[WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ouzaru »

Vinnred

W nocy nie mógł się nacieszyć z faktu, że miał swą ukochaną u boku, mógł ją objąć, pocałować, wdychać zapach jej ciała i dotykać delikatnej skóry. Pomógł się dziewczynie wykąpać i zrelaksować przed dalszą drogą, namaścił pachnącym olejkiem i wymasował. Chciał, by choć przez chwilę poczuła się dobrze. Pozwolił się Ulli porządnie wyspać, czuwając przy niej pół nocy. Rano dopilnował, by się porządnie najadła i odesłał jej konia wraz z listem do ojca, by ten nie martwił się o córkę, gdyż jest pod jego ochroną i nie dopuści, by dziewczynie coś się stało.

Wysłuchał zmęczonego głosu Taranisa i przytaknął słowom elfki. On także nic nie chciał od niego zeszłego wieczora. Uregulował rachunek, pożegnał się z sierżantem, jeszcze raz mu dziękując i zaraz po śniadaniu wyruszyli. Podróż upłynęła mu w świetnym nastroju, cały czas opowiadał dziewczynie jakieś zabawne historyjki z traktu i zasłyszane w karczmach opowieści.
- A jak tylko znajdziemy się pod dachem, poczytam ci trochę mojej ulubionej książki, pióra Castinyy Orlandoni. Słyszałaś o niej i jej mężu, Luce? - zapytał, mocniej obejmując ukochaną.

Dziewczyna spojrzała na niego i lekko się zarumieniła. - Niestety, Vinn, nie słyszałam o nich, poza tym nie potrafię czytać... - spuściła głowę, jakby zrobiła coś złego i godnego napiętnowania.
- Wiem, mówiłaś - odparł spokojnie. - Dlatego cię nauczę - dodał wesołym tonem i objął ją mocniej. - Luca i Cas to moi ukochani bohaterowie, zapewne też ich polubisz. Kobieta była kiedyś zabójczynią, ale wskutek pobicia straciła pamięć i zapomniała wszystko, nawet swoje prawdziwe imię. Luca z kolei to taki spryciarz, kupiec, wojownik... Człowiek wielu profesji - wyjaśnił i zamyślił się na chwilę. - Niby nie mają ze sobą nic wspólnego, ale Ranald postawił ich na wspólnej drodze i szybko się przekonali, że są dla siebie stworzeni. Książka jest wspaniała, opowiada o prawdziwej, szczerej, namiętnej i wiernej miłości, która jest wstanie pokonać wszelkie przeciwności losu.
Vinnred westchnął cicho, kochał tę opowieść i znał ją na pamięć, mógłby spokojnie zacytować dowolny fragment.

- Prawdziwa miłość. - Ulli ożywiła się. - Mam nadzieję, że przy najbliższym postoju poćwiczymy czytanie... - zarumieniła się i spuściła wzrok. Najwyraźniej wstydziła się tego, że nie potrafi czytać i pisać.
- Kochana, ale co ty się tak smucisz? Myślisz, że ja się urodziłem i wszystko umiałem? Człowiek uczy się całe życie, a ty masz przed sobą wiele wspaniałych lat, które spędzimy razem i będziemy się świetnie bawić. Myślę, że jesteś pojętną uczennicą i szybko się wszystkiego nauczysz. Musisz być tylko cierpliwa, dobrze? Jak dojedziemy do miasta, kupię ci lekką skórzaną zbroję, kilka ładnych strojów, ciepły i nieprzemakalny płaszcz, miecz, sztylety, małą kuszę, zestaw piśmienniczy... - zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad czymś. - Ach i konia. Może coś byś chciała?

- Vinn, jesteś dla mnie taki dobry...
- nadal nie patrzyła mu w oczy rumieniąc się. - Nie sądzę bym zasługiwała na to wszystko... Ale chcę się uczyć wszystkiego, co ty umiesz... - w jej oczach dostrzegł dziwny błysk. - I obiecuję ci, że nie będziesz się musiał za mnie nigdy wstydzić. Zrobię dla ciebie wszystko, kochany. - Pocałowała go w policzek.
Zdziwił się, słuchając jej słów. Trochę się zmartwił, ale starał się tego nie okazywać.
- Wstydzić? Co ty w ogóle mówisz, Ursulo? I nie musisz nic dla mnie robić, po prostu bądź i ciesz się ze mną - odpowiedział. Chciał coś jeszcze dodać, ale akurat zatrzymali się na postój. Doszedł do wniosku, że nadszedł odpowiedni czas, by dać Ulli mały wycisk i okazję do wykazania się. Z początku było ciężko się dogadać z elfką, ale w końcu doszli do jakiegoś porozumienia, choć dziewczyna zdążyła się już chyba zniechęcić. Był jednak zadowolony. Wziął drugi bukłak, z którego nigdy nie pił i podał jej. Zamoczyła usta w chłodnej widzie i uśmiechnęła się niepewnie.
- Jak na początek, naprawdę świetnie ci idzie. Ważne, żebyś się nie poddawała i wkładała w to całe serce, tak jak teraz to robiłaś. W mieście dostaniesz swój ekwipunek i będzie ci trochę... wygodniej.

Ruszyli w dalszą drogę i tym razem Vinnred odpłynął gdzieś myślami, a dziewczyna nie przeszkadzała mu w jego rozmyślaniach. Dojechali do miasta, mężczyzna zapłacił myto i po chwili zebrali się, by omówić szczegóły zakupów. Nie dziwiło maga, że elfka zaczęła wydawać rozkazy, a krasnolud ją zjebał i olał. Uśmiechnął się do siebie i spojrzał na długouchą.
- Chyba musisz sobie radzić sama, ale przecież dla tak doświadczonej i zaradnej wojowniczki to żadne wyzwanie. Na pewno sobie świetnie poradzisz. - Z tonu i uśmiechu von Shottena ciężko było cokolwiek wyczytać, nawet Ulli nie była pewna, czy mówił szczerze czy kpił sobie z weteranki w żywe oczy. Nie czekał jednak na odpowiedź i pomagając dziewczynie zsiąść z konia, ruszył po ekwipunek. Od razu skierował się do interesujących go sprzedawców. Zdziwiła go tylko jedna rzecz, skoro wspominał, że często udaje się na ziemie Sylvanii, elfka mogła jego zapytać się, gdzie czego szukać. Wszak logicznym było, iż zawsze tu zaglądał i zdążył poznać to miasto na tyle dobrze, by się nie zgubić.

- Zaczniemy od krawcowej, moja droga - poinformował dziewczynę i skierował się do większego sklepu mieszczącego się zaraz na rogu. Niewielki dzwoneczek uderzył o drzwi, kiedy weszli do zakładu i wydał z siebie przyjemny dźwięk. Ulli podniosła wzrok, zerkając na niego i uśmiechnęła się lekko. Już jej się tu podobało.
Mężczyzna miał w planie kupić kilka eleganckich sukien, najlepszej jakości ubrania podróżne, ciepłe wysokie buty, nieprzemakalny płaszcz z kapturem i wygodną skórzaną kamizelkę podszytą futrem wilka. Chciał być pewien, że Ulli będzie ciepło i wygodnie w czasie dalszej podróży oraz walki.

"Właśnie, do kuszy muszę jej dokupić bełty ze srebrem, do tego posrebrzane sztylety i lekki miecz. Dobrze, że spotykamy się pod świątynią Shallyi, jej błogosławiona woda bardzo się przyda. Cholera, nienawidzę nieumarłych" - pomyślał, marszcząc na chwilę brwi i z troską spoglądając na narzeczoną. - "Jest taka piękna i delikatna, nie przeżyłbym, gdyby coś jej się stało z mojej winy. Wiem, iż postąpiłem nierozsądnie, jednak nie umiem odmówić mej ukochanej."
Kiwnął głową, gdy krawcowa zachwalała szkarłatną suknię i wskazał nieznacznym ruchem dłoni na szmaragdową, równie szykowną. Materiał wydawał się być dość ciężki, ale i ciepły. Vinnred miał cichą nadzieję, że Ulli szybko przywyknie do bycia Panią von Shotten i niebawem takie stroje nie będą ją wpędzać w zakłopotanie. Widział blask w jej pięknych oczach i cieszył się, że może sprawić dziewczynie choć trochę radości.
"Koń" - przypomniało mu się. - "Do tego może jeszcze jakieś perfumy, mam nadzieję, że tamten stragan będzie dzisiaj. Róża z jaśminem powinna idealnie pasować do Ulli..."
Obrazek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Serge »

Lista rzeczy, które mieli zamiar kupić Narai i Taranis, ograniczyła się tym razem do pożywienia, zarówno dla uczestników tego szalonego przedsięwzięcia jak i dla zwierząt. Nie było trudno odnaleźć straganów z pożywieniem i obrokiem. Naraikhael szybko i sprawnie dobierała odpowiednie dla ich dalszej podróży produkty zwracając uwagę na to by jedzenie za szybko się nie psuło i było dość syte i kaloryczne. Taranis jedynie kiwał od czasu do czasu głową, gdy tyczkowaty kupiec podliczał zakupy. W sumie na samo żarcie elfy wydały około ośmiu koron.

Vinnred i Ulli w jednym z sąsiadujących z targowiskiem sklepów zakupili szkarłatną suknię dla młodej kobiety, a także solidne ubranie podróżne nie krępujące ruchów w czasie walki. Następnie udali się na targ w poszukiwaniu wierzchowca dla wybranki czarodzieja. Nie musieli długo kluczyć między straganami – jeden z kupców wystawił na sprzedaż kilka swoich rasowych zwierząt, spośród których Ulli wybrała sobie eleganckiego, silnego rumaka arabskiej krwi. Dostojny, dobrze zbudowany czarny arab w zadziwiająco szybki sposób przyswoił obecność tej delikatnej młodej damy, co nieco zdziwiło szlachcica. Następnie oboje odnaleźli stragan z bronią, gdzie wybrali pęk dwudziestu dobrze wykonanych bełtów z posrebrzanymi grotami a także lekką kuszę – za wszystko zapłacili pięćdziesiąt koron. Miecz gilesowski elfiej roboty z finezyjnie wykończoną rękojeścią kosztował młodego czarodzieja kolejne dwadzieścia Karlów, jednak Vinn nie szczędził pieniędzy, zwłaszcza że ostrze bardzo spodobało się Ulli. Problemem był jedynie srebrny sztylet, którego nigdzie nie można było dostać i z braku takowego von Shotten zakupił Ulli zwykłe, krótkie ostrze.

Strzały które zakupił Anthony były dobrej jakości. Jednocześnie u jednego z kupców wypatrzył lekkie, arabskie ostrze idealne jakby się mogło zdawać dla stawiającej swe pierwsze kroki w fechtunku Ulli i strzelec zachęcany przez kupca skusił się na ten zakup. Za wszystko zapłacił siedem koron.

Zmierzchało już, gdy spotkaliście się przy dużych, drewnianych drzwiach prowadzących do środka świątyni Shallyi. Nigdzie nie było widać Throrgrima i po dwóch kwadransach stwierdziliście, że krasnolud najwyraźniej postanowił zająć się własnymi sprawami i po prostu was zostawić. Jedni zapewne poczuli ulgę, inni zastanawiali się 'dlaczego?'. W końcu jednak porzuciliście te myśli i postanowiliście udać się na spoczynek do jakiejś karczmy, zwłaszcza że robiło się coraz zimniej.

Przemierzaliście powoli pustoszejące z każdą chwilą uliczki Enzesburga – na przedzie szli Vinn i Ulli trzymając swe wierzchowce za uzdy, za nimi podążali Narai, Anthony i Taranis. Gdy weszliście w pewną wąską, śmierdzącą alejkę na waszej drodze stanęło sześciu uzbrojonych mężczyzn. Jeden z nich, łysy mężczyzna podszedł do was i mierząc wzrokiem rzekł.

- Oddajcie sakiewki a nic się wam nie stanie...


- Spadajcie w podskokach, a nic wam się nie stanie - rzekł spokojnie Vinnred, przyglądając się napastnikowi obojętnym wzrokiem. Delikatnie ścisnął Ulli za ramię i przesunął ją na bok, samemu postępując krok do przodu. Odejście krasnoluda wprawiło go w paskudny nastrój i banda obdartusów tylko pogarszała jego humor.

- Taak... - mężczyzna podrapał się po nosie, po czym dobył niepostrzeżenie swój sztylet i uderzył w Ulli. Jakież było jego zdziwienie, gdy na trasie wyprowadzonego ciosu, dosłownie w ułamku sekundy stanął Vinnred i z tą samą obojętnością co wcześniej przyjął na siebie uderzenie. Widzieliście dobrze, jak nienaturalnie szybko poruszał się szlachcic. Ulli krzyknęła, a Vinnred, ku przerażeniu rzezimieszka beznamiętnie wyciągnął ze swej piersi zakrwawiony sztylet.

- Masz szczęście, że nie wbiłeś mi go w plecy - mruknął szlachcic, a plama krwi na jego koszuli powiększała się z każdą chwilą. - To cholernie kłopotliwe...
Nie czekając na reakcję zszokowanego złodzieja, Vinnred wbił zakrwawione ostrze w jego szyję i tym samym zakończył żywot niedoszłego oprawcy. Po chwili która zdawała się trwać wieczność, w alejce zawrzało.
- Ulli, kryj się za tymi beczkami! - zawołał Vinn i wskazał wystraszonej dziewczynie stojące w kącie beczki. Dobył rapiera i stanął gotów do dalszej konfrontacji. Ku zaskoczeniu towarzyszy, czuł się bardzo dobrze i przestał krwawić.

- O, kurwa, to pieprzony wampir! - zawołał któryś z bandytów. Mag jedynie uśmiechnął się, odsłaniając nienaturalnie długie kły. Mężczyźni nie zastanawiali się długo, tylko szybko wybrali opcję odwrotu.

Wpadli w najbliższe alejki i tyle ich było widać. Narai, Taranis i Anthony spojrzeli po sobie, a następnie na Vinnreda, który ze stoickim spokojem, jakby nie stało się nic nadzwyczajnego, sprawdzał palcami czy rana na piersi zdążyła się już zabliźnić.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ouzaru »

Vinnred & Anthony

Nie mógł uwierzyć, że khazad ich tak po prostu zostawił! Czuł się oszukany i zawiedziony, nie miał ochoty z nikim gadać. Jedynie zwiesił nieco głowę i lustrował otoczenie posępnym wzrokiem, dłonią badając ranę na klatce piersiowej. Zerknął przez ramię na towarzyszy i Ulli. To wszystko potoczyło się bardzo szybko, musieli się zaraz stąd wynosić, zanim zbóje zaalarmują strażników... Zmarszczył brwi. Zastanawiał się, czy przyjaciele zechcą teraz rzucić się na niego i dobić. Odwrócił się do nich przodem i poprawił uścisk na rękojeści rapieru, patrzył się wyzywająco na elfkę. Już wcześniej tyle razy się wypowiadała z lękiem i niechęcią na temat wampirów, że mógł się po niej spodziewać wszystkiego. W zasadzie nie obchodziło go, co teraz z nim zrobią, ważne że Ulli była bezpieczna. Musiał ją przecież ratować, nie było możliwości, by postąpił inaczej. Odkrył się ze swoim dziedzictwem, ale wiedział, że było warto.
- No to co? - zapytał, lustrując towarzyszy chłodnym spojrzeniem. - Chyba mamy do pogadania, nie?

- Kim jesteś? - Anthony spytał spokojnie. Wiedział, ze Vinnred nie zaatakuje pierwszy. Szlachcica trochę zdziwiło to pytanie. Wyprostował się i rozluźnił.
- Vinnred von Shotten, mag Tradycji Cienia i ... jak już sami zauważyliście, wampir - mężczyzna odpowiedział swobodnie.
- Pytam się czy jesteś naszym przyjacielem czy wrogiem. "Od tej odpowiedzi będzie zależało to, jak dalej potoczy się ta rozmowa." - Anthony nagle poczuł ogromny brak gburowatego khazada.
- Oczywiście, że przyjacielem - wampir nieco oburzył się tym pytaniem. - Z mojej strony nic się pod tym względem nie zmieniło, o ile nadal chcecie ze mną podróżować. Nadmienię jedynie, że nigdy nie piłem ludzkiej krwi i nie mam zamiaru jej kosztować, więc nie musicie się mnie obawiać.
Mówił spokojnie, patrząc łucznikowi prosto w oczy. Zdawało się, iż jego słowa są prawdziwe, nie było po nim widać, by kłamał.

- Co zamierzasz z nią zrobić? - Anthony ruchem głowy wskazał na Ulli. - Czy jest... zmieniona? - najwyraźniej brakowało mu słowa, ale na szczęście pauza nie trwała długo. Vinnred otworzył usta ze zdziwienia i przez chwilę wpatrywał się raz w dziewczynę, raz w mężczyznę. Pacnął się otwartą dłonią w czoło i oparł o ścianę za swoimi plecami.
- Na litościwych bogów, nie! - jęknął. - Nigdy bym nie skrzywdził mojego Promyczka, zresztą gdyby była wampirzycą, nie musiałbym jej teraz bronić. Jeszcze raz powiem, NIE. Nie piję ludzkiej krwi... - westchnął ciężko. Najwidoczniej to nie był dla niego łatwy temat, a słowa Anta zabolały go trochę.
- Co zamierzam zrobić z Ursulą? Poślubić i uszczęśliwiać, o ile nadal będzie mnie chciała... - stwierdził i spojrzał zbolałym wzrokiem na dziewczynę. Ta otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale przerwał jej. - Porozmawiamy o tym później, na osobności.

- Ulli, odsuń się! - Anthony spojrzał na kompanów i powolnym krokiem zbliżył się do dziewczyny. - Postaram się uwierzyć w twoje dobre zamiary i to co mówisz, ale musisz pokazać, że stać cię na poświęcenie. - Łucznik wiedział, że dziewczyna jest jedyną osobą, na której w tej chwili wampirowi zależało. To co chciał zrobić było bardzo ryzykowne. Vinnred używając swoich ciemnych mocy miał nad nim ogromną przewagę. Anthony wyciągnął rękę w kierunku dziewczyny.

Mag drgnął niespokojnie, nie do końca wiedział, co łucznik zamierza teraz zrobić. Wyprostował się, patrząc groźnym wzrokiem na towarzyszy, a w jego oczach dojrzeli nieprzyjemny, fioletowy blask.
- Ulli, odsuń się - Anthony powtórzył. - Pójdziemy wszyscy razem, ty - spojrzał na wampira - wśród nas. Znajdziemy miejsce na nocleg i wszystko wyjaśnimy... a potem się zobaczy.
Słowa powoli dotarły do Vinnreda i trochę się uspokoił. Skinął niechętnie głową.
- Pójdę przodem - mruknął. - O tej porze nie jest tu zbyt bezpiecznie. - To mówiąc nie czekał już dłużej, tylko narzucił kaptur na głowę, okrył się płaszczem i pochwycił swego wierzchowca za uzdę. Nie odzywając się więcej ani słowem, ruszył w kierunku dobrze sobie znanej gospody "Tłusta Gęś".

W tym czasie Anthony zaczął się rozglądać za świeżym czosnkiem... tak do jajecznicy na śniadanie, oczywiście...


[Chciałam dać tylko krótkiego posta, ale akurat Seba był online i tak jakoś się zgadało, że napisaliśmy dialog. Mam nadzieję, że nie będzie to Wam przeszkadzać? W sensie że rozmowa potoczyła się bez czynnego udziału pozostałych. Jakby były jakieś uwagi, walcie do mnie na GG, to najwyżej edytuję posta :) Dobranoc.
PS. Serge, jak to dobrze, że jednak gramy (prowadzisz) dalej :* Ty wiesz, jak uszczęśliwić swoją żonkę :D ^^ Kocham Cię, jesteś wspaniały :*]
Obrazek
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Acid »

Throrgrim

- Zostawcie człeczynę w spokoju!!! - dudniący, chrapliwy głos rozniósł sie echem po wąskiej, śmierdzącej moczem alejce płosząc kilka wron siedzących na dachu pobliskiego budynku. - To przyjaciel!

Towarzysze od razu rozpoznali do kogo należał ów gardłowy ton. Throrgrim zbliżał się do nich powoli trzymając Gurniego za uzdę, a jego blachy wydając metaliczny dźwięk mąciły ciszę wieczora. W końcu tarczownik podszedł do Vinna i jak miał w zwyczaju klepnął mężczyznę w plecy tak, że czarodziej postąpił krok do przodu.

- Dobra robota, człeczyno. Spisałeś się jak zawsze. - krasnolud zarechotał. - Dobrze, żeś tak uczynił, przynajmniej reszta nie żyje już w błogiej nieświadomości i wiedzą z kim podróżują.
- To znaczy, że... -zaczął niepewnie Taranis.
- Tak, elfie, wiem od jakiegoś czasu kim naprawdę jest nasz piękny kawaler. - wtrącił Throrgrim. - Nie powiem, że dobrze mi z tą wiedzą, ale póki Vinnred nie zrobi czegoś głupiego, póty jego śliczna buźka będzie miodem na serce dla młodej Ursuli. - krasnolud spojrzał spod swych krzaczastych brwi na szlachcica. - Poza tym człeczyna pomógł nam wiele razy i nie widzę powodów by jego podróż miała zakończyć się tutaj, zwłaszcza że jego... umiejętności – khazad chrząknął. - mogą się nam bardzo przydać w Sylvanii. Jeśli ktoś uważa inaczej... - weteran zawiesił przez chwilę wzrok na elfce. - będzie miał z nami dwoma do czynienia...

Throrgrim nie widział tego inaczej, zwłaszcza że Vinn był z nim szczery i wyznał już wcześniej kim jest. Co prawda w tajemnicy przed resztą, ale krasnolud nie wątpił w prawdomówność czarodzieja, poza tym cenił i szanował odważnych ludzi, którzy potrafili wyznać nawet brutalną prawdę licząc się z konsekwencjami otoczenia. Dlatego też postanowił wspierać szlachcica, poza tym zdążył go polubić.

- Myśleliśmy, że nas opuściłeś, Throrgrimie. - rzucił nagle Vinnred.
- Opuściłem? - krasnolud prychnął niezadowolony i pogładził się po brodzie. - Przyrzekałem na Grimnira i Księgę Krzywd, że nieważne co by się działo, wypełnię swoją misję. Dałem słowo które złamać może tylko moja śmierć lub wypełnić powodzenie naszego zadania. - weteran zmarszczył brwi, a w jego głosie słychać było gniew. Czyżby szlachcic wątpił w poczucie obowiązku i honor najmłodszego z Thorgaldssonów? - Nie dotarłem pod świątynie o czasie, bo miałem problem ze strażą miejską – te buraczyny chciały mnie oskarżyć o kradzież trzech łuków. A na co krasnoludowi ta prymitywna broń? Oni chyba mózgi mają w dupie i nie wiedzą, że my z czegoś takiego nie korzystamy... Ich szczęście że się wszystko wyjaśniło. Nie trudno było was znaleźć, zwłaszcza gdy spytałem tubylców o czwórkę zbrojnych – krasnolud odsłonił pożółkłe zęby w szerokim u śmiechu. - Gdy na waszej drodze stanęła ta grupka chłystków przyczaiłem się w uliczce nieopodal i obserwowałem całą sytuację. No a potem nasz czarodziej pokazał wszystkim swoją prawdziwą twarz hehehehe... - tarczownik roześmiał się gromko, a potem spojrzał na zwłoki oprycha.
- Lepiej się stąd zbierajmy, nie mam zamiaru drugi raz tłumaczyć się strażnikom. - splunął na truchło i poprawił tarczę. - Prowadźcie do jakiejś karczmy, głodny żem jak niedźwiedź...

Zaczął padać deszcz ze śniegiem, gdy ruszali z tej zatęchłej alejki, a Throrgrim zastanawiał się tylko czy na takim zadupiu znajdzie się choć beczułka Bugmansa. Musiał poprawić sobie humor i pomyśleć nad dalszą podróżą.

Wracam do gry! :D
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: MarcusdeBlack »

Taranis

W czasie przeciskania się przez tłum i słuchania jak Kynthir negocjuje co poniektóre ceny, elf był jakby nieobecny, cała ta podróż coraz bardziej mu się nie podobała. Czuł się jakby wszystkie moce tych ziem, przeciwstawiały się im, uważając ich za niewygodnych intruzów. Do tego kompania poddawała się temu w dziwny sposób, czy tylko on to widział, miał nadzieję że nie pozarzynają się w najbliżej nadarzającej się chwili.

Idąc w kierunku świątyni Shallyi, nadal był markotny, jednak budynek kultu, tknął w nim nikła nadzieję że wszystko się ułoży i że ich misja nie będzie kompletnym niewypałem. Zjawili się wszyscy, nie licząc butnego krasnoluda, po dłuższym oczekiwaniu na jego pojawienie się, wszyscy zgodnie doszli do wniosku że khazad opuścił ich kompanię. Asrai poczuł ulgę, tarczownik prowokował spory, nie tylko w drużynie. Ich szeregi ponownie zmalały.

Starcie, a raczej pokaz nadnaturalnej siły Vinnreda von Shottena, wprawił zwiadowcę w osłupienie. Widząc kły wampira, zacisnął dłoń na swym mieczu. Przeczucie go zawiodło, szlachcic był wrogiem pośród nich, a nie towarzyszem. Wampiry to istoty cienia i chaosu, tyle wiedział jego w tej chwili skołatany umysł. Podstępne i groźne istoty polujące na śmiertelnych, traktując innych jak zabawki. Wiedząc że Shotten jest wampirem, nie mógł mu teraz zaufać.

- Pytam się czy jesteś naszym przyjacielem czy wrogiem. - słowa Anthonego prawie sprawiły że syn puszczy zaśmiał się histerycznie. Człowiek musiał naprawdę być zdesperowany, zadając Takie pytania. Miał nadzieję że Asurka nie podda się tej szalonej atmosferze i nie rzuci się na mrocznego maga. Tymczasem Albiończyk nadal, pertraktował? Jak inaczej to nazwać.

Krasnolud swym typowym grubiańskim tonem wtrącił się do wydarzenia, pojawiając się znikąd. Najwyraźniej wampir i tarczownik nawiązali sekretny sojusz. Byli niebezpieczni, a wymowny ton wojownika, był pełen gróźb wobec elfki, wcześniej Asrai nie miał zamiaru się włączać do ich sporów, ale teraz wolał stanąć po jednej ze stron. Na razie będzie grał w tym małym teatrzyku, nie lubił takich zagrań, ale kto mieczem wojuje ten od miecza ginie.
- Jeśli ktoś uważa inaczej... będzie miał z nami dwoma do czynienia... - rzekł groźnie khazad, jego ton zaniepokoił zwiadowcę.
- Zważaj na ton Throrgrimie. - syknął poddenerwowany Taranis. - Nie wiem co kołacze się w waszych głowach... - wskazał na ciemnych sojuszników. - Ale jeśli spróbujecie coś głupiego, nie myślcie że się wam nie przeciwstawię. Dopóty wiążą nas interesy, dopóty wiążą się nasze drogi. - zakończył pustym tonem syn puszczy. Cofnął się o krok zrównają c się z Anthonym i Kynthir. Miał nadzieję że łucznik stanie po właściwej stronie.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Acid »

Throrgrim

Khazad roześmiał się gromko i wydawać by się mogło, że naprawdę rozbawiły go słowa Taranisa. W swoim 'poczuciu sprawiedliwości', zważywszy na miejsce i czas w jakim się znajdowali elf był nieco niepoważny, żeby nie powiedzieć głupi. No ale Throrgrim nie zamierzał rzucać na razie mięsem. Na razie.

- A cóż my mamy głupiego próbować, elfie? - tarczownik wciąż trząsł się jak galareta zanosząc się od śmiechu. W końcu odkaszlnął i przeszył dwójkę elfów oraz łucznika zimnym spojrzeniem. - Gdyby człeczyna chciał nas zabić, zrobiłby to już dawno, nie kłopocząc się aż będziemy na jego 'terenie' i zapewne tak, że nawet byś nie poczuł jak umierasz. Poza tym jak na mój gust śmierdząca ulica nie jest dobrym miejscem na takie rozmowy, więc powstrzymajcie się z tym, aż dotrzemy do karczmy i weźmiemy pokój. I jeszcze jedno.. czarodziej, pies srał na to kim jest - okazał wielokrotnie dowody swego męstwa i oddania drużynie, dlatego nie pozwolę żadnemu z was go ruszyć. Przysięgam na Grimnira... - mruknął szorstko , chwycił za uzdę swego kuca i spojrzał na elfkę.

Nawet ona, oceniając tę sytuację, musiała w głębi ducha przyznać, że gdyby doszło do walki to nie mieli by zbyt wielkich szans przeciw masywnemu krasnoludowi i czarującemu wampirowi.

- Robota na nas czeka, więc ruszmy dupy... - mruknął khazad i odgarnął mokre włosy z czoła.

Nie dość że dzień był paskudny, to jeszcze kłótni i podziału na dwa obozy im się zachciało. "Niech to Grungni trzaśnie", pomyślał Throrgrim "Trzeba się napić..."
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ouzaru »

Vinnred von Shotten

Pojawienie się khazada sprawiło, że ogromny kamień spadł mu z serca i poczuł przyjemną ulgę. Trochę mu było wstyd, że zwątpił w towarzysza. A teraz, ku swojemu zaskoczeniu, Throrgrim bronił go własną piersią. No może nie dosłownie, ale i tak nieznaczny uśmiech zagościł na jego twarzy. Vinnred spojrzał przyjaźnie na khazada z góry i położył dłoń na ramieniu długobrodego. Ulli w tym czasie stanęła obok wampira i mocno wtuliła się w ramię mężczyzny.
- Dziękuję, przyjaciele - powiedział cicho szlachcic. - Zanim pójdziemy, wyjaśnijmy sobie jedno. Gdybym chciał waszej śmierci, nie kłopotałbym się lecząc wasze rany, czy ratując Ulli życie... dwukrotnie. Nie jestem wampirem z wyboru, tak jak nie twoim wyborem, elfie, było urodzić się z długimi uszami i małymi orzeszkami między udami. - Zmarszczył gniewnie brwi, miał już tego wszystkiego dosyć.

- Albo pójdziemy razem po dobroci, albo się rozstaniemy... nie mam zamiaru z wami walczyć. Jeśli nie chcecie, bym wam towarzyszył, opuszczę drużynę tu i teraz. Sam udam się do Sylvanii, tak jak to czynię od niemal wieku. Ale zastanówcie się, kto was lepiej i bezpieczniej przeprowadzi przez ciemną krainę, jeśli nie dziedzic właśnie tych ziem? Oferuję jedynie swoją pomoc, nic więcej, nie oczekuję też nic w zamian. Chodźmy do karczmy, zjedzmy coś ciepłego i porozmawiajmy jak cywilizowane osoby! Opowiem wam o swych mocach, dzięki temu czegoś się nauczycie i będziecie mogli lepiej wykorzystać moją obecność w drużynie
- zaproponował, rozkładając dłonie w pokojowym geście. - Powtórzę, nie ja zadecydowałem o byciu wampirem, ale sam podjąłem decyzję o tym, by nie pić krwi innej niż zwierzęca. Idziecie?

Wzrok mężczyzny był już spokojny, delikatnie uśmiechał się w kącikach ust. Pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji i w głębi duszy pragnął, by jednak poszli z nim i go wysłuchali. Zapewne każdy chciał coś wiedzieć o wampirach, wszak większość wiedzy na ich temat to były jedynie plotki, pogłoski i głupie przesądy. Vinn jeszcze chwilę wpatrywał się w towarzyszy, po czym odwrócił się i skierował w stronę karczmy. Ulli bez słowa poszła za nim, cała się trzęsła i mocno się w niego wtulała.
- Zimno ci? - zapytał, zerkając na nią. W odpowiedzi skinęła głową. - Zaraz będziemy na miejscu, Kwiatuszku. Gorąca kąpiel, ciepły posiłek i miękka pościel cię szybko rozgrzeją. O nic się nie martw... Będzie dobrze.

"Jakoś będzie na pewno..."
- dodał w myślach i westchnął bezgłośnie.
Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ninerl »

Naraikhael Kynthir
Naraikhael milczała, z furią płonącą w oczach. Plugastwo....Coś, co nie umiera i jest tak nienaturalne jak potworne sługusy Chaosu. Jedynym faktem jaki przemawiał na korzyść tej istoty, to tyle że jak na razie nie zaatakowała żadnego z nich. Gdy usłyszała słowa krasnoluda, Naraikhael spojrzała na niego z obrzydzeniem. To ma być długobrody? Pierwsze słyszała, by któryś z nich poparł takiego potwora. Najwyraźniej nie mają zupełnie honoru, a może ich nienawiść do plugastwa jest również kłamstwem?
Roześmiała się szyderczo na ostatnie słowa maga.
- Ciekawe...wampirze. Nazywasz każdego z nas przyjacielem, ale nie przeszkadza ci to w obrażaniu innych, tak?- powiedziała z pogardą- A już nie wspominając o obietnicy obicia mi twarzy. Widzę, że ludzka czy wampirza szlachta - zaakcentowała z przekąsem- to taka sama hołota, z nielicznymi wyjątkami.
- Uwalniamy dziewuchę, przywozimy ją ojcu i rozstajemy się. Nie oczekuj od mnie żadnej dodatkowej pomocy, poza tą potrzebną do wykonania roboty. Ale nie zaatakuję cię, póki będziesz się trzymał ode mnie z daleka i zabijał wyłącznie zwierzęta. Tyle honoru mi jeszcze zostało- dodała z niechęcią.
- No i zabierz swojego.....towarzysza.. -kobieta spojrzała z obrzydzeniem na krasnoluda i splunęła na ziemię- Długobrodzi walczący przeciw złu, tfuu!Widać ile w tym prawdy...- parsknęła cicho do siebie.
- Chociaż jednego nie rozumiem...- rzuciła przeciągłe spojrzenie magowi- Od kiedy to możesz ot tak, paradować w świetle słońca?- Naraikhael zawiesiła pytająco głos i oczy jej rozbłysły. Chwyciła wodze i pociągnęła konia za sobą, wychodząc z grupki złożonej z Taranisa i Anthony'ego.
- Ale to wyjaśnisz w karczmie....skoro tak obiecałeś...- mruknęła i ruszyła w stronę przybytku.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ouzaru »

Vinnred

Jednym uchem słuchał słów elfki i patrzył z niepokojem, jak khazad się powoli wkurza. Czyżby ona w ogóle nie słuchała, co mówił na temat swojego wampiryzmu? Był niezwykle zdziwiony, znowu wyglądało na to, że zupełnie ich (Throrgrima i jego) nie zrozumiała, ale w tej chwili miał to głęboko.
- Nie zachowuj się jak obrażona dziwka, sama sobie swoją arogancją i wyniosłością zapracowałaś na to, jak cię traktujemy, madame - skłonił się jej nisko i uśmiechnął szeroko. - A teraz wybaczcie, że przerwę tę ciekawą rozmowę, ale w naszą stronę zbliżają się dwa oddziały zbrojnych. O ile znam to miasto, na pewno jest to straż i to my jesteśmy ich celem.

Widząc zdziwione spojrzenia, jedynie przewrócił oczami.
- Na wszystkich bogów, wampiry słyszą lepiej od elfów, jakbyście nie wiedzieli. Chodźmy - dodał, kładąc rękę na ramieniu krasnoluda. Długobrody cały się gotował, jednak zacisnął jedynie pięści i zawrócił gwałtownie na pięcie, coś mrucząc pod nosem. Vinnred nie rozumiał, gdyż nie znał jego języka, ale z samego tonu wypowiedzi wywnioskował, że właśnie wieszał na całej tej cipowatej rasie same kurwy i psy. Uśmiechnął się lekko, w sumie mógłby podróżować tylko z nim i Ulli, razem tworzyli o wiele bardziej zgraną drużynę, niż z tymi elfami i ich fanem. Wampir zamyślił się na chwilę. Odkąd to stał się taki uprzedzony? Chyba odkąd poznał tę maszkarę... Wyniosła elfka działała mu na nerwy. Na szczęście byli już blisko karczmy, skręcili i ich oczom ukazał się przytulny budynek.
- To tutaj - mag wskazał ruchem głowy i poczekał, aż wszyscy wejdą do środka. Sam w tym czasie uważnie lustrował otoczenie i nasłuchiwał.
Obrazek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Serge »

Było dobrze po zachodzie słońca, ale na wpół oświetlone ulice wciąż żyły. Wielu brudnych i śmierdzących robotników wlokło się właśnie do domu po długim dniu harówki, a umalowane dziwki, grasujące rzezimieszki i im podobni zaczynali wypełzać ze swoich leży. Póki co nikt was nie zaczepiał i właściwie bez przeszkód dotarliście do polecanej przez szlachcica karczmy „Tłusta Gęś”. Konie odpoczywały w stajni znajdującej się obok karczmy, a wy, zmęczeni nadmiarem wrażeń przekroczyliście jej progi.

W środku może nie było zbyt wystawnie, ale za to czysto i schludnie. Kilka stolików wciąż było wolnych, wybraliście więc ten umiejscowiony w kącie sali, naprzeciw szynku. Pyzaty gospodarz przyjął wasze zamówienia i po kilku minutach na stół wjechały zamówione posiłki. Taranis wynajął za wczasu pokoje na noc, Throrgrim zaś musiał zadwolić się miejscowym ale, które nie było najgorsze, jednak do Bugmansa było mu daleko. Pieczona dziczyzna w sosie własnym zamówiona przez Vinnreda pachniała znakomicie, więc zabraliście się szybko za posiłek nie rozmawiając ze sobą za wiele i patrząc podejrzliwie jeden na drugiego.

Trzech robotników, spoconych i brudnych po pracy, usiadło przy stoliku obok. Dokończyliście posiłek, wstaliście i ruszyliście do jednego z wynajętych wcześniej pokoi. Gdy mijaliście stolik robotników, największy z trójki odezwał się, patrząc na Ulli:

- Hej, kochanie, może zechciałabyś spróbować mojej kiełbaski? Jest bardzo dobra. - jego towarzysze zarżeli ze śmiechu.

Vinnred obrócił się w miejscu, porwał gliniany kufel ze stołu i zdzielił największego z robotników prosto w twarz. Garniec roztrzaskał się, rozbryzgując pianę i gorzkie piwo. Dryblas zatoczył się do tyłu na swoim krześle i zakrył twarz dłońmi. Gdy jego przyjaciele zaczęli wstawać, Vinn potrząsnął w ich stronę tym, co pozostało z rozbitego kufla. Ostre krawędzie lub coś, co dostrzegli w jego oczach lub postawie sprawiło, że z powrotem opadli na krzesła.

- Nie rób tego, Vinn... Chodźmy już... Nie są tego warci. - Ulli chwyciła szlachcica za ramię odciągając od stolika robotników.

W sali na chwilę zawrzało, dostrzegliście też wzrok kilku podejrzanych typków siedzących nieopodal. Ponaglani przez gospodarza, który najwyraźniej nie chciał awantury, skierowaliście się na górę, by po chwili znaleźć się w czystym pokoju z dwoma łóżkami i małą komodą. Nie niepokojeni, pewni że nikt nie może was podsłuchiwać mogliście wreszcie swobodnie porozmawiać na temat tego, co zdarzyło się niedawno.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Acid »

Throrgrim

Całą drogę do karczmy krasnolud mruczał pod nosem obelgi skierowane w kierunku tej głupiej elfki. Gdyby nie to, że zbliżał się patrol straży, rozniósł by tę dziwkę na strzępy i nie baczył na dalsze konsekwencje. Przebrała się miarka, a krasnolud nie był z natury cierpliwy... ona nawet nie potrafiła słuchać i wyciągać wniosków tylko pieprzyła jakieś niestworzone głupoty. Na razie jednak tarczownik musiał się powstrzymać. Poza tym z oczu czarodzieja wyczytał, że ten ma chyba jakiś plan. I dobrze, co się odwlecze...

Niedługo potem dotarli do karczmy. Weteran zostawił Gurniego w stajni, chłopcu stajennemu kazał doglądać zwierzęcia, a sam skierował się do głównej sali wraz z towarzyszami. Był w takim nastroju, że lepiej było się do niego nie odzywać. Humor nieco mu się poprawił, gdy dwóch posługaczy przyniosło pachnącego, gorącego dzika w jakimś sosie. Do tego doszedł dzban piwa a jako że Throrgrim siedział obok Albiończyka, z chęcią polał mu do szklanicy, doprawiając krasnoludzką wódeczką dla lepszego kopnięcia.

- Tylko teraz pij powoli, człeczyno... Choć nie powinno być takie mocne jak myślisz. - krasnolud puścił mu oczko, przechylił do dna i zaczął konsumować dziczyznę. Musiał przyznać że piwo nie było najwyższych lotów, ale na gotowaniu znali się w tej gospodzie wybornie. Gdy zjadł swoją porcję, zakrzyknął do karczmarza uwijającego się za szynkiem. - Jeszcze dwie takie porcje gospodarzu! I ze dwa bocheny chleba! Ino gibko, bo wciąż żem głodny!

Czekając na zamówioną potrawę, odwrócił się do Anthony'ego i pogłaskał po brodzie. Zawsze tak robił, gdy o czymś rozmyślał. W końcu odchrząknął i rzekł:
- Na czym skończyliśmy naszą ostatnią rozmowę o twoim kraju, człeczyno? - tarczownik zmarszczył brwi. - Mówisz, że Albion pogrążony jest we mgle, tak? A jak jest u was z Chaosem? Są zwierzoludzie, demony? Sięgają tam macki tych plugawych bogów Chaosu z Imperium? - krasnolud splunął przez ramię. - Słyszałeś o skavenach, Albiończyku?

Karczmarz właśnie doniósł jedzenie dla weterana i spojrzał na niego dziwnie, gdy ten pytał o skavenów. Jedno zimne spojrzenie rudobrodego wystarczyło, by grubas znikł im z pola widzenia. Słuchając co ma do powiedzenia Anthony, krasnolud zajął się na powrót wspaniałym mięsem.

* * *

Długo nie siedzieli, zwłaszcza że mieli pewne sprawy do obgadania. Throrgrim wdał się w ciekawą rozmowę z Surehandem i tylko kątem oka widział, jak Vinnred rozwalił jakiemuś dryblasowi kufel na głowie. Chyba poszło o Ulli, zresztą, czarodziej zrobił się ostatnio dość nerwowy, więc mogło pójść o wszystko.

Gdy zniknęli na piętrze, krasnolud zamknął drzwi na klucz i rozsiadł się na krześle. Jeśli szło o niego, to właściwie sytuacja była jasna i nie zamierzał nic w tej sprawie robić. Czarodziej był jego kompanem, najlbliższym z tej dziwnej zbieraniny, i weteran nie miał zamiaru pozwolić by coś mu się stało. Odpiął swoje blachy i spojrzał na zgromadzonych, zatrzymując wzrok na Vinnredzie.

- Naprawdę potrafisz zamieniać się w nietoperza i mgłę, człeczyno? - spojrzał na niego z ukosa i łyknął wódki z butelki. W myślach pytał Grimnira dlaczego postawił na jego drodze wampira i czy to czasem nie jest jakiś test... - I ile tak naprawdę lat już chodzisz po tym świecie?
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ouzaru »

Vinn

Z daleka było czuć, iż wampir jest w naprawdę paskudnym nastroju i gdyby Ulli nie zareagowała, zapewne by rozniósł tych robotników po ścianach. Najlepiej w strzępach. Jednak niebezpieczny, fioletowy błysk w jego oczach, skutecznie odstraszał potencjalnych podżegaczy. Nieco uspokojony i rozładowany z nagromadzonego napięcia, przysiadł wśród towarzyszy. Odstawił na stolik resztkę kufla, a gdy tylko pojawił się karczmarz, uiścił opłatę za posiłek i oddał mu rozbite naczynie. Nie jadł nic, nie odzywał się i jedynie zerkał co jakiś czas na elfkę i schody.
W końcu kamraci posilili się i ruszyli na górę. Khazad rozsiadł się wygodnie, wszak on już był wtajemniczony i Vinnred nie musiał mu ponownie niczego wyjaśniać. Ulli przysiadła na łóżku i tylko niepewnie zerkała w stronę wampira, pozostali chyba czuli się dość niepewnie będąc z nim w zamkniętym pomieszczeniu.

Mężczyzna przykucnął na środku podłogi i z dna swojej torby wydobył tubę, a z niej zawinięty kawałek pergaminu, opatrzony na dole czerwoną pieczęcią Kolegium Magii Tradycji Cienia. Throrgrim już znał to pismo.
- Moje drogie elfy, zapewne się zastanawiacie, czemu taki pomiot Chaosu jak ja jeszcze żyje... bytuje
- poprawił się - i ma się dobrze? Co roku podróżuję na ziemie Sylvanii, by mieć na oku zarówno rody szlacheckie jak i pomniejsze miejscowości. Sprawdzam i pilnuję ilości nieumarłych, dopytuję się o częstotliwość i nasilenie ataków, by określić, czy Imperium nie zagraża kolejny najazd szalonego wampira, jak to było w przypadku Vlada. - Na potwierdzenie swych słów podał Albiończykowi pismo, które zawierało podobną treść. Jasno z niego wynikało, iż Vinn jest czymś w rodzaju wampirzego szpiega. - Stąd moje rozeznanie w terenach i rodach, które mogło na początku trochę dziwić - westchnął i poczekał, aż wszyscy przejrzą pismo. W końcu zerknął na Throra. - Mam 93 lata. Niedługo stuknie mi siedemdziesiątka, jak jestem wampirem. Hmm... Owszem, potrafię się zmieniać w dym, nietoperza i... o wiele więcej - dodał, uśmiechając się zawadiacko.

- Jak sami widzicie, jestem na usługach Imperium i, co może was zdziwić, kilka wysoko postawionych osób wie o moim istnieniu. Jednak wszyscy wyznają zasadę, że lepiej mieć wampira po swojej stronie niż przeciwko sobie, dlatego pozwalają mi bytować dalej i działać dla nich. Jest takie niepisane prawo, że wampir wampira nie zaatakuje, z tego też względu jestem bardziej bezpieczny, niż inne istoty podróżujące przez Sylvanię. Dodatkowo mieszka tam moja ciotka i nikogo ze szlachetnych rodów nie dziwi, że się do niej co jakiś czas wybieram...
- Na chwilę urwał i jakby się nad czymś zastanawiał. - Pewnie was to nie interesuje, ale jestem wampirem przez przypadek, z powodu głupiego kaprysu pewnej dziedziczki. Coś jak bękart, a jednak jestem mniej lub bardziej tolerowany w ICH środowisku.

- A wracając do twojego pytania, elfko
- zwrócił się do niej - to nie zapominaj, że jestem również magiem i mam swoje sposoby. Poza tym nie każda plotka na temat wampirów jest prawdziwa i tylko głupiec by we wszystko wierzył. Jak na przykład z czosnkiem, zapewniam was, że jedyne co mnie może w nim odstraszać, to wasz nieświeży oddech po zjedzeniu go. - Vinnred ponownie wyszczerzył zęby w złośliwym uśmieszku. Skrzyżował przedramiona i czekał, czy ktoś jeszcze zabierze głos i spyta się go o coś. Pismo było w każdej mierze prawdziwe i oryginalne...
Obrazek
SebaSamurai
Majtek
Majtek
Posty: 120
Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: SebaSamurai »

Anthony Surehand

Sytuacja zrobiła się naprawdę nieprzyjemna. Burza wisiała w powietrzu. I to nie jakaś kapuściana zupa jak to często bywa w Imperium, tylko prawdziwa szetlandzka nawałnica z piorunami walącymi gdzie popadnie. W taką nawałnicę górale z Albionu nie wychylali nosa ze swoich chałup, a tu proszę - znalazł się niemal w sercu zawieruchy. Stalowo sine kowadła wisiały nisko... bardzo nisko.
W drodze do karczmy Albiończyk nie odzywał się. Był nieco skołowany całą sytuacją. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał opowiedzieć się po jednej ze stron, ale nie wiedział po której. Instynkt podpowiadał mu aby odwrócić się na pięcie i ruszyć w dokładnie przeciwnym kierunku. Wampir w drużynie go przerażał, mroził krew w żyłach, a jednocześnie fascynował. Pewniak nigdy dotąd nie miał do czynienia z nieumarłymi, a tym bardziej wampirami. Oczywiście znane były mu różne legendy i przesądy, ale prawdziwy wampir... Anthony pragnął go poznać, dowiedzieć się jak najwięcej o jego naturze, zwyczajach, czy.... upodobaniach. Być może to zły urok rzucony przez krwiopijcę, a być może to szczerość słów Vinnreda sprawiała, że łucznik mu w jakimś stopniu ufał.
Z zadumy wyrwały go słowa wampira - To tutaj.
Kiedy karczmarz przyniósł posiłek Throrgrim nalał mu piwa i doprawił krasnoludzką wódką. - Tylko teraz pij powoli człeczyno... Anthony odpowiedział szerokim uśmiechem na przyganę khazada i upił sporego łyka. Throrgrim najwyraźniej chciał rozładować nieco napięcie, bo zagadał do Albiończyka o jego rodzinną wyspę.
- Rozczaruję cię, bom jest chyba niestety bardziej mieszkańcem starego kontynentu niźli Albiończykiem. Byłem jeszcze szczylem kiedy rodzice przypłynęli tu ze mną i osiedlili się w Talabeclandzie. Pamiętam jednak jeszcze język ludzi z wysp mgieł i mam sentyment do miejsca urodzenia. Jeśli pytasz o Chaos, to Albion nie jest od niego wolny, jak pewnie żaden zakątek Starego Świata, aczkolwiek wyspa chyba jest dobrze strzeżona przez potężną magię. Tam magią władają potężni druidzi, którymi matki straszą czasem dzieci - choć to najgłupsza rzecz jaką słyszałem. Łucznik zaśmiał się w głos. - Co do stworów i innych wynaturzeń, to wiem o czym mówisz, ale chyba trudno te stworzenia spotkać na wyspie. Na lądzie mgieł spotkasz za to fimiry. To coś jak trolle z norski, ale o wiele bardziej niebezpieczne. Poza tym że są to przerażające istoty, to w dodatku zachowują się jak ludzie budując osady i zakłądając plemiona pośród bagien Albionu. Ponoć rządzi nimi potężna królowa-wiedźma Mearch, która co jakiś czas wysyła swoich wojowników by porywali ludzi. Nikt do końca nie wie skąd się wzięły fimiry i czym dokładnie są... - Anthony ściszył głos - ale uważa się, że są to pół demony - pół ludzie. Jak widzisz Throrgrimie, wszelakie plugastwo znajdziesz wszędzie, tylko czasem różną postać przybiera.

Kiedy w końcu wszyscy zebrali się w jednym pomieszczeniu Vinnred mógł wyjaśnić jak to się stało, że jest wampirem i dlaczego wszyscy wciąż jeszcze żyją.
Kiedy szlachcic przedstawił dokumenty i glejty Anthony poczuł mrowienie. Wampir był agentem Imperium. Anthonego bardzo interesowało kto jest mocodawcą wampira, ale to musiałaby być rozmowa w cztery oczy.
Łucznik z uwagą przysłuchiwał się wyjaśnieniom wampira i coraz bardziej rozumiał jak smutny żywot musi wieść. Ścigany w Imperium przez tych, którym służy, udający kogoś innego przed tymi, którzy są tacy jak on. Anthonemu zrobiło się szczerze żal Vinnreda. Wiedział, że prędzej czy później czeka go sromotny los.
- Czy żaden wampir nie musi pić ludzkiej krwi. czy to jedna z twoich magicznych sztuczek? Przypuszczam, że każdemu z nas ciężko będzie od dziś zasnąć w twoim towarzystwie, dlatego wyjaśnij nam jak najwięcej. Pewniak starał się, aby jego głos nie zdradzał żadnych uczuć. Na razie chciał być neutralny i chociaż rozumiał już sytuację Vinnreda to jednak chciał uniknąć otwartego konfliktu z elfami, których uznawał za przyjaciół.
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
MarcusdeBlack
Marynarz
Marynarz
Posty: 327
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 16:02
Numer GG: 10004592
Lokalizacja: Pałac Złudzeń

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: MarcusdeBlack »

Taranis

Mrok zapadł nie tylko na zewnątrz, zapadł także w ich sercach. Podły nastrój nie opuszczał go przez całą wieczerzę. Przysłuchiwał się lekko rozmowie Throrgrima z Anthonym, powoli jedząc postawione przed nim jadło. Wino było wyjątkowo słabe, a może tylko mu się wydawało. Nie mógł się uspokoić tak łatwo jak khazad, to była dla niego nowość, choć zwykle uważał się za bardziej spokojnego, racjonalnie przyjmując nagłe wydarzenia.

***

W jednej chwili jeden z biesiadników miał roztrzaskaną twarz, ale żył. Słowa Uli uspokoił Shottena i zapobiegł rozlewowi krwi. Asrai zadziwił się tym że trzymał rękę na mieczu, gotów wspomóc wampira, a jednak, nie mógł całkowicie go potępić. Zwiadowca przeklął bezgłośnie swą głupotę i sentymentalizm.

Kiedy zostali sami, elf oczekiwał wyjaśnień szlachcica. Wiedział że tak przewrotna istota, z łatwością umie kłamać i grać na uczuciach innych. Jednak im więcej słyszał tym większy mętlik miał w głowie. Agent Imperium? Sprawdza innych nieumarłych? Przeklęty przez przypadek? Czy mógł wymyślić TAKIE kłamstwa? Wolał na razie na tym nie rozmyślać.

- Czy żaden wampir nie musi pić ludzkiej krwi. czy to jedna z twoich magicznych sztuczek? Przypuszczam, że każdemu z nas ciężko będzie od dziś zasnąć w twoim towarzystwie, dlatego wyjaśnij nam jak najwięcej. - spytał następnie wampira Albiończyk. Jeśli mag mówił prawdę to syn puszczy znał odpowiedź na to pytanie. Wszystko układało się w logiczną całość, no na tyle na ile to możliwe.

- Krew zwierząt. - wtrącił sucho Taranis. - Prawda? - spojrzał pytająco na Vinnreda. Uśmiech nie schodził magowi z twarzy, ta jego maska pozorów i jak tu mieć zaufanie do niego. - Jeśli mówisz prawdę, a nie wątpię że z łatwością mógłbyś nas okłamać. - zrobił pauzę, by spojrzeć mu w oczy. - To muszę powiedzieć jedno... - nie chciał tego powiedzieć, bał się że ktoś uzna to za zdradę. A jeśli jego instynkt się mylił, wyjdzie na głupca. - Wybacz. To może nie wiele znaczyć dla ciebie, ale wierzę Ci. Jednak jeśli, ku mej zgrozie kłamiesz, dojdzie między nami do starcia. - może nie miał szans z mrocznym szlachcicem, ale lepiej żeby wszyscy byli pewni zamiarów elfa. Nie lubił bawić się w niegodne podstępy i kłamstwa. Poniesie wszelkie konsekwencje w razie porażki.

- Ale mam jedno pytanie? - zaczął ponuro. - Co się stanie z Ursulą. Ona nie będzie trwać tyle co ty. W końcu umrze.
Ostatnio zmieniony niedziela, 14 czerwca 2009, 17:33 przez MarcusdeBlack, łącznie zmieniany 1 raz.
"Prawdziwych przyjaciół trudno jest znaleźć, lecz stracić ich jest bardzo łatwo."

Marcus jest okay. Marcusdeblack się dziwnie odmienia jako całość ;P.
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Ouzaru »

Post zbiorowy - Nin, Seba i Ouzi.

- Czy żaden wampir nie musi pić ludzkiej krwi. czy to jedna z twoich magicznych sztuczek? Przypuszczam, że każdemu z nas ciężko będzie od dziś zasnąć w twoim towarzystwie, dlatego wyjaśnij nam jak najwięcej - odezwał się Anthony.
Pytanie chyba nie zdziwiło Vinnreda, gdyż jedynie skinął głową w stronę strzelca i odkaszlnął. Nie zdążył jednak odpowiedzieć, gdy w słowo wszedł mu Taranis. Mag uśmiechnął się, elf zdawał się bardzo dobrze kojarzyć fakty i domyślił się, czemu wampir został sam na sam z martwymi wilkami... Chciał jednak wyjaśnić tę sprawę do końca.
- Prawda jest taka, że wampiry nie muszą pić ludzkiej krwi, ale po prostu lubią, gdyż jest to mniej kłopotliwe - odparł, krzywiąc się. - Polowanie na zwierzęta jest o wiele trudniejsze, są one bardziej czujne i mniejsze. Więc, jeśli nie chce się ich skrzywdzić, ciężko zaspokoić głód. Mało który wampir się przejmuje losem swojej ofiary, ja jednak obiecałem sobie, że nie będę narażać życia żadnej istoty.
Chwilowo nie odpowiedział na pytanie elfa odnośnie dziewczyny, chyba musiał to przemyśleć.

- Sam sobie zaprzeczasz mówiąc że wampiry wypijają ludzi bo nie chcą krzywdzić ofiar. To nie jest kwestia wielkoduszności tylko wygody. Ty jednak jesteś inny - dlaczego? - Zadał pytanie łucznik.
- Nie zrozumiałeś mnie, wampiry piją ludzką krew, bo tak im łatwiej i wygodniej - przytaknął Vinn. - Co mnie odróżnia od nich? Chyba tylko samo podejście do życia i szacunek do niego. Nie chciałem nigdy stać się tym, kim jestem, ale skoro się już stało, chcę to wykorzystać, by robić coś dobrego - westchnął. - Oczywiście moja 'rodzina' patrzy się na to mało przychylnym okiem i zapewne jest tylko kwestią czasu, jak mi się zejdzie w jakimś tragicznym wypadku. - Mag zaśmiał się, choć chyba nie było mu do śmiechu.

- Rozumiem. Może w takim razie obalisz jeszcze jakieś inne mity dotyczące twojego... rodzaju? Lustro, nieproszony gość, poświęcona woda, symbole religii? - Vinnred wyraźnie widział, że Albiończyk jest głodny wiedzy. Jego oczy błyszczały kiedy wampir ze spokojem odpowiadał na zadawane pytania.
- Nie zobaczysz mojego odbicia w lustrze, wody święconej wolałbym unikać... tak samo nie mogę przejść przez płynącą wodą, na przykład rzekę. - Mężczyzna zamyślił się na chwilę. - Jeszcze mi nigdy symbol religijny nie zaszkodził, ale może to tylko kwestia wiary. Czosnek również nie jest czymś, co mogłoby odstraszyć wampira. Hmm... Srebro jest w stanie wyrządzić mi poważną krzywdę...

Vinnred był chyba trochę zakłopotany, mówiąc o swoich słabych stronach i niepewnie zerknął w stronę Ulli.
- Dlatego pierścionek od ciebie noszę na rękawiczce, tak na wszelki wypadek - rzekł do niej. - Wiecie, nim wampir stanie się nieumarłym jest zwykłym człowiekiem. Zwykle rody wampirów zmieniają tylko swoich, których wcześniej przygotowali. Mnie spotkało to przypadkowo, pewnie stąd moje podejście.

Naraikhael uważnie przeczytała podsunięty przez maga pergamin i przysłuchiwała się rozmowie mężczyzn. Pismo wyglądało na autentyczne, tylko Narai dziwiło, że magowie bądź co bądź tak tajemniczej Tradycji tak łatwo wręczyli wampirowi taki dokument. I jeszcze to jego niemal obnoszenie się ze Sztuką....
- Czosnek? Tak myślałam, że to jakaś bzdura... - pokręciła głową - bo niby czemu nie cebula? A co do tej krwi... skoro jej tak nie potrzebujecie, to czemu na przykład taki wampir nie zgromadzi sobie stada bydła? Albo koni? To jest jeszcze łatwiejsze niż polowanie na ludzi. A właśnie... piłeś kiedykolwiek krew ludzką? Chociaż kroplę? Czy samą zwierzęcą? - Naraikhael nie bardzo mogła uwierzyć, że niby polowanie na ludzi jest łatwiejsze. Może wampir sam do końca nie wiedział jak to jest z ludźmi, bo przyznał, że smakował tylko zwierzęta..

- Wampiry pochodzą ze szlachetnych rodów, żaden z nich nie zniżyłby się do picia krwi z bydła - wyjaśnił całkowicie poważnie. - Osobiście piję tylko tyle, ile muszę, by jakoś funkcjonować. Gdybym zaspokoił mój głód w pełni, nie miałbym większych problemów, by załatwić tamtych bandytów z karczmy czy nawet zielonych. Raz skosztowałem kroplę ludzkiej krwi, niedawno, i jest zupełnie inna w smaku niż zwierzęca. Słodka, delikatna... pewnie to też jest jakimś powodem dla INNYCH.

- No, tak... pewnie kwestia podniebienia. - Naraikhael oddała pergamin magowi. - A co z rzekomym wpływem słońca?
Mężczyzna zwinął pismo i schował do tuby.
- Nie da się zaprzeczyć, że wampiry nie mogą przebywać na słońcu. Ze względu na to sprawiłem sobie specjalny płaszcz, który mnie chroni przed marnym losem. Zresztą jako Mag Cienia zawsze potrafię sobie znaleźć jakąś dziurę, w której mogę się schować - zażartował.

- To znaczy? Spala je? Jak szybko? - Naraikhael zmarszczyła brwi w zastanowieniu. To była cenna informacja, tyle że Sylvania była dość mglista.
- Spala. Jak szybko? - zastanowił się. - Sam chciałbym wiedzieć, ale o ile pozwolicie, nie będę tego sprawdzał na sobie... - Uśmiechnął się nieznacznie. - Nigdy nie widziałem czegoś takiego, więc nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Jednak nie liczyłbym na słoneczną pogodę tam, gdzie się wybieramy. Więc jeśli dojdzie do konfrontacji z wampirem, zostawcie to mnie - powiedział pewnym siebie głosem.

- Słońce w Sylvanii.... nie przypominam go sobie... chociaż jakiś mój rodak władający magią byłby bardzo przydatny - kobieta pokręciła głowę. Czasami w duchu żałowała, że ona i ojciec nie dali się namówić na jej szkolenie. Ale z drugiej strony Naraikhael widziała już tyle opętańców, szermujących życiem swoim i innych... No a te ostatnie potwory. Odganiając wspomnienia, zacisnęła na chwilę szczęki, czując dotkliwe ukłucie goryczy.
- Więc jaki mamy pomysł, żeby nadać naszej... wyprawie pozór prawdopodobieństwa? Orszak wampira? - spytała, stukając palcami okaleczonej dłoni w stół.

Choć nie chciał tego robić, zaśmiał się, słysząc ostatnie słowa elfki.
- Myślę, że nie będzie to konieczne - odpowiedział, uśmiechając się. - To nie będzie pierwszy raz, jak komuś pomagam przejechać przez Sylvanię, wątpię, by kogokolwiek to interesowało. Czy coś jeszcze chciałabyś wiedzieć? Już dużo rzeczy wyjaśniliśmy, a pragnąłbym porozmawiać z Ulli - Vinn spojrzał na dziewczynę - o... tym wszystkim. Przyznam szczerze, że nie chcę, by kobietę którą kocham spotkał los potępieńca. Jak ona odejdzie, to ja również. Żyję już wystarczająco długo i ciężko taką egzystencję pasożyta nazwać życiem - mruknął, zasępiając się mocno. Przez dłuższą chwilę przyglądał się córce karczmarza i zapewne rozmyślał, czy ona go w ogóle będzie teraz chciała.

- Jesteś tego pewien? Nie mam ochoty mieszać się przypadkiem w jakiekolwiek gierki. - Wzruszyła ramionami.
- Spokojnie, wiem, co robię...
- Słyszałeś o Johanssonie? Czy nie - spojrzała nieco z ukosa na wampira.
- To raczej temat na dłuższą rozmowę, myślę, że idealnym miejscem będzie siodło - odparł, uśmiechając się szeroko.
- A jak sobie chcesz - odparła obojętnie Naraikhael. Składać żadnej deklaracji nie chciała, wyraziła się jasno. Dziwne, że tak wampir zareagował. Może wiedział, a może nie? Podniosła się z krzesła i poszła do baru.
Towarzysze odprowadzili ją wzrokiem, nagle von Shotten spojrzał na Taranisa.
- Twoja wiara w moje słowa i zaufanie znaczą dla mnie bardzo dużo. Tak samo twoje, długobrody... Wybacz, że w ciebie zwątpiłem, przyjacielu. Byłem pewien, że odszedłeś od nas ze względu na moją tajemnicę - przyznał szczerze.
Obrazek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Serge »

Obrazek Obrazek


Ulli & Vinn

Ulli siedziała z boku i przysłuchiwała się z ciekawością wszystkiemu, co mówił Vinnred. Z jednej strony w sercu tliła się dziwna iskra niepewności, z drugiej zaś wiedziała, że kocha na pewno tego przystojnego mężczyznę. I nawet jeśli jest wampirem, nic to dla niej nie znaczyło. Bo uczuć się nie zmieni, zwłaszcza, gdy są prawdziwe. Zwłaszcza, gdy sama musiała mu coś powiedzieć....

Poczekała, aż wszyscy wyjdą, zamknęła drzwi na klucz i ujęła dłoń czarodzieja. Jak zwykle była lodowato zimna, teraz jednak jej to zupełnie nie dziwiło. Patrząc w jego oczy wiedziała, że od zewnątrz rozpala go miłość do niej... prostej dziewczyny z wioski Asterholm w Stirlandzie.

- Kochanie, skoro sam odkryłeś kim jesteś, ja... - zawahała się. - ja też muszę ci coś wyznać... Obyś mnie nie znienawidził za to...

Spuściła wzrok, wyszeptała pod nosem dziwne słowa, po czym dotknęła dłonią piersi Vinnreda. Czarodziej wyczuł niepewny przepływ wiatrów magii a następnie poczuł mrożący żyły chłód... jakby jego klatka piersiowa zamieniała się w sopel lodu. Brunetka po chwili oderwała swą dłoń, a mag dostrzegł, jak jej przedramię na chwilę zamieniło się w kryształ lodu.

- Chyba już wiesz, kim jestem... - zasępiła się i splotła obie dłonie nie patrząc mu w oczy.

Mężczyzna przez chwilą patrzył na nią osłupiały, w końcu tylko przetarł dłonią swoją pierś.
- Kwiatuszku, nie podejrzewałem, że jesteś taka oziębła - odpowiedział jej, uśmiechając się głupkowato. Nie za bardzo wiedział, czego ona teraz od niego oczekuje. - Nie jesteś czarodziejką... Hmm... Jesteś... Nadal wybranką mojego serca - dodał, wzruszając ramionami. Po chwili przetarł dłonią włosy, jakby usiłując to sobie poukładać w głowie.

- Wybacz, kochany... nie chciałam żebyś się źle poczuł... chyba za mocno chciałam żebyś mnie zrozumiał. - spojrzała z wyrzutem na swoją dłoń, po czym zawiesiła ją na ramieniu szlachcica. - Potrafię kilka takich rzeczy... związanych z przyrodą i żywiołami... Moja babka... To ona mnie uczyła od małego .. Twierdziła że mam wielką moc w sobie... Ona była guślarką, Vinnredzie... Leczyła ludzi w wiosce i robiła małe cuda, jak to nazywali mieszkańcy Asterholm... - ujęła dłoń swego ukochanego na którym nosił podarunek od niej. - Widzisz, dlatego dałam ci ten pierścień, żeby cię chronił przed siłami nieczystymi... Możesz nie wyczuwać tego, ale on ma w sobie moc... Moja babka chciała mnie w ten sposób ochronić, a ja chciałam ochronić ciebie, ukochany... - wtuliła się w niego. - Nie jesteś zawiedziony? Kochasz mnie wciąż? - czuł jak wtula się w niego bardziej, zwłaszcza gdy spytała, czy nadal ją kocha.

Spojrzał na nią i westchnął. Posadził ją na brzegu łóżka i uklęknął przed dziewczyną, ujął jej dłoń i delikatnie pocałował. Przez chwilę wpatrywał się w oczy brunetki, w końcu uśmiechnął się do niej życzliwie.
- Ursulo, jestem wampirem... Pasożytem żerującym na życiu innych... A ty? Ty jesteś piękna i wspaniała pod każdym względem. - Wpatrywał się w nią z uwielbieniem w oczach. - To ja zapytam, raz jeszcze, czy zechcesz zostać moją żoną? Teraz, gdy większość tajemnic wyszła na jaw.

Pogłaskała go po twarzy, a na jej twarz wstąpił delikatny uśmiech. Nieważne, kim był, ważne ile znaczył dla niej... A dla niej był wszystkim co miała w obecnej chwili i najważniejszym, co miała w życiu.
- Kochany, przestań tak mówić. - w jej oczach pojawiły się łzy, mimo że uśmiech nie znikał z jej twarzy. Pociągnęła nosem. - Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało i nie zamierzam cię nigdy zostawić, bo jesteś najważniejszy. - w jej tonie łatwo wychwycił, że mówi prosto z serca. - I nie jesteś żadnym pasożytem, ukochany. Uratowałeś mnie w karczmie mego ojca, ratowałeś innych gdy walczyliście z potworami w wiosce... Jest w tobie więcej dobroci niż w niektórych ludziach, których poznałam... Dlatego nigdy cię nie zostawię i zginę przy twoim boku, jeśli taka będzie wola Sigmara. I zabraniam ci tak mówić o sobie! - zmarszczyła brwi i pociągnęła noskiem. - Kocham cię i nigdy nie przestanę. - złożyła na jego ustach namiętny pocałunek. Chwilę później przytuliła go tak, jakby się mieli więcej razy nie spotkać. - Potrzebuję cię, jesteś najważniejszy...

Jej słowa działały na jego smutne serce niczym najsłodszy miód. Nie wiedział nawet, co ma odpowiedzieć. Po głowie chodziły mu różne fragmenty książki autorstwa pani Orlandoni i szczerze zazdrościł Luce, że ten potrafił przy każdej okazji znaleźć odpowiednie słowa, by wyrazić swe uczucia. Jedyne co mógł zrobić, to odwzajemnić uścisk. Zawsze marzył o takiej miłości, ale bał się, że żadna kobieta go nie pokocha i nie zaakceptuje.
- Jesteś darem bogów... - wyszeptał dziewczynie do ucha. - Kocham cię, będę o ciebie dbał i nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. Nie myśl już o tym wszystkim.
Pogładził ją po włosach. Po chwili wstał, zrzucił z siebie płaszcz i odwiesił na krzesło. Wyjął z plecaka czystą koszulę, zdjął tę podartą i zakrwawioną i szybko zaczął się przebierać. Ulli zauważyła, że jego rana się już zasklepiła i została po niej tylko ledwo widoczna blizna. Uchwycił jej spojrzenie. Zmieszał się trochę.

Młoda kobieta wstała i przylgnęła do czarodzieja rozkoszując się dotykiem jego wspaniałego, pachnącego ciała. Chciał coś powiedzieć, jednak zamknęła mu usta pocałunkiem i przeniosła jego dłonie między jej uda. Chciała odreagować ostatnie wydarzenia, chciała żeby jej było dobrze... Chciała dawać ukochanemu rozkosz i nikt nie miał prawa jej w tym przeszkodzić. Nieśmiało dotknęła jego krocza czując nabrzmiałą męskość, która chciała się wydostać na zewnątrz. Uśmiechnęła się zawadiacko do ukochanego, po czym przykucnęła odpinając guzik jego spodni... Vinn dobrze wiedział, że ta noc będzie niezapomniana...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Ostatni Tabor

Post autor: Serge »

Dzień wstawał pochmurny i dżdżysty, a niektórzy z was z trudem trawili informacje otrzymane od Vinnreda ostatniego wieczora. Ciemne i niskie chmury wisiały na niebie, co zresztą nie było od kilku dni żadną nowością. Miasto zaś od rana kipiało od plotek. Około północy patrol straży znalazł w ciemnej alejce ciało oprycha zadźganego przez Vinnreda a godzinę później jego towarzysze sami zgłosili się ponoć na komendę prawiąc coś o wampirze, który zabił ich kompana. Informacja poszła na wyższe szczeble władzy i za wskazanie poszukiwanego hrabina von Munsterberg wyznaczyła nagrodę stu złotych koron. W efekcie, do dziewiątej rano schwytano już piętnastu domniemanych wampirów, z czego kilku straż jeszcze przesłuchiwała.

Na śniadaniu zebraliście się dość szybko. Vinnred jak zwykle był pierwszy, wstając z łóżka już przed świtem. Dalej był Anthony, który mimo iż wczoraj trzymał się hardo, dziś dość niewyraźnie wyglądał po wieczornej popijawie z Throrgrimem. Krasnolud, Ulli i Taranis zeszli mniej więcej jednocześnie. Ostatnia, jak zresztą dość często - Narai, która wyglądała tak, jakby spała zdecydowanie najmniej.

Śniadanie było syte i pożywne – kluski z mięsem i piwo tudzież sok wiśniowy z Averheim napełniły wasze żołądki i mogliście udać się w dalszą drogę. Zanim wyruszyliście, Vinnred rozłożył na stole mapę Stirlandu i Sylvanii proponując w kilku zdaniach możliwie najkrótszą trasę prowadzącą przez Nawiedzone Wzgórza. Szlachcic wielokrotnie podróżował tym szlakiem i zapewniał pozostałych, że jest w miarę bezpieczny i wolny od niespodzianek, choć wszyscy dobrze wiedzieliście, że przedarcie się tą drogą bez żadnych perypetii będzie niezmiernie trudne.

Wyruszyliście trzy kwadranse przed południem, żegnając 'gościnne' mury Enezesburga. Las rozciągał się od momentu, gdy wkroczyliście na szlak i towarzyszył wam do kolejnego postoju. Na popołudniowym popasie zaś Ulli trenowała ataki pod okiem Vinnreda i Throrgrima, który niezadowolony z postępów młodej kobiety warczał na nią co chwila i nie pozwolił choćby na chwilę odpoczynku.

- Chyba ma dość... - mruknął Vinnred stając na drodze tarczownika. - Zbastuj, Throrgrimie. Inaczej...

- Inaczej co? Przestań pierdolić, człeczyno. To samo powiesz bandzie orków, gdy będzie chciała obedrzeć ją ze skóry gdy ty nie będziesz mógł jej pomóc? - krasnolud spojrzał z ukosa na maga. - A teraz zejdź mi z drogi, wiem co robię... - warknął gromko weteran.

I wiedział co robi. Nawet jeśli Ulli nie uczyła się nowych ciosów, krasnolud pozwalał jej wykrzesać z siebie resztki wytrzymałości potrzebnej przy walce z przeważającym wrogiem... Bo sama Ulli traktowała krasnoluda co najmniej jak dwudziestu przeciwników, podczas gdy tarczownik wcale się nie przemęczał próbując nauczyć ją sprawnej obrony. W końcu atak był tak szybki, że Ulli walnęła zadkiem o mokrą ziemię wypuszczając miecz z dłoni.

- Vinn, ja już nie chcę... - spojrzała z wyrzutem na szlachcica. - To za dużo jak na mnie... Nie jestem wojowniczką!

- Na dzisiaj wystarczy. - mruknął szorstko weteran. - Ale nie zniechęcaj się, człeczyno. Przy mnie i czarodzieju szybko nabierzesz krzepy i odpowiednich umiejętności żeby kogoś chociażby zranić. Jeśli będziemy trenować codziennie, szybko zobaczysz rezultaty, kobieto. - krasnolud pomógł jej wstać. - Dobrze się dzisiaj spisałaś, odpocznij... - pokrzepił ją.

* * *

Zapadał już zmierzch, gdy wyszliście na sporą łąkę, porośniętą wysokimi trawami i gdzieniegdzie pojedynczymi drzewami. Wasza uwagę z miejsca przykuło coś innego. W niedalekiej odległości, przy jednym z drzew płonęło bowiem niewielkie ognisko. Dwa konie pasły się swobodnie nieopodal, zaś zza ogniska wstawało właśnie dwóch mężczyzn, przyglądając się wam. Trzymali broń w górze, nie opuścili jej nawet, gdy podjechaliście bliżej. Obaj nie byli zbyt młodzi, wyglądali na co najmniej trzydzieści lat. Pierwszy, postawny i ogolony na łyso sprawiał wrażenie niezłego siłacza. Był ubrany w zwykłe, podróżne ubranie, ale zaraz obok leżał solidny kaftan kolczy, broń i tarcza, niewątpliwie do niego należące. Drugi, szczupły, niemal wysuszony, patrzył bystro na przybyłych i gdy dostrzegł wśród nich von Shotten'a opuścił broń. Wyglądało na to, że obaj mężczyźni się znają...

- Kochanie, czy to twój przyjaciel? - zapytała Ulli spoglądając nieśmiało na Vinnreda.

[Yacek, Jabber – dość nietypowo witam w grze. W pierwszym poście standardowo avatar przed imieniem postaci, opiszcie też wygląd waszych bohaterów i opcjonalnie nawiążcie jakiś dialog z resztą. Daję wam wolną rękę jeśli chodzi o to, jak się spotkaliście i dlaczego razem podróżujecie. Use your fantasy! :D]
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Zablokowany