[Warhammer] Czas Wilka

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
[Warhammer] Czas Wilka
Pewnie wszyscy wiedzą, ale przypomnę na wszelki wypadek - proszę o pisanie w trzeciej osobie, pisanie opisowe (5-10 zdań), oraz nie wchodzenie w moje kompetencje. Jeśli chodzi o walkę, piszcie mi co robicie w danym momencie, ja będę decydował czy akcja ma powodzenie czy też nie. Sesja storytellingowa, bez mechaniki. Wasze życie w przygodzie zależy od tego na ile odgrywacie swoją postać i jak długie posty piszecie. Innymi słowy - im więcej piszesz, tym dłużej żyjesz i masz większe powodzenie przy prowadzonych przez Twoją postać działaniach. Liczę na przynajmniej jeden wpis na 48h. Za robienie sobie jaj będę eliminował od razu. Tyle tytułem wstępu...
Posty zaczynajcie od imienia swego bohatera
To co mówią postacie piszcie od myślnika pochyloną kursywą.
„To co myślą w cudzyslowie.”
Tak piszemy wszystko poza sesją.
Grają:
- Konrad z Boven, człowiek, akolita (bohater hyjka)
- Abbie Beitenbach, człowiek, wędrowna czarodziejka (bohaterka Megary)
- Riven Soulfly, elf, zwadźca (bohater makk'a)
- Anthony Surehand alias SureShot, człowiek, myśliwy (bohater SebySamurai'a)
- Thron Grzmot, człowiek, gladiator (bohater Lothar'a)
Życzę wszystkim dobrej zabawy!
CZAS WILKA
Śnieg delikatnie zaczął sypać, gdy wynurzyliście się z małej kotliny na trakt otoczony z obu stron sosnowym lasem. Wszystko wokół jak okiem sięgnąć, pokryte było białym puchem, i, mimo iż temperatura nie była aż tak niska jak na tę porę roku, marzyliście o ciepłej strawie i gorącej kąpieli. Od czasu do czasu płatki śniegu wirowały na wszystkie strony smagane delikatnym wiatrem.
Było cicho i spokojnie. Wasze konie, zmęczone podróżą, sunęły powoli po ubitym na trakcie śniegu. Mimo iż słońce schowane było za ponurymi, szarymi chmurami które wisiały nisko nad wami, wiedzieliście że nie może być dalej jak popołudniu.
Poznaliście się kilka dni temu w jednej z karczm w Grunburgu, jednym z miast Reiklandu. Gnani chęcią zarobienia jakichś większych pieniędzy postanowiliście udać się wspólnie do Nuln, gdyż w Grunburgu ciężko było o jakąkolwiek pracę w ostatnich dniach dla osób o waszych umiejętnościach. Przez szalejącą minionego wieczora śnieżycę straciliście jednak nieco orientację w terenie i nie wiedzieliście, czy zmierzacie obecnie w dobrym kierunku. Śnieg przybierał z każdą chwilą na sile, skutecznie przesłaniając widoczność.
Na początek napiszcie kilka słów o waszym bohaterze, opiszcie jego wygląd, ekwipunek etc.
Posty zaczynajcie od imienia swego bohatera
To co mówią postacie piszcie od myślnika pochyloną kursywą.
„To co myślą w cudzyslowie.”
Tak piszemy wszystko poza sesją.
Grają:
- Konrad z Boven, człowiek, akolita (bohater hyjka)
- Abbie Beitenbach, człowiek, wędrowna czarodziejka (bohaterka Megary)
- Riven Soulfly, elf, zwadźca (bohater makk'a)
- Anthony Surehand alias SureShot, człowiek, myśliwy (bohater SebySamurai'a)
- Thron Grzmot, człowiek, gladiator (bohater Lothar'a)
Życzę wszystkim dobrej zabawy!
CZAS WILKA
Śnieg delikatnie zaczął sypać, gdy wynurzyliście się z małej kotliny na trakt otoczony z obu stron sosnowym lasem. Wszystko wokół jak okiem sięgnąć, pokryte było białym puchem, i, mimo iż temperatura nie była aż tak niska jak na tę porę roku, marzyliście o ciepłej strawie i gorącej kąpieli. Od czasu do czasu płatki śniegu wirowały na wszystkie strony smagane delikatnym wiatrem.
Było cicho i spokojnie. Wasze konie, zmęczone podróżą, sunęły powoli po ubitym na trakcie śniegu. Mimo iż słońce schowane było za ponurymi, szarymi chmurami które wisiały nisko nad wami, wiedzieliście że nie może być dalej jak popołudniu.
Poznaliście się kilka dni temu w jednej z karczm w Grunburgu, jednym z miast Reiklandu. Gnani chęcią zarobienia jakichś większych pieniędzy postanowiliście udać się wspólnie do Nuln, gdyż w Grunburgu ciężko było o jakąkolwiek pracę w ostatnich dniach dla osób o waszych umiejętnościach. Przez szalejącą minionego wieczora śnieżycę straciliście jednak nieco orientację w terenie i nie wiedzieliście, czy zmierzacie obecnie w dobrym kierunku. Śnieg przybierał z każdą chwilą na sile, skutecznie przesłaniając widoczność.
Na początek napiszcie kilka słów o waszym bohaterze, opiszcie jego wygląd, ekwipunek etc.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Konrad z Boven
Z tyłu tego całego towarzystwa maszerował mężczyzna, w sile wieku, którego gładką niczym pupa niemowlęcia łysinę, odbijającą promienie słoneczne (o ile padały one na niego) podobnie jak kawałek szkła, zakłócała jedynie podłużna blizna po prawej stronie czaszki. Jego szare oczy mogły oznaczać wiele: smutek, skrywaną tajemnicę... Możliwości w tej kwestii na pewno było sporo. Strój tego jegomościa od razu zdradzał czym się zajmuje: nikt z wyjątkiem akolitów Sigmara nie nosi takich szat, nie wspominając już o dumnie wiszącym na szyi symbolu patrona Imperium: komety o dwóch ogonach. Przy sobie miał jedynie miecz zwisający u pasa oraz sakiewkę. On sam uważał, że tyle mu wystarczy.
Rozejrzał się po reszcie.
"Co nowy kierunek, to nowi towarzysze - pomyślał. Po kolei zaczął wspominać znajomych z całkiem niedawnych przygód. Najemnik Broch, pirat Vincenzo, czy w końcu krasnolud Krung. Jeden barwniejszy od drugiego. To dzięki nim lasy dookoła Gladish zostały oczyszczone, a zło z pewnego zamku na obrzeżach Bretonii wyplenione. W duchu żałował, że się z nimi rozstał, choć z drugiej strony wiedział, że jego tułaczka nie może trwać w nieskończoność. Kiedyś w końcu trzeba dojść do Middenheim. Tylko kiedy...
Z tyłu tego całego towarzystwa maszerował mężczyzna, w sile wieku, którego gładką niczym pupa niemowlęcia łysinę, odbijającą promienie słoneczne (o ile padały one na niego) podobnie jak kawałek szkła, zakłócała jedynie podłużna blizna po prawej stronie czaszki. Jego szare oczy mogły oznaczać wiele: smutek, skrywaną tajemnicę... Możliwości w tej kwestii na pewno było sporo. Strój tego jegomościa od razu zdradzał czym się zajmuje: nikt z wyjątkiem akolitów Sigmara nie nosi takich szat, nie wspominając już o dumnie wiszącym na szyi symbolu patrona Imperium: komety o dwóch ogonach. Przy sobie miał jedynie miecz zwisający u pasa oraz sakiewkę. On sam uważał, że tyle mu wystarczy.
Rozejrzał się po reszcie.
"Co nowy kierunek, to nowi towarzysze - pomyślał. Po kolei zaczął wspominać znajomych z całkiem niedawnych przygód. Najemnik Broch, pirat Vincenzo, czy w końcu krasnolud Krung. Jeden barwniejszy od drugiego. To dzięki nim lasy dookoła Gladish zostały oczyszczone, a zło z pewnego zamku na obrzeżach Bretonii wyplenione. W duchu żałował, że się z nimi rozstał, choć z drugiej strony wiedział, że jego tułaczka nie może trwać w nieskończoność. Kiedyś w końcu trzeba dojść do Middenheim. Tylko kiedy...
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Marynarz
- Posty: 240
- Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Kraków
Abbie Beitenbach
Na białym rumaku sunęła przodem wysoka i smukła dziewczyna. Odziana była w biały, gruby i długi do kostek płaszcz z kapturem, który był jednak na tyle obcisły, że podkreślał jej duże, stożkowate piersi i łagodnie zaokrągloną figurę. Spod zarzuconego na głowę kaptura wychynęły długie do ramion jasne, prawie białe włosy, które niegdyś były smolisto czarne, jednak poprzez kontakt i manipulację czarodziejki Wiatrem Hysh utraciły swój oryginalny kolor. Abbie była ładną kobietą przed trzydziestką, a jej bladą cerę i klasyczną urodę podkreślało kilka piegów na wąskim nosku. Zadziwiająco jasne oczy patrzyły w dal z niepokojącym wyzwaniem.
Przez ramię przerzuconą miała torbę podróżną a przy koniu wisiał długi kostur wykonany z jakiegoś stopu metali i finezyjnie wyrzeźbiony w rękach jakiegoś mistrza, który mógł poniekąd zdradzać jaką profesją para się Abbie.
"Ehhh...jak ja nie cierpię śniegu i mrozu", pomyślała i spojrzała na towarzyszy. „No tak, nie dość że daleko od domu, to jeszcze w towarzystwie samych samców”.
Uśmiechnęła się lekko do siebie i rozejrzała dokoła.
- Czy któryś z was ma choćby najmniejsze pojęcie gdzie się znajdujemy? - spytała, próbując przerwać niezręczną ciszę panującą od kilku chwil. Jej głos był delikatny i emanował kobiecością. - Z chęcią bym się gdzieś zatrzymała i wzięła odprężającą kąpiel...
Na białym rumaku sunęła przodem wysoka i smukła dziewczyna. Odziana była w biały, gruby i długi do kostek płaszcz z kapturem, który był jednak na tyle obcisły, że podkreślał jej duże, stożkowate piersi i łagodnie zaokrągloną figurę. Spod zarzuconego na głowę kaptura wychynęły długie do ramion jasne, prawie białe włosy, które niegdyś były smolisto czarne, jednak poprzez kontakt i manipulację czarodziejki Wiatrem Hysh utraciły swój oryginalny kolor. Abbie była ładną kobietą przed trzydziestką, a jej bladą cerę i klasyczną urodę podkreślało kilka piegów na wąskim nosku. Zadziwiająco jasne oczy patrzyły w dal z niepokojącym wyzwaniem.
Przez ramię przerzuconą miała torbę podróżną a przy koniu wisiał długi kostur wykonany z jakiegoś stopu metali i finezyjnie wyrzeźbiony w rękach jakiegoś mistrza, który mógł poniekąd zdradzać jaką profesją para się Abbie.
"Ehhh...jak ja nie cierpię śniegu i mrozu", pomyślała i spojrzała na towarzyszy. „No tak, nie dość że daleko od domu, to jeszcze w towarzystwie samych samców”.
Uśmiechnęła się lekko do siebie i rozejrzała dokoła.
- Czy któryś z was ma choćby najmniejsze pojęcie gdzie się znajdujemy? - spytała, próbując przerwać niezręczną ciszę panującą od kilku chwil. Jej głos był delikatny i emanował kobiecością. - Z chęcią bym się gdzieś zatrzymała i wzięła odprężającą kąpiel...

-
- Majtek
- Posty: 100
- Rejestracja: niedziela, 22 stycznia 2006, 13:06
- Lokalizacja: Zewsząd...
- Kontakt:
Thorn Grzmot
Podążał na samym tyle. Zszedł z konia, by dać mu odpocząć. Wiedział, że noszenie na plecach kogoś jego rozmiarów było wyjątkowo męczącym zajęciem. Zakrywał go gruby, biały płaszcz w czarne pasy, zrobiony ze zwierzęcia wyjątkowo owłosionego, jednak również wyjątkowo ładnie ubarwionego. Nos, brodę i szyję tego postawnego mężczyzny okrywała chusta. Na twarz zwisało jedynie klika czarnych, długich, oszronionych, kosmyków włosów. Ich reszta była trochę niedbale związana w ogon, schowany w kapturze leżącym na plecach. Oczy miał duże. Czarne niczym smoła. Wydawały się przyglądać każdemu szczegółowi na drodze. „Jak w domu.” Ucieszył się w duszy. Usłyszał pytanie czarodziejki jadącej z przodu.
- Gdzie jesteśmy nie jest odpowiednim pytaniem moja droga. – Powiedział, nie zatrzymując się, donośnym basem. – Prawidłowe pytanie to Dokąd zmierzamy ? Trakt powinien doprowadzić nas do jakiegoś miasta... Wystarczy być cierpliwym.
Uśmiechnął się, lecz zza chusty nie było tego widać. Jedynie po lekko zmrużonych oczach dało się poznać, że jego twarz przybrała taką, a nie inną formę. Poprawił uchwyt na uździe swego konia i ruszył dalej.
Podążał na samym tyle. Zszedł z konia, by dać mu odpocząć. Wiedział, że noszenie na plecach kogoś jego rozmiarów było wyjątkowo męczącym zajęciem. Zakrywał go gruby, biały płaszcz w czarne pasy, zrobiony ze zwierzęcia wyjątkowo owłosionego, jednak również wyjątkowo ładnie ubarwionego. Nos, brodę i szyję tego postawnego mężczyzny okrywała chusta. Na twarz zwisało jedynie klika czarnych, długich, oszronionych, kosmyków włosów. Ich reszta była trochę niedbale związana w ogon, schowany w kapturze leżącym na plecach. Oczy miał duże. Czarne niczym smoła. Wydawały się przyglądać każdemu szczegółowi na drodze. „Jak w domu.” Ucieszył się w duszy. Usłyszał pytanie czarodziejki jadącej z przodu.
- Gdzie jesteśmy nie jest odpowiednim pytaniem moja droga. – Powiedział, nie zatrzymując się, donośnym basem. – Prawidłowe pytanie to Dokąd zmierzamy ? Trakt powinien doprowadzić nas do jakiegoś miasta... Wystarczy być cierpliwym.
Uśmiechnął się, lecz zza chusty nie było tego widać. Jedynie po lekko zmrużonych oczach dało się poznać, że jego twarz przybrała taką, a nie inną formę. Poprawił uchwyt na uździe swego konia i ruszył dalej.
Bella Horrida! Bella!
"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"
"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"

-
- Tawerniany Zabójca Trolli
- Posty: 425
- Rejestracja: sobota, 4 listopada 2006, 23:10
- Numer GG: 6386578
- Lokalizacja: Łódz
- Kontakt:
Riven Soulfly
Posród piątki kompanów na kasztanowym koniu jechała szczupła postać okryta grubą peleryną z Middenlandzkiej wełny koloru szarego. Kaptur naciągnięty na głowę osłaniał wędrowca przed zimnem lecz długie włosy koloru mleka co jakiś czas uwalniały się spod niego i falowały na wietrze. Był elfem, byłym żołnierzem brygady mieczników Wolfenburskich, lecz mimo osiemdziesięciu pięciu lat życia na zawsze pozostał już szermierzem, którego jedynym celem było dążenie do doskonałości. Riv bo tak go zwano zadowolony był z grubego ubrania, rękawic i kaptura ponieważ zawsze jego widok wzbudzał zainteresowanie nie tylko ze względu na szpiczaste uszy ale na ciemną karnację, jakby wiecznie opaloną która u jego rasy nie występowała. Do tego mleczne włosy, powód kolejnego przydomka - Białego Wilka i piękne fioletowe oczy które podczas walki płonęły żywym ogniem. Przy boku miał przypięty rapier, natomiast przy koniu wisiał miecz. Pistolet wraz z zapasem amunicji był skrzętnie schowany w plecaku by proch nie zamoknął.
Posłyszawszy rozmowę kompanów odwrócił się w siodle i spojrzał. Już od kilku dni postać Abbie go fascynowała. Była czarodziejką, a Riven już nie raz potykał się z nimi lecz tymi którzy zagrażają Imperium. Pierwszy raz miał okazję podróżować tak blisko z magistrem, magistrkom z kolegium, no i do tego była niczego sobie kobietą.
"Dobrze, że pozostał mi jeszcze flakon perfum" - uśmiechnął się w myślach.
- Nie mam pojęcia gdzie się znajdujemy - zakrzyknął do reszty - Ale jak mówi Thorn zapewne coś napotkamy na drodze. Uśmiechnij się moja droga Pan Zimy zesłał nam piękną pogodę lecz nie piękniejszą niż twe oczy.
Posród piątki kompanów na kasztanowym koniu jechała szczupła postać okryta grubą peleryną z Middenlandzkiej wełny koloru szarego. Kaptur naciągnięty na głowę osłaniał wędrowca przed zimnem lecz długie włosy koloru mleka co jakiś czas uwalniały się spod niego i falowały na wietrze. Był elfem, byłym żołnierzem brygady mieczników Wolfenburskich, lecz mimo osiemdziesięciu pięciu lat życia na zawsze pozostał już szermierzem, którego jedynym celem było dążenie do doskonałości. Riv bo tak go zwano zadowolony był z grubego ubrania, rękawic i kaptura ponieważ zawsze jego widok wzbudzał zainteresowanie nie tylko ze względu na szpiczaste uszy ale na ciemną karnację, jakby wiecznie opaloną która u jego rasy nie występowała. Do tego mleczne włosy, powód kolejnego przydomka - Białego Wilka i piękne fioletowe oczy które podczas walki płonęły żywym ogniem. Przy boku miał przypięty rapier, natomiast przy koniu wisiał miecz. Pistolet wraz z zapasem amunicji był skrzętnie schowany w plecaku by proch nie zamoknął.
Posłyszawszy rozmowę kompanów odwrócił się w siodle i spojrzał. Już od kilku dni postać Abbie go fascynowała. Była czarodziejką, a Riven już nie raz potykał się z nimi lecz tymi którzy zagrażają Imperium. Pierwszy raz miał okazję podróżować tak blisko z magistrem, magistrkom z kolegium, no i do tego była niczego sobie kobietą.
"Dobrze, że pozostał mi jeszcze flakon perfum" - uśmiechnął się w myślach.
- Nie mam pojęcia gdzie się znajdujemy - zakrzyknął do reszty - Ale jak mówi Thorn zapewne coś napotkamy na drodze. Uśmiechnij się moja droga Pan Zimy zesłał nam piękną pogodę lecz nie piękniejszą niż twe oczy.

-
- Marynarz
- Posty: 240
- Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Kraków
Abbie Beitenbach
Usłyszawszy słowa Rivena, Abbie usmiechnęła się do niego szeroko, ukazując rządek równych, białych ząbków.
- Dziękuję za ten komplement, Rivenie, choć wydajesz się mężczyzną u którego takie słowa w stosunku do kobiet są na porządku dziennym... - patrzyła na niego swymi mlecznymi oczami. Riv zdecydowanie musiał odczuć urok jej urody. - Powinnam dodać, iż moje oczy są bardziej zabójcze niż piękne...I to dosłownie...
Uśmiechała się z przekąsem przygryzając dolną wargę, co tylko dodało jej uroku. Chwilę potem puściła elfowi oczko, jakby na znak by nie brał sobie zbytnio do serca jej ostatnich słów, choć bez wątpienia mówiły prawdę.
Zmierzyła go wzrokiem. Był przystojnym mężczyzną i nie można mu było tego odmówić. Najbardziej intrygowała ją jego ciemna karnacja, jednak czarodziejka wolała nie wnikać w szczegóły by nie być posądzoną przez elfa o przesadną ciekawość.
- Przynajmniej jedno nas łączy jak na razie...- rzuciła wesoło do Riva chwytając w dłoń kosmyk swych białych włosów.
Abbie była najbardziej utalentowaną uczennicą Magistra Kolegium Światła, Mistrza Apominusa Rone'a, jednak nie mogła wiecznie zostać na uczelni. Za namową swego mistrza ruszyła w świat czerpać praktyczną wiedzę i poszerzać swoje doświadczenia. Jak na razie szło jej całkiem dobrze, a podróż z nowymi towarzyszami była dość interesująca. Wyrywając się z zamyślenia, Biała Czarodziejka chwyciła mocniej strzemienia swego konia i ruszyła do przodu. Liczyła że w końcu uda im się dotrzeć do jakiegoś miasta.
Usłyszawszy słowa Rivena, Abbie usmiechnęła się do niego szeroko, ukazując rządek równych, białych ząbków.
- Dziękuję za ten komplement, Rivenie, choć wydajesz się mężczyzną u którego takie słowa w stosunku do kobiet są na porządku dziennym... - patrzyła na niego swymi mlecznymi oczami. Riv zdecydowanie musiał odczuć urok jej urody. - Powinnam dodać, iż moje oczy są bardziej zabójcze niż piękne...I to dosłownie...
Uśmiechała się z przekąsem przygryzając dolną wargę, co tylko dodało jej uroku. Chwilę potem puściła elfowi oczko, jakby na znak by nie brał sobie zbytnio do serca jej ostatnich słów, choć bez wątpienia mówiły prawdę.
Zmierzyła go wzrokiem. Był przystojnym mężczyzną i nie można mu było tego odmówić. Najbardziej intrygowała ją jego ciemna karnacja, jednak czarodziejka wolała nie wnikać w szczegóły by nie być posądzoną przez elfa o przesadną ciekawość.
- Przynajmniej jedno nas łączy jak na razie...- rzuciła wesoło do Riva chwytając w dłoń kosmyk swych białych włosów.
Abbie była najbardziej utalentowaną uczennicą Magistra Kolegium Światła, Mistrza Apominusa Rone'a, jednak nie mogła wiecznie zostać na uczelni. Za namową swego mistrza ruszyła w świat czerpać praktyczną wiedzę i poszerzać swoje doświadczenia. Jak na razie szło jej całkiem dobrze, a podróż z nowymi towarzyszami była dość interesująca. Wyrywając się z zamyślenia, Biała Czarodziejka chwyciła mocniej strzemienia swego konia i ruszyła do przodu. Liczyła że w końcu uda im się dotrzeć do jakiegoś miasta.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Głodni i zmęczeni wciąż podążaliście mozolnie szerokim traktem. W pewnym momencie ścieżka gwałtownie zakręcała, a gdy znów znaleźliście się na prostej drodze w oddali dojrzeliście jakiś duży kształt leżący po prawej stronie drogi. W miarę waszego zbliżania, zdaliście sobie sprawę że to leżący człowiek. Otaczały go przebijające przez śnieg dziwnie poskręcane rośliny, jakby ktoś wyssał z nich wszystkie soki życiowe. Gdy zbliżyliście się do leżącego mężczyzny okazało się że jest śmiertelnie ranny. Jego klatkę piersiową znaczyło kilka głebokich, szarpanych ran. Miał na sobie pokrwawione szaty kapłańskie, a na szyi medalion z symbolem Taala. Wiedzieliście już z kim macie do czynienia. Gdy mężczyzna was zobaczył, podniósł ku wam zakrwawioną dłoń a w jego oczach pojawił się strach. Resztkami sił wydusił z siebie:
- Wilki...Udajcie się do Kurtwallen...Musicie pomóc...zniszczyć...Wola Taala...Strzeżcie się...
Chwilę później głowa opadła mu bezwiednie na ramię. Kapłan Taala był martwy. Obok ciała dostrzegliście widoczne na śniegu ślady kilku par łap prowadzących do lasu.
Jeśli Seba nie odpisze do jutra, jego bohater zginie śmiercią tragiczną...
- Wilki...Udajcie się do Kurtwallen...Musicie pomóc...zniszczyć...Wola Taala...Strzeżcie się...
Chwilę później głowa opadła mu bezwiednie na ramię. Kapłan Taala był martwy. Obok ciała dostrzegliście widoczne na śniegu ślady kilku par łap prowadzących do lasu.
Jeśli Seba nie odpisze do jutra, jego bohater zginie śmiercią tragiczną...
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Marynarz
- Posty: 240
- Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Kraków
Abbie Beitenbach
Na widok zakrawionego ciała kapłana, młodej kobiecie zrobiło się niedobrze. Mimo iż widziała już w swoim życiu wiele podobnych rzeczy, cały czas nie potrafiła się przyzwyczaić. Zsiadła z konia i stanęła nad zwłokami mężczyzny. Przyjrzała mu się i rzekła do reszty towarzyszy:
- Biedak, już nic mu nie pomoże...nawet uzdrowiająca dłoń Shallyi...Popatrzcie na te rany - wygląda na to, ze dopadły go wilki. I te rośliny dookoła - wszystkie martwe! To nie wygląda naturalnie...Widzę w tym jakieś nieczyste moce...
Abbie spojrzała na ślady łap które niknęły w lesie. Nawet jeśli to wilki zaatakowały kapłana, to podążenie ich śladami nie miałoby teraz najmniejszego sensu, tak przynajmniej uważała. Słowa wypowiedziane przez umierającego kapłana bardzo ją zaniepokoiły. Popatrzyła na towarzyszących jej mężczyzn i marszcząc swe delikatne brwi powiedzieła:
- Moim zdaniem powinniśmy zająć się tym, o czym mówił kapłan i udać się do tego Kurtwallen, gdziekolwiek to jest...jeśli mamy okazać jego duszy szacunek...ja mam ku temu jeszcze jeden powód... - na potwierdzenie tych słów rozpięła guzik swego płaszcza i chwilę potem w jej dłoni pojawił się medalion z symbolem Taala - Chyba sami rozumiecie że jako wyznawczyni Taala muszę sprawdzić co się za tym kryje...Chyba mogę na was liczyć?
Wiedziała, ze pytanie o sprawę tak oczywistą jest zbędne, ale wolała mieć pewność, zwłaszcza że od początku podróży Konrad niezbyt przychylnie patrzył na czarodziejkę, a ona nie wiedząc, czy czymś go uraziła wolała chwilowo milczeć na ten temat. Nawet gdyby pozostali nie zgodzili się (czego nie brała nawet pod uwagę) postanowiła wyruszyć sama w dalszą drogę.
Na widok zakrawionego ciała kapłana, młodej kobiecie zrobiło się niedobrze. Mimo iż widziała już w swoim życiu wiele podobnych rzeczy, cały czas nie potrafiła się przyzwyczaić. Zsiadła z konia i stanęła nad zwłokami mężczyzny. Przyjrzała mu się i rzekła do reszty towarzyszy:
- Biedak, już nic mu nie pomoże...nawet uzdrowiająca dłoń Shallyi...Popatrzcie na te rany - wygląda na to, ze dopadły go wilki. I te rośliny dookoła - wszystkie martwe! To nie wygląda naturalnie...Widzę w tym jakieś nieczyste moce...
Abbie spojrzała na ślady łap które niknęły w lesie. Nawet jeśli to wilki zaatakowały kapłana, to podążenie ich śladami nie miałoby teraz najmniejszego sensu, tak przynajmniej uważała. Słowa wypowiedziane przez umierającego kapłana bardzo ją zaniepokoiły. Popatrzyła na towarzyszących jej mężczyzn i marszcząc swe delikatne brwi powiedzieła:
- Moim zdaniem powinniśmy zająć się tym, o czym mówił kapłan i udać się do tego Kurtwallen, gdziekolwiek to jest...jeśli mamy okazać jego duszy szacunek...ja mam ku temu jeszcze jeden powód... - na potwierdzenie tych słów rozpięła guzik swego płaszcza i chwilę potem w jej dłoni pojawił się medalion z symbolem Taala - Chyba sami rozumiecie że jako wyznawczyni Taala muszę sprawdzić co się za tym kryje...Chyba mogę na was liczyć?
Wiedziała, ze pytanie o sprawę tak oczywistą jest zbędne, ale wolała mieć pewność, zwłaszcza że od początku podróży Konrad niezbyt przychylnie patrzył na czarodziejkę, a ona nie wiedząc, czy czymś go uraziła wolała chwilowo milczeć na ten temat. Nawet gdyby pozostali nie zgodzili się (czego nie brała nawet pod uwagę) postanowiła wyruszyć sama w dalszą drogę.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.

-
- Majtek
- Posty: 100
- Rejestracja: niedziela, 22 stycznia 2006, 13:06
- Lokalizacja: Zewsząd...
- Kontakt:
Thorn
Do martwego podszedł spokojnie. Widok krwi nie budził w nim najmniejszej niechęci. Lecz te rany. Wręcz nienaturalnie rozszarpane. Było to oczywiste, że przez wilki, jednak musiały być one albo wyjątkowo wściekłe i głodne albo kontrolowane czymś, czego Thorn nigdy nie pojmie. Zsunął z twarzy chustę. Wszystkim ukazała się łagodna, przyjazna twarz, tak niepodobna do oblicz ludzi północy. Nie posiadająca żadnej skazy czy blizny, jedynie lekki, ciemny zarost.
- Fakt. Teraz już nic mu nie pomoże. - Powtórzył (Nie wiedział dlaczego, bo było to jaknajbardziej jasne.) zatrzymując swojego wierzchowca. Podszedł do zwłok. – Trzeba go stąd zabrać. Nie możemy pozostawić go na środku traktu. A co do tej misji, którą nam, można powiedzieć, zlecił. Jestem za udaniem się do Kurtwallen, bo właściwie, to co mamy innego do roboty ? Może coś ciekawego nam się przytrafi w końcu... Maszerowanie bez celu nie jest szczytem moich ambicji. – Uśmiechnął się, poprawiając chustę na szyi, by przybrała dawne położenie.
Do martwego podszedł spokojnie. Widok krwi nie budził w nim najmniejszej niechęci. Lecz te rany. Wręcz nienaturalnie rozszarpane. Było to oczywiste, że przez wilki, jednak musiały być one albo wyjątkowo wściekłe i głodne albo kontrolowane czymś, czego Thorn nigdy nie pojmie. Zsunął z twarzy chustę. Wszystkim ukazała się łagodna, przyjazna twarz, tak niepodobna do oblicz ludzi północy. Nie posiadająca żadnej skazy czy blizny, jedynie lekki, ciemny zarost.
- Fakt. Teraz już nic mu nie pomoże. - Powtórzył (Nie wiedział dlaczego, bo było to jaknajbardziej jasne.) zatrzymując swojego wierzchowca. Podszedł do zwłok. – Trzeba go stąd zabrać. Nie możemy pozostawić go na środku traktu. A co do tej misji, którą nam, można powiedzieć, zlecił. Jestem za udaniem się do Kurtwallen, bo właściwie, to co mamy innego do roboty ? Może coś ciekawego nam się przytrafi w końcu... Maszerowanie bez celu nie jest szczytem moich ambicji. – Uśmiechnął się, poprawiając chustę na szyi, by przybrała dawne położenie.
Bella Horrida! Bella!
"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"
"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"

-
- Tawerniany Zabójca Trolli
- Posty: 425
- Rejestracja: sobota, 4 listopada 2006, 23:10
- Numer GG: 6386578
- Lokalizacja: Łódz
- Kontakt:
Riven Soulfly
Elf odwzajemnił uśmiech kobiety. Kokietował w swym życiu nie jedną niewiastę, a czarodziejka wzbudzała w nim coś dziwnego.
Gdy członkowie zatrzymali się przy zwłokach elf zeskoczył z konia i ostrożnie rozejrzał, nasłuchując i wypatyrując czy czasem żadne zagrożenie nie czycha na nich.
- Paskudna rana - rzekł po chwili - Bardzo jestem ciekaw co samotny mężczyzna robił w tej głuszy o takim czasie? - Spojrzał swymi fioletowymi oczyma na Abbi - Mój miecz jak i zdolności są z tobą czarodziejko. - Nie musiał nic więcej dodawać, czekał ze skrzyżowanymi na piersi rękoma na to co powie reszta drużyny.
Elf odwzajemnił uśmiech kobiety. Kokietował w swym życiu nie jedną niewiastę, a czarodziejka wzbudzała w nim coś dziwnego.
Gdy członkowie zatrzymali się przy zwłokach elf zeskoczył z konia i ostrożnie rozejrzał, nasłuchując i wypatyrując czy czasem żadne zagrożenie nie czycha na nich.
- Paskudna rana - rzekł po chwili - Bardzo jestem ciekaw co samotny mężczyzna robił w tej głuszy o takim czasie? - Spojrzał swymi fioletowymi oczyma na Abbi - Mój miecz jak i zdolności są z tobą czarodziejko. - Nie musiał nic więcej dodawać, czekał ze skrzyżowanymi na piersi rękoma na to co powie reszta drużyny.

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Konrad z Boven
Obserwował flirtującą ze sobą parę bez zbędnych emocji. Może przy innych okolicznościach zareagował by inaczej. Po tamtym wydarzeniu wszystko zaczął traktować inaczej. Mniej emocjonalnie...
Na miejscu zdarzenia był drugi w kolejności, zaraz po czarodziejce. Bardziej niż smierć kapłana niepokoiły go te powykręcane rośliny. Żadna należąca do tego świata siła nie jest w stanie tego zrobić. Akolita dobrze już wiedział, że pozostanie w tych okolicach nieco dłużej. Jego wiara i nienawiść do Chaosu po raz kolejny się przyda.
Jeśli już mówimy o zachowaniu szacunku dla jego duszy, proponuje zacząć od pogrzebu. Choć kapłanem Morra nie jestem, ale na pewno nie można go tak zostawić. Pan Śmierci oraz Władca Zwierząt na pewno będą patrzeć na nas przychylnym okiem gdy zrobimy chociaż prowizoryczny pochówek... - rzucił beznamiętnie, a następnie dodał jeszcze - Na moją pomoc możesz liczyć, choć niekoniecznie wynika ona z Twojej prośby... Ale dość gadania, pozbierajmy kamienie, a jeśli nie ich znajdziemy, to przynajmniej gałęzię. Wyznawca Taala na pewno chciałby być otoczony naturą, nawet po śmierci...
Dziwne, Sebe widzialem wczoraj na forum... Wyglada na to ze tylko sobie przeczytal, a odpisywac mu sie nie chce...
Obserwował flirtującą ze sobą parę bez zbędnych emocji. Może przy innych okolicznościach zareagował by inaczej. Po tamtym wydarzeniu wszystko zaczął traktować inaczej. Mniej emocjonalnie...
Na miejscu zdarzenia był drugi w kolejności, zaraz po czarodziejce. Bardziej niż smierć kapłana niepokoiły go te powykręcane rośliny. Żadna należąca do tego świata siła nie jest w stanie tego zrobić. Akolita dobrze już wiedział, że pozostanie w tych okolicach nieco dłużej. Jego wiara i nienawiść do Chaosu po raz kolejny się przyda.
Jeśli już mówimy o zachowaniu szacunku dla jego duszy, proponuje zacząć od pogrzebu. Choć kapłanem Morra nie jestem, ale na pewno nie można go tak zostawić. Pan Śmierci oraz Władca Zwierząt na pewno będą patrzeć na nas przychylnym okiem gdy zrobimy chociaż prowizoryczny pochówek... - rzucił beznamiętnie, a następnie dodał jeszcze - Na moją pomoc możesz liczyć, choć niekoniecznie wynika ona z Twojej prośby... Ale dość gadania, pozbierajmy kamienie, a jeśli nie ich znajdziemy, to przynajmniej gałęzię. Wyznawca Taala na pewno chciałby być otoczony naturą, nawet po śmierci...
Dziwne, Sebe widzialem wczoraj na forum... Wyglada na to ze tylko sobie przeczytal, a odpisywac mu sie nie chce...
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Majtek
- Posty: 120
- Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Anthony Surehand
Anthony szedł tuż przed Thornem, chociaż w przeciwieństwie do niego zsiadł z konia, aby jedynie rozprostować nogi. Długa jazda wierzchem go strasznie nużyła. Idąc obok konia wpatrywał się w ślady pozostawione przez pozostałych kompanów i starał się z nich wyczytać jak najwięcej. Zauważył np. że koniowi Rivena trzeba wkrótce wyskrobać i wyczyścić kopyta, bo od dłuższego czasu ich nie ścierał i mogłoby to się skończyć okulawieniem. Bardzo zastanawiało go także, ile może ważyć Abbie. Patrząc na nią widział smukłą dziewczynę o nienagannej figurze, zaś ślady kopyt pozostawione przez jej konia, sugerowały jednak zupełnie co innego.
"Cóż ona takiego wiezie ze sobą?" - pomyślał. Jej ekwipunek nie był obszerny - "Być może ten kostur tyle waży" - odpowiadał na własne pytania.
Anthony lubil zimę. Śnieg wolał znacznie bardziej od deszczu. Woda z nieba była jednym z większych przekleństw Starego Świata z którym nigdy nie mógł się pogodzić. Podszyty futrem kaftan i wełniane kalesony dobrze chroniły go przed mrozem, a płaszcz z kapurem zapinany na klamrę z motywem liścia klonowego całkiem się sprawdzał jako osłona przed wiatrem.
Niezbyt długie włosy o trudnym do odgadnięcia kolorze swobodnie opadały mu na twarz, więc co jakiś czas musial je odgarniać. Delikatny zarost wkoło ust w trakcie podróży przerodził się w gęstą brodę, ale Anthony bardziej cenił ciepło jakie dawała broda nad atrakcyjny wygląd.
Kiedy wszyscy pochylali się nad znalezionym ciałem, albiończyk stał z boku trzymając dłoń na wysokości piersi. Minę miał dziwną, jakby się czegoś wystraszył i bardzo zasmucił jednocześnie.
Kiedy pozostali kompani przyglądali się ciału kapłana, łucznik dyskretnie oglądał tropy pozostawione przez wilki pragnąc, aby powiedziały mu jak najwięcej o tym, co tu się niedawno stało.
Przepraszam za opóźnienie, ale jak pisałem w rekrutacji - dostęp do kompa mam tylko wieczorem i spradycznie wcześnie rano. Mam nadzieje, że to nie spowolni znacznie sesji i nie popsuje zabawy :)
Anthony szedł tuż przed Thornem, chociaż w przeciwieństwie do niego zsiadł z konia, aby jedynie rozprostować nogi. Długa jazda wierzchem go strasznie nużyła. Idąc obok konia wpatrywał się w ślady pozostawione przez pozostałych kompanów i starał się z nich wyczytać jak najwięcej. Zauważył np. że koniowi Rivena trzeba wkrótce wyskrobać i wyczyścić kopyta, bo od dłuższego czasu ich nie ścierał i mogłoby to się skończyć okulawieniem. Bardzo zastanawiało go także, ile może ważyć Abbie. Patrząc na nią widział smukłą dziewczynę o nienagannej figurze, zaś ślady kopyt pozostawione przez jej konia, sugerowały jednak zupełnie co innego.
"Cóż ona takiego wiezie ze sobą?" - pomyślał. Jej ekwipunek nie był obszerny - "Być może ten kostur tyle waży" - odpowiadał na własne pytania.
Anthony lubil zimę. Śnieg wolał znacznie bardziej od deszczu. Woda z nieba była jednym z większych przekleństw Starego Świata z którym nigdy nie mógł się pogodzić. Podszyty futrem kaftan i wełniane kalesony dobrze chroniły go przed mrozem, a płaszcz z kapurem zapinany na klamrę z motywem liścia klonowego całkiem się sprawdzał jako osłona przed wiatrem.
Niezbyt długie włosy o trudnym do odgadnięcia kolorze swobodnie opadały mu na twarz, więc co jakiś czas musial je odgarniać. Delikatny zarost wkoło ust w trakcie podróży przerodził się w gęstą brodę, ale Anthony bardziej cenił ciepło jakie dawała broda nad atrakcyjny wygląd.
Kiedy wszyscy pochylali się nad znalezionym ciałem, albiończyk stał z boku trzymając dłoń na wysokości piersi. Minę miał dziwną, jakby się czegoś wystraszył i bardzo zasmucił jednocześnie.
Kiedy pozostali kompani przyglądali się ciału kapłana, łucznik dyskretnie oglądał tropy pozostawione przez wilki pragnąc, aby powiedziały mu jak najwięcej o tym, co tu się niedawno stało.
Przepraszam za opóźnienie, ale jak pisałem w rekrutacji - dostęp do kompa mam tylko wieczorem i spradycznie wcześnie rano. Mam nadzieje, że to nie spowolni znacznie sesji i nie popsuje zabawy :)
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
