[Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

[Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Szasza »

Witam wszystkich na sesji!
Obecny skład to:
- Blind Kitty
- Tevery Best
- Matt_92
- Chaos Theory
- mone0


Jeśli chodzi o mechaniczną część gry, to dłuższe dialogi i walki rozgrywamy przez gg, piszemy jak to zwykle na sesjach. Czas i narracja dowolna (przy czym preferuję mowę niezależną), ale bez przesady. Ostrzegam, że wasz MG to przymuł i ciężki kumacz pierwszej wody, więc jeśli macie małą cierpliwość lub wiarę w ludzi, to możecie pisać pogrubionym drukiem podsumowanie podjętych przez was czynności wymagających testów.
Przy okazji. Po_prostu nie mam talentu do budowania zwięzłych wypowiedzi, więc jeśli nie jest to w waszym stylu, to nie musicie pisać długaśnych postów.

Podróżowaliście dzień i noc przez trzy doby. Pierwszego dnia karawana pokonała większość drogi, ale później dziurawa szosa ustąpiła miejsca dziurawej szosie przykrytej grubą warstwą śliskiego błocka. Przywódca karawany-Greg Stephenson, mało znany nowojorski spec od elektroniki, nie należący do zbyt charyzmatycznych ani przyjemnych ludzi, przewidział to i uzbroił koła trzech nowojorskich pojazdów w łańcuchy. Jedynie ciężarówka z Vegas ślizgała się na holu. Średnio co godzinę inna grupa osób wychodziła z przerobionego na transporter opancerzony szkolnego autobusu, by wyciągnąć pojazd mieszkańców miasta grzechu z rowu. Nie była to przyjemna robota. Nawet nie ze względu na to, że wymuskane palanty i ich dziwki nie raczyły opuścić wyciąganego pojazdu, lecz przez mróz, dodatkowo potęgowany niemrawym deszczem i mgłą, błoto sięgające kolan, a wreszcie sam las. Nie była to przedwojenna senna enklawa natury, która w najgorszym przypadku mogła jako karę za naśmiecenie wrzucić, ci kleszcza za kołnierz, a żywy, wrogi organizm, broniący się przed każdym niepożądanym gościem. Traktując ludzi jak pasożyty, które należy usunąć.
Pracujący przy wozie ludzie, co chwila słyszeli szelesty, sapania i powarkiwania mieszkańców puszczy. Kto wie? Może gdyby nie ten gorący doping podróż trwałaby dłużej?
Noclegi były równie przyjemne. Spaliście lekko i tylko przez 4 godziny dziennie. Potem pojazdy znów ruszały. Nikomu pewnie nie przeszło nawet przez myśl okradać, lub zabijać pasażerów. Wszyscy wpatrywali się jedynie w lasy rozciągające się po obu stronach drogi. Nie miało to sensu, bo w ciemności i mgle nie dało się dojrzeć nic, ale dzięki temu zabiegowi czuliście się bezpieczniej. Przez całą drogę zdarzył się tylko jeden incydent. Drugiego dnia w nocy zbudził was przejmujący, kobiecy krzyk. Jakiś chłopak zrobił dowcip białogłowie, gdy ta wyszła z wozu, by zapalić. Skończyło się na tym, że stojący najbliżej niego robol trzasnął go w łeb, totalnie masakrując nos. Wszyscy zgromadzeni w autobusie zaakceptowali tą formę kary. Rano otrzymywaliście dwulitrową butelkę wody i czerstwawy chleb na cztery osoby, oraz trzy plastry zasuszonego mięsa i mentosa na głowę. Te mentosy być może uratowały wam życie, bo nawet po ich zastosowaniu, każdy łyk powietrza z zewnątrz był na wagę złota.
Biorąc pod uwagę warunki podróży, jeszcze bardziej wytrącił was z równowagi fakt, że w fabryce paliły się światła.
Zaspani, zmęczeni, znużeni (i inne z-eni) ludzie łypali mętnym wzrokiem, to po sobie, to po fabryce. Podniosły się niezadowolone szepty, potem gniewna wrzawa. Przerwało ją wkroczenie do autobusu jednego z ochroniarzy Grega. Był to mężczyzna w średnim wieku, o potężnej budowie ciała i prymitywnej, szerokiej twarzy zrytej tysiącem blizn i szram. Ubrany był w strój wojskowy, niekompletny (bo zakrywający tylko tors i ramiona) pancerz wojskowy, oraz hełm wojskowy rzucający cień na oczy. Dzierżył w dłoniach UMP, wyraźnie sprawiało mu zawód, to że nie miał potrzeby go teraz użyć.
- Nie jesteśmy tu pierwsi. Dziś rozbijamy obóz tutaj, więc ruszcie dupska, a jutro zajmiemy budę.- Mówił zupełnie bez emocji. Mówiąc poruszał tylko lewym kącikiem ust. Najwidoczniej pokrojona twarz nie pozwalała mu na pełniejszą mimikę.
Gdy wyszliście, miło zaskoczył was fakt, że przez te pięć minut, blacha, chroniąca prawą stronę transportera, zamieniła się w zadaszenie, pod którym zapłonęły ogniska. Nad dwoma skrzynkami przedwojennego piwa stał Greg, odziany w obszerne spodnie, gruby sweter, puchową kamizelkę i ciężkie, okute buty. Na jego zarośniętej, zaniedbanej twarzy mieniło się zdenerwowanie.
-Należy wam się- rzekł, wskazując na piwo-Niestety dziś tylko po piwie na głowę. Jutro będziemy świętować.- Jego słowa brzmiały jak zwykle wymuszenie i niepewnie, ale przejawiały szczerą wiarę w jutrzejszy sukces.
Póki co wszyscy byliście bezpieczni. Siedzieliście na dawnym chodniku osłaniani przed lokatorami fabryki przez autobus i sam mur przybytku. Mogliście nareszcie odetchnąć, poznać się nawzajem i dobrze zjeść. Pulchny chłopak, który wcześniej siedział w autobusie wręczył każdemu kiełbasę zapakowaną próżniowo przed wojną.

David Burton

Mieszczuchy z NY zdecydowanie potrzebowały kogoś takiego jak ty. Pokaż im liść, a oni wywalą weń magazynek. Szczególnie, że fabryka miała znajdować się w dziczy na samym środku nigdzie.
Gdy zająłeś miejsce w transporterze ,iż jako jedyna osoba z całej karawany zabrałeś ze sobą zwierzaka. Budził zainteresowanie i szybko ochrzczono go pupilkiem autobusu, choć byli i tacy, którzy narzekali. Z jednym o mało co się nie pokłóciłeś, ale uratował cię jego kumpel, który uspokoił pieniacza. Całe szczęście, bo następnej nocy właśnie on rozkwasił nos dowcipnisiowi. Po prostu taki typ człowieka. Trzeba będzie na niego uważać. Dostawałeś dodatkowe dwa plastry mięsa, dla psa, a on i tak za każdym razem, gdy zatrzymywaliście się, rzucał się w krzaki i zjadał jakieś małe zwierzątko.
Twój strój okazał się za cienki jak na pogodę, więc już pierwszego dnia przeziębiłeś się. Na szczęście zawsze mogłeś liczyć na Ralpha, który zapewniał ci w nocy ciepło. Odetchnąłeś z ulgą, gdy minęła podróż. Siadłeś wygodnie przy ogniku, obok potężnego czarnucha, drobnej rudowłosej dziewczyny i kolesia, w czarnym swetrze, o którym wystarczyło powiedzieć, że wysiadł z ciężarówki, która przyjechała z Vegas.
Choroba:Drgawki. Na życzenie, byłem skłonny dać ci Zawroty głowy o ile będą w odległości miejszej niż 5 pozycji, ale kości zadecydowały inaczej.

Amy Winehouse

Chemik znajdzie pracę wszędzie. Nie inaczej było i tu. Wystarczyło, że napomknęłaś czym się zajmujesz, zaczęliście negocjować płacę z przywódcą karawany.
Podróż nie należała do przyjemnych, ale nie mogłaś narzekać. Ty i czarnowłosa, wysoka monterka o chłopięcej sylwetce-Carol jako jedyne kobiety w karawanie z NY otrzymałyście pierwszeństwo w wyborze miejsc. Cały dżentelmeński ceremoniał miał głównie na celu pokazać, że jesteście ważne reszcie robotników. Zajęłyście miejsca na tyle i podzieliłyście się nimi po pół. Prawie jak spanie na kanapie. Mężczyźni jakoś specjalnie nie prześcigali się w umilaniu wam życia, ale na tle tego co wyprawiali między sobą, byłyście bardzo dobrze traktowane. Twoja towarzyszka okazała się strasznie nerwową osobą. Na każdym postoju spalała po dwie fajki, a gdy spałyście, potrafiła zerwać się na najdelikatniejszy dotyk, lub szmer. Przystawiał się do niej młody, zabawny Latynos Carlos (cóż za zbieżność), ale amory skończyły się, gdy wystraszył ją podkradając się do niej, gdy ćmiła setną faję. On skończył z nosem na pół twarzy, a ona wpadła w histerię i była gorsza niż półroczny bachor. Gdyby nie twoja koleżanka z przymusu, to miło wspominałabyś wycieczkę, dlatego też gdy tylko zatrzymaliście się pod fabryką, szybko odeszłaś jak najdalej od niej. Zajęłaś miejsce przy którym cię nie powinna wypatrzeć. Potem z braku miejsc dosiedli się do ciebie kolejno barczysty Afroamerykanin, gość w czarnym jak smoła swetrze- jedyna osoba, która wyszła z ciężarówki z Vegas i zakatarzony koleś w białym kowbojskim kapeluszu, przy którego nodze kręcił się pies, będący maskotką autobusu.
Twoja choroba to drętwota Hollywood.

Ron Bafford

Zdarzało ci się podróżować i żyć w gorszych warunkach. Trafiło ci się miejsce z przodu. Mimo, że atmosfera cały czas była gęsta, nie miałeś problemów z racji swojego koloru skóry. Każdy nienawidził i złorzeczył każdemu po równo. Obok ciebie siedział drobny Latynos. Właśnie ten, który dostał w nos. Z zawodu i wykształcenia majster. Z pochodzenia Nowojorczyk. Na wyprawę zdecydował się z powodu dużej konkurencji w "stolicy". Kiedy dostał, pomogłeś zająć się nosem, jako jedyny. Chciałeś nawet przy najbliższym wyciąganiu z rowu wozu z Vegas natłuc młotkowi, który go tak urządził, bo polubiłeś Carlosa, ale ten prosił cię byś tego nie robił. Swoją drogą tak samo jak było pewne, że w ciągu godziny bryka z miasta neonów wpadnie do rowu, tak samo pewne było, że to tobie każą pójść ja wyciągnąć. Ochroniarz zauważył rannego Carlosa i mimo zapewnień, iż nic poważnego nie zaszło, przytargał go do ciężarówki Grega-organizatora karawany.
Zająłeś miejsce z dobrym widokiem na ten pojazd, dosiadając się tym samym do drobnej rudowłosej dziewczyny w zielonym swetrze. Potem doszedł do was mężczyzna w czarnym swetrze i chłopak w kapeluszu, będący właścicielem psa.

Ali Steel

Przywódca karawany z Vegas przyjrzał się uważnie zrekrutowanym. Łącznie było was sześcioro i nawet spocony i ubrany w strój "służbowy" wyglądałeś przy reszcie towarzystwa w miarę normalnie. Ot przegrani Hazardziści, obwieszeni amuletami, bimbrownicy z grzechoczącymi od butelek plecakami. Tak. Nawet gdybyś miał plakietkę "złodziej", w tym towarzystwie by to przeszło. Przebrałeś się w swoje normalne ubranie, ale szybko pożałowałeś tej decyzji i nałożyłeś czarny sweter, który zwykle odziewasz przed akcją. Ciężarówka podzielona była blaszaną ścianką na dwie części: tylną, wyłożoną sześcioma śpiworami, gdzie spaliście wy i przednią, stanowiącą połączenie kabiny kierowcy i połowy przyczepy. Znajdowały się tam fotele obite krzykliwą tapicerką, błyskotki i wszelkie niepotrzebne tałatajstwo. Tam siedział twój pracodawca, jego dwie "dziewczynki" i dwaj ochroniarze-potężny, gruby Azjata i wielki murzyn, który wyraźnie przesadzał z ilością kolczyków. Sam pracodawca czarnuch-Wielki Jay (jak sam siebie zwał), był przykładem miejskiego cwaniaka, sprzedawcy dragów i alfonsa. Dziwiłeś się jak ktoś tak niepozornej postury może chodzić mając na sobie tak ciężki wisior. Mimo, że pozował na wielkiego mafioza, to wiedziałeś, że to tylko pozory. W końcu czemu ktoś, kto zarabia na ulicach opuszcza miasto? Nic nie robił sobie z tego, że wóz co chwila zjeżdżał z drogi. Nie pozwalał wam pomóc osobom wyciągającym wóz z rowu. Stwierdził, że gdyby nie on, to ta karawana nie ruszyłaby. Drugiego dnia potwornie się naćpał. Przez lite sześć godzin zamęczał was wszystkim opowieściami o swojej wielkości i o wyczynach jego ekipy. Slang jakim mówił, był ledwie zrozumiały, a treść opowieści zahaczała o science fiction. Ostatniego dnia. Zaprosił cię do siebie.
Kazał ci usiąść wygodnie, po czym zaczął wywód.
-Wiem coś ty za jeden! Jesteś złodziejem i jakbyś się nie wypehfumował, to i tak wyczuję takiego jak ty na kilometr!- szczerze mówiąc, to narcyzm i pozerstwo Jaya bardziej śmieszyły niż budziły respekt. Za to, że nie wybuchłeś mu śmiechem w twarz, powinni wystawić ci pomnik.
-Gardzę takimi jak ty, ale przydasz mi się! Ten Greh chce mnie wyrolować! Dlatego masz się wkręcić między jego ludzi i codziennie mykać do mnie na spowiedź! Muszę trzymać hekę na pulsie. - Nie byłeś pewien, czy jest trzeźwy, ale postanowiłeś potraktować go serio. Kiwnąłeś głową, po czym na gest jego ochroniarza wróciłeś do reszty. Godzinę później karawana zawitała na miejsce.
Opuściłeś wóz, a ochroniarze nie mieli nic przeciwko. Zająłeś miejsce przy ognisku obok rudowłosej dziewczyny i potężnego Afroamerykanina w stroju wojskowym. Chwilę później dosiadł się do was koleś z psem.
Choroba- Paranoja

Timothy Stevens

Ty potrzebowałeś panicznie gambli i zleceń, oni kogoś, kto znajdzie brakujące śrubki dla ich fabryki. Prosty układ, ale przez ich stronę trochę nieopatrznie zrozumiany. Pewnie myśleli, że będziesz siedział u nich na dywaniku jak piesek, czekając tylko by zaaportować kolejną rzecz. A zresztą nie będą cię tam trzymać. Jeśli będziesz miał dość, to po prostu sobie pójdziesz w dalszą drogę. Mieszczuchy z NY mogą myśleć, że las to mur nie do przebycia. Dla ciebie to spacerek.
Całą drogę spędziłeś w przerobionym, na transporter opancerzony autobusie. Chyba w życiu tak długo nie siedziałeś na dupsku. Kilkukrotne wyjście z pojazdu, by wyciągnąć z rowu jedną z ciężarówek, wydało się miłym sposobem na rozprostowanie kości. Po nieudanej zabawie w duchy jednego z robotników, twój nachalny, wkurzający sąsiad zamilkł, dając ci tym samym spać. Spałeś nieprzerwanie przez kilkanaście godzin. Śniły ci się obrazy. Pomieszczenia, domy, miasta. Nietknięte. W nich ludzie. Czyści, zdrowi, najedzeni, ale wciąż narzekający. Koleś krzywiący się przed lustrem. Dziecko płaczące i szarpiące ojca za rękę w sklepie. Dziewczyna z rozpaczą patrząca na wagę. Chłopiec trzymający zdechłego ze starości chomika w ręku. Jakby zdjęcia z codziennego życia przedwojennej ameryki. Ach, gdyby współcześni ludzie mieli takie problemy...
Obudziła cię wrzawa. Byliście na miejscu. Podawano żarcie i piwo. Zająłeś pierwsze z brzegu miejsce.

Teraz klasycznie przedstawiacie się i opisujecie postać.
Powodzenia :D
Ostatnio zmieniony niedziela, 14 września 2008, 16:58 przez Szasza, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Tevery Best
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1271
Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
Numer GG: 10455731
Lokalizacja: Radzymin

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Tevery Best »

"One"
A tak się dobrze spało.

Tim wygrzebał się z wozu i przetarł oczy. Znowu to samo, fotograficzna pamięć ma swoje złe strony, bo czasami można zapamiętać coś, czego się nie chce. Miał przed oczyma ten sam widok, który zawsze będzie mu się kojarzył z Chicago: na najwyższym piętrze wieżowca, wśród odłamków rozpizganych szyb, na tle zachodzącego słońca kontur sprzętu jakiejś rockowej - a może metalowej? - kapeli. W samym środku - jak się później dowiedział - Zony, miejsca, do którego idzie się raz. Mrugnął kilka razy, miejsce wspomnienia zajęła świetlna plama, która po chwili stała się ogniskiem. A przy nim jakieś sylwetki. Pierwszy odruch - sięgnięcie po broń. Gdzie ona... w torbie. Nie, zaraz, to ludzie. Przyjaciele. Kurde, długi sen potrafi wyprowadzić człowieka z równowagi. I czy zaraz przyjaciele? Ludziom nie należy ufać, nieważne, co na ten temat mówił doktor. Bardziej towarzysze, czy... Jakby to... O, współpracownicy. A raczej pracodawcy. Pigułka... Łykał już dzisiaj. Rozmowa... No tak, inaczej objawy mogą wrócić. Ech.

Ogarnął się i wstał. Poprawił bluzę. Trzeba chociaż sprawiać wrażenie, że nie jest się całkowitym odludkiem. Założył torbę na ramię i wyszedł. Wysłuchał tego, co miał do powiedzenia Stephenson i, na spokojnie, usiadł przy ognisku. Schował piwo do torby, wziął kiełbasę do ręki... Na zimno? Nic z tego. Dostał kiełbasę, całkiem świeżą, i może sobie pozwolić na rozpalenie ogniska. A w zasadzie już ktoś to zrobił. Kiełbasa zatem również wylądowała w torbie. Wstał i poszedł do lasu, pozostając jednak cały czas w polu widzenia innych. Wrócił po kilkunastu minutach, niosąc kiełbasę na długim, zaostrzonym kiju, a w zrobionym z bluzy tobołku dźwigał jakieś gałązki, trawy, liście... Sporo tego było. Usiadł przy ognisku i zaczął przypiekać kiełbasę. Zauważył, że przy tym samym ogniu jest pies i jego pan. Na obu patrzył się podejrzliwie, bardziej jednak (mimo wszystko) na psa - nie zamierzał się dzielić kiełbasą. Co to, to nie. Wbił kijek w ziemię, tak, aby kiełbasa była cały czas nad ogniem, po czym otworzył nożem piwo i pociągnął łyka. Dopiero wtedy jakoś się wyprostował, rozluźnił.

Pozostali siedzący mogli więc ujrzeć jego twarz. Była brudna, zarośnięta, a z tyłu wiła się istna grzywa ubłoconych, tłustych włosów. Obok niego leżała - pod tym wszystkim, co przyniósł z lasu - zielona bluza z kapturem, a za jego plecami - spora, podróżna torba, czarna z białym logo Adidasa. Chyba. Na tors miał wciągniętą czarną podkoszulkę z rysunkiem z cyklu "Berni radzi" - przed wojną była to bardzo popularna marka, zaś tytułowy Berni był stereotypowym traperem prosto z dżungli. Rzecz była tak znana, że po wojnie ktoś to nadal rysował, ponoć nawet pierwotny autor. W każdym razie obrazek na T - shircie przedstawiał tytułowego Berniego owiniętego w prześcieradło, w charakterystycznej pozie Statuy Wolności, z tym, że zamiast pochodni trzymał saperkę. Podpis głosił: "Berni radzi: Nie ma takiego narzędzia, którego nie dałoby się zastąpić saperką". Ponadto Tim ubrany był w bojówki i ciężkie buty do chodzenia po górach. Siedział tak w milczeniu, pijąc piwo i czekając, aż kiełbasa się upiecze...
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: mone0 »

Doom

"W co ja się znowu wpakowałem. Chciałem zwiedzić kawał świata i teraz mam za swoje." Na palcach dwóch rąk nie mógł zliczyć ile razy wyciągał ten przeklęty autobus. "Znaleźli sobie czarnucha od brudnej roboty, jakby ku*wa leniwych du*sk nie mogli ruszyć, zasrańcy jedni." - w duchu obrzucał przekleństwami ekipę z Vegas. "Niech no który nawinie mi się pod rękę to mu tak mordę skuję, że własna matka go nie pozna." Najgorsze z tego wszystkiego było to, że ciuchy miał upaprane w błocku, a nikt nie zamierzał mu za to płacić. Popatrzał na Carlosa siedzącego obok. Zabrakło mu słów, by się odezwać. Machnął tylko ręką i wyszedł. Wywody "żołnierzyka" skwitował uśmiechem politowania. Odebrał bez słowa swoja rację na dzisiejszy dzień i udał się w kierunku ciepła, które emitowało prymitywne ognisko. Stanął nad zgromadzonymi już tu ludźmi, ramiona założył na swoje boki i spokojnie się im przyglądał ciemnymi oczyma. Sylwetka Rona górowała nad resztą niczym nie wzruszona skała. Wojskowe ubranie było tak brudne, że nie mógł na nie patrzeć. Łysa głowa dopełniała całości misterniej rzeźby jaką w tej chwili był. Zmarszczył brwi w zadumie. Jednego z kolesi skojarzył z busem, którego miał "zaszczyt" wyciągać.
- Ty! Pajac! - wrzasnął na niczego nie spodziewającego się białasa w czarnym swetrze. - Od dziś pierzesz moje ciuchy i robisz mi posiłki. Spróbuj tylko ku*wa coś powiedzieć to ci jajca obetnę i każe wpie*dalać! - jego głos zdawał się grzmieć. - Na co czekasz!? Zabieraj się do pieczenia! Byle szybko! Ruchy białasie! Spal ją tylko, a przez tydzień jeść nie będziesz! Zmęczony i wkur*iony na cały świat usiadł przy chłopaku, bacznie przyglądając się co kombinuje. "Powiedź coś...no powiedź..." Miał ochotę dziś stłuc kogoś, przez Carlosa nie zrobił tego i musiał się na kimś wyżyć. Chłopak miał pecha, że trafił na tak podły humor Rona. Dalej mówił spokojniejszym głosem: - Jutro jak będziemy już w fabryce wypierzesz mi ciuchy, zrozumiano? Wyjął spokojnie swój nóż, zaczął obracać go w ręce z niebywałą wprawą, jakby urodził się przyrośnięty do niego. Po chwili przestał to robić i ostrzem noża wskazał w kierunku "czarnego swetra" odzywając się: - Jak na ciebie wołają Pajacu?, po czym przesuwając nóż dalej pokazał na następną osobę. - A Ty? Reszta też może się przedstawić. Poprawił grubymi palcami uwierający go naramek "białej" koszulki, po czym przejechał dłonią po gładkim policzku.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Chaos Theory
Pomywacz
Posty: 57
Rejestracja: wtorek, 5 sierpnia 2008, 14:12
Numer GG: 6792464
Lokalizacja: Zion

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Chaos Theory »

Ali

Podróż niebyła zbytnią sielanką, nie było też najgorzej. Czemu nie najgorzej? Myślę że lepiej dostać od kogoś kaskadę bluzgów, bądź też w twarz, niż oglądać mutasa od środka_(jeżeli wiecie o_co mi chodzi :smile: ).
Wóz którym jechał tzn "wóz tych leniwych sk****eli z Vegas" co chwilę grzązł w błocie. Ali nie narzekał na to, za każdym razem kiedy było trzeba wysiąść, wysiadał (jako jeden z nielicznych Vegasańczyków*. i słuchając jęków i płaczów tych którzy zostali "zobligowani" do pomocy "kolegom z Vegas" równo z nimi usiłował wyciągać wóz.. za którymś razem rzucił mu się w oczy jakiś wysoki czarnuch, z którym miał że tak powiem przyjemność wciągać pojazd po raz -nasty. Po szybkiej ocenie jego zachowania, ba.. nie trzeba było nawet oceniać jego zachowania, aby domyślić się że nie jest tym faktem zbyt uszczęśliwiony (czarnuch,wyciąganiem wozu), i czeka tylko na okazje aby przywalić komuś kto jest chociaż trochę winien całemu temu zamieszaniu- najlepiej komuś z Vegas.
Któregoś z kolei dnia "Wielki Jay" (w szerszym gronie niż jego własne raczej się jakoś nie przyjęło) może ze względu na jego niepozorną posturę..?
Mniejsza oto, Jay zaprosił Ali'ego na rozmowę. Szczerze mówiąc miejscami zabawną, a miejscami aż żenującą.
Streszczając ją w kilku słowach : Jay chciał zrobić z niego swojego sługusa - żeby nie powiedzieć murzyna. Chciał aby Ali spowiadał mu się codziennie z tego co usłyszał -Klecha się znalazł..- pomyślał. Po potakującym kiwnięciu głową wyszedł od pracodawcy i zahaczając przy okazji swą torbę ( średniej wielkości, kolor Khaki, spora ilość kieszeni- łatwo schować różne przedmioty). I po odebraniu racji i otrzymaniu dodatkowej kiełbaski (:)) usiadł przy ognisku i spojrzawszy na psa oraz jego właściciela pomyślał Prędzej wyspowiadam się temu psu.. Jego zamyślenie przerwał murzyn z którym wyciągał wóz z tego całego syfu który aktualnie miał na koszulce. Nie miał mu wiele do powiedzenia, wyglądało na to że murzyn znalazł się daleko od mamy i nie potrafił się sam sobą zaopiekować. Ali chwilowo lekceważąc słowa murzyna sięgnął do plecaka, sprawdził czy jego berretka wciąż tam była, i dla nie poznaki (widział że murzyn tylko czeka na zachętę) wyciągnął pustą dłoń, a z pełnymi politowania oczami powiedział :
-Skoro potrzebujesz z tym pomocy, to chętnie odwdzięczę się za pomoc z samochodem podczas trasy. Ale stawiam jeden warunek, mówisz mi po imieniu, pomoc pomocą ale lekceważenie lekceważeniem.- To powiedziawszy niby obrócił się do ogniska i dalej piekł kiełbasę, jednak kontem oka spoglądając na reakcje murzyna i reszty towarzyszy.

*-słowo to nie istnieje, zdaje sobie z tego sprawę, stworzyłem je na potrzebę tylko tego posta :)
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Matt_92 »

David Burton

Tropiciel wyglądał cały czas przez szybę autobusu, przyglądając się temu co było za oknem. Obok niego siedział jego wierny owczarek niemiecki- Ralf. Pogoda była paskudna, było zimno i padało. Ale Davidowi nie bardzo to przeszkadzało. Odrobina ciężkich warunków nikomu nie zaszkodziła.
Pociągnął nosem. Przeziębienie.
*Cholera. Kiedy ostatnio się przeziębiłem?*- pomyślał i przycisnął się bliżej psa.
Gdy tylko ciężarówka z "Vegasańczykami" wyłaził z transportera i pomagał ją wyciągać z błota. Na szczęście miał całkiem dobre buty i spodnie, więc brud niespecjalnie mu przeszkadzał. I pies miał okazję żeby pohasać.
Wsiadł znowu do autobusu. Przypomniał sobie wczorajszy incydent.
*Żartowniś. Dobrze że nikt nie przejechał go serią z PeeMu, byłoby przykro. Ludzie dostają tu jakiejś paranoi. Nie tylko Ci co mają ją od urodzenia.*
Poczuł że drżą mu dłonie. Przyglądał się im przez chwilę, a na jego twarzy pojawiło się zażenowanie.
*Tylko nie to. Tylko nie znowu te pieprzone drgawki.*
Przycisnął się jeszcze bliżej psa. Zaczął go głaskać i drapać, coraz szybciej i szybciej. Z jednej strony uszczęśliwi zwierzaka, który poczuje się doceniany i ważny, a i jemu będzie cieplej w łapki. Żył z tym psem w symbiozie, nie wyobrażał sobie lepszego kompana.
*Nie, jednak nie drgawki. To tylko od zimna. Uff. Szkoda byłoby marnować leki.*
W końcu się zatrzymali. Światła w fabryce, ktoś już tam jest. To może oznaczać coś złego.
Autobus stanął, a boczna ściana zamieniła się w zadaszenie. Ludzie powysiadali i zajęli miejsca wokół ognisk.
Podszedł po swój podział, wziął butelkę piwa i kiełbasę.
Ściągnął z ramienia plecak i wrzucił do środka piwo.
*Będzie na potem. Albo na gamble.*- uśmiechnął się.
Rozejrzał się wokół siebie. Ludzie wesoło pousadawiali swoje dupy na ziemi. A to znaczy, że do roboty powinien się wziąć on. Głupio byłoby gdyby banda gangerów popodrzynała im wszystkim w nocy gardła.
Zaczął krążyć powoli wokół obozowiska. Nakazał psu zrobić obchód, a sam wziął się za szukanie śladów bytności innych ludzi lub zwierząt.
(Teścik Tropienia poproszę, czy coś w ten deseń. Jeśli znajdzie coś szczególnego, doniesie Gregowi lub komuś wysoko postawionemu w ich wyprawie.)
Podszedł do ludzi siedzących wokół ogniska.
-Witam. Pozwolicie że się przysiądę?- zapytał nieśmiało i nie czekając na odpowiedź usiadł obok.
Pozostali ujrzeli chłopaka średniego wzrostu i przeciętnej budowy, o ciemnych włosach i błękitnych oczach. Wyglądał na bardzo czujnego i spostrzegawczego. Nosił biały sweter oraz kamizelkę i spodnie z brązowej skóry, a także brązowy kowbojski kapelusz na głowie. Szyje owinął dużą, czerwoną arafatką.
Odpakował kiełbasę, nabił na zdobyczny patyk i zaczął ją smażyć. Gwizdnął na psa, który po chwili siedział już obok niego. Tropiciel w prawej ręce trzymał patyk z nabitą kiełbasą, a lewą ręką drapał psa za uchem. Pozwolił sobie na chwilkę luzu i nieuwagi- zazwyczaj miał cały czas oczy dookoła głowy, ale pies pozwalał mu na zaniechanie stałego obserwowania otoczenia. Wspomnieniami wrócił do rodzinnego miasteczka i podróżowania z Indiańcami. Wiele się wtedy nauczył. Dzięki temu teraz mu lżej.
*Tylko to cholerne przeziębienie*
Murzyn zaczął rzucać się na gościa w czarnym swetrze. Po jego jakże pięknym sposobie wysławiania się, doszedł do wniosku że najprawdopodobniej facet jest z Hegemonii. Tylko oni mieli taki bogaty słownik wulgaryzmów.
Potem zaczął wodzić po wszystkich nożem, wypytując o imiona. Gdy wskazał na Davida, chłopak poczuł ,że pies zrobił się nerwowy. Delikatnie obnażył kły i spiął się, jakby czekał na komendę właściciela.
Wtedy ręka Davida powędrowała do jego drugiego najlepszego przyjaciela. Na modłę faceta który podejrzliwie patrzył to na Ralfa, to na swoją kiełbaskę, wbił patyk w ziemię, tak aby caly czas się smażyła. Jego prawa dłoń powędrowała do jego Drugiego Najlepszego Przyjaciela. Delikatnie pieścił, po czym odciągnął powoli kurek swojego Magnuma.
-Jestem David. David Burton. I nie musisz we mnie mierzyć tym kawałkiem stali kolego.
Zdjął kiełbaskę z patyka. Pies nawet nie drgnął, wciąż wpatrywał się w Hegemońca.
-Spokój Ralf.- powiedział do zwierzaka. -Spokojnie, krzywdy wam nie zrobi. I zapewne nie raz uratuje dupy nam wszystkim.- oznajmił i pociągnął nosem. Jego przeziębienie naprawdę robiło się wkurzające.
Wtedy owczarek odwrócił się i zaczął gapić na kiełbasę. Tropiciel spojrzał na niego ostro, ale potem westchnął i ułamał kawałek, po czym podał psu. Resztę kiełbasy zjadł sam. Wyciągnął koc i opatulił się nim. Usiadł po turecku, a pies oparł się łapami i pyskiem o jego udo. David udostępnił mu kawałek kocyka. Wyciągnął z plecaka jeden z pasków mięsa, które dostał jako przydział dla psa. Zanim się obejrzał, mięso zniknęło a pies tylko się odzywał.
A d'yaebl aep arse!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: BlindKitty »

Amy Winehouse

Jakiś facet dysponujący przerostem ego i bardzo, bardzo złym humorem zaczął pluć się przy ognisku. Amy, która już chciała zacząć nawiązywać rozmowę, uznała że nie jest tu zbytnio potrzeba, skoro rozmowa i tak sama zaczęła się kleić, więc w milczeniu zaczęła zaplatać warkocz. Robiła to powoli, z namaszczeniem i wielką wprawą. Zaplatanie warkocza było niczym tworzenia dzieła sztuki dla tej filigranowej, niziutkiej dziewczyny o sympatycznej twarzy i wzorowej sylwetce. Oczy miała wbitę w ziemię, a palce na które nawleczona była zielona gumka do włosów, pasująca kolorem do zgniłozielonej bluzy i spodni koloru khaki, powoli splatały rude kosmyki, sięgające za ramiona, w perfekcyjny okaz sztuki fryzjerskiej.
Dźwięki wydawane przez hasającego psa docierały do uszy Amy. Szybko zorientowała się, że pies obchodzi teren dookoła. Czyli zgodnie z przewidywaniami, facet który hoduje owczarka niemieckiego to jakiś tropiciel, myśliwy albo łowca. Zatrudniony zapewne po to, żeby zabezpieczać tutejszy leśny teren. Facet z nożem i ego z pewnością robi tu za ochronę, chyba że jest doskonałym aktorem, czego przecież nigdy nie można wykluczyć. Ubrudzony facet reklamujący saperki... O, to już zagadka. Tak samo nie było pewne kim jest ten koleś, który jechał w autokarze Vegas. Cóż, będzie trzeba ich rozpracować, nie ma co.
Skończyła zaplatać warkocz i zaciągnęła go na końcu zieloną gumką. Podniosła głowę i potrząsęła nią, pozwalając by warkocz ułożył się na plecach, na których odcisnęły się szelki plecaka. Słuchała, jak inni się przedstawiają... Aż wreszcie sama spojrzała w oczy facetowi z nożem. Swoimi głębokimi, jadowicie zielonymi oczami, które nie wyrażały absolutnie niczego. Niektórych to przerażało, innych fascynowało, w kolejnych wzbudzało nienawiść. Najczęściej jednak przerażało.
- Możesz mówić mi Amy, jeśli chcesz. Ale byłoby nam miło, gdybyś też się przedstawił - powiedziała z uśmiechem, który rozjaśnił jej twarz; tylko oczy wciąż pozostały bez wyrazu.
Wzięła do ręki kiełbaskę i popatrzyła na nią w zadumie. Po chwili wstała - brzęknął przy tym cicho gruby łańcuch holowniczy, który imitując pasek owijał trzy razy jej talię, podkreślając zgrabną sylwetkę - i przesiadła się wraz z bagażami bliżej tropiciela, siadając po przeciwnej stronie niż pies, bardzo blisko faceta.
- Mógłbyś dorzucić moją kiełbaskę do swojego kijka? Nie lubię wchodzić sama do lasu, więc nie za bardzo mam jak zrobić własny... Jeśli będziesz chciał, podzielę się potem z tobą tą kiełbaską, ja i tak nie potrzebuję dużo jedzenia - uśmiechnęła się do niego słodko. Tym razem nawet w jej oczach pojawiły się jakieś cieplejsze tony, łagodząc ich wrodzoną bezuczuciowość.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Szasza »

Wszyscy
Mijały minuty, a potem godziny. Pierwszy raz odkąd zapisaliście się na tą farsę, byliście z tego zadowoleni. Miłe ciepło biło od ognisk. Kiełbasa, choć przed wojną robiła za zwykła zapchajkichę, teraz wydawała się rarytasem. Większość podchwyciła trend lansowany przez pojedyncze jednostki i smażyła swoje kiełbasy na kijkach. Pierwszy ciepły posiłek od niemalże tygodnia można było uznać za udany. Popitka, choć nieco zważona robiła swoje. Delikatny szum w głowie zabijał troski dnia codziennego. Dla niektórych okazało się, że jedno to za mało i rozpoczęły się podchody pod skrzynki z piwem. Zresztą nieudane, podobnie jak negocjacje, zahaczające o skraj komizmu. W powietrzu unosił się przyjemny gwar. Zmartwienia dotyczące fabryki osunęły się na dalszy plan.
Nagle w krzakach dało się usłyszeć cichy szelest. Pewnie ktoś poszedł za sprawą. Niestety im bardziej ignorowaliście ten szelest, tym donośniej się rozlegał. Nagle z lasu wyszło to co było przyczyną szumu, a raczej stado tego. Sarny, bo tak przed wojną nazywano te potwory szły z lasu z podniesionymi głowami. Ich futro mieniło się w dziwny sposób. Zdawały się was nie zauważać. Milczący pochód saren szedł, co raz trącając osłupiałych ze zdziwienia ludzi. Nie z agresji, lecz z jakiegoś nienaturalnego, chorego otępienia.
Ciszę tego zastanawiającego zjawiska przerwał krzyk.-AAAU!!! K**** nadepła mi na rękę!.
Zwierzęta nie zareagowały. Ba! Jedna z saren weszła w ognisko, po czym poszła dalej utykając na poparzoną nogę, jakby nic nie poczuła. Tak oto zwyczajne sarenki zmroziły zgromadzonym krew w żyłach. W ciszy, która ponownie nastała dał się usłyszeć szept Grega.
-Zabij jedną. Musimy zbadać co to za syf.- natychmiast padł strzał z UMP. Trafił w głowę poparzonej sarny. Pochód trwał jeszcze przez kilka minut, a nikt nie zdążył wyjść z szoku. Prawdę mówiąc, to niektórym wręcz udzieliło się to chore otępienie, którego ofiarami padły sarny. Gdy wszystkie zwierzęta zniknęły w lesie po lewej stronie drogi, odetchnęliście z ulgą. Ten sam ochroniarz Grega, który wcześniej zagadywał do zgromadzonych w autobusie, przerzucił truchło przez ramię, po czym zawlókł do ciężarówki z NY.

David
Najlepszy przyjaciel człowieka wybył do lasu. Choć buszował tam dość długo, nie martwiłeś się o niego. Pies to zwierze komunikatywne. Jak coś mu się nie spodoba to da ci znać. Zresztą, teraz byłeś zaabsorbowany swoimi nowymi znajomymi.
Gdy nadszedł najbardziej przerażający pochód saren, jaki można było sobie wyobrazić, Ralph wciąż nie wrócił. Teraz autentycznie się martwiłeś. A jeśli to coś co urządziło tak sarny go dopadło? A jeśli wróci i spojrzy na ciebie tym tępym, pustym spojrzeniem i co gorsza dawny Ralph nie powróci? Aby nie myśleć o tym, zacząłeś dokładnie przyglądać się sarnom. Pierwsze co rzucało się w oczy, to to jak mieniło się ich futro. Były pokryte lśniącym pyłem. Niektóre miały na sobie ślady wygryzionych, małymi paszczękami ran i dziury. Jakby ktoś wbijał w nie igły grubości niemowlęcego palca. Łypały pustym wzrokiem i prychały bez przerwy. Wniosek:
Albo były chore, na jakąś nieznaną chorobę, albo to wina czegoś co je pogryzło i pokryło pyłkiem.
Gdy przeszedł pochód wrócił ralph. Nos miał poryty błyszczącym pyłem, a wzrok mętny, choć nie pusty. Stanął obok ciebie i zastygł w bezruchu. Słyszałeś tylko jego aż nadto powolny oddech. Co chwilę kichał.

"One"
Przed pochodem.
Udałeś się na brzeg lasu. Nikt nie miał nic przeciwko. W końcu każdy może pójść na stronę. Podczas, gdy oddawałeś się błogiej czynności, którą niewprawne oko nazwałoby praniem w brudzie, a wykonawcę świrem, słyszałeś dwa rodzaje odgłosów. Pierwszy to komentarze względem twojej osoby typu:
-A ten co robi?
-Pewnie się modli do swojego bożka.
-Świr!
-Też nie lubię szamanów.
Drugi typ był o wiele bardziej niepokojący i warty uwagi. Był to odgłos odległego ruchu w kniejach. Praca nauczyła cię nie przejmować się tym nadto. Na pewno nie był to odgłos ruchu człowieka, bo ten nauczyłeś się rozpoznawać, bardziej jakaś sarna, czy w ostateczności pies, który robił za maskotkę autobusu.
Obrazek
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: mone0 »

Doom

Gdy koleś z Vegas próbował coś wypowiedzieć swoimi ustami, Ron odrzekł:
- Dobrze, więc się przedstaw. Jestem Ron, tyle możesz o mnie wiedzieć. Dalej trzymał nóż, w którym odbijało się światło rzucane przez ognisko. Powoli uspokajał się. miał na dziś dość wszystkiego.

- No. Nie będę dwa razy się przedstawiać. - odburknął. Ron nie spodobał się psu skoro nie przestał warczeć na niego. - Uspokój psa, bo czasem może coś mu się złego przytrafić. Nie lubię zwierząt i z wzajemnością. Po słowach swojego pana uspokoił się.- Przeszkadza Tobie mój nóż? W takim razie czym mam naostrzyć badyla, na którym będę piekł kiełbasę hę?

- No jak z tą kiełbasą chłopaku z Vegas? Po chwili zwraca się do wszystkich siedzących przy ognisku:
- Wiem jestem wrednym typem, ale tak już mam i nic tego nie zmieni. Krzywdy nie zamierzam wam zrobić, chyba, że wspomnicie coś o mojej matce lub o moim kolorze skóry. Wtedy zapomnę, że jestem człowiekiem. - Dość tego paplania jęzorem, czas jeść. - odrzekł stanowczo.

Miłą rozmowę przerwały dziwne odgłosy, nie wiadomo skąd - z początku nikt tym się nie przejmował, ale w końcu z zarośli wyszły sarny! Ron patrzał się z rozdziawioną paszczęką na to co miał przed oczami. "Co jest ku*wa!" Dziwnie wyglądały, a do tego nie zachowywały się normalnie. Z lekcji szamana wyniósł trochę o zachowaniu zwierząt a to było nienaturalne.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Matt_92 »

David Burton

Gdy zobaczył sarny, poderwał się do góry. Zachowywały się dziwnie, nie wyglądały na zdrowe. Tropiciel położył rękę na chwycie Magnuma i odciągnął kurek. Za chwilę mogło wyskoczyć coś, co doprowadziło sarny do takiego stanu. Nie spotkał się wcześniej z czymś takim. Ten pył. To chyba od niego tak się zachowywały.
Pociągnął zakatarzonym nosem. Popatrzył na dłoń trzymającą spluwę.
Przyjaciel numer Dwa był na miejscu.
Ale gdzie jest pies?
-Ralf!- zawołał, rozglądając się wokół. Potem gwizdnął dwa razy i znowu zawołał psa po imieniu.
*Cholera, gdzie on się podział?*- pomyślał. Zaczął się martwić. Pies był jego najwierniejszym i chyba jedynym przyjacielem. Mieli o siebie nawzajem dbać. A teraz zwierzak zniknął.
Wyszarpnął rewolwer z kabury i ostrożnie podszedł do jednej z przechodzących saren. Zasłonił usta i nos arafatką, majac nadzieję, że dzięki temu ograniczy ilość wdychanego paskudztwa. Przyjrzał jej się uważnie, cały czas trzymając gnata w pogotowiu.
Sarny odeszły, a wtedy pojawił się pies. Nos miał pokryty tym samym pyłem, którym pokryte były sarny.
Podszedł powoli do swojego właściciela. Zachowywał się bardzo dziwnie. W ogóle sienie ruszał, co chwila tylko kichał.
-O, w mordę.- szepnął David i przykucnął obok psa. Wyciągnął starą, zniszczoną szmatkę i zaczął delikatnie wycierać nos zwierzaka, starając się zrobić to tak, aby ani trochę więcej pyłu nie dostało się futrzakowi do płuc.
-Świetnie. Teraz to JA nie będę spał w nocy. Załatwiłeś mnie na amen sierściuchu.- zaczął narzekać, ale w głębi duszy bardzo martwił się o stan towarzysza.
Zobaczył, że jedną z saren wnoszą do ciężarówki. Wziął psa na ręce i poszedł w tym samym kierunku. Może ktoś będzie w stanie go zbadać.
A d'yaebl aep arse!
Chaos Theory
Pomywacz
Posty: 57
Rejestracja: wtorek, 5 sierpnia 2008, 14:12
Numer GG: 6792464
Lokalizacja: Zion

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Chaos Theory »

Ali

Murzyn przedstawił się jako Ron. Stell zastanawiał się co to zmieni że będą znali swoje imiona..? Tylko niepotrzebny podpis pod ewentualnym listem gończym w niedalekiej przyszłości. Pomimo tego powiedział tylko :
-Nazywam się Ali- Chwila ciszy jakby czekali na coś jeszcze. Nie miał zamiaru mówić nic więcej, nie znał tu nikogo, tym bardziej nikomu tu nie ufał. Murzyn od razu zmienił punkt skupienia. Ali'emu nie podobało się że ten pajac groził psu, generalnie nie miał nic do zwierząt, rzecz jasna tych które nie chciały go zjeść. Mimo to postanowił się nie odzywać - tymczasowo...
Mówca najwidoczniej nie potrafił utrzymać swej uwagi w jednym miejscu gdyż znowu zwrócił się do mężczyzny w czarnym swetrze. Tym razem chciał sprawdzić jego zdolności kulinarne. Ali już miał się odezwać i powiedzieć co sobie może zrobić z tą kiełbasą o którą tak wytrwale napominał, lecz w chwil gdy miał otworzyć usta i wyemitować odpowiednio ułożone fale dźwiękowe, szelest który wszyscy słyszeli i ignorowali do tej chwili przybrał tak na sile, że zerwali się na równe nogi.
Złodziej z kiełbasą w lewej ręce, i nożem w prawej wypatrywał źródła całego zamieszania. Ze skraju lasu wyłoniły się... sarny. Całe stado maszerowało z głowami w górze i w pełnym milczeniu. Było w nich coś dziwnego. Co? Chociażby futra które emitowały różne, dziwne barwy oraz to iż zwierzęta nie wpadły w popłoch tylko szły najspokojniej w świecie przed siebie.
Usłyszał szybką komendę odstrzału jednej z nich, i wystrzał z UMP. Zwierzęta odeszły dalej spokojnym krokiem nie zważając na nic ani na nikogo. Została tylko ta jedna którą odstrzelono, jeden z ochroniarzy Grega przerzucił ciało sarny przez ramię i zaniósł je do ciężarówki.

Wszystko ucichło, ludzie powoli zaczynali pytać "sąsiadów co to k***a było ?!".
Tylko kowboj który przedstawił się jako David Burton, szukał czegoś.. ach tak! Ali nigdzie nie widział jego wiernego kompana Ralf'a.
Po chwili pies wybiegł z lasu a właściciel się nim odpowiednio zajął. Ali podszedł do niego i powiedział :
-Masz, daj to psu. Szybciej wyzdrowieje.- i to powiedziawszy wręczył kiełbasę kowbojowi.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: BlindKitty »

Amy Winehouse

Pokręciła głową z niedowierzaniem, kiedy przylazły sarny. W ogóle wszystko posypały. Na szczęście udało się zabrać kiełbaskę wraz z patykiem z ich drogi.
Pochód, ognisko, UMP. Dobra, niech lezą dalej.
Amy gryzła kiełbaskę, popijając świeżo otwartym piwem. Sarny zniknęły gdzieś w lesie, a chłopak zaczął rozglądać się po okolicy w poszukiwaniu psa. No i pięknie, teraz będzie problem ze zwierzakiem.
Sięgnęła do kieszeni, przez chwilę przesypując coś między palcami, po czym wyjęła dłoń i powąchała palce. Uśmiechnęła się delikatnie sama do siebie, choć zapas powoli się już kończył. Byli tu faceci z Vegas, może coś uda sie kupić tu czy tam. A na razie rozejrzała się dookoła, swoimi znów bezwzględnie zimnymi oczami. Nie odnotowywując nikogo do kogo warto byłoby się dosiąść, dokończyła kiełbaskę i dopiła piwo, a następnie wcisnęła się w kąt, czekając na rozwój sytuacji. Gdzieś między pancerną ścianą a jakąś skrzynką znalazła sobie przytulny azyl i rozpłynęła się w cieniu. Ludzkie oczy prześlizgiwały się po niej, nie odnotowując jej obecności. A ona patrzyła uważnie...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Tevery Best
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1271
Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
Numer GG: 10455731
Lokalizacja: Radzymin

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Tevery Best »

Tim
Heh, wyglądało na to, że nie wszyscy wiedzą, kim jest, i po co tu jest. Absurdalna wydała mu się sama sugestia, że poważny spec od przewodów, zworek i płytek zabierze szamana na wyprawę - po co? Ale dobrze, sprawianie wrażenia, że znalazł się gdzieś przypadkiem, nic nie umie i nic nie wie, a poza tym jest powalony było przydatne przy szukaniu gambli. Poza tym Stevens nie lubił, kiedy inni wiedzieli, kim jest. Odczuwał dyskomfort na myśl, że ktoś posiada wiedzę o nim, którą może wykorzystać.

Wybiegnięcie saren nieco go zaskoczyło, ale przeraziło wyraźnie mniej niż innych. Nie dlatego, że był taki twardy, po prostu od zawsze uważał, że nawet jeżeli zwierzęta zachowują się dziwnie, to i tak są lepsze niż ludzie, bo za dziwnym zachowaniem nie stoi u nich spisek czy żądza mordu, ale pewne - mniej lub bardziej - racjonalne przesłanki pokroju głodu lub potrzeby migracji, czy też wreszcie działania człowieka. Tutaj niemal na pewno w nienormalnym poczynaniu zwierząt maczał łapska jakiś homo sapiens, mutanty albo Moloch - ta ostatnia opcja była najmniej prawdopodobna w tej odległości od frontu. Coś było bez wątpienia na rzeczy, oby Greg odkrył przyczynę, w końcu ma truchło.

Kiedy przemarsz kopytnych zakończył się, Tim wrócił na swoje miejsce i dokończył smażenie kiełbaski. Mniam, mniam. Tłuszcz. Wprawdzie długa konserwacja odebrała sporo z oryginalnego smaku, ale w tych czasach kubki smakowe bardzo szybko degenerowały się wśród ludzkiego rodzaju. Kiełbasa skończona, piwo wypite, ale zostało jeszcze jedno. "One" wiedział, że nie zdoła zasnąć znowu tej nocy, więc trzeba ten czas twórczo wykorzystać. Po to mu były te gałązki. Wyciągnął z torby igłę i nici i zaczął stopniowo przerabiać swoje ubranie...
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Szasza »

Wszyscy

Pochód minął równie szybko jak się pojawił. Czas po chwili, gdy zamarł, aby pełniej ukazać niezwykłe zjawisko, znów zaczął płynąć w swym powolnym, jednostajnym tempie. Rozległy się zewsząd, pytania i komentarze odnośnie minionej sytuacji. Jak łatwo się domyślić w natłoku Mimo, że skład karawany w znacznej większości stanowiły "mieszczuchy", nie było trzeba żadnego biologa, by stwierdzić, że płochliwi, łagodni roślinożercy, tacy jak sarny, nie zachowują się w ten sposób. Przynajmniej nie zachowują się tak z natury. Członkowie ekspedycji, nie tyle przestraszeni, co skołowani, postanowili wrócić do poprzednich zajęć (w szczególności egzekucji swojej racji żywnościowej), aby oderwać myśli od niepokojącego zdarzenia. Niektórzy nawet zaczęli wszczynać nieporadne rozmowy, by zagłuszyć niepewności tłumiące się głowie. Jedynie szelesty w krzakach stały się jakby bardziej zauważalne. Las delikatnie dał wam do zrozumienia, że znajdujecie się w jego domenie gośćmi i jesteście zdani wyłącznie na siebie i jego łaskę. Choć niezwykle kuszącym było wyżyć się na kimś za trudy podróży, rozsądek nakazywał trzymać nerwy na wodzach.
Przy ognisku ubyło dwie osoby. Dziewczyna odeszła w bliżej nieokreślone miejsce, a "kowboj" udał się w stronę wozów z NY. Pozostali zajęli się sobą. Odludek z utaplaną w błocie bluzą zaczął jeszcze dokładniej wpasowywać ją w otoczenie, gniewny czarnuch przez chwilę uspokoił się na chwilę, by przemyśleć całe zajście. Podobnie jak jego adwersarz. Pies zjadł, rzuconą mu kiełbasę, bez właściwego zwierzętom pośpiechu, po czym ruszył za panem.

David

Jak postanowiłeś, tak zrobiłeś. Wstałeś, poczłapałeś w kierunku wozu, do którego zaciągnięto zdechłą sarnę. Nie musiałeś wołać psa, a przynajmniej przez pierwsze 10 metrów byłeś tego pewny. Odwróciłeś się i zobaczyłeś, że pies siedzi w lekkim otępieniu przy ognisku. Wezwałeś go gestem. Posłuchał się. Podbiegł w twoją stronę. Może to tylko twoja wyobraźnia, ale wydawał ci się przy tym dziwnie niezdarny. Gdy znalazłeś się odpowiednio blisko ciężarówki, a dokładniej wielkiego tira z pieczołowicie wymalowanym za pomocą sprayu godłem NY. Pojazdu, który jechał na czele karawany. Usłyszałeś rozmowę. Postanowiłeś zaryzykować i podsłuchać rozmowę. Złapałeś za kark psa, przykucnąłeś, po czyn wyłączając wszystkie nieporządne odgłosy, wsłuchałeś się w dźwięki dochodzące z przyczepy pojazdu.
-...jest .Niewiele wskóram. Nie mam sprzętu do takich badań. Zresztą uczyłem się tylko ludzkiej anatomii.-Zaczął rzeczowo wyjaśniać głos starca.
- Spróbuj. W końcu sarna to też ssak. Lepsze to niż siedzieć i czekać, aż syf przejdzie na nas. - tu rozpoznałeś zrezygnowany i pozbawiony emocji głos Grega.
-To patrz!- Odezwał się lekarz tonem dziecka, które chce udowodnić, że ma rację.
Na chwilę głosy umilkły. Głuchą ciszę przerywały jedynie odgłosy kroków wewnątrz ciężarówki i piłowania (najprawdopodobniej kości).
-Pyłek w płucach, co wiedziałem bez badań.- powiedział z wyższością medyk, po czym dodał z lekkim zawstydzeniem-Nie znam się na tym, ale wydaje mi się, że nie ma zmian patologicznych, ani chorobowych.
-Wiesz, że nic z tej paplaniny nie rozumiem. Jaśniej!- odpowiedział greg.
-To coś chyba działa odurzająco. Potrzebujemy żywego...-tu niedosłyszałeś, bo nagle drzwi hummera, stojącego za tobą otworzyły się, ale domyślałeś się, że chodzi o żywy obiekt badań.
-Jeb*** naarkoman!!! Zap-prowadź mnie do swojej meliny, a cie-ebie niiie zabiję!- Rzekł znany wam dobrze ochroniarz Grega. Nie wiedziałeś o czym bredzi, ale UMP mierzący w twoją pierś, mówił wyraźnie, że musisz zaprowadzić go do tej meliny.

Amy

W ciemnym zakamarku znalazłaś schronienie przed wrzawą i harmidrem. Widziałaś wszystkich, za wyjątkiem Carol, która zapewne siedzi w ciężarówce z gronem uprzywilejowanych członków wyprawy. Chłopak z rozkwaszonym nosem nie siedział przy żadnym z ognisk, za to wykonawca jego kary ucztował w najlepsze przy ognisku, razem pulchnym chłopakiem i kilkoma podobnymi sobie robolami.
Trzech żołnierzy z NY pilnowało zgromadzonych, a z ciężarówki "Vegasańczyków" nie wychodził nikt. Krótko mówiąc, tam nie działo się nic ciekawego. Postanowiłaś szukać wzrokiem dalej. Wypatrzyłaś sylwetkę koło ciężarówki Grega. Po kapeluszu i psie przy nodze rozpoznałaś Davida. Twój niedoszły amant poszedł z pupilkiem do tira z NY, gdzie jak słusznie wykminił powinien znajdować się medyk. Usiadł i zaczął nasłuchiwać, ale przerwał mu jeden z ochroniarzy. Jeśli dobrze pamiętasz to miał na imię Jerry, ale ta wiedza nie była w tej chwili pomocna. Nie kiedy on celuje w (raczej) niewinną osobę.

A teraz pytanie do wszystkich graczy: czy odpowiada wam styl wypowiedzi i tempo prowadzenia sesji?
Mi jak najbardziej, ale zawsze warto poznać opinię innych :D
Obrazek
mone0
Mat
Mat
Posty: 473
Rejestracja: wtorek, 10 czerwca 2008, 14:05
Numer GG: 12563782

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: mone0 »

Doom

Kiełbasa miała w sobie więcej soli i konserwantów, niż piwo, które trzymał w ręce, ale skąd Ron miał o tym wiedzieć, nie był chemikiem. Nie nasycił się tą jedną paróweczką, o nie! "Skąd by tu wykombinować żarcie?" Pusto, głód wierci dziurę w żołądku. Ron kręci się przy ognisku, by po kilku minutach odejść od niego. Idzie w stronę busa, którym dotarł na to zapomniane przez Boga miejsce. "Przy okazji wezmę czapkę i kamizelkę." Spokojnie wszedł do szkolnego autobusu, dostrzegł drzemającego Carlosa. Zbudził się. "Chyba za dużo hałasu robię." - skarcił się w duchu.
- Jak tam amigo? - odezwał się szeptem. - Widzę, że nos się goi. Sorry, że obudziłem cię, ale jak już nie śpisz, to powiedz mi widziałeś te dziwne sarny? Po wymianie zdań i opinii na temat tego zdarzenia Ron zarzucił na siebie moro kamizelkę i starą bejsbolówkę z logo jakiejś starej drużyny, jeszcze sprzed wojny. Przedstawiała ona głowę jakiegoś ptaka, Ron nie wiedział dokładnie co to za ptak, ale jego czerwone opierzenie bardzo mu się podobało. Z prawej strony czapki wyszyte były 2 litery AC. Może jakiś "uczony" człowiek potrafił by to rozszyfrować, ale Doom był zbyt młody, by pamiętać tamte czasy.
Wychodząc z pojazdu dostrzegł dziwną sytuację, a mianowicie strażnika celującego w kierunku Davida. "Trzeba się temu bliżej przyjrzeć. Ciekawe co zrobił, że ochroniarz ma go na muszce?" Powoli ruszył w tamtym kierunku.
"drobnostki tworzą doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką" Michał Anioł
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Matt_92 »

David Burton

Chłopak zaskoczony odsunął się nieco, ale zesztywniał, gdy najemnik wycelował w jego pierś ze swojego UMP.
Gość nie kazał mu unieść rąk do góry. Łapy trzymał blisko swojego Magnum w kaburze przy pasie.
-Ralf- szepnął bardzo cicho do psa, chcąc go zawołać, po czym prawie pacnął się dłonią w czoło, gdy uświadomił sobie w jakim stanie jest jego zwierzak.
*Pieprzony los zabrał mi kundla w naprawdę ważnym momencie.*- pomyślał, myśląc ze złością o pewnej sile wyższej rządzącej wszechświatem, kimkolwiek, bądź czymkolwiek by ona nie była.
-Stary, odłóż tą broń. Naprawdę nie jest Ci potrzebna, a nie sprawiasz, ze robię się bardziej rozmowny. Nie jestem żadnym narkomanem i nie wiem o czym mówisz. Nie mam tu żadnej meliny, ok?- zaczął mówić, rozglądając się jednocześnie, czy ktoś tego nie widzi.
Zauważył tą dziewczynę, do której przysiadł się na początku ich obozowania. Nieprzyjazny murzyn, który się dosiał także chyba dostrzegł całe zajście.
Teraz mógł najwyraźniej liczyć jedynie na ich pomoc.
A d'yaebl aep arse!
Chaos Theory
Pomywacz
Posty: 57
Rejestracja: wtorek, 5 sierpnia 2008, 14:12
Numer GG: 6792464
Lokalizacja: Zion

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: Chaos Theory »

Ali

Całe towarzystwo, już w spokoju powróciło do dawnych zajęć. Jakiś facet z NY próbował zagaić rozmowę o tym co się przed chwilą wydarzyło, lecz Ali nie mając ochoty na jakiekolwiek dialogi, po prostu go zignorował. W tej chwili obserwował sytuację w jakiej znalazł się David. Postanowił czekać co z tego wyniknie, poczuł suchość w gardle, więc nie spiesząc się otworzył butelkę z piwem. Upił parę łyków, odstawił ją od ust i zapatrzył się na postacie. Po powtórzeniu tej czynności kilkukrotnie, uświadomił sobie, że opróżnił już całość przedwojennego wyrobu. I dobrze, bo właśnie w tej chwili ochroniarz Grega wycelował UMP w pierś Bruton'a.
-Cholera- przeklął pod nosem i szybkim krokiem obszedł napastnika od tyłu i skradając się wyciągnął broń . (Teścik na skradanie poproszę).
Jeśli mu się uda to uderza go rękojeścią beretty w tył głowy, a jeśli to nie wypali, to zwraca na siebie uwagę, dając pole do manewru Davidowi.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Neuroshima 1.5] Cold Steel.

Post autor: BlindKitty »

Amy Winehouse

Siedziała sobie cichutko w swoim kąciku, nie wadząc nikomu. I patrzyła. A w sumie było na co. Obserwowała chłopaka z psem, bo ów wydawał się zachowywać nieco inaczej niż jeszcze przed chwilą. Zresztą obserwacja zwierząt była ciekawym dość doświadczeniem, jak zawsze. One były interesujące.
Ludzie też, oczywiście. Ale z ludzi więcej ciekawostek dało się wycisnąć udając że się z nimi rozmawia. Często najlepszym wkładem w rozmowę była cisza. Ludzie nie lubili ciszy i starali się ją wypełnić.
Zwykle słowami.

Odprowadziła wzrokiem faceta który zakradał się do ochroniarza. Ciekawe, ciekawe... Zobaczymy co z tego wyjdzie. Sama nie miała zamiaru angażować się w tę utarczkę. W końcu, skoro chłopak przedkłada swojego psa przed nią, to właśnie stracił okazję do ogrzania się w nocy. Amy zajmie się kimś innym, prawda? - pomyślała, jakby rozmawiała sama ze sobą. - w końcu Amy w nocy też bywa chłodno, powinna się kimś zająć...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Zablokowany