Strona 1 z 2
[Piraci] Kościane Wrota
: sobota, 13 grudnia 2008, 10:00
autor: Hose15
Witam wszystkich graczy!
Chciałbym wyjaśnić kilka rzeczy odnośnie sesji. Wprowadzam nową walutę jaką są Belli. Nagrody za złapanie piratów wyrażane są w milionach ponieważ są to najwięksi przestępcy morscy.
Na wielu wyspach i lokacjach na Karaibach rozsyłane są listy gończe z nagrodami za głowy piratów. Wraz z kolejnymi coraz sławetniejszymi występkami i Wy będziecie poszukiwani. Za coraz to większą nagrodę. W sesji będzie przewijało się wiele znanych postaci chociażby z trylogii "Piratów z Karaibów".
Zaczynając pisać posta, zaznaczcie gdzie obecnie się znajdujecie i co ewentualnie robicie. Nie chciałem tego robić za Was. To od Was zależy jak dalej potoczą się Wasze losy. Fajnie by było jakby w wypowiedzi znalazł się jakiś opis postaci.
To chyba tyle odnośnie wyjaśnień. Wszelkie pytania proszę kierować do tematu w Rekrutacji.
Powodzenia!
Tortuga - Wyspa Piratów...
Jedna z wielu wysepek na Karaibach. Była główną siedzibą pirackiej frakcji w tych okolicach. Marynarka rzadko zapuszczała się na te wody, ponieważ szybko mogła spotkać się z atakiem ze strony silnych kapitanów pirackich flot. Nikt nie rządził, ale nikt też nie miał ujmowanych praw. Piraci nie żyli ze sobą zgodnie. W wielu rozsianych po całej wyspie barach wybuchały bójki pomiędzy nimi. O wszystko. O napotkaną na morzu dziewczynę, o jedzenie, ubrania, biżuterię i pieniądze.
Kilka dni temu na wyspę dotarła wiadomość o śmierci Williama Shanksa. Był legendą. Wraz ze swoją załogą zdobył liczne twierdze w Hiszpanii i Portugalii. Utrzymywał się tam przez wiele lat, budując na tych ziemiach swoje własne Imperium. Teraz pewnie to wszystko zostanie zabrane przez Królestwo Hiszpańskie. Shanks został zabity przez nieznajomą istotę. Plotki głosiły, że był to mężczyzna hodujący czerwonego irokeza na głowie. Nieznana była jego tożsamość. Na wielu budynkach na Tortudze rozwieszone były listy gończe za najbardziej poszukiwanymi piratami. Byli to: Kapitan Jack Sparrow (70.000.000 Belli), Królowa Piratów Elizabeth Turner (65.000.000 Belli) czy chociażby sam William Turner (100.000.000) - Kapitan Latającego Holendra - najbardziej przerażającego statku na morzach Karaibskich.
A tym czasem w jednym z barów o nazwie "Białobrody" przesiadywał samotnie pewien pirat. Jego niezwykłe wyrachowanie i estetyka oraz kultura osobista sprawiły, że uznawany był za arystokratę. Zresztą ubierał się jak ta klasa społeczna. Na jego dłoniach spoczywały liczne pierścienie lśniące blaskiem szlachetnych kamieni. Siedział przy stoliku z kartką w ręku. którą oświetlała mu świeca Przed nim znajdowała się długa na kilkanaście metrów kolejka...Werbował załogę.
Re: [Piraci] Kościane Wrota
: sobota, 13 grudnia 2008, 18:51
autor: Samanta
Destiny Naefro
Kobieta znajdowała się w jednej z wielu pirackich karczm w tej okolicy. Tawerna zwana "Białobrody" była dzisiaj wyjątkowo tłoczna. W koncie, przy dużym kominku siedziała kobieta. Jej długie nogi założone były na stole. Skórzane, dopasowane spodnie oraz długie, sięgające po kolano kozaki dopełniały całego wyglądu. Czarny gorset ściśnięty tak ze kobieta mogla ledwo oddychać podkreslal jej kobiece kształty. Długie, czarne, aksamitnie gładkie włosy na wpół zasłaniające twarz o pięknych ciemno zielonych oczach oraz pełnych, wyzywających ustach charakteryzowały Destiny. Na głowie, kapelusz nasunięty na twarz zasłaniał jednak jej nie przeciętne rysy twarzy.
W reku kobieta trzymała kawałek pergaminu. List pożegnalny od bliskiej osoby. Samanta ścisnęła kawałek papieru gniotąc go w kulkę otwierając dłoń, notka upadla pod stół na drewniana podłogę.
-Co podać? - głos karczmarki sprawił ze kobieta podskoczyła na swoim krześle wyrywając ja ze stanu zamyślenia, w którym się znajdowała. Podniosła głowę z pod kapelusza i przyjrzała się kobiecie. Byla to pulchna dwudziesto-paro letnia blondynka. Długa sukienka sięgała aż do ziemi w krwisto czerwonym kolorze, była brudna u dołu do brudnej podłogi. Biały fartuszek spoczywał na jej biodrach a mocno ściśnięty gorset sprawiał warzenie ze jej duże piersi zaraz z niego wyskoczą.
-Butelkę, dojrzałego rumu - Odpowiedziała lekko zachrypniętym głosem.
Karczmarka kiwnęła tylko głową i ruszyła w stronę baru. Destiny po raz pierwszy rozejrzała się po pomieszczeniu. Orkiestra znajdująca się na półpiętrze grała skoczną muzykę. Tawerna była wypełniona pijanymi piratami, którzy świętowali swoje morskie zwycięstwa. Uwagę przykuła ją jednak kolejka do jednego ze stolików.
-Nabór do załogi... - Uśmiechnęła się lekko pod nosem. *Ciekawe co ja teraz zrobię* Pomyślała zwracając swój wzrok w stronę kominka w którym ogień tańczył w rytm muzyki.
Re: [Piraci] Kościane Wrota
: sobota, 13 grudnia 2008, 23:22
autor: Discordia
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/pel ... 33896.html
La Condesa
La Condesa szła uliczkami Tortugi w poszukiwaniu kolejnej knajpy, w której mogłaby się napić i przespać. życie było do bani a świat schodził na psy. Wszystko widziała w szarych barwach a nie był to jej ulubiony stan ducha. Koniecznie chciała się więc zabawić. Najlepsze do tego celu są knajpy. A będąc już po paru głębszych, "kołysanie się" byłoby słowem lepiej oddającym jej sposób poruszania się. Minęła właśnie kolejną parkę poszukującą miejsca ustronnego na tyle, żeby nie przeszkadzać innym w zabawie. Widać było, że dziewczyna zna się na rzeczy, bo facet miał na gębie taki wyraz rozanielenia jakby samodzielnie okradł Króla Hiszpanii.
Przyspieszyła kroku, żeby nie słyszeć odgłosów zmagań tych dwojga.
Za chwilę jednak musiał zmierzyć się z kolejnym pechem, bo oto potknęła się na bruku i rozorałaby sobie twarz o kamienie gdyby nie silne ręce, które ją podtrzymały. Na oko przystojny krzepki marynarz nie skończył na trzymaniu.
-
Chodź lala. Zabawimy się.- Oddech cuchnął mu gorzej niż dół kloaczny.-
Roger wie co dobre. Pokażę ci takie rzeczy...
Nie dokończył. La Condesa nie była w humorze i na nieszczęście skończyło się to szorowaniem po bruku. Na nieszczęście dla faceta.
-
Dwie sprawy kochasiu.- Kopnęła do w krocze, co zasadniczo nie było trudne sądząc z ilości bimbru jakie w siebie wlał.-
Po pierwsze: nie takie rzeczy już widziałam. A po drugie: nie mów do mnie "lala".
Nieco chwiejnym krokiem, ale dumnie poszła dalej zostawiając niedoszłego kochanka w błocie uliczki.
Po chwili skręciła w kolejny zaułek. Z prawej usłyszała śmiechy i muzykę. Dochodziły z knajpy "Białobrody". Właśnie wyszedł z niej jakiś pijaczek przytulony do butelki.
-
Ta lepsza niż żadna.- Mruknęła do siebie i pchnęła rozkołysane drzwi.
Smród był wszechogarniający. Powinna się już była przyzwyczaić po tygodniu spędzonym w knajpach Tortugi. Ale jednak nie. Pokręciła głową zrezygnowana i zaczęła przepychać się do szynkwasu.
Była wysoką kobietą, pełną tak zwanej gracji i wdzięku. Poruszała się swobodnie, lekko zarówno po błocie ulicy jak i deskach pokładu. Nawet kiedy była pijana. W rytm kroków poruszały się je pełne biodra opięte spodniami oraz długie, czarne, kręcone włosy. Na nogach miała wysokie wojskowe buty z klamrami. Całości dopełniały lniana koszula z żabotem oraz kamizelka i żakiet z welwetu. Na szyi wisiał oprawny w złoto medalion z kamieniem. Nie mogło też zabraknąć rapiera i dwóch pistoletów za szerokim pasem.
Stukając obcasami przecisnęła się przez rozweselony tłum stałych bywalców. Nachyliła się nad ladą dając się zauważyć. Kiedy tylko podeszła do niej dziewka, la Condesa krzyknęła:
-
Butelkę jamajskiego!- Musiała krzyczeć, żeby było ją słychać w tym hałasie. Towar i pieniądze zmieniły właścicieli.-
Co się dzieje?! Tu zawsze tak głośno?!
Dziewczyna rozejrzała się po sali. Ruch nie był większy niż zwykle ale czuło się coś w powietrzu.
-
Ten tam, w rogu, werbuje ludzi!- Odezwał się ktoś barytonem. To szynkarz.-
Ponoć niezły jest.
-
Werbuje mówisz?- Piratka zastanawiała się krótko.-
Masz. I Bóg ci zapłać za to!
Uśmiechnęła się figlarnie podnosząc flaszkę do góry. Rzuciła mu jeszcze srebrnego i odwróciła się żeby odejść.
Tak właściwie to w ogóle nie musiała myśleć, co zrobić. Oczywiście, że się zaciągnie. Przecież nie będzie tu kwitła nie wiadomo ile. Ssało ją w dołku na myśl o morzu. I było jej absolutnie wszystko jedno na jakim statku się znajdzie. Byle nie wojskowym. Każdy inny był dobry. Byle na morze. To portowe miasto było katastrofalnym skutkiem jej wcześniejszych zawirowań życiowych. Teraz liczyło się, że wreszcie ktoś organizował zaciąg.
Przepychając się w stronę kolejki do stolika wyrwała korek z butelki i pociągnęła solidnego łyka. Alkohol rozlał się ciepłą falą po jej ciele. Zaraz potem przyszło chwilowe odrętwienie. Przymknęła na moment oczy. Musiała się napić. Pić i zaciągnąć się. Tutaj czekały ją już tylko burdele a potem ulica. Kończyły się jej pieniądze, kończyli się znajomi, kończyły się pomysły.
Z uczuciem rezygnacji i butelką w ręce stanęła w ogonku. Popijając co jakiś czas, cierpliwie czekała na swoją kolej.
Re: [Piraci] Kościane Wrota
: poniedziałek, 15 grudnia 2008, 09:34
autor: Ojciec Mróz
Sven Svensson
Sven obudził się w swoim pokoiku nad karczmą. Czuł, że jego noga nareszcie całkowicie wydobrzała. Do dziś nie wiedział, jak to się stało, że spadł z wanty, łamiąc prawą nogę spadając na pokład. Zdarzyło mu się to po raz pierwszy w życiu. Zastanawiał się czy w tym zdarzeniu nie maczał palców jakiś Władca Mórz, bo przecież Czerwony Jack poszedł na dno z całą załogą raptem trzy dni po tym, jak wypłynął z Tortugi, zostawiając Svena w porcie. Piękny bryg o czerwono barwionych żaglach pociągnął ze sobą w odmęty prawie 130 ludzi, z którymi Sven spędził kilka ostatnich lat życia. Niektórych mógł nazwać nawet przyjaciółmi. Ale cóż mogli oni poradzić przeciw dwóm galeonom? I tak ogromnym szczęściem było, że ktoś z załogi szkunera płynącego właśnie na Tortugę spostrzegł walkę toczącą się na horyzoncie, inaczej o losie statku nie dowiedziałby się nikt.
Otrząsnąwszy się z ponurych myśli Sven wstał z łóżka, obmył twarz w misce wody stojącej na stoliku, przywdział swoje wysokie, skórzane buty, zdarte w jednym z rejsów z hiszpańskiego żołnierza, zapiął pas z kordem i wsunął zań pistolet. Na głowę założył swój kapelusz z piórem, a do ramienia przywiązał Alfonsa – dawno temu zdechłą, a obecnie wypchaną papugę. Pogłaskał ptaka po głowie, łyknął ze słoja swoją tajemniczą pigułkę – z lekkim zmartwieniem zobaczył, że słój był już prawie w połowie pusty – po czym opuścił pokój i ruszył po schodach w dół, ku gwarowi karczmy. Właściciel „Białobrodego” udzielał Svenowi gościny w ramach rozliczenia długu wobec kapitana Czerwonego Jacka – Jednonogiego Johna Walkera. Ku zdziwieniu Svena nawet po śmierci kapitana – a tym samym wygaśnięciu zobowiązania – karczmarz nie kazał swojemu gościowi płacić za pokój.
Jasnowłosy mężczyzna, po zejściu na salę, rozejrzał się swymi błękitnymi oczami. Jak zawsze Alfons wzbudził zainteresowanie osób, które o Szalonym Svenie nigdy nie słyszały. Rozległo się kilka śmiechów, szybko jednak uciszonych przez stałych bywalców karczmy, którzy wiedzieli o tym, że Svena od normalności dzieli jedynie cienka linia, zbudowana z pigułek znajdujących się w jego tajemniczym słoiku. Svennson – który zdawał się nie zauważać poruszenia jakie wywołał – zasiadł przy jednym ze stołów, z szerokim uśmiechem witając się z kilkoma znajomymi mu osobami. Sven ogólnie był lubiany, szczególnie, że po paru kolejkach rumu zaczynał przygrywać na swojej harmonii piękne pieśni, śpiewane w dziwnym, nieznanym nikomu języku. Sven utrzymywał, że pochodził ze Szwecji, chociaż niektórzy twierdzili, że w rzeczywistości ze znacznie bliższego miejsca – z jakiegoś szpitala dla obłąkanych. Dziewka usługująca w karczmie przyniosła Svenowi kubek z rumem, stawiając go przed nim z uśmiechem. Szwed, jako chyba jedyny, nigdy nie był dla niej – i dla jej koleżanek – niemiły, nawet po pijaku. Z resztą Sven był zawsze miły, uśmiechnięty i pogodny. Nawet wtedy, gdy zapomniał wziąć pigułki, chociaż wtedy uśmiechał się raczej do rzeczy, które tylko on widział.
Uwagę Svena zwróciło zbiegowisko wokół ławy, przy której siedział bogato odziany mężczyzna. Sven doszedł do wniosku, że werbuje on ludzi na rejs. Ponieważ zaczęło mu się już nudzić bezczynne przesiadywanie w karczmie postanowił się zaciągnąć. Nie zważając na tłum przepchnął się bezceremonialnie na sam początek kolejki. Zawsze dziwił się temu, że inni jakoś tak stoją i czekają, on wolał załatwiać sprawy szybko, żeby mieć więcej czasu dla Alfonsa i swojej harmonii. Dziwiły go też te gniewne okrzyki i warknięcia ludzi stojących za nim, uciszane szybko przez jego znajomych. Nie rozumiał zupełnie czemu ludzie się denerwują, przecież świat wokół był taki piękny i radosny…
Re: [Piraci] Kościane Wrota
: wtorek, 16 grudnia 2008, 00:01
autor: Zaknafein
Johnny "Farciarz"
Tup...
Tup...
Tup...
Odgłos jego spokojnych kroków harmonijnie komponował się z relatywnie spokojnym wieczorem na Tortudze. Ta wyspa, choć niezaprzeczalnie nie była tak piękna jak otwarte morze, miała swój urok. Johnny lubił ją, jej klimat i jej ciemne uliczki. Powiadają, że w każdym mieście Starego Świata uliczki są brukowane, a w cichą noc odgłos kroków można usłyszeć na drugim jego końcu. Jednak kto by wierzył w te bajki? Bajki, bajdurzenia i gawędy... uwielbiał to w karczmach. Pozwalają oderwać się od szarej rzeczywistości i umilić sobie czas, który i tak trzeba było spędzić na lądzie. To właśnie one, nie portowe kurtyzany, chrzczony rum i fałszywa muzyka; dawały mu siłę na kolejne rejsy. Klipry, rabunki, konwoje, były jego chlebem powszednim.
Tup...
Tup...
Tup...
Szedł dalej, próbując wybrać odpowiednie miejsce. Mijał wiele kantyn, karczm, knajp, burdeli i melin, które na pierwszy rzut oka mogły zdawać się barwne i interesujące, jednak nie zawiesił wzroku, ni uwagi na długo.
"Białobrody".
Brzmiało nieźle. Miał nadzieję zapomnieć o, mimo fizycznej bliskości, odległości która dzieliła go od morza.
Ile to już dni? Może tygodni? Przepuszczał pieniądze i marnował czas. Tortuga, Havana, Port-Au-Prince. To wszystko nie to. Tęsknił za starymi dniami.
Wciąż zamyślony przekroczył próg. Obecni mogli zobaczyć drobnego, średniego wzrostu mężczyznę, w wieku około dwudziestu pięciu lat. Choć jego ubrania były znoszone, koszula dawno zapomniała o dawnej bieli, a zszywana była niezliczoną ilość razy, wyglądał całkiem elegancko. Dotarł do karczmarza, skinął głową i przeszywając go wściekle niebieskimi oczami rzucił:
-Kwartę wina, po czym spokojnie wręczył mu kilka Belli.
Cały ten jego wewnętrzny spokój zaczynał go frasować. Brakowało mu morskiej żywiołowości. Na lądzie czuł się trochę jak starzec - nie ma co dużo gadać, gnuśniał nie mając pod stopami solidnego pokładu.
Spokojnie sączył miejscowego sikacza, gdy jego uwagę zwróciła spora kolejka zebrana przed eleganckim mężczyzną przy stoliku. W głowie Johnnego zawirowało. Krew zaczęła buzować. Nareszcie! Uśmiechnął się szeroko i ustawił w kolejce. Kilka kroków dzieliło go od powrotu. To właśnie było to.
Re: [Piraci] Kościane Wrota
: wtorek, 16 grudnia 2008, 14:59
autor: Hose15
Destiny Naefro
Siedząc przy stoliku niewielu zwracało na Ciebie uwagę. Nie widzieli co kryje się pod kapeluszem, który zasłaniał część twarzy. Kelnerka u której złożyłaś zamówienie spojrzała na Ciebie z pewną pogardą i odeszła. Za pięć minut przyszła z butelką, dorodnego rumu.
- Proszę - rzekła, po czym zajęła się innym stolikiem. Jak na Twoje oko ten rum nie był najlepszej jakości, ale wypić się dało. Lekko przykurzona butelka być może świadczyła o "dojrzałości" ale mogła również wskazywać na to ile już leżała. Choć zazwyczaj na alkohole nie ma to wpływu. Siedząc normalnie mniej rzucałaś się w oczy. W ogonku do mężczyzny przy stoliku ustawiała się coraz większa liczba osób. Jeśli chcesz się załapać, to lepiej idź i "wklej" się w kolejkę, bo później może być za późno. Pirat, który werbował załogę, zauważył, że patrzysz w tamtą stronę. Zaraz podchwycił to i uśmiechnął się do Ciebie, pokazują nieskazitelnie białe zęby. Po chwili ujrzałaś także jak puszcza Ci oczko. Po chwili do knajpy weszła kobieta podobna do Ciebie. Różniłyście się tym, że ona miała kręcone włosy oraz widoczne uzbrojenie. Wyglądała na taką z którą lepiej nie zadzierać.
La Condesa
Po rozprawieniu się z nachalnym, nienapalonym i nieatrakcyjnym śmieciem, weszłaś do "Białobrodego". Wszędzie unosił się gęsty dym, rozlewane były napoje wyskokowe. Tu również znajdowali się tacy co na Twoją urodę brali aż za duży wgląd. Idąc przez środek karczmy, tłum zrobił Ci przejście, tak jakbyś była ważną osobistością. Twoje wejście było imponujące, ponieważ u po niektórych wywołało szokujące wrażenie. Wpatrywali się w Ciebie z otwartymi gębami.
Po złożeniu zamówienia, kelnerka podała Ci butelkę z jamajskim trunkiem.
- Tak. Tu zawsze tak głośno. Ostatnio nasz "Białobrody" jest rozchwytywany. Wielu sławnych piratów odwiedza to miejsce. Dzisiaj na przykład przybył do nas Daniel Le Boulett - sławny korsarz. Wygląda jak arystokrata. Na pewno go poznasz.
Przed Tobą stało wielu chętnych. Mali, wysocy, starcy, a nawet kobiety. Inwalidzi, niemowy. Dosłownie cały motłoch z tej wyspy. Pewnie każdy chciał się wyrwać. Po krótkiej chwili dostałaś się na przód. Stałaś teraz przed stolikiem i tym sławnym piratem. Obejrzał Cię dokładnie od góry do dołu.
- Witaj madame - rzekł z niezwykłym francuskim akcentem.
- Czyżby tak piękna dama chciała się zaciągnąć do mojej załogi? - spytał po chwili.
Sven Svensson
Wypocząłeś i to porządnie. Kupka z pigułkami robiła się coraz to mniejsza. No i słoik wydawał się lżejszy. Większość siedzących w karczmie zauważyło Twoje zejście na dół wpatrując się w Ciebie dziwnie. Część przypatrywała się Tobie, a część kobiecie, która właśnie szła przez środek baru. Twoja papuga chyba chciała to skomentować ale niestety nic nie wydobyło się z jej dzioba. Stałeś w kolejce. Nie udało Ci się przecisnąć. Jakiś barczysty, wygolony mężczyzna zatrzymał Cię jednym ruchem ręki i groźnie rzekł.
- Nie wpychaj się w kolejkę, bo stracisz rękę albo od razu dwie.
Przy stoliku znajdowała się teraz ta ładna kobieta, która rozmawiała z piratem. A właściwie to on mówił.
Po chwili większość ludzi wróciło do rozmów, dalszej konsumpcji, itd. Co chwila wchodził ktoś wnosząc do środka świeże powietrze z zewnątrz zabijane zaraz przez gęsty dym.
Johnny "Farciarz"
Wchodząc do środka, od razu zwróciłeś na siebie uwagę kilku starszych pań. Wyraźnie były Tobą zainteresowane. Nie zwracając na nie uwagi przedarłeś się do baru, gdzie podano Ci wino o które prosiłeś. Wyglądało na wyborne. Ten kolor i zapach świadczył o wszystkim. 5 Belli wystarczyło by pokryć koszty wina. Było naprawdę tanie. Kierując się do kolejki widziałeś sprzeczkę jakiegoś łysego, groźnie wyglądającego dryblasa z przedziwnym człowiekiem z papugą na ramieniu. Po dłuższej chwili zauważyłeś, że jest ona wypchana. Pigułki w jego słoiku również nie wyglądały ciekawie. Kapitan, który werbował rozmawiał teraz z uroczą damą.
Re: [Piraci] Kościane Wrota
: wtorek, 16 grudnia 2008, 19:26
autor: Discordia
La Condesa
La Condesa nie zwracała uwagi na żadne spojrzenia. Nie interesowały jej przepychanki ani kłótnie. Ktoś za nią usiłował wywołać rozróbę. Nie obchodziło jej to, dopóki nikt jej nie zaczepiał. Dziewczyna miała ciężką rękę i biada temu, kto by ją wytrącił z równowagi. Nie interesowali jej ludzie, żarcie ani picie. W tej chwili na czele wszystkich jej pragnień znajdowało się rozkołysane morze. A jego szum stawał się coraz realniejszy, z każdym krokiem zbliżającym ją do stołu.
- Witaj madame - rzekł mężczyzna z niezwykłym francuskim akcentem.
- Czyżby tak piękna dama chciała się zaciągnąć do mojej załogi? - spytał po chwili.
Piratka uśmiechnęła się czarująco i pociągnęła, zupełnie nieuroczo, duży łyk rumu. Odstawiła butelkę na stół i położyła dłoń na biodrze.
- Skąd.- Odpowiedziała ciepłym głosem mrużąc oczy.- Po prostu lubię stać w kolejkach.
Jeszcze przez moment milczała by po chwili wyprostować się. A milczenie może mieć różne zabarwienie. Jej było kpiące.
- Jasne, że chcę się zaciągnąć.- Parsknęła krótkim śmiechem.- Ileż można siedzieć w mieście? Jeszcze trochę i zardzewieję.
Przeciągnęła się z lubością napinając wszystkie mięśnie. Bardzo widowiskowo. Zaraz też odgarnęła poły żakietu pokazując doskonale widoczne pistolety i rapier. Spojrzała na nie tak, jakby je pierwszy raz w życiu widziała.
- Jestem też chyba dobrze przygotowana, prawda?- Tylko najbardziej cynicznie nastawiony człowiek mógłby doszukać się w jej głosie jakiejkolwiek nutki kpiny. Dziewczyna dalej uśmiechała się uroczo.- Poza tym, jeśli zależy Ci na wynikach, zatrudnij Hrabinę. Na pewno nie pożałujesz.
Po chwili oparła się na blacie całym ciężarem ciała zaglądając w twarz mężczyźnie. Medalion zakołysał się przed jego oczami rozsiewając ciepłe błyski.
- A teraz do rzeczy.- Nagle jej uśmiech zmienił się. Stał zawadiacki, zadziorny.- Co proponujesz?
I bardzo, bardzo drapieżny.
Re: [Piraci] Kościane Wrota
: środa, 17 grudnia 2008, 12:15
autor: Ojciec Mróz
Sven Svensson
Sven ze zdziwieniem spojrzał swoimi lodowato-niebieskimi oczami na zagradzającego mu drogę osiłka.
- Straszny z ciebie nerwus – rzekł – a takie nerwy mogą być niebezpieczne dla zdrowia. Źle wpływają na przepływ fluidów przez ciało i mogą doprowadzić do wielu przykrych niespodzianek. Ale Sven nie będzie się z tobą sprzeczał. Jeśli chcesz to możesz podejść i porozmawiać z tym zacnym dżentelmenem przed Svenem. Nawet Alfons nie będzie niezadowolony.
Re: [Piraci] Kościane Wrota
: środa, 17 grudnia 2008, 21:42
autor: Samanta
Destiny Naefro
http://img58.imageshack.us/img58/6741/d ... pissb0.jpg - full body image.
Kobieta wzięła do ust kolejny łyk, z kolejnej już butelki trunku. Smutek, gorycz oraz zal, który miała sama do siebie zastąpił szum w głowie. Lekki uśmiech zawitał na jej twarzy gdyż właśnie tego oczekiwała. Przechylając lekko głowę rozejrzała się po pomieszczeniu. Pomarańczowe świece znajdujące się na wszystkie stolikach oświetlały cale pomieszczenie. Przy jednym z nich grupka gapiów obserwowała dwóch piratów w siłaczce na ręce, krzycząc ich imiona. Przy schodach pojawił się jakiś pirat z wypchana papuga na ramieniu, przy drzwiach zawitało młody mężczyzna, przypominający jej kogoś z przeszłości a przy stoliku gdzie była werbowana załoga, kobieta z kręconymi włosami rozmawiała z piratem, który rekrutowała załogę. Ten jednak patrzył w stronę Destiny i uśmiechał się szeroko puszczając do niej oczko. Ta odwzajemniła uśmiech.
Chwile zastanawiając się postanowiła ze i tak nic już jej nie zostało. Nie miała gdzie iść, nie miała nikogo... Jej cala załoga, przyjaciele poszli na dno niecałe trzy dni temu. Ponure myśli znowu zostały przerwane szumem w głowie. Kobieta chwyciła za butelkę i lekko chwiejnie wstała z drewnianego krzesła. Pewnym krokiem ruszyła w stronę baru gdzie stała ta sama, pulchna karczmarka.
-Da mi pani kolejna butelkę tego samego - Krzyknęła w jej stronę machając jej pod nosem butelką pełną rumu
-
Ale nie wypiła panienka jeszcze tej - Odpowiedziała krzywiąc się. W odpowiedzi Destiny rzuciła parę złotych monet na ladę. Po chwili trzymała już dwie butelki trunku. Chwiejnym krokiem ruszyła w stronę stoliku, gdzie nieznajomy pirat werbował załogę. Byl to czas aby użyć swoich aktorskich umiejętności. Szczupła sylwetka sprawiała ze z łatwością przeciskała się przez tłum osiłków czekających w kolejce. Po chwili doszła do stolika. Przysuwając do niego krzesło stojące tuz obok. Usiadła na nie, nie zwracając uwagi na piratke która rozmawiała z mężczyzną, a pomiędzy nimi postawiła butelkę trunku. zdejmując kapelusz popatrzyła na mężczyznę.
-Excusez-moi. Je m'appelle Destiny Naefro. Comment allez-vous?- Uśmiechnęła się w stronę francuza. Pierwszy raz w życiu, lekcje francuskiego w sierocińcu na coś się przydały.
-
Brakowało trunku na pańskim stoliku.
Re: [Piraci] Kościane Wrota
: niedziela, 21 grudnia 2008, 21:53
autor: Discordia
La Condesa
***
Re: [Piraci] Kościane Wrota
: wtorek, 23 grudnia 2008, 19:35
autor: Hose15
Wszyscy
La Condesa, na początku przodowała. Jej niesamowite wejście zrobiło wrażenie na Francuzie. Cmoknął kilka razy z zadowoleniem.
- Hrabina, powiadasz? A cóż że ta pani potrafi? Coś co odróżnia ją od reszty reszty kobiet stojących w tej kolejce? - tu pokazał zamaszystym gestem ręki przedstawicielki płci pięknej. Co do niektórych to określenie nie pasowało ale mniejsza z tym. Po chwili jednak uwagę Francuzika przykuła kobieta o podobnej urodzie do La Condesy tudzież "Hrabiny". Przepychając się efektownie przez tłum nikt nie robił jej problemów. Butelka rumu stała na stoliku. Po chwili w swoje czyste ręce pochwycił je Francuz. Otworzył i pociągnął solidny łyk z gwinta. W tym samym momencie zaczęła się mała sprzeczka. Pirat oglądał tę scenkę z zaciekawieniem. Popijał rumem i się uśmiechał. Zresztą nie tylko on. Cały bar wlepił w obie dziewczyny swe ślepia.
Tymczasem nadal na końcu kolejki stał Johnny, a kilka kroków przed nim Sven, który spotkał się z dziwnym i obojętnym wzrokiem łysego.
Po skończeniu małej konfrontacji, Francuz odstawił butelkę rumu, podrapał się po brodzie i odrzekł do obu pań:
- Obie jesteście bardzo żywiołowe, bardzo piękne, niebezpieczne i macie ten pazur w sobie. Poza tym wasza odwaga pozwoliła stanąć na przeciwko siebie, tu przy tym stole. Wiem, że nie pożałuję, jeśli...
I w tym momencie, do sali wpadł zadyszany malutki Francuzik.
- Kapitanie Le Boulett! Kradną nasz statek! Piraci kradną nasz statek! Wydaje mi się, że to załoga tego parszywca Grigorija Marchwiewa. Chyba postanowił odpłacić się nam, za tą potyczkę pod Portugalią, gnida jedna.
Ten niemalże od razu poderwał się ze stołu, ignorując kompletnie wszystkich w kolejce. Wyciągnął swój rapier, który był solidnie i finezyjnie wykończony a przy tym bardzo cienki.
- Nie ma na co czekać Pascalu! Musimy odzyskać naszą łajbę! Do boju Pascalu, póki czas! - i wybiegł z tym krzykiem na zewnątrz Białobrodego.
Pascal nie nadążył za tą szybką akcją i krzyczał za nim.
- Panie! Ale nie mamy dobrych wojowników wśród nas! Przecież prawie wszyscy... - nie dokończył, bo zniknął w drzwiach tawerny biegnąc za swym kapitanem.
Re: [Piraci] Kościane Wrota
: wtorek, 23 grudnia 2008, 20:49
autor: Samanta
Szeroki, ironiczny uśmiech zawitał na twarzy Destiny. Długowłosa kobieta stała i mamrotała coś na jej temat. Sprawiało jej to ogromna satysfakcje, szczególnie ze nieznajomy kapitan był zainteresowany jej osoba a nie aroganckiej piratki która dalej nawijała coś w stronę Destiny która wyraźnie jej nie słuchała. Kobieta ziewnęła teatralnie lecz jej ręka położona była na pasie za którym schowany był jeden z jej sztyletów. *Niech powie jeszcze jedno słowo* Kobieta zagroziła w podświadomości. Popatrzyła się teraz na kapitana i szeroko uśmiechnęła się w jego stronę patrząc jak on popija jej trunek.
Kobieta z kręconymi włosami znowu się odezwała lecz przerwał jej kapitan który oznajmił ze obie zostały przyjęte do załogi... Przynajmniej miał to oznajmić lecz ktoś mu przerwał. Po chwili francuz wybiegł z pomieszczenia.. Destiny szybko podniosła się i podeszła wyjątkowo blisko do piratki.
-Moze i jesteśmy podobne.... Jednak ja mam coś czego tobie słodziutka brakuje.
Uśmiechnęła się.
-To coś nazywa się "klasa". - Sarkastycznie puszczając oczko odeszła od kobiety nawet nie słuchając co ma do powiedzenia. Szybko chwyciła za swój płaszcz oraz pistolet, który leżał na stole obok śpiącego pirata. Szybkim krokiem opuściła tawernę idąc za mężczyzną.
-Ahhhh uwielbiam bijatyki!
Mruknęła sama do siebie.
(Ten fragment został napisany wraz z konsultacja z MG)
Destiny wyszła jako pierwsza z karczmy. Brukowana uliczka ciągnąca się w dół była dość mało oświetlona i szeroka. To właśnie tędy Daniel Le Boulett i jego kamrat Pascal biegli teraz do przystani, gdzie znajdowała się masa statków. Port był w odległości 1 km od miejsca położenia "Białobrodego". Gdy tylko kończyła się brukowana uliczka, zaczynał się rząd różnego rodzaju pojazdów wodnych. Jeden z nich właśnie odcumowywał i odwijał kotwicę. Na białych żaglach widniał biały Jolly Roger. Czaszka była wychodzona i smukła a z jej nasady spływała kaskada loków. Francuz był już blisko. W ostatniej chwili uczepił się liny i władował się na statek. Chyba prowadził pertraktacje z wrogiem, bo statek stanął, i nic się nie działo.
Kobieta stanęła jak wryta widząc ze nie masz szans nic zdziałać. Nagle przy rei pojawił się jakiś pirat. Miala nadzieje ze był to jeden z porywaczy statku wiec szybko wycelowała w niego pistoletem i wystrzeliła modląc się aby pocisk trafił w nieświadomego złoczyńcę.
Re: [Piraci] Kościane Wrota
: wtorek, 30 grudnia 2008, 09:37
autor: Ojciec Mróz
Szalony Sven
Sven nareszcie zaczął docierać do brzegów normalności, najwidoczniej tajemnicza pigułka rozpoczęła swe dobroczynne działanie w jego krwi. Alfons w milczeniu spoglądał z jego ramienia na tłumek zgromadzony przy stole, przy którym siedział ten francusko brzmiący facet. Sven także spoglądał w tym samym kierunku. Łysy drab, który osadził Svena w miejscu, odwrócił się plecami, co spowodowało, że w głowie Svena zaświtała nieśmiała wciąż, ale przybierająca na sile myśl, żeby przekonać się jak łysol zaśpiewa ze sztyletem w nerce. Grubasa ocaliły dwie laleczki przepychające się przy ławie kaptującego kapitana. Sven z uśmiechem przyglądał się obu kobietom, puszącym się jak kokoszki i chwalącym się lingwistycznymi umiejętnościami. Nawet Alfons wyglądał na rozbawionego. Po chwili jednak cały czar tej sytuacji prysnął, gdyż do karczmy wpadł jakiś gbur, drący się coś o jakimś nowogrodzkim czy kijowskim obwiesiu, który próbował abordażu w porcie. Głupota tego pomysłu poraziła Svena, Alfons - w milczeniu oczywiście - także podzielił zdanie swego pana. Francuz zerwał się z egzaltowanym okrzykiem i wybiegł z Białobrodego, pozostawiając za sobą zdumionych i zaskoczonych niedoszłych załogantów. Sven zasmucił się, bowiem miał nadzieję na zaczepienie się do załogi, tęsknił za morzem. Po chwili jednak uśmiechnął się i rzekł:
- Masz całkowitą rację, mój drogi Alfonsie! Udajmy się do doków, wspomóżmy tego dobrotliwego jegomościa w jego dążeniach do oswobodzenia okrętu, a z pewnością okaże nam wdzięczność i pozwoli zając miejsce na pokładzie podczas zbliżającego się rejsu!
Po czym wybiegł z karczmy i puścił się pędem w stronę zacumowanego okrętu. Widząc, że jednak w porcie nic się nie dzieje Sven zwolnił i zaczął przyglądać się sytuacji. Jego rozważania i obserwacje przerwał strzał dobiegający zza piramidy skrzyń składowanych na nadbrzeżu. Zainteresowany podbiegł tam, żeby sprawdzić jakaż była przyczyna taki nagłego zwrotu w stronę siłowego rozwiązania problemu. Na wszelki wypadek wydobył z pochwy pałasz, mogło się bowiem okazać, że nie spotka na miejscu przyjaciół.
Re: [Piraci] Kościane Wrota
: wtorek, 6 stycznia 2009, 15:18
autor: Discordia
La Condesa
La Condesa spojrzała na francuza, potem na czarnowłosą i znowu na francuza. Zamknęła oczy usiłując się uspokoić. Policzyła do dziesięciu, wyrecytowała imiona Królów Hiszpanii, przypomniała sobie wszystkich Świętych aż wreszcie uspokoił się jej oddech i tętno. Potrwało to trochę tak więc zauważyła jak wybiegają, po kolei: francuz, ciemnowłosa cizia i pirat z papugą na ramieniu.
Papuga kiwała się głupio jakby była martwa i przywiązana ale Hrabina uznała to za omam spowodowany nadmiarem alkoholu.
- A jeśli już jesteśmy przy alkoholu.- Rozejrzała się w poszukiwaniu swojej butelki. Nie znalazła jej i natychmiast poczuła bezsilną złość.- Ktoś mi podwędził rum. Nie lubię tego.
Na chwilkę zamknęła oczy rozluźniając palce. Po chwili zupełnie opanowana, zastanowiła się co teraz.
"Teraz należałoby przetrzepać małej skórę. Ale skoro jesteśmy w jednej załodze, to ta sprawa może poczekać aż staniemy na pokładzie." uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła w kierunku portu rozgarniając stłoczonych w "Białobrodym" ludzi.
Tortuga nie była jakimś wyjątkowo dużym czy nawet dobrze rozbudowanym miastem. Jak każda piracka przystań była stertą desek i szmat przytulonych do zbocza w których gnieździły się największe pirackie kanalie świata. Największą chlubą Tortugi nie były domy, tawerny czy noclegownie ale port. Nabrzeże, przystanie, pomosty, keje i reda były tym, czym żyło to miasteczko. Wszystkie uliczki prowadziły do portu, tam kłębiło się najwięcej ludzi, tam się żyło i umierało. Każdy kto chciał się wyrwać z Tortugi kręcił się po nabrzeżu i portowych tawernach.
Dlatego do portu było blisko z każdego miejsca w mieście. I La Condesa słyszałaby strzały z dział bo woda niosła dźwięki daleko. A ponieważ nic takiego nie dochodziło do jej uszu, skonstatowała, że nie ma po co się spieszyć.
Statek albo poszedł na dno, albo posłał tam swojego wroga.
Ale mimo, że formalnie nie została przyjęta do załogi postanowiła spróbować coś zrobić. Cokolwiek, żeby zasłużyć się nowemu kapitanowi. Może jednak uda jej się stąd wyrwać.
Szła w stronę portu szybko, najkrótszą drogą, wiedząc, że w razie walki na pokładzie każde ostrze i każdy pistolet się przyda.
Nagle usłyszała jeden strzał. Wyciągnęła rapier i przez moment nasłuchiwała czy się nie powtórzy. Ale nic się nie działo.
Nie zwolniła wychodząc na krawędź nabrzeża. Widziała statek na zatoce i ludzi na jego pokładzie. Mogła nawet rozpoznać Le Bouletta, który pewnie wykłócał się o swoją własność.
Po chwili rozejrzała się i zauważyła czarnowłosą piratkę. Przypomniało jej się, że ma na imię Destiny. Tyle jeszcze pamiętała z francuskiego. Niedaleko niej stał pirat z papugą na ramieniu.
- Hej! Może byśmy się jakoś zorganizowali.- Zawołała do stojących.- Gdzie ten mały? Pascal?
Re: [Piraci] Kościane Wrota
: wtorek, 6 stycznia 2009, 21:52
autor: Zaknafein
Johnny "Farciarz"
Zastanawiał się, czy będzie musiał stać w kolejce całą noc, zanim uczciwie doczeka się swojej chwili z werbującym francuzem. Robił się nerwowy. Cholerny ląd. Mimo, że to Tortuga, mimo, że to jego ulubiony kawałek cholernego lądu, jednak z każdą chwilą miał go coraz bardziej powyżej uszu. Denerwowało go wszystko - ciemna knajpa, spocony tłum, nieznośny smród, wymalowane kurtyzany, rozwadniany rum i ta cholerna kolejka.
I wtedy się stało. Całe to zamieszanie utwierdziło go w przekonaniu, że ląd jest źródłem zdrady i fałszywości. Jednak, był jedyną rzeczą, na którą możnabyło liczyć. Zawsze był tak samo zdradziecki i fałszywy. Jak kamień. Zawsze jest tak samo kamienny.
Skoro ląd rozwiał dla niego wieczorną nudę, pewnie będzie chciał czegoś w zamian.
Wiatr szumiał w uszach i rozwiewał jego włosy.
Kiedy właściwie zaczął biec? Nie zwrócił uwagi na moment, w którym opuszczał tawernę.
Zbyt wiele czasu na lądzie.
Zbyt wiele.
Wilgoć ciepłego wieczoru powoli rozlewała się po jego płucach.
Czego może zażądać ląd?
Port był coraz bliżej.
Kogo obchodziłby ląd w chwili, gdy zaraz znajdzie się na morzu?
Biegł. Każdy krok przybliżał go do odpływającego statku. Każdy krok zabierał okruszek nadziei na rychły powrót na morze.
Jednak były jeszcze szanse.
Biegł w kierunku portu.
Re: [Piraci] Kościane Wrota
: środa, 7 stycznia 2009, 16:42
autor: Hose15
Wszyscy
Sytuacja jest taka. Każdy z Was stoi w niewielkich odległościach od siebie, w okolicach portu. Jesteście jakieś 100 m od zatrzymanego na wodzie statku. Destiny pierwsza wystrzeliła pocisk nie pytając się nawet nikogo o zdanie. Wybiegająca za nią trójka zobaczyła jak kula uderzyła w drewniany kadłub statku. Wychylający się pirat, którego próbowała trafić wszczął alarm. Pascal wytaczał się gdzieś z wody w brudnym już stroju. Wasza piątka wraz z Pascalem obserwowała teraz sytuację na statku. Dowódca przeciwników złapał Kapitana Daniela za szyję i przystawił doń sztylet. Wyszedł na przód statku, by było go widać.
- Ty dziewczynko - tu wskazał na Destiny - zepsułaś wszystko. Wasz Francuzik może Ci teraz dziękować. Nie ma żadnych ugód, umów, pertraktacji. Jeśli spróbujecie za mną płynąć, zabiję tego pana. I nie żartuję. Spróbujcie a pożałujecie swojego pożal się Boże kapitana. A na pożegnanie urządzę Wam niezłą jatkę. Poznacie gniew Grigorija Marchwiewa!!
Pięć wielkich armat, które posiadał statek Francuza przekierowało się na port. Wielkie kule po kilku sekundach zostały wystrzelone. Trzy z nich trafiły pojedyncze jednostki morskie stojące w porcie. Jedna z nich uderzyła jakieś 200 m od Was robiąc dość duży krater w tym miejscu. Ostatnia wylądowała na jednej z licznych, nabrzeżnych karczm. Wokół panował chaos. Statek odpływał, a port pławił się w obłokach dymu. Sami nie odnieśliście ran, ale ponieśliście porażkę. Pascal wpatrywał się w Wasze twarze z bezradnością.
- I co ja teraz zrobię? Jak odnajdę naszą "Anne Marie"?
Re: [Piraci] Kościane Wrota
: środa, 14 stycznia 2009, 09:32
autor: Ojciec Mróz
Sven Svensson
Sven pogłaskał Alfonsa siedzącego mu na ramieniu. Jego twarz wyrażała ogromne skupienie, a na czole malował się mars spowodowany zagniewaniem na działania oprychów porywających statek wraz z jego kapitanem. Wprawdzie porwania nie były niczym nowym w świecie piratów, jednak Kodeks, jak i dobre maniery, wymagały, aby działań takich dokonywać na znienawidzonych hiszpanach, anglikach czy holendrach, pozostawiając w spokoju innych kapitanów pływających pod banderą Wesołego Rogera. Po chwili zastanowienia Svensson rozpromienił się i rzekł do zgromadzonej w pobliżu grupki:
- Hmm, Sven widzi jedno wyjście z tej sytuacji. Aby ratować z opresji tego szacownego pana, który chciał nas zabrać na ekscytującą wyprawę musimy jak najszybciej uprowadzić jakąś jednostkę, za pomocą której rzucimy się w pościg. No chyba, że ktoś ma zamiar gonić ich wpław.