[Warhammer] Castinaa: Close to the Flame
: wtorek, 23 grudnia 2008, 18:13
WARHAMMER
Castinaa: Close to the Flame
Dwudziestego dnia miesiąca Brauzeit powietrze było ciężkie i lepkie. Na tileańskich traktach czuć było intensywny zapach wilgotnego mchu i lasu. Widać było, że dzień Mittherbst (czyli zwiastujący początek jesieni dzień przekwitania) był już za nami. Wszędzie dostrzec można było kończące się lato. Chłopi na polach już dawno zakończyli zbiory i powoli zaczynali myśleć o jesiennych zasiewach. Liście drzew Wielkiego Lasu Luccini zaczęły zmieniać kolor z zielonego na ciemnożółty i brązowy. Leśne zwierzęta szykowały zapasy na zimę. Jak co roku, złota tileańska jesień poczęła wszystkim ukazywać swoje piękno.
Siedziałaś przy filiżance ciepłego espresso i chłonęłaś kolejne zdania najnowszego dramatu Detlefa Siercka w waszej rezydencji znajdującej się w Złotej Dzielnicy Luccini. Tak, to była ta sama książka, która Luca polecił ci przed swoim wyjazdem do bretońskiego L'Anguille, by poszerzyć rynek zbytu win produkowanych przez wasze winnice. Byłaś o niego spokojna, gdyż pojechał tam z Vestellą i jej ojcem chrzestnym – siwym najemnikiem Brochem. Nawet żartowałaś z mężem przed jego wyjazdem, że gdyby on nie załatwił tego kontraktu, to Werner z pewnością to uczyni w inny, sobie znany sposób.
Nie lubiłaś, gdy Luca wyjeżdżał, bo wtedy dom stawał się jeszcze bardziej pusty, zwłaszcza że Vestel i Vestella również wdali się w rodziców i nie mogli usiedzieć w jednym miejscu. Młody Orlandoni ucałował cię tylko dzisiaj z rana w policzek i pobiegł w miasto, jak zresztą codziennie to czynił... gdy oczywiście przebywał w Luccini. Same problemy z tym chłopakiem, a ty zastanawiałaś się, ile swoich wnuków i wnuczek nie poznałaś przez jego miłosne podboje. Pewnie trochę by ich było. No ale miał to po tatusiu...
Wasza najmłodsza córka, dwunastoletnia Vera uczyła się na piętrze pod okiem prywatnych nauczycieli, a ty nie miałaś co z sobą zrobić... nawet książka nie pomagała Ci się skupić... Po prostu się nudziłaś. „Niedługo Święto Miasta”, pomyślałaś. „Ciekawe, czy Luca wróci do tego czasu...”. Istotnie, zbliżało się wielkie święto Luccini, gdzie wino lało się hektolitrami, na ulicach panował radosny nastrój i spontaniczna atmosfera. Sama miło uśmiechnęłaś się do swoich myśli, gdy przypomniałaś sobie jak rok temu, właśnie na festynie, mąż znów wygrał dla ciebie wielką pluszową maskotkę... Przynajmniej Vera miała się czym zachwycać i bawić.
Za oknem panowała przyjemna aura. Słońce rzucało nieśmiałe promienie na drzewa ubrane już w złote liście, a wiatr powiewał lekko próbując je bezskutecznie strącić. Gdy tak uśmiechałaś się do siebie, z zamyślenia wyrwało cię pukanie do drzwi. Na początku było tak ciche, że myślałaś że tylko ci się wydaje iż ktoś puka. Gdy powtórzyło się, zawołałaś.
- Katarina, otwórz drzwi!
Chwilę później skrzywiłaś się, gdy przypomniałaś sobie, że Luca dał dwa dni urlopu waszej służącej. Odłożyłaś więc książkę i filiżankę i podeszłaś do wielkich drewnianych drzwi. Przekręciłaś z klucza i otworzyłaś, a twoim oczom ukazał się średniego wzrostu mężczyzna, który najwyraźniej zdziwił się widokiem tak pięknej kobiety, bo aż cofnął się dwa kroki. Przyjrzałaś mu się uważnie. Mógł mieć nie więcej niż 30 lat, był niemal łysy i niezbyt przystojny. Na sobie miał czarne spodnie i kubrak tego samego koloru.
- Prze... przepraszam... czy tutaj mieszka Luca Orlandoni? Chyba nie pomyliłem domów? - zapytał nieśmiało chrząkając. Jego tileański nie był najlepszy, od razu wyczułaś że to przyjezdny z Imperium. Mężczyzna wyraźnie unikał kontaktu wzrokowego, chyba nieco go onieśmielałaś.
Castinaa: Close to the Flame
Dwudziestego dnia miesiąca Brauzeit powietrze było ciężkie i lepkie. Na tileańskich traktach czuć było intensywny zapach wilgotnego mchu i lasu. Widać było, że dzień Mittherbst (czyli zwiastujący początek jesieni dzień przekwitania) był już za nami. Wszędzie dostrzec można było kończące się lato. Chłopi na polach już dawno zakończyli zbiory i powoli zaczynali myśleć o jesiennych zasiewach. Liście drzew Wielkiego Lasu Luccini zaczęły zmieniać kolor z zielonego na ciemnożółty i brązowy. Leśne zwierzęta szykowały zapasy na zimę. Jak co roku, złota tileańska jesień poczęła wszystkim ukazywać swoje piękno.
Siedziałaś przy filiżance ciepłego espresso i chłonęłaś kolejne zdania najnowszego dramatu Detlefa Siercka w waszej rezydencji znajdującej się w Złotej Dzielnicy Luccini. Tak, to była ta sama książka, która Luca polecił ci przed swoim wyjazdem do bretońskiego L'Anguille, by poszerzyć rynek zbytu win produkowanych przez wasze winnice. Byłaś o niego spokojna, gdyż pojechał tam z Vestellą i jej ojcem chrzestnym – siwym najemnikiem Brochem. Nawet żartowałaś z mężem przed jego wyjazdem, że gdyby on nie załatwił tego kontraktu, to Werner z pewnością to uczyni w inny, sobie znany sposób.
Nie lubiłaś, gdy Luca wyjeżdżał, bo wtedy dom stawał się jeszcze bardziej pusty, zwłaszcza że Vestel i Vestella również wdali się w rodziców i nie mogli usiedzieć w jednym miejscu. Młody Orlandoni ucałował cię tylko dzisiaj z rana w policzek i pobiegł w miasto, jak zresztą codziennie to czynił... gdy oczywiście przebywał w Luccini. Same problemy z tym chłopakiem, a ty zastanawiałaś się, ile swoich wnuków i wnuczek nie poznałaś przez jego miłosne podboje. Pewnie trochę by ich było. No ale miał to po tatusiu...
Wasza najmłodsza córka, dwunastoletnia Vera uczyła się na piętrze pod okiem prywatnych nauczycieli, a ty nie miałaś co z sobą zrobić... nawet książka nie pomagała Ci się skupić... Po prostu się nudziłaś. „Niedługo Święto Miasta”, pomyślałaś. „Ciekawe, czy Luca wróci do tego czasu...”. Istotnie, zbliżało się wielkie święto Luccini, gdzie wino lało się hektolitrami, na ulicach panował radosny nastrój i spontaniczna atmosfera. Sama miło uśmiechnęłaś się do swoich myśli, gdy przypomniałaś sobie jak rok temu, właśnie na festynie, mąż znów wygrał dla ciebie wielką pluszową maskotkę... Przynajmniej Vera miała się czym zachwycać i bawić.
Za oknem panowała przyjemna aura. Słońce rzucało nieśmiałe promienie na drzewa ubrane już w złote liście, a wiatr powiewał lekko próbując je bezskutecznie strącić. Gdy tak uśmiechałaś się do siebie, z zamyślenia wyrwało cię pukanie do drzwi. Na początku było tak ciche, że myślałaś że tylko ci się wydaje iż ktoś puka. Gdy powtórzyło się, zawołałaś.
- Katarina, otwórz drzwi!
Chwilę później skrzywiłaś się, gdy przypomniałaś sobie, że Luca dał dwa dni urlopu waszej służącej. Odłożyłaś więc książkę i filiżankę i podeszłaś do wielkich drewnianych drzwi. Przekręciłaś z klucza i otworzyłaś, a twoim oczom ukazał się średniego wzrostu mężczyzna, który najwyraźniej zdziwił się widokiem tak pięknej kobiety, bo aż cofnął się dwa kroki. Przyjrzałaś mu się uważnie. Mógł mieć nie więcej niż 30 lat, był niemal łysy i niezbyt przystojny. Na sobie miał czarne spodnie i kubrak tego samego koloru.
- Prze... przepraszam... czy tutaj mieszka Luca Orlandoni? Chyba nie pomyliłem domów? - zapytał nieśmiało chrząkając. Jego tileański nie był najlepszy, od razu wyczułaś że to przyjezdny z Imperium. Mężczyzna wyraźnie unikał kontaktu wzrokowego, chyba nieco go onieśmielałaś.