[WFRP 2.0] Władca Zimy

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

[WFRP 2.0] Władca Zimy

Post autor: mone0 »

Witam wszystkich graczy i zapraszam na sesję.
Wielkie przeprosiny za opóźnienia.

Sprawy techniczne:
1. słowa BG piszemy kursywą lub jak kto woli italica,
2. myśli proszę formułować w "cudzysłowie",
3. reszta tekstu tzn. to co robią BG piszemy normalnie, ale za to w trzeciej osobie liczby pojedynczej czasu przeszłego,
4. rzeczy nie dotyczące sesji piszemy boldem,
5. zwracając się do konkretnej postaci wpisujecie [imię],
6. pytania do mnie odnośnie jakichś testów, niedopowiedzianych opisów piszcie tak [MG] i dalej boldem najlepiej pod koniec swojego postu,
7. Jakieś szczególne spostrzeżenia postaci będę wysyłał na pw,
8. imię w nawiasach [kwadratowych] oznacza, że tekst przeznaczony jest dla konkretnej osoby i tylko ona może opowiedzieć w swoim poście do innych BG co zobaczyła/usłyszała/poczuła itp. itd. Nieprzekazana informacja, nie może posłużyć do wysnuwania dalszych wniosków, działań postaci etc.,
9. Post zaczynamy od imienia waszej postaci [Imię],
10. Tydzień na odpisanie posta to maksimum jakie wyznaczam, chyba, że:
10.a napiszecie mi wcześniej na pw,
10.b napiszecie w nieobecnościach,
11. uśmiercenie BG nastąpi tylko w 3 przypadkach:
11.a nie odpisze po tygodniu [patrz pkt. 10],
11.b będzie ewidentnie narażał swoje życie,
11.c gdy tego zapragnie,
12. walki odbywać się będą na gg [tylko interesujące mnie kwestie waszego zachowania typu robię to, jeżeli nie mogę robię to, jeżeli on robi to, to ja robię to, a także będę przedstawiał przydatne bądź nie opisy terenu lub lokacji],
13. Liczy się dla mnie jakość odgrywania postaci, ich głębia, ale także bystry umysł.

Myślę, że to powinno wystarczyć.

Zastanawiam się nad przesyłaniem wam map. Proszę o sugestie na pw gdzie je umieszczać .
Druga zagwozdka dotyczy odgrywania żołnierza, jeżeli to potraficie to nie ma problemu, jeżeli nie to pisać na pw o materiały [Podajcie jakiś serwer to umieszczę na nim w formacie pdf interesujące informacje, linki będą w pierwszym poście].
Materiały odnośnie odgrywania żołnierza, czyli dzień z życia trepa.

Skład drużyny na pierwszą przygodę:
1. Jaromir Maximus Thorbardin "Ethan Lynx" - Bussumarus [niedawno awansowany na stopień sierżanta],
2. Nireann Tuilleach - Ninerl [tropicielka],
3. Borys Skorzeny - ulger [młody],
4. Ulrich „Rudo” Reintroff - Sakwan [zaopatrzeniowiec]

Zaczynamy...

WŁADCA ZIMY

Wstęp

My z łaski Pana Naszego, Zbawcy a Protektora Imperium, któremu wszystko, co żyje winne posłuch a szacunek Sigmara Młotodzierżcy, Wielki Książę Elektor, Miecz Północy, takoż Granic Imperium Obrońca, Młot na Gobliny, Pan na Wolfenburgu, Maximilianburgu, Glietz i Thomashof, Hals von Tasseninck na mocy naszej woli postanawiamy co następuje.
Dla obrony granic, takoż wywiadywania się o wroga istnieniu a służb innych potrzebę rozpoznając, takoż w środków, które potrzeby onej zaspokojeniu łacno służyć mogą posiadaniu będąc, skarbiec nasz własny otwieramy, za czem mocą Elektorskiego Dekretu, naszym podpisem a pieczęcią zamiar powołania pod broń VI Chorągiew Lekkiej Jazdy Granicznej świadczymy. Wyposażenie a koni przydatnie nasię biorąc, komendę w naszym imieniu sprawowaną Regimentarzowi Marcusovi von Deberholt przy tem powierzamy. Zarazem żołnierzom onej jazdy ku ich rozpoznaniu a takoż wyróżnieniu spośród innych sług Imperium czarną barwę z jednym poziomym złotym pasem przydajemy, na sztandarze zaś antyczną cyfrą pisaną szóstkę, którą za swój emblemat mieć będą. póki też czynu jekiegoś wielkiego chorągiew ona nie uskuteczni, albo i wierną a zacną służbą na własny emblemat nie zasłuży. Który, jeśli przydany, na czarnym polu nosić będą. Postanawia się też, iż wyekwipowanie nabyte będzie w broni manufakturze Schmidtson und Reisen, na co fundusze z kasy naszej pobrane bezzwłoczne być mają.
Co w imię Boże dnia trzeciego Nachexen Roku Pańskiego 2506 tak postanowiono i nie inaczej się stanie.

Hals von Tasseninck

Buran

Rozkazy, cel misji

-Sierżancie, wyjedziecie z oddziałem na ostatni patrol.
-Taajees! Ale...
-Tak wiem, przy normalnej trasie trwałoby to blisko miesiąc. Nie będziecie tu wracać - pojedziecieprosto przez Taren, potem Sarbrum, dojedziecie do fortu Grunbaum i tam przezimujecie. Już, cisza! Już mówię. Mamy raporty o bandzie zielonoskórych w okolicy. Owszem, dziwne - powinni się już zadekować na zimę, a ci się szwendają. Jest ich kilkunastu, ale to gobliny, nie orki. Miałbym to dokładnie w du*ie, gdybym był pewien, że sukinkoty nie będą napadać na osady. A tego pewien być nie mogę. A jak nadejdą mrozy i mi ludzi w wioskach będzie straszyć to zielone gó*no, to mi szefostwo do du*y wjedzie z takim impetem, że i wy poczujecie. Już teraz siedzi mi na łbie Herr Landskommendant von Bergerhoff, i pyta co w terenie. Ruszyłby dup*ko, to by się dowiedział, psia jego... Nie wdawać mi się w żadne bitwy! Zarżnąć ich szefa i rozpędzić resztę, zrozumiano? Połowa wybije się w walce o przywództwo, a potem i tak się rozpierzchną. To jest formalnie cel waszej misji, więc gdybyście narżnęli ich jutro, to możecie tu wracać. No. Jakieś pytania? Nie? No, cieszę się, żeśmy się zrozumieli. To golnijcie sobie i idźcie przygotować ludzi.
- Taajees!
- Aha, chodźcie tu jeszcze. Miałem dziś dziwny sen, o magii, o czarach, wiecie... Nieważne. Uważajcie na siebie, sierżancie. No, do roboty.


To już 11 dzień od wyjścia z fortu Sudvorposten udajecie się w kierunku północnym poprzez leśną głuszę. Koń za koniem a na przedzie sierżant Jaromir Maaximus Thorbardin rodowity Ostlandczyk uparty skurczybyk - takiego go znacie. W każdej sytuacji potrafi zachować zimną krew jak żaden ze znanych wam żołnierzy. Nie raz dał wam w kość, ale dzięki temu ufacie mu bezgranicznie. Tuż za nim na karej klaczy podąża młoda, trochę nie okrzesana mieszkanka Albionu - Nireann Tuilleach. W czasie niewielkich potyczek z bandytami wykazała się umiejętnościami walki przewyższając wielu mężczyzn w tej sztuce. To co wam utkwiło najbardziej w pamięci to fakt, iż jest niezrównaną tropicielką - widocznie, tam na Wyspie Mgieł każdy to potrafi. Trzeci z kolei w kolumnie małomówny Borys Skorzeny - jeszcze nikt z was poprawnie nie wypowiedział jego nazwiska, co powoduje na jego twarzy grymas irytacji. Z wielką precyzją wykonuje powierzone mu zadania. Mimo swojego młodego wieku jest doskonałym strzelcem - jednym z dwóch w waszym oddziale. Szereg zamyka weteran, człowiek w sile wieku - Ulrich "Rudo" Reintroff, który równie szybko wyrzuca ze swoich ust słowa, co strzela, w każdym przypadku celnie. Nie zdarzyło się jeszcze, by nie załatwił potrzebnych w drodze rzeczy - ma chłop dar przekonywania każdego uparciucha. Czas dłuży się niemiłosiernie, noga za nogą konie poczłapują, to są wprawiane w kłus, cwał i tak w kółko. Napadało trochę śniegu, ale co rusz temperatura skakała na tyle, że zaczynał się topić, potem znów spadała. Rezultatem był mokry śnieg leżący cienką warstwą, albo zebranymi w zagłębieniach łachami. Chłodno, czasami zimno, jednak aketony na ubraniu i grube płaszcze dobrze spełniały swoje zadanie - ot, patrol jak patrol. Żadnych śladów zielonoskórych. Żadnych nawet najmniejszych.
Zbliżał się wieczór i sierżant zarządził postój. Rozkulbaczyliście swoje konie, na około wzniecanego przez tropicielkę ogniska rozbiliście 4 namioty. Blade promyki słońca zaczęły niknąć tuż za horyzontem, gdy oczyszczaliście końskie kopyta, po czym usiedliście w okół dającego przyjemne uczucie ognia.


W pierwszym poście opiszcie wygląd swoich postaci i wasze plany na przyszłość tak w gwoli przypomnienia. Sakwan zacznij gawędę, opowiedz własnymi słowami to co przesłałem Tobie na pw.
Ostatnio zmieniony wtorek, 23 września 2008, 09:45 przez mone0, łącznie zmieniany 1 raz.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Sakwan
Pomywacz
Posty: 72
Rejestracja: sobota, 19 stycznia 2008, 19:40
Numer GG: 637643
Kontakt:

Re: [WFRP 2.0] Władca Zimy

Post autor: Sakwan »

[Ulrich "Rudo" Reintroff]

Starszy mężczyzna zasiadł przy ognisku szczelnie opatulając się swoim płaszczem z którego nie wystawał ani skrawek munduru Ostlandzkiej Kawalerii. Jego krwawo rude warkocze wystawały kawałkami spod kaptura, broda równie ruda i zawiązana w dwa krótkie warkocze, z powodu zimna przyjęła dziwny kształt. Brązowe oczy, przenikliwe i wytrwałe, wytrzymywały spory czas bez mrugnięcia powieką co dodawało mu powagi i inteligencji, jaką mógł się poszczycić niejeden handlarz. Ciało skulone pod płaszczem przypominało cielsko małego niedźwiedzia, delikatnie wiercącego się przy ognisku, istotnie, Ulrich swą posturą przypominał jakiegoś wielkiego zwierza gotowego rozszarpać przeciwników z brutalnym, kamiennym sercem. Gdy już wszyscy zasiedli wokoło ognia odczekał chwilkę i zaczął mówić:

-Mam nadzieje że nie łopowiadałem wam ło Wolfie, jakoś tak mu było... - mówił, sepleniąc z chłodu. - ...służyłem z nim,był wtedy w słynnej drugiej kompanii III Ostlandzkiego Regimentu Piechoty, pichota to niedorozwoje, hehehe... wracali z wyprawy na wschód. Byli już blisko, zarys Gór Środkowych przesłaniał cały horyzont. Jeszcze tydzień, albo i więcej i by wrócili cali. Ale życie to suka, naszła ich zamieć. Nagła, ostra. Tak jak teraz , najpierw było cicho, tak cicho jak nigdy wcześniej. Nie poruszała się ani jedna gałązka, nic, tylko śnieg pierdział pod butami. A potem rozpętało się piekło, tak mówił Wolf, ledwie było widać dup*ka swych towarzyszy , wichura porywała powietrze, nie było czym oddychać, rzuciła nimi, wirowała w szalonym tańcu śmierci. Podobno to nie była zwykła zamieć, to Buran, demon zimy we własnej osobie. Przeraźliwie mroźny powiew zdzierał skórę i mięso aż do kości, ponad gwizd wiatru, ponad śmiech demona, przedzierał się potępieńczy wrzask ludzi. Krew w jednej chwili zastygła, zmrożona wirowała wraz z drobinami śniegu, uderzała w twarze. Wichura z potworną siłą przetoczyła się przez oddział, pozostawiając przy życiu mniej niż dziesiątą część, reszta żołnierzy padła martwa, skostniałe, odarte z wszystkiego szkielety leżały okryte szalem śniegu, przysypane kryształami własnej krwi. Upiorny widok. Żaden z tamtejszych żołnierzy już nigdy nie ruszył w teren. Obawiam się najgorszego. Diableny Buran może mieć nad nami swą popie*doloną pieczę - zakończył poważnym głosem i miną, widocznie był przejęty swą opowieścią, lecz minęła chwila i twarz Ruda wykrzywiła się w ponurym uśmiechu:
- Ale. Jak znałem Wolfa, czy jakoś tak mu było, nie pamiętam tego pieprz*nego imienia, lubił ubarwiać swe historie o krocie brutalnych elementów, aby darzono go większym szacunkiem, którym nas, nikt nie raczy obdarzyć choć zawsze idziemy w największe gów*o po łeb, a ci "wyżsi" cieszą się jak wrócimy z pełnym wyposażeniem - Dokończył z przejęciem i lekką zadyszką.

[Jaromir Maaximus Thorbardin "Ethan Lynx"]
-Sierżańcie, do Wilka Ulryka, nie składajcie raportu z tego co powiedziałem. I tak bez tego jestem po pas w tyłku elektora. - poprosił już swym zwykłym, czujnym głosem.


Po ostatnim słowie czujnie rozejrzał się po okolicy obozowiska i na dłużej przyjrzał się koniom, po czym wrócił spojrzenie na ogień wyczekując odpowiedzi swych towarzyszy.
Obrazek
ulger
Majtek
Majtek
Posty: 140
Rejestracja: niedziela, 18 maja 2008, 21:39
Numer GG: 0
Lokalizacja: R'lyeh

Re: [WFRP 2.0] Władca Zimy

Post autor: ulger »

[Borys Skorzeny]

Zasiadłszy przy ognisku chłopak rozmasował zesztywniałe od zimna dłonie. Był średniego wzrostu i mocnej budowy ciała. Szczelnie owinął się płaszczem by wytrzymać mróz, który zmieniał wydychane przez niego powietrze w obłok białej pary. Kiedy przysunął się bliżej ogniska blask płomienia oświetlił jego twarz. Ktoś kto po raz pierwszy miał okazję ją oglądać z początku zwracał uwagę na długą bliznę, która szpeciła lewą część oblicza, zapewne pamiątka po jakiejś bitwie. Jednak o ile do widoku blizny po krótkim czasie można było się przyzwyczaić o tyle znacznie trudniej było oswoić się z lodowatym spojrzeniem jego niebieskich oczu. Całości dopełniał wyraz twarzy, jaki widywało się u ludzi, którym życie nie oszczędziło trosk. Mimo iż los zetknął ich ze sobą jakiś czas temu, żaden z jego towarzyszy nie pamiętał by na tym obliczu kiedykolwiek gościł uśmiech.

Już drugi tydzień odmrażali sobie tyłki przy poszukiwaniu zielonoskórych. Jak dotąd bez rezultatu. Borys nigdy nie należał do ludzi cierpliwych, toteż cała sytuacja działała mu na nerwy. "Jeb...ne gnidy. Zima za pasem a tym zachciało się szwendać po lasach. Pewnie wyzdychają z głodu zanim zdążymy ich znaleźć". Miał nadzieję, że w przeciągu miesiąca odnajdą gobliny. Kręcenia się w kółko nie znosił w tym samym stopniu co czekania.

Do opowieści Reintroffa podszedł dość sceptycznie. Od małego uczono go, że człowiek aby przeżyć w tych stronach musi być praktyczny, twardo stać na ziemi i wierzyć tylko w to co sam zobaczy. "Zebrało się staremu na bajdurzenie. Jakby ludziom nie dość było zielonych i zwierzoludzi jeszcze jakieś g...na wymyślają. Ciekawe czy przypadkiem nie łyknął sobie czegoś mocniejszego jak rozkładaliśmy obóz. W taki ziąb sam też chętnie bym sobie golnął".

[Ulrich "Rudo" Reintroff]

-Powiedz mi coś dziadku. Ten Wolf czy jak się tam zwał aby na pewno był trzeźwy jak o tym gawędziliście? A co do włażenia po szyję w g...no to prawdę rzekłeś. Konie i broń więcej warte dla tych na górze niż nasze życie.
Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Władca Zimy

Post autor: Ninerl »

Ninreann
Roznieciła ogień. A potem po skromnej kolacji, usiadła przy nim. Boginie milczały. Przynajmniej na razie... Mroźny dech Arawna słabł, a Nireann to nieco niepokoiło. Jeśli ściśnie mróz, będzie cholernie ślisko.
- Brighde, brigg na cualh...- zamruczała prośbę do Świetlistej.
Ulrich pierwszy zaczął opowieść. Historie przy ognisku również i w Imperium były czymś ważnym. Nireann miała nadzieję, że ich fianna stanie się prawdziwą drużyna, związaną lojalnością i przyjaźnią. Jak na przykład słynna Clann Baiscne. Ale się zobaczy...
Słuchała zaciekawieniem opowieści mężczyzny. Gdy opisywał zamieć, pokiwała głową.
-Demony bywają złośliwe. A może ktoś uraził boga zimy? Nie znam go dobrze, ale jest to możliwe.-związała brązowe włosy i spojrzała błękitnymi jak niebo oczami, na Ulricha. Zdjęła ciepły, wełniany szal.
Właściwie nie wyglądałaby jakoś odmiennie od zwykłej imperialnej dziewki, gdyby nie tatuaże. Święte spirale, triskele i inne znaki pokrywały niemal całe jej ciało. Lśniły mocnym niebieskim odcieniem.
Towarzysze mogli jedynie dostrzec tajemnicze znaki na dłoniach, szyi i twarzy dziewczyny. Odmawiała wyjaśnień, czemu jej skóra została tak naznaczona- boginie mogły się rozgniewać. Niewtajemniczeni nie mieli prawa poznać wiedzy Trójcy....
- Powinniście przebłagać ducha. Albo przepędzić. Nie macie swoich druobh?- dodała za chwilę.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [WFRP 2.0] Władca Zimy

Post autor: mone0 »

Jako, że Bussumarus nie odpisał w terminie [chociaż przesunąłem go nawet], zmuszony jestem odpisać za niego. Ja rozumiem wszystko, ale tydzień to chyba wystarczająco długo, by cokolwiek sensownego napisać.

Jaromir Maximus Thorbardin

Na sierżancie czas odcisnął swoje piętno w postaci pasm siwych włosów, które powoli zakrywają jego naturalny, brązowy odcień. Spod płaszcza nie widać zaokrąglonej tu i ówdzie sylwetki, jednakże widzieliście go w mundurze, a jego brzuszek wystawał nieco za pas u spodni. Usiadł przy ognisku nie odzywając się - chyba był daleko stąd, wśród marzeń. Jego szare oczy były bardzo wyraźne, szczególnie teraz, podczas zimy. Promienie światła odbijały się od śniegu i rozświetlały twarz, która poorana była wieloma zmarszczkami. Dzień, w którym został awansowany na sierżanta nie przyniósł szczególnych zmian w psychice Jaromira, ot zwykły dzień. Ludziom z oddziału wydawało się jednak, że widzieli na jego twarzy wyraz ledwo widocznego zadowolenia.

Z zadumy wyrwała go opowieść Rudo, słuchał uważnie, gdyż to co mówił stary wiarus nie wydawało się w cale takie głupie. Teraz interesowała, go jedynie misja i nic poza tym, a każda informacja, która przyczyni się w jakikolwiek sposób do przetrwania w dziczy wydaje się istotna. Gdy gawęda biegła końca i zaczęła się rozmowa. Przysłuchiwał się jej uważnie chłonąc każdy dźwięk.

[Rudo]
- Do jasnej, ciasnej, nie nauczono was jak macie zwracać się do oficera? Szeregowy Reintroff ile razy mam to powtarzać? Nie odpowiadaj! To, że jesteśmy na patrolu, z dala od fortu, nie oznacza, że nie należy mi się szacunek, jasne! Do wyższych rangą zwraca się per Panie, kurza jego twarz! - mówił bardzo podniesionym głosem, by wreszcie dotarło, że nie są na wycieczce. Po chwili kontynuował:
- Nie złożę raportu, ale pamiętaj jeden, z drugim jak należy odzywać się w towarzystwie przełożonych. Żadnych mi świńskich dowcipów i przekleństw, jasne?

[Ninerl]
Ninerl zaczęła mówić o przebłaganiu duchów, jednakże wy ludzie kontynentu zareagowaliście śmiechem.
- Dziecino, my tu do Pana Wszechmocnego Ulryka prośby składamy, nie mamy żadnych zjaw, jak tam, skąd jesteś. - odpowiedział Thorbardin.
- Nie miej nam jednakże za złe, iż nie wiemy jakie tam Bogi wyznajesz.

Wszyscy

Siedzicie zziębnięci w okół ogniska, mróz, który spowodował, że wasze skórzane rękawice zesztywniały, powoli odchodzi, gdy przykładacie ręce bliżej ognia. Niezbyt zadowoleni z pogody, wymieniacie się poglądami na temat Bogów i innych dziwactw. Niemal całkowita cisza... Łzy w oczach zamarzają, pieczenie jest nie do wytrzymania... Śnieg twardnieje z każdą upływającą sekundą... Brak jakichkolwiek odgłosów zwierząt, jakby opuściły to przeklęte miejsce...Co chwilę słychać skwierczenie wydobywające się z ogniska...Głośne, przejmujące parskanie koni...Wasze policzki stają się czerwonosine...Mróz dotkliwie kłuje was w nieosłonięte części ciała...Wtem grom - to tylko trzaśnięcie płonącej gałązki...Podnosicie kołnierze płaszczy wyżej, by nie czuć zimna, ale to nie jest zwykłe zimno, to siarczysty mróz...
Nagle ciszę przerywają huki łamanych pni drzew i gałęzi, jęki, stęknięcia, jakby sam Ulryk zaczął je łamać z wściekłości.
W okół was zaczyna delikatnie prószyć śnieg, z początku delikatne, duże płatki opadają powoli, spomiędzy konarów w kierunku obozowiska, by później przybrać na ilości. Widoczność spada do kilku metrów, płatki wirują w powietrzu, popychane strumieniami zimnego wiatru. Z powodu tak wielkiej ilości opadu ognisko zaczyna nieprzyjemnie syczeć, jakby chciało powiedzieć "nie pozwólcie mi zgasnąć." Lekkie podmuchy lodowatego powietrza dopiero teraz dają wam się we znaki, natychmiast wszystkich ogarnia przejmujący ziąb - dopiero wiatr pozwala odczuć temperaturę. Wiatr się wzmaga, huczy niczym szkwał na morzu Szponów. Kawałki śniegu są coraz mniejsze, jest ich więcej i więcej, zaczynają ciąć po całym ciele, niczym lodowe igły. Ryk wiatru staje się nie do zniesienia, ledwo słychać krzyki towarzyszy. Konie! Zerwały się, przerażone wierzgają, kopią, huragan niemal przygasza ognisko, rozrzuca szczapy, uderza ścianą śniegu. Namioty wyginają się we wszystkie strony. Kilka z nich wyrwały pięści wichru. Pomocy! Co...robić... sierżancie?!!
Nie wiecie co robić. Ratować konie, obóz, siebie!
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Sakwan
Pomywacz
Posty: 72
Rejestracja: sobota, 19 stycznia 2008, 19:40
Numer GG: 637643
Kontakt:

Re: [WFRP 2.0] Władca Zimy

Post autor: Sakwan »

"Rudo" Reintroff
-Tak jest panie sierżancie! - wykrzyknął Ulrich na ripostę sierżanta - Ale bądź co bądź, można byłoby trochę odświeżyć trochę kawałów o szefach, ale jeśli Pan sierżant nie chce to nie.- starał się aby dalsza wypowiedź nie brzmiała jak przekomarzanie, nie miał zamiaru odpracowywać jakiejś kary za złe traktowanie przełożonych.
Przez chwilową ciszę, która zapanowała w okół ognia, wyczekiwał odpowiedzi Jaromira równocześnie niecierpliwiąc się na reakcje reszty drużyny. Co prawda uraziła go bezczelność świeżo upieczonego sierżanta, który nazbyt przeją się swą rolą, ale przecież na to poradzić nic nie mógł, musiał odpracować to, co zostało mu przydzielone. Wyją z tobołka gorzałkę i pociągną z butelki mocny łyk - na rozgrzanie. Kiedy schował zaczęły dziać się dziwne rzeczy, niemalże identyczne do opisywanych przez Wolfa "Przecież to było zwykłe bajdurzenie, w dodatku wymyślone przez Wolfa, chyba że, on nie zmyślał...".
Zerwał się na równe nogi i stanął plecami do ognia "Broń na nic się tu przyda"
-Szybko! Stańcie plecami do ognia! Nie może on zgasnąć bo inaczej zginiemy! - krzyknął tym razem z pełną powagą, z demonami lepiej nie żartować.
Ulrich wiedział, że jeśli nie będą współpracować, zginą brutalną śmiercią, nawet nie raniąc swego wroga.
Obrazek
ulger
Majtek
Majtek
Posty: 140
Rejestracja: niedziela, 18 maja 2008, 21:39
Numer GG: 0
Lokalizacja: R'lyeh

Re: [WFRP 2.0] Władca Zimy

Post autor: ulger »

[Borys Skorzeny]

Mróz ledwo dało się wytrzymać a z każdą sekundą było coraz gorzej. Można by pomyśleć, że coś kieruje tą zamiecią. Coś co pragnie ich zguby. Szybko odrzucił tą myśl. Najwidoczniej opowieść starego pobudziła jego wyobraźnię bardziej niż gotów był przyznać. Nawet przed samym sobą. Po chwili jednak wrócił myślami do ich obecnej sytuacji.

”Niech to jasny szlag! Weź się w garść! Trzeba ratować Marę”.

Wychował to zwierze od źrebaka i nie miał zamiaru pozwolić mu zginąć. Poza tym ich szanse na powrót do fortu bez wierzchowców były bliskie zera. W grę wchodziła jeszcze kwestia odpowiedzialności za utratę konia. Borys miał już sporo za uszami. W przypadku kolejnego wykroczenia kapitan Mannstein mógłby nie uratować go od zsyłki do jednej karnych kompanii Tassennicka, gdzie zwykle trafiali niepokorni żołnierze. A tłumaczenia, że to wszystko przez zamieć nie na wiele by się zdały.

Kiedy zmierzał powoli w kierunku miejsca gdzie stały konie, starając się nie upaść pod naporem wichury, dobiegł go krzyk Reintroffa. Stary wrzeszczał do nich, żeby chronili ogień. Doszedł do wniosku, że konie mają pierwszeństwo. Ogniem może się zająć kiedy uda mu się uspokoić wierzchowce lub wtedy, gdy nie podoła zadaniu i konie uciekną.
Obrazek
Bussumarus
Marynarz
Marynarz
Posty: 336
Rejestracja: piątek, 25 lipca 2008, 21:12
Numer GG: 2565250
Lokalizacja: Gdańsk

Re: [WFRP 2.0] Władca Zimy

Post autor: Bussumarus »

[Jaromir Maximus Thorbardin "Ethan Lynx"]

Tego dnia mróz dawał się we znaki, wicher był nie do wytrzymania. Widzocznie Bogowie najedli się śliwek...
- Ratować konie młokosy ! Nie poddawać sie !
Właśnie od tak stresujących chwil Jaromir siwieje...tyle przygód i zawsze to samo...zszarpane nerwy.
"Co za paskudna pogoda, przez nią nasze wierzchowce są w niebezpieczeństwie. Te zwierzeta to najcenniejsze co mamy, nasi przyjaciele..."
W biegu usłyszał głos Reintroffa który proponował chronić ogień. Widocznie nie obchodzą go losy zwierząt.
- Reintroffie ! Ogniem zajmiemy się później teraz najważniejsze są konie !
Jaromir myślał tylko o Sleipnirze. Nagle przed oczyma przleciały mu te piękne chwile jakie z nim spędził, tyle dróg razem przebyli, te wszystkie zwiady, wojny, zawsze razem. A teraz pogoda może mu to odebrać...

Przepraszam za tak duże opóźnienie ale ostatnio mam tyle spraw na głowie że zupełnie zapomniałem o sesji.
OLDSCHOOL!
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Władca Zimy

Post autor: Ninerl »

Nireann Tuilleach
Dziewczyna prychnęła cicho. Co za pomysł...modlić się do jednego boga. Nic dziwnego że inni są zazdrośni. Pomyślała z pogardą, że ci tutaj obecni żołnierze nie przeżyliby wyprawy w bagna Albionu. I jeszcze śmieli się z duchów. To nie wróżyło dobrze...
Jakby na potwierdzenie tych słów, zaczęło się robić coraz zimniej, jakby jakaś potężna istota poczuła się urażona słowami śmiertelników. Cerridwen Starucha była kapryśną, okrutną i złowrogą boginią. Nireann nie oddawał jej czci, ale też nie pozwala sobie na lekceważenie bogini.
Skuliła się przy ognisku. Wiatr wiła coraz mocniej, robił się coraz zimniej. To nie było naturalne, tego była pewna. No to teraz zapłacą... A przed magią nie ma czasami ucieczki.
Nagle wiatr zawył, coś huknęło, a lodowate ostrza chlasnęły wszystkich po twarzach. Nireann owinęła się dokładniej szalikiem, a dosłownie za chwilę, konie przerażone wyciem wichru, zerwały uwiązy.
Nireann poderwała się gwałtownie, ignorując głupie słowa Ulricha. Trzeba mieć konia na pustkowiach... Poskoczyła do swojej klaczy, chwytając mocno strzępy uwiązu.
- Siiii....Meadbh....siiin....- wiatr wpychał jej słowa z powrotem do gardła, gdy głaskała konia i skręciła jego głowę w bok.
- Dobra dziewczynka...- wykrztusiła, trzymając wierzchowca z całych sił i starając się go prowadzić w koło.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [WFRP 2.0] Władca Zimy

Post autor: mone0 »

Sory za opóźnienia, ale brachol gra często w managera i nawet ciężko mi na kompa się dostać :/

Wszyscy

Gdy dopadł was demoniczny Buran, nie byliście w stanie mu się oprzeć. Wasze nawoływania były ledwie słyszalne, taka była jego moc. Ryk wichru był ogłuszający niczym tysiące wyjących wilków. Zimne dreszcze przechodzące po waszych ciałach zdawało się być niczym, w porównaniu z utratą wierzchowców. Konie wydawały się tak samo przerażone zawieruchą jak i wy. Rozpierzchły się w różnych kierunkach, nie mając pojęcia, co się dzieje. Tak samo wy, byliście zdezorientowani. Gałęzie drzew i całe drzewa targane były potworną mocą Tchnienia Ulryka. Wielki wir właśnie przechodził przez las, w którym rozbiliście obozowisko.

Ninearl

Gdy tylko Medb i inne konie zerwały się, ruszyła w ich kierunku. Nie mogła przecież stracić swojej towarzyszki, o nie! Ledwo widząc na oczy, osłaniając się od śniegu ruszyła za nią. Krok za krokiem, i coraz bardziej zagłębiała się w śniegu, krok za krokiem i zdawało jej się, że klacz jest coraz bliżej. Wzrok, co chwilę płatał jej figle, co rusz ukazując kształty przypominające wierzchowca w innym miejscu niż zdawałby się być na początku. Nie obchodziło ją gdzie są inni, a może zgubiła się? Kolejne podmuchy wichury smagały twarz Ninearl, poruszanie przychodziło z ogromną trudnością, wszystkie kończyny zaczęły powoli odmarzać. Wtem w odległości zaledwie kilku metrów od siebie dostrzegła Medb, stała nieruchomo…Ruszyła, chyba wyczuła twój zapach w pobliżu. Gdy mijała kolejne drzewa, z jednego z nich urwał się potężny konar, spadł tuż przed biedną klaczą. Zdążyła ją pochwycić skostniałymi od zimna palcami sztywne lejce. Albionka wtuliła się w grzywę wiernej klaczy, poklepała w bok i ruszyła w stronę obozu.

Jaromir Maximus Thorbardin "Ethan Lynx"

Sierżant krzyknął w kierunku szeregowego Reintroffa, ale widocznie wichura była silniejsza niż jego gardło, gdyż „Rudo” ani drgnął. Jaromir obrócił się szybko, by wypatrzeć gdzie udał się jego wierzchowiec. Kątem oka zauważył jak pozostała dwójka ruszyła w kierunku swoich koni, rozkaz musiał poskutkować. Brnął prze śnieg, co chwila przewracając się o leżące w zaspach gałęzie i wdeptując w zagłębieni, przez to, co rusz klął jak szewc, szczególnie w kierunku kłód, które Bóg Zimy rzuca mu pod nogi. Z zawiei, jak z za mgły wyłonił się wierzchowiec, jednak nie był to Sepnir, tylko koń Reintroffa. Niezbyt ucieszony tym faktem wznowił poszukiwania mając nadzieję, że ukochany ogier jest gdzieś w pobliżu. Błądząc wśród obdartych z liści drzew zauważył kilka sylwetek poruszających się w oddali. Ciekawe, kto to? Może gobliny? – przeszło mu przez myśl. Thorbardin nie był w stanie jednak rozpoznać postaci nie w tej zamieci, jaka przechodziła wokół niego. Może nie zauważą mnie i będę mógł przedostać się niezauważony?

Borys Skorzeny

Pół krwi kislevita jako pierwszy wyrwał się do przodu, by odszukać wierzchowca. W tej zawierusze nie było łatwo znaleźć jakichkolwiek śladów obecności poszukiwanych zwierząt. Narastające zimno dawało się we znaki, ale cóż, jak nie chce się zginąć w tej głuszy trzeba było teraz jak najszybciej sprowadzić je z powrotem do obozowiska. Borysa zaskoczyła reakcja Reintroffa, który zechciał zostać w obozie i chronić ogień. Udo był doświadczonym żołdakiem i przez myśl by Skorzenyemu nie przeszło, że stary może okazać się takim skończonym głupcem, a jednak. Musiał się teraz skupić na priorytecie, jakim były konie, jednak myśl, iż zostawili tam tego biedaka samego nie dawała mu spokoju. Jego rozmyślania przerwało mu parsknięcie. Zasłonił oczy, by śnieg nie chłostał jego twarzy i przysłuchiwał się dalej. Odgłosy dobiegały z kotlinki, którą dostrzegł nieopodal przed sobą. Tym razem miał fart, dwa wierzchowce tuliły się do siebie z zimna. Ten widok przypomniał mu, że jest mu potwornie zimno. Chwycił konie za uzdy i starał się wrócić z kierunku, z którego przyszedł.

Udo Reintroff

Gdy towarzysze zniknęli za zasłoną lasu. Ognisko zostało w mgnieniu oka rozwiane przez cholernie lodowaty podmuch „Tchnienia Ulryka”. Linki jednego z namiotów nie wytrzymały, pękły w najmniej oczekiwanym momencie. Płótno uniosło się w powietrze niczym liść targany niespokojnym wiatrem i tak samo jak on rozdarł się o gałęzie ostre i długie niczym piki. Reintroff nawet nie próbował go ratować, wiedział, że nie da rady wejść w taką pogodę na żadne drzewo. Zaabsorbowany wygasłym ogniskiem nie zdawał sobie sprawy z grożącego mu niebezpieczeństwa. Podczas takiej pogody należy szczególnie unikać otwartych przestrzeni, a on znajdował się właśnie na niej. To był fatalny w skutkach błąd, silniejszy podmuch, jakaś urwana gałąź trafiła Udo w głowę. Znalazł się na ziemi, twarzą w śniegu. Po kilku chwilach w miejscu gdzie leżał powstała mała zaspa, śnieg z lodem całkowicie przykrył go swoim grubym płaszczem.

Jaromir

To, co z daleka wydawało się Thorbardinowi goblinami, z bliska było tylko Borysem i prowadzonymi przez niego zwierzętami. Kamień z serca spadł mu w jednej chwili. Był przygotowany na walkę, ale nie samemu przeciwko gromadzie, o nie! Po chwili dołączyła do was, nie wiadomo skąd Albionka, wraz ze swoją klaczą. Nie odezwali się do siebie ani słowem w drodze powrotnej. Nie było większego sensu, by marnować swój głos ze względu na fakt, że pogoda utrudniała jakąkolwiek konwersację.

Wszyscy oprócz Udo

Po niedługim czasie znaleźliście się w obozie. Pierwsze, co zwróciło waszą uwagę to brak Reintroffa i namiotu. Czyżby zniknął? Zawinął manatki, poddał się? To oznacza dezercję, a wszyscy wiedzą, co to oznacza – kara śmierci jak nic. Zabierając się do ponownego rozpalenia ogniska znaleźliście nieprzytomnego Uda wśród śniegu.

Wszyscy

Zamieć zniknęła tak szybko, jak się pojawiła - to dobry znak, ale czy na pewno? Bogowie wystawiają was na próbę? Ulryk jeden wie, co się dzieje, w końcu to jego czas. Ogień znów radośnie płonął, wyrzucając w górę, co po chwilę nowe iskry. Byliście bardzo zziębnięci, a szczególnie Udo, on był w fatalnym stanie, cały trząsł się z zimna. Brak jednego namiotu, nie obejdzie się bez komplikacji. Trzeba podjąć kilka ważnych decyzji, które będą miały wpływ na to, co zdarzy się już niedługo. Czas przygotować się do snu, ale czy sen jest dobrym wyjściem, gdy temperatura otoczenia cały czas jest bardzo niska?! Gobliny mogą czaić się w pobliżu i trzeba się pilnować.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Bussumarus
Marynarz
Marynarz
Posty: 336
Rejestracja: piątek, 25 lipca 2008, 21:12
Numer GG: 2565250
Lokalizacja: Gdańsk

Re: [WFRP 2.0] Władca Zimy

Post autor: Bussumarus »

Jaromir

Dzisiejszego dnia mróz dawał się we znaki, nawet sam sierżant czuł na swojej skórze dreszcze. Reszta jego kompani jakoś znosiła tą uciążliwą pogodę, chociaż jeden z nich - Udo, nie mógł już tego wytrzymać.
- Słuchajcie ! - Zawołał Jaromir - Napewno zauważyliście że z Udo jest coraz gorzej, musimy gdzieś przenocować, może i jest to niebezpieczne bo jesteśmy narażeni na atak goblinów, ale jeżeli tego nie zrobimy możemy stracic jednego z naszych. Trzeba zaryzykować ! - Nagle Jaromir przerwał, doszło do niego że brak im jednego namiotu. Zupełnie nie wiedział co z tym faktem zrobić. - Jednak, sprawa z namiotem daje dużo do myślenia. Według mnie na straży powinna znaleźć się osoba z najodporniejszym organizmem, ktoś komu niestraszna zima, to osobą będzie...Wasz Dowódca.
OLDSCHOOL!
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Władca Zimy

Post autor: Ninerl »

Nireann Tuilleach
Poklepywała drżącą Meadbh, szepcąc cicho uspokajające słowa. Wreszcie klacz zaparskała cicho i Nireann przywiązała ją do drzewa. Teraz mogła się otrzepać ze śniegu.
Towarzysze właśnie odkopywali nieszczęsnego Udo.
- On z południa? Że zamieć lekceważy?- zapytała się, bo przyszło to jej do głowy. Może Reintroff wychowywał się w jakimś ciepłym kraju? Podobno takie istniały, bardzo daleko. Chociaż Nireann czasami się zastanawiała, czy nie są to tylko bajki, opowiadane dzieciom. Tak samo jak Mroczni, którymi straszyło się dzieci. Ale Mroczni, jak się przekonała byli realni. Byli podobni do ludzi, tylko bledsi, chudsi i wyżsi. I te ich śmieszne uszy...
Dołączyła do reszty i przykucnęła przy zziębniętym Udo.
- Zdejmuj ubranie...rozetrzeć cię trzeba-powiedziała i chwyciła mężczyznę za rękaw- Szkoda, że whiskey nie mamy...- pokiwała głową. Alkohol rozgrzewał, pity czy wtarty w skórę.
A Udo groziły teraz odmrożenia, to nie byłoby dobre stracić palce u rąk- bo jak wtedy walczyć?
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [WFRP 2.0] Władca Zimy

Post autor: Twilight »

Na dobry początek witam współgraczy, życząc jednocześnie przyjemnej gry :)
Solveig "Sol" Hoch

Szła, rozglądając się czujnie na boki i modląc się na przemian do Shaylli i Ulryka o pomoc. Nie miała szans przeżyć sama w tej głuszy tym bardziej, że teraz ledwo starczało jej sił by stawiać kolejne kroki. Była głodna, zmarznięta i wyczerpana. Błądziła po lesie już od dłuższego czasu, zapadając się po kolana w głębokim śniegu. Zamieć przeżyła tylko dzięki obecności swojego wierzchowca - mądre zwierze wiedziało kiedy dać nogę z obozu. Nie zdążyła nawet zdjąć z niego swoich juków i, jak zwykle zresztą, niedokładnie spętała swojego konia, i chwila nieuwagi starczyła by bułany ogier, Rusty, popędził w siną dal unosząc ze sobą cały jej dobytek. Do tej pory słyszała gniewne okrzyki dowódcy, które rzucał za nią, gdy pobiegła za tym upartym zwierzakiem. „Shaylla znów cię miała w swojej opiece, Sol” – pomyślała kurczowo trzymając się łęku siodła. – „Nadużywasz jej łaskawości.” Na zamieć nie byli przygotowani – wiedziała, że jej towarzysze byli w trakcie rozbijania obozu. Nie miała nadziei, że ich odnajdzie. Burza ich rozdzieliła i to chyba na dobre.
Jednak od pewnego czasu zauważała jak Rusty ciekawie strzyże uszami, tak jakby dochodziły do niego ciekawe i przyjemne odgłosy. Postanowiła zaufać instynktowi konia i pójść za nim. Dziś jeszcze ani razu jej nie zawiódł, więc może i tym razem się uda?
W mroźnym powietrzu roznosił się ostry zapach palonego drewna, a koń zaczynał zdradzać coraz to nowe oznaki entuzjazmu. Prawdopodobnie wyczuwał swoich towarzyszy… W Solveig odradzała się nadzieja na ponowne ujrzenie kolegów, tym bardziej, że powoli zbliżała się noc. Nie uśmiechało jej się spędzenie samotnej nocy w tej leśnej głuszy przy temperaturze, która sprawiała, że nawet najbardziej wygłodniałe drapieżniki nie wyściubiały nosa ze swoich kryjówek.
W końcu z oddali ujrzała to, co sprawiło, że niemal zapłakała ze szczęścia – łunę ogniska i niewyraźne sylwetki kręcących się wokół obozu postaci. Obserwowała ich przez chwilę uważnie, a gdy miała pewność, że ma przed sobą ludzi, ruszyła do przodu.
Jej uśmiech zrzedł tak szybko, jak się pojawił. Gdy stanęła na granicy obozu jej oczom ukazały się zupełnie obce twarze. Oni sami mieli przed sobą wysoką, niewątpliwie młodą kobietę, na której twarzy malował się wyraz zdziwienia pomieszanego z ulgą. Kosmyki długich blond włosów wymknęły się z warkocza i, zwijając się w loki, okalały pociągłą twarz. Piwne oczy patrzyły na nich bystro, ale równocześnie z pewną rezerwą.
- Jestem Solveig, z drugiego oddziału zwiadowczego… - zaczęła niepewnie, odsłaniając swoją tunikę. – Zaskoczyła nas zamieć i rozproszyliśmy się… o ile tamci jeszcze żyją.
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [WFRP 2.0] Władca Zimy

Post autor: mone0 »

Nireann Tuilleach, Jaromir

Ogień znów zapłonął, mrok ogarniał całą okolicę. Stan zdrowia Uda gwałtownie pogorszył się, trząsł się z zimna niczym osika, dodatkowo nasiliła się gorączka - bez medykamentów życie ujdzie z niego niczym powietrze wypuszczane z płuc. Przeklęta zamieć, dlaczego właśnie teraz was dopadła, tego nie jesteście w stanie sobie wytłumaczyć. Stary wiarus dobrze wiedział co mówi, lecz nie był na to przygotowany. Zajmując się nim nie dostrzegliście w porę innego niebezpieczeństwa - dezercja, Borys Skorzeny chyłkiem uciekł w głuszę. Nie było sensu go ścigać, nie nocą, gdy drapieżniki polują, a ogień jest jedynym czego tu się obawiają. Morale znacząco opadło szczególnie teraz, gdy jest was tylko troje - już nie długo. Jesteście ponad tydzień w drodze, a z oddziału zostanie niedługo połowa. W tym stanie nie będziecie mogli walczyć z przeciwnikiem, nawet jak na tak dobrze wyszkolonych. Załamanie szybko odeszło, gdy usłyszeliście kroki skrzypiące pod czyimiś butami. Gdyby nie ten zmarznięty śnieg nie usłyszelibyście nadchodzącej postaci. Ale co to? Odgłos parskania zwrócił waszą uwagę. Czyżby kislevita powrócił? Zrezygnował z odejścia. Uśmiech na waszych twarzach zgasł, gdy po raz pierwszy odezwał się głos przybysza.

Wszyscy

Nie było wam do śmiechu po usłyszeniu nowin zarówno z jednej, jak i drugiej strony. Teraz tworzycie nowy oddział póki nie odnajdziecie pozostałych przy życiu. Czy ktoś jeszcze przeżył zamieć? To może sam jeden Ulryk tylko wiedzieć. Udo majaczył w gorączce coś o rodzinie, jego stan był fatalny. A wy o czym myślicie w takiej sytuacji? Może czas wracać do fortu? Nie, to oznaczałoby klęskę misji, wszak dzielny żołnierz nie poddaje się nigdy. Może kolejny dzień przyniesie jakieś rozwiązanie, a do tego czasu kto wie co się stanie...
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Władca Zimy

Post autor: Ninerl »

Nireann Tuilleach
- Idiota!- parsknęła, gdy spostrzegli, że Borys znikł- Amail! Zginie sam...ale może to i lepiej...- dodała po chwili, opatulając przemarźniętego Udo dodatkowym kocem.
-Sierżancie...co robimy? Ten tu nie wytrzyma zbyt długo.- oczyma wskazała dygocącego mężczyznę.
A potem zajęła się rozpalaniem ognia, klnąc cicho pod nosem. Źle, że wyprawa rozpoczęła się tak niefortunnie. Bardzo źle, niech Jasna Pani ma ich w opiece. To pewnie przez te pogardliwe słowa o duchach. Rozejrzała się odruchowo, wiatr nadal szeptał złowieszczym tonem. Teraz im nie odpuści, tego była pewna.
Nastawiła uszy, bo wydało się jej, że słyszy kroki. I istotnie ktoś się zbliżał. Przez głowę przemknęło Nireann, że to może skruszony zbieg, ale przybysz okazał się kobietą. Wyglądała jak żołnierz, czyli musiała być z jakiegoś oddziału. Ale mina Albionki zrzedła po słowach nowoprzybyłej.
- Nireann z glainn Tuilleach.- skinęła głową, zadowolona, że obca jest kobietą. Więcej wytrzyma niż mężczyzna.
- Witaj.- dodała i wyciągnęła dłonie.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [WFRP 2.0] Władca Zimy

Post autor: Twilight »

Solveig Hoch

Sol uśmiechnęła się, słysząc powitanie kobiety. Jej wzrok przyciągnęły tatuaże zdobiące oblicze nieznajomej, a w piwnych oczach zalśniła ciekawość. Uścisnęła jej dłonie mocno, trochę po męsku, ale z widoczną radością, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego w głosie Nireann wyczuła zadowolenie…
- Miło mi poznać – Sol uśmiechnęła się lekko, po czym odwróciła się do pozostałych. Jej wzrok padł na trzęsącego się mężczyznę. Uśmiech zgasł, a jego miejsce zastąpił wyraz głębokiego niepokoju.
- Co mu się stało? – spytała, klękając przy chorym. Dotknęła dłonią jego rozpalonego czoła. – Trzeba go przenieść do namiotu, tutaj za bardzo wieje, całkowicie go to wyziębi. Nie macie alkoholu? Szlag by trafił tą przeklętą zimę. Bez medykamentów ani rusz… Jasna cholera, długo nie pożyje, jeśli mu nie pomożemy… Trzeba go rozgrzać…
Nagle zerwała się na równe nogi i podbiegła do swojego konia. Ściągnęła swoje rzeczy i z juków wydobyła koc. Po chwili wahania podała go kobiecie.
- Ułóżcie go w namiocie i przykryjcie kocami. – Kobieta ścisnęła w dłoniach wodze konia. – Zaraz do niego przyjdę. Tylko zajmę się tym uparciuchem – mówiąc to pogłaskała bok zwierzęcia i odprowadziła go do pozostałych wierzchowców. Zanim wróciła do chorego mężczyzny trzy razy sprawdziła siłę węzła.
- Zostań tu, Rusty – zamruczała poklepując konia po szyi. – Starczy na dziś przygód.
Zabrała swoje rzeczy i wróciła do swoich nowych towarzyszy. Zdawała sobie sprawę z tego, że bez lekarstw nie wyleczy chorego, ale miała nadzieję, że zdoła utrzymać go przy życiu do świtu. A potem... Potem zastanowi się, co dalej z nim zrobić.
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
klarkash_ton
Majtek
Majtek
Posty: 78
Rejestracja: piątek, 21 listopada 2008, 08:41
Numer GG: 0
Lokalizacja: Lemuria

Re: [WFRP 2.0] Władca Zimy

Post autor: klarkash_ton »

Na początku chciałbym przeprosić wszystkich za opóźnienie - ostatnio rzadko zaglądam na forum a z niewiadomych dla mnie przyczyn powiadomienia nie dochodzą mi na maila, toteż nie wiedziałem, że sesja w ogóle ruszyła.

Borys Skorzeny

Gdy kislevita z trudem przedzierał się przez zasypany śniegiem las nie był w stanie przypomnieć sobie, czy był w jego życiu moment kiedy był na siebie choć w połowie tak wściekły jak teraz. Nie dość, że zostawił towarzyszy w potrzebie, co przy stanie Reintroffa znacząco zmniejszało ich szanse na przetrwanie, to na dodatek skazał siebie samego na pewną śmierć. Wychował się w tych stronach i dobrze wiedział jak kończą się nocne wędrówki po lesie o tej porze roku. Nigdy nie przypuszczał, że mógłby zrobić coś równie głupiego.

Przystanął na chwilę i spojrzał na Marę. Wierzchowiec sprawiał wrażenie równie wycieńczonego co właściciel. Ostatnie kilka dni musiało dać się jej we znaki, do tego jeszcze zamieć. Wrócił myślami do bitwy o Bohsenfels. Wydało mu się zabawne, że nawet wtedy nie obawiał się śmierci tak bardzo jak teraz.

”Wygląda na to, że dowiedziałeś się dziś czegoś o sobie. Śmierć nie jest ci straszna tylko wtedy gdy ma przyjść szybko. Co innego powolne zdychanie z zimna gdzieś na zadupiu. Nawet gdyby jakimś cudem udało ci się ujść cało, to czy mógłbyś żyć ze świadomością tego co zrobiłeś?”

Obrzucił wzrokiem otaczającą go knieję. Nie był pewien jak długo błąkał się po lesie ani jak daleko od obozu udało mu się zawędrować. Nadszedł czas by zastanowić się co dalej. Był pewien, że jeśli w dalszym ciągu będzie uciekać to spotka go śmierć. Jeżeli nie umrze z wycieńczenia dopadną go zielonoskórzy lub wilki. Powrót do obozu oznacza stryczek w ramach kary za dezercję. Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że nie ma sensu odwlekać nieuniknionego i wybrał drugą możliwość. Wrócił po swoich śladach do obozu.

Kiedy dotarł na miejsce dostrzegł, że pod jego nieobecność do oddziału dołączyła młoda kobieta. Zajmowała się teraz Reintroffem, którego stan od chwili ucieczki Borysa najwidoczniej się pogorszył. Był ciekaw skąd się tu wzięła. Wyraz pogardy malujący się na twarzach jego towarzyszy sugerował jednak, że może nie zdążyć zaspokoić swojej ciekawości. Dobrze wiedział, że w takich sytuacjach tłumaczenia na niewiele się zdają, toteż nie marnując czasu podszedł do sierżanta i rzekł:

-Wiem, że zawaliłem. Zrobisz ze mną co uznasz za stosowne.
There is no system but GNU, and Linux is one of its kernels
Zablokowany