[X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: Perzyn »

Grzegorz Kozerski

Autobus wolno wlókł się ulicami Chorzowa. Za oknami panowała typowa polska zima. Czyli wiatr, deszcz i szara, obrzydliwa breja uchodząca w tym rejonie w powszechnym mniemaniu za śnieg, choć bliżej jej było raczej do zawartości rynsztoka. A do tego szarość i nijakość, widok do którego już dawno zdążył się przyzwyczaić. Wrócił myślami do rozmowy z ciotką.

Powiedział jej, że jest mutantem ostatniego dnia przed wyjazdem. Nie wiedział czemu, ale była jedyną osobą której ufał na tyle żeby to zdradzić. Przymknął oczy i przypomniał sobie tę scenę. Najpierw śmiech i traktowanie całej sprawy jak żart. A potem chwila wysilonej koncentracji z jego strony i zdziwienie wymieszane ze strachem z jej.

Mógł powiedzieć o tym, że zerwał ze studiami przynajmniej tyle dobrego, że dało mu to czas na poznanie i choć częściowe opanowanie swojej... właściwości. Jakoś odruchowo wzdragał się przed określeniem tego mocą. Eli oczy omal nie wyszły z orbit gdy na jej oczach przemienił się w dużego, szarego wilka. Był naprawdę spory, egzemplarze ważące około 80 kilo były rzadkie, ale za to waga choć mniejsza od jego pierwotnej była w miarę zbliżona do wagi Grzegorza.

Parę eksperymentów pozwoliło ustalić mu granice jego umiejętności. Nie wiedział dokładnie jak działały, ale nie miało to większego znaczenia.

Gdy wreszcie dotarł na miejsce wysiadł i zaczął oglądać się za Erikiem. Uśmiechał się szeroko. W końcu mutant to też niezły zawód. No i nawet notariuszem łatwiej jest zostać...
Echo
Szczur Lądowy
Posty: 16
Rejestracja: czwartek, 19 marca 2009, 19:28
Numer GG: 2946932

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: Echo »

Eva Hertz

- Talentami... - Eva zmrużyła podejrzliwie oczy, odkładając tabletki na stół. Chwilę przyglądała się kobiecie, jakby nie docierały do niej jej słowa, po czym nagle westchnęła ze zrezygnowaniem. – Jeżeli twierdzi pani, że moja migrena nie jest zwykłym schorzeniem, w takim razie pozostaje mi tylko zapytać, czego właściwie pani ode mnie oczekuje w związku z zaistniałą... sytuacją. - Stwierdziła, nadal sceptycznie podchodząc do całej sprawy.

- Oczekuję jedynie rozważenia propozycji przeniesienia się do miejsca, gdzie mogłaby pani znaleźć pomoc w opanowaniu nowo nabytych zdolności - Z wewnętrznej kieszeni żakietu wyjęła wizytówkę i wręczyła Evie do ręki. "Erik Lensherr - Instytut dla wybitnie uzdolnionych" z adresem, stroną internetową i telefonem.

Dziewczyna z zaciekawieniem przyjrzała się wizytówce, uśmiechając pod nosem na widok napisu. „Uzdolnionych”...
- Nigdy nie słyszałam o tym instytucie, co jest w sumie zrozumiałe, jeżeli ciągle mówimy o tym samym. - Zaczęła nerwowo skubać palcami kosmyk włosów. Była obecnie w takim szoku, że nie miała nawet czasu, by zacząć panikować. W myślach, nie wiedzieć czemu, kołatało jej się tylko słowo "dziwoląg". - Ta migrena... Czy ta "pomoc" pozwoli mi się jej pozbyć?

- Nie jesteśmy zbyt popularni ze względu na nasze metody rekrutacji - Stwierdziła Raven. - Po treningu, na pewno będziesz w stanie wybierać, czyich myśli nie chcesz słyszeć. Jeśli chodzi ci o usunięcie mutacji, to nie jest to możliwe. Bez obaw, przywykniesz do tego.

Usłyszawszy słowo "mutacja", wzdrygnęła się niemal niedostrzegalnie. Czyli niestety mówiły o tym samym.
- Z tego, co widzę, ten instytut leży dosyć... daleko. Poza tym koszta, czego oczekujecie w zamian za trening? - Zapytała lekko drżącym głosem.

- Zapewniam cię, że nic nie stracisz. Przelot, zakwaterowanie i inne takie zapewnia Erik. Od ciebie chcielibyśmy tylko pomocy w sytuacjach, w których tacy jak my będą zagrożeni, ale raczej na to się nie zanosi, sytuacja się powoli stabilizuje, raczej będzie już tylko lepiej.

Migrena co prawda nie dawała jej spokoju, ale nawet w takim stanie domyśliła się, że raczej nie ma większego wyboru. Jeżeli to, co ta kobieta mówiła jest prawdą, sama nie poradzi sobie z "treningiem" i w końcu zwariuje, słysząc głosy dookoła. Teraz trzeba tylko zachować pozory normalności, to jest najważniejsze. No i zawsze będzie można wrócić, jeżeli coś pójdzie nie tak.
- A co z nauką? Jest środek roku, nie mogę tak po prostu zrobić sobie wolnego... Poza tym idą święta, muszę odwiedzić rodziców. - Wyraziła ostatnie wątpliwości, przytłoczona dawką nowych informacji.

- Ze szkołą nie będzie problemów. Mamy papiery na nauczanie, nie będzie problemów byś w przyszłości wybrała jakiś normalny zawód. Jeśli chodzi o rodzinę, to decyzja należy do ciebie. Moja rada: jedź do domu, spędź z nimi święta i nowy rok, porozmawiaj o wyjeździe. Unikaj stresu i tłoku. Do niczego cię nie zmuszamy.

- Dobrze... Zastanowię się nad tym. - Przytaknęła w końcu, kładąc wizytówkę na stoliku. Właściwie podjęła już decyzję w tej sprawie, ale wypadało jeszcze bardziej zorientować się w sytuacji.

- Zatem skontaktuję się z tobą w styczniu. Uzgodnimy, co i jak. – Zakończyła pani Darkholme.

Eva odprowadziła kobietę do drzwi. Pożegnawszy się, stała jeszcze przed wejściem długą chwilę, trawiąc informacje, które dopiero zaczęły do niej docierać. W jednej chwili okazało się, że jest jedną z tych dziwaków, o których słyszała w telewizji. Wyrzutkiem, śmieciem, którego nikt nie akceptuje, nie wspominając nawet o szacunku. Znowu to samo… Nie mogła dopuścić, by cokolwiek zepsuło jej teraz poukładane życie, to wszystko, na co tyle pracowała. Nauczy się, jak zapanować nad tym cholerstwem i będzie mogła wrócić do normalności, udawać, że nic się nie stało. Tylko co z rodziną? W sumie i tak to ona zwykle załatwiała wszystkie formalności. Praktyki za granicą powinny być wystarczającym wyjaśnieniem. Wszystko będzie w porządku, MUSI być w porządku, jak zawsze. Póki co trzeba ten ból w czaszce zagłuszyć pracą, dobrym początkiem będzie odwiedzenie strony www tego całego instytutu. Ciekawe jaką mają przykrywkę.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: BlindKitty »

Dezba Anaba

Poczuł sie bardzo niepewnie, kiedy okazało się że ktoś wiedział o jego zdolnościach przed nim. Z drugiej strony, przecież by nie uwierzył, gdyby wcześniej go ostrzeżono.
- Ale przecież... - zaczął, lecz przerwał natychmiast. - No dobrze. Dobrze, macie rację. Sam sobie z tym nie poradzę, przynajmniej nie tak łatwo.

Pokręcił głową i wziął do ręki wizytówkę, zastanawiając się.
- Czy mówił w jaki sposób się z nim kontakować?
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Enrike
Pomywacz
Posty: 47
Rejestracja: środa, 24 grudnia 2008, 09:37
Numer GG: 8487833

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: Enrike »

Michael Griffith bez Mc
Usiadłszy na kanapie, włączyłeś telewizor. Musiałeś natychmiast wstać i poprawić kabel, bo trochę śnieżyło na ekranie, ale w końcu się udało. Oczywiście, o tej porze leciały same idiotyczne programy, których prawie nikt nie oglądał. Lub powtórki. Ostatecznie skończyłeś na "Najsłabszym ogniwie", gdzie Anne Robinson wyśmiewała ludzi nie potrafiących podać stolicy Zjednoczonego Królestwa. Po programie znów nie mogłeś nic znaleźć, odchyliłeś głowę do tyłu, zamknąłeś oczy i pomyślałeś że wypadałoby zrobić zakupy, bo już nawet chleba nie w kuchni. Zasnąłeś ze zmęczenia.
Otworzyłeś oczy, spojrzałeś na godzinę w lewym dolnym rogu ekranu i zakląłeś szpetnie. Chwyciwszy kurtkę pobiegłeś w kierunku dzielnicy Soho. W pędzie mijałeś różne sklepy z odzieżą, restauracje, kawiarnie i takie tam. Kątem oka złowiłeś dumny napis "Royal Cafe". Zatrzymałeś się i wszedłeś do środka. Jedyną nie będącą z obsługi osobą była około trzydziestoletnia kobieta o prostych, czarnych włosach, ubrana w czarną spódnicę do kolan i żakiet tego samego koloru. Zauważywszy cię, wskazała miejsce naprzeciwko siebie. Zdziwiła cię pewność, z jaką zostałeś rozpoznany, ale podszedłeś i zająłeś miejsce
- Witam, panie Griffith
- przywitała się. - Odradzam kawę, straszna lura - dodała nie przejmując się speszonym kelnerem, który po cichu się oddalił. - Muszę pana przeprosić i przyznać, że chciałam się z panem spotkać z innego powodu niż podałam przez telefon. Domyśla się pan o co chodzi? - spytała.

Grzegorz Kozerski
Wysiadłszy na przystanku pod chorzowskim lotniskiem, rozejrzałeś się za Erikiem. Nigdzie go nie było, wszedłeś zatem do środka. Całkiem rozsądnie, bo w sumie zimno na dworze. Znalazłeś go siedzącego na ławce, gdzie czytał Gazetę Wyborczą. Z wyrazu twarzy można było wywnioskować, że styl tejże gazety nie przypadł mu do gustu. Dostrzegł cię, wstał i wrzucił gazetę do stojącego nieopodal kosza.
- Ludzie naprawdę to czytają? - spytał trochę kpiąco. - Nieważne, trzymaj bilet i wizę, chyba niedługo zacznie się odprawa - istotnie, według tablicy informacyjnej mieliście niecałe piętnaście minut. Na szczęście wszystko poszło gładko i wkrótce znaleźliście się na pokładzie samolotu lecącego na lotnisko Kennedy'ego. Lot minął bez żadnych sensacji, nie porwali was islamscy ekstremiści, ani się nie rozbiliście.
[następny post zrobię jak już wszyscy się znajdą na miejscu, bo nie chcę 4 razy opisywać tego samego, więc w sumie nie musisz odpisywać, chyba że chcesz se pogadać z Erikiem w samolocie]

Eva Hertz
Strona internetowa nie była zrobiona zbyt profesjonalnie, bardziej przyciągające wzrok witryny robili niektórzy ludzie na informatyce. Instytut, jak głosiła krótka notka, zajmuje się poszukiwaniem utalentowanych osób i pomocy w rozwijaniu owych talentów nie zaniedbując przy tym pozostałych dziedzin wiedzy. Mieścił się w Bayville, w stanie Nowy Jork, kilkanaście minut samochodem od największego miasta Stanów. Następne dni mijały w względnym spokoju. Miałaś już wolne i wychodziłaś na zewnątrz tylko wtedy, gdy naprawdę musiałaś. Techniki medytacyjne pomagały odciągnąć myśli od tępego bólu w potylicy. W końcu wsiadłaś w pociąg i pojechałaś jednym z tych nowoczesnych, superszybkich pociągów do Moguncji. Po drodze słyszałaś myśli siedzących z tobą w przedziale osób, co strasznie drażniło, bo nie miałaś ochoty słuchać o szczypiorku, ani o pogrzebie Heinricha Reikaufa. Jakoś jednak wytrzymałaś. Na dworcu spotkałaś Henrika, który wyściskał cię i odwiózł do Mesenich. Po drodze nie rozmawialiście zbyt wiele.
Minęły święta, minął Sylwester. Kilka dni po pierwszym stycznia zadzwoniła do ciebie Raven.
- Cześć. Szczęśliwego nowego roku! I jak, podjęłaś decyzję? - spytała.

Dezba Anaba
- Najlepiej chyba byłoby zadzwonić - zaproponował Walter podając ci słuchawkę telefonu. - Powiedz, że dzwonisz ode mnie i wte--- - przerwał i spojrzał na twoją dłoń. Wyśledziłeś jego wzrok i zerknąłeś na kończynę. Szczątki zmiażdżonej słuchawki leciały na podłogę. Hicks pokręcił z niedowierzaniem głową. - O czym to ja... No nieważne, może spróbuję ci wykręcić numer na komórce? - mimo całego tego entuzjazmu byłeś w stanie wyczuć, że wcale nie chciał się ciebie pozbywać. Jednak napięcia na linii człowiek-mutant sprawiały, że w niebezpieczeństwie nie znaleźli się jedynie "odmieńcy", ale także "mutantoluby". Cóż, jak zwykle, w mediach najgłośniej było o radykałach, co wcale nie pomagało żadnej ze stron.
Echo
Szczur Lądowy
Posty: 16
Rejestracja: czwartek, 19 marca 2009, 19:28
Numer GG: 2946932

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: Echo »

Eva Hertz

Biorąc pod uwagę wygląd strony internetowej, cała ta szkoła rzeczywiście była tylko przykrywką. Cóż, jeżeli naprawdę zdecyduje się tam przeprowadzić, będzie przynajmniej miała blisko do Jabłka. Znajomi umrą z zazdrości, szkoda tylko, że nikogo z nich tam nie będzie. Znowu trzeba będzie zaczynać wszystko od nowa. Poza tym kwestia języka, całe szczęście angielskiego uczyła się od małego, co nie zmienia faktu, że i tak trudno będzie się przestawić.
Cały swój pobyt w domu myślała nad wyjazdem, nad tym, czy warto przerywać swoje ułożone życie i w ciemno pakować się w ten cały „Instytut”. Jednak im więcej czasu upływało, tym bardziej dochodziło do niej, że ten problem sam się nie rozwiąże. W końcu doszła do wniosku, że jeżeli zignoruje tę propozycję, jej mała tajemnica może wyjść na jaw, a wtedy nic nie będzie już takie jak dawniej.
Uświadomiła nawet rodziców, że prawdopodobnie niedługo szykuje się dłuższy wyjazd do Stanów dla najzdolniejszych uczniów i być może się do niego zakwalifikuje. Z początku dość sceptycznie podeszli do całego pomysłu, ale jak zwykle w końcu ulegli swojej ukochanej córeczce. Obiecali, że odwiedzą ją, gdy tylko znajdą trochę czasu, a Eva doskonale zdawała sobie sprawę, że to nigdy nie nastąpi.
Koniec końców, ucieszyła się więc na telefon od Raven.
- I również szczęśliwego. Każdy by ją podjął po świętach spędzonych na słuchaniu myśli mojej sąsiadki. – Odparła, krzywiąc się lekko, wspomniawszy panią Loritz. Zawsze przypuszczała, że ta kobieta wprasza się do nich tylko po to, by zepsuć im te kilka rodzinnych chwil, które mają dla siebie w ciągu roku. Teraz była już tego pewna, nie wspominając o tym, że dowiedziała się o sobie kilku ciekawych rzeczy. Nigdy nie przypuszczała, że ubranie krótkiej sukienki czyni z niej, lekko mówiąc, pannę lekkich obyczajów, która nie ma za grosz poszanowania dla starszych.
- Powiedz tylko co, gdzie i jak. – Dodała już weselszym tonem, mając nadzieję, że wkrótce uda jej się rozwiązać ten malutki problem.
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: MarcusdeBlack »

Michael Griffith

Griffith zaczął bawić się serwetką, składając ją w pół - Nie jestem pewny, o co ci..Pani chodzi, mówiła pani o pracy, prawda? - Nie był tego już taki pewny.

Westchnęła bezgłośnie i odpowiedziała: - Wyłożę kawę na ławę, co będzie w sumie właściwie zważywszy na naszą obecną lokację. Wiem co potrafisz i znam ludzi, którzy chcieliby ci pomóc. Pytanie, czy ty dasz sobie pomóc, Michael?

Spojrzał na nią podejrzliwie. On sam nie wiedział CO potrafi. Zmrużył oczy mówiąc - Dać sobie pomóc? Wsadzicie mnie do jakiegoś słoja i będziecie badać! - Podniósł głos nawet sobie nie zdając z tego sprawy.

Czyszczący szklanki kelner spojrzał na ciebie zza lady, ale wrócił do swojej czynności.
- Wręcz przeciwnie. Wyobraź sobie, że nie jesteś jedyną osobą z wyjątkowymi zdolnościami na tej planecie. I że ci, którzy chcieliby cię kroić skalpelem, nie dyskutowaliby o tym z tobą w kawiarni. Uwierz mi, mam z takimi doświadczenie. -

Logika kobiety trafiła do Michaela, uspokoił się. - Okey, rozumiem. - Miał mętlik w głowie, cały ten natłok wydarzeń, czuł się jak w jakimś słabym filmie science fiction. - Czyli tak naprawdę nie mam lepszego wyboru, niż pójść na rękę wam? - Spojrzał w oczy Raven.

- Jeśli tu zostaniesz, w najlepszym wypadku zostaniesz w końcu zdemaskowany i do końca życia odizolowany od innych ludzi. W najgorszym, dostaniesz kaszlu i zrównasz Londyn z ziemią. Ale decyzja należy do ciebie. - odparła beznamiętnym głosem, jakby tłumaczyła coś dziecku.

Mężczyzna zbladł. Przejął się bardziej tym drugim powodem. - Jak to ...- przełknął ślinę, kierując wzrok gdzieś w dal. - Dobrze. - Westchnął. - Co mam robić? -

- Skontaktuję się z tobą na początku stycznia, musimy jeszcze załatwić parę spraw. Wyślę ci bilet i inne takie na twój adres. Do tego czasu staraj się nie przeziębić i nie wrzeszczeć na sąsiadów, dobra? - spojrzała na niego, wyczekując odpowiedzi.

Kiwnął głową na znak że rozumie. - Gdzie mam jechać? - Spytał niepewnie.

- Lecieć. - Poprawiła go i zaraz dodała. - Bayville, Nowy Jork. Ktoś z naszych odbierze cię z lotniska. - Po czym zostawiła mężczyznę z rozkołataną głową.

Dni kiedy wyczekiwał na styczeń, były napięte, był tak przybity że nie prawie cały czas siedział w domu. Gdy nadszedł wyczekiwany miesiąc, Griffith był nadal zrezygnowany, wszystko działo się wbrew jemu.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Enrike
Pomywacz
Posty: 47
Rejestracja: środa, 24 grudnia 2008, 09:37
Numer GG: 8487833

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: Enrike »

Eva Hertz
Wkrótce dostałaś bilety i pojechałaś do Monachium, gdzie wsiadłaś w samolot do Nowego Jorku.

Eva, Michael, Grzegorz
Na wiecznie zatłoczonym lotnisku Kennedy'ego w Nowym Jorku, przed chwilą wylądowały trzy samoloty z Europy, w których byliście wy. W środku odnalazł was elegancki, około czterdziestoletni człowiek, który przedstawił się Evie i Michaelowi jako Erik Lensherr. Na zewnątrz, w czarnym vanie, czekała na was blond włosa kobieta, której rysy twarzy wydawały się Evie i Michaelowi dziwnie znajome. I słusznie, gdyż okazało się, że była to znana już im Raven Darkholme. Przywitaliście się i pojechaliście na wschód, w kierunku Bayville. W ciągu dwudziestominutowej podróży mieliście czas by sobie pogadać lub pomilczeć.
Po przejechaniu przez bramę oraz sześćdziesiąt metrów otoczonej liściastym lasem dróżki, dostrzegliście Instytut. Był to cieszący oko, piętrowy budynek z czarnymi dachówkami. Po wejściu do środka i minięciu małego przedpokoiku, znaleźliście się w znacznie przestronniejszym pomieszczeniu. Tutaj z kolei znajdowała się sofa i kilka foteli. Tu też rzuciliście bagaże i usiedliście zmęczeni wielogodzinnymi lotami. W pokoju tym znajdowała się wnęka kuchenna, dało się dostrzec też m.in. kominek, w którym aktualnie płonęło drewno wypełniając całe pomieszczenie przyjemnym ciepłem. Nad kominkiem znajdował się śmieszny hełm oraz portret jakiegoś łysego człowieka. Ponownie, mogliście sobie pogadać lub po prostu posiedzieć.
Następny tydzień minął wam na aklimatyzacji oraz poznawaniu siebie i innych. Poznaliście też Forge’a, zazwyczaj próbującego być zabawnym, dwudziestokilkuletniego technicznego geniusza. Wasze pokoje znajdowały się na piętrze, w prawym skrzydle budynku. Na tyłach Instytutu było też patio, ale z racji pogody raczej z niego nie korzystaliście.

[teraz chyba się opisujecie i dialogujecie]
[Blind, jak chcesz, to możesz odpisywać tak, jakby twoja postać dotarła do Instytutu jakieś 2 dni po reszcie]
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: BlindKitty »

Dezba Anaba

Z całą mocą dotarło do niego, jak bardzo potrzebuje teraz pomocy. Wprawdzie wyglądało na to że posługiwanie się młotem kowalskim stanie się jeszcze łatwiejsze...
Ale za to będą trudności z piciem ze szklanki, żeby daleko nie szukać.
- Tak, ale jeśli możesz, potrzymaj słuchawkę, na wszelki wypadek... - Dezba nie chciał już narażać swojego nauczyciela na dodatkowe koszty. Wystarczy jeden rozwalony telefon.

Rozmowa nie trwała specjalnie długo. Indianin umówił się na przelot do Instytutu, uzgodnił czas i całą resztę, a potem poszedł się spakować. Uznał że podawanie ręki na pożegnanie z pewnością może się źle skończyć, więc dwa dni później wyszedł na samolot jedynie mówiąc "Do zobaczenia".

Opuszczał dom, po raz kolejny. Ale czuł, że jego prawdziwym domem i tak jest las. Las i preria, ale na preriach teraz rośnie kukurydza... Choć nie da się ukryć że i lasów coraz mniej. Wsiadł do samolotu, nie bez trudnośc - poświęcał mnóstwo czasu, żeby przypadkiem nie zniszczyć czegoś, przy wyciąganiu dokumentów i tak dalej - i wyruszył na spotkanie z przeznaczeniem.

Z dwudniowym opóźnieniem pokonał tę samą trasę co inni wcześniej, trafiając na jej końcu do przyjemnego, piętrowego budynku. Do tego czasu, kiedy pamiętał żeby się pilnować, dawał bez większych trudności radę z normalnymi czynnościami, nawet gdy trzeba było radzić sobie z czymś delikatnym czy kruchym. Gdy wreszcie dotarł do Instytutu i wszedł do salonu, ci którzy akurat byli w środku, ujrzeli iż Dezba jest mężczyzną wysokim i potężnie zbudowanym. Niektórzy nazwaliby go wręcz olbrzymim - ma bowiem niemalże siedem stóp wzrostu i waży nie mniej niż dwieście pięćdziesiąt funtów, bez uncji zbędnego tłuszczu. Jego skóra jest miedzianoczerwona, jak na Indianina przystało, nosi też długie do ramion, kruczoczarne włosy; dzisiejszego dnia zaplecione w gruby, błyszczący warkocz. Jego twarz, z dużym, garbatym nosem i smoliście czarnymi oczami, sprawia wrażenie wyciosanej z kamienia, prostej i surowej - i, bądźmy szczerzy, niezbyt przystojnej. Ma duże dłonie i gruzłowate, wyraźnie zarysowane pod skórą mięśnie, takie jakie zwykle miewają ludzie silni, choć szczupli. Z okazji przybycia w nowe miejsce, ubrał się nadzwyczaj, jak na siebie, elegancko, zakładając porządne dżinsy i szarą, przyzwoitą koszulę.
- Jestem Dezba Anaba, z plemienia Navajo - przedstawił się wszystkim obecnym, ciekaw kim są pozostali.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: Perzyn »

Grzegorz Kozerski

Wykorzystywał czas na aklimatyzację najlepiej jak mógł. To znaczy dzieląc go pomiędzy książki z biblioteki ośrodka i siłownię znajdującą się w piwnicy. Co prawda nigdy nie był miłośnikiem ćwiczeń fizycznych, ale skoro studia trafił szlag a jego praca nie będzie się raczej kwalifikować jako czysto umysłowa, to trzeba się wziąć za siebie.

Pozostałą dwójkę poznał dosyć pobieżnie, nie zależało mu na towarzystwie. Ot, wymiana zdawkowych uprzejmości, parę zamienionych zdań. Nie zdziwiłby się, gdyby uznali go za mruka i ponuraka.

Gdy przyjechał czwarty, zdaje się, że chwilowo ostatni z uczestników szopki siedzieli właśnie w salonie. Grzegorz jak zwykle z książką w rękach. Rok "1984", tym razem w oryginale. Gdy Indianin wszedł do salonu, podniósł wzrok znad książki. Sam był dość postawny, przede wszystkim wysoki, a gęsta broda i włosy praktycznie na całym ciele sprawiały, że wyglądał nieco jak niedźwiedź. Albo Yeti. A w każdym razie niemal jak wybryk natury. Którym przecież był. Ale Dezba to była inna liga. Grzesiek założyłby się, że Indianin mógłby iść w zapasy z prawdziwym niedźwiedziem i wygrać.

- Jestem Dezba Anaba, z plemienia Navajo - przedstawił się wszystkim obecnym, ciekaw kim są pozostali.
Chcąc mieć przywitanie za sobą Polak skinął głową.
- Mi możesz mówić Greg. - Eva i Michael mieli kłopoty z wymówieniem jego imienia, dlatego zdecydował się używać angielskiego odpowiednika. - Miło cię poznać. Jeszcze więcej frazesów...
Echo
Szczur Lądowy
Posty: 16
Rejestracja: czwartek, 19 marca 2009, 19:28
Numer GG: 2946932

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: Echo »

Eva Hertz

Z początku była trochę zdenerwowana, niecodziennie zmienia się miejsce zamieszkania i poznaje osoby, z którymi jakieś dwa miesiące wcześniej nie chciałaby nawet zamienić słowa.Wkrótce jednak okazało się, że nie miała się czego obawiać. Wszystko wydawało się być w porządku i po jakimś czasie większość wątpliwości ustąpiła.
Dwa dni zleciały jej bardzo spokojnie. Sporo czasu spędziła przy laptopie, rozmawiając ze znajomymi z Berlina, wymieniła też kilka słów z rodziną, upewniając ich, że wszystko jest w porządku. Zrobiła nawet kilka szkiców budynku i kręcących się po nich postaci, by nie stracić wprawy. Brakowało jej trochę ruchu, ale zapewne i na to przyjdzie czas.

- Eva Hertz, Niemcy. – Doleciał z korytarza damski głos z typowym, dosyć ostrym akcentem, gdy weszła do środka ze szklanką w dłoni.
Była dość wysoką, młodą dziewczyną o lśniących, czekoladowych włosach za łopatki. Zadbana cera, nawet zimą delikatnie zabrązowiona słońcem, perfekcyjny, lekki makijaż oraz starannie dobrane do sylwetki ubrania od razu sugerowały, że zwraca sporą uwagę na własny wygląd.
Zwinnym krokiem przeszła przez cały salon, by w końcu przysiąść na podłokietniku wygodnej sofy. Założywszy nogę na nogę, pociągnęła przez słomkę łyk warzywnego soku, cały czas nie odrywając bystrych, zielonych oczu od nowego mutanta. Była ciekawa jego myśli, zresztą tak samo, jak i całej reszty. Nawet, jeżeli nikt nie pokierował jeszcze w żaden sposób jej zdolności, zaczęła dostrzegać pewne korzyści, jakie ze sobą niosły.
- No proszę, pan Lensherr nie tracił czasu przez te święta. To już jest nas czwórka, jeżeli chodzi o nowe, urocze, „uzdolnione” osoby tutaj. – Powiedziała po chwili, z lekkim uśmiechem zerkając trójkę mutantów. Zdecydowanie żadnego z nich nie chciałaby spotkać kiedyś sama w ciemnej uliczce. Co jeden, to wyższy i lepiej zbudowany. Naturalnie nie miała nic przeciwko oglądaniu wyćwiczonych sylwetek, było to nawet miłe zajęcie.
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [X-Men] Mutant potrzebny od zaraz

Post autor: MarcusdeBlack »

Michael Griffith

Michael miał problem, nie tego się spodziewał. Myślał że będzie jak w jakimś pułku karnym czy coś takiego, a całe to miejsce wyglądało bardziej na jakieś cholerne sanatorium. Do tego dwójka nowych 'znajomych', raczej nie chciała z nim gadać, każdy zaszył się gdzieś z własnymi myślami. Miał o nich już o nich pewne zdanie, Niemka byłą ładna, ale po pierwsze zbyt młoda i w dodatku z tych które lubią jak ludzie grają według ich zasad, takie przynajmniej na nim zrobiła wrażenie. Polak, inaczej widział typowego polaka, choć Greg nie był typowy, owłosiony dziwak, Griffith jakoś nie mógł sobie o nim wyrobić zdania. Czas jaki dostali, na przyzwyczajenie do nowego lokum, były łotr spędził na poznawaniu samego budynku i treningach, czasem mijał się z polakiem.

Sam Griffith, był nieźle wysportowany, miał umięśnione i wysportowane ciało, wyrobione przez lata życia na ulicy, takiego zdrowia, nie da się uzyskać na siłowni. Często jego twarz przysłaniają czarne włosy sięgające ramion, a dłonie do łokcia ma 'ozdobione', szeregiem dziwnych tatuaży, jakby z surrealistycznego snu, każde poruszenie mięsni wprawia je w ruch.

Gdy przyjechał nowy mutant, Michael miał na sobie swoje wytarte spodnie, biały podkoszulek i skórzane klapki, świetnie sprawdzające się w tym ciepłym klimacie, na wyspach rzadko można było się tak ubrać, nie obawiając się deszczu.
Indianin był człowiekiem dużym, ale Griffith wiedział że nie zawsze liczy się wzrost.

Mężczyzna przedstawił się dość oficjalnie - Jestem Dezba Anaba, z plemienia Navajo. - tak, a ja z plemienia London - pomyślał Anglik.
- Mi możesz mówić Greg. Miło cię poznać. Jeszcze więcej frazesów... - zaraz odpowiedział mu polak.
- Eva Hertz, Niemcy. No proszę, pan Lensherr nie tracił czasu przez te święta. To już jest nas czwórka, jeżeli chodzi o nowe, urocze, „uzdolnione” osoby tutaj. – zawtórowała, nieco rozbawiona Eva.
Dziwny ludzie, ale o też był dziwny, może nawet bardziej, bo nie był człowiekiem o uczciwej przeszłości. Czuł się gorszy od nich, na pewno nie żyli tak jak on, nie widział tego w ich oczach. - Michal Griffith, ale możesz mi mówić Mike, tylko nie Mikey bo się wkurzę. - powiedział z wymuszonym uśmiechem. Ciekawe co on potrafi, pewnie coś lepszego niż jakiś babski wrzask - pomyślał londyńczyk.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Zablokowany