Strona 1 z 7

[Warhammer] Bracia Krwi

: sobota, 18 listopada 2006, 16:50
autor: Vibe
Pewnie wszyscy wiedzą, ale przypomnę na wszelki wypadek - proszę o pisanie w trzeciej osobie, pisanie opisowe (5-10 zdań), nie wchodzenie w moje kompetencje. Jeśli chodzi o walkę (a będzie jej sporo), piszcie mi co robicie w danym momencie, ja będę decydował czy akcja ma powodzenie czy też nie. Sesja oczywiście opowiadana, bez mechaniki. Liczę na przynajmniej jeden wpis na 24h. Mile widziane są długie posty (oczywiście bez przesady), pisane z sensem :D. Za robienie sobie jaj bądź będę eliminował od razu. No, to tyle tytułem wstępu. Życzę miłej zabawy i przechodzimy do sedna...

Posty zaczynajcie od imienia swego bohatera
To co mówią postacie piszcie od myślnika pochyloną kursywą.
?To co myslą w cudzyslowie.?
Tak piszemy wszystko poza sesją.

Grają:

- Werner Broch (najemnik, bohater Serge'a)
- Krung Krongolsson (wojownik podziemny, bohater Bobasa)
- Konrad z Boven (akolita, bohater Hyjka)
- Ondrus Ibs Vorx Ander Heshr Belere Degroxinterh (czarnoksiężnik, bohater Sergi'ego)
- Vincenzo D'Egaro (były pirat, bohater Belatha Nunescu)


No to zaczynamy...

Noc pojawiła się nad Gladish, rozpościerając mglisty płaszcz nad wąskimi uliczkami. Odgłosy ulic z piskliwej kakofonii dnia przeszły w stłumiony szmer nocy. Wraz z rosnącym blaskiem gwiazd, przebijających się przez nadpływającą mgiełkę, ulice milkły coraz bardziej - poza dobiegającymi czasem warknięciami i wyciami, jak u nisepokojnie śpiącego psa. Wyruszyliście rankiem z Auerswaldu kierując się na południowy zachód w celu znalezienia jakiejś pracy gdyż wasze fundusze ostatnio nie przedstawiały się najlepiej. Jeszcze zanim pojawiliście się w Gladish od okolicznych tubylców słyszeliście różne plotki. Mówili wam, że las obok Gladish nawiedzany jest przez wielkie i okrutne wilki. Ponoć kilku wieśniaków zaginęło, znaleziono też rozszarpane bydło. Nie zwróciliście na to zbytniej uwagi, wszak ludzie którzy wam to mówili gubili się w swoich opowieściach - według niektórych wilki były ogromne, według innych dwugłowe, a jeszcze inni opowiadali że były całe czewone. Niezbyt wierzyliście tym plotkom, barliście je za urojenia tubylców.
Przemierzając wąskie uliczki miasta dostrzegliście karczmę "Głowa Goblina". Noc wisiała nad wami toteż postanowiliście zatrzymać się w gospodzie. Gdy otworzyliście drzwi, dwadzieścia par oczu zlustrowało was przez chwilę i powróciło do własnych spraw. Zeszliście po kilku zniszczonych, uginających się stopniach do znajdującego się poniżej pokoju. Znaleźliście miejsce przy narożym stole naprzeciw wejścia - blisko ziejącej czeluści prowadzących do piwnicy schodów. Niemal natychmiast pojawił się przy waszym stoliku wysoki, szczupły mężczyzna o śniadej cerze i szczeciniastej brodzie. Otworzył notes, stuknął ołówkiem o niego po czym powiedział:
- Witamy serdecznie w "Głowie Goblina". Czym mogę służyć?


Teraz możecie napisać kilka słów o waszym bohaterze, opiszcie jego wygląd, ekwipunek etc.

: sobota, 18 listopada 2006, 17:10
autor: Serge
Werner Broch

Zimne, niebieskie oczy Brocha przyglądały się twarzy karczmarza. Sardoniczny grymas wykrzywił jego brutalną twarz.
- Chleba, mięsa i piwa...byle dużo - mruknął. W jego szostkim głosie brzmiał charakterystyczny akcent mieszkańca Middenlandu.
Broch był najemnikiem, zahartowanym w wielu bitwach. Walczył za pieniądze dla wielu krain. Niektórych bitew już nie pamiętał, a niektóre wciąż prześladowały go w snach. Lata spędzone w rozmaitych bojach i tułaczki po Imperium sprawiły iż niewiele rzeczy robiło na nim wrażenie. Widział wiele. Czasami sądził że zbyt wiele. Był mężczyzną w sile wieku - niezywkle wysokim i potężnie zbudowanym. Nosił pancerz z dobrej skóry, metalowe nagolenniki i kaftan kolczy wysokiej klasy. Długi miecz z pięknie rzeźbioną trupią główką na rękojeści spoczywał w skórzanej pochwie na plecach. Najemnik miał jeszcze arkebuz, który stał oparty o ścianę tuż za nim. Białe włosy Brocha były krótko przystrzyżone, a jego twarz znaczyła pamiątka po spotkaniu z jednym z pomiotów Chaosu. Po ranie została szeroka blizna biegnąca od czoła przez lewy policzek aż do linii podbródka. Przez ramię przewieszoną miał torbę podróżną. Tylko akcent i niewielki medalik z symbolem Ulryka zdradzały jego pochodzenie.

: sobota, 18 listopada 2006, 17:33
autor: Sergi
Ondrus Ibs Vorx Ander Heshr Belere Degroxinterh

Wśród tejże niespotykanej dość często zbieraniny indywiduów znajdowała się postać dość znacznie od nich odstająca. Nie można było stwierdzić z jakiego powodu tak się działo. Jednak coś niepokojącego biło od niej. Mimo że wyglądał na znacznie młodszego niźli choćby Broch, to z jego oczu i aury dałoby się wyczytać że był niezwykle przez los doświadczony. Nie tylko to można byłoby wyczytać z jego oczu. Oczu nieposiadających źrenic, całkowicie szarych i beznamiętnych. Tak jakby duch dawno opuścił owo ciało i nie powrócił do niego. Mężczyzna nawet nie zareagował na pytanie karczmarza, zbytnio zajęty był bezcelowym wpatrywaniu się w rubinowy medalion u jego szyi, który teraz trzymał w lewej dłoni. Twarz jego otoczona była półcieniem, który jednak nie był w stanie ukryć faktu że rysy twarzy świadczyły o jego wschodnich korzeniach, zapewnie pochodził z dalekiego Kislevu. Ruchem drugiej ręki sięgnął o kostur który mu towarzyszył, wykonany z jakiegoś nieznanego zgromadzonym stopu metali i misternie wyrzeźbiony w rękach jakiego mistrza swego fachu. W chwili gdy spoglądał na swój ów medalion, z jego oczyma poczęło dziać się coś dziwnego. Otóż z nikąd pojawiły się pulsując, nabrzmiałe żyły zmierzające ku oczą, Widok był zaprawdę niesamowity, jednak zakryty on został natychmiastowy poprzez natychmiastowe zaciągnięcie mocniej grubego kaptura płaszcza.

- Podaj mi wino, najlepsze jak owe masz na składzie...- rzekł niespodziewanie, bystre oko mogło dostrzec ,że ręka jego nieznacznie się trzęsie. Po chwili nie było śladu po chwilowej słabości, na twarzy maga pojawił się nieprzyjemny ironiczny uśmiech.

: sobota, 18 listopada 2006, 20:23
autor: Belath_Nunescu
Vincenzo D'Egaro

Pirat siadł w charakterystyczny dla siebie sposób. Zaplótł palce, łokciami wsparł sie o oparcia krzesła. Był średniej budowy. Na głowie miał opaske o wyblakłym czerwonym kolorze z którzej wiszą jakieś ozdoby. Długie włosy siegajace prawie na wysokość łokci. Są bardzo rozczochrane i w niektórych miejscach pozaplatane. Biała koszula z jedwabiu, zdobiona jest w misternie szyte wzorki. Na niej serdak, koloru ciemnego brązu, siega do połowy ud. Zazwyczaj chodzi "rozchełstany". Jakiś kawałek szmatki, biały w czerwone pasy, obwiązany jest wkoło pasa. Na nim zapięty jest pas ze skóry, za który wetkniety jest sampał. Spodnie, tego samego koloru co serdak, siegaja do kolan, potem wzmocnione są grubszą skórą, i w okolicy połowy piszczela scieniaja sie i wpadaja do brązowych oficerek. Na swojej głowie nosi czasami kapelusz trójkątny, wykonany z czarnej jak smoła skóry. Na to wszystko ma zarzucony płaszcz siegający do połowy łydki. Płaszcz ma podwiniete rękawy, choć i tak siega do nadgarstków. Gdzie kończy sie płaszcz pojawia sie koszula(mankiety). Piękne guziki ozdobne dopełniają całości. Na płaszczu ma pas, który orzebiega od prawego barku do lewego uda. Do pasa przymocowana jest karabela. Wracając do twarzy. Wąsy, które kończą się kilka milimetrów za potencjalnymi dołkami. Plujka w kształcie pół-księżyca. Broda połączona z bakobrodami, zawsze rowno ścięta, na pół centymetra. Broda właściwa, składa sie u niego z trzech warkoczyków zaplecionych z niej. Na każdym warkoczyk jest jakieś kółeczko ozdobne.
Ten młody 29 letni mężczyzna, wygląda jakby juz naprawde dużo widział. Ma bystre spojrzenie.
- Ja bym prosił szklannice rumu. - uśmiechnął się i kiwnął leciutką głową.

: niedziela, 19 listopada 2006, 07:19
autor: Bobas
W około stołu wyróżniała się od innych jedna postać. Co prawda nie było to za chwalebne wyróżnienie się z tłumu, ponieważ postać ta miała nie więcej niż metr czterdzieści wzrostu. Długa, czarna i zapleciona w trzy grube warkocze broda opadała swobodnie na grubą kolczugę, czasem wydając cichy brzdęk. Zbroja posiadała dodatkowo dwa grube stalowe naramienniki, i dwie obręcze chroniące przedramiona. Co prawda zadziwiająca była szerokość w barkach krasnoluda, gołym okiem można było stwierdzić, że był dwakroć szerszy od zakapturzonego osobnika siedzącego przy stole. Twarz krasnoluda była dziwna, nie była taka sama, jak twarz każdego innego krasnoluda. Ten jegomość miał naprawdę szeroką szczękę i kark, a wyraz oblicza był jakby... ułomny. Na lewym policzku, w świetle świec lśniła długa pozioma blizna, na w lewym oczodole tkwi nie więcej, niż ćwierć oka. Prawe ucho brodacza jest odgryzione- co mówi napewno o niezwykłych przeżyciach z walki. Na lewym ramieniu, kolczuga odsłania tatułaż w kształcie smoka wijącego się do dłoni. Na plecach krasnoluda zawieszona jest okrągła tarcza, z symbolem uderzającego w kowadło, młota. A na ziemi stoi postawiony młot bitewny - zapewnie jedyna broń brodacza.

-Człeczyno!- burknął doniosłym khazadzkim głosem- Krung chcieć piwo! Dobre piwo! Jak nie Krung odgryść człeczynie łeb!- Dodał i uśmiechnnął się, ten widok nie był za zadowalający, krasnolud miał poważne ubytki w uzębieniu górnej szczęki, z resztą reszta zębów była równie w opłakanym stanie.

: niedziela, 19 listopada 2006, 13:27
autor: hyjek
Konrad z Boven

Z tyłu tego całego towarzystwa maszerował mężczyzna, w sile wieku, którego gładką niczym pupa niemowlęcia łysinę, odbijającą promienie słoneczne podobnie jak kawałek szkła zakłócała jedynie podłużna blizna po prawej stronie czaszki. Strój tego jegomościa od razu zdradzał czym się zajmuje: nikt z wyjątkiem akolitów Sigmara nie nosi takich szat, nie wspominając już o dumnie wiszącym na szyi symbolu patrona Imperium: komety o dwóch ogonach.
"Zaiste, jeden dziwniejszy od drugiego" - pomyślał Konrad, gdy siedząc przy stoliku miał w końcu okazję dokładniej przyjrzeć się swoim... kompanom. Tak, to słowo dobrze tu pasowało.
"Popatrzmy kogo my tu mamy: 4 ludzi i 1 krasnolud. Jakiś zbrojny, zapewne najemnik... O! I to jeszcze z Middenlandu! Zapewne okaże się pożyteczny w przypadku wszelakich starć zbrojnych. Kto dalej? Ach ten... Dziwna postać..." - w tym momencie Konrad zdołał przez chwilę zobaczyć pulsujące żyły - "Tak, doprawdy dziwny, mam nadzieję tylko, że to żaden z tych cholernych "magusów"... Jest jeszcze ten śmiesznie siedzący, ciekawe skąd pochodzi...". W tym momencie odezwał się krasnolud, na co reakcją Konrada było mimowolne parsknięcie śmiechem "Bez komentarza" - pomyślał. Widząc, że karczmarz czego na jego ewentualne zamówienie. odpowiedział:
- Ja dziękuję, nie piję po czym zaczął się, w sumie bezcelowo, rozglądać dookoła.

: niedziela, 19 listopada 2006, 19:55
autor: Belath_Nunescu
Vincenzo D'Egaro

Poprawił szybkim ruchem płaszcz. Wsparł prawą rękę na rękojeści karabeli. Wystukiwał rytm "Pirackiego Czardasza" w myśli powtarzał sobie słowa tej piesni. Wróciły wspomnienia. Uśmiechnął sie do siebie. Wsłuchał się w chaos karczmy. Ręka bezwiednie powędrowała do ukrytej kieszonki, gdzie była mała buteleczka z rumem. Poruszył nią dwoma palcami. Nic nie było... Uśmiechnął się do siebie ponownie. "Po cholere ja jeszcze noszę tą buteleczkę? Po co ja nadal zamawiam rum w karczmie? Ech...Może kiedyś się przyda." Zaczał szukać oczami jakiejś postronnej, godnej uwagi osoby. Troche brakowało mu bryzy morskiej.
- To jak panowie? Macie jakieś pomysły co dalej?

: poniedziałek, 20 listopada 2006, 09:10
autor: Vibe
Nim zdążyliście odpowiedzieć na pytanie Vincenzo, drzwi karczmy otworzyły się i do środka wpadł średniego wzrostu męzczyzna o długich, czarnych włosach i brodzie tego samego koloru. Był roztrzęsiony i nerwowo rozglądał się po gospodzie. Już miał coś krzyczeć, gdy dojrzał was. Szybkim krokiem zbliżył się do zajmowanego przez was stolika. Karczmarz właśnie podawał wam jadło i napitek które zamówiliście. Teraz jeszcze łatwiej mogliście stwierdzić, że mężczyzna który stał nad wami cały się trzęsie i ciężko oddycha. W jego oczach wyczytaliście strach. Spojrzał na was po czym powiedział prawie płaczącym głosem:
- Ktoś porwał moją córkę...Musicie mi pomóc...
Kilku ludzi siedzących przy stołach obok odwróciło się w jego kierunku by po chwili wrócić do własnych spraw.
- Musicie mi pomóc i odnaleźć ją... - kontynuował - To moja jedyna córka...
Jakby na potwierdzenie tego, że mężczyzna mowi poważnie i chce was wynajać rzucił:
- Daję 30 koron na głowę...

: poniedziałek, 20 listopada 2006, 09:23
autor: Serge
Werner Broch

Broch popatrzył na mężczyznę spode łba. Rzeczywiście nie wyglądał najlepiej.
- Weźmiemy tę robotę - rzucił najemnik bez konsultowania się z kompanami. Zresztą, gdy chodziło o dobry zarobek, nigdy nie konsultował się z nikim. Sam podejmował decyzje i nie dbał o niczyje względy. Nawet gdyby reszta nie podjęła się tego zadania, sam z chęcią by je wykonał. A 30 koron na głowę to były pieniądze za które mógł wynająć swój miecz.
W pewnym momencie kopnął lekko stojące obok wolne krzesło, które podjechało do mężczyzny:
- Usiądź i powiedz co się dokładnie wydarzyło...Ze wszystkimi szczegółami... - mruknął szorstko. - I jeszcze jedno...Jeśli znajdziemy ją martwą cena się nie zmienia...
Werner zakładał wszelkie możliwości. Był zbyt doświadczony by obiecywać mężczyźnie że jego córka wróci do niego cała i zdrowa. Jednak gdy popatrzył po twarzach swych kompanów stwierdził, że jest tego duże prawdopodobieństwo, gdyż stanowili dość oryginalną drużynę. Najemnik tak przynajmniej sądził. W tym momencie jednak interesowało go jak zniknęła. Biorąc kęs mięsa czekał na odpowiedź.

: poniedziałek, 20 listopada 2006, 10:48
autor: Bobas
Krung Krongolsson

-Ble!- Jakiś dziwny grymas opanował twarz krasnoluda-Kim być do stu zielonych łeb córka? Król? Czy jaki ch..- na twarzy Krunga przebiegło zamyślenie, przejechał dłonią po swej brodzie- bransolety na końcu stykły się ze soba i delikatnie zabrzdęczały.-Co?-Krasnolud wsadził sobie palec w ucho, a po chwili wytarł żółtą maź o kant stołu, zauważając że spostrzegli to jego towarzysze, uśmiechnął się od ucha do ucha.-Krung nie być taki jak zieloni, on wytrzeć, a nie zjeść. Dodał z zadowoleniem i wlepił wzrok w rozdygotanego jegomościa.-Dać odpowiedź Krungowi?

: poniedziałek, 20 listopada 2006, 15:25
autor: hyjek
Konrad z Boven

Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, jego dwaj inni kompani już go ubiegli. Nie miał im wcale tego za złe, sam zadałby takie same pytania, a jedyną różnicą, która by je dzieliła to składnia, szczególnie w porównaniu do tej krasnoluda. Na widok grzebania w uchu, i komentarzu po tym nie wiedział czy śmiać się z tego, czy żałować, że niegdyś potężna rasa krasnoludów, teraz wydaje na świat takie osobniki jak ten przed Konradem. Z zaciekawieniem czekał na opowieść przestraszonego mężczyzny, a informacje o ewentualnej nagrodzie, w myśl zasady "Pieniądze są ważne, ale ojczyzna ważniejsza", całkowicie zignorował.

: poniedziałek, 20 listopada 2006, 18:58
autor: Belath_Nunescu
Vincenzo D'Egaro

- 30 koron na głowę? - westchnął przypominając sobie stare, dobre czasy. Kelner w tym momencie przyniósł rum, kiwnał głową, a gdy ten odszedł przelał rum ze szklanki do swojej małej buteleczki. Schował ją potem w tą samą kieszonkę i wydawał sie jakby bardziej weselszy.
- Wchodze w to! - uśmiechnał sie - Z taką kompanią to i w otchłanie piekielne iść można!
Czekał, aż zrozpaczony ojciec opowie całą historie. Wydawało mu sie, że może być długa, wiec usiadł wygodniej.

: poniedziałek, 20 listopada 2006, 19:22
autor: Sergi
Ondrus Ibs Vorx Ander Heshr Belere Degroxinterh

Bezmyślność jego kompanów nie wprawiła go w zaskoczenie. Znalazł się przecież w grupie istot goniacych za łatwym zarobkiem, uważająca monete za największe dobro i rzecz ostateczną. Nie winił ich jednak za to, świat w którym się wychowalił był stworzony właśnie w ten sposób, nic na to poradzić nie mógł. Jednak cieszył się w obrzeżach swej świadomości że miał to szczęście narodzić się jeszcze za lepszych czasów, dawno przed zakarzeniem reguł rządzących światopoglądami. Mimo mętności wzroku, oczy jego bystro przyglądały się nieznajomej osobie. Jego słowa wielce go zadziwiły, któż w granicach imperialnych jest na tyle otwarty aby zwrócić się z takim zadaniem do ludzi całkowicie mu nieznanych. Czarny mag nie komentował słów swych kompanów, zwyczajnie nie miał ochoty na tak przyziemną igraszkę. Ich gwaranty były znacząco nieprzemyślane, zbytnio pochopnie dali mu we władanie swoje słowo. Zastanawiało Ibs Vorx'a co by ucznili gdyby okazało się że to misja idealna dla ludzi o straconej nadziei i myślach ciągnących do drugiego świata.Mimo że nic nie rzekł reszta zapewnie wiedzieli ,że i tak pójdzie z nimi choćby wprost na pustkowia chaosu. Powód tego jednak wciąż im był nieznany...

: wtorek, 21 listopada 2006, 07:52
autor: Vibe
Mężczyzna usiadł na krześle podsuniętym przez Brocha. Wciąż cały dygotał, w dodatku nerwowo rozglądał się po karczmie. Popatrzył na krasnoluda i chyba nie bardzo wiedział o co mu chodzi gdyż przeszedł od razu do sedna.
- Nazywam się Otto Kruft i jestem hodowcą psów myśliwskich. Moja córka musiała zniknąć dziś po południu. Gdy wróciłem do domu od starego Heinza, zastałem rozerwane ogrodzenie, wybitą szybę i ślady walki w jej pokoju...Na Sigmara! Pomożcie mi ją odnaleźć. Mój najlepszy pies szybko podjął trop i znalazł drogę prowadzącą do lasów nieopodal Gladish, ale nie chciałem sam ruszać jej na pomoc, gdyż jak sami widzicie nie jestem wojownikiem...Obszedłem wszystkie karczmy w naszym miasteczku i na moje szczęście trafiłem na was, bo nikt z miejscowych nie chciał sie podjąć tego zadania...Sądzą że w lasach grasują ogromne wilki...A ja chcę tylko odzyskać moją córkę...
W oczach Krufta pojawiły się łzy. Spojrzał na Brocha:
- Jeśli znajdziecie ją martwą, cena pozostaje ta sama...W tym wypadku chcę żebyście dostarczyli mi jej ciało...Mam jednak nadzieję, że wszystko jest z nią dobrze...Oczywiście mój pies Hanzo będzie waszym przewodnikiem jeśli chcecie...

: wtorek, 21 listopada 2006, 09:14
autor: Serge
Werner Broch

Najemnik napił się piwa. Przez chwilę wydawało się jakby o czymś rozmyślał.
- Dobra, zajmiemy się tym...- powiedział do Krufta - Pies nam się przyda, skoro podjął trop to z pewnością zaprowadzi nas wprost do dziewczyny...Czekaj na nas tutaj jutro rano razem ze swoim pieskiem...
Broch dokończył posiłek, dopił trunek, po czym wyciągnął z torby kilka szylingów i rzucił na stół. Wstał z krzesła, chwycił swój arkebuz i ruszył w kierunku karczmarza. Nim odszedł rzucił:
- Tylko nie siedźcie długo w noc. Jutro po śniadaniu bierzemy się do roboty. - mruknął twardo - Nie wiadomo kto i w jakim celu porwał tę dziewczynę więc czas gra na naszą niekorzyść...Idę wynająć pokoje dla nas...
Odwrócił się i podszedł do szynku. Po krótkiej rozmowie z karczmarzem ruszył schodami na piętro. Będąc w pokoju umył się, po czym położył spać. Miał nadzieję, że ta noc będzie spokojniejsza od tych, do których zdążył się już przyzwycził. Choć podświadomie stwierdził, że to raczej niemożliwe.

: wtorek, 21 listopada 2006, 11:21
autor: Bobas
Krung
-Głupi człeczyn- burknął pod nosem krasnolud i przeciągnął się na krześle. Zaczął się cieszyć, gdy mieli wyruszyć do lasu. Zawsze kojarzył go z obkrwawionym młotem, i kilkoma małymi ranami. Nie czuł już strachu, przez dłuższy okres czasu. Pamiętał tylko strach, gdy ten zasrany goblin zabił jego matkę i o mały włos jego samego też nie zabił. Spojrzał przed siebie i przejechał grubą dłonią po swej -brodzie-. Widząc jak najemnik gdzieś idzie, wydarł się na całe gardło
-W noc się pić! Karczmiarz, dawać mi piwo! Bo Krung długo czekać na nie!


-3dit-
O lol.. ale gafe strzeliłem <wstydnis> :P

: wtorek, 21 listopada 2006, 16:37
autor: hyjek
Konrad z Boven

Z zaciekawieniem słuchał opowieści, a może bardziej lament Krufta. Wiedział, że ma w końcu okazję przysłużyć się dla Państwa. Gdy mężczyzna skończył mówić zapytał:
- Oprócz tych rzekomych wilków, jakie inne niebezpieczeństwa mogą nas spotkać w lesie?
Po uzyskanej odpowiedzi, odszedł od stołu, życząc tym którzy zamierzali pozostać trochę dłużej przy napitku miłej zabawy, a sam poszedł do swojego pokoju/miejsca gdzie miał zasnąć (to na wypadek, gdyby pokoi dla nas nie było :) ). Po odmówieniu modlitwy udał się na, jak sam sądził, zasłużony odpoczynek.