[Warhammer 40k] Wschód Słońca.

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Bobas
Marynarz
Marynarz
Posty: 329
Rejestracja: niedziela, 23 lipca 2006, 08:42
Lokalizacja: Z siłowni :b
Kontakt:

[Warhammer 40k] Wschód Słońca.

Post autor: Bobas »

Akcje piszemy tak
-Tak dialogi-
Tak sprawy poza sesją, i pytania np. o pogodę, czy czas :P
"Tak, to co postac mysli"

Piszecie ciekawe i rozwinięte posty = żyjecie dłużej i ciekawiej ]:->. Sesja będzie typowo opisowa, bez żadnej mechaniki. Grają:
Hose15 ~> John, Zwiadowca
Scorez ~> Parsival Gaveriell Galadium , medyk
Shade ~> Cedric "Czarna Śmierc" żołnierz
BlindKitty ~> Sierżant, Dowódca

Jedziemy chłopaki :) Życze wszystkim Wesołych Świąt, i miłej sesji.



Podróżujecie już długo. Za długo. Wylądowaliście na tej planecie, już dawno temu. Owa ziemia, stała się dla Was zamkniętym więzieniem. Przybyliście tu może z kilka miesięcy temu. Wielkim odziałem, okołu czterech tysięcy Marines. Teraz zostało was dziesięciu. Nie.. reszta nie zginęła. Dostaliście rozkaz, podążania za niewielkim oddziałem Chaosu, który oddala się na wschód. W zasadzie nie pamiętacie czemu polecieliście tu, na planetę, której nazwy nikt już z Was nie pamięta. Sława? Obiecane bogactwo? A może coś zupenie innego... Pamięc...

Podążaliście dośc długo przez te zasrane góry. Pełno szarych, ostrych szpikulców, które mogłby by Was rozszarpac. Niebo było niebieskie. Cudownie niebieskie, niczym woda boskiej laguny morza. Brakowało tylko plaży i półnagich panienek. Zamiast tego była kilkudziesiętna armia Chaosu, maszerująca kilka godzin drogi koło Was. Dziwił Was fakt, że jeszcze Was nie napotkały. Jak narazie naprzeciw Wam stanęła tylko trzyosobowa grupa Orków, która i tak ostro namieszała Wam w głowie. Jednak czasem przydaje się miotacz ognia, noszony przez wielkiego Skorrina. Na myśl o tym, odrazu w waszych nosdrzach pojawił się smród pieczonego i śmierdącego orczego mięcha i gotowanej skóry. Wiatr zawiał nieco z północy, niosąc zimne fale. Nadchodziła zima.

Podróżowaliście w dziesiątkę. Grupa podążała w niewielkim rozrzadzeniu. Całkiem z przodu, dumnie maszerował Dowódca całej grupy- Zwany Białym Kłem. Miał krótkie siwe włosy, i oczy tego samego koloru. Jego zęby wyglądały identycznie, jak wilcze. W drużynie było wiele opowowieści na jego temat. Między innymi o tym, jak sam zniszczył ten wielki czołg. Każdy pamięta zawziętośc w jego oczach, gdy wskakiwał do środka olbrzymiej maszyny, uzbrojony jedynie w jego miecz świetlny. Wyszedł z tego bez żadnego szwanku. Przy ręce kapitana sterczał wspaniały pistolet boltowy, a przez plecy zawieszony był dziwnie wyglądający karabin, z okrągłym magazynkiem. Przechodziły Was dreszcze, gdy przypomnieliście sobie, jak ta broń działa. Dosłownie powodowała wydostanie się całej wody i krwi z organizmu. Za Białym Kłem, którego i tak niemalże wszyscy nazywali per' 'Dowódca', szedł Krang. Wysoki i nieco otępiały żołnież, u którego w rękach sterczała wielka Wyrzutnia Rakiet. Twarz była poniszczona i lekko spalona. Ktoś kiedyś powiedział, że Krang kiedyś źle ustawił wyrzutnie, a ogień spalił jego brwi i twarz. Z głebokich oczodołów spoglądało tylko jedno, szare oko. Obok niego, maszerował w milczeniu identyczny osobnik. Był jego bratem, a nazywał się Skorrin. Ten natomiast trzymał w ręku miotacz płomieni, na plecach wisiały dwa wielkie zbiorniki paliwa, do tej morderczej broni. Nieco z boku trzymał się Snake. Nazwany tak, pewnie z swojego chudego i wężowatego wyglądu. Najbardziej istotną cechą jego wyglądu było brak czterek zębów górnej szczęki, przez co jak gadał, wygladał jak wąż. Często się seplenił. Jednak nie raz jego szybkośc ręki i dobry wzrok przydały się bardziej, niż potężna broń Kranga. Niedaleko masywnych braci, kszątał się jeden wysoki mężczyzna. Mający w ręku długą broń snajperską. Nikt nie wiedział jak się nazywa, ponieważ ten nigdy się nie odzywał. Na każde pytanie odpowiadał milczeniem, i tym samym pustym i bezdźwięcznym wzrokiem. Jednak w walce był niezastąpiony. Karabin laserowy z którego strzelał, niemalże za każdym razem zrywał głowy z karków. Z tyłu całej grupy maszerował jeszcze jeden osobnik. Niski i dośc przysadzisty. W rękach trzymał dwa małe karabinki laserowe, a na hełmie miał wydziargany niewielki symbol młota i kowadła. Przez plecy przewieszony był duży topór wojenny. Dziwny członek drużyny, zawsze był za całą grupą, jednak gdy przychodziło co do czego, zjawiał się z nikad, a jego topór roztrzaskiwał czaszki.

-Idziemy i idziemy...- burknał Skorrin i splunął na ziemię. Uniósł głowę w niebo-Kiedy my w końcu dojdziemy?- dodał i zmarszczył brwi
-Sam chciałbym wiedziec-rzekł cicho Dowódca i rzucił okiem na resztę drużyny.-Mamy iśc za nimi- burknał i wskazał pistoletem, podążająca bez celu armię Chaosu.

Widok był zapierający dech w piersiach. Niedaleko Was, biegła żądna krwi Armia. Masywne trzy czołgi ofensywne, wyróżniały się z pola bitewnego. Wokół szło wielu żołnieży, uzbrojonych w karabiny pulsacyjne. Na czele szedł wojownik odziany w czarny pancerz. Przez bark przebiegała wielka tuba, a na całym ciele rozprzestrzeniały się czerwone i łypiące runa. Był to Kroznud Mściciel. Parszywy typ.

Prosiłbym Was, o opisanie postaci:)
Squat or die ;).
Jeszcze 'tylko' 35kg do 205kg...
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Sierżant

Miał osobisty uraz do tego sukinsyna która nosił czarny pancerz. Miał wrażenie że to on dowodził siłami które zabiły go cztery lata temu... Ale może się mylił.
Jasnoszary pancerz energetyczny - pancerze Kosmicznych Wilków stawały się z wiekiem coraz jaśniejsze, ci którzy powstali na początku, jeszcze przed Herezją Horusa, a było ich kilkudziesięciu, mieli pancerze zupełnie już białe, niczym sierść Śnieżnych Wilków. Byli najstraszliwszymi wojownikami we Wszechświecie... I mieli gęby równie paskudne jak Sierżant. Tyle tylko, że Sierżant był na dodatek łysy. Bladobłękitne oczy ślepca uważnie penetrowały otoczenie - mimo tak dziwnego koloru tęczówek, nie był ślepy. Blizny pozostawione na jego twarzy przez milenia walk nadawały mu wygląd bardzej chaośnika, niż praworządnego Space Marine.
Wysunął i schował szybkim ruchem ostrza schowane w nadgarstkach. Szpony Energetyczne, noszone przez Sierżantów Kosmicznych Wilków... Kochał swoją broń, tak jak i swój pistolet bolterowy zawieszony przy pasie.
Sztandar który miał na plecach łopotał cicho, gdy Sierżant w milczeniu sunął przed siebie.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Hose15
Bombardier
Bombardier
Posty: 899
Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
Lokalizacja: Lublin

Post autor: Hose15 »

John

Jakiś metr za Sierżantem powolnym krokiem podążał wysoki, tęgi mężczyzna. Jego buty lśniły w blasku słońca. Niejeden skończył z życiem przez mocne kopniaki Johna. Jego głowę porastała czarna szczecina włosów. Gdzieniegdzie widać było łupież. Przez jego twarz przebiegała cienka lecz widoczna blizna. Otrzymał ją od pewnego Orka. Zdarzyło się to na pewnej bitwie kilka lat temu. Wtedy zginęło dużo kolegów Johna. Wolał o tym nie myśleć. Na chwilę zamknął swe szmaragdowo-zielone oczy. Były one niczym te szlachetne kamienie. John spojrzał na rozwścieczoną Armię która szła na przedzie. "Muszą być żądni walki. Wyglądają jak rozwścieczone bestie. Jak demony". John szedł dalej. Jego Autogun wisiał na plecach i podrygiwał gdy mężczyzna stawiał kolejny krok. John był ubrany w ciepłą kurtkę oraz kamizelkę kuulodporną pod nią. Jego niezawodny jak dotąd nóż wisiał przy pasku. Obok niego znajdował się poręczny pistolet laserowy. W mocnych jak skała rękach Johna spoczywał jego karabin snajperski. "Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz"- pomyślał, patrząc się na broń. Od pasa w dół John miał na sobie czarne, skórzane spodnie oraz wspomniane wcześniej buty. Oprócz tego miał też ze sobą cenny ekwipunek który trzymał w plecaku.
Czerwona Orientalna Prawica
shade
Mat
Mat
Posty: 514
Rejestracja: poniedziałek, 5 czerwca 2006, 19:10
Lokalizacja: z kapusty

Post autor: shade »

Cedrik

Podbiegł do sierżanta i padł na glebę. Łańcuch utrzymujący czaszkę heretyckiego generała zadźwięczał. Oparł swój czarny bolter o ziemię i wycelował w najbliższą grupkę heretyków tak by jednym strzałem powalić przynajmniej trzech. Spod hełmu dobiegł dowódcę niski cichy metaliczny głos -Co robimy bracie Sierżancie? Likwidujemy ich?. Cedrik rzadko kiedy zdejmował hełm w kształcie ludzkiej czaszki, jedynie wtedy gdy nie był na służbie, a żadko to się zdarzało. Ceramiczna czaszka skrywała ponurą twarz pokrytą bliznami. Jedna z nich przechodziła od policzka i przecinała górną brew. Jego krótkie ciemne włosy przysłaniały czarny tatuaż regimentu. -Jeden przynajmniej czołg to skasujemy, możemy też ściągnąć z ukrycia dowódcę tylko że wtedy trzeba by było wiać. mówiąc opuścił broń i odwrócił głowę w kierunku reszty oddziału by sprawdzić ich reakcję. Wiedział że nie mają najmniejszych szans, był racjonalistą choć nigdy nie przepuściłby okazji do walki z kim kolwiek, nawet z członkiem oddziału. -O! Wiem, jeśli mamy wystarczająco dużo EMP możemy unieruchomić czołgi a resztę "odkupić" naszymi mieczami i bolterami.
Bobas
Marynarz
Marynarz
Posty: 329
Rejestracja: niedziela, 23 lipca 2006, 08:42
Lokalizacja: Z siłowni :b
Kontakt:

Post autor: Bobas »

Nie będe czekał w nieskończoność :| Nie będe czekał na Ciebie SCOREZ. Jeśli za dwa dni, nie pojawi Twój post, idziesz papa. Nie będe skul jednej osoby, przeciągał całej sesji.

Ostatni z członków drużyny szedł w ciszy. Widocznie był zamyślony. Spoglądał wciąż przed siebie. W rękach wesoło podrygiwał karabin laserowy. Parsivall, był wysokim i dość postawnym mężczyzną. przez szybkę w hełmie można było zauważyć niebieskie oczy, i ciemne włosy. Szedł wciaż wprost, nie przejmujac się niczym zbytnio. Widocznie był bardzo zamyslony.

[---]

-Tranzystor Ci się przegrżał?- burknął ze zdziwieniem Biały Kieł, widząc jak jego żołnież, robi dziwne fikołki.-Podróżujemy już cztery dni obok nich, a Ty dopiero teraz zorientowałeś się, ze oni tu są?- Dodał i roześmiał się radośnie. Mała łezka pomknęła po jego starym policzku.
-Widzisz te czołgi?- dodał Krang -To Predatory Chaosu, taki czołg jednym wystrzałem, rozniósł by nas na szczątki. - burknął i wskazał wyrzutnią rakiet na trzy, krwisto czerwone pojazdy opancerzone.-Więc pomyśl sobie, co ta trójka zrobiła by znami, dołanczając resztę.

-Ocho! Mamy towarzystrwo-rzekł Dowódca, i szybkim ruchem ściągnął z pleców, jego karabin. Cichy dźwięk, oznajmił, że broń jest gotowa do wystrzału. Przed wami, w odległości około 50 metrów, znajdowało się ośmiu orków. Osiem plugawych mord. Całośc szlaku schodziła nagle w dół. Niedaleko, znajdowało się jakby małe wejście do groty, naprzeciw jego znajdowało się niewielkie drzewko. Wokół was, znajdowała się jedynie mała skała, tylko dla jednej osoby, do schronienia się. Wiatr zaczął wiać nagle nieco szybciej.

Ośmiu zielonoskórych szybko zorientowało się, że nie są sami. Stali tam i wlepiali w Was, swoje olbrzymie oczy. Najwyższy ork z zebranej grupy warknał, był odziany w dziwny, czarny exo-szkielet. Na końcu każdej ręki, znajdowały się trzy lufy karabinku maszynowego, a magazynki było wspaniale wkomponowane w ramiona robota. Szkiełko w oku orka zalśniło, a reszta ruszyła się niczym wataha wilków, atakująca osaczoną sarnę. Obok dziwnego orka, stało jeszcze dwóch innych- podobnie odzianych. Jednak Ci, byli w czarnych zbrojach, posiadali tylko jedno działo, za to dość większe, niż tamten zielonoskóry.

Na czoło pościgu wysunął się ork usadowiony w masywnym motocyklu. Niespodziewanie szybko przebył odległośc między wami, Z tyłu nagle pojawił się drugi zielonoskóry, z pokaźnym karabinem maszynowym. Obum orkom ciekła piana z pyska. Ta chwila wydawała się wiecznością. Wiecznością, którą przestała być, gdy w powietrzu uniósł się smród spalonych włosów - charakterystyczna cecha broni Dowódcy. Skoncentrowany promień lasera, trafił centralnie w przednie koło motocyklu, powodując jego silny wybuch. Motocykl przewrócił się na bok, a dookoła nie było już niczego słychać. Niczego oprócz gorliwych jęków obu orków, których ciała, zostawały z sekundy na sekunde zrównywane, przez mieszankę ostrego żwiru i małych kamyczków. Motocykl przekoziołkował tak, że przytłoczym obu orków. Sekundy przed ich śmiercią, dookoła rozbrzmiał się ochydny trzask wszystkich kości.

-Dwóch mniej- burknął kapitan, na jego czole, pojawiły się kropelki potu. -Wszysty strzelajcie do tych scenzuraw, Skorrin skryj się tu, spalisz ich, jak podejdą za blisko. Dalej chłopaki!- zdążył tylko ryknąć, i uchylił się głową w dół. Tuż nad jego głową przeleciała salwa z karabinu maszynowego. Rakietnica Kranga wystrzeliła, pocisk mknał niczym elficka strzała. Niestety przy końcu swej drogi, rakieta Skorrun-Orki, nieco zboczyła, jednak i tak rozbryzgała jednego z orków na atomy. Krew spłyneła na resztę niczym letni, ciepły deszcz. Orki runęły naprzód, niczym fala morderczego morza. Niemalże każdy uzbrojony w karabin i broń bliskiego kontaktu. Snake strzelił z swego karabinka laserowego. Niestety, nie przymierzył dokładnie, a promień uderzył w udo zielonoskórego. Ork warknąl straszliwie i zaczął strzelać na oślep. Kula uderzyła minimalnie w bark Snake'a, który padł na ziemię. Rana nie wydawała się zbyt głeboka, lecz zielonoskóry musiał trafić w jakiś wybitny punkt, bo krew bryzgała niczym z aorty. Snajper wymierzył dokładnie i oddał precyzyjny strzał tuż w orka, z miotaczem ognia. Gorąca fala ognia rozpieszchnęła się po orkach, łapiąc kilu w swój zasięg. Ork z miotaczem ognia wzleciał w górę, i poleciał w tył. Rąbnął w ziemię i wybuchł. Głuchy brzdęk rozbrzmiał się po górskiej okolicy. Trzech innych orków, wciaż biegło na was, jednak zadziwiający był fakt, że cała trójka stała w płomieniach. Najniższy człowiek stanął naprzecik Skorrina, z obnażonym toporem wojennym, który w swym ostrzu odbijał światła laserów. Sytuacja nie była za świetna. Wprost na was biegło trzech płonących orków, którzy chyba niebardzo zdawali sobie sprawę, że ich skóra płonie. Trzech osobników z tyłu, również zaczęło poruszać się w waszą stronę, jednak Ci byli dopiero w połowie dzielącego Was dystansu...
Squat or die ;).
Jeszcze 'tylko' 35kg do 205kg...
Hose15
Bombardier
Bombardier
Posty: 899
Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
Lokalizacja: Lublin

Post autor: Hose15 »

John
John dopiero teraz odezwał się do swych kompanów.
-Hej! Myślę, że najlepiej będzie jeśli zniszczymy szybko tych płonących a później zajmiemy się tymi oprychami z tyłu. I tak są za daleko. Raczej nas nie zaatakują. Nie mają za grosz inteligencji. Trzeba też zająć się Snak'iem.
"Nie ma chłopak dzisiaj szczęścia. Dobrze, że ja też jestem snajperem".
Nie czekając na odpowiedź mężczyzna zdjął szybkim ruchem Autoguna z pleców a na miejsce tej broni usadowił swoją snajperkę.
"No zielonoskórzy. Szykujcie się na niezłą zabawę".
Johny stał obok swych kumpli. Był gotowy na to by w każdej chwili wystrzelić do orków. Poluzował pasek by mógł szybko wyjąć pistolet laserowy.
Czerwona Orientalna Prawica
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Sierżant

Marine nie miał w zwyczaju kryć się za skałami. Ani za niczym innym. Pancerz energetyczny jak dotąd mu wystarczał... A nawet jeśli nie, to i tak został stworzony żeby umrzeć w boju.
Wzniósł pięść ku niebu i ryknął:
- Śmierć zielonoskórym!
Runął w stronę płonących orków, strzelając z pistoletu bolterowego.
- Za mną! Na nich!
Gdy dopadł zielonych, rzucił pistolet na ziemię nie marnując czasu na chowanie go do zaczepu, wysunął szpony i zaczął metodyczne przebianie orków na sieczkę.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
scorez
Kok
Kok
Posty: 1183
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
Numer GG: 3374868
Lokalizacja: otchłań

Post autor: scorez »

Parsival Gaveriell Galadium

Miałem rozwalony dysk... sorka za opuźnienie ale o 10 24 właśnie mi się spapił.

Biegnie sprintem w strona snake'a osłaniając drogę strzeplając na ślepo w oddział orków. Trzymaj się! Klękam przy nim. Osłoń mnie ktoś! Nachylam się nad nim. Boli, ile palców widzisz? Zdejmuję płat zbroi. Uuu... wyleczy się. Otwieram apteczkę. Przeleciała na wylot. masz szczęście. Zlepię ci to proteinami. Wstrzykuję mu egzocośtam aby zatamować krwotok. Jak nie będziesz tego zdrapywał to do jutra nie będzie śladu. Odchylam się i strzelam w głowę najbliższemu orkowi. (Na karabinku mam lunetę). Słucham sobie jego przekleństw. (Mam translator). Widzę orka w exo-szkielecie. Celuję... Osłaniaj mnie snake... drugą rękę masz sprawną... ściągnę tego czarnucha. Włączam stabilizację karabinku... wstrzymuję oddech... powoli pociągam za spust...
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E
shade
Mat
Mat
Posty: 514
Rejestracja: poniedziałek, 5 czerwca 2006, 19:10
Lokalizacja: z kapusty

Post autor: shade »

Cedrick
-Odchrzań się Kle... Mam po prostu dość tego ganiania za tymi parszywcami. Morale mi spadają, muszę coś rozwalić! Chyba rozumiesz? po chwili dożucił głośno widząc nadbiegających orków -Zieloni! Oh Wielki spełnił moje błagania. BEZ LITOŚCI!!!. Odpią granat fragmentacyjny i cisnoł go prosto w nadbiegającą grópę orków tak aby eksplodował w ich centrum. Schował się za najbliższą skałą. -Nie lekceważ orków bracie. Może wyglądają na tępych ale są diabelnie przebiegli. Specjalizują się w sztuce wojennej. Duży ork to godny przeciwnik dla Wilka, dla każdego Astrates! pouczył Johna. -Bieżcie płonących ja zajmę się tymi z tyłu!. Zaczął walić w orków atakujących od tyłu. Gdy tylko jeden padł, założył na plecy bolter, wyjął mieczy i żucił się z okrzkiem włączając pełne obroty silnika. Z pełnym impetem zwalił się na pierwszego orka podcinając go od dołu a następnie zrzucając wirujące ostrza z góry prosto na głowe plugawego obcego. Po pierwszej serii ataków przeszedł do drugiego tnąc go prosto w brzuch.
Bobas
Marynarz
Marynarz
Posty: 329
Rejestracja: niedziela, 23 lipca 2006, 08:42
Lokalizacja: Z siłowni :b
Kontakt:

Post autor: Bobas »

Ok Scorez :) Miło że jesteś ]:->

Sierżant pierwszy wybiegł z grupy Marines. Szpony błyszczały w świetle słońca, i płomieniach, w których znajdowali się orkowie. Wyprzedził go tylko granat fragmentacyjny, rzucony przez Cedrika. Strach sparaliżował ciało Łysego Marines... Nastąpił wybuch, a Sierżant padł na ziemię. Czuł świst przelatujących nad jego głową ostrych odłamków. Spojrzał na miejsce w którym stało troje orków, tak byli tam ciągle. Jednak byli martwi, a ich ciała nie znajdowały się w całości, wokół leżało pełno rozlanej krwi.

Orkowie z tyłu nagle gdzieś zniknęli. Cichy świst oznajmił ich nadejście.
-W górze!- ryknął Wilk, i przetoczył się na bok. Obok niego przeleciała poteżna salwa pocisków, które wyraźnie naruszyły powieszchnię skały. Nikt z Was nie chciał wiedzieć co by było, gdyby naboje uderzyły w kogoś z Was. Trójka orków wylądowała za wami. Pomimo tego ,że było ich dużo mniej niż Was, wciąż chciały walki. Czarny Ork, spojrzał na Was i znów zaczął strzelać. Hałas z jego dziwnej broni był olbrzymi, jakby z wielkiej góry toczyła się lawina, była to pewnie jedna z wielu cech tej przeklętej broni.

Parsivall wycelował idealnie w łeb dziwnego orka, broń wystrzeliła, a pocisk leciał wprost w obrzydliwą mordę orka. Jeszcze chwilką, mała chwilka...
-Ku*wa- burknął Krang, widząc jak Ork, płynnie uniknął centralnego ciosu. Załadował wyrzutnie i wystrzelił w jego stronę.-Uniknij tego sku*wysynu!. Rakieta wystrzeliła, znów niczym elficka strzała. Zielonoskóry w porę zauważył nadciągającą śmierć, i wyskoczył w górę. Exo-szkielet w którym się znajdował, był wspaniały. Pozwalał na olbrzymie wybicie się w górę. Nagle coś jęknęło. Ostrze Cedrika, perfekcyjnie wbiło się w twarz Orka, który upadł wraz z nim na ziemię. Krew buchnęła niczym pradawny wulkan, który od wieków się nie odzywał. Zielonoskóry był martwy. Nagle znów rozpoczął się wystrzał. Od śmierci Cedrika, uratował niski i przysadzisty wojownik, który odepchnął go, przed salwą z olbrzymiego orczego karabinu. Niestety. Masywne pociski, przebiły na wylot wojownika z toporem, który upadł na ziemię, jak szmaciana lalka, z wielkich, pięciocentymetrowych dziur, obficie ciekła krew. Sekundę po tym, twarz pierwszego orka została zmasakrowana, przez celny wystrzał Snajpera. Zielonoskórzy przewrócił się na plecy, i nawet nie drgnął, by powrócić do walki. Z drugim Orkiem było dużo gorzej, John co prawda strzelił, jednak pocisk tylko uderzył w pierś masywnego orka, po całym ciele curkiem ciekła zielonkawa jucha. Ork obrzydliwie jęknął i wycelował swój karabin, wprost na Marine, John zaczął czuć, jak wielkie pociski wbijają się w jego pierś. Omyłkowo zamknał oczy na chwilę. Lecz, gdy je otworzył. Jego przeciwnika już nie było. Leżał martwy w kałuży krwi. Kątem oka zobaczył Wilka, z wyciągnietym karabinem...

Dowódca odetchnął z ulgą. -Mało nas te orki nie przekręciły- rzekł i spojrzał na niskiego wojownika. -Co z nim? Parsival, będziesz mógł coś zrobić? Strata jednej osoby, może być decydująca później.. Achh i zajmij się naszym Snake'm ,jakbyś mógł. Dodał i zawiesił swój karabin na plecy. Krang spojrzał błędnie na martwe ciała orków-Te szuje mają coraz to lepszy sprzęt.. Zaniedługo, będą miały lepszy od nas...- burknął i spojrzał na swoją wyrzutnie.
Squat or die ;).
Jeszcze 'tylko' 35kg do 205kg...
Hose15
Bombardier
Bombardier
Posty: 899
Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
Lokalizacja: Lublin

Post autor: Hose15 »

John

John powoli wstał. Zaczepił pistolet laserowy za pasek po czym go zacisnął. Po chwili przypadł do ziemi ponownie. Była kojąco zimna. Johny był rozgrzany walką. Potrzebował czegoś zimnego. Duża ilość adrenaliny zrobiła swoje. Pod pachami i na czole pojawił się pot. Wstał. "Dosyć tego leżenia. Jak mogłem tak chybić??!! Ten Wilk jest niezły. Muszę poprawić swoją celność".
Podszedł do Wilka.
-Widzę, że jesteś nieźle wyszkolony. Opowiedz mi pokrótce co się ze mną działo gdy ty rozprawiłeś się z tym Orkiem. Zamroczyło mnie i nic niestety nie pamiętam. A tak przy okazji jak brzmi twe imię?
John odwrócił głowę. Nie był zachwycony obecną sytuacją.
"Jeden ranny. I jeden trup. Jest źle. Ten przysadzisty krasnal był dobry w walce swymi toporami. Szkoda, że poległ. Był z niego dobry wojownik.".[/url]
Ostatnio zmieniony czwartek, 28 grudnia 2006, 19:29 przez Hose15, łącznie zmieniany 1 raz.
Czerwona Orientalna Prawica
shade
Mat
Mat
Posty: 514
Rejestracja: poniedziałek, 5 czerwca 2006, 19:10
Lokalizacja: z kapusty

Post autor: shade »

Cedrick
-Aghrr... Giń ścierwo!! Krzyknął dobijając ostatniego orka celnym uderzeniem w klatkę piersiową. Gdy już nie ostał się żaden ork jednym ruchem podobnie jak samuraj strząsną krew z miecza łańcuchowego i przypiął do pasa. Skoczył do wilka który przed chwilą uratował mu życie ale teraz leży bez ruchu. -Medyk! krzyknął w kierunku Parsivala. Wiedział że nie da się uratować wilka, gryzło go sumienie, miał wrażenie że to przez jego porywczość zginął jego brat. Był zupełnie bezradny, starał się jednak nie okazywać żadnych emocji. Uklękł przy ciele i zaczął się modlić do Russa za udaną walkę i dusze poległego.
scorez
Kok
Kok
Posty: 1183
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
Numer GG: 3374868
Lokalizacja: otchłań

Post autor: scorez »

Parsival Gaveriell Galadium

Biegnie do poległego Wilka. Ciągnie go szybko po ziemi w stronę jakieś ochrony. Otwiera apteczkę i stara się z całych sił pomóc marines'owi Ktokolwiek! Pomóż! Trzy osoby do mnie! Dwie! Osłona! Jedna niech pomoże mi!. Tamuję krwotok zastrzykiem protein w ranę, podpinam go do wzmocnionej mieszanki krwio-podobnej, która zwiękrza adrenalinę. Niech to ktoś prezytrzyma! Podaję pomocnikowi woreczek z mieszanką. Trzymaj w górze. Sprawdzam puls. Jeżeli stanął to zbroja musiała co pewien okres czasu poddawać ciał elektrowstrząsowi. Jeżeli będzie żył to znacząco obniży nam mobilność. Jeżeli nic się nie da zrobić to wyjmuję z niego genoziarno i wkładam je do schowka w zbroi. Nie zależnie od wyniku mówię: Jeszcze zobaczysz jak będziesz biegał. Jeżeli żyję to zostaję przy nim, a reszcie każę się rozdzielić ale aby mnie osłaniali. Złapcie jednego zielonego żywcem! Rozkaz! Przesłucham GO! Patrzę na twarz leżącego marine. Na mojej twarzy gości krzywy uśmiech. W jednej ręce torebka z mieszanką, a w drugiej broń krótka w którą jestem wyposarzony. Czerwony, zakurzony pancerz Blood Ravens odbija smętne szare światło. Mam wrażenie, że unosi się pył.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E
shade
Mat
Mat
Posty: 514
Rejestracja: poniedziałek, 5 czerwca 2006, 19:10
Lokalizacja: z kapusty

Post autor: shade »

Cerdric
Otrząsnął się z transu gdy tylko kula świsneła mu tuż koło ucha. Zakończył krótką modlitwę gestem ręki i skrył się za skałą. Wyjrzał by sprawdzić jak się ma sytuacja trzymając w gotowośći bolter. Tym razem nie miał ochoty na bespośrenią szarzę. Eliminował zza osłony wszystkich ziolonoskótych jacy napatoczyli mu się przed muszkę b oltera. Nagle Cedrick powiedział do Kranga przez interkom –Będę ładowł ogniem ciągłym w pancernego orka by go czymś zająć a ty sprubój jeszcze raz posłać w niego pocisk
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Sierżant

- Sukinsyny. - warknął, przeładowywując pistolet bolterowy.
Rozejrzał się po okolicy.
- Parszywe zielone ścierwo. - mruknął, poprawiając sztandar w uchwycie na plecach. - Zajmij się tym rannym, młody, i idziemy dalej. - spojrzał na medyka, a potem na dowódcę. Jeszcze się nie przywyczaił, że nie jest na szczycie hierarchi dowodzenia. - O ile, oczywiście, dowódca nie ma nic przeciwko temu.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
scorez
Kok
Kok
Posty: 1183
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
Numer GG: 3374868
Lokalizacja: otchłań

Post autor: scorez »

Parsival Gaveriell Galadium

Jest wybór. Możemy się razem przemieszczać bo mnie samego dorwą orkowie, a was nikt nie będzie umiał wyleszczyć. Albo zabiję go i wyjmę jego genoziarno aby potem go wskrzesić. istnieje jeszcze trzecie wyjście. W granacie znacznikowym jest specjalna kontrolka wysyłająca Leviatan'a medycznego który przybywa na pole bitwy zabierać martwych... ten koleś długo tu nie pożyje... samego go nie zostawię, a sami wiecie, że umieranie nie jest takie bezbolesne.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E
Bobas
Marynarz
Marynarz
Posty: 329
Rejestracja: niedziela, 23 lipca 2006, 08:42
Lokalizacja: Z siłowni :b
Kontakt:

Post autor: Bobas »

-Co Ty gadasz?-Przez interkom Cedrika, był słyszalny dziwny, zakłócony głos Kranga-[/i]Przecież nie ma żadnych orków, są martwi. Mają ciu-ciu. Kapujesz? Chodz do nas prędko[/i]- burknał nieco surowszym głosem.


Wilk spojrzał na Johna. -Poprostu strzeliłem mu w łeb..-rzekł i nagle urwał. Zagapił się na umazany krwią but Marines'a. -Im mniej wiesz.. tym więcej śpisz- szepnął Johnowi na ucho-Człeczyno....-dodał jeszcze ciszej i odwrócił się.
-Alfe żadfen ofk jufs nie żyfe...- szepnął cicho Snake, wskazując tuziny poległych ciał dookoła.-Psynajmniej tfak mysfle... Wilk spojrzał na martwe ciało orka, leżacego nieopodal dalej, podszedł do niego i nadchylił się nad nim.
-Snake.. bracie. Myslisz się. Ten żyje, i wyraźnie ma nam dużo do powiedzenia, nieprawdaż?- Dowódca przystawił karabin do skroni zielonoskórego.-Co chcesz wiedzieć Parsival? Czuję, że on nam wszystko powie.. A co do krasnoluda.. wyjmij jego geoziarno.
Squat or die ;).
Jeszcze 'tylko' 35kg do 205kg...
Zablokowany