[WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Jabberwocky »

Obrazek

Joahim Kell

Joahim siedział spokojnie przy ognisku, rozpalonym przez podróżnika imieniem Marcus Ratte, spotkał go na szlaku kilka godzin temu, jako że podróżowali w tym samym kierunku nie miał nic przeciwko jego towarzystwu.
Wieczór był chłodny, w takie wieczory Joahim cieszył się ze swoich grubych, wełnianych szat, przez lata nabrały one nijakiego, ciemnego koloru, ni to szary, ni to zielono-brązowy, wyglądał w nich niczym biedny pielgrzym lub zwykły żebrak, pasowało mu to, nie lubił być rozpoznawany, miał już dostatecznie wielu wrogów by obawiać się nagrody za swoją głowę, a nie była to głowa pospolita, na widok twarzy, takiej jak ta, matki wołały dzieci do domu a mężczyźni wyciągali broń po swych ojcach, pełna mniejszych i większych blizn, z nosem wielokrotnie łamanym i kiepsko nastawianym [*][/b], postarzała swego nosiciela o dobrych dwadzieścia lat. Kell potarł się po, niemal permanentnej, czarnej szczecinie, nie ważne jak często się golił, i tak zawsze pojawiała się na, nie zniszczonych jeszcze, kawałkach jego twarzy, miał nadzieję, że w końcu znajdzie pracę, jako sługa Morra nie potrzebował wiele, ale jeść każdy musi, a w okolicy pojawiły się ponoć problemy z nazbyt żwawymi mieszkańcami kurhanów....
Dokładał właśnie kłodę do ognia gdy na drodze, obok której obozowali, pojawili się podróżnicy, byli jeszcze daleko, Kell wstał i wyprostował się, był wysoki, nawet bardzo jak na standardy mieszkańców Imperium, mimo to jego chude ciało nie wyglądało na zdolne by zagrozić życiu dowolnego zdrowego człowieka, ujął w dłonie swoją kuszę samopowtarzalną, załadował ją i wymierzył w przybyszów.
- Ostrożności nigdy za wiele - Mruknął, zobaczył, że jego tymczasowy towarzysz również wyjął broń, spodobało mu się to, podejrzliwości nigdy za wiele.
Nic nie mówił, obserwował, przybysze nie wyglądali na bandytów czy żołnierzy, Joahim czekał, miał w dłoniach załadowaną kuszę i był pewien iż zdoła zadziałać szybciej niż ktokolwiek w pobliżu, wzrok, oślepiony wcześniej blaskiem ogniska, przyzwyczajał się powoli do mroku i zaczynał rozróżniać kolejne twarze i sylwetki, krasnolud, młody człowiek i elf, obaj z łukami na plecach, nie wyglądali na wrogich, Kell powoli opuścił kuszę, dalej jechała elfka z twarzą równie doświadczoną co jego własna, za nią podążała kobieta na pięknym, czarnym koni i...
- Witaj, przyjacielu! - Powiedział mag.
- Bestia! - Warknął Kell, jednym ruchem zrzucił swe szaty, ujawniając leżące pod nimi warstwy skórzni i czarną kolczugę, skoczył do przodu jednocześnie wyciągając nóż z rękawa, wypchnął Vinnreda z siodła i wraz z nim padł na ziemię, nóż zatrzymał się o cal od oka czarodzieja, Kell dyszał wściekle.
- Honor, przysięga, OBRAZA DLA MORRA, przysięga, nie postępuj niczym oni - Mruczał do siebie niczym szaleniec, mimo to zdawał się powoli uspokajać, wściekłość znikała a umysł zdawał się odzyskiwać przewagę nad odruchami - Znów ty.... Czego chcesz...? Sukinsynu! - Teraz w głosie zanikły już pierwsze ognie, pozostała jedynie chłodna nienawiść, łowca wampirów wstał i schował nóż - Mam wypełnić swą przysięgę tak?
Towarzysze wampira byli co najmniej zaskoczeni, khazad już położył swą ogromną łapę na toporze i zbierał się, by wspomóc przyjaciela. Jednak Vinnred dał mu znak ręką, że nie potrzebuje pomocy...
- Spokojnie, niczego od ciebie nie chcę, już mówiłeś, że nie jesteś mi nic winien... A teraz złaź ze mnie, bo straszysz mą damę - mruknął, ledwo nad sobą panując. Choć starał się uśmiechać, jego głos przypominał warkot wściekłego wilka.
- Miałem nadzieję, że już się nie spotkamy, bestio..., czemuś nie mógł zdechnąć gdzieś na szlaku - Kell schował już broń i całkowicie się uspokoił, teraz ton jego głosu był równie spokojny jak gdyby nic się nie stało.
Szlachcic otrzepał swoje ubranie i poprawił kaptur. Podciągnął rękawice, spojrzał na łowcę i wydawało się, że zaraz Kell dostanie od niego prawym sierpowym. Nic się jednak nie stało, choć dało się nadal wyczuć napięcie między mężczyznami.
- Przykro mi, że cię zawiodłem. Jak widzisz, trzymam się całkiem nieźle... Wybieracie się gdzieś? - zapytał, wskazując na łysego wojownika.
- Ja szukam pracy w mieście, niespokojni mieszkańcy kurhanów pojawili gdzieś w okolicy, za niego wypowiadać się nie będę, nie w mojej mocy znać cudze myśli. - Mówił ponuro, wiedział że Morr go nie oszczędzi, był już związany z tą bestią do końca, końca jednego z nich.
Słysząc słowa łowcy mag zamyślił się i pokiwał głową.
- My jedziemy do Sylvanii, odbić pewną szlachciankę z rąk jej zalotnika - stwierdził po chwili. - Jeśli macie ochotę się do nas dołączyć, to zapraszam, przyda się każda pomoc. Z chęcią bym wam zapłacił za dodatkową ochronę pani mego serca - wskazał na brunetkę. - Jak będzie?
„Sylvania” pomyślał łowca, „Przeklęty ląd” znał to miejsce i nienawidził go, nie mniej niż wampira, to tam umierali łowcy wampirów... Z drugiej strony w czasie podróży z nim może uda mu się spłacić, palący go niczym ogień, dług wobec szarego maga....
- Dobrze, ruszę z tobą, wypełnię swoje przyrzeczenie, ochronię twoją plugawą egzystencję jeśli tylko zdołam, a kiedy już się to stanie... wypełnię misję jaką dał mi Morr - W głosie Joahima przebrzmiewała niejaka satysfakcja, był człowiekiem zasadniczo honorowym i niespłacony dług życia bolał go niczym otwarta rana. - Jestem gotów do drogi w każdej chwili.
- To może być ciekawe... Uratujesz mnie tylko po to, by móc w spokoju zabić? Zobaczymy, łowco, czy będziesz w stanie. - Wampir uśmiechnął się, ukazując na chwilę kły. Zerknął na drugiego mężczyznę, czekając na jego odpowiedź.
- Czy będę w stanie czy nie... niech to rozstrzygnie Morr - Kell odpowiedział - Tak długo jak będziesz mi płacił mogę też chronić tego dzieciaka którego wybrałeś sobie na marionetkę - spluną pod nogi - Za to całkiem za darmo obiecuję każdemu z tu obecnych, iż jeśli dotknie was klątwa nie-życia, uwolnię was od niej - Mówił to bez cienia uśmiechu, najwyraźniej miał już podobne doświadczenia , obrócił się na pięcie i wrócił do ognia.
- Chyba nie zamierzacie podróżować nocą? Przysiądźcie się, najwyraźniej mamy pracować razem - Wyjął z torby niewielki rondelek i zaczął przygotowywać coś, co było najwyraźniej cienką zupą, zupełnie jakby nic się nie stało.
- Obrazisz Ulli, a odgryzę ci głowę - wampir warknął na tyle głośno, by każdy usłyszał. A potem pomógł dziewczynie zejść i razem z nią się przysiadł.

* Tak wiem, avik nochala połamanego nie ma, niestety, sami zapewne wiecie jak ciężko jest znaleźć coś pasującego o ile nie tworzyło się postaci pod rysunek.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
SebaSamurai
Majtek
Majtek
Posty: 120
Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: SebaSamurai »

Anthony i Vinnred

Surehand zszedł na dół do jadalni jako jeden z pierwszych. Nie, żeby źle mu się spało, bo sypiał już na wiele mniej wygodnych posłaniach, ale z łóżka wypędziły go suchość w ustach i palenie w gardle, silne niczym pustynne słońce Arabii.
Kiedy z niewyraźną mina prosił karczmarza o dzban mleka zobaczył przy stole Vinnreda.
- Dzień dobry. - uśmiechnął się do wampira. - Choć dla ciebie to pewnie wcale taki dobry nie jest. ...dzień mam na myśli. - Łucznik spojrzał na Vinnreda ze współczuciem. - To chyba musi być bardzo uciążliwe, wciąż ukrywać się przed promieniami słońca? - ciągnął dalej.
- Jeszcze zanim... to się stało, zwykle pracowałem w nocy, a spałem w dzień - stwierdził. - Jestem nie tylko magiem, ale i astrologiem i astronomem. Chowanie się przed słońcem jest trochę przykre, chyba nie da się do tego przywyknąć. - głos wampira nie wydawał się Anthonemu szczególnie smutny.
- Kiedy Narai spytała wczoraj, co zrobisz z Ulli - mówiłeś serio? Będziesz do tego zdolny? - Albiończyk spojrzał prosto w oczy wampira.
- Wierzę, że to spotkanie nie było przypadkowe, a kiedy się kogoś bardzo kocha, nie można bez tej osoby żyć - odpowiedział, wzruszając lekko ramionami.
- Ty naprawdę ją kochasz - Anthony zawiesił głos. Vinnred nie był w stanie odgadnąć czy było to pytanie czy stwierdzenie.
- Przyznaję, trafiło mnie... - odparł, uśmiechając się nieznacznie. Przy stole zapadła cisza.
Po chwili na dole pojawili się pozostali kompani. Throrgrim z daleka widział, że Albiończyk ma tak zwany "syndrom dnia poprzedniego" i wyszczerzył żółte zęby w szerokim uśmiechu. Anthony chcąc wyprzedzić niechybną i kąśliwą uwagę krasnoluda powiedział:
- To złe wiatry twojej krasnoludzkiej magii Throrgrimie - i pokręcił skołowaną wciąż głową.

*****
Podczas popołudniowego postoju Surehand przyglądał się katordze, jaką Throrgrim zadawał Ulli.
- Chyba ma dość... Zbastuj, Throrgrimie. Inaczej... - wampir musiał bardzo przeżywać katusze ukochanej. Odpowiedź krasnoluda była zaiste krasnoludzka. Gdy kolejna fala ciosów zalała dziewczynę, Vinnred niemal skórczył się cały w sobie.
- On ma rację - Anthony położył dłoń na ramieniu wampira. Vinnred spojrzał na niego. Pewniak chciał ją natychmiast cofnąć, ale po chwili się rozmyślił, co wprawiło go w jeszcze większe zakłopotanie. - Spotkałem kiedyś wojownika z Nipponu, który wyznawał wieczne dążenie do doskonałości. Był świetnym szermierzem - nie widziałem szybszego miecza od jego. Pewnego razu obserwowałem jak ćwiczy, jak umartwia swoje ciało w ogromnym wysiłku pełnym poświęcenia. Nie rozumiałem dlaczego to robi. Wytłumaczył mi, że droga do doskonałości, to każdy kolejny krok, kiedy mówisz sobie - dosyć, nie mam siły, już nie mogę. Trzeba wtedy zrobić jeszcze jeden i następny, kolejny... wtedy stajesz się naprawdę silniejszy. Wtedy stajesz się lepszy. Szlachcic spojrzał na Albiończyka. Te słowa z pewnością dodały mu otuchy i pokrzepiły. - Co nie znaczy, że nie możesz sobie sam czasem pomóc - powiedział Anthony wręczając wampirowi miecz o zakrzywionym ostrzu. - To szabla z Zerrikani, ostrze wykute specjalnie do mniejszej od naszych dłoni. Z pewnością nie jest tak piękne jak to, które podarowałeś Ulli, ale na pewno wygodniejsze i łatwiejsze w nauce fechtunku. Proszę przyjmij to. Tak po prostu - Anthony uśmiechnął się i znów dotknął ramienia wampira. Tym razem gest był pewny i nie było już żadnego zakłopotania.

*****

Gdy dotarli na polanę Pewniak jechał obok Taranisa. Vinnred nazwał jednego ze spotkanych przyjacielem i to osłabiło nieco czujność łucznika. Mimo to jego ruchy były błyskawiczne. Zwinność i szybkość, z jaką pokonał dystans dzielący go od czarodzieja były godne elfich zdolności. Anthony drgnął nerwowo gdy nóż błysnął przy twarzy Vinnreda. Pewniak spojrzał na Ulli przygotowując się aby pochwycić ją, gdyby przypadkiem zechciała ruszyć na pomoc ukochanemu, co mogłoby się źle skończyć. Szlachcic najwyraźniej znał dobrze swojego napastnika i co więcej - wiązała ich ze sobą jakaś tajemnicza przysięga. "Robi się coraz ciekawiej" - pomyślał zasiadając przy ognisku.
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
Yacek
Marynarz
Marynarz
Posty: 343
Rejestracja: wtorek, 10 stycznia 2006, 17:54
Numer GG: 6299855
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Yacek »

Obrazek

Zawsze lepiej w towarzystwie - pomyślał Marcus i skinieniem głowy powitał człeka , którego spotkał na szlaku milcząco dając zgodę na dalsza wspólna podróż.
Marcus zwany też przez niektórych "Ratte" - Szczurem wzrostu był średniego, budowy takiejż.
Siwe kosmyki widoczne w ciemnej onegdaj czuprynie i liczne bruzdy na twarzy dodawały mu lat i powagi i postronnemu obserwatorowi zdawać by się mogło, że czwarty dziesiątek lat nosi, gdy w rzeczywistości ledwo trzeci krzyżyk mu stuknął.

Ale cóż los nie rozpieszcza, a już szczególnie samotnych wędrowców na szlaku.

Dotknął ręką sakiewki ukrytej za pazucha jakby upewniał się, że jeszcze tam jest. Nie to by obawiał się nowo spotkanego towarzysza, wszak od lat kilkunastu przemierzał drogi Imperium raz jako ochroniarz karawan, później jako najemnik, łowca bandytów, słowem nie gardził żadnym zarobkiem.

Zawieszony u pasa zając świadczył iż oko ma dobre a z kuszy niesionej na ramieniu potrafi zrobić użytek.


Obrazek


Ogień niewielkiego ogniska buzował wesoło, gdy piekli szaraka. Ani jeden, ani drugi nie wydawał się skory do opowiadań, tedy wpatrywali się w milczeniu w płomienie.
Marcus przeciągnął się i odłożył na bok swój oręż. Był to rzadko tu widziana broń, długości miecza, ale o ostrzu szerokim jedynie na cal, może półtora. Jednak widać było iż wędrowiec umie się nim posługiwać.
Teraz zdawał się być pogrążony we wspomnieniach.

Karczma ojca, spokojny głos matki, odgłos młota, którym Renald pracującego w kuźni.

Płomienie trawiące ich dom i ta upiorna cisza, gdy ostatnie belki dopalały się.

Gorączkowy głos brata, wyznającego mu swą zbrodnie i tupot goniących go strażników.

Pożegnanie z Grobem, wiernym i chyba teraz jedynym przyjacielem.

I tygodnie, miesiące na szlaku, wśród obcych, coraz to różnych twarzy. Ile krain przemierzył, ile miast i wsi widział, nie próbował sobie przypomnieć nawet. Ciągle w pogoni za dawno już wystygłym tropem...



Otrząsnął się z zadumy.
Zbliżała się do nich grupa ludzi. Powoli sięgnął po kusze i założywszy bełt podniósł się na nogi.
Reakcja jego towarzysza, bodajże zwał się Joachim zdumiała go i zaniepokoiła, lecz na wieść iż jednym z podróżników jest wampir mało nie otworzył ust ze zdumienia.
Na szczęście udało mu się nie okazać zaskoczenia i z ulga przyjął propozycje zatrudnienia przedstawiona przez maga.

Co prawda nowa kompania prezentowała się dziwnie, by nie rzec wręcz dziwacznie, ale bywał już w bardziej ekscentrycznym towarzystwie.
W milczeniu wskazał nowo przybyłym miejsce przy ognisku.
- Jestem Marcu Ratte, ale możecie mówić do mnie Szczur - przedstawił się i uniósł jedna brew jakby w niemym pytaniu o imiona nowo poznanych.
Ostatnio zmieniony niedziela, 14 czerwca 2009, 21:03 przez Yacek, łącznie zmieniany 1 raz.
Jest właśnie ta złowroga pora nocy,
gdy poziewają cmentarze i piekło
Zarazę rozpościera. Oto mógłbym
Chłeptać dymiącą krew i spełnić czyny,
Których dzień nie zniósłby...
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Acid »

Throrgrim

Krasnolud zszedł na śniadanie w towarzystwie Ulli i Taranisa. Vinnred jak zwykle siedział już przy stoliku i zdążył zamówić dla nich żarcie. Jak to miało miejsce przed każdym wyjazdem, tarczownik zjadł poczwórną porcję klusek z mięsem, wypił też dwa dzbany piwa. Wybranka szlachcica patrzyła na niego z niezłym zdziwieniem.

- Nie wiedziałam, że wasz lud potrafi aż tyle zjeść, krasnoludzie. - zaczęła nieśmiało.
- To u nas normalne, kobieto. Lubimy dopchać kałdun. - rzucił tarczownik delektując się ostatnią porcją klusek. - Żarcie robicie dobre, ale do piwa to wy drygu nie macie. Co miasto to gorsze szczyny. A mi brakuje Najlepszego Dzieła Niedorostka.
- Niedorostka? - spytała niepewnie Ulli.
- Bugmansa znaczy się... - krasnolud spojrzał na nią dziwnie. - W pieprzonym Imperium szybciej znajdę cipowatego elfa niż mój kochany browar. O, zobacz, dwa cipki nawet siedzą z nami przy stole. - wskazał na Taranisa i Narai po czym puścił jej oczko. Dziewczyna zachichotała cicho. - Grimnir chyba chce mnie ukarać i każe mi pić te wasze siki. - spojrzał z wyrzutem na dzban złocistego napoju. - Tylko za jakie grzechy... - dlugobrody pokręcił głową.
- Throrgrimie?
- Tak, dziecko? - krasnolud wciąż był skupiony na kluskach.
- Proszę cię, chroń Vinnreda, to dla mnie sprawa najważniejsza. Proszę cię jako osoba, która go kocha i która ci ufa. - szepnęła Ulli patrząc tarczownikowi prosto w oczy.

Krasnolud oderwał się od jedzenia i zmarszczył brwi. Ten, kto go nie znał, mógłby stwierdzić, że wygląda na solidnie rozgniewanego.
- Dałem mu swoje słowo i nie nazywałbym się Thorgaldsson, gdybym je złamał. Nie powinnaś jednak wątpić w swojego kawalera – on potrafi sobie poradzić, zwłaszcza biorąc pod uwagę te jego... umiejętności. - Throrgrim odchrząknął.
- Wiem, ale będę spokojniejsza, jeśli będziesz miał na niego oko.
- Nie martw się, dziecko, póki ja żyję twój przystojniak będzie miał mnie zawsze po swojej stronie i nie pozwolę żeby mu powabny włos spadł z tej jego pięknej główki. Przyrzekam na falujące piersi Valayi.
- skinął jej głową i uśmiechnął się delikatnie spod swych wąsów gdy zobaczył jaka ulga i radość wstąpiła na tę młodą twarzyczkę.

Po śniadaniu, gdy Vinnred rozłożył swe mapy i prawił coś o bezpiecznym szlaku w Nawiedzonych Wzgórzach, krasnolud poszedł do swego pokoju i wykonał serię ćwiczeń utrzymujących jego stalowe mięśnie w dobrej formie. Wiedział dobrze, że niedźwiedzia siła i pewna ręka przydadzą się tam, gdzie się właśnie wybierają, dlatego nie zaniedbywał treningów. Narzucił swój pełny pancerz i spotkał się z pozostałymi w głównej sali łypiąc od czasu do czasu złowieszczo na elfkę. Throrgrim miał ochotę rozwalić jej łeb za to, co mówiła wczoraj w alejce, ale wiedział, że to nie jest dobra pora na awanturę. Będą lepsze, tego był pewien. Dosiadł w końcu Gurniego i wyruszyli. Pogoda była jak zwykle paskudna a krasnolud pogrążył się w błogich rozmyślaniach nie rozmawiając z pozostałymi za wiele.

* * *

Na popasie ożywił się nieco, gdy czarodziej zaproponował mu szkolenie Ursuli w walce. Jeśli chodziło o takie rzeczy, to tarczownikowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zabrał swój topór, odnaleźli małą polankę nieopodal obozowiska i zaczął się trening. A właściwie katorga dla tego ludzkiego szczenięcia, które pod naporem ciosów Throrgrima co chwilę lądowało na ziemi. Vinnred miał jakieś obiekcje co do formy w jakiej krasnolud prezentował Ulli swoje umiejętności, jednak szybko zamilkł, gdy weteran powiedział mu, co o tym wszystkim sądzi. Po niemal półgodzinnym treningu, krasnolud podał jej rękę i pokrzepił.

- Na dzisiaj wystarczy. Ale nie zniechęcaj się, człeczyno. Przy mnie i czarodzieju szybko nabierzesz krzepy i odpowiednich umiejętności żeby kogoś chociażby zranić. Jeśli będziemy trenować codziennie, szybko zobaczysz rezultaty, kobieto. Dobrze się dzisiaj spisałaś, odpocznij...


Usłyszał też rozmowę Anthony'ego ze szlachcicem. Podszedł do nich i wspierając się na trzonku swego topora, rzekł:
- Albiończyk ma rację, na treningach musisz dawać z siebie wszystko żeby widzieć rezultaty. Bo jak dojdzie do walki, to musisz być pewien swoich umiejętności. Sam jako szermierz dobrze to wiesz, człeczyno. - mruknął. - Niech cierpi, gryzie piach, ląduje na glebie, ale się w końcu czegoś nauczy. Przez ból do zwycięstwa. Aye! - zarzucił topór na ramię i wrócił do obozu zostawiając obu ludzi na polanie.

* * *

Noc nadeszła szybko na czarnych, kruczych skrzydłach i pewnym było, że muszą rozbić gdzieś obóz. Throrgrim zdziwił się nieco, gdy za łukowatym zakrętem dostrzegł na pobliskiej polanie płonące ognisko i najwyraźniej dwóch mężczyzn. Gdy podjechali bliżej okazało się, że jednym z nich był znajomy szlachcica. Choć znajomy to za dużo powiedziane – facet rzucił się na Vinnreda, a krasnolud chwycił za swój topór zeskakując z Gurniego. Czarodziej jednak gestem dłoni powstrzymał tarczownika przed odrąbaniem tamtemu głowy. A szkoda, przynajmniej by się trochę rozerwał...

Throrgrim z kamiennym wyrazem twarzy przysłuchiwał się słowom czarodzieja i Joahima, jak się przedstawił chudy człeczyna. Wyglądało na to, że wiążą ich ze sobą jakieś sekrety, krasnolud jednak miał to w dupie. Gdy skończyli rozmawiać, długobrody podszedł do brzydala i patrząc mu w oczy mruknął zimno:

- Jeszcze raz się na niego rzucisz, a stracisz swój łeb... Mój topór od dawna spragniony jest krwi. - krasnolud uśmiechnął się paskudnie i przejechał kciukiem po ostrzu zostawiając na palcu krwawą bruzdę. - Zapamiętaj moje słowa, bo ja dwa razy nie powtarzam...

Odwrócił się w kierunku drugiego z mężczyzn, który przedstawił się jako Marcus Ratte i skinął mu głową na powitanie.
- Jestem Throrgrim Thorgaldsson, członek Żelaznego Bractwa Zhufbaru. - przedstawił się, po czym sięgnął do plecaka i wyciągnął flaszkę krasnoludzkiej wódki. Rzucił ją Szczurowi a ten pochwycił ją pewnie. - Rozlej każdemu po trosze – noc zapowiada się zimna, więc trzeba się rozgrzać. Tylko ostrożnie, człeczyno – mocne w chuj!

Rozsiadł się przy ognisku ściągając swój hełm i przyjrzał się nowo poznanym. To mogło być dobre wsparcie podczas drogi do Sylvanii, zwłaszcza że Vinnred wspomniał coś, o zatrudnieniu ich do ochrony jego lubej. Gdy butelka zrobiła kółeczko przy ognisku i wróciła do tarczownika, ten pociągnął z niej dwa łyki i przetarł wielką dłonią usta.

- Ja biorę pierwszą wartę, po mnie Taranis, Joahim, Marcus, Vinnred, Szrama – wskazał na elfkę. - i Anthony. Jest nas sporo więc każdy się wyśpi. Ktoś wnosi jakiś sprzeciw? - spytał, a szorstki ton rozniósł się po okolicy.
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Jabberwocky »

Joahim Kell

Spokojnie mieszał skromny posiłek w swoim rondlu, był zdziwiony, ci którzy podróżowali z bestią najwyraźniej zdawali sobie sprawę z tego czym jest, ludzi rozumiał, ze smutkiem przyznawał iż jego własna rasa jest często głupia i podatna na wampirze uroki, ale elfy i krasnolud! To było nie do pomyślenia, „Choć może są po prostu w takiej samej sytuacji co ja” pomyślał, postanowił wstrzymać się z oceną dopóki nie dowie się więcej, po chwili podszedł do niego krasnolud.
- Jeszcze raz się na niego rzucisz, a stracisz swój łeb... Mój topór od dawna spragniony jest krwi. - Powiedział.
Kell spokojnie spróbował zupy, jeśli ten Throrgrim myślał, że zdoła go wystraszyć to grubo się przeliczył, Joahim cmokną tylko wargami.
- Jeszcze nieco soli. - Mruknął do siebie, krasnolud uśmiechnął się paskudnie i przejechał kciukiem po ostrzu zostawiając na palcu krwawą bruzdę. - Zapamiętaj moje słowa, bo ja dwa razy nie powtarzam...
- Nie każdy z nas musi mieć dobrą pamięć, przyjacielu bestii... Powiedz mi tylko, gdzieś schował swych orczych kompanów od kielicha? A może i jakimś mutantem się opiekujesz? - Słowa łowcy wampirów ociekały wręcz jadem, miał nadzieję, że krasnolud będzie w kwestii wampira rozsądniejszy niż ludzie, okazał się nie lepszy niż ogłupiali szlachcice usługujący tym bestiom by móc stać się im podobni, Joahim splunął na ziemię i spojrzał z pogardą na wojownika - Nie jestem krasnoludem, ale coś mi mówi, że widząc twoje poczynania twoi przodkowie przewracają się w grobach ze wstydu, znałem kiedyś prawdziwego krasnoluda, o tak, wiedział, że bestia to bestia niezależnie jak przyjaźnie się wypowiada i dobrze wygląda, a bestię należy zniszczyć kiedy tylko się ją spotka, nie biegał za wampirem chroniąc jego plugawą egzystencję, ale widzę że nie każdy może mieć w sobie odwagę i honor by chronić świat przed takimi jak on - Wskazał na wampira siedzącego przy ogniu - Bardziej z ciebie kurduplowaty człowiek niźli krasnolud. - Kell zakończył swoją przemowę i odwrócił się od wojownika - Komu zupy? - Zapytał siedzących wokoło ognia.

Kiedy Ratte podał mu wódkę Kell uprzejmie odmówił.
- Wolę zachować czysty umysł, a alkohol daje tylko iluzję ciepła, wystarczy mi to co mam - powiedział z uśmiechem - Wypij za mnie jeśli chcesz - Joahim był co prawda pewien iż krasnolud nie omieszka tego skomentować, uznając Kella za nieumiejącego pić mięczaka, to było chyba wbudowane w jego rasę, ale niespecjalnie go to interesowało, robił co uważał za słuszne, a reszta świata mogła sobie narzekać ile tylko chciała.
- Ja biorę pierwszą wartę, po mnie Taranis, Joahim, Marcus, Vinnred, Szrama – wskazał na elfkę. - i Anthony. Jest nas sporo więc każdy się wyśpi. Ktoś wnosi jakiś sprzeciw? - spytał, a szorstki ton rozniósł się po okolicy.
- Nie będę przyjmować rozkazów od pseudokrasnoluda - Joahim spojrzał na niego z pogardą - Jestem winien pomoc bestii, nie tobie, a na szacunek mój sobie jeszcze nie zasłużyłeś, wampirzy sługo - pokręcił ze zrezygnowaniem głową - Jeśli w przyszłości okażesz się wojownikiem i dowódcą lepszym niż jesteś krasnoludem, to zgodzę się wykonywać twoje polecenia. - Siedział spokojnie, przynajmniej tak się mogło wydawać, pod płaszczem którym się okrył trzymał nadziak, wszak Throrgrimowi nic nie był winien, a jeśli tamten w końcu wybuchnie i zaatakuje... cóż, albo Kell pozbędzie się kolejnego wampirzego pucybuta albo zostanie wezwany przez Morra, obie opcje były akceptowalne.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: MarcusdeBlack »

Taranis

Noc przespał spokojnie, nad wyraz spokojnie, widocznie kilka odpowiedzi sprawiły że mógł się nieco rozluźnić. Nie wszystkim dane było jednak odpocząć, Kynthir najwyraźniej spała bardzo źle. Nigdy nie pomyślałby że będzie wędrował z wampirem. Pewne było że będzie to spora niedogodność, strach przed mocami szlachcica i jego wrogowie, Taranis był pewny że ich ma, no jeśli jeszcze żyją, choć na tle ostatnich wydarzeń, to by była rzecz nieistotna.

Pewniak był najwyraźniej zafascynowany von Shottenem, liczba pytań i ton z jakim zadawał mu pytania zeszłej nocy, wskazywał na to. Zdrowy umysł nie chciałby posiąść takowej wiedzy, Asrai wolał nie przyswajać sobie jej, jednak informacje o słabościach wampira zapewne przydadzą się w razie czego.

Poranne jadło było dobre, najwyraźniej poprawił mu się humor. Kiedy wyruszali był gotów czoła stawić wszelkim, niedogodnością. Nawet krasnolud nie mógł wyprowadzić go z równowagi. W czasie postoju obserwował jak Uli trenowała z magiem i tarczownikiem. Jej narzekania brzmiały jak skarga dziecka, w sumie była dzieckiem, a jeśli chciała tu być musiała szybko dorosnąć.

Szlak był jasny, dzięki mapom Vinnreda nie sposób było się zgubić, dżdżyste powietrze wspaniale działało na elfa. Zobaczywszy nieznajomych na drodze nie przejął się zbytnio. Było ich tylko dwóch, zresztą nie wyglądało na to by mieli złe zamiary. Shotten z uśmiechem przywitał jednego z nich, mężczyznę w łachmanach. On odwzajemnił się atakiem na Vinna, Surehand był gotów wesprzeć wampira, Taranis wolał się nie wtrącać. Mag znał mężczyznę, a wiedząc o pochodzeniu szlachcica, nie martwił się że coś mu się stanie.

Zamieszanie skończyło się tak samo szybko jak się zaczęło. Kompania urosła o dwóch członków, to zaczynało się stawać rutyną. Nie czekając na resztę przysiadł się do ogniska, próbując zupy zaproponowanej przez jednego z nieznajomych przedstawił się niezbyt uroczyśćie. - Zwą mnie Taranis i tak możecie mnie nazywać.

Tymczasem kapłan Morra, wyprowadzał khazada z równowagi. W sumie nie dziwił się Joachimowi, elf nie miał zamiaru posłuchać tarczownika bez wtrącenia swojej racji, ale skoro człowiek go wyręczył, wolał przyglądać się rozwojowi wypadków z małej odległości. Celne i ostre słowa Kell'a, chyba doprowadzały Throrgrima, do wrzenia, trudno było orzec co sobie teraz myślał. Zwiadowca nie dbał o dumę, cenił sobie honor, jednak widać było że różnie można było pojmować te dwa pojęcia. Niezłe koło tortur tu się rozpęta, zdążył jeszcze pomyśleć elf
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Yacek
Marynarz
Marynarz
Posty: 343
Rejestracja: wtorek, 10 stycznia 2006, 17:54
Numer GG: 6299855
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Yacek »

Marcus Ratte

Pokręcił głowa gdy Kell odmówił napitku. Być może naprawdę chciał zachować czysty umysł, a być może spodziewał się konfrontacji z krasnoludem.
Marcus dawno już przestał przejmować się tym komu służy.

Wychylił porcję Joachima nawet specjalnie się nie krztusząc. Cóż w końcu zdarzało mu się być już w takich miejscach, że mróz zdawał się powodować iż mięso odpada od kości, a wszystkie mięśnie tężeją na sopel.
Nauczył się doceniać wtedy potęgę krasnoludzkiego alkoholu, choć za pierwszym razem cała podany mu spirytus wyrzygał.

Podał jeden z kubków Thorgrimowi.
- Nie spotkałeś na swej drodze krasnoludzie człowieka imieniem Heinrich ? Ma jakieś 30 lat i pionową bliznę od skroni do połowy policzka ?- podniósł naczynie w milczącym toaście "za tych co na szlaku".

Z boku dobiegał apetyczny zapach bulgoczącej w kociołku mięsnej polewki.


Obrazek
Ostatnio zmieniony niedziela, 14 czerwca 2009, 21:03 przez Yacek, łącznie zmieniany 1 raz.
Jest właśnie ta złowroga pora nocy,
gdy poziewają cmentarze i piekło
Zarazę rozpościera. Oto mógłbym
Chłeptać dymiącą krew i spełnić czyny,
Których dzień nie zniósłby...
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Acid »

Throrgrim

- Nie każdy z nas musi mieć dobrą pamięć, przyjacielu bestii... Powiedz mi tylko, gdzieś schował swych orczych kompanów od kielicha? A może i jakimś mutantem się opiekujesz? - Słowa łowcy wampirów ociekały wręcz jadem, miał nadzieję, że krasnolud będzie w kwestii wampira rozsądniejszy niż ludzie, okazał się nie lepszy niż ogłupiali szlachcice usługujący tym bestiom by móc stać się im podobni, Joahim splunął na ziemię i spojrzał z pogardą na wojownika - Nie jestem krasnoludem, ale coś mi mówi, że widząc twoje poczynania twoi przodkowie przewracają się w grobach ze wstydu, znałem kiedyś prawdziwego krasnoluda, o tak, wiedział, że bestia to bestia niezależnie jak przyjaźnie się wypowiada i dobrze wygląda, a bestię należy zniszczyć kiedy tylko się ją spotka, nie biegał za wampirem chroniąc jego plugawą egzystencję, ale widzę że nie każdy może mieć w sobie odwagę i honor by chronić świat przed takimi jak on - Wskazał na wampira siedzącego przy ogniu - Bardziej z ciebie kurduplowaty człowiek niźli krasnolud. - Kell zakończył swoją przemowę i odwrócił się od wojownika - Komu zupy? - Zapytał siedzących wokoło ognia.

Krasnolud opanował się przez chwilę, widząc skinienie głową Vinnreda. Jednak weteran nie był z natury cierpliwy, a człowiek przy ognisku przeginał od samego początku.

- Ja biorę pierwszą wartę, po mnie Taranis, Joahim, Marcus, Vinnred, Szrama – wskazał na elfkę. - i Anthony. Jest nas sporo więc każdy się wyśpi. Ktoś wnosi jakiś sprzeciw?

- Nie będę przyjmować rozkazów od pseudokrasnoluda - Joahim spojrzał na niego z pogardą - Jestem winien pomoc bestii, nie tobie, a na szacunek mój sobie jeszcze nie zasłużyłeś, wampirzy sługo - pokręcił ze zrezygnowaniem głową - Jeśli w przyszłości okażesz się wojownikiem i dowódcą lepszym niż jesteś krasnoludem, to zgodzę się wykonywać twoje polecenia.

Marcus coś do niego mówił, jednak furia i chęć walki sprawiły, że krasnolud nie słuchał go zbytnio.

- Zwycięstwo albo śmierć!!!!
- warknął Throrgrim i momentalnie poderwał się z ziemi chwytając za topór. Miał zamiar rozwalić człowiekowi łeb za to, co wygadywał na temat hornoru Thorgaldssona i jego rasy. Natarł z całym impetem na człowieka. Miarka się przebrała, teraz była tylko walka...
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ouzaru »

Vinnred von Shotten

Tej nocy spał spokojnie, mając u boku ukochaną i towarzyszy za ścianą, czuł się bezpieczny... Uśmiechał się sam do siebie, myśląc o ostatnich wydarzeniach. Nigdy by nie przypuszczał, że uda mu się znaleźć akceptację u innej rasy i szczerze dziękował bogom, że postawili mu takich przyjaciół na drodze. Obudził się razem ze słońcem, wystarczyło mu kilka godzin snu, by zregenerować siły. Wstał po cichu, by nie zbudzić Ulli i udał się na dół karczmy. Tam, rozmyślając, czekał na pozostałych. Głód trochę mu doskwierał, więc dyskretnie pociągnął kilka łyków ze swojego bukłaka, w którym nadal miał trochę wilczej krwi. Rzeczywiście nie smakowała zbyt dobrze, była cierpka, gorzka i miała paskudny posmak... psiego futra? Vinnred zaśmiał się na tę myśl i zachłysnął czerwoną cieczą.

Wkrótce pojawił się Ant, ucięli sobie miłą męską pogawędkę i zajęli śniadaniem. Na wszelki wypadek rozmawiali przyciszonymi głosami, nie chcieli, by ktoś postronny ich podsłuchał. Vinn kilka razy zerkał ukradkiem na łucznika, który okazywał mu wyjątkowo dużo sympatii i to nie tylko tego ranka. Nie czekali długo, gdy wszyscy zeszli na dół. Ulli zagadała o coś khazada i von Shotten usłyszał raptem kilka zdań, które długobrody wypowiedział głośniej i bardzo wyraźnie, zerkając przy tym w stronę elfów...
- W pieprzonym Imperium szybciej znajdę cipowatego elfa niż mój kochany browar. O, zobacz, dwa cipki nawet siedzą z nami przy stole.
Dziewczyna zaniosła się cichym śmiechem, a Vinn wypluł łyk 'wina' z powrotem do swojego bukłaka. Otarł usta, zasłaniając pokaźny uśmiech i już chciał coś rzucić od siebie w tym temacie, jednak zrezygnował, by nie przeszkadzać w rozmowie. Parę minut później w karczmie pojawił się jakiś chudy chłopak, wrzeszczący najświeższe plotki o wampirze.

- Co?! - Vinnred wstał gwałtownie od stołu i położył dłoń na rękojeści rapiera. - Wampir? Towarzysze, tchórzem nie jestem, ale nie pozwolę, by jakiś plugawy krwiopijca zagroził życiu mojej ukochanej! - Wskazał na Ulli, która patrzyła się na jego przedstawienie zmieszana. - Proponuję natychmiast wyjechać, a tego skurwysyna zostawić tutejszej straży!
Po tych słowach skierował się szybko na górę, objaśnił wszystkim trasę podróży i spakował swoje rzeczy.
- Ach, Anthony... Kartografem też jestem - powiedział do Albiończyka i uśmiechnął się wyraźnie z siebie zadowolony.

Opuścili miasto, po pewnym czasie zatrzymali się na 'odpoczynek', w czasie którego Throrgrim dał Ursuli niezły wycisk. Mag Cienia nie był zachwycony, ale towarzysze przekonali go (z trudem), iż będzie to najlepsze rozwiązanie, jeśli chciał, by dziewczyna się czegoś nauczyła. Z wdzięcznością przyjął podarunek od Anthony'ego i podziękował jedynie skinięciem głowy, gdyż nie wiedział, co mężczyźnie odpowiedzieć. Zastanawiał się, czy to była jakaś gra, mająca na celu osłabić jego czujność? Tak czy inaczej wolał mieć oko na Anta i pilnować Ulli, kto wie, co Albiończykowi chodziło po głowie?

Ruszyli dalej, młoda córka karczmarza z trudem trzymała się w siodle, a jej mina wyrażała, że wszystko ją boli. Nie skarżyła się jednak.
- Niedługo się zatrzymamy i odpoczniesz - zagadał do niej i uśmiechnął się czule. - Jak się czujesz?
- Dobrze
- odparła i uśmiechnęła się do czarodzieja.
Błyskawicznie robiło się ciemno, gdy natknęli się na obozujących podróżników. Jednym z nich okazał się być łowca, któremu kiedyś uratował życie.
"Będzie dym" - przemknęło szlachcicowi przez myśl i zmarszczył lekko brwi. Kell opuścił miecz, przyglądając mu się.

- Kochanie, czy to twój przyjaciel?
- zapytała nagle Ulli, spoglądając nieśmiało na Vinnreda.
- Przyjaciel? - zdziwił się. - Nie, tak bym tego nie nazwał. To łowca wampirów, nieco stuknięty... - westchnął i zawołał: - Witaj, przyjacielu!
- BESTIA!
- łowca wrzasnął i rzucił się na zaskoczonego Vinnreda. Czarodziej kątem oka dostrzegł, jak Thror szykuje się do ataku. Gestem dłoni powstrzymał go przed następnymi działaniami, miał nadzieję, że mężczyzna się szybko opamięta. I na szczęście Kell po kilku miłych słowach zlazł, puszczając wampira. Potem było już tylko gorzej...

Grad oszczerstw spadał na khazada, któremu coraz szybciej się kończyła cierpliwość. Było tylko kwestią sekund, aż zaatakuje i skróci łowcę o głowę. Vinnred nie miał co interweniować, gdyby sam napadł na Kella, towarzysze mogliby go uznać za niebezpiecznego. Bardzo tego żałował, ale tym razem musiał zostawić khazada samego z jego sprawami. Poza tym zapewne by go uraził, gdyby się wtrącił.
- Stul pysk! - nie wytrzymał i wysyczał w końcu. Jednak było już za późno. Throrgrim właśnie zrywał się na równe nogi, a wampir wiedział, że nawet gdyby chciał go powstrzymać, to nie da rady opanować wściekłego krasnoluda, nawet on był zbyt słaby. Jakoś nie było mu żal łowcy, wszak sam sobie naważył piwa. Tylko nie chciał, by Ulli na to patrzyła. - Panowie, opamiętajcie się! - zakrzyknął bardziej dla czystego sumienia, niż z nadziei, że to coś da i z całą swoją szybkością rzucił się, by osłonić łowcę.

[Yacek, wybacz, że w tym poście nic do Ciebie nie odpowiedziałam, ale nie mam siły się aż tak rozpisywać ^^ Potem można sklecić jakiś dialog na GG.]
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 15 czerwca 2009, 13:43 przez Ouzaru, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ninerl »

Naraikhael Kynthir
Wieści o wampirze skwitowała jedynie podniesieniem brwi. Znając kompetencję miejscowej straży, pewnie jakiśkolwiek wampir musiałby stać jak kołek i dać się sam pojmać, by mieli szansę w ogóle go znaleźć.
Wmusiła w siebie śniadanie, pomimo że czuła się nadal zmęczona i nawet nie była głodna. Na spojrzenia "krasnoluda" odpowiedziała drwiącym uśmiechem. Jeśli myślał, że ją zastraszy grubo się mylił. Jeszcze zdąży mu odpłacić....
Podczas postoju dyskretnie przyjrzała się ćwiczeniom Ulli. Owszem mogłaby dać parę rad, ale po co... Nie jej interes, chociaż dziewczyny było nieco jej żal.
Jechali dalej, aż nadszedł wieczór. Właśnie droga skręcała ostro, gdy rozjaśniło ją światło pobliskiego ogniska. Siedziało przy nim dwóch mężczyzn. Naraikhael zanim im się przyjrzała , zbadała wzrokiem trakt za nimi i po bokach. Mało to było takich zasadzek?
Ci jednak wydawali się sami. Kobieta najpierw zauważyła pobliźnioną twarz pierwszego. Jakiś zbrojny, ani chybi... A to już było dla niej dobre wrażenie. Drugi też nie wydawał się wyciągnięty z wora.
Nagle pobliźniony zwinnym, kocim ruchem zrzucił maga z siodła i przystawił mu nóż do oka. Kusza Narai w jednej chwili została wycelowana w mężczyznę. Jednak słowa napastnika brzmiało bardzo interesująco...
Narai przemknęło kilka myśli przez głowę, gdy słuchała jak po chwili wampir i łowca dochodzą do jakiegoś chwiejnego rozejmu. Świetnie, nareszcie jakiś normalny osobnik.
-Naraikhael Kynthir-przedstawiła się zwięźle, nadal jednak trzymając dłoń na rękojeści miecza. Tak na wszelki wypadek...W końcu mało to łotrów i wszelkiego rodzaju oszustów włóczyło się po gościńcach?
- Wybacz...brodaczu..ale sama sobie wybiorę porę warty, bez twojej pomocy- powiedziała zimno na słowa "krasnoluda"- Wolę strażować nad świtem- Narai uśmiechnęła się niezbyt mile. Przedświt był najgorszą porą. Zawsze wtedy były najczęstsze ataki, gdy wartownicy tracili czujność, a mgły i słabe światło myliło wzrok.
Groźby tego czegoś, nazywającego się "krasnoludem' były żałosne. A człowiek miał jaja, w odróżnieniu od na przykład Asrai.
Narai zgadzała się całkowicie z jego słowami.
-Całkowita...- zdążyła powiedzieć, gdy to coś rzuciło się na łowcę. Narai zerwała się z miejsca i jednym ruchem dobyła miecza, tak by zablokować cios lub zasłonić człowieka. Co ten żałosny brodaty pies sobie myśli....

Jak w tekście, Narai będzie próbowała ochronić łowcę ;) i nie przebierając w środkach ;) ...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Serge »

Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Throrgrim poderwał się z miejsca i z uniesionym toporem rzucił się na siedzącego naprzeciw Kella. Człowiek nie miałby najmniejszych szans na ujście z życiem, gdyby w porę nie rzucił się na niego Vinnred wykorzystując swoją nadnaturalną szybkość. Mimo wszystko uderzenie wyprowadzone było z taką siłą i napędzającą ją furią szybkością, że topór przejechał po plecach szlachcica zostawiając poziomą, krwawą bruzdę na wysokości łopatek.

Vinnred zwalił się na Kella, a ostrze krasnoluda wciąż wprowadzone w ruch uderzyło w nadbiegającą Narai, która nie zdążyła jeszcze dobyć swego miecza. Usłyszeliście nieprzyjemne chrupnięcie. Stal przeszła gładko przez pancerz elfki, kości i mięśnie trafiając ją centralnie w serce. Dookoła trysnęła krew plamiąc krasnoluda oraz siedzącego najbliżej zdarzenia Marcusa. Siła ataku była tak duża, że odrzuciła Narai na odległość kilku kroków. Kobieta już się nie poruszyła, nie wydała też żadnego odgłosu. Zapanowała straszna cisza, słychać było jedynie sapanie Throrgrima oraz krew kapiącą z jego topora na ziemię...

[Długo analizowałem tę sytuację, rzucałem kostkami i wyszło jak wyszło, dlatego jakiekolwiek próby negocjacji powyższego ataku mijają się z celem. Największe znaczenie miał tutaj atak Throrgrima z zaskoczenia, poza tym Ci którzy ze mną grali wcześniej wiedzą, że stawiam przede wszystkim na realizm, mimo że to tylko gra. Nin proszę o nie postowanie i dziękuję za udział w grze. Do zobaczenia na innych sesjach :D.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Acid »

Throrgrim

Stał z kamiennym wyrazem twarzy nad ciałem elfki. W końcu dostała to, na co od dłuższego czasu sama się pisała. Nie pierwszy raz widział w swoim życiu coś takiego. Nie pierwszy raz to on spowodował takie skutki. Oddychał szybko, ale krew w nim zaczynała spowalniać. Krążyła coraz wolniej, uspokajając jednocześnie oddech. Czuł jak furia i nerwy z niego schodzą.

- Danakran kazan argak. – mruknął pod nosem patrząc na zwłoki elfki i splunął.

Chwilę później odwrócił się w stronę pozostałych, zszokowanych tym, co zaszło. Wciąż trzymając topór w dłoniach podszedł do Vinnreda leżącego na Kellu i warknął gromko.

- Na wytatuowany tyłek Grimnira, mogłem cię zabić, człeczyno! - zacisnął zęby. - Co z tobą? Chronisz go, mimo że chciał cię pozbawić życia? - krasnolud pokręcił głową. - Zaiste dziwne są te wasze zwyczaje. A Ty! - wskazał ostrzem topora na Kella. - jeszcze raz nazwiesz mnie pseudokrasnoludem, a skończysz jak ona. Dość zabijania na dzisiaj! - warknął. - Chyba że ktoś ma ochotę pomścić elfkę... - krasnolud odwrócił się w kierunku Taranisa i Anthony'ego. - Pochowajcie waszą przyjaciółeczkę, ja do tego ręki nie przyłożę. - splunął i zasiadł z powrotem przy ognisku z toporem na kolanach. Był przygotowany na każdą ewentualność.

Krótko i na temat :).
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ouzaru »

Vinnred von Shotten

Ku zaskoczenia wampira, udało mu się zasłonić łowcę przed wściekłym atakiem khazada. Lecz jakie było jego zdziwienie, gdy poczuł palący ból między łopatkami, rozrywający mu skórę i mięśnie. Lepka, czerwona ciecz pociekła z rany, a mężczyzna tylko zacisnął zęby, sycząc cicho. Przecież nic mu nie będzie... Odwrócił się, by coś zawołać do towarzysza, jednak elfka wtrąciła się do walki i skończyła marnie.
"W końcu!" - Vinnred odetchnął z ulgą. Narai już dość prowokowała, mieszała i psuła atmosferę, co chwilę sprzeczając się z khazadem. Kątem oka zauważył, jak Anthony powstrzymuje Ulli przed rzuceniem się w jego stronę. Łucznik pochwycił ją w pasie i lekko odepchnął na bok, by się nie wtrącała. Zaskoczona dziewczyna postąpiła kilka kroków do tyłu i usiadła na mchu. Mag był wdzięczny Albiończykowi, ale szybko jego zapał ostygł, gdy zobaczył, jak towarzysz zdejmuje łuk i nakłada na niego dwie strzały. Wampir wiedział jedno, że musi szybko zaprowadzić porządek, nim dojdzie tu do kolejnego rozlewu krwi. Wtedy odezwał się Throrgrim.

- Na wytatuowany tyłek Grimnira, mogłem cię zabić, człeczyno! - Zacisnął zęby. - Co z tobą? Chronisz go, mimo że chciał cię pozbawić życia? - Krasnolud pokręcił głową. - Zaiste dziwne są te wasze zwyczaje. A Ty! - wskazał ostrzem topora na Kella - jeszcze raz nazwiesz mnie pseudokrasnoludem, a skończysz jak ona. Dość zabijania na dzisiaj! - warknął. - Chyba że ktoś ma ochotę pomścić elfkę... - Krasnolud odwrócił się w kierunku Taranisa i Anthony'ego. - Pochowajcie waszą przyjaciółeczkę, ja do tego ręki nie przyłożę. - Splunął i zasiadł z powrotem przy ognisku. Vinn jednak miał jeszcze do pogadania z łowcą.

Podniósł się, trzymając Kella za ubranie pod gardłem i wzmacniając żelazny uścisk wyprowadził szybko dwa ciosy. Pierwszy wycelował w splot słoneczny, a gdy łowca się zgiął w pół, mag poczęstował pięścią jego szczękę. Chyba tylko cud uratował jego zęby przed wybiciem. Vinn puścił i Kell niemal zwalił się, w ostatniej chwili łapiąc równowagę.
- Stul pysk i nie obrażaj więcej moich przyjaciół, bo zajebię cię jak psa! Masz u mnie drugi dług, łowco i jako jego spłatę, żądam od ciebie... przemilczenia wszelkich komentarzy na temat naszych współtowarzyszy! Gdyby twoje umiejętności nie były mi potrzebne w Sylvanii, nawet bym palcem nie kiwnął, by cię osłonić przed tym atakiem - mag Cienia warknął, patrząc groźnie w oczy mężczyzny. Jego wzrok i mina były takie jak wtedy, w karczmie, gdy robotnicy chcieli wszcząć bójkę.

Kell był twardszy niż mogło na to wskazywać jego chude ciało, szybko zebrał się po ciosach wampira, spojrzał ze smutkiem na ciało elfki, „Tak, tobie jestem coś winien” pomyślał, spluną krwią i spojrzał na maga.
- Nie pierdol wampirze, znasz swojego... przyjaciela, wiesz jaki jest, dobrze wiedziałeś, że może zaatakować i nic nie zrobiłeś... NIC! - wskazał na zwłoki wojowniczki - Mogłeś nawet kazać mi siedzieć cicho, wiesz dobrze, że tobie jestem posłuszny, ale mimo to nie robiłeś nic, czekałeś! Co, miałeś nadzieję, że on mnie zabije, a ty zachowasz czyste ręce?

- Nie wtrącałem się, gdyż to by mogło urazić mego kompana
- odpowiedział szlachcic. - I nie, nie chciałem twojej śmierci, choć ty mi życzysz jak najszybszego zgonu - dodał beznamiętnie. - Mój towarzysz jest porywczy, ale sam sobie nagrabiłeś, rzucając w niego oszczerstwami... A teraz zamilcz, siadaj i wpierdalaj swoją zupę, jesteś nam potrzebny w pełni sił! - warknął.

- Oczywiście... - W głosie Joahima nie było jakiejkolwiek dozy zaufania, ale cóż... tak po prawdzie to nigdy jej tam nie było. - Tylko odpowiedz sobie tak szczerze - dodał już tak cicho. by tylko wampir mógł go usłyszeć. - W którym momencie niby skłamałem? - Uśmiechnął się paskudnie i odwrócił od maga, który jedynie zmarszczył brwi i pozostawił to bez komentarza (wolał nie wdawać się w dyskusję z szaleńcem) i spojrzał jeszcze na krasnoluda.
- W jednym honor ci zwracam, wojownik najwyraźniej z ciebie doskonały. - Skłonił się lekko khazadowi, z szacunkiem, ale bez jakiejkolwiek dozy przyjaźni. Poszedł do martwego ciała elfki, nic już nie dało się dla niej zrobić.
- Trzeba ją pogrzebać - powiedział - Elfie, pomożesz mi? Nie znam waszych rytuałów pogrzebowych - Powiedział do Taranisa.

Skończywszy załatwiać swoje sprawy z łowcą, wampir odwrócił się do khazada i w kilku krokach do niego podszedł.
- Nie, nic mi nie jest... Ciężko by ci było mnie zabić, żywotna i odporna ze mnie bestyja - odpowiedział mu, uśmiechając się lekko i niepewnie ruszając łopatkami. Rana powoli się zasklepiała, ale nadal paliła nieprzyjemnym bólem. Mężczyzna szybkim ruchem zdjął z siebie płaszcz i zniesmaczony spojrzał na rozcięcie.
- Ulli, kochana, mam nadzieję, że umiesz szyć? - zawołał do dziewczyny. Następnie zwrócił się ponownie do długobrodego. - Nie pozwoliłem na jego śmierć, gdyż umiejętności łowcy bardzo nam się przydadzą w Sylvanii. Nie powinien już cię obrażać, wybacz mi, że nie zareagowałem wcześniej. Lepiej miejmy się na baczności, Anthony chyba bardzo sobie ceni elfy i jeszcze tej nocy może być gorąco...

Miał szczerą i gorącą nadzieję, że na tym się już skończą wszelkie niesnaski w drużynie i zapanuje względny spokój. Główne ogniwo wszelkich awantur leżało w krzakach martwe, a wampir wątpił, by ktoś ich teraz zaatakował. Zbroja płytowa Throra wyglądała imponująco, tak samo jak jego pokryty krwią topór. W umiejętności Vinnreda także nikt nie mógł wątpić, ani w to że stanie po stronie długobrodego. Musieli się pogodzić tu i teraz, nim wyruszą dalej.
- Posłuchajcie, stała się tragedia, której zapewne można było zapobiec. Nie chcę, byśmy ze sobą walczyli, przecież nie jesteśmy sobie wrogami! Tworzymy drużynę, która ma pójść do serca Sylvanii i odbić damę... Musimy sobie wzajemnie ufać, osłaniać się i chronić! - warknął. - Śmierć Narai nie może pójść na marne, albo się teraz rozstaniemy w pokoju, albo pogodzimy. Jeśli nadal chcecie z nami - wskazał na khazada - iść, pochowajmy elfkę i wspólnie uczcijmy pamięć po niej. Ty Throrgrimie również! Nie lubiłem jej i tego, jak się odnosiła do nas, ale każdemu życiu należy się szacunek - syknął. Utkwił stanowcze spojrzenie w krasnoludzie i jego postawa mówiła jasno, że w tym wypadku nie odpuści. Nie miał mu za złe, że ją zabił, ale nie chciał, by ten wypadek poróżnił jego nowych przyjaciół. Oczy wampira płonęły bardzo nieprzyjemnym, złowrogim fioletowym blaskiem, który nawet najodważniejszego wojownika potrafił zmrozić i zniechęcić do ataku.

[Mam nadzieję, że jakoś się bohaterowie dogadają, dobrze mi się gra w Waszym towarzystwie :) ]
Obrazek
Yacek
Marynarz
Marynarz
Posty: 343
Rejestracja: wtorek, 10 stycznia 2006, 17:54
Numer GG: 6299855
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Yacek »

Marcus Ratte

Zawodowcy, w rzyć chędożeni - pomyślał kwaśno widząc bijatykę zakończoną śmiercią elfki.
Oj dałby dużo za dwóch czy trzech tileańskich kamratów z Szarej Kompanii.
Powrócił myślami do starych dziejów.

Graniczne Księstwa.
Kompania Pancernej Jazdy i ich ... Szara. Naprzeciw wyjący tłum może pięciuset, może sześciuset zwierzoludzi.
Kozio, psiogłowcy, stworzenia o paszczach niedźwiedzi i mordach tak zmutowanych jakby były kpiną Bogów Chaosu z ludzi. Członki pokryte łuską, członki będące mackami, okropności jak z sennego koszmaru.
I wszyscy oni marzą tylko o jednym : by zatopić kły w twojej krtani.

Pamiętał żywą fale uderzająca o ich szereg, salwy bełtów rzeźbiących krwawe bruzdy w żywej, skłębionej masie. Świst ostrzy i wirujące w powietrzu odcięte, łby, kopyta, rozłupane czaszki. Skowyt wycie i wrzaski rannych i umierających, słodko mdlący odór świeżo rozlanej krwi.

Obrazek


I gdy myśleli że już pochłonie ich ta żywa magma, wspaniałe uderzenie Pancernej kładące pokotem zwierzoludzi jak łan zboża pod ręką wprawnego żniwiarza.
Szaleńcza pogoń za niedobitkami i oblewanie zwycięstwa w pancerzach zbryzganych juchą mutantów.


Powrócił do rzeczywistości. Po prawdzie jeśli ma jeszcze trochę pożyć stanowczo musi więcej uwagi zwracać na to co się dzieje wokół niego, a nie oddawać się wspomnieniom.

Ciekawe ile ten krasnolud wytrzyma bez snu - to była następna myśl. Jeśli bowiem khazad ma tu wrogów, a ze ma to rzecz pewna każdy jego sen może być ostatnim.
Wzruszył ramionami. Cóż go to w końcu obchodziło ?
Brał pieniądze za ochronę i miał zamiar się z tego zadania wywiązać. Osobiste sprawy reszty go nic nie obchodziły.

On BYŁ zawodowcem.

Zbliżył się do wampira.
- Jeśli ...hmm... nasze organizmy działają podobnie, może warto by przemyć ranę ? - wysunął w kierunku stworzenia nocy kubek z resztka spirytusu.
- Tu zawsze bez trupa nie kładziecie się do snu, czy ten to tylko z okazji naszego spotkania, panie Vinnred ? - patrzył nie bez pewnej fascynacji na wampira, w końcu od małego przestrzegano przed nimi.

On jednak spotkał już takie istoty nazywające siebie samymi ludźmi, iż nawet wampir mógłby uczyć się od nich krwiożerczości i lubowania się w zadawaniu bólu i śmierci.
Jest właśnie ta złowroga pora nocy,
gdy poziewają cmentarze i piekło
Zarazę rozpościera. Oto mógłbym
Chłeptać dymiącą krew i spełnić czyny,
Których dzień nie zniósłby...
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Jabberwocky »

Joahim Kell

Siorbał właśnie zupę gdy krótki lont beczki prochu, jaką stanowił krasnolud, wreszcie się dopalił, wojownik był o wiele szybszy niż Kell mógł się spodziewać, a można by pomyśleć, że przez te lata oduczył się już niedoceniania przeciwników, mimo to był pewien iż zdoła uskoczyć w tył, nie zdążył się jednak o tym przekonać, ciało Vinnreda uderzyło go z siłą jaką mógła dać magowi tylko ciążąca na nim klątwa wampiryzmu, zobaczył jeszcze jak z ziemi podrywa się elfka, najwyraźniej chcąc pomóc łowcy, był zdziwiony, nikt nigdy nie ryzykował życia dla niego, to on był zawsze od tego by iść jako pierwszy w najgorsze piekło, niestety nie mógł już jej za to podziękować, topór krasnoluda niemal przepołowił jej szczupłe ciało a z rozpędu rozerwał jeszcze plecy maga, krew chlupnęła dookoła.

Kell leżał oglądając z bardzo bliska trawę i ziemię, nie było to nazbyt ciekawe, po chwili usłyszał głos krasnoluda, najwyraźniej zabicie Elfki nieco go otrzeźwiło, łowca wampirów wstał powoli i rozmasował bok, kiedyś uderzenie zombie połamało mu tam kilka żeber, bolało do dziś. Krasnolud właśnie wściekał się na maga
- Na wytatuowany tyłek Grimnira, mogłem cię zabić, człeczyno! - Zacisnął zęby. - Co z tobą? Chronisz go, mimo że chciał cię pozbawić życia? - Krasnolud pokręcił głową. - Zaiste dziwne są te wasze zwyczaje. A Ty! - wskazał ostrzem topora na Kella - jeszcze raz nazwiesz mnie pseudokrasnoludem, a skończysz jak ona. Dość zabijania na dzisiaj! - warknął. - Chyba że ktoś ma ochotę pomścić elfkę... - Krasnolud odwrócił się w kierunku Taranisa i Anthony'ego. - Pochowajcie waszą przyjaciółeczkę, ja do tego ręki nie przyłożę. - Splunął i zasiadł z powrotem przy ognisku.
Kell już szykował się do odpowiedzi gdy silne dłonie złapały go za ramię i obróciły w kierunku wampira.
Pierwszy cios był bolesny, drugi również, na szczęście jednak wampir nie był wojownikiem, nie wiedział jak można przekręcać się i poddawać pędowi tak by zminimalizować siłę ciosu, uderzenia które zapewne mogły by zabić łowcę zaledwie oszołomiły go na chwilę.

- Stul pysk i nie obrażaj więcej moich przyjaciół, bo zajebię cię jak psa! Masz u mnie drugi dług, łowco i jako jego spłatę, żądam od ciebie... przemilczenia wszelkich komentarzy na temat naszych współtowarzyszy! Gdyby twoje umiejętności nie były mi potrzebne w Sylvanii, nawet bym palcem nie kiwnął, by cię osłonić przed tym atakiem - warkną wampir, był wściekły.
- Nie pierdol wampirze, znasz swojego... przyjaciela, wiesz jaki jest, dobrze wiedziałeś, że może zaatakować i nic nie zrobiłeś... NIC! - wskazał na zwłoki wojowniczki - Mogłeś nawet kazać mi siedzieć cicho, wiesz dobrze, że tobie jestem posłuszny, ale mimo to nie robiłeś nic, czekałeś! Co, miałeś nadzieję, że on mnie zabije, a ty zachowasz czyste ręce?
- Nie wtrącałem się, gdyż to by mogło urazić mego kompana - odpowiedział szlachcic. - I nie, nie chciałem twojej śmierci, choć ty mi życzysz jak najszybszego zgonu - dodał beznamiętnie. - Mój towarzysz jest porywczy, ale sam sobie nagrabiłeś, rzucając w niego oszczerstwami... A teraz zamilcz, siadaj i wpierdalaj swoją zupę, jesteś nam potrzebny w pełni sił! - warknął.
- Oczywiście... - W głosie Joahima nie było jakiejkolwiek dozy zaufania, ale cóż... tak po prawdzie to nigdy jej tam nie było. - Tylko odpowiedz sobie tak szczerze - dodał już tak cicho. by tylko wampir mógł go usłyszeć. - W którym momencie niby skłamałem? - Uśmiechnął się paskudnie i odwrócił od maga, który jedynie zmarszczył brwi i pozostawił to bez komentarza.

- W jednym honor ci zwracam, wojownik najwyraźniej z ciebie doskonały. - Łowca wampirów skłonił się lekko khazadowi, z szacunkiem, ale bez jakiejkolwiek dozy przyjaźni. Poszedł do martwego ciała elfki, nic już nie dało się dla niej zrobić.
- Trzeba ją pogrzebać - powiedział - Elfie, pomożesz mi? Nie znam waszych rytuałów pogrzebowych - Powiedział do Taranisa.

Ratte podszedł do Vinnreda z kubkiem spirytusu w ręce.
- Jeśli ...hmm... nasze organizmy działają podobnie, może warto by przemyć ranę ? - wysuną do maga kubek z alkoholem
- Niepotrzebnie się o niego martwisz, kiedyś wpakowałem mu bełt w oko, jak widzisz dalej chodzi - Powiedział Joahim i spluną krwią na ziemię, wampir tylko przytaknął, Kell niósł ciało w stronę najbliższego miejsca nadającego się na pochówek, miał nadzieję że elfy nie mają nic przeciwko zwykłym ziemnym grobom, choć on osobiście wolałby stos pogrzebowy, nie lubił zostawiać ciał towarzyszy, kilkakrotnie musiał już z nimi potem walczyć, słyszał za sobą głos maga.

- Posłuchajcie, stała się tragedia, której zapewne można było zapobiec. Nie chcę, byśmy ze sobą walczyli, przecież nie jesteśmy sobie wrogami! Tworzymy drużynę, która ma pójść do serca Sylvanii i odbić damę... Musimy sobie wzajemnie ufać, osłaniać się i chronić! - warknął. - Śmierć Narai nie może pójść na marne, albo się teraz rozstaniemy w pokoju, albo pogodzimy. Jeśli nadal chcecie z nami - wskazał na khazada - iść, pochowajmy elfkę i wspólnie uczcijmy pamięć po niej. Ty Throrgrimie również! Nie lubiłem jej i tego, jak się odnosiła do nas, ale każdemu życiu należy się szacunek - syknął.
Zawodowy instynkt Kella z niechęcią przyznawał bestii rację, jeśli mają pracować razem muszą się dogadać, pozabijają się nawzajem kiedy skończą swe zadanie.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Acid »

Throrgrim

Krasnolud siedział zasępiony przy ognisku przysłuchując się słowom Vinnreda, Kella i Markusa. Szczerze mówiąc miał już dosyć całej tej niepotrzebnej gadaniny o tym, co trzeba, a czego nie trzeba robić. W końcu ruszył się z miejsca i z bronią w ręku podszedł do ciała Kynthir leżącego kawałek dalej.

Patrząc na krwawiącą elfkę, khazad zastanowił się i szepnął cicho do maga:
- Człeczyno, podać ci bukłak? - zapytał, uśmiechając się paskudnie.
- Żartujesz, tego szamba nie będę pił - odpowiedział mu w podobnym tonie wampir i razem z powrotem zasiedli przy ognisku.

Krasnolud śmiał się pod nosem z dobrego żartu, gdy Vinnred postanowił wygłosić swoją przemowę:
- Posłuchajcie, stała się tragedia, której zapewne można było zapobiec. Nie chcę, byśmy ze sobą walczyli, przecież nie jesteśmy sobie wrogami! Tworzymy drużynę, która ma pójść do serca Sylvanii i odbić damę... Musimy sobie wzajemnie ufać, osłaniać się i chronić! - warknął. - Śmierć Narai nie może pójść na marne, albo się teraz rozstaniemy w pokoju, albo pogodzimy. Jeśli nadal chcecie z nami - wskazał na khazada - iść, pochowajmy elfkę i wspólnie uczcijmy pamięć po niej. Ty Throrgrimie również! Nie lubiłem jej i tego, jak się odnosiła do nas, ale każdemu życiu należy się szacunek.

Tarczownik spojrzał na niego marszcząc dziwnie brwi. W oczach von Shottena dostrzegł dziwny błysk… w ogóle człeczyna stał się w tej chwili jakiś taki posępniejszy niż zwykle, tak, że krasnoludowi przez chwilę przeszły ciarki po plecach. W końcu wstał i skinął mu głową po czym spojrzał na pozostałych.

- Aye! Zróbmy jak prawi człeczyna! Może ja i elfka nie darzyliśmy się szczególnymi uczuciami, ale oddać honor zmarłym się należy. Rzekłem! Ale do pogrzebu ręki nie przyłożę, na to mnie nie namówicie jakem Thorgaldsson…
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: MarcusdeBlack »

Taranis

Szał nie zaskoczył elfa, nie to co reakcja Kynthir. Co zawdzięczała ta gorzka wojowniczka temu kapłanowi? Widocznie tu nie chodziło o nic takiego, nadarzyła się zwykła okazja na rozstrzygnięcie sporu pomiędzy nimi, który rozwiązał topór krasnoluda. Widząc opadając bezwładnie ciało elfki, syn puszczy poczuł dziwne uczucie w dołku, żal? Nie raczej zawód, nad wojowniczką i jej lekkomyślnością i tym że on sam nic nie zrobił, by temu zapobiec.

Poderwał się na równe nogi, by spojrzeć krasnoludowi w twarz, czemu dziki błysk zniknął z jego oczu, czyż mu nie ulżyło, że mógł przelać krew elfki. Podążył za wzrokiem khazada, Vinnred zasłonił swym ciałem Kell'a. Widać było że morryta nie jest z tegoż powodu zadowolony.

Zszokowany elf ponownie spojrzał na tarczownika, ten jednym zdaniem wrócił do zwykłego porządku. Szalony. On jest szalony i kiedyś się o tym przekonają wszyscy. Asrai wiedział że krasnolud nie przepadał za elfką, jego czasem też drażniła, ale czy on nie posiadał sumienia.
- Pochowajcie waszą przyjaciółeczkę, ja do tego ręki nie przyłożę. - rzekł wzgardliwie w stronę elfa i łucznika, Throrgrim. Taranis syknął bezgłośnie
- Nie martw się o to. - odparł zimno i enigmatycznie elf. Jeśli będzie tak dalej działał to pożałuje - przeszło mu przez myśl.

Z rozmyślań wyrwał go silny głos maga, wygłaszał właśnie mowę, zwracając się najpierw do kapłana, a potem do reszty z kompani. Chłodny i dziwny ton maga działał niczym zaklęcie. Przynajmniej Joachim się uspokoił, jednak jego riposty były nad wyraz celne. Asrai był ciekaw co się stało między nim, a Shottenem.
W przerwie miedzy słowami maga, Kell zwrócił się do elfa ze słowami. - Trzeba ją pogrzebać - powiedział - Elfie, pomożesz mi? Nie znam waszych rytuałów pogrzebowych.
Chciał odrzec że on nie znał rytuałów Asurów, ale wstrzymał sie od tego. Wiedział jak najlepiej leśne elfy żegnają się z wojownikami. Kiwnął głową. - Tak, oczywiście. Trzeba nam będzie dużo chrustu. I mały kopiec. - elf wyjaśnił kapłanowi cały obrzęd. Zwłoki leżące na kopcu, przykrywa się chrustu by spalić ciało wojownika. W czasie gdy tli się płomień, święty mąż wznosi słowa do Pana Łowów. Asrai postanowił sam wygłosić te słowa w jego ojczystym języku.

Wcześniej jednak wampir dokończył swoją mowę, pouczając, bo jak to nazwać inaczej, khazada. Nie zgodził się jednak na udział w pogrzebie, tego można się było po nim spodziewać.

Syn puszczy poprosił Anthonego o pomoc w zbieraniu chrustu, a kapłana i Marcusa o wykonanie kopca - płyty, na którym będzie spoczywać ciało Kynthir. Kiedy wszystko było gotowe elf podpalił suchy chrust i zaczął mówić coś w języku leśnego ludu.

Obrazek
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Zablokowany