[Marvel] Wakacje

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

[Marvel] Wakacje

Post autor: Ouzaru »

Ostatni pojedynek na lotnisku pokazał, jak jesteście dobrze zgrani. Współpraca, wzajemne zrozumienie, znajomość swoich mocy, możliwości, ograniczeń... Xavier był pod niemałym wrażeniem. Dlatego gdy nastał ten wielki dzień, kiedy Scott poślubił Jean, a reszta "dorosłych" postanowiła sobie zrobić wakacje, Profesor X dał Wam wolną rękę i zostawił Akademię pod Waszym nadzorem. Tęcza dostała propozycję zostania przez jakiś czas ze studentami, żeby nabrać sił i odpocząć po wyczerpującym pojedynku. Oczywiście gdyby zechciała zostać na stałe, jest mile widziana. W gabinecie Xaviera odbyło się małe zebranie, na które profesor zaprosił kilku uczniów.

- Zdajecie sobie sprawę, jak ryzykowne i niebezpieczne jest to posunięcie? Spocznie na was ogromny obowiązek i odpowiedzialność. Większość studentów została odesłana do domu na odpoczynek, jednak nie możemy zostawić Akademii całkowicie pustej. Liczę, że...
- Spokojnie, profesorze.
- Gambit podszedł do biurka i usiadł na blacie jednym pośladkiem. Spojrzał się na Was i uśmiechnął lekko. - To twoi najlepsi młodzi uczniowie, skoro potrafili współpracować nie tylko ze sobą, ale i z Pajączkiem, na pewno dadzą radę.
- O to się aż tak nie martwię, Remy. Nie zapominajcie, że mamy nowego... ucznia. Ethereal?

Ethereal.jpg
W pokoju zmaterializowała się mlecznobiała zjawa o zasłoniętych oczach i smutnym wyrazie twarzy. Unoszący się nad podłogą duch wykonał gest głową, jakby spoglądał na Was i na chwilę usta istoty wykrzywiły się w nieśmiałym uśmiechu.
- Jestem pewien, że poczujesz się tu jak w domu, Ethereal. Szybko przekonasz się, że znajdziesz tu wielu przyjaciół, którzy zaakceptuję cię i polubią. Prawda, Sandrock?

Zebranie nie trwało długo, po jakiejś godzinie staliście w hangarze i patrzyliście, jak Blackbird odlatuje z Waszą kontrolą na pokładzie. Czuliście się dziwnie, mając za sobą lewitującą zjawę. Trzeba było się czymś zająć.
- To co teraz? - padło pytanie z ust Ethereal.


* * *


Wstęp krótki, bo i nie będę wymagać super długich postów. Zasady gry chyba każdy zna? Piszemy w trzeciej osobie czasu przeszłego, zgodnie z zasadami ortografii i gramatyki języka polskiego. Każdy gracz jest po części MG i jeśli zamówicie sobie pizzę, nie musicie czekać na upa, żeby dostawca Wam ją przywiózł ;) Chyba wiadomo, o co mi chodzi? Dialogi wymagane, interakcja między postaciami również. Przez kilka postów będzie lajtowa atmosfera, żeby można się było zapoznać i rozkręcić. Na wszystkie pytania będę odpowiadać na PW lub w temacie rekrutacji.

Pozdrawiam, have fun.
zero.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Obrazek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Marvel] Wakacje

Post autor: Serge »

Obrazek

Michael Chambers

Sandrock dotarł na zebranie zorganizowane przez Profesora X nieco po czasie, co spowodowane było krótkim sparingiem z Gateway'em, który obaj rozegrali w War Room'ie. Trzeba przyznać, że Mike sporo się napocił 'walcząc' ze swoim imiennikiem i tylko przez dłuższy prysznic zawalił czas dotarcia na miejsce.

Gdy Profesor Xavier przemawiał, Mike podpierał ścianę z rękoma zawieszonymi na piersi i słuchał, co ma do powiedzenia ich mentor. Ubrany był tak jak zwykle, gdy Cyke (jak zwykł mawiać na Cyclops'a) i Emma dawali im 'wolne' od zadań w plenerze - miał na sobie wytarte dżinsy, które chyba niejedno już przeszły, sportowe buty i przylegający do ciała czarny t-shirt, podkreślający lekką rzeźbę Sandrocka. Właśnie zastanawiał się, gdzie wyskoczyć z Tęczą na obiad, gdy w pokoju zmaterializowała się kobieta o mlecznobiałej karnacji skóry i takich samych szatach. Mike spojrzał na nią marszcząc lekko brwi; widać profesor znalazł nowego ucznia.

- Jestem pewien, że poczujesz się tu jak w domu, Ethereal. Szybko przekonasz się, że znajdziesz tu wielu przyjaciół, którzy zaakceptuję cię i polubią. Prawda, Sandrock?

- Oczywiście, profesorze, nie może być inaczej. - potwierdził, po czym spojrzał na zjawę. - Nie martw się nic, jesteś wśród swoich... - uśmiechnął się szeroko, po czym wysunął przed siebie prawdą rękę i zamienił ją na moment w płynny piasek.

- Nie popisuj się, Mike. - rzuciła Tęcza, kiwając lekko głową i uśmiechając się do Chambers'a.

Mike zademonstrował jej jedną ze swoich głupszych min, po czym spojrzał w kierunku Ethereal.

- Będzie dobrze, zobaczysz. Prawda, przyjaciele? - popatrzył na pozostałych.

* * *

Sandrock z rękoma w kieszeniach obserwował jak Blackbird wzbija się w powietrze i znika po chwili w chmurach. Teraz mieli całą szkołę tylko dla siebie i byli za nią odpowiedzialni... Mike zastanawiał się, czy to czasem nie jest kolejny 'test' profesora, ale odbijając Chamber'a z rąk Juggernauta i Quicksilvera chyba dowiedli tego, że nadają się już do poważniejszych zadań i nie trzeba ich sprawdzać...

Z rozmyślań wyrwał go głos Ethereal.

- To co teraz?
- A co chciałabyś robić? Może coś zjemy na początek?
- Zjemy? - zdziwiła się zjawa. - Myślisz, że ja potrzebuję i mogę jeść? - zapytała, uśmiechając się niepewnie i sięgnęła dłonią do puszki coli stojącej na jakiejś beczce. Przenikęła przez nią i wzruszyła ramionami.
- To zmienia postać rzeczy. - Michael uśmiechnął się lekko. - Więc co byś chciała robić? - spytał, nie proponując nic więcej, by jej nie urazić.

- Nie wiem, zwykle nie robię nic - odparła powoli i jakby niechętnie. - Ciężko cokolwiek robić, gdy nie można niczego dotknąć. W każdym razie ja nie mam pomysłu, więc jeśli nie chcesz, to się nie kłopocz. Sandrock.

- Michael Chambers. – przedstawił się. - Sandrock to tylko mój pseudonim. Jak ty się nazywasz? Bo nie wierzę, że Ethereal. Może obejrzymy jakiś film? Tego nie trzeba dotykać. - rzucił puszczając jej oczko.

- Lisa. Myślę, że film będzie dobry... - bąknęła nieśmiało. - I naprawdę nie musisz się kłopotać, serio. Profesor chyba tak tylko powiedział do ciebie, na pewno nie chciał zrzucić na twoje barki niańczenia mnie.

- Ja ciebie nie zamierzam niańczyć, po prostu chcę, byśmy jakoś miło spędzili czas. Chyba że ty nie chcesz go spędzać ze mną, to spoko, rozumiem. - uśmiechnął się lekko i spojrzał na nią. - Zawsze taka byłaś? To znaczy w takiej 'formie'?

- Nie, nie zawsze. Od... kilku lat. - Rozejrzała się na boki. - Możemy pogadać w innym miejscu? Nie lubię, kiedy wszyscy się na mnie gapią - to mówiąc stała się niewidzialna, ale Mike doskonale wyczuwał jej obecność.

- Jasne. - rzucił nie widząc jej. Wyszedł z hangaru i skierował się do Pleasure Room'u. Sandrock'owi nazwa tego miejsca zawsze dziwnie się kojarzyła, ale odpowiadała jego zastosowaniu. Gdy pojawili się w pokoju pełnym filmów DVD i wielkiej, czterdziestocalowej plazmy, Mike rozsiadł się wygodnie na kanapie i klepnął dłonią miejsce obok siebie. - Możesz mi się już pokazać i usiąść obok. Wierz mi, nie gryzę. - Sandrock z uśmiechem na twarzy rozglądał się po pomieszczeniu.

Z głuchym łoskotem zwaliła się na podłogę całkowicie naga Azjatka. Mogła mieć jakieś 20 lat, miała dość długie czarne włosy, ładną buzię i kształtne pośladki. Jej placy i przedramiona znaczyły blizny po poparzeniach. Dziewczyna spojrzała się zdziwionym wzrokiem czarnych oczu na chłopaka i zarumieniła po same uszy.
- Ja... O, w mordę... - bąknęła cicho, szybko zamykając oczy.

Obrazek

- O cholera... - rzucił Sandrock odwracając szybko wzrok od nagiej Lisy. Wstał z kanapy, szybko ściągnął z siebie t-shirt i podał jej wbijając wzrok w ścianę pełną filmów naprzeciw niej. - Często zdarza ci się materializować w takiej formie, Liso? I wybacz, ale dostrzegłem blizny... Opowiesz mi coś o tym?

- Eee... - dziewczyna nie mogła wydusić z siebie słowa. Ktoś ze śmiechem wszedł do pomieszczenia, ale widząc Mike'a stojącego nad gołą nieznajomą, szybko opuścił pokój. Lisa tylko mocniej zacisnęła oczy, jakby starając się zniknąć. - Pierwszy raz w życiu się zmaterializowałam. I nie mogę przestać być widzialna! - zaczęła wpadać w panikę. Spojrzała na chłopaka, wzięła od niego koszulkę i niezdranie się ubrała. Dłonie, przedramiona, plecy i piszczele miała w bliznach, starała się je jakoś zakryć, ale jej się to nie udawało.

- Eeee... to może ja pójdę do Tęczy... Z pewnością pożyczy ci jakieś ciuchy, Liso. - Sandrock kątem oka dostrzegł, że jego koszulka zakrywa najważniejsze miejsca na ciele dziewczyny, ale mimo to nadal widział niektóre z jej blizn. - Skąd te blizny? Chyba że nie chcesz o tym rozmawiać... Nie możesz przestać być widzialna? To chyba dobrze, nie? Tylko musiałabyś coś na siebie zarzucić, żebym wreszcie mógł spojrzeć ci w oczy, Lisa... - rzucił. Jego głęboki głos miło wibrował jej w uszach.

- Mike, zabierz mnie stąd, boję się! - Ku jego zaskoczeniu, Azjatka rzuciła mu się na szyję i szlochając, mocno przylgnęła do niego. Była chłodna, czy wręcz zimna. Cała drżała na ciele. Sięgała mu prawie do brody i nawet ładnie pachniała, choć zapach jej włosów z czymś się mu skojarzył. Ze spalenizną.

- Jasne. - Sandrock wziął ją na ręce, po czym wyszedł z Pleasure Room i ruszył na górę mijając kilku studentów, którzy zostali w Instytucie Xaviera i ze zdumieniem patrzyli na chłopaka bez koszulki niosącego półnagą dziewczynę na rękach. Widząc jego chłodny wzrok nie pytali o nic, a Chambers dotarł nie niepokojony do pokoju, który dla Ethereal wyznaczył Xavier. Położył ją na łóżku i usiadł przy niej, patrząc jej w oczy. - Jak się czujesz? Jest ciut lepiej? - nie podejmował tematu dziwnego zapachu, jaki poczuł; z pewnością nie chciała teraz o tym rozmawiać.

Objęła się ramionami i starając się wyglądać mniej żałośnie, uśmiechnęła się lekko.
- Potwornie mi zimno. Od czasu pożaru w domu nie zmieniałam się, może czas żebym chociaż wzięła kąpiel? I potwornie zgłodniałam... Rany, wszystko na raz. Nie przeszkadzam ci? - zapytała niepewnie. - Nie jest ci zimno? - Spojrzała na jego nagi tors i szybko odwróciła wzrok. Nerwowo odgarnęła włosy z twarzy i wdzięcząc się, delikatnie założyła je za ucho.

Sandrock zajrzał do szafy stojącej obok łóżka i wyjął z niej gruby koc, nakrywając nim Ethereal.
- Mam nadzieję, że zaraz zrobi ci się cieplej. - poprawił koc nakrywając ją nim do szyi. - Mi nie jest zimno... moja zdolność pozwala mi utrzymywać taką samą temperaturę przez cały czas, więc nie przejmuj się mną. – uśmiechnął się delikatnie. - Może jednak zamówimy tę pizzę?

- Dziękuję, jesteś bardzo miły. Jak taki miły starszy brat. Albo chłopak. - Uśmiechnęła się szczerze. - Pizza brzmi nieźle, ostatni raz jadłam dwanaście lat temu, więc wiesz... - dodała z zakłopotaniem. - Wiesz, profesor mówił, że jak jestem w niematerialnej formie, to nie może mnie zlokalizować. Dopiero jak zaczął mnie normalnie szukać, to znalazł. Jestem wtedy niewykrywalna, zupełnie jak duch. Ale umiem coś poruszyć, za pomocą telekinezy... Tylko że teraz - wyciągnęła dłoń w stronę drzwi - teraz jakoś nie mogę.

- Pozostańmy przy starszym bracie, Liso. - uśmiechnął się do niej zawadiacko. - Zastanawiam się, dlaczego przybrałaś materialną formę. Może to przez stres? Ale wierz mi, nie musisz się tutaj niczego bać... - uśmiechnął się ciepło i pogładził ją dłonią po pięknej twarzyczce. Wciąż patrzył w jej wspaniałe oczęta.

Dziewczyna chciała coś odpowiedzieć, ale hałas na podwórku przed instytutem poderwał Sandrocka na równe nogi. Jakaś dwójka młodszych uczniów urządziła sobie walkę i właśne demolowali fontannę...

- Wybacz na moment, Liso... - Sandrock podniósł się z łóżka i podeszedł do okna. Miał zamiar odpowiednio ustawić młodych studentów...

Dialog przeprowadzony z zero na GG :-)
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Marvel] Wakacje

Post autor: Epyon »

Michael "Gateway" Ulrich

Na zebranie przybył wcześniej niż Sandrock, korzystając ze swojej mocy teleportacji. Był dość zmęczony, gdyż raczej nie miał szans w bezpośredniej walce i cała jego taktyka opierała się na unikaniu ciosów Chambersa i szybkich atakach tuż po teleportacji. Niestety, kostium nakładał na niego pewne ograniczenia i gdyby była to prawdziwa walka nie miałby perspektyw na przeżycie.

Michael usiadł na jednym z krzeseł i poprawił włosy opadające na czoło. Był ubrany w biały bezrękawnik, czarne bojówki i sportowe buty. Podczas całego zebrania co jakiś czas rzucał okiem na Tęczę, a gdy ta go na tym przyłapała odwrócił wzrok, więcej już na nią nie spoglądając.

W skupieniu wysłuchał słów Xaviera. Najbardziej zaskoczyło go jednak nie powierzone im zadanie, a nagłe pojawienie się nowej mutantki. Zjawa zmaterializowała się tuż obok i chłopak aż lekko podskoczył. Musiał przyznać, że jej mutacja była ewenementem. Nigdy nie słyszał o czymś podobnym, nie mówiąc już o zobaczeniu tego na własne oczy.

- Będzie dobrze, zobaczysz. Prawda, przyjaciele? - Sandrock popatrzył na pozostałych.

- Taaak... Pewnie tak. - mruknął pod nosem, jednak bez zbytniego entuzjazmu. Perspektywa opieki nad całym Instytuem trochę go przerażała. Wprawdzie miał już doświadczenie w dowodzeniu grupą, ale byli to naukowcy a nie banda bardzo utalentowanych w oryginalny sposób nastolatków.

- Gdybyście czegoś potrzebowali, będę na zewnątrz. - rzucił na odchodnym. Pomimo tego, że zdążył zaprzyjaźnić się z kilkoma mutantami, dalej preferował samotność. Cóż, taka była jego natura.

---

Gdy Blackbird odlatywał, Gateway przechadzał się po ogrodzie, kierując się w stronę swojego ulubionego drzewa, w cieniu którego zazwyczaj spędzał wolny czas. Miał ze sobą książkę z biblioteki instytutu, jak zwykle traktującą o alternatywnych wymiarach. Spojrzał w okna Instytutu, mając nadzieję dojrzeć gdzieś Tęczę, niestety nie udało się mu to. Westchnął i zabrał się do lektury. Wciąż poszukiwał sposobu na odnalezienie swojego ojca, mając nadzieję że kiedyś mu się to uda. Szczególnie pomagał mu Xavier, którzy udzielił mu informacji na temat mutantów z przyszłości, którzy kiedyś pojawili się w naszej teraźniejszości. To rzucało pewne światło na naukowe teorie i pozwalało snuć pewne domysły.

Z zamyślenia wyrwał go dopiero huk niszczonej fontanny. Rozejrzał się i dostrzegł dwójkę uczniaków, którzy jak widać chcieli pokazać co sobie robią z nowych opiekunów. Zdenerwowany wstał i ruszył w ich stronę.
-Można wiedzieć czym zawiniła ta rzeźba? - zapytał będąc już blisko. Zauważył, że z Instytutu wychodzi też Sandrock, widocznie również usłyszał dźwięki rozróby.
Obrazek
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: [Marvel] Wakacje

Post autor: Samanta »

Destiny

Obrazek


W jednym z wielu pokoi w akademii, na pojedynczym łóżku zasłanym białą pościelą leżała Destiny. Jej oczy były zamknięte lecz wcale nie spala. Wsłuchując się w piosenkę, (http://www.youtube.com/watch?v=iPXedBaBTWw) która leciała z głośników mini stereo znajdującego się na biurku, dziewczyna rozmyślał nad ostatnimi tygodniami swojego życia, które były dla niej bardzo trudne. Po tragedii z dzieciństwa gdy została przyjęta do akademii dla mutantów w Lille, Francji jej jedyną rodziną został jej profesor, profesor Pier, który zginą z rąk tych samych ludzi którzy zamordowali jej rodziców paręnaście lat temu. Po chwili lekki uśmiech zawitał na jej twarzy przypominając sobie jak jeszcze tydzień temu, w Paryżu profesor-X odnalazł ją i zaproponował przyłączenie się do organizacji mutantów, pomoc w szkoleniu się i rozwijaniu swych zdolności... Był miły, ciepły, wyrozumiały i cierpliwy... Razem z nim była Jean i Scott, którzy zachwalali Instytut. Właśnie tak znalazła się w akademii. Byl to jej trzeci dzień. Wyjeżdżając, profesor-X obiecał jej ze pozostali zajmą się nią na czas jego wyjazdu. Do tej pory większość czasu spędzała w w swoim pokoju i zamieniła parę slow z przystojnym chłopakiem, który przedstawił się jej jako Michael Chambers, którego poznała wczorajszego dnia. Przez ostatnie dni powoli przestawiała się z czasu francuskiego na czas amerykański, w końcu kiedyś już tu mieszkała. Inne miasto, inni ludzie... jednak ten sam kraj. Postanowiła w końcu wydostać się z tego dusznego pokoju.

Powoli otwierając oczy Destiny przetarła je ziewając. Kierując się w stronę łazienki dziewczyna ściszyła muzykę wydobywającą się z głośników. Spoglądając w lusterko zobaczyła swoje odbicie. Duze zielone, kocie oczy powoli obserwowały swoje odbicie. Pełne czerwone usta charakteryzowały Destiny. Jej czarne krótkie włosy były ułożone w artystycznym nieładzie a lekko zarumienione policzki sprawiały ze dziewczyna wyglądała całkiem nie źle ku jej zdziwieniu. Nagle jej wzrok przykula szczoteczka do zębów wystająca z jednej z jej walizek. Oczy dziewczyny wpatrywały się w przedmiot, który po chwili podniósł się w powietrze i po sekundzie "wleciał" w prawą dłoń kobiety. Lekki śmiech zawitał na jej twarzy.

Po dwudziestu minutach dziewczyna wyszła z łazienki. Lekki make up podkreslal wyraźne rysy twarzy Destiny. Ubrana była w dopasowane jeansy oraz białą bluzeczkę na ramiączkach.
-Co teraz? - mruknęła sama do siebie wyglądając przez okno. Słońce oświetlało cały park znajdujący się naokoło akademii. Nagle zobaczyła jakiegoś mężczyznę zmierzającego w stronę fontanny.
-Nie zły pomysł - Ostatnio Destiny coraz częściej łapała się na tym ze rozmawia sama do siebie. Lekkim krokiem wyszła z pokoju nie zamykając za sobą drzwi. Zrobiła jeszcze parę kroków i zatrzymała się z ironicznym uśmiechem na jej twarzy. Lekko odwracając się popatrzyła na drzwi, które w tym samym momencie zatrzasnęły się pod wpływem telekinezy kobiety. Destiny ruszyła w stronę wyjścia do parku. Po chwili zobaczyła znajomą twarz zmierzającą w tym samym kierunku...
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

Re: [Marvel] Wakacje

Post autor: Brzoza »

Obrazek

Kiedy Blackbird odleciał, Gilbert uznał że czas na świeżą dawkę wiadomości. Zajrzał do Pleasure Room’u ale zaraz się cofnął widząc jakiś damski nagi tyłek. Z resztą całkiem ładny. Udał się więc do kuchni, w końcu i tam jest telewizor. Zrobił sobie dwie kanapki z mięsem, otworzył piwo i usiadł przy blacie. Generalnie Gilbert nie przepada za Stanami Zjednoczonymi, chodzi o to że czuje się tu dosyć obco. Może to przez to że wychował się w biednych angielskich dzielnicach, albo to że uważa Amerykę za kraj zupełnie pozbawiony kultury i szacunku do historii. Może to dlatego że tęskni za matką. Po przyjeździe do instytutu, powiesił sobie Union Jack nad łóżkiem, po tych kilku latach flaga nieco wyblakła, ale to raczej nadało jej uroku. Potem zauważył że stara się stworzyć wokół siebie chociaż namiastkę ojczystego kraju. Czyta angielskie książki, stara się nawet interesować plotkami na temat Beckhamów czy rodziny królewskiej. Właśnie z tego powodu, kultywując w sobie angielską kulturę, woli włączyć sobie BBC, aniżeli CNN. I tak zrobił także teraz. Powoli zaczął mielić pierwszą kanapkę. Wiadomości sie skończyły. Magazyn ekonomiczny. Obejrzał nawet z zaciekawieniem kursy walut: Euro, Funta, Rupii, Batów, Franków Szwajcarskich i Dolara. Potem zaproszono do studio jakiegoś siwego dziadygę w okularach, który mówił że jest kryzys. Jak tylko Gilbert to zobaczył i usłyszał, przełączył momentalnie kanał, za dużo tego w mediach. Cartoon Network. Zawsze zastanawiało go, kto realizuje kreskówki ze Spider-manem, bo właśnie taka leciała. Koleś istnieje naprawdę i żyje gdzieś tam sobie w Nowym Jorku i traci grubą kasę na tym że nie ma praw autorskich do własnej osoby. Wziął drugą kanapkę. Fabuła serialu strasznie naiwna i cienka, na szczęście odcinek się skończył. Po kilku debilnych reklamach wystartowała Liga Sprawiedliwych. Crusher złapał się za głowę.” To jest dopiero żenada. Na świecie jest tyle mutantów lub ludzi posiadających super moce, a oni wymyślają nowych. Superman, w ogóle, kto to jest. Kolesia nie da się zniszczyć. Co to za absurd. Albo ten czerwony. Przecież to jakaś kalka Quicksilvera. Babka ze skrzydłami i pałą. Co za debilizm. Przecież ona jest jakaś nierealna. Albo ma się skrzydła, albo młot… Dobra koniec tego dobrego.”

Strzepnął okruchy z granatowej koszulki polo i jego ulubionych levisów. Spojrzał się na lśniące buty. Co jak co, ale buty muszą się lśnić. Wyjął z kieszeni jednorazową chusteczkę i profilaktycznie je przetarł. Odłożył talerz do zmywarki, piwo wziął ze sobą. Po drodze pociągnął łyk i odetchnął. O tak… to jest to. Zimne piwo, ładna pogoda, czyste buty i trochę luźniej w instytucie. To jest to. Wyszedł do ogrodu i rozparł się na pierwszej lepszej ławce. Wyjął papierosa i zapalił. Zimne piwo, ładna pogoda, czyste buty, trochę luźniej w instytucie i papieros. Uśmiechnął się krzywo. Czegoś tu brakowało...
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Kawairashii
Bombardier
Bombardier
Posty: 827
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
Numer GG: 1074973
Lokalizacja: Sandland

Re: [Marvel] Wakacje

Post autor: Kawairashii »

Obrazek

Robin

Pogoda sprzyjała wyprawie, Robin właśnie obserwowała powolnie wlokące się obłoki na błękitnym niebie. Pocieszne grubaski, co chwila przeszywane strzałami linii lotniczych, z nieopodal położonego lotniska. W ręku trzymała list od Prof. i Dyrektora Charlsa F. Xaviera, zapraszający ją do „Instytutu Xaviera Wyższych Nauk”, znanego również jako „Szkoła Xaviera dla Uzdolnionych Dzieci”.

Nigdy nie była w Nowy Yorku, a mieszkając w Północnym Salem, stanu Nowy York nie omieszka przynajmniej raz odwiedzić jedno z najpopularniejszych miast świata. Miała trochę kłopotów z odnalezieniem się w mieście na szczęście mieszkańcy tego miasta byli tak mili, że nie dość wskazania drogi, dokładnie opisali budynek do którego zmierzała. Najwidoczniej stał się pewnego rodzaju symbolem miasta, gdyż wielu ludzi rozpoznawało go pośród innych zabudowań. Dotarcie na miejsce nie trwało długo, jednak zamieszanie na lotnisku spowodowało nie małe opóźnienie w dostarczeniu bagaży. Najwyraźniej robili jakieś renowacje, bo połowa lotniska była osłonięta rusztowaniami.

Gdy wreszcie ujrzała to gigantyczną bramę z wyzłacanym mottem na łuku „Mutantis mutandis” zastanawiała się, jak w przypadku każdego pozłacanego napisy po łacinie, czymże jest ta złota myśl, że postanowili wybrać ją spośród tysięcy innych. Nacisnęła na dzwonek, trzymając w jednej dłoni list, a w drugiej, przewieszony przez ramię, bagaż. Lekki wiatr potargał jej włosy, zawijając wokół ust, odgarniając je myślała o tym jak wielka jest posiadłoś wchodząca w skład instytutu. Gdzie okiem sięgnąć tam las, trudno wypatrzyć jakiekolwiek mury, prócz tego przed nią.

Nacisnęła guzik, zastanawiając się skąd w takim miejscu, odgłosy odrzutowców skoro lotnisko opuściła dobre pół godziny temu. Robin była wysoką dziewczyną, o wzroście typowej koszykarki. Jednak dziwnym zrządzeniem losu, z dziedzicznością genów, stan jej ciała uniemożliwiał jej zostanie atletyczką. Głównie z powodu wyraźnych niewygód w postaci nad wyraz obfitych krągłości poziomu bioder i piersi, (sprawiających, że każde wchodzenie, czy schodzenie ze schodów liczyć się musiało z wprawianiem ciała w zbędne wibracje), z drugiej jednak strony nigdy tak naprawdę nie ciągnęło ją ku sportom, nie lubiła tej całej przemocy i skoków adrenaliny im sąsiedniczącym. A przynajmniej tak twierdziła, jednak widać było, że na taką rzeźbę brzucha czy bioder trzeba sobie czymś zasłużyć [szukać na google; Power Girl (Kara Zor-L/Karen Starr) i White Queen (Emme Frost)].

Miała naturalne siwe włosy, sięgające poziomu kolan, z wyrównaną grzywką skrywającą jej brwi i czoło. Siwe a jednak niezdradzające jej wieku, emanowały wręcz zdrowiem i siłą. Młoda, gładka i okrągła twarz z małym zadzierzystym noskiem i wyraźnie zakreślonymi oczyma zdradzającymi jej egzotyczne pochodzenie. Szerokie, wiecznie uśmiechnięte, wydatne usta oraz jasna cera z lekkimi śladami piegów, dodających jej osobistego uroku były wręcz jej cechami charakterystycznymi. Stojąc tak chwilę przed bramą, czekając aż ktoś podniesie słuchawkę i odpowie na jej dzwonek, obserwowała plac, wpatrując się w rozmawiających chłopców i przepiękną fontannę. Była to pewnie jakaś grecka bogini, najprawdopodobniej afrodyta, bądź –sądząc po szkole- Temida, czyli bogini sprawiedliwości.

Stojąc tak wkrótce w domofonie odezwał się męski głos.
-Słucham?
-Dzień dobry, dostałam zaproszenie od Profesora Charlsa Xaviera.
W tle było słychać jakieś zamieszki, gdy Robin wyjrzała zza rogu, po drugiej stronie bramy, a dokładniej przy fontannie nastąpił jakiś wybuch. Nagle głos osoby w domofonie zadrżał zdradzając swe zażenowanie sytuacją, jakby takie ‘wypadki’ zdarzały się dość często.
-Już już, proszę wejść, zaraz ktoś się panią zajmie…
Brama otwarła się , wpuszczając Robin na Instytutu.
Ktoś wrzasnął na dzieciaki:
-Można wiedzieć czym zawiniła ta rzeźba?
Wydawało się to tak trywialne w porównaniu do wybuchu na placu oraz faktu bycia w pobliżu dwójki chłopców, że wnioskując po reakcji ludzi wewnątrz, wydawało się że musiała pomylić adresy.

Robin była ubrana na biało, tak jak jej włosy i cera, na tle jasnego muru najprawdopodobniej wtopiła by się w tło. Nosiła nieprzezroczyste pończochy z koronkowym wykończeniem, oraz podobnie wykonane długie rękawiczki sięgające jej barków. Jasny gorset skrywający jej wdzięki był przyozdobiony gęsim puchem, a falbankowa mini powiewała na powiedzmy przyswajalnym dla oka poziomie. Pióra z gorsetu schodziły także na opadnięte ramiączka, przykryte gęstym puchowym szalem. Szpilki na wysokim obcasie oraz okulary biurowe dodawały jej i tak dość wyzywającej karnacji dodatkowego smaku.



Źródła, z których czerpałam
http://en.wikipedia.org/wiki/Xavier_Ins ... tute_Staff
http://en.wikipedia.org/wiki/X-Mansion
http://en.wikipedia.org/wiki/Mutatis_mutandis
http://en.wikipedia.org/wiki/Salem_Center,_New_York
http://en.wikipedia.org/wiki/Professor_X
My Anime List
Obrazek
3 weeks to AvP Release.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Marvel] Wakacje

Post autor: Epyon »

Robin "Dew" i Michael "Gateway" Ulrich

Robin chwilę czytała tabliczkę z adresem i sprawdzała czy adres listu pokrywa się z miejscem. Dziw przyznać, że się pokrywał, jednak dzieci w Instytucie nie wyglądały na specjalnie uzdolnione, wręcz przeciwnie skoro z tego co słyszała, wybuch fontanny to ich sprawka (wandale). Po chwili zrobiła swe pierwsze kroki ku rezydencji, biały dom wyglądał bardziej jak jakiś stary renomowany zameczek, a ktokolwiek był jego architektem wykonał pracę znakomicie reorganizując frontową ścianę i wpuszczając do wewnątrz więcej słońca.

Czytając list i upewniając się, że niczego nie zapomniała, lekko nadgryzała wargi okazując wewnętrzne zagubienie. Gdy dotarła do gruzowiska po byłej fontannie, nie była w stanie określić, jaką postać ówcześnie przedstawiała rzeźba w jej centrum. Przed nią stał odwrócony mężczyzna, pouczający dwójkę dzieciaków. Dookoła nie widziała żadnego nauczyciela, a on wydawał się dość odpowiedzialny, skoro pouczał młodszych. Spokojnie odczekała aż skończy swój monolog, wreszcie stając przed nim uchylając się lekko na bok, tak by delikatnie zaistnieć w kącie jego oka. Już na powitanie przywitała go sympatycznym uśmiechem.
-Dzień dobry, szukam Profesora Charsla Xaviera.


Michael w ogóle nie zauważył, że ktoś do niego podchodzi. Młodych mutantów odesłał do swoich pokoi, nie chcąc w pierwszym dniu wychodzić na despotę i nakładać jakąś horendalną karę. Gdy w końcu się zorientował, że nie jest sam odwrócił się w kierunku dziewczyny. Gdy dobrze się jej przyjrzał, na chwilę zastygnął z półotwartymi ustami.
- Eee... - zaczął. *Wow* - dodał w myślach.
Po chwili się zreflektował i dokończył lekko speszony:
- To znaczy dzień dobry. Niestety, spóźniła się pani. Profesor wyjechał dosłownie godzinę temu, cały ten burdel zostawiając nam. - wskazał na zniszczoną fontannę.

Jej twarz nagle posmutniała, spojrzała ponownie na list. Najwyraźniej została zaproszona, może jednak nie powinna się tak śpieszyć z przyjazdem, a może przyjechała za późno. Nie wiedziała, co zrobić. Mlasnęła raz czy dwa, zaczynając zdanie i kończąc je w sekundę rozpoczęcia.
-Proszę…
Podała mu list, wskazując linijki, w których Charls wyrażał współpracę, obiecywał rozwiązanie jej problemu i miłymi słowami zapraszał do Instytutu, na odnalezienie się w gronie, równie obdarzonych sojuszników.
-Leciałam tutaj sześć godzin. Dopiero, co przyjechałam z lotniska.
Wręcz błagała, czy nie dałoby się ja zanocować. Zakładając, że bez obecności Profesora, sprawy nie da się inaczej rozwiązać.


Chłopak przejrzał list.
- W takim razie obowiązki gospodarzy spadają na nas. - Gateway uśmiechnął się lekko, starając się pocieszyć dziewczynę, która wyglądała na strapioną, jednak sam był nieco speszony i chyba nie wyszło najlepiej. - Nazywam się Michael Ulrich, lecz proszę mówić do mnie Gateway. - wyciągnął do niej dłoń.
- Pozwoli pani, że pomogę z bagażami?

-Yumm… Proszę.
Jej rzeczy były sztywne i ciężkie, tak jakby zamiast ubrań zabrała z sobą kłody drewna. Za każdym razem, gdy przytakiwała, uchylała lekko głowę, mógł to być jej prywatny tik nerwowy bądź wyuczona reakcja. Wyglądało na to, że przy wyraźniejszym i bardziej energicznym przyznaniu racji była wręcz gotowa dygnąć przed Michale’em.
-Robin
Przedstawiła się krótko.
-Pan tutaj wykłada?


- W ten sposób bym tego nie nazwał. Wraz z kilkoma przyjaciółmi opiekujemy się Instytutem na czas nieobecności Xaviera. - wyjaśnił Gateway. Wyciągnął rękę w bok otwierając niewielki portal i wkładając do niego bagaż dziewczyny. - Twoje rzeczy są już w pokoju, Robin. Czy masz życzenie abym oprowadził cię teraz po szkole? A może jesteś zmęczona podróżą i zaprowadzić cię prosto do pokoju?
Wciąż był spięty w jej towarzystwie, jednak gdy się przedstawiła poczuł się trochę lepiej.

Zaniemówiła na chwilę była skonsternowana całym tym zajściem. Zakryła dłońmi usta, rozwarła oczy wpatrując się w dłonie chłopaka, oraz brakującego w nich bagażu, który właśnie mu podała.
-em.. to. To może heh
Zaśmiała się, jakby właśnie zobaczyła ducha
-Oprowadź mnie, jestem w tym wszystkim zagubiona, ten… ten cały Instytut, i.. bycie… no, wiesz. Czym tu się tak naprawdę zajmujecie?
Najwyraźniej chciała spytać o fontannę, oraz znikający bagaż, ale nie wiedziała, jakich słów użyć by nie urazić ‘tutejszych’.


Michael chwilę zastanawiał się, czy śmieje się z niego, czy rozbawiła ją jedynie metoda przeniesienia bagażu.
- Tak naprawdę zajmujemy się tutaj doskonaleniem naszych specjalnych zdolności. - odpowiedział, gestem zapraszając ją do pójścia za nim w stronę Instytutu.
- W gruncie rzeczy głównym przeznaczeniem tego budynku jest więc akademia. To nieważne, czy strzelasz z oczu promieniami, posiadasz zdolność natychmiastowej regeneracji, masz sześć rąk czy po prostu wyglądasz jak skrzyżowanie jaszczurki i strusia, tutaj każdy ma swoje miejsce.
Otworzył drzwi do Instytutu i przepuścił dziewczynę w drzwiach. Jej oczom ukazał się naprawdę sporych rozmiarów hol z ogromnym dywanem. Na lewo można było trafić do kuchni, Pleasure Roomu i kilku mniej istotnych pomieszczeń. Po prawej znajdowała się biblioteka, natomiast schody prowadzące na piętro kierowały do pokojów mieszkalnych, a także War Roomu i Cerebry. W piwnicy znajdował się jeszcze Danger Room.

-Aha rozumiem –spojrzała na swoje dłonie, zmieniła postawę przeskakując z jednej nogi na drugą- ale trzeba przyznać że lubisz się popisywać, co nie? –spojrzenie spodełba i uśmiech w rogu ust, dał Michaelowi do myślenia.
-Nie boicie się, że ludzie zaczną nieść plotki o instytucie?


Gateway lekko się zarumienił.
-Profesor Xavier to telepata. Każdy kto tędy przechodzi nie posiadając genu X widzi zwykły zakład psychiatryczny. - odparł.
Chwilę milczał, prowadząc dziewczynę w stronę drugiej części budynku.
-Po drugiej stronie także jest ogród. Chciałabyś go obejrzeć?

-Z przyjemnością, pokaż mi wszystko, co tylko możesz, to znaczy, jeśli nie zajmuje ci tym zbytnio twojego czasu.
Robin odgarnęła włosy z zarumienionego policzka. Czuła się jak mała dziewczynka w wesołym miasteczku.
-To znaczy, że możemy tu robić, co chcemy, ćwiczyć władanie nad tymi mocami i nikt, totalnie nikt nie zwróci na to uwagi? A co z kamerami, aparatami?


-Nie musisz się o nic obawiać, teren jest w pełni zabezpieczony.
Michael poprowadził ją schodami, a następnie jednym z korytarzy. Przez okna można było dojrzeć część otaczających budynek terenów. W końcu doszli do tarasu, gdzie znajdował się ogród pielęgnowany zazwyczaj przez Ororo. Było wczesne lato, więc wszystkie kwiaty kwitnęły, roztaczając dookoła tęczę przeróżnych barw. Wzdłuż rabatek ciągnęły się alejki z ławkami.
-Dziewczyny często tutaj przychodzą, szczególnie gdy akurat jest Storm. Lubią razem pogadać.

Gdy dziewczyna weszła na schody, stale trzymała się poręczy, utrzymując pion a przynajmniej starając się zniwelować wibracje jej krągłości. Wibrujący jak galareta tors Robin, wprawiał ją w zakłopotanie, może i dobrze zrobiła wybierając tak surowo skryty pod białym pierzem gorset, wejście po schodach w pulowerze spowodowałoby nie małe zamieszanie.
Im wyżej dachu, tym więcej perfum gościło w eterze.
-Whaaa ale tu pięknie pachnie.
Co chwila czerpała z powietrza nowe zapachy, napełniając swą pierś po kres wytrzymałości gorsetu. Jednak, gdy usłyszała dziwne zdanie Michaela, zwróciła mu zdanie.
-Storm? To chyba niebezpiecznie przebywać na poddaszu w czasie burzy?


- To jedna z nauczycielek. Ma zdolność kontroli nad zjawiskami atmosferycznymi. - przepuścił dziewczynę przodem, a sam został przy wejściu na taras.

-Czyli nawet nauczyciele mają takie xywki? Sami sobie wymyślają, czy profesor im je nadaje?
Robin przykucnęła, by powąchać jeden z kwiatków.
-Nie jestem dobra w te gierki, a jaką ty byś mi dał?
Spytała przeplatając ramiona pod sobą, i wypinając nieświadomie nabrzmiały biust.


- Te pseudonimy to pomysł profesora. Swoją drogą całkiem niezły. Nowe imię opisuje twoje własne umiejętności i osobowość, a nie charakter zmarłego przodka. - wyjaśnił.
- Co do twojego nowego imienia... Trudno coś powiedzieć, nie znając twoich specjalnych umiejętności.

Robin zamyśliła się, wąchając kwiat i rzucając wzrokiem w nicość.
-Mówiłeś coś o cerebro, nie pamiętam za dobrze, czy to ta sama nazwa, ale myśląc o tym na myśl przychodzi mi trójgłowy pies… heh.. może opowiesz mi coś więcej o tym. Pewnie chodzi o jakiś system zabezpieczeń tak?


- Raczej nie powinienem wiele zdradzać na ten temat. W gruncie rzeczy sam wiem niewiele. Cerebro to urządzenie, które jest w stanie zwiększyć zdolności umysłowe. Pomaga odnajdywać młodych mutantów, a my następnie przechwytujemy je zanim wpadną w ręce Braterstwa lub S.H.I.E.L.D. - wyjaśnił. - Tak swoją drogą, to na czym polegają twoje mutacyjne talenty?

-Eheh…
Uśmiechnęła się niechętnie, świdrując płatki róży wzrokiem. Po czym widocznie dotkała kwiatu sprawiając, że wszystkie róże dookoła niej zaczęły tańczyć.
-To idzie mniej więcej tak…
Kontynuowała, pokazując Michaelowi magiczną wręcz scenę, gdy cały ogród nagle ożywał, owijając jej stopy, oraz ocierając się o chłopaka swymi liśćmi i płatkami.
-um.. mogę sprawić że się ruszają, oraz… że są mocniejsze.
Robin wstała, i weszła w szpilka pomiędzy kwiaty, jednak jej stopy nie zapadły się wśród gąszczu traw, ku zdziwieniu Michaela, Robin potrafiła stać na pączkach stokrotek.
-no, coś... takiego…
Robin spojrzała nieśmiale na chłopaka, najwidoczniej dawno nie robiła takiej pokazówki.
-to… to, kim jest bractwo, oraz S.h.i.e.l.d.?


-To jest... wow... - wydukał widząc jak na jego oczach kwiaty ożywają.
Przez chwilę wpatrywał się tylko na zmianę to w ogród, to w Robin.
- Co do Bractwa i S.H.I.E.L.D. to chyba będzie zbyt wiele jak na jeden raz. Z czasem dowiesz się wszystkiego. Może tymczasem zechcesz poznać resztę ekipy?

-O! z przyjemnością…
Przebudziła się.
-Tak chodźmy
Zeszła z ożywionych roślin, a może raczej ‘rośliny’ spuściły ją na podłogę.


*Ludzie pewnie będą siedzieć w ogrodzie.* - pomyślał Gateway.
-Proszę więc za mną. - otworzył teleport. - Nie bój się, to bezpieczne - zapewnił.
-Swoją drogą, co powiesz na imię Dew?

-No, tak faktycznie, nigdy się nad tym nie zastanawiałam..
Kontynuowała wchodząc za Michaelem do portalu, ówcześnie chwytając go za dłoń i pozwalając się przeprowadzić.
-o dziękuje.. i pasuje idealnie, heh… mam nadzieje że twoi przyjaciele są równie sympatyczni co ty.
Uśmiechnęła się do Michaela mrużąc brwi, nadal była zagubiona jednak nie w takim stopniu jak na początku.


Sekundę potem w ogrodzie otworzył się czarny kulisty teleport, z którego wyszli Dew i Gateway.
Obrazek
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: [Marvel] Wakacje

Post autor: Samanta »

Destiny oraz Michael Chambers (Sandrock)

Przed pojawieniem się Robin.


Idąc powoli jednym z holi prowadzących w stronę ogrodu dziewczyna zobaczyła mężczyznę, z którym rozmawiała wczorajszego dnia. Poprawiając swoje włosy obiema dłońmi Destiny wrzuciła na twarz przyjacielski uśmiech.
-Hej przystojniaku - Krzyknęła w stronę Michela
-Przygrzało pana? - Dodała patrząc na brak koszulki na jego ramionach.

- Tak, jest mi bardzo gorąco – Michael uśmiechnął się zawadiacko. - A tak swoją drogą, masz jakieś spodnie i bluzkę, której chwilowo nie używasz? Przyda mi się... znaczy nie mnie, ale Ethereal... Ale nie pytaj o co chodzi. Na dole coś się dzieje, idziesz sprawdzić? - zapytał. - Jak ty masz właściwie na imię? Bo zapomniałem...

- Tak jasne znalazło by się coś w mojej walizce. - Słysząc ze mężczyzna zapomniał jej imienia sprawiło ze kobieta skrzywiła się lekko. Sama miała znakomita pamięć co do imion i oczekiwała tego od innych.
- Destiny - rzuciła szybko rozglądając się dookoła. W sumie to cieszyła się ze kogoś znalazła gdyż przez ostatnie 3 dni czuła się bardzo samotna.
-A co dzieje się na dole? Właściwie to szlam na spacer wiec nie ma mi różnicy.

-Michael, a nie żaden pan, Destiny. – rzucił do niej szybko, puszczając jej oczko. - Na dole jacyś dwaj młodzi chyba poczuli się za pewnie i rozwalają fontannę. Może się przyłączysz?

Nie czekając co odpowie zbiegł po schodach, kierując się ku wyjścia ogród. Był wkurzony, że musiał zostawić Ethereal samą... Młodzi musieli mieć dobre wytłumaczenie, w przeciwnym razie...

-Tak pamiętam, - Odpowiedziała gdy mężczyzna przedstawił się. Po chwili wpatrywania się w jeden z wielkich dziwnych obrazów zawieszonych na ścianie Destiny ruszyła za chłopakiem.
-A wiec Michael, powiedz mi coś o sobie. Jak długo znasz profesora X?

- Poznaliśmy się jakiś czas temu, właściwie to sam już nie pamiętam... Pół roku? - chłopak zmarszczył brwi. - Chyba tak... Właściwie to Cyclops sprawił, że tutaj jestem i jestem mu za to wdzięczny... Powiedzmy, że mieliśmy trochę czasu na egzystencjonalne rozmówki. Nie chciało mi się żyć, a on sprawił, że na niektóre sprawy spojrzałem w innym świetle.– puścił jej oczko. - No ale to nie czas na takie rozmowy. Cieszę się, że udało mu się z Jean i życzę im szczęścia. A ty jak się tutaj znalazłaś? Kolejna girl-wonder Xaviera?

Powoli analizowała każde słowo chłopaka. "Nie chciało mi się żyć..." To zdanie wbiło się w najbardziej w jej głowę. Jeszcze tydzień temu czuła się podobnie. Lekki uśmiech znowu zawitał na jej twarzy
-Tak również poznałam Jean oraz Scotta. Razem z Xavierem odnaleźli mnie w Paryżu gdzie... - Urwała myśląc czy warto w ogóle na ten temat rozmawiać i czy powinna mówić prawdę czy wymyslec jakąś kolorowa historyjkę.
-Gdzie tak naprawdę włóczyłam się bez celu. A czy jestem jego girl-wonder?
Zaśmiała się lekko - chyba nie. Po prostu Xavier znal mojego profesora Piera, który najwyraźniej opowiadał mu o mnie i gdy Pier zgina Profesor-X postanowił mnie odnaleźć.
Po raz kolej lekko się zaśmiała. - Jaka jest twoja moc? - Uśmiechnęła się specyficznie.

Michael nie zamierzał drążyć tematu, zwłaszcza że wyczuł, iż dziewczyna nie chciała o tym rozmawiać. Cóż, jeszcze będzie na to czas... Gdy spytała go o moc, wysunął przed siebie prawą rękę i zamienił ją do łokcia w płynny piasek. Uśmiechnął się do niej, gdy spojrzała na niego zmitygowana.

- Spokojnie, to tylko piasek. Potrafię wiele z tym zrobić, może się kiedyś przekonasz... - uśmiechnął się do niej. - A co ty potrafisz, Destiny?

Widząc ze chłopak najwyraźniej sie popisuje uśmiechnęła sie szeroko. Przytajać na chwile intensywnie spojrzała sie na jeden z obrazów. Nie odrywając od niego wzroku sprawiła ze obraz oderwał sie od ściany i zawisł bez ruchomo w powietrzy. Przesuwając źrenice w druga stronę obraz powędrował za jej wzrokiem. Po chwili dziewczyna powiesiła go na ścianie z drugiej strony holu.
-Telekineza - Mówiąc to pościła oczko w jego strono - Duzo potrafię z tym zdziałać - dodała powtarzając słowa chłopaka. - Mam rozumieć ze na wyjazd profesora ty tu rządzisz?

- Gateway, Rainbow i ja... Ale 'rządzisz', to za dużo powiedziane... Po prostu mamy trzymać rękę na pulsie, by nie miały miejsca takie sytuacje jak ta w ogrodzie... Młodzi muszą wiedzieć, że to nie jest ich prywatne podwórko i muszą przestrzegać pewnych zasad. Sam kiedyś byłem taki krnąbrny i nie słuchałem się prawie nikogo, ale to miejsce zmienia ludzi, przekonasz się. - powiedział spokojnie. Nie zdziwiła go jej zdolność, wszak nie takie rzeczy już widział w Instytucie i poza nim. - A teraz wybacz, muszę coś z tym zrobić...

Gdy wyszli do ogrodu, Michael poderwał dłonie do góry i jakby na jego akompaniament piaszczyste podłoże poderwało się w górę na metr wysokości i zaczęło sunąć w kierunku młodych uczniów, zatrzymując się kilka centymetrów od nich. Po przeciwnej stronie fontanny zauważył Gateway'a:

- Wystarczy! - warknął w kierunku wystraszonych młodzieńców. - Albo się uspokoicie, albo Gateway sprawdzi, czy jesteście godni reprezentować szkołę profesora Xaviera... - patrzył na nich pewnie, a jego dłonie zamieniły się w piasek. - Jak będzie?

Destiny

Przyglądała się całemu zdarzeniu z podirytowanym uśmiechem na twarzy. Michael krzyczał na uczniów a drugi mężczyzna pojawił się z jakaś kobieta która ubrana była w bardzo wyzywające ubrania. Uśmiech poszerzył się na jej ustach widząc reakcje niektórych nastoletnich uczniów na kobietę ubrana na biało. Grupa zgranych i uśmiechniętych mutantów sprawiła ze kobieta przypomniała sobie o jej znajomych, z którymi jeszcze nie dawno sama tworzyła drużynę w Lill, Francji. Gdy łzy powoli napłynęły do jej oczu ta szybko i gwałtownie zaczęła mrugać aby aby łzy nie spływały po jej policzkach. Po chwili Destiny uspokoiła się. Kiwnęła głową w stronę przechodzącego nieznajomego oraz kobiety w bieli. Gdy weszli już do pomieszczenia ta tylko kiwnęła lekko głową. Po chwili Destiny ruszyła w stronę malej polanki pomiędzy drzewami otoczonej ławkami i deptakiem. Siadając z gracja przechyliła swoje plecy kładąc się na ziemie. Słonce świeciło jej prosto na twarz. *Mała opalenizna niczemu nie zaszkodzi* Pomyślała uśmiechając sie lekko. Kolejny napływ myśli i wspomnień...
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

Re: [Marvel] Wakacje

Post autor: Brzoza »

Crusher

Słoneczko miło prażyło, ławka była całkiem wygodna, a Gilbert uznał, że jedno piwo to za mało. Poszedł spokojnie do kuchni po jeszcze dwa, wrócił i położył się leniwie na ławce. Obserwował przechodzące dzieciaki, które wydawały się zachowywać bardzo grzecznie. W gruncie rzeczy, mało obchodziło go to, że dobrym pedagogiem nie zostanie leżąc i pijąc. Odpalił papierosa, zaciągnął się czując jak gęsty dym wypełnia mu płuca. “Skoro Logan może być zezwierzęconym gburem, czemu nie ja? Z resztą zawsze taki byłem” - Pomyślał. - “No prawie zawsze“. Wypuścił w powietrze. Dym uniósł się flegmatycznie w górę i zniknął. Z rozkosznego świata lenistwa wyrwał go niespodziewany huk. Ze zdziwienia się otrząsnął i wrócił do świata żywych. Przeszedł kilka metrów, zostawiając za sobą wygodną ławkę i piwo. Wychylił się zza drzewa i zauważył że kilku młodych jakoś niespecjalnie ma ochotę się podporządkować tymczasowym opiekunom. Wszystkiemu z dezaprobatą przyglądał się Michael, a kiedy na scenę wkroczył Sandrock i ta nowa, chyba Francuzka, spasował - gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść. Co prawda fajnie byłoby się odezwać, dziewczyna całkiem ładna i w ogóle. Ale w tym momencie myślał o tym że najlepiej będzie posiedzieć w ciszy, bez problemu napić się piwa i delektować się samotnością. Wrócił do swojego małego sanktuarium spokoju i powolutku kończył drugie piwo. Po wypiciu zamiast odłożyć gdzieś puszkę na bok, skumulował nieco energii w palcu wskazującym i musnął nim puszkę, powietrze nieco zafalowało, a aluminium od uderzenia zgniotło się w prawie idealny rondelek. Rzadko bawił się swoją mocą, miał wciąż opory - to co się stało kilka lat temu śniło mu się bardzo często, a nie były to najprzyjemniejsze sny. Cokolwiek wtedy zrobił, teraz nie próbowałby tego powtarzać. Wciąż gdzieś w głębi duszy bał się że taka sytuacja znów może zaistnieć.

Kiedy zaczął otwierać trzecie piwo, coś niedaleko rozbłysło. Oho, Gateway i jego portale. Fajna sprawa jest mieć taką moc. Rozejrzał się. Z snopu światła wyłaniał się Michael i jakaś dziewczyna, widocznie cos jej tłumaczył. Generalnie Crusher wpierw pomyślał: “czy taki rozmiar nie występuje tylko z wkładką sylikonową?”. Dopiero potem przez myśl mu przeszło, że to nowa studentka i byłoby nietaktownie jej nie przywitać. Pociągnął głęboki łyk i kiwnął do dwójki, która właśnie wyszła z portalu.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [Marvel] Wakacje

Post autor: Ouzaru »

Zaczynało robić się miło i przyjemnie, powoli się poznawaliście i okazało się, że może te wakacje nie będą takie złe. Trzy nowe, śliczne dziewczyny - Destiny, Dew i Ethereal - dostały się pod troskliwą opiekę kolegów, a reszta studentów zdawała się być zachwycona brakiem dorosłych opiekunów. Niestety gównierze nie wzięli pod uwagę faktu, że Gateway i Sandrock nie pozwolą im puścić Instytutu z dymem... lub pogrzebać w gruzach. A może jednak?

- HULK MIAŻDŻYĆ!!!!!!!!!!


Obrazek

Z dzikim rykiem i łoskotem zawalającego się dachu zielony olbrzym wylądował pośrodku holu wewnątrz Akademii. Crusherowi jak przez mgłę przeleciała ostatnia opowieść Logana przy piwie, jak kiedyś musiał walczyć z tym potworem i to dwukrotnie. Chłopak wiedział jedno, nie mają najmniejszych szans sobie potadzić, chyba że któryś z nich miał przypadkiem numer telefonu do Fantastycznej Czwórki i zadzwoni po The Thing. Ryk przerwał rozmyślania, gruz posypał się z resztek sufitu, spadło kilka obrazów. Przerażona Ethereal schowała się pod koc, który od razu z niej opadł, gdyż znów była w swej niematerialnej formie.
- O, cholera! - zawołał młodzieniec, potrafiący przywoływać wszelkiego rodzaju robactwo. - Za mną, na niego! - krzyknął i chwilę potem chmara pszczół oraz much obleciała Hulka, rozdrażniając go do granic wytrzymałości.

Tęcza, która do tej pory leżała u siebie w pokoju i słuchała muzyki, przebudziła się od wstrząsów. Wyjęła słuchawki z uszu i usiadła na łóżku oszołomiona. Miała odpoczywać, ale ktoś usilnie jej w tym przeszkadzał...


[Krótko, ale możecie mnie łapać na Gadu i zadawać pytania. Używanie mocy dozwolone, w granicach rozsądku... Acha, nawet nie liczcie na to, że... a, sami zobaczycie :P Mekow, wybacz, ale co chwilę ktoś się pytał o upka, więc będziesz musiał odpisać na dwa w jednym poście.]
Obrazek
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Marvel] Wakacje

Post autor: Epyon »

Michael "Gateway" Ulrich

Gateway nawet nie zauważył Hulka lecącego na Instytut, co wydawało mu się cholernie dziwne z uwagi na jego spore gabaryty. Być może to Dew działała na niego w ten sposób, jakby jednak nie było nie czekając na dziewczynę utworzył teleport i pojawił się w środku walki.
-Hej, stara zielona dupo, tutaj jestem! - krzyknął starając się ściągnąć na siebie uwagę Hulka.
Starał się za wszelką cenę zmusić zielonego olbrzyma do bezmyślnego ataku, a następnie miał w planach otworzenie portalu, aby ten wskoczył za nim. Nieważny był cel tej podróży, byle było odpowiednio daleko.
*Cholera, nie mogę pozwolić aby coś stało się innym.* - pomyślał.
-No, dalej śmierdzielu!
Obrazek
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [Marvel] Wakacje

Post autor: Ouzaru »

Hulk zatrzymał się na chwilę i spojrzał w oczy Mike'a. Młody mężczyzna nie widział w nich dzikiej, bezmyślnej furii i szczerze się zdziwił, gdy zielony potwór uśmiechnął się złośliwie. Gateway nie wiedział, co się stało, ale nagle czas wokół niego spowolnił, a Hulk po prostu go wyminął i pobiegł dalej. Chłopak nie mógł się normalnie ruszyć, stał jakby polany gumą lub zastygającą, niewidzialną masą. Z trudem zginał palce, nawet mrugnięcie trwało kilka długich sekund. Tak szybko jak się pojawiło, bańka zwalniająca reakcję zniknęła i Gateway opadł na podłogę. Oddychał szybko i ciężko, był zmęczony jak po siłowni.
Obrazek
Kawairashii
Bombardier
Bombardier
Posty: 827
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
Numer GG: 1074973
Lokalizacja: Sandland

Re: [Marvel] Wakacje

Post autor: Kawairashii »

Robin

Dziewczyna wyszła z portalu, słysząc świst powietrza a wraz z nim głośny huk. Wtem portal się za nią zamknął, Robin zdążyła zobaczyć jak jakaś zielona rakieta wysadza drzwi wejściowe instytutu oraz sporą cześć ściany frontowej. Gateway, ten miły chłopak z którym właśnie rozmawiała, zmrużył brwi i otworzył kolejny portal nieopodal, natychmiast robiąc w niego nura.
-Michael...?
Zaczęła, sięgając po niego jednak ten zniknął, a jej dłoń przeleciała w powietrzu tuż po zamknięciu się bramy. Ponownie usłyszała jego głos, w instytucie. Najwyraźniej mieli niepożądanych gości, coś takiego widziała jedynie w wiadomościach, wielkie zielone cielsko powstało wśród gruzu strzepując z siebie jakąś chmarę insektów. Robin była zdumiona, wszyscy pozostali albo uciekali w panice, albo stawali do walki, nie wiedząc po której stronie się opowiedzieć, postanowiła podejść bliżej. Takie sceny były dale niej czymś nowym, może był to akt terrorystyczny, w każdym razie nie mogła tego od tak zignorować. Co jeśli byli tam ludzie, co jeśli potrzebują pomocy.
My Anime List
Obrazek
3 weeks to AvP Release.
Brzoza
Bosman
Bosman
Posty: 1796
Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
Numer GG: 0
Lokalizacja: Freistadt Danzig

Re: [Marvel] Wakacje

Post autor: Brzoza »

Crusher

"Pojawienie się Hulka nie musi wcale oznaczać kłopotów, wcale nie musi, nie musi, nie musi". Powstał z ławki, rzucając puszkę na trawnik. Zerknął na śliczną dziewczynę, o której jeszcze przed chwilą mógł mieć niewybredne myśli. Nieco zdezorientowana nie wiedziała co robić. Z resztą Gilbert też nie wiedział. Pomyślał szybko o podziemnym kompleksie - o sali ćwiczeń, laboratoriach i cerebro. Hulk nie może się tam dostać, trzeba go zatrzymać. Przelotnie zerknął raz jeszcze na dziewczynę i pobiegł, czując jak jego dłonie pulsują, wszystkie żyły napełniały się krwią, zupełnie jakby się powiększały lub nienaturalnie puchły. Zacisnął pięści zupełnie tak jakby bał się że wciąż napełniająca jego kończyny energia kinetyczna ucieknie, kiedy będzie trzymał je otwarte. Wbiegł do głównego holu. Hulk minął Michaela, który wydawał się zupełnie nieobecny. Crusher jednak skupił się jednak na utrzymaniu zebranej mocy i na tym aby dogonić radioaktywnego potwora. Zaczął biec szybciej, jak tylko zbliżył się do niego na odległość kilku metrów, z rykiem zamachnął się tak by uderzyć Hulka pełną mocą. Pojawienie się Hulka musiało oznaczać kłopoty.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: [Marvel] Wakacje

Post autor: Samanta »

Destiny

Kobieta leżała na zimnej ziemi z zamkniętymi oczyma. Rozmyślając nad swoimi następnymi poczynaniami. Słońce świecące jej na twarz sprawiło ze czuła się bardzo dobrze. Z głębokiego zamyślenia wyrwały ją wrzaski pewnego mutanta
-Hulk miażdżyc!!!
Zanim otworzyła oczy szeroki uśmiech zawitał na jej twarzy. Biorąc głęboki wdech powoli podniosła się z trawy. Rozglądając się dookoła uśmiech nie znikał jej z twarzy. Wielki zielony mutant ryczał "terroryzując" całą szkole. Przynajmniej tak się niektórym wydawało. Widząc dzieciaka próbującego zaatakować Hulka robalami kobieta skrzywiła się marszcząc brwi. Zakładając rękę na ręce przyglądała się przebiegowi sytuacji. Sama była gotowa zaatakować w każdej chwili gdyby Hulk zacząć sprawiać problemy. Na razie to każdy starał się go zaatakować gdy biedny zielony stwór nie robił nikomu krzywdy. Profesor Pier opowiadał jej o wielu sławnych mutantach, miedzy innymi o Hulku. Wiedziała ze po niedawnym starciu z jednym z jego wrogów, który próbował użyć jego mocy, Hulk potrafił w pewnym stopniu panować nad swoimi mocami i nie zrobił by krzywdy żadnemu z uczniów. Chyba ze ktoś zacznie go drażnić. W tym momencie wzrok kobiety zatrzymał się na nieznajomym mężczyźnie, który pojawił się z kobietą w bieli.
Ta... apropo "jeśli się go nie zacznie drażnić" Facet zaczął krzycząc do Hulka.
-Ty śmierdzielu.
Wiadomo ze był jakiś powód dla którego Hulk zjawił się w akademii profesora X. Gdy zobaczyła ze zielony mutant ignoruje prowokującego go mężczyznę wiedziała ze kontroluje on nad swoją mocą, gdyż w innym przypadku zmiażdżył by go na miejscu. Destiny stała i wpatrywała się w Hulka. Gdy ten spojrzał w jej stronę ta tylko uśmiechnęła się do niego puszczając mu oczko. Stojąc tak, patrząc w stronę "potwora" Destiny była rozluźniona lecz w razie czego gotowa do ataku.
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Marvel] Wakacje

Post autor: Serge »

Michael

Młodzi uspokoili się, więc nie było sensu dłużej interweniować, zwłaszcza, że na placu pojawiła się jakaś kobieta łudząco podobna do Emmy, choć chyba miała większe... hmm... predyspozycje. Michael zmierzył ją wzrokiem, skinął głową na powitanie i wszedł z powrotem do budynku, zmierzając do pokoju zajmowanego przez Lisę. Był już niemal na miejscu, gdy usłyszał potworny huk dochądzący z dołu, najprawdopodobniej z holu Instututu. Zbiegł szybko i ruszył w kierunku narastającego hałasu. Gdy dotarł na miejsce, ze zdziwienia zaniemówił na moment...

To był Hulk! Rozwalał akademię i chyba bawił się całkiem nieźle. Gateway próbował z nim walczyć, ale ta chodząca, przerośnięta sałata spowolniła jego ruchy w niewiadomy sposób i po prostu wyminęła Mike'a. „Spowolniła?”, pomyślał Sandrock. „Może nie byłem prymusem na lekcjach White Queen o naszych sojusznikach i wrogach, ale z tego co wiem Hulk nie potrafił nikogo spowalniać!”. Nie mieli żadnych szans w walce z kolosem i dobrze o tym wiedział. Zaczął biec w kierunku zielonego paskudztwa i krzyczał do pozostałych:

- TRZYMAĆ SIĘ OD NIEGO JAK NAJDALEJ!!! JEŚLI JUŻ CHCECIE GO ATAKOWAĆ TO Z DYSTANSU!! - Sandrock dobrze pamiętał opowieści Cyclops'a o tym, co stało się z Loganem w Tybecie, gdy stanął twarzą w twarz z Hulkiem. Nie miał zamiaru sprawić, by ktokolwiek został teraz rozdarty na strzępy. - NIECH KTOŚ WYPROWADZI MŁODYCH Z BUDYNKU!!!

„Z drugiej strony”, pomyślał Chambers „to może nie jest Banner... chyba że zdobył jakąś nową moc. Lub ktoś mu pomaga”. Sandrock minął Gateway'a, pomagającą mu nową i popędził za Hulkiem. Michael zastanawiał się dlaczego pojawił się w intytucie, choć ważniejsze teraz było, jak go stąd wykurzyć – a to łatwe nie będzie, o ile w ogóle możliwe. Sandrock zamienił swe dłonie i przedramiona w piasek a następnie krzyknął:

- HEJ, SZEFIE!!! UŚMIECH!!!- gdy Hulk odwrócił głowę, Michael uderzył najpotężniejszą falą jaką tylko potrafił stworzyć prosto w jego łeb, próbując odwrócić uwagę od Destiny.

Wiedział, że uderzenie piasku, które normalnemu człowiekowi w najlepszym wypadku połamałoby kości pewnie nie zrobi na wielkoludzie żadnego wrażenia, jednak musiał spróbować. Następnie zaczął się powoli wycofywać i ściągnąć na siebie jego uwagę – miał nadzieję, że Gateway, Crusher, Tęcza i pozostali zdążyli coś wymyślić.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Marvel] Wakacje

Post autor: Mekow »

Tęcza

Obrazek

Dziewczyna właśnie relaksowała się... a raczej ciężko pracowała wybierając muzykę na planowaną imprezę. To chyba oczywiste, że gdy wapniaki opuszczają mieszkanie - młodzi robią imprezę.
Tęcza, młoda, dość wysoka dziewczyna o kolorowych włosach - pomarańczowych z kilkoma drobnymi bordowymi, niebieskimi i zielonymi pasemkami, oraz nie mniej kolorowych oczach - miała duże wyraźne tęczówki mieniące się wszystkimi kolorami niczym koło barw, niebieski przechodził w zielony, ten w żółty, a następnie pomarańczowy, ten przenikał w czerwony i dalej w fioletowy, by wrócić do niebieskiego.
Zwykle nosiła dość intrygujący strój - teraz np. miała na sobie kozaczki, dopasowane do zgrabnej figury dżinsy i biały obcisły T-shirt z bohaterami bajki Kubusia Puchatka - nie był on jednak dziecinny, gdyż przedstawiał "kochających się" Tygryska i Kangurzycę, oraz komiksową chmurkę oznaczającą wypowiedź Tygryska - "To jest to, co Tygrysy lubią najbardziej!"
Chcący przeczytać ten napis przy okazji podziwiali całkiem spory biust dziewczyny, gdyż znajdował się on dokładnie na jego wysokości, a koszulka była oczywiście obcisła.
Wcześniej Tęcza zwykle nosiła jeszcze okulary przeciwsłoneczne, ale po jakimś czasie mieszkania tutaj, przestała - w tej szkole nie musiała się niczego obawiać. Mieszkała w instytucie od paru ładnych dni... gdy z wiadomych powodów szefowa kazała jej się ukryć.
Czuła się tu całkowicie bezpiecznie, ale osobiście uważała ten czas za stracony. Żadnych imprez, żadnej dyskoteki, żadnej zabawy... a co najgorsze, namawiano ją do chodzenia na lekcje - tragedia. Na szczęście nie musiała uczyć się jak inni w tym miejscu.
Nawiązała tu bardzo dobre relacje z rówieśnikami. Jej pogodne podejście do życia i szczery uśmiech poprawiały wszystkim humor. Opowiedziała też kilka ciekawszych imprez jakie miała w zwyczaju urządzać z przyjaciółkami - budziło to nie tylko śmiech i zainteresowanie, ale i chęć przeżycia czegoś podobnego.

Usłyszała jakieś hałasy, więc postanowiła zbadać to i przejść się trochę. Zresztą czas najwyższy zagadać o imprezę i musi to zrobić zanim zadzwoni po dziewczyny - nie chciałaby ich zapraszać, a potem oznajmiać, że nic z tego nie wyszło.
Pogrążona myślami i planowaniem szalonej zabawy, szła korytarzem i po schodach. Usłyszała jakieś krzyki z holu, otworzyła drzwi i... stanęła jak wryta tuż przed wielkim zielonym osobnikiem. Był dość wyrośnięty jak na nowego ucznia. Oczywiście Tęcza dostrzegła wszystkich zgromadzonych i zorientowała się, że coś tu jest nie tak. Ale nie miała zbyt wielkiego wyboru.
- Cześć. - powiedziała łagodnym, choć lekko zaskoczonym i wystraszonym głosem.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Zablokowany