Strona 1 z 12

[Warhammer] Chłód Mego Serca

: czwartek, 17 sierpnia 2006, 16:07
autor: Evandril
UWAGI DLA GRACZY:
Pewnie wszyscy wiedzą, ale profilaktycznie powtarzam raz jeszcze - proszę o pisanie w trzeciej osobie, pisanie opisowe (5-10 zdań) i w miarę przyzwoitą rozgrywkę.

Posty zaczynajcie od imienia swego bohatera
To co mówią postacie piszcie od myślnika pochyloną kursywą.
To co myslą w cudzyslowie.
Tak piszemy wszystko poza sesją.

Przygodę napisałem kilka lat temu, ale moim skromnym zdaniem jest bardzo dobra. Mam nadzieję, że spodoba wam się zimowy klimat przygody. Scenariusz zawiera trchę walki, trochę główkowania więc każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.
Jeśli chodzi o aspekty techniczne - wasze życie w przygodzie zależy od tego na ile odgrywacie swoją postać i jak długie posty piszecie. Innymi słowy - im więcej piszesz, tym dłużej żyjesz i masz większe powodzenie przy prowadzonych przez twoją postać działaniach. Scenariusz jest tak skonstruowany że pozwala zabić mi graczy którzy nie odpisują bądź piszą po dwa zdania w każdym momencie przygody. Mam nadzieję, że nie bedę musiał tego robić, dlatego też wybrałem waszą piątkę - ludzi którym zależy na sesji. Chyba wszystko - reszta wyjdzie "w praniu". Zatem let's play :D

Drużyna:

- Denitari (w skrócie Ditri) Casirim – półelfka, szermierz (bohaterka Serge'a)
- Pyotr Antonov - człowiek, łowca czarownic (bohater Sergi'ego)
- Berengar - człowiek, najemnik (bohater Khelbi'ego)
- Gareth "Taur" Velve - elf, zwiadowca (bohater Alinoe)
- Bjorn Gotreksson - krasnolud, podziemny wojownik (bohater Bobasa)


[Wszyscy]

Już na dobre musięliście pogodzić się z myślą, że zabłądziliście. Przeszło godzinę poruszaliście się nie wiedząc, w jakim kierunku. Każdy z was spinał konia klnąć w myślach, że znalazł się na takim odludziu. Takiej burzy śnieżnej jeszcze nie widzieliście. Jednego byliście pewni: nie mięliście do czynienia z pospolitą zamiecią. Mimo tego iż znaliście klimat północy, nigdy w swym życiu nie spotkaliście tak gwałtownego i potęznego wybuchu sił natury. Impet żywiołu wskazywał raczej, że to sprawka jakichś sił nieczystych. Komu jednak mogło zależeć na rozpetaniu burzy na takim odludziu. Wasze konie padały z wycieńczenia pokonując kolejne zastępy białego puchu który co chwila zwiększał swą objętość. Nie dziwiło was to. Sami nie mogliście oprzeć się przenikającemu do szpiku kości zimnu, które towarzyszyło wam, odkąd zerwał sie lodowaty północny wiatr. Mimo iż kilka dni temu zakupiliście grube ubrania chroniły was one tylko cześciowo przed trzaskającym mrozem. Middenheim, do którego zmierzaliście, leżało wiele mil stąd na północny zachód. Zresztą, teraz nie byliście już pewni czy podążacie ku Miastu Białego Wilka. Każdy kierunek w szalejącej zamieci był dla was równie dobry, co bezcelowy. Nagle wasz konie zadrzały trwożlwie. Mimo iż probowaliście je uspokoić, był zdjęte przerażeniem: nozdrza miały rozchylone, a w ślepiach malował im się strach. Wkrótce i wy podswiadomie wyczuliście utkwione w siebie badawcze spojrzenie jakiejś tajemniczej istoty. Popusciliście cugle, a wasze rumaki niczym strzały pogalopowały przez zamieć. Przez wypełnione grozą długie chwile wydawało wam się że jesteście scigani przez jakąś bestię. Potem wrażenie ustało. Zwolniliście bieg koni po czym zatrzymaliście się pośród nabierającej na sile zamieci wypatrując w dal, próbując dostrzec między wciąż padającym śniegiem coś, co mogło za wami podążać.


Teraz daję wam możliwość opisania wyglądu swoich postaci, tak aby inni gracze coś o nich wiedzieli i ewentualnie krótkiej rozmowy między wami.

: czwartek, 17 sierpnia 2006, 16:12
autor: Serge
Ditri Casirim

- Na Solkana, co to mogło być - szczupła dziewczyna o ładnej, młodej twarzy i delikatnych rysach wpatrywała się swymi zielonymi oczyma poprzez zamieć. Jej długie blond włosy przykryte były dużym, białym futrzanym kapturem. Przez plecy przerzucony miała długi, pięknie zdobiony miecz - podarunek od ojca. Nawet przez długie do kostek futro można było łatwo zauważyć że półelfka jest bardzo zgrabna. Siedziała w siodle swego rumaka prosto i dostojnie mimo iż ramiona i kaptur miała prawie całkiem przysypane śniegiem. Wycie wichru skutecznie tłumiło wszelkie odgłosy, a zamieć przesłaniała widoczność, toteż dziewczyna niewiele mogła zobaczyć. Jednak zarówno ona jak i jej przyjaciele, zwietrzyli czyjąś obecność, a Ditri nigdy nie lekceważyła głosu swej intuicji. Zacisnęła swe odziane w rękwice dłonie na cuglach swego białego rumaka, po czym powiedziała do kompanów:
- Wynośmy sie stąd...Coś mi sie wydaje, że wśród zamieci nie czeka na nas nic dobrego...Nie ma co tutaj marznąć...Chcę jak najszybciej znaleźć się w Middenheim i wziąć gorącą kapiel...
Po czym spięła cugle i ruszyła przed siebie.

: czwartek, 17 sierpnia 2006, 16:37
autor: Bobas
Bjorn.

Na niskim brązowoskórym rumaku, siedziała niewysoka i krępa postać, ubrana w grube i ciepłe futro, prawdopodobnie z niedzwiedzia. Przez lekko rozpięte ubranie wystawała rozłożysta kremowa broda. Była ona ułożona w trzy grube warkocze, zaciśnięte na dole srebrnymi branzoletami. Na brodzie krasnoluda znajdowała się mnogość śniegu, który był nieco jaśniejszy niż broda Bjorna. Na plechach zawieszony był duży dwuręczny topór, ostrze jego było rozłożyste i dość ciężkie, aby rozbić czyjąść głowe jednym, celnym uderzeniem. Krasnolud przetarł grubą dłonią swe czoło.
-Na wszystkie orki, wytępione przez krasnoludy. Jak długo żyję takiej zamieci i takiego mrozu nie czułem. To napewno sprawka tych przebrzydłych elfów[i/]-rzekł i rozglądnął się. Dopiero teraz zauważył, że w jego otoczeniu znajduje się dwóch elfo-krwistych. -Niedobrze- rzekł i splunął flegmą na małą kupkę śniegu.
-Musimy szybciej jechać, jeśli chcemy przeżyć. O ile wiemy gdzie jedziemy, bo ja straciłem orientacje po tej zamieci.-Dodał i spiął konia, by szybciej jechał.
"Psia krew! Mam nadzieję, że w Middenheim nie znajdę nikogo, który mnie rozpozna. Jeśli to zrobią mój los nie będzie trwał długo, na drugi dzień mnie powieszą za dezercję... lub za to, że w mojej rodzinie znaleziono początki chaosu. Niedobrze! Jeszcze ten mróz, pomału zaczynam tracić czucie w nogach. Jak mój koń zdechnie na tym lodowisku, ja poczynię to samo, zapewnie nie długo później... to nie śmierć godna krasnoluda! To tylko śmierć godna zielonoskórego"

: czwartek, 17 sierpnia 2006, 16:50
autor: Alinoe
Gareth:

-Wara od elfów krasnoludzie..- powiedzial z lekką nutką grozy wysoki elf na czarnym koniu. Jego twarz(jedyna wystająca z pod grubych ubrań częśc ciała) posmarowana była jakąś ciemną maścią. Nie można było więc okreslić jego wieku, ani stwierdzić czy skóra nieludzia jest spieczona słońcem. Nie dało się dostrzec także jakiego koloru były włosy elfa (zaplecione w zwisający z kaptura warkocz). W oczy rzucały się za to jego oczy- dwa błyszczące niebieskie punkciki. Emanowała z nich inteligencja i coś jeszcze - jakby lekkie znudzenie długim życiem. Na grube futra zarzucony miał długi płaszcz z kapturem w barwach podobnych do tych, którymi pokrył swe ciało. Na jego plecach wisiał długi łuk - po pięknych zdobieniach widać, że był elfiej roboty. Patrząc na Garetha od dało się poznać, że większość swojego życia spędził w lesie
-Lepiej już jedźmy.... Cokolwiek to było, chyba nie chcemy się z tym spotkać....
Jeszcze raz spojrzał w zamieć i ruszył za Pólelfką i Krasnoludem.

: czwartek, 17 sierpnia 2006, 17:18
autor: Sergi
Pyotr Antonov

Kislevczyk przeklął siarczyście pod nosem. Od tej zamieci na kilometr czuć było nieczystą moc. Przecie żadne z bóstw nie rzuciło by na niego czegoś takiego. Pyotr poprawił się na siodle swego białego jak śnieżny puch konia. Twarz jego chociaż doświadczona nadal wyglądała dość młodo, jedynym śladem trudów jego długiego życia była blizna szpecąca prawy policzek. Antonov odgarnął swe miedziane włosy odkrywając swe ciemnobrązowe, zmęczone oczy. Spojrzał się po kompanach którzy najwyraźniej podążali w ten sam kierunek. Dwójka elfów, człowiek i krasnolud, zawsze mógł trafić gorzej w tej przeklętej mroźnej krainie. Łowca czuł na swojej osobie ślepia kogoś lub czegoś. Nie raz miał te uczucie, i zawsze gdy je miał chodziło o chaos i magię. Uderzył ostrogami w konia gdy ten odmówił dalszej podróży przez śnieg i podążył za resztą. Wciąż trzymał swą prawą dłoń na gilesowskim mieczu, wypatrując w zamieci czegokolwiek.

: czwartek, 17 sierpnia 2006, 17:54
autor: Miechu
Berengar

Berengar spiał konia. Zgrabna siwa klacz targala lbem w przeczuciu tego co czailo sie gdzies poza zasiegiem wzroku. Mężczyzna na koniu byl raczej wysoki, mial czarne niepoukladane wlosy do ramion skryte teraz pod kapturem oponczy. Śnieg osiadal na jego czarnej równo przysztryzonej brodzie i przymkinetych powiekach. Berengar ubrany byl w czarny skórzany kubrak, nogawice, rekawice i ciemna opncze. Do jego lewego boku prztroczony wisial miecz póltorareczny. Sprawial raczej tajemnicze wrazenie. Nie odzywal sie teraz i tak niewiele bylo slychac w tej zamieci. "Zeby to sie juz skonczylo - pomyslal - "Dojade do Middenheim i znajde jakas robote..." - przemknelo mu przez mysl. Szturchnal klacz ostrogami i powoli ruszyl dalej...

: piątek, 18 sierpnia 2006, 08:01
autor: Evandril
Nie czekając chwili dłużej, ruszyliście przed siebie. Rumaki, wyczerpane karkołomnym biegiem, brnęły powoli i ociężale przez narastające zaspy. Przez dłuższy czas nic nie zwróciło waszej uwagi. Nagle do waszych uszu dobiegł skowyt, a nie było to wycie wiatru. Odetchnęliście głeboko mroźnym powietrzem. Wiatr niósł ze sobą charakterystyczny zapach wilka. Zwietrzyły go także konie, parskając niespokojnie. Podążaliście wciąż do przodu. Skowyt stał się donioślejszy, wskazywał na onecność stada. Nie zwiastowało to nic dobrego. Wyraźnie zalatywało wam nieprzyjemnym zapachem przemoczonej wilczej sierści. Gdzieś nieopodal - trudno określić jak daleko - grasowała sfora, tak przynajmniej stwierdził Pyotr. Przewlekłe wycie typowe było dla wygłodniałych zwierząt. Śnieg i wiatr rozszalały się na dobre. Kiedy brnęliście przez zaspy, potężny huk wiatru stopniowo zagłuszał skowyt zwierząt. Gdy ten ostatni sie urwał, odnieśliście wrażenie że dochodzą was z oddali ludzkie krzyki i rżenie koni. Były jednak stłumione i nie byliście ich do końca pewni. Ogarniało was coraz większe zmęczenie i z trudem odrożnialiście rzeczywistość od wytworu własnej wyobraźni. Zaczynało sie ściemniać, gdy wasze wierzchowce niosły was uparcie naprzód, potykając sie coraz częściej, ale nie tracąc równowagi. Czas i miejsce straciły dla was znaczenie. Dryfowaliście w szalejącej zamieci pozbawieni poczucia rzeczywistości. Przemarznięci i wygłodniali. Wasze ciała były prawie zdrętwiałe. Bjorn stwierdził nawet, że wkrótce nie będzie w stanie usiedzieć na koniu. Kilka chwil później roztoczył się przed wami majaczący w oddali widok małego zamku, czy też magnackiej posiadłości otoczonej murem, wokół której skupiały się niewielkie zabudowania. Budynki rysowały sie tajemniczo na tle nawałnicy: ciemne kontury śmiały się zza przysłoniętych okien smugą światła.

: piątek, 18 sierpnia 2006, 08:15
autor: Serge
Ditri Casirim

"Nareszcie jakieś zabudowania...i widać nie opuszczone skoro majaczy stamtąd jakieś światło", pomyślała dziewczyna dygocząc z zimna. Nie odzywała się do kompanów - tak potężny wicher sprawiał, że i tak nic by nie usłyszeli. "Byle by tylko się ogrzać i coś zjeść...", te myśli nie opuszczały jej głowy.
Ditri była przemarznięta i głodna. Prawie nie czuła już nóg i gdyby teraz nastąpił jakiś atak z pewnością straciłaby życie. Nie była w stanie myśleć o niczym innym jak tylko o ciepłym posłaniu i talerzu gorącej strawy. Naciągnęła mocno swój zaśnierzony kaptur na głowę po czym spięła konia i popędziła na przełaj mroźnej polany ku stojącym nieopodal budynkom.

: piątek, 18 sierpnia 2006, 08:33
autor: Bobas
Bjorn

-Cóżto za diabelstwa!- Krzyknął krasnolud, słysząć skowyt wilków.
Bjorn rozglądnął się uważnie dookoła, i pogładził kremową brodę dłonią.
-Nie chce wiedzieć cóż to było, ani się przekonać cóż to na własnej skórze. Szybko, jedzmy tam do tego zamku- Burknął pokazując grubym, niczym kiełbasa palcem, na zameczek. -Może tam nas wpuszczą, jak nie to sami wejdziemy- krasnolud uśmiechnął się dwuznacznie, i pognał konia naprzód. "Mam nadzieję, że te przeklęte człeczyny, czy co to tam mieszka nas wpuszczą, zaraz odmarzną mi stopy. Jak nas teraz coś zaatakuje to wszyscy leżymy".
Krasnolud spoglądnął w dal i ruszył tuż za pół-elfką, starając się również nie stracić grupy z tyłu. Wolał być teraz w grupie z ludzmi, niż z elfami.

: piątek, 18 sierpnia 2006, 09:22
autor: Sergi
Pyotr Antonov

Kislevczyk naciągnął mocniej kaptur na swą zmarźniętą głowę. Poprawił kapelusz o szerokim rondle i ostrym czubie, bardzo charakterystyczny dla jego profesji. Złapał mocniej cugle, prawdę mówiac miał taką nadzieję ponieważ palce jego poczeły drętwieć. Uderzył ostrogami aby wymusić na koniu dalszą podróż, on tylko zarżał i poddał się jego woli. Przez świst wiatru usłyszał głos krasnoluda, osłabiony przez potęge tej krainy. Podzielał jego zdanie żeby jak najszybciej zmieżać w stronę zamku.
" Im szybciej znajdę się Middenheim, tym szybciej wykonam swoje zadanie. Póki przebywam w tej grupie mam szanse osiągnąc cel"- pomyślał Pyotr, po czym całkowicie poddał się swoim rozmyślanią.

: piątek, 18 sierpnia 2006, 10:04
autor: Miechu
Berengar

Najemnik bez zatrzymywania konia przygladal sie zamazanej przez zamieć sylwetce zamku. Żałowal teraz, ze nie jest grubiej ubrany, lniana koszula, skórzany kubrak i opończa nie dawaly dobrej ochrony przed zimnem. "To wycie" - pomyslal - "Mam nadzieje, ze nie wpadniemy w jakies stado". Berengar z pod przymrózonych oczu przyjrzal sie kompanom. "Jakoś sie trzymamy" - pomyslal i bez slowa kontynuował droge w stronę zamku...

: piątek, 18 sierpnia 2006, 10:13
autor: Alinoe
Gareth

Elf zaklął pod nosem. "Wilki, jeszcze tego brakowało." Sprawdził czy w razie czego może łatwo wyciągnąć łuk." Jesteś na miejscu,mój kochany".Spojrzał po kompanach. Widok był żałosny. Przemarznięci do szpiku kości, zmęczeni i wygłodniali poruszali się w zawieji ze śmieszną prędkością. Opatulił się szczelniej futrem. "Ja wcale nie wyglądam lepiej, musimy gdzieś się zatrzymac..." Nagle, zobaczył ożywienie w drużynie.Wszyscy spoglądali w jednym kierunku. On też tam popatrzył, Jego serce sie rozradowało, odrazu zrobiło mu się cieplej. Zmusił konia do jeszcze większego wisiłku. "Jesteśmy uratowani"-pomyślał Bowiem
wtedy zobaczył zameczek majaczący przed nimi. Usłyszał przygłuszone przez zamieć słowa krasnoluda.

"Może tam nas wpuszczą, jak nie to sami wejdziemy"

-Tia... Wejdziemy tam,czy tego chcą, czy nie.

: piątek, 18 sierpnia 2006, 19:26
autor: Evandril
Zdesperowani pognaliście ku nieznanej budowli. Znalazłszy się u bramy, Pyotr krzyknął ochrypłym głosem. Ogarnęła was rozpacz, gdy zrozumieliście, że straż odźwierna nie stoi na posterunku w taką noc jak ta i że nikt nie usłyszał wołania łowcy czarownic, nawet jeśli ktoś czuwał. Wasz kompan nie mógł przekrzyczeć wycia wiatru, mimo iż chwilę później dołączyli do niego Bjorn i Berengar. Ogarnęła was złość, a Gareth zsiadł z konia i kopnął duże stalowe drzwi. Ku waszemu zdziwieniu wrota rozchyliły się. Pozostawiono je otwarte. Nie zastanawiając się długo, wjechaliście na dziedziniec. Ditri najgłośniej jak potrafiła próbowała obudzić kogoś ze służby. Nadaremnie. Gdy zbliżyliście się do głównego wejścia nagle wasze głowy stały się dziwnie ociężałe i prawie usypialiście, jakby ktoś próbował was wprowadzić w ten stan. Mimo tego iż opieraliście się, chwilę później ogarnęła was ciemność. Nim pogrążyliście się we śnie dojrzeliście jak przez główne wejście przemyka coś białego.

Po pewnym czasie odzyskaliście przytomność. Z pewnym wysiłkiem staraliście się zebrać myśli. Coś białego utkwiło wam w pamięci. Znajdowaliście się teraz w małej, kamiennej sali, której umeblowanie stanowiło parę ław, kilka krzeseł i potężny stół. Blisko stołu, pod ścianą, palił się ogień. Pobieżne oględziny izby przypominały wam pomieszczenie, w którym odźwierny i straż nadzorują główne wejście. Nie mięliście już na sobie przemarzniętych ubrań, leżeliście okryci ciężkimi, grubymi futrami. Nagle w sali pojawiła się długowłosa dziewczyna o oryginalnej urodzie. Podała wam do rąk kielichy po czym powiedziała delikatnym głosem:
- Proszę, spróbujcie to wypić.
Przyjęliście je z wdzięcznością, czując smak doskonałego trunku, którego ciepło szybko rozeszło się wewnątrz waszych ciał, rozgrzewając je równie skutecznie co ogień trzaskający z kominka. Pyotr spojrzał na dziewczynę. Odgadł po wytwornych szatach z białego rysia i kosztownym pierścieniu ze szmaragdem na palcu jej delikatnej dłoni, że była to panna wysokiego rodu. Jej duże, szare oczy świeciły się, a twarz o delikatnych rysach okalały splecione w warkocz długie, jasne włosy. Dostrzegła spojrzenie łowcy czarownic i uśmiechnęła się do niego czarująco. Wygladała na zagadkowego duszka, nie mogła mieć więcej niż 25 lat.
- A więc Uli, co ciekawego odkryłaś? - mężczyzna wielki jak niedźwiedź wkroczył do pokoju owinięty w grube futro. Popatrzył na was i powiedział: - Kim są ludzie, którzy niczym śnieżna zjawa przychodzą w taką noc zakłócać sen uczciwych ludzi?? I jak, na Esmeraldę, udało wam się przejść przez bramę??
Spytał gromkim głosem zdradzając łagodne usposobienie.

: piątek, 18 sierpnia 2006, 19:29
autor: Serge
Ditri Casirim

Półelfka spojrzała na kompanów. Nikt nie kwapił się z odpowiedzią. Napotkawszy badawcze spojrzenie gospodarza, rzekła, zachowując dobre maniery:
- Prosimy o wybaczenie, że nachodzimy bez zapowiedzi o tak niestosownej porze. Błądziliśmy wiele dni na pustkowiu i czekała nas niechybna śmierć, kiedy zaskoczyła nas nawałnica. Zrządzeniem losu ja i moi przyjaciele trafiliśmy na ten zamek...
Ditri rozejrzała się po komnacie. Było jej ciepło i miło. Czuła się jeszcze senna, ale z każdą chwilą uczucie mijało. Zastanawiała się nad tym, co białego zobaczyła przed zamkiem nim zapadła w sen. I czy owy letarg nie był przypadkiem zrządzeniem jakichś tajemniczych sił. Nie wierzyła raczej w przeznaczenie, ale jej zdaniem w trafieniu na ten zamek było coś podejrzanego. Spojrzała na przyjaciół. Miała nadzieję, że któryś z nich przerwie tę nieręczną ciszę,która zapanowała, gdyż dziewczyna nigdy nie lubiła dużo mówić i była raczej skryta w sobie.

: piątek, 18 sierpnia 2006, 19:54
autor: Alinoe
Gareth

Elf rozejrzał siępo komnacie. Wyspał się,a pod suchym futrem było mu ciepło. Co za zrządzenie losu. Jednak coś go niepokoił. Może był to ten biały stwór, a może otwarte drzwi pałacyku. Sam nie wiedział. Pewny był tylko jednego - czuł się dobrze. Spjorzał na Uli-"Ahh cóż za dziewczyna..miodzio"-pomyślał mimo woli - takie męskie przyzwyczajenie. Usłyszał rozmowę wielkiego człowieka i Ditri.Zapadła grobowa cisza " Ta połelfka gadułą to nie jest" , dało się usłyszeć jedynie zawieję panoszącą się na zewnątrz. Chcąc przerwać to milczenie odezwał się.
- .....Trafiliśmy na ten zamek, który okazał się zbawieniem. Drzwi były otwarte, gdybyśmy nie weszli z pewnością już by nas nie było na tym świecie. Dziękujemy za przyjęcie i opiekę. Nie będziemy robić kłopotu. Dojdziemy do siebie i wyruszymy jak tylko skończy się ta burza śnieżna.....
-" Nie chcę długo być w tym zameczku, nie czuję się tu dobrze. Nie mówiłem nic o tej białej maskarze- nasza kompania musi się zastanowić na osobności co to za stwór - po co nam zbędni słuchacze"

Po czym wypił pozostałą zawartośc swojego pucharu....

: piątek, 18 sierpnia 2006, 20:00
autor: Bobas
Bjorn

Krasnolud przetarł oczy spoglądając na wielkiego człowieka.
"Któż to? Jest niewyobrażalnie wielki jak na człeczynę". Bjorn zaczął przyglądać się z uwagą mężczyznie, z nadzieją, że żadna inna rasa nie wplotła się w jego krew. Krasnolud przetarł palcem oko.
"Dziwnie się czuję, czy to sen?". Kremobrody ugryzł się w wargę. Chcąc się wybudzić ze snu. Spojrzał na półelfkę, która przyniosła mu napój.
"Może i jest ładna... ale elfio-krwistego w życiu nie dotknę... chyba, że mym toporem"-Krasnolud nagle zaśmiał się pod nosem, czując wzrok reszty na sobie zapatrzył się w ziemię.
-Czy tutaj straszy?- Burknął w końcu. -Widzieliśmy coś mistycznie białego w holu. Opowiecie nam historię tego zamku? Sam z chęcią jako krasnolud posłuchałbym, jak go zbudowano... i na czym.- rzekł krasnolud i dopił resztę z czarki.
-A dostaliśmy się tutaj.. przypadkiem.- dodał i zamyślił się.

: piątek, 18 sierpnia 2006, 20:12
autor: Sergi
Pyotr Antonov

Kislevczyk ukłonił głowę w geście przywitania, takim samym jakim raczono się niegdyś w jego rodzimych stronach.
- Dzięki ci panie że raczyłeś nas ugościć w swym pięknym zamku- zaczął Pyotr, starając się zachować przyjazny i miły dla ucha ton swej wypowiedzi.
- Godność ma to Pyotr Antonov, zmierzałem właśnie do Middenheim gdy trafiłem w sam środek zamieci.- Łowca napił się trochę z kielicha po czym dalej począł kontynuować.
- Mógłbym się dowiedzieć od waść mości czy aby przypadkiem nie zboczyliśmy z drogi, bo tego zamku nijak nie pamiętam. A nieraz bywałem w tych stronach oczywiście bywało to dawno temu więc mogę się mylić.[/url]