[Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

[Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Post autor: Qin Shi Huang »

A więc. To jest Storrytelling i będzie w pełni realistyczny. Nie ma tu poziomów ani statsów. Jedyne poziomy jakie tu będą, to stopnie na schodach lub stopnie jakiegoś czaru i chodzi jedynie o nazewnictwo.
Reguły:
1Qin Shi Huang jest cesarzem i to on ma racje.
2 To co robimy piszemy tak
3-to co mówimy piszemy od myślnika, od nowej linijki
4 To co myslimy, piszemy kursywą
5"Jak ktoś opanuje telepatję i mówi do kogoś telepatycznie to pisze
Tak, wyjaśniając do kogo mówi"
6 Inkantacje zaklęć radzę zapamiętać (Dla niewtajemniczonych - Inkantacje to wierszyki bądź mantry poprzedzające zaklęcia.) Będe wymagał ich powtarzania przed rzuceniem, jeśli mają być mocne. Jeśli inkantaci nie wypowiecie, zaklęcia będą mocno osłabione.
7 Piszemy w 3 osobie liczby pojedyńczej czasu przeszłego. A przed treścią posta piszemy imię postaci. Może być z nazwiskiem choć nie musi.
Myśli i słowa piszemy oczywiście w liczbie pojedyńczej oboby pierwszej czasu teraźniejszego.
8 Tak piszemy poza grą
9Jak cos nie będzie grać to proszę grzecznie zwrócić mi uwagę. To moja pierwsza sesja na forum i mam tremkę. :P

Grają:
Artos - Hjon
Sergi - Xander Zetsu'mei
płomiennołuski - Xan Theprik Kiral
Kaczor - Renevan Sa'el

To był piękny i słoneczny, aczkolwiek upalny dzień. Ludzie w panice szukali łyku zimnej wody, a najchętniej wiadra aby oblać się jego zawartością. W małym portowym miasteczku, które jak widać nie zasłużyło w swej historii nawet na nazwę. Możliwe, że nazwa obinęła je, ponieważ stało sobie na uboczu wielkiego portu Królestwa Seyrunn. Rządził nim książe Filionel, który uważał się za pacyfistę i jak mówi jego zięć, niestety tym pacyfistą jest inaczej. Nie wiadomo dokładnie o co chodzi ale plotki głoszą, że gołymi rękami zmiótł z powierzchni ziemi oddział zbrojnych, ponieważ nie chcieli uznać jego pokornych próźb o zaniechanie ataku na wioskę cantaurów, uwierających ponoć ludność.
Imię jego zięcia, jakoś umyka ludziom z pamięci. Pamiętyaja oni jednak o pieknej księżniczce Amelii. Mówi się że popełniła ona potworny despekt i mezalians, ponieważ królewicz nie był nawet szlachcicem lecz zwykłym najemnikiem. Niepozorny port, miał jednak odegrać istotną rolę w historii tego świata. Pewnie nikt nie zauważy tego jaką poniósł ofiarę, ani pewnie nie nada mu się nigdy nazwy. Wśród Ludności w porcie wyróżniało się jednak kilka osób. Nie był To możny pan, chcący kupić wieś. Nie był to też kapitan statku który przywiózł żadkie zwierzęta i nie mogąc zmieścić sie juz w Porcie Seyrunn, przycumował tutaj. Było to czterech mężczyzn. Przywiódł ich tutaj sen który jakąś dziwną siłą, kazał im tu przybyć. Nie znali się. Nie rozróżniali się w śród tłumu pospólstwa. Jednak czuli że właśnie tu musza być i czekac na coś.

Niektórzy z was oglądali serię Slayers i pewnie zauważą że kilka zdażeń z filmu powtórzy się przy sesji. Nie mogę sie jednak oprzeć aby ich tu nie wstawić
PS: Nie wiem kiedy będe mógł odpowiedziec i chyba o tym co mówiłem o tym całym wolnym chorobowym było przesadzone. Mam chorobowe lecz nie będe mógł usiąść do komputera.
Ostatnio zmieniony wtorek, 20 lutego 2007, 21:28 przez Qin Shi Huang, łącznie zmieniany 1 raz.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Post autor: Plomiennoluski »

Xan

Xan szedł powoli uliczkami portowej mieściny, rozglądał się po zapylonych zaułkach i zmęczonych twarzach szukających trochę cienia i ochłody. Szczupły wysoki jegomość spokojnie kroczył przed siebie, jego lewa ręka zwisała w bezruchu a prawa opierała się na podróżnej lasce, właściwie bardziej ladze z czarno drzewu. Srebrne włosy zazwyczaj opadały mu do połowy pleców, ale obecnie targane suchym wiatrem rozwiane były we wszystkie strony, nie przeszkadzało mu to, ani gorący wiatr ani palące słońce. Była to dla niego raczej miła odmiana, coś w rodzaju wakacji od skutej lodem pustyni. To była bogata w zwierzynę kraina, nie to, co jego dom. Pod chustką skrywającą jego twarz, usta rozszerzyły się w uśmiechu. Nie wiedział, co miał myśleć o śnie, który go tutaj sprowadził, ale doleciał go zapach pieczonego mięsiwa i do ust napłynął mu strumyczek śliny.
Mimo wszędobylskiego pyłu, na jego jedwabnej koszuli i spodniach nie było widać ani śladu kurzu, patrzenie na idącą postać w obecnym oślepiającym świetle było niemal bolesne, jakby patrzyło się na kawałek lodu, od którego odbija się światło. Przewieszona przez plecy torba podróżną i łuk sprawiały wrażenie trochę niepasujących do całego wizerunku. Wprawny tropiciel, gdyby przyjrzał się śladom, od razu wiedziałby, w czym rzecz. Nikt jednak nie patrzył a piasek szybko przykrywał nadzwyczaj głębokie ślady, jakie ten chudzielec zostawiał za sobą.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Post autor: Artos »

Wysoki mężczyzna powoli przechadzał się po ulicach miasta,. Był jakby nie obecny w całym tym zgiełku małego portowego miasta, gdzie tak jak w każdym porcie zawsze coś się dzieje. Jego ciemny niczym noc płaszcz zakrywający bogatą w dekoracje ręcznie szytą szatę czarodzieja, która jednak przypominała mnicha, który postanowił zilustrować swą duszę na niej, która zlewała się z resztą ubrań kolorystycznie. Naszyjnik z kłów przypominających wilcze, jak również i bransoleta na lewej dłoni zrobiona w ten sam sposób złowieszczo grzechotały za każdym razem gdy zrobił gwałtowniejszy ruch dla zabawy na przykład tanecznym krokiem omijając marynarzy. Kaptur zasłaniający jego twarz zasłaniał równie dobrze co będąca na ustach chusta, przez co bladość reszty ciała była mocno wyeksponowana. Długa wielce daikatana przytrzymywana lewą ręką przyczepiona do paska tworzyła coś na wzór ogona, który ułatwiał poruszanie się z zamkniętymi oczami. Tak przechadzając się poszukiwał karczmy, gdzie mógłby zdobyć kilka informacji na temat nurtującego go snu.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Xander Zetsu'mei

Świst powietrza towarzyszył pojawieniu się na brukowanej uliczce całkowicie nowej postaci pośród tłumu mieszkańców tego sennego portu. Osoba ta, mimo że na pierwszy rzut oka nie wyglądała na pochodzącą z tych terenów nie odróżniała się zbytnio od podróżnych którzy nawiedzali to miasto. Przywdziewał on brązowy płaszcz, identyczny do tego którego używali niegdyś nomadzi z odległych pustynnych krajów którego klamra ozdobiona była czymś na kształt runy nieznanego języka. Przez plecy jego przewieszony był miecz który zwą kataną, a głownie owego miecza była niczym mroczny pentagram. Kroki jego nosimy znamiona ostrożnych a zarazem niezwykle zdecydowane i pewne, zmierzał w stronę najbliższej karczmy aby tam zakwaterować się....
Kaczor
Marynarz
Marynarz
Posty: 380
Rejestracja: sobota, 18 listopada 2006, 16:52

Post autor: Kaczor »

Renevan Sa'el

Co ja tu robie?-Pomyslal mocno rozezlony Renevan.-przeciez marnuje czas w tej zapadlej miescinie, miast szukac informacji o swoim rodzie. To bzdura. Ostatni raz slucham snow proroczych snow. Na co ja liczylem? Pograzony w takich myslach Sa'el siedzial pod drzewem na skraju miasta i strugal patyk. Byl bardzo sfrustrowany. Nie lubil ulegac impulsom. A sen, czego byl pewien, do impulsow sie zalicza. Prze nieuwage Renevan sie skaleczyl. Zaklal nieprzyzwoicie. Szczescie ze rana niegrozna. Podnosl sie.-Co to za upal? Bogowie, jesli wogole istniejecie, co ja wam zrobilem ze musze tu teraz byc? Az tak podpadlem? Przystanal. Byl glodny. Bardzo. Zorientowal sie ze nie jadl nic od sniadania. Teraz slonce jest bardzo wysoko. Renevan skierowal sie ku najblizszej karczmie.-Lyk browara postawi mnie na nogi. I moze kawalek jakiegos miesiwa. Moze nawtet spory kawalek. I dwa lyki piwa. Pograzony w myslach dotarl do jakiejs tawerny. Wszedl, gwaltownie otwierajac drzwi.
"Yet another beautiful moonlit night."-Alucard :D
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Post autor: Qin Shi Huang »

Zapach pieczonego mięsa, który dopadł Xana, zaprowadził go do pobliskiej karczmy. W środku było jeszcze goręcej nic na powietrzu, gdzie wiał przynajmniej przyjemny wiaterek. W karczmie "Pod martwą Harpią", Piec grzał niemiłosiernie, przypiekając obiekt porządania Mężczyzny pod którym, mimo tego, że był bardzo chudy, deski w gospodzie zatrzeszczały. Było tam tylko dwoje osób. Jeden z nich był człowiekiem, a drugi najwyraźniej elfem. Xan jeszcze o tym nie wiedział, lecz Człowiek miał imię podobne do jego. Zwał się Xander. Ten który był elfem, był niewiarygodnie blady a oczy miał zamknięte. Nie znane jest jego nazwisko, lecz wołano na niego Hjon. Nagle, drzwi gwałtownie otwarły się i w progu pojawił się widocznie zniecierpliwiony i rozdrażniony czymś elf z krwawiącym palcem. Barman widząc to, wyciągnął kawałek płótna i spirytus.
-Witam w mojej karczmie! Niech pan tu podejdzie i pozwoli pan sobie ten palec opatrzeć bo mi pan podłogę zakrwawisz. -Rzekł barman do Renevana, po czym spojrzał na pozostałych czekając na zamówienie.

Będe was musiał jakos rozróżniać (Mówię o Xanderze i o Xanie), bo imiona sa podobne. Xandera bede częście nazywał Zetsu ok?
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Post autor: Artos »

Obracając głowę jakby spoglądając w stronę drzwi udał zainteresowanego nowymi ludźmi w karczmie. Po sekundzie spuścił głowę i napił się swej herbaty jaką miał przy sobie położoną idealnie naprzeciwko siebie po środku stołu 10cm od krawędzi. Zawsze tak stawiał trunki. Nie potrafił odstąpić od tej praktyki swej wypracowanej przez wiele lat. Wszystko powinno mieć swe miejsce w końcu. Nasłuchiwał cały czas co się dzieje w karczmie.
„Jak wielkim kaleką trzeba być, by rozwalić sobie ręce i nie zająć się nimi?” Pomyślał w duchu.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Post autor: Qin Shi Huang »

Hjon słyszał wiele rzeczy. Kobietę i jej spazmatyczne jęki, szczekającego psa, plusk wody, Okrzyk radości jakiegoś rybaka. W końcu usłyszał nawet imie kochanka owej kobiety, które wykrzykiwała jęcząc cicho. Usłyszał trzepotanie ryby na łodzi. Była bardzo ciężka. Usłyszał że pies nie szczeka z byle powodu. Pomiędzy różnymi odgłosami, których zwykły człowiek nie słyszał, elf o zamkniętych oczach odróżniał odgłos rzężenia człowieka z podciętym gardłem. Potem lecący bełt z kuszy. Pies umilkł.
Popędzające szepty. -Szybko szybko. Bo nas przyuważą! - Wyłapał Hjon. On ich nie przyuważył, lecz słyszał. Słyszał bardzo dobrze. Byli za domem sąsiadującym z karczmą.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Post autor: Artos »

Hjon

Zamyślony usłyszanymi rzeczami zastanawiał się cały czas jak to wszystko musiało wyglądać, w jaki sposób ludzie których słyszał byli ubrani i czy zdawali sobie sprawę z tego, że on dobrze wie co się dzieje.
Nie, to jednak niemożliwe, dla nich jestem tylko śpiącym lunatykiem, który pogrążył się w swym świecie. Nawet mnie w końcu nie zauważają
Sięgną ręką po swój napój i wypił mały łyk rozkoszując się kolejnymi doznaniami, które wydały mu się piękne z powodu swego naturalnego i poukładanego charakteru.
Ciekawe co zrobili? Szkoda trochę psa. Zdaje się, że był wierny swemu panu. A te oto nędzne ludzkie kreatury zerwały łańcuch łączący jego ciało z duszą.
Wstał na chwile od stołu i zgodnie z ceremoniałem przełożył swą daikatane do drugiej ręki, by po chwili położyć ją z szacunkami wszystkimi na stole równo w połowie odległości pomiędzy herbatą a sobą. PO tym wymamrotał jeszcze kilka słów i usiadł ponownie nadal nasłuchując.
Ciekawe czy ten człowiek o tak nietypowym kroku jest z nimi w zmowie. Tak czy inaczej lepiej jest na niego uważać. Nigdy nie wiadomo czym może nas zaskoczyć.
Nasłuchiwał dalej otoczenia.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Post autor: Plomiennoluski »

Xan

Podszedł ostrożnym krokiem do stolika w rogu, deski już przy wejściu wydały z siebie jęk rozpaczy i nie chciał żeby przerodził się on przypadkiem w jęk rozrywanego na strzępy pod jego ciężarem drewna. Usiadł na ławie tak żeby jego twarz była skierowana w stronę ściany.
- Udziec, cały i dzban piwa gospodarzu, zgłodniałem w drodze.
Powiedział odwróciwszy się na chwilę w stronę kontuaru, omiatając przy okazji wszystkich pozostałych siedzących w karczmie jak i kolejnego elfa, który właśnie wszedł do pomieszczenia. Mimo że siedział na krawędzi, tuż przy ścianie, ława zatrzeszczała w proteście na tak obcesowe traktowanie, nie była dostosowana do niego, wolał kamienne, wygrzane słońcem siedziska. Poczekał cierpliwie aż ktoś przyniesie mu jedzenie, a następnie zdjął chustkę okrywającą jego twarz i wydał udziec na pastwę swej szczęki i zębów ostrych jak sztylety.

Przez chwile zastanawiał się, nad czym myśli ten blady elf, ale tuż po przeżuciu kęsa i zapiciu go solidnym łykiem piwa myśl ta wyparowała zastąpiona kolejnym kęsem pieczeni.
Ostatnio zmieniony środa, 21 lutego 2007, 17:05 przez Plomiennoluski, łącznie zmieniany 1 raz.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Post autor: Qin Shi Huang »

nie chciałbym poganiać ale troszkę się niecierpliwię... Może to dlatego że mam zbyt wiele wolnego czasu. Czekam na posty. Jesli jednak zbyt długo nikt nie odpowie, będe zmuszony przejąć chwilowo kontrolę nad jej postacią.[/img][/b]
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Xander Zetsu'mei

Siedział leniwie oparty o ścianę, mrok zapewniał mu chociaż minimalną prywatność. Twarz jego przysłaniał kapelusz, jakich w tych czasach wiele, ten jednak miał wyraźnie odcięty niewielki kawałek materiału na rondzie, tuż nad błękitnym okiem nieznajomego. Owo oko spoglądało ciekawie na postać która wkroczyła do karczmy. W jego sercu obudziły się pewne dawno zapomniane obawy. Czuł że syn dawnego wroga wkroczył w jego życie. Przypatrując się dyskretnie owemu mężczyźnie, którego imie brzmiało Xan, lecz o tym wiedzieć nie mógł rozpamiętywał dawne lata. Z zamyślenia wyrwał go karczmarz, lekko zniecierpliwiony, czekający wciąż na zamówienie.
- Kielich wina i mięsiwa, dla pokrzepienia ludzkiego ciała...- rzekł miłym głosem będącym kontrastem dla miecza który groźnie wystawał mu zza pleców.
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Post autor: Qin Shi Huang »

Kaczor od wtorku nie odpowiada a jutro ponoć wyjeżdża. Przejmuję do środy kontrolę nad jego postacią.

-Nie trzeba żadnego opatrunku, to mała ranka. Daj waćpan lepiej trochę piwa bo suszy w gardle. -Odrzekł Renevan i usiadł przy stoliku nieopodal drzwi oczekując kufla pełnego złocistego płynu. Tymczasem oprócz kufla, nachalny karczmarz postawił mu na stoliku małą szklaneczkę spirytusu.
-Niech pan przynajmniej palec umoczy. Mam zwyczaj dbania o przyjezdnych. -Powiedział uśmiechając się. W uśmiechu tym, jego krzaczaste wąsy wywinęły się tak, iż ich końcówki podskoczyły w górę a środkowa część weszła w nos. Karczmarz kichnął a szklaneczka spirytusu zachybotała się na stole. Renevan umoczył palec w szklance aby karczmarz dał mu w końcu spokój. -25 sayranów proszę. -Rzekł milutko karczmarz. Renevan oburzył się
-Przecierz Piwo kosztuje 10! -Krzyknął zdziwiony i zniesmaczony próbą naciągnięcia go.
-Owszem piwo kosztuje 10, ale szklanka spirytusu 15. Do środka wpadło nieco krwi. Ten spirytus jest nie do użycia. -Odrzekł uśmiechając sie paskudnie. Rozejżał się również po sali, sprawdzając czy aby stolik nie został zadrapany przez przyjezdnych a krzesło zniszczone w jakis inny sposób. Renevan Zapłacił tyle ile karczmarz chciał, gdyż nie lubił i nie umiał się targować. Z bólem serca oddał karczmarzowi ostatnie monety które mu zostały. Karczmarz odetchnął rozgrzanym powietrzem i wytarł pot z czoła. Podchodząc do lady, spojżał na srebrzystowłosego człeka o krzaczastych brwiach. Myslał że zamawiając tak dużo mięsa, jeszcze się z nim nie uporał, jednak zobaczył jak miarzdży on kość udźca w zębach z potwornym trzaskiem, połykając ostatnie kawałeczki mięsa, nie mówiąc już o tym, że kufel dawno był już opróżniony. Podał Xanderowi Jego zamówione jadło. Szczerze mówiąc, nie tylko Renevanowi skończyły się pieniądze. Zasoby pieniężne wszystkich mężczyzn kończyły sie właśnie w tej karczmie. Nie mieli pojęcia jak zasilić kieszenie w sayrany. Karczmarz dalej przyglądał sie Hjonowi. Mimo iż Hjon wnioskował wiele z zapachów i dźwięków oraz dotyku, nie mógł wiedzieć jak natarczywie przygląda mu się Gruby wąsaty oberżysta. Nagle drzwi gospody otwarły się. Z oslepiającego światła słońca, które wpadło do zadymionej sali, wyłonił się chudy mężczyzna o czarnych włosach.
-chodźcie! -krzyknął - Na ulicy własnie uciekają ci cholerni zbóje! Ci za których jest tak wysoka nagroda! -Krzyknął mężczyzna i wybiegł zpowrotem na ulicę.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Post autor: Plomiennoluski »

Xan

Przepyszne, zabić kilku ludzi, jeszcze maja za to zapłacić a nie złamać przy tym bon tonu i niepisanych umów, wyborne.
Dokończył udziec ostatnim gryzem, przerzucił torbę przez ramie, zawiązał pośpiesznie chustę na twarzy i z lagą w ręce wyszedł przed karczmę. Uśmiechał się pod nosem, zawsze wiedział żeby ufać snom. Gdy tylko wyszedł na świeże powietrze i zlokalizował uciekających, zmienił krok i z ostrożnego chodu przeszedł w pełny bieg, od którego niemalże trzęsła się ziemia. Póki co nie rzucał za nimi w pościg żadnej kuli, w taki suchy dzień, między budynkami mogłoby dojść do jakiejś katastrofy większej niżby to planował, ale w każdym momencie był gotów wezwać do siebie furie natury.
-Stójcie tam to może zostawię was całych.
Rozbawiony, choć potężny głos Xana dogonił uciekinierów, ale najwyraźniej nie mieli ochoty na zatrzymywanie się i dłuższe pogawędki. Na początku dystans ich dzielący był spory, ale biegł tak jak myśliwy za swoja zwierzyną, wiec odległość powoli acz systematycznie zmniejszała się. Stalowe mięśnie napinały się w biegu, ale robiły to w idealnym rytmie. Tym razem, była to chyba ostatnia ucieczka bandziorów.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Xander Zetsu'mei

Mężczyzna siedzący w cieniu nie podzielał entuzjazmu podróżnego którego od niedawna dość bacznie obserwował. Jednakże myśl o szybkim zarobieniu pokaźnej sumy była wystarczającym argumentem aby i on spróbował swoich sił. Wstał powoli podnosząc się z swojego siedziska, mimowolnie przeciągnął się. Po chwili nie było żadnego śladu po owym mężczyźnie. Stukot pospiesznych kroków, uciekający nie zwalniali, ktoś biegł za nimi, uderzenia jego nóg wzburzały tumany kurzu. Widocznie Xander nie pomylił się co do tożsamości nieznajomego. On nie przyłączył się do pościgu, w pełni tego słowa znaczeniu. Nie wykrzykiwał, nie spieszył się, jednak jego sposób był odmienny, a jednak lepszy. Nagle sylwetka mężczyzny pojawiła się kilka metrów przed uciekającymi, poszukiwanymi zbójami.
- Piękna dzisiaj pogoda, idealna do takiego spotkania...- rzekł z dziwnym uśmiechem na twarzy.
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Post autor: Artos »

Hjon

Rozbawiony tym co przed chwilą usłyszał wybiegł na tył karczmy, czyli tam gdzie ostatnio słyszał głosy owych uciekinierów. Podziękował w duchu, iż przygotował już sobie broń do rozlania krwi. Mimo, iż wiedział, iż tych mężczyzn pewnie już nie będzie tam, zdawał sobie sprawę z tego, iż z tamtego miejsca najłatwiej będzie mu ich wytropić. Jego wyczulony węchg tak na krew, jak również inne zapachy zaprowadzi go do nich niemal natychmiast.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Post autor: Qin Shi Huang »

O nie! Ta kasa będzie moja! pomyślał Renewan i wyskoczył z Karczmy, przygotowując sztylety. Rażące słońce oślepiło go, jednak szybko przyzwyczaił się do nadmiaru światła. Bobiegł w kierunku uciekającej szajki. W końcu dostrzegł, że bandyci zatrzymali się. Za nimi, stał człowiek, który jeszcze przed kilkoma chwilami siedział w karczmie. Od bandytów, oddzielała go postać człowieka o srebrzystych włosach. Nie wiedział co myśleć o tych ludziach, jednak wiedział że chcą zabrać pieniądze, które chce zdobyć i on. Nie mógł na to pozwolić. Wymamrotał zaklęcie i rzucił nożem w stronę Xana. Sztylet nie był jednak wycelowany w jego ciało. Nóż zatopił się w ziemi nieopodal Xana, w samym środku cienia który rzucał. Xan po chwili poczuł, że nie jest w stanie się poruszyć.
Renevan podszedł do niego i poklepał go po ramieniu. Bandyci zdziwieni takim postępowaniem przez chwilkę nie wiedzieli co robić. W końcu Jeden z szóstki krzyknął
-Formacja obronna! -Bandyci ustawili się tak, że dwóch stanęło na przeciw Renevana i Xana, wyciągając kusze a dwóch następnych wycelowało kusze w stronę Xandera. Ostatnia dwójka stała po środku. Jeden z nich był najwyraźniej czarodziejem. Przygotował w ręce, jakiś czar ognisty. Drugi zaś, był szermierzem. wyciągnął miecz poktyty runami i stanął na bloku przed napastnikami. Czekali na jakiś ruch. Tymczasem, z zaułka obok, Wyszedł niewidomy elf Hjon, trzymając w ręku długą Dai-Katanę. Mag i szermierz spojżeli na bladoskórego mera i ustawili się, przygotowując do walki własnie z nim. Nie było wiele czasu. Niedługo mieli zjawić się strażnicy. Bandyci nie mogli czekać.
-Tak! Pogadamy sobie! -Powiedział spokojnie Szermierz. Kusze wystrzeliły. Po dwa bełty poleciały w stronę Renevana i Xandera. Xan nadal nie był w stanie się ruszyć. Sztylet w cieniu nie dawał mu takiej możliwości. Gdyby tylko mógł jakoś zlikwidować sztylet lub cień, mógłby się uwolnić.W Hjona wyleciała Płomienna Kula. Hjon szybko poczuł zbliżające sie ciepło. Szermierz nadal stał po środku formacji, czekając na dogodną sytuację do ataku.
w razie jakby kogoś zdziwiło słowo mer. Mer to popularna nazwa używana przez ludzi. Ondnosi się ona do wszystkich rodzajów elfów.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Zablokowany