[Steampunk] 1861

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Artos »

Shimazu Nagasumi

Groźby wypowiedziane przez Shikyo nie zrobiły na nim większego wrażenia, choć trzeba było przyznać, iż jej ostry temperament ponownie zaskoczył go brakiem subtelności i barbarzyństwa jakie prezentowała swą osobą. Chyba po prostu się do nich przyzwyczaił, więc nie odpowiedział na nie. Spojrzał tylko na kapitana ze wzrokiem pełnym współczucia, gdy to pojawiły się pierwsze raporty na temat stanu jednostki. Jak się okazało, nie było większych uszkodzeń, raczej drobne przecieki z którymi w kilka minut można sobie poradzić, a co za tym idzie nie musiał się przejmować przynajmniej tymczasowo denerwować podwójnym problemem.

- Panie kapitanie, proponuję posłuchać tej idiotki. Im szybciej się pozbędziemy jej z pokładu tym szybciej skończy się ostrzał, gdyż zajmie się przeciwnikami od wewnątrz zapewne.

Uśmiechną się delikatnie i kontynuował.

- Proszę się nie przejmować. Bez względu na odpowiedź, stanę się kozłem ofiarnym który jej przedstawi ją. Gdyby co to powinna wyżyć się więc na mnie a nie na mostku.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Jabberwocky »

Christine Emma Troy

Podróż na poligon nie należała do najprzyjemniejszych, szybko bowiem Cecylia opuściła miasto i jego ulice zagłębiając się w niemal nietknięte ludzką ręką okolice rozciągające się pomiędzy Kołowrotami a poligonem. Mróz , zaspy i zasypane głazy nijak nie ułatwiały podróży masywną ciężarówką, obciążoną do tego ogromnym cielskiem Lancelota oraz narzędziami Lloyda, choć te ostatnie znajdowały się przynajmniej w ciągłym ruchu, „Ciekawe czy on kiedykolwiek sypia..” pomyślała patrząc jak nieustannie piłuje, nacina i wierci by jeszcze bardziej udoskonalić swe dzieło, „A może zażywa ten nowy Amerykański lek, amfetaminę, ponoć można po niej naprawdę długo obchodzić się bez snu” myślała, przypominając sobie artykuły czytane jeszcze w Londynie „Szkoda że nie mieliśmy czegoś takiego w Afryce” przymknęła lekko oczy i mimo hałasów i nieustannych podskoków ciężarówki przysnęła na chwilę.

Ruch i hałas, a raczej ich brak, wyrwały inżynier z drzemki, najwyraźniej znajdowali się już niedaleko poligonu, obeszła szybko Lancelota i wyjrzała na zewnątrz, dookoła rozciągały się lasy, zeskoczyła lekko na śnieg, spojrzała na „drogę”, o ile można tak nazwać pola i zamarznięte mokradła poprzez które się tu dostali.
- Tomba....*- rzuciła, zostawili za sobą ślady które przegapić mógł tylko ślepiec, choć zapewne i on odkryłby je wpadając w jeden z kanionów które wyryła za sobą ciężarówka, jeśli szybko nie nastąpi burza śnieżna to Rosjanie z łatwością ich znajdą, ponure myśli przerwała jej Cecylia wyłaniająca się z kabiny kierowcy z mapą w ręce, zaraz za nią pojawił się William.
- Jeśli mapy są dokładne, poligon powinien być jakiś kilometr stąd przez las.
Christine kiwnęła tylko głową, to będzie długi spacer...

W końcu dotarli do obrzeży poligonu, na oko nie wydawał się wielki, inżynier zdziwił jednak niewielki ruch w obozie i jego okolicach, miejsce wyglądało jak baza która od lat stanowi jedynie kryjówkę dla miejscowych kłusowników i bimbrowników a nie jak aktywny obiekt militarny, albo ludzie Cara dali z siebie wszystko ukrywając kompleks albo zaszła tu spora pomyłka, „Czy mapy Siergieja mogły być sfałszowane?” pomyślała o tym po raz pierwszy od momentu kiedy wyruszyli, za późno było jednak na takie rozmyślania, będą musieli sprawdzić to osobiście.

*Hmm, najbliższe to będzie „przecinkowi dresa” tzn „kurwa”.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Perzyn »

29 Października, Gdzieś w Rosji

Było zimno, diabelnie zimno. Po latach spędzonych w Afryce Christine gotowa była przysiąc, że wbrew obiegowej opinii w piekle wcale nie jest gorąco. Piekło wygląda jak Sybir. Z pewnością porywisty, przenikliwy wiatr wyciągający z człowieka całe ciepło też tam jest. A czarę goryczy przelały pierwsze płatki spadającego śniegu.

Williamowi zimno również dało się we znaki. Mimo środków przeciwbólowych rany bolały a mróz na nowo rozpalił ogniska bólu w zastarzałych bliznach. Żołnierz najchętniej zaszyłby się przy jakimś kominku i napił czegoś rozgrzewającego.

Kolejna chwila obserwacji pozwoliła zauważyć pewną regularność w kursowaniu wozów między wzgórzem a barakiem. W śniegu lekko odznaczały się koleiny nieco przysypane już śniegiem. Musiał minąć dłuższy czas, od kiedy była tu ostatnia dostawa. Dookoła jak okiem sięgnąć panował, niezmącony spokój. Christine oceniła w pamięci tempo i pozycję budowy kolei. Zanim linia tu dotrze miną jeszcze co najmniej trzy tygodnie.

- Myślę, że powinniśmy obejść dookoła lasem i sprawdzić gdzie jeżdżą te wozy. – Cecylia wskazała na pojazdy które rozpoczęły właśnie kolejny kurs. Zapowiadała się długa wędrówka, ale się zgodzili. W obecnej chwili i tak nie mieli jak podejść bliżej.

Znów ruszyli przez las. Śnieg padał coraz gęściej a ciemne chmury na niebie nie zwiastowały wcale nic dobrego. Tu pod drzewami mieli jakąś osłonę, ale śnieżyca była jedynie kwestią czasu.

Wreszcie udało im się znaleźć po przeciwnej stronie sztucznej polany. Wszyscy zlani byli potem i ciężko dyszeli ze zmęczenia. Lloyd, którego energia wydawała się dotąd niespożyta oparł się o drzewo i przymknął oczy. Znać było po nim zmęczenie. A jednak warto było.

Choć ciężko było zobaczyć cokolwiek przez biały tuman, to widok był na tyle przyciągający wzrok, że nawet w tak niesprzyjających warunkach zauważyli go niemal od razu. Bezpośrednio wkomponowana w ścianę wzgórza przed nimi wyrastała wielka, stalowa brama nie dawała się nie zauważyć, nawet pomalowana na biało. Zresztą zdradzały ją dwie budki strażnicze po obu jej stronach.

Asystentka hrabiego przez chwilę przeszukiwała kieszeni aż wreszcie znalazła nieco nadpaloną kartkę z jakimiś laboratoryjnymi notatkami. Szybko i sprawnie, znać po niej było wprawę w takich sprawach, naszkicowała prosty plan terenu. - Prezentuje się to mniej więcej tak...

Obrazek

28 Października, Fregata Abukuma

Kapitan Ayase pokręcił głową z niedowierzaniem. Widział w życiu wiele, ale ta hikoushi był szalona.
- Połowa naprzód! – Rozkaz wykrzyczany do rury odbił się echem. Fregata zaczęła zbliżać się do skał. Wszyscy zgromadzeni na mostku patrzyli na kapitana pełnym na pięcia wzrokiem. - Shimazu-san, niech pan jej powie, że podpłyniemy tak blisko jak pozwalają skały a co zrobi z tym dalej już mnie nie obchodzi. Oficer skinął głową i ruszył w kierunku pokładu. Zbiegał już po schodach, gdy dosięgnął go rozkaz wydany sternikowi. - Na mój sygnał ostry zwrot przez sterburtę!

Na pokładzie trwała gorączkowa krzątanina. Przy czterech Taikuuhouka -17 milimetrowych działkach o dwu lufach uwijali się marynarze a serie wystrzelona z pozycji CKMów w jaskiniach, co chwilę na zmianę z głośnym hukiem dział przecinały powietrze.

Tuż obok Nagasumiego dwójka marynarzy odciągała trzeciego kolegę, niemalże przeciętego na pół. Sam Shimazu jednak dostał się tam blisko Oootoko jak tylko mógł.
- Podpłyniemy tak blisko jak tylko się da! – Nie był pewien czy Shikyo go słyszała, działko zamontowane na lewym ramieniu jej golema nieustannie grzmiało, krótkimi głębokimi uderzeniami towarzyszącymi każdemu wystrzałowi. Na domiar złego odezwała się główna bateria statku w zasadzie pozbawiając go słuchu.

Nagły wzrost prędkości towarzyszył niezwykle ciasnemu jak na okręt takiej klasy zwrotowi. Siła odśrodkowa wywróciła shōi na pokład. Tymczasem Shikyo nie zmarnowała ani chwili. Podbiegła do burty i skoczyła. Nagasumi był pewien, że Oootoko wyląduje w wodzie, ale skomplikowany mechanizm wyposażonej w szpony ręki wystrzelił do przodu a potężne stalowe pazury wbiły się w skałę. Shushou no Shikyo rozpoczął powolną wspinaczkę w stronę najbliższej jaskini.

Nie było czasu na przyglądanie się, tylko przypadek sprawił, że żaden ze świszczących dookoła i wzbudzających w pobliżu Abukumy fontanny wody pocisków nie zahaczył pewnego podchorążego. Jak na zawołanie, ledwie zdążył o tym pomyśleć, Shimazu został odrzucony siłą eksplodującego pocisku, który wylądował może z metr od niego. Tylko niewielkiemu ładunkowi oraz wciąż jeszcze ciepłym, lepkim i czerwonym strzępom operatora Taikuuhouka, w który uderzył, Nagasumi zawdzięczał fakt, że nie został kaleką. Za to płuca i nerki bolały go tak, że myślał o umieraniu a krew z rozbitej głowy zalewała jedyne sprawne oko.
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Jabberwocky »

Christine Emma Troy

Para unosiła się nad głowami czwórki ludzi ukrytych pomiędzy drzewami rosyjskiego lasu, gdy Christine była jeszcze studentką w Oxfordzie rezydowało kilku mnichów Buddyjskich, z kilku rozmów jakie z nimi przeprowadziła przypomniało się jej teraz to co mówili o piekłach, miało być ich szesnaście, osiem gorących i osiem zimnych, teraz, szczękając zębami, zaczynała dochodzić do wniosku że najwyraźniej trafili do jednego z tych ostatnich.

Ciężarówki przyjeżdżały i odjeżdżały, najwyraźniej to jednak był aktywny obiekt wojskowy, była to pewna pociecha, przynajmniej nie pomylili adresu... Christine spojrzała na horyzont, ciemne chmury zwiastowały z pewnością coś paskudnego ale mimo wszystko inżynier uśmiechnęła się lekko, śnieg zatrze ślady jakie zostawili a i łatwiej będzie się przekraść do obozu kiedy widoczność będzie ograniczona do kilu metrów.
- Myślę, że powinniśmy obejść dookoła lasem i sprawdzić gdzie jeżdżą te wozy. – Cecylia wskazała na pojazdy które rozpoczęły właśnie kolejny kurs.
Christine kiwnęła tylko głową, ruch przynajmniej nieco rozgrzewał.

Poprzez białe tumany dotarli w końcu na przeciwną stronę obozu, stąd było już widać potężną bramę hangaru, Christine spojrzała na resztę grupy.
-Jakieś propozycje?- Zapytała, nie była specjalistką od takich akcji i, choć nieczęsto się to zdarzało, tym razem wolała zdać się na umiejętności innych.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Artos »

Shimazu Nagasumi

Zaskoczony sprawnością z jaką jego towarzyszka wykonała swój ruch i otumaniony wybuchem nie miał zbyt wiele możliwości ruchu. Nadal huczało mu w głowie od wybuchu a flaki znajdujące się wszędzie w okolicy, a może raczej ich resztki, nie dawały mu się skupić. Próbując uciec między uderzającymi wokół o pokład pociskami, czołgając się i ślizgając po rozpryśniętej krwii towarzyszy zwolna udało mu się stać i przemieścić na przeciwległą, osłoniętą część mostka, gdzie zasłonięty stalą powoli próbował uporzątkować swe myśli.Cieszył się w tej chwili z jednego. Krew nie robiła już na nim większego wrażenia. Gorzej z hukiem i wybuchami do których nie sposób się przyzwyczaić, szczególnie gdy jest się ogłuszonym i miota po kątach niemalże głuchym. Co chwile tracąc kontakt z rzeczywistością, co chwile gubiąc się w tym co się stało, powoli jednak dochodził do siebie. Nie udało mu to się co prawda w pełni, lecz po dziesięciu minutach takiego rozkojarzenia, gdy nagły zwrot okrętu naprowadzał jego aktualną pozycję na linie strzału by uniknąć zderzenia ze skałami i wycofania się na bezpieczniejszą pozycję, doistrzegł potworne niebezpieczeństwo. Jedno z dział było niemalże na wprost niego wycelowane, a przynajmniej tak mu się zdawało.

- ばか! (baka! - głupiec)

To krzycząc odwrócił się szybko w kierunku schodów na mostek i po kilku sekundach czołgania się powstał na wysokości schodów nań. Otwierając drzwi wpadł do pomieszczenia, co zwiększyło tylko jego przyćmienie umysłu na chwile.

- Shoi Shimazu melduje się na rozkaz. Melduje posłusznie...

Nie zdążył jednak skończyć. W tym momencie jego głowa spotkała się dość brutalnie z podłożem, a on sam stracił przytomność. Dało się słyszeć zgrzyt szkła pękającego pod uderzeniem kuli. Krew z jego nogi trysła delikatną tworząc mgiełkę przez kilka sekund, a on sam stracił przytomność pod naporem doznań. Krew zwolna sączyła się z rany, która nie była śmiertelna, aczkolwiek prawdopodobnie trafiła w kość.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: BlindKitty »

William westchnął ciężko. Czerwone Płaszcze nie poważyłyby się na atak na to miejsce nawet gdyby był ich cały batalion. Nie dlatego że widać było po nim znakomite zabezpieczenia; raczej właśnie dlatego że nie było ich widać. Z drugiej strony, tutaj wszystko i tak widać jak na dłoni... Cóż, jeśli wiesz że cię zauważą, postaraj się by uznali Cię za niegroźnego. Nieważnego. Albo po prostu żeby uznali że powinieneś tu być.
- Jak myślicie, udałoby się wskoczyć do jednej z tych ciężarówek? - spytał powoli.
- Nie wiem, sądzę że utrzymuję się w niezłej kondycji, Cecylia najwyraźniej również, ale profesor? Chyba musielibyśmy go tam wrzucić... Swoje możliwości musisz sam ocenić, chyba wiesz do czego jesteś jeszcze zdolny. - Powiedziała Christine - Może mielibyśmy szansę, gdyby jedna z nich zatrzymała się na dłuższa chwilę.
Szkot zastanawiał się, wpatrując w pojazdy. Gdyby zacisnął zęby, pewnie dałby radę wleźć na jeden z profesorem na plecach, może przy pomocy pań, ale jednak.
- Damy radę tam wejść. Wy wskoczycie najpierw i pomożecie mi wnieść profesora. Ale problemem jest zatrzymać wóz na tak długo... No i ukryć się na nim nie byłoby łatwo.
- Hmm, niecelny strzał raczej nie zadziała, prędzej uciekną niż sprawdzą kto ich atakuje, zwalenie drzewa na drogę za długo trwa, no i ktoś mógłby zauważyć, można by kogoś na przynętę wystawić i przejąć ciężarówkę, ale trzeba założyć że w bazie nie znają swoich dostawców.. - rozważała kolejne możliwości - Z drugiej strony coś tak bezczelnego mogło by przejść... Ale równie dobrze możemy skończyć ze stylowymi otworami w czaszkach - dodała zasępiona.
Wstał i popatrzył dookoła.
- Nie istnieje możliwość zrobienia czegokolwiek innego. Rosjanie to czujni dranie, zabezpieczyli się przed podejściem. Trzeba przejąć wóz, ja mogę załatwić woźnicę, przebrać się za niego, owinąć żeby nie było widać twarzy i wymyśleć jakąś historyjkę. Wy ukryjecie się między skrzynkami, nawet jeśli nei bedzie to łatwe. Ryzykowne, ale to jedyna opcja. Nic innego nie podjeżdża do wejścia, a sami nie podejdziemy, zestrzelą nas. Próbujemy czy wracamy?
Spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem.
- Williamie, nie chcę nic mówić ale masz, delikatnie mówiąc, charakterystyczną twarz, jeśli nas ścigają zapewne wiedzą przynajmniej jak ty wyglądasz -Powiedziała - Predzej wyjdzie jeśli umieścimy w szoferce profesora, albo i mnie lub Cecylie, choć mój akcent jest paskudy, przyznaję - uśmiechnęła się lekko.
- Na kobietę się nie nabiorą. Jedyna opcja to profesor, ale on w każdej chwili może spaść z kozła - zerknął na zmęczonego profesora - a nie mamy dużo czasu żeby dać mu wypocząć. I tak ryzyko jest olbrzymie. A ja mogę zawinąć twarz tak żeby było widać tylko oczy. No cóż, musimy zdecydować które ryzyko podjąć.
- Można by i tak - przyznała - zawsze możesz powiedzieć, że to twój przełożony, ot, spił się w trupa kiedy był w mieście, przy tutejszych obyczajach mogą coś takiego przełknąć, a mniej osób pośród ładunków oznacza mniejszą szansę na wykrycie kogokolwiek.
Kiwną głową.
- To chyba najlepszy pomysł. Zaczaję się w śniegu, unieszkodliwię zwiadowcę i wraz z profesorem pojadę na koźle, a wy schowacie się wśród ładunków. Reszta to tylko modlitwa...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Perzyn »

29-30 Października 1861, Fregata Abukuma

Co jakiś czas odzyskiwał przytomność tylko po to by ją stracić po raptem kilku minutach. Jednak każda z tych chwil była dla niego piekłem niewyobrażalnego bólu. Całe ciało paliło go, zdawało się być jednym ogniskiem cierpienia. Głowa łupała jakby siedział w niej sam Raijin, bóg grzmotów, piorunów i błyskawic, grając na swoich bębnach. Ale cały ten ból był niczym w porównaniu z tym, co czuł w nodze.

Nagasumi po raz kolejny otworzył oczy. Światło lampy zdawało się jaśniejsze niż tysiąc słońc, wdzierając się pod czaszkę rozżarzonymi promieniami skoncentrowanego bólu. Miał ochotę wyć, ale gardło zdarte wcześniej wypuściło na świat jedynie żałosny charkot. Pokładowy felczer, a może to był rzeźnik, w zakrwawionym fartuchu pochylał się nad zmasakrowaną nogą. Po chwili zdającej się trwać wieczność za wiecznością Shimazu znów osunął się w czarną otchłań niepamięci.

Znów się zbudził. Tym razem widział wyraźnie pochylała się nad nim Śmierć. Dolnej połowy twarzy nie było, zamiast niej ziała czarna pustka, czarna jak oczy samej Śmierci, dwie otchłanie bez dna, prowadzące w głąb piekła. Chciał dokładniej jej się przyjrzeć, ale obraz rozmazał się i odpłynął w zalewających wszystko potokach czerni.

29 Października, Gdzieś w Rosji

Śnieżyca przybrała na sile. W powietrzu wirowały tumany śniegu, ograniczając widoczność do raptem kilku metrów. Zupełnie jakby sama przyroda sprzyjała odważnym, albo głupcom, przez ciężką zasłonę chmur nie przebijał się nawet najmniejszy promień słońca. Porywisty wiatr szarpał ich odzieżą, gdy skradali się, o ile można tak określić tę czynność, w stronę magazynu. Najwyraźniej zapasy dowożone przez karawany sań, wozów, ciężarówek i psich zaprzęgów najpierw były sortowane a dopiero potem przenoszone do wnętrza wzgórza.

Szczęście, a może opatrzność, sprzyjały im nie tylko pogodą. Brama baraku umieszczona była tuż obok jego narożnika, stanowiącego idealną osłoną przed wzrokiem stojących nieco dalej strażników.

Wozy właśnie zbliżały się po kolejną część ładunku. Na koźle każdego z nich siedział samotny woźnica. Ciężka, puchata czapka uszanka oraz szalik zakrywały prawie połowę twarzy zbliżającego się mężczyzny. Wielki czerwony nos widać było z daleka. Przez głowę Williama przemknęła myśl, czy kolor wywołany był przez mróz czy może raczej przez środki służące do walki z nim.

Zanim jeszcze pojazdy ostatecznie zbliżyły się do swojego celu, brama otwarła się szeroka i dwójka tragarzy wyszła niosąc potężną, prawie czterometrową stalową szynę. Mimo, że obaj niemal dorównywali postawą Williamowi i tak widać było, że ciężar sprawia im kłopot, o czym dodatkowo świadczyły ich ciężkie oddechy.


06 Listopada 1861, Baza Floty Pacyfiku w Naha

Nagasumi leżał na szpitalnym łóżku i wpatrywał się w leżącą na jego kolanach niewielką szkatułkę. Doskonale wiedział, co jest w środku. Krzyż Żelazny drugiej klasy. Za przyczynek do sukcesu misji oraz za odwagę w obliczu wroga. Nie był, co prawda pewien czy chodziło o piratów czy o Shikyo, która zdążyła, od kiedy odzyskał przytomność przynajmniej sto razy wyzwać go od oferm, idiotów, beznadziejnych kretynów. A także określić bezużytecznym magnesem na kule. Potem jednak zmieniła zdanie i uznała, że jednak jest użyteczny, bo skoro ma taki dar to trzeba go użyć do dywersji. Najlepiej wystrzelonego z działa. A najgorszy był jej zimny, kpiący ton.

Z ponurych rozmyślań wyrwało go pukanie do drzwi. Nie czekając na odpowiedź do środka wszedł kapitan Ayase. Shimazu od progu zauważył szeroki uśmiech dowódcy. On sam nie miał powodów do radości. Co prawda lekarze zdołali połączyć kość przy pomocy żelaznej śruby to i tak już do końca życia nie rozstanie się z laską. A na dodatek pomimo środków przeciwbólowych bolało tak, że tylko silna wola i oficerski honor powstrzymywały go od wycia.

- Gratuluję Shimazu-san. – Nagasumi obojętnie skinął głową. - Mam nowe rozkazy z admiralicji. Dotyczące konkretnie pana osoby.- W stronę leżącego Shimazu została wyciągnięta ręka z rozpieczętowaną już kopertą.

Edo 05 Listopada 1861
W uznaniu wybitnych zasług shōi Shimazu Nagasumi otrzymuje awans na stanowisko Kapitana okrętu desantowego klasy Ari – „Tategamiari”.
Na pokład zostanie zaokrętowany 3 batalion, 5 dywizji piechoty, armii „Goushuu” [Australia]
oraz 4 - Kurogane no Ootoko:
Naraku no Bushi [Piekielny Wojownik]
Ketsueki no Tsuki [Krwawy Księżyc]
Buyou no Ha [Tańczący Liść]
Shushou no Shikyo [Ręka śmierci]

W związku z odniesionymi ranami objęcie dowodzenia nad powierzoną jednostką odbędzie się dnia 21 listopada bieżącego roku w bazie w Nishiminato [dawniej – Perth] (w Goushuu).
Gdy tylko stan zdrowia Shimazu-Taii pozwoli na lot sterowcem do Nishiminato, jedna ze stacjonujących w Naha jednostek zostanie oddelegowana w celu zapewnienia mu transportu.

Podpisano:
Toyoda Soemu Chujo [Wiceadmirał]
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Artos »


Shimazu Nagasumi
8 Listopada 1861

Przeraźliwy ból po raz kolejny nie dał mu spać. Co prawda z każdym dniem zaczyna być coraz prostrzy, a i wysypianie się powoli przestaje być rzeczą niemożliwą do wykonania. Do poranka zostało jeszcze trochę czasu, więc by jakkolwiek umilić sobie ten czas wyciągnął ostatnie gazety. Miał w końcu wiele zaległości tak w polityce ogólnokrajowej, jak również i wydarzeniach jakie miały miejsce w jego ojczystym, ukochanym kraju. Wbrew pozorom niewiele się działo. Parę konferencji międzynarodowych mających na celu załagodzenie stosunków między trzema imperiami, kolejny piękny projekt na lini Moskwa – Kioto regulujący transport między wyspami a kontynentem, jakiś projekt budowy najdłuższego tunelu na świecie, targ technologiczny w Sapporo... Ogólnie nic ciekawego prócz jednego artykułu na temat ministra oświaty Ikari Shinji'ego i jego nowej wybranki serca. W tym też artykule pojawiło się zdjęcie Ikari'ego z kobietą, która przypominała mu kogoś z dawnych lat. Długo się nad tym zastanawiał, lecz nie mogąc sobie skojarzyć tej kobiety postanowił przeczytać ten artykół, mimo wrodzonej niechęci do tego typu plotek, pomówień i przypuszczań nikomu do szczęścia nie potrzebnych. Jakież jego było zdziwienie gdy wyczytał, iż jego szkolna miłość nieselniona zaczyna się teraz z nim spotykać. Kto by mógł przypuszczać, iż ta koieta, wbrew nienawiści swej do polityki kiedykolwiek zacznie się spotykać z kimś takim...

11 Listopada 1861

Ból powoli zaczyna ustępować. Lekarze zgodnie twierdzili, iż po zabiegu rany dobrze się zrastają bez komplikacji. Gdyby nie fakt, iż całe życie bedzie skazany na chodzenie o lasce uieszyłby się z tej informacji. W koncu i tak nie miał na co narzekać. Gdyby amputowano mu nogę, nie mógłby czynnie działać w wojsku. Ogólnie mógłby zapomnieć o jakiejkolwiek karierze, prócz biurwej, a po ostatnich wydarzeniach nie koniecznie przypadłaby mu do gustu taka opcja. Pozostało już niewiele czasu do oficjalnego przekazania dowodzenia nad nową jednostką, jeszcze mniej, bo za dwa dni zostanie wypuszczony ze szpitala. Teoretycznie zamówiona nowa, drewniana „trzecia noga” o dźwięcznej i milszej od swego prawdziwego przeznaczenia nazwie laska na dniach powinna być do niego dostarczona. Cieśla stwierdził, iż będzie gotowa na 18 Listopada 1861, jednakże z doświadczenia z dzieciństwa kiedy to obserwował robotników w fabrykach, zdawał sobie sprawę, iż takie to proste może nie być, a i opuźnienia są rzeczą normalną. Szczególnie, że nie zamówił prostej tylko dość wymyślną. Drewnianą z klejonego dębu z ojczystą odmianą wiśni, co dało dwuodcieniową spiralę polakierowaną bezbarwnym lakierem i wzmocnioną stalowym prętem o średnicy 7mm. Flek montowany na gwincie, dość gruby, bo 10mm by słyżył długo i nie ścierał się w trakcie inspekcji okrętu. Rączka była wygodna, dobrze wyprofilowana specjalnie do dłoni swego właściciela, lecz nie w prostym deseniu, tylko stylizowana na kształt europejskiej broni, zwanej nadziakiem. Była wykonana ze stali, lecz już teraz niższej wartości od rdzenia, gdyż kształt ten zamówiony u kowala, też specjalnie zresztą z otworem gwintowanym w razie ewentualnej potrzeby wymiany główki. Użycie stali w takim zakresie w stosunku do laski nie było uzasadnione. Podnosiło znacząco koszt całego przyżądku, jak to określać zaczął ją, jak również mogło wywoływać dość nieprzyjemne skutki w razie wypadnięcia za burtę. Jednak wzmocniona konstrukcja dawała pewność co do długiego okresu eksploatacji tego urządzenia i dość nietypowe podejśćie projektowe ułatwiające wymianę poszczególnych części było kwestią tradycji, gdyż żaden członek rodziny Shimazu nie wybaczyłby sobie nie wprowadzenie chodźby jednego swego pomysłu tak technicznego jak i technologicznego w życie. W końcu dumą jego niesety już upadłego rodu była wielka inowacyjność i podejście, jak to mawiał jego ojciec „Jeśli coś jest dziwne lub nietypowe, trzeba to wypróbować i porównać do aktualnych rozwiązań. Tylko w ten sposób da się stwierdzić co jest dobre a co nie”. Gdyby nie fakt, iż będzie na możu te rozwiązania zresztą by mu wystarczyły, lecz strach zresztą rajonalny do utraty jej spowodował wprowadzenie jeszcze jednego udziwnienia. Chodzi o zamek szyfrowy w kajdankach które połączą go na dobre i na złe do laski. Zamek szyfrowy został wybrany z powodu niechęci do szukania kluczyka w trakcie sytuacji kryzysowych gdy szybko trzeba będzie się pozbyć swego nabytku. Lecz mniejsza o zamówienie jakie złożył. Czekała go jeszcze sterta akt do przejrzenia dotyczących jego nowej jednostki i podwładnych.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Jabberwocky »

Christine Emma Troy i William MacKennet

- Dobra, czas wziąć się do roboty. Zaczekajcie gdzieś tu w krzakach, w takim miejscu żeby nie było was widać kiedy będzie zbliżać się do wozu - stwierdził William. - A ja zaraz się zakopię w śniegu i załatwię tę sprawę...

Christine kiwnęła głową, nie miała zamiaru kłócić się z żołnierzem, nie czas na to ani miejsce, trzeba zaufać jego doświadczeniu, „Mam tylko nadzieję że nie spędził całej służby na poligonie” pomyślała, machnęła lekko ręką do profesora i jego asystentki, wskazała na niewielkie wzniesienie obok drogi, mógł być to zasypany pagórek czy skała, mógł to być śnieg odsunięty podczas oczyszczania trasy, nie miało to znaczenia, ważne że pozwalał się ukryć, zaczaili się tam we trójkę, Christine wyciągnęła rewolwer, tak na wszelki wypadek, miała tylko nadzieję, że zimno nie uszkodziło jego mechanizmów.

Uśmiechnął się pod nosem, ruszając po śniegu. Niedaleko od zakrętu padł w zaspę, tuż przy drodze, po czym przysypał się śniegiem. Wiedział że ma jeszcze chwilę, podczas której śnieżyca zamaskuje niedoskonałości kamuflażu - a nawet jeśli będzie widać spod śniegu jakieś kawałki jego ubrania, i tak będą praktycznie niewidoczne wśród białych płatków wypełniających powietrze. Czekał, osłaniając oczy rękawicą, żeby nie zasypał ich biały puch. Taka pogoda ułatwiała ukrywanie się, w Szkocji była to o wiele trudniejsza robota.
Po chwili, gdy wóz wyjechał zza węgła, przygotował się do skoku, poruszając się delikatnie żeby wzruszyć śnieżną skorupę. Kiedy woźnica był już na wysokości jego kryjówki, wyskoczył na niego i doskoczył do kozła, wyprowadzając potężny cios w szczękę od dołu, gotów do natychmiastowej poprawki lewą ręką w brzuch.

Christine obserwowała, William jednak swoje umiał, akcja była szybka i sprawna, rozejrzała się po okolicy, chyba nikt ich nie zauważył, nie było czasu na zastanowienie, skinęła ręką do czekających towarzyszy i pobiegła, schylając się, w stronę wozu, teraz pozostaje ukryć się i czekać na efekty.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Perzyn »

29 Października, Gdzieś w Rosji

Może to wina pogody. A może lenistwa. Lub rutyny. A zapewne wypadkowa tych i kilku innych czynników. Być może Lloyd mógłby to wyliczyć. Zdaje się, że on potrafił wszystko wyliczyć. W każdym razie jechali wąskim korytarzem nie niepokojeni przez strażników, oświetlonym przez nieliczne wiszące pod sufitem na pojedynczych kablach żarówki. Wyglądało to niemal tak jakby jechali w głąb sztolni.

Korytarz ciągnął się może ze trzydzieści metrów. A za nim rozciągał się hangar. William odruchowo zatrzymał wóz gdy wjechali do środka. Pomieszczenie było... No cóż, słowo „olbrzymie” nawet nie zaczynało oddawoć bezmiaru jaki ukazał się ich oczom. Pomimo, że cały hangar skąpany był w świetle niepoliczonych żarówek elektrycznych i tak nie zdołali dojrzeć pozostałych ścian. Ale nie sam rozmiar pomieszczenia był tym co wprawiło ich w szok.

Avalon był wielki. Nawet po morzach i oceanach nie pływał statek mogący się z nim równać wielkością. Szkielet, który znajdował się przed ich oczami przyćmiewał Avalon tak, jak słońce przyćmiewa żarówkę. Wewnątrz niedokończonej czaszy okręt powietrzny Jej Królewskiej Mości zmieściłby się bez najmniejszego trudu. Kadłub gondoli był monumentalny. Tylko to słowo zdawało się oddawać jego skalę. W odległym kącie widać było potężną rurę, w której nawet William mógłby stanąć wyprostowany. Robotnicy właśnie spawali ją do wieżyczki. Zrozumieli, że to, co widzą to lufa działa.

- Ej! Nie stać w przejściu! – Strażnik podszedł do wozu i rzucił okiem na przymocowany do burty list kuru. – Te materiały mają trafić do sektora C.IX, szybciej z tym! Chceśz żeby Ulianow znowu przyszedł sprawdzać, czemu nie nadążamy z terminami prac!

21 Listopada, Nishimnato w prowincji Goushuu


Od morza wiała przyjemna, słona bryza. Noga bolała go, ale to był normalny, jakby tępy ból. Za to skrzywił się na samo wspomnienie tego, co przeżył dwa dni temu. Potężny, szarpiący ból okazał się być zwiastunem zmiany pogody. I faktycznie, spadł deszcz. A lekarz stwierdził, że tak będzie już do końca życia.

Tategamiari dumnie unosił się na falach. Choć prawdę mówiąc przy nabrzeżu fal nie było. Nagasumi pomagając sobie laską wspiął się na trap. Shimazu Nagasumi Taisa wszedł na pokład swej jednostki.

Załoga stała zebrana w luźną kupę. Obok niej stała dziwna zbieranina, której elementem była Shikyo. No tak, Hikoushi. A wraz z nimi mężczyzna w zbroi parowej, zapewne dowódca zaokrętowanej piechoty.

- Ohayo Shimazu-kun. – Mundur mężczyzny był rozchełstany na piersi a jego włosy tworzyły malowniczą szopę. – Jestem Kujo Jotaro, pierwszy oficer. A ci tu to załoga. – W głosie pobrzmiewały silne akcenty, kapitan dałby sobie nogę uciąć, że niezdyscyplinowany pierwszy pochodzi z Okinawy. Na jego ramieniu siedziała papuga. Wielka, biała, z żółtym czubem. Zanim Shimazu zdążył zareagować ptak wydarł się zaskakująco głośnym, skrzekliwym głosem.

- ANTA BAKA! HENTAI!!!!!
Jabberwocky
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: sobota, 23 sierpnia 2008, 03:29
Numer GG: 12017892
Lokalizacja: Cieplice

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: Jabberwocky »

Christine Emma Troy

Inżynier znalazła w boku sań dziurę po sęku, oglądała teraz przez niego szlak jakim podążali, żarówki równomiernie rozciągnięte pod sufitem oświetlały zjazd do podziemnego hangaru, byłą ciekawa jak wygląda maszyna Rosjan.

Po chwili wjechali do ogromnego pomieszczenia, samo echo jakie się tu niosło wystarczyło Christine by stwierdzić, że jest ono ogromne, większe niż cokolwiek wybudowanego przez człowieka co miała okazję dotąd ogladać, spoglądała na odległe ściany, ledwo co je dostrzegała w mętnym świetle żarówek, nagle, widok przesłoniła jej metalowa ściana, ciągnęła się przed jej oczami długą chwilę, „Najwyraźniej to za nią budują swój sterowiec” pomyślała, po chwili jednak coś zaskoczyło w jej mózgu, kopnęło jej rozsądek i zapytało „Kto nituje ściany, i czemu robią w nich otwory” spojrzała raz jeszcze, rzeczywiście, ściany były równomiernie pokryte różnej wielkości otworami, w jeden z nich wmontowywano właśnie działo, gdyby szok nie zakłócił racjonalnego rozumowania, Christine z łatwością oceniła by jego średnicę, jak na razie wiedziała tylko że jest ono stanowczo zbyt wielkie...

- Ej! Nie stać w przejściu! - Najwyraźniej jeden ze strażników, widziała jak podchodzi i sprawdza zapisy na burcie wozu - Te materiały mają trafić do sektora C.IX, szybciej z tym! Chceśz żeby Ulianow znowu przyszedł sprawdzać, czemu nie nadążamy z terminami prac! - Czekała, najwyraźniej nie mogli jeszcze bezpiecznie opuścić wozu, miała tylko nadzieję że Lloyd będzie umiał siedzieć cicho.
"Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!"

Wkrocz w świat mrocznego milenium
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Steampunk] 1861

Post autor: BlindKitty »

William MacKennet

Brama, korytarz - sztolnia. I żarówki, kolejne żarówki, nieprzeliczone mnóstwo żarówek. Jedna za drugą, migające punkty nad wozem prowadzące wzdłuż korytarza.
Ale i tak było ich dużo, ale to naprawdę dużo mniej niż w hangarze.
William zamrugał oczami ujrzawszy gigantyczny ogrom pomieszczenia i zadrżał, zanim jeszcze choćby spojrzał na to co tu budowali. A potem zadrżał jeszcze raz, kiedy się na to zdecydował.

Któryś z Rosjan zaczął coś marudzić o tempie prac. Ha! Nic dziwnego, u licha, jakbym miał budować coś takiego na pewno miałbym opóźnienia, niezależnie od tego jakie normy by sobie ktokolwiek wymarzył. Zwłaszcza że rosyjskie normy zwyke bywały dość wyśrubowane, a mimo to - diabli wiedzą czemu - wydajność rosyjskich robotników wcale nie porażała.
Pogonił jednak konia, rozglądając się po ścianach z nadzieją że napotka jakiś znak wskazujący na to że dotarł już do tego miejsca oznaczone C.IX, gdziekolwiek ono nie będzie.

W głowie tworzył już możliwe plany sabotażowe. Doszedł natychmiast do wniosku że najlepszą metodą byłoby uszkodzenie pojazdu w taki sposób, żeby spowodować katastrofę dopiero po jego ukończeniu, na przykład przy locie próbnym, albo przy pierwszym strzelaniu. Zatkane największe działo? Ha, to by było coś. Ale niestety, przed tym gigantem jeszcze tyle czasu, że z pewnością odkrytoby taką trudność.
Może więc wysadzić jak największy kawałek i mieć nadzieję że dostatecznie opóźni to i utrudni realizację zadania? Ale przecież to się nie uda. Nie mieli przy sobie tony ekrazytu, ani niczego podobnego, żeby już nie wspominać o ładunkach wybuchowych opartych na Kamieniu - a przecież, do diabła, z tym co mają nie zdołają tego poważniej uszkodzić...

Trzeba będzie coś wykombinować. Może mają tu skład z amunicją?...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Zablokowany