[Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Szasza »

Amy

Rozkręciłaś nad głową łańcuch. Mrzawka, mrok i gęste krzaczory ograniczały widoczność. Nie byłoby to problemem dla kogoś, kto miał wprawę w takich wyczynach, ale tobie zdarzyło się zarzucać łańcuchem kilka razy z nudów i to do nieruchomego celu. Co chwila zakłócałaś rytm kręcącego się żelastwa rozmyślając się przy próbie rzutu. Gdy istoty znalazły się dość daleko, jedna z nich potknęła się. To był moment na który czekałaś. Cisnęłaś łańcuchem, który przycinając po drodze kilka pędów roślinnych dotarł do celu i metalicznym brzękiem oznajmił, że pochwycił ofiarę. Schwytany nieszczęśnik syknął z bólu, bądź zdenerwowania, ty aż pisnęłaś z zachwytu nad fartownym wyczynem. Zaczęłaś powoli zbliżać się do dwójki, prowadzącej gwałtowną wymianę zdań. Uwięziony osobnik pchnął wolnego towarzysza, który przewrócił się, po czym dał susa z pozycji leżącej w gęsty las i zniknął z twych oczu. Pozostały uniósł dłonie w kapitulacyjnym geście.
-Wy chyba nie mieszkacie w fabryce? Nie chcieliśmy was skrzywdzić. Słowo.- Z pewnością te słowa wypowiedział (lub dokładniej mówiąc wysapał) mężczyzna. Po przejściu kilku kroków mogłaś dodać, młody mężczyzna w dziwnych łachmanach i kapturze. W jego głosie słychać było zmęczenie i roztrzęsienie, ale nie przebijała żadna nieludzka nuta.

Test rzucania twoja postać zdała dosłownie na styk.


Tim

Rozłożyłeś broń, starając się nie stracić rozeznania w sytuacji. Zanim odbezpieczyłeś karabin i ułożyłeś się w pozycji strzeleckiej, twoja towarzyszka już zaczęła rozkręcać łańcuch. Próbowałeś wycelować, ale panująca wokół ciemność i ograniczająca widoczność mżawka działały ci wyraźnie na przekór. Cel był coraz bliżej lasu, gdzie za nic byś go nie trafił. Małe denerwujące kropelki wody, zwiewane wiatrem wpadały ci do oczu i celownika. To nie były warunki na strzał snajperski. Dziewczyna nieudolnie kręciła swym improwizowanym bolasem, sadząc się kilka razy do rzutu, ale rezygnując w ostatnim momencie. Musiałby się zdarzyć cud, by którekolwiek z was trafiło. No i zdarzył się. Łańcuch pofrunął. Śledziłeś wzrokiem jego lot i wydawało ci się, że lecąc tak nisko zaplącze się w knieje, ale on jak na złość owinął się wokół kostki niemilca (ktoś kto nocą przekrada się w krzakach, na pewno nie jest zbyt przyjazną osobą). Ten przez chwilę szamotał się ze swym wolnym wciąż towarzyszem, aż w końcu wygnał go do lasu. W końcu uniósł dłonie w kapitulacyjnym geście.
-Wy chyba nie mieszkacie w fabryce? Nie chcieliśmy was skrzywdzić. Słowo.- Odezwał się głosem młodego mężczyzny, w którym znać było wycieńczenie i roztrzęsienie. Podniosłeś się z ziemi, zdejmując palec ze spustu. I zacząłeś powoli do niego podchodzić. Teraz mogłeś dokładnie zmierzyć go wzrokiem. Nosił dziwne szmaty i kaptur, będące zapewne nieudolnym strojem maskującym. Dyszał i przechylał się na bok, wyraźnie był ranny.

Trzej pozostali :smile:

Greg wysłuchiwał kolejno waszych wypowiedzi. Mina nie zdradzała żadnego zdziwienia czy zaskoczenia przedstawionymi faktami. Szczerze mówiąc, to jego twarz mówiła głośno i wyraźnie "wiedziałem, że tak będzie!". No, może zmarszczone lekko brwi dodały kur** w miejsce przecinka. Mimo, że było to niepotrzebne wyraził to jeszcze słowami:
-Czyli wiecie tyle co ja. David. Tak?-zwrócił się do chłopaka, a ten skinął głową, chwaląc pamięć szefa do imion-Gdy wprowadzimy się do Fabryki, będziesz musiał namierzyć legowiska-czy co one tam mają- zwierząt, a szczególnie tych saren.-wydanie rozkazu, mimo jego małej wartości uspokoiło Grega i dało mu poczucie kontroli nad sytuacją. Postanowił powtórzyć tą przyjemność-Teraz wyjdźcie i powiedzcie wszystkim, żeby pod żadnym pozorem nie wchodzili do lasu i żeby nie zbliżali się do zwierząt. Przy okazji. Jutro czeka nas ciężki dzień, więc wyśpijcie się i- nie żebym was straszył- wyczyśćcie spluwy. W razie czego, UMP się zwolnił i jeśli ktoś czuje się na siłach, może zostać ochroniażem.-
Odprawił was gestem. Po drodze do wyjścia minęliście lekarza, który ganiał debilnie zachowującego się psa z małą latarką. Rzucił do Davida:
-Wpadnij po psa najwcześniej rano. Jeśli coś mu się stanie to mam nadzieję, że nie z naszej winy.- Powiedział to z lekką nutą mściwości.
Wyszliście na chłodne, wilgotne powietrze, które niosło ze sobą rześki zapach igieł sosnowych. Większość ludzi szykowała się do snu, lub przeglądała swój dobytek. Tylko dwójka- rudowłosa dziewczyna i dziwak z karabinem byli oryginalni. Szli powoli w krzaki, jakby coś upolowali.

Sorry za ewentualne głupoty i nieścisłości w upie, ale w głowie mam ciągle zieloną szkołę. :D
Obrazek
Chaos Theory
Pomywacz
Posty: 57
Rejestracja: wtorek, 5 sierpnia 2008, 14:12
Numer GG: 6792464
Lokalizacja: Zion

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Chaos Theory »

Ali

Polecenia Grega wysłuchał z beznamiętnym wyrazem twarzy. UMP i pozycja ochroniarza go nie kusiła, spluwy czyścić nie musiał. Była taka jaka być powinna. Nie zwrócił uwagi na kpiący komentarz doktorka, w sumie i tak nie mówiono do niego więc...
Dwójka skradających się w krzaki osób dopełniła jego zdania o owej nocy, grymas niezadowolenia przeszył jego twarz. Obrócił się i rzekł do "towarzyszy" :
- Pas. Ja wysiadam. mam dosyć spektakli na dzisiaj.- i szybkim krokiem udał się do ciężarówki.
[Jeśli uda mu się tam dojść bez przeszkód to siada tam i rozpoczyna przeszukiwanie wszystkich zakamarków plecaka(twórcze zajęcie).]
Tevery Best
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1271
Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
Numer GG: 10455731
Lokalizacja: Radzymin

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Tevery Best »

Tim
I dobrze. Amunicja kosztuje. Pora schować spluwę. Powoli i ostrożnie wcisnął karabinek do torby i wstał. Nie chcieliśmy was skrzywdzić, dobre sobie. Pewnie, że chcieli, inaczej nie próbowaliby się ukryć, fagasy. Tim wyciągnął nóż i podszedł bliżej. I bliżej. I jeszcze trochę. No dobra, tak blisko chyba wystarczy, bo mógłby już palantowi napluć na buty. - Amator - mruknął. Tak marnej podróby siatki maskującej nie widział od ostatniego przystanku w mieście. - No, pani szanowna, za ręce, za nogi, i zabieramy drania do szefostwa. Niech oni się martwią, co z nim zrobić. Tym drugim też się mogą pomartwić. Najlepiej za mnie. Oby nie ściągnął na nas kumpli, bo będzie Sajgon.
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Matt_92 »

David Burton

Tropiciel prawie ze łzami w oczach spojrzał na psa. Był jego najlepszym kompanem, a teraz musiał zostawić go samego.
*Cholera, będzie zimno*- pomyślał i pociągnął zakatarzonym nosem.
-Opiekuj się nim dobrze kolego i poradź coś. Bo jak nic nie wymyślisz, i jednak coś mu się stanie, to ty odmrozisz sobie tyłek na warcie.- powiedział David. Nigdy nie był wybitnie charyzmatyczny, nie narzucał swojej woli innym, a wśród rówieśników raczej był tym na którym się wszyscy wyżywali, ale tu chodziło o jego najlepszego przyjaciela.
-Mam nadzieję, że mu to przejdzie.- rzekł i podszedł do drzwi. Obejrzał się za siebie i spojrzał na Grega.
-Dobra, wprowadzimy się to poszperam. Na razie będę się kręcił w pobliżu obozu.- rzucił i wyszedł z pojazdu.
Rozejrzał się wokoło. Złożył ręce i dmuchnął w nie, pociągnął dwa razy nosem i udał się do ogniska przy którym siedzieli. Zostawił plecak, który wziął ze sobą i wypatroszył swojego magnuma w celu wyczyszczenia go.
-"A liczba jego czterdzieści i cztery"- zacytował głośno słowa Biblii którą niegdyś czytał, odkurzył broń i włożył sześć naboi do ładownicy Gdy skończył, załadował broń z powrotem i zabezpieczył ją.
Zauważył, że dziewczyna i tamten dziwak, który na początku wydawał się być innym tropicielem, albo nawet łowcą, udali się w krzaki.
*Ciekawe co tam znaleźli...* pomyślał wpierw, ale potem coś innego nasunęło mu się na myśl. *Może jednak lepiej im nie przeszkadzać.*
-Co nie, Ralf?- powiedział, ale po chwili prawie pacnął się w czoło.
Naprawdę brakowało mu zwierzaka. Oby wyszedł z tego cały.
*A teraz ja muszę siedzieć na tej cholernej warcie. Pieprzony los.*
A d'yaebl aep arse!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: BlindKitty »

Amy

Podeszła ostrożnie i powoli do leżącego faceta, oglądając się jednocześnie za siebie i w panice próbując przypomnieć sobie imię swojego towarzysza.
- Tim? - zapytała cienkim głosem - Możesz mi pomóc? Chyba udało mi się złapać jednego z nich - dodała już nieco pewniej, choć wciąż nie do końca. Przysiadła na piętach przy leżącym, na wszelki wypadek ze trzy kroki od niego. Wsłuchwiała się w las, żeby w razie czego nie dać się zaskoczyć temu drugiemu.
Sama nie wiedziała nawet o co mogłaby zapytać tego gościa. Myślała raczej o tym żeby razem z towarzyszem dostarczyć ich Gregowi. Albo przynajmniej komuś z góry. Komuś kto będzie wiedział, jakie zadawać pytania.
- Ja też nie chcę zrobić wam krzywdy. Ale mój szef byłby niezadowolony, gdybym teraz puściła cię wolno, nie sprawdzając kim jesteś; dlatego zaraz razem z Timem pójdziemy do szefa i tam będziesz się tłumaczył. Nasz szef to raczej dobry człowiek, więc jeśli rzeczywiście nie miałeś złych zamiarów, nie masz się czego obawiać - powiedziała do leżącego, zerkając czy Tim ją usłyszał i już tu idzie.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: mone0 »

Doom

"Genialnie, koleś nic nie wie" - Ron zamruczał pod nosem. Czarnoskóry założył ręce na klatce piersiowej i oddychał spokojnie. "On nie ma pojęcia co się tu dzieje, nie umie dowodzić, speców ma mizernych, o bezpieczeństwo nie dba lub nie potrafi! Kurwa gdzie ja jestem? Jedyne co wiem to nie zbliżać się do niczego obcego i pokrytego tym świecącym świństwem. Ble, ble, ble...powiedz w końcu coś sensownego! Możesz zostać ochroniarzem - świetnie, nie ma co, ale UMP się przyda żeby odstrzelić zagrożenie."
- Dobra szefie, tą zabaweczkę mogę przyjąć, ale pod jednym warunkiem - ja ustalam kiedy pracuję, a kiedy nie. To nie podlega dyskusji.
Mijając drzwi rzekł na odchodne:
- Aaa i jeszcze jedno, On by żył, gdybyś mu nie kazał brać tego świństwa w ręce. Ktoś jeszcze miał z tym styczność? Może ten doktorek? Na twoim miejscu nie ryzykowałbym po raz drugi i zamknąłbym go i każdego kto dotykał ten pyłek przez dłuższy czas. - wskazał na "szalonego" doktorka ganiającego za psem.

Bufford zaczął informować swoim donośnym głosem, by nikt nie ważył się wchodzić do lasu, po czym udał się w stronę ogniska.
David siedział sam przy ognisku, mówił chyba do siebie. "Dziwna sprawa, lepiej uważać na niego, przecież miał kontakt z psem. W sumie ja też. O...kurwa!" Ron nerwowo spojrzał na ranę. "Mam nadzieję, że nic tam się nie babrze. Sprawdzę później."
Zasiadł po przeciwnej stronie ogniska niż łowca i wpatrywał się beznamiętnie w płomienie.
- David? Wiesz co to mogło być? - rzekł od niechcenia, po czym dostrzegł dwie sylwetki wyłaniające się z krzaków.
- Hola! Co wy tam robiliście, hę? Nikt wam nie mówił, że jest całkowity zakaz wchodzenia do lasu? - powiedział z pełną powagą.


Jeżeli Greg przystaje na propozycję Rona odnośnie roboty, to "Doom" przewiesza sobie UMP przez ramię.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Szasza »

Ali

Siedziałeś i przeglądałaś zawartość plecaka. Nie było tego dużo. W sumie to nie widziałeś powodu, by skradziono ci cokolwiek, ale ręce czymś zająć trzeba. Po niedługim szperaniu upewniłeś się, że nic w nim ani nie ubyło, ani nie przybyło. Kątem oka dostrzegłeś jednego z ludzi Jay'a. Był to postawny Mulat (choć bez problemu można by było go podciągnąć pod Afroamerykanina) wytatuowany na całym ciele w nieokreślone wzory. Na samej jego twarzy znajdowało się więcej metalu niż w niejednej enklawie molocha. Wstał znad ogniska, po czym spokojnym, luźnym krokiem poszedł w twoją stronę. Gdy znalazł się na dystansie, wystarczającym, by waszą rozmowę nazwać prywatną odezwał się z flegmą kontrastującą z dywanem przefarbowanych na krzykliwą zieleń włosów, zdobiących jego głowę.- Słyszałem, że robiłeś tu za bohatera.Wypadałoby odwiedzić szefa. Pewnie nie wiesz więcej niż reszta, ale lepiej by usłyszał to od ciebie.
-Nie chce mi się z tobą gadać. Szefowi powiedz, że jemu też nie mam nic do powiedzenia. Było tak jak już zapewne słyszał, wiec nie zamierzam nic do tego dodawać. Koleś oszalał to starałem się żeby sytuacja nie wymknęła się z pod kontroli... zbytnio. -Odpowiedziałeś.
Twoja reakcja niespecjalnie zaspokajała gangera, więc ten odpowiedział zupełnie niewzruszony.- Wiem, że szopki, która się teraz odbywa nie spodziewał się nikt, ale po co te nerwy?-Pamiętaj, że tu wcale nie jesteś milej widziany niż w naszym wozie. Szczerze mówiąc, to Greg jest niezłym ***** i jak tylko się dowie, skąd jesteś, to przy najbliższej okazji cię wy****a. Mógłbyś trzymać się ze swoimi, co?- Kolczyki na jego twarzy zadzwoniły złowieszczo.
-Powiedz szefowi że doceniam jego troskę, ale jak coś robię to robię to do końca. Gdy będę miał wszystkie potrzebne informacje które są naprawdę ważne i istotne, sam się do niego zgłoszę. Oboje przecież nie chcemy żeby nasz „szef” był niezadowolony racja? – powiedziawszy to teatralnie podniosłeś brew, i oczekiwałaś reakcji rozmówcy starając doszukać się choćby delikatnego gestu, lub mimiki, która mógł by wskazywać na powodzenie bądź klęskę wymówki. Rozmówca uśmiechnął się, być może dając do zrozumienia, że przejrzał twój fortel, ale w uśmiechu tym nie było wyrachowania, co dobrze wróżyło twoim losom. Z właściwym sobie stoicyzmem odezwał się- Nie wiem co masz do Jaya, ale rób jak chcesz. Przekażę mu to.- Następnie odszedł powoli w stronę przyczepy z Vegas, wyraźnie rozkoszując się świeżym, leśnym powietrzem, które poczuł być może pierwszy raz w życiu.

Amy i Tim

Pochwycony nieznajomy wypowiedź Amy skwitował niemrawym "fajnie", po czym najwyraźniej stracił przytomność. Po chwili wyczekiwania na powrót jego towarzysza, który się nie odbył, Amy sprawnie rozplątała łańcuch, po czym owinęła go ponownie wokół pasa.Oboje podnieśliście "zdobycz" chemiczce przypadły mniej ciężkie nogi, zaś Tim honorowo chwycił chłopka pod pachami. Nie był zbyt ciężki. Gałęzie sterczące z jego stroju łaskotały "szamana" po twarzy. Większość osób spała przy ogniskach i w autokarze. Na warcie stali wasi znajomi, a przynajmniej osoby, które znaliście z imienia. Do wozu z Vegas luźnym, spokojnym krokiem odchodził jakiś ganger z Vegas, tymczasem do was zbliżał się skądinąd znajomy czarnuch. Zwrócił wam uwagę, że zabroniono zbliżać się do lasu, ale gdy ujrzał, że mieliście ku temu powody, przełożył broń, i wyręczając Amy, złapał za nogi nieznajomego. Towarzyszył wam, aż pod drzwi do tira Grega, a potem pożegnał się gestem i zasiadł przy ognisku.
Weszliście do pomieszczenia przez kunsztownie wspawane w ścianę naczepy ciężarówki drzwiczki. Połowa pomieszczenia, w którym znajdowało się dowództwo zajmowały skrzynie ze sprzętem, na których szczycie rozłożono śpiwory, zaś reszta stanowiła część "mieszkalna" z parawanem lekarza, kanapą, stolikiem, pryczami i lodówką. Wszystko było doskonale oświetlone i schludne, choć przepychem nie grzeszyło.
-Co tym razem?!- odezwał się zza parawanu charakterystycznie zrezygnowany głos szefa wyprawy.
-Przywlekli jakiegoś odmieńca, Greg.- odpowiedział mu siedzący na skrzyniach mężczyzna z upiętymi w koński ogon kasztanowymi włosami i nasuniętymi na nos okularami słonecznymi. Greg wstał i wykuśtykał zza zasłony. Spojrzał to na was, to na przyniesionego przez was delikwenta z nadzieją, że zarówno to, jak i cała ta noc to jakiś nieudany dowcip. Teraz dopiero zauważyliście, że z niesionego przez was chłopaka kapią wam na buty krople krwi. Wcześniej zagłuszało je chlapanie błocka. Mogliście przyjrzeć się twarzy zdobyczy. Był to chłopak około dwudziestki, o pospolitych rysach twarzy, z jasnymi włosami i rzadkim zarostem . Po jego policzku biegła płytka blizna, wokół której wymalowano ciemnozielonym barwnikiem tatuaż w motywy roślinne. Wasze oczy z powrotem skierowały się na przywódcę. Wyjaśniliście mu pokrótce całe zajście, a on odpowiedział- Dzięki. W nagrodę nie musicie dziś wartować. Przesłuchamy go, jak tylko się ocknie. Na dziś mam już dość.- po czym pokuśtykał na pryczę, odprawiając was gestem.


Ron

Gdy reszta opuściła ciężarówkę, Greg zatrzymał cię gestem. Po wysłuchaniu twych racji, odpowiedział-To nie jest prezent, ani nagroda. To propozycja konkretnej pracy. Mam swoich ochroniarzy, więc nie musisz łazić za mną, ale po pestki meldujesz się do mnie.-to był jawny sposób manipulacji i rozmówca wcale tego nie ukrywał-Zgadzasz się?-Zapytał dopełniając formalności.

***

Szef przemilczał twoją wiązankę.
Zacząłeś zgodnie z dyrektywami zabraniać wchodzenia do lasu, ale okazało się to na dłuższą metę zbędne, bo pomijając osoby, przyłapane na zbrodniczym procederze załatwiania na uboczu potrzeb fizjologicznych po zakazanym gruncie stąpała tylko para ludzi, poznanych przez ciebie przy ognisku. Wyraźnie coś złapali i zaczęli taszczyć w twoją stronę. Przy bliższych oględzinach okazało się, że tajemnicza zdobycz to jakiś koleś w stroju podobnym, do tego, który sporządzał przy ognisku niosący go mężczyzna. Drugą osobą taszczącą omdlałego chłopaka była drobna, rudowłosa dziewczyna. Widząc, jak się dziewcze męczy, odkryłeś w sobie nieznane ci wcześniej pokłady altruizmu i wyręczyłeś ją bez pytania o tożsamość jegomościa. Gdy poniosłeś go pod drzwi tira dowództwa, zostawiłeś ich samych. Zapewne Greg tak samo ucieszyłby się na wasze spotkanie, jak ty.
To był ciężki dzień. Od rana na nogach trzymała cię ciekawość docelowego miejsca, wieczorem czyniła to adrenalina. Teraz nic już nie trzymało cię z dala od krainy snów.

David

Przyglądałeś się z niewielkim zaciekawieniem sytuacji w kniejach. Dwójka niosąca nieznanego chłopaka znikła ci z oczu, po tym jak czarnuch wyręczył drobną dziewczynę. Cholernie brakowało ci psa, ale nic nie osiągałeś siedząc i wymyślając scenariusze zdarzeń w wozie szefa, ani dalszego przebiegu zatrucia skrzącym pyłem. Większość ludzi spała. Ci to mieli niezły pomysł. Z braku lepszego postanowiłeś go podpatrzeć.
Zabawne, mówi się, że po przeżyciu silnych emocji, trudno zasnąć. Zarówno ty, jak i wszyscy w autokarze pluliście w twarz autorowi tego stwierdzenia. Ten dzień lepiej było mieć za sobą. Rozłożyłeś się na pustym, dwuosobowym miejscu, owinąłeś się kocem, położyłeś pod głowę plecak i odpłynąłeś.
Obrazek
Tevery Best
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1271
Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
Numer GG: 10455731
Lokalizacja: Radzymin

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Tevery Best »

One
Koleś nie był szczególnie ciężki. To znaczy, swoje ważył, ale nie takie rzeczy się już dźwigało. Jeżeli chodziło o Tima, to chyba do tej pory najcięższą rzeczą, jaką taszczył, była święta relikwia jakiejś sekty, która okazała się być beczką ropy. Sekciarze nie byli zadowoleni, widząc następnego dnia pustą przestrzeń na ołtarzyku. Cóż, mówi się trudno i żyje się dalej, z tym, że oni chyba popełnili potem zbiorowe i rytualne samobójstwo (bo jak inaczej nazwać napad z włóczniami na bandę Hell's Angels?).

Stevens wiedział, że inni mu się przyglądają. Nienawidził tego. Każde spojrzenie dotykało go do żywego. Nie mógł pozbyć się myśli, że przeciw niemu spiskują. Wprawdzie lekarz mówił, żeby brał proszki, ale, no cóż, to akurat chyba nie był objaw chorobowy, tylko jakaś wrodzona podejrzliwość. Wreszcie wtarabanili się do przyczepy i rzucili tam złapanego idiotę. Nie będzie już robił kłopotów - przynajmniej na razie. A możliwość wyspania się należy do tych, które na takich "wycieczkach" są dość rzadko spotykane.

Po wyjściu od szefa "One" powlókł się do autobusu. Najwyższa pora się trochę przespać. Inaczej później może być różnie. A na akcji nie wolno chrapać pod krzakiem.
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: mone0 »

Doom

"Greg, ty szczwany lisie."
- Dobra biorę tą robotę. odrzekł. "Przynajmniej będę mógł się czegoś dowiedzieć od ciebie." Po całym zamieszaniu przy ognisku, Ron ponownie zjawił się, przy nim. Rozejrzał się tylko dookoła siebie i ściągnął górną część ubrania. "Czas sprawdzić, czy coś się na babrało." W świetle ogniska rozpoczął oględziny rany.
[Jakiś mały teścik lub coś.]
Dzicz nie wydawała się dobrym miejscem na odpoczynek. Ron chciałby już znaleźć się w jakimś przytulnym miejscu , jednak rozkazy szefa były zgoła inne. "W busie sobie odpocznę." Ruszył w stronę grata. Carlos chyba już spał, odwrócony w kierunku bocznej szyby. "Doom" rozłożył się na tyle wygodnie na ile mógł w fotelu, nałożył bejsbolówkę na oczy i zasnął.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: BlindKitty »

Amy

Pokręciła chwilę ramionami - chłopak wprawdzie nie był jakiś strasznie ciężki, ale jednak Amy też nie należała do siłaczek, i noszenie go nie było dla niej łatwe. Ręce wprawdzie nie bolały, ale obawiała się późniejszych zakwasów.
Kiedy jednak Greg zwolnił ich z obowiązku trzymania wart, aż podskoczyła z radości i rzuciła się na szyję Timowi, żeby go wyściskać.
- Dziękuję za pomoc! - uśmiechnęła się do niego i wyszła, żeby zebrać swoje rzeczy i położyć się gdzieś.
Z plecakiem na plecach znalazła w autokarze wolne miejsce obok Davida, więc stwierdziła że jej poszukiwania zostały uwieńczone sukcesem - położyła się obok niego i zwinąwszy w kłębek, zasnęła.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Chaos Theory
Pomywacz
Posty: 57
Rejestracja: wtorek, 5 sierpnia 2008, 14:12
Numer GG: 6792464
Lokalizacja: Zion

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Chaos Theory »

Ali

Po odejściu mulata, Ali jeszcze przez chwilę grzebał w plecaku po czym energicznym ruchem ręki zapiął plecak. Wstał i oddalił się od miejsca pobytu w stronę wschodnią. -Cholera, jeszcze ten musi mi się wp******ać.- odczekał chwilę, i przysiągł w duchu że jeżeli jeszcze raz go wezwą to stawi się niezwłocznie... w końcu nie ma co drażnić lwa.
Trzeba coś wymyślić, ale póki co nie ma co marznąć na tym zadupiu. Rozejrzał się i ruszył do pierwszego wypatrzonego ogniska.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Szasza »

Wszyscy za wyjątkiem Rona

Tylko osoba, która całe życie spędziła we względnie bezpiecznym mieście mogłaby powiedzieć, że po ciężkim dniu długo trzeba czekać na sen. Pieprzone gryzipiury, które nie wiedzą co oznacza określenie "ciężki dzień"! Ledwie położyliście się i przykryliście czymkolwiek plecy, wasze powieki opadły, przynosząc głęboki, pozbawiony marzeń sen. Całe spięcie i ból odpłynęły w niepamięć, zanurzając się w czarnej pustce śpiącego umysłu. Zbudził was dopiero zniekształcony przez megafon głos Grega:
-Przejmujemy to miejsce w imieniu USA! Macie godzinę na opuszczenie budynku!
Oprócz przekazania ciut zbyt agresywnych i niedyplomatycznych żądań nieokreślonemu rezydentowi fabryki, ten komunikat miał zapewne posłużyć wam za pobudkę. Jeśli tak, to spisywał się nieźle. I to "USA"... Wszyscy wiedzieli, że umarło w 2020, a jego niedobitki nie są nawet w stanie określić ile czasu minęło od zagłady ich kraju. Z drugiej strony przywołanie dawnej chwały tego narodu brzmiało poniekąd krzepiąco.
Kolejnym zmysłem, który obudził się po słuchu, był wzrok. Przetarliście oczy, by ujrzeć poświatę słońca wschodzącego nad horyzontem, ale wciąż nie nad lasem. Wszystko wokół było pokrywał szron, dziwnie piękny i czysty. Jedynymi wolnymi od niego miejscami były okolice ognisk.
W końcu dały o sobie znać pozostałe zmysły. Zupełnie niepotrzebnie. Zapach stłoczonych ludzi i przejmujące zimno wolelibyście sobie podarować. Gdy kierowca kazał wam opuścić wóz, zebraliście najpotrzebniejsze rzeczy (w tym rzecz jasna okrycia) i stanęliście na twardej, zmarzniętej ziemi. Wszyscy drżeliście z zimna, a z ust buchały wam gęste obłoki pary. Gdy ostatnia osoba wysiadła, opadła klapa-zadaszenie, przemieniając autokar z powrotem w pancernik z wąskimi otworami strzelniczymi. Wóz ruszył i opancerzoną stroną zastawił wjazd do fabryki. Dwoje ochroniarzy uzbrojonych w karabiny automatyczne i jeden, dzierżący M16 zdjęło w niewyjaśniony sposób szyby, po czym zajęło pozycje w tym mobilnym bunkrze. Ludzie zaczęli krzątać się we wszystkie strony, pod każdym możliwym pretekstem. Strażników wyraźnie denerwował ten stan rzeczy i starali się jak zapanować nad tym chaosem. Zarówno ludzie z Vegas jak i NY wartowali wokół aktualnego obozu. Ich linie były wyraźnie napięte, a oni przeciągali się i ziewali głośno. Pod ich nogami stały kubki z parującym płynem i zawinięte w papier jedzenie. Na jednym z wcześniejszych ognisk stał wielki gar w którym gotowała się zupa o dziwacznym, bladozielonym kolorze. Stanu waszego przyszłego śniadania doglądał pulchny chłopak. Jeśli ktoś miał wcześniej wątpliwości co do jego funkcji, teraz mógł upewnić się, że pełnił rolę kucharza. Sądząc po zapachu dobywającym się znad garnka- nie najgorszego.
Przechodzący przez obóz wojak-schludny mężczyzna po czterdziestce o bardzo jasnych włosach, obwieszczał bez szczególnego przekonania, ani wiary w atrakcyjność swojej propozycji, że każdy uzbrojony mężczyzna może pomóc w EWENTUALNYM (ten wyraz zaakcentował szczególnie mocno) szturmie.
Greg powtórzył zmienionym przez megafon głosem swoje żądania. Stary głośnik znajdujący się na przedniej ścianie budynku zaczął cicho pokasływać, ale poza tym przywódcy odpowiedziała cisza.
To było niepokojące.

Ron

Sen kleił ci oczy, lecz postanowiłeś przyjrzeć się jeszcze ranie. Te najmniejsze często mszczą się najboleśniej. Składały się na nią cztery bruzdy biegnące poprzecznie po przedramieniu. Niezbyt głębokie, ale na tyle rozległe by wywoływać nieprzyjemny ból. Rana była paskudnie ubłocona. Trzeba było ją obmyć. Rozejrzałeś się po ogniskach. Przy większości zostały niedopite butelki wody. Wylałeś zawartość jednej z nich na ranę, a gdy stwierdziłeś, że to nie wystarczy, zrobiłeś to z kolejną butelką. Poczułeś lekką ulgę poprzedzoną niewielkim ukłuciem bólu. Teraz mogłeś zasnąć spokojnie.
***
Było jeszcze ciemno. Obudziła cię dłoń stanowczo ściskająca twoje ramię. Po odbijającym się w ciemnych okularach niemrawym świetle gasnącego ogniska rozpoznałeś jednego z ochroniarzy Grega. Koleś nosił je nawet w nocy. Wolałeś nie dociekać czemu. Dał ci kubek kawy i zawinięte w papier placki (jak się później okazało, zawierające mięso). Samo powąchanie lurowatej kawy rozkleiło twoje powieki.
-W tej robocie musisz wstawać wcześniej.-Powiedział, po czym ciszej dodał- Siedzimy tu dość długo, a oni nie dają znaku życia. Mam złe przeczucia.
Wyszedł. Na zewnątrz stali w szeregu zarówno strażnicy z Nowego Yorku, jak i gangerzy z Vegas. Łącznie z tobą dwanaście osób. Naprzeciwko was stanął ten sam mężczyzna o kasztanowych włosach upiętych w kuc, który cię obudził.
-Jestem osobą, która ma przekazać wam rozkazy od Grega i ochroniarzem, tak jak i wy. Nikt z nas nie spodziewał się, że zastaniemy tu kogoś. Mieliśmy zdjęcia wnętrza sprzed miesiąca, a zwiad mówił o totalnym bezludziu. To co siedzi w fabryce jest tu od niedawna. Nie wiemy co to jest, ale wiemy, że jest na tyle inteligentne, by zacierać ślady. Niekoniecznie będziemy zmuszeni z tym walczyć, ale nie wykluczamy takiej możliwości. Wypijcie kawę, zjedzcie racje, załadujcie broń. Za pół godziny ekipa z Vegas [cztery osoby] i wy-tu wskazał na dwóch młodzianów wygolonych na zapałkę, o niezbyt rozgarniętym wyrazie twarzy, mimo podobieństw, zapewne niespokrewnionych-Rozstawicie się dookoła obozu i w razie, gdyby coś wyłaziło z lasu-krzyczcie, a w O S T A T E C Z N O Ś C I strzelajcie. Ja, Ona...- Wskazał na kobietę wykazującą siostrzane podobieństwo do niego -...i on.-wezwał gestem jasnowłosego czterdziestolatka o niebywale schludnym wyglądzie-Zastawiamy wejście. Pozostali dwaj z NY, stajecie przy murze. Ty- Wskazał na ciebie.-Hmm... Pilnujesz ludzi w obozie i przekazujesz informacje.
Obrazek
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: mone0 »

Doom

Ron otworzył oczy. "Cóż, pospałbym jeszcze trochę." Przeciągnął się, łyknął lurę jednym haustem, zagryzł kawałkiem placka i już stał na nogach. "Dobra, można umierać, ale przynajmniej z pełnym żołądkiem" - uśmiechnął się na tą myśl. Resztę zawinął z powrotem w papier i wsunął w kieszeń od spodni. Rzucił jeszcze raz okiem na ranę, chciał się upewnić, że nie będzie się babrać, po tym jak cała była zabrudzona poprzedniego wieczoru.
*
Ron miał złe przeczucia co do tego miejsca. Jeżeli "coś" co zaraziło sarny i ochroniarza znajdowało się teraz w fabryce, to nie chciał tam wchodzić. "Nie, nie, nie, za nic w świecie nie będę się narażał." Wyraźnie uspokoiły go słowa kolesia z kucykiem. "Pilnuje ludzi, jasne!" Rozejrzał się po niewyspanych mordach. "Wszyscy dobrze wiedzieli na co się porywają, więc muszą umieć zadbać o siebie. Ci co nie potrafią...hmm, będzie trzeba im pomóc." Szybkie przeładowanie broni, ogarnięcie sytuacji w nowym obozie jednym okiem i Ron był gotów do zadania.
- Dobra dziewczyny, zebrać się w grupy i nie oddalać! Chcę mieć wszystkich na oku, albo przynajmniej w promieniu 20m od siebie.- Doom wydawał rozkazy niczym żołnierz. Liczył na to, że ludzie nie zaczną się rozłazić po okolicy. Nie chciał zasiewać ziarna lęku, gdyż to mogło spowodować niekontrolowane reakcje mogące doprowadzić do chaosu, co oczywiście wróg mógł wykorzystać przeciwko nim.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Chaos Theory
Pomywacz
Posty: 57
Rejestracja: wtorek, 5 sierpnia 2008, 14:12
Numer GG: 6792464
Lokalizacja: Zion

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Chaos Theory »

Ali
Piękna pobudka nie ma co...
Słońce dopiero wschodzi, czyli jest wczesny ranek - cenna informacja- pomyślał. Ali wstał zjadł i wypił swój "przydział" ogarnął obóz wzrokiem i doszedł do trzech wniosków. 1. Zimno jak cholera i wokoło pełno szronu. 2. Warto by zagadać z pulchnym chłopakiem sprawującym pieczę nad kociołkiem, bo jeśli zawartość kociołka smakuje tak jak pachnie to warto się postarać o porcję (ew. dolewkę). 3. Wojak krążący po obozie który ostrzegał aby być gotowym do EWENTUALNEGO szturmu. Ali zastanowił się nad tym. Szturm? On miał by szturmować fabrykę która może być w najlepszym wypadku pełna ludzi a w najgorszym mutasów?! Cholera nie! Nie po to uciekał z Vegas przed śmiercią żeby spotkać się z nią w innym miejscu! Ale z drugiej strony... współtowarzysze nie będą zbytnio zadowoleni gdy powie, że ma to w dupie. CO NAJWYŻEJ mogę dla nich przeprowadzić zwiad. Dobra teraz trzeba się czymś zająć.
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Matt_92 »

David

Tropiciel obudził się. Nie otwierał jeszcze oczu, wsłuchiwał się w to co dzieje się wokół.
*Znowu tak po prostu usnąłem. Przez tego psa moja czujność znacznie spadła.* pomyślał i otworzył oczy. Gapił się przez chwilę w sufit. Było mu strasznie zimno.
-Ralf, mordo ty moja choć do mnie- powiedział, mając nadzieję, że sierść futrzaka pozwoli mu się ogrzać, po czym obrócił się. Ku jego zdziwieniu, psa nie było, za to obok niego, na siedzeniu spała Amy.
Przypomniał sobie, że pies został u obozowego felczera.
-Za bardzo przyzwyczaiłem się do tego drania.-
Nie pamiętał jednak, żeby dziewczyna kładła się obok niego. Musiała przyjść po tym jak usnął.
*Może i całowałem się z kundlem przez sen, ale nigdy wcześniej nie zdarzyło się żeby zamienił się w księżniczkę.*- pomyślał i uśmiechnął się.
Wziął swój plecak, sprawdził czy Magnum jest zabezpieczony i cicho przemknął obok dziewczyny, nie chcąc jej obudzić.
Wyszedł na środek placu. Ludzie krzątali się wokół, a strażnicy próbowali ogarnąć ten motłoch.
Ustawił się w kolejce po żarcie, pamiętając aby wziąć też coś dla psa. Cały czas czujnie rozglądał się wokół.
A d'yaebl aep arse!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: BlindKitty »

Amy

Obudziło ją jakieś poruszenie, ale ponieważ nigdy nie wstawała zbyt szybko, także i tym razem pozwoliła sobie nie zwracać na to uwagi i jeszcze przez jakiś czas poleżała, nic nie robiąc.
Kiedy w końcu otwarła oczy, skonstantowała że obudziło ją zapewnie zniknięcie Davida. Skoro nie obudził jej porządnie, to musiał rzeczywiście cicho się poruszać; była mu za to wdzięczna. Usiadła na fotelu i przetarła oczy, rozglądając się dookoła. Spała pewnie już dość długo, bo sporo ludzi było na nogach; w końcu na razie i tak nie było nikomu potrzebna, zdaje się. Zatrudnili ją jako chemika, a nie zwiadowcę.

Wstała i zebrawszy wszystko co do niej należało, poszła ustawić się w kolejce po jedzenie. Rozglądała się smutnym wzrokiem dookoła, z nadzieją że wypatrzy kogoś do przytulenia.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Szasza »

Wszyscy

Kolejka do zupy jednostajnie zmniejszała się wraz z napełnionymi miskami. Była gęsta i mocno doprawiona, przez co już pierwsze jej łyżki rozbudziły was na dobre. Kucharz miał zdecydowanie fach w ręku.
Podczas gdy pracownicy pałaszowali śniadanie, strażnicy ustalali i wdrażali w życie taktykę zabezpieczenia obozu. Po krótkim namyśle i groźniejszym spojrzeniu przełożonego, zdecydowano się na opcję podaną przez niego. Zapewne przyczynił się do tego fakt, że wojacy z NY znali go od dawna i darzyli go szacunkiem. Dodatkowo zniesiono trochę walającego się gdzieniegdzie gruzu i worków z piaskiem, których nie może nigdzie zabraknąć, by stworzyć prowizoryczne stanowiska strzelnicze dla ochroniarzy, mających za zadanie ubezpieczać tyły. Mijały minuty i ich dziesiątki, ale zarówno od strony lasu jak fabryki nie było słychać nic.
Zaczęło się to robić frustrujące i dziwne, lecz w końcu coś przerwało nieznośną ciszę. Rozległy się krzyki i strzały z pistoletu maszynowego, a we wschodniej (dalszej od was) części lasu, usłyszeliście bieg. Pewnie szarżę. Na komendę wszyscy ochroniarze zajęli pozycje i przygotowali się na odparcie ataku. Z lasu wybiegła grupa postaci, trzymających coś, co zdawało się być bronią. Szef ochrony rozkazał otworzyć ogień. Wystarczyła jedna salwa, by rozerwać napastników na strzępy. Nieuzbrojonym pracownikom pozostało jedynie zebrać się w zbite grupy i mieć nadzieję, że żadna kula, ani ostrze ich nie dosięgnie, a ta fala była ostatnią.
Ochroniarze zastygli w pozycjach strzeleckich, lecz nastała kolejna chwila ciszy.
Podniosła się wrzawa.
-Już!?- odezwały się przejęte głosy. Czyżby te wszystkie nerwy i obawy były spowodowane grupką leszczy, którzy nie zdążyli nawet oddać strzału zanim padli, pod naporem ołowiu?
Nagle odezwał się głos, który zamienił zwycięstwo w przegraną- To ludzie! Mieli atrapy broni.
Wojacy, niedowierzający i skołowani, wstawali ze stanowisk, aby na własne oczy przekonać się, czy rzeczywiście zabili bezbronnych ludzi. To była prawda. Co to mogło znaczyć? Obozowisko zawrzało od zdenerwowanych głosów. Chwilę zamieszania wykorzystała druga fala wrogów. Tym razem uzbrojonych. Powykręcane stwory wychyliły się zza drzew i oddało bezlitośnie skuteczną salwę z karabinów. Czterech wojaków padło rannych, bądź zabitych. Wasza strona, obaliła tylko jednego napastnika, zanim reszta wróciła się za kurtynę pni i krzewów.
-Trzymać pozycje!- Wrzeszczał przełożony. Przekrzykiwał go lekarz, który kazał wlec do siebie rannych i jeszcze inny ochroniarz, zwołujący ludzi do pomocy. Otumanieni ludzie wpadali na siebie, szukając osłony przed kolejnym przybyciem napastników, tymczasem z drugiej strony z lasu wyskoczyła bestia okryta, zeszmaconym, połatanym płaszczem. Był to mutant mierzący ponad dwa metry, mimo zgarbionej postawy. Biegł podpierając się ponad półtorametrowymi, umięśnionymi rękami. Jednego z ochroniarzy stojących na swojej drodze stratował, a drugiego wyrzucił w powietrze potężnym ciosem. Wbiegł w tłum, wyprostował się na pniakowatych nogach i zaczął się rozglądać. Szukał kogoś. Nikt nie śmiał w niego strzelać. Nie w tłumie. Można było mu się przyjrzeć. Jego żylaste ciało kryła brązowa skóra. Małą, pokraczną głowę, miał osadzoną na grubej szyi. W wielką jak pokrywa od śmietnika dłoń chwycił lekarza i przyjrzał mu się wyraźnie zadowolony. Następnie wrócił do rozglądania się, wyraźnie szukając fleczerowi pary. Szeptał coś pod nosem.
Las zaczął szeleścić niedaleko miejsca, skąd poprzednio wyszli przeciwnicy.

Sorry za przerwę, mam nadzieję że się nie gniewacie ;)
Obrazek
Zablokowany