[WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich

Ucieszył się w duchu, gdy usłyszał o obcych, którzy byli tu przed nimi. Co prawda, może to oznaczać, że w tej całej Misce Diabła będzie trochę „tłoczno,” ale przynajmniej są coraz bliżej celu. Spojrzał na Marie, gdy ta skończyła mówić.
- Mimo że nie ma to jak podróż w siodle, myślę, że te „canoe” to dobry pomysł, bo czas jest dla nas ważny. – powiedział – Mam tylko nadzieję, że wszyscy bezpiecznie w nich dotrzemy do celu – w końcu to zdecydowanie nie to samo co barka, prawda?

Tymczasem Tileańczycy, jak to zwykle robili, oddalili się aby spędzić czas w swoim towarzystwie. Ulrich natomiast raczył się jedzeniem i napitkiem, bowiem nieczęsto ostatnio ma okazję do porządnego posiłku. Przez chwilę nawet żałował, że nie ma tu Golema – z nim można się było porządnie napić. Spojrzał na pozostałych przy stole towarzyszy. Marie, wbrew początkowym obawom Ulricha (zresztą, chyba nie tylko jego), udowodniła już dawno, że jest w porządku – jednak czy ma wystarczająco mocną głowę? Ulrich wątpił w to. „Poza tym, na zabawę przyjdzie czas, kiedy dopadniemy Etelkę. Już niedługo, jak bogowie pozwolą” pomyślał i kontynuował na głos, bardziej do siebie, niż do Marie, czy Gildirila.
- Nie potrafię tego zrozumieć. Czy nasi wrogowie nie mają nawet odwagi stanąć przeciwko nam, jak trzeba? Zamiast tego wysyłają na nas zabójców, demony, gobliny i Sigmar wie co jeszcze... A my nie wiemy nawet czego dokładnie szukają – westchnął.

Wszyscy byli już trochę zmęczeni pogonią za wiedźmą. Rajtar nie czekał więc długo po odejściu Marie. Zresztą, szczerze powiedziawszy, czuł się odrobinę niekomfortowo prowadząc dialog – a może raczej monolog? – z samym tylko Gildirilem. W końcu wstał i pożegnał się z towarzyszem:
- Tylko nie zabaw z naszą czarodziejką za długo, ogierze! Jutro, jak sam słyszałeś, pobudka skoro świt. – zaśmiał się, a potem poszedł do pokoju odpocząć.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Gildiril posiedział sam jeszcze dwa kwadranse przy stole, po czym skierował się na górę zahaczając o pokój Marie. Zaskoczył go obraz jaki zastał w środku. Czarodziejka bowiem zrzuciła z siebie swój zasłaniający wszystko czarny 'habit' i teraz siedziała na łóżku jedynie w opinającej jej duże piersi białej koszuli bez rękawów, za to z dużym dekoltem. Elf dopiero teraz mógł stwierdzić, że jak na ludzką kobietę, Marie prezentuje się bardziej niż okazale. Kuracja magią i ziołami trwała dwie godziny i mimo że sama czarodziejka była nieziemsko wykończona, wysiłek nie poszedł na marne, bo złodziej mógł już w miarę normalnie ruszać ręką.

Sama podróż, rozpoczęta o świcie następnego dnia, była dość męcząca i niezbyt przyjemna, jeśli wziąć pod uwagę teren, który rozciągał się wokół. Dla Castinyy była wręcz koszmarna – Tileanka była strasznie blada, słaba i miała nudności; słabo skutkowały nawet podane przez Marie zioła.

Kamieniste pustkowie, pogłębiające się coraz bardziej i przerażające podczas nocy pod gołym niebem, nie były tym, czego pragnąłby ktokolwiek. Zaczęliście domyślać się, czemu tu nikt nie chodzi. A dwuosobowe canoe nie stanowiły absolutnie żadnej ochrony. Całe szczęście, że sterowało się tym dość łatwo, a druidzki przewodnik dokładnie wiedział, którędy płynąć by uniknąć skał i kiedy zejść na ląd, by przenieść canoe obok co niebezpieczniejszych odcinków rzeki.

Już drugiego dnia widać było spore różnice w otoczeniu. Co i raz pojawiały się olbrzymie kruki, a ogromne dęby zamieniały się w małe, karłowate i powykręcane drzewa. Ucichł wiatr, zaś w powietrzu pojawił się zapach stęchlizny. Pomiędzy gałęziami drzew rozpościerały się ogromne pajęczyny, coraz częściej pojawiały się kępy całkowicie uschniętych drzew, pokrytych jakimiś czerwonymi i purpurowymi grzybami. A im dalej tym gorzej, bo drzewa zastępowały nagie skały. I ta cisza. Przerażająca, czasem tylko przerywana dziwnymi odgłosami, których nie dało się zidentyfikować. W końcu drzewa zniknęły całkowicie, a jedyną roślinność zdawała się tworzyć dziwna, mięsista trawa, grubej, jaskrawo zielonej rośliny, która drżała, gdy przechodziliście obok. Tak, jakby miała uczucia. W takiej właśnie okolicy Jurgen przekazał wam, że zbliżyliście się do Miski Diabła i resztę drogi należy pokonać pieszo. Było południe, czwartego dnia podróży. Czwarty dzień z rzędu doskwierających Cas nudności...

Do ogromnego krateru Miski Diabła dotarliście o zmierzchu. Otaczały go kamienne monolity, które zostały tu postawione przez starożytnych druidów, by chronić okolicę. Tak przynajmniej wyjaśniał Jurgen. Teraz krater był wypełniony wodą, a sylwetki wielkich kamieni mierzyły groźnie w ciemniejące niebo. Druid jednak nie wydawał się niespokojny.
- Pod osłoną tych kamieni będziemy bezpieczni. Tutaj rozbijmy obóz.
Należało go posłuchać. Szybko rozbiliście się na noc, ale... nie było dane wam spać. Tuż po zapadnięciu zmroku na niebie pojawił się Morrslieb. Ogromny z tego miejsca, tak jakby wisząc dokładnie nad kraterem, w pełni. Nad wodą pląsały dziwne, niebieskie ogniki, a w oddali słychać było żałosne zawodzenie wiatru. Nagle na zewnątrz kręgu pojawiła się jaśniejąca błękitna postać. Zerwał się wiatr, obsypując was tumanem kurzu, który po opadnięciu ukazał... ducha. Ducha poranionej, ubranej w łachmany kobiety, otoczonej niebieską poświatą. Widać było otwarte rany, lecz nie płynęła z nich krew. Była przezroczysta, unosiła się nad ziemią. Ci, którzy pamiętali Delberz, natychmiast przypomnieli sobie ducha, którego tam spotkali. Jak i tamten, ten błagał o pomoc.
- Pomóżcie mii... proszę, pomóżcie mi. Złóżcie moje kości na odpoczynek, którego szukałam wędrując po tych wzgórzach przez bardzo długi, długi czas. Podążajcie za mną i zobaczcie... podążajcie i zobaczcie...
Zaczęła się oddalać. Krasnoludy zaklęły, cofając się nieco. Druid natomiast patrzył za duchem bez cienia obawy.
- Nie może wejść do kręgu. Ale i nie wydaje się zła. Tam gdzie się kieruje są jaskinie, o ile pamiętam. Nie jest daleko, ale kto wie, kogo spotkamy tu w nocy.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Pyszczki ;)

Mężczyzna spał już głębokim snem, gdy delikatna dłoń jego przyszłej małżonki obudziła go. Castinaa siedziała na brzegu łóżka i przyglądała się Luce, nie miała zbyt szczęśliwej miny.
- Kochanie, wybacz, że cię budzę... ale nie mogłam spać, a chciałam cię o coś prosić. - Gdy skiną głową, by mówiła i poprawił się, siadając, kobieta ciągnęła dalej. - Nie będę cię okłamywać, że wszystko jest cudownie, bo chwilami nie jest. Muszę cię prosić o pomoc. Niech ktoś inny zajmie się wszystkim, teraz jesteś najbardziej potrzebny nam...

Przez chwilę Luca nie wiedział co się dzieje, gdy Cas go budziła. W końcu przetarł twarz i oczy i oparł się wygodnie o obicia łóżka. Był cholernie zaspany, jednak widząc, że narzeczoną coś trapi, postanowił się na dobre wybudzić.
- Ale... czy dzieje się coś złego? Źle się czujesz? - spytał, przytulając się od tyłu do jej pleców i obejmując w pasie. - Jeśli chcesz mogę zostawić wszystkie sprawy drużyny komuś innemu. Ty i dzieciaczki jesteście dla mnie najważniejsi... Poza tym nie tylko ja muszę zawsze wszystko organizować... - pocałował Cas w szyję, czekając co odpowie.

Odetchnęła z ulgą, kładąc się obok mężczyzny i wtuliła się pośladkami w jego podbrzusze. Od razu zrobiło jej się lepiej i cieplej, niestety maleństwa czując, że coś się kroi, od razu się obudziły.
- Dziękuję, myślę, że jakoś sobie poradzą. Obiecuję nie marudzić za dużo, chcę tylko, byś przy mnie był - wyjaśniła. - Kocham cię, Luca.

- Poradzą sobie, jestem przekonany. – Objął ukochaną i pocałował. - Ja ciebie też kocham, Cas. Kocham WAS... A jak ty się właściwie czujesz? Jak dzieciaczki? - spytał, wtulając się w nią i zatrzymując swoją dłoń na jej brzuszku. - Oho, chyba nasze pociechy nie śpią tak jak i my... - Uśmiechnął się do niej.

Westchnęła cicho, na tyle, żeby tego nie słyszał i wtuliła się mocniej w Lucę.
- Nie śpią, miałam ochotę na małe przytulanie przed podróżą, ale przy tych bąkach to chyba niewykonalne - zaśmiała się na siłę. - Czuję się kiepsko, jednak nie martw się, dam radę. Jestem silną kobietą, przecież wiesz.
Odepchnęła go od siebie i gdy położył się na plecach, usiadła na nim. W kilka chwil zrzuciła z siebie koszulę. Chwyciła Tileańczyka za ręce, dotknęła nimi swych piersi zjechała niżej, na brzuszek. Pochyliła się, całując go w usta.

Mieli wyruszyć o świcie tymi dziwnymi łódkami, jednak Cas czuła się tak okropnie, że musieli to przełożyć o jakieś trzy godziny, nim wywar Marie dał jakikolwiek efekt. Luca podejrzewał, że jego ukochanej wcale się nie polepszyło, tylko już nie chciała opóźniać wyprawy. Ilekroć jednak próbował poruszyć ten temat, Castinaa nie miała ochoty o tym rozmawiać, zasłaniając się tym, że jest zmęczona.
W końcu dotarli na miejsce, a kobieta wyglądała tak, jakby za chwilę miała urodzić lub wyzionąć ducha. Nie skarżyła się jednak.

Luca patrzył z wyrzutami sumienia i smutkiem na stan Castinyy. Kobieta marniała w oczach, a jednak nie chciała choćby słowem wspomnieć, że jest jej źle... tak jakby nie było tego widać. Cztery dni nudności zrobiły swoje i obecnie jego ukochana wyglądała jak wycieńczona, schorowana kobieta. Orlandoni przeklinał sam siebie w myślach i tę całą wyprawę – teraz powinien być z Cas w jakiejś przytulnej karczmie i opiekować się ukochaną. Tymczasem siedzą gdzieś na jakimś zadupiu szukając wiedźmy, której w dodatku wcale może tutaj nie być. Luca ułożył ukochaną na ciepłym kocu i krzyknął w kierunku czarodziejki.

- Marie! Cholera, nie masz jakiś mocniejszych ziół? Albo jakiegoś zaklęcia wzmacniającego? Na Ranalda popatrz jak Castinaa wygląda - warknął podniesionym głosem. - Czarodzieje i druidzi wokół, a kobieta w ciąży musi cierpieć, bo nikt nie może jej podać nic sensownego. – Splunął i spojrzał na Castinęę. - Wypoczywaj, kochanie, zaraz zrobię ci herbaty z cytryną. - Pogłaskał ją po głowie i uśmiechnął się delikatnie sięgając do torby.

- Kochanie, spokojnie - szepnęła, kładąc dłoń na ramieniu Tileańczyka. - Nic mi nie jest, to tylko ciąża, nie choroba.
Usiadła, opierając się obolałymi plecami o jeden z kamieni, po chwili jednak się położyła. Luca patrzył, jak jego ukochana kilka razy zmienia pozycję, ale chyba w żadnej nie było jej wygodnie. Po paru minutach dostała ciepłą herbatę.
- Dziękuję i proszę, nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze - powiedziała spokojnym, łagodnym głosem. Spojrzała się ciepło w oczy kupca i obdarowała go słodkim uśmiechem.

Luca odpowiedział jej tym samym i usadowił się tuż obok ukochanej, obejmując ją czule. Patrzył w milczeniu jak popija herbatę i wierci się z jednego boku na drugi. W pewnej chwili, gdy leżała, Luca odkrył brzuszek Cas, przystawił do niego twarz i gładząc go delikatnie, powiedział:

- Hej, szkraby, wiem, że tam wam z pewnością niewygodnie, ale może dałybyście odpocząć troszkę waszej zmęczonej mamie? Mamusia też musi mieć chwile spokoju, chyba nie chcecie żeby przez was się źle czuła? Zróbcie to dla waszego staruszka i przestańcie się wiercić, dobra? Kochamy was! – Pocałował brzuszek Cas i uśmiechnął się do ukochanej.

Nagły powiew wiatru podniósł tumany piasku. W kurzawie zaś pojawiła się zjawa. Luca spoglądał na nią z obojętnością w sercu - nie była pierwszą jaką widział.

- Skąd my to znamy... – mruknął odprowadzając wzrokiem oddalającą się zjawę. Zgodnie z tym, co obiecał Cas, postanowił poświęcać jej więcej czasu i kwestię tego, co zrobić z zawodzącym duchem postanowił zostawić innym. Jego mało to interesowało, poza tym ukochana potrzebowała go bardziej. Chwycił ją za dłoń i spytał. - Jak się czujesz, kochanie? Mam nadzieję, że choćby ciut lepiej.

Zaśmiała się i jeszcze raz poprawiła. Sama obecność Luci sprawiała, że czuła się lepiej. Z każdym dniem brzuszek robił się coraz większy, już z trudem dopinała na nim ubrania. Miała wrażenie, że cała jest ociężała, biust ją pobolewał i plecy rwały. Upiła jeszcze kilka łyków, gdy nagle krzyknęła wystraszona, wylewając zawartość naczynia na siebie. Luca od razu się poderwał zaskoczony, że kobieta wcześniej nie zauważyła ducha.
- Powinniśmy jej pomóc. Pomyśl, my też możemy tu zginąć, chyba nie chciałbyś podzielić jej losu? - stwierdziła. - Ja... chyba nie dam rady iść i wolałabym, żebyś został przy mnie. - Położyła dłoń na jego dłoni.

Skinął jej głową i spojrzał ponuro na pozostałych.
- My zostajemy tutaj, Cas nie ma siły by iść i musi wypoczywać. Decyzję co zrobicie ze zjawą pozostawiamy wam – ja nie postawię na szali zdrowia narzeczonej i dzieciaczków obok jakiejś zjawy. Wybór jest wasz... - nie patrząc na resztę uśmiechnął się pogodnie do ukochanej i pogłaskał po głowie. - Kocham cię, Iskierko.

- Dziękuję
- odpowiedziała i oparła głowę o jego ramię. Była wykończona. Głodna, obolała i zmarznięta... a jednak szczęśliwa. Choć wolałaby teraz być w Tilei lub chociaż jakimś innym cywilizowanym miejscu. Kilka chwil później leżała już z głową na kolanach narzeczonego i przysypiała.
Esmeralda
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: piątek, 8 września 2006, 10:06
Numer GG: 0
Lokalizacja: Arcana Hereticae

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Esmeralda »

Marie

Podróż, zwłaszcza pierwszego dnia, była uciążliwa nie tylko dla Castinyy. Marie była wycieńczona po nocnych kuracjach Gildirila i ledwo widziała na oczy, choć pewnie Tileanka czuła się dwa razy gorzej niż czarodziejka. Cóż, takie już 'uroki' ciąży. Czasem, na postojach, Marie przyglądała się ukradkiem Luce i Castiniee i patrzyła jak kupiec troszczy się i biega wokół ukochanej by w jakikolwiek sposób poprawić jej stan psycho-fizyczny i sprawić by poczuła się lepiej... Czy zazdrościła jej takiego mężczyzny? To chyba było najlepsze słowo obrazujące tę sytuację, zwłaszcza że sama nigdy nie zaznała takiego poświęcenia ze strony swej 'drugiej połowy'. Uśmiechała się do siebie, gdy patrzyła jak Luca przygrywał drzemiącej Castiniee na mandolinie i tulił ją do siebie. To była prawdziwa miłość i nikt nie mógł tego podważyć.

Czwartego dnia Tileańczyk nie wytrzymał.

- Marie! Cholera, nie masz jakiś mocniejszych ziół? Albo jakiegoś zaklęcia wzmacniającego? Na Ranalda popatrz jak Castinaa wygląda – Orlandoni warknął tak, jakby Cas umierała. - Czarodzieje i druidzi wokół, a kobieta w ciąży musi cierpieć, bo nikt nie może jej podać nic sensownego.

- Kochanie, spokojnie. – Castinaa szepnęła uspokajając Lucę. - Nic mi nie jest, to tylko ciąża, nie choroba.

- Słuchaj swojej ukochanej - to bolesna, a jednak słodka powinność kobiety, Luca. - powiedziała spokojnie czarodziejka. - Każda z nas prędzej czy później przez to przechodzi, tylko nie wszystkie mają okazję... - zawiesiła się. - Nieważne – ucięła nagle uśmiechając się gorzko. - Mogę jedynie przygotować te zioła, co ostatnio i spróbować swoich czarów by pomóc Cas. Nie gwarantuję jednak, że się jej polepszy. I nie krzycz na mnie, proszę, nie przywykłam do takiego traktowania. - wiedziała, że Tileańczyk martwi się o swoją narzeczoną, jednak nie znaczyło to, że miał wrzeszczeć na Marie czy pozostałych.

Czarodziejka zajęła się przygotowaniem ziół dla ciężarnej, gdy poczuła nagły przypływ magicznej aury w powietrzu. Aury śmierci. Chwilę później objawiła im się zjawa. Marie, studiująca w Kolegium Ametystu przyzwyczajona była do takich widoków, zwłaszcza że obcowanie ze śmiercią to była jej profesja, tak teraz jak i za dawnych czasów. Już miała coś powiedzieć, gdy Luca zakomunikował, że nigdzie nie ruszają się z Castinąą. Marie podeszła do nich, wspierając się na swej kosie. Sama była nieco zniesmaczona, bo postronny obserwator mógłby wyobrazić sobie scenę przyjścia samej śmierci po ciężarną kobietę leżącą na kolanach męża...

- Luca, nie sądzę by pozostawanie na tym opuszczonym przez Bogów pustkowiu było dobrym pomysłem – jeśli wszyscy pójdziemy za duchem, możecie być łatwym celem ataku. Rozumiem, że Cas jest wycieńczona, ale może przy pomocy czarów uda mi się ją jakoś postawić na nogi? Naprawdę nie zniosłabym, gdyby coś wam się stało. Ja, jako czarodziejka śmierci winna jestem pomóc tej umęczonej duszy odnaleźć spokój i chcę, byście również mi towarzyszyli. - już dawno Marie nie była tak rozmowna, a co najdziwniejsze otwierała się jedynie na Tileaczyków, co samą ją zaskakiwało. Może dlatego że byli tak sympatycznymi ludźmi? - Więc jak będzie, Cas? Pozwolisz mi poczarować? - uśmiechnęła się serdecznie do Tileanki, która dobrze wiedziała, że może jej ufać. - Nie godzi się zostawiać tej zbłąkanej duszy samej... Każdy zasługuje na wieczny odpoczynek u boku Morra...
"Wymagajcie od siebie więcej, nawet jeśli inni nie wymagają". Jan Paweł II

Obrazek
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Państwo OMC Orlandoni & Marie

Wysłuchała Marie i westchnęła cicho. Nie miała ochoty się ruszać z kolan ukochanego, ale czarodziejka miała, niestety, rację. Powoli i z pomocą Luci wstała, chwilę zajęło jej zebranie się w sobie oraz uzbrojenie. Od dłuższego czasu w ogóle nie nosiła swoich noży, po ostatniej akcji w wieży wątpiła, by był z nich jakiś pożytek w jej rękach.
- Dobrze, masz rację, pójdziemy wszyscy - zwróciła się do Marie, z trudem dopinając pas. - I nie musisz czarować, lepiej oszczędzaj siły, gdybyśmy mieli jakieś kłopoty. Jestem zabójczynią - w oku Cas pojawił się dziwny błysk - i poradzę sobie. Twarda ze mnie kobieta.

- Ciiii - przystawiła palec do ust słysząc, co wygaduje Tileanka. - Jakie siły? To żaden problem, Cas. - Podeszła do niej i położyła dłoń na jej czole wypowiadając inkantację złożoną z niezrozumiałych dla pozostałych słów. Po chwili dłoń czarodziejki rozświetliła się fioletową poświatą ogarniając niemal całą twarz Castinyy. Marie przytrzymywała ją przez kilkanaście sekund w tej samej pozycji, póki cera Tileanki nie odzyskała rumianej, różowej barwy. Cofnęła dłoń i wciąż wspierając się na kosie spytała. - Jak się czujesz? Mam nadzieję, że nieco lepiej... - uśmiechnęła się serdecznie.

- Uff, dziękuję, dużo lepiej - odpowiedziała. - Chyba musimy się pospieszyć, nie chciałabym spędzić nocy w jakiejś jaskini. Będę szła na końcu z Lucą, Marie, ty poprowadzisz, zgoda?
Castinaa odwróciła się w stronę Tileańczyka, była ciekawa, co on powie na to wszystko.

Luca początkowo nie był zbyt zadowolony z tego, co miało miejsce, jednak ostatecznie musiał przyznać, że czary Marie podziałały. Cas zrobiła się bardziej żywiołowa i nabrała w końcu rumieńców, co niezmiernie cieszyło Tileańczyka. Ciekaw był tylko ile będzie działać takie zaklęcie i na ile pomoże jego ukochanej. Gdy Cas go zagaiła, odrzekł:

- Dobrze, pójdziemy, ale pamiętaj, że jeśli Cas zrobi się niedobrze, to będziesz musiała jej pomóc! - powiedział do Marie. - I tak jak mówi moja żona, pójdziemy na końcu. Ty dowodzisz, czarodziejko. Wybacz, tak wyszło! - uśmiechnął się rozbrajająco i przytulił do siebie Castinęę całując ją w czoło. - Na pewno czujesz się lepiej, kochanie? - wolał się upewnić.

- Na pewno, MĘŻU... - odpowiedziała i byli już gotowi do drogi. Luca jeszcze tylko nabił pistolety.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich

Ulrich czuł się nieswojo podczas tej podróży. Dziwne rośliny, jeszcze dziwniejsze odgłosy... i przede wszystkim, nieznośnie kołyszące się canoe. No, ale w końcu byli na miejscu – Miska Diabła. Castinaa nie wyglądała najlepiej. Po raz kolejny Ulrich pomyślał, że to zdecydowanie nie jest dobre miejsce dla pary narzeczonych, spodziewających się potomstwa. Jednak nie sposób nie przyznać, że Tileanka trzyma się dzielnie, bez słowa skargi.

Potem pojawiła się zjawa. Ulrich sięgnął po broń, ale okazało się, że nie będzie potrzebna. Zresztą, czy w walce z duchem byłaby w ogóle przydatna? Rajtara mniej zdziwiło pojawienie się zjawy, niż obojętność okazana jej przez pozostałych. Chyba nie można przyzwyczaić się do takich widoków – w końcu ile umęczonych dusz chodziło po tym świecie, na miłość bogów?!

Ulrich najpierw tylko przysłuchiwał się dyskusji, lecz zaraz zbliżył się do Tileańczyków i Marie, po czym zwrócił się do tej ostatniej.
- Masz rację co do ducha, Marie. Powinniśmy pomóc tej duszy. Jednak co do was... – spojrzał na Lucę i Castinę – Widzę, że czary już pomogły, ale Castinaa rzeczywiście powinna odpocząć. Druid mówi, że w tym kręgu jest bezpiecznie. Poza tym, są tu oni – wskazał na najemników, po czym spojrzał na Lucę i uśmiechnął się – Chociaż założę się, że w obronie swej ukochanej, przyszły tatuś sam powaliłby nawet pułk wojska! Marie, myślę, że nie trzeba się o nich tak martwić. Oboje są dorośli. Jeśli potrzebujesz jeszcze odpocząć Castino, to proszę powiedz tylko i zostańcie. Jeśli nie... – urwał - ...to w drogę, bo nam ucieknie! Będę tuż obok ciebie, Marie. - rajtar odwrócił się do elfa - Idziesz Gildirilu?
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Cas, Luca & Ulrich

Luca zatknął nabite pistolety za swój wysoki, kislevski pas i z nieco pochmurną miną spojrzał na rajtara. Facet wreszcie się odezwał i mówił do rzeczy, więc Orlandoni skinął mu głową i zakładając ręce na piersi rzekł:

- Castinaa najlepiej będzie wypoczywać w moim towarzystwie, przyjacielu, a nie jakimś tam kręgu. Poza tym Marie ma chyba jednak rację - w kupie siła, jak to mawiali moi krasnoludzcy przyjaciele z Barak Varr, więc nie powinniśmy się rozdzielać. Zwłaszcza, że magia Marie zaczęła działać. - Luca przytulił ukochaną do siebie i podszedł do Ulricha. - Masz już w głowie jakiś plan w razie gdybyśmy trafili na Etelkę? Sądząc po okolicy nie będziemy mieć wielkiego pola manewru.

Rajtar skinął głową i uśmiechnął się.
- Twoi krasnoludzcy przyjaciele słusznie mawiali. Chociaż pewne ryzyko zawsze jest. Druid powiedział, że nie ma zielonego pojęcia, co się tam kryje... – jego twarz przybrała zmartwiony wyraz, ale tylko na moment – Tak czy inaczej, na pewno nic z czym nie dalibyśmy sobie rady, więc skoro jesteś pewien tej decyzji, to idziemy – zaczął przygotowywać swoją broń, po czym mówił dalej – Co do tej wiedźmy... Szczerze powiedziawszy, nie spodziewam się jej spotkać tutaj. W końcu miała nad nami kilka dni przewagi, a diabli wiedzą, czy to Miska była jej celem, czy nie. Na wszelki wypadek jednak miej pistolety w pogotowiu. Bo, szczerze powiedziawszy – Ulrich jakby zakłopotał się lekko – nie miałem jeszcze przyjemności potykać się z czarodziejem, ani tym bardziej z wiedźmą. Wiem jednak, że nawet najsilniejszy czarodziej nie oprze się kuli. - tutaj spojrzał na czarodziejkę i westchnął – Tak więc, albo zajmiemy się nią szybko, albo musimy liczyć na umiejętności Marie.

- Myślę, że prędzej musimy liczyć na umiejętności Marie niż swoje własne. Jeśli Etelka jest potężna, a nie sądzę by ktoś taki jak Ordo Septenarius werbowało byle kogo, to zwykłe kule na nic się zdadzą. I może zabrzmi to dziwnie, ale myślę, że właśnie w Misce Diabła wreszcie stawimy jej czoła, więc bądź przygotowany na najgorsze, Ulrichu...

Castinaa klepnęła Lucę w ramię.
- Dobra, będziemy gadać idąc, trzeba się zbierać jak najszybciej. Nie wiemy przecież, na ile mi zaklęcie Marie pomoże, a nie chcę znów przechodzić tego, co w wieży. Nie mam zamiaru być bezużyteczna...
To mówiąc wyszła z kręgu i wzdrygnęła się lekko. To miejsce jej się cholernie nie podobało, miała nadzieję jak najszybciej zakończyć te poszukiwania i wrócić do ciepłego łóżka.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Duch prowadził wprost do ukrytego wśród uschniętych i powykręcanych drzew nieznanego gatunku o kształtach podobnych do ludzkich. Samo wejście miało ze dwa metry wysokości, zaś same korytarze były niewiele niższe. Oświetlając sobie korytarz magicznym światłem Marie i zwykłymi pochodniami, maszerowaliście wszyscy za duchem. Duch powiódł was prosto do jaskini, w której widać było zarys płytkiego grobu. Wystawało z niego kilka zbielałych kości.
- Błaagam! Zajmijcie się mym grobem! Pomóżcie... Strzeżcie się też źródła wszelkiego zła! Meteorytu! Strzeeeżcie się!

Podleciała do korytarza odchodzącego w prawą stronę.
- Tam spoczywają moi towarzysze. I to, czego szukacie!

Zanim w ogóle zdążyliście się zabrać za cokolwiek, z zewnątrz dosłyszeliście kilka piskliwych głosów. Chwilę potem w wyjściowym korytarzu pojawiła się sylwetka szczura skrzyżowanego z człowiekiem. Oczy wielkiego szczuroczłeka jarzyły się czerwienią, zaś on sam potrząsnął wyszczerbionym mieczem i tarczą.
- Stać, stać! Nie ruszać się! Nie ruszać się! Bo zginąć zginąć!

Za przemawiającym stanęło jeszcze dwóch czy trzech jego pobratymców. Część z was już miała nieprzyjemność spotkać się z tą rasą, pozostali zaś mogli pierwszy raz przyjrzeć się temu wybrykowi natury. A nie był to widok ładny. Brązowe futro, pokryte jakimiś niedopasowanymi skórami mającymi być chyba pancerzem, czerwone oczy, szczurze pyski, zakrzywione miecze w łapach i ten odrażający smród... Castinaa od razu wypróżniła całą zawartość żołądka.
- Kamień! Kamień! Gdzie, gdzie?!

Oczy błyszczały mu coraz bardziej. Luca zauważył to pierwszy. Tak samo jak nerwowe spojrzenia na wejście do prawego tunelu. Kupiec wiedział, że skaven na coś czeka. Nie czekały natomiast krasnoludy, bez słowa chwytając za broń jako pierwsze. Wtedy od prawej strony dobiegł cichy chrobot, słyszalny tylko dla nielicznych, zaś od zewnątrz kolejne piski. Szczuroludzi było więcej...

Pięknie się rozpisaliście, oby tak dalej :-)
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Esmeralda
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: piątek, 8 września 2006, 10:06
Numer GG: 0
Lokalizacja: Arcana Hereticae

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Esmeralda »

Marie

Od momentu gdy tylko pojawili się w jaskini, Marie starała się iść jak najbliżej Tileańczyków, by w razie czego pomóc Castiniee. Szczerze mówiąc niezbyt dobrze znosiła podróże w takich warunkach i rozglądając się na boki starała się maksymalnie skoncentrować - wszak nie wiadomo co może czekać w czeluściach tej groty.

O tym co może czekać, przekonali się niebawem. Skrzyżowany z człowiekiem szczur nie dość że był odrażający sam w sobie, to jeszcze diabelnie cuchnął. Czarodziejka zasłoniła twarz rękawem swej szaty i poczuła, jak zbiera jej się na wymioty. Pierwszy raz w życiu widziała na oczy takie paskudztwo. Chwilę później dostrzegła jak Cas zwróciła cały obiad wraz z ziołami i herbatką Luci.

Gdy pojawiło się dwóch kolejnych skavenów, czarodziejka zasłoniła własnym ciałem Castinęę i wypowiedziała cicho zaklęcie. Zaciśnięta pięść magini zaczęła pulsować ostrą, fioletową poświatą – Marie czekała aż szczuroludzie zdecydują się zaatakować i wtedy będzie mogła uwolnić pięć ostrych jak brzytwa igieł naładowanych Czarną Mocą. Drugą dłoń zacisnęła mocno na trzonku swej kosy; broń biała mogła jej się teraz przydać, gdyż nie będzie miała czasu na kolejny czar. Odruchowo spojrzała na Lucę i Ulricha.

- Co robimy, panowie? - spytała, a fioletowa poświata która płonęła wokół jej pięści nadawała jej twarzy posępny ton. - Czekamy aż zaatakują, czy sami atakujemy? I o jakim kamieniu oni mówią? Coś mi się zdaje, że to nie jedyni, których tutaj spotkamy. - dodała, słysząc kolejne piski. Odwróciła lekko głowę i powiedziała do Tileanki. - Nie wychylaj się, Cas, jeśli dobrze pójdzie nawet nie będziesz musiała nikogo atakować.

Po chwili skupiła się na oponentach marszcząc brwi. Wystarczył jeden zły ruch tych śmierdzieli, by uwolniła swój czar...
"Wymagajcie od siebie więcej, nawet jeśli inni nie wymagają". Jan Paweł II

Obrazek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Cas, Vestella, Luca & Vestel :)

Luca od początku szedł blisko swej ukochanej obejmując ją w pasie - w razie gdyby Cas nagle poczuła się słabiej, mógłby ją w porę złapać. Wkrótce zjawa wskazała miejsce swej śmierci i miał już zamiar coś powiedzieć, gdy pojawili się niespodziewani goście...wielkie, stojące na tylnich łapach szczury! Swego czasu dziadek opowiadał mu gdy był jeszcze dzieckiem, że widział kiedyś te bestie w kanałach Luccini. Wtedy Luca jakoś niespecjalnie mu wierzył, jednak teraz okazało się że stary Gio miał rację. Odrażające stwory, które miał przed sobą przypominały bestię, która zaatakowała barkę Josefa pod Weissbruckiem. Na szczęście były mniejsze. Trzymały za to broń, śmierdziały. I gadały w reikspielu. Luca dobrze wiedział, dlaczego dziadek przez swoich przyjaciół był postrzegany jako odmieniec – któż, kto nie widział tego na własne oczy uwierzyłby? Pewnie dlatego te śmierdziele żyły sobie w dobrze zorganizowanym środowisku.

Orlandoni nie zamierzał negocjować z tym 'czymś', lecz zanim cokolwiek zdążył powiedzieć wynajęci do ochrony khazadowie już zaczęli działać. Margan Agnusson docisnął spust kuszy a bełt pomknął ku celom, wbijając się w brzuch przemawiającego skavena. Luca nie czekał i wypalił z obu pistoletów w dwóch kolejnych szczuroludzi. Wraz z piskiem skavenów huk poniósł się po jaskini, wykwitła chmura dymu. Na szczęście niezbyt duża, pistolet nie był rusznicą. Salwa poczyniła niezłe spustoszenie. Z dystansu paru metrów, w wąskim korytarzu ciężko było nie trafić.

- Jak tylko pojawią się nowi, wal w nich wszystkim co masz w zanadrzu, Marie!! Ale dopiero wtedy, gdy będzie ich więcej! - krzyknął Luca. - A teraz cofnąć się wszyscy, niech same po nas przyjdą i wystawią się na kolejny atak. Castinaa, do tył... - rzucił, jednak widząc że Cas chroniona jest przez czarodziejkę, Orlandoni zaczął ładować pistolety. Jeśli była ich mała armia, trzeba było działać szybko. Miał nadzieję, że są na tyle głupie, że same wpakują się w pułapkę.

- Marie, Luca, spokojnie... Poradzę sobie... - Castinaa jęknęła, walcząc z kolejnymi nudnościami. Powoli, bardzo ostrożnie, wycofała się trochę, nie chciała nikomu teraz wchodzić pod nogi. Dość niechętnie sięgnęła po dwa ostrza, choć wolała nimi nie rzucać.
- Póki co nie będę się wtrącać, bo jeszcze kogoś z was przez przypadek zranię. - Oparła się ścianę i wzięła kilka głębszych wdechów. Jednak smród szczurów i ich krwi działał na nią coraz gorzej.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Skaveny były albo zbyt podniecone, albo zbyt naiwne, albo po prostu zbyt głupie. Bełt i strzały położyły trzech z nich natychmiast. Nie doczekały się odsieczy, a raczej nie doczekały jej żywe. Ale to nie był koniec. W zasadzie był to dopiero początek.

Zarówno od wejścia jak i od bocznego korytarza zaczynali wpadać kolejni przeciwnicy. Tylko najwyraźniej nie do końca zdawali sobie sprawę, że trafili na bardzo twardy orzech do zgryzienia, który raz za razem łamał im wszystkie zęby.

Topory blokujących wejście krasnoludów robiły wśród wrogów istną rzeź. Wspomagani przez Ulricha wyszliby z tego pewnie nawet bez małego zadrapania, gdyby nie zdradziecki atak od boku, którym szczuroludzie chcieli przypieczętować swoje zwycięstwo. I byłoby im się udało, gdyż pociski z proc powaliły trzymającego się teraz za brzuch Gildirila i krwawiącego obficie z rozbitej głowy Andre, a same skaveny zaczęły wpadać do pomieszczenia, zaskakując broniących się ludzi. Nie zaskoczyły jednak Orlandoniego, który swoją bronią wręcz ściął z nóg dwóch pierwszych. Następnych dwóch położyły sztylety ciśnięte przez Castinęę.

Szczuroludzie doszli do zwarcia, lecz to był ich jedyny sukces. Marie najpierw położyła swym czarem pięciu szczuroczłeków, lecz potem z trudem, ale odpierała kosą ataki jednego z nich, broniąc tym samym leżących na ziemi. Castinaa i Luca, stojąc do siebie plecami starli się z kolejnymi, zagradzając dalszą drogę zarówno im, jak i tym jeszcze czającym się w korytarzu. A to była idealna sytuacja dla Ulricha który siekł cuchnące bestie. Przynajmniej te odważniejsze, gdyż pozostałe uciekły, głośnymi piskami i nieprzyjemnym odorem oznajmiając swoją porażkę.

Nie obyło się jednak bez strat. O ile większość ran skończyła na lekkich skaleczeniach lub obiciach, jak u wymiotującego pod ścianą Gildirila, to rana Andre pozbawiła go przytomności a może nawet i życia? Tętno wyczuwalne było bardzo słabo, a jedyne zdolne mu pomóc – Castinaa i Marie miały własne problemy. Czarodziejka bowiem zaraz po walce usiadła ciężko na ziemi, a jej magiczne światło zgasło, zdając was na zwyczajne pochodnie. Castinaa zaś zwymiotowała obficie i oparła się o ścianę. Cóż, uroki ciąży...

A zbielałe kości kobiety nadal leżały w tym samym miejscu. Po szybkim sprawdzeniu okazało się, że wskazana przez nią komnata jest teraz zasypana, a z drugiej strony, dosłyszane w zupełnej ciszy jaka was otoczyła, coś wyraźnie chrobotało.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Esmeralda
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: piątek, 8 września 2006, 10:06
Numer GG: 0
Lokalizacja: Arcana Hereticae

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Esmeralda »

Marie

Czarodziejka osunęła się na ziemię, dysząc ciężko. Wspierając się na swej kosie próbowała zebrać jakoś siły do dalszej podróży. Wszystko wydarzyło się tak nagle – najpierw posłała w zaświaty piątkę szczuroludzi, by po chwili odpierać ataki jakiegoś cuchnącego skavena. Sama nawet nie wiedziała, jak go zabiła. To było już za dużo jak na nią – magiczne światło zgasło, a Marie pociemniało aż w oczach. Castinaa nie miała lepiej; zwymiotowała i chyba też czuła się mocno osłabiona.

Marie posiedziała pod ścianą kilka minut zbierając siły, po czym podźwignęła się do pionu na swym kosturze. Podeszła do rannego Andre, którego wynajęli kilka dni temu w Wittgendorfie i patrząc na jego ranę powiedziała.

- Nie poradzę nic na jego ranę, jestem zbyt osłabiona – kolejna próba użycia magii w tak krótkim odstępie czasu mogłaby się dla mnie marnie skończyć. Musicie go opatrzyć i wynieść stąd. - oparła się o ścianę. Spojrzała na Tileankę. - Cas, wszystko z tobą w porządku? Margan, weź brata i spróbujcie oczyścić tamto przejście. – wskazała kosą na zawalony portal. - Możliwe, że nic tam nie ma, ale będziemy mieć pewność.

Wychodząc z jaskini nagle poczuła coś głęboko niepokojącego w swoich trzewiach. Nagły przypływ wiatrów magii. Wiatrów, które nie zwiastowały nic dobrego... Szpony Tzeentcha powoli zaczęły rozpościerać się nad okolicą. Tak potężnego uderzenia wiatrów Chaosu jeszcze nie poczuła podróżując po świecie. Spojrzała na towarzyszy i spokojnym głosem, bez żadnego wyrazu na twarzy rzekła.

- Zaczęło się...

Dzięki za PW, Meg :)
"Wymagajcie od siebie więcej, nawet jeśli inni nie wymagają". Jan Paweł II

Obrazek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich

Zjawa zaprowadziła ich do miejsca swojego zakłóconego spoczynku. Miejsce to zdecydowanie nie należało do najlepszych – przynajmniej dla żywych. O ile jednak ciemność z trudem rozświetlaną słabym blaskiem pochodni (i magii) oraz towarzystwo przyprawiającej o ciarki zjawy jeszcze można wytrzymać, to niespodziewani goście mogli przysporzyć nie lada kłopotów. Ulricha chwilowo nie obchodziło co ma do powiedzenia stwór przypominający szczura. Walka była zażarta. Krasnoludy rąbały toporami wszystko co popadło, co rusz rozlegał się huk wystrzału, a i rajtar nie oszczędzał wrogów.

Odetchnął gdy ostatni z napastników zniknął z pola widzenia – także dlatego, że ich smród teraz był już trochę mniejszy, więc można było oddychać. Spojrzał po towarzyszach.
- Wszyscy są cali? Cas, Luca, Marie, Gil? – zapytał, ale nie musiał czekać na odpowiedź. Zobaczył elfa gorliwie pozbywającego się zawartości żołądka. Castinaa najwidoczniej wzięła z niego przykład... Zdecydowanie najgorzej oberwał Andre – przewodnik. Ulrich podszedł do Gildirila, przyjrzał mu się i stwierdził, że nic mu nie będzie. Kucnął więc przy nieprzytomnym Andre (Castinę zostawił Luce, bowiem prędzej świat rozpękłby się na połowy, niż Tileańczyk przedłożył cokolwiek nad ukochaną w takim stanie) i zmarszczył brwi. Mógł zrobić jedną z dwóch rzeczy: albo spróbować założyć przynajmniej prowizoryczny opatrunek, albo dobić biedaka. Postawił na to pierwsze.

Westchnął ciężko.
- Butelka najlepszego wina dla tego, kto mi powie o czym ten stwór mówił zanim zginął – wskazał na truchło leżące nieopodal – Przecież oni...
Nie dokończył, bo Marie spojrzała na nich tak dziwnie, że aż zamilkł. Obejrzał się zdezorientowany za siebie, nie rozumiejąc o czym mówi czarodziejka, po czym spojrzał na nią pytająco.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Tileańczycy

Luca oddychał głęboko chowając pistolety za pas. Na szczęście udało im się odeprzeć atak tych śmierdzieli, ale nie wiadomo było ilu jeszcze ich jest, dlatego należało się spieszyć. Nim Orlandoni zdołał coś powiedzieć, usłyszał za sobą, jak jego Gwiazdeczka pozbywa się znów zawartości żołądka. Podszedł do ukochanej z zatroskaną miną i gładząc ją po plecach rzekł.

- Kochanie, już stąd wychodzimy na świeże powietrze. Za chwilę poczujesz się lepiej
– właściwie to Luca nie był pewien co w ciąży oznacza słowo 'lepiej', ale wiedział, że nie mogą tutaj zostać.

- Marie, zbierajmy się stąd; niech Margan i jego brat dokończą dzieła, w końcu za to im płacimy. - kupiec spojrzał na Ulricha opatrującego Andre i przypomniał sobie co mówiły skaveny. - Nie mam pojęcia, przyjacielu, ale jeśli one szukały tego kamienia, to z pewnością Etelka też się nim interesuje... Może to spaczeń? Według różnych ksiąg szalonych naukowców szczuroludzie bardzo pożądają tej substancji... - Luca wzruszył ramionami i objął w pasie Castinęę. Wraz z towarzyszami ruszyli w stronę wyjścia z jaskini. Niech zjawa spoczywa w pokoju...

- Luca... - Castinaa jęknęła. - Ja...
Chciała powiedzieć, że chce już wracać, że ma tego dosyć, że się źle czuje i musi odpocząć. Ale nie powiedziała nic. Westchnęła tylko i uśmiechnęła się na siłę do przyszłego męża.
- Kocham cię, dziękuję.
Mężczyzna już coś chciał powiedzieć, ale odezwała się Marie. Jej słowa zaniepokoiły Tileańczyków, choć chyba bardziej sposób, w jaki je wypowiedziała. Spojrzeli się na siebie zdziwieni.

- Marie? Co się zaczęło? - zapytała czarodziejkę, ale chyba wolała nie znać odpowiedzi.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Krasnoludy poważnie potraktowały słowa Marie lub po prostu chciały spełnić wolę cierpiącego ducha. W przeciwieństwie do większości, która zaczęła po prostu opuszczać jaskinię. Zostało niewielu, w tym pomagający khazadom Ulrich i przez dłuższy czas również Gildiril, który uporawszy się ze swoimi problemami, zebrał wszystkie kości nieboszczki, kładąc je na płachcie materiału. Andre doglądać nikt nie musiał, tym zajął się bowiem druid, posiadający najwyraźniej znacznie większe umiejętności niż Cas, która bacznie obserwowała ruchy Jurgena. I co chwilę zadawała nowe pytanie, znajdując wreszcie osobę, od której mogła nauczyć się znacznie więcej, niż umiała do tej pory.

Odsypywanie kamieni trwało trochę czasu. Gdy już udało się zrobić dziurę, przez którą mógłby przejść człowiek, z czeluści zawalonej jaskini zaczęły wygrzebywać się... szkielety. Białe kości zakryte były przerdzewiałymi pancerzami, a kościste dłonie trzymały w rękach broń z którą dawno temu ktoś pogrzebał ich w tym miejscu. Nie miały szans, zabijane niemal natychmiast przez topory krasnoludów. Ginąc dziękowały, co jeszcze bardziej wkurzało khazadów. Było ich czterech, czterech zaginionych ludzi z jakiejś wyprawy, która utknęła tu dawno temu. A skaveny mogły wrócić w każdej chwili! Na szczęście przejście zostało zrobione, zaś skryta za nim skalna komnata nie była zbyt duża. Leżały tam rzeczy "szkieletów", w większości zardzewiała broń i pancerze, oraz resztki odzienia. Nietknięte za bardzo dziełem czasu było tylko ok. 200 koron, trochę miedziaków, buteleczka z zielonym płynem o zapachu migdałów, którą druid zidentyfikował jako miksturę leczącą oraz... cylindryczny klucz. Jak się tu dostał - tego nie wiedzieliście. Tak samo jak nie mieliście pojęcia, czy Etelka już była w tym miejscu, czy jeszcze tu nie dotarła. I czego tak na prawdę szukała? Tego samego co wy?

Szybko zdaliście sobie sprawę, ze nie było na co czekać. Druid odczekał tylko do świtu i ruszył razem z Marie zbierać niezwykle rzadkie zioła, wy zaś zbieraliście swój dobytek i razem z powracającymi ruszyliście do łodzi. Droga powrotna zajęła tydzień. Najpierw do Unterbaum, potem do Kemperbad, w obu przypadkach przebiegała bardzo spokojnie i szybko, gdyż tym razem łodzie niosło z prądem, co bardzo ułatwiało podróż. Należało tylko uważać, by silny wiatr nie zepchnął łodzi na skaliste brzegi, ale z tym Orlandoni radził sobie całkiem nieźle. W Kemperbadzie pożegnaliście wracającego do zdrowia Andre i dwóch kransoludów. I trzysta koron, zmarnowane tak naprawdę, gdyż Jałowe Wzgórza, mimo, że niebezpieczne, nie wymagały aż takich nakładów finansowych.

Podróże jednak wcale się jeszcze nie skończyły. Kolejne niemal dwa dni zajęło wam dotarcie do wieży sygnalizacyjnej. Przybijając do niej wraz z zachodzącym słońcem dnia, widzieliście, że budowa nie posunęła się jakoś szczególnie do przodu, ale krasnoludów zdawało się być tu już więcej. Dobudowały jeszcze jedno piętro w konstrukcji, wzmacniając je teraz metalowymi podporami i powoli montując resztę skomplikowanego mechanizmu. Ciekawi tego, co znajdziecie wewnątrz, niemal nie czekając weszliście do wieży. Zdziwione krasnoludy przywitały was skinięciami, lecz nie zadawały pytań. A wy nie tłumaczyliście, umieszczając wszystkie klucze w swoich miejscach. Niespodziewanie podłoga pod wami otworzyła się, ukazując sześciokątne pomieszczenie, od krótego odchodziły korytarze... całe wypełnione przeróżnymi książkami. Marie natychmiast dojrzała ogrom wiedzy, reszta z was - ogrom zarobku, jeśli tylko udałoby się to wszystko sprzedać.

Najpierw jednak zwróciliście uwagę na centralnie ustawiony stół, gdzie leżały trzy księgi. Dwie z nich były otworzone. "Astronomiczne zapiski Sternschaua - przewodnik po tajemnych cudach nocnego nieba" oraz "Omeny a profecyje jasnowidzącej Unserfrau". Czarodziejka przeczytała na głos zawartość stron, na których były otworzone. Tekst z przewodnika po gwiazdach mówił:
- "Tego roku, w noc złowróżbnego Hexenstag, Morrslieb zabłysnął był zielonym i niezwyczajnym światłem, zaś kształty jego przypominały straszliwe, uśmiechnięte lico. Niebiosa pokryło mrowie gwiazd spadających, kilka z nich upadło na ziemię, bowiem dał się słyszeć grzmot uderzenia. I znowu, w noc Geheimnistach, Morrslieb rozrósł się na niebiosach i sklepienie znów pokryło mrowie gwiazd spadających. Ostrzeżon wydarzeniami z Hexenstag, zdolny byłem śledzić szlak szczególnie dużej gwiazdy, wyglądającej jak odłupany kawał samego Morrslieba. Jeślim dobrze zrachował, gwiazda upadła na wyżynie Talabechlandu, mimo głównych wód rzeki narny."
Drugi zaś był bardziej złowieszczy.
- "Oto słowa mądrości. Czas nadejdzie, gdy wrogowie Chaosu osłabią swą czujność. Spoglądając ze swych twierdz zapłacą za to, iż nie strzegli się cienia za swoimi plecami. Wówczas Wielki Mutator zbudzi spaczony księżyc i ukochany Morra oczyści swą gardziel, spluwając na ziemie Imperium. A tam, gdzie krople jego plwociny dotkną ziemi, słabi bać się będą nawet krok uczynić - jednak kto posiądzie chociaż jedną z onych, wielką zdobędzie potęgę."
Trzecia księga zaś została rozpoznana przez Marie jako dziennik. Napisany w języku magicznym tylko przez nią mógł być odczytany. Tytuł brzmiał: "Dziennik czarodzieja Dagmara von Wittgensteina - 2405". Czarodziejka odczytała ostatni fragment tegoż, zaznaczony przez właściciela wieży.
- "I w ten oto sposób ja, Dagmar von Wittgenstein, wszedłem w posiadanie największego kawałka spaczenia, jaki można znaleźć poza granicami przeklętego miasta Skavenblight! Wprost z samego księżyca Chaosu. Stanę się teraz największym czarodziejem Imperium, największym, jakiego znał Stary Świat. Lata spędzone na poszukiwaniach nie zostały stracone. Przygotowałem wszystko. Nic nie zostało przeoczone. Na wyprawę ruszyła grupa wynajętych "fachowców", do transportu meteorytu zbudowano specjalną, obitą ołowiem skrzynię, w zamku zaś czeka nań magicznie zabezpieczona komnata. Jutro wyruszam do Kemperbadu."
Nie było dalszych wpisów. Ale to dawało pewne spojrzenie na to, o co toczy się gra...

Ci, którzy pozostali na zewnątrz wieży, mieli własne problemy. A raczej tak sądzili, gdy czwórka jeźdźców wyjechała z lasu nieopodal. Trzech mężczyzn i kobieta, chociaż dokładnie przyjrzenie się oddalonym jeźdźcom w coraz szybciej zapadających ciemnościach było bardzo trudne. Fakt jednak, że wyjechali ze środka lasu, nie zaś od strony traktu, dowodzić mógł tego, że na coś tam czekali. I najwyraźniej się doczekali. Jeden z krasnoludów mruknął do drugiego.
- Patrzaj, to znowu ta chędożona magiczka. Pewnie się wkurzy, że ci tutaj wieżę otworzyli a ona nie mogła...
Nie trzeba było być bardzo domyślnym, by wiedzieć kim jest kobieta. Była jeszcze chwila na przygotowanie się, chociaż Etelka zbliżała się szybko. Chociaż z drugiej strony czy wiedziała, że na nią polujecie?
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Esmeralda
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: piątek, 8 września 2006, 10:06
Numer GG: 0
Lokalizacja: Arcana Hereticae

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Esmeralda »

Marie

Czarodziejka nie była zbyt ciekawym towarzyszem podróży, wciąż i wciąż studiując księgi, a zwłaszcza tą jedną, księgę magii Etelki. Zwykle nie opuszczała swojej kajuty, a jeśli już, to tylko po to, by dojrzeć czy z Castinąą wszystko w porządku, bądź przygotować dla niej jakieś ziółka. Nie zdarza się zbyt często, by posiąść nagle taką wiedzę, stąd też Marie została wchłonięta całkowicie, spędzając na studiowaniu prawie całe dnie a i nie raz po nocy siedząc długo, aż do wypalenia się świec. Czasami przyglądała się Tileańczykom, gdy gruchali niczym gołąbki, pomimo trudności związanych z ciążą Castinyy i uśmiechała się do siebie. Nie, żeby sama była stara, ale w dużej części straciła już ten optymizm, który widziała w pięknych oczach Cas. Może nawet zazdrościła im tego uczucia, po raz kolejny przyznając się do tego przed samą sobą?

Gdy dotarli w końcu do wieży, a dalej do wielkiej biblioteki, oczy Marie aż świeciły z podniecenia. Towarzysze pewnie myśleli o spieniężeniu tych dzieł - ona myślała tylko o wiedzy. W końcu ta biblioteka należała do astronoma i maga! Zeszła na dół i zaczęła czytać na głos otworzone księgi. Nie brzmiały one zbyt dobrze. Ale już chyba wiedziała co chciała osiągnąć Etelka i jej znajomi. Największy kawałek spaczenia... aż bała się tego, co można było z nim osiągnąć. Etleka zaś... pojawiła się jakby na zawołanie jej umysłu. Twarz Marie natychmiast przybrała zacięty wyraz, a jej umysł analizował znane czary, zastanawiajać się, które z nich mogłyby pokonać czarownicę. Poszła za pozostałymi, ale nie wychodziła na otwartą przestrzeć, przyglądając się przez chwilę konnym. Wtedy to poczuła... Niesamowity przepływ mrocznych wiatrów...

- Zabijcie Etelkę! Ona musi zginąć...

Chwilę potem jej dłonie zaczęły kreślić skomplikowane symbole a ona sama wypowiadała słowa mocy. Wiatry magii zafalowały, gdy skupiała moc wokół siebie. Ostrze kosy zamigotało fioletową energią, tak jak oczy magini Morra – na taką przeciwniczkę musiała skupić całą moc. Najpierw jednak musiała ochronić tych, których miała przy sobie a potem stawić czoła wiedźmie...
"Wymagajcie od siebie więcej, nawet jeśli inni nie wymagają". Jan Paweł II

Obrazek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich

Podróż mijała – jak to podróż – powoli. Marie zaszyła się pod pokładem, Gildiril, o dziwo, zbyt rozmowny nie był. Z Lucą i czasem z Castiną dało się zamienić kilka słów – oczywiście tylko wtedy, gdy jedno z nich było gdzieś indziej np. spało w kajucie. Zresztą czasu zbyt wiele na pogaduchy też nie było, bo barka to nie koń i trzeba nią przynajmniej trochę sterować.

Sama wieża zbytnio nie zmieniła się od ostatniego razu. Mimo to Ulrich aż gwizdnął, kiedy zobaczył ogromną bibliotekę. Nawet on zdawał sobie sprawę jak cenny, ale i groźny w nieodpowiednich rękach może być taki zbiór. Jak tylko nadarzy się okazja, te wszystkie księgi powinny zostać przetransportowane do stolicy – tam zostaną wykorzystane z pożytkiem. A przynajmniej nikt niepowołany się do nich nie dorwie...

„Chociaż to się zaraz okaże” pomyślał Ulrich, gdy zobaczył czwórkę konnych.
- No, najwyższy czas... – mruknął i sięgnął po szpadę i pistolet, sprawdziwszy czy jest gotowy do strzału, po czym zwrócił się do towarzyszy – Castino, Luca, trzymajcie się trochę z tyłu i, na bogów, uważajcie na siebie. Wszyscy uważajmy. Chociaż, nawet z Etelką, to wciąż tylko czwórka ludzi – nic z czym nie dalibyśmy sobie rady. Marie... – uśmiechnął się i odwrócił w stronę czarodziejki, ale prawdopodobnie już go nie słyszała, skupiona na swoich czarach. Spojrzał więc jeszcze szybko na Gildirila i rzekł do wszystkich – Powodzenia – postarajcie się nie zginąć, proszę. Trochę byłoby teraz szkoda...

Rajtar stał trochę na lewo od Marie, z bronią jeszcze opuszczoną. Miał dylemat: z jednej strony zabicie groźnej wiedźmy to powód do dumy. Z drugiej jednak Etelka była kobietą, a szlachcicowi (którym Ulrich mimo wszystko nadal był) trochę to nie przystoi... Zaraz jednak otrząsnął się z tych myśli. Skarcił sam siebie za dzielenie skóry na niedźwiedziu. Przypomniał sobie, że śmierć to dla sług chaosu najlżejszy wymiar kary. Przypomniał sobie też o Ninerl. I to wystarczyło, żeby skupił się na nadchodzącej walce.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Zablokowany