[autorski]Czerwona szarfa/Czerwony alarm

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Discordia
Majtek
Majtek
Posty: 89
Rejestracja: piątek, 2 listopada 2007, 23:31
Numer GG: 0

Re: [autorski]Czerwona szarfa/Czerwony alarm

Post autor: Discordia »

Rei Hanzo
Obrazek

Rei szła wolnym krokiem w stronę kanapy. Wcale nie miała ochoty na rozmowę z tym tłuściochem, ale nie mogła go zignorować. To był impas. Nie to, żeby go jakoś szczególnie nienawidziła. Po prostu przyprawiał ją o mdłości. Gardziła nim, jak tylko może ktoś z zasadami pogardzać wielkim spasionym szczurem pozbawionym honoru. I to wszystko. Między nimi panowało swoiste zawieszenie broni. W interesach rządziła zgodność pragnień, na gruncie oficjalnym chłodna tolerancja a na froncie prywatnym nie spotykali się wcale zdając sobie sprawę z wzajemnej tajonej wrogości.
Dlatego Japonka szła spokojnym, wyważonym krokiem a wyraz malujący się na jej twarzy skutecznie zniechęcał jakichkolwiek chętnych do zaczepki. Nie była na tyle nierozważna, żeby iść zbyt wolno, ani na tyle głupia, żeby dojść bardzo szybko. Chciała mieć to spotkanie z głowy, ale Mao musiał wiedzieć kto tu jest górą.
"A raczej, że jesteśmy na równych prawach" pomyślała ze złością o układach w rodzinie.

Stanęła metr przed stolikiem. Spoglądając na grubasa poczuła falę obrzydzenia. Za każdym razem kiedy miała do czynienia z Grubym Mao miała nieodpartą ochotę rozwalić mu czaszkę. Był gruby, tak przeraźliwie, że ponoć już w ogóle nie wstawał z tej kanapy. Ubrany w bordowy szlafrok z syntetycznej tkaniny półleżał, półsiedział na kanapie. Powoli zaciągał się fajką. Pod brodą miał pełno okruchów i plamy po rozlanych drinkach. Kręcone czarne włosy były brudne i cały śmierdział wszystkim najgorszym. Mimo wszystko zawsze jednak powstrzymywała się przed zakończeniem życia tego śmiecia. Poza tym Mao był dobrym klientem.
Mao klepnął w tyłek jedną panienkę, na co wszystkie zareagowały śmiechem i odeszły. Rei przywołała na twarz swój profesjonalny uśmiech i spojrzała mu prosto w oczy. Wytrzymał jej spojrzenie.
- Mao.- Rei skinęła głową na powitanie.
- Hanzo.- Mulat uśmiechnął się i pochylił głowę.- Wpadłaś w odwiedziny?
Głos grubasa wydawał się dochodzić z okolic jego brzucha a nie z ust.
- Tak.- Mówiła powoli, starannie dobierając słowa.- Jak interesy?
- Jak zwykle. Czasem lepiej, czasem gorzej.- Mao odstawił szklankę. Przesunął wzrok z jej bioder na stolik w głębi sali, przy którym siedzieli Oen, Jung i Sato.- Widzę, że przyprowadziłaś przyjaciół.
Pytanie było niewinne w formie ale zawierało ukryty sens. Mao chciał wiedzieć jaki był cel wizyty Rei. Jakie były ich zamiary.
Grubas machnął od niechcenia dłonią, a natychmiast jeden z jego ochroniarzy przysunął się bliżej Japonki.
- Spokojnie. Przecież mnie znasz.- Rei powoli podwinęła płaszcz i rozpięła kaburę pokazując ochroniarzowi glocka. Ten uspokojony odszedł dwa kroki.
- Tak, znam cię i wiem, że ty nie zadajesz się z takimi ludźmi.- Mao roześmiał się gardłowo. Był obleśny, obrzydliwy i nie miał w ogóle szacunku dla rodziny. "Po co my go w ogóle jeszcze trzymamy?" pomyślała z odrazą patrząc na kropelki śliny tryskające mu spomiędzy warg.
- Ludzie się zmieniają. Teraz pracuję z nimi.- Rei stała spokojnie, nie zamierzając w ogóle reagować.
- Nie rozśmieszaj mnie Hanzo. Ty nie pracujesz z ludźmi. Ty z ludźmi ubijasz interesy.- Chichotał jeszcze cicho. Ale po chwili się uspokoił i dodał zupełnie poważnie:- Musicie się wynieść. Nie ma tu dla was miejsca.
Wydawało się, że przestał się interesować rozmową. Patrzył na Japonkę spod przymkniętych powiek. Rei wiedziała, że to próba, sprawdzian, kto komu ulegnie w tej rozmowie. Ona nie zamierzała dać się stłamsić. W końcu ten zawszony mulat był na usługach rodziny.
- Och, naprawdę?- Jej głos był zimny i pozbawiony uczuć.- Mao. Pochwal się inteligencją. Nie rób czegoś, czego możesz potem żałować.
- Żadne śmieci nie będą mi się poniewierały po podłodze.- Mulat wpuścił wrogość do swojego głosu.- Nie chcę was tu widzieć. Zwłaszcza jednego z was.
Umilkł na chwilę oglądając ją od stóp do głowy przymrużonymi oczyma.
- Oddaj mi tego młodego a Tobie nic się nie stanie. Mam z nim małe zaszłości.- Zatrzymał wzrok na jej talii a potem przeniósł na twarz.- Wiesz to takie przyjacielskie ostrzeżenie.
- Mao, nie zapominaj do kogo mówisz.- Rei była wściekła, ale nie dała tego po sobie poznać. "Jak ten karaluch śmie mi rozkazywać?" myślała. Rei nie miała jakichś sentymentów w stosunku do Toshiego. Po prostu musiała pokazać grubasowi kto tu rozdaje karty.- Nie zapominaj z kim robisz interesy.
- Ty nie będziesz mnie straszyć.- Mao warczał przez zaciśnięte zęby.- Nikt mnie nie ruszy. Już Naguya o to zadbał.
- Naguya mówisz?- Japonka pozwoliła sobie na lekki uśmieszek złośliwości.- Może masz rację.
Mulat uśmiechnął się szeroko. "Uznał, że już wygrał" pomyślała. "Nie ze mną te numery."
- Byłabym zapomniała, Mao. Mam ci coś do przekazania.- Nie było już wrogości w jej głosie. Był łagodny i melodyjny.- Zapłatę i wiadomość.
- Zapłata brzmi interesująco.- Grubas oblizał wargi i skupił wzrok na jej biodrach.
- Kredyty za ostatni transport.- Rei rzuciła na stół kopertę jak nadgniły ochłap mięsa.- I wiadomość.
To mówiąc złożyła dłonie czubkami palców i lekko pochyliła głowę.
- Mao-san, mój kumicho przesyła pozdrowienia i podziękowania Twojemu kaicho.
Gdy się prostowała zauważyła, że uśmiech spełzł mu z twarzy. Poczuła satysfakcję, że należy do rodziny. Jak zawsze zresztą.
- Twój szef może mi skoczyć. Jestem tu panem i nikt mnie nie wygryzie.- Jego głos znowu był zły. Na twarz już po chwili wpełzną wyraz złości.
- Pan Tanaka może nie być zadowolony. Naguya w końcu też. Ale cóż...- Rei wzruszyła ramionami.- Jak sobie chcesz. Jest tu w okolicy mnóstwo barów. I ludzi chcących się wykazać.
Jeszcze przez chwilę patrzył na nią z gniewem i spojrzał na swoich ochroniarzy. Jednak Rei stała nieporuszona. Nie bała się. Miała przecież plecy. Ten tłusty ochłap szczurzego mięsa nie mógłby jej przestraszyć. Zresztą, kto chce zadzierać z rodziną. Ale on znał układy tak samo dobrze jak ona. Teraz jego mózg szybko przeprowadzał kalkulacje i podliczał słupki ewentualnych zysków i strat.
- Miło się z tobą robi interesy.- Rei przerwała milczenie.- Yoroshiku onegaishimasu.
Odwróciła się na pięcie. Nawet się nie obejrzała, gdy odchodziła spokojnym, wyważonym krokiem do swojego stolika.
- Taa. I Tobie też.
Mao miał przez chwilę taką minę, jakby chciał wymordować wszystkich, którzy nawiną mu się pod rękę. Przez chwilę, bo potem zaciągnął się fajką, popił łykiem drinka i zamknął oczy. "Jeszcze się policzymy. Kiedyś" pomyślał wyciągając ręce do wracających dziwek.

Rei podeszła do stolika i, uważając by nie przygnieść płaszcza, usiadła.
- I jak, zadomowiliście się?- Spojrzała przelotnie na Toshiego zajętego swoim sprzętem. "Ciekawe co takiego przeskrobałeś mały?" pomyślała.- O, widzę moloko na stole. I orzechowe chrupki.
Sięgnęła po szklankę. Upiła jeden mały łyczek i odstawiła ją z powrotem. Drink pasował do miejsca. Nie nadawał się do użytku.
- Co tam masz na tej kości? Podziel się informacjami. A potem pogadamy o paru sprawach.
Japonka założyła nogę na nogę.
"Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?" Mt 7,3
Sir_herrbatka
Mat
Mat
Posty: 518
Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:51

Re: [autorski]Czerwona szarfa/Czerwony alarm

Post autor: Sir_herrbatka »

Coś tu jest nie tak...

Mózg Mao nie pracował już tak szybko jak kiedyś. Wiek, alkohol i prochy sprawiały że myśli stawały się ociężałe i leniwe – dotyczące w zasadzie jedynie alkoholu, prochów i kobiet. Ale wciąż funkcjonował instynkt starego gangstera – coś co umożliwia przetrwanie w wielkim morzu dla nie takiej w cale grubej rybie jak gruby Mao.

Ten instynkt był dość silny by przebić się przez zwały tłuszczu i samozadowolenia nawet większe niż te należące do grubasa ale jednak... potrzebował na to wiele czasu. Instynkt na podobieństwo pracowitego owada drążył sobie tunel do świadomości. A gdy do tego dokona...

***

Do jednego z osiłków podbiegła niemal naga kobieta. Jedna za zabawek Mao. Ochroniarz bezwiednie chwycił ją w pasie i przesunął blisko siebie. Jego dłonie stopniowo zsuwały się w dół – poniżej tali...

Dziwka miała wyraźnie sztuczne włosy – ale i tak prezentujące się wyjątkowo dobrze w tak radykalnej fryzurze. Pochyliła całą wielobarwną głowę w stronę ucha faceta który spokojnie kierował swoje usta w stronę szyi dziewczyny.

Mięśniak klepnął dziewczynę w pośladki odsyłając ją w stronę Mao. Sam zaś natychmiast wyszedł z lokalu...

***

”Zmiana w elektrowni trwa dziesięć godzin i liczy jedynie cztery osoby. Są to inżynier główny, pomocniczy, nadzorca oraz ochroniarz...”

Tylko czterech? Można by przysiądź że jest ich tam więcej... to chyba jedna z tych tajemnic korporacji. Wszyscy wierzą że jest ich tam więcej.

”... w elektrowni numer 3 znajdowała się przepisowa ilość osób w momencie wypadku. Wszystkie jednak mechanizmy bezpieczeństwa zawiodły, szczegóły w punkcie trzecim...”

Gdzie jest do cholery punkt trzeci? A jest.

”... główny inżynier oraz nadzorca już nie żyją. Inżynier pomocniczy cierpi na chorobą popromienną i nie ma szans na przeżycie. Ochroniarz wyszedł z katastrofy jak się zdaje bez szwanku...”

Farciarz...

Dalej wyszczególniono imiona i nazwiska... Z króciutkimi biografiami, miejscami przechowywania zwłok oraz szpitalem w którym dogorywał chory. Nudziarstwo... ale zaraz. Jednej biografii brakuje.

„Maria Bennet. Pracuje jako CorpForce.”

I tyle. Nie napisali nawet ile ma lat. Jest jednak zdjęcie. niemożliwe... po prostu niemożliwe.

Na zdjęciu widać było twarz odźwiernej Wattza. Na fotografii wyglądała na zmęczoną i zirytowaną ale z całą pewnością była to ona... Tyle już się na nią napatrzył...

Dalej opisano przebieg wypadku. Tekst pełny technicznych terminów – ciężki do zrozumienia. Ale wyraźnie widać jak wyglądało zajście; któryś z inżynierów popełnił błąd, nadzorca go nie skontrolował lub uznał że wszystko jest w porządku. Automatyka zawiodła; raport wysłany do centrali Wattz wskazywał że temperatura reaktora jest odpowiednia.

Sugestia możliwości włamania do systemu któremu sami zaprzeczają wypisując zabezpieczenia generatora...
Ojciec Mróz
Marynarz
Marynarz
Posty: 249
Rejestracja: wtorek, 8 kwietnia 2008, 12:31
Numer GG: 2363991
Lokalizacja: Skądinąd

Re: [autorski]Czerwona szarfa/Czerwony alarm

Post autor: Ojciec Mróz »

Toshiro Sato

Toshi, widząc zdjęcie Bennet, ze zdziwienia zakrztusił się popijanymi okropnym moloko chrupkami. Parsknął tak, że cały wyświetlacz jego dacka pokrył się resztkami jedzenia.

- Nosz kurr ... - warknął, ścierając okruchy rękawem bluzy. Kiedy udało mu się jako tako doczyścić urządzenie zwrócił się do siedzącej obok niego grupki.

- Chyba niepotrzebnie szliśmy taki kawał, na mój gust musimy teraz wrócić do Watts Tower. I powiem wam, że ta cała sprawa wygląda na o wiele większy bałagan, niż na pierwszy rzut oka możnaby ocenić. W stacji, w chwili awarii przebywał niebywały wręcz tłum, aż czterech pracowników. Dwóch już gryzie glebę, trzeci leży gdzieś w lecznicy, świecąc pięknie w nocy gustownym zielonkawym blaskiem, ale najciekawszy jest los czwartej osoby. Ochroniarza. Otóż, kiedy pozostali wattsowcy zdychali na skutek napromieniowania ten wspomniany ochroniarz wyszedł z całej awantury nawet nei draśnięty i pachnący fiołkami. A żeby było ciekawiej, to tym ochroniarzem okazuje się być ta ślicznotka, która dorobiła Johnowi gustowny rożek na środku czoła. Maria Bennet. Wprawdzie ze mnie detektyw żaden, ale myślę, że powinniśmy z nią porozmawiać na samym starcie. Poza tym dość interesujący wydaje się być raport dotyczący włamania do systemu elektrowni. Znam się trochę na tym i doskonale wiem, jaki oni stosują system zabezpieczeń. Dla niewprawionego hakera ich lód stanowi śmiertelną pułapkę, mogącą wysmażyć mózg w trzy sekundy. Ten, kto przebił się przez tą ścianę musiał być prawdziwym mistrzem. Jednak twierdzę, że żaden czołowy zawodnik z naszej ligi tego nie zrobił. Inaczej coś bym o tym wiedział, to jednak jest dość zamknięty światek, a ci ludzie nie słyną bynajmniej z dyskrecji. Kto by się po prostu pochwalił. A tu kompletna cisza, nawet żadnej plotki na temat złamania kodu Wattsa, co jest wyczynem porównywalnym z załatwieniem przez jednego mięśniaka całej kompanii CorpForce. Zatem to musiał być ktoś z zewnątrz. Ktoś spoza kolonii, zupełnie nieznana gwiazda, jakiś geniusz wygrzebany nie wiadomo skąd. I powiem wam, ze ta okoliczność martwi mnie najbardziej. Gdyby to zrobił ktoś z "naszych", ktoś kto buszował już w Sieci, dałoby się go namierzyć, a przynajmniej odkryć ślady jego działania w serwerach Wattsa. Po prostu każdy z mistrzów ma swoje stałe metody, które wtajemniczeni są w stanie rozpoznać na pierwszy rzut oka. W takiej sytuacji jednak nawet gdybym znalazł ślady ingerencji w system istnieje spora szansa, że je po prostu przegapię, nie wiedząc, że właśnie znalazłem bramkę. No i kurde z lekka przeraża mnie myśl, że ktoś był w stanie ukryć i wyszkolić jakiegoś genialnego hakera w ten sposób, żeby nikt z sieciowej gromadki się o nim nie dowiedział ...

Toshi zamilkł zdenerwowany. Jego myśli szalały po głowie. Jakim cudem złamano jeden z najpilniej zabezpieczonych systemów? Prawie każdy szanujący się haker próbował sił z lodem Wattsa i jak do tej pory każdy ponosił klęskę. A tu proszę - ktoś zrobił śliczny włam, sfałszował krytyczne dane i doprowadził do gigantycznej katastrofy. Sato z lekkim drżeniem pomyślał, czy ta sprawa czasem go nie przerasta i czy przyjęcie oferty Eppingera nie było błędem. Życiowym błędem ...
DUB W NOSIE !

Sprawozdania z Drugich Międzynarodowych Warsztatów na Temat Nagich Myszy
denis
Marynarz
Marynarz
Posty: 155
Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:52
Numer GG: 1728710

Re: [autorski]Czerwona szarfa/Czerwony alarm

Post autor: denis »

Słowa wypowiedziane przez młodzika powoli docierały do świadomości Oena .
Nie to żeby prochy spowolniły jego reakcje … wręcz przeciwnie .Gotowy w każdej chwili do rozróby .To nie był jego teren i należało Się wystrzegać zbytniego luzu .
Zdenerwowanie Japończyka skwitował lekkim , dośc cynicznym uśmiechem .
Wciąż patrząc w głab Sali powiedział spokojnie .
To ze panice się nic nie stało to dla mnie nie zaskoczenie . Jak dla mnie człowieka jest w niej tyle co kobiety w dziwce ze slumsów , albo czegos jadalnego w tych chrupkach . Widziałes jak się poruszała ?
Na chwilę zamilkł przyglądając się uważnie ochroniarzowi
Mam nadzieje ze tam mała nie wpakuje nas w jakąs kabałe „ powiedział jakby do siebie
Myślisz ze drozdy czy inne patałajstwo choruje na „nocne elektrowniane swiecenie „?
Jeżeli mówisz ze to niemożliwe się tam włamać to może to ta ochroniarka …
" skrzywił się lekko
jakiś błąd w jej oprogramowaniu … bo nie sadze by przekupstwo
Odprowadził wzrokiem ochroniarza
Pomyśl o tym … a rozmowa z nią na pewno nic nie da … jak już to przeszukanie jej mieszkania , choć nie wiem pewnie nie ma bo i po co „ zasmiał się jakby powiedział Obry dowcip „Sztuczniaki chyba nie musza nigdzie mieszkać „
Discordia
Majtek
Majtek
Posty: 89
Rejestracja: piątek, 2 listopada 2007, 23:31
Numer GG: 0

Re: [autorski]Czerwona szarfa/Czerwony alarm

Post autor: Discordia »

Rei Hanzo
Obrazek

Rei zamyśliła się na moment. Przesunęła wzrokiem po stałej klienteli lokalu. Kątem oka, zupełnie odruchowo i nie zdając sobie z tego nawet sprawy, wyłapała ruszającego z miejsca ochroniarza Mao. Jej umysł katalogował wszystko, co kiedyś mogłoby stać się przydatne.
- Hmmm...- Zamruczała.- Tylko tyle.
Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie. W sumie nie powinna się dziwić. Przez chwilę rozważała uzyskane dane. Obracała w myślach każdy podany im przez Korporację fakt. Nie trwało to długo. W końcu Eppinger nie podrzucił im zbyt wiele materiału. Dużo informacji- to dopiero byłoby podejrzane i bez sensu.
- Jeśli chcecie znać moje zdanie, to mamy dużo do zrobienia chociaż nie jest to takie trudne, jak się na pierwszy rzut oka wydawało.- Skoncentrowała wzrok na Oenie.- Masz rację w większości spraw. Jednak nie wyczerpuje to tematu. Po pierwsze nie mam żadnego pojęcia o elektrowniach. Jak się, zapewne słusznie, domyślam wy też nie. Więc żeby zrozumieć trzeba sięgnąć do wiedzy. Proponuję uciąć sobie małą pogawędkę z inżynierem. Najlepiej z Wattz Energy bo to w końcu ich "system padł". To by było jedno.
Zrobiła krótką przerwę n ewentualne pytania lub pretensje. Ale zbyt krótką.
- Drugie... To faktycznie niezły pomysł Oen-san zorganizować Bennet przeszukanie. Mieszkania, szafki czy co ona tam ma. Zawsze się coś znajdzie. Można też spróbować przesłuchać tego umierającego inżyniera. Nie wiem czy coś się uda z niego wyciągnąć ale kto wie. Próbować można zawsze.
- Co do tego geniusza Toshi-san...- Rei spojrzała na młodego Japończyka swoimi oczami, czarnymi jak ciemności pustych korytarzy.- ...to masz rację. Nie znam się na tych sprawach więc ufam Twojemu osądowi. Chociaż muszę przyznać, że innych aspektów życia kompletnie nie rozumiesz.
Japonka nie chciała go urazić. Zresztą, uczucia jej wspólników nie były istotne. Powiedziała to tonem, jakim mówi się oczywistości- totalnie obojętnym i rzeczowym.
- A Ty, Jung-san- Kobieta zwróciła się teraz w stronę obserwatora. Uśmiechnęła nawet lekko, samym kącikiem ust.- Przydaj się na coś. Jesteś obserwatorem, pracujesz dla Wattsa lub Korporacji. Wszystko jedno. Powiedz nam coś. Coś przydatnego. Na pewno znasz jakieś plotki.
Odchyliła się na oparcie i złożyła ręce na piersi. Po chwili dodała:
- Jeśli nie chcesz odpowiadać sam z siebie, uznaj to za przesłuchanie w sprawie zdobycia informacji czy czego tam tylko chcesz. Jeśli potrzeba Ci przykrywki oczywiście.- Machnęła dłonią w powietrzu jakby niewiele ją to obchodziło. Co skądinąd było prawdą.
- Poza tym myślę, że każde z nas powinno zająć się swoim podwórkiem. W środowisku, w którym przebywamy na pewno krążą jakie ś plotki i niepotwierdzone informacje. Więc w między czasie można popytać znajomych.

Ale to, co powiedziała przy stole nie było całą prawdą do jakiej doszła. Rei myślała o czymś innym. O tym jak gładko i łatwo pakowali się w kłopoty. Jak prosto są wrabiani w ten zamach. Wattz był inteligentny i sprytny. W końcu trzymał w ręku imperium energetyczne. Przecież dał im nie informacje a chłam, który ich zajmie. Kopiąc głębiej albo coś znajdą albo nie. To nieistotne. Narażą się i dadzą zapamiętać. To ważniejsze. W tym czasie można bardzo sprawnie zorganizować polowanie z przynętą. A Rei i jej wspólnicy nie wystąpią w rolach myśliwych, tylko ofiary.
Pan Wattz mógł wszystko tak zorganizować, żeby znaleźć sobie idealnych ludzi na kozły ofiarne.
Ale mógł tak nie zrobić.
"Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?" Mt 7,3
Zaknafein
Bombardier
Bombardier
Posty: 729
Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
Numer GG: 4464308
Lokalizacja: Free City Vratislavia
Kontakt:

Re: [autorski]Czerwona szarfa/Czerwony alarm

Post autor: Zaknafein »

John Jung

Wiedział, że informacje dostarczane przez pracodawców zwykle nie są satysfakcjonujące, jednak te wydawały mu się dziwne. Z jednej strony przekazują niewiele, z drugiej wystawiają Bennet na tacy. Coś tu jest nie tak. Jednak zachowywał spokój - to była jego praca.
W takich sytuacjach należało zachować spokój, jednak coś mu na to nie pozwalało. Drobna iskierka w jego umyśle nie dawała mu możliwości profesjonalnego podejścia do sprawy. Byle to nie zaczęło dotykać go osobiście. Mogłoby się to skończyć tragicznie. Watts, staruszku, co ty knujesz...?
Jego chwilę zadumy nad zaistniałą sytuacją przerwał głos Rei. Warto dodać, że całkiem przyjemny dla jego ucha.
- A Ty, Jung-san- Zwróciła się teraz w jego stronę. Uśmiechnęła się lekko, samym kącikiem ust.
- Przydaj się na coś. Jesteś obserwatorem, pracujesz dla Wattsa lub Korporacji. Wszystko jedno. Powiedz nam coś. Coś przydatnego. Na pewno znasz jakieś plotki.
Odchyliła się na oparcie i złożyła ręce na piersi. Po chwili dodała:
- Jeśli nie chcesz odpowiadać sam z siebie, uznaj to za przesłuchanie w sprawie zdobycia informacji czy czego tam tylko chcesz. Jeśli potrzeba Ci przykrywki oczywiście.
Machnęła dłonią w powietrzu jakby niewiele ją to obchodziło.
- Poza tym myślę, że każde z nas powinno zająć się swoim podwórkiem. W środowisku, w którym przebywamy na pewno krążą jakie ś plotki i niepotwierdzone informacje. Więc w między czasie można popytać znajomych.
Swoje podwórko? Środowisko, w którym przebywa? Znajomi?
Żadne z tych słów nie brzmiało znajomo. Żaden dzwoneczek nie zadzwonił.
Niby kogo mógłby spytać? Eppingera? Śmieszne. McQuarter? Przecież nie mógł prosić go o złamanie procedur. To by po prostu nie przeszło.
Patrząc w szklankę moloko rzucił w kierunku Rei:
- Przykro mi, ale o niczym takim nie słyszałem. Problem nie leży w przykrywce, po prostu nie wiem. A nie chodzę na korporacyjne cocktail-parties. Mam inne sposoby spędzania wolnego czasu.
Nie lubił nie patrzeć na osoby, z którymi rozmawiał. Zwłaszcza na tak interesujące osobowości. Teraz po prostu... nie mógł.
Uniósł szklankę i wlał w siebie odrobinę tego świństwa. Świństwo okazało się być lepsze, niż ostatnie moloko, które musiał pić. To jednak nie miało teraz najmniejszego znaczenia.
Watts, stary draniu, co ty knujesz...?
Ojciec Mróz
Marynarz
Marynarz
Posty: 249
Rejestracja: wtorek, 8 kwietnia 2008, 12:31
Numer GG: 2363991
Lokalizacja: Skądinąd

Re: [autorski]Czerwona szarfa/Czerwony alarm

Post autor: Ojciec Mróz »

Toshiro

- Cholera ... No dobra! Nie ma co tak siedzieć i zastanawiać się do końca świata. Działać trzeba i tyle. Popieram propozycję naszej pięknej Pani - niech każdy z nas dyskretnie spróbuje uzyskać jakieś wiadomości wśród ludzi, których znamy. Jak każde z nas wie pochodzimy z tak różnych "światów", że może w ten sposób znajdziemy jakieś strzępki informacji, z których da się złożyć większy obraz. Ja sam spróbuję cokolwiek znaleźć w sieci, podpytam innych użytkowników, może ktoś jednak coś słyszał o złamaniu zabezpieczeń Wattsa. Znam też jednego gościa, mieszka w sumie niedaleko stąd. Co prawda on sam nigdy nawet nie tknął klawiatury, nie wychodzi nawet z nory, którą zajmuje, jednak o dziwo o co by się go nie spytać, to wie na ten temat więcej niż ktokolwiek inny. Być może od niego uda się wyciągnąć jakieś zdanie czy dwa. No i ma chłopina mały dług wobec mnie, dam mu szansę go spłacić. Proponuję spotkać się tu dziś wieczorem. Wtedy podzielimy się zdobytymi nowinami. Cześć. - rzucił Toshi, spakował w torbę deck i ruszył do wyjścia. Miał zamiar wpierw skoczyć do jednego z dawnych lokali należących do jego gangu, gdzie mógł skorzystać z bezpiecznego terminala, dzięki któremu miał zamiar nawiązać kontakt ze znanymi mu hakerami. Potem skoczy do dziupli, którą zajmował Johny-Wie-Wszystko. Stary dziadyga nigdy nie wstawał przed południem ...
DUB W NOSIE !

Sprawozdania z Drugich Międzynarodowych Warsztatów na Temat Nagich Myszy
Discordia
Majtek
Majtek
Posty: 89
Rejestracja: piątek, 2 listopada 2007, 23:31
Numer GG: 0

Re: [autorski]Czerwona szarfa/Czerwony alarm

Post autor: Discordia »

Rei Hanzo
Obrazek

Rei patrzyła na oddalającego się chłopaka z rozbawieniem na twarzy. Rozparta wygodnie na krześle jeszcze przed chwilą zastanawiała się czy wyciągać na siłę informację od Junga.

Japonka nie ufała nikomu więc nie miała trudności z rozszyfrowywaniem kłamstw. Johnny może i nie łgał ale nie powiedział wszystkiego. Poza tym mógł po prostu nie uznać jakiejś informacji za istotną. Co w zasadzie i tak wychodziło na jedno, gdyż w dosłownym tłumaczeniu jego słowa znaczyły: ja nic nie wiem, więc mnie zostawcie. Rei nie uwierzyła w ani jedno słowo, które do tej pory powiedział. I może teraz nie pamięta, ale na pewno posiada jakieś informacje. Niektóre z nich mogą okazać się przydatne w tej sprawie. A Rei umiała wyciągać informacje. Nie szukając daleko Oen zapewne też. Tylko mniej delikatnie.

A tu nagle ten młody wyskoczył, jak diabeł z pudełka.
- Trzeba za nim iść nim ktoś go zabije.- Powiedziała głośno.- Może i się nie lubicie między sobą, a mnie głównie interesują pieniądze, ale ten młody jest przydatny.
Zerknęła na Oena i Junga.
- Z dobrego źródła wiem, że Sato, jak tu bawił ostatnio, narobił sobie kilku wrogów. Jednym słowem, uważam, że ktoś mu odstrzeli d*** zaraz po wyjściu z lokalu.
Rei nie miała nic przeciwko, w końcu zawsze trzeba płacić za głupoty, ale faktycznie Toshiro stanowił wytrych do świata komputerów. Więc zasadniczo nie mogła pozwolić mu dać się zastrzelić. Przynajmniej nie tak od razu.
- Proponuję więc taki układ. Będziemy się bawić parami. Ktoś pójdzie z młodym do tego wszechwiedzącego, a ktoś pobałagani gdzie indziej. Na przykład w apartamencie ślicznej pani Bennet.
Dodała po króciutkiej przerwie.
"Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?" Mt 7,3
Zaknafein
Bombardier
Bombardier
Posty: 729
Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
Numer GG: 4464308
Lokalizacja: Free City Vratislavia
Kontakt:

Re: [autorski]Czerwona szarfa/Czerwony alarm

Post autor: Zaknafein »

John Jung


- Proponuję więc taki układ. Będziemy się bawić parami. Ktoś pójdzie z młodym do tego wszechwiedzącego, a ktoś pobałagani gdzie indziej. Na przykład w apartamencie ślicznej pani Bennet.
Rei dodała po króciutkiej przerwie.
Johnny oniemiał. Taka sytuacja oznaczała, że może znaleźć się sam na sam z Oenem, a to mogłoby się źle skończyć dla ich obojga. Wolałby również, gdyby załoga się nie rozdzielała dla bezpieczeństwa, jednak wiedział, że sobie poradzą.
Musiał działać szybko. I zadziałał.
- Sądzę, że to nienajgorszy pomysł. Może Oen zajmie się Toshim i jego guru, a Rei i ja pójdziemy przeszukać mieszkanie Bennet?
Ojciec Mróz
Marynarz
Marynarz
Posty: 249
Rejestracja: wtorek, 8 kwietnia 2008, 12:31
Numer GG: 2363991
Lokalizacja: Skądinąd

Re: [autorski]Czerwona szarfa/Czerwony alarm

Post autor: Ojciec Mróz »

p.o. Oena

Przez narkotykowy opar spowijający mózg Oena przedarło się wreszcie to co mówili i robili pozostali. Zarejestrował odejście chłopaka, po chwili dosłyszał słowa Rei. Powolne procesy myślowe doprowadzone w końcu zostały do szczęśliwego zakończenia i w głowie Oena narodziła się konkluzja.

-No dobra, wy we dwoje ruszycie pogadać z tą cizią i przetrzepać jej apartamencik, a ja pójdę za tym gnojkiem, bo za chwilę ktoś mu w tyłku pewnie zrobi drugą dziurę, a chyba tylko on zna się na tych komputerowych hockach klockach ...

Kiedy wypowiedział tą długą, jak na niego, kwestię dopił jednym haustem resztkę moloko, odstawił szklankę i ruszył za Toshim. Z początku chciał chłopaka dogonić, po chwili doszedł jednak do wniosku, że lepsza będzie dyskretna obserwacja i ewentualne interwencja z boku ...
DUB W NOSIE !

Sprawozdania z Drugich Międzynarodowych Warsztatów na Temat Nagich Myszy
Sir_herrbatka
Mat
Mat
Posty: 518
Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:51

Re: [autorski]Czerwona szarfa/Czerwony alarm

Post autor: Sir_herrbatka »

http://www.youtube.com/watch?v=qz4TkW7Q_GE

Toshiro ruszył pozostawiając za sobą gryząc i lekko słodkawy smród ciał oraz wszelkich przejawów wielkiej triady „konsumpcji-trawienia-wydalania” za sobą. Cała ta duszna, dławiąca atmosfera przypominająca pożarcie przez jakąś pradawną istotę – wielkiego płaza o śliskim, opasłym ciele... nie chodziło tu tylko o fizyczne zdławienie ale też o wrażenie zagrożenia. Niepokojącą obawę o swoje istnienie ujarzmianą wiele wieków wcześniej przez szamanów, kapłanów i księży z pomocą wizji piekła, nieba oraz jakiejś głębi, ważniejszej niż samo biologiczne życie.

Toshiro zostawił za sobą prywatnego potwora w tej dusznej jaskini ale było za późno. Polowanie się zaczęło. Bez zbędnego podniecenia – w końcu zdobycz nie była jakoś specjalnie wyjątkowa.

Grupa zdecydowanie brutalnych ludzi czekała. W dłoniach trzymali nie sympatycznie wyglądające przedmioty które mimo że nie zostały zaprojektowane do robienia krzywdy z pewnością się do tego nadawały – o ile tylko zostaną użyte z odpowiednią dawką entuzjazmu.

Toshiro zauważył przed sobą sylwetkę. Facet opierał się plecami o ścianę i przyglądał się po trochu własnym – na pewno drogim i szykownym butom a po trochu ciemnym oczom Toshiego. Płynnym ruchem odepchną się od ściany i staną w pełni na własnych nogach...

... i nagle wystrzelił do przodu jak sprinter – szarżował z pochyloną głową a w dłoni brzęczał mu metalicznie łańcuch.

W tym samym momencie Toshi wyczuł jakiś ruch za plecami któremu towarzyszył głośny świst. Nie było na nic czasu. Piekący ból przeszył cały prawy bark jak błyskawica. Zachwiał się na nogach od uderzenia. Do oszołomionego Toshiego zbliżył się po chwili także oprych z łańcuchem. Cały impet uzyskany z rozpędu włożył w jeden cios kolana wymierzonego w krocze.

Toshi padł zupełnie obezwładniony na ziemię. Rozległy się jeszcze jakieś kroki i inny, trudny do zidentyfikowania dźwięk...
Ojciec Mróz
Marynarz
Marynarz
Posty: 249
Rejestracja: wtorek, 8 kwietnia 2008, 12:31
Numer GG: 2363991
Lokalizacja: Skądinąd

Re: [autorski]Czerwona szarfa/Czerwony alarm

Post autor: Ojciec Mróz »

Toshiro Sato

To, że popełnił błąd wychodząc samemu z lokalu zrozumiał już w momencie, kiedy ujrzał osiłka. Pewności nabrał w następnej sekundzie, kiedy bysior rozpoczął atak. Czasu na reakcję nie miał wcale, szczególnie, że ktoś - lub coś - zaatakował go również z tyłu. W następnej chwili poczuł kolano kolesia z łańcuchem, wbijające mu się z całej siły między nogi. Ból jaki eksplodował w kroczu chłopaka był tak przejmujący, że stracił on zdolność widzenia. Nie mógł też za nic w świecie zaczerpnąć tchu. Jedyne co odczuwał, to pulsujące źródło gorąca, które niosło ze sobą tak olbrzymie cierpienie, że przesłoniło ono sobą cały świat. Mózg Toshiego podjął jedyną możliwą decyzję - wyłączył się, aby odciąć się od bólu ...

Oen

Wychodząc z lokalu ujrzał, jak Toshiro pada na ziemię niczym worek kamieni. Stał nad nim wyszczerzony jakiś wielki facet z łańcuchem w ręku. Zamierzał się do kolejnego kopnięcia. Oen przeszedł automatycznie w "tryb bojowy" - wyszarpnął nagłym ruchem pistolet z kabury pod pachą i jednocześnie z przyklęknięciem na jedno kolano ujął kolbę dwiema dłońmi. W chwili, w której zgrały się w jednej linii jego oko, szczerbinka i muszka broni oraz głowa napastnika palec Oena płynnie pociągnął za cyngiel. Huk, szarpnięcie zamka, płomień wyrywający się z lufy i przesłaniający na mgnienie oka widok. Po chwili pada kolejny strzał. Tym razem Oen mierzy ciut niżej, w tors. Chce mieć pewność. Nie patrząc nawet na to, czy jego strzały były celne przesuwa lufę pistoletu w stronę pozostałych napastników. Nie celując nawet zbyt dokładnie opróżnia w kierunku grupy cały magazynek. Wie, że nie ma siły, żeby kogoś nie trafił. W sumie to wolałby ich poranić, zabity przeciwnik nie będzie w stanie przekazać żadnych wiadomości. A chciałby się dowiedzieć kim są atakujący i kto ich nasłał. Wiadomość ta przyda się chociażby po to, żeby zleceniodawcy złożyć wizytę z podziękowaniami... Kiedy iglica stuka w pustkę Oen uwalnia jedną ręką opróżniony magazynek, jednocześnie drugą wyszarpując nowy ze specjalnego uchwytu przy pasku. Wbija go w odpowiednie miejsce w uchwycie broni i dopiero teraz przygląda się efektom swojej kanonady ...
DUB W NOSIE !

Sprawozdania z Drugich Międzynarodowych Warsztatów na Temat Nagich Myszy
Discordia
Majtek
Majtek
Posty: 89
Rejestracja: piątek, 2 listopada 2007, 23:31
Numer GG: 0

Re: [autorski]Czerwona szarfa/Czerwony alarm

Post autor: Discordia »

Rei Hanzo
Obrazek

Rei spojrzała przez stół na obserwatora. Nawet się przelotnie uśmiechnęła.
- No to zostaliśmy we dwoje Jung-san. Teraz należy się zastanowić, jak ładnie podejść Bennett i splądrować jej mieszkanie.
Pochyliła się lekko nad stolikiem i już miała coś dodać, gdy doszedł ich stłumiony odgłos wystrzału. Huk towarzyszący wylatywaniu kuli z lufy poznałaby wszędzie.

Uśmiechnęła się. Uśmiechnęła. Jung miał zamiar odwzajemnić uśmiech i odpowiedzieć na jej pytanie. Chciał być pomocny, lecz stłumiony, a jednak wyraźny odgłos wystrzału wyrwał go z upojenia uprzejmością. Rei mogła dostrzec jak poszerzają się jego źrenice - adrenalina uderzyła z mocą kalibru 9mm. Celnie.
Hmm?

Tylko jedna brew drgnęła na twarzy Rei. Powoli oparła dłonie na blacie stołu i podniosła się. Na chwilę jej spojrzenie przesunęło się w głąb sali, muskając lożę właściciela. "Ty parszywy grubasie" Japonka nie zdenerwowała się aż tak bardzo, jak przypuszczała. "W końcu to tylko współpracownicy" pomyślała. Stratą rodziny przejmowałaby się bardziej.
- Z tego co widzę, to mamy trzy opcje. Jedna gorsza od następnej.- Popatrzyła znowu na korpa.- Saisho, nie zareagujemy wcale. Nibanme, rozwalimy paru ludzi Mao. Sanbanme, rozwiążemy sprawę u źródła. Czyli zastraszymy Grubego.
Lekko się skrzywiła.

Odruchowo sięgnął za siebie, w stronę broni, jednak w pół gestu zatrzymał się. Spojrzał na nią:
- Trzeba działać szybko, Rei. Ten ćpun, Oen, może być walnięty, ale walczyć umie. Zajmie na chwilę popychadła Grubego. Możliwe, że zapewni im relaks na zawsze.
Mrugnął do niej.
- Zajmijmy się Mao, jest dostatecznie blisko.
Spojrzał w jego stronę, oceniając ochronę.
- Masz jakąś koncepcję szopki, czy po prostu mam przedstawić go moim lufom?

Rei uśmiechnęła się do siebie, głęboko do siebie. Ten mężczyzna ją zaskakiwał. I rozbawiał.
- To zostawmy na koniec, Jung-san. Na początek możemy porozmawiać.- Mao na pewno nie spodziewał się kolejnej rozmowy z Rei.- Strzelać zawsze zdążymy.
Wyprostowała się, sięgnęła do paska i odpięła kaburę.
- Tylko uważaj na tego wielkiego murzyna po prawej.- Powiedziała jeszcze do Junga.
Rei ruszyła w stronę loży w głębi sali. Nie wyciągnęła broni.

Powoli szedł za nią, pogrążając się we własnych myślach. Wszystko było proste. Jak za dawnych czasów. Coraz bardziej odpowiadał mu supervising nad tą grupą. Byli... ciekawi! Może nawet nie byli... tacy sami, jak wszyscy poprzedni? Serce łupało jak szalone. Adrenalina? Żądza krwi? A może coś zupełnie innego...?
Spojrzał na kanapę i momentalnie wrócił na ziemię. Broń za paskiem ciążyła przyjemnym metalicznym chłodem.
Każdy krok zbliżał ich do Mao.
Przyglądając się zbliżającej się do Grubego Rei, mruknął pod nosem:
- Show must go on, huh?

Dla Rei to była codzienność. Walczyć o życie. Ale tym razem było lepiej. Miała do kogo strzelać. A cel był ogromny.
"Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?" Mt 7,3
Zaknafein
Bombardier
Bombardier
Posty: 729
Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
Numer GG: 4464308
Lokalizacja: Free City Vratislavia
Kontakt:

Re: [autorski]Czerwona szarfa/Czerwony alarm

Post autor: Zaknafein »

Rei Hanzo i John Jung

Rei kluczyła między odurzonymi gośćmi speluny, zręcznie i niemal bezdotykowo zbliżała się do loży Mao. Była dla Junga niczym ruchoma latarnia morska w tym tłumie - odzwyczaił się od takich lokali na korzyść ekskluzywnych klubów.
I zaczynał do nich tęsknić.
Rei uważnie obserwowała ochroniarzy Grubego. nie miała złudzeń, że na jedno niewłaściwe słowo Mao postanowi zerwać umowy. Z resztą, wystarczyła jego zachcianka.
Gruby siedział dokładnie tak samo jak przedtem. Rozlany na kanapie, obwieszony dziwkami w zaplamionym szlafroku. W ręku trzymał szklankę z drinkiem. Drugą leniwie głaskał udo młodej mulatki.
Wyglądał na rozleniwionego, ale Japonka nie miała wątpliwości, że spod przymkniętych powiek widzi co się dzieje.
Stanęła dwa kroki przed stolikiem zawalonym szklankami i butelkami. Idąc przez salę przez chwilę była wściekła. Ale to już przeszło. Teraz, tak jak zwykle, były tylko obojętność i obrzydzenie. A na twarzy nie zagościło żadne uczucie.
Zerknęła przez ramię na Junga sprawdzając gdzie jest. Chciała mieć pewność ubezpieczenia. A przynajmniej, że nie jest zagrożona.
Był o krok za nią. Nie mógł pozwolić, by coś jej się teraz stało. To byłoby absurdalne.
John z trudem krył odrazę. Mao był naprawdę obleśny.
Kiwnął głową, by upewnić Rei, że wszystko w porządku i zachowując twarz pokerzysty obserwował - niby od niechcenia - ochroniarzy Grubego. Był gotów zareagować na najdrobniejsze drgnienie.
Adrenalina wciąż buzowała. Adrenalina?
Westchnął cicho, sprawdzając czujność cyngli.
Baczny murzyn po prawej spojrzał w jego kierunku, jednak Jung wciąż wpatrywał się w plecy Rei.
A przynajmniej sprawiał takie wrażenie.
Mao upił łyk ze szklanki i otworzył oczy. Westchnął teatralnie.
- Hanzo, masz już dość nowych przyjaciół? - Uśmiechnął się mięsistymi wargami. - Przyszłaś się napić? Ze mną?
- Nie, Mao.- Rei obrzuciła wzrokiem panienki na jego kolanach.- Ale ty chyba o czymś zapomniałeś.
W jej głosie nie było wrogości tylko ukryta groźba i pewność dająca jej tę przewagę, że groźba może zostać spełniona.
- Tak?- Mao chyba jej nie wyczuł. Dalej miał na twarzy uśmiech.- O czym?
- O naszej małej umowie. Miałeś zostawić w spokoju moich znajomych.- Rei położyła nacisk na słowie "znajomych".- Zarówno w środku lokalu jak i na zewnątrz.
- Hanzo, nie rozśmieszaj mnie.- Mao zaśmiał się fałszywie i nawet odchylił głowę do tyłu.- O co ci chodzi? Przecież nic wam nie zrobiłem. Jak się umawialiśmy.
Gruby zmrużył oczy zwracając je znowu na Rei. Ta stała nieruchomo ważąc słowa, które mogłyby go nastraszyć ale nie byłyby wyraźną groźbą. Najgorsze było to, że Toshi nie był pod ochroną rodziny. Mao nie musiał się wcale liczyć z jej zdaniem w tej kwestii. Ale z drugiej strony mulat o tym nie wiedział.
- Ktoś przed chwilą strzelał za drzwiami twojego lokalu. Zapewne w odpowiedzi na próbę zabicia mojego młodego znajomego.- Japonka zmrużyła oczy.- Rozumiem, że wiesz coś o tym?
- O co ci chodzi? Nie chciałaś dać młodego? Rozumiem. Ktoś go napadł? Zdarza się, to niebezpieczna dzielnica.- Otaksował ją wzrokiem.- Ale nie mówmy o złamaniu umowy.
- Mao, to mój człowiek. Jeśli stanie mu się nieodwracalna krzywda to nie będę zadowolona.- Japonka położyła dłonie na biodrach.
- Trudno.- Nie wydawał się poruszony. Wręcz przeciwnie, zdawał się być rozbawiony sytuacją.- W końcu nie sfinalizowaliśmy transakcji.
Znowu musną wzrokiem jej sylwetkę, zatrzymując się na moment na biodrach. Rei stała spokojnie, ale jej głos wibrował ukrytą groźbą.
- Już ci mówiłam, żebyś nie był głupi. Pomyśl chwilę. Nie narażaj się niepotrzebnie.- Między nimi zawisła cisza pełna niedopowiedzeń.
Cisza.
Jung ją uwielbiał.
Cisza.
W tej chwili oznaczała brak działania w kierunku ratowania Toshi'ego. A Johnny był za niego w pewnym stopniu odpowiedzialny.
Cisza...
Musiał ją przerwać. Cholera, doszedł do momentu w którym poświęca to, co kocha dla najemników. Jednak czuł, że ci najemnicy są coś warci. Jest w nich coś... specjalnego. Zrobił więc, to co zrobić musiał:
Teatralnie i ostentacyjnie ignorując Rei zwrócił się do Mao:
- Rozumiem, że to niebezpieczna okolica i że nie masz nic wspólnego ze zbirami, którzy w tej chwili dobierają się do młodego, jednak jestem człowiekiem o ogromnym sercu. Często daję ludziom rady, bo martwię się ich losem. W tym momencie najbardziej martwi mnie twój los, Mao.
Wypowiadał jego imię w bardzo dziwny, jednak nie prześmiewczy sposób.
- Młody jest dla mnie dość istotny. Jednak jedynie nienaruszonym stanie. Moją radą dla Ciebie jest poruszenie nieba i ziemi, by zbiry z którymi nie masz nic wspólnego dały mu spokój. Przecież kontrolujesz tu wszystko, prawda Mao?
Uśmiechnął się do niego fałszywie. Mao dostrzegł błysk w jego oczach.
Discordia
Majtek
Majtek
Posty: 89
Rejestracja: piątek, 2 listopada 2007, 23:31
Numer GG: 0

Re: [autorski]Czerwona szarfa/Czerwony alarm

Post autor: Discordia »

Rei Hanzo
Obrazek

Rei obejrzała się na Junga. Był inny. Tak zupełnie inny od nich wszystkich. Od rodziny i klientów. Spontaniczny, bez konwenansów, od razu przechodził do rzeczy. Pomyślała: "To dobrze, że włączył się do rozmowy. Inaczej mogłaby jeszcze potrwać". Tylko czy teraz grać według jego zasad czy jednak wrócić do sprawdzonych?
Mao rozstrzygnął za nią. Odwrócił głowę w kierunku Junga.
- O co chodzi twojemu przyjacielowi, Hanzo?- Mówił jednak do niej. Była to oznaka lekceważenia. Ale Mao mógł sobie na nią pozwolić. W końcu nie znał Junga i nie miał z nim żadnych powiązań. Poza tym, tak długo obracał się albo w kręgu rodziny albo wśród mętów podziemia, że nie umiał już inaczej prowadzić interesów.
"No i tu się pomylił" Rei podejrzewała, że Jung nie da się olewać. A Mao był głupi i nie dostrzegł tego od razu.
- Mój znajomy jest zaniepokojony o swoją inwestycję, Mao.- Japonka postanowiła się wtrącić, żeby nie doszło do jakiejś rozróby. To by zaszkodziło interesom.- Nie lubi, gdy ktoś psuje mu interesy.
Rei wiedziała, że jeśli nie groźbą, to Grubego można podejść pieniędzmi. Trzeba było stworzyć iluzję, że mają na sprzedaż coś tak cennego dla Mulata, jak Toshi był cenny dla nich. "Tylko co?" zastanawiała się. Spojrzała uspokajająco na Junga.
- Ma rozległe kontrakty i nie może sobie pozwolić na opóźnienia.- Kłamstwo przychodziło jej zadziwiająco łatwo. Mao spojrzał na korpa, jakby rzeczywiście tam stał. To dobrze wróżyło.
- Naprawdę?- Gruby upił łyk drinka, by po chwili z odrazą odstawić ciepłą szklankę na stół.- Jakoś ciężko mi w to uwierzyć. Nie znam go.
- Do dziś nie spodziewałeś się, że usłyszysz ode mnie o Tannaka-sama.- Rei mogłaby go mieć, gdy by podrzuciła mu jakiś interes. Lub pieniądze.

Jung odetchnął. Powoli przestawał się denerwować lekceważeniem ze strony Mao. Pionek doszedł do krawędzi szachownicy, by stać się królową?
Wciąż trzymając fason zwrócił się ponownie do Grubego:
- Biorąc pod uwagę specyfikę mojego zajęcia, nienajlepiej by o mnie świadczył fakt, że ktoś poza najbliższymi kontrahentami o mnie wie, Mao.
Spojrzał na niego, starając się odczytać wyraz jego twarzy, powstrzymując jednocześnie mdłości na jego widok.
- Możemy się dogadać. Sądzę, że mógłbyś skorzystać na kontaktach, które mógłbym Ci przedstawić. Jednak potrzebuję młodego, żywcem i nienaruszonego. Jak najprędzej. I wiem, że możesz to załatwić.
Ochroniarze Mao stali w złowieszczym bezruchu, przyprawiając Johnnego o dodatkowe nerwy. Ukradkowe spojrzenia Rei też nie wpływały najlepiej na jego koncentrację.
Jednak wciąż się trzymał.
- Mao, sądzę że mógłbyś zainteresować się bezpiecznym kanałem przerzutowym na planetę i z powrotem?

Japonka spoglądała na Mao. "Teraz albo nigdy" przemknęło jej przez głowę. Jeżeli mu się spodoba, Toshi będzie bezpieczny. Jeżeli nie, to zostanie z niego kupka mielonego.
- Może.- Odparł Gruby powoli.
Uśmiechnął się obleśnie. Zastanawiając się w duchu, jak zdobyć kontakty i zabawić się śmiercią Sato. Odruchowo gładził nogę jednej z dziewczyn, gdy nagle oderwał się od tego zajęcia.
- Hanzo, to dobrze mieć takich przyjaciół.- Popatrzył znowu na Rei.- Mógłbym popilnować tego gnojka. Mógłbym. Naprawdę, Hanzo.- Westchnął teatralnie.- Ale nic za darmo. Widzę, że jest ważny. Dla ciebie.
Dodał po krótkiej przerwie, znowu obrzucając ją wzrokiem. Rei miała już go dość. Był obrzydliwy, ale wytrzymała. Na chwilę po jej twarzy przemknął wyraz obrzydzenia.
- Mao, mój znajomy oferuje ci dobry kontakt. I współpracę.- Dało się zauważyć złość w jej
głosie.- W zamian prosimy cię o zaprzestanie polowania na młodego.
- Mao, bądź inteligentny.- Jung bezwiednie powtórzył wcześniejsze słowa Japonki.- Pomyśl, by nie zrobić czegoś, czego mógłbyś żałować.
Zachęcali go tak, wyciągając łakomy kąsek na kijku, czekając aż ten wiecznie głodny i głupi kundel się złapie.
Gruby mulat faktycznie jakby zamyślił się na chwilę. Rei tylko z niepokojem zauważyła, że od czasu do czasu rzuca okiem na swoich ochroniarzy. Nie miała ochoty ani strzelać ani dać się postrzelić. Zwłaszcza za Sato lub Oena.
- Jeżeli dobrze zrozumiałem to dostanę kontakt przerzutowy na planetę za pilnowanie Sato? Hmmm... Zgoda.- Japonka o mały włos, a odetchnęłaby z ulgą. Mao się zgodził. Nawet się uśmiechnął.- Dobrze.
Odepchnął od siebie dziwki, poprawił się na kanapie i spojrzał przytomniej na Junga. Jego małe, świńskie oczka obejrzały i osądziły wszystko co miał na sobie oraz wyraz twarzy. Rei znała to spojrzenie, ale już nie robiło na niej wrażenia. W każdym razie musiało mu się spodobać to, co zobaczył, bo machnął na barmana, żeby przyniósł następną szklankę.
- Dobrze. Więc teraz się napijemy i obgadamy szczegóły.- Znowu zmrużył oczy, a Japonce wydawało się, że tym razem coś tu jest nie w porządku.- Hanzo, siadaj. Interes ubija się szklanką.
Jung zauważył, że razem z ręką ruszyli się też ochroniarze. Powoli, krok po kroku przesuwali się za ich plecy.
- Nie, Mao. Nie będziemy pić.- Rei skinęła na wielkiego murzyna. Zobaczyła, że był niebezpiecznie blisko jej pleców. Zaniepokoiło ją to, ale nie dała po sobie nic poznać.- Teraz wyślesz Morgana, żeby pilnował inwestycji mojego przyjaciela.

Jung nie miał zamiaru zostawać w towarzystwie Mao ani chwili dłużej. Musiał postawić sprawę jasno:
- Jak tylko moja... inwestycja będzie bezpieczna, wykonam strategiczny telefon w twojej sprawie, Mao. Potem skontaktuje cię z człowiekiem, z którym będziesz mógł dogadać szczegóły.
Spokojnie sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki, wyciągając papierosa i zapalniczkę. Ochroniarze drgnęli, jednak gdy dostrzegli że nie sięga po broń momentalnie zastygli na powrót.
Odpalił papierosa, zaciągając się jednocześnie.
Bez pośpiechu schował zapalniczkę do kieszeni i wydobył telefon.
Dym znów wpadł w jego płuca.
Myśli szalały w głowie. Musiał natychmiast coś wymyślić...
"Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?" Mt 7,3
Zaknafein
Bombardier
Bombardier
Posty: 729
Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
Numer GG: 4464308
Lokalizacja: Free City Vratislavia
Kontakt:

Re: [autorski]Czerwona szarfa/Czerwony alarm

Post autor: Zaknafein »

Rei Hanzo i John Jung

Jung wybrał numer swojej domowej poczty głosowej. Dyskretnie wciskając '1' pominął nagraną przez siebie informację i przeszedł do trybu zostawienia wiadomości.
- Jones?
Odczekał chwilę.
- To wspaniale. Chcę uwierzytelnić połączenie z Duke'iem. Załatw mi też bezpieczny kanał.
Jung spokojnie się zaciągnął.
- Pospiesz się Jones, nie mam całego dnia.
Automatyczna sekretarka zaczęła odpowiadać, jednak John przerwał połączenie.
Jego domowy system momentalnie przysłał mu wiadomość o oczekującej wiadomości w jego skrzynce. Uprzejmie zaproponował połączenie z pocztą głosową.
Jung uśmiechnął się mimowolnie.
Usunął wiadomość i wybrał następny numer. Na liście kontaktów widniał jako Duke. Oby był w stanie rozmawiać i zrozumiał istotę sprawy.
- Duke? Witaj, mam do Ciebie sprawę. Pamiętasz tego klienta, o którym ci mówiłem?
Spojrzał w stronę Mao, przykładając palec do ust, uświadamiając Grubego o tajemnicy.
- Tak, jest koło mnie. Chciałby usłyszeć więcej detali w kwestii orbitalnej wycieczki.
Johnny znów pociągnął trochę zbawiennej w tym momencie nikotyny. Cała ta szopka powoli dawała mu się we znaki.
- Tak, chciałby polecieć z bagażami.
- Jasne, Duke.
Bez słowa podał telefon Grubemu, drugą ręką strząsając popiół na metalową obręcz okalającą jego fajkę wodną.
Mao przyłożył telefon do swojej tłustej twarzy i mruknął:
- Mam kilka pytań, na początek. Po pierwsze: jak to organizujesz?
Gruby w skupieniu słuchał Duke'a, a po chwili na jego twarzy pojawił się grymas zaskoczenia.
- Wojskowe transporty? Nieźle... To diametralnie skraca listę pytań...
Mlasnął obleśnie.
- Ile właściwie sobie za to liczysz, Duke?
Jego oczy błysnęły, gdy usłyszał ofertę. Jednak kundel był wiecznie wygłodzony...
- Najwyżej dziesięć!
Krzyknął do słuchawki, jednak po jego twarzy można było się łatwo domyślić, że wcale nie był podniecony. To były po prostu negocjacje.
- Zgoda, niech będzie piętnaście. Szczegóły chciałbym omówić w cztery oczy. Im prędzej tym lepiej.
Serce podskoczyło Johnnemu do gardła, jednak Duke wybrnął z tej sytuacji.
- Dobrze, we wtorek u mnie?
Mao słuchał zaciekawiony, a jego oczy niemal kipiały ze szczęścia.
- Niech ci będzie, na neutralnym gruncie!
Johnny zaciągnął się by zamaskować uśmiech.
- Zgoda, to mi odpowiada.
Rei nareszcie była spokojna. Mao się zgodził na wszystko. Ona nie musiała nic robić. To Jung wszystko załatwił, a jak to się dalej potoczy to jej nie obchodziło. On się tym będzie martwił. Na później odłożyła sobie projekt wybadania Junga w kwestii transportu. "To może się przydać" pomyślała.
W tej chwili jednak jeszcze musieli stąd wyjść cało. Mao może i dostał co chciał, jednak w każdej chwili mógł zmienić zdanie. Taki już był. Głupi.
- Twój przyjaciel faktycznie ma coś dobrego, Hanzo.- Gruby spojrzał na Junga w zamyśleniu. Po chwili z powrotem popatrzył na nią.- Dobijemy targu. Ale nie byłbym sobą gdybym nie zaproponował wam czegoś do picia.
- Mao, zawarliśmy umowę.- Jung miał już dość. Jak najszybciej chciał stąd wyjść. Mao był obrzydliwy i zdecydowanie działał mu na nerwy.- Poślij swojego ochroniarza, żeby pilnował młodego.
- Tak. Zawarliśmy.- Mao znowu pokazał zęby w obrzydliwej parodii uśmiechu.- Morgan, idź zobacz co tam się dzieje przed drzwiami. Zdaje się, że jakiś gówniarz potrzebuje twojej pomocy.
Machnął tylko ręką, a wielkiego murzyna wymiotło z knajpy. Japonka mogła się tylko zastanawiać za co ci ludzie są w stanie być tak posłuszni. I dlaczego akurat Mao to wiedział.
- No, Hanzo, nie bądź dzikusem. Siadaj i napij się ze mną.- Mulat pozwolił, żeby te słowa zabrzmiały groźbą. Spojrzał na Junga.- Ty też.
Tym razem jednak Gruby posunął się za daleko. Rei miała dość jego obrzydliwego lokalu, zaplamionego szlafroka, mięsistych warg, olbrzymiej głupoty i obleśnego wzroku. Na moment straciła panowanie nad sobą.
- Mao, nie zadzieraj ze mną.- W głosie dało się wyczuć całą wrogość i odrazę, jaką do niego żywiła. Ciemne oczy miała zmrużone a twarz ściągniętą. Jednak trwało to tylko chwilę. spojrzała gdzieś ponad ramieniem mulata i uspokoiła się na tyle, żeby nie warczeć.- Gdy narazisz się jednemu z nas, narażasz się całej rodzinie.- Teraz to była wyjątkowo jawna groźba powiedziana z wyjątkową pewnością siebie tonem niedającym sprzeciwu.
- Zostaw.- Nawet nie odwróciła się do Junga, który prawdopodobnie chciał zareagować, bo drgnął wypuszczając papierosa.- Dziś nie będziemy nic więcej robić. Prawda, Mao?
- Za cienka jesteś, Hanzo.- Mulat tylko spojrzał na nią.
- Żebyś się nie pomylił, Mao.- Rei nie dała się zdenerwować ponownie.- Zapytaj swojego kaicho, Naguyę.
Znowu na chwilkę zapadła cisza. Gruby i Japonka mierzyli się wzrokiem. W końcu kobieta lekko wzruszyła ramionami.
- Yoroshiku onegaishimasu w nowych interesach Mao-san.- I odwróciła się. Spojrzała na Junga.- I dziemy, tomodachi.
Nie odwróciła się, nie spojrzała na nikogo innego, nie zatrzymała się aż do drzwi. Miała dość i chciała stąd jak najszybciej wyjść. Nie interesował jej już Mao. Wiedziała, że popełniła błąd odkrywając się tak do końca. Zrobiła sobie z niego wroga. Teraz bedzie jeszcze ciężej.
No i będzie musiała to wytłumaczyć panu Tannace. To na pewno nie będzie proste.
Jung machnął Grubemu na pożegnanie i szybkim krokiem ruszył za nią, mając nadzieję, że obydwoje trochę ochłoną po wyjściu na zewnątrz.
Silną nadzieję.
Sir_herrbatka
Mat
Mat
Posty: 518
Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:51

Re: [autorski]Czerwona szarfa/Czerwony alarm

Post autor: Sir_herrbatka »

Adrenalina wynosi w górę. Oen był już wysoko a serce biło mu jak oszalałe. Kochał tą mieszankę emocji którą serwowała walka. Te szczególne napięcie w palcu ciągnącym za spust.

Ostrzał wywołał popłoch. Jeden z osiłków oberwał w brzuch i upadł prosto na nieprzytomnego Toshiego. Drugi mięśniak oberwał w ramię i wył jak zwierzę zataczający się przy tym jak pijany. Rozległ się głośny metaliczny brzdęk gdy wypuścił ze swojej ranionej ręki jakiś pojemnik. Było zbyt ciemno by rozeznać co to jest.

Ostatni z oprychów jakimś cudem uniknął trafienia. Nie był oszołomiony: od razu rzucił się biegiem wzdłuż korytarza uciekając jak najdalej od Oena. Jego bieg był ciężki, słychać było wciąż głuche uderzenia butów o posadzkę. Ale poruszał się szybko – ratował swoje życie...

[center]***[/center]

– Co to kurwa ma być!?

Wrzask w którym pobrzmiewała tak pierwotna wściekłość sprawił że wszyscy na chwilę zamilkli. Krzyczący nie wyglądał na takiego z którym warto zadzierać – i było to wrażenie jak najbardziej właściwe.

– Panie sierżancie; jesteśmy tu na „wakacjach frontowych”. A to oznacza że powinniśmy ćpać, chlać i dupczyć czyli słowem: odpoczywać... a nie odwalać jakąś idiotyczną robotę dla pedałów z ministerstwa.

Mężczyzna nazwany sierżantem, mruknął pod nosem po czym powtórzył głośniej i bardziej władczo.

– Zamknij się. Zwijamy się i tyle.

Wyprostował się, obrzucając spojrzeniem całą spelunę.

– Zresztą tak zwany odpoczynek stanowi większe zagrożenie dla twojego życia niż służba.
Zablokowany