[X-men]Sesja X

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [X-men]Sesja X

Post autor: Perzyn »

Gwen Mobius

Dowd był przygotowany na taki rozwój sytuacji. Zresztą w końcu po to wyciągnął ją z tamtego ośrodka. Przygotowanie umowy zajęło jednak trochę czasu, ponieważ każdy jej punkt był omawiany i dopracowywany tak, aby dziewczyna nie miała powodów do narzekania. Nie do końca świadoma ekonomicznych zależności, Gwen nie przypuszczała, że za taką pracę wielu gotowych byłoby zabić. Poza tym, co wymienił jej nowy pracodawcy, gdy spytała o przywileje nastolatka dostała apartament w centrum Nowego Yorku, którego koszty utrzymania pokryć miała Dowd Corp. Jednak tym, co wywarłoby na kimś lepiej znającym wartość pieniądza była pensja. Przez pierwsze sześć miesięcy, które miała spędzić na szkoleniu na konto dziewczyny, co miesiąc miało być wysyłane dziesięć tysięcy dolarów, następnie, gdy zacznie już pracę suma ta miała ulec podwojeniu by po pełnym roku jeszcze raz wzrosnąć dwukrotnie. Po tym okresie kontrakt miał zostać odnowiony. Gdy wreszcie formalnościom stało się zadość mężczyzna się uśmiechnął. - Zostawię cię teraz tej dwójce, zabiorą cię do ośrodka szkoleniowego. Ja muszę wracać i zająć się sprawami firmy. Gwen pożegnała się z nim na tyle grzecznie na ile była w stanie.
***
„Oceania” była transatlantykiem. Istniały jednostki większe lub bardziej luksusowe, ale i tak był to imponujący statek. A co najważniejsze należał do armatora, który był w jakiś sposób powiązany z Jasonem Dowdem. Koszty wycieczki na pokładzie przekraczały wyobrażenie Gwen, koszty wynajęcia go na sześć miesięcy nie wydawały się sumą istniejącą na tym świecie. A jednak statek ten, posiadający 4 pokłady pasażerskie, 200 pokoi mieszkalnych o najwyższym standardzie, kino, basen, siłownię wraz z salą gimnastyczną, pięć sal konferencyjnych, lądowisko helikoptera, dwie restauracje oraz kilkanaście sklepów miał stać się jej domem na najbliższe pół roku. Patrzyła zdziwiona stojąc obok trapu wiodącego na pokład. Francuz stanął obok niej. - Proszę śmiało. Pan Dowd uznał, że trening i nauka odniosą najlepsze efekty w otoczeniu, które uzna pani za przyjemne. Poza tym sądzę, że będzie to przyjemna odmiana po latach spędzonych w laboratorium.

Dominik Strider

Gruby babsztyl za biurkiem był jakby ucieleśnieniem biurokracji. Tona makijażu na parszywej gębie, przywodzącej na myśl raczej buldoga niż jakiegokolwiek przedstawiciela naczelnych, sprawiała odstręczające wrażenie. A jej postawa wzbudziła w chłopcu wątpliwości odnośnie tego czy zdoła radę wyrwać się ze znienawidzonego sierocińca. Nagle pojawiło się tyle formalnych wymagać dla jego adopcji, że można, co najmniej było pomyśleć, że stara raszpla uważa go, co najmniej za syna i ostatnią rzeczą, jakiej pragnie jest się go pozbyć. Ten nagły przypływ matczynych uczuć stał w jawnej sprzeczności z tym, do czego Dominik doszedł na podstawie tego jak był traktowany. Jednak Erik nawet przez chwilę nie przestawał się uśmiechać. Gdy wreszcie ze złośliwą satysfakcją biurwa skończyła swoją litanię, mężczyzna sięgnął do kieszeni i położył na stole zwitek banknotów spiętych gumką. Zarówno protegowany jak i jego opiekunka otworzyli szerzej oczy. Ciasno zwinięte, leżały na stole setki dolarów. Sądząc po grubości zawiniątka było tam, co najmniej dziesięć tysięcy. Jak nietrudno było przewidzieć od tego momentu ton rozmowy znacznie się zmienił a zachowująca się wcześniej jak Cerber kobieta przestała czynić jakiekolwiek trudności na drodze Dominika do opuszczenia jej sierocińca.
***
W drodze na lotnisko w Erika wpadł jakiś Latynos, bąknął przeprosiny po hiszpańsku i poszedł. Lensherr przez chwilę mu się przyglądał, ale tylko pokiwał głową i mruknął coś do siebie. Na samolot ledwie zdążyli, ale jednak zdążyli. Gdyby babsko w sierocińcu robiło więcej kłopotów musieliby czekać na kolejny lot. To wszystko przypominało nieco sen. Jeszcze dziś rano nic nie wskazywało na to, że poleci do Nowego Yorku zamieszkać z podobnymi sobie, a jednak siedział w startującym samolocie, czekając na spotkanie z nową ‘rodziną’.

Angela Weisskopf

Łysy mężczyzna kiwnął głową i uśmiechnął się. - Owszem. Chciałbym wyjaśnić parę spraw odnośnie nauczania w instytucie. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. Spodziewała się, że w tym względzie będzie to normalna szkoła z internatem. Jednak nie była to do końca prawda. - Poznałaś już całą kadrę jaką na razie dysponujemy. Ani Ororo ani Piotr nie posiadają wykształcenia pozwalającego na nauczanie, ja zaś mógłbym nauczać najwyżej przedmiotów ścisłych. Dlatego tradycyjna, akademicka edukacja pozostaje w twojej gestii. Jeżeli chcesz mogę załatwić dla ciebie miejsce w jednej ze szkół w mieście. Mina dziewczyny zdradzała coś na kształt lekkiego zawodu. A także pytania, co w takim razie będą robić tutaj? Xavier nie musiał nawet uciekać się do telepatii by zorientować się, o czym dziewczyna myśli. - Zajęcia w instytucie będą dotyczyły głównie posługiwania się twoimi umiejętnościami. Poza tym nieco umiejętności praktycznych. Jazda samochodem, opieka nad zwierzętami czy pilotowanie helikoptera. Ten ostatni punkt zdziwił Angelę. Widząc to Charles po raz kolejny wyjaśnił. - Jeden z naszych sponsorów wypożycza nam jeden na naprawdę korzystnych warunkach. Ale za paliwo płacimy sami, więc nie będzie wypadów po zakupy helikopterem Dziewczyna uśmiechnęła się. - To byłoby najważniejsze, co chciałem ci powiedzieć. Masz jakieś pytania?

Pedro Alvarez

Siedział wysoko nad miastem. Patrzył z góry na malutkich ludzi. Zastanawiał się nad tym, co dalej. Pewnie jutro jak zwykle pójdzie do pracy i kolejne dni będą takie jak poprzednie. Jednocześnie bał się, że to, co wydarzyło się z drzwiami to nie przypadek. Magia. Nigdy nie wierzył w takie rzeczy, a jednak... Coś musiało być na rzeczy skoro spalono za to tylu ludzi. Zbiorowa psychoza, owszem, ale przecież psychozy nie rodzą się same z siebie. Prawda? A może to jego umysł płata mu figle? Równie dobrze mógł po prostu otworzyć drzwi a całe zdarzenie jest tylko początkiem szaleństwa. Tak się to ponoć zaczyna, od omamów. Ciekawe, co potem? Ubzdura sobie, że ma jakąś moc? Ta myśl tak go rozśmieszyła, że wybuchnął głośnym, acz nieco gorzkim śmiechem.
- Co ty tu robisz? Nikogo nie powinno tu być.
Odwrócił się. Za nim stał wysoki murzyn w mundurze ochroniarza. No tak, siedział na dachu jakiegoś biurowca. Może trzeba było wybrać sobie miłą, spokojną kamienicę?

Amelia Rinal

Toczyli się spokojnie przez kolejne kilka godzin. Nagle samochód się zatrzymał. Amelia nie mogła widzieć, co się stało, ale po chwili usłyszała głos. Wytężyła słuch starając się dociec przyczyny zatrzymania. Z niewyraźnego dialogu prowadzonego za ścianą wywnioskowała, że jej porywaczy zatrzymała policja. Przez całe swoje życie starała się unikać psów, uważała ich za wrogów. Cóż, ciężko oczekiwać innej postawi po osobie traktującej prawo jako wskazówki a nie zasady, których trzeba się trzymać? A jednak teraz serce żywiej zabiło jej nadzieją z powodu obecności przedstawiciela władzy. Zaczęła wołać, w nadziei, że ją usłyszy. Niewola miała okazać się tak krótka, a zemsta, jaką już planowała miała być słodka. Jej wołanie nie pozostało bez odzewu. - Kogo tam wieziecie? Co to ma znaczyć? Podniesiony głos gliniarza słychać było wyraźnie nawet na pace. Również odpowiedź kierowcy była dość głośna. - Widzisz ten dokument kolego? To rzuć jeszcze okiem na to. A teraz spierdalaj. Niczym świeczka zdmuchnięta nagłym powiewem wiatru, nadzieja zgasła a w jej miejsce wpełzł strach. Policja nic nie zrobi? To, kim byli ci skurwiele, co ją porwali? O co tu chodzi?
***
Przez dwa dni jak mogła próbowała sabotować ich podróż na północ, ale mimo to niewiele mogła zdziałać skuta i zamknięta z tyłu. Każdy posiłek, każdy postój wiązał się z Philipem trzymającym ją na muszce i pomagającą jej kobietą. Pomimo, że była pomywaczką to i tak Amelia zaczynała odczuwać dla niej coś na kształt sympatii. Siedząc tak na pace obliczyła w przybliżeniu, bardzo dużym, że w takim tempie dotrą na miejsce jakoś tak w tydzień. A to oznaczało, że ma jeszcze pięć dni na ucieczkę. Zastanawiała się, co zrobić, jak zlikwidować pewnego oszusta. Jedną z głównych przeszkód był fakt, że niemal bez przerwy jechali. Owszem robili przerwy na sen, gdy oboje było zmęczonych, ale i tak większą część doby jechali. Z tego, co zdołała się zorientować zawsze zatrzymywali się na jakimś pustkowiu, pewnie po to, żeby nie miała, dokąd uciec. Po raz setny obracała wszystkie fakty w myślach, gdy nagle dotarły do niej dwie rzeczy. Byli w mieście, sądząc po odgłosach ruchu za ścianą w jakimś małym miasteczku. I złapali gumę. Odgłos pękającej opony zaskoczył ją, lecz podobnie jak policjant dwa dni temu dał jakąś nadzieję.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [X-men]Sesja X

Post autor: WinterWolf »

Dominik Strider

Chłopak nie mógł uwierzyć swoim oczom i temu co się właśnie działo. Siedział w samolocie... W prawdziwym samolocie, który zaniesie go do nowego domu. Na dodatek, ku jego wielkiej radości okazało się, że jego plecak spełnia wszelkie wymogi bagażu podręcznego i może go mieć przy sobie. Zadziwił tym jedną kobietę, gdy powiedział jej wprost, że to cały jego bagaż...
Dominik siedział na swoim miejscu rozgladając się ciekawie wokół. Starannie wykonywał wszystkie polecenia, które usłyszał płynące z głośników. Czuł pewne zdenerwowanie. Ledwo się wymknął z tamtego miejsca... Żywo miał w pamięci tę okropną babę, która po 10 latach traktowania go jak kolejnego wychowanka zapewniającego stały dopływ funduszy od sponsorów, nagle zmieniła się w troskliwą kwokę. Jeszcze nie słyszał, żeby przy którejś adopcji robiła tyle problemów. Najwyraźniej wywęszyła niezły interes widząc, że ktoś nagle się nim zainteresował. Jędza musiała dojść do wniosku, że Erikowi musi bardzo na chłopcu zależeć. Teraz ona miała swoje pieniądze, a on był wolny... Tak, tego był pewien. Był w końcu wolny. Gdy samolot startował chłopak zaśmiał się w głos denerwując przy tym współpasażerów. Przeprosił ich. Wyglądał przez szybe niewielkiego okienka. Gdy samolot już był wysoko nad ziemią chłopak oczarowany widokiem zsunął swoje gogle z oczu i patrzył przyklejony nosem do chłodnej szyby. Oczy mu łzawiły i piekły go niemiłosiernie nie mogąc znieść wystawienia na tak jaskrawe światło, ale on musiał patrzeć. Pierwszy raz widział coś innego, coś więcej niż tylko widok z okien sierocińca i szkolne boisko. Widok ten go oczarował. Miał pod sobą całe Chicago... To była jego podróż do nowego domu.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Kawairashii
Bombardier
Bombardier
Posty: 827
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
Numer GG: 1074973
Lokalizacja: Sandland

Re: [X-men]Sesja X

Post autor: Kawairashii »

Angela Weisskopf

-W takim razie to nie, chyba wszystko jest dobrze.. Znaczy nie, um.. to wtedy ja już dziękuje. Już w drodze do wyjścia, zaczęły nękać ja ciemne myśli, myśli których żadna muzyka nie zdoła zagłuszyć. A już zdawało się że pobyt i nauka wśród ludzi podobnych do niej stanie się jawą, a tu znów codzienne zwalczanie się w szkole. Jeśli Profesor jej nie zatrzymał, ta wyszła z jego gabinetu i zdjęła słuchawki z szyi wieszając je przy pasie, na kablu, wychodzącym z kieszeni kurtki. Nawet Meg odczuła jej nagłą zmianę postawy, zwalniając swe ruchy na moment. Cały ten stres ponownie powróci, chwyciła się w pasie.
-Cholera Idealna chwila by przetestować saunę, a przynajmniej od stresować się w ciepłej kąpieli i.. porzucenie tych kończyn. Stuknęła dłonią o dłoń, dzwięk wydobywający się z wewnątrz wskazywał na drewno. Grymas niepewności pojawił się na twarzy dziewczyny, po chwili jednak już pewniejszym krokiem ruszyła z korytarza przed siebie... * "jedna ze szkół w mieście" powiada, oby wiedział co robi *
My Anime List
Obrazek
3 weeks to AvP Release.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [X-men]Sesja X

Post autor: BlindKitty »

Pedro Alvarez

Pokręcił głową. Szaleństwo? Omamy? Magia? Moc? Cholera wie. W każdym razie, miał pewien naprawdę szalony pomysł. Mianowicie, spróbować zrobić to jeszcze raz. W ten sposób przekona się, czy coś takiego rzeczywiście miało miejsce. Bo jeśli tego nie powtórzy, to nie ma czym się martwić. Pewnie był niewyspany...
- Co ty tu robisz? Nikogo tu nie powinno być - usłyszał za plecami. Odwrócił się. No tak, ochroniarz. W sumie mógł się tego spodziewać, ale nie przejmował się tym.
Facet wyglądał na takiego, że dałby sobie z nim radę. Te lata spędzone na treningach judo na pewno dały mu pewne, dość przydatne od czasu do czasu umiejętności. Ale przecież biedak wcale sobie na to nie zasłużył, on tylko robi swoją pracę, zaraz zganił się w myślach za ten pomysł.
- Przepraszam, nie wiedziałem. Chciałem po prostu popatrzeć na miasto z góry, więc wszedłem tutaj. Ale jeśli nie powinno mnie tutaj być, to już uciekam. Mam nadzieję że nie sprawiłem kłopotu, señor! - powiedział szybko. Nie chciał wcale jeszcze stąd schodzić - chociaż, z drugiej strony, robiło się już zimno... Lepiej wrócić na razie do klatki, jaką jest ta piekielna betonowa dżungla.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [X-men]Sesja X

Post autor: Mekow »

Amelia Rinal

Ameli wydawało się, że zaraz będzie wolna, ale co się u licha stało?! Jaki to dokument pokazali policjantowi?? Na pewno był dobrze podrobiony, ale czy istnieje dokument pozwalający porywać? I co to było to drugie co mu ten sk*** pokazał? Wycelowany pistolet? Gruby plik studolarówek? Wtedy nie zachowywałby się jak to ma w zwyczaju. Dziewczyna nie mogła przestać myśleć o tym wszystkim... Musiała poradzić sobie sama i naprawdę zaczynała się bać.
***
Coś huknęło i Amelia szybko się zorientowała, że złapali gumę. To dało jej długo oczekiwaną szanse na ucieczkę. Najpierw musiała się szybko wydostać z samochodu. Rozmyślała o tym od początku porwania i postanowiła wykonać swój, niezbyt skomplikowany, plan. Najpierw przestawiła skute za plecami ręce, aby mieć je przed sobą - zajęło jej to jakieś dwie sekundy. Samochód, którym jechali już zwalniał z zamiarem zaparkowania i nie miała czasu na rozmyślania - dalej wykonywała swój plan.Skupienie myśli na tylnych drzwiach, energiczny ruch rękoma do przodu i drzwi starego grata otworzyły się jak szerokie... może nawet wyleciały z zawiasów, ale tego Amelia już nie widziała. Drzwi i samochód były już za nią, gdyż wyskoczyła na ulicę. Nie oglądała się za siebie jak samochód parkował. Jej porywacze zapewne zorientowali się, że ucieka więc nie miała na to czasu. Rzuciła się biegiem - w lewo na chodnik... pojazd zatrzymał się nieomal z piskiem opon... w prawo jak najdalej od samochodu... porywacz przeklina na cały głos... ponownie w lewo chowając się za pierwszym lepszym domem. Nie oglądając się za siebie uciekała dalej co sił w nogach. Starała się biec slalomem między budynkami, aby porywacze jej nie zobaczyli. Szukała też jakiejś kryjówki.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Discordia
Majtek
Majtek
Posty: 89
Rejestracja: piątek, 2 listopada 2007, 23:31
Numer GG: 0

Re: [X-men]Sesja X

Post autor: Discordia »

Gwen patrzyła oczarowana na liniowiec. Nawet nie wiedziała, że zna tą nazwę, ale jak tylko ujrzała "Oceanię" od razu nadpłynęła gdzieś z zakamarków pamięci. Poderwała dłonie do ust.
- Piękna.- Powiedziała cichym rozmarzonym głosem. Pod palcami czuła rozlewający się na ustach uśmiech. Oczy jej błyszczały.- Na prawdę wspaniała.
Spoglądała roziskrzonym wzrokiem na białe długie burty, na drewniane relingi, szalupy ratunkowe podwieszone na żurawiach, błyszczące w słońcu bulaje kabin pasażerskich. Na wszystkie te szczegóły, których ludzie żyjący normalnie nie dostrzegają wcale. Dziewczyna patrzyła na to wszystko a jednocześnie widziała coś zupełnie innego.
Krople morskiej wody osiadające na burcie z każdą rozbijającą się falą. Poszarpany cień łańcucha kotwicznego na dziobie i bliźniaczo podobny na rufie. Oślepiające odblaski słońca w szybach. Białe mundury załogi migające co chwilę na pokładzie. Powiewające na lekkiej bryzie kolorowe flagi sygnałowe. Każdy, najmniejszy nawet, wypieszczony element statku chłonęła jak gąbka.
- I cały jest dla mnie?- Spytała z niedowierzaniem. Rzuciła przelotne spojrzenie na blondyna i znów popatrzyła na liniowiec. Statek przyciągał jej spojrzenie jak magnes opiłki żelaza.- I co będę robić na statku? Na „Oceanii”?
Idąc powoli wzdłuż nabrzeża przyglądała się dla odmiany budynkom portowym. Były najzwyklejsze na świecie. Co dla Gwen znaczyło, że są niezwykłe. Tyle ludzi, bagaży, samochodów. Całe to zamieszanie z załadunkiem, rozładunkiem okrętowaniem były dla niej nowością. Patrzyła na wszystko szeroko otwartymi oczami. W tej chwili bardzo przypominała małe dziecko.
- Mam na nim mieszkać? Z załogą, z nauczycielami? Zupełnie sama?- Dało się wyczuć, że ma już dość samotności.- Nie będzie żadnych innych ludzi?
Samotność była tym do czego przywykła i uznała, że zostanie tak do końca życia. Ale jako osoba energiczna i czująca się źle w zamknięciu, Gwen potrzebowała teraz kogoś, kto by okazał jej zainteresowanie i zaoferował coś, co mogłoby kiedyś przerodzić się w przyjaźń. Nie zdawała sobie z tego sprawy, ale chciała móc porozmawiać z kimś tak zwyczajnie, od serca. Dlatego właśnie nieco zmartwiła ją wieść, że będzie mieszkać na tak dużym statku zupełnie pozbawiona życzliwości i przyjaznej duszy.
- Naprawdę pan Dowd umie dbać o pracowników. Oceania jest wspaniała. I jest to odmiana o 180 stopni.- Uśmiechnęła się promiennie. „Już prawie zapomniałam jak to jest” pomyślała.- To dopiero będzie życie.- Szepnęła do siebie. Mimo wszystko jednak żeglowanie po oceanie było najlepszym, co mogło jej się zdarzyć.
"Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?" Mt 7,3
Zablokowany