[CP2020] Old Chicago - episode I.

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

[CP2020] Old Chicago - episode I.

Post autor: Ouzaru »

Godzina 01:13 am, dwa dni do Sylwestra.


Szary śnieg zasypywał ciemne ulice Old Chicago, sporadycznie ozdobione kolorowymi, krzykliwymi neonami. Ciężkie chmury wisiały nad ponurymi budynkami, zasłaniając całe niebo i sprawiając wrażenie, jakby zaraz się miały oderwać z jego fragmentem i runąć na ziemię. Zbliżał się Sylwester i jak co roku wszystkie kluby w mieście prześcigały się w najciekawszych ofertach, gdyż nawet tej nocy obowiązywała godzina policyjna. O północy 31.12. jaskrawe światła tradycyjnie oświetlą Cytadelę, a mieszkańcy będę mogli to podziwiać z okien domów lub na ekranach swych odbiorników. Jednak niektórzy mieli w planach własne fajerwerki, o wiele zabawniejsze, niż te organizowane przez Panią Prezydent.

Zza każdego zakrętu wyłaniał się kolejny, kilkuosobowy patrol policji, jednak nikt nie zatrzymywał ich pojazdu i nie legitymował. Radary z daleka pokazywały, iż właśnie jadą ludzie Pani Prezydent i nie należy zakłócać ich spokoju. Melissa uwielbiała to, mogła spokojnie podróżować po mieście nocą i nie była niepokojona przez nikogo. Na dobrą sprawę nawet nie wiedziała, gdzie był zamontowany ten czujnik, wysyłający i odbierający sygnały na szyfrowanej częstotliwości, ale spisywał się znakomicie. Mała mapka na desce rozdzielczej pokazywała ich położenie i punkt docelowy, a komputer co chwilę informował o zakrętach.
- Następna przecznica, światło czerwone - odezwał się metaliczny głos.
- Zmień.
Mapka zamigotała i na całej trasie światła zmieniły swój kolor na zielony.
- Sprytne - mruknął Lance i dyskretnie przetarł zmęczone oczy. Melissa jedynie uśmiechnęła się lekko.

Stara kamienica sama w sobie była odpychająca, ale jej otoczenie zniechęcało jeszcze bardziej. Ciemne podwórko usłane stertą śmieci i gruzu, tylko chwilami było oświetlane przez migoczącą snopem iskier latarnię. Ciche bzyczenie i trzeszczenie doprowadzało do szaleństwa, jednak Travis mieszkał tu wystarczająco długo, by już zupełnie nie zwracać na to uwagi. Stary rzutnik wyświetlał na ścianie pokoju projekcję akwarium pełnego kolorowych rybek, niestety maszyna była trochę stara i nie odtwarzała żadnych dźwięków. A szkoda, lubił to ciche pluskanie wirtualnych bąbelków.
Kolejny raz przerzucił kilka stron akt ostatniej sprawy i westchnął cicho, sięgając po szklankę. Gdy tylko ją podniósł do ust, nienaturalna lekkość podpowiedziała mu, że jest pusta. Zaschnięte gardło wydobyło z siebie głośne kasłanie, gdy powolnym krokiem ruszył do lodówki. Przeglądając pustą, chłodzoną przestrzeń kilku półek, ciągle miał w głowie zdjęcie tamtej młodej dziewczyny.

* * *

- Mówiłem ci, że ten wszczep to dobry pomysł.
- Ta... mówiłeś
- kobieta mruknęła w odpowiedzi i wytarła ręce z krwi. - Ciekawe, czego od nas chcieli?
- Nie mam pojęcia, siostro, ale raczej się już tego nie dowiemy
- odparł, turlając nogą walającą się po chodniku głowę. - Trzeba się rozejrzeć.
- Będą nas szukać...
- Ha! Nowość
! - zaśmiał się i poderwał do góry. Był o ponad głowę wyższy od swej siostry, a także ze dwa razy szerszy w barach. Powoli podwinął rękaw długiego płaszcza i zaczął odkręcać sobie prawą dłoń.
- Bracie, co robisz?
- Nie możemy iść nieuzbrojeni, prawda?
- odpowiedział, uśmiechając się szeroko. Schował dłoń do kieszeni i pokazał kobiecie wystającą z przedramienia lufę.
- Ueee... to obrzydliwe...

* * *

Tym oto krótkim, skromnym wstępem rozpoczynam sesję. Zasady są proste - pisownia zgodna z zasadami ortografii i gramatyki języka polskiego, posty zwięzłe i na temat. Jeśli naprawdę nie macie o czym pisać, nie odpisujcie, bo nie lubię zapychaczy. Oczekuję przedstawienia wyglądu bohatera, mile widziane są przemyślenia, jakieś drobne gesty i nawyki. Macie swobodę w odgrywaniu i kształtowaniu świata dookoła, oczywiście w granicach rozsądku. Jeśli bohater ma jakieś swoje ulubione miejsce, w którym często przebywa lub znajomych - sami to opiszcie. Każda własna inicjatywa i kreatywność będą doceniane, a co za tym idzie - nagradzane. Pomysły, propozycje i pytania zamieszczajcie w wątku rekrutacji lub wysyłajcie do mnie na PW. Proponuję wszystkim graczom śledzić moje odpisy na sesji, gdyż nie będę zaznaczać, kogo się one dotyczą. Obiecuję nie pisać esejów, gdyż nie każdy może mieć ochotę marnować kwadrans swojego życia na czytanie mojego posta.

Do napisania,
zero.
Obrazek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [CP2020] Old Chicago - episode I.

Post autor: Serge »

Obrazek

Travis Grady

- Kolejny kurewsko nudny wieczór... trzeba było wziąć jakąś dziewczynę od Madame Loo na noc. Jak zwykle nie myślisz, idioto... - wysoki, dość dobrze zbudowany mężczyzna o czarnych włosach mruknął sam do siebie pod nosem.

Zlustrował zawartość lodówki i niezadowolony trzasnął drzwiami rzeczonej. Chwilę później przypomniał sobie, że cztery browary chłodzą się na parapecie za oknem i leniwym krokiem ruszył, by je stamtąs zabrać. Gdy tylko otworzył okno, do pomieszczenia wdarło się zimne powietrze, kilka płatków szarego śniegu, które szybko zakończyły swe 'życie' i specyficzny zapach, który, odkąd Travis pamiętał, otaczał całe miasto. Mężczyzna sięgnął po zimne butelki i już miał się schować, gdy ulicę na którą miał widok przecięły dwa radiowozy na syrenach. „Ktoś ma dzisiaj pecha”, pomyślał i zamknął okno, rozsiadając się po chwili w swoim wygodnym, choć trzeszczącym już ze starości fotelu.

Akta ostatniej sprawy wciąż leżały na biurku, tak jak i naładowany shotgun – w dzisiejszych czasach trzeba było być ostrożnym nawet w swoim własnym domu... a ten gnat 'otwierał drzwi od stodoły' jak zapewnił go Micro, gdy sprzedawał mu to cacko. I to był fakt. Poza tym nigdy nie wiadomo, kto mógł wpaść do biura, o czym już kiedyś Grady się przekonał. Świadczyły o tym pozostałości po serii z karabinu na południowej ścianie gabinetu detektywa. Jeszcze raz spojrzał na zdjęcie dziewczyny, którą miał odnaleźć. Była nawet ładna, niestety, Travis wątpił by coś z tej urody pozostało biorąc pod uwagę fakt, gdzie trafiła. Ale o tym miał zamiar porozmawiać z samym Lance'em. „Kurewski świat”, pomyślał, schował akta do teczki i wziął kilka łyków zimnego Heinekena. Zegarek wskazywał 1:23, a Lance'a wciąż nie było... Czyżby miał małe spięcie z psami?

W świetle nocnej lampki stojącej na biurku można było dostrzec delikatny ruch twarzy detektywa, coś jakby grymas...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Esmeralda
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: piątek, 8 września 2006, 10:06
Numer GG: 0
Lokalizacja: Arcana Hereticae

Re: [CP2020] Old Chicago - episode I.

Post autor: Esmeralda »

Obrazek

Melissa Wade

Młoda, ponad trzydziestoletnia efektowna blondynka patrzyła na mijające ją obrazy za szybą luksusowego Lincolna. Miała inne plany na dzisiaj, ale jak wiadomo, Pani Prezydent się nie odmawia, zwłaszcza, gdy zawdzięcza jej się tak wiele. Chyba że zamierzasz zaznajomić się z trumną... Tego Melissa nie chciała, nie w tym momencie. W drodze na miejsce przeglądała akta Travisa Grady'ego – były policjant, sporo wyróżnień i ta skaza na karierze... W obecnym świecie takie zagrania były na porządku dziennym, więc się nie dziwiła. Sama niejednokrotnie tak robiła. Cel uświęca środki, zawsze i wszędzie...

- Dojeżdżamy, proszę pani – usłyszała syntetyczny głos.
- Bardzo dobrze, zaparkuj najbliżej miejsca docelowego – rzuciła zimno, odkładając papiery na bok. Poprawiła swoje ubranie i czekała, aż samochód stanie. Jadącym z nią mężczyzną zupełnie się nie przejmowała... Plotki głosiły, że sam ma jakieś sprawy związane z Grady'm.

Gdy samochód stanął, wysiadła i narzuciła na siebie ciepły płaszcz... Pogoda nie napawała optymizmem, śnieg sypał od czterech dni i ogólnie było nieciekawie. Melissa nigdy nie lubiła zimy, ale nie to było najważniejsze w tym momencie – miała do wykonania zadanie, które według jej intuicji było zaledwie wierzchołkiem WIELKIEJ góry... Popatrzyła ze wzgardą na obleśną kamienicę... „Marie chyba zwariowała”, pomyślała, gdy dostrzegła lekką poświatę światła, bijącą z okiennicy na pierwszym piętrze. Musiała tam iść, wiedziała, co oznacza niesubordynacja wobec Prezydentowej... Zwłaszcza, że tak wiele jej zawdzięczała.

- Chyba pora odwiedzić detektywa Grady'ego, prawda, Lance? Choć chyba wy się już znacie jakiś czas...
- rzuciła do niego i nie czekając na odpowiedź ruszyła w kierunku klatki wejściowej do kamienicy wraz z przysadzistym, barczystym ochroniarzem.
"Wymagajcie od siebie więcej, nawet jeśli inni nie wymagają". Jan Paweł II

Obrazek
Zaknafein
Bombardier
Bombardier
Posty: 729
Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
Numer GG: 4464308
Lokalizacja: Free City Vratislavia
Kontakt:

Re: [CP2020] Old Chicago - episode I.

Post autor: Zaknafein »

Lance Vicious

- Mam wieści na temat pańskiej znajomej, Jess. Czekam na pana u mnie w biurze. - Głos Travisa krążył po jego umyśle, nie pozwalając się skupić.
Trzy lata szukał Rosie. Trzy długie lata.
Mieli znaleźć dwoje nowych w mieście azjatów, nie mając nic poza imionami i zdjęciami. Pieprzona ironia losu. Zupełnie nie interesowało go czym zawinili. W jego oczach byli tylko kolejnymi wpisami w aktach, a nie mieli stać się niczym poza kolejnymi wpisami na liście jego zasług. Białej Pani bardzo zależało na ujęciu tych dwojga, sukces obiecała nagrodzić awansem. Wolał nie myśleć o tym, co Marie zrobiłaby im w przypadku niepowodzenia.
Vicious nigdy jej nie zawiódł i nie miał zamiaru tracić jej zaufania z powodu niefortunnego zrządzenia losu czy niekompetencji. Ten moment musi kiedyś nastąpić, jednak ani sekundy przed odnalezieniem i zapewnieniem bezpieczeństwa Jess.

- Dojeżdżamy, proszę pani. - syntetyczny głos wyrwał go z rozmyślań. Znów był na ziemi, w Old Chicago. Ciągle w Old Chicago.
- Bardzo dobrze, zaparkuj najbliżej miejsca docelowego.
Byli blisko. Lance znał tę okolicę, wiedział że za chwilę wyjdą na ciemne, brudne podwórko. Wysiedli z samochodu, a podwórkowa latarnia zaiskrzyła złowrogo i znów rozbłysła słabym, żółtawym blaskiem, oświetlając całe zagłębienie między kamienicami, a także zupełnie nie pasującą do tej ponurej dzielnicy trójkę. Ochroniarza, blond Melissę i średniego wzrostu mężczyznę w płaszczu. Płatki śniegu osiadały na jego krótkich brązowych włosach, odbijając światło latarni. Natomiast osadzone w jego łagodnej twarzy zielone oczy były zwrócone w kierunku światła na piętrze.
- Chyba pora odwiedzić detektywa Grady'ego, prawda, Lance? Choć chyba wy się już znacie jakiś czas... - rzuciła do niego ruszając w kierunku wejścia.
Jakiś czas... Vicious sam już nie pamiętał jak długo. Tydzień? Może rok? To nie miało znaczenia, skoro Travis znalazł ślad Różyczki dziś. I dziś chciał się z nim widzieć.
Ruszył z nią szybkim krokiem, odpowiadając po drodze
- Owszem, znamy się, ale to przelotna i czysto zawodowa znajomość.
Cholera, dlaczego musiała przyjechać z nim akurat tutaj?
Choć nie dawał tego po sobie poznać, zaczynał się martwić.
Coś zdecydowanie było nie tak.
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [CP2020] Old Chicago - episode I.

Post autor: Plomiennoluski »

Golem

Jego wielka postać zasłoniła wejście do Cafe of Broken Dreams. Właściciel był fanatykiem jednej z naprawdę starych post apokaliptycznych gier nie wiedział jakim cudem to przetrwało prawie sto lat, ale musiał przyznać że miała klimat, może nawet lepszy niż te wszystkie obecne tri wizyjne i holograficzne gry. Kiedy przychodził tu lata temu, jeszcze w swoim zupełnie ludzkim ciele, można było coś zobaczyć nad jego ramieniem, ale teraz po wszystkich operacjach i po dodaniu całego chromu i metalu zrobił się po prostu większy, a świat zwolnił. Zza ciemnych okularów nie było widać oczu, wolał korzystać z kocich oczu niż pokazywać swój ostatni zewnętrzny kawałek ciała. Długi czarny płaszcz skrywał cały podręczny arsenał z jakim zazwyczaj spacerował, niedużo, dwa pistolety, jeden mały granatnik z magazynkiem, nic specjalnego. Oficjalnie udawał całkiem normalnego człowieka, na rękach nosił długie rękawiczki ze sztucznej skóry, nawet na płycie twarzowej i całej głwoei miał przeszczep skórny i wyhodowane krótkie ciemno blond włosy. Nie zmieniało to faktu że jego mimika była praktycznie zerowa.

Tradycyjny stołek Golema był pusty, jak zwykle, nowi klienci byli zawczasu uprzedzani że siadanie na nim grozi śmiercią. Barmani woleli ostrzegać niż czyścić rozbryzgany mózg z kontuaru. Zanim Gareth zdążył usiąść Vlad nalał mu już tradycyjną porcje. Jednoosobowa grupa wsparcia i mobilna artyleria miejska zaczynała właśnie swoje dwie godziny urzędowania. Mimo że siedział przodem do baru, wszystko doskonale widział w lustrach.

Po kilkunastu minutach podeszła jedna z nielicznych w tym lokalu kobiet.
- Witaj Mała. - nie odwrócił się, tylko kontynuował popijanie tutejszego specjału, mającego jakiś smak bimbru, pędzonego na odpadkach.
- Cześć Golem - wspięła się na palce, objęła go lekko i szepnęła do ucha - masz coś dla mnie? - Była chyba jedyną żyjącą istotą, która mogła pozwolić sobie na taką zażyłość z nim, w końcu była jego fixerką, i tylko ona wiedziała jak się z nim skontaktować poza godzinami urzędowania.
- Mhm... - jego ręka sięgnęła do wewnętrznej kieszeni i delikatnie wyciągnęła małą kartę pamięci. - Przy okazji, nie wiesz może kto chciałby kupić kilka pmów? Natknąłem się ostatnio na kilka - jak na taką posturę mówił niesamowicie wysokim głosem.
- Golem, jesteś niemożliwy, zawsze znajdujesz tyle złomu że momentami mam problemy z upłynnieniem tego. Jakieś wszczepy może, choćby organiczne? - może otwarcie na to że dostarczał jej masę złomu, ale przynajmniej nigdy nie musiała się martwić o jakiś szmelcowaty towar dla tutejszych szczeniaków z gangów.
- Wiesz, jak zwykle niewiele zostało z ciał, ale mogę Ci dać namiary, zobaczysz czy jest tam coś ciekawego. - nie kantowała go za bardzo, czasem on coś jej odpalił ekstra, czasem ona jemu, balans euro dolarów zawsze był mniej więcej zachowany, a na jego bardzo specjalistyczne usługi nie było aż takiego zapotrzebowania, zwłaszcza że większość akcji trzeba było robić po cichu. To zaś była jego nie najlepsza strona dewastator i granatniki zawsze robiły dużo huku.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [CP2020] Old Chicago - episode I.

Post autor: Ouzaru »

Dość niechętnie weszli do starej kamienicy i udali się do mieszkania detektywa. Drzwi i tabliczka z napisem przywodziły na myśl stare gangsterskie filmy, widać choć on jeden dopasował się jakoś do Old Chicago. Rozległo się stanowcze pukanie, na które Travis zareagował dość szybko. Zanim odpowiedział, chwycił za shotguna i położył go sobie na kolanach z prawą ręką opartą na rękojeści broni. Niejeden świr już wpadał do niego, więc detektyw wolał być ostrożny. Chwilę później zawołał "Otwarte!" Myślał, że ten szczeniak przyjedzie wcześniej i... eee... i że będzie sam. Detektyw zlustrował wzrokiem dystyngowaną kobietę, gdy oboje weszli do środka.

Golem miał farta, zjawił się tu przed psami. Obrzeża miasta miały tę ogromną zaletę, że czas reakcji wydłużał się jak tylko mógł. Nawet policyjni kowboje niechętnie tu zaglądali, pewnie dlatego, że każdy ich ruch śledziła jakaś lufa wystawiona przez lekko uchylone okno. Ci kolesie wyglądali na jakąś prywatną brygadę Pani Prezydent, a w każdym razie ich białe mundury zabarwione czerwoną posoką na to wskazywały. Ktokolwiek pozbawił te sztywne ciała głów, zrobił to szybko i bardzo skrupulatnie. Widział to już kilka razy i z miejsca rozpoznał robotę zawodowca oraz nano-garoty w jego dłoniach. Siedmiu kolesi leżało bez życia i obficie krwawiło na chodnik - widywał znacznie gorsze rzeczy w swoim życiu. Niestety ktoś już zadbał o ich rzeczy i dokładnie przeszukał, zabierając wszystko włącznie z identyfikatorami. No ale chociaż zwłoki zostawił...
Obrazek
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [CP2020] Old Chicago - episode I.

Post autor: Plomiennoluski »

Golem

Wciągnął głęboko zapach świeżo rozlanej krwi. Jeśli było tu siedem trupów Białej Suki, jak ją niektóre kręgi nazywały, to na pewno wyślą kogoś żeby sprawdzić co się z nimi stało, albo przynajmniej żeby odebrać ciała. W jego oczach skrytych pod okularami zapaliły się diabelskie ogniki. Nie mógł przepuścić takiej okazji. W ciągu kilkunastu sekund wysłał Małej zaszyfrowane namiary i informacje żeby szukała biorców... z dopiskiem że jeśli się nie pośpieszy będzie mogła odebrać jeszcze większy zapas części zapasowych. Zwykle zdążała przed tym jak zaczynał zabawę.

Spod bocznej klapy swojego mocno zmodyfikowanego ścigacza wyciągnął zdalnie detonowaną minę i swoje przyboczne cacuszko, nic wielkiego. Schował ścigacz pod stertą worków ze śmieciami, ustawił minę na drodze, owinął taśmę dwusetkę wokół ręki i z karabinem na plecach zaczął się wspinać na dach. Kiedy założył kaptur z góry był tylko ciemnym kształtem na dachu, a z dołu był praktycznie niewidoczny. Golem razem ze swoją małą bestią zastygli w bezruchu oczekiwania. Krew zaczynała się w nim gotować, uwielbiał patrzeć jak sługusy systemu rozpryskują się jak czerwone baloniki. Miał zamiar wykończyć tylko następną grupę gdyby się pojawiła w przeciągu następnej pół godziny i zwijać się do domu, było już późnawo. W tym mieście i okolicach nigdy nie było wiadomo kto na kogo polował.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Zaknafein
Bombardier
Bombardier
Posty: 729
Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
Numer GG: 4464308
Lokalizacja: Free City Vratislavia
Kontakt:

Re: [CP2020] Old Chicago - episode I.

Post autor: Zaknafein »

Lance Vicious

- Otwarte! - Nie było wątpliwości, głos zza drzwi był głosem Travisa.
Shotgun na jego kolanach nie zdziwił Lance'a ani trochę, jednak podobnie jak Travis nie rozumiał czego szukała tutaj Melissa. Czyżby chciała wynająć detektywa, by pomógł im w przydzielonym im zadaniu?
Była przebiegła, była ambitna, ale czy była zdolna do wysługiwania się ludźmi z poza Białej Cytadeli podczas wykonywania zadania tej wagi?
Po powtórnym zastanowieniu się, można było ją usprawiedliwić - powinni znaleźć poszukiwanych jak najszybciej, a zapewne Melissie udzielono pełnomocnictwa w kwestii werbunku tymczasowych współpracowników.
Mogła również podsłuchiwać jego rozmowy telefoniczne i dla chorej satysfakcji lub korzyści z denuncjacji dowiedzieć się, co takiego miał mu do przekazania Grady.
Niezależnie od scenariusza musiał zachować spokój i zachowywać się tak, jakby wszystko było w porządku. Jakby ten dzień nie różnił się niczym od innych.
Jakby jak zwykle na niczym mu nie zależało.
Mógł liczyć na błyskotliwość Travisa. Detektyw mógł sam domyślić się, że coś jest nie tak.
Tymczasem życie wciąż było teatralną sztuką, a Vicious miał do odegrania bardzo trudną i ważną rolę. Przedstawił więc wzajemnie obecnych:
- Melisso, poznaj Travisa Grady'ego - wskazał na detektywa. "Poznaj", phi, biorąc pod uwagę jej pozycję zapewne i tak wiedziała o nim wszystko. - Travisie, to Melissa Wade - rzucił.
Pozostało mu jedynie oczekiwanie. Twój ruch, Melisso.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [CP2020] Old Chicago - episode I.

Post autor: Serge »

Melissa & Travis

Travis odłożył shotguna i rzucił do Lance'a:
- Co jest, chłopie? Miałeś być sam, a przyjechałeś z obstawą? Jeszcze jakiegoś korpa bez jaj? - prychnął pogardliwie detektyw.

- Melisso, poznaj Travisa Grady'ego – Lance wskazał na detektywa. - Travisie, to Melissa Wade - rzucił.

- Miło mi... nie bardzo - mruknął Travis.
Blondynka udała że nie słyszy uwagi Grady'ego, podeszła do biurka i wyciągnęła dłoń w kierunku detektywa, który leniwie pochylił się do przodu i uścisnął ją dość mocno. Melissa usiadła w fotelu naprzeciw Travisa i z grobową miną spojrzała na niego.
- Jednak to co piszą o panu w aktach, to prawda...
- A co piszą?
- Że jest pan nieokrzesanym gburem, panie Grady.

- Czyżby? - wyglądało na to, że Travis nic sobie nie robi z tej rozmowy. - Pewnie coś w tym jest. Widzę że już sobie pani przestudiowała dokładnie moje papierki, więc co panią do mnie sprowadza, miss Wade? Bo chyba nie wpadła pani na piwo? - Travis zrobił głupią minę i wziął kilka łyków zimnego Heinekena.
- Istotnie, nie wpadłam tutaj w tym celu. - Melissa zastanawiała się jak Marie mogła pomyśleć o tym, żeby wynająć takiego prostaka. - Pani Prezydent wysłała mnie tutaj, gdyż chodzi o pewną sprawę nie cierpiącą zwłoki i pan pomoże nam w jej rozwiązaniu.
- Pomoże? Czyli już ktoś podjął decyzję za mnie, tak? - na twarzy detektywa wykwitł ironiczny uśmieszek.
- Chyba wie pan, że Pani Marie się nie odmawia...
- ...Bo kończy się w betonowych butach na dnie Santa Lake... – przerwał jej Travis. - To chciała pani powiedzieć?
- Pan to powiedział. - Melissa starała się nie zdradzać żadnych emocji, ale ten człowiek chyba dobrze wiedział jak działała Marie. - W każdym razie chodzi o odnalezienie dwójki ludzi, którzy pojawili się dzisiaj w Old Chicago. Wspominałam już o wysokim honorarium?
- Jeszcze nie była pani tak miła. – Travis uśmiechnął się krzywo i założył dłonie na piersi.
- Siedem tysięcy eurodolarów – trzy i pół przelewem teraz, reszta po wykonaniu zlecenia. Zależy nam na szybkości, więc im szybciej ich pan znajdzie, tym dostanie pan dodatkowy bonus do pieniędzy które zaoferowałam.
- Jestem pod wrażeniem. - rzucił spokojnie Grady. - Widzę, że to musi być ktoś bardzo ważny, skoro Pani Prezydent potrzebuje pomocy takiego nic nie znaczącego detektywa jak ja. – Travisa zaczynała bawić ta rozmowa. – Czyżby nasza prezydentowa nie mogła poradzić sobie bez swoich wpływów i układów?
- Gdyby Pani Marie uznała pana jedynie za pionka, z pewnością nie rozmawialibyśmy teraz… – odparła Melissa. – Sprawdziłam pańskie dziesięć spraw z ostatnich sześciu miesięcy – wszystkie rozwiązane. To chyba mówi samo za siebie, czyż nie? Pani Prezydent chce pana wynająć, gdyż w jej mniemaniu jest pan najlepszy do tego zadania.
- Szczegóły. – rzucił sucho Travis patrząc na nią. – Kogo mam znaleźć, o której pojawił się w mieście i w jakim celu mógł się tutaj pojawić.

Melissa wyjęła z teczki mały projektor holograficzny i po chwili wyświetliła detektywowi zawartość dysku. Travis przyjrzał się twarzom dwójki azjatów – kobiety i mężczyzny i zmarszczył brwi.

- Miroku i jego siostra, Midoriko. To cel pańskiego zadania. W mieście pojawili się wczesnym popołudniem, nie mamy pojęcia gdzie mogą się teraz znajdować. Nasi ludzie zgubili ich na Page Avenue…Nieważne jak, ale musi ich pan znaleźć. – powtórzyła niemal to samo, co słyszała od Marie. - Nie muszę dodawać, że jak najszybciej, prawda?
- Kim oni są, czym się zajmują, dlaczego są tak ważni dla Pani M.? – Travis zbombardował Melissę serią pytań. Ta pozostawała niewzruszona; widać że Marie dobrze wyćwiczyła swoją suczkę.
- Nie znam szczegółów. Po prostu ma ich pan znaleźć, w końcu za to panu płacimy. – Melisa uniosła dumnie głowę do góry i spojrzała pogardliwie na detektywa.

‘Nie znała szczegółów, bądź nie chciała ich zdradzić’, pomyślał Travis przyglądając się raz jeszcze kobiecie i mężczyźnie na holografie. Nieważne, detektyw z doświadczenia wiedział, że z czasem gówno i tak wypłynie na powierzchnię, więc nie zagłębiał się w detale. Pieniądze się przydadzą, a skoro pojawili się dzisiaj w mieście, ich wytopienie nie powinno być trudne – z gorszymi sprawami Grady dawał sobie radę.
Dopił zawartość butelki, po czym otworzył kolejną i spojrzał na Melissę.

- Pozwoli pani że się chwilę zastanowię…
- Ma pan tupet… - blondynka zacisnęła zęby i pięści. – Każdy inny by nie odmó…
- Ja nie jestem każdy, miss Wade. – wtrącił Travis. – Poza tym nie odmówiłem, tylko muszę się zastanowić. A teraz proszę nas zostawić sam na sam z Lance’em, musimy porozmawiać w cztery oczy. Kolega zawoła panią gdy skończymy. Drzwi są tam. – uśmiechnął się głupio i szyjką od butelki wskazał Melissie wyjście z biura.

Kobieta podniosła się z fotela, w środku cała się gotowała. Miała ochotę wygarnąć temu burakowi wszystkie epitety które przychodziły jej na myśl w tej chwili, ale musiała się powstrzymać. To był jakiś staroświecki typ - mógłby się obrazić i nie podjąć zadania, a Melisa wolała sobie nie wyobrażać w jaką furię wpadła by Marie, gdyby nie udało się zwerbować do tego zadania Grady’ego. Poprawiła żakiet i niemal syknęła w stronę obu mężczyzn.

- Miłych obrad, panowie. Byle nie były zbyt długie…

Po chwili obaj usłyszeli głośne trzaśnięcie drzwiami.

Na razie pojawia się nasz wspólny post z Esmeraldą. Dialog z Zaknafeinem przeprowadzę na dniach na GG, gdyż obecnie jestem chory i nie mam za bardzo siły na siedzenie przy kompie.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Zaknafein
Bombardier
Bombardier
Posty: 729
Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
Numer GG: 4464308
Lokalizacja: Free City Vratislavia
Kontakt:

Re: [CP2020] Old Chicago - episode I.

Post autor: Zaknafein »

Travis Grady i Lance Vicious

Gdy Melissa znalazła się za drzwiami, Travis rozsiadł się wygodnie w swoim starym fotelu i spojrzał pewnie na Lance'a. Nie owijając w bawełnę wypalił:

- Chyba wiem, gdzie znajduje się twoja przyjaciółka, Lance. - na twarzy detektywa nie pojawiły się żadne emocje. - Znalezienie jej nie było aż tak trudne jak sądziłem... Choć nie sądzę byś był zadowolony z tego co zaraz powiem... Gotowy? - Grady wziął łyk piwa czekając na odpowiedź młodzieńca.

Lance czekał na tą chwilę cały dzień. Był gotowy jak nigdy. Ostatnie trzy lata zdawały się trwać całą wieczność.
Teraz znowu mają szansę być razem.
- Zawsze gotowy, Travis. - jego głos delikatnie drżał. - mów!
- Twoja przyjaciółka jest narkotyzowana, tańczy na rurze i prawdopodobnie daje dupy za eurodolara. Wybacz, delikatność nie leży w mojej naturze, Lance. Wiesz, taka praca... - Travis wziął kolejny łyk piwa. - Może nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Jess jest marionetką Szramy, szefa półświatka Old Chicago i tańczy w jego najlepszym klubie 'Oxide'. Spotkałem się z nim parę razy i powiem ci, Lance, że to nie jest rodzinny facet. Co zamierzasz z tym zrobić dalej? Mój kontrakt obowiązywał tylko do momentu odnalezienia twojej przyjaciółki... - Travis pociągnął z butelki.

Prawda była bolesna. Bardzo. Lance, mimo swych niebywałych zdolności aktorskich, z trudem powstrzymał łzy. Opuścił wzrok i zamyślił się na moment. Co właściwie mógł teraz zrobić?
Myśl, Vicious.
Myśl.
Cholera, jest przecież człowiekiem Pani Prezydent! W Old Chicago może wszystko! Tylko na co zda mu się 'wszystko', jeśli Rosie jest teraz poza jego jurysdykcją.
Grady znał Szramę.
Lance wziął głęboki oddech i odpowiedział detektywowi, i choć nie dało się tego wyczuć, wymówienie każdego słowa sprawiało mu ból.
- Nie mogę tam tak po prostu wejść niczym Lancelot w lśniącej zbroi, rozpłatać czarnego rycerza mieczem i odjechać z księżniczką na białym koniu. Świat, a w szczególności Old Chicago nie jest taki prosty. I w tym miejscu zjawiasz się Ty, znający półświatek detektyw. Może... Może zechciałbyś przedłużyć nasz kontrakt? - Lance spojrzał na niego, a w jego oczach można było dostrzec wielki smutek. - Wiesz, że mogę Cię sowicie wynagrodzić. Pomóż mi ją uwolnić. Proszę Cię, Travis.
- Wybacz, stary, ale nie zdążyłbyś nawet wjechać do 'Oxide'a', a już witałbyś się z przodkami. Ten lokal jest mocno chroniony i skoro twoja przyjaciółka tam jest, to znaczy że musi mieć dla Szramy jakąś wartość i znaczenie. - Grady spojrzał w jego oczy. Widział w nich smutek i desperację. - Jasne, Lance, możemy przedłużyć nasz kontrakt, ale żeby uwolnić Rosie będziemy potrzebować sporo różnych klamotów, a to wiąże się z wydatkami, nie tylko pokrywającymi wynajęcie moich usług. Więc ile możesz zaproponować?
Lance nie wahał się ani chwili.
- Czy pięć tysięcy eurodolarów Cię usatysfakcjonuje? - zapytał, po czym dodał - Pokryję oczywiście wszelkie koszta związane z potrzebnym sprzętem, czy czegokolwiek będziemy potrzebować.
Travis spojrzał na niego nieco podejrzliwie.
- Jesteś nadal wypłacalny, Lance? Wiem, że jesteś człowiekiem Pani Prezydent, ale bez obrazy, skąd taki młodzian jak ty może mieć tyle pieniędzy? - głos Grady'ego zrobił się szorstki. Na taką kasę musiał harować z pół roku. - Poza tym chyba wiesz, że jeśli mnie oszukasz, potrafię ściągnąć z ciebie to co mi się należy. Mam nadzieję jednak, że nasza współpraca będzie układać się jak do tej pory. - Grady uśmiechnął się krzywo. - Jeśli przelejesz połowę tej sumy na moje konto, ja zacznę organizować odbicie Rosie. I nie martw się, mój informator jest pewny, nie wpakujesz pieniędzy w błoto...
Vicious nie spodziewał się takiego obrotu sprawy - pieniądze nie stanowiły dla niego problemu, więc zazwyczaj po prostu o nich nie myślał. Jednak Travis po prostu dbał o swój interes,
Lance nie mógł go za to winić.
- Wierz mi, Travis, mam pieniądze. - zapewnił - Załóżmy, że jestem oszczędny. Dostaniesz połowę z góry, nie martw się.
- Zanim zacznę coś robić, muszę mieć potwierdzenie przelewu. Na 'gębę' to się możesz umawiać z dealerami, a nie ze mną, Lance. Jeśli machina ruszy, nie będę mógł jej zatrzymać. - Travis oparł się o blat biurka i zmarszczył brwi. - Widzę że nie wiesz jak to działa, Lance, więc ci wyjaśnię. Ty płacisz mnie, ja płacę jeszcze komuś, a zwykle potem ten ktoś płaci jeszcze komuś. Dlatego muszę mieć pewność, że jesteś wypłacalny. Jeśli pieniądze będą na koncie, podejmę dalsze działania – Grady rozłożył się wygodnie w fotelu i spojrzał na swego pracodawcę.
Lance wyjął holograficzny notes z wewnętrznej kieszeni marynarki. Wystarczyło, że dotknął powierzchni, a ten zabłysnął słabym, błękitnym światłem.
Kilka ruchów palcem później zarządzał już swoim rachunkiem bankowym. Przelał dwa i pół tysiąca eurodolarów na konto Grady'ego i zwrócił się do detektywa.
- Pieniądze powinny już być na Twoim koncie.
Travis poczuł nagle wibrację swojej komórki w prawej kieszeni spodni i wyjął ją leniwym ruchem. Spojrzał na wyświetlacz i gdy pojawiła się na nim wiadomość o zasileniu konta bankowego o dwa i pół tysiąca koła papierów, uśmiechnął się do Lance'a i skinął mu głową.

- Wybacz, musiałem się upewnić. - mruknął wciąż się uśmiechając. - Podzwonię jeszcze dzisiaj i jutro dogadamy szczegóły, dobra? Muszę skontaktować się z kilkoma osobami, jeśli chcesz zobaczyć swoją przyjaciółkę całą i zdrową, musisz zaufać moim metodom. Gra? - spytał pewny siebie.
Lance zdecydowanie nie miał mu za złe tej sceny.
- Gra, Travis, gra - czuł, że zaczynało grać - potrzebujesz czegoś jeszcze?
Wtedy uświadomił sobie, że czeka na niego zadanie zlecone przez Białą Panią. Nie mógł teraz wypaść z łask.
Nie kiedy był już tak blisko!
- Travis, jak odpowiesz na propozycję Melissy?
- Podejmę się tego zlecenia, myślę że jedno nie będzie kolidować z drugim. Odbijemy twoją przyjaciółkę i znajdziemy tych azjatów. – detektyw założył dłonie na piersi. - A teraz zawołaj 'panią elegancką', chyba dość się wyczekała za drzwiami. - uśmiechnął się lekko.
Lance powoli podszedł do drzwi i uchylił je.
- Melisso, zapraszam do środka.
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [CP2020] Old Chicago - episode I.

Post autor: Ouzaru »

Leżąc płasko na dachu budynku był zupełnie niewidoczny w swym ciemnym, maskującym ubraniu. Rurki doprowadzały mleczną papkę do jego żył, odżywiając go i karmiąc. Nie wiedział, jak długo będzie musiał tutaj zostać, lepiej było się dobrze przygotować. Zasłonięte okno niewiele dawało, nawet zasłona ściany nie da kobiecie żadnych szans, z daleka widział ciepło jej ciała i od kilku minut celował wprost w głowę Melissy. Uśmiechnął się lekko sam do siebie, wiele by dał, żeby móc zobaczyć miny tamtych mężczyzn, gdy ich towarzyszka zabryzga swym mózgiem ścianę za sobą i padnie martwa na podłogę. Snajper złapał się na tym, iż zaczął się zastanawiać, czy detektyw ma w pokoju dywan na podłodze i czy go później doczyści…
Czekał tylko na sygnał, palec spokojnie spoczywał na spuście.

- Shuri - usłyszał głos Białej Damy w swojej głowie - strzelaj, ale nie zabijaj.
Mężczyzna westchnął cicho, przesunął celownik o milimetr. Lance otworzył drzwi i gdy kobieta postąpiła kilka kroków do przodu, snajper wypalił. Pocisk przeleciał przez jeden budynek, wwiercił się i przebił przez ścianę gabinetu Travisa. Następnie sięgnął delikatnej skóry, przebijając ją na wylot na wysokości obojczyka. Melissa krzyknęła, gdy nabój rozszarpał jej ciało i złamał kość. Upadła w drzwiach, krwawiąc obficie na podłogę. Shuri'ego już nie było.

* * *

Żołnierze Białej Suki nie przyjeżdżali, co wydawało się być bardzo dziwne. Golem czekał, rozglądając się na boki. W końcu przyjechała Mała, w kwadrans uwinęła się z ciałami i klepiąc przyjaciela po ramieniu odjechała. Coś tu było nie tak. I to nawet bardzo... Mając złe przeczucia, mężczyzna zaczął się wycofywać. Wtedy usłyszał dwa głosy.

* * *

- Naprawdę, czasami mnie dobijasz, bracie. Mogę wiedzieć, po co ci ten kolczyk? Masz ich ponad tuzin!
- To mój ulubiony i nie mam zamiaru go zgubić, siostrzyczko. Szybko go znajdziemy i zmyjemy się.
- Pewnie już tam na nas czeka komitet powitalny
- mruknęła kobieta i dodała przekleństwo w jakimś azjatyckim języku, chyba japońskim.
- Niech czekają, chętnie zobaczę, jak rozwalasz kolejnych debili - zaśmiał się mężczyzna. - Nie mogłabyś zadzwonić do tej swojej koleżanki? Myślę, że Marie domyśla się, że jednak żyjesz i pomogłaby nam wydostać się z tego bagna.
- Nie mogłabym, radzę sobie sama, Miroku.

Midoriko.jpg
Po chwili pojawili się w polu widzenia Golema. Drobna kobieta szła obok swego wyższego o głowę i dwa razy szerszego w barach brata. Przez plecy przewieszoną miała katanę z białą rękojeścią. Jej towarzysz krył twarz pod kapturem, ciężkimi wojskowymi butami wybijał szybki rytm swego marszu. Niska kobieta poruszała się bezszelestnie, delikatnie stąpając i rozglądając się czujnie. W pewnej chwili uniosła dłoń i sięgnęła do rękojeści katany.
- Stój, nie jesteśmy sami - warknęła.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Obrazek
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [CP2020] Old Chicago - episode I.

Post autor: Plomiennoluski »

Golem

Kiedy usłyszał głosy i przyjrzał się bliżej zbliżającym się ludziom, skojarzył ich z dwójką nowych w mieście, o których opowiadała mu Mała. Na dodatek mieli całkiem niezłe wejście, zawsze lubił widzieć jak pachołki Prezydentowej walają się po asfalcie. Zeskoczył z dachu i wylądował na asfalcie chodnika zamieniając go w pokruszone bryły. W prawej ręce trzymał wysłużone M-60 a w drugiej zapalnik od miny rozstawionej wcześniej.
- Szukacie czegoś?
- Hmm... a kto pyta? - odezwał się mężczyzna, zasłaniając siostrę swoim barkiem.
- Golem. Jesteście nowi w mieście z tego co wiem.
- Brzmi nieźle. Wiesz, stary, odpowiedziałbym ci, ale pewnie i tak nie uwierzysz. - Zrobił pół kroku w bok.
- No cóż, jeśli nie powiesz to się nie dowiesz czy uwierzę czy nie. - M 60 w dłoni golema wyglądało jak plastikowa zabawka mimo swojej masy.
- Szukam swojej zguby, a jeśli mogę zapytać, skąd o nas wiesz? - Uśmiechnął się, a około tuzina kolczyków w jego uchu zadzwoniło, gdy potrząsnął głową.
- Powiedzmy ze ktoś musiał po was posprzątać. Poza tym trafiliście paru ludzi tutejszej suki.
- Wypadliśmy z ich transportu i bardzo im się to nie spodobało. Suki? Czyli nie lubisz tej "damy"?
- Mówisz o pani prezydentowej? Powiedzmy ze to wzajemne, ona poluje na wszystkich, którzy maja w sobie jeszcze nieco chromu, a my uprzykrzamy jej za to życie.
- Poluje? K**wa, mi już niewiele organicznych rzeczy zostało... Może dlatego chce mnie złapać. Ale nie wiem, czego potrzebuje od mej siostrzyczki, ona jest czysta. - stwierdził, krzywiąc się.
- Mnie pytasz? Jej już nikt by nawet nie był w stanie prania mózgu zrobić, nic by to nie zmieniło.
- Słuchaj, my nie mamy nic do waszego miasta i chętnie się stąd wyniesiemy. Może przestaniesz we mnie celować?
- Wybacz taki odruch zawodowy. - przeniósł lufę na bark. - Poza tym, ciężko powiedzieć czyje to w końcu miasto, większość jest Białej, mniejsza niczyja, czyli nasza.
- Nie masz ochoty pogadać o tym przy kielichu, stary? - mężczyzna uśmiechnął się. - Jestem Miroku.
- Czemu nie, znam tu jedna całkiem ciekawa knajpę, nie zamykają jej nawet o tej godzinie, nawet całkiem niedaleko stad. Tylko jest mały problem. Nikt nie przyjechał sprawdzić co z tymi trupami, które zostawiliście. - kolos skierował się w stronę ustawionej wcześniej miny, nie lubił zostawiać swoich zabawek.
- Nikt? - Miroku wyraźnie się zdziwił. - Wyglądali na nieźle zorganizowanych, a skoro należeli do kogoś, to... Zresztą, co ja ci będę tłumaczyć. Midoriko, wskakuj na dach i patrz, czy nikt nie idzie. Hmm? Co tam masz? - zapytał, odwracając się do siostry. - ACH! Mój kolczyk! Kochana dziewczynka!
Kobieta pokręciła jedynie głową i z gracją kota wdrapała się na dach.
- No cóż, nikt od Pani Prezydent, tylko nasi, miejscowi. Wiesz nie ma co marnować dobrych ciał, zawsze ktoś potrzebuje nowych nerek. - Zresetował minę i zaczął pakować wszystko na ścigacz.
- Pewnie to tylko fart - odparł, wzruszając ramionami. - Prowadź, od tego gadania zaschło mi w gardle. Midoriko, zostań tu, wrócę po ciebie.
Kobieta skinęła głową i wtopiła się w cień na dachu.

Golem wyciągnął ścigacz spod sterty worków i ruszył z Miroku w kierunku swojego ulubionego baru, nie mieli daleko a w kompleksie opuszczonych bunkrów, w którym kryło się całe miejsce, mógł bez problemu zostawić ścigacz. Po kilkunastu minutach siedzieli przy drinku.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Zaknafein
Bombardier
Bombardier
Posty: 729
Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
Numer GG: 4464308
Lokalizacja: Free City Vratislavia
Kontakt:

Re: [CP2020] Old Chicago - episode I.

Post autor: Zaknafein »

Lance Vicious

Huk wystrzału z trudem przebił się przez świadomość postępu w kierunku odbicia Rosie, jednak skutecznie wwiercił się w jego świadomść. Skuteczniej nawet, niż mgnienie oka wcześniej przebił się przez ścianę.
Lance stanął jak wryty, gdy Melissa osuwała się na podłogę. Nim zrozumiał, co się stało, była już w połowie upadku. Mrugnięcie powiek oszczędziło mu momentu spotkania współpracowniczki z gruntem.
Potrzebował kolejnej, zdawało się, że niemiłosiernie długiej chwili, by zmusić swoje ciało do reakcji. Rzucił się na ziemię, obracając głowę w kierunku Travisa, upewniając się, czy nic mu nie jest.
Vicious zrobił to odruchowo, wiedział, że detektywowi nic nie mogło się stać. Byli za blisko, by zginął. Byli za blisko, by zawieść.
Za blisko.

Powoli przestawał wyczekiwać kolejnego wystrzału, jednak nie podnosił się z podłogi, na wszelki wypadek. Mimo pozycji i pieniędzy był tak cholernie bezradny... W głowie Lance'a powstała wizja składania propozycji nie do odrzucenia pociskowi kalibru 7,62mm. Proszę się zastanowić, na ile eurodolarów wycenia pan swoją celność? Może moglibyśmy jakoś to załatwić?

Jego rozsądek powoli wracał na swoje miejsce, Vicious zaczynał ogarniać sytuację analityczną częścią swojego umysłu. Poruszanie tematu tożsamości sprawcy nie miało sensu, jako ludzie Pani Prezydent mieli wielu potencjalnych wrogów, a biorąc pod uwagę z jakich kręgów wywodzili się przeciwnicy Marie, raczej niewielu z nich zawahałoby się przed zamordowaniem członka miejskiej administracji, zwłaszcza postawionego tak wysoko. Należało skupić się na priorytetowych w tej chwili kwestiach - raz, zapewnieniu Grady'ego, że zlecenie Melissy jest wciąż aktualne, nawet jeśli nie będzie w stanie sama zapłacić. Musiał odnaleźć tych azjatów. Nie mógł ściągnąć na siebie gniewu Białej Pani, gdy był tak blisko uwolnienia Jess.
Był za blisko.
I dwa, musieli zawieźć Melissę do szpitala, a pod ewentualnym ostrzałem mogło to stanowić niemały problem.
- Rusz się, Lance. - zmotywował się szeptem, po czym ostrożnie podniósł się z ziemi, ruszając w stronę Melissy.

Wersja poprawiona. Choroba robi mi pudding z mózgu - przeczytałem post po kilku godzinach i nie mogłem zrozumieć co właściwie miałem na myśli. Teraz powinno być trochę lepiej...
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [CP2020] Old Chicago - episode I.

Post autor: Ouzaru »

Przykro mi, ale muszę zamknąć sesję, przynajmniej chwilowo.
Obrazek
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [CP2020] Old Chicago - episode I.

Post autor: Ouzaru »

Sesja zostanie reaktywowana na innym forum, zainteresowanych dalszą grą proszę o kontakt na GG :)

Pozdrawiam,
Wasza ukochana Mistrzyni :lol:
Obrazek
Zablokowany