[WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Yacek
Marynarz
Marynarz
Posty: 343
Rejestracja: wtorek, 10 stycznia 2006, 17:54
Numer GG: 6299855
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Yacek »

Pieczęć wyglądała na autentyczną i co dziwne ocalała w całości ale samo pismo... chyba służyło ogrom do wszystkiego za wyjątkiem może podcierania tyłka bo na to było po prostu za małe i delikatne. W każdym razie stan jego uniemożliwiał odszyfrowanie co w nim dokładnie napisano. Zresztą jaką to w końcu stanowiło różnicę ?

Obrazek


Jeśli zjadły poprzednich jego właścicieli to znaczy że byli za głupi by żyć. kilka frajerów mniej na świcie. A taka gromada ogrów w tej dziczy stanowiła, że ich grupa w dość szybkim tempie malejąca wskutek wewnętrznych rozgrywek i głupich ambicyjek urosła do siły małej armii. Właściwie to dopiero teraz uwierzył że uda im się szczęśliwie przebyć góry.

Swoja drogą był ciekaw czy teraz grupa będzie dalej walczyła miedzy sobą. Jak przypomniał sobie jak zareagowałby sierżant Ogbar gdyby w jego kompanii dwóch ludzi zaczęło walczyć ze sobą podczas wyprawy...
Zapewne opowiadano by o tym w Szarej Kompanii przez następny wiek i centralnym punktem byłoby coś w tym stylu :
"i wsadził mu głowę w dupę i potem kopnął tak że przeleciał dobre 60 stóp" i nie byłaby to literacka przenośna czy :
"i tak go chwycił za jaja, że oczy wypłynęły mu ze ślepi, a smarki przemieszane z mózgiem z nosa"
w każdym razie byłoby to na pewno jedna z najlepszych opowieści jakie snułby przy ognisku, czy nad kuflem piwa.

- Panie Vinreed niech pan w ostateczności zastawi ostatnią koszulę, ale te ogry to podarek samego Sigmara" Ma pan tropiciela dajmy im to czego chcą czyli znajdźmy im zielonoskórych. Teraz nas nie zeżrą, a po bitwie będą miały żarcia w bród, w ostateczności złapiemy im paru żywych niech się zabawia i po bitwie i rozstaniemy się w zgodzie z nimi. Przyjaźń z ogrami może się przydać w najbardziej nieprawdopodobnych okolicznościach "
Jest właśnie ta złowroga pora nocy,
gdy poziewają cmentarze i piekło
Zarazę rozpościera. Oto mógłbym
Chłeptać dymiącą krew i spełnić czyny,
Których dzień nie zniósłby...
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Serge »

Wszyscy

- Dobra. - Pitan Balrog skinął głową z nieskrywaną radością. - Wy dać nam bitwa, my dać wam wolność. Inaczej my was złamać jak gałązki. - uśmiechnął się szeroko gestykulując wielkimi łapami.

Gdy tylko Pitan skrzyknął swoją drużynę, ruszyliście w dalszę drogę. Podróż z tymi olbrzymami była istną mordęgą. Stwory śmierdziały, bekały i pierdziały wręcz nieustannie. Ich żołądki były bezdenne a apetyty nieposkromione. Jednym zającem ogr najadał się na pół dnia. Dwie kozice górskie upolowane z rana przez Taranisa, wigoń ustrzelony przez Anthony'ego i kilka zajęcy starczyły im za pierwsze śniadanie. Uwielbiały też sól, którą odkryły bezczelnie grzebiąc w waszych jukach. Soliły posiłki w nieprawdopodobnych wręcz ilościach, potrafiły jeść nawet samą sól garściami.

Przeprawa przez góry była ciężka. Polowania i oprawianie złowionej zwierzyny jeszcze ją spowalniały. Konie i ogry radziły sobie świetnie, za to przez górze doliny musieliście bardzo powoli prowadzić za uzdy wierzchowce. Na szczęście żadne ze zwierząt nie spadło w przepaść i choć ślizgały się na mokrych kamieniach, nie zrobiły sobie krzywdy. Od czasu do czasu mieliście dziwne wrażenie że ktoś za wami jedzie, bądź śledzi, ale niczego ani nikogo nie widzieliście. Drugiego dnia, gdy byliście w najwyższym punkcie trasy, pogoda znacznie się popsuła. Ścieżka zamieniła się w błotnisty potok, musieliście chwytać się wszystkiego co pod ręką, żeby iść pod górę, konie zjeżdzały w dół na brzuchach. Wieczorem dotarliście na zalesiony szczyt góry. O schodzeniu, a raczej zjeżdzaniu w dół w tych warunkach nie było nawet mowy.

Rankiem trzeciego dnia przestało padać. Ruszyliście w dalszą drogę i po kilku godzinach zeszliście do przełęczy mijając po drodze kilka usypanych kopców ludzkich (i nie tylko) czaszek, co nie wpłynęło na was zbyt pokrzepiająco. W miejscu w którym się znajdowaliście, prowadziła szeroka, rozległa dolina między górami. Po obu stronach wznosiły się groźne szczyty. Po obiednim popasie ruszyliście w górę.

Wyjeżdżając zza łukowatego zakrętu nie mogliście dostrzec zagrożenia. Pocisk przeszył powietrze, a Vinnred zwalił się z konia wprost w błoto. Ulli krzyknęła. Z lewego obojczyka szlachcica wystawał drzewiec bełtu, a rana obficie krwawiła plamiąc płaszcz. Wampir mruczał coś pod nosem i próbował zebrać się z ziemi, gdy dostrzegliście źródło zagrożenia. Było ich trzech i stali jakieś dziesięć metrów od was. Wszyscy uzbrojeni po zęby.
Obrazek - Odsuńcie się od niego! - warknął czarnowłosy z kołkiem i młotem w dłoniach. - To wampir, trzeba go odesłać tam, gdzie jego miejsce. Jeśli będziecie się sprzeciwiać, ja i moi ludzie użyjemy wszelkich środków by was odpowiednio ukarać. Jakem Rudolf Effenberg, pogromca wampirów z Bechafen! Na Sigmara, każę wam...

Nie dokończył, widząc jak zza załomu wyłania się Balrog i jego ekipa. Pitan najpierw spojrzał na leżącego Vinnreda, potem na trójkę nieznajomych, znowu na szlachcica, a następnie z furią w oczach warknął w kierunku mężczyzn stojących wam na drodze.

- Wy zranić ładny ludzik!! Ładny ludzik być dobry posiłek i miły!! Ja was zmiażdżyć!!! - jego dudniący, zachrypły głos rozniósł się echem po okolicy.

Kilka kamieni spadło ze stromej ściany po waszej prawej stronie gdy ogry miały właśnie ruszać na ludzi. Po chwili zaś usłyszeliście złowieszczy warkot i z półki skalnej nad wami wychynęła olbrzymia bestia z rozłożonymi skrzydłami niczym u nietoperza i długim, ostrym ogonem, którym wił się niczym piskorz w wodzie. Niektórzy z was mieli już 'przyjemność' spotkać to stworzenie na swej drodze – to była mantikora, która warcząc groźnie schodziła powoli ze stromej ściany w pozycji bojowej. Balrog warknął na potwora i gestem dłoni zatrzymał swoich ludzi. Bestia natomiast przyglądała się to waszej grupce, to nieznajomym stojącym kilka metrów od was jakby oceniając, kogo najpierw zaatakować.
Obrazek - Święta Shallyio... - usłyszeliście od któregoś z pogromców.


Throrgrim, Joahim

Waszą uwagę, oprócz mantikory i trójki kolegów 'po fachu' Kella przykuło coś jeszcze. Gdy szeroka ścieżka za pogromcami wchodziła w delikatny łuk, na ścianie po prawej stronie dostrzegliście obaj wykuty naturalny portal, który na oko mógłby pomieścić waszą szóstkę wraz z wierzchowcami. Nie mogliście jednak stwierdzić z tej odległości, czy była to jakaś jaskinia, czy może tylko wyżłobiony w ścianie ślepy zaułek...



Trochę to trwało, ale post wreszcie jest. I myślę, że jest dość ciekawie :P. W razie pytań – komentarze albo GG :).
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Yacek
Marynarz
Marynarz
Posty: 343
Rejestracja: wtorek, 10 stycznia 2006, 17:54
Numer GG: 6299855
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Yacek »

Marcus

Widząc osuwającego się z konia Vinnreeda nie namyślając się wystrzelił w kierunku przywódcy łowców, po czym błyskawicznie zsunął z wierzchowca i przyklęknął przy wampirze.
- Panie ...
Zza zakrętu pojawiły się ogry i Pitan zaczął wściekle wywrzaskiwać w kierunku grupki ludzi gdy konie zaczęły wiercić się niespokojnie i prychać.
Marcus podniósł wzrok.
Miedzy nimi a łowcami pojawił się trzeci gracz na widok którego najemnik poczuł mrowienie na karku. To była cholerna mantikora i jak mu się zdawało największa jak mogla być w Imperium.
Marcus widział jak zastanawia kogo zaatakować - grupę ogrów i ludzi, czy żałośnie słabych ich przeciwników.
Biedne skurwysyny - pomyślał o łowcach- po prostu złe miejsce, zły czas...
Jest właśnie ta złowroga pora nocy,
gdy poziewają cmentarze i piekło
Zarazę rozpościera. Oto mógłbym
Chłeptać dymiącą krew i spełnić czyny,
Których dzień nie zniósłby...
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ouzaru »

Vinnred von Shotten

Ból rozrywał mu obojczyk, zalewając ciało falami gorąca. Przez chwilę widział jedynie tańczące przed oczami mroczki, w końcu z trudem zaczął się zbierać z błota. Miał już tego serdecznie dosyć! Złapał za wystający kawałek bełtu i poruszył nim niepewnie. Choć był teoretycznie martwy, nadal czuł ból i jego ciało buntowało się przeciwko temu kawałkowi drewna głęboko wbitemu pod obojczykiem. Wampir skrzywił się.
- Cholera jasna, znowu to samo - warknął i z sykiem rozrywającej się rany wyszarpnął bełt z ciała. - Kurwa, pierdolone bełty... Kolejna koszula na szmaty... - marudził pod nosem, dłonią zatrzymując krwawienie. Marcus przyklęknął przy magu i mógł wysłuchać, co szlachcic mówi. - Kurwa, znowu nie trafili, to już się robi nudne... Czemu to zawsze ja obrywam? - Vinnred westchnął, zerkając na najemnika. - Cholera, jak człowiek jest nieumarły, to od razu ściąga na siebie wszystkie obrażenia? Będę musiał się nad tym zastanowić...

- Złóż zażalenie do Sigmara, ładny ludziku
- rzucił jeden z towarzyszy lekko rozbawionym głosem. Ostatnio to określenie, wymyślone przez przywódcę ogrów, przykleiło się do niego jak gówno do podeszwy. Magowi tak dzwoniło w uszach, iż nie był pewny, czy to Throrgrim czy Anthony tak teraz powiedział. Uśmiechnął się krzywo na ten żart i z pomocą Marcusa wstał, dziękując mu cicho za wsparcie. Spojrzał na zmartwioną dziewczynę, która z trwogą obserwowała powiększającą się plamę krwi na płaszczu. Vinnred z nieprzyjemną miną i chłodnym, fioletowym blaskiem w oczach odwrócił się do mężczyzn, którzy stanęli im na drodze.

- Odsuńcie się od niego! - warknął czarnowłosy z kołkiem i młotem w dłoniach. - To wampir, trzeba go odesłać tam, gdzie jego miejsce. Jeśli będziecie się sprzeciwiać, ja i moi ludzie użyjemy wszelkich środków, by was odpowiednio ukarać. - Mężczyzna wygłaszał swoją przemowę, a Vinn go przedrzeźniał ze znudzoną miną. "Słyszałem to setki razy, oni chyba mają jeden tekst wspólny dla wszystkich łowców." - Jakem Rudolf Effenberg, pogromca wampirów z Bechafen! Na Sigmara, każę wam...

Nie dokończył, widząc jak zza załomu wyłania się Balrog i jego ekipa. Pitan najpierw spojrzał na rannego Vinnreda, potem na trójkę nieznajomych, znowu na szlachcica, a następnie z furią w oczach warknął w kierunku mężczyzn stojących na drodze.
- Wy zranić ładny ludzik!! Ładny ludzik być dobry posiłek i miły!! Ja was zmiażdżyć!!! - jego dudniący, zachrypły głos rozniósł się echem po okolicy.

Szlachcic uśmiechnął się. Nie tylko najemnik stanął w jego obronie, ale również ogry. Do tego uważały, że jest miły...
- Ulli, kochana, masz jeszcze te nici? - zapytał ze słyszalną nadzieją w głosie, zupełnie nic sobie nie robiąc ze sceny, która się przed nim rozgrywała.
- Tak, kochanie, tylko najpierw niech te śmierdzące ogry uporają się z tym... czymś co schodzi ze ściany...
- odpowiedziała niepewnie, a w jej oczach dostrzegł strach. Powiódł wzrokiem za tym, czemu się w tej chwili przyglądała i otworzył szeroko usta ze zdziwienia.
- M...
Nie dokończył, czując, jak robi mu się miękko w okolicy kolan. Szybko jednak zamaskował strach i chwycił za rapier.
- Ja proponuję się jakoś wycofać, nie mieszajmy się do tego. Towarzysze broni! - zawołał do ogrów. - Macie swoją bitwa! Pokażcie swe wspaniałe męstwo i odwagę, o których do tej pory słyszałem jedynie opowieści!

Kątem oka zauważył, że Kell i khazad coś mu pokazują. Zmarszczył brwi, ale nic nie dostrzegał. Wzruszył lekko ramionami, jeśli mieli jakiś plan czy pomysł na ucieczkę, niech prowadzą. W jednej chwili stanął obok Ulli, było teraz zbyt niebezpiecznie i nie mógł zostawić jej bezpieczeństwa w czyiś rękach.


[Vinn nic sobie nie robił z łowców, bo już jest tym totalnie podirytowany i wiedział, że ma ogry na usługach, stąd ten jego spokój ;) Mam nadzieję, że nie przesadzam z odgrywaniem jego charakteru. A za tego "ładnego ludzika" to normalnie foch :P Acha, chwilowo Seba nie może grać, więc częściowo ja będę prowadzić jego postać, a częściowo MG.]
Obrazek
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Acid »

Throrgrim

Może dla niektórych podróż była mordęgą, ale nie dla krasnoluda, który wręcz cieszył się, że wreszcie znalazł się na swoim ulubionym terenie. Pomijając może te śmierdzące, bekające olbrzymy które z nimi podróżowały, a przez które albiończyk i Taranis musieli w pocie czoła polować za pięciu i donosić im żarcie. Od czasu do czasu krasnolud zamienił kilka słów z Balrogiem, ale wszystkie te rozmowy zbiegały w końcu na jeden tor, czyli 'jak wy nam nie dać przeciwnika to my was zjeść'. Słyszał już to tyle razy podczas tej podróży, że aż chciało mu się rzygać.

W końcu po kilku dniach podróży wjechali na ubitą górską ścieżkę, prowadzącą wprost ku szczytom. Throrgrim niemal całą drogę jechał w pełnym rynsztunku, z tarczą przyciśniętą do boku, która ochraniała niemal całe jego masywne ciało. Spod hełmu uważnie lustrował okolicę a topór spoczywał za pasem tak, by weteran mógł go jak najszybciej dobyć. Khazad nie był z natury bojaźliwy, ale to były owiane złą sławą Nawiedzone Wzgórza, gdzie różne rzeczy mogą się wydarzyć.

Długo czekać nie musieli. Wyjeżdżając zza załomu widział tylko jak Vinnred spada z konia, a chwilę potem dostrzegł bełt wystający poniżej jego lewego obojczyka i trójkę ludzi stojących kilkanaście metrów od nich. Jakiś czarnowłosy fircyk wygłosił swoje przemówienie a krasnolud zmarszczył brwi i prychnął gniewnie.

- Czy te skurwysyny nigdy ci nie dadzą spokoju, człeczyno?

- Cholera jasna, znowu to samo - warknął i z sykiem rozrywającej się rany wyszarpnął bełt z ciała. - k**wa, pierdolone bełty... Kolejna koszula na szmaty... - marudził pod nosem, dłonią zatrzymując krwawienie. Marcus przyklęknął przy magu i mógł wysłuchać, co szlachcic mówi. - k**wa, znowu nie trafili, to już się robi nudne... Czemu to zawsze ja obrywam? - Vinnred westchnął, zerkając na najemnika. - Cholera, jak człowiek jest nieumarły, to od razu ściąga na siebie wszystkie obrażenia? Będę musiał się nad tym zastanowić...

- Złóż zażalenie do Sigmara, ładny ludziku. - rzucił khazad uśmiechając się spod wąsa.

Sytuacja jednak do śmiesznych nie należała, zwłaszcza, gdy na ścianie obok pojawiła się żądna krwi mantikora. Weteran spotkał już to stworzenie wiele lat temu, gdy był jeszcze krótkobrodym i dziesięciu tarczowników potrzeba było by ją zabić. Khazad przyglądał się spode łba stworowi, jednocześnie wyciągając zza pasa swój wielki topór. Mantikora jednak miała chyba dylemat – z jednej strony grupka ogrów i ludzi, z drugiej trzech 'pies ich jebał' zabójców wampirów.

Weteran rozejrzał się, dostrzegając nieopodal naturalnie wyrzeźbioną w ścianie dziurę. Mogła to być jakinia (których przecież tutaj nie brakowało), która byłaby dla nich niezłym schronieniem – jeśli tylko uda im się tam dotrzeć bez poniesienia strat.

- Ratte, chroń lubą szlachcica... on chwilowo nie może. - mruknął do Marcusa i spojrzał na pozostałych. Widząc że ogry skupione są na pełzającej po ścianie mantikorze, rzekł najciszej jak mógł do towarzyszy. - Kilkanaście metrów przed nami znajduje się dziura, która wygląda mi na jaskinię. Jeśli ogry zajęłyby się tym ścierwem na ścianie, my uporali się z tymi trzema kutasami na drodze, moglibyśmy zgubić i ogry i tą bestię. Co wy na to?

Po chwili odwrócił się w kierunku Balroga.
- Pssst... kapitanie... - szepnął, a gdy ogr pochylił się, Throrgrim kontynuował. - Wy zajmiecie się mantikorą, a my tymi ludzikami na drodze przed nami. Jak wszystko zrobimy w jednej chwili uda nam się wyjść cało z tej potyczki i zniszczyć zagrożenie. Co ty na to, Pitanie?

Krasnolud oczekiwał odpowiedzi zarówno drużyny jak i kapitana Balroga. Poprawił tarczę, zacisnął dłoń na rękojeści swej broni i czekał na dobrą walkę, jeśli jego plan by się nie powiódł. W każdym razie celem była ta dziura, pozostawało pytanie – za jaką cenę?
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: MarcusdeBlack »

Taranis

Drużyny skończyła jako przewodnicy dla wielkoludów. Elf miał naprawdę złe przeczucia, słyszał wiele złego o tych ziemiach, ale to wszystko go przygniotło swym ciężarem. "Co jeszcze? Wielki żmij któremu trzeba będzie zaśpiewać?" pomyślał i ruszył trochę przed 'grupkę'. Zaskoczył go jego własny cynizm, stawał się sobie coraz bardziej obcy. Z każdym krokiem tej wyprawy zmieniał się na gorsze.

Przez te wszystkie lata starał się być cierpliwy i wytrwały. Owszem czuł gorycz rozstania z ojczyzną, z jego domem, ale nie nachodziły go tak ponure myśli. Zawsze gdzieś tam tliła się nadzieja na powrót do rodzinnej krainy. Teraz jednak, brakło w nim tego światła. Jeśli przetrwa trudy tej wyprawy, nie będzie już mrzonek o powrocie. Już nigdy.

Towarzystwo ogrów, było nie tylko niebezpieczne, ale i denerwujące. Bez oporów grzebali w ekwipunku kompani, szukając jadła i tym podobnych rzeczy. Elf miał to nieszczęście że uczepił się go jeden z nich, pytając 'Ty powiedzieć gdzie bitwa?' lub 'Czemu wy małe, nie macie rumu?', zresztą to ostatnie było chyba jego ulubionym, albo miał cholernie słabą pamięć. Ciągle je powtarzał. W sumie miał nawet pasujące imię.

- Ty mieć rum dla Rumguta? - spytał ogr kiedy zwiadowca wrócił ze zdobyczą. Taranis przewrócił oczami, wielkolud nawet nie zwrócił na to uwagi.
- Nie. Nie mam. - rzekł zrezygnowany Asrai. Pokazał reszcie upolowaną zwierzynę i zaraz został z niej ograbiony. Nikt nie kwapił się by zaprotestować, zresztą póki ogry były z nimi, niewiele mogli gadać. Żaden nie chciał się stać kolejnym obiadem. Nawet khazad wstrzymywał 'trochę' swój język.
Syn puszczy ruszył na przód, jako czujka. Zatrzymał go po raz kolejny ogr o dźwięcznym imieniu 'Rumgut'. - Ty znaleźć trochę rumu. - powiedziała tym razem stanowczo.
Zwiadowca westchnął, wolał go nie drażnić. - Postaram się. Ale trudno znaleźć na tym pustkowiu. - odparł ze spokojem.
Ogr podrapał się po nosie. - No ty znaleźć. Bo Rumguta suszy po soli od malutkich. - przypomniał o 'małej' pożyczce od podróżników.

Zmęczony elf, nie tylko podróżą, ale i 'uroczym' towarzystwem, na widok upadającego Vinn'a, natychmiast sięgnął po łuk. Trzej mężczyźni wyglądali na pokrewnych Kell'a, przynajmniej jeśli chodziło zajęcie. Brakowało im roztropności. Sami się o tym przekonali, gdy spostrzegli sylwetki masywnych olbrzymów. Od razu zabrakło im języka w gębie.

Jednak, kiedy elf myślał już że ogry znalazły chociaż 'małą' bitwę, sytuacja się skomplikowała, jeśli to możliwe.
Coś bardziej przerażającego niż ogry pojawiło się wśród skalnych szczytów, Mantikora. Bestia w sam raz na 'wielka' bitwa.
Balrog już rzucał się na poczwarę z trującym ogonem. Zwiadowca posłał instynktownie kilka strzał w stronę łowców. Spojrzał na towarzyszy, Ratte już szykował swoją kuszę. Taranis spojrzał na zaskoczonego Shottena, przynajmniej w tym świetle tak wyglądał.
- Chyba sami bogowie są przeciwko nam. - rzucił do marudzącego maga zdenerwowany Asrai.
Zaczął się rozglądać po 'polu bitwy'. Sięgnął po strzałę i wycelował w jednego z łowców. - Jeśli masz jakiś plan 'przywódco'! - rzucił do Throrgrima. - To dobry moment, by się nim z nami podzielić!

Ten tylko odwrócił się w kierunku Balrogai szepnął do olbrzyma.
- Pssst... kapitanie... Wy zajmiecie się mantikorą, a my tymi ludzikami na drodze przed nami. Jak wszystko zrobimy w jednej chwili uda nam się wyjść cało z tej potyczki i zniszczyć zagrożenie. Co ty na to, Pitanie?
Asrai naprężył mięśnie w okolicy ramion, cały czas celując w stronę wrogów.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Jabberwocky »

Joahim Kell

Przyłączenie się ogrów do grupy miało kilka plusów, jak na razie nic nie ośmieliło się ich zaatakować, jednak te plusy nie zdołały przysłonić minusów, nowi towarzysze byli wiecznie głodni, pchali łapy do cudzych plecaków i wyżerali co ciekawsze kąski, na wszelki wypadek Kell pierwszej nocy wspólnej podróży ukrył w swoich szatach wodę święconą, olejek czosnkowy i niewielką flaszkę wódki, której to używał do odkażania ran, dzięki temu Ogry w jego rzeczach znalazły jedynie nieco zasuszonych owoców i mięsa, choć oczywiście zżarły i to, niewiele było rzeczy których by nie spróbowały zeżreć, na szczęście, przynajmniej dla łowcy wampirów, bardziej interesowały się resztą grupy, głównie Anthonym i Taranisem którzy to przynosili im większość jedzenia.

Joahim uchylił się odruchowo, gdy tylko usłyszał świst pocisku przecinającego powietrze, nie on był jednak celem, wampir padł na zmienię krwawiąc, na drodze przed nimi stali łowcy wampirów, trzech, dobrze wyposażonych, ludzi w różnym wieku, Joahim jęknął w myślach, z największą chęcią przyłączył by się do tamtej grupy, och jakże by chciał, ale wiązał go jego własny honor, cóż, jeśli taka jest wola Morra to tamci dziś umrą, obiecał sobie że przynajmniej pochowa ich jeśli będzie w stanie szybko rozejrzał się po okolicy, niedaleko znajdowało się coś co mogło być wejściem do jaskini, choć równie dobrze mogło być tylko załomem w skale, najwyraźniej Throrgrim również to zauważył, Kell widział jak spogląda w tym samym kierunku, cóż, cokolwiek to było musieli najpierw przebić się przez zagrożenie jakie stanowili łowcy, wycelował więc w przywódcę grupy.
- Odsuńcie się od niego! - warknął czarnowłosy z kołkiem i młotem w dłoniach. - To wampir, trzeba go odesłać tam, gdzie jego miejsce. Jeśli będziecie się sprzeciwiać, ja i moi ludzie użyjemy wszelkich środków by was odpowiednio ukarać. Jakem Rudolf Effenberg, pogromca wampirów z Bechafen! Na Sigmara, każę wam... - Joahim nie zdążył jednak wystrzelić, przeciwnika zasłoniło mu coś o wiele paskudniejszego od dowolnego człowieka, mantikora, i to duża, podziękował w myślach bogom za Ogry, bez nich nie mieli by wielkich szans z takim przeciwnikiem.

Vinnred klną, Ratte pomagał mu wstać, Ogry były więcej niż gotowe do wali, jeszcze chwila i ich instynkty wezmą górę i bestie rzucą cię na mantikorę i pechowych łowców wampirów, Taranis szykował się do strzału, Krasnolud starał się przedstawić jakiś plan przywódcy Ogrów, w tym czasie Vinnred zdołał już zebrać się z ziemi i stanąć obok Uli.
- Ja proponuję się jakoś wycofać, nie mieszajmy się do tego. Towarzysze broni! - Mag zawołał do ogrów. - Macie swoją bitwa! Pokażcie swe wspaniałe męstwo i odwagę, o których do tej pory słyszałem jedynie opowieści! - To było rozsądne, Kell przytaknął na zgodę.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Serge »

Wszystko potoczyło się w mgnieniu oka. Bełt wystrzelony przez Marcusa trafił czarnowłosego łowcę w bark, na co jego kompan odpowiedział strzałem w kierunku waszej szóstki. Bełt przeciął powietrze, musnął jedynie twarz Ratte'go zostawiając nieprzyjemną bruzdę na lewym policzku i trafił Rumguta powyżej kolana. Wielki ogr warknął gromko wyrywając pocisk i ruszył w kierunku łówców, którzy podnosili już swego kompana na nogi. W tym momencie Balrog wydał rozkaz do ataku a mantikora rzuciła się ze skały wprost na Pitana. Konie parsknęły niespokojnie i poniosły was do przodu, gdy zwaliste olbrzymy starły się z potężną bestią.

W ten pojedynek nie można było się mieszać. Ruszyliście ścieżką, nacierając na stojących na waszej drodze łowców. Jeden z nich zdołał jeszcze oddać strzał w kierunku Throrgrima, na szczęście bełt przejechał jedynie po blachach, nie czyniąc krasnoludowi żadnej krzywdy. Chwilę później głowa łowcy spadła na kamienny trakt ścięta z mlaśnięciem przez weterana. Kolejny padł pod strzałą Taranisa. Ostatniego Rumgut wysłał w przepaść jednym, zamaszystym ciosem swej maczugi i skupił się na walce z mantikorą, wspomagając swego kapitana.

Oddaliliście się w samą porę – ogry były taka zaaferowane przeciwnikiem, że zupełnie nie zwracały na was uwagi, warcząc od czasu do czasu groźnie i szarpiąc się z potworem, który nie odpuszczał. Throrgrim z uniesionym toporem osłaniał odwrót. Na przedzie jechali Taranis i Anthony, tuż za nimi Ratte, Vinnred i zerkająca na swego ukochanego co jakiś czas Ulli, najwyraźniej zatrwożona całą sytuacją. Kell asystował krasnoludowi bacząc co chwilę to na szlachcica, to na weterana. Konie były spłoszone, ciężko było utrzymać je w ryzach, jednak w miarę jak się oddalaliście od pobojowiska, stawały się spokojniejsze.

Dobrnęliście w końcu do nierównej dziury w zachodniej ścianie, wybitej na kształt wielkich drzwi.
- Każdy krasnolud, któremu Grungni dał oczy zauważyłby, że ta dziura została wybita już dawno. Ma ponad sto lat. - ocenił Throrgrim wskazując na krawędzie wyłomu. - Wszystkie pęknięcia są zwietrzałe.

Nie było czasu by się zastanawiać, zwłaszcza że bitwa za wami mogła już zmierzać ku końcowi. Odpięliście więc swe lampy i pochodnie, rozpaliliście je i prowadząc konie za uzdy zniknęliście w środku. Choć z daleka dziura mogła wydawać się mała, wyłom przezwyższał dwukrotnie wzrost człowieka i był co najmniej czterokrotnie szerszy od Throrgrima.

Krasnolud ruszył przodem, trzymając latarnię nieco z tyłu i z boku, by się nie oślepiać. Potem ruszył Kell, a pozostali szli za nim po bokach. Zimny powiew przyniósł odrażający odór – gęstą mieszaninę smrodu odchodów, gnijącego mięsa, pleśni i ostrego, zwierzęcego piżma, jeszcze bardziej uderzającego niż to bijące od ogrów.

Po jakichś pięciu minutach drogi dziura otworzyła się na szeroką komorę. Przyświecając sobie latarniami dostrzegliście na każdej ze ścian drzwi, a także dwie naturalne, kamienne kolumny podpierające wysoki sufit. Poniżej tej architektury zalegały stosy śmieci: sterty kości, czaszki, kilka rozwalonych kusz i połamanych łuków, gnijące ścierwo, spalone drewno, a także warstwa brązowych liści i gałęzi, nawiana lub przyciągnięta z zewnątrz.

W jednym z kątów, w kamiennej podłodze zostało urządzone palenisko, nad którym wisiał poszczerbiony żelazny gar, większy niż balia. Palenisko otaczały toporne stołki i siedziska, a w pobliżu znajdowały się legowiska wyścielone wysuszonymi liśćmi.. Zwiotczałe sylwetki zwisały z wbitych w ściany kolców – dwóch ludzi, ork, kozica i dwa wilki – wszystkie oskórowane i powieszone do wyschnięcia. Kości i ubrania ofiar wcześniejszych uczt leżały rzucone niedbale niedaleko paleniska. Rozciągnięte skóry, przyłożone kamieniami, zaścielały podłogę.

Gdy zmierzaliście do wyjścia naprzeciw, mniej więcej w połowie drogi w ciemności rozległ się charkotliwy rechot. Brzmiał tak, jakby ktoś mełł żwir między młyńskimi kamieniami. Podnieśliście wzrok, chwytając za broń i spojrzeliście w stronę wyjścia z komory. Dwa masywne trolle uzbrojone w maczugi stały w drzwiach i przyglądały się wam z kretyńskimi uśmiechami na ich brzydkich twarzach.

- Jak to się u was mówi w Imperium? - rzucił ze ściśniętym gardłem Anthony patrząc na trolle. - Z deszczu pod rynnę?

Troll po lewej ryknął coś niezrozumiale i uderzył pięściami o siebie. Stwór po prawej, trollica, jeszcze paskudniejsza od swego partnera, klasnęła w dłonie i wskazała długim, kościstym paluchem na Ulli, tulącą się teraz do szlachcica. Zawyła radośnie i skinęła niedbale swym paskudnym łbem.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Acid »

Throrgrim

Krasnolud bez żalu zostawiał ogry ich walce – w końcu śmierdzące bestie dostały to, czego chciały. W międzyczasie drużyna rozprawiła się z trzema łowcami wampirów, a weteran ściął łeb jednemu z nich. To był dobry cios; głowa potoczyła się po trakcie, a krasnolud wyszczerzył swe zęby w paskudnym uśmiechu.

Chwilę potem znaleźli się już przy wejściu do, jak się okazało, sporej jaskini. Tarczownik ocenił wiek tejże, choć oczywiście mógł się mylić, wszak nie to było jego fachem. Wszędzie unosił się śmierdzący odór, a krasnolud krzywił się od czasu do czasu zaciskając zęby. Przyświecając sobie latarnią, dotarli w końcu do wielkiej pieczary, urządzonej na modłę siedliska jakiejś istoty, o czym świadczyć mógł kocioł, a także dwa usłane suszonymi liśćmi legowiska.

- Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy znowu wdepnęli w jakieś gówno. - mruknął cicho krasnolud, jednak jego dudniący, szorstki głos i tak rozniósł się echem po ścianach jaskini.

Rozglądał się po wnętrzu, które napawało go odrazą, gdy wtem wszyscy usłyszeli złowieszczy charkot dochodzący z przeciwka. Krasnolud dobył w mgnieniu oka swego topora i przygotował się do ewentualnej walki. Dwa uderzenia serca później w wyjściu z komory pojawiły się dwa obrzydliwe, oślizłe trolle. Jeden uderzał pięściami po swojej klatce piersiowej, drugi, który okazał się panią trollową, wskazywał na Ulli brechtając paskudnie.

- Jak to się u was mówi w Imperium? - usłyszał z boku głos Anthony'ego. - Z deszczu pod rynnę?

- Żebyś wiedział, albiończyku... z je*anego deszczu pod rynnę... - mruknął khazad podnosząc topór. - Na trolla trzeba czegoś więcej niż ostrego topora, czy miecza...

Tarczownik wyczekiwał co zrobią paskudy, oceniając sytuację. Nie był skory do radykalnych działań, zwłaszcza że wiedział z kim mają do czynienia. Wiedział też, że tutaj trzeba podstępu... I chyba sam Grimnir go oświecił, bo po chwili krasnolud wyszczerzył zęby, zdjął powoli plecak i wyciągnął z niego ostatnie dwie butelki krasnoludzkiego spirytusu... bardzo łatwopalnego. Szturchnął w bok Vinnreda i szepnął do niego, ale tak, by pozostali również słyszeli.

- Mam pomysł, człeczyno... Weźmiesz te dwie butelki, użyjesz tych swoich wampirzych zdolności... No wiesz, tej nadludzkiej szybkości, co żeś uratował Kella ostatnio i zajmiesz ich na trochę, rozlewając wódkę po ich ciałach...
- Vinnredzie, nie... - wtrąciła się Ulli.
- Nie odzywaj się, dziecko. - krasnolud ją zganił. - Wiem co robię. Będziemy cię osłaniać z pozostałymi, masz moje słowo. - tarczownik skinął głową szlachcicowi, a potem spojrzał z ukosa na Marcusa. - Wydaj rozkaz Rattemu, tylko ciebie słucha. Ty ich oblejesz wódką, albiończyk i elf zawiną szmatami groty swych strzał, podpalimy je i uderzymy w trolle. Zrobimy z nich żywe pochodnie... - mruknął krasnolud. - To nasza jedyna szansa, walka z tymi paskudami może być długa, niebezpieczna i nie każdy może wyjść z niej cało. Chyba nie chcesz narażać swej lubej, nie czarodzieju?

Przemowę weterana przerwała trollica, która zawyła przeciągle i znów wskazała na Ulli. Troll natomiast przeciągał się, był chyba znudzony tym, że drużyna stoi jak słupy i się nie rusza.
- Zgadzacie się na mój pomysł? Decydujcie, ino szybko, nie mamy za wiele czasu...
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: MarcusdeBlack »

Taranis

Wszystko trwało nie więcej niż kilkanaście oddechów, gniew ogrów został uwolniony, znaleźli to czego tak szukali. Ziemia w mgnieniu oka nasiąkła krwią, łowcy skończyli marnie, pierwszy z nich zakończył swój żywot pozbawiony głowy przez khazada. Drugi nie miał tak wielkiego szczęścia, strzała posłana przez Asrai przeszyła mu gardło. Zginął w męczarniach dławiąc się własną krwią, ale tego drużyna już nie mogła spostrzec, tak samo jak śmierci ostatniego z fanatyków.

Kompania z nadzieją na wyzwolenie się z tej szalonej sytuacji, ruszyła jak najszybciej w stronę zapaści, którą spostrzegł Throrgrim. Zmęczeni, ze zmrożoną krwią, zapuścili się wgłąb jaskini. Po zapachu elf zgadł że musi być zamieszkana, przez co? Wolał nie zgadywać. Smród nie podnosił na duchu. Na wszelki wypadek syn puszczy chwyciła za łuk.

- Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy znowu wdepnęli w jakieś gówno.- mruknął cicho krasnolud, jednak jego dudniący, szorstki głos i tak rozniósł się echem po ścianach jaskini.

- Żeby tylko. - rzekł ponuro elf, spoglądając na legowisko właściciela jaskini. A raczej właścicieli.

Asrai rozejrzał się dokładnie po jaskini i zaraz pożałował że zdolny jest przejrzeć mrok panujący w tym miejscu. A wyjście było tak blisko, tak blisko!
Paskudne trolle spoglądały na podróżników tępym bestialskim wzrokiem. Samiec uderzył wielkim łapskiem o swój tors, a trollica wygłodniale przyglądała się Uli.
Vinnredowi raczej nie przypadło to do gustu. Taranisowi także, łuk miał wciąż gotowy do wystrzału, ale to za mało na 'te' potwory.

Syn puszczy pokręcił głową, to będzie naprawdę ciekawe. Jeśli to bogowie stawiają im na drodze te przeciwności, to jest sposób na wygraną, ale jeśli to robota chaosu lub zwykłego przypadku....
- Niech Myśliwy nas wspomoże. - szepnął Asrai.
Ucieczka nie wchodziła w grę, natknęli by się znów na ogry, lub mantikorze w najgorszym razie. Potrzeba było planu i takowy się znalazł, znów z ust krasnoluda.

- Mam pomysł, człeczyno... Weźmiesz te dwie butelki, użyjesz tych swoich wampirzych zdolności... No wiesz, tej nadludzkiej szybkości, co żeś uratował Kella ostatnio i zajmiesz ich na trochę, rozlewając wódkę po ich ciałach... - przenikliwość khazada ponownie zaskoczyła leśnego elfa.

- Vinnredzie, nie... - wtrąciła się Ulli.

- Nie odzywaj się, dziecko. - krasnolud ją zganił.

- Ma niestety rację. - przytaknął mu Taranis. - Uciec nie możemy. A nieśmiertelny jest tylko Vinnred. - dodał i westchnął.

- Wiem co robię. Będziemy cię osłaniać z pozostałymi, masz moje słowo. - tarczownik skinął głową szlachcicowi, a potem spojrzał z ukosa na Marcusa. - Wydaj rozkaz Rattemu, tylko ciebie słucha. Ty ich oblejesz wódką, albiończyk i elf zawiną szmatami groty swych strzał, podpalimy je i uderzymy w trolle. Zrobimy z nich żywe pochodnie... - mruknął krasnolud.

- Łatwo powiedzieć. - wtrącił gorzko zwiadowca, lecz zamiast dalej protestować tylko naprężył mięśnie.

- To nasza jedyna szansa, walka z tymi paskudami może być długa, niebezpieczna i nie każdy może wyjść z niej cało. Chyba nie chcesz narażać swej lubej, nie czarodzieju?


Bestie niecierpliwiły się bezruchem wędrowców, lada chwila ich temperament przejmie górę. Tarczownik domagał się decyzji, ale w sumie wyjścia innego nie mieli.
- Nie ma na co czekać. - syknął zimno Asrai. On był gotów, jeśli będzie wolą Pana Łowów by przetrwał, tym lepiej, innym rozstrzygnięciem wolał sie teraz nie trapić.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Jabberwocky »

Joahim Kell

Ruszył szybko za resztą drużyny, gdy Ogrom puściły w końcu wodze i rzuciły się do walki, „Szkoda was” pomyślał widząc ginących łowców, ale cóż poradzić, przecenili swoje siły, no i mieli gigantycznego pecha, nie było jednak czasu by się nad tym rozwodzić, podjechali w końcu do czegoś co okazało się wejściem do jaskini, cóż, była to najwyraźniej jedyna sensowna droga ucieczki, Kell miał tylko nadzieję, że żaden z ogrów nie obserwował ich ucieczki, no i że z tej jaskini jest jakieś inne wyjście, niestety matka natura bywała wyjątkowo zapominalska, w kwestiach takich jak ułatwianie ucieczki maluczkim.

W korytarzu śmierdziało, najwyraźniej ktoś lub, co bardziej prawdopodobne, coś, zamieszkiwało te jaskinie, i to od dawna, szli powoli, Joahim trzymał się zaraz za opancerzonym krasnoludem, kuszę trzymał w pogotowiu, cokolwiek tu żyło, mogło liczyć na kilka bełtów w ciele, jeśli tylko ośmieli się się ich zaatakować,.

W końcu dojechali do większej komnaty, jej... wystrój, jasno świadczył o kulinarnych przyzwyczajeniach mieszkańców, a nie gustowali oni w jagodach i korzonkach, cóż, była nadzieja, może mieszkańcy tych grot polowali teraz, niestety, nadzieje łowcy wampirów rozwiały sie wraz z powiewem smrodu, wprost z paszczy wielkiego trolla, przynajmniej nie zaatakowąły od razu, to był już pewien plus.

- Mam pomysł, człeczyno... Weźmiesz te dwie butelki, użyjesz tych swoich wampirzych zdolności... No wiesz, tej nadludzkiej szybkości, co żeś uratował Kella ostatnio i zajmiesz ich na trochę, rozlewając wódkę po ich ciałach... - Pomysł był jak najbardziej rozsądny, jednak środki do jego wykonania, już nie, Kell zaczął przeszukiwać swoje rzeczy.
- Vinnredzie, nie... - wtrąciła się Ulli.
- Nie odzywaj się, dziecko. - krasnolud ją zganił.
- Ma niestety rację. - przytaknął mu Taranis. - Uciec nie możemy. A nieśmiertelny jest tylko Vinnred. - dodał i westchnął.
- Wiem co robię. Będziemy cię osłaniać z pozostałymi, masz moje słowo. - tarczownik skinął głową szlachcicowi, a potem spojrzał z ukosa na Marcusa. - Wydaj rozkaz Rattemu, tylko ciebie słucha. Ty ich oblejesz wódką, albiończyk i elf zawiną szmatami groty swych strzał, podpalimy je i uderzymy w trolle. Zrobimy z nich żywe pochodnie... - mruknął krasnolud.
- Łatwo powiedzieć. - wtrącił gorzko zwiadowca, lecz zamiast dalej protestować tylko naprężył mięśnie.
- To nasza jedyna szansa, walka z tymi paskudami może być długa, niebezpieczna i nie każdy może wyjść z niej cało. Chyba nie chcesz narażać swej lubej, nie czarodzieju? - Joahim słuchał bez słowa, grzebał jedną ręką w swoich rzeczach, cały czas obserwował trolle, w końcu jego dłoń natrafiła na poszukiwany przedmiot.
- Bestio - Joahim zwrócił się do Vinnreda - Krasnolud ma rację, ale nie pierdol się z wódką, dużo roboty a efekt marny, bierz to - rzucił wampirowi bukłak pełen nafty - ja postaram się odstrzelić im oczy, na węch będzie im ciężej kogoś tu trafić - powiedział jeszcze, szukał już wzrokiem czegoś za czym zdoła osłonić siebie i Ulli, w końcu miał ją chronić, stanie w wejściu nie było najrozsądniejsze, zgodnie z tym co mówił miał zamiar naszpikować oczy trolli bełtami, gdy tylko wampir ruszy do ataku.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Serge »

Vinnred oddał krasnoludowi flaszki z wódką i wziął od Kella bukłak pełen nafty, która i tak powinna spełnić swoje zadanie, zakładając że wampirowi się uda. Trolle chrząkały z coraz większą irytacją i tylko kwestią czasu było, gdy cienka nić ich cierpliwości pęknie jak bańka mydlana. Vinnred natomiast, jak gdyby nic sobie z tego nie robiąc, zrzucił powoli najpierw swój płaszcz, a następnie to samo zrobił ze śnieżnobiałą koszulą, odsłaniając wspaniale umięśniony tors.
Obrazek Wampir przeciągnął się napinając mięśnie, widzieliście też, że skoncentrował się maksymalnie na swoim zadaniu. Odkorkował bukłak z naftą, w drugą dłoń wrzucił swój rapier i już zamierzał ruszyć, gdy poczuł na swym ramieniu lodowatą dłoń. To była Ulli.
- Uważaj na siebie, ukochany. Będę się modlić za ciebie do Sigmara... - szepnęła.
- Spokojnie, Ursulo. - wtrącił Anthony. - Nasz czarodziej chyba wie, co robi. - albiończyk uśmiechnął się, ale to zdecydowanie nie był radosny uśmiech. Vinnred skinął im głową, pogładził Ulli po twarzyczce, po czym...

ZERWAŁ SIĘ!!!


Poruszał się z tak nieludzką prędkością, że wasze oczy czasami wyłapywały po dwóch Vinnredów w jednym miejscu. Robił piorunujące wrażenie. I chyba nie tylko na was, bo trolle zaryczały gniewnie na zbliżającego się wampira i walnęły w podłogę maczugami wielkości pni drzew. Nawet w odległości trzydziestu kroków od nich, poczuliście wstrząsy pod stopami. Vinnred natomiast, z gracją godną szermierza ominął spadające na niego ciosy.

Jako widzowie tego wątpliwego przedstawienia widzieliście, jak troll zamachnął się znów swą maczugą. Szlachcic dał nura w prawo i z niewiarygodną prędkością przetoczył się przed trollicę, uderzając ją szybkim cięciem. Ta wrzasnęła i rąbnęła w niego swoją maczugą, a jej wnętrzności wylały się z krwawej rany. Vinnred nie czekał, tylko opróżniał zawartość bukłaka, omijając z gracją poirytowaną trollicę, która wpychała pęta swoich bebechów z powrotem do rany. Rozcięcie już się goiło.

Kell wypalił w kierunku trolla, odwracając nieco jego uwagę od wampira. Bełty trafiły go w paskudną gębę, jednak na niewiele się to zdało. Potwór zaryczał gromko, po czym wydobył pociski ze swego ciała – widzieliście, jak rany goją się niemal w mgnieniu oka. Taranis i Anthony osłaniali przemykającego między stworami Vinna szyjąc do trolli ze swych łuków. Szlachcic poruszał się tak szybko, że w pewnym momencie jedna ze strzał albiończyka niemal ugodziła go w plecy. Niemal.

Vinnred natomiast ciął trolla w grubą, niczym kolumna nogę, a cuchnąca krew bryzgnęła z rany. Bestia zaryczała z bólu i zamachnęła się na niego w momencie, gdy szlachcic polewał trolla naftą. Dosłownie w ostatniej chwili wampir odskoczył w bok, tuż pod nogi trollicy, która zwymiotowała na niego. Czarodziej zręcznie odskoczył i zabójcza, żrąca breja go nie trafiła. Z każdą chwilą widzieliście jednak jak Vinnred słabnie i nie było się co dziwić – tempo jakie utrzymywał od dłuższej chwili było naprawdę zabójcze.

Ulli próbowała rzucić się w kierunku szlachcica, jednak Ratte chwycił ją w pół i przycisnął do siebie.
- Puszczaj mnie, gburze! Muszę mu pomóc! - warknęła dziewczyna szamocząc się w jego uścisku.
- Myślę, że Herr Vinnred'owi bardziej będziesz podobać się w jednym kawałku, pani. - rzucił Ratte patrząc na nią z ukosa. - Nigdzie nie pójdziesz.

Taranis i Anthony owinęli groty czterech strzał jakimś materiałem, Throrgrim polał je swoją wódką, a następnie podpalił korzystając z latarni. Obaj łucznicy, stojąc ramię w ramię niczym na turnieju strzeleckim posłali płonące strzały wprost w dwójkę trolli z którymi zmagał się w pojedynkę Vinnred.

Widząc nadciągające płonące pociski w ślepiach trolla błysnęło przerażenie i stwór próbował odskoczyć na bok. Bezskutecznie – odległość była niewielka, a tak wytrawni strzelcy jak albiończyk i elf nie mogli nie trafić. Troll dostał w korpus i niemal od razu cały zajął się ogniem. Wampir zawahał się przez chwilę widząc że jego przeciwnik zaczął płonąć i został pochwycony przez trollicę. Jego przedramię pulsowało bólem pod uściskiem potwora. Jej szyja wzdęła się i rozległ się ohydny charkot. Zaraz zwymiotuje i Vinnred zamieni się w musującą papkę!

Szlachcic rozpaczliwie uerzył rapierem w dłoń trollicy wyrywając rękę akurat w chwili, gdy strzały odnalazły cel i trollica również stanęła w płomieniach. Wampir resztkami sił zamienił się w nietoperza i odleciał na bezpieczną odległość, gdy dwa trzymetrowe trolle zamienione w słupy ognia słaniały się na nogach wrzeszcząc i uderzając nawzajem o siebie. Ilość otwierających się pod wpływem wysokiej temperatury ran była zbyt wielka i po kilku chwilach oba stwory runęły w tył rozświetlając całą jaskinię żółtawą poświatą.

Vinnred natomiast powrócił do drużyny przyjmując swoją normalną postać. Był zmęczony, spocony i dyszał tak ciężko, że nie mógł wykrztusić słowa. Wypuścił rapier z dłoni, po czym usiadł na ziemi przyglądając się bez wyrazu czerniejącym w ogniu trollom.
Obrazek - Nigdy więcej takich eskapad, panie von Schotten! - krzyknęła Ulli i wpadła mu w ramiona. Tak zdeterminowanej jej jeszcze nie widział. - Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam! - wtuliła się w niego, ale po chwili oderwała i spojrzała z wyrzutem. - Przydałaby ci się kąpiel, Vinn... Cuchniesz!
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Jabberwocky »

Joahim Kell

Wampir ruszył, był szybki, diabelnie szybki, zyskał na sile od ich ostatniego spotkania, „Cóż, potraktujmy to jako okazję by poznać przeciwnika” pomyślał Kell, szybko ukrył się za kilkoma głazami i począł szyć z kuszy w kierunku trolli, wiedział, że nie zabije ich w ten sposób, ale też nie to było jego celem, chciał tylko odwrócić ich uwagę, a to akurat szło mu znakomicie, troll miast zmiażdżyć maga zajęty był wyrywaniem bełtów z twarzy, po chwili również strzały poszybowały w kierunku bestii, Anthony i Taranis dołączyli do walki.
- Puszczaj mnie, gburze! Muszę mu pomóc! - Kell usłyszał z tyłu głos Ulli.
- Myślę, że Herr Vinnred'owi bardziej będziesz podobać się w jednym kawałku, pani. Nigdzie nie pójdziesz. - To był Ratte, „Szlag” pomyślał łowca wampirów, przecież on również miał miał chronić dziewczynę.
- Ratte! Tutaj! - Machną ręką w kierunku najemnika, wskazał na głazy za którymi sam się krył - Lepiej żebyście nie stali w wyjściu, zwłaszcza kiedy trolle zapłoną, nie wiadomo gdzie je poniesie. - Powiedział i wrócił do ostrzeliwania bestii, nie mógł w końcu wpłynąć na decyzję najemnika.

Oglądał dopalające się zwłoki potworów, cóż, nie było tak źle, wampir leżał na ziemi dysząc, po jaskini roznosił się ciemny i tłusty dym z palonych zwłok, na szczęście szybko się rozwiewał, „Czyli jest stąd jakieś inne wyjście” pomyślał z zadowoleniem.
- No, to po pierwsze, zostajemy tu by odpocząć czy ruszamy dalej? Wątpię by cokolwiek w okolicy było na tyle głupie, by zapuścić się z własnej woli do jamy trolli, do tego trzeba przynajmniej ludzkiej inteligencji - Uśmiechną się lekko - No i wypadało by uzupełnić nieco zapasy, może coś ciekawego się tu znajdzie, te bydlaki mieszkają tu chyba od lat, a "Pitan" ze swoją kompanią nieco nas ograbili. - Machnął ręką dookoła, wskazując pociemniałe od ognia ściany i stary kocioł - Ciekawe czy są jadalne... - Mruknął jeszcze do siebie patrząc na spalone zezwłoki, postanowił jednak nie ryzykować, słyszało się historie o trollu regenerującym się w czyimś żołądku, lepiej było nie sprawdzać czy są prawdziwe. Po chwili Joahim zarzucił kuszę na plecy i ruszył przeszukiwać jaskinię, i tak nie miał nic ciekawszego do roboty, być może trolle nie zjadały wszystkiego co znalazły.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Acid »

Throrgrim

Khazad z szacunkiem i zaciekawieniem oglądał wyczyny Vinnreda. Musiał przyznać, że czarodziej był diabelsko szybki i zastanawiał się, czy miałby z nim jakiekolwiek szanse w otwartej walce. Wampirze zdolności dawały mu obecnie przewagę nad trollami, a to nie była walka w którą reszta drużyny mogła się wtrącać. Nawet tarczownik, zaprawiony w wielu walkach z wieloma różnymi przeciwnikami wiedział, że na trolla nie wystarczy tylko dobre ostrze i pewna ręka.

Plan został ustalony już wcześniej, więc krasnolud przygotowany do ewentualnego natarcia przyglądał się jedynie walce, nie instruując Taranisa i Anthony'ego o tym, co mają robić. Vinn radził sobie dobrze z potworami i już po chwili płonące strzały elfa i albiończyka rozświetliły pieczarę.

- Puszczaj mnie, gburze! Muszę mu pomóc! - w pewnym momencie weteran usłyszał z tyłu głos Ulli.
- Myślę, że Herr Vinnred'owi bardziej będziesz podobać się w jednym kawałku, pani. Nigdzie nie pójdziesz. - Ratte trzymał ją mocno, na co khazad skinął mu jedynie głową.
- Myślisz teraz sercem, nie głową, dziewucho. - mruknął marszcząc brwi. - Daj człeczynie dokończyć robotę...

A człeczyna radził sobie dobrze, bo po chwili trolle płonęły wrzeszcząc na całą jaskinię i miotając się z bólu. Ich plan się powiódł, co niezmiernie ucieszyło krasnoluda. Wampir po raz kolejny użył swych zdolności syna nocy i wrócił do nich pod postacią nietoperza. Tarczownik z kamienną twarzą przyglądał się jak potwory dogorywają w męczarniach, a po chwili spojrzał na szlachcica, który zmęczony siedział na ziemi tuląc do siebie Ulli.

- Dobrze się dzisiaj spisałeś, twój lud może być z ciebie dumny, czarodzieju. - powiedział, jednak bez wyraźnej radości w głosie. - Odpoczywaj, zasłużyłeś...

Chwilę potem odszedł do leżących na ziemi płonących stworów i dwoma uderzeniami z góry odrąbał ich łby. Tak na wszelki wypadek, gdyby ścierwa jakimś sposobem potrafiły się jeszcze zregenerować.

- Dobry troll to martwy troll... - rzucił wracając do pozostałych.

- Myślę, że powinniśmy tu zostać jakiś czas i pozwolić zregenerować siły naszemu czarodziejowi. - rozejrzał się po pomieszczeniu. - Ogry, nawet jeśli uporały się z mantikorą nie przyjdą za nami, bo przejście jest dla nich za wąskie. Anthony, Taranis, przeszukajmy z Kellem to pobojowisko, może uda się znaleźć coś wartościowego, co można by zabrać ze sobą. - mówiąc to zarzucił sobie topór na ramię i powoli zaczął obchodzić pieczarę mając nadzieję, że uda im się coś znaleźć w legowisku trolli. Greta mu chyba nie uwierzy w to, co przeżył z tą garstką przypadkowo spotkanych ludzi...
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: MarcusdeBlack »

Taranis

Szybkość i precyzja maga była oszałamiająca dla elfa, z pewnością porównałby go teraz do leśnego ducha, gdyby nie fakt że tenże mag był wampirem. Ciekaw był jaką cen zapłaci za ten wysiłek, ale na dalsze przemyślenia nie było czasu.
Trolle z gniewem atakowały nadnaturalnego, ich wysiłki jednak szły na marne, mimo to zwiadowca miał ściśnięte gardło.

Kiedy ciała bestii zostały pokryte naftą, syn puszczy zaczął posyłać w ich stronę płonące strzały, krew pulsowała mu w całym ciele. Katem oka zobaczył szarpiącą się Ursulę, coś mówiła, potem Ratte i Throrgrim, nie miał szansy zgadnąć o co chodziło w tej rozmowie, wielkie poczwary zajaśniały ogniście, dało się wyczuć smród palonego mięsa.

Kolosy padły, po krótkiej zawierusze w postaci Vinnreda von Schottena. Wampir zdołał umknąć przed płomieniami dzięki swym zdolnościom zmiany kształtu, kiedy wrócił do swej postaci, wyglądał na wyczerpanego. Elf zawiesił sobie łuk na plecach i spojrzał na szlachcica, w jego objęciach znajdowała się właśnie Uli, Czy tak wyczerpany zdoła nad sobą zapanować? - Asrai spytał się w myślach. Pokręcił głową i spojrzał na resztę kompani.

Wszyscy byli zmęczeni, nie tylko Vinnred, nic dziwnego, w końcu ten dzień obfitował w tak wiele. Im bliżej byli celu, tym większe pojawiały się przeciwności. Taranis nie był pewien ile jeszcze zdoła znieść, to wszystko mogło przyprawić o obłęd. Na słowa Kella, skrzywił się nieznacznie, to nie było wymarzone miejsce na nocleg, ale sens słów łowcy do niego trafił. Kiwnął tylko głową i zaczął przeszukiwać legowisko, jeszcze zanim khazad zaczął wydawać 'rozkazy'.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Serge »

Throrgrim, Anthony, Taranis i Kell ruszyli przez komorę w stronę łuku po lewej stronie. Po drodze, w pobliżu paleniska, minęli stos kości, butów i spodni, a gdy przechodzili blisko, coś błysnęło w świetle lampy.

Pierwszy zatrzymał się weteran, potem łowca, aż wreszcie albiończyk i elf. Odwrócili się, by zobaczyć, na co patrzą tamci.
- Czy to...? - zaczął Taranis.
- Patrzcie tylko na to – powiedział Anthony
- To jest... - odezwał się Kell.
- Złoto! – zawołał Throrgrim i podszedł do stosu kości, odrzucając na bok coś, co niegdyś było klatką piersiową i przykucając. Pozostali podążali tuż za nim. Nawet zwiadowca przeciskał się do przodu.

Znalezisko było niesamowite. Ziemia między kośćmi i podartymi ubraniami zawalona była złotymi pierścieniami, łańcuchami na szyję, surowymi klejnotami, bransoletami, złotymi samorodkami i monetami różnych naródów.

- Głupie trolle. - zarechotał Anthony. - Odrzucają fortunę dla mięsa na gulasz.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: MarcusdeBlack »

Taranis

Przeszukując legowisko trollów, czuł pod stopami kości ich ofiar, kruche i łamliwe. Każdy krok kończyło niesmaczne chrupnięcie. Smród panujący w jaskini także nie przyprawiał o dobre samopoczucie. Właśnie spoglądał na resztki jakiegoś pancerza, kiedy kątem oka spostrzegł oniemiałego tarczownika. Uniósł brew i podszedł do niego, nie tylko jego zaniepokoił ten fakt. Kell i Anthony stali tuż obok i po chwili już wiedzieli co wprawiło khazada w ten stan.

- Czy to...? - zaczął Taranis.
- Patrzcie tylko na to... – powiedział Anthony
- To jest... - odezwał się Kell.
- Złoto! – zawołał Throrgrim i podszedł do stosu kości, odrzucając na bok coś, co niegdyś było klatką piersiową i przykucając. Pozostali podążali tuż za nim. Nawet zwiadowca przeciskał się do przodu.
I faktycznie, na ziemi walał się nie mały skarb, błyszczące monety, biżuteria i inne dobra leżały w brudzie i towarzystwie popękanych kości.

Obrazek

Zwiadowca przetarł oczy, nie wyglądało by śnił, spojrzał na Throrgrima i się skrzywił, nigdy nie śniły mu się krasnoludy. Skarb, dla strudzonych wędrowców, za te wszystkie wysiłki. Czy aby na pewno? To było raczej niepokojące, wiedział że chciwość to wróg dla drużyny. Oby nie doprowadziło to do większych problemów. Pesymistyczne myśli go nie opuszczały. Zerknął na towarzyszy, złoto lśniło im w oczach.
- Macie zamiar to wszystko zabrać? - spytał sucho, sięgnął po jedną z monet.
- Tego jest tu tyle... - przerwał nie mogąc zebrać myśli. Nie przepuszczą. Machnął czteropalczastą dłonią i wybrał sobie z kupki dwadzieścia pięć monet. - A zresztą, róbcie co chcecie. - to rzekłszy schował monety i zaczął ponownie rozglądać się po jaskini. Tak w razie czego...

[Był inny obrazek, ale domena mi się zablokowała. Happens...]
Ostatnio zmieniony czwartek, 23 lipca 2009, 15:02 przez MarcusdeBlack, łącznie zmieniany 3 razy.
Zablokowany