś oczy i ujrzałeś jego młodzieńczą twarz pochyloną nad tobą. Leżałeś obok kredensu, byłeś cały uwalony krwią, a obok leżały dwie zdeformowane kule od rewolweru.

Michael Griffith
Wydawało ci się, że w oczach niskiego przez chwilę dostrzegłeś wahanie. Było już jednak za późno, gdyż wysoki zamachnął się na ciebie z ogromną pięścią. Dopiero uchylając się zauważyłeś, że miał na niej założony kastet. Zaskoczony mięśniak runął do przodu, postanowiłeś dodać mu impetu i popchnąłeś tak, że wpadł na ścianę i osunął się z pluskiem w błotnistą kałużę. Niski wykorzystał ten czas na atak nożem, który byłby przebił ci ramię, gdyby nie twój refleks i działanie adrenaliny. Chwyciłeś gnoja za rękę, a drugą przywaliłeś mu w nos słysząc i czując miażdżenie chrząstki. Puściłeś go. Zrobił kilka kroków do tyłu trzymając się za zmasakrowany nos. Nagle, jak olbrzym chwycił cię od tyłu, nie mogłeś się uwolnić! Szarpałeś się chwilę, starałeś się przywalić mu łokciami, potylicą czy nawet stopami, ale wszystkie wysiłki spełzały na niczym. Sytuacja pogorszyła się, gdy dostrzegł to niski.
- Trzeba było oddać kasę, kiedy miałeś szansę przeżyć – mruknął i zaczął obijać ci nerki. Całe twoje ciało zaczął przeszywać ból, zwłaszcza w klatce piersiowej. Gdy bandyta trafił cię w klatkę piersiową, nie wytrzymałeś i wrzasnąłeś z niemożliwego do opisania ukłucia w płucach. Potem usłyszałeś tylko huk i zemdlałeś.
Po bliżej nieokreślonym czasie (ale zapewne niezbyt długim, bo nikt nie zwrócił na was uwagi), otworzyłeś oczy. Zauważyłeś niskiego, który leżał pod przeciwległą ścianą przygnieciony płytkami, które z niej odpadły. Mięśniaka nigdzie nie było, musiał uciec gdy byłeś nieprzytomny.
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: Perzyn »

Grzegorz Kozerski

Przez chwilę poczuł się jak bohater jakiegoś absurdu, choćby taki Józef K., cała ta historia była niemalże groteskowa.

Wstał i włączył wieżę, potrzebował jakiejś kojącej muzyki. Już po chwili z głośników popłynęły pierwsze takty uwertury z "Der Freischutz". Ciche, spokojne dźwięki skrzypiec pozwoliły mu się opanować. Teraz nie było już wątpliwości. Był mutantem.

Zaczął chodzić po pokoju, zawsze pomagało mu to się skoncentrować. Najpierw kłaki, teraz jakaś pajęczyna. Zdecydowanie za dziwne to wszystko jak na jego gust. Znając życie to może być cokolwiek i pewnie nigdy nie słyszał o podobnym przypadku, do którego mógłby się odnieść. Nagle mieszkanie wydało mu się za ciasne.

Po minucie był już na zewnątrz, szedł w stronę wyspy Bolko, z Zaodrza nie miał daleko. Rzadko spacerował po tym zapuszczonym parku, ulubionym miejscu zakochanych, żuli, pijącej nieletniej młodzieży a po zmroku dresiarzy i podobnego elementu a także, jak głosiła stara miejska legenda, bandy homoseksualnych gwałcicieli, biada każdemu kto wpadnie w ich ręce. Świerze powietrze i monotonny, jednostajny ruch do przodu dobrze na niego wpływały, nie znać było po nim targających nim niespokojnych myśli.

Pierwsza, że mutanci wzbudzają niezdrowe zainteresowanie. Na dodatek ustawa sankcjonuje zasadniczo nieustanną i dożywotnią obserwację ze strony ABW. Zdecydowanie mu się to nie uśmiechało. Ani sensacja medialna jaką się pewnie stanie, jeżeli sprawa wyjdzie na jaw. Pieprzona ustawa, pieprzony Kaczyński. Gdyby nie jego ostentacja w traktowaniu tematu i uderzenie w strunę strachu przed mutantami nigdy nie zostałby znowu wybrany.

Kolejną wielką zagadką pozostawała natura jego mutacji. Jakąś tam opcją byłaby hybrydyzacja, ale to raczej odpadło. 1/3 kot, 1/3 pająk i 1/3 człowiek? Toż prawie jak Jan Maria Rokita! Może jakaś absorpcja DNA? Mimikra?
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: MarcusdeBlack »

Michael Griffith

Griffith wypluł z ust ślinę zmieszaną z krwią. Rwący ból w klatce piersiowej, dawał o sobie znać z każdym łykiem powietrza, a przed oczami miał czerwone plamki.
-Co do..? - wychrypiał rozglądając się wokół siebie. Jeden z nich musiał zwiać - Przeszło mu przez myśl - Tylko co się stało temu karyplowi.

Zdrowy rozsądek podpowiadał mu że najlepsza opcja, to skorzystać z okazji i wiać, a ból w okolicy mostka, wręcz nakazywał by się stąd wynosił. Jednak wbrew temu wszystkiemu postanowił zrobić co innego.
Zrobił kilka kroków w stronę niskiego, wyglądał jakby ktoś nim rzucił w ścianę budynku.
Teraz wyglądał jak jakaś kukiełka której podcięto sznurki. Bandzior wyglądał fatalnie, Michael był pewny że gorzej niż on sam, a czuł się teraz jakby potrącił go samochód.

Wreszcie kurtyna w postaci adrenaliny opadła, doszło do niego że gościa ktoś tak poturbował że pewnie nie żyje. - Cholera, jak mnie tu ktoś zobaczy to pomyśli.. - Że jesteś mordercą, odezwał się mały chochlik w jego głowie, wreszcie zapłacisz...syknął głosik kończąc. Nerwowo zaczął biec, nie patrząc gdzie, po kilku minutach zatrzymał się. Stał na chodniku w zakrwawionym T-shirt'cie, ludzie mijając go, dziwnie na niego patrzyli. Wszedł między bloki i oparł się ścianę. Co robisz idioto! Spokojnie, jak gdyby nic wracaj do domu. - Zbeształ się w myślach. - Nic nie zrobiłeś.. - ..teraz.
Z pochmurną miną ruszył w kierunku swojego lokalu przez rzadziej uczęszczane uliczki.
Ostatnio zmieniony piątek, 27 marca 2009, 09:31 przez MarcusdeBlack, łącznie zmieniany 1 raz.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Echo
Szczur Lądowy
Posty: 16
Rejestracja: czwartek, 19 marca 2009, 19:28
Numer GG: 2946932

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: Echo »

Eva Hertz

Evy nie zdziwił fakt, że Helga odpuściła, w końcu nie miała innego logicznego wyjścia. Bardziej zastanawiało ją to, że wszyscy zdawali się nieco zdezorientowani całą tą sytuacją. Czy naprawdę nie słyszeli słów tej dziewczyny? Przecież nazwała ją „zdzirą” przy wszystkich, głośno i wyraźnie. Wyglądało na to, że pomimo uporczywej migreny, to ona cały czas miała najświeższy umysł ze wszystkich.
Problem zaczął się dopiero w szatni, gdy zaczęły do niej docierać słowa, których nikt normalny by nie wypowiedział. Już chciała skomentować „spoconą świnię”, kiedy zdała sobie sprawę, że najwyraźniej nikt tego nie usłyszał. Prócz niej. Czy naprawdę wszyscy tutaj ogłuchli? Najpierw Helga, teraz cała reszta… Kolejne głosy również jakoś umknęły uwadze innych.
Do jej głowy zaczęły napływać niepokojące myśli. A co, jeżeli to wstęp do szaleństwa? Jakoś trudno było zaakceptować możliwość, by zdrowy na umyśle człowiek słyszał nieistniejące głosy, nawet przy tak uporczywej migrenie. Strach wżynał się powoli w jej wnętrzności, zaciskając na żołądku nieprzyjemną obręcz. Nawet świeże powietrze nie pomogło, w metrze dziwne głosy tylko się nasiliły, obalając niechybnie teorię o głuchocie wszystkich uczniów w szkole.
Gorsza od samej migreny była świadomość tego, że wcale nie tak łatwo będzie się jej pozbyć. Sen, który nie chciał przychodzić irytował ją tylko jeszcze bardziej, wzmagając ból. W ten sposób łupanie w czaszce nasilało się z każdą minutą, podsycane frustrującą bezsilnością.
Skoro naturalne sposoby nie pomagają, może warto by użyć środków nasennych? Biedny, skołatany umysł w końcu będzie mógł odpocząć i wszystko wróci do normy. Tak, zdecydowanie powinno zadziałać.
Właśnie wstała z łóżka, chcąc zrealizować swój plan, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Kogo to niesie o tej porze? To chyba oczywiste, że dzisiaj każda pora była nieodpowiednia. Jeżeli to nic ważnego, a ważna teraz była jedynie kwestia jej złego samopoczucia, to lepiej, by jej przyszły rozmówca szykował się na falę nieuzasadnionej furii.
Szarpnęła gwałtownie za drzwi, początkowo nie zwracając nawet uwagi, kogo zastała po drugiej stronie.
- Uprzejmie słucham. – Wycedziła przez zęby, z szerokim uśmiechem perfekcyjnie przyklejonym do twarzy. Normalnie na pewno sprawdziłaby najpierw, kto postanowił ją odwiedzić, jednak w tej chwili jakoś nie miała głowy do takich zabaw.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: BlindKitty »

Dezba Anaba

Zamrugał oczami. Zastanawiał się co dzieje się dookoła niego.
Przede wszystkim miał wrażenie że w Krainie Wiecznych Łowów nie spotka swojego pracodawcy i jego syna, głównie dlatego że nie byli Indianami, więc w nią nie wierzyli. Skupił się przez chwilę.
Myśli oczyszczały się szybko. Podniósł się trochę i usiadł, opierając się plecami o ścianę.
- Żyję? - spytał, zapewne brzmiąc nieco głupio.

Otarł twarz zakrwawioną dłonią, czując metaliczny zapach.
- Ktoś do mnie strzelał. Nie wiem kto to był, nie poznałem go... - stwierdził, podnosząc rewolwerową kulę leżącą na podłodze. Spojrzał na nią zdziwiony, szukając palcami rany na udzie. - Strzelał i trafił, ale... Ale teraz te kule leżą na podłodze...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Enrike
Pomywacz
Posty: 47
Rejestracja: środa, 24 grudnia 2008, 09:37
Numer GG: 8487833

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: Enrike »

Grzegorz Kozerski
Spacerowałeś po wyspie rozmyślając nad swoją sytuacją. Zdecydowanie nie było dobrze. Chociaż i tak lepiej niż np. w Chinach, Wietnamie czy Birmie, gdzie takich jak ty umieszczano w odgrodzonych obozach strzeżonych przez armię. Niejednokrotnie na zachód docierały plotki o masakrach na żołnierzach przy próbach ucieczek, jednak władze tych krajów zdecydowanie wszystkiemu zaprzeczały. Nagle, usłyszałeś jakieś głośne śmiechy. Najwidoczniej nawet mróz nie jest w stanie odstraszyć polskiej młodzieży od libacji alkoholowych na "Polanie". Przechadzka zajęła ci sporo czasu, kilka razy minąłeś ogród zoologiczny, z którego dobiegały różne zwierzęce odgłosy. Zauważyłeś w końcu, że już prawie szósta i stwierdziłeś, że czas wrócić do domu. Skierowałeś się w stronę mostu, po drodze zderzyłeś się z kilkoma ludźmi, których nie zauważyłeś pogrążony w najczarniejszych rozmyślaniach. Chyba tylko w Szwajcarii nie mieli żadnych przepisów dotyczących mutantów, ale polityka emigracyjna tego kraju i tak praktycznie uniemożliwiała komukolwiek przeprowadzenie się tam na stałe.
Gdy już dotarłeś do przejścia na stały ląd, dostrzegłeś starszego mężczyznę w płaszczu i kaszkiecie chuchającego sobie w dłonie. Opierał się o metalową barierkę i najwyraźniej na kogoś czekał.
- Piękne miasto, Opole. Moi dziadkowie żyli tu przed wojną - zagadał do ciebie gdy go mijałeś.

Michael Griffith
Wbiegłeś po schodach na powierzchnię i mijając podejrzliwych oraz zaskoczonych ludzi ruszyłeś w losowym kierunku. Nawet po kilkunastu metrach od minięcia niektórych z nich słyszałeś (lub wydawało ci się, że słyszysz) szepty typu: "On jest ranny, wezwijmy pomoc!", "Co ty, to zwykły bandzior, przyspiesz!", "Na rany Chrystusa, morderca!" i tak dalej. Nie byłeś w stanie tego zagłuszyć, zresztą chyba nawet ci się należało... Ostatecznie, twój organizm się uspokoił i już nieco spokojniej skierowałeś we kroki w kierunku bloku, w którym mieszkałeś. Dopadłeś klatki i po chwili klepania kieszeni, odnalazłeś klucze. Po wdrapaniu się pod schodach na piąte piętro (windę oczywiście zdemolowały jakieś pojeby, których w okolicy nie brakuje), wyczerpany otworzyłeś drzwi i usiadłeś na kanapie rozważając nad swoją obecną sytuacją. Z intensywnych rozmyślań wyrwał cię nasilający się ból. Przemyłeś sobie rany, wziąłeś proszki przeciwbólowe i położyłeś się na kanapę.
Tej nocy nie mogłeś zasnąć. Zbyt wiele się zdarzyło, do tego ból w klatce piersiowej nie raczył ustać. Jakby tego było mało, miałeś wrażenie jakby żaden z sąsiadów także nie spał. Jakieś patologiczne małżeństwo nad tobą po raz kolejny w tym miesiącu darło na siebie mordy, a samotna emerytka naprzeciwko oglądała powtórki jakiejś telenoweli. Podniosłeś się i westchnąłeś głośno.
BUM
Krzesło, na którym zostawiłeś kurtkę poleciało w stronę ściany i rozbiło się o nią. Przez chwilę siedziałeś wpatrując się w połamany mebel, po czym poczułeś że ból w klatce piersiowej został zastąpiony przez ogólny szok.

Eva Hertz
Naprzeciwko ciebie stała około trzydziestoletnia, zadbana kobieta o rudych włosach i zielonych oczach, niezbyt niemiecka uroda, w końcu jednak mamy społeczeństwo wielonarodowe, a gdy ktoś w mediach krytykował imigrantów, stawał się nazistą i zwolennikiem Hitlera. W każdym razie, kobieta ta była ubrana w czarną spódnicę do kolan i żakiet tego samego koloru, a na to wszystko założyła elegancki, zimowy płaszcz. Spojrzała na ciebie znad prostokątnych okularów.
- Panna Eva Hertz, jak mniemam? - spytała spoglądając wpierw do jakiegoś notesika, a następnie na ciebie. Cały czas uśmiechała się. W innym nastroju pomyślałabyś pewnie, że wygląda całkiem sympatycznie, ale teraz miałaś ochotę ją udusić gołymi rękoma.
- Nazywam się Raven Darkholme i chciałabym pomówić z panią o migrenie, głosach które słyszysz tylko ty, zapewne wiesz o co mi chodzi, mmm? – spytała przymilnie.

Dezba Anaba
Adam spojrzał na ciebie niepewnie.
- Yyy, tak, jasne - powiedział nieco drżącym głosem.
- Adamie, zostawisz nas na chwilę, uprzejmie proszę? – usłyszałeś, jak zwykle, stoicki głos Waltera, który musiał wejść do domu wkrótce po synu i słyszał całą "rozmowę". Adam w milczeniu otworzył drzwi, które miał nadzieję wyłamać włamywacz i ruszył po schodach na piętro. Walter pomógł ci wstać (w sumie nie był potrzebny, ale pozwoliłeś mu sobie pomóc) i przez chwilę ci się przyglądał, jakby szukając odpowiednich słów.
- Wiesz, Dezbo, myślę że zarówno ja, jak i ty, zdajemy sobie sprawę z tego, że ludzie nie są kuloodporni - dość mocny nacisk postawił na słowo "ludzie". – Wydaje mi się też, że obydwoje zdajemy sobie sprawę z aktualnej sytuacji pewnej mniejszości, która według niektórych nie pasuje do tego określenia. Rozumiesz do czego zmierzam, Dezbo? – dodał gorzko spoglądając zamyślony w okno.
Echo
Szczur Lądowy
Posty: 16
Rejestracja: czwartek, 19 marca 2009, 19:28
Numer GG: 2946932

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: Echo »

Eva Hertz

Przyjrzała się uważnie kobiecie. Dopasowany, stonowany żakiet, elegancki płaszcz i nieśmiertelne okulary, które dla 90% społeczeństwa były atrybutem mądrości. Eva często zastanawiała się, czy większość z urzędników naprawdę miała wadę wzroku i potrzebowała tego ciężaru na nosie, czy też po prostu chcieli sprawiać wrażenie godnej zaufania osoby. Nie byli to zwykle ludzie, których nie stać było na operację oczu, a już na pewno na szkła kontaktowe. Jeszcze do niedawna sama wiedziała, jakim ciężarem są okulary i z chęcią się ich pozbyła.
Świetnie, wiadomo już było, co ta wrednowłosa kobieta chciała uzyskać swoim wyglądem, teraz trzeba już było dojść do tego, czego naprawdę od niej chciała.
- Chwilka. – Mruknęła Eva, mrużąc z zastanowieniem oczy. Zatrzasnęła kobiecie drzwi przed nosem, po czym walnęła się na kanapę. Z poduszką przyciśniętą do ust wydarła się najgłośniej, jak tylko potrafiła, wyładowując w nią choć część swojej złości. Nie było teraz czasu na medytację czy techniki oddychania, a nie chciała, by furia przysłoniła jej myśli przy rozmowie z osobą, która tyle wiedziała. Zbyt dużo. Właściwie skąd? Przecież nikomu nie zdążyła nawet powiedzieć o tych głosach, a to zdarzenie na sali gimnastycznej było zbyt dwuznaczne, by ktoś mógł się domyśleć. Zresztą, nawet gdyby chcieli wysłać ją do wariatkowa, nie przysłaliby przecież jednej osoby do „rozmowy”. O co tu więc chodziło?
Westchnąwszy głęboko, niepewnie ponownie otworzyła drzwi.
- Proszę wejść. – Powiedziała z pełnym spokojem, przepuszczając kobietę w drzwiach, po czym wskazała na kanapę. – Napije się pani czegoś? – Zapytała, sama kierując się już do kuchni, by przynieść sobie szklankę wody i podwójną dawkę środków od bólu głowy. Wróciwszy, usiadła na fotelu obok kanapy i zaczęła siłować się z opakowaniem.
- Pani Darkholme…Z całym szacunkiem, dziękuję za troskę, ale dlaczego interesuje panią moja migrena? A co jeszcze ciekawsze… – Popiła tabletki wodą, podnosząc zmęczony wzrok na Raven. – Skąd właściwie pani o niej wie?
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: Perzyn »

Grzegorz Kozerski

Odruchowo przystanął i spiął się cały, gdy facet się do niego odezwał. Nie wyglądał na żula, zresztą nie śmierdziało od niego, ani nie prosił o pieniądze. A zatem po prostu jakiś nawiedzeniec. Wydawał się raczej niegroźny, a w każdym razie nie wyglądał jakby miał jakieś wrogie zamiary. A jednak, chłopak miał teraz za wiele zmartwień żeby się jeszcze z jakimś dziwnym facetem użerać. Zresztą nawet w innej sytuacji nie miałby specjalnej ochoty na rozmowę. Dlatego też, poprawił kołnierz kurtki i ignorując zaczepkę ruszył dalej.
- Wiesz, w końcu będziesz musiał komuś o *tym* powiedzieć - mężczyzna rzucił w stronę przyspieszającego chłopaka. Akcent jaki mężczyzna położył na słowo "tym" był zbyt wyraźny. Ale też skąd facet mógłby wiedzieć o jego "małym problemie"? Rozbudzona wyobraźnia bez kłopotu podpowiedziała sto różnych sposobów. Ale też to mógł być zwyczajny wariat. W nietypowym dla siebie odruchu bezczelności Grzegorz odwrócił się i wypalił.
- A niby o czym?
- O nadzwyczajnie rzadkiej zmianie w twojej strukturze genetycznej - odpowiedział patrząc rozmówcy w oczy. - O twojej mutacji, Grzegorzu. No to nie było wątpliwości. Choć na usta cisnęło mu się tysiąc pytań zadał najpierw, jedno, być może najważniejsze. - Kto pana przysłał i czego ode mnie chce?
- Mamy zbyt mało ludzi, bym mógł wysyłać do każdego z nas kogoś innego - wyciągnął ku studentowi rękę. - Erik Lensherr, mam przyszedłem zaoferować panu schronienie i pomoc w opanowaniu pańskiej zdolności.
Chłopak skinął głową na znak, że rozumie. Owszem doskonale rozumiał, ale też wiedział, że oferta tylko wygląda dobrze. - Wszystko to pięknie. Pytanie tylko, czego oczekuje pan w zamian? I drugie, nie wypowiedziane głośno "I co ja z tego będę miał?" Niby powinien zadowolić się wiedzą, ale... No właśnie, zawsze jest jakieś ale, na razie jednak nie był zdecydowanie w sytuacji by stawiać żądania.

- W zamian oczekuję tylko pomocy w zapobieganiu sytuacjom, przez które relacje z ludźmi mogłyby się pogorszyć. Bo na polepszenie w najbliższym czasie się nie zanosi. Brzmiało to strasznie patetycznie. Brakowało tylko ratowania świata i demokracji. Ale też nie miał zbyt wielkich widoków na przyszłość a tu trafiła się pomocna ręka. Studia? Cóż, jeśli zgarnie go ABW to i tak wiele w zawodzie nie osiągnie a bez kontroli wpadka jest nieuchronna. - Cóż, niech będzie panie Lensherr. Facet musiał być Niemcem, skoro jego dziadkowie mieszkali tu przed wojną, zresztą nazwisko też to sugerowało. - Może mi pan zdradzić co i skąd wie pan o moich... właściwościach?
Erik uśmiechnął się serdecznie, gdy usłyszał pozytywną odpowiedź Grzegorza.
- Mało ludzi zdaje sobie z tego sprawę, ale homo sapiens novus wydają specyficzne fale mózgowe. Mój przyjaciel skonstruował urządzenie, które potrafi je wykrywać i lokalizować, chociaż bez telepaty, trudno znaleźć wszystkich... - wręczył chłopakowi wizytówkę. - Tymczasem, spędź święta i nowy rok z rodziną, porozmawiaj z nimi i staraj się unikać stresu. Odezwę się w styczniu, co ty na to? Grzegorz skinął głową. I tak nie miał specjalnego wyboru. Miał nadzieję, że uda mu się jakoś do stycznia nie zdradzić... Pożegnał się z Erikiem i ruszył do domu, klnąc w duchu na przeklęte geny. Jakby co najmniej tego potrzebował!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: BlindKitty »

Dezba Anaba

Zamrugał niepewnie, wstając. Przypatrzył się jeszcze raz kulom leżącym na podłodze.
Aż wreszcie napięta do granic możliwości bariera w mózgu, która dotąd powstrzymywała prawdę przed dotarciem do świadomości, pękła.
Gdyby kule po prostu się od niego odbiły, nie czułby bólu. Nie byłoby krwi. Czyli został trafiony, naprawdę. A teraz kule leżały na zewnątrz, a przecież nikt ich nie wyciągał. A więc faktycznie, musiał się zregenerować, wypychając kule na zewnątrz odrastającą tkanką. Jak to szło? Homo sapiens superior, o ile się nie mylił. Sprawdził kiedyś - nadczłowiek rozumny. Mutant.
Wzruszył ramionami, nagle zobojętniały na to co zaszło.
- Pewnej mniejszości - pokiwał głową, spoglądając na swojego nauczyciela. - Zawsze byłem pewną mniejszością, a teraz zdaje się będę mniejszością nawet wśród tej mniejszości - powiedział swoim spokojnym, łagodnym głosem. - Zapewne jednak nie chce pan w tej sytuacji, żebym tu pozostał? - taką sugestię wyczytał z tonu głosu Waltera, wciąż jednak miał iskierkę nadziei, nigdy bowiem nie było łatwo poznać po starym kowalu, co ów myśli.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: MarcusdeBlack »

Michael Griffith

Michael zaśmiał się nerwowo, nieco histerycznie. - To stres. To cholerny stres. - Zaczął się uspokajać, zamnknął oczy i znów spojrzał na krzesło, które wciąż było w kawałkach, leżało sobie niewinnie pod ścianą. Myślałeś że zniknie czy coś w tym stylu - Zakpił sam z siebie w duchu. Mężczyzna podszedł i zebrał kawałki mebla, przy okazji przyglądając im się jakby były dzikimi wężami. Potrząsnąl głową i wrzucił zniszczone krzesło do kubła, skierował się w stronę lodówki i wyjął sobie z niej zimne piwo.
- Wariuję, czy co? - Powiedział na głos. Świetnie jeszcze zaczynam gadać sam do siebie - Pomyślał i dokończył alkohol.
Nie wiedział co o tym myśleć, potrzebował się odprężyć.

Włączył telewizor. Na ekranie pojawiła się jakaś blond laska, blondyna. Griffith mruknął, znów powtórki i to jeszcze takie kity jak 'Dziennik..", nie pamiętał kogo dokładnie, jakieś idiotki. Wyłączył odbiornik i poszedł do łazienki. Prysznic, tego potrzebuję, jeszcze raz zmyć z siebie ten brud - Dodał w myślach. Ciepła woda spływała po jego ciele, czuł ulgę.

Kiedy skończył, położył się na łóżku, no tak po prawdzie to była kanapa, ale nieważne. Sąsiedzi nadal hałasowali, próbował usnąć i zapomnieć o tym szaleństwie. Ale nie mógł. Wpatrywał się w milczeniu w obraz za oknem, dzikie światła tańczyły w mieście, neony i reflektory, które nigdy nie śpią.
Ostatnio zmieniony czwartek, 23 kwietnia 2009, 11:27 przez MarcusdeBlack, łącznie zmieniany 1 raz.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Enrike
Pomywacz
Posty: 47
Rejestracja: środa, 24 grudnia 2008, 09:37
Numer GG: 8487833

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: Enrike »

Eva Hertz
Gdy ponownie otworzyłaś drzwi, Raven uniosła lekko prawą wbrew, ale zachowała uprzejme milczenie i zaproszona, przekroczyła próg wchodząc do środka. Usiadła na krześle naprzeciwko fotela i wygładziła spódnicę.
- Pani... bóle głowy nie przytrafiają się zwyczajnym ludziom. A moim zwierzchnikom zależy na osobach z wybitnymi talentami - poprawiła okulary przyglądając się twojej mimice lub jej braku. - Co do tego jak panią znaleźliśmy... Mało ludzi zdaje sobie z tego sprawę, ale tacy jak *my* wydają specyficzne fale mózgowe. Mój przyjaciel skonstruował urządzenie, które potrafi je wykrywać i lokalizować. Rozumiesz co mam na myśli? - spytała. W czasie gdy zbierałaś myśli by odpowiedzieć, wskazała jeszcze na twoje pigułki i dodała: - To nie pomoże.

Grzegorz Kozerski
Po kilkunastu minutach dotarłeś do domu, w milczeniu zjadłeś kolację i odruchowo zacząłeś przeglądać kodeks postępowania cywilnego. Pasjonująca lektura. Po chwili dotarło jednak do ciebie to, że i tak już niedługo nie będziesz z tego korzystał. Sięgnąłeś po "Tako rzecze Zaratusztra", którą czytałeś przed wyjściem na spacer i kiedy już ci się znudziło, poszedłeś spać.
Minęły święta Bożego Narodzenie i sylwester, zaczął się rok 2011. Jak co roku. W międzyczasie powiedziałeś rodzinie lub tylko matce lub ciotce o swojej przypadłości. Lub też wymyśliłeś wymówkę dzięki której twój wyjazd będzie czymś uzasadniony.
W pierwszym tygodniu stycznia zadzwonił do ciebie Erik, który zaproponował spotkanie pod ogromnym portem lotniczym w Chorzowie (powstałym na Euro 2012).

Dezba Anaba
- Każdy jest w jakiejś mniejszości - stwierdził Walter. - W tej sytuacji najważniejsze nie jest to, czego chcę ja, ale to, czego potrzebujesz ty. A potrzebujesz nauczyć się korzystania z twoich darów oraz schronienia - wstał i zaczął grzebać w jakiejś szufladzie kontynuując rozmowę - Tak się składa, że dwa tygodnie temu, gdy odwiedzałeś rodzinę, spotkał mnie pewien człowiek, Erik Lensherr. Rozmawialiśmy o tobie. Powiedział mi, że jakaś maszyna pokazała, że prawdopodobnie jesteś mutantem i żebym wręczył ci tę wizytówkę, gdy będę pewien - wręczył ci do ręki kartonik z tekstem "Erik Lensherr - Instytut dla wybitnie uzdolnionych" z adresem, stroną internetową i telefonem. - Chce pomagać takim jak ty. I uwierz mi, jeśli powiem że Erik rozumie metal lepiej niż ktokolwiek na świecie - uśmiechnął się.

Michael McGriffith
Jakimś cudem dotrwałeś świtu leżąc na kanapie i nie zmrużywszy oczu przez całą noc. Po wstaniu, zawirował ci przed oczami cały pokój, aż musiałeś przytrzymać się ściany. Wszystko skończyło się równie nagle, jak się zaczęło. Trochę ostrożniej skierowałeś kroki ku kuchni i zrobiłeś sobie mocną kawę. Po chwili odezwał się dzwonek w twojej komórce (zrezygnowałeś ze stacjonarnego, bo teraz i tak tylko podwyższają stawki i żerują na tych, którzy nie chcą się przestawić). Przyjąłeś połączenie i usłyszałeś kobiecy głos:
- Dzień dobry, moje nazwisko Darkholme Raven. Został mi pan polecony jeżeli chodzi o pomoc w remontach. Czy może się pan ze mną spotkać, dziś o 16, w Royal Cafe w Soho?
W sumie i tak nie masz dzisiaj nic do roboty, czemu by nie spróbować?
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: MarcusdeBlack »

Michael Griffith

Nawet nie zdążył umoczyć ust, kiedy zadzwonił telefon. Kto to do diabła - pomyślał. Był rozdrażniony i zły. Z nikim nie miał się dziś spotkać.
- Dzień dobry, moje nazwisko Darkholme Raven. Został mi pan polecony jeżeli chodzi o pomoc w remontach. Czy może się pan ze mną spotkać, dziś o 16, w Royal Cafe w Soho? - zabrzmiał ciepły kobiecy głos. Robota no nieźle..tylko że jego numer nie widniał na liście ogłoszeń, wszystko załatwiał majster.

Pewnie stary dał jej mój numer - doszedł szybko do wniosku. - Eee.. no jasne, co prawda dziś nie miałem już nic robić.. - Jak dobrze pójdzie to napije się jakiejś lepszej kawy, spojrzał na swój kubek, nie to co ta lura i jeszcze pogada z panienką, plus zarobi kasę. - od razu się ucieszył. - Okay, o szesnastej w Royal Cafe. - powiedział nieco zbyt optymistycznie.

Umył się i przebrał, do szesnastej było jeszcze trochę czasu, więc zaczął zabijać czas gapiąc się w TV.
Musiał się na czymś skupić.

[ Od kiedy to ja jestem McGriffith? Co? 8) ]
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Zablokowany