Strona 1 z 10
[Świat Pasem] Mroczne Dni
: środa, 19 lipca 2006, 18:05
autor: Mr.Zeth
Ok, moje wymogi to:
-W miarę rozbudowane posty. Jak są poniżej 4 zdań, lub w pewien sposób denne, to uważam je za obelgę i obchodzę się z graczem ostro

-Piszemy w 3ciej osobie i w czasie przeszłym... piszemy też imię postaci na początku posta.
-Pisownia (uwagi):
-Tak piszemy co postać mówi-
*Tak – co myśli*
Tak – co mówimy poza sesją
wyjątek stanowi jak zwykle Ouzaru, która inaczej niż kursywą pisać nie może
A wiec.. zaczynajmy!
Wszyscy:
Długo było tylko światło. Przed nim jakieś widmo bólu, ale zdawało się odległe.. niczym jakiś sen, który miał już nigdy nie wrócić. Cisza i spokój... i wtedy pojawiło się światło dzienne.. i głosy.
-
Kolejny węzeł!-
-Wyciągajcie ich!-
-Sam też się rusz do diabła!-
-Dobra, już.... Dev, rusz swój tłusty tyłek!
-Siedmioro! Niezły ten węzeł był...-
-Dobra, rzucaj zaklęcie wyciszenia i transportujemy ich.. oby droga minęła spokojnie...-
-Niech światło Luviony błyszczy nad ich snem....-
Potem było trzęsienie i półsen, denerwujące zawieszenie między bytem, a niebytem, okraszone ciężką atmosferą spokoju i zdenerwowania, smrodem zarazy i spalenizny wywołującym mdłości i rojem much, które ktoś bezustannie odganiał brudna szmatą. Wreszcie podróż dobiegła końca. Wszyscy powoli doszli do siebie.
Sala byłą przestronna i pusta. Na zimnej, szklanej podłodze były ustawione materace, na których leży siedem istot. Rozległy się kroki...
Silven:
Diabelski ból głowy. Jak po wyużyciu całej magicznej mocy. Oczy też otwierają się opornie...
Ale gdy już się otworzyły elf ujrzał kilka powoli budzących się osób. Nefalema, leżącego tuż obok, na sąsiednim posłaniu, mężczyznę o wrogich rysach twarzy, chyba jakiegoś telepatę, czy coś takiego. Inny, złośliwie uśmiechnięty mężczyzna już się podniósł, z kolei jakaś czarnowłosa kobieta powoli wstała i przeciągnęła, rozpuszczając czarne włosy na kształt kaskady. Jakiś erynianic jęknął coś, wstając, z kolei z przodu. Jeszcze jeden – drakon – siadł na posłaniu i patrzyła na własne dłonie, nie mogąc chyba się przyzwyczaić do „powrotu”.
Wreszcie z głębi korytarza nadszedł jakiś kapłan...
Symbol:
Nefalem nie wiedział, czemu, ale głowa bolała, jakby ktoś wiercił w niej całą noc dziurę. W sumie nawet nie ma pojęcia, czy była to tylko jedna noc, czy cała dekada. Nie mając zbyt wiele sił zdecydował leżeć po prostu na posłaniu i próbuje zebrać myśli. Wreszcie wokół siebie poczuł ruch i powoli się dźwignął, by stwierdzić, że jego wzrok padł prosto na włosy jakiejś kobiety, dyndające mu przed twarzą na odległości połowy ramienia. Czy to ich połysk, czy szok poodrodzeniowy sprawił, że nie da się od nich oderwać wzroku?
Zari:
Obudziła się po tym wszystkim, jak po jakimś szoku, lub wstrząsie, jednak jest on na tyle odległy, że rozglądniecie się wokół nie sprawiło problemu. Wstanie i przeciągnięcie się - też.
W sali leży wysoki elf, dwóch mężczyzn, erynianin i drakon. Żadnych znajomych twarzy. Cóż nowego? Chyba tylko nefalem tępo przyglądający się połyskującym włosom, które należały do kobiety... cholerny słaby umysł!
Vergil:
*Co do cholery?* było pierwszą myślą, która przemknęła przez świadomość demona. Pewne było natomiast, że przebywał w świętym miejscu i wywoływało to dreszcze. Na szczęście kamuflaż działał cały czas, wiec inni widzieli tylko mężczyznę z marsem na twarzy. Sala jest zapchnięta uchodźcami, takimi jak on sam. Uchodźcami ze świata martwych. Więc tak to jest... nie do końca przeżyć kataklizm. Jakaś czarnowłosa piękność odziana w stal, nefalem w skórzanej zbroi, dwóch gości w togach, jeden w lekkim pancerzu i jakieś drakońskie i eryniańskie tałatajstwo... piękna kompania... Jakby tego było mało z korytarza z przodu
Belial:
Otwarte oczy to jedno, a pojmowanie świata to drugie. Przez jakiś czas diabeł nie był w stanie złapać oddechu, ani równowagi. Po chwili zorientował się, czemu – był w świątyni. Kamuflaż nie chroni go przed mocą świętości. Znając jednak wroga można go zwalczać. Wyparł szybko świętą obecność z umysłu i wrócił do w miarę normalnego, nie licząc bólu głowy, stanu. W sali było trochę śmiecia poza nim, ale kto by się tym interesował? Idzie tu chyba jakiś kapłan...
Erynius:
Pierwsza próba podniesienia przyniosła tyle bólu, że mężczyzna jęknął. Jego własny głos brzmiał jak czyjś inny. Wstał, by zebrać myśli. W sali byli inni... nie znał ich... Wszystko się sypie... korytarzem idzie kapłan w bieli... może on poprawi stan rzeczy?
Nadir:
Drakon otworzył oczy. Szok ustąpił jeszcze gdy spał, wiec spokojnie się podniósł i przysiadł na łóżku, nawet nie patrząc na innych. Z resztą zaraz przyszedł kapłan i chyba coś powie...
Wszyscy (c.d.):
...Kroki zatrzymały się. Odziany w biel kapłan stanął na wprost i powiedział spokojnie –Witajcie w świątyni Luviony - Bogini Życia i Światła!- zaczął. –Zostaliście wydarci ze szpon śmierci, by oddychać raz jeszcze. Kataklizm zniszczył wszelkie życie i pozostawił nielicznych! Większość istot zostało sprowadzone tak jak wy – poprzez Węzły Życia. Gdy tylko dojdziecie do siebie możecie opuścić świątynię, ale będziemy radzi mogąc przyjąć was w szeregi Wojowników i kapłanów świątyni!- powiedział i stał tam nadal czekając zapewne na reakcję...
: środa, 19 lipca 2006, 19:10
autor: AC
† "Symbol":
Powoli i spokojnie przyjrzał się wszystkim po kolei, a potem wstał z łóżka i odezwał się do kapłana "Można pozwiedzać? Nie jesteśmy więźniami prawda?" Wypowiedział się jak najuprzejmiej umiał poczym wyszedł z celi i poszedł korytarzem w prawo aż dotarł do dużego holu z błękitnym dywanem na ziemii i trochę jaśniejszym - niebieskim na schodach wiodących w górę. Poszedł tam i spotkał jakichś wieśniaków mówiących o końcu świata. Wieśniacy trochę się przestraszyli Nefala, ale po przywitaniu się i przedstawieniu wszystko było w porządku. Pogadali o zaistniałej sytuacji. Okazało się, że jeden z wieśniaków we wcześniejszym świecie był mistrzem w kopaniu kur, a drugi potrafi całkiem nieźle strzelać z łuku. Razem poszli wielkim korytarzem w prawo aż doszli do jakiegoś kapłana. Co można robić poza tym budynkiem? Gdzie jest wyjście? - powiedział Symbol.
: środa, 19 lipca 2006, 19:20
autor: Nadir
Nadir
Drakon niewiele pamiętał. Świat taki jak teraz go widział nie zdziwił go- pewnie dlatego, że z wcześniejszego mało zabrał ze sobą do grobu. Rozejrzał się po ocalonych. Z tego co zobaczył wywnioskował, że świat za dobrze się nie układa. *Rasy wymierają. Ludzie nas wypierają. Nowy świat, nowe obyczaje, nowi władcy. Trzeba chwytać okazję. Skoro świat powstaje od nowa warto stanąć po stronie jego twórców.* Drakon w zamyśleniu czekał na koniec przemówienia kapłana. Gdy zapadła cisza, Nadir powoli podniósł się i spokojnym acz stanowczym głosem powiedział:
Ja, drakoński wojownik zwany Nadir, chciałbym dowiedzieć się czegoś o służbie w świątyni. Jeżeli służba jest w dobrej sprawie, zapłata godziwa i warunki do rozwoju dobre z chęcią podejmę się misji pomocy kapłanom.
: czwartek, 20 lipca 2006, 08:49
autor: Seto
Erynius
Nie licząc bólu głowy i mieści Erynius czuł się dobrze. Szybko rozejrzał się po innych. Większość to ludzie, chyba tylko on i ten drakon są "inni". Dobrze byłoby poznać lepiej tego drakona. Wtedy wszedł kapłan. Erynius słuchał uważnie. *Świątynia życia! Nie mogło być lepiej.*Wstał z łóżka. Wyprostowął się co skutecznie utrudniał mu ból. Podszedł powolnym ale pewnym krokiem do kapłana. Jestem Erynius chciałbym zostać kapłanem życia. -Powiedział. Barwa jego głosu wydawała się już wrócić do normalności, ale mimo to głos był słaby.
: sobota, 22 lipca 2006, 12:35
autor: Ouzaru
Zari
Rozejrzała się uważnie dookoła, była spokojna i opanowana niczym zimny sopel lodu lub bryłka stali. Stojąc prosto i pewnie na nogach zdawała się być częścią tego miejsca, niczym rzeźba wykuta precyzyjną ręką mistrza. Jej kamienna twarz nie nosiła na sobie nawet cienia śladu emocji, zdawać się mogło, że przeszła wiele, wystarczająco, by odcisnęło to na niej swe złe piętno. Uchwyciła swe długie czarne włosy w dłonie i oplatając je dookoła siebie schowała pod płaszcz i zakładając na głowę kaptur skierowała się spokojnym, nieśpiesznym krokiem w stronę kapłana.
- Dziękuję, żegnaj. - powiedziała mijając go i udała się wprost do wyjścia. Nie zatrzymywał jej, nie odezwał się, uszanował wolę kobiety wiedząc, że nie może nikogo tu na siłę trzymać.
Zamknęła za sobą wrota i stanęła na schodkach spoglądając w niebo. Jeśli spodziewała się ujrzeć słońce, to nie zobaczyła go. Niebo spowiły fioletowoczerwone chmury, podobał jej się ten widok. Postąpiła krok do przodu przyglądając się miastu, w którym przyszło jej się znaleźć i poczuła dziwne ukłucie. Coś ją zarazem ciągnęło jak i odpychało. Od razu domyśliła się... Szybkim krokiem zeszła na dół i zatrzymała pierwszego napotkanego człowieka, jednak nie dotykając go.
- Co to za budynek - spytała wskazując ogromną, masywną fortecę na pograniczu zasięgu wzroku. Mężczyzna spojrzał się na nią zdziwiony i spokojnym głosem odpowiedział:
- Toć to Forteca Okultystów...
Chciał dodać coś jeszcze, lecz nie słuchała go. Wyminęła zostawiając go bez słowa i szybko ruszyła w stronę budowli.
*Znalazłam...* - pomyślała.
Im bliżej była, tym uczucie stawało się mocniejsze. Nie przyśpieszała jednak, nie chciała się niczym zdradzić. W głowie miała przyjemną pustkę, nie chciała zapełniac jej myślami ani odczuciami.
: sobota, 22 lipca 2006, 13:12
autor: Mr.Zeth
Wszyscy:
AC.. mistrz w kopaniu kur? Odstaw "Fable" na jakiś czas....
Czarnowłosa kobieta opuściła salę szybciej, niż można by się spodziewać. Nie wyglądała na skołowaną czy zdołowaną jak reszta. Nefalem też już widać poczuł się lepiej, bo udał się na zwiedzanie gmachu. Ruszyła za nim jakaś kapłanka w błękitnej masce...
Wtedy przemówił Drakon. Przedstawił się imieniem „Nadir” i zapytał kapłana o służbę w Świątyni, co widocznie ucieszyło kapłana. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko. –jesteśmy jedynymi, którzy bronią słabszych wbrew regułom, które narzucają Wrogowie, Okultyści.. i ten świat- westchnął. Gdy okazało się, że Erynianin również chce służyć w Świątyni kapłan pokiwał głową z zadowoleniem. Skinął na obu i pokazał, by szli za kapłanem w błękitnym pancerzu. Potem zwrócił się do reszty –Możecie tu pozostać do tygodnia, potem przyjedzie nowy transport. Do tego czasu lepiej zapytać się o organizacje i dołączyć do którejś... bywajcie!- zakończył i opuścił salę.
Symbol:
jak chcesz zrobić dłuższy post, a nie wiesz, co napisać, to się do mnie zwróć poprzez gg ok?
Kapłan kiwnął głową. –Jesteś na pietrze – idź schodami w dół i w tamtym kierunku- wskazał palcem w prawo. –Prowadzi tam linia błękitnych lampionów po prawej i lewej stronie wyjścia!-
Erynius i Nadir:
Kapłan poprowadził drakona i erynianina do Sal Wiary. –Naszym obowiązkiem jest sprzeciwiać się złu nie tylko siłą ramienia i oręża ale także słowem i czynem- zaczął. –Posiadasz sprzęt typowy dla kłusowników, możesz stać się Łucznikiem, by po poświęceniu przeszkolić się na Białego Łucznika... albo Białego Kusznika!- zwrócił się do drakona. –Zaś Ty... możesz się stać Kapłanem Luviony, gdy tylko pomyślnie przejdziesz testy na Adepta...- dodał, zwracając się do erynianina. –Obaj jeszcze jesteście trochę za mało doświadczeni... Może udacie się za jedną sprawą na pustkowia?- zapytał. –Spokojnie, zadanie was nie przerośnie...- dodał, widząc zdziwienie na twarzach rozmówców.
Zari:
Kobietę zaczepił jakiś owinięty szmatami, przygarbiony mężczyzna. –Interesuje Cię gmach Okultystów? Wiesz.. jeśli powiesz, że chcesz się rozglądnąć przed dołączenie zabiją Cię...- zachichotał, po czym zakaszlał, zginając się w pół. Widać, że był ciężko chory na jakąś zarazę. –Ale można tam się dostać, gdy zadeklaruje się chęć wstąpienia do nich... lub można się tam zakraść...- dodał i znów zachichotał. Tym razem krócej.
: sobota, 22 lipca 2006, 14:06
autor: Ouzaru
Zari
Choć wyraz jej twarzy się nie zmienił, choć nawet się nie poruszyła, dało się 'wyczuć' odrazę, jaką poczuła do mężczyzny. Kłamstwa, oszustwa, przebieranki... były dla niej wodą i powietrzem, czymś czym się karmiła i oddychała na co dzień. Lecz zawsze pozostawał ten niewygodny i nieznośny wybór. Wejść i oszukać ich, czy się zakraść i czerpać przyjemność z ich niewiedzy? Och, jaką rozkosz by jej sprawiło okłamywanie tych głupców! Choć z drugiej strony to niosło za sobą ryzyko rozpoznania... Ech, także gdyby się tam jakoś dostała, mogłaby mieć kłopoty, jakby ktoś na nią 'wpadł'...
Wszystkie myśli przeanalizowała w ciągu ułamka sekundy.
*Te wszystkie za i przeciw... Wybory, wybory, wybory...* - pomyślała i spojrzała na starca. Uśmiechnął się do niej. Ujrzała dwa rzędy ostrych kłów, każdy długości ludzkiego palca, lecz i na to nie zareagowała w żaden sposób. Odwróciła się do niego plecami i odeszła, jednak nie w stronę Fortecy. Chciała się przejść trochę po mieście i zbadać je. Planowała dostać się tam systemem kanalizacyjnym, jakimiś podziemiami...
Idąc napotkała mały szyb koło karczmy, która znajdowała się blisko Kwatery Okultystów. Radosne, jak na ten czas i miejsce, dźwięki nie skusiły kobiety by wejść do środka i dołączyć do biesiadników przy ciepłym ogniu kominka. Soczysty zapach potraw i trunków zdał się na nic. Poczekała na dogodny moment i weszła do szybu. Podążając nim w stronę Fortecy natrafiła na małą rurę, która prowadziła bezpośrednio do budowli, jednak była tak miała, że kobieta z ledwością by zmieściła w nią swą szczupłą dłoń. Nie była jednak tym rozgniewana lub zawiedziona.
*Wybór dokonany był zły* - pomyślała i ostrożnie się wycofała. Odczekała chwilę i gdy się upewniła, że nikt jej nie zobaczy, wyszła. Skierowała się do głównej bramy Okultystów, myśli Zari były czyste i przejrzyste niczym źródlana woda. Stanęła przed strażnikami bez cienia strachu czy niepewności.
- Wpuśćcie mnie - powiedziała cicho, a w jej słowach kryła się jakaś niewypowiedziana groźba. Strażnik, tęgi mężczyzna z toporem, spojrzał na kobietę spod kaptura.
- Przychodzisz celem...? – zapytał nie kończąc i pochylił się nad nią wyczekując odpowiedzi.
- ... dołączenia... – odparła szybko i cicho, gdy tylko słowa opuściły jego usta. Uniosła głowę i na jedno uderzenie serca zobaczył jej oczy. Ciemne, nieprzeniknione i zimne jak sama śmierć. Wzrok przeszył go na wylot zatapiając się niczym ostrze w jego umyśle. Mężczyzna wzdrygnął się i mimowolnie odwrócił oczy spoglądając na ramię kobiety. Poczuł jakieś zimno bijące od niej, surowość i niedostępność.
: sobota, 22 lipca 2006, 17:05
autor: Seto
Erynius
Moim powołaniem jest zwalczać zło słowem, zaś możliwość stania się kapłanem będzie dla mnie prawdziwym zaszczytem. Każde powierzone mi zadanie przyjme z szacunkiem i pokorą.-Powiedział Erynius poważnym głosem. Widać było że wrócił już do siebie. Nie był już taki blady jak przedtem. Poprawił swą tunikę i kostur. Czekał na to co odpowie Kapłan. Czuł się uradowany że może uda mu się zostać kapłanem. Prestpektywy jakie otwiera ten "awans" są obiecujące. Może uda mi się zniszczyć choć część zła jakiego teraz jest wszędzie pełno. -Myślał, a myli te dodawały mu sił.
: sobota, 22 lipca 2006, 19:34
autor: Zapał
Belial
Zerwał się i rzucił się w stronę wyjścia. Nie mógł ścierpieć tego miejsca ani minuty dłużej. Warknął coś do kapłana w tylko sobie znajomym języku i ruszył do wyjścia, miotał się po korytarzu odpychając każdego kto mu stanął na drodze. W końcu dopadł wyjścia i odetchnął świeżym powietrzem stając na ziemi przed świątynią. Tak... Ziemia... taka brudna... Szepnął do siebie wreszcie czując, że stoi na twardym gruncie. Pogroził chwilę pięścią świątyni i ruszył w miasto szukając jakiejś speluny gdzie możnaby zgromadzić ekipe "porządnych" ludzi.
: poniedziałek, 24 lipca 2006, 13:46
autor: Nadir
Nadir
Drakon ukłonił się i ze spuszczoną głową odpowiedział:
Z chęcią przyjmę to zadanie, tak jak i każde inne, którego celem będzie wybawienie jak największej ilości istot od zła tego świata.. Gdy skończył wyprostował się dumnie i spojrzał na erynianina.
Nasza dwójka jest tym czego świątynia potrzebuje- silnym ramieniem i wiarą. Mam nadzieję, że razem zdołamy przeciwstawić się naszym wrogom. rzekł do niego. Postarał się nawet uśmiechnąć, ale nie przyszło mu to łatwo. Wykrzywił więc tylko usta. Odwrócił się znów do kapłana i zapytał
Na czym więc nasze zadanie ma polegać?
: poniedziałek, 24 lipca 2006, 14:43
autor: AC
Symbol:
"Fajnie, że wyjścia są tam, ale ja się pytałem co, gdzie tu jest żebym mógł się przejść i pozwiedzać. Czy może nie chcecie mnie tutaj i mam wyjść?" - powiedział smutnym głosem † i czekał na odpowiedź tego starego pierdzie... znaczy starego kapłana.
*Dość tego, wychodzę z tego burdee... znaczy świątyni* - pomyślał Symbol i powiedział: "Jeszcze tu wrócę" - powiedział powoli i z wyraźnym, twardym akcentem, zupełnie bez emocji. I wyszedł bramką numer 4 przy aplauzie publiczności, który tylko on słyszał.
Gdy otworzył drzwi stwierdził, że przetoczył się po nim ogromny czerwony kot, rozległ się wrzask "ZOOONK", a publiczność westchnęła "Ooooch" i Symbol otworzył oczy. Leżał w placówce medycznej. Kapłanka Thirel pokręciłą głową. -Straciłeś przytomnosć, cwaniaku... ledwo się podniosłeś i wyszedłeś z sali, po czym padłeś jak długi...- zaśmiała się. -Przeceniasz swe siły!
"Właśnię widzę jak pracuje wasza służba zdrowia, może jeszcze strajkujecie bo za małą wam dają? Mówiliście że mogę już iść i co? I wiaderko. - powiedział spokojnie Symbol nie wstając - "A tak w ogóle to mi się wydaję, że wkręciliście mnie - to jest więzienie, prawda? I wyjścia są tak skonstruowane że nie mogę wyjść.
Kapłanka spojrzała na niego z mieszanką zdziwienia i politowania. -Jak upadał to mocno uderzył sie w głowę, co?- zapytała kogoś z zaplecza. Do pokoju wszedł tęgi meżczyzna. -Możesz wyjść gdy chcesz, niezależnie od naszych zaleceń. Moim zdaneim jednek powinieneś pozostać przez jakis czas pod obserwacją... możesz korzystać z sal ćwiczeń i łózek w sali, w której się obudziłeś...
"A w tym czasie będę faszerowany narkotykami, a potem pokroicie mnie żeby uczyć studentów sekcji zwłok? Nie dzięki. Chce stąd natychmiast wyjść, więc jeśli rzeczywiście chcecie pomóc to wyprowadźcie mnie. Cholera jasna." - powiedział ciągle spokojnie Symbol
Nie minęła chwila od ostatnich słów Symbola a był już na zewnatrz. Fioletowoczerwone chmury mogły być tylko wytworem jego wyobraźni, ale wydawały się realne. W prawo od niego zobaczył jak ta czarnowłosa kobieta znika za tawerną, zaś do samego nefalema podszedł ubrany w szmaty meżczyzna. -Widzę, żeś nowy temu światu...- zachichotał. -I jeszcze neizrzeszony... tak... to widać...
"Nie, dziękuję." - odpowiedział Symbol podejrzanemu typowi i odszedł do bramy zagadać strażników gdzie można polować na coś nadającego się do jedzenia.
Strażnicy spojrzeli na niego i pokazali tawernę, a potem wybuchnęli śmiechem. -Jeśli chcesz coś zjeść to idź tam i upoluj coś. Cielska tych bestii mają w sobie zawartą moc.. mało, ale mają. Możesz je sprzedawać u alchemika... powiedział jeden z nich, gdy już się uspokoił.
Symbol niewiele rozumiejąc z bełkotu, z pewnością naćpanych, strażników bramy wolał odejść z tego nieprzyjemnego miejsca jak najprędzej. Nie chcąc jednak prowokować tych "podróżników po innych stanach świadomości" powiedział im tylko "Dobrze, dziękuję, to ja pójdę pozwiedzać okolicę. Do widzenia." - powiedział Symbol i wyszedł poza miasto a potem przed siebie.
: wtorek, 25 lipca 2006, 13:08
autor: Mr.Zeth
Zari:
Mężczyzna poprowadził kobietę korytarzem, z którego ścian zwisały liczne krwawoczerwone gobeliny oznaczone czarnymi symbolami i srebrnym pismem. Kandelabry z czarnego żelaza nosiły po tuzin świec każdy i osadzone były w niewielkiej odległości, skutecznie oświetlając cały korytarz. Potem kroczyli przez obszerną salę, zdobioną w podobny sposób, jednak wmiast gobelinów były tu obrazy rzezi i ofiar. Podpisano je dumnie „Wielki pogrom w czarnym Kaniionie, Śmierć Lorda Demona, Zniszczenie Strefy Wrogów, Padół Łez Demonów i tak dalej. Obrazów było koło czternastu. Stało tu też kilku podobnych do „przewodnika” Zari. Wreszcie nieumarły, bo tyle kobieta odczytała z ruchów idącego przed nią, stawił się przed kimś, kto wyglądał na wyżej postawionego. Tamten, również mężczyzna, kiwnął głową, by strażnik odszedł. –Witaj w Kwaterze Kultu Czarnego Ładu!- powiedział, mierząc stojącą przed nim wzrokiem. –Jestem Starszy Wierny Kerstan! Mym obowiązkiem jest zapytać Cię o twe imię i powód, dla którego chcesz wstąpić w nasze szeregi!- kobieta spojrzała na mężczyznę bez cienia emocji i bezbarwnym głosem powiedziała: - Szukam spokoju i ładu, nauki, odnalezienia się.. Miałam na imię Sandra, a potem mnie wyciągnęli, czy taka odpowiedź wam starczy? - spytała mierząc go zimnym wzrokiem. Mógł zobaczyć, że się go nie boi, że widziała i czuła rzeczy straszniejsze i bardziej przerażające niż cokolwiek by mogli jej zrobić. Postąpiła pół kroku do przodu. Kerstan uśmiechnął się szeroko. –takich osób potrzebujemy! Meven!- krzyknął w kierunku żelaznych drzwi. –Oprowadź naszą przyszłą siostrę po fortecy!- zza drzwi wyszła kobieta w czarnym płaszczu i skinęła na Zari. –Chodź! Pokażę Ci jak wygląda siedziba!-
Gdy kobieta ruszyła bez słowa naprzód Starszy Wierny uśmiechnął się. –Jako wartości cenimy dyscyplinę, posłuszeństwo i wierność Ezehialowi.- powiedziała Meven, gdy zamknęły się za nimi ciężkie okute drzwi. –Żadnej samowoli, żadnej błazenady. Kara jest zawsze szybka, bolesna i brutalna jak przykład dla innych. Gdzie chcesz pójść najpierw? Lochy, wieżyce, Sale mieszkalne, Sale Wiedzy czy Sale Wojny?-
-Od dołu- odpowiedziała swym lodowatym głosem, który bardziej przypominał szept wiatrów północnych prześlizgujących się między zamarzniętymi drzewami.
-Doskonale!- powiedziała kobieta i skręciła do wąskich , krętych schodów prowadzących w dół. -Uważaj, żeby się nie poślizgnąć- dodała. Na chodach były plamy krwi. cały dół okazał się być jedną wielką sala kaźni, która aktualnie nie miała żadnych "lokatorów". Wokół były klatki zwisające z sufitu. Nawet nie postarano się o oczyszczenie ich ze ścierwa poprzednich "lokatorów".
Erynius i Nadir:
Kapłan przyglądnął się bliżej erynianowi.-Zaraz... Ty jesteś Nadprzyrodzonym! Nie nadajesz się na kapłana!- zaśmiał się. –Będziesz raczej Zwolennikiem Białej Mysli...- kiwnął głową. –Tak czy inaczej musisz zdobyć więcej doświadczenia w walce nim się dołączysz do szeregów świątyni!- pokiwał głową. –Tak samo Ty!- powiedział do drakona. –Idźcie razem na polowanie! Zbierajcie ciała istot, a jeśli będą za ciężkie, to bierzcie chociaż ich głowy. Magiczna moc zawarta w nich napędza ogrody i pastwiska. Pobieramy ją poprzez alchemię. Po prostu przynieście ciała tutaj, a wynagrodzimy was za to!- zakończył kapłan.-Wola zadecyduje, czy jesteście gotowi!- kiwnął głową. –Powodzenia!-
Belial:
Tawerna byłą miejscem, w którym pijatyka zdawała się nie mieć końca. Szalone krzyki i mężczyzna wylatujący przez okno upewnił Beliala w tym przekonaniu. W środku panował gwar. Gdy diabeł wszedł wszyscy zamilkli i spojrzeli na niego w milczeniu. Pierwsza myśl „Poznali mnie?” nie miała prawa dłużej zagościć w jego umyśle . Raczej czekali na pierwsze słowa, które sprawiłyby, że wyleciałby stąd z rozwalonym nosem, lub został zaakceptowany i „impreza” trwałaby dalej.
Symbol:
Nie musiał czekać długo, by napotkać na jakąś dziwną istotę. Przypominała węża z rozwaloną dolną szczęką. Istota ruszyła z sykiem w stronę Nefalema. Symbol jeszcze nigdy nie widział czegoś takiego, ale nie trzeba było być geniuszem, by stwierdzić, ze to nie ma przyjaznych zamiarów...
: wtorek, 25 lipca 2006, 15:02
autor: Nadir
Nadir
Kiwnął głową i ruszył w stronę wyjścia. Gdy przeszedł kilkanaście kroków odwrócił się i zapytał Nadprzyrodzonego:
To jak, idziesz ze mną? Czy może wolisz działać na własną rękę? Jak się zdecydujesz to będę gdzieś na widoku rozglądając się za zwierzyną powiedział i się krzywo uśmiechnął. Żwawym krokiem wyszedł ze świątyni na główną drogę i rozejrzał się po okolicy. Zastanawiał się które z pobliskich miejsc najlepiej będzie nadawać się na "zbiory".
Po chwili wachania skręcił w lewo, ale zaraz zatrzymał się. Wrócił na główny trakt i narysował na ziemi strzałkę w lewo.*Oby się domyślił...*
Gdy przeszedł kilkaset metrów zauważył spory krater, jakby po meteorycie lub jakiejs wielkie płomiennej kuli.*Armageddon* przemknęło mu przez myśl. Zbliżył się do zagłębienia i spojrzał do środka. Szczęście sprzyjało mu. Wewnątrz zauważył spalone zwłoki. Żar w tym miejscu był spory, gdyż nie był w stanie ocenić jakie istoty się znajdowały w kraterze. Jednym z nich chyba było zwierze, wnioskował to po kształcie ciała- 4 odnóża skierowane prostopadle do osmalonego ciała. Obok walały się jeszcze jakieś inne zwłoki ze stoku wystawała dłoń. Drakon podszedł do ledwo widocznej dłoni, zdjął łuk i jego końcem odkopał trupa. Zasypany popiołem dobrze się zakonserwował. Ciało obok zwierzęcia już nie miało takiego szczęścia. Było niemal doszczętnie zwęglone i rozsypywało się przy każdym dotknięciu. Nadir zarzucił na siebie swoją broń, martwe zwierze umieścił na szerokich barkach a zakonserwowane ciało wziął pod lewą pachę. Z trudem jeszcze przykucnął,złapał głowę zwęglonego ciała i oderwał ją od reszty zwłok. Tak załadowany skierował się z powrotem do świątyni.
: wtorek, 25 lipca 2006, 16:23
autor: AC
Symbol:
Śpiewając "Boli mnie noga w biedrze, nie mogę biegać dobrze, ale tańcować mogę tylko zawiąże se nogę" łapię potworzysko za pozostałą szczękę i wyrywam jej oczy po czym zjadam je.
: środa, 26 lipca 2006, 09:20
autor: Pavciooo
Vergil:
Myśli kłębiły się w głowie demona w reakcji na to, co usłyszał. *A więc świat został zniszczony kataklizmami, a ja nic z tego nie pamiętam? Niech to diabli! Ciekawe, czy mój braciszek Dante miał tyle szczęścia i również został sprowadzony spowrotem... Lepiej dla niego by było aby tam pozostał, bo ja nie rezygnuję...* - pomyślał rozglądając się po sali. Większośc postaci szybko wyszła, nie mogąc się doczekać wyjścia na zewnątrz. *Jeszcze wam ten świat zbrzydnie* - pomyślał. Przypomniał sobie słowa kapłana- *Ja w służbie dobru? Dobre sobie... Ten kapłan nie wie, że niekoniecznie przysłużył się temu światu przywracając mnie do życia... Ale nie będę go uświadamiał. Jeszcze...*
Na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech, Vergil wstał i poprawił swoje białe włosy. Nie były one siwe, tylko poprostu białe. Zaczesał je ręką do góry, otrzepał swoją szatę z pyłu, sprawdził, czy jego katana jest na miejscu i ruszył na zewnątrz.
Tu miejsce do popisu dla MG, proszę, opisz mi ładnie świat, żebym mógł się lepiej wczuć... Jest totalnie zrujnowany, czy może jedynie bardziej mroczny niż wcześniej?
: środa, 26 lipca 2006, 11:30
autor: Seto
Erynius
Odczekał chwile i poszedł za drakonem. Kiedy wyszedł zeświątyni zobaczył jaki świat jest zniszczony. Bezlistne drzewa kolory czerni i popiołu, wypalona lub pożółkła trawa, słońce przesłonione chmurami przypominającymi kłeby czarnego jak smoła dymu. Wznoszące się w oddali ruiny przypominające otwartą paszczę potwora. Las nie taki jak dawniej zielony lecz szary. Erynius miał wrażenie jakby wszystko było w odcieniach szarości jakby ktoś na kolorowy niegdyś świat wylał szarną farbę. Przygnębiało to Erynianina ale wiedział że Mroczne Dni kiedyś się skończą a ludzie i inne istoty które opowiadają się po stronie dobra przezwyciężą zło. Pogrążony w rozmyślaniach nadprzyrodzony nagle zawuważył na ziemi narysowaną strzałkę. Skręcił w stronę którą pokazuje. Szedł chwile i zobaczył ogromny krater a w nim drakona zbierającego zwęglone po części włoki. Pomóc Ci? -Zapytał z lekkim uśmiechem na ustach i nie czekając na odpowiedź zabrał kilka ciał leżących nieopodal
: środa, 26 lipca 2006, 18:51
autor: Mr.Zeth
Nadir i Erynius:
Ciała rozsypywały się przy dotyku, lub po chwili niesienia. Gdy już nie było czego nosić obaj "zbieracze" zorientowali się że ktoś się z nich śmieje. Okultysta - bez dwóch zdań. Czarny kaptur znaczył jego przynależność. -Jeśli szukacie ciał to pragnę was oświecić... musicie mieć ŚWIERZE ciało. Połaźcie trochę po pustkowiu! Zabijcie coś, niemało tałatajstwa tutaj!- dodał, śmiejąc się jeszcze. -Zabawni jesteście, wiec jeszcze pożyjecie trochę!- dodał gasząc inferno trzymane w ręce.
Nastała niezręczna cisza...
Symbol:
Istota niestety nie czekała, aż oprawca zrobi wszystko, czego on zapragnie. Ścierwężowidło odwinęło się i zadarło ostrymi karbami ramię Symbola (Symbol -1HP, zakażenie) pozostawiając rozerżniętą ranę. Nefalem zamachnął się i uderzył to coś w łeb (Ścierwężowidło -2HP). tamto chciało odpowiedzieć raz jeszcze, ale nefalem uniknął ciosu i rozdeptał łeb istoty. Teraz już chyba jest martwe...
Vergil:
Ciemne, fioletowo-czerwone chmury przesłaniały niebo. Powietrze było martwe - nie poruszał nim wiatr, ciszę mąciły wrzaski z tawerny i jazgoty zza murów miasta. Co jakiś czas dało się poczuć smród rozkładu lub spalenizny, a niebem przelatywały nieumarłe ptaszyska, skrzecząc i świszcząc, wypatrując słabych i umierających na ulicach "miasta". W pewnym momencie dał się słyszeć ryk. Para Okultystów położyła trupem jakąś człekopodobną istotę. -Cholerni drapieżcy!- warknął jeden. -Przeklęta choroba!- syknęła druga. Zabrali ciało i odnieśli do kwatery. Jakiś stary mężczyzna wydał agonalny jęk kilka przecznic dalej. ptactwo szybko pikując w dół rzuciło się na ciało i pozbawiło go mięsa w kilka chwil. Nikt się nie przejął ani śmiercią człowieka chorego na drapieżycę, ani ciałem pozostawionym w bezładzie na drodze. Jakiś wóz przejechał po nim, podskakując na kręgosłupie. Woźnica - Okultysta przeklął na śmieci na ulicach... dzień jak co dzień w piekle, którym stał się świat...