[brak]Smokiem być...

-
- Kok
- Posty: 1015
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 20:32
- Numer GG: 8570942
- Lokalizacja: Shadar Logoth
[brak]Smokiem być...
I oto nadeszła wielka chwila:
"Mam czas usiąść i napisać pierwszy post!"
Dobrze. A teraz odrzucamy patetyczność na bok.
Wszystkie zasady, pogrubienie, kursywa itp jak zawsze. Na początku imię i nazwisko smoka. To na tyle.
I jeszcze jedna drobna sprawa. Ta sesja z góry jest skazana na powolność. Czyli posty mogą być dłuuuugie, bo i tak średnio będę odpisywał raz na dzień/2 dni/ trzy dni. Zależy ile będę miał roboty.
Adelanthe
Znowu przeprowadzka. Tym razem siedziałaś w srebrnej klatce na dnie wielkiego wozu. Padał deszcz, który coraz bardziej cię denerwował. Miałaś być dostarczona satrapie jakiegoś małego kraju. Chciałaś wydostać się na wolność. Brak skrzydeł drażnił cię tym bardziej, że nawet gdybyś się wydostała, miałabyś problem z ucieczką. Usłyszałaś jakiś głos. Ktoś mówił do ciebie. Popatrzyłaś w jego stronę i dowiedziałaś się, że macie postój. Woźnica zbliżył się do krat.
-Biedna jesteś. Żal mi ciebie. Opowiedz mi o sobie, bo mało wiem.
Natrętny człowiek...
Irvine
Obudził cię krzyk jednego z twoich 'doradców'. Obok ciebie spała piękna, jeśli jest możliwe u tej rasy, goblinka i oddychała miarowo. Zrozumiałeś kilka słów: bójka, kopalnia, trupy.
Kolejny problem do rozwiązania.
Sorry, że krótki wstęp, ale akcję u ciebie przewidziałem na później. I jeśli byś mogła to wytłumacz mi jeszcze znaczenie tych cholernych cyferek obok kochanek smoka
Hubert
Przeczytałeś kolejny tom magiczny. Bez zastanowienia postanowiłeś użyć zawartej w nim wiedzy. Połączyłeś ją ze swoimi umiejętnościami kowalskimi i udało ci się stworzyć pierścień na swoją dłoń. Wiedziałeś, że zapewnia on ochronę przed urokami i oddziaływaniem na umysł. Ciekawy wytwór. Następnie wróciłeś do studiowania mapy. Słyszałeś, że jakiś smok ma na granicach pustyni własne miasto i niby rządzi plemieniem ludzkim. Może warto byłoby się tam wybrać?
Ryuu
Usłyszałeś ryki smoków. Wyrwały cię z głębokiego snu. Zrozumiałeś, że legowisko smoków jest atakowane. Twój ojciec już wylatywał. Twoja matka właśnie wbiegła do twej 'komnaty'. Jej wielkie pazury stukały o kamień.
-Ryuukawada'zel'arme'de'Lewe!!! Musisz nam pomóc. Podobno grota władcy została zaatakowana!
Po tych słowach wybiegła za twym ojcem.
"Mam czas usiąść i napisać pierwszy post!"
Dobrze. A teraz odrzucamy patetyczność na bok.
Wszystkie zasady, pogrubienie, kursywa itp jak zawsze. Na początku imię i nazwisko smoka. To na tyle.
I jeszcze jedna drobna sprawa. Ta sesja z góry jest skazana na powolność. Czyli posty mogą być dłuuuugie, bo i tak średnio będę odpisywał raz na dzień/2 dni/ trzy dni. Zależy ile będę miał roboty.
Adelanthe
Znowu przeprowadzka. Tym razem siedziałaś w srebrnej klatce na dnie wielkiego wozu. Padał deszcz, który coraz bardziej cię denerwował. Miałaś być dostarczona satrapie jakiegoś małego kraju. Chciałaś wydostać się na wolność. Brak skrzydeł drażnił cię tym bardziej, że nawet gdybyś się wydostała, miałabyś problem z ucieczką. Usłyszałaś jakiś głos. Ktoś mówił do ciebie. Popatrzyłaś w jego stronę i dowiedziałaś się, że macie postój. Woźnica zbliżył się do krat.
-Biedna jesteś. Żal mi ciebie. Opowiedz mi o sobie, bo mało wiem.
Natrętny człowiek...
Irvine
Obudził cię krzyk jednego z twoich 'doradców'. Obok ciebie spała piękna, jeśli jest możliwe u tej rasy, goblinka i oddychała miarowo. Zrozumiałeś kilka słów: bójka, kopalnia, trupy.
Kolejny problem do rozwiązania.
Sorry, że krótki wstęp, ale akcję u ciebie przewidziałem na później. I jeśli byś mogła to wytłumacz mi jeszcze znaczenie tych cholernych cyferek obok kochanek smoka
Hubert
Przeczytałeś kolejny tom magiczny. Bez zastanowienia postanowiłeś użyć zawartej w nim wiedzy. Połączyłeś ją ze swoimi umiejętnościami kowalskimi i udało ci się stworzyć pierścień na swoją dłoń. Wiedziałeś, że zapewnia on ochronę przed urokami i oddziaływaniem na umysł. Ciekawy wytwór. Następnie wróciłeś do studiowania mapy. Słyszałeś, że jakiś smok ma na granicach pustyni własne miasto i niby rządzi plemieniem ludzkim. Może warto byłoby się tam wybrać?
Ryuu
Usłyszałeś ryki smoków. Wyrwały cię z głębokiego snu. Zrozumiałeś, że legowisko smoków jest atakowane. Twój ojciec już wylatywał. Twoja matka właśnie wbiegła do twej 'komnaty'. Jej wielkie pazury stukały o kamień.
-Ryuukawada'zel'arme'de'Lewe!!! Musisz nam pomóc. Podobno grota władcy została zaatakowana!
Po tych słowach wybiegła za twym ojcem.

-
- Bombardier
- Posty: 890
- Rejestracja: piątek, 22 września 2006, 10:04
- Numer GG: 10332376
- Skype: p.kot.l.
- Lokalizacja: W-wa
- Kontakt:
Re: [brak]Smokiem być...
Nie, chyba nie chcesz mi zniszczyć Dragon Paradise ? 
Ryuu Katonis
Chciał zapytać co się stało, lecz jego matka wyleciała zbyt szybko. Wiedział, że nie ma wiele czasu. W ostatnich dniach studiował zaklęcia medyczne, więc w trakcie przemiany w formę biegającą przypomniał sobie kilka z nich. Następnie wybiegł do przedziału wejściowego, a z niego z ogromnę prędkością wyskoczył z groty. Następnie zaczął szybować. Przekręcił się, wykonał skręt (IMO nie chodzi mi o żadną trawkę ani nic w tym stylu) i przekręcił z powrotem teraz już leciał prosto w kierunku groty Drakusa XVII zastanawiając się, co takiego mogło się stać. "To musi być naprawdę poważne, jeśli oprócz Gwardii lecą też inne smoki ..." i wraz z tą myślą rozejrzał się w celu zobaczenia, ile tak naprawdę smoków leci tam gdzie on. Miał tylko nadzieję, że nikt nie zostanie ranny. Gdy dolatywał, zmienił się w Smoczydło i nim pokonał resztę drogi. Uznał, iż jeśli to coś poważnego, tą formą łatwiej mu będzie z kimś walczyć lub wykonać gesty potrzebne do rzucenia zaklęć leczących. Tchniony przeczuciem zmienił też kolor na czerwony, by zaprezentować się oficjalnie.
Kilka ostatnich spraw technicznych, bo to już ostatnia chwila. Jeśli ktoś oglądał kiedyś "Dragon Booster" (u nas leci na ZigZapie jako "Wybraniec Smoka") to mniej więcej forma biegająca jest wzorowana na tych smokach. Smok główny to De-en-de-kowy niebieski smok, tyle, że czerwonego/czarnego koloru. Człowiek ... to chyba nie wymaga komentarza. Smoczydło również jest De-de-kowe. Jeśli ktoś widział którąkolwiek z tych form - to dobrze dla niego, jednak gdy będę miał dostęp do skanera, wtedy będę mógł przedstawić je wszystkie (prawdopodobnie zrobię to w rekrutacji)
A właśnie - dostęp do skanera. Jak już wspominałem, jutro wyjeżdżam nad morze, a tam 0% szans na dostęp do neta (no dobra, jeśli cudem zauważę jakąś kafejkę, której nie znalazłem przez ostatnie dwa lata to MOŻE od czasu do czasu znajdę chwilę na wzięcie udział w sesji, tak to dostęp do internetu planuję na ostatni tydzień wakacji. Ardel wiedział o tym i zaakceptował, więc chyba nie ma powodu, by zabijać moją postać

Ryuu Katonis
Chciał zapytać co się stało, lecz jego matka wyleciała zbyt szybko. Wiedział, że nie ma wiele czasu. W ostatnich dniach studiował zaklęcia medyczne, więc w trakcie przemiany w formę biegającą przypomniał sobie kilka z nich. Następnie wybiegł do przedziału wejściowego, a z niego z ogromnę prędkością wyskoczył z groty. Następnie zaczął szybować. Przekręcił się, wykonał skręt (IMO nie chodzi mi o żadną trawkę ani nic w tym stylu) i przekręcił z powrotem teraz już leciał prosto w kierunku groty Drakusa XVII zastanawiając się, co takiego mogło się stać. "To musi być naprawdę poważne, jeśli oprócz Gwardii lecą też inne smoki ..." i wraz z tą myślą rozejrzał się w celu zobaczenia, ile tak naprawdę smoków leci tam gdzie on. Miał tylko nadzieję, że nikt nie zostanie ranny. Gdy dolatywał, zmienił się w Smoczydło i nim pokonał resztę drogi. Uznał, iż jeśli to coś poważnego, tą formą łatwiej mu będzie z kimś walczyć lub wykonać gesty potrzebne do rzucenia zaklęć leczących. Tchniony przeczuciem zmienił też kolor na czerwony, by zaprezentować się oficjalnie.
Kilka ostatnich spraw technicznych, bo to już ostatnia chwila. Jeśli ktoś oglądał kiedyś "Dragon Booster" (u nas leci na ZigZapie jako "Wybraniec Smoka") to mniej więcej forma biegająca jest wzorowana na tych smokach. Smok główny to De-en-de-kowy niebieski smok, tyle, że czerwonego/czarnego koloru. Człowiek ... to chyba nie wymaga komentarza. Smoczydło również jest De-de-kowe. Jeśli ktoś widział którąkolwiek z tych form - to dobrze dla niego, jednak gdy będę miał dostęp do skanera, wtedy będę mógł przedstawić je wszystkie (prawdopodobnie zrobię to w rekrutacji)
A właśnie - dostęp do skanera. Jak już wspominałem, jutro wyjeżdżam nad morze, a tam 0% szans na dostęp do neta (no dobra, jeśli cudem zauważę jakąś kafejkę, której nie znalazłem przez ostatnie dwa lata to MOŻE od czasu do czasu znajdę chwilę na wzięcie udział w sesji, tak to dostęp do internetu planuję na ostatni tydzień wakacji. Ardel wiedział o tym i zaakceptował, więc chyba nie ma powodu, by zabijać moją postać



Czerwona Orientalna Prawica

-
- Bombardier
- Posty: 827
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
- Numer GG: 1074973
- Lokalizacja: Sandland
Re: [brak]Smokiem być...
Adelanthe
Wsłuchiwała się w krople deszczu stukające o liście (zakładam, że dookoła są drzewa) wymasowała delikatnie blizny na łopatkach, które od czasu amputacji strasznie ją bolą. Siedziała w klatce ubrana w skromny wielokrotnie renomowany nadszarpnięty czasem dawno już nieużywany strój tancerki egzotycznej. W końcu przedstawiana jako cenny artefakt kiedyś z pewnością zostanie wypchana i postawiona w jakimś pokoju bezlitośnie obrastana przez kurz w przypadku niesubordynacji. Perły i Świecidełka z koronkowymi wyszywankami na materiale mimo szczodrze okrojonej kreacji, przytłaczały swą ilością, przecenioną ponad komfort i mobilność. Będąc nadal półnaga nastroszyła lekko pióra czując pojedynczą kroplę deszczu na dziobie, kropla spłynęła jej po policzku, gdy zerknęła wzwyż przykrywając się chłodnawym aksamitnym okryciem drżąc z zimna. Niczym skowronek w klatce wystawionej na chłód, zadygotała przetrzepując nikłe upierzenie. Gdy woźnica ją zagadał wpierw odwróciła łeb w przeciwną stronę, gdy ten się zbliżył, kierując się doświadczeniem podniosła się na dłoniach prostując z pozycji skulonej na podłodze. Jej wątłe ramiona wsparły ją na wystarczającą wysokość by woźnica mógł dostrzec obrożę i przeczytać wygrawerowany na niej złoty napisem „Adelanthe” pod pochylonym łbem, powoli wspinającym się do poziomu pasa, w której mógł dojrzeć spływającą kroplę z jej lica. Oczy miały mglisty wyraz zobojętnienia, oraz powinności. Przybierając inną pozę mogła być ukarana za zniewagę. Klatka była chłodna, a gigantyczny zamek uniemożliwiał sforsowanie jej od środka.
Smoczyca unikała kontaktu wzrokowego, niby łza upadła na perłowy naszyjnik, który zalśnił delikatnie w półmroku, na małej metalicznej półce koło niej stała taca z mokrą obgnitą kromką chleba oraz pękniętą miską z wodą, której już nie zostało dużo, małe robaczki zasiedliły się w niej już dawno temu robiąc sobie z miski małe bajorko.
Kajdany na jej nadgarstkach i kostkach zabrzęczały ciągnięte po chłodnej kładce klatki.
Adelanthe nie odzywała się, miała już przyjemność z takimi, co starali się jej pomóc i albo kończyli na szubienicy albo przyczyniało się to do jej upodlenia.
Wsłuchiwała się w krople deszczu stukające o liście (zakładam, że dookoła są drzewa) wymasowała delikatnie blizny na łopatkach, które od czasu amputacji strasznie ją bolą. Siedziała w klatce ubrana w skromny wielokrotnie renomowany nadszarpnięty czasem dawno już nieużywany strój tancerki egzotycznej. W końcu przedstawiana jako cenny artefakt kiedyś z pewnością zostanie wypchana i postawiona w jakimś pokoju bezlitośnie obrastana przez kurz w przypadku niesubordynacji. Perły i Świecidełka z koronkowymi wyszywankami na materiale mimo szczodrze okrojonej kreacji, przytłaczały swą ilością, przecenioną ponad komfort i mobilność. Będąc nadal półnaga nastroszyła lekko pióra czując pojedynczą kroplę deszczu na dziobie, kropla spłynęła jej po policzku, gdy zerknęła wzwyż przykrywając się chłodnawym aksamitnym okryciem drżąc z zimna. Niczym skowronek w klatce wystawionej na chłód, zadygotała przetrzepując nikłe upierzenie. Gdy woźnica ją zagadał wpierw odwróciła łeb w przeciwną stronę, gdy ten się zbliżył, kierując się doświadczeniem podniosła się na dłoniach prostując z pozycji skulonej na podłodze. Jej wątłe ramiona wsparły ją na wystarczającą wysokość by woźnica mógł dostrzec obrożę i przeczytać wygrawerowany na niej złoty napisem „Adelanthe” pod pochylonym łbem, powoli wspinającym się do poziomu pasa, w której mógł dojrzeć spływającą kroplę z jej lica. Oczy miały mglisty wyraz zobojętnienia, oraz powinności. Przybierając inną pozę mogła być ukarana za zniewagę. Klatka była chłodna, a gigantyczny zamek uniemożliwiał sforsowanie jej od środka.
Smoczyca unikała kontaktu wzrokowego, niby łza upadła na perłowy naszyjnik, który zalśnił delikatnie w półmroku, na małej metalicznej półce koło niej stała taca z mokrą obgnitą kromką chleba oraz pękniętą miską z wodą, której już nie zostało dużo, małe robaczki zasiedliły się w niej już dawno temu robiąc sobie z miski małe bajorko.
Kajdany na jej nadgarstkach i kostkach zabrzęczały ciągnięte po chłodnej kładce klatki.
Adelanthe nie odzywała się, miała już przyjemność z takimi, co starali się jej pomóc i albo kończyli na szubienicy albo przyczyniało się to do jej upodlenia.

-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Re: [brak]Smokiem być...
Hubert
Uznał pierścień za znośny, nie był może zbyt potężny i nie miał zbyt szerokiego zastosowania, ale ochrona umysłu na której nie trzeba się zbytnio koncentrować zawsze sie przydaje. Gdy schodził do skarbca by zastanowić się bardziej wizualnie gdzie upchnąć tą nową błyskotkę naszły go dziwne myśli.
Zastanawiał się nad pogłoskami na temat miasta ludzi, które wyrosło na skraju pustyni. Nie dość ze ludzie, to jeszcze rządzeni przez smoczycę. Nie podobało mu się już samo to, że przybyli w tak niegościnne tereny a na dodatek znał nieco ich skłonności do nadmiernej ekspansji. Doszedł do niezbyt ciekawych konkluzji, zazwyczaj nie miał nic przeciwko ludziom, ale tutaj chodziło o jego tereny, a to oznaczało że będzie musiał być dość stanowczy. Gdy dotarł do skarbca doszedł do wniosku ze zamiast upychać gdzieś nowe cacuszko najzwyczajniej weźmie je ze sobą i poleci sprawdzić te plotki. Wyszukał swoje ulubione naszponniki z ogniostali, proszek zapomnienia i kilka fiolek ulepszonego ognia alchemicznego. Ulepszenie było jego własnego patentu. Wrzucił wszystko do torby i przerzucił ją tak, żeby nie przeszkadzała mu w locie.
Wrócił na górę, zapieczętował wieżę aktywując wszystkie zaklęcia ochronne i pułapki i rozejrzał się jeszcze po okolicy. Dla normalnych oczu pustynie zalegał bezruch i upiorny wręcz upał. Dla niego jednak piaszczysto kamienna przestrzeń była pełna życia. Pouczył jeszcze okoliczna faunę i florę jak ma się zachowywać w razie stwierdzenia intruzów lub napaści i ruszył przed siebie. Za jego plecami ostrorośl ostrożnie zaczęła się przemieszczać na wrota tak, żeby nie można ich było odróżnić od murów zza ściany ciernistych gałęzi. Skalniaki turlały się tworząc osłonę dla jedynego w okolicy jeziorka, tak żeby też nie dało się go dostrzec. Żmije i skorpiony zajmowały strategiczne pozycje, gotowe w każdej chwili wejść do buta lub śpiwora nieostrożnego śmiałka próbującego choćby przebyć tylko tą pustynię.
Gdy oddalił się już nieco od wieży, Hubert zaczął rosnąć, z każdym krokiem, powoli, nie spieszył się. Gdy był jakiś kilometr od wieży rozpostarł swe skrzydła i wzbił się w powietrze. Wybarwił się nieco, żeby przybliżyć się kolorem do jasnobłękitnego , gorącego jak piec nieba i poleciał sprawdzić plotki o mieście ludzi.
Uznał pierścień za znośny, nie był może zbyt potężny i nie miał zbyt szerokiego zastosowania, ale ochrona umysłu na której nie trzeba się zbytnio koncentrować zawsze sie przydaje. Gdy schodził do skarbca by zastanowić się bardziej wizualnie gdzie upchnąć tą nową błyskotkę naszły go dziwne myśli.
Zastanawiał się nad pogłoskami na temat miasta ludzi, które wyrosło na skraju pustyni. Nie dość ze ludzie, to jeszcze rządzeni przez smoczycę. Nie podobało mu się już samo to, że przybyli w tak niegościnne tereny a na dodatek znał nieco ich skłonności do nadmiernej ekspansji. Doszedł do niezbyt ciekawych konkluzji, zazwyczaj nie miał nic przeciwko ludziom, ale tutaj chodziło o jego tereny, a to oznaczało że będzie musiał być dość stanowczy. Gdy dotarł do skarbca doszedł do wniosku ze zamiast upychać gdzieś nowe cacuszko najzwyczajniej weźmie je ze sobą i poleci sprawdzić te plotki. Wyszukał swoje ulubione naszponniki z ogniostali, proszek zapomnienia i kilka fiolek ulepszonego ognia alchemicznego. Ulepszenie było jego własnego patentu. Wrzucił wszystko do torby i przerzucił ją tak, żeby nie przeszkadzała mu w locie.
Wrócił na górę, zapieczętował wieżę aktywując wszystkie zaklęcia ochronne i pułapki i rozejrzał się jeszcze po okolicy. Dla normalnych oczu pustynie zalegał bezruch i upiorny wręcz upał. Dla niego jednak piaszczysto kamienna przestrzeń była pełna życia. Pouczył jeszcze okoliczna faunę i florę jak ma się zachowywać w razie stwierdzenia intruzów lub napaści i ruszył przed siebie. Za jego plecami ostrorośl ostrożnie zaczęła się przemieszczać na wrota tak, żeby nie można ich było odróżnić od murów zza ściany ciernistych gałęzi. Skalniaki turlały się tworząc osłonę dla jedynego w okolicy jeziorka, tak żeby też nie dało się go dostrzec. Żmije i skorpiony zajmowały strategiczne pozycje, gotowe w każdej chwili wejść do buta lub śpiwora nieostrożnego śmiałka próbującego choćby przebyć tylko tą pustynię.
Gdy oddalił się już nieco od wieży, Hubert zaczął rosnąć, z każdym krokiem, powoli, nie spieszył się. Gdy był jakiś kilometr od wieży rozpostarł swe skrzydła i wzbił się w powietrze. Wybarwił się nieco, żeby przybliżyć się kolorem do jasnobłękitnego , gorącego jak piec nieba i poleciał sprawdzić plotki o mieście ludzi.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...

-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [brak]Smokiem być...
Irvine
Irvine nie był zbyt zadowolony, że nie dane mu było się wyspać.
"Co się mogło stać w środku nocy?" - zastanawiał się wstając powoli.
Nie był pewien co zrobić. Czy powinien obudzić Mirghrę i powiedzieć, że wychodzi? Czy też pozwolić jej się wyspać i zaryzykować, że obudzi się sama? Oba rozwiązania miały swoje plusy i minusy.
Szybko jednak podjął decyzję. Postanowił w miarę możliwości szybko załatwić sprawę i wrócić lub jeśli to nie będzie możliwe tylko dowiedzieć się w czym tkwi problem i rozwiązać go jutro.
Podszedł do okna wychodzącego na przeciwną stronę niż centrum wioski, z którego dochodziły odgłosy wrzawy. Rozejrzał się dookoła i z zadowoleniem stwierdził, że nikogo tu nie ma - wszyscy albo spali albo uczestniczyli w wywołanym zamieszaniu na placu. Irvine wyskoczył z okna i delikatnie wylądował na ziemi około trzy metry niżej. Odbiegł kilka kroków, po czym przyjął postać smoka i wzbił się w powietrze. Odlatując odwrócił głowę aby mieć pewność, że nikt go nie widział - trochę zbytnia nadgorliwość.
Zawrócił i poleciał prosto na główny plac, gdzie znajdowali się odpowiedzialni za okrzyki alarmu. Spokojnie wylądował przed nimi. Wszyscy zgromadzeni nagle się uspokoili - jego obecność wywołała ciszę pośród nieco spanikowanych goblinów.
- Spokojnie. Powiedz mi co się stało? - powiedział dość głośno, ale jego głos był raczej uspokajający.
Irvine nie był zbyt zadowolony, że nie dane mu było się wyspać.
"Co się mogło stać w środku nocy?" - zastanawiał się wstając powoli.
Nie był pewien co zrobić. Czy powinien obudzić Mirghrę i powiedzieć, że wychodzi? Czy też pozwolić jej się wyspać i zaryzykować, że obudzi się sama? Oba rozwiązania miały swoje plusy i minusy.
Szybko jednak podjął decyzję. Postanowił w miarę możliwości szybko załatwić sprawę i wrócić lub jeśli to nie będzie możliwe tylko dowiedzieć się w czym tkwi problem i rozwiązać go jutro.
Podszedł do okna wychodzącego na przeciwną stronę niż centrum wioski, z którego dochodziły odgłosy wrzawy. Rozejrzał się dookoła i z zadowoleniem stwierdził, że nikogo tu nie ma - wszyscy albo spali albo uczestniczyli w wywołanym zamieszaniu na placu. Irvine wyskoczył z okna i delikatnie wylądował na ziemi około trzy metry niżej. Odbiegł kilka kroków, po czym przyjął postać smoka i wzbił się w powietrze. Odlatując odwrócił głowę aby mieć pewność, że nikt go nie widział - trochę zbytnia nadgorliwość.
Zawrócił i poleciał prosto na główny plac, gdzie znajdowali się odpowiedzialni za okrzyki alarmu. Spokojnie wylądował przed nimi. Wszyscy zgromadzeni nagle się uspokoili - jego obecność wywołała ciszę pośród nieco spanikowanych goblinów.
- Spokojnie. Powiedz mi co się stało? - powiedział dość głośno, ale jego głos był raczej uspokajający.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera

Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy

-
- Kok
- Posty: 1015
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 20:32
- Numer GG: 8570942
- Lokalizacja: Shadar Logoth
Re: [brak]Smokiem być...
Ryuu
obrazki byłyby jak najbardziej na miejscu
Leciałeś. Już z daleka widziałeś walkę. Biała i czarne smoki ścierały się z ognistym oddechem czerwonych smoków. Kilka mniejszych postaci unosiło się w powietrzu ciskając w siebie czarami bojowymi. Widok był niesamowity. Nagle z groty wyleciał ogromny smok. Był półtora raza większy od największego osobnika biorącego udział w bitwie. Jego oddech od razu pozbawił jednego przeciwnika skrzydła. Po chwili fascynacji byłeś w stanie działać.
Adelanthe
-Czemu milczysz? - człowiek westchnął. - Ależ tak... Ty nie możesz mówić. Podobno wycieli ci język... Ach... Biedna...
Mężczyzna ruszył do ogniska pożywić się. W końcu nastała noc. Woźnica wracał na wóz by się przespać. Ukradkiem wrzucił ci do klatki kawałek pieczonego mięsa i butelkę wody. Mruknął coś [pod nosem i ułożył się do snu.
Na niebie pojawił się księżyc, przebijając się przez wątłą pokrywę chmur. Deszcz przestawał padać, lecz zaczynało straszliwie wiać. Zdawało się, jakby to natura zerwała się by zmiażdżyć wszelkie życie...
Hubert
Poczułeś powietrze pod skrzydłami. Było to piękne uczucie. Ludzie na pewno nie potrafili dostrzec piękna takich chwil jak ta. Leciałeś dalej. Po kilku godzinach lotu dotarłeś na skraj pustyni. I jak zauważyłeś plotki jak zawsze były przesadzone. Było to jedynie wielkie obozowisko. W dole krzątali się ludzie przy jakimś wielkim szybie. Z wysoka niestety nie mogłeś dostrzec co noszą w wiadrach. Rzekomej smoczycy nigdzie nie było widać, aczkolwiek zauważyłeś dość duże legowisko, a tuż obok niego jakby plac. Wyglądał jakby jakiś smok na nim lądował co jakiś czas. Krążyłeś nad obozem i obserwowałeś nieświadomych ludzi w dole.
Irvine
Przywódca wioski odtrącił kilku goblinów na bok i podszedł do ciebie.
-Panie... Mamy drobny problem. Te gobliny właśnie uciekły z kopalni srebra. Zostały zaatakowane przez grupę ludzi. Nie chciały walczyć, więc uciekły. Jednak po drodze zginęło kilku z nich. Dwóch naszych przyjaciół zginęło od kilofów ludzkich. Chcielibyśmy byś rozwiązał ten problem, panie. Obiecałeś nam spokój i brak wrogości ludzi.
Mały szaro skóry humanoid wpatrywał się w ciebie wyczekująco, a za nim grupka poobijanych goblinów poszła w jego ślady.
obrazki byłyby jak najbardziej na miejscu
Leciałeś. Już z daleka widziałeś walkę. Biała i czarne smoki ścierały się z ognistym oddechem czerwonych smoków. Kilka mniejszych postaci unosiło się w powietrzu ciskając w siebie czarami bojowymi. Widok był niesamowity. Nagle z groty wyleciał ogromny smok. Był półtora raza większy od największego osobnika biorącego udział w bitwie. Jego oddech od razu pozbawił jednego przeciwnika skrzydła. Po chwili fascynacji byłeś w stanie działać.
Adelanthe
-Czemu milczysz? - człowiek westchnął. - Ależ tak... Ty nie możesz mówić. Podobno wycieli ci język... Ach... Biedna...
Mężczyzna ruszył do ogniska pożywić się. W końcu nastała noc. Woźnica wracał na wóz by się przespać. Ukradkiem wrzucił ci do klatki kawałek pieczonego mięsa i butelkę wody. Mruknął coś [pod nosem i ułożył się do snu.
Na niebie pojawił się księżyc, przebijając się przez wątłą pokrywę chmur. Deszcz przestawał padać, lecz zaczynało straszliwie wiać. Zdawało się, jakby to natura zerwała się by zmiażdżyć wszelkie życie...
Hubert
Poczułeś powietrze pod skrzydłami. Było to piękne uczucie. Ludzie na pewno nie potrafili dostrzec piękna takich chwil jak ta. Leciałeś dalej. Po kilku godzinach lotu dotarłeś na skraj pustyni. I jak zauważyłeś plotki jak zawsze były przesadzone. Było to jedynie wielkie obozowisko. W dole krzątali się ludzie przy jakimś wielkim szybie. Z wysoka niestety nie mogłeś dostrzec co noszą w wiadrach. Rzekomej smoczycy nigdzie nie było widać, aczkolwiek zauważyłeś dość duże legowisko, a tuż obok niego jakby plac. Wyglądał jakby jakiś smok na nim lądował co jakiś czas. Krążyłeś nad obozem i obserwowałeś nieświadomych ludzi w dole.
Irvine
Przywódca wioski odtrącił kilku goblinów na bok i podszedł do ciebie.
-Panie... Mamy drobny problem. Te gobliny właśnie uciekły z kopalni srebra. Zostały zaatakowane przez grupę ludzi. Nie chciały walczyć, więc uciekły. Jednak po drodze zginęło kilku z nich. Dwóch naszych przyjaciół zginęło od kilofów ludzkich. Chcielibyśmy byś rozwiązał ten problem, panie. Obiecałeś nam spokój i brak wrogości ludzi.
Mały szaro skóry humanoid wpatrywał się w ciebie wyczekująco, a za nim grupka poobijanych goblinów poszła w jego ślady.

-
- Bombardier
- Posty: 827
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
- Numer GG: 1074973
- Lokalizacja: Sandland
Re: [brak]Smokiem być...
Adelanthe
-Skrzydła… nie język, a skrzydła wyszeptała pod nosem, gdy kolejna kropla spłynęła jej z dzioba.
Gdy woźnica wrócił ucieszyła się widząc podarunki, jakimi ją obdarzył, woda była czysta, a pieczywo smakowało tak dobrze, w mig wszystko spałaszowała, obawiając się, że ktokolwiek ją zauważy, mogło być to uznane za kradzież, nigdy do końca nie widziała czy coś było jej podarowane, czy jedynie pożyczone. Zresztą nikt i tak nie słuchałby jej tłumaczenia, za kradzież groziło obcięcie dłoni, jednak w jej przypadku kara nie była tak sroga, zaledwie 200 batów oraz izolatka na miesiąc.
Czekając aż kurtyna nocy zawiśnie na nieboskłonie, wsłuchiwała się w buczenie wiatru, opatulając się aksamitnym materiałem. Tak intensywny wiatr napawał ją strachem, jako iż nie mogła latać każdy potężniejszy podmuch zamiast wzbić ją w powietrze potrafił przewrócić jej słabe ciało, przymknęła oczy marząc o kimś, kto uwolni ją z opresji, tak jak każdej nocy.
-Skrzydła… nie język, a skrzydła wyszeptała pod nosem, gdy kolejna kropla spłynęła jej z dzioba.
Gdy woźnica wrócił ucieszyła się widząc podarunki, jakimi ją obdarzył, woda była czysta, a pieczywo smakowało tak dobrze, w mig wszystko spałaszowała, obawiając się, że ktokolwiek ją zauważy, mogło być to uznane za kradzież, nigdy do końca nie widziała czy coś było jej podarowane, czy jedynie pożyczone. Zresztą nikt i tak nie słuchałby jej tłumaczenia, za kradzież groziło obcięcie dłoni, jednak w jej przypadku kara nie była tak sroga, zaledwie 200 batów oraz izolatka na miesiąc.
Czekając aż kurtyna nocy zawiśnie na nieboskłonie, wsłuchiwała się w buczenie wiatru, opatulając się aksamitnym materiałem. Tak intensywny wiatr napawał ją strachem, jako iż nie mogła latać każdy potężniejszy podmuch zamiast wzbić ją w powietrze potrafił przewrócić jej słabe ciało, przymknęła oczy marząc o kimś, kto uwolni ją z opresji, tak jak każdej nocy.

-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Re: [brak]Smokiem być...
Hubert
Na szczęście plotki co do wielkości osady się nie sprawdziły, z drugiej strony byli tu ludzie a to już samo w sobie mu się nie podobało, a przynajmniej nie w tych górach i nie przy tej pustyni. Zaczął się zmniejszać jednocześnie opadając. Gdy był nie większy od zwykłej jaszczurki wylądował w okolicach kopalni. Zaczął wąchać i smakować powietrze, chciał wyczuć zapach smoka. Przy okazji próbował sobie przypomnieć nieco geologie tych gór, czego w tym konkretnie miejscu można by szukać. Wiedział że jest tu niemało rud, ale co skłoniło ich do zapuszczania sie w aż tak niebezpieczne dla nich tereny.
Skalnymi zakosami przebiegł niezauważony do wlotu kopalni, chciał zobaczyć co konkretnie tutaj wydobywają. Gdy już to ustalił, schował się pod jeden z kamieni obserwując wejście do szybu. Na podstawie ilości górników mógł mniej więcej ustalić liczebność obozowiska i czy pracują w szychtach, czy może schodzą do kopalni tylko raz dziennie. No i oczywiście po drganiach ziemi byłby w stanie ustalić czy jakiś smok buszuje po okolicy. Mimo swej dobrej kryjówki i niewielkich obecnie rozmiarów, był przygotowany na każdą sytuację i gotów salwować się ucieczką, atakować, lub zwyczajnie wykorzystać proszek zapomnienia, lub czegoś innego z jego arsenału podręcznego.
Na szczęście plotki co do wielkości osady się nie sprawdziły, z drugiej strony byli tu ludzie a to już samo w sobie mu się nie podobało, a przynajmniej nie w tych górach i nie przy tej pustyni. Zaczął się zmniejszać jednocześnie opadając. Gdy był nie większy od zwykłej jaszczurki wylądował w okolicach kopalni. Zaczął wąchać i smakować powietrze, chciał wyczuć zapach smoka. Przy okazji próbował sobie przypomnieć nieco geologie tych gór, czego w tym konkretnie miejscu można by szukać. Wiedział że jest tu niemało rud, ale co skłoniło ich do zapuszczania sie w aż tak niebezpieczne dla nich tereny.
Skalnymi zakosami przebiegł niezauważony do wlotu kopalni, chciał zobaczyć co konkretnie tutaj wydobywają. Gdy już to ustalił, schował się pod jeden z kamieni obserwując wejście do szybu. Na podstawie ilości górników mógł mniej więcej ustalić liczebność obozowiska i czy pracują w szychtach, czy może schodzą do kopalni tylko raz dziennie. No i oczywiście po drganiach ziemi byłby w stanie ustalić czy jakiś smok buszuje po okolicy. Mimo swej dobrej kryjówki i niewielkich obecnie rozmiarów, był przygotowany na każdą sytuację i gotów salwować się ucieczką, atakować, lub zwyczajnie wykorzystać proszek zapomnienia, lub czegoś innego z jego arsenału podręcznego.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...

-
- Bombardier
- Posty: 890
- Rejestracja: piątek, 22 września 2006, 10:04
- Numer GG: 10332376
- Skype: p.kot.l.
- Lokalizacja: W-wa
- Kontakt:
Re: [brak]Smokiem być...
Nie mówiłem, że WSZYSTKIE smoki w DP (Dragon Paradise) są ogniste, ale skoro tak ci pasuje.
Ryuu
Ryuu był przerażony. Dawno nikt nie zaatakował Dragon Paradise. A nawet jeśli, nie ominął tak łatwo straży ...
Po namyśleniu nadszedł czas działania. Wydając z siebie potworny ryk zmienił się w swoją podstawową formę. Na nieboskłonie pojawił się jeszcze jeden, nie imponujący wzrostem smok. Wszedzię dookoła ryki i trzaski, żar oddechów czerwonych smoków mieszał się z temperaturą oddechów dwóch pozostałych ras. (jakiego koloru był ten wielki smok ?). Przelatując koło kilku pobratymców z dość sporą prędkością gotował się do walki. Adrenalina skoczyła mu tak pierwszy raz od dłuższego czasu. "Najwyższa pora się pokazać w wiosce" pomyślał Ryuu. Następnie wypuścił z paszczy szeroki strumień ognia, który po chwili zmienił się w kilka płomiennych kul lecących w kierunku jednego z przeciwników. Tuż za ogniem nadleciał sam członek rodu Katonis, szybki i w miarę majestatyczny. Przybierając taktykę latania dookoła smoka i szybkiego nań nacierania pazurami i kłami, Ryuu zaatakował pierwszego lepszego przeciwnika. Chłodną logikę zastąpiła rządza walki. Liczyło się tylko pokonanie przeciwnika.
@czemu ktoś mi skasował posta ?
Ryuu
Ryuu był przerażony. Dawno nikt nie zaatakował Dragon Paradise. A nawet jeśli, nie ominął tak łatwo straży ...
Po namyśleniu nadszedł czas działania. Wydając z siebie potworny ryk zmienił się w swoją podstawową formę. Na nieboskłonie pojawił się jeszcze jeden, nie imponujący wzrostem smok. Wszedzię dookoła ryki i trzaski, żar oddechów czerwonych smoków mieszał się z temperaturą oddechów dwóch pozostałych ras. (jakiego koloru był ten wielki smok ?). Przelatując koło kilku pobratymców z dość sporą prędkością gotował się do walki. Adrenalina skoczyła mu tak pierwszy raz od dłuższego czasu. "Najwyższa pora się pokazać w wiosce" pomyślał Ryuu. Następnie wypuścił z paszczy szeroki strumień ognia, który po chwili zmienił się w kilka płomiennych kul lecących w kierunku jednego z przeciwników. Tuż za ogniem nadleciał sam członek rodu Katonis, szybki i w miarę majestatyczny. Przybierając taktykę latania dookoła smoka i szybkiego nań nacierania pazurami i kłami, Ryuu zaatakował pierwszego lepszego przeciwnika. Chłodną logikę zastąpiła rządza walki. Liczyło się tylko pokonanie przeciwnika.
@czemu ktoś mi skasował posta ?

Ostatnio zmieniony środa, 12 września 2007, 18:39 przez Nekonushi, łącznie zmieniany 1 raz.


Czerwona Orientalna Prawica

-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [brak]Smokiem być...
Irvine
Irvine był nieco zaniepokojony tymi wydarzeniami. Wkrótce miało minąć pół wieku od ostatniego poważniejszego konfliktu między tutejszymi ludźmi i goblinami. Nie spodziewał się, że coś może się popsuć i to aż tak aby ktoś miał stracić życie. Musiał załatwić sprawę tak aby więcej się to nie powtórzyło. Najpierw musiał się dokładniej dowiedzieć co się stało więc zaczął wypytywać dowódcę goblinów.
- Więc pracowaliście na nocnej zmianie i zostaliście zaatakowani. A czy tamci ludzie, byli górnikami z którymi pracowaliście wcześniej? Czy może to jacyś nowo przybyli? - spytał.
- Znaliśmy ich, i wcześniej było spokojnie. Nie wiemy dlaczego nagle tak zareagowali. No może mógł być ktoś nowy, ale raczej nie. - padła odpowiedź.
Smok nie był zachwycony. Byłoby łatwiej załagodzić sprawę, gdyby winowajcą nie był nikt z jego podopiecznych.
- Czy wyglądali jakoś inaczej niż zwykle, tak ogólnie i ubiorem? - spytał smok.
- Ubrani byli tak normalnie, skórzane ciuszki górników. - odpowiedział goblin.
- Oczywiście poznacie ich jak staną przed wami. - powiedział smok, a odpowiedzią na pytanie było nieco nerwowe potwierdzające kiwanie głowy goblina.
- I czego właściwie chcieli? Jak to się zaczęło? - Irvine kontynuował zadawanie pytań.
- Zaczęło się od nieprzyjemnych słów: "Wy parszywe psy! Nie powinniście żyć!", a potem...
- No i rozpoczęła się awantura, a gdy przeszła w bójkę wycofaliśmy się.
Irvine zmierzył go badawczym wzrokiem - upewnił się, że w słowach goblina nie ma fałszu. Miał z tym pewne doświadczenie i szybko doszedł do wniosku, że goblin mówił prawdę.
- Dobrze zrobiliście nie wdając się w nic więcej. Zostańcie w wiosce i niech zdrowajka wszystkich obejrzy, nawet tych którym zdaje się że nic im nie jest. Zajmę się sprawą, a rodziny zabitych dostaną rekompensatę. - powiedział.
Goblin kiwnął głową na znak zrozumienia (a także posłuszeństwa i podziękowania) - nie miał już nic do dodania. Obietnica Smoka wywołała ulgę wśród goblinów.
Irvine wiedział, że jeden zły człowiek mógł podburzyć innych. Miał nadzieję, że tak właśnie było, choć ludzie jakich znał z opowiadań swoich kochanek nie powinni byli dać się tak łatwo przekabacić.
Smok wzniósł się (początkowo skokiem) w powietrze i poleciał w kierunku kopalni. Leciał dość nisko, aby nie minąć czasem wspomnianych ludzi.
Irvine był nieco zaniepokojony tymi wydarzeniami. Wkrótce miało minąć pół wieku od ostatniego poważniejszego konfliktu między tutejszymi ludźmi i goblinami. Nie spodziewał się, że coś może się popsuć i to aż tak aby ktoś miał stracić życie. Musiał załatwić sprawę tak aby więcej się to nie powtórzyło. Najpierw musiał się dokładniej dowiedzieć co się stało więc zaczął wypytywać dowódcę goblinów.
- Więc pracowaliście na nocnej zmianie i zostaliście zaatakowani. A czy tamci ludzie, byli górnikami z którymi pracowaliście wcześniej? Czy może to jacyś nowo przybyli? - spytał.
- Znaliśmy ich, i wcześniej było spokojnie. Nie wiemy dlaczego nagle tak zareagowali. No może mógł być ktoś nowy, ale raczej nie. - padła odpowiedź.
Smok nie był zachwycony. Byłoby łatwiej załagodzić sprawę, gdyby winowajcą nie był nikt z jego podopiecznych.
- Czy wyglądali jakoś inaczej niż zwykle, tak ogólnie i ubiorem? - spytał smok.
- Ubrani byli tak normalnie, skórzane ciuszki górników. - odpowiedział goblin.
- Oczywiście poznacie ich jak staną przed wami. - powiedział smok, a odpowiedzią na pytanie było nieco nerwowe potwierdzające kiwanie głowy goblina.
- I czego właściwie chcieli? Jak to się zaczęło? - Irvine kontynuował zadawanie pytań.
- Zaczęło się od nieprzyjemnych słów: "Wy parszywe psy! Nie powinniście żyć!", a potem...
- No i rozpoczęła się awantura, a gdy przeszła w bójkę wycofaliśmy się.
Irvine zmierzył go badawczym wzrokiem - upewnił się, że w słowach goblina nie ma fałszu. Miał z tym pewne doświadczenie i szybko doszedł do wniosku, że goblin mówił prawdę.
- Dobrze zrobiliście nie wdając się w nic więcej. Zostańcie w wiosce i niech zdrowajka wszystkich obejrzy, nawet tych którym zdaje się że nic im nie jest. Zajmę się sprawą, a rodziny zabitych dostaną rekompensatę. - powiedział.
Goblin kiwnął głową na znak zrozumienia (a także posłuszeństwa i podziękowania) - nie miał już nic do dodania. Obietnica Smoka wywołała ulgę wśród goblinów.
Irvine wiedział, że jeden zły człowiek mógł podburzyć innych. Miał nadzieję, że tak właśnie było, choć ludzie jakich znał z opowiadań swoich kochanek nie powinni byli dać się tak łatwo przekabacić.
Smok wzniósł się (początkowo skokiem) w powietrze i poleciał w kierunku kopalni. Leciał dość nisko, aby nie minąć czasem wspomnianych ludzi.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera

Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy

-
- Kok
- Posty: 1015
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 20:32
- Numer GG: 8570942
- Lokalizacja: Shadar Logoth
Re: [brak]Smokiem być...
Bardzo przepraszam drodzy gracze, że nie odpisywałem, ale ni weny ni czasu. Teraz planuję odpisywać przynajmniej raz tygodniowo - weekend. Od was oczekuje czegoś podobnego
Za niedługo nastąpi edit z pierwszym od dawna odpisem, więc drodzy moderatorzy nie usuwajcie posta
Za niedługo nastąpi edit z pierwszym od dawna odpisem, więc drodzy moderatorzy nie usuwajcie posta


-
- Kok
- Posty: 1015
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 20:32
- Numer GG: 8570942
- Lokalizacja: Shadar Logoth
Re: [brak]Smokiem być...
Bardzo przepraszam drodzy gracze, że nie odpisywałem, ale ni weny ni czasu. Teraz planuję odpisywać przynajmniej raz tygodniowo - weekend. Od was oczekuje czegoś podobnego
Adelanthe
Powoli zapadłaś w sen...
Śniłaś o pięknym smoku... Blask księżyca odbijał się od jego miedzianych łusek. Krążył ponad twą klatką i zbliżał się coraz bardziej. gdy wylądował na ziemi przybrał kształt całkiem podobny do twojego. Niby humanoid, niby smok. Wyszeptał jakieś słowo i klatka otwarła się...
Otwarłaś oczy. Znów paskudny poranek. Wilgotno brudno. Obok ciebie leżała miska brudnej owsianki i miska z tłustym mlekiem. Woźnica patrzył na ciebie. Po kryjomu wrzucił ci trochę mięsa. Było świeże. Kątem oka zobaczyłaś jak karawana obok ciebie rusza. Po chwili i twój wóz zaczął toczyć się w dalszą drogę.
Przepraszam, że masz nieciekawą akcję, ale błagam byś chwilkę poczekała.
Hubert
Wyczułeś w powietrzu delikatny zapach jakiejś większej magii. A raczej pola magicznego, takiego jak wytwarzają smoki. Ale był to raczej stary zapach. Skupiłeś się na kopalni. Przypomniałeś sobie, że występuje tu mało użyteczna krew ziemi (ropa naftowa) oraz śladowe ilości srebra. Do kopalni weszło jakiś piętnastu ludzi, a wyszło dziesięciu. Oprócz tego słyszałeś wielki gwar reszty obozowiska. Widziałeś, jak wychodzący z kopalni górnicy pchają wózki z wielkimi garnkami. Było czuć zapach krwi ziemi. Po chwili poczułeś zapach magii. Chwilę potem usłyszałeś bicie skrzydeł. Ujrzałeś wielkiego jaszczura koloru srebrnego, który wylądował (a raczej wylądowała) nieopodal. Zauważyłeś, że zaczęła węszyć, smakując powietrze rozwidlonym językiem.
Ryuu
Krew tryskała spod twoich pazurów. Walczyłeś gryząc i uderzając skrzydłami. Przeciwnik palił się pod twoim ogniem. Nawet nie zauważyłeś, gdy ten zaczął spadać w dół z połamanym skrzydłem i wydrapanymi oczyma. Nie zranił cię. Lekko uderzył cię w bok. Po chili jednak poczułeś, że po walce wątroba ci zamarza od środka. Ból stawał się coraz większy. Zauważyłeś, jak przez mgłę, odlatujące innokolorowe smoki oraz goniące je. Twoi współplemieńcy sobie poradzili. Ty zaś zacząłeś spadać nie mogąc zapanować nad własnymi ruchami...
Wciąż czekam na grafikę formy 'biegającej'
Irvine
Zauważyłeś wejście do kopali. Przed nim stało kilkunastu ludzi mocno gestykulując i głośno krzycząc. Zniżyłeś lot i wylądowałeś obok nich. Po chwili wszystko umilkło. Słychać było jedynie śpiew ptaków i szuranie, jakie wydaje przestępujący z nogi na nogę człowiek.
Po chwili jeden z ludzi wyszedł przed grupkę i jąkając się oświadczył:
-Mmmy chcemy u.uwolnienia spod władzy.. tyranii.. oraz gobliniołodidów. Nie chcemy śmierdzdzących szarych ludzików, a..ni.ni - obrócił i pomknął za grupkę
I tak oto przebrnąłem... Mam nadzieję, że przeczekaliście mą nieobecność bez większych złości
Adelanthe
Powoli zapadłaś w sen...
Śniłaś o pięknym smoku... Blask księżyca odbijał się od jego miedzianych łusek. Krążył ponad twą klatką i zbliżał się coraz bardziej. gdy wylądował na ziemi przybrał kształt całkiem podobny do twojego. Niby humanoid, niby smok. Wyszeptał jakieś słowo i klatka otwarła się...
Otwarłaś oczy. Znów paskudny poranek. Wilgotno brudno. Obok ciebie leżała miska brudnej owsianki i miska z tłustym mlekiem. Woźnica patrzył na ciebie. Po kryjomu wrzucił ci trochę mięsa. Było świeże. Kątem oka zobaczyłaś jak karawana obok ciebie rusza. Po chwili i twój wóz zaczął toczyć się w dalszą drogę.
Przepraszam, że masz nieciekawą akcję, ale błagam byś chwilkę poczekała.
Hubert
Wyczułeś w powietrzu delikatny zapach jakiejś większej magii. A raczej pola magicznego, takiego jak wytwarzają smoki. Ale był to raczej stary zapach. Skupiłeś się na kopalni. Przypomniałeś sobie, że występuje tu mało użyteczna krew ziemi (ropa naftowa) oraz śladowe ilości srebra. Do kopalni weszło jakiś piętnastu ludzi, a wyszło dziesięciu. Oprócz tego słyszałeś wielki gwar reszty obozowiska. Widziałeś, jak wychodzący z kopalni górnicy pchają wózki z wielkimi garnkami. Było czuć zapach krwi ziemi. Po chwili poczułeś zapach magii. Chwilę potem usłyszałeś bicie skrzydeł. Ujrzałeś wielkiego jaszczura koloru srebrnego, który wylądował (a raczej wylądowała) nieopodal. Zauważyłeś, że zaczęła węszyć, smakując powietrze rozwidlonym językiem.
Ryuu
Krew tryskała spod twoich pazurów. Walczyłeś gryząc i uderzając skrzydłami. Przeciwnik palił się pod twoim ogniem. Nawet nie zauważyłeś, gdy ten zaczął spadać w dół z połamanym skrzydłem i wydrapanymi oczyma. Nie zranił cię. Lekko uderzył cię w bok. Po chili jednak poczułeś, że po walce wątroba ci zamarza od środka. Ból stawał się coraz większy. Zauważyłeś, jak przez mgłę, odlatujące innokolorowe smoki oraz goniące je. Twoi współplemieńcy sobie poradzili. Ty zaś zacząłeś spadać nie mogąc zapanować nad własnymi ruchami...
Wciąż czekam na grafikę formy 'biegającej'

Irvine
Zauważyłeś wejście do kopali. Przed nim stało kilkunastu ludzi mocno gestykulując i głośno krzycząc. Zniżyłeś lot i wylądowałeś obok nich. Po chwili wszystko umilkło. Słychać było jedynie śpiew ptaków i szuranie, jakie wydaje przestępujący z nogi na nogę człowiek.
Po chwili jeden z ludzi wyszedł przed grupkę i jąkając się oświadczył:
-Mmmy chcemy u.uwolnienia spod władzy.. tyranii.. oraz gobliniołodidów. Nie chcemy śmierdzdzących szarych ludzików, a..ni.ni - obrócił i pomknął za grupkę
I tak oto przebrnąłem... Mam nadzieję, że przeczekaliście mą nieobecność bez większych złości


-
- Bombardier
- Posty: 890
- Rejestracja: piątek, 22 września 2006, 10:04
- Numer GG: 10332376
- Skype: p.kot.l.
- Lokalizacja: W-wa
- Kontakt:
Re: [brak]Smokiem być...
Weź to http://www1.freewebs.com/bluebooster/Neofire.bmp i dodaj do tego mój opis - grafiki nie mogę narysować, bo tablet się spóźnia, a ręcznie jakoś mi nie wychodzi, a poprawić nie tak łatwo...
Ryuu
"Hura, przeciwnik pokonany!" krzyknął radośnie w myślach przedstawiciel rodu Katonis. Jednak chwilę później doznał okropnego uczucia w okolicach żołądka. "Cholera - zatruł mnie czymś!" Kiedy ból zaczął się nasilać, poczuł że zaczyna spadać. "Kurna, że też nie wziąłem ze sobą żadnych eliksirów...." Powoli tracił zmysły. Próbował podlecieć, podnieść się - bezskutecznie. Nie miał szans - wiedział, że za chwilę spadnie i nic na to nie może poradzić. Na chwilę przed stratą zmysłów pomyślał "Obym tylko trafił w gorące źródło..."
Ryuu
"Hura, przeciwnik pokonany!" krzyknął radośnie w myślach przedstawiciel rodu Katonis. Jednak chwilę później doznał okropnego uczucia w okolicach żołądka. "Cholera - zatruł mnie czymś!" Kiedy ból zaczął się nasilać, poczuł że zaczyna spadać. "Kurna, że też nie wziąłem ze sobą żadnych eliksirów...." Powoli tracił zmysły. Próbował podlecieć, podnieść się - bezskutecznie. Nie miał szans - wiedział, że za chwilę spadnie i nic na to nie może poradzić. Na chwilę przed stratą zmysłów pomyślał "Obym tylko trafił w gorące źródło..."


Czerwona Orientalna Prawica

-
- Bombardier
- Posty: 827
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
- Numer GG: 1074973
- Lokalizacja: Sandland
Re: [brak]Smokiem być...
Adelanthe
Spokojnie rozwarła powieki *to tylko sen…* rzuciła w myślach. Sięgnęła po już chłodną owsiankę i z grymasem na twarzy przełknęła ją przez gardło popijając tłustawym mlekiem, po czym sięgnęła po mięso, zerkając uprzednio ostrożnie na woźnicę. Upewniwszy się, że droga wolna, pochwyciła kawałek padliny, po czym zaczęła wgryzać się w soczyste mięśnie. Surowe czy na ciepło, nieważne z przyjemnością mieliła żywność w dziobie małymi zębiczkami. Ostatnimi laty urozmaicenia w diecie oraz nowe zapachy zza krat umilały jej codzienność, co jakiś czas oglądała ubrania w innych tonacjach niż szarości i złota, miała zatem swego rodzaju mały teatrzyk rozmaitości.
Gdy powóz ruszył, nastroszyła lekko pióra w miarę możliwości rozprostowując kości w klatce, po czym wkładając dziób pod szatę okrywającą powóz wąchała zapach rosy, oraz mokrych liści o poranku.
Spokojnie rozwarła powieki *to tylko sen…* rzuciła w myślach. Sięgnęła po już chłodną owsiankę i z grymasem na twarzy przełknęła ją przez gardło popijając tłustawym mlekiem, po czym sięgnęła po mięso, zerkając uprzednio ostrożnie na woźnicę. Upewniwszy się, że droga wolna, pochwyciła kawałek padliny, po czym zaczęła wgryzać się w soczyste mięśnie. Surowe czy na ciepło, nieważne z przyjemnością mieliła żywność w dziobie małymi zębiczkami. Ostatnimi laty urozmaicenia w diecie oraz nowe zapachy zza krat umilały jej codzienność, co jakiś czas oglądała ubrania w innych tonacjach niż szarości i złota, miała zatem swego rodzaju mały teatrzyk rozmaitości.
Gdy powóz ruszył, nastroszyła lekko pióra w miarę możliwości rozprostowując kości w klatce, po czym wkładając dziób pod szatę okrywającą powóz wąchała zapach rosy, oraz mokrych liści o poranku.

-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [brak]Smokiem być...
Irvine
Smok leciał na teren kopalni. Obawiał się trochę tego co tam zastanie. Jego myśli błądziły. Jak uda mu się złapać winnych śmierci goblinów? I co z nimi zrobi - ustanowione przez niego prawo nie przewidywało tak okrutnej zbrodni, może to wcześniejsze coś o tym mówiło. Ale czy złapanie morderców naprawdę jest jego zmartwieniem? Rozmyślał też o tym. Dlaczego ktoś zginął? Co się stało? Czyżby jego przekonanie jakoby ludzie z jego okolicy żyli szczęśliwie w spokojnym społeczeństwie były nieprawdziwe?
Kiedy doleciał na miejsce jego obawy zdawały się potwierdzać.
Gdy Irvine usłyszał co jeden z górników miał do powiedzenia. Zastanowił się chwilę. Szczególnie zaskoczyło go słowo tyranii. Musiał zabrać głos.
- Tyranii?? - powiedział spokojnym i nieco zdumionym głosem. Zapewne w pewnym stopniu liczył na wyjaśnienie, dlaczego takie słowo padło. Ale nic więcej nie powiedział.
- I wszyscy jesteście co do tego zgodni?! - zapytał szczerze zdziwiony.
- Jeśli coś wam nie odpowiadało to powinniście byli przyjść z tym do mnie, powiedzieć coś... A wy wzieliście sprawy w swoje ręce i dopuściliście się mordu. - powiedział.
Odwołał się do uczciwości i wewnętrznego kodeksu moralnego ludzi. Miał nadzieję, że w obliczu jakiegoś bliżej nie określonego podejścia, przyznają się do swoich czynów. Zastanowił się.
- No już trudno... Ale kto właściwie zabił tamtych goblinów?
Smok leciał na teren kopalni. Obawiał się trochę tego co tam zastanie. Jego myśli błądziły. Jak uda mu się złapać winnych śmierci goblinów? I co z nimi zrobi - ustanowione przez niego prawo nie przewidywało tak okrutnej zbrodni, może to wcześniejsze coś o tym mówiło. Ale czy złapanie morderców naprawdę jest jego zmartwieniem? Rozmyślał też o tym. Dlaczego ktoś zginął? Co się stało? Czyżby jego przekonanie jakoby ludzie z jego okolicy żyli szczęśliwie w spokojnym społeczeństwie były nieprawdziwe?
Kiedy doleciał na miejsce jego obawy zdawały się potwierdzać.
Gdy Irvine usłyszał co jeden z górników miał do powiedzenia. Zastanowił się chwilę. Szczególnie zaskoczyło go słowo tyranii. Musiał zabrać głos.
- Tyranii?? - powiedział spokojnym i nieco zdumionym głosem. Zapewne w pewnym stopniu liczył na wyjaśnienie, dlaczego takie słowo padło. Ale nic więcej nie powiedział.
- I wszyscy jesteście co do tego zgodni?! - zapytał szczerze zdziwiony.
- Jeśli coś wam nie odpowiadało to powinniście byli przyjść z tym do mnie, powiedzieć coś... A wy wzieliście sprawy w swoje ręce i dopuściliście się mordu. - powiedział.
Odwołał się do uczciwości i wewnętrznego kodeksu moralnego ludzi. Miał nadzieję, że w obliczu jakiegoś bliżej nie określonego podejścia, przyznają się do swoich czynów. Zastanowił się.
- No już trudno... Ale kto właściwie zabił tamtych goblinów?
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera

Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy

-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Re: [brak]Smokiem być...
Hubert
Wysunął się ze swojej kryjówki między kamykami czmychnął prosto do szybu. Nie chciało mu się gadać ze smoczycą, a ludzie byli tu zapewne z powodu surowców. Rozwiązanie wydawało się więc dość proste biorąc pod uwagę to, czym dysponował. Ruszył w ciemność rozciągającą się przed nim. Plan miał arcy prosty, wyprowadzić ludzi zastosować na nich proszek zapomnienia a później wrzucić do szybu trochę ulepszonego ognia alchemicznego a potem odlecieć w bardziej bezpieczne miejsce. To powinno mocno podgrzać atmosferę a zarazem ostudzić zapały ludzi do wydobywania tutaj czegokolwiek i osiedlania się tutaj. Nie życzył sobie nikogo w tej okolicy, faunę i florę dobierał starannie od wielu lat a człowiek zawsze wprowadzał jakieś zaburzenia.
Wysunął się ze swojej kryjówki między kamykami czmychnął prosto do szybu. Nie chciało mu się gadać ze smoczycą, a ludzie byli tu zapewne z powodu surowców. Rozwiązanie wydawało się więc dość proste biorąc pod uwagę to, czym dysponował. Ruszył w ciemność rozciągającą się przed nim. Plan miał arcy prosty, wyprowadzić ludzi zastosować na nich proszek zapomnienia a później wrzucić do szybu trochę ulepszonego ognia alchemicznego a potem odlecieć w bardziej bezpieczne miejsce. To powinno mocno podgrzać atmosferę a zarazem ostudzić zapały ludzi do wydobywania tutaj czegokolwiek i osiedlania się tutaj. Nie życzył sobie nikogo w tej okolicy, faunę i florę dobierał starannie od wielu lat a człowiek zawsze wprowadzał jakieś zaburzenia.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...

-
- Kok
- Posty: 1015
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 20:32
- Numer GG: 8570942
- Lokalizacja: Shadar Logoth
Re: [brak]Smokiem być...
Ryuu
Spadałeś. Czułeś prędki ruch powietrza przesuwającego się po twoich łuskach. Nie potrafiłeś myśleć. Jako długowieczny po prostu rozkoszowałeś się miłym podmuchem. Spadałeś... Ostatnie co zapamiętałeś to szum...
*************************************************
Otwarłeś oko. Leżałeś gdzieś. Czułeś ból w okolicy lewego skrzydła oraz nie czułeś prawego. Bolał cię brzuch. Po dłuższym rozeznaniu w terenie stwierdziłeś, że podłoże na którym leżysz, to biały smok. A raczej jego truchło. Miałeś złamane lewe skrzydło. Prawe było "zwiędnięte". W powietrzu widziałeś czujnie kołujące smoki. Na ziemi obok ciebie jakaś smoczyca w ludzkiej postaci opatrywała dosyć dużego smoka - nieprzytomnego.
Adelanthe
Kolejny długi dzień jazdy. Świeciło słońce, a raczej wyglądało zza całunu chmur. Promienie delikatnie odbijały się od krat. Po południu w czasie dłuższego postoju podsłuchałaś rozmowę dwójki strażników karawany:
-Gdzie?
-Nie wiesz? Przecież mówili nam przed wyjazdem... Na ale fakt. Ty zawsze śpisz! Do królestwa smoka. Mamy dla niego dar - tu wskazał na ciebie.
Obydwaj zaśmiali się i jeden z nich podszedł do klatki.
-Z tego co wiem, to potrafisz umilać mężczyznom życie... Może pokażesz co potrafisz - uśmiechnął się paskudnie. - A wtedy dam ci coś do żarcia...
Irvine
Grupka ludzi popatrzyła na ciebie przerażonymi oczyma.
Jeden z nich odezwał się nieśmiałym głosem i pokazał 5 ludzi.
-To oni... - i w tym momencie jeden z ludzi uderzył go nożem w twarz (ten wskazany) i zaczął biec w stronę szybu....
Hubert
Ruszyłeś w stronę szybu. Przemykałeś od kamienia do kamienia. Jeden człowiek zauważył cię - światło pochodni odbiło się od twoich łusek i powiedział coś do kolegi w niezrozumiałym dla ciebie języku. Obaj zaśmiali się i poszli dalej. Znalazłeś się przed jakąś windą, w której stał człowiek. W "jeżdżącej komnacie" zatknięte były 3 pochodnie. Obok była wielka korba, a przy niej stał jakiś półork ubrany w skórzany kowalski fartuch.
Spadałeś. Czułeś prędki ruch powietrza przesuwającego się po twoich łuskach. Nie potrafiłeś myśleć. Jako długowieczny po prostu rozkoszowałeś się miłym podmuchem. Spadałeś... Ostatnie co zapamiętałeś to szum...
*************************************************
Otwarłeś oko. Leżałeś gdzieś. Czułeś ból w okolicy lewego skrzydła oraz nie czułeś prawego. Bolał cię brzuch. Po dłuższym rozeznaniu w terenie stwierdziłeś, że podłoże na którym leżysz, to biały smok. A raczej jego truchło. Miałeś złamane lewe skrzydło. Prawe było "zwiędnięte". W powietrzu widziałeś czujnie kołujące smoki. Na ziemi obok ciebie jakaś smoczyca w ludzkiej postaci opatrywała dosyć dużego smoka - nieprzytomnego.
Adelanthe
Kolejny długi dzień jazdy. Świeciło słońce, a raczej wyglądało zza całunu chmur. Promienie delikatnie odbijały się od krat. Po południu w czasie dłuższego postoju podsłuchałaś rozmowę dwójki strażników karawany:
-Gdzie?
-Nie wiesz? Przecież mówili nam przed wyjazdem... Na ale fakt. Ty zawsze śpisz! Do królestwa smoka. Mamy dla niego dar - tu wskazał na ciebie.
Obydwaj zaśmiali się i jeden z nich podszedł do klatki.
-Z tego co wiem, to potrafisz umilać mężczyznom życie... Może pokażesz co potrafisz - uśmiechnął się paskudnie. - A wtedy dam ci coś do żarcia...
Irvine
Grupka ludzi popatrzyła na ciebie przerażonymi oczyma.
Jeden z nich odezwał się nieśmiałym głosem i pokazał 5 ludzi.
-To oni... - i w tym momencie jeden z ludzi uderzył go nożem w twarz (ten wskazany) i zaczął biec w stronę szybu....
Hubert
Ruszyłeś w stronę szybu. Przemykałeś od kamienia do kamienia. Jeden człowiek zauważył cię - światło pochodni odbiło się od twoich łusek i powiedział coś do kolegi w niezrozumiałym dla ciebie języku. Obaj zaśmiali się i poszli dalej. Znalazłeś się przed jakąś windą, w której stał człowiek. W "jeżdżącej komnacie" zatknięte były 3 pochodnie. Obok była wielka korba, a przy niej stał jakiś półork ubrany w skórzany kowalski fartuch.
