[Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

[Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

Post autor: BlindKitty »

14-02-2020 AD

Padało.
Nie było to żadnym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę że we Wrocławiu od wojny lało praktycznie cały czas, przynajmniej trzysta czterdzieści dni w roku. Dziś od rana lało uczciwie, porządnie, całymi strugami wody; nie tym upierdliwym kapuśniaczkiem który się czasem trafia.
W sumie, deszcz był tak lodowaty że niewielu ludziom sprawiało to różnicę. Dzisiejszy dzień był najzimniejszym od lat; temperatura spadła do sześciu stopni powyżej zera, co w tym mieście niewątpliwie było ewenementem.

Rzeka samochodów płynęła ulicą Psie Budy, latarnie oświetlały nielicznych, zmarzniętych przechodniów zakutanych w płaszcze i kurtki, przemykających się pod ścianami, choć to niewiele pomagało.
Pomiędzy nimi znajdowało się kilku dość... Niecodziennych facetów. Niektórzy zaparkowali w pobliżu motory, inni samochody, jeszcze niektórzy przyjechali komunikacją miejską. Wszyscy zmierzali pod ten sam adres - Psie Budy 12.

Na klatce schodowej czekał przylizany facet w garniturze, który kierował każdego z nich do mieszkania numer 9...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

Post autor: Perzyn »

Siergiej

Padało. Jak zwykle.

Cały dzień przesiedział w domu, w końcu przed wieczorem nie miał nic do roboty. Odłożył na stół książkę, na okładce roznegliżowana i nieludzko cycata baba z mieczem w towarzystwie karła z groteskową brodą i toporem dwa razy większym od siebie, a także ewidentnego pederasty z łukiem, szykowała się do walki ze stworami tak pokracznymi, że aż śmiesznymi. Nigdy specjalnie nie przepadał za czytaniem, a jeszcze na dodatek taką szmirę, ale to i tak było lepsze niż alternatywa.

„Ty mi tu nie narzekaj. To dobra historia i na pewno zdrowsza niż włóczenie się po barach”

Siergiej pożałował, że nie stać go na kino domowe, filmy też się nadawały, ale w publicznej puszczali samo gówno sprzed wojny i retransmisje z Euro 2012. Rzucił okiem na zegarek. Do 20.00 jeszcze godzina, nie musiał się spieszyć. Z szafki w kuchni wyjął standaryzowaną wojskową rację żywnościową. Miał szczęście, że znalazł kwatermistrza odsprzedającego konserwy z kończącą się ważnością za bezcen.

W żołądku czuł jeszcze przyjemne ciepło brunatnej brei mieniącej się gulaszem, smakującej znacznie lepiej niż wyglądającej. Narzucił na siebie czarny, gruby sweter i przypiął pas z kaburami. Rzucił okiem na okienny termometr. Zimno, choć w domu bywało zimniej. Zamyślił się przypomniawszy sobie ile razy o mało nie zamarzł leżąc gdzieś, nawalony po uszy koką. Ubrał sięgającą do połowy uda czarną kurtkę i wyszedł zamykając za sobą drzwi.

Kilkanaście minut jazdy w siekącym deszczu później był na miejscu, zaparkował motocykl i ruszył w kierunku kamienicy oznaczonej numerem 12. Pod dziewiątką stał jakiś ulizany facecik. Obrzucił Siergieja uważnym spojrzeniem. Zlustrował uważnie twarz, zdradzającą, że ktoś z przodków jej posiadacza wywodził się z Kaukazu, zatrzymał wzrok na wytatuowanym pod okiem numerze 003. Sprawdził na liście i wpuścił do środka.

Rosjanin przybył pierwszy, w środku nikogo jeszcze nie było. Rozsiadł się jednym z foteli jakie stały w salonie, do którego trafił prosto z przedpokoju, twarzą do drzwi, tak by w każdej chwili móc sięgnąć po jeden z wiszących przy pasie rewolwerów. Może i było to archaiczne i wyglądało dziwnie, jednak rozwiązanie rodem z dzikiego zachodu sprawdzało się nad podziw dobrze.

Rozejrzał się po pomieszczeniu, jego wzrok trafił na wiszące na jednej ze ścian lustro. Musiał wstać żeby zobaczyć swoje odbicie, nawet na stojąco nie grzeszył posturą a siedząc znajdował się jeszcze niżej. Przejechał ręką po wilgotnych jeszcze włosach, które i tak jakąś złośliwością losu zawsze były zmierzwione, cokolwiek by z nimi nie zrobił. Wrócił na miejsce i czekał na tego faceta, co wcześniej dzwonił i zapewne na potencjalnych współpracowników.
Zaknafein
Bombardier
Bombardier
Posty: 729
Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
Numer GG: 4464308
Lokalizacja: Free City Vratislavia
Kontakt:

Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

Post autor: Zaknafein »

Jan Haugwitz

Jak cudownie jest obudzić się w okolicach południa, nie musząc iść do pracy! A jak cudownie byłoby nie być w tej sytuacji pracoholikiem.
Jan z trudem znosił myśl o wolnym piątku. Natomiast perspektywa wolnych dwóch tygodni, wymuszonych ilością gwarantowanego przez stanowisko urlopu, zbijała go z tropu i psuła nastrój.
Jednak deszcz stukający w szyby działał kojąco, a krople spływające po nich tworzyły niewyobrażalnie piękne wzory. Raz po raz rzucając okiem w stronę okien, usiadł na skraju łóżka zastanawiając się nad śniadaniem. Zerknięcie na widżet pogodowy na pulpicie cicho pracującego na fotelu notebooka - Sześć stopni! - przechyliło szalę decyzji z wyjścia do którejś z małych knajpek w centrum, które wiązało się z wyjściem na zewnątrz, na korzyść wczorajszego sushi z lodówki. Ostrożnie spróbował.
Było całkiem niezłe.
Kiedy zaczynał współpracę z japończykami, nie myślał, że kiedykolwiek może jeść jak oni, jednak już pierwsze miesiące pokazały jak bardzo się mylił. Usiadł na fotelu, kładąc laptopa na kolanach. Pałeczki sprawnie przenosiły oświetlone światłem monitora maki.
Newsy, archaiczne fora dyskusyjne, galerie sztuki i skrzynki pocztowe całkowicie pochłonęły jego uwagę. Ani się obejrzał, gdy telefon przypomniał mu o spotkaniu umówionym na dwudziestą. Na szczęście na Psie Budy było blisko.
Na szczęście o tej porze korki na Kazimierza Wielkiego nie były potworne, a całkiem przeciętne, w związku z czym mógł dojechać na czas.
Na zewnątrz wciąż padało. Jak zwykle.
Przylizany facet rzucił okiem w jego stronę, po czym skierował go do mieszkania numer 9.
Siedzący w salonie Siergiej, ujrzał wchodzącego do pomieszczenia szczupłego mężczyznę o lekkich, rysach twarzy i oceanicznie głębokich, wściekle, przeraźliwie niebieskich oczach. Z oczami doskonale współgrała jego artystycznie rozczochrana fryzura - czarna, droga i bardzo pracochłonna. Jan miał na sobie jeansy i czarną kurtkę, noszące sygnatury znanych projektantów mody, choć nie spodziewał się, by kogokolwiek to obchodziło - a przychodzenie na takie spotkanie pod krawatem uznał za absurdalne.
Przyjrzał się siedzącemu w fotelu mężczyźnie - wyglądał na europejczyka, co wykluczyło ukłon przy powitaniu do którego przywykł.
Wyciągnął do niego dłoń i powiedział:
- Domyślam się, że nie z panem rozmawiałem wcześniej, a będziemy współpracować. Uśmiechnął się. - Nazywam się Jan Haugwitz, miło mi Pana poznać.
Rosjanin uśmiechnęł się bez specjalnego entuzjazmu i uścisnął wyciągniętą dłoń Jana. - Na to wygląda. Siergiej Baryczkin.
Po przywitaniu Jan usiadł w fotelu obok rosjanina.
Vistim
Majtek
Majtek
Posty: 135
Rejestracja: czwartek, 24 maja 2007, 08:28
Numer GG: 0
Lokalizacja: Hell called Earth...

Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

Post autor: Vistim »

Amadeusz

Padało.
Kolejny z zimnych dni w FCV nie sprawiał mu różnicy, doskonale pamiętał ostatnie lata sprzed wojny, kiedy minus dwadzieścia stopni było nazywane zimą stulecia... Teraz nawet na śnieg nie można było liczyć.
Wstał z łóżka i wciągnął leżące na krześle czarne dresy. Spojrzał na zegar i w myślach przeklął lata spędzone w wojsku. Wczesne wstawanie było jednym z nawyków, których starał się oduczyć. Z drugiej strony nieraz uratowało mu to życie. W końcu kto się spodziewa, że będziesz na nogach już o 5 rano?
Nie mogąc znaleźć pod ręką czystej koszulki zarzucił na siebie bluzę z kapturem. Z szafki przy drzwiach wziął pas z nożem, po czym wyszedł na miasto pobiegać.

Z samego rana miasto było jak wymarłe, jedynie nieliczni zaczynali o tej porze pracę. W weekendy można było spotkać osoby wracające z całonocnych imprez.
Biegał dziś niezbyt długo, padający z nieba deszcz zaczął go szybko denerwować, a w połączeniu z niewysoką temperaturą nie dawał zbyt przyjemnych odczuć.
O 7 wszedł do mieszkania. Kilkadziesiąt pompek i brzuszków by pozostać w formie, szybkie śniadanie składające się z odgrzewanego syfu sprzedawanego w marketach i prysznic nie zajęły mu więcej jak czterdzieści minut. Nie był z tego specjalnie zadowolony, miał przed sobą cały nudny dzień.

Zajęty czyszczeniem zgromadzonej w mieszkaniu broni nawet nie zorientował się, kiedy minęła osiemnasta. Złożył pistolety i zaczął się ubierać. Czarne bojówki, desantówki i luźna, czarna koszula. Trochę monotonnie, ale jemu to niezbyt przeszkadzało. Pod pachą przypiął nóż, a na pasie Glocka. Sprawdził ładownicę i po namyśle dodał trzeci magazynek do dwóch już obecnych. Włożył znoszoną skórzaną kurtkę a na głowę włożył bejsbolówkę z logiem jakiejś nieznanej mu firmy. Sądząc po nazwie była to firma produkująca wodę mineralną, ale nigdy nie wiadomo.

Na miejsce udał się wysłużonym harleyem. W środku skinął głową obecnym i usiadł na pierwszym wolnym miejscu.
-Amadeusz. Na kogoś jeszcze czekamy?
Without compassion...
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

Post autor: Wilczy Głód »

Jack "Iceman" Evigan

Odłożył słuchawkę. Człowiek po drugiej stronie nie należał do rozmownych. No, może i należał, ale na pewno nie w stosunku do Jacka. „Mnie też zresztą nie chce się z tobą gadać...” Jutro, 20.00, Psie Budy 12. Gdyby nie zabójczo poważny ton rozmówcy, Evigan uznałby, że to głupi żart i porządnie by się wkurzył, że ktoś odrywa go od pracy bezsensownymi telefonami. To znaczy, o ile pracą można nazwać popijanie drinka na przyjęciu urodzinowym jakiegoś ważniaka, którego Jack nawet nie lubił. Nie zmienia to faktu, że prawdopodobnie opchnie mu partię pewnego towaru... oczywiście jak tylko Brooklyn załatwi informacje, za które Evigan mu zapłacił. No, ale tak to już bywa w interesach – jak już w to wejdziesz, staje się to całym twoim życiem. No, prawie całym...

***

Następnego ranka obudził się późno. Na szczęście, odkąd stał się, jak to określa, „wolnym strzelcem” (brzmi to zdecydowanie lepiej niż „bezrobotny”), sam sobie jest szefem. Co prawda, związanie się z korporacją to znacznie większe pieniądze (i zdecydowanie mniejsze ryzyko, nawiasem mówiąc), ale „jak się nie ma co się lubi” i tak dalej.

Ogolił się porządnie, wypił pierwszą, a potem drugą kawę – napis na pudełku mówił, że sprowadzona prosto z jakiejś wiochy w Ameryce Południowej. Jaaaaasne. Nie zmienia to faktu, że nie była taka zła. Obejrzał końcówkę retransmisji meczu Polska – Andora i serwis informacyjny, po czym wziął z biurka pistolet (samoobrona jest w dzisiejszych czasach konieczna), założył płaszcz a la Humprey Bogart i wyszedł na deszcz. Większość dnia spędził na mieście – spotkał się z kilkoma znajomymi w sprawach ważnych i mniej ważnych, posiedział trochę w restauracji prowadzonej przez jednego znajomego, który wisiał mu przysługę, kupił paczkę fajek, pogadał sobie z jakąś panienką... a potem zaczęła zbliżać się godzina 20.00.

„Psie Budy 12 – to tutaj” pomyślał zatrzymując samochód. Potem tylko skinął głową gościowi w garniturze i udał się pod dziewiątkę. Siedzący już w środku zobaczyli niewysokiego, białego trzydziestolatka z krótko i elegancko przystrzyżonymi czarnymi włosami. Ciemne oczy spojrzały na zebranych z uprzejmym zaciekawieniem, a ponad gładko ogolonym podbródkiem pojawił się lekki uśmieszek. Przybysz zdjął płaszcz i powiesił w przedpokoju. Pod nim był ubrany w prawie kompletny, czarny garnitur – spodnie, kamizelka, biała koszula... brakowało tylko marynarki. No i krawata.

- Panowie zapewne tutaj w sprawie pracy? Oczywiście, oczywiście, świetnie. Jack Evigan, miło mi... – powiedział i rozsiadł się w jednym z wolnych foteli. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów, wziął sobie jednego, po czym zapytał pozostałych – Może papierosa, panowie?
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

Post autor: Ant »

Mariusz Rastowski

Dzień zaczął się jak każdy inny. Za oknem padało, a on, gdy był już zdatny do jakichkolwiek czynności, siedział przed ekranem monitora wśród setek papierów i kilkunastu książek. Na ziemi leżały puste opakowania po pizzy. Po kilku godzinach pracy, wykonał kilka telefonów z informacją, że właśnie skończył swoje zadanie. Chwilę potem wsadził teczkę z dokumentami do plecaka i wyszedł.
Zatrzymał się w jednym z licznych lokalów w dzielnicy studenckiej, gdzie zjadł obiad. Mieszkanie w tych okolicach było dla niego niezłym rozwiązaniem. Zawsze blisko do alkoholu i taniego jedzenia. Mieszkania tutaj mają dość niski standard, ale za to są w miarę tanie, jak na znajdujące się tak blisko centrum. Jedynym minusem były nocne imprezy. Nie przeszkadzały mu jednak, ponieważ i tak często pracował do późnych godzin nocnych. Zdarza się też, mimo iż już skończyły się dla niego czasy studenckie, że jest zapraszany na nie. Problem w tym, że nie zawsze pamiętał potem co się działo w czasie jej trwania, a w trudach przypomnienia sobie ostatnich wydarzeń przeszkadzał wielki ból głowy.
Gdy skończył jeść, popatrzył na zegarek. Miał jeszcze kilka godzin. Stwierdził, że zdąży jeszcze rozwieść zawartość teczki. Był tego pewien. W końcu dlatego jeździ motorem. Nie raz pomógł mu w życiu. Zdarzyło się też parę razy dostać mandat. Za to był to jeden z nielicznych środków transportu, jakimi można było się poruszać swobodnie w wiecznie zakorkowanym Wrocławiu. Niestety kiedyś nikt nie pomyślał o co najmniej kilku pasów chociażby na jego głównych ulicach. Po niebezpieczniej jeździe, niejednokrotnie łamiąc przepisy, jeżdżąc po chodniku, schodach i strasząc ludzi, wyrabiając się z rozwiezieniem dokumentów, w końcu dojechał na miejsce spotkania.
Zaparkował w pośpiechu motor. Popatrzył na zegarek. Był punktualnie. Ulizany facet skierował go do mieszkania numer 9. Po chwili był już pod wskazanym adresem. Wszyscy w środku zobaczyli w miarę wysokiego faceta. Nie wyglądał na zbyt dbającego o siebie. Był trochę wychudzony. Maszynki do golenia nie widział co najmniej od tygodnia. Miał wielkie wory pod oczami. Pasował prawie idealnie do opisu przeciętnego studenta imprezowicza. Jedyną rzeczą mogącą go wyróżnić wśród uczęszczających na VUT, były dready.
-Witam! Jestem Mariusz. Przepraszam za małe spóźnienie. - powiedział z niewielkim uśmiechem, siadając na wolnym miejscu. Rozejrzał się po towarzystwie. Zdecydowanie do nich nie pasował...
Obrazek
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

Post autor: BlindKitty »

2005 CET 14-02-2020 AD

Kiedy wszyscy zasiedli w wielkim, kwadratowym salonie, w którym jedynymi sprzętami były czarne, skórzane fotele i gigantyczny, na oko siedemdziesięciocalowy telewizor nad kominkiem, do środka wszedł również przylizany facecik z klatki schodowej.
- Witam wszystkich panów. Moje nazwisko nie jest panom potrzebne, pozwolę sobie więc go nie podawać. Jako wasz kontakt pozostanę wam znany po imieniem kodowym Orzech. Jestem tutaj żeby w imieniu rządu Wolnego Miasta Wrocławia zaproponować panom pracę. Jak wiecie, poza kolorowym, szczęśliwym i bogatym Wrocławiem jest też podziemne miasto, są brudne zaułki, jest Krawędź... Tą część miasta też chcemy kontrolować. Ale do tego nie wystarcza policja, ani nawet oddziały do zadań specjalnych działające w sposób sformalizowany. Do tego potrzebujemy takiej ekipy jak wy. Jesteśmy w stanie zapewnić wam dostęp do broni, stymulantów, cyberwszczepów. Oferujemy godziwe wynagrodzenie i lokum na coś w rodzaju bazy wypadowej. To lokum - powiódł ręką po ścianach - salon wygląda niezbyt bogato, ale sypialnia... - wskazał ręką drzwi.
- Sypialnia jest znakomita, mimo że jest tam dość mało miejsca przez te sześć łóżek - powiedział niski, barczysty facet który właśnie wyszedł ze wskazanych przez Orzecha drzwi. - Ja jestem Iron, będę waszym kwatermistrzem jeśli się u nas zatrudnicie - przeszedł przez salon do kuchni, zamykając za sobą drzwi.
- No właśnie - kontynuuował Orzech - tak samo jest tu w pełni wyposażona kuchnia, łazienka i coś w rodzaju centrum dowodzenia - pokazał dłonią ostatnie drzwi - z serwerem, miejscem na sprzęt i kilkoma innymi przydatnymi utensyliami. Ktoś będzie zajmował się utrzymaniem mieszkania między waszymi misjami, zakupami i całą resztą, więc tym nie musicie sie przejmować. Będziemy mieli dla was pracę zapewne przynajmniej raz na tydzień, może nawet częściej, jedna misja już czeka i będzie się nią mogli zająć choćby jutro, albo nawet dziś w nocy na dobrą sprawę, jak uznacie za stosowne. Na zachętę powiem, że chodzi o odbicie porwanego zakładnika i oferujemy za to sto tysięcy do podziału. To jak? Jesteście chętni? - powiódł po was wzrokiem.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Vistim
Majtek
Majtek
Posty: 135
Rejestracja: czwartek, 24 maja 2007, 08:28
Numer GG: 0
Lokalizacja: Hell called Earth...

Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

Post autor: Vistim »

Amadeusz

-Witam.
- Zwrócił się do Orzecha, gdy tylko ten skończył mówić.
-Rozumiem, że proponuje nam pan stałą pracę dla rządu? Niezbyt legalną, ale za to dobrze płatną. Duży dostęp do sprzętu i informacji... -zrobił krótką przerwę i potarł twarz.
-Wszystko brzmi pięknie, ale zanim się za cokolwiek zabiorę, muszę dostać dowód na to, że pracujemy dla miasta... Nie zamierzam się pakować w czyjeś prywatne porachunki, to się zazwyczaj źle kończy.

Czekał na odpowiedź. Był gotów zabrać się za robotę nawet teraz, ale najpierw wolał się upewnić dla kogo będzie robił. Tak naprawdę nie obchodziło go, czy to jest rząd, czy mafia. Po prostu wiedza jeszcze nikogo nie zabiła, a jej brak owszem...
Without compassion...
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

Post autor: Ant »

Mariusz Rastowski

- Tyle informacji mi wystarczy. Wchodzę w to w ciemno. - odezwał się chłopak wyglądający na studenta.
W istocie nie chodziło tu o dostęp do sprzętu, cyberwszczepów, czy innych pierdół jakie ofiarował rząd. Zainteresowały go pieniądze jakie oferują. Z trudem dostał kredyt na mieszkanie, a zalegał właśnie trzeci dzień ze spłatą raty. Potrzebował gotówki na teraz. Wraz z początkiem lutego nastąpił zastój wszelkich interesów w jakich uczestniczył. Jako, że nie miał zbyt wiele oszczędności, szybko zaczęły się problemy finansowe. Kolejnym powodem dla którego zgodził się była rutyna w jaką popadał od kiedy skończył studia.
Obrazek
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

Post autor: Perzyn »

Siergiej

Słuchał uważnie, starannie ważąc słowa Orzecha. Nauczył się, że ostrożność i przezorność nigdy nie wadzą.

- Wszystko to pięknie, ale może by tak więcej konkretów? Wysokość zarobków, pensja czy od roboty? Stała i wyłączna praca czy tylko regularna współpraca? Zakres obowiązków? Ogółem wszystkie te duparele, które związane są z przyjęciem oferty.

Cały czas uśmiechał się kwaśno. Skoro wiedzieli kim jest, naprawdę, to i tak będzie musiał się zgodzić. Przynajmniej do czasu gdy opracuje jakiś sensowny plan ucieczki, upłynni co się da upłynnić i wybierze, gdzie zacząć nowe życie. Choć nie uśmiechał mu się fakt, że wywiad wrocławski deptałby mu po piętach, co za wiele to nie zdrwo. Zakładając oczywiście, że im by się chciało.

Wysłuchał odpowiedzi Orzecha, zastanawiając się nad tym czy warunki są naprawdę korzystne. W zasadzie o wszystkim zadecyduje suma jaką ten poda. Kawalerka na Mosiężnej wystarczała Siergiejowi w zupełności, na dodatek czynsz był niski, dodatkowej broni ani sprzętu nie potrzebował, dwa wykonane na zamówienie unikatowe rewolwery mu wystarczały w zupełności. Za to gotówka zawsze się przyda, choćby po to żeby zmienić miejsce zamieszkania.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

Post autor: Wilczy Głód »

Jack "Iceman" Evigan

Westchnął, wypuszczając jednocześnie z ust chmurę dymu. Od dobrych kilku minut zastanawiał się co w ogóle za ludzi tutaj przywiało razem z nim. No, szczerze mówiąc bardziej interesowało go nie to kim są, a po co są tutaj. Bo chyba trudno o bardziej zróżnicowane towarzystwo... Ale to się wyjaśni już niedługo. Miejmy nadzieję.

Na razie słuchał, co też mają do powiedzenia te ciekawe indywidua, które mogły się okazać albo współpracownikami, albo konkurencją. Bezskutecznie rozejrzał się za jakąś popielniczką, po czym spojrzał na człowieka, który przedstawił się jako Orzech.
- Od razu do konkretów... Czegóż innego można by się spodziewać? Niech tak będzie. Rzeczywiście, jak już powiedział pan... – zrobił nieznaczny ruch ręką w stronę gościa, który wyglądał trochę jak wojskowy. Powiedział, że jak się nazywa? – No mniejsza z tym. Jak już powiedział, to brzmi jak bardzo interesująca propozycja. Mimo że na legalną, ani tym bardziej bezpieczną pracę mi to nie wygląda... Chociaż może powinienem powiedzieć, że zwłaszcza dlatego jest ciekawa? Co panowie? - zaśmiał się cicho i spojrzał po twarzach, jak się okazało, przyszłych współpracowników.

- No, ale bez żartów, skupmy się. Dobry ojczulek Orzech (czy ewentualnie jego szef) płaci za wszystkie nasze zabawki i mieszkanko, tak? W porządku, w porządku... – zamyślił się nad tym gdzie może być w tym haczyk, podczas gdy pozostali zapewne mieli swoje pytania do ich pracodawcy. Pieniądze nawet konkretne – jak na góra tydzień „robocizny” - przynajmniej na początek. Chociaż z drugiej strony - czy źle mu się żyło do tej pory? No, nie... Oczywiście nie obraziłby się na duży zastrzyk gotówki, nie jest skończonym idiotą. Ale odbijanie zakładników? Zdecydowanie ryzykowne, delikatnie rzecz ujmując. A co będzie potem? Walka z terrorystami? Jack nie był od takiej roboty... Nie zmienia to faktu, że ryzyko jakoś nigdy nie odstraszało Evigana - dopóki zysk był odpowiedni. A tutaj zysk jest odpowiedni. Hej, mało kto może sobie pozwolić na życie na rachunek państwa! Jack musiał sam przed sobą przyznać, że ten dostęp do sprzętu jest bardzo kuszący w tym wszystkim. Z odpowiednim sprzętem w odpowiednich rękach można wiele zdziałać.
- Pan... (Baryczkin, tak?)... zadał bardzo dobre pytanie. Mnie poza tymi "duperelami" interesuje jeszcze jedna sprawa: czy możemy liczyć na wsparcie, poza oczywiście logistycznym? Czy też, z uwagi na to, że pracować będziemy w sposób, jak to pan określił "niesformalizowany," w razie kłopotów radzimy sobie sami?
Mimo wszystko dobrze mieć wpływowych znajomych, którzy nie wystawią cię do wiatru. A przynajmniej nie przy pierwszej okazji.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Zaknafein
Bombardier
Bombardier
Posty: 729
Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
Numer GG: 4464308
Lokalizacja: Free City Vratislavia
Kontakt:

Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

Post autor: Zaknafein »

Jan Haugwitz

Spokojnie siedział w fotelu, czekając na rozwój sytuacji, do momentu wejścia Amadeusza, którego powitał skinieniem, a nie odzywał się do chwili, w której przywitał go mężczyzna przedstawiający się jako Jack Evigan i proponujący mu papierosa. Jan nie palił odkąd zmieniła się moda i bad-boye z trzydniowym zarostem i cuchnącym papierosem w ustach przestali podobać się kobietom.
Odpowiedział:
- Dziękuję, nie...
Przerwał mu wchodzący chłopak:
- Witam! Jestem Mariusz. Przepraszam za małe spóźnienie.
Powiedział z niewielkim uśmiechem, siadając na wolnym miejscu.
-...palę.
Dokończył, uśmiechając się do Jacka i odwrócił się do Mariusza by skłonić się witająco w jego kierunku.
Ich gospodarz zaczął wykład.
Przypominało mu to szkolenie menedżerów najniższego szczebla w jego firmie, którego końcem było odegranie przed pracownikami wyższego szczebla wykładu w roli przełożonego. Zawsze wyglądali tak nieporadnie... Mało który nadawał się na stanowisko kierownicze. Widać referencje w aktach to nie wszystko.
Nie dając po sobie poznać żadnej zmiany, pogrążył się w analizie napływających faktów.
Potencjalny pracodawca oferował broń, wyposażenie, godziwe wynagrodzenie i lokum. Godziwe wynagrodzenie?
Jeszcze rok temu takie określenie w stosunku do jego pracy byłoby obraźliwe.
Ale potrzebował pieniędzy, a przy pracy dla rządu mógł liczyć na dyskrecję. A w razie czego na pewno udałby się wykręcić zdziwaczeniem i pracą dla społeczności. I tak współpracownicy mieli go za freaka. Propozycja Orzecha była całkiem ciekawa. Każdy kto oferował mu teraz "godziwe wynagrodzenie" mógł liczyć na jego usługi.
Potrzebował pieniędzy jak jasna cholera.
Sto tysięcy na pięciu brzmiało żałośnie.
Dwadzieścia tysięcy. Marne dwadzieścia pieprzonych tysięcy. Jednak perspektywa regularnych zleceń i współpracy z tą osobliwą grupą oryginalnych postaci wystarczyła, by nie tylko przyjął ofertę, a wręcz był z tego zadowolony.
Gdy Orzech skończył, Haugwitz odezwał się do niego w te słowa:
- Jeżeli możemy liczyć na dyskrecję z waszej strony, to ja w to wchodzę.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

Post autor: BlindKitty »

Orzech spojrzał za okno, gdzie gęsty strumień samochodów płynął ulicą jak rzeką. Miasto rzadko bywało zakorkowane; owszem, ciężko było szybko jechać zatłoczonymi ulicami, ale jednak się jechało. Projektowane po wojnie przez Szwajcarów i Niemców miasto miało znakomity system - dwie krzyżujące się superautostrady o ośmiu pasach ruchu, dwie obwodnice - wewnętrzna i zewnętrzna - obie ośmiopasmowe i dwupoziomowe, na estakadach - i szerokie główne ulice z wydzielonymi pasami dla autobusów. A do tego cztery ułożne w gwiazdę linie zwyczajnego metra, dwie linie metra tak zwane szkieletowe - superszybkie, o niewielu stacjach - łączące przeciwległe końce miasta. I na koniec szybka kolej miejska biegnąca dookoła miasta między wewnętrzną a zewnętrzną obwodnicą, połączona z systemami kolejowymi Niemiec, Czech i Polski.
W efekcie samochody na główny arteriach mogły wyciągnąć nawet sto sześćdziesiąt na godzinę, co pozwalało przejechać z jednego końca miasta na drugi w około dwadzieścia minut, jednak jazda po mniejszych uliczkach często pozwalała osiągnąć tylko marne trzydzieści. Za to często kursujące autobusy miały dzięki wydzielonym pasom o wiele lepsze wyniki, co zdecydowanie wpływało na odkorkowanie miasta.

Odwrócił się z powrotem do nich, pochylając lekko głowę.
- Postaram się odpowiedzieć po kolei na wszystkie panów pytania - przeniósł wzrok najpierw na Amadeusza. - Chce pan dowodu, panie Amadeuszu? Myślę że coś da się zrobić - zawołał z pokoju obok żołnierza. Ten wyciągnął z kieszeni ustandaryzowaną legitymację funkcjonariusza miejskiego. Mieli takie zarówno urzędnicy, jak i policjanci, a nawet sprzątacze zatrudnieni przez miasto. Także przedstawiciele specjalnych oddziałów policji, które stanowiły nieoficjalną armię Wrocławia. Amadeusz obejrzał ją dokładnie. Z całą pewnością była autentyczna. - Czy to panu wystarczy? Jeśli nie, mogę przedzwonić do Gubernatora, żeby przysłał tutaj, powiedzmy, Hrdanka... - Vaclav Hrdanek był rzecznikiem prasowym rządu i jednocześnie najmocniej kojarzną z nim twarzą; Gubernator i jego Doradcy rzadko udzielali się publicznie, większość komunikatów mieszkańcom przekazywał właśnie pan Hrdanek.
- Idąc dalej - Orzech podziękował żołnierzowi, który wrócił do pokoju wskazanego wcześniej jako centrum dowodzenia - Ach! - przerwał nagle - Mam nadzieję że nie gniewają się panowie, że w mieszkaniu są przedstawiciele VSPPU? To mieszkanie zostało przejęte przez miasto zaledwie wczoraj, sprawdzają oni czy wszystko jest z nim w porządku i przygotowują je do przejęcia przez ekipę. To nie tak że panom nie ufamy - uśmiechnął się w sposób sugerujący, że wie co mówi. Zdaje się że byliście dobrani raczej starannie. - Wracając do pytań - przeniósł wzrok na Siergieja. - Oferujemy zarobki od roboty, z gwarancją że w miesiącu będziemy wam przedstawiali oferty za co najmniej pięćdziesiąt tysięcy eurodolarów na głowę; płacimy, owszem, od zlecenia, jeśli jednak nie uda nam się osiągnąć tego pułapu, dopłacimy do niego, tak że możecie panowie zejść poniżej tych pięćdziesięciu tysięcy tylko jeśli zawalicie jakieś zadanie. Chcemy również mieć wyłączność na panów usługi, ale przy tych warunkach płacowych nie powinno to panom przeszkadzać. Zakres obowiązków... Od zabójstw, przez wysadzanie niewygodnych nam obiektów, odbijanie zakładników po kradzież dokumentów. Mniej więcej to czym na ogół mogliby zajmować się agenci kontrwywiadu, którymi na dobrą sprawę w tym układzie będziecie. Mam nadzieję że wszystko już jasne? - popatrzył na Siergieja i nie czekając na odpowiedź powiódł wzrokiem dalej, do Iceman'a. - Och, za, jak pan to ujął, "zabawki", płacicie panowie sami; poza, rzecz jasna, tymi które potrzebne są do wykonywania zadania, czyli amunicją, materiałami wybuchowymi i tym podobnymi. My zapewniamy jedynie dostęp do wysublimowanego sprzętu, najnowocześniejszych technologii i najmocniejszych dragów; kupić je musicie panowie sami. Myślę jednak że nie będzie to dla panów znaczącym kłopotem, zwłaszcze że wyposażenie podstawowe rzeczywiście sponsorujemy. Zaś odnośnie wsparcia; będziecie panowie oczywiście wolni od zainteresowania policji, tak długo jak nie będziecie popełniać przestępstw poza misjami. Za zbędnie zniszczenia i straty wśród ludności cywilnej będziemy jednak obniżali panom wynagrodzenie; musimy dbać o to miasto, prawda? Możecie też panowie liczyć na to że pomożemy załatwić wszystkie problemy które zostaną spowodowane tym, że uczestniczą panowie w misjach dla nas. Będziemy uciszali mafię, ułatwiali dostęp do chirurgii plastycznej, przekupywali lub likwidowali prywatnych detektywów i walczyli z obcymi wywiadami. Zatrudnimy policjantów to wsparcia was w razie pościgu, ukryjemy w lokalach należących do miasta i tak dalej - wszystko to pod warunkiem, że kłopoty zostały spowodowane pracą dla nas. Jeśli zaczniecie strzelać do przechodniów tak z nudów, między misjami, to niestety, nie ma co liczyć na naszą pomoc.

Znów zerknął za okno. Tak blisko centrum po chodnikach przelewały się zwykle spore masy ludzi; jedynie deszcz, silniejszy i zimniejszy niż zwykle, zmył ich wszystkich i zamknął w autobusach i samochodach. W efekcie było prawie tak pusto, jak o piątej; w FCV mówiono niekiedy, że w zwykłych miastach czasem bywają godziny szczytu, a tutaj czasem ich nie ma. W sumie od szóstej rano do dziewiątej samochody jechały jeszcze wolniej, a tłok na chodnikach był jeszcze większy niż zwykle, tak samo między czternastą a siedemnastą. Ale tak naprawdę miasto zwalniało obroty praktycznie tylko między trzecią a piątą rano, kiedy to faktycznie poza centrum i okolicami głównych ulic czasem dało się stać na ulicy i nie mieć pieszego w zasięgu wzroku - nawet wtedy jednak ulicą płynął strumień samochodów, choć rzadszy niż przez pozostałą część doby. Freie Stadt Breslau nie zasypiało nigdy.

- Czy potrzebują panowie dalszych wyjaśnień, czy to co powiedziałem już wystarczy? - znów uśmiechnął się swoim wężowym uśmiechem, równie śliskim jak błyszczące od żelu włosy.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Zaknafein
Bombardier
Bombardier
Posty: 729
Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
Numer GG: 4464308
Lokalizacja: Free City Vratislavia
Kontakt:

Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

Post autor: Zaknafein »

Jan Haugwitz

Zdawało się, że w skupieniu słucha Orzecha. Wyglądał całkiem wiarygodnie - patrzył w jego kierunku, kiwał głową, mruczał coś pod nosem, kiedy Orzech zadawał pytanie.
Jednak zupełnie go to nie interesowało. Przyjął tę robotę. To mu przypomniało pewien film, strasznie stary.
Mruknął pod nosem:
- I took the mission. What the hell else was I gonna do?
Jan patrzył przez okno za ich pracodawcą. Z każdym zdaniem tej gadaniny świat za oknem zdawał się szarzeć. Rzeka samochodów pogłębiała swoje koryto. Jedynie deszcz był taki, jak zawsze. W Wolnym Meste Breslau tylko deszcz się nie zmieniał.
Z każdym słowem rządowy wysłannik skracał ich smycz. Byli drogimi pieskami. Nawet orientalne okazy z elitarnych hodowli nie pochłaniały pięćdziesięciu tysięcy eurodolarów miesięcznie - od szczeniaka. Rząd musiał sobie odkuć tą część budżetu kolczastą obrożą.
Ale obroża nie ciążyła, ani nie ocierała. A psie chrupki pachniały całkiem nieźle.
- Chcemy również mieć wyłączność na panów usługi...
A jednak kaganiec. Żelazny.
...ale przy tych warunkach płacowych nie powinno to panom przeszkadzać
Nie przeszkadzało.
Haugwitz patrzył za okno uważając, że wywiązał się ze swojej roli w tej części spotkania.
Trudno mu było określić, czy był gotowy na kolejny.
Świat za oknem wciąż szarzał. I nabierał głębi. Obraz kusił. Przywodził na myśl wspomnienia.
A niewzruszone ludzkimi sprawami drobinki zaplątanych świateł miasta tworzyły w strugach deszczu skomplikowaną, misterną mozaikę.
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

Post autor: Perzyn »

Siergiej

Pięćdziesiąt tysięcy miesięcznie? Zabrzmiało to niemal absurdalnie, biorąc pod uwagę dotychczasowe zarobki jakimi dysponował. Nie chodzi o to, że nigdy nie widział czy nie miał takich sum, tyle że z reguły widywał i miewał je rzadko, tylko wtedy gdy wpadła jakaś naprawdę duża robota. A ostatnio robił same chałtury, z których ledwie szło się utrzymać... Pomyślał, że takimi regularnymi zarobkami będzie mógł kupić porządny zestaw kina domowego i na jego twarzy pojawił się szczery słowiański uśmiech.

- Cóż, warunki są aż zbyt piękne żeby to mogło być prawdziwe, ale co tam... Wchodzę w to.

Przeciągnął się spoglądając po pozostałych członkach oddziału. Pracodawcy wiedzą, ale zebrana w pomieszczeniu czwórka pewnie nie. Zastanawiał się co z tą sprawą zrobić, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że jakoś to będzie. Zresztą w perspektywie mieli dzisiaj robotę, więc nie było za bardzo sensu przejmować się sprawami osobistymi. Przez głowę przeleciała mu myśl, jak to będzie mieć stały napływ zleceń zamiast szukania ich tygodniami a w gorszych okresach nawet miesiącami.

Wstał i rozprostował nogi. Pozostali nie mogli nie zwrócić uwagi na jego raczej drobną budowę, nie dość że niski to chudy.

- Sądzę, że powiem w imieniu wszystkich, którzy przystaną dzisiaj do tego oddziału, tak przy okazji ma on może jakąś nazwę, że odbiciem zakładnika możemy zająć się już dzisiaj. Prawda panowie?

Nie miał ochoty wracać do domu, mając w perspektywie robotę. W końcu na stole, niczym wiszący nad jego głową miecz Damoklesa, leżała wciąż "Czarna Sonya, Królowa Barbarzyńców i Świątynia Węża", której wcale nie miał ochoty czytać, a którą będzie musiał dokończyć jeśli szybko nie kupi tego przeklętego kina domowego...
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

Post autor: Ant »

Mariusz Rastowski

Zapowiada się na naprawdę miłą współpracę. Praktycznie stałe zatrudnienie, praca w miarę legalna, większość kosztów pokryte. Pewnie kilka razy w miesiącu będzie trzeba się ruszyć, a kasa sama będzie napływać do portfela. Jak dla niego była to naprawdę wielka szansa. Musiał jeszcze dokończyć parę zleceń i mógłby zostawić swoje stare życie gdzieś w pamięci. Koniec z trudami? Pewnie do czasu. Zapewne niedługo pojawią się jakieś komplikacje, ale cóż... takie jest życie.
- Oczywiście, że prawda. O ile nikt nie ma większych spraw do zrobienia dzisiaj, to wykonajmy to tej nocy. Myślę, że rząd nie będzie miał nam za złe wczesnego wykonania zlecenia. - powiedział.
Teraz wystarczyło czekać jak nowe szefostwo przekaże szczegóły zadania...
Obrazek
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [Cyberpunk: Krawędź] Sun never shines over FCV

Post autor: Wilczy Głód »

Jack "Iceman" Evigan

Cholerni szpiedzy i ich szpiegowskie sprawki. No cóż... Jack nie mógł powiedzieć, żeby te warunki mu wybitnie odpowiadały. Zwłaszcza ten fragment o usługach na wyłączność. Nie po to wyrwał się swego czasu z jednej korporacji, żeby teraz wpakować się w kolejną kabałę. Niezależność mimo wszystko ma swoje zalety. Jak widać, ma też swoją cenę.

Iceman musiał przyznać w duchu, że to wszystko może być interesujące. W prawdzie na ogół nie zajmował się zabójstwami, wysadzaniem rzeczy w powietrze, ratowaniem ludzi, ani kradzieżą dokumentów. No może tylko tym pierwszym i tym ostatnim, czasem z konieczności... Za to nigdy dla rządu! A w tym wypadku będzie to nawet prawie legalne. „Jeśli władza jest z nami, to któż przeciw nam?” pomyślał. „Poza tym... w każdej chwili możemy się po prostu pożegnać.”

Teatralnie wzruszył ramionami.
- Wygląda na to, że nie ma się co zastanawiać. Mam nadzieję, że to okaże się owocna dla nas wszystkich współpraca, panowie – powiedział spoglądając kolejno na twarze wspólników. Przez jakiś czas będą czymś na kształt drużyny uderzeniowej. Oczywiście, o ile nie dadzą się zastrzelić jeszcze tej nocy. – Rząd z pewnością nie będzie miał nam za złe, tego że robimy dla niego to czego sam nie może, ale mawiają, że nadgorliwość jest gorsza niż faszyzm. Nie chciałbym abyśmy przez pośpiech i nierozwagę stracili coś więcej niż tylko pieniądze... Chyba mnie doskonale rozumiecie, co?
Nie miał nic przeciwko załatwieniu tej sprawy nawet dziś. Nie miał tylko zamiaru wparować Bóg jeden wie gdzie, z pistoletem w ręku i wrzaskiem na ustach. Nie był samobójcą.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Zablokowany