[Nieboracy RPG Edycja 1 wersja 1.02.pdf] PvP!
: środa, 6 grudnia 2006, 20:30
Patrząc z bardzo daleka widzimy ciemny prostokąt przypominający trochę planszę do gry w szachy - to Zacofane Krainy - osiem razy po osiem tajemniczych światów, w których ostrożność jest cechą niezbędną do życia. W jednym ze środkowych kwadratów migoczą jasne światełka - tam leży Bardzo Stare Miasto, siedlisko rozkładu i cioteczki Izabeli, która piecze wspaniałe cynamonowe ciasteczka...
Gdybyśmy się zbliżyli do tych świateł, mineli lekko trącając obłoki zdziwiony księżyc, korkociągiem spłyneli na szczyt góty Torotuiny na lewo od Bardzo Starego Miasta lotem nurkowym opadli w głąb groty kryjącej się w zboczu tej góry... Gdybyśmy zrobili to wszystko zobaczylibyśmy... No dobrze. Nic nie zobaczylibyśmy. To nie ta grota.
Za to zaraz za ścianą, w grocie obok, rozległ się huk eksplozji. Wielka półbłotna smoczyca Elżbieta z zaskoczeniem spojrzała na swe rozerwane szczątki. "Więc to tak się wygląda zaraz po śmierci" - pomyślała - "Zupełnie jak pizza na którą ktoś zużył całe opakowanie ketchupu." Smoczyca trochę żałowała swojego ciała. Przez 452 lat bardzo się od niego uzależniła i teraz czuła się trochę nieswojo. "To na pewno przez tego barbarzyńcę którego połknęłam w zeszłym tygodniu. Od razu wiedziałam, że dostanę przez niego niestrawności".
- Smoczyca Elżbieta? - zapytał cieniutki głos.
- Tak, to ja - odpowiedziała smoczyca i rozejrzała się po grocie. - Ach, to ty! Myślałam że już się nie zjawisz.
- Zwsze się zjawiam.
- No tak. A co z moim maleństwem? - zatroskała się smoczyca patrząc na leżące na środku groty jajko.
- No więc...
- Chcesz mnie zabrać i...
- Tego...
- ...zostawić moje dziecko na pastwę...
- Ale...
- ...pastwę losu - dokończyła smoczyca.
- Chciałam powiedzieć, że zostajesz.
- Jesteś okrutna, moja mała. CO?
- Pajni zostaje. Dopóki los pani syna - mała dziewczynka w powłóczystej białej szacie wskazała końcem kosy na jajko - się nie wyjaśni.
- Tak?
- Tak.
- To spływaj, muszę pomyśleć.
Kostucha zadarła nosek i prychnęła pod nosem - "Jakby nie wiedziała, że nie pływam zbyt dobrze" - mruknęła odchodząc.
Kilka dni później do groty zawitało trzech długobrodych i zdecydowanie niskich krasnolodów.
- Złoto? - zapytał pierwszy.
- Złoto? - zapytał drugi.
- Złoto? - zapytał trzeci.
- Nie, to tylko jajo - odparł pierwszy.
- Nie, to tylko jajo - odparł drugi.
- Nie, to tylko jajo - odparł trzeci.
Krasnoludowie odwrócili się i wyszli z groty. Kilka luźnych kamyków spadło im na głowy, ale krasnoludowie nawet tego nie zwuważyli. W grocie rozległo się westchnięcie. Brzmiało dokładnie tak, jakby wydał je duch martwej smoczycy.
Mniejsza z tym. To też nie ta grota. Nasza przygoda dzieje się w jaskini obok. Sześć postaci stoi przed jakimś gościem siedzącym na fotelu. Wokoło są poustawiane telewizory na których są pokazywane fragmenty z życia tych sześciu postaci. Nagle gościu na fotelu się odezwał.
- Macie mnóstwo pytań, ale to, które uważacie za najważniejsze w rzeczywistości wcale może takie nie być.
Gdybyśmy się zbliżyli do tych świateł, mineli lekko trącając obłoki zdziwiony księżyc, korkociągiem spłyneli na szczyt góty Torotuiny na lewo od Bardzo Starego Miasta lotem nurkowym opadli w głąb groty kryjącej się w zboczu tej góry... Gdybyśmy zrobili to wszystko zobaczylibyśmy... No dobrze. Nic nie zobaczylibyśmy. To nie ta grota.
Za to zaraz za ścianą, w grocie obok, rozległ się huk eksplozji. Wielka półbłotna smoczyca Elżbieta z zaskoczeniem spojrzała na swe rozerwane szczątki. "Więc to tak się wygląda zaraz po śmierci" - pomyślała - "Zupełnie jak pizza na którą ktoś zużył całe opakowanie ketchupu." Smoczyca trochę żałowała swojego ciała. Przez 452 lat bardzo się od niego uzależniła i teraz czuła się trochę nieswojo. "To na pewno przez tego barbarzyńcę którego połknęłam w zeszłym tygodniu. Od razu wiedziałam, że dostanę przez niego niestrawności".
- Smoczyca Elżbieta? - zapytał cieniutki głos.
- Tak, to ja - odpowiedziała smoczyca i rozejrzała się po grocie. - Ach, to ty! Myślałam że już się nie zjawisz.
- Zwsze się zjawiam.
- No tak. A co z moim maleństwem? - zatroskała się smoczyca patrząc na leżące na środku groty jajko.
- No więc...
- Chcesz mnie zabrać i...
- Tego...
- ...zostawić moje dziecko na pastwę...
- Ale...
- ...pastwę losu - dokończyła smoczyca.
- Chciałam powiedzieć, że zostajesz.
- Jesteś okrutna, moja mała. CO?
- Pajni zostaje. Dopóki los pani syna - mała dziewczynka w powłóczystej białej szacie wskazała końcem kosy na jajko - się nie wyjaśni.
- Tak?
- Tak.
- To spływaj, muszę pomyśleć.
Kostucha zadarła nosek i prychnęła pod nosem - "Jakby nie wiedziała, że nie pływam zbyt dobrze" - mruknęła odchodząc.
Kilka dni później do groty zawitało trzech długobrodych i zdecydowanie niskich krasnolodów.
- Złoto? - zapytał pierwszy.
- Złoto? - zapytał drugi.
- Złoto? - zapytał trzeci.
- Nie, to tylko jajo - odparł pierwszy.
- Nie, to tylko jajo - odparł drugi.
- Nie, to tylko jajo - odparł trzeci.
Krasnoludowie odwrócili się i wyszli z groty. Kilka luźnych kamyków spadło im na głowy, ale krasnoludowie nawet tego nie zwuważyli. W grocie rozległo się westchnięcie. Brzmiało dokładnie tak, jakby wydał je duch martwej smoczycy.
Mniejsza z tym. To też nie ta grota. Nasza przygoda dzieje się w jaskini obok. Sześć postaci stoi przed jakimś gościem siedzącym na fotelu. Wokoło są poustawiane telewizory na których są pokazywane fragmenty z życia tych sześciu postaci. Nagle gościu na fotelu się odezwał.
- Macie mnóstwo pytań, ale to, które uważacie za najważniejsze w rzeczywistości wcale może takie nie być.