[Steampunk] 1861

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Artos »

Nagasumi Shimazu

Shimazu nie odzywając się usiadł na przygotowanej dla gości poduszce, tak jak nakazywał obyczaj w trakcie ważnych rozmów z możnowładcami, czy podpisywania ważnych traktatów.

- Ależ oczywiście, miłościwy Doktorze Fu Manchu. Mój pobyt tutaj traktuję raczej jako jedną z nielicznych możliwości spotkania osoby tak znakomitej.

Odparł nader formalnie i z uprzejmością swą w głosie, gdyż zdawał sobie sprawę, iż jest tylko gościem, a więc jego życie zależy od reakcji gospodarza domu, który to właśnie siedział przed nim. Warto jednak wspomnieć, iż z doświadczenia wojskowego Nagasumi bacznie obserwował swego przedmówcę i całą swą okolicę kątem oka i wszystkimi zmysłami. Coś podpowiadało mu, iż osoba przed nim siedząca jest tylko wysłannikiem, który pełni rolę gospodarza, tylko po to by zmylić swych ewentualnych wrogów w razie ewentualnej zdrady Japończyków.

- Jak sądzę nie przedsięwzięłaby wasza ekscelencja kroków tak drastycznych, gdyby nie fakt, iż sprawa o której mamy tu debatować była pilna i ważna dla ob stron. Z tego powodu przepraszam jeśli miłościwego doktora urażę pytaniem następującym. Czy możemy Panu jakoś pomóc w walce ze wspólnym wrogiem i czy przypadkiem tym wrogiem nie jest kapitan łodzi podwodnej która zaatakowała naszą jednostkę?

Chińczyk za parawanem roześmiał się.

– Rozumiem, że sytuacja faktycznie jest nieco napięta, ale nie musi się pan zachowywać aż tak formalnie, wystarczy zachować kulturę a na pewno się nie obrażę.

Shimazu skinął odruchowo głową, a jego gospodarz kontynuował.

– Owszem, kapitan tej łodzi jest w pewnym sensie moim wrogiem. Czy wie pan, że raptem kilka godzin po spotkaniu z Abukumą, zatopił frachtowiec Shenhu?

- Frachtowiec Shenhu? To okrutne! Jak można było w czasie pokoju pozbawić życia tylu osób! To nie dopuszczalne! Mimo iż podejrzewam, iż na Panu nie robi to różnicy, gdyż przewoził Pan na tym frachtowcu swój towar, jednakże atakowanie cywilnej jednostki aktualnie jest niedopuszczalne!

Odparł poruszonym, niemalże wręcz krzykliwym głosem Nagasumi.

- Coś takiego jest niedopuszczalne! Trzeba ich piratów powstrzymać zanim zabiją więcej osób i doprowadzą do poważnej wojny!

Odetchną na chwilę by poczekać na odpowiedź doktora. Wiedział, iż sytuacja jest poważna, lecz nie spodziewał się, że sprawy przybiorą, aż tak zły obrót!

- Jeśli mogą siły zbrojne Imperium w jakikolwiek sposób pomóc tym ludziom, jeśli uda się ocalić niewinnych, proszę! Proszę, powiedz co możemy zrobić b powstrzymać tych wyjętych spod prawa oprawców niszczących ludzkie szczęście

Odparł już dużo spokojniej mimo iż wszelkie uczucia w nim pulsowały i próbowały wydrzeć resztki jego społeczeństwa na zewnątrz. Nic nie miał do tych ldzi, lecz sposób w jaki działali bł karygodny i tego nie mógł znieść.

Nagasumi nie mógł tego widzieć, ale Doktor Fu Manchu uśmiechał się. Lubił idealistów.

– Cóż, sam od dłuższego czasu staram się znaleźć sposób by skończyć z działalnością tego Kapitana.

Klasnął w ręce i do pokoju weszło dwu służących, niepozornych, wygolonych niemal na łyso Chińczyków. Każdy z nich trzymał na wyciągniętych przed siebie dłoniach teczkę. Obaj uklękli po lewej stronie parawanu.

– Mam wiele źródeł i przez kilka lat prowadziłem śledztwo w sprawie...

Zawahał się jakby nie był pewien, jakiego słowa użyć.

– Kapitana Sappari no Anata [dosł. Kapitana Nikogo].

Shimazu zmarszczył brwi a jego rozmówca ciągnął dalej.

– Ten człowiek jest nikim. Nic o nim nie wiadomo, nie ma imienia, rodziny, nikt nie wie skąd pochodzi. A jednak każdy pozostawia jakieś ślady.

Cień ręki wskazał na wciąż trzymających dokumenty mężczyzn.

– Oto przetłumaczone na japoński kopie wszystkiego, czego zdołałem się dowiedzieć o tym okręcie i jego załodze. Opisy spotkań na morzu, wyliczone przypuszczalne trasy, jakie pokonał, wszystkie dane techniczne, jakie udało się oszacować. Poza tym, pewne wydarzenia da się powiązać z obecnością. Liczę, że cesarska flota zdoła wykorzystać te wiadomości.

Shimazu oddał honory na cześć swego nowego sprzymierzeńca

- Dane są, rzeczami mało uchwytnymi, są czymś co tak naprawdę niewiele osób potrafi poprawnie zinterpretować.

Skłonił się nisko, tak by okazać swą wdzięczność.

- Jednakże, chciałbym wiedzieć, co Ciebie łączy z tym kapitanem. Rozumiem ewentualne pobudki ekonomiczne, jednakże...

Zawahał się przez moment, czy na pewno może kontynuować swą wypowiedź.

- Jednakże czy możesz mi powiedzieć coś więcej na jego temat, lub na temat jego jednostki. Czy może znasz stocznię, albo miejsce jego zaopatrzenia?

Wyprostował się w tym momencie i spojrzał siedzącej naprzeciwko niego osobie prosto w oczy.

- Najlepiej byłoby dostać się na tą jednostkę. To by rozwiało wszelkie wątpliwości. Dałoby nam to możliwość zwalczenia tego oprawcy, a co za tym idzie utrzymania pokoju. Czy wiesz może jak można tego dokonać?

Dotychczas przyjazny ton głosu gospodarza nagle się ochłodził.

– Jak powiedziałem, wszystko co jest mi wiadome o tej jednostce, znajduje się w tych dokumentach. A co do związku między mną a tą jednostką... Dosyć powiedzieć, że zbyt często psuje mi interesy by zależało mi na jej usunięciu. Zresztą lubię dużo wiedzieć Shimazu-san i już to wystarczyłoby mi by się nią zainteresować.

Mimo, że wciąż nie zdradzał wrogości, zdawał się niezadowolony namolnym podejściem Shimazu.

– Gdyby sprawa była prosta i gdybym mógł ją samemu rozwiązać to nigdy by się pan ze mną nie spotkał. Niech pan nie pozwoli mi się zatrzymywać, w końcu posiada pan istotne informacje do przekazania.

- Rozumiem doktorze. Pańskie interesy nie są mą sprawą, dlatego też przepraszam za me zachowanie. Chyba zbyt gwałtownie zareagowałem. Dlatego w ramach przeprosin spróbuję zrobić wszystko by tak Pana, jak i mego kraju już ten człowiek nie niepokoił swymi działaniami.

Odparł przygnębiony, gdyż oczekiwał większej choć trochę odpowiedzi od swego gospodarza. Jednakże takie rozwiązanie również ma swe plusy. Jeśli na to spojrzeć w sposób logiczny, to informacje jakie udało mu się zdobyć do tej pory powinny wystarczyć do zaspokojenia wstępnej ciekawości admiralicji. Szkoda tylko, że dusza płakała mu w tym momencie. Bycie posłańcem nigdy nie było jego mocną stroną, zbyt bardzo angażował się we wszelkie sprawy służbowe.

- Panie Doktorze Fu Manchu. Obiecuję, iż ta jednostka zostanie znaleziona, a jej kapitan zapłaci za swe czyny. Wiem, że to niewiele, lecz przynajmniej tyle możemy uczynić aktualnie dla dobra naszych narodów.

Spróbował się uśmiechnąć, lecz zamiast tego na jego twarzy wyszedł obłąkańczy niemal wyraz twarzy wyrażający tak ubolewanie nad sytuacją, jak i psychopatyczną wręcz chęć rozwiązania tej sprawy.

- Mam tylko jedno pytanie. Jak mam się z Panem doktorem kontaktować, jeśli uda mi się zdobyć dalsze informacje na temat tej jednostki? Wszakże chciałby pan wiedzieć o niej więcej, szczególnie w takiej sytuacji jak ta. Wiem, iż czasem jest trudno to powiedzieć, lecz bohaterowie dawno już wyginęli, dlatego też sądzę, iż w razie gdybym ja zawiódł, lub co gorsza cała załoga mej jednostki, spuścizna informacji jaką uda nam się zdobyć powinna iść dalej przez świat i dać większe pole manewru naszym następcom, bez względu na ich pochodzenie.

- Dziękuję bardzo za zaufanie.

Odparł Nagasumi uradowany.

- A teraz przepraszam. Obowiązki mnie wzywają. Chcę jak najszybciej rozwiązać tą sprawę.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Jabberwocky »

Christine Emma Troy

Christine wyszła z pokoju ubrana w nierzucającą się w oczy sukienkę, zamknęła drzwi a klucz wrzuciła do torebki, rozejrzała się wokoło, nie do końca pamiętała rozkład nowego, i jak musiała przyznać, wielkiego hotelu, po lewej zauważyła drzwi windy którą zjechała na parter.

Fultona znalazła w holu gdy czytał z zainteresowaniem gazetę.
-Jak się miewa nasza niańka?- zapytała z lekkim uśmiechem- czy pańscy przełożeni naprawdę tak bardzo w nas nie wierzą że przydzielają nam kogoś do pomocy przy zakupach?
-Hmmm, niezupełnie droga pani, nie pokładają zaufania raczej w zasobności waszych portfeli i umiejętnościach zdobycia rzeczy... mniej dostępnych- powiedział nie przerywając czytania.

William uśmiechnął się, co jak zwykle na jego twarzy pozostawało praktycznie niezauważone.
- Witam, madame - ukłonił się - cieszę się, że już do nas dołączyłaś, madame.

-Witaj Williamie – powiedziała – to jak, gotów na zakupy? Mam nadzieję że masz jakąś listę, nigdy nie lubiłam chodzić bez konkretnego celu po miastach.

- Listę? Nie, prawdę mówiąc, nie. Wiem że potrzebuję jakichś ciepłych ubrań, ale nie ubierałem się po cywilnemu od wielu lat, i liczyłem w tym zakresie na jakąś pomoc. A ponadto, w trakcie tych zakupów odzieżowych postaram się zastanowić, co jeszcze będzie mi potrzebne.

-Hmm, ubrania to rzecz pewna, nie byłam co prawda w Rosji ale znałam kilka osób stamtąd, ponoć w zimie miewają tam i z minus trzydzieści stopni – zadrżała lekko, widać było że nie lubi zimna – ale jeśli oczekuje pan pomocy to nie z mojej strony, sama raczej zawsze zamawiałam narzędzia niż ubrania – powiedziała lekko przygryzając wargę – nawet w Londynie nie byłam od dawna - wyznała - miasto mnieco się zmieniło od mojej ostatniej wizyty.

William spojrzał na agenta Fultona, który czując na sobie jego wzrok oderwał się od gazety. A może po prostu skończył już czytać? W każdym razie, był ubrany dość elegancko i ze smakiem.
- Sądzę, że z pana strony jednak mogę liczyć na jakąś pomoc? - zwrócił się do agenta.
- Postaram się pomóc.
- Dobrze. Moim zdaniem więc możemy już wychodzić.

Christine kiwnęła lekko głową zgadzając się ze słowami Williama, Fulton wstał i odłożył gazetę na niewielki stolik przed nim.

Na dworze czekał na nich automobil, rzecz stosunkowo droga i rzadko spotykana jeszcze na ulicach, nawet w wypadku takiej metropolii jak Londyn.
-Zapraszam do środka – powiedział otwierając drzwi z tyłu a samemu zasiadając za kierownicą.

Christine usadowiła się z tyłu i zaczęła szybko robić sobie w myślach listę zakupów, na pewno potrzebować będzie ciepłej kurtki i spodni, buty z futrem też mogą się przydać, do tego nieco amunicji, w Afryce była znana z przezorności i zawsze miała przy sobie dość naboi by wybić całe stado lwów, może jeszcze jakieś drobne narzędzia precyzyjne, choć raczej nie były potrzebne w podróży to zawsze chciała sobie takie sprawić a nie było okazji do kupna takowych w stosunkowo zapóźnionych cywilizacyjnie miastach Afryki.

William wsiadł na miejsce pasażera, nieco bardziej przyzwyczajony do poruszania się pojazdami mechanicznymi, jakich w wojsku było stosunkowo wiele. Zastanawiał się czy jest coś co poza ubraniami może mu być potrzebne. Broń zapewne - poza oczywiście jego cudownym Lee Enfieldem - będzie trzeba i tak kupić w Rosji. Z pewnością przydadzą się liny i ze dwa haki. Znakomity nóż i tak już miał - wojskowy. Czy coś więcej? Może jeszcze wpadnie mu jakiś pomysł.
- A więc najpierw ubrania?

-Hmm, czemu by nie, panie Fulton, przyznaję, dawno tu nie byłam ale targ na Portobello Road chyba jeszcze istnieje?
-Równie dobrze mogła by pani pytać czy dalej stoi Big ben – powiedział – ale może lepiej szukać na Knightsbridge? To jednak bardziej luksusowa okolica
-Sama nie wiem – zamyśliła się – a pan panie MacKennet gdzie wolałby się udać najpierw?
- Myślę że możemy pojechać najpierw na Knightsbridge, madame, po twoje ubrania. Ja jako prosty brygadzista powinienem się zaopatrzyć raczej na Portobello, prawda?
Spojrzała na niego
-Wie pan, ja też raczej nie noszę luksusowych ubrań, jak każdy zresztą inżynier, nie kiedy jedwabie można ubrudzić smarem maszynowym, ale po części ma pan rację, warto pojechać na Knightsbridge, nie dla luksusu ale dla jakości.

Fulton kiwnął głową i odpalił samochód, ruszyli stosunkowo wolno ciasnymi ulicami Londynu.
Szkot odchylił się do tyłu, patrząc w sufit samochodu. Ze względu na swój co najmniej nieprzeciętny wzrost patrzył nań z odległości najwyżej jednego cala. Pamiętał z dawnych czasów, że kupowanie ubrań zwykle nie jest żadną przyjemnością, jednak nie do takich niewygód przyzwyczaił się w wojsku. Po niezbyt długim czasie samochód zatrzymał się na ulicy.
- No, na razie koniec trasy - stwierdził Fulton.

Christine wysiadła i zaczęła się rozglądać uważnie oceniając sklepy wzdłuż ulicy. Od razu zignorowała ogromny budynek niedawno wybudowanego domu handlowego Harrods, nie tego szukała.
-Tamten-wskazała na pobliskie drzwi obok których przymocowana była mała mosiężna tabliczka – jeśli na takiej ulicy coś jest tak skromne to musi być tak luksusowe że nie musi się reklamować – dodała słowem wyjaśnienia.
Podeszła do drzwi, napis na tabliczce głosił „Helen Cortson ubrania na zamówienie”
-Mi pasuje- powiedział do Williama i otworzyła drzwi, w środku zadzwonił mały dzwonek.

Nie odzywał się, kiedy wybierała sklep - w końcu wybierała go tylko dla siebie, nie miał powodów dla których miałby jej przeszkadzać. Poszedł za nią, tam gdzie go prowadziła, spoglądając za siebie, na Fultona.
- Czy wie pan gdzie można w Londynie kupić wyposażenie do wspinaczek? Chciałem kupić liny i haki - dodał tonem wyjaśnienia.
Agent zamyślił się na chwilę
-Z pewnością w okolicach Petticoat Lane, to największy targ w Londynie, można też szukać na Portobello Road, to zasadniczo cztery targi połączone w jeden, jeśli w tych dwu miejscach nie znajdzie pan tego czego pan szuka to znaczy że taka rzecz nie istnieje- lekko się uśmiechnął- Oczywiście tu też może być taki sklep, ale za zwykły zestaw wspinaczkowy zapłaci pan z pięć razy tyle ile zapłacił by pan normalnie, nawet jeśli nie ma różnicy w jakości jeśli mam być szczery.
- Ja zapłacę? - uśmiechnął się szelmowsko William - W końcu to bardzo ważne wyposażenie, bardzo ważne dla powodzenia misji - dodał z poważną miną, którą jednak jak to często bywało z jego twarzą, niełatwo było rozpoznać. - Ale oczywiście, zaczekam aż dojedziemy na Portobello.
Wszedł za Christine do sklepu, przepuszczając w drzwiach Fultona.
-Wasza dwójka chce chyba ograbić nasze państwo z ostatniego grosza – mrukną z udawaną złością Fulton i wszedł do sklepu.

Christine już się tam rozsiadła, piła właśnie herbatę z gustownie ubraną kobietą i przeglądała skrawki materiałów umieszczone w grubym albumie, obok stała inna kobieta, najwyraźniej zwykła pracownica trzymająca w dłoniach sporych rozmiarów zeszyt zawierający coś co było chyba projektami strojów.
-A więc jest pani gotowa wykonać dowolne zamówienie do wieczora droga pani- powiedziała Christine spoglądając na kolejny podsunięty jej projekt.
-Oczywiście droga pani, to w końcu nasza praca.
-Hmm, ten powinien być odpowiedni, po pewnych przeróbkach oczywiście – powiedział Christine wskazując na jeden z arkuszy który jej podano.
Jej rozmówczyni spojrzała na projekt, płaszcz z wysokim kołnierzem, zakrywał niemal całe ciało i pozwalał wiele ukryć.
-Co konkretnie chciała by pani dodać?
-Płaszcz musi zostać przystosowany do warunków zimowych, konkrety pozostawiam pani, nie jestem specjalistką od krawiectwa, do tego potrzebowałabym jeszcze rękawiczek i szalika, może kapelusz
Kobieta spojrzała na nią fachowym okiem
-Proszę się udać z Ann na zaplecze, musimy panią zmierzyć aby wszystko było dobrze dopasowane.
Chris kiwnęła głową i ruszyła za stojącą obok stołu kobietą.

Mężczyźni spojrzeli na siebie, z odwieczną, właściwą gatunkowi męskiemu rezygnacją w obliczu połączenia kobiety i sklepu z ubraniami. Fulton zajął się przeglądaniem albumu z materiałami, zaś William wziął się za projekty strojów. Tak naprawdę zbytnio go nie interesowały, ale wyglądało na to że w pobliżu nie ma niczego do czytania.
- Jak pan myśli, dużo czasu im to zajmie?
- Cóż, pewien być nie mogę, ale jak znam kobiety, to niemało
- odparł agent.
Po kilku minutach zamienili się przeglądanymi katalogami, a po kolejnych kilku zaczęli zajmować się wszystkim, czym tylko może zajmować się facet w sklepie z ciuchami, aż w końcu ich towarzyszka znów do nich dołączyła.

-Wszystko zostanie wysłane do hotelu jeszcze dziś – powiedziała Ann gdy wychodziły z Christine
Podziękowała skinieniem głowy i podeszła do właścicielki, wymieniły szeptem kilka słów, ruszyła potem w stronę Fultona.
-Tamta pani ma do pana sprawę agencie Fulton – powiedział z uśmiechem, agent spojrzał na nią znudzonym wzrokiem i ruszył załatwić sprawy finansowe.
-A ty nic nie kupujesz? -Spytała Williama-Tworzą tu również odzież męską. - dodała.

Pokręcił głową.
- Nie, madame, nie tutaj.- Jako brygadzista mógłbym być podejrzany w tak wysublimowanych ubraniach. Ponadto, sam czułbym się nieswojo.
Zaczekał aż agent wróci do nich, z niezadowoloną miną.
- Więc co? Jedziemy na targ?
- Tak, chodźmy - odpowiedział Fulton, i zaprowadził ich do samochodu.

Spojrzała na niego z lekkim uśmiechem, najwyraźniej wszystko co nie dotyczyło jego zawodu znajdowało się raczej na granicy jego zainteresowań, gdyby chciał mógłby w jednym z takich sklepów zamówić ubranie które wyglądało by niczym łach kloszarda, mało kto poznałby że w rzeczywistości jest szyte na miarę i warte kilka miesięcznych pensji dobrze zarabiającego obywatela.
-Jeśli pan tak woli, dobrze więc, ruszajmy na targ.- powiedziała po czym wsiada do samochodu.

Kolejna podróż samochodem, tym razem spędzona w nieco innej pozycji - William cały czas patrzył przez boczne okienko na mijające ich domy. Tym razem trwało nawet krócej niż ostatnio, Portobello Road w końcu pojawiło się przed nimi. Znów zatrzymali się i wysiedli, tym razem w o wiele mniej ekskluzywnym otoczeniu. William bez słów szedł między straganami - wiedział, co to znaczy zima, choć nie doświadczył jeszcze mrozów tak siarczystych jak rosyjskie. W ciągu kilkunastu minut skompletował trzy pary spodni, dwie kurtki, kilka koszul i trzy pary butów - wszystko porządnie ocieplone, a ponadto drugie tyle lżejszych, jesienno-wiosennych, na wszelki wypadek. W końcu odwrócił się do nich i stwierdził:
- Dobra. To już wszystko.

-Hmm, a sprzęt wspinaczkowy o który pan pytał? - wtrącił Fulton gdy Christine rozglądała się po straganach z zainteresowaniem – stracił pan juz zainteresowanie czy po prostu zmienił zdanie?

William pstryknął palcami.
- Prawda! Dziękuję za przypomnienie. Zupełnie wyleciało mi to z głowy, jak mam być szczery - odpowiedział, skręcając jeszcze raz między stoiska. Nigdy specjalnie nie interesował się wspinaczką, ale też nie potrzebował takiej wiedzy; żeby dostać mocną linę, musiał po prostu sprawdzić czy nie zdoła rozerwać jej w rękach, jednak znalezienie takiej pochłonęło kilka minut i jedną nieudaną próbę, za którą z nieobecną miną zapłacił kilka pensów Fulton. Po dokonaniu zakupu zamyślił się jeszcze na moment.
- Wydaje mi się że tym razem to już rzeczywiście wszystko - skinął głową agentowi. - Jeszcze raz dziękuję za przypomnienie.

- Zawsze do usług – Fulton lekko skinął głową
Christine znaleźli po chwili gdy z zainteresowaniem oglądała wystawę antykwariatu, jednego z wielu w okolicy, leżały na niej wszelakie stare mechanizmy.
-Panno Chrstine, czy kupiła już pani wszystko co pani potrzebowała?
-Hmm, co? A, to pan, tak, kupiłam wszystko – wyjęła z niewielkiej torby ładne pudełko które zawierało zestaw narzędzi, kilka w normalnych rozmiarach i kilka mocno zminiaturyzowanych, wyjęła jeszcze paczkę naboi rewolwerowych – kupiłam w warsztacie tu obok – wyjaśniła.
-Pan William twierdzi że możemy już wracać.
-Mmm, w sumie racja, nic więcej nie potrzebuję.

Dalsza część dnia nie obfitowała w wydarzenia, Christine zajęła czas początkowo robiąc przegląd nowo kupionych narzędzi i swojej broni, gdy upewniła się, że wszystko jest w najlepszym porządku zeszła do recepcji i wysłała małe zamówienie do miejskiej biblioteki, zamówiła kilka podręczników i encyklopedii o nowych odkryciach i eksperymentalnych projektach mechanicznych, chciała poszukać dowolnych informacji które mogły by pomóc jej zrozumieć zapotrzebowanie na gaz ziemny jakie najwyraźniej przejawiali Rosjanie.

Skończyła czytać w okolicach dziewiątej gdy do jej pokoju dostarczono zamówione ubrania, płaszcz, rękawiczki a do tego kapelusz i szal, wszystko podszyte grubą wełną, dziwnie znajomą zresztą, gdy przyjrzała się jej bliżej z uśmiechem dostrzegła że to wełna z... wielbłąda.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: BlindKitty »

William MacKennet

Po powrocie do hotelu przebrał się w najlżejsze z kupionych dziś ubrań - zwyczajne spodnie, koszulę, marynarkę i długi płaszcz. Pochodził kilka minut po pokoju, starając się przyzwyczaić. Nie było to łatwe, szczególnie jeśli chodzi o spodnie, których nie nosił od lat. Wkrótce jednak zaczął się pocić od ciepłoty hotelowego pokoju, więc wyszedł na zewnątrz, zostawiają ogrzewane wnętrza za sobą.

Do wieczora chodził po uliczkach Londynu, szczególnie tych cieszących się gorszą sławą. Raz nawet jego słuszny wzrost ochronił kogoś przed rabunkiem; rabusie okrzyknięci przez Williama uciekli ile sił, pozostawiając małego, chudego chłopaczka w spokoju. Sam ocalony też patrzył na wybawcę raczej niepewnie - nic dziwnego, przy jego bliznach.

Późnym wieczorem wrócił spać do hotelu, teraz już przyzwyczajony nieco do nowych ubrań, jednak długo jeszcze nie mógł zasnąć, gapiąc się w sufit...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Perzyn »

23 Października, Londyn, Hotel Royal

Mała adnotacja Fultona przy zamówieniu bibliotecznym musiała skłonić obsługę do pośpiechu, bo już po godzinie na stole przed Christine leżał stos książek i magazynów. Rzuciła okiem na tytuły. Encyklopedia Britanica, na oko półtora rocznika „The Science” wydawanego w nakładzie stu egzemplarzy przez uniwersytet oksfordzki, podręczniki akademickie z zakresu chemii, fizyki i inżynierii, prace doktorskie i habilitacyjne oraz gruba teczka rękopisów będących tłumaczeniami z rosyjskiego i japońskiego. Inżynier z niedowierzaniem pokręciła głową. Gdyby próbowała się w to wszystko na poważnie wgryźć, straciłaby tygodnie a nawet szukając pobieżnie, potrzebowałaby, co najmniej paru dni żeby mieć pewność, że nic nie przeoczyła. Ciężkie westchnięcie wyrwało się jej z ust, gdy siadała do pracy. Wyjęła swój notatnik, pióro i otworzyła pierwszy z brzegu numer „The Science” gotowa do całonocnej pracy. Wyśpi się w drodze do Władywostoku. Kilka godzin i ponad tysiąc przewertowanych stron później miała już jakąś wiedzę w temacie, za to nie miała sił na wyciąganie wniosków, na to przyjdzie czas potem. Kolejne kartki w jej notatniku zapełnione były równymi rzędami starannie stawianych liter i zawierały wszystko, co zdołała znaleźć na temat zastosowań gazu ziemnego. Christine zaczęła na powrót składać wszystkie materiały, niestety nie było mowy o tym by zabrać je ze sobą, nawet z RIS za plecami. Zmęczony wzrok kobiety spoczął na stosie, którego nie zdążyła napocząć, mniej więcej ¼ całości. Znając złośliwość losu to właśnie tam kryła się odpowiedź, której szukała. Przerwało jej pukanie do drzwi. Otworzyła niemal od razu, przynajmniej nie musiała się ubierać skoro się nie kładła. William i Fulton czekali już gotowi.

22 Października, Hong-Kong, Baza Carskiej Marynarki Wojennej

Kapitan Ayase w milczeniu przeglądał przedstawione mu dokumenty, słuchając jednocześnie raportu obolałego Shōi. Ostrożny Doktor Fu Manchu po załatwieniu spraw z japońskim podoficerem kazał swoim ludziom odprowadzić go z powrotem do herbaciarni. Co prawda tym razem obyło się bez pozbawiania przytomności, ale za to pojawił się nowy element – opaska na oczy. Shimazu nie przejmował się sińcami na ciele, mundur je w końcu skutecznie zasłaniał. Jednak olbrzymi guz na środku czoła i podbite oko (efekt pechowego spotkania z uliczną latarnią) kosztowały go piętnaście minut wyjaśnień, że to jednak nie była pułapka i nikt go nie pobił. Co prawda Nagasumi nie zdążył przeczytać dokumentów, ale przejrzał je szybko jeszcze w posiadłości i musiał przyznać, że wiedza doktora, mimo że niekompletna i tak robiła wielkie wrażenie. Sądząc po minie kapitan zgodziłby się z tą opinią. Opisawszy przebieg spotkania, podkreślając wielokrotnie jak bardzo oburzające jest działanie załogi tajemniczej łodzi podwodnej, Nagasumi czekał na decyzję oficera. Ciszę na mostku przerwało wejście Chūi [porucznik marynarki] Kondō. – Taisa-dono! [Panie komandorze]Depesza z admiralicji. – Nagasumi szybko otrząsnął się ze zdziwienia. Kable telegrafu przeciągnięte pod dnem morskim nie były w końcu żadną nowością, a raport wysłany do dowództwa natychmiast po zadokowaniu to standardowa procedura. Kapitan Ayase wziął od oficera kartkę z maszynowym zapisem wiadomości i przebiegł oczami po równych rzędach ideogramów. – Shimazu-san, proszę dopilnować napraw, z pomocą Rosjan powinniśmy wyjść w morze jeszcze dziś. Taisho[Admirał] Tokugawa Nobutake wraz z częścią floty oddelegowaną do polowania na tych piratów będzie oczekiwał nas w bazie w Naha.

---Notatki Christine Troy; fragmenty---

Gaz ziemny – paliwo kopalne, głównym składnikiem jest metan, w zależności od złoża zawiera domieszki etanu, butanu, propanu i pentanu w różnych proporcjach. Najczęściej występuje razem ze złożami ropy naftowej albo węgla. Pokrewny z gazem bagiennym. Przed zastosowaniem przemysłowym konieczne jest pozbycie się składników innych niż metan np. etanu, propanu, butanu, innych węglowodorów, helu, azotu i siarki (zależnie od domieszek złoża). Kraje o największym wydobyciu to Cesarstwo Rosyjskie i USA, Wielka Brytania opiera się głównie na złożach z obszarów kolonialnych, dane na temat Japonii nie są znane.

Zastosowania – obecność gazu ziemnego jest jednym z katalizatorów, koniecznych do wywołania reakcji stanowiącej podstawę rafinacji kamienia filozoficznego. Obecnie stosuje się tak zwaną zimną rafinację, nie wymagającą dostarczania energii cieplnej podczas procesu oczyszczania surowca. Jako pierwsi rafinację zastosowali Amerykanie, obecnie każde mocarstwo posiada własne rafinerie. Rosyjskie skoncentrowane są na obszarze wokół Nowosybirska, stanowiącym węzeł komunikacyjny w sieci rozrzuconych na obszarze Syberii osad górniczych. Oprócz rafinacji kamienia filozoficznego zastosowania gazu ziemnego w przemyśle są ograniczone, na szerszą skalę stosuje się go jedynie przy produkcji nawozów, jednak ta gałąź jest słabo rozwinięta i niedoinwestowana. Pozostałe zastosowania obejmują głównie urządzenia eksperymentalne lub słabo rozpowszechnione. Kuchenka gazowa i centralne ogrzewanie, są czołowymi przykładami. Oprócz tego japońscy inżynierowie stworzyli mobilną prądnicę o napędzie hybrydowym, wykorzystującą turbinę gazową i turbinę parową w układzie łączonym.


24 Października, Pokład sterowca Bounty

Fulton odwiózł ich na lotnisko, wskazał właściwe lądowisko i gdzieś zniknął. Zostały za to bilety pierwszej klasy, co oznaczało miejsca w przypominającym niewielki salon przedziale dla czterech osób. William spojrzał na zegar wiszący na ścianie. Jeśli obędzie się bez opóźnień to na miejsce dotrą następnego dnia wieczorem. Christine gdy tylko znaleźli się we właściwym przedziale opadła ciężko na jeden z wygodnych, głębokich foteli i niemal natychmiast zasnęła. Nie obudziło jej ani wejście starszego małżeństwa, które miało towarzyszyć im w podróży do międzylądowania w Berlinie ani delikatny wstrząs towarzyszący startowi maszyny. Niemal nieodczuwalnie maszyna wzniosła się na pułap kilkuset metrów i niesiona do przodu miarową pracą parowych silników poleciała na wschód, ciągnąc za sobą kłęby bordowego dymu. MacKennet przywitał się ze współpasażerami, lecz nie miał specjalnego zamiaru wdawać się w rozmowę, zresztą zdawało się, że staruszkowie podzielali ten pogląd. Rozparł się wygodniej w nieco za małym dla kogoś o jego posturze fotelu i wyciągnął gazetę, którą zabrał Fultonowi przed startem.

24 Października, Baza Floty Pacyfiku w Naha

Pięciu najwyższych oficerów od kilku godzin debatowało nad zdobytymi przez Shimazu dokumentami. Nie ulegało wątpliwości, że o pozostawieniu spraw samym sobie nie może być mowy, zwłaszcza wobec ataku na japoński okręt wojenny. Zresztą lista jednostek przypuszczalnie zatopionych przez łódź podwodną, z którą zetknęła się Abukuma, liczyła kilka stron.

- Sądząc po trasach, jakie pokonuje musi mieć w rejonie Pacyfiku, co najmniej trzy bazy operacyjne. Dzieląc kursy według obszaru najprawdopodobniej jedna jest gdzieś w okolicach Sachalinu, jedna gdzieś na Filipinach a jedna w okolicach Hawajów. – Milczący dotychczas komandor Oda Nobuo oderwał się od map i wtrącił do rozmowy. – Niezależnie od zaawansowania technicznego... – przerwał by spojrzeć na zdjęcie, które Doktor Fu Manchu jakoś zdołał zdobyć – Nautilus musi uzupełniać zapasy paliwa i żywności, dokonywać napraw, zabierać ładunek amunicji. Nawet, jeśli działają niezależnie od jakiejkolwiek floty z pewnością istnieje jakieś zaplecze techniczne na lądzie. Jeśli zdołamy znaleźć i przejąć kryjówki, prędzej czy później w nasze ręce wpadnie też i sam okręt. – Jak na małomównego oficera, była to wypowiedź niezwykle długa, lecz przy tym niezwykle ważna. Burzliwa dyskusja, jaka nastąpiła potem nie trwała długo.

Shimazu Nagasumi chodził w tę i z powrotem po głównym pokładzie czekając na powrót kapitana. Nie zwrócił uwagi na żuraw ładujący, na tenże sam pokład olbrzymią, zakrytą brezentem, metalową ramę. – Uważaj! – Nim zdążył się zorientować, co się stało jeden z marynarzy odepchnął go, dodając do kolekcji kolejnego guza i parę sińców, ale za to ratując przed niechybną śmiercią przez zmiażdżenie. – Powinien pan bardziej uważać Shimazu-san. – Ciężka konstrukcja, pod którą przed chwilą wszedł, opadła z ciężkim stuknięciem na pokład.
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Jabberwocky »

Christine Emma Troy

Po całonocnej pracy Christine nie była w stanie myśleć, przez umysł przelatywały jej kolejne strony encyklopedii i schematy eksperymentalnych maszyn, ledwo co pamiętała drogę na lotnisko, większość swojej uwagi poświęcała próbom niezaśnięcia w czasie jazdy.

Gdy wsiadła do sterowca od razu odszukała najbliższy fotel i padłą w jego miękkie objęcia, zachowała dość świadomości by zdjąć kapelusz i położyć go na stoliku obok.
-..branoc..-mruknęła i zasnęła snem sprawiedliwych, po chwili w kabinie słychać było jedynie ciche chrapanie dobiegające z głębin fotela i szelest stron gazety którą czytał William.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: BlindKitty »

William MacKennet

Przerzucał jedna za drugą strony gazety, zerkając od czasu do czasu na Christine. Wyglądała na straszliwie zmęczoną, ale przed nimi była podróż sterowcem, a takowe nie należały do szczególnie niewygodnych, istniała więc szansa że uda jej się wyspać. Ponoć czasem ludzie zakładali się, stawiając ołówek w pionie, jak długo ustoi. Zwykle wygrywali ci co mówili że ołówek przewróci się dopiero przy lądowaniu, albo zgoła wcale.

Artykuły w gazecie nie były jednak przesadnie ciekawe, tak naprawdę. W każdym razie żaden nie wciągnął go na tyle żeby zapomniał o niewygodzie spodni, które miał na sobie. Czuł się w nich co najmniej dziwnie, mimo wczorajszego treningu. Nawet na oficjalne okazje przecież dotąd nigdy nie nosił takich rzeczy.

Wyjrzał przez okienko, jednak na zewnątrz też nie było nic specjalnie ciekawego. Spacer po sterowcu też nie mógł raczej ujawnić nic nowego, więc nawet go nie próbował. Odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy, próbując zasnąć...

...Zerwał się z krzykiem, podrywając przy tym na równe nogi swoich współpasażerów. Zamrugał przez chwilę, pokręcił głową.
- Przepraszam bardzo, to tylko zły sen. Czasem dręczą mnie koszmary - zerwał się z miejsca, widząc że panie stoją. - naprawdę, bardzo mi przykro że państwa wystraszyłem.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Artos »

Nagasumi Shimazu

„Ciekawe co się tam dzieje... Czemu to trwa tak długo?”

Myślał chodząc po porcie. Widać było na jego twarzy zdenerwowanie, lecz ruchy były spokojne i opanowane. Zapewne zostało to wywołane doświadczeniem w takich sytuacjach, a może po prostu faktem, iż im więcej nad tym myślał tym większy miał mętlik w głowie, a każdy kolejny krok zdawał się być robiony odruchowo, bez oznak świadomości, tak jakby jego ciało samo chciało wybrać się na przechadzkę bez świadomości umysłu.

„Jak długo oni mają zamiar tam jeszcze siedzieć? No ile można! Przecież nie zapragną wypowiedzieć wojny jakiemuś krajowi z tego powodu!”

Spojrzał zdenerwowany na zegarek

„Zgłodniałem! Czas coś zjeść i to zaraz. Może to mnie uspokoi”

Zdążył jednak zrobić jeden krok na przód gdy ktoś na niego wpadł. Shimazu próbując odzyskać równowagę zrobił jeszcze kilka podskoków, lecz i to mu nie wyszło przez co upadł na ziemię.

– Powinien pan bardziej uważać Shimazu-san.

Odparł marynarz który go popchnął. Dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę z tego co się stało. Potężna konstrukcja uderzyła w ziemie z przerażającym impetem, a ten marynarz którego miał jeszcze chwilę temu chęć zniszczyć psychicznie za to co zrobił stał się jego wybawcą. Dlatego też z pokorą i zażenowaniem odpowiedział na jego słowa.

- Dziękuję bardzo. Gdyby nie ty to nie wiem co by się mogło stać. Poza tym mielibyście mnóstwo roboty ze sprzątaniem

Uśmiechnął się mimowolnie i szybko podniósł z ziemi.

„Muszę się obudzić, inaczej nie będzie ciekawie. Taki wypadek nie może się już więcej powtórzyć”

Mimo iż jego myśli były szczere zdawał sobie sprawę z a wykonalności ich. Zbyt wiele razy w końcu zdarzały mu się takie wypadki i już nie raz straciłby przez nie swe życie. Jednakże nie zamierzał się im poddawać. W celu rozbudzenia na chwilę oddalił się od tego miejsca by podejść do pobliskiej budki, gdzie podpatrzył wcześniej jak robotnicy zaopatrują się w trunki odświeżające. Zamówił w niej jedną lemoniadę, którą od razu wypił, po czym już trzeźwiej myślący wrócił na poprzednie miejsce, tym razem jednak już uważając na wszystko co go otaczało. Już powoli zaczynał się ponownie zastanawiać nad spotkaniem komandora, jednakże w tym momencie ten właśnie skończył zebranie i wyszedł z budynku wraz z innymi jej uczestnikami.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Perzyn »

24 Października, Pokład sterowca Bounty

Bounty dumnie sunął nad lasami i polami zachodniej Europy. W dole, z pozoru powoli, przesuwały się sielskie krajobrazy francuskich wsi, miasteczek i bezdroży. Pierwsze międzylądowanie w Paryżu było bardzo krótkie i nie zdołało wyrwać Christine ze snu ani specjalnie nie przejęło Williama. Ich współpasażerowie zajęli się sobą i nie przeszkadzali. Minuty zamieniały się w godziny a lot trwał w najlepsze. Choć było dopiero popołudnie, gdy dotarli do Berlina, już zaczynało się ściemniać. Tym razem przerwa w podróży trwała dłużej i została podkreślona akcentem, w postaci wysiadki małżeństwa, które z nimi leciało. Znów lecieli, gdy wreszcie ściemniło się na tyle, że zapaliły się zawieszone pod sufitem elektryczne żarówki, które wyrwały Christine ze snu. Inżynier skinęła Williamowi głową na powitania i zabrała się za przeglądanie swoich notatek.

25 Października, Władywostok, Lotnisko Pulkovo

Poza krótkimi i dotyczącymi głównie misji i Rosji rozmowami, w trakcie lotu nie wydarzyło się nic godnego uwagi. Za to Rosja, powitała Williama i Christine trzaskającym mrozem, przenikającym do szpiku kości wiatrem i zalegającym wszędzie dookoła śnieżnym pyłem, tworzącym nawet na płycie lądowiska zaspy. MacKennet pomógł swojej towarzyszce zejść po chwiejnych ni to schodach, ni to drabinie, które im podstawiono i wziął ich bagaże. Uśmiechnął się pod nosem, żadne z nich nie zabrało ze sobą przesadnie wiele i razem wzięty ich dobytek i tak był lżejszy niż większość karabinów, które testował. Brakowało jedynie paczki z Lee Enfield’em, nadanej pocztą dyplomatyczną. Ruszyli w kierunku terminalu, zza którego wyłaniał się startujący z innego lądowiska Hindenburg IV. Pewnie uważany za giganta sterowiec zrobiłby na nich większe wrażenie gdyby nie widzieli wcześniej Avalonu. Byli już prawie przy drzwiach, gdy w ich stronę ruszyła młoda dziewczyna. Piegi na bladej twarzy i rude warkocze wystające spod ciepłej czapki sugerowały irlandzkie korzenie, co zresztą potwierdził charakterystyczny akcent. – Pani Troy i pan MacKennet? Przysyła mnie pan Dio Brando z British Bank of Commons, jestem Ann Shirley.

Po krótkiej odprawie celnej, która zresztą została znacznie dokładniej przeprowadzona w wypadku Williama, Ann wskazała im dorożkę. Podczas jazdy odkryli, że ich przewodniczka, jest stworzeniem tyleż gadatliwym, co roztrzepanym. Praktycznie nie dopuszczała ich do głosu umilając, przynajmniej w swoim mniemaniu, podróż opustoszałymi ulicami miasta. W Londynie zaczynało się właśnie wieczorno nocne życie, tymczasem we Władywostoku pierwsi ludzie powoli wychodzili z domów i zmierzali do pracy. Chaotyczna i dość niezborna opowieść o życiu miasta dotyczyła głównie życia miejscowych wyższych sfer i uniwersytetu, zwłaszcza Instytutu Inżynierii, przeplatanych ciekawostkami o historii miasta i różnymi anegdotami. Na słuchaniu skaczącej z tematu na temat dziewczyny upłynęły trzy kwadranse, potrzebne by dotrzeć do lokalnej siedziby największego brytyjskiego banku.

Gabinet dyrektora urządzony był skromnie i praktycznie. Zarówno biurko, jak i fotele dla gospodarza i gości oraz szafki na dokumenty były solidnej a przy tym estetycznej konstrukcji. Jedyną ozdobą, jaka tu trafiła, była niewyobrażalnie stara kamienna maska wisząca na ścianie. Mimo swojego oświeceniowego światopoglądu, Christine drgnęła na jej widok, dwa kły w ustach i coś jeszcze nieuchwytnego w jej wyglądzie sprawiało nieprzyjemne wrażenie. Sam dyrektor okazał się postawnym, dobrze zbudowanym blondynem, zadziwiająco młodym jak na tak poważne stanowisko. Podniósł się, gdy tylko weszli. – Ach, panna Troy i pan MacKennet. – Skłonił się nieznacznie, ucałował dłoń Christine a z Williamem wymienił jej uścisk. – Miło mi państwa powitać, jestem Dio Brando. – Po krótkiej wymianie uprzejmości cała trójka rozsiadła się w fotelach. – Prezes Bond, uprzedził mnie o państwa przyjeździe. W jaki sposób mogę państwu pomóc?

24 Października, Baza Floty Pacyfiku w Naha

Shimazu Nagasumi stał na mostku Abukumy tuż za plecami zapatrzonego w morze kapitana Yūto. Razem ze wszystkimi oficerami czekał na rozkazy w związku z decyzjami podjętymi na naradzie. Wreszcie kapitan przerwał ciszę. – Dzięki danym, jakie zdobył Shimzau-san, ustaliliśmy trzy przypuszczalne lokacje, dla baz operacyjnych łodzi podwodnej napotkanej trzy dni temu. Abukuma, oraz łódź podwodna Koushoku no Sensuikan oraz korwety Hisan no Rankokujin i Kyokukou pod moim dowództwem zbadają obszar wokół wyspy Sachalin w poszukiwaniu rzeczonej bazy. – Nagasumi uśmiechnął się delikatnie, choć w duchu niemalże skakał z radości. Będą mieli szansę dopaść mącących porządek piratów i ukrócić ich karygodną działalność, tłamsząc ją całkowicie i bezwzględnie. – Przygotować statek do wyjścia w morze, za godzinę wyruszamy w stronę Sachalinu. – Wszyscy ruszyli do swoich obowiązków, nim jednak Shimazu zdążył przekroczyć próg pomieszczenia kapitan zatrzymał go. – Proszę chwilę poczekać Shimazu-san. – Gdy wreszcie zostali sami dowódca podjął wątek. – W związku z pana zasługami w Hong-Kongu wysunąłem podczas obrad temat pańskiego awansu. – Nagasumi nie dał po sobie poznać, ale musiał wytężyć całą siłę woli by nie wyszczerzyć się radośnie. Wszystko zdawało się mu sprzyjać. – Niestety, wcześniejszy przebieg pana służby, zanim trafił pan na pokład Abukumy stanął na przeszkodzie. – Tak jak wcześniej radość, tak teraz zawód nie odbił się na jego twarzy, choć coś w jego postawie i tak sprawiało wrażenie, podobne jak balon, z którego uleciało całe powietrze. – Jednak nic jeszcze nie jest stracony. Na czas misji otrzyma pan specjalne zadanie, od którego zależy pańska perspektywa awansu, Shimazu-san. – Kapitan pokazał na osłonięte brezentem rusztowanie, które zdążono już przenieść na pokład. – Ponieważ może dojść do walk na lądzie, przydzielono nam trzy Oootoko, po jednym na każdy okręt. Na Abukumie popłynie Shushou no Shikyo [Ręka Śmierci], pana obowiązkiem będzie zaopiekować się podczas rejsu jego pilotem.

Shimazu zszedł na pokład by odnaleźć pilota, któremu go przydzielono. Pomiędzy krzątającymi się po pokładzie marynarzami szykującymi fregatę do opuszczenia portu nie dostrzegł nikogo, kto mógłby być poszukiwaną przez niego osobą. Właściwie to nie dostrzegł nikogo spoza załogi. Dopiero po chwili zauważył kobietę opierającą się o skrywające golema rusztowanie. Krótkie czarne włosy były zmierzwione i sterczały na wszystkie strony w nieładzie, dolną część twarzy zasłaniała czarna chusta. Mimo, że praktyczny czarny kombinezon był stosunkowo luźny to i tak nie skrywał za dobrze zdradzającej płeć sylwetki. Shimazu rozejrzał się raz jeszcze, lecz poza kobietą nie dojrzał nikogo kto już wcześniej nie pływał na Abukumie.
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Jabberwocky »

Christine Emma Troy

Christine spoglądała przez okno gondoli na miasto przepływające pod nią, choć zasypane śniegiem miało swój urok, dachy cerkwi błyszczały złoto w wieczornym słońcu, po chwili górę wzięła jednak praktyczna część umysłu i udała się do łazienki by przebrać się w zimowe ubrania, czego jak czego ale mrozu nie znosiła.

Kiedy William pomagał jej wysiąść, wbrew wszelkim oczekiwaniom, milczała, największy wpływ na to miała chyba pogoda na której to Christine skupiała całą swą uwagę, dokładniej rzecz biorąc to skupiała się głównie na tym by efektów tej oto pogody uniknąć, Christine zacisnęła mocniej pas płaszcza i szal a na głowę wcisnęła kapelusz, zasadniczo jedynym widocznym teraz elementem jej ciała była końcówka nosa, gdyby nie obecność Williama, którego raczej ciężko przeoczyć, wysłana po nich przez Dio Brando Irlandka mogła by jej nie zauważyć.
W czasie podróży do siedziby banku Christine zajmowała sie głównie oglądaniem miasta i, od czasu do czasu, wertowaniem w myślach wszystkich, istotnych według niej, informacji które dotąd zdobyła, spojrzała kilkakrotnie na rozgadaną Irlandkę, „Może to jej metoda na rozgrzanie się w tym mrozie” pomyślała lekko zirytowana niekończącym się potokiem słów, z niekłąmanym zadowoleniem ujrzała wyłaniający się z za rogu budynek banku do którego zdążali.

Osoba dyrektora nieco ją zaskoczyła, zastanawiała sie czego musiał dokonać by w tak młodym wieku objąć tak ważne stanowisko, albo przynajmniej kto mu je załatwił, zastanowiła ją również jedyna ozdoba pokoju, maska kojarzyła się jej nieco z Afryką ale nie miała co do tego pewności, widział kiedyś podobne antyki pochodzące z Azji czy Australii a nawet Europy.
-Hmm, pomóc mówi pan... czemu by nie, na początek chciałabym dowiedzieć się skąd to właściwie pochodzi- powiedziała wskazując na maskę.

Pytanie o maskę wyraźnie zaskoczyło jej rozmówcę. – Nie spodziewałem się, że zaczniemy rozmowę od umeblowania. – Na jego ustach zamajaczył delikatny uśmiech. – Mój przybrany ojciec George Joestar przywiózł ją z Meksyku jak był młody. Znalazł ją w ruinach starożytnego miasta, które przeszukiwali z ekspedycją archeologiczną.

-To z ciekawości- dodała z nieco zażenowanym uśmiechem-przypominała mi Afrykę...- jej oczy zamgliły się lekko kiedy przed oczami przeleciało jej kilka obrazów z ostatnich lat – widziałam kilka antyków z Ameryki południowej ale zwykle były bardziej... kanciaste, ale mniejsza z tym, ma pan rację, są ważniejsze sprawy do omówienia, na początek chciałabym wiedzieć czy ma pan jakieś świeższe informacje od tych które dostaliśmy w Anglii.

Brando zamyślił się. – Cóż, przepływ materiałów pozostaje w miarę stały, nadwyżki rozkładają się w ten sposób od dłuższego czasu i sądzę, że w tej kwestii nic nowego państwu nie powiem. Za to parę wydarzeń bieżących może wydać się ciekawych. – Przerwał na chwilę i pogrzebał wśród leżących na biurku i w szufladach papierów. Christine zauważyła parę listów kredytowych, kilka depesz, jakieś wypisy z rachunków i jedną czy dwie kartki pokryte jedynie kolumnami liczb. – A tak, tutaj. Nowa linia kolejowa, która ma powstać ma przebiegać przez Carskie Kołowroty, co jest o tyle ciekawe, że ta wersja trasy jest droższa, dłuższa i będzie powstawać, co najmniej o pół roku dłużej. Hmm, co jeszcze. O, kilku najwybitniejszych speców z Instytutu Inżynierii wzięło ostatnio urlopy, bezterminowo dodam, i wyjechało. Nie udało nam się prześledzić dokładnie kto i dokąd, ale podejrzewam, że jest się pani w stanie domyśleć, gdzie podziewają się dr Sikorski, dr Wyznacznikow, prof. Łodygin i paru innych. Dokładne dossier inżynierów, którzy wyjechali otrzymają państwo najpóźniej dziś wieczorem.

-Hmm, ciekawe, ale nie powiem żeby mnie to mocno zaskoczyło, podejrzewam że Rosjanie mogą pracować nad jakąś nową technologią więc „urlopy” naukowców były do przewidzenia... Hmm.. te informacje pochodzą od agentów umieszczonych w strukturach administracyjnych cara czy prosto z placu budowy?

Kolejny uśmiech rozjaśnił twarz dyrektora. – Tajemnica. – Mrugnięcie zdradziło, że żartuje. – Tak naprawdę z różnych źródeł. Trochę białego wywiadu, trochę rozmów przy wódce ze studentami i robotnikami, trochę pracy agentów i trochę analizy ekonomicznej, nawet nieco więcej niż trochę.

-Ha, z doświadczenia wiem że w samych papierach można ukryć wiele rzeczy, wioska zamieni się w las, kopalnia stanie się stawem...-mówiąc to lekko się uśmiechnęła- Czy możemy liczyć na wsparcie agencji po przybyciu na miejsce budowy trasy?-spytała już poważniejszym tonem- Czy może będziemy mieć do towarzystwa wyłącznie „kolegów po fachu” z Ochrany?

Dio skierował wzrok na ścianę, jakby nagle po raz pierwszy zdał sobie sprawę z obecności na niej kamiennej maski. W zasadzie już samo to starczyło, za odpowiedź. – Obawiam się, że będziecie państwo zdani na siebie. Zdołaliśmy jedynie ułatwić pani nieco znalezienie się tam, nawiązując współpracę z Instytutem Inżynierii, dzięki czemu będzie pani mile widziana jako hm... Niezależny konsultant. – Zamyślił się. – Jest jeszcze hrabia Lloyd Asplund, nawiasem mówiąc profesor Uniwersytetu Oksfordzkiego, ale on jest nieco ekscentryczny i nie wie o państwa misji.

-Pracuje tam na miejscu?- zrobiła zdziwiona minę- myślałam że tam pracują wyłącznie... lokalni naukowcy.- zamyśliła się lekko- Czy powinniśmy wiedzieć o kimś jeszcze? Znani wam rosyjscy agenci czy donosiciele, naukowcy, pracownicy budowy?

- Hrabia Asplund jest... wyjątkowy. Tak naprawdę to nawet ja nie wiem, czym się zajmuje. – Widać było, że Brando jest zakłopotany. – A to oznacza, że w grę wchodzą naprawdę najwyższe szarże. A co do najważniejszych osób na miejscu, Siergieja Witte, pani zna. Jeśli chodzi o resztę, zapamiętam żeby przekazać w aktach wszystko co może się okazać przydatne.

-Rozumiem, poznanie tego człowieka może być ciekawym doświadczeniem...-uśmiechnęła się, z jej doświadczeń wynikało że większość naukowców których uznawano za dziwaków była albo geniuszami albo wariatami, miała więc jakieś pięćdziesiąt procent szans na spotkanie naprawdę błyskotliwego człowieka- Czy wie pan juz jak mamy się dostać na tereny budowy koleją? No i czy na pewno zostaniemy tam wpuszczeni.

- Jak już wspomniałem, parę łapówek w rektoracie Uniwersytetu Władywostockiego i paru dziekanatach zapewniło oficjalną zgodę na pani udział w przedsięwzięciu. Mimo całego tuszowania, w kręgach ludzi zainteresowanych sprawą pani praca w Sudanie znalazła sobie wielkie uznanie. – Uśmiechnął się. – Jeśli chodzi o transport, to również udało nam się załatwić. Co prawda podróż trochę potrwa, ale sanie z konnymi i psimi zaprzęgami są najpewniejszą obok kolei formą transportu na większe odległości w tej okolicy.

-Taaak, nie ma to jak...-myślała intensywnie przez chwilę- kulig? Dobrze pamiętam? Paskudztwo, zimno, trzęsie i zasadniczo nie da się pracować w trakcie podróży, czy Rosjanie nie wykorzystują gotowej już części trasy? To zwykła praktyka przy budowie linii kolejowych, nawet jeśli nie do transportu ludzi to choćby po to by dowieźć materiały na budowę- zapytała lekko skonsternowana.

- Owszem, ma pani rację. Ale niestety, mimo że korupcja osiąga w tym kraju przerażające rozmiary, nie udało nam się jeszcze załatwić możliwości skorzystania z istniejącego fragmentu linii. Nie uwierzy pani ile różnych łapówek trzeba wręczyć żeby zorganizować coś takiego. – Zajrzał w papiery. – Jak na razie podkupiliśmy kilkunastu urzędników, z czego co najmniej połowę bez potrzeby jak się później okazało, a nie jesteśmy pewni ilu jeszcze trzeba będzie przekupić. – Zapisał coś na świstku papieru. – Nadam sprawie priorytet i zobaczę czy uda się coś z nią zrobić do pojutrze.

-Dobrze więc, zostało mi jeszcze tylko jedno... nie, dwa, a właściwie to trzy pytania-uśmiechnęła się lekko- pierwsze, czy poza informacjami jakie nam pan udostępnia jest pan w stanie zapewnić dodatkowe wyposażenie? Co prawda w tym momencie niczego konkretnego nie potrzebuję ale wolę z góry wiedzieć do kogo się zgłosić, po drugie chciałbym wiedzieć kiedy mamy ruszyć w dalszą drogę no i gdzie będziemy do tego czasu przebywać -przygryzła lekko wargę- to chyba wszystko co chciałabym wiedzieć.

- Odpowiem po kolei. Między Władywostokiem a budową, co dwa dni następuje wymiana poczty, w ten sposób mogę państwu przesłać sprzęt lub informacje. Choć zwracam uwagę na względy bezpieczeństwa, wszelkie państwa listy na pewno będą sprawdzana przez Ochranę. W drogę ruszycie państwo pojutrze i w zależności od powodzenia sprawy z pociągiem podróż potrwa do dwu dni góra. A na czas pobytu wynająłem dla państwa mieszkanie na Alei Uniwersyteckiej.
-Hmm, ja nie mam juz więcej pytań, a ty?
- spojrzała z zainteresowaniem na Williama
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: BlindKitty »

William MacKennet

Tak. Było tu zimno - naprawdę zimno, nie chłodno jak w Szkocji, do czego był doskonale przyzwyczajony. Nawet nie zimno jak w najwyższych szkockich górach zimą. Tu zimno było niemal namacalne. Było nie tylko brakiem ciepła, ale wręcz jego zaprzeczeniem.

Ale tak naprawdę, nie przeszkadzało to zbytnio. Ciuchy które dobrał przygotowały go na to doznanie i teraz nie był zaszokowany, ani przemarznięty, i nie zanosiło się na to żeby szybko się taki stał.

Patrzył na małego rudzielca, który towarzyszył im w drodze, i uśmiechał się lekko do siebie. Miał już trzy i pół dziesięciolecia za sobą, a ona wyglądała tak młodo, jakby mogła być niemal jego córką. Nie spodziewał się, że kiedyś będzie miał jeszcze dzieci - młody już nie był, przystojny od dość dawna też nie. Nawet bogaty. Może w miarę inteligentny; ale to zdecydowanie za mało, żeby zdobyć jakąś kobietę, zapewne. Zresztą nigdy mu na tym specjalnie nie zależało. Kiedy pytali go, czy jest żonaty, odpowiadał że tak - ze Szkocją.
Gdy wysiadali, a Ann zdjęła rękawiczkę, zwrócił uwagę iż miała na palcu obrączkę. Pokręcił głową; mimo wszystko, jakby się bardzo postarał, mogłaby być jego córką, ale... Ale, no właśnie. Przecież gdyby wybrał jakąś normalniejszą ścieżkę kariery...
Nieprawda, powiedział sam do siebie. Może nawet miałbym wtedy dzieci, ale nie byłbym tak spełniony jak w armii.

Pokręcił głową - nawet nie zauważył kiedy znalazł się w gabinecie, rozmowy wysłuchał jednak dość uważnie.
- Nie, zdaje się że nie mam więcej pytań. Moja towarzyszka jest znakomicie przygotowana do zadawania ich, jak się okazuje, i ja nie jestem już przy tym zwykle potrzebny - uśmiechnął się.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Artos »

Nagasumi Shimazu

Na spotkaniu Shimazu spisywał jak najwięcej informacji do swego dziennika, by jak poprawić jakość swych raportów najbliższych. Konkrety będą tym co będzie najpotrzebniejsze w walce z przeciwnikiem.

”Shushou no Shikyo”

Ta nazwa dawała mu bardzo wiele do myślenia. W końcu pilot tego typu pojazdu powinien być osobą niezwykłą skoro tak nazwała swą broń. Zazwyczaj w końcu korzysta się z krótkich i chwytliwych haseł, które mają zwiększyć morale własne i osłabiać przeciwnika. W końcu gdyby ktoś wyskoczył w Oootoko zwącym się „Kwiatuszkiem” raczej nikt nie potraktowałby go poważnie. Schodząc z mostka kapitańskiego poprawił swój ubiór by jak najlepiej się zaprezentować osobie którą miał za chwilę spotkać. Poprawił marynarkę i koszulę. Wszystko zaczęło wyglądać idealnie. Otworzył jeszcze swój notatnik i czytając go po raz kolejny powtórzył

”Shushou no Shikyo”

Rozejrzał się więc po pokładzie i nie zauważając nikogo obcego stanął na przeciwko rusztowania nowej jednostki. Spisał prawdopodobne wymiary, gdy o tym ich nie poinformowali i po samym zarysie konstrukcji ocenić spróbował serię produkcyjną. O tych rozmiarach Oootoko prawdopodobnie należał do serii 7, ewentualnie 8. Mogła to być również eksperymentalna jednostka z klasy 12 lub 21, lecz raczej było to mało prawdopodobne. Dowództwo w końcu nie wysłałoby jednostek w fazie testów na pole bitwy.

„A co jeśli jest to ich chrzest bojowy?

Szybko zaczął analizować tą możliwość, aczkolwiek nie dawał jej więcej aniżeli statystyczne odchylenie 0,01%. Chwycił swój notatnik kończąc swe domniemania i zapiski na ten temat. Podszedł zdecydowanym marszowym krokiem do rusztowania i spojrzał za przykrywającą jednostkę płachtę. Zobaczył na pancerzu nazwę jednostki która się zgadzała z tą której pilota miał znaleźć. Wycofał więc głowę spod płachty i oparł się o rusztowanie ponownie wyciągając swój notatnik rozwiewając w nim część swych domysłów.

- Teraz pozostało mi tylko znaleźć pilota

Westchnął cicho po wypowiedzeniu tych słów i zaczął odchodzić od jednostki w kierunku mostku. Chciał się zapytać o rysopis pilota albo chociażby jego nazwisko. Jednak nie poszło to całkowicie po jego myśli. Gdy zrobił pierwszy krok zauważył po swej lewicy stojącą kobietę przyglądającą się mu z zaciekawieniem. Zdziwił się niemiłosiernie. Spodziewał się w tym miejscu pilota a nie kobiety! Zresztą co robiła w tym kombinezonie? Przecież wszystkie ekipy naprawcze z portu już zostały wycofane, więc nie mogła już przebywać na pokładzie. Chciał się przywitać i wylegitymować ją, lecz nie zdążył. Poślizgną się perfidnie stawiając już drugi krok w stronę mostka i uderzając o pokład ciężko. Gdy wstawał cały czas przyglądał się kobiecie, łapiąc się za głowę jedną ręką, a drugą poprawiając marynarkę. Gdy w końcu wstał odparł bezpośrednio i niczym niemalże maszyna

- Ohayo gozaimasu. Watashi no namae wa Shōi Shimazu desu. [Dzień dobry. Jestem podporucznikiem marynarki Shimazu]. Proszę się wylegitymować i podać powód swej obecności na tej jednostce.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Perzyn »

24 Października, Fregata Abukuma

Dopiero, gdy już zdążył podejść i zażądać wylegitymowania się, Shimazu zauważył głęboką, starą bliznę ciągnącą się od skroni kobiety w dół, milimetry od oka, przez policzek i znikająca pod chustą. Równa, nieco zakrzywiona linia wyraźnie odcinała się na ogorzałej skórze twarzy. Kobieta spojrzała na niego z wyższością, jakiej nie spotkał dotychczas nawet u najwyższych oficerów floty. – Nareszcie. Myślałam już, że się nie doczekam. – Władczy ton głosu i wypowiedziane słowa do spółki z blizną zupełnie zbiły Nagasumiego z tropu. Jego twarz zmieniła się w maskę zaskoczenia i konsternacji a w głowie zaczęła kiełkować niedorzeczna i straszna myśl. Jego wzrok przykuły niewielkie srebrne dystynkcje na kołnierzu kombinezonu. Przełknął ślinę rozpoznawszy tworzące je kanji. „Kurogane no Oootoko”, oznaka pilotów. Nie dano mu czasu na naprawę pomyłki. – Jestem Tokugawa Shikyo, pilot Shushou no Shikyo. A pan jak mniemam ma się mną opiekować. – Jej ton był zimny i podszyty pogardą, a przy ostatnich słowach nie odmówiła sobie wyraźnego sarkazmu. Nagasumi ciężko westchnął w duchu, zapowiadał się długi i trudny rejs.

Minęło kilka godzin, od kiedy wyszli w morze. Mała flota spokojnie zmierzała kursem 2-5-0 na północ, wszyscy cieszyli się spokojem, jaki póki, co panował. Z jednym wyjątkiem. Fakt, że kajuta, którą dzielił z trójką innych podoficerów zajęła Shikyo a jemu pozostała ciepła koja w przedziale załogi, mógłby przeboleć. Za to rezerwa i lekceważenie, z jakim traktowała go „Hikoushi-sama” [Pani Pilot], pomimo, że nie były dla niego zupełną nowością, zdołały zajść mu za skórę. Każda próba nawiązania rozmowy kończyła się porażką, jedyne, co słyszał od Shikyo to komendy.

Za to miał okazję obejrzeć Shushou no Shikyo w pełnej krasie. Uśmiechnął się kwaśno na myśl o tym na jak wielu poziomach ta nazwa pasuje do maszyny. Hikoushi sprawdzała po raz kolejny czy wszystko z jej Oootoko jest w porządku a Shimazu, ciesząc się niespodziewaną chwilą wolności dokładnie przyglądał się stalowemu olbrzymowi. Na oko maszyna miała ze cztery i pół metra i od pierwszego spojrzenia było widać, że jest dziełem sztuki, unikatowym i jedynym w swoim rodzaju. Nagasumi nie był ekspertem, ale wiedział, że na podstawie pewnych ogólnych cech można podzielić Oootoko na klasy o podobnych parametrach i specyfikacji, lecz jednostka płynąca na Abukumie nie pasowała nawet do eksperymentalnych klas 12 i 21. Prawie cała czarna, jedynie prawe ramię i stylizowana na czaszkę głowa wyraźniej się odcinały. Zwłaszcza ten pierwszy element przykuwał uwagę, i zdawał się być jednym z uzasadnień nazwy. Białe, nieopancerzone ramie z dłonią, której palce zakończone były stalowymi, hydraulicznie napędzanymi szponami, miało w sobie coś przywodzącego na myśl szkielet. Shimazu był pewien, że coś jest nie tak ze stawami, ale nie był pewien, choć miał wrażenie jakby było ich za dużo. Niewielkie działo zamontowane na drugim ramieniu budziło znacznie mniej niepokojące, choć równie spore odczucia. Rozmyślania przerwał mu jeden z marynarzy. – Shimazu-san. Na mostku zaraz odbędzie się narada dowódców, Yūto-taisa, ze względu na pana zaangażowanie w sprawę chciałby, aby wziął pan w niej udział.

25 Października, Władywostok

Kolejna przejażdżka z gadatliwym rudzielcem była znacznie krótsza i zakończyła się przed drzwiami niewielkiej kamienicy. Kilka słów zamienionych z właścicielem, przekazanie kluczy i oto już byli w mieszkaniu, które dla nich wynajęto. Dwie małe sypialnie, równie niewielki salon oraz kuchnia i łazienka a wszystko urządzone skromnie, ale schludnie. – Potem przywiozę dokumenty od dyrektora, póki, co odpocznijcie i rozgośćcie się. – Chwilę później William i Christine zostali sami w swoim tymczasowym lokum.

Herbata przyjemnie parowała w dwu filiżankach. Christine szybko rozgryzła obsługę samowara i teraz, gdy oboje siedzieli nad przyniesionymi przez roztrzepaną Irlandkę dokumentami ciepły wywar cały czas był pod ręką. Szybko doszli do porozumienia odnośnie podziału pracy, William wziął teczki dotyczące pracowników budowy a Christine zajęła się inżynierami ściągniętymi do pracy nad tajemniczym projektem. Nie miała już wątpliwości, że chodzi o jakąś nową technologię, teraz musiała tylko ustalić, jaką. W tym samym czasie jej szkocki ochroniarz zapoznawał się z listą osób zatrudnionych przy budowie.

Sikorski, specjalista od wysokoobrotowych silników parowych i żyroskopów. Fiedorow, specjalista od metalurgii, jeden z najwybitniejszych na świecie zresztą. Christine czytała kiedyś tłumaczenie jego artykułu o lekkich stopach w The Science. Sucharski, Polak, połowa okrętów Carskiej floty powstała w oparciu o jego projekty. Łukasiewicz, kolejny Polak, genialny chemik, specjalista od chemii organicznej. Popow i Tesla, fizycy. Daimler, Niemiec, kolejny spec od silników. Wyznacznikow i Schodow, pracowali przy praktycznie każdym możliwym środku transportu – sterowce, lokomotywy, samochody, łodzie i kto wie, co jeszcze. Kolejne nazwiska, kolejne dziedziny. Christine zagłębiała się w zawartość kolejnych starannie przygotowanych teczek. Wywiad wykonał kawał ciężkiej roboty przekopując się przez oficjalne i półoficjalne źródła, kompletując życiorysy, wykazy prac i artykułów, projektów, przy których brali udział i powiązań czy to ze stowarzyszeniami naukowymi czy to z organami państwa. Christine przygryzła wargę i pociągnęła łyk letniej już herbaty. Nie była pewna czy do czegokolwiek w ten sposób dojdzie. Nagle jakaś myśl wpadła jej do głowy. Chwyciła pióro i zaczęła podkreślać dziedziny, w jakich specjalizował się więcej niż jeden z powiązanych z tajemniczym projektem naukowców. Szybko sprawdziła wszystkie teczki jeszcze raz, tym razem pod kątem pobocznych powiązań z wyznaczonymi dziedzinami. Gdy skończyła wypisała na kartce.

- Żyroskopy
- Silniki Wysokoobrotowe
- Chemia Organiczna i Przemysłowa
- Metalurgia
- Tworzywa sztuczne i włókiennictwo


Spośród ponad dwudziestu inżynierów i techników, którzy według RIS znaleźli się w Carskich Kołowrotach każdy, albo zajmował którąś z tych dziedzin, sporo było fachowców w poszczególnych kategoriach. Ba, było nawet kilku o zamiłowaniach wyraźnie interdyscyplinarnych!

Gdy Christine próbowała wyciągnąć jakieś wnioski, które mogłyby rzucić więcej światła na plany Rosjan, William zagłębiał się w wykaz ludzi, z którymi przyjdzie im się spotkać na miejscu. Biorąc pod uwagę, że była ich znacznie ponad setka, na własne dossier zasłużyli tylko ci najważniejsi. Dane na temat Siergieja Witte, tylko pobieżnie przejrzał, w tej kwestii mógł zdać się na Christine. Znacznie więcej uwagi poświęcił osobie Hrabiego Ulianowa. Ilia Nikolajewicz Ulianow i jego syn Włodzimierz byli według informacji RIS powiązani z Ochraną, niewykluczone, że nawet jako agenci. Oficjalnie Ilia pełnił rolę reprezentanta gubernatora na terenie budowy i do niego należały wszelkie decyzje administracyjne z nią związane. Mimo licznych prób przekupienia ich, obaj arystokraci pozostawali nieprzekupni. MacKennet odłożył na bok ich teczki i odnotował w pamięci by na nich uważać. Kolejną osobą, która zasłużyła sobie w opinii wywiadu na własną teczkę był dowódca oddziału przydzielonego do ochrony robotników. Wasilij Iwanowicz Zajcew, pułkownik Korpusu Carskiego. Przebieg służby opisany był z zadziwiającą szczegółowością. William aż gwizdnął przez zęby, czytając go. Akademia ukończona z wyróżnieniem, wzorowa służba w Gwardii Carskiej, najbardziej prestiżowym regimencie w całej armii, doskonałe przeszkolenie w zakresie dowodzenia i godne podziwu umiejętności strzelca wyborowego. Raczej nie będą mieli z nim problemów, w końcu ich obecność będzie oficjalna, ale mimo to... Kolejna osoba, na którą trzeba uważać. Dalej przewinął się szereg mniej ważnych postaci, wyróżnionych czy to przez wzgląd na pełnioną funkcję, czy to za sprawą mniej lub bardziej pewnych powiązań z Ochraną. William był zaskoczony liczbą potencjalnych konfidentów, stopień, w jakim inwigilowane było całe przedsięwzięcie dawał sporo do myślenia.

27 Paździenika, Władywostok, Dworzec Kolejowy

Drogę na dworzec umiliła im dla odmiany obecność Dio. Nie omieszkał poinformować ich, że koszty łapówek, jakie zostały wręczone by zapewnić im miejsce w wagonie z pocztą i zapasami, były astronomiczne. Gdy wreszcie dotarli na miejsce, wręczył kolejną, tym razem jednemu z kolejarzy. Wskazał im wagon towarowy, w którym mieli jechać, pożegnał się i wrócił dbać o pozory, prowadzenia zwykłej działalności finansowej.

Niewielki kawałek wolnej przestrzeni wygospodarowany pomiędzy paczkami nie pozwalał ułożyć się zbyt wygodnie, zwłaszcza postawny Szkot miał z tym spory problem. Spojrzenie na mapę nie napawało optymizmem. Biorąc poprawkę na warunki, podróż potrwa kilka długich godzin. Za to pocieszający był fakt, że do Carskich Kołowrotów będą mieli z placu budowy raptem kilka godzin zaprzęgiem. W mrozie i ciasnocie rozpoczął się finał ich misji, a przynajmniej na to wyglądało.
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Artos »

Nagasumi Shimazu

– Shimazu-san. Na mostku zaraz odbędzie się narada dowódców, Yūto-taisa, ze względu na pana zaangażowanie w sprawę chciałby, aby wziął pan w niej udział.

Spojrzał na marynarza przekazującego informacje spokojnie, trochę jednakże mętnym wzrokiem. Rozbudzony między światami analizy a rzeczywistości trochę się pogubił w tym co się stało, lecz zdążył odpowiedzieć bez większych problemów.

- Zrozumiałem. W takim razie zaraz tam będę. Dziękuję.

Spojrzał się w górę w stronę kobiety, podobno pilota, lecz brak aprobaty dla jej zachowania kazał wątpić w jej zdolności bojowe. Jednak to było wojsko i nie wypadało dyskutować. Rozkaz to rozkaz i tego powinien się trzymać Tylko to się liczy.

- Shoi Shimazu melduje się na rozkaz komandorze Yūto!

Odparł gdy już dotarł do miejsca spotkania. Komandor skinął głową. Obok niego, lekko pochyleni nad stołem stali kapitanowie pozostałych jednostek biorących udział w misji. Nagasumi zbliżył się do nich i zobaczył, że tym, w co wpatrują się z taką uwagą jest mapa, na której w okolicy Sachalinu wyznaczono linie znanych kursów, a w oparciu o nie obszar, na którym przypuszczalnie znajduje się baza Nautilusa.

– Skoro jesteśmy w komplecie możemy zaczynać. Fuyutsuki-san, Shimazu-san, najlepiej z nas znacie się na łodziach podwodnych. Co prawda jednostka, z którą mieliśmy do czynienia jest niezwykła, ale sądzę, że pewne ogólne wiadomości odniosą się i do niej.

Wskazał mapę przed nimi.

– Jakie warunki są potrzebne by minimalnym kosztem stworzyć dla takiej bazę i gdzie byłaby najwygodniejsza jeśli uwzględnić zasięg.

Nagasumi spojrzał na mapę i już po chwili odpowiedział.

- Podstawową sprawą jest minimalizacja kosztów konstrukcji i eksploatacji bazy, a więc i zarządzania ryzykiem wykrycia.

Spojrzał się na pozostałych po czym kontynuował.

- Zgodnie z tymi założeniami najłatwiej i najciszej byłoby zbudować port wraz z reszta infrastruktury przy naturalnych formacjach klifowych. Mimo, iż stwarza to duże ryzyko pozwala ominąć część cywilnych jednostek jak i wojskowych, a także daje możliwość znalezienia odpowiedniej wielkości jaskinię do której, po odpowiedniej modernizacji, można byłoby wpłynąć i dokonać odpowiednich napraw i uzupełnienia zaopatrzenia. Warto również wspomnieć, iż w takim wypadku jednostka wynurzona byłaby całkowicie niewykrywalna przez ludność cywilną, jak również i zwiad lotniczy przeprowadzony w okolicy. Naturalna formacja dałaby wszystkie możliwe niemalże formy maskowania.

Spojrzał się po zgromadzonych osobistościach. Z aprobatą przyjmowali słowa Shimazu. Jednakże ten wiedział, iż sprawa nie jest, na tyle prosta by można było ją ująć w tych kilku słowach. Ten problem dostrzegł Fuyutsuki.

- Zgadzam się z Shoi Shimazu, jednakże jego słowa mają jedną lukę. Takie jaskinie klifowe są otoczone zazwyczaj wieloma mieliznami i kamiennymi słupami, które są nad wyraz trudne w ominięciu, tak więc osoba chcąca stworzyć bazę w takim miejscu napotkała by problemy w postaci utworzenia dokładnych map i przystosowania wejścia do swego nowego portu. Nasza armia napotkała tego typu problemy w trakcie tworzenia tajnych baz tego typu na zachód od Sapporo.

Jeden z dwójki milczących dotychczas kapitanów, Ibuki Shinshiro włączył się do dyskusji.

- Biorąc pod uwagę tę opcję, to tereny na wybrzeżu Morza Ochodzkiego raczej odpadają, fakt są skaliste, ale brakuje formacji klifowych. Biorąc pod uwagę przybliżone trasy, szukałbym raczej po zachodniej stronie Kampczatki.

Wszyscy spojrzeli na mapę.

- Ibuki-san, ma rację, ale w tej okolicy jest jeszcze jeden obszar pasujący do wymogów założenia takiej bazy.

Wszyscy zebrani spojrzeli na kapitana Ikariego, dowodzącego korwetą Hisan no Rankokujin.

- Północne wybrzeże Hokkaido. Nasze bazy znajdują się na zachód od Sapporo, ale na północnym wschodzie też jest mnóstwo lokacji, idealnie odpowiadających takim celom.

Głos ponownie zabrał Nagasumi.

- Zgadzam się. Nie można ominąć tak ważnego tropu. Fakt, iż działalność tej jednostki była poza naszymi najśmielszymi snami, koszmarami, jak również i poza świadomością naszego wywiadu oznacza, iż musimy być bardzo skrupulatni w poszukiwaniach i nie możemy pozwolić sobie na najmniejsze nawet niedopatrzenie. Podejrzewam, iż bazy te powstać musiały przed rozpoczęciem działalności rajdowej tej łodzi podwodnej, a co za tym idzie osoba stojąca za tym przedsięwzięciem była świadoma faktu, iż musi zachować szczególną ostrożność.

Rozejrzał się po mapie, chwycił za narzędzia kreślarskie i zaznaczył kilka punktów z datami ataków poszukiwanego przez nich przeciwnika.

- Te oto miejsca wskazują pierwsze działania naszych przeciwników w ty sektorze. Tak więc zakładając, iż były to akcje w miarę przemyślane, ostrożne i z ustaloną szybką trasą ucieczki do bazy możemy stwierdzić, iż najbardziej prawdopodobnymi miejscami znajdowania się przeciwnika są:
a) Sōya Kaikyō (cieśnina La Perouse), między Nihonkai (Morzem Japońskim) a Охо́тское мо́ре (Morzem Ochockim)
b) Południowo - zachodnim regionem wyspy Hokaido, a dokładniej Shiribeshi-shichō, na zachód od Sapporo
c) Północna część prowincji Ishikari-shichō (na północ od miasta Sapporo)
Ten ostatni rejon jest niemalże wręcz idealny, co sam mogę potwierdzić, gdyż przez pewien czas tam służyłem.


- Anta Baaaaka!

Wszyscy odwrócili się wyraźnie zaskoczeni w stronę głosu. Shikyo, niezauważona w toku dyskusji zdołała wejść na mostek i usiąść na zajmowanym na ogół przez kapitana fotelu

– Wszystko pięknie, tak długo jak trzymamy się teorii na temat klifu.

Podeszła do mapy i kolejne słowa akcentowała wskazując punkty będące przykładami potwierdzającymi jej teorie.

– Po pierwsze, sporo rzek w rejonie oferuje możliwość wpłynięcia wystarczająco w głąb lądu by nie zostać zauważonym. Po drugie, osłonięte zatoczki. Dają osłonę od strony morza, łatwo się do nich dostać i jest ich mnóstwo. Po trzecie na wybrzeżu Cesarstwa jest mnóstwo małych rybackich wioseczek, nawet ich administracja nie jest w stanie się tego doliczyć, stworzenie własnej nie jest takim problemem jak się dysponuje odpowiednimi środkami. Co prawda metody te nie oferują tak dobrego kamuflażu ani takiego bezpieczeństwa jak baza w klifie, ale znacznie poszerzają zakres możliwych lokacji a po drugie, znacznie łatwiej jest utrzymać w sekrecie budowę takiej bazy.

Shimazu spojrzał się na nią z nutą dezaprobaty i wściekłości, lecz kontynuował swój wywód spokojnie, tak jakby nigdy nic.

- Muszę Ci przyznać rację, lecz tylko częściowo. Stworzenie takiej bazy z punktu widzenia logistycznego było by prostsze i łatwiejsze, to fakt. Co do ukształtowania terenu też masz rację. Jednakże w tym co twierdzisz pojawia się kilka problemów.

- Chodzi o wielkość jednostki i sposób jej zaopatrywania.

Dodał szybko Fuyutsuki, jak gdyby nigdy nic, by po chwili wznowić swój wywód.

- To prawda, iż stworzenie takiej wioski jest możliwe z bardzo małym nakładem pracy, jednakże specyfika łodzi podwodnych wymaga uzbrojonej odpowiednio przystani. Tak więc pomost musiałby być odpowiedniej długości, być zaopatrzony w odpowiednie przenośniki paliwa, jak również nie możemy zapominać o odpowiedniej głębokości samego dojścia do portu.

- Tak więc większość rzek praktycznie odpada na starcie, gdyż wymagałyby wejścia w pozycji wynurzonej, jak również i całość operacji załadowczych musiałaby się odbywać w podobnych warunkach. Nie można zapominać, iż oznacza to przynajmniej w miejscu portu działalność pogłębiarek, a co za tym idzie zwrócenia uwagi, inaczej nie dojdzie do zadokowania przy brzegu, tylko w okolicach środkowej części rzeki, a taki pomost sam w sobie nie oznakowany na mapach administracyjnych byłby wielkim ryzykiem.

Spojrzał Shimazu po dokończeniu tych słów na panią kapitan.

- Tak więc budowa takiego ośrodka w jaskini klifowej byłaby najlogiczniejszym pomysłem, wbrew początkowym problemom, gdyż zaoszczędza późniejsze problemy z bezpieczeństwem jednostki. Teoretycznie mogłoby to zdać egzamin, gdyby nie fakt, iż tankowanie tego łodzi podwodnych trochę czasu zajmuje, a co za tym idzie, zwiększa to ryzyko wykrycia.

Spojrzał się na komandora Yūto.

- Poza tym faktem, czy przebywanie na tym posiedzeniu nie jest przypadkiem nielegalne w Pani przypadku i czy maniery przynajmniej nie powinny miłościwej Pani przeszkodzić, przed zameldowaniem się w trakcie wchodzenia na mostek.

Odpowiedział spokojnie, lecz dało się wyczuć małą nutkę irytacji jej zachowaniem w jego głosie. Hikoushi wzruszyła ramionami.

– Nawet, jeśli, co to zmienia, gdy chodzi o treść narady?

Shimazu już chciał coś odpowiedzieć, ale zauważył kątem oka, że kapitan Yuto, próbuje dyskretnie dać mu znak żeby nie drążył tematu. Nie spodobało mu się, to, ale postanowił chwilowo dać spokój.

– Wracając do tematu. Nawet, jeśli baza w klifie jest najłatwiejszą opcją, to nie można wykluczać innych.

Spojrzała na mapę i wskazała na ciąg wysepek na północ od Hokkaido.

– Znalezienie odpowiedniej lokacji na wyspie jest pewnym kłopotem, ale biorąc pod uwagę jak dobrze przygotowany jest nasz przeciwnik nie można jej wykluczyć. Drugie, że biorąc pod uwagę trasy, nie możemy wykluczyć, że główna baza znajduje się znacznie bardziej na południe niż przypuszczamy.

Tym razem wskazała punkty ataków.

– To są potwierdzone miejsca spotkań, żadne nie jest wysunięte zbytnio na północ.

Sięgnęło po ołówek i nakreśliła szybko trasy mniej więcej równoległe do ustalonych, ale nieco przesunięte na południe i mniej odchylone na północ.

– Przy złożeniu takiego kursu, podkreślam wciąż pasującego do danych, jakie mamy, równie dobrze mogą siedzieć gdzieś na terenie Примо́рскиего крайю (Kraju Nadmorskiego)

- Jeśli mogę podążyć tą propozycją...

Zawahał się na chwilę Nagasumi.

- Jeżeli ominiemy mniejsze wysepki, gdzie faktycznie prawdopodobieństwo jest wysokie, dostrzeżemy, iż prócz zaproponowanych miejsc wręcz idealnie kreują się na bazę takie wyspy jak Rebuntō (Wyspa Rebun) i Rishirishima (Wyspa Rishiri). Gdy uwzględnimy do tego wcześniejsze rozważania, rozmieszczenie populacji, ukształtowanie terenu i trasę wyznaczoną przez kapitan Hikoushi, dobrym miejscem w którym warto rozpocząć poszukiwania jest obszar między miejscowościami Meshikun i Nishiuedomari na wyspie Rebuntō. Obszar ten charakteryzuje się dobrze ukształtowaną linią brzegową, jak również i odstrasza potencjalnych „ciekawskich” kilkoma formacjami skalnymi, przez co niewiele jest w tym rejonie szlaków komunikacyjnych. Warto również wspomnieć, iż dostępność materiałów jest duża i transport ich jest praktycznie bezproblemowy, gdyż nikogo nie zdziwi kilka transportów z każdego miasta. Każdy uzna, iż jest to zwykła inwestycja w innym miejscu wyspy ulokowana, tak więc i nie trzeba się przejmować wykryciem. To samo tyczy się również i kontynentu co prawda, lecz tam administracja lepiej działa i nie jest, aż tak skorumpowana z powodu częstszych kontroli.

Odparł pocieszony swym ostatnim znaleziskiem na mapie, aczkolwiek zdawał sobie sprawę, iż ta wynaturzona kobieta, jego największa zmora ostatnich czasów zapewne szybko sprowadzi go na ziemię i to dużo boleśniej aniżeli mógł zyskać tym spostrzeżeniem.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: BlindKitty »

William MacKennet

Wasilij Zajcew... Myślał o nim sporo, kiedy czekali na dworcu na pociąg. Właściwie jego myśli biegały od Ann do Wasilija i z powrotem - między potencjalną córką, jak nie wiadomo kiedy przyzwyczaił się o niej myśleć, a potencjalnym rywalem. Ta druga myśl zagnieździła się w jego umyśle w kilkanaście sekund po przeczytaniu, że Zajcew jest strzelcem wyborowym. No cóż, takie zboczenie zawodowe. Gdyby tamten wiedział kim jest William, myślałby tak samo.

Brak miejsca w wagonie nie był pozytywnym zaskoczeniem. Szkot próbował znaleźć sobie jakieś wygodne miejsce, tak żeby swoim ułożeniem nie urazić damy ani nie narazić jej na przypadkowy kontakt cielesny z nim. Było nie było, nawet w Carskiej Rosji obowiązywały pewne standarty - a nawet w jej wagonach towarowych, w których miejsca zdobyto przekupstwem. Czego zresztą w tym kraju w ten sposób nie zdobywano?

W końcu ułożył się jakoś, niewygodnie, ale przyzwoicie i w bezpiecznej dla Christine odległości od niej.
- Zanosi się na długą podróż - odezwał się.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Jabberwocky »

Christine Emma Troy

Christine była w całkiem niezłym humorze, udało się im jednak zdobyć miejsce w pociągu, który, nawet jeśli nie był miejscem o wiele cieplejszym od sań, to poruszał się szybciej i z mniejszymi postojami, do tego udało się jej zagarnąć kilka koców z mieszkania które dla nich wynajmowano.

Gdy tylko wsiadła do pociągu zajęła miejsce niedaleko okna, do pracy potrzebowała słońca.
- Zanosi się na długą podróż - odezwał się do niej William, pokiwała tylko głową na potwierdzenie, i z torby wyjęła spory notatnik i ołówek, od wizyty na Avalonie wolała się z nimi nie rozstawać, kto wie co jeszcze mogą zobaczyć wykonując zadanie dla RIS'u...

W notatniku wypisała dziedziny które łączyły naukowców wynajętych przez Cara, żyroskopy, silniki wysokoobrotowe, chemia organiczna i przemysłowa, metalurgia, tworzywa sztuczne i włókiennictwo, każdą z nich zakreśliła w duże kółko a od kółek narysowała strzałki przy których dopisała znane jej wykorzystania tych dziedzin w budowie mechanizmów, „Hmm, no to po kolei, żyroskopy... w zasadzie nowość, powstały zaledwie dziewięć lat temu, miał służyć do pomiaru położenia kątowego” myślała „ Więc w grę może wchodzić coś co może poruszać się we wszystkich kierunkach, maszyna latająca lub jeden z tych okrętów podwodnych o których słyszałam” zagryzła lekko wargę, inne zastosowania nie przychodziły jej do głowy „Dobrze, następne są silniki wysokoobrotowe... Hmm... mało ekonomiczne ale dają sporą moc jeśli spojrzeć na ich wagę, wymagają sporego źródła prądu, hmm... powstało kilka eksperymentalnych modeli ale nie słyszałam aby wykorzystano je do czegokolwiek” myślała zirytowana „Trudno trzeba więc przyjąć za możliwe teorie o ich wykorzystaniu” pokręciła lekko głową i wypisała dookoła kółka otaczającego silniki: napęd okrętów, obrabiarki do twardych materiałów, szlifierki, pompy” nic innego nie przyszło jej do głowy, spojrzał na następny punkt, chemia.. było tego zbyt wiele by wypisywać cokolwiek, zajmie się tym potem, może inne punkty pozwolą jej zacieśnić nieco tą kategorię, następna była metalurgia, to akurat było oczywiste, wszelkie metale i ich zastosowanie, słyszała o kilku eksperymentach gdzie do przetwarzania metali wykorzystano energię elektryczną, zapisała to również, analizując zdobyte dotąd materiały doszła do wniosku że Rosjanie wykazują spore zainteresowanie technologiami związanymi z elektrycznością więc nie należało tego lekceważyć, co jeszcze zostało, tworzywa sztuczne i włókiennictwo, znów ten sam problem co przy chemii, zbyt wiele możliwych zastosowań by napisać cokolwiek konkretnego...

Przez dłuższą chwilę analizowała wypisane przez siebie punkty, wróciła na chwilę do chemii, dopisała obok niej: kompleksy metali, nie miała co prawda pewności co do tego, większość jej wiedzy na ten temat stanowiły wszelakie teorie i przypuszczenia a nie solidne fakty ale nie miała lepszego pomysłu.

Resztę czasu spędziła zakutana w koce analizując wszelkie możliwe wyniki połączeń tych dziedzin, wypisując kolejne możliwości ich połączonego wykorzystania.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Perzyn »

24 Października, Fregata Abukuma

Nagasumi stał na głównym pokładzie i opierał się o reling sterburty zapatrzony w szarą powierzchnię morza. Naradę, zakończoną może z godzinę temu, uznać należało za porażkę na całej linii. Po długich dyskusjach i tak ostatecznym podsumowaniem były słowa Shikyo, że nieważne ile prawdopodobnych miejsc wyznaczą to i tak cała sprawa jest szukaniem igły w stogu siana i pomoże im, co najwyżej ślepy fart. Jeżeli miałoby się okazać, że Hikoushi ma rację, oznaczałoby to porażkę na całej linii.

Niewielka korekta kursu wystarczyła, by mała flota skierowała się Sapporo. Rozpoczną poszukiwania sprawdzając północne wybrzeża Hokkaidō a potem będą posuwać się na północ, sprawdzą Kamczatkę i zatoczą łuk, kierując się na południe wzdłuż wybrzeża, aż do Kraju Nadmorskiego, jeśli zajdzie potrzeba. Shimazu zgrzytał zębami na myśl ile potrwa taki kurs i ile rzeczy może pójść nie tak, nawet bez udziału jakiś wrogich sił. Ale był to najlepszy możliwy sposób, jeśli chcieli mieć pewność, że sprawdzą każdą dogodną lokację, jedyną alternatywą byłoby popłynąć lustrzanym odbiciem taj trasy.

Kolejne ciche westchnięcie wyrwało mu się z piersi, gdy przypomniał sobie rozmowę z kapitanem bezpośrednio po naradzie.

- Shimazu-san, zdaję sobie sprawę z faktu, że zachowanie Tokugawa-san, jest dość... nieformalne. Jednak, lepiej będzie przymknąć na to oko, w każdym razie tak długo jak nie będzie stanowiło zagrożenia dla sukcesu misji. – Nagasumi spojrzał na niego pytająco. – Ona, jest dość... nietypowa. Wie pan, że nie ma kobiet pilotujących Oootoko. Wie pan jak udało jej się dostać w szeregi Hikoushi? – Shimazu zaprzeczył. – Cóż, nie nagłaśniano tej historii. Gdy rozpoczęto budowę Shushou no Shikyo, jego pilotem miał być Tokugawa Soushiro, brat Shikyo. W ramach treningu pilotował jeden z modeli seryjnych. Z kolei Shikyo, wściekła, że to nie ona zasiądzie za sterami go zabiła. – Zanim Nagasumi zdążył cokolwiek powiedzieć, kapitan pociągnął opowieść. – Wyzwała go na pojedynek, jako broń wybierając Oootoko, tyle że nie miała żadnego. Nie wiem do końca jak udało jej się to zrobić, ale zabiła swojego brata siedzącego za sterami przy użyciu miecza. Zresztą z tej walki ma bliznę na twarzy. No i jeszcze jedno, jest wnuczką Tokugawa Takeō. – Shimazu nie odezwał się, bo nie był za bardzo pewien, co powinien powiedzieć, potrzebował czasu żeby przetrawić fakt, że jego „protegowana” jest bratobójczynią i przy okazji wnuczką Szoguna...

Pogrążony w ponurych myślach nie od razu usłyszał ciche poruszenia doskonale utrzymanych mechanizmów. Ani regularna praca tłoków, ani zgrzyt mechanicznych stawów nie zwróciły jego uwagi. Dopiero ciężkie tąpnięcie wyrwało go z rozważań. Odwrócił się natychmiast, tylko po to by zobaczyć jak w kłębach unoszącego się z dysz na barkach bordowego dymu, Shushou no Shikyo ożywa.

27 Paździenika, Budowa Kolei, Gdzieś w Kraju Nadmorskim

Gdy pociąg wreszcie z piskiem hamulców się zatrzymał na zewnątrz od dłuższego czasu było już ciemno. Z zewnątrz dobiegł trzask otwieranej kłódki i przesuwane drzwi się otworzyły. W chwilę później pod zbrojną eskortą zostali odprowadzenie do Zajcewa.

- Szpiedzy czy sabotażyści? – Pułkownik nie miał wątpliwości, co do celu pobytu Brytyjczyków. Nim jednak zdążyli cokolwiek wyjaśnić zza ich pleców odezwał się głos, który Christine rozpoznała od razu, mimo że jego właściciela spotkała ostatnio parę lat temu. – Nic z tych rzeczy Wasiliju. To Christine Emma Troy, mówiłem ci, że ma przyjechać jako konsultant przy budowie. – Siergiej Witte wkroczył w najodpowiedniejszym momencie.

Kilka minut siedzieli już w niewielkim baraku, stanowiącym coś na kształt biura zarządu, nad szklankami gorącej herbaty. Na stole przed nimi pełno było papierów z planami trasy, wykresami, obliczeniami, schematami mostów i wiaduktów i innymi bzdurami, które dla Williama znaczyły niewiele więcej niż przypadkowy bełkot, natomiast Christine mówiły praktycznie wszystko o tym, co dzieje się na budowie. A w każdym razie, jeśli chodzi o powstającą kolej. Uśmiechnęła się widząc prześwit toru większy o prawie dziewięć centymetrów i na myśl o anegdocie na temat tego, dlaczego tak w Rosji jest. – Najmocniej was przepraszam, ze Wasilija. To dobry żołnierz, ale strasznie podejrzliwy. - Mieli wrażenie, że inżynier trochę kpi. - Wszystko przez tę paranoję, którą Ocharna sieje. Nie uwierzysz jak bardzo węszą dookoła tej budowy, założę się, że w ekipie jest, co najmniej paru agentów. – Siwiejący już inżynier pokręcił głową. William zauważył, że bardzo dobrze mówi po angielsku, niemal bez akcentu. Dyskretnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Urządzone było surowo i praktycznie. Za całe umeblowanie, jeśli nie liczyć wielgachnych szaf pancernych, służyły trzy rozchybotane taborety, na których siedzieli i składany stół na kozłach, na którym wśród morza papieru zakamuflowane stały trzy szklanki parującego naparu. – Panie Murdoch, poproszę kogoś żeby pokazał panu barak gościnny, ja chciałbym zamienić jeszcze parę słów z Christine, powspominać dawne czasy. Nie obrazi się pan? – William pokręcił głową, złapawszy się na tym, że nie od razu zorientował się, że o niego chodzi. Na szczęście tym razem nic się nie stało, ale musi się przyzwyczaić do działania z fałszywą tożsamością.

Jeden z robotników, Iwan, jak zanotował w pamięci William, prowadził go przez błotnistą, słabo wyrównaną połać, będącą chwilowo terenem stacjonowania całej ekipy. Dookoła przechadzali się pilnujący spokoju żołnierze z karabinami. Przez głowę Szkota przeleciała myśl, w jakim stopniu mają chronić robotników przed zagrożeniem z zewnątrz a w jakim są nadzorcami niewolników. W legendzie, jaką RIS dla niego przygotował opisane były Rosyjskie metody pracy przy takich projektach. Maksimum efektów, przy minimum nakładów. Innymi słowy praca ponad siły, za minimalną stawkę i na najbardziej prymitywnym możliwym sprzęcie. Nigdzie nie było golemów, w zasadzie całość pracy od transportu szyn i podkładów po ustawianie torów, wbijanie gwoździ i całą resztę drobniejszych robót była wykonywana ręcznie. Nie oszczędzano za to na potężnych, elektrycznych reflektorach. Usta Williama wykrzywiły się w nieprzyjemnym grymasie. Praca w nocy? Wreszcie zobaczył zbitą z blachy falistej komórkę, przypominającą trochę większy kurnik. Schylając się w niskich drzwiach przekroczył próg i rozejrzał się po pojedynczym pokoju. Dwie niskie prycze i nic poza tym. To miejsce naprawdę mu się zaczynało nie podobać...

W międzyczasie Witte wyjął zza pazuchy piersiówkę i nalał hojnie do swojej herbaty. Spojrzał pytająco na Christine. Skinęła głową i wkrótce również i jej herbata zawierała procenty. Zapach, jaki dotarł do jej nozdrzy podczas procesu wzbogacania trunku nie zostawiał wątpliwości, spirytus techniczny. Diabelnie mocny i niewątpliwie będący efektem nadużycia kompetencji inżyniera zarządzającego budową. – Spójrz na tę mapę. Idiotyzm! – Siegiej był wyraźnie oburzony. – Ponad 200 kilometrów dodatkowo nadkładamy i to przez las i bagna! I po co? Wszystko przez ten przeklęty poligon. Mówię ci, wojskowym się już całkiem w głowach poprzewracało, przedłużać jedną z głównych linii tranzytowych żeby żołnierze mogli szybciej dojechać na ćwiczenia. Absurd. – Już w Sudanie starszy Rosjanin nie krył swojej pogardy dla armii i wojskowych, a przez te kilka lat wcale nie poczuł dla nich większego szacunku, nawet przeciwni. I zdaje nie bardzo się przejmował, czy przypadkiem nie wydał właśnie tajemnicy państwowej. Angielka uśmiechnęła się pod nosem. Furda tajemnica wojskowa, tu wszak chodzi o kolej!
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Jabberwocky »

Christine Emma Troy

Gdy pociąg się zatrzymał wstała i chwyciła torbę ze swoimi rzeczami.
-Wolę ponieść sama, mnie nie będą raczej obszukiwać, a na pewno nie tak dokładnie jak ciebie - mruknęła do Williama gdy ktoś z zewnątrz otworzył drzwi wagonu, przymrużyła lekko oczy, spodziewała się mroku a tymczasem jej oczy poraziło światło elektrycznych lamp, osłoniła oczy dłonią i wyskoczyła z pociągu na nasyp kolejowy. Usłyszała charakterystyczne kliknięcia odbezpieczanej broni.

- Szpiedzy czy sabotażyści? – Człowiek który wypowiedział te słowa nie był najwyraźniej typem który ma problemy ze strzelaniem do ludzi mało entuzjastycznych przy odpowiadaniu na jego pytania, co gorsza w jego głosie było słychać, że i tak ma już ugruntowaną opinię na ich temat, i nie jest to bynajmniej opinia pozytywna...
Nic z tych rzeczy Wasiliju. To Christine Emma Troy, mówiłem ci, że ma przyjechać jako konsultant przy budowie. – Powiedział kolejny głos, ten rozpoznała bez problemu, Siergiej Witte nie mógł znaleźć lepszej chwili by się pojawić, Christine starała się ukryć ulgę która rozlała się na jej twarzy.

Gy rozsiedli się przy stole, w czymś co wyglądało na, typowe dla miejsc oddalonych od cywilizacji, biuro spraw wszelakich, monologu Siergieja słuchała jednak tylko jednym uchem, jej uwagę o wiele bardziej przykuwały plany rozsypane po stole, lekko się zresztą zdziwiła na ich widok, cokolwiek by o Siergieju nie mówić, nie pozwalał on sobie na bałagan w miejscu pracy, miała wrażenie, że specjalnie rozłożył wszelkie schematy tak, by mogła przejrzeć co ciekawsze elementy a jednocześnie nie dać nikomu powodu do nazwania go zdrajcą czy szpiegiem.

Christine z zadowoleniem przyjęła kubek herbaty, chwyciła go obiema dłońmi by nieco je rozgrzać, skinęła lekko głową Williamowi którego wyprowadzał robotnik przysłany przez Witte, nawet jeśli coś się stanie to, kto jak kto, ale on sobie poradzi z pewnością, nie martwiła się wiec o niego, po chwili Siergiej zaproponował mały dodatek do, szybko stygnącej w chłodnym baraku, herbat, powąchała ostrożnie, wiedziała co on potrafi wypić, tym razem nie było jednak powodu do obaw, „Spirytus techniczny” pomyślała uśmiechnęła się do niego, świętowali takim zakończenie budowy głównej linii z Nimuje do portu Sudan, z zadowoleniem upiła łyk, już po chwil poczuła jak to draństwo potrafi rozgrzać człowieka...

Spójrz na tę mapę. Idiotyzm! –Powiedział nagle Siegiej, był wyraźnie wzburzony, spojrzała na niego zaskoczona – Ponad 200 kilometrów dodatkowo nadkładamy i to przez las i bagna! I po co? Wszystko przez ten przeklęty poligon. Mówię ci, wojskowym się już całkiem w głowach poprzewracało, przedłużać jedną z głównych linii tranzytowych żeby żołnierze mogli szybciej dojechać na ćwiczenia. Absurd. - widać po nim było że od dawna leżało mu to na wątrobie, spojrzała na niego zainteresowana, poligon, to może być ciekawe...
-Popatrzmy...- spojrzała na mapę, rzeczywiście, nitka torów była dziwacznie wygięta – masz rację, to bez sensu – powiedziała – nie mogliście zwyczajnie puścić odnogi o tu? - wskazała na punkt na mapie – przecież do przewózki ludzi nie potrzeba nawet nazbyt solidnie tego budować, zwłaszcza jakby puścić trasę tędy – przejechała palcem po mapie.

Inżynier roześmiał się ponuro. – Każdy, kto zna się na kolei zaproponuje coś takiego. Ba, nawet budowa osobnej linii łączącej się z już istniejącym odcinkiem linii Transsyberyjskiej, o tu na północ – pokazał miejsce, które miał na myśli – miałaby sens, przynajmniej parę wiosek po drodze dostałoby połączenie kolejowe. – Chwycił cyrkiel i przez krótką chwilę coś mierzył mamrocząc pod nosem. Christine widziała już parę razy jak robi coś w tym stylu i była pełna podziwu jak dokładnie posługując się jedynie mapą i obliczeniami w pamięci, starszawy inżynier potrafi oszacować czas, koszt i ilość surowców potrzebną dla pociągnięcia dowolnej trasy. Ona sama, co prawda podałaby ostateczny wynik dokładniej, ale potrzebowała więcej czasu i papieru do zapisywania obliczeń. – Ha, tak jak myślałem! Gdyby po prostu stworzyć połączenie specjalnie dla poligonu i tak wyszłoby o 1/5 taniej! – Spoważniał. – No, ale kto by tam w sztabie słuchał ludzi, co znają się na rzeczy. Macie nową linię poprowadzić tak a tak i ani wiorsty w bok!

Zgłupieli czy co..- udała zdziwienie - przecież to tylko poligon, powinien być raczej daleko od głównej trasy, jeszcze uszkodzą szyny nazbyt entuzjastycznym ostrzałem, jak dorwie się do działa jakiś nowy żołnierz...- stanowczo się jej to nie podobało, albo poligon, czy cokolwiek to naprawdę było, potrzebował ogromnych ilości materiałów albo mieli zamiar bardzo szybko przywozić coś na miejsce i wywozić z poligonu, w innym wypadku spokojnie wystarczyła by im dodatkowa nitka, jeśli zmuszeni byli do skorzystania z linii głównej to najwyraźniej było im to wyjątkowo potrzebne, niechęć Siergieja do wojska zaślepiała częściowo jego rozsądek, w armii cara niekoniecznie pracują głupcy, może to tylko on nie zna dodatkowych faktów... przemilczała jednak jak na razie swoje przemyślenia – Co to w ogóle za poligon? Przecież nie robi się takich numerów dla hecy, urzędnicy zatwierdzający takie zmiany są jednak zwykle skąpi jeśli idzie o dodatkowe fundusze na budowę, pamiętasz przecież te bagna przez które musieliśmy się przebijać w Afryce, a tylko dlatego że nie chcieli nam dopłacić na okrążającą je trasę...

Siergiej pokręcił głową. – Skąpstwo skąpstwem, ale tu w Rosji, kto smaruje ten jedzie. Nie wiem ile wydali na łapówki, ale Wierszymin musiał solidnie uszczuplić budżet 4 Armii Lotniczej, albo ten poligon faktycznie taki ważny. Wiem, że ciągle coś im tam dowożą, choć póki, co taniej wychodzą im sanie niż niedokończona kolej. – Pociągnął długi łyk herbaty. – Taaak, żebyś ty widziała te konwoje z zasobami. – Miała wrażenie, że wie o sprawie więcej niż mówi, a mówi mniej niż chciałby powiedzieć, choć zdecydowanie więcej niż powinien.

Lotnictwo... to by potwierdzało przypuszczenia o nowej maszynie latającej.... „Szlag”pomyślała „gdyby tylko dało się z nim porozmawiać na spokojnie, mając pewność że w pobliżu nie czai się nikt ze szklanką przyciśniętą do ściany” pomyślała ponuro, nie miała jednak na to szans, trzeba więc spokojnie odgrzebywać fakty aż dojdzie tak daleko jak się da, jedna informacja nieco ją zdziwiła.
-Zaprzęgi? Ile to może unieść? Może się nie znam ale jeśli jest tak jak mówisz i baza należy do lotnictwa to raczej nie wożą tam rzeczy lekkich.- przygryzła lekko dolna wargę, „Nie może głośno mówić tego co by chciał powiedzieć...” wpadła na pewien pomysł, z kieszeni płaszcza wyjęła notes i ołówek, napisała „Czy ktoś nas podsłuchuje?” po czym podsunęła kartkę do Siergieja.

Rosjanin spojrzał zdziwiony na kartkę. Sięgnął po leżący wśród papierów ołówek. – Zaprzęg jako taki wiele nie uniesie, ale tu wszędzie śniegi, zamontuj na czymś płozy a dalej to tylko kwestia ilości koni. No, ale w końcu, od czego wojsko ma inżynierów i budowniczych kolei? A, że ich wymysły nie pasują zupełnie do planów? I co z tego? – Równocześnie szybko pisał na podanej kartce. „Raczej tak. Nie wiem, kto dokładnie, ale pełno tu ludzi Ochrany.”

- Ech, tak, śnieg, może i bywa przydatny ale osobiście nie zniosłabym takich temperatur przez dłuższy okres czasu – uśmiechnęła się lekko
„Widzę, że wiesz więcej niż możesz mówić, ta sytuacja nie podoba mi się tak samo jak tobie, lepiej więc pisać, liter nikt nie podsłucha” pisała mówiąc jednocześnie „możemy prowadzić jakąś niezobowiązującą rozmowę by małe ptaszki cara niczego nie podejrzewały, co możesz mi jeszcze powiedzieć o tych konwojach?”
- A w zasadzie dlaczego wciąż się tym zajmujesz skoro tak ci się pomysły wojskowych nie podobają?- zapytała.

- Podobają się czy nie podobają, coś do gara włożyć trzeba. Poza tym Car Batiuszka rozkazał, to, co ja mogę biedny zrobić? – Kontynuowali w tym tonie, stopniowo porzucając niebezpieczne tematy i coraz bardziej wdając się w dyskusję na temat technicznych uwarunkowań budowy. Tymczasem na kartce przybywało tekstu. „W sumie to wiem niewiele więcej niż udało mi się powiedzieć. Podsłuchałem jak Ulianow rozmawiał z synem o sprawie. Konstruują na tym poligonie coś, co ma przyćmić „angielski odpowiednik”. Nie wiem, co dokładnie, ale czuć było do waszych straszną zazdrość.

Christine omal nie parsknęła herbatą, to było zbyt paskudne by było prawdziwe, jeśli chodziło o to o czym myślała to, patrząc na możliwości produkcyjne carstwa, cały świat będzie miał niedługo naprawdę duży problem, problem z carskim orłem wymalowanym na boku...
-Przepraszam, dawno takiej herbaty nie piłam - powiedziała – a kto tu jeszcze z tobą pracuje jeśli można wiedzieć? Dali ci choć kogoś kompetentnego do pomocy czy powysyłali studentów? - dłoń lekko jej drżała, RIS nie pracował tak dobrze jak twierdził Bond, skoro zdołali przegapić coś takiego... albo to ochrana była nadzwyczaj dobra, będzie musiała wysłać wiadomość do Dio Brando, tylko dyskretnie bo inaczej kula w łeb, nie miała co do tego żadnych wątpliwości.

- Gorzej moja droga, gorzej. Sami nieudacznicy z parytetów, co to mają wysoko postawionych znajomych albo rodzinę gdzie trzeba. - Skrzywił się. A najgorsze, że w zasadzie jedyne, co potrafią to wywrzaskiwać polityczne hasła i wszędzie szukać szpiegów. Nawet twój rodak, hrabia Asplund ma straszne nieprzyjemności, choć jest akredytowanym dyplomatą. – Ręka z ołówkiem szybko skrobała po papierze. „Wyciągnęli z mojej teczki parę nieprzyjemnych faktów. Jestem szantażowany, załatw mi szmugiel do Imperium.” To przynajmniej wyjaśniało, czemu zagrał tak ryzykownie, gdy się z nią spotkał. Miał szczęście, że postawił na właściwą kartę, jeśli pomyliłby się, co do prawdziwej roli Christine mógłby wpaść w kłopoty. W każdym razie w jeszcze poważniejsze.

-Tak bywa - pokiwała ze zrozumieniem głową - najgorzej jest właśnie z takimi, nie mają o niczym pojęcia a starają się zarządzać wszystkim dookoła.. Ech, w Afryce przynajmniej nikt mi się nie pchał do projektów, przestali kiedy kilku takich lalusiów z tytułami poharatały zwierzęta- uśmiechnęła się mściwie, na kartce napisała szybko „Zrobię co tylko w będzie mojej mocy by ci pomóc, będę musiała wysłać wiadomość do Władywostoku, i lepiej by nikt poza adresatem jej nie widział”

Pomimo przenikliwego zimna, co najmniej równie dotkliwego w baraku, co na zewnątrz Siergiej się pocił. Był rosyjskim szlachcicem i choć tytuł znaczył mniej niż kiedyś to fakt tak śmiałego poczynania sobie Ochrany był, co najmniej niepokojący. – Pamiętam w Tsavo. Ty zbudowałaś most a dwu paniczyków zagryzły lwy. – „Będzie strasznie ciężko. Zobaczę czy zdołam jakoś ją zamaskować jako przesyłkę techniczną. Daj mi czas do jutra rana, pociąg i tak dopiero wtedy odjeżdża.”

„Rozumiem” napisała tylko, widziała że nie znosi tego najlepiej, nie przywykł do konspiracji, ona zresztą też, a cała ta sytuacja zaczynała ją przerastać... Lepiej zakończyć tą rozmowę, inaczej ochrana może zacząć się zastanawiać o czym rozmawiają...
-Cóż, miło się rozmawia nie przeczę, ale podróż tutaj nie należała do przyjemnych – mówiła przesuwając papiery tak by obok niej powstał mały kawałek wolnego blatu położyła na nim kubek i kartkę z nieoficjalną rozmowa– jestem naprawdę zmęczona a czuję, że jutro czeka nas sporo pracy – wstała i przeciągnęła się „przypadkiem” wywracając kubek, herbata zalała tani papier z notesu szybko rozmywając wszelkie zapisy – szlag – mruknęła i zaczęła ścierać płyn, końcówką rękawa roztarła jeszcze bardziej resztki liter pozostałe na kartce. - gdzie mam nocować?

Witte zrobił niezręczną minę. – Obawiam się, że dla gości dysponujemy tylko bardzo prowizorycznym zakwaterowaniem. Będziesz musiała przeboleć wspólną i dość spartańsko urządzoną kwaterę z panem Murdoch’iem. Nic więcej nie jestem w stanie załatwić. Zaprowadzę cię.

Jakby to był problem – mruknęła, ta rozmowa musiała Siergieja wyprowadzić z równowagi, w czasie budowy spali przecież już w takich miejscach przy których cokolwiek mającego ściany i dach było pałacem – Dobrze więc chodźmy.

Siergiej prowadził ją do niewielkich baraków na tyłach, zapewne właśnie to że były niewielkie sprawiało że stały się miejscem dla gości, robotnicy najwyraźniej spali w podobnych tyle że o wiele większych, rozglądała się z uwagą gdy szli poprzez błotniste ścieżki tego obozu pracy, nie można było tego inaczej opisać.

Witte wskazał jej odrapane drzwi do niewielkiej budy zbitej z blachy mocowanej najprawdopodobniej na drewnie, pożegnała się z Siergiejem, otworzyła drzwi i weszła do środka, nie było tak tragicznie, nawet prycze były a podłoga została posypana sianem, spojrzała na Williama, zanim cokolwiek powiedział wyjęła notes i napisała „Wpadliśmy właśnie w naprawdę głębokie szambo, Car najwyraźniej buduje kopię Avalona, i nie pytaj mnie jak to możliwe”
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Zablokowany