[Wiedźmin: GW] Lammas

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
John Rambo
Pomywacz
Posty: 42
Rejestracja: środa, 6 grudnia 2006, 13:56
Numer GG: 7757516
Lokalizacja: z Wietnamu

[Wiedźmin: GW] Lammas

Post autor: John Rambo »

Witam wszystkich!

W sesji udział biorą:
-Eltren z Koviru(bohater BlindKitty),
-Lilian(bohaterka Mekowa),
-Avregort(bohater Atanamira),
-Jan(bohater Tajfera),
-Landon Banqus(bohater Malutkusa),
-Percival Bergerson(bohater Insegrima Faoiltiarny).

A teraz, żeby tradycji stało się zadość:
Przypominam o opisowym pisaniu postów, przynajmniej kilka linijek dziennie. Piszemy w trzeciej osobie.
Tak piszemy co postać robi.
-Tak co mówi- powiedział Bajarz.
-Tak co myśli- pomyślał Bajarz.
Tak piszemy wszystko poza sesją.

No to zaczynamy!
Sierpień przywitał całe Aedrin nieznośnymi upałami. Żar lał się z nieba niezależnie od pory dnia i nocy. Na szczęście było już żniwach, gdyż piękna pogoda przyspieszyła wegetację, co pozwoliło na zbiory już pod koniec lipca. Te były wyjątkowo obfite, niektórzy mówili nawet o klęsce urodzaju. Zupełnie inaczej sytuacja przedstawiała się u północnych sąsiadów. Król Kaedwen po raz kolejny pokłócił się z nadwornymi magikami i kiedy zboże zaatakowały choroby, Ci odmówili pomocy. Na nic zdały się błagania, obietnice podwyżek i tak już wysokich gaży czarodziejów. Prawie całe uprawy szlag trafił. Nic więc dziwnego, że król coraz bardziej łakomie zaczął spoglądać na sąsiednie państwa. Ileż to już razy udana hassa ratowała jego poddanych przed głodem... Co? Ano tak, nie o tym miałem mówić. Już zaczynam tylko z gąsiorka pociągnę...

Eltren z Koviru
Sam nie wiedział co przygnało go tej zabitej deskami okolicy. Może był to dukat co jak słońce złoty, a może po prostu chęc zmiany otoczenia. Zanim się dłużej zastanowił wsiadł na klacz i ruszył w kierunku górnego Aedrin, przyjął też zlecenie od sołtysa wioski. Jak ona się zwała? Aha, Sokolniki... Nikt w niej co prawda sokołów nie chodował, ale widzieli za to coś co przypominało ghula. Potwora oczywiście nie było, ale wiedźmin spędzał miłe chwile mając zapewniony wikt i opierunek. Nikt go oczywiście nie niepokoił, zauważył nawet, że uciekano przed nim. Do tego był jednak przyzwyczajony. Był naznaczony piętnem, gorszym od tego, które wypala się na rękach złodziei. Był odszczepieńcem i mutantem. Ale kto by się tym martwił, kiedy przed nosem stoi miska kaszy z omastą, a wieczorem można się wyłożyć na świeżym sianie.

Lilian
Musiała opuścić swoje miasto. Alice powiedziała, że musi jechać po odbiór towaru do Kaedwen. Dała jej konia, bułanego wałacha i kazała pędzić na złamanie karku. Owszem, pogalopowała trochę, ale po co męczyć siebie i konia. Kłus był w zupełności wystarczający. Pierwszego dnia udało się jej dojechać do jakiejś wiochy. Karczma w niej była, a i ludzie gadali o jakimś święcie. A jak święto to i pobawić sie można, i wypić. -Ach, jak ja dawno nie tańczyłam- myślała, jedząc pieczoną rzepę i kaszę ze skwarkami.

Avregort
Zadanie w Aldersbergu powiodło się. Znów trzeba było kogoś "uciszyć". Nic nadzwyczajnego. Po robocie szybko opuścił miasto, za bardzo rzucał się w oczy. Wypoczęty koń rwał jak szalony. Zbliżał się zmrok, gdy dotarł do wioseczki. Otaczał ją zniszczony wał ziemny, jednak budynki były zadbane. Centralne miejsce zajmowała oczywiście karczma. Nikomu nie chciało się jej nazywać. Bo i po co, skoro w okolicy nie było żadnej innej. W środku siedziała wyzywająco ubrana, ładna dziewczyna i kilku wieśniaków nie wystających za bardzo poza stereotyp. Rozmawiali oni podnieconymi głosami o Lammas, święcie inaczej zwanym dożynkami.
Do przybysza szybko nadbiegał karczmarz...

Jan
Po raz kolejny się sparzył i po raz kolejny musiał uciekać. Na szczęście miał konia, którego ukradli jakiemuś handlarzowi. W Kaedwen był spalony, a najbliżej było do południowych sąsiadów.
Jazda w upale była straszliwe męcząca. Po raz kolejny wydawało mu się też, że spędzi noc śpiąc w lesie obok swego wałacha. Na szczęście, tuż przed zmrokiem zobaczył dym unoszący się w oddali. Znalazł wioskę i, ku jego uciesze, także karczmę.

Landon Banqus
Po niemiłej przygodzie pierwszą rzeczą, jaką postanowił zrobić było kupno konia. Jak bowiem uciekać. Na piechotę? Pieniędzy starczyło mu na nędzną szkapę, która nie znała biegu szybszego niż kłus, ale i tak nie było źle. Zostało mu jeszcze troche orenów na jedzenie. Błąkał się bez celu nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. W Temerii pokazać się nie mógł, Redania też nie była dobrym wyborem. Wybór padł na Aedrin. A poźniej? Gdziekolwiek, byle jak najdalej od stryczka.
Jechał przez Aedrin cały czas skulony, wszyscy jeźdzcy dziwnie mu się bowiem przyglądali. Już go pewnie szukali. A może mu się tylko wydawało? Może to zmęczenie? Tak czy owak, rozpogodził się gdy zobaczył wioskę, a w niej karczmę.

Percival Bergerson
Żądza zarobku, a może natchnienie pchnęły go do Vengerbergu. Jak zwykle musiał jednak stamtąd uciekać. Jakże bowiem mógł się oprzeć urokowi pięknej mieszczki, której mąż wyjechał w interesach? Nie przewidział jednak tego, że handlarz miał w mieście rodzinę. A do tego było to trzech braci...
Ucieczka powiodła się, miał zbyt duże doświadczenie w tej materii by dać się złapać. Jego rączy dzianet niósł raźnie, lecz podróż była męcząca z powodu upałów. Trzeciego dnia wieczorem dotarł do jakiejś wioseczki. Koń potrzebował owsa, a i rzyć wołała: "Pomocy!". Postanowił więc zatrzymać się i dać odetchnąć sobie i zwierzęciu.

Wszyscy dostaliście konie, mam nadzieję, że nie poczytacie tego za coś złego.
Malutkus
Marynarz
Marynarz
Posty: 314
Rejestracja: poniedziałek, 12 grudnia 2005, 16:58
Numer GG: 9627608
Lokalizacja: prawie Gliwice

Post autor: Malutkus »

Landon Banqus
Powolnym, lekko ociężałym stępem wjechał między nieliczne, wioskowe zabudowania. Choć nie przyznałby się przed nikim, był niespokojny i, co tu kryć, pełen obaw. Ostatnimi dniami szczęście mu sprzyjało, kupił konia, na gościńcach było jakby mniej wojska czy choćby kupców, którzy mogliby go rozpoznać. Od wjazdu na ziemie Aedrin poczuł się trochę pewniej, zaczął nawet podróżować często uczęszczanymi gościńcami i odpowiadać na nieliczne pozdrowienia przejeżdżających. Nie było tajemnicą, że tutejsi królowie nie kochali panów temerskich, z wzajemnością zresztą. Jednak teraz, gdy pierwszy raz od kilku dni pojawił się w miejscu publicznym, Landon zaczął wątpić w swoją znajomość polityki. "Kto wie, czy na mocy tajemnych i niejasnych porozumień nie wydano nakazu schwytania szpiega i zdrajcy sojuszniczego kraju?"
Zsiadł z wychudzonego konia, i, stojąc prawie na progu, bił się z myślami. Z zamyślenia wyrwał go wysoki, potężnie zbudowany wieśniak o niezbyt bystrym wyrazie twarzy, który go potrącił, wchodząc do środka. Dryblas wyburczał pod nosem jakieś przekleństwo, a Landon udał, że poprawia coś przy bucie. W zwykłych warunkach zapewne wdałby się w kłótnię, a może nawet walkę, ale teraz...
Postanowił. Nie liczył tutaj na stajnię, a tym bardziej stajennego, który mógłby się zająć koniem, przywiązał więc swego wierzchowca do pobliskiego drewnianego płotku i wszedł izby. Starał się nie wyróżniać, ale w takim towarzystwie trudno było to dokonać. Trochę uspokajał fakt, że nie widział nikogo podobnego do jakiegokolwiek żołnierza. Usiadł przy barze i postanowił czekać, że barman sam do niego podejdzie. Miał nadzieję, że nastąpi to szybko, bo głód skręcał mu już kiszki.
Obrazek
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Percival Bergerson

Spojrzał na karczmę i pokiwał głową. Sypmatyczne miejsce-mruknął, po czym zsiadł z konia i rozejrzał się za stajennym. Nikt nie nadchodził, więc półelf przywiązał wierzchowca do płotu. Wyjął z juk lutnię i wszedł do środka. Odetchnął głęboko, wciągając w nozdrza swojski zapach chleba, piwa, wódki, mysich odchodów, słomy, dymu i czegoś, co przypominało zepsute mięso. "Cywilizacja"-pomyślał.-"Miła odmiana po tygodniu jazdy przez Aedirn... Może nawet uda się coś zarobić." Rozejrzał się po izbie, po czym podszedł do szynku. Poadj piwo, dobry człowieku-powiedział do karczmarza i położył na ladzie dwie monety. Wziął kufel i pociągnął łyk. Niezłe-powiedział.-Nie piłem lepszego, od kiedy wyjechałem z Vengerbergu...
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Tajfer
Pomywacz
Posty: 39
Rejestracja: niedziela, 10 grudnia 2006, 16:26

Post autor: Tajfer »

Jan

Powoli zbliżał się do karczmy na swoim potężnym koniu (mniejszy nie utrzymałby tak ogromnego człowieka) Był zmęczony, podobnie jak jego koń, po morderczej ucieczce z Kaedwen. Wprawdzie po przekroczeniu granicy z Aedrin zwolnił, ale wcale się nie uspokoił.

Był potężny, mocno umięśniony. Jego włosy były krótkie, czarne, a oczy ciemne, piwne.
”Przydałaby mi się spokojna noc” –pomyślał na widok owej karczmy
Zaburczało mu w brzuchu. ”Poza tym brzuch też się upomina o swoje”
Zsiadł z konia, poprawił miecz u boku, przywiązał konia do płotu i wszedł do środka.

W środku było tłoczno, ale zdołał wypatrzeć wolne miejsce w rogu. Tam też się udał. Zwracał na siebie dużo uwagi, ale przyzwyczaił się już do tego, to przez jego budowę ciała.
Usiadł w rogu, ściągnął płaszcz i poczekał na karczmarza.
Po... po... popro... szę pii... wo i ja...ja... jadło –wyjąkał gdy karczmarz się zbliżył.

Odkąd pamiętał zawsze się jąkał. Na szczęście gdy sobie ‘wypił’ mówił normalnie. Gdy wytrzeźwiał, jąkanie wracało. Czasem przysparzało mu to kłopotów, ale już nauczył z tym sobie radzić.
Karczmarz się skrzywił, ale na widok mięśni dość szybko zrealizował zamówienie.

”Co tu robić?” –pomyślał Jan w trakcie jedzenia.
”Dziś chyba wypocznę tutaj, a jutro z rana pojadę do większego miasta i tam poszukam roboty. Tym czasem najem się do syta.” –postanowił.

Podczas jedzenia uważnie obserwował wydarzenia w karczmie...
Atanamir
Marynarz
Marynarz
Posty: 179
Rejestracja: wtorek, 19 września 2006, 18:15
Lokalizacja: Z lasu
Kontakt:

Post autor: Atanamir »

Gdy już rozglądnął się po karczmie, Avregart zwrócił uwagę na karczmarza. Przyjrzał się osobnikowi dość pilnie a później rzekł tonem jak najbardziej zwracającym uwagę na to, że nie ma ochoty na dłuższe dyskusje.
-Dobry wieczór gospodarzu, są jakieś wolne pokoje? Zakładam, że są więc przygotujcie mi jeden, kolacje zjem tutaj. Podajcie jakiegoś mięsiwa, chleb, tylko żeby był mi nie był czerstwy, do tego grzane piwo, zapłacę za wszystko po kolacji.
Następnie najemnik usiadł jak najbliżej wieśniaków i dziewczyny, jeśli dało się rady to bohater przysiada się ze słowami:
-Czy można się przysiąść, zasłyszałem, że rozmawiacie o Lammas, bardzo mnie to zainteresowało, więc jak ?
Nie ukrywam, że bohater przysiadł się z takową myślą która pojawiła się w jego głowie całkiem atrakcyjna ta dama warto blisko poznać (niedwuznaczny uśmiech) i owej damie dawał to jasno do zrozumienia.
Przy okazji wsłuchiwał się w to co mówią ludziska, ot tak ni to z przyzwyczajenia ni to dla zabawy nadstawiał uszu, zresztą jak zwykle.

Gdyby ktoś weszedł teraz do tej karczmy zapewne zwróciłby uwagę na łysego jak pośladek elfiej panny jegomościa siedzącego przy stole z ludźmi których najwidoczniej nie znał lecz przysłuchiwał się bacznie temu co gwarzą, przy okazji zerkając łapczywe na wdzięki siedzącej razem z nimi przy stole kobiety.

jak numer z przysiadaniem nie wypali to opis ten sam tylko, że siedzę jak najbliżej ich stolika
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Eltern z Koviru

Koń stąpał wolno dookoła wioski, gdy wiedźmin rozglądał się w poszukiwaniu ghula, którego nie było. No ale póki co, niech będzie i tak. Jak mu się tu znudzi, to ruszy się i pojedzie dalej... A na razie czas wrócić do karczmy.
Eltern musiał się schylić, wchodząc do karczmy... No, tak naprawdę nie musiał, ale zawsze to robił, bo wiedział, że wtedy prostując się wygląda na wyższego.
Skierował się do jakiegoś wolnego stolika, i zaczekał aż karczmarz przyniesie mu dzisiejszy posiłek, rozglądając się po wnętrzu. Zdaje się, że dziś sporo obcych zwaliło się do Sokolników...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Post autor: Mekow »

Lilian

Siedziała sobie w karczmie zajadając kolację i popijając piwkiem. Była to jedyna gospoda w tej wiosce. To właśnie tu zgromadzili się tu wszyscy jej mieszkańcy, a przynajmniej ci fajniejsi. No i oczywiście ci, którzy tak jak ona byli tylko przejazdem.
Panowała tu bardzo miła atmosfera. Dookoła Lilian siedziało grono jej wielbicieli. Miała już taki wpływ na mężczyzn.

Jeden z nich, na pewno nie miejscowy, właśnie się dosiadł. Powiedział, że interesuje go Lammas, o którym chyba akurat rozmawiali. Lilian zoriętowała się jednak szybko, że nie tylko to go interesuje. Odwzajemniła jego uśmiech, ale właściwie cały czas była szczerze uśmiechnięta.

Wtedy jej uwagę zwrócił pewien siedzący przy barze półelf. Miał on ze sobą lutnię.
- Eeej... Zagraj coś. - pomyślała.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
John Rambo
Pomywacz
Posty: 42
Rejestracja: środa, 6 grudnia 2006, 13:56
Numer GG: 7757516
Lokalizacja: z Wietnamu

Post autor: John Rambo »

W wiosce od bardzo dawna nie widziano tak wielu obcych. Miejscowi nie należeli jednak do strachliwych, każdy w razie czego mógł chwycić za widły czy cep. Podobno nawet rycerski hełm nie wytrzymuje uderzenia tego okutego blachą narzędzia...
Karczmarz, bardzo zadowlony z tego uśmiechu losu, krzątał się nieustannie wokół gości, dolewając im napitku i przynosząc nowe porcje jadła. Taka okazja zdarzała się zbyt rzadko, by nie potrafił dobrze jej wykorzystać. Na co dzień w karczmie upijali się miejscowi, trakt był bowiem ostatnimi czasy mało uczęszczany.
Lilian odwróciła się i pomyślała o półelfie. W tej chwili wpadł jednak do karczmy podrostek i z podnieceniem, wyraźnie sepleniąc, zawołał:
-Zaczyna się! Sołtys plosi wszystkich do gumna, za chwile lozpoczną się tańce. Podobno przybyła nawet kapłanka, żeby pobłogosławić zbioly.
Spostrzegł nieznajomych, chwilę się zawachał, szybko odzyskał jednak mores:
-Państwa też plosimy, chodźcie państwo za mną, zaplowadzę was!- wykrzyczał -Mogę też opowiedzieć o Lammas jeżeli państwo chcą.

Życzę wszystkim udanej zabawy sylwestrowej i szczęśliwego Nowego Roku! Jutrzejszy "update" będzie raczej późno...
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Percival Bergerson

Rzucił młodemu miedziaka. Gadaj, młody-powiedział z uśmiechem.-Chciałbym się dowiedzieć czegoś o obchodach Lammas w tej miejscowości... Wyszedł za chłopcem na zewnątrz, odwiązał konia i zaczął go prowadzić. Zdjął lutnię z pleców i schował ją w juki-w tłumie ktoś mógł ją uszkodzić, a półelf nie miał ochoty wydawać pieniędzy na naprawę albo nowy instrument...
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Malutkus
Marynarz
Marynarz
Posty: 314
Rejestracja: poniedziałek, 12 grudnia 2005, 16:58
Numer GG: 9627608
Lokalizacja: prawie Gliwice

Post autor: Malutkus »

Landon Banqus

Wyszedł za chłopakiem, dopijając resztkę przyniesionego wcześniej przez karczmarza piwa. Musiał przyznać, że dawno nie pił lepszego, choć życie nie rozpieszczało pod tym względem. Wychodząc zwrócił uwagę, jak pół-elf, którego widział przy barze odwiązuje konia i prowadzi go, idąc za młodzikiem. "Niegłupie. Nie podejrzewałbym tych wieśniaków o kradzież, ale licho nie śpi"- pomyślał i zrobił to samo. Idąc, starał się słuchać informacji o święcie, na które akurat trafił. Tak naprawdę stracił trochę rachubę czasu, a na codzień każda okazja była wystarczająco dobra, by się napić, więc niewiele wiedział o Lammas. Z niewyraźnym wyrazem twarzy patrzył jak pół-elf rzuca pieniądze chłopakowi. Ukradkiem zerknął do swojej sakiewki i doszedł do wniosku, że nie może sobie pozwolić na podobny gest.
Obrazek
Atanamir
Marynarz
Marynarz
Posty: 179
Rejestracja: wtorek, 19 września 2006, 18:15
Lokalizacja: Z lasu
Kontakt:

Post autor: Atanamir »

Siedząc przy stole Avregart zdążył się zorientować, że owa dama na którą zwrócił z początku uwagę nie była wieśniaczką a już na pewno nie prostą wieśniaczką. Zadowolony jednak z towarzystwa siedział nadal tym razem w lepszym humorze. Gdy chłopak wleciał do środka odruchowo opuścił rękę tak aby w każdej chwili móc błyskawicznie rzucić lub zaatakować nożem ukrytym w cholewie buta. Od razu stwierdził, że było to niepotrzebne ale odruch to odruch, cholera chyba nigdy się tego nie oduczę pomyślał. Wysłuchał chłopca wstał i zwrócił się do kobiety siedzącej przy tym samym stoliku
-Pani pozwoli- mówiąc to podał jej grzecznie rękę (jeśli kobieta nie zareagowała stereotypowo [czyt. podała rękę] to nie tracąc 'równowagi' podążył za nią zabawiając ją rozmową i próbując się czegoś o niej dowiedzieć. Wychodząc zawołał jeszcze do karczmarza:
-Gospodarzu kolacji teraz nie zjem ale jak wrócę to macie być na zawołanie bo pewnie głodny wrócę - uśmiechnął się pod nosem i dodał w myślach miejmy nadzieję, że głodny
Tajfer
Pomywacz
Posty: 39
Rejestracja: niedziela, 10 grudnia 2006, 16:26

Post autor: Tajfer »

Jan

Gdy młody chłopak wbiegł do karczmy, Jan przestał jeść i obserwował co się wydarzy. Gdy młody zaczął gadać, Jan powrócił do kolacji i udawał, że mało co go to obchodzi, jednak uważnie przysłuchiwał się chłopakowi. Następnie zobaczył jak pół-elf rzuca chłopakowi jakiś pieniądz i prosi o opowiastkę.
”W sumie można by się czegoś dowiedzieć” –pomyślał. Następnie szybko dokończył posiłek i zanim wszyscy wyszli z karczmy dołączył do pół-elfa i młodego. Odwiązał konia, jak inni, i podążał dalej. Idąc obok pół-elfa i młodego uważnie się im przysłuchiwał, udając jednocześnie, że albo nie obchodzi go o czym mówią, albo jest za głupi, żeby to pojąć.
Przecież często na tym świecie już tak jest, że inteligencja nie idzie w parze z muskulaturą, a Jan nauczył się do tego doskonale dopasować. Często brany był za głupka, który umie na każde zawołanie wymachiwać mieczem, mało kto jednak mógł wyczytać w jego piwnych oczach, że jest on również inteligentnym i doświadczonym człowiekiem, pomimo jego młodego wieku.
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Post autor: Mekow »

Lilian

- Tańce !? Super ! - pomyślała Lilian.
Ta informacja w zupełności jej wystarczyła. Dojadła ostatnie dwie łyżki kaszy i razem z resztą zgromadzonych wstała do wyjścia. Poprawiła swoją raczej obcisłą, czarną, lekką zbroje skórzaną. Chociaż nie bardzo przypominało to zbroję - miała duży dekold i nie zakrywała brzucha.
Lilian wyszła z innymi na zawnątrz ciesząc się na nadchodzącą zabawę.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Eltern z Koviru

Lammas, po raz kolejny... Ale posłuchajmy, co tutaj mówi się o tym święcie. - pomyślał, dojadając kaszę i ruszając. Wiedział, że nikt go tu nie okradnie - ludzie wciąż bali się ghula - więc tylko poprawił miecz na plecach.
Miecz był żelazny. Ten na ludzi, jak mawiali złośliwi. Kłamali... Był tylko na złośliwców.
Wiedźmin szedł na końcu grupki wychodzącej z karczmy, przysłuchując się opowieści chłopaka dzięki swoim nadzwyczaj wyczulonym zmysłom. Z tyłu zawsze w razie czego więcej miejsca do walki, pomyślał. Ale kto atakowałby w Lammas?
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
John Rambo
Pomywacz
Posty: 42
Rejestracja: środa, 6 grudnia 2006, 13:56
Numer GG: 7757516
Lokalizacja: z Wietnamu

Post autor: John Rambo »

Wszyscy wyszli z karczmy. Obok podrostka maszerował wysoki i szczupły półelf, o czarnych długich włosach ograniczonych przepaską. Jego uroda zdradzała elfickie pochodzenie, duże brązowe oczy w kształcie migdałów świetnie komponowały się z przystojną twarzą, z widocznie zaznaczonymi kościami policzkowymi. Niedaleko szedł też poteżnie zbudowany człowiek o krótkich czarnych włosach, obciętych "pod hełm" i ciemnych oczach. Jego twarz była grubo ciosana, skóra na niej ogorzała. Przez wielu mógłby być wzięty za tępego osiłka, w jego oczach żarzył się jednak blask, a uszy pilnie łowiły wszystkie dźwięki. Tuż za nim, prowadząc konia, podążał niezwykle chudy i wysoki człowiek o wyglądzie gońca. Jego jasne długie włosy opadały na zielone oczy. Obok niego szła para, łysy wysoki mężczyzna o czarnych, pilnie lustrujących otoczenie oczach wyraźnie adorował ładną dziewczynę z kuszącymi ustami i długimi nogami. Ubrana była ona w czarną obcisłą zbroję skórzaną, która jednak odsłaniała brzuch i godny największych pochwał dekolt. Pochód zamykał poruszający się sprężystym krokiem wiedźmin. Poteżnie zbudowany, o twarzy noszącej znamiona wielu przygód i walk, miał na sobie skórzane spodnie i lnianą koszulę. Przez plecy przewieszony miał miecz.
Całe to niezwykłe zgromadzenie słuchało opowieści rezolutnego, lecz nieco sepleniącego chłopca:
- Lammas to święto, na któle czasem gadamy też dożynki. Kapłanka mówiła, że przejęliśmy je od tych... no... elfów. Obchodzimy je, aby podziękować bogom za ulodzaj i spokojne żniwa. Uloczystość zaczyna się od pobłogosławienia przez kapłankę zboża i spaleniu w ognisku, jako ofialy, kilku płodów lolnych. Później rozpoczynają się tańce.
W tej chwili wkroczyli do gumna. Chłopiec skończył gadać i z rozdziawioną buzią obserwował obrzęd. Nad ogniskiem, ze względów bezpieczeństwa rozpalonym na zewnątrz, stała ubrana w powłóczyste szaty kapłanka i wrzucając po kolei do ognia warzywa i pęki zbóż modliła się:
- Wielka Melitele! Pani wszystkiego stworzenia! Pobłogosław zbiory hodowane w pocie czoła przez tych poczciwych ludzi. Niech nie tkną ich myszy, ani nie spali je ogień. Spraw też by z ich nasion wyrosły tak samo silne i zdrowe plony. Niech ta ofiara będzie dla Ciebie przebłaganiem, o Matko Wszechrzeczy!
Po dokonaniu obrzędu wszyscy stali jeszcze chwilę w ciszy, a na środek wystąpił odświętnie ubrany chłop, najprawdopodobniej sołtys:
- A teraz bawmy się! Kapela grać!
Na zawołanie ruszyły piszczałki, gęśle i bębenki. Muzyka wypełniła całe pomieszczenie, a ubitą ziemię szybko napełniły tańczące pary.
Tajfer
Pomywacz
Posty: 39
Rejestracja: niedziela, 10 grudnia 2006, 16:26

Post autor: Tajfer »

Jan

Przystanął niedaleko i z uwagą obserwował ceremoniał prowadzony przez kapłankę.
"Bogowie, ale szopka!" -pomyślał podczas gdy kapłanka wrzucała kolejne składniki i wykrzykiwała modlitwy.

Gdy owa ceremonia dobiegła końca i sołtys ogłosił zabawę Jan udawał, że musi zrozumieć co się dzieję, przy tym obserwował zarówno młodego, jak i towarzyszących mu słuchaczy.

"Hehe... Może teraz będzie ciekawiej" -pomyślał i na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Malutkus
Marynarz
Marynarz
Posty: 314
Rejestracja: poniedziałek, 12 grudnia 2005, 16:58
Numer GG: 9627608
Lokalizacja: prawie Gliwice

Post autor: Malutkus »

Landon Banqus

Wysłuchał modlitw kapłanki z lekkim znudzeniem, a w międzyczasie znów przywiązał konia do jakiegoś dogodnego płotu czy słupa. Nie przepadał za takimi przemówieniami. Nie było w nim niczego odkrywczego, kapłanki ze świątyni w jego mieście też zawsze dziękowały albo prosiły o coś Wielką Melitele, boginię urodzaju, płodności i jeszcze czegoś, Landon nie potrafił sobie teraz przypomnieć.
Powoli wyczekiwał chwili, gdy można by się niepostrzeżenie wymknąć z całej tej imprezy, kiedy nagle ktoś pociągnął go w tłum. Wpadł wśród tańczących razem niebrzydką wioskową dziewką o kasztanowych włosach. Mocny rumieniec na twarzy i ciągły śmiech zdradzał, że musiała zacząć "zabawę" sporo wcześniej.
Początkowo miał się jakoś wykręcić, jednak doszedł do wniosku, że może się właściwie trochę pobawić. Miejscowi, zajęci tańcem i piciem najwyraźniej nawet nie zauważyli, że nie należy do ich społeczności, co akurat bardzo mu odpowiadało. Muzyka wirowała mu w głowie, a on, nie znając nawet kroków tańca bawił się przednio, pierwszy raz od dość dawna.
W końcu, po kilku kawałkach zdołał się przecisnąć do miejsca, w którym stał na początku. Oparł się ścianę i próbował łapać oddech. Jednocześnie rozejrzał się, co porabiają osoby, które spotkał w karczmie. Było wyraźnie widać, że nie są tutejsi. Może później byłaby okazja zabrać się razem? W kompanii zawsze raźniej...- myślał.
Obrazek
Zablokowany